Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , , ,

Książka o przygodach Zoji i o tym, jak przestała próbować być Księżniczką, a zaczęła doceniać siebie i prawdziwych przyjaciół.

Czyta się jednym tchem, humorystyczna i wciągająca opowieść zarówno dla dziewczynek, jak i dla chłopców. Opuszczony i pusty Dom nad Jeziorem, znikające kapcie, gadająca papuga Ola, śledztwo w sprawie kapci i bitwy powinny zainteresować wszystkich. Do tego odczuwalny wakacyjny vibe i bardzo fajne postawy obojga rodziców Zoji.

Niesie kilka przesłań odnośnie wpisywania się w oczekiwania innych, dobrego rodzicielstwa i tego, że warto wyjaśniać źródła nieporozumień.

Książka o przygodach Zoji i o tym, jak przestała próbować być Księżniczką, a zaczęła doceniać siebie i prawdziwych przyjaciół.

Czyta się jednym tchem, humorystyczna i wciągająca opowieść zarówno dla dziewczynek, jak i dla chłopców. Opuszczony i pusty Dom nad Jeziorem, znikające kapcie, gadająca papuga Ola, śledztwo w sprawie kapci i bitwy powinny zainteresować wszystkich....

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

Okładka książki The Rise and Fall of D.O.D.O. Nicole Galland, Neal Stephenson
Ocena 6,8
The Rise and F... Nicole Galland, Nea...

Na półkach: , , ,

Widać tego samego Neala, co przy opisie korporacyjnych procedur w związku z użytkowaniem papieru toaletowego z Zamieci czy procesu ustalania zbalansowanej wartości finansowej i emocjonalnej przy dzieleniu spadku po zmarłym krewnym z Reamde. Jest w tej książce zawarta dawka właśnie takiego, typowo stephensonowskiego humoru. Na pewno także nadal to gatunek techno-geek (fizyka, IT).

Nicole Galland dokłada się z historycznym i lingwistycznym zacięciem naukowym.

Słabo wypada tylko wątek miłosny, tutaj trochę zawodzi warsztat, na szczęście to tylko jeden z wielu wątków zawartych w książce.

Największa perełka dla mnie: Halloween party.
Trzeba też pamiętać, że to jest pierwsza część dylogii, toteż po zbudowaniu świata i doprowadzenia do rozwinięcia wszystkich wątków historia nie jest zakończona, po prostu jej ciąg dalszy jest w drugim tomie.

Widać tego samego Neala, co przy opisie korporacyjnych procedur w związku z użytkowaniem papieru toaletowego z Zamieci czy procesu ustalania zbalansowanej wartości finansowej i emocjonalnej przy dzieleniu spadku po zmarłym krewnym z Reamde. Jest w tej książce zawarta dawka właśnie takiego, typowo stephensonowskiego humoru. Na pewno także nadal to gatunek techno-geek...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

Okładka książki Mityczne Drzewa Andreas Hase, Ursula Stumpf, Vera Zingsem
Ocena 7,4
Mityczne Drzewa Andreas Hase, Ursul...

Na półkach: , ,

Bardzo ciekawa pozycja, w której przedstawione są te drzewa, które dawniej uważane były za święte. Każdy z gatunków jest opisany pokrótce z perspektywy środowiskowo-morfologicznej, wykorzystania drewna, jego właściwości zdrowotnych i sposobach wykorzystania kosmetyczno-żywieniowo-leczniczych oraz na koniec powiązań z różnymi mitami i bogami.

Uwaga: to nie jest atlas drzew ani przewodnik po drzewach, tutaj główną rolę gra postrzeganie i wykorzystanie omówionych gatunków przez ludzi. Fotografie stanowią tylko wzbogacenie tekstu.

Bardzo ciekawa pozycja, w której przedstawione są te drzewa, które dawniej uważane były za święte. Każdy z gatunków jest opisany pokrótce z perspektywy środowiskowo-morfologicznej, wykorzystania drewna, jego właściwości zdrowotnych i sposobach wykorzystania kosmetyczno-żywieniowo-leczniczych oraz na koniec powiązań z różnymi mitami i bogami.

Uwaga: to nie jest atlas drzew...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

Okładka książki Climate gamble Janne M. Korhonen, Rauli Partanen
Ocena 9,0
Climate gamble Janne M. Korhonen, ...

Na półkach: , ,

"Odczarowywanie" energii jądrowej w świetle zmian klimatycznych. Obala zadomowione w poszechnej opinii mity związane z energią nuklearną.

Dla laików. Must read dla wszystkich zainteresowanych zmianami klimatycznymi.

"Odczarowywanie" energii jądrowej w świetle zmian klimatycznych. Obala zadomowione w poszechnej opinii mity związane z energią nuklearną.

Dla laików. Must read dla wszystkich zainteresowanych zmianami klimatycznymi.

Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

Okładka książki Polki na Bursztynowym Szlaku Lidia Popiel, Monika Richardson
Ocena 4,4
Polki na Bursz... Lidia Popiel, Monik...

Na półkach: , ,

Spodziewałam się czegoś o bursztynie i jego historii w kulturze i sztuce, odkrywanej podczas drogi śladami dawnego handlarza bursztynem. Dostałam lajfstajlową książczynę, w której bursztyn jest okazją do podróży i próbowania kulinariów różnych miejsc w Europie, okraszoną jedynie opisami ludzi związanych z bursztynem, zdawkowymi bursztynowymi informacjami i masą rzeczy nieistotnych.

Może książka miała być bardziej reportażem z drogi po tym bursztynowym szlaku, ale w tej roli też wypada bardzo słabo. Dowiadujemy się, że panie się polubiły, że nazwały GPS'a Mariolką i tego typu rzeczy.

To wszystko jest bardzo "blond".
Skojarzenie miałam z czasami szlacheckimi: tak, jakby napisała to jakaś szlachcianka, która ma większe niż przeciętne obycie w świecie; niekoniecznie posiadająca większe aspiracje niż pobieżna znajomość tematów, jaka wystarczyłaby do rozmów salonowych.

Mam wrażenie, że więcej o bursztynie wiem z kryminałów Chmielewskiej niż z tej książki, choćby o tym, jak wygląda pozyskiwanie bursztynu (wyławianie go z morza, a nie z plaży - ten drugi sposób oczywiście przynosi także jakiś bursztyn, ale jest marginalny).

Plus za odkrycie dla mnie filmu "Amber Time Machine" zrealizowanego przez BBC z narracją Davida Attenborough'a.

Spodziewałam się czegoś o bursztynie i jego historii w kulturze i sztuce, odkrywanej podczas drogi śladami dawnego handlarza bursztynem. Dostałam lajfstajlową książczynę, w której bursztyn jest okazją do podróży i próbowania kulinariów różnych miejsc w Europie, okraszoną jedynie opisami ludzi związanych z bursztynem, zdawkowymi bursztynowymi informacjami i masą rzeczy...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Niedoczytałam, bo tego się zwyczajnie nie da czytać. Sztampa, drętwota i sztywne dialogi.

Niedoczytałam, bo tego się zwyczajnie nie da czytać. Sztampa, drętwota i sztywne dialogi.

Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Książka do przeczytania, nie do oceniania.

Książka do przeczytania, nie do oceniania.

Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Zarówno po stronie liberałów, jak i konserwatystów ciężko o głosy przemyślane, a nie opierające się na instynktach i emocjach. Ta książka zabiera wyraźny głos po stronie konserwatywnej, chrześcijańskiej (nie chcę używać słów prawica i lewica, gdyż bywają mylące i niejednoznaczne), ale w sposób wyważony, przedstawiając konkretne argumenty w obronie swojego zdania. Dzięki niej lepiej można zrozumieć niektóre polityczne zaszłości ostatnich miesięcy (wegetarian Waszczykowskiego np).

Zarówno po stronie liberałów, jak i konserwatystów ciężko o głosy przemyślane, a nie opierające się na instynktach i emocjach. Ta książka zabiera wyraźny głos po stronie konserwatywnej, chrześcijańskiej (nie chcę używać słów prawica i lewica, gdyż bywają mylące i niejednoznaczne), ale w sposób wyważony, przedstawiając konkretne argumenty w obronie swojego zdania. Dzięki...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Nie rozumiem, dlaczego w większości opinii na temat tej książki pojawiają się sugestie, że opowiadanie "Gra Endera" zawarte w tym zbiorze jest streszczeniem lub pierwowzorem pierwszej książki o Enderze, podczas gdy w rzeczywistości jest to zmieniony ostatni rozdział powieści "Gra Endera", w którym autor usunął niektóre sprzeczności, jakie mu się zakradły do całego cyklu.

To tyle, opowiadania generalnie są średnie.

Nie rozumiem, dlaczego w większości opinii na temat tej książki pojawiają się sugestie, że opowiadanie "Gra Endera" zawarte w tym zbiorze jest streszczeniem lub pierwowzorem pierwszej książki o Enderze, podczas gdy w rzeczywistości jest to zmieniony ostatni rozdział powieści "Gra Endera", w którym autor usunął niektóre sprzeczności, jakie mu się zakradły do całego...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Ciężko się to czyta.

Postaci papierowe, sceny i dialogi z udziałem w większości wypadków na poziomie pisarstwa piętnastoletniego, początkującego autora. Gdybym nie utknęła na A4 na 9 godzin pewnie porzuciłabym powieść po kilkunastu stronach.

W momentach, gdy autor zapominał o tym, że książkę należy wypełnić dialogami i akcjami pomiędzy opisami świata, problemów itd i skupiał się na tym drugim różnica w jakości tekstu była bardzo duża. Wyłącznie z tego powodu spróbuję sięgnąć także po kolejny tom.

Ciężko się to czyta.

Postaci papierowe, sceny i dialogi z udziałem w większości wypadków na poziomie pisarstwa piętnastoletniego, początkującego autora. Gdybym nie utknęła na A4 na 9 godzin pewnie porzuciłabym powieść po kilkunastu stronach.

W momentach, gdy autor zapominał o tym, że książkę należy wypełnić dialogami i akcjami pomiędzy opisami świata, problemów itd i...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

"Przez wiele lat nie opuszczało mnie wrażenie, że urodziłem się za późno. Ciekawe czasy, niezwykłe wydarzenia, fenomenalne jednostki - wszystko to, w moim odczuciu, należało do przeszłości i raz na zawsze się skończyło."

Te pierwsze słowa z kart Madame przemawiały i przemówią zapewne do niejednego czytelnika, ceniącego sobie wielkość, jaka często kryje się w minionych chwilach.

Czy jednak patrząc w przeszłość nie zauważamy, że i w teraźniejszości dzieją się rzeczy godne odnotowania?

Opowieść o Madame prowadzona jest z perspektywy patrzącego wstecz na swoje życie młodego mężczyzny, który od dzieciństwa słyszał pochwalne słowa o dawnych czasach i marzył, by samemu brać udział w czymś, o czym będą później krążyły legendy. Czasy PRL-u w latach 60-tych zdawały się temu jednak zupełnie nie sprzyjać... Kolejne próby rozruszania szkoły, rozpoczęcia jakiejś działalności artystycznej podejmowane przez bohatera, takie jak zespół Modern Quartet Jazz czy grupa teatralna, przynoszą satysfakcję jedynie przez jakiś czas, po czym rozbijają się o przeszkody szarej codzienności. Narrator boleje nad tym mocno ze względu na duże zainteresowania teatrem, literaturą i wszelkimi innymi przejawami twórczości artystycznych dusz.

Powiew świeżości do szkoły wnosi nowa dyrektorka, przez wszystkich nazywana Madame, będąca jednocześnie nauczycielką francuskiego. Jej chłodny styl, elegancja i niewzruszone maniery, poparte wyjątkowo sprawiedliwym podejściem do każdego z uczniów robią na młodzieży niezwykłe wrażenie. Wkrótce wszyscy chłopcy marzą o zwróceniu jej uwagi na siebie, a wszystkie dziewczyny robią notatki zapisując wszelkie szczegóły odnośnie odzieży Madame czy koloru szminki, którego używa. Bohater, który snuje przed nami tę opowieść z czasem odkrywa, że również i on uległ fascynacji tą kobietą. Stara dowiedzieć się o dyrektorce jak najwięcej, poznając jej dotychczasowe życie, a jednocześnie subtelnie pokazując jej, że wybija się ponad większość swoich rówieśników zamiłowaniem do literatury czy znajomością języka francuskiego.

To właśnie życie Madame można uznać za główny nurt w książce - opowieść o kobiecie silnej, tajemniczej, znającej swoją wartość i dążącej do upragnionego celu mimo wielu niesprzyjających okoliczności, w jakie obfitowały tamte czasy.

Historia zostaje ładnie zamknięta, gdy bohater prowadząc praktyki studenckie trafia do swego dawnego liceum - chociaż nie są to zupełnie ostatnie karty książki, to jednak tutaj następuje wyraźne podkreślenie, że każde czasy mogą obfitować w wydarzenia, o których pamięta się mimo upływu lat i które potrafią przeistoczyć się w swoiste legendy. Lekko uwypuklona jest także myśl, że nie zawsze te wydarzenia w istocie były takimi wielkimi, jakimi widziane są po czasie - tak, jakby ten przemijając nakładał na nie kolejne kolory i znaczenia.

Sami tworzymy nasze czasy.

Powieść pełna jest odniesień i aluzji do znanych artystów i filozofów - na jej kartach pojawiają się m.in. Goethe, Schopenhauer, Szekspir, Hölderlin, Rancine, Conrad, Mann, Picasso, Ray Charles. Fabuła nie wymaga jednak znajomości ich dzieł, raczej wskazuje, z czyją twórczością warto się zapoznać poprzez używanie odpowiednich cytatów. W przeciwieństwie do wielu podobnych książek, naszpikowanych kulturalnymi odniesieniami, ta sprawia jednak wrażenie niezwykle lekkiej. Spotkałam się nawet z przyrównywaniem tego utworu do muzyki Chopina i muszę przyznać, że to całkiem trafne spostrzeżenie.

"Madame" to debiut literacki Libery, opublikowany przez wydawnictwo Znak jako zwycięska praca konkursu przez nich zorganizowanego, później wielokrotnie wyróżniania nominacjami do literackich nagród i uhonorowana Nagrodą im. Andrzeja Kijowskiego, doczekała się również przekładów na 20 języków obcych.

Gazeta Los Angeles Times pisała o tej książce:
"Wspaniałe, rzadkie osiągnięcie... Najlepsze dzieła literackie na ogół opowiadają proste historie; do panteonu wielkiej literatury wprowadza je sposób, w jaki są opowiedziane".

W "Madame" przez cały czas czytelnik ma wrażenie uczestniczctwa w uczcie estetycznej i ogromnej elegancji. Słowo wypływa ze słowa bardzo naturalnie, i jak w muzyce nuta za nutą płynnie łączą się w melodię, tak tutaj słowa w opowieść. Opowieść, która ujmie osoby ceniące sobie wdzięk i szyk i nie szukające w każdej książce jedynie wartkiej akcji, emocji i porywającej fabuły.

"Przez wiele lat nie opuszczało mnie wrażenie, że urodziłem się za późno. Ciekawe czasy, niezwykłe wydarzenia, fenomenalne jednostki - wszystko to, w moim odczuciu, należało do przeszłości i raz na zawsze się skończyło."

Te pierwsze słowa z kart Madame przemawiały i przemówią zapewne do niejednego czytelnika, ceniącego sobie wielkość, jaka często kryje się w minionych...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

Okładka książki Wykład profesora Mmaa Franciszka Themerson, Stefan Themerson
Ocena 7,4
Wykład profeso... Franciszka Themerso...

Na półkach: , , ,

Szanowni Czytelnicy!
Świat wydał mi się nagle prosty i nieskomplikowany. Zapewniam jednak Państwa, że to, czy wydało mi się nagle tak, czy inaczej, nie będzie miało wpływu ani na treść, ani na formę mego wpisu, którego przedmiot jest skomplikowany i zagmatwany.

(parafraza pierwszych słów powieści)

Przedmiot wpisu zaiste jest skomplikowany i zagmatwany, gdyż skomplikowane jest życie społeczne prostych owadów, którymi są termity. Owe niewielkie owady w swojej kolonii posiadają swoisty odpowiednik Akademii Nauk i prowadzą doświadczenia naukowe, w tym także takie, gdzie przedmiotem badania jest zwierzę z gatunku HOMO.

W początkowych rozdziałach brałam udział w wykładzie, który nadał tytuł całej powieści, przyglądając się temu, jak w oczach termita wygląda człowiek i rozwój ludzkiej cywilizacji. Zaskakiwana byłam nowatorskim podejściem do ewolucji, w której można wyróżnić np. okres rozwoju człowieka od HOMOWBIJAMGONAPAL do HOMOWKRĘCAMGOWPASTRANSMISYJNY. Język, stosowany przez profesora Mmaa miał wszystkie cechy języka typowo akademickiego, poważnego i nieco sztucznie uroczystego, jak przystało na kogoś z wyrobionym autorytetem naukowym. Być może kogoś ten język mógłby odstraszyć, jednak zdecydowanie opinie, które były przez profesora Mmaa przedstawiane, nosząc ślady niekonwencjonalnych myśli i skojarzeń powinny wynagrodzić ewentualne niedogodności związane ze sposobem ich artykułowania.

Na wielki plus profesorowi zaliczyć trzeba otwartość umysłu, co winno być przymiotem każdego naukowca. Wszak uczony, stawiając wciąż nowe pytania, popycha naukę na nowe tory, zmuszając ją do poszukiwania odpowiedzi dla przedstawionych problemów. Mmaa nie boi się także względności, podczas gdy mniejsze od niego umysły polegać wolą na jasno wytyczonych zasadach, niewymagających od nich myślenia, co można było dostrzec w reakcji publiczności podczas wykładu profesora, gdy ten uznał coś za względne:

"Słowo "względność" zaniepokoiło audytorium. Było to niebezpieczne słowo. Nikt nie wiedział dokładnie, co ono oznacza, ale każdy czuł doskonale, że podważa ustalone pojęcia i uznane autorytety."

Będąc wybitnym i zapalonym naukowcem profesor Mmaa zajmował się wyłącznie czystą nauką, jednak trudno rzec to samo o słuchaczach jego wykładu. Nie od dziś wiadomo, że to wśród braci studenckiej, obok birbantów i młodych naukowców najwięcej jest młodzieży świadomej politycznie, toteż słuchając zoologa doszukiwali się w jego słowach podtekstów i przekonań. Na wykładzie obecni byli zresztą także obserwatorzy, pilnujący politycznej poprawności, co pozwoliło mi zorientować się, że sytuacja w tym termicim osiedlu bynajmniej nie jest spokojna i stabilna.

Przeczucie mnie nie myliło i profesor, a wraz z nim i ja, zmuszony został do oderwania się od czysto naukowego studium nad HOMO i zainteresowania się nieco bardziej przyziemnymi, socjologiczno-politycznymi sprawami. Trudno precyzyjnie określić, jaki ustrój panował w termicim osiedlu, gdy z jednej strony jak na społeczne owady przystało panowała w nim królowa, a z drugiej w każdym wypadku wspólne dobro stało zawsze przed dobrem jednostki. Mnie cały czas myśli wędrowały głównie w stronę komunizmu, coś w atmosferze książki przypominało mi inne wydane w podobnym czasie, nie zapominam jednak, że książka powstawała podczas II wojny światowej i zakrojona jest szerzej, niż poglądy socjalistyczne.

Themerson pokazuje obraz ludzi takim, jakim mógłby być oczami innego gatunku, poznającego homo sapiens na swój własny, obcy nam sposób, bo któż słyszał o badaniach poprzez zjadanie celulozy? Różne są sposoby poznania - i nie wszystkie z nich opierają się wyłącznie na twardych faktach, termity nie uciekają i od spekulacji czysto rozumowych, np przy próbie ustalenia, czy działania homo są inteligentne czy też instynktowne - a rozważania te dostarczają przyjemności i zabawy przy czytaniu tej książki. Równocześnie jednak autor przez swoich termicich bohaterów parodiuje ludzkie wierzenia i postawy, dokładając kolejną warstwę do swojego utworu - warstwę, zaznaczmy, niecelulozową, toteż trudniejszą do skonsumowania. Termicim naukowcom zdarzają się ponadto dysputy zahaczające o filozofię, nieprzypadkowo zresztą kilkoro z nich nosi imiona i nazwiska Nicze, Bergnos, Sizigmund Kraft-Durchfreud i Albert Einfus-Dreinstein. W tym wszystkim na dodatek znaczą się ślady wątku kryminalnego, powiązanego z tym horyzontalnym homo, na którym prowadzono część badań w termicim osiedlu.

Przegryzanie się przez wszystkie warstwy celulozowych zapisków Themersona wymagało nieustannego używania substancji skojarzeniowej, by nie zatracić zdolności rozróżniania, czy to człowiek bada termity, czy termity badają ludzi i kto tak naprawdę jest kim, ale mimo to, albo właśnie dlatego, smakowało wybornie.

Szanowni Czytelnicy!
Świat wydał mi się nagle prosty i nieskomplikowany. Zapewniam jednak Państwa, że to, czy wydało mi się nagle tak, czy inaczej, nie będzie miało wpływu ani na treść, ani na formę mego wpisu, którego przedmiot jest skomplikowany i zagmatwany.

(parafraza pierwszych słów powieści)

Przedmiot wpisu zaiste jest skomplikowany i zagmatwany, gdyż skomplikowane...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

http://przykubkuherbaty.blogspot.com/2011/11/cryptonomicon.html

Amerykański pisarz, Neal Stephenson, kojarzy się większości czytelników głównie z książkami z dziedziny science fiction, zapewne ze względu na szeroko docenione i uhonorowane nagrodami 'Zamieć' i 'Diamentowy Wiek' (pierwsza z nich zdobyła nagrodę Sfinks, druga - nagrody Locus i Hugo). Pisarz jest jednak bardziej wszechstronny i na swoim koncie ma także thriller ('Zodiac') czy powieści historyczne ('Cykl Barokowy').


'Cryptonomiconowi', mimo silnego oparcia fabuły o komputery, co może nasuwać skojarzenia z cyberpunkiem, zdecydowanie blisko i do historii z dużą dawką przygody, przez co z całej twórczości pisarza najmocniej spokrewniony jest z 'Cyklem Barokowym'. Wahałabym się jednak z klasyfikowaniem 'Cryptonomiconu' jako powieści historycznej, gdyż do tej kategorii pasowałaby jedynie ta połowa książki, której akcja rozgrywa się w czasie II wojny światowej, pozostawiając pytanie: co tu robi część współczesna?

Trudności z zaklasyfikowaniem tej pozycji do konkretnej kategorii świadczą jedynie bardzo mocno na jej korzyść, mówiąc o jej ponadgatunkowości i wszechstronności, a jakiekolwiek szufladkowanie powieści wydawać się może dla niej szkodliwe.

Podstawą fabuły jest kryptologia, którą Stephenson był zafascynowany i której silne wpływy widoczne były we wcześniejszym 'Cyklu Barokowym'. Ta nauka jest jedną z wielu nici łączących zarówno te różne pozycje, jak i przede wszystkim wiele pozornie niepowiązanych ze sobą wątków, opisywanych w 'Cryptonomiconie'. Nicią, która może wzbudzić zainteresowanie wielu osób, gdyż nie sposób nie zgodzić się ze słowami Chadwicka, mówiącymi o kryptologii:

"Dążenie do odkrywania tajemnic tkwi głęboko w naturze człowieka, a nadzieja dotarcia tam, dokąd inni nie dotarli, pociąga umysły najmniej nawet skłonne do dociekań. Niektórym udaje się znaleźć zajęcie polegające na rozwiązywaniu tajemnic... Ale większość z nas musi zadowolić się rozwiązywaniem zagadek ułożonych dla rozrywki: powieściami kryminalnymi i krzyżówkami. [...]"

Trudno powiedzieć, by 'Cryptonomicon' spełniał tu podobne zadanie, co powieść kryminalna, przybliża za to nieco wiadomości z tej dziedziny, wyjaśniając sposoby pracy kryptografów i kryptoanalityków, i to zarówno tych bliższych klasycznemu wyobrażeniu o tym zawodzie, działających podczas II wojny światowej i mających związek m.in. z pracami nad Enigmą, jak i tych bardziej współczesnych, dbających o bezpieczeństwo w sieci.

Kryptologia jest w tej powieści szkieletem, sam kościec to jednak nie wszystko. By twór wyglądał co najmniej przyzwoicie - ta książka wykracza daleko ponad to pojęcie - potrzebne są jeszcze mięśnie, skóra i wszystko to, co sprawia, że życie istnieje. W przypadku książek niewątpliwie taką rolę grać będą miejsce akcji, bohaterowie, poruszane wątki i opisywane wydarzenia. Nad miejscem akcji rozwodzić się nie będę specjalnie szeroko, znów na podobieństwo 'Cyklu Barokowego' trudno mówić o jedności miejsca, bohaterzy rzucani są po Stanach, Wielkiej Brytanii, Japonii i Filipinach głównie, przewijając się jednak i przez inne punkty na naszym globie, Stephensonowi zaś bez specjalnego opisywania udaje się oddać różnice atmosfery, jakie muszą występować przy różnych współrzędnych geograficznych. Tym, co nadaje powieści jednak bardzo wyraźny charakter i zdecydowanie działa na jej korzyść są bohaterowie. Do najważniejszych z nich należą Lawrence Waterhouse, genialny matematyk i jeden z twórców komputerów cyfrowych wg powieści, Bobby Shaftoe, amerykański marines, przydzielony do tajnej jednostki 2702, wykorzystywanej do wprowadzania w błąd niemieckich sił zbrojnych i kamuflowaniu faktu złamania szyfrów wojskowych używanych przez Niemców i Japończyków w czasie II wojny światowej, Goto Dengo, Nippończyk, do perfekcji mający opanowany kwestie robót górniczo-budowlanych, z czasów współczesnych zaś przede wszystkim Randy Waterhouse, wnuk Lawrence'a i jeden z wybitniejszych komputerowców oraz Doug i Amy Shaftoe'owie reprezentujący filipińską rodzinę z tzw. jajami. Postaci przez książkę przewija się oczywiście o wiele więcej i trudno byłoby wymienić wszystkich, na uwagę zasługują jednak jeszcze z pewnością takie osoby, jak znany zapewnie niektórym fanom autora Enoch Root czy znany w środowiskach informatycznych Alan Turing. To wokół losów wymienionych osób obraca się główna fabuła książki, a pozornie poodrywane od siebie wątki wszystkich przygód, bo inaczej nie sposób tego nazwać, splatają się w końcu w jednym miejscu. Czy trzeba dodawać, w jakim utworze pojawiły się już wcześniej takie nazwiska, jak Shaftoe czy Waterhouse?

Kompozycja książki znów przypomina 'Cykl Barokowy'. W obydwóch pozycjach wątki rozgrywają się na przestrzeni kilkudziesięciu lat, różni się jedynie sposób przeplatania wydarzeń wcześniejszych w stosunku do późniejszych. W przypadku 'Cyklu' Stephenson zaczyna od czasów późniejszych, po czym przeskakuje w ramach retrospekcji wstecz i snuje opowieść aż do momentu, w którym dotrze do miejsca, gdzie się rozpoczęła i w którym splotą się wszystkie wątki razem, po czym prowadzi ją dalej do zakończenia. 'Cryptonomicon' pod tym względem nie jest tak uporządkowany, wątki przeszłe i współczesne występują naprzemiennie w taki sposób, że czytelnik nie wie, któremu z bohaterów i w jakich czasach będzie towarzyszyć za chwilę. Obydwie powieści sprawiają jednak wrażenie składających się z pojedynczych scen, wyraźnie oddzielonych od siebie, chociaż składających się na jedną wspólną całość - jak pojedyncze perły jedna za drugą tworzą naszyjnik. Każda z takich scen niesie ze sobą zwykle duży ładunek emocjonalny, intelektualny lub po prostu nieco humoru i każdą z nich można się delektować. To sprawia, że 'Cryptonomicon' najlepiej czytać bez pośpiechu, sama czasami po takich pojedynczych perłach musiałam na chwilę książkę odłożyć, nie chcąc psuć sobie wrażenia po tym, co właśnie przeczytałam. Jak tu nie zachwycić się młodym Lawrencem w czasie testu określającego zdolności kandydatów na różne stanowiska w armii czy sposobem podziału majątku w rodzinie Randy'ego? Jak nie przystanąć na chwilę nad biznesplanem Avi'ego? Ten ostatni przypomina mi zresztą lekko okólnik na temat używania papieru toaletowego w urzędzie z innej książki Stephensona, z Zamieci.

Każda ze scen jest warta uwagi i osobnej analizy, a w całej powieści jest ich wiele i nie brakuje w nich i takich bardziej awanturniczych, o czym do tej pory nie wspomniałam. To jednak dopiero szkielet i jego obudowa, w prawdziwie żywych organizmach jest jeszcze duch. I tego też nie brakuje w tej książce - cała przesiąknięta jest wartościami wolności, zwłaszcza w przepływie informacji, ale nie można ograniczyć ich do tego jednego aspektu. Podobnie jak w 'Cyklu Barokowym' i w Peanatemie z każdej strony przebija umiłowanie inteligencji i nauki o tym praktyczniejszym zastosowaniu oraz coś, co z braku lepszego określenia w tej chwili, nazwę sympatią do ludzi tym się zajmującym, mimo ich lekkich dziwactw czasami. Dla mnie widoczne w tym tekście były także wartości związane z samorozwojem i wartości prorodzinne, czyli wszystko to, co jest mi bliskie.

Smaczków fantastycznych jest tu niewiele, w niektórych klasycznych pozycjach bywa ich więcej i do fantastyki nie są one zaliczane, tym bardziej więc nie powinien być do fantastyki zaliczany 'Cryptonomicon', dla porządku jednak wypada o nich wspomnieć ze względu na rzesze osób, które w ten sposób odbierają całą twórczość Stephensona. Właściwie są one takie same, jak w 'Cyklu Barkowym', będąc kolejnym powiązaniem tych dwóch utworów ze sobą - a chodzi o Qwglhm i postać Enocha Roota.

Kolejna sprawa, przemawiająca na korzyść autora, to ogrom poszukiwań, jakie musiał włożyć w to, by oddać realia, szczególnie te z II wojny światowej, by dobrze przedstawić działania m.in. Bletchley Park oraz specjalnych jednostek, mających za zadanie nie dopuścić do odkrycia przez Niemców faktu, że ich szyfry zostały złamane. Jeśli wierzyć danym znalezionym w sieci prawdziwa jest np. sytuacja, w której w powieści brali udział Enoch Root i Bobby Shaftoe, mająca na celu poprzez podrzucenie ciała martwego nurka w odpowiednie miejsce skierować podejrzenia wroga na fałszywe tory i stworzenie pozorów przypadkowości przy niszczeniu niektórych z ich planów.

'Cryptonomicon' był dla mnie ostatnią nieczytaną do tej pory, a jednocześnie wydaną w Polsce, powieścią Stephensona. Niechaj jako podsumowanie wpisu wystarczy fakt, że z niecierpliwością czekam teraz na 'Reamde', które nakładem wydawnictwa Mag powinno ukazać się w pierwszym kwartale przyszłego roku.

http://przykubkuherbaty.blogspot.com/2011/11/cryptonomicon.html

Amerykański pisarz, Neal Stephenson, kojarzy się większości czytelników głównie z książkami z dziedziny science fiction, zapewne ze względu na szeroko docenione i uhonorowane nagrodami 'Zamieć' i 'Diamentowy Wiek' (pierwsza z nich zdobyła nagrodę Sfinks, druga - nagrody Locus i Hugo). Pisarz jest jednak...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Na dalekich peryferiach Galaktyki, w nieciekawym zakamarku na końcu jej zachodniego ramienia świeci mizerne żółte słońce. Wokół niego, w odległości okołu stu pięćdziesięciu milionów kilometrów, krąży nieważna, mała niebieskozielona planeta, zamieszkana przez pochodzące od małpy bioformy - tak zadziwiająco prymitywne, że do dziś uważają zegarki elektroniczne za świetny wynalazek."

Wspomniane zegarki przewiną się przez karty książki jeszcze kilka razy (w końcu to tak ważna część ludzkiego życia!), ale to nie one są tu najważniejsze, a przynajmniej być nie powinny - bo jeśli ktoś uważa, że jednak są, to cóż, ma do tego pełne prawo.

Wracając do planety...Szerzyły się na niej podłość, miernota i ubóstwo, dziadowali nawet ci, którzy mieli elektroniczne zegarki (kto by pomyślał, że tak może być?).
Czy ta niebieskozielona planeta została już zidentyfikowana?
Tak?
To zapraszam w podróż po Galaktyce, która w tym miejscu się rozpocznie. Nie zapomnijcie jednak zabrać w nią bestsellerowego przewodnika pt. "Autostopem przez Galaktykę".

Ważną rzeczą autostopowicza jest ręcznik, mający znaczenie praktyczne i psychologiczne, bez całej reszty spokojnie możecie się obejść, o ile macie tylko jeszcze ze sobą wspomniany już przewodnik. Ford Prefect doskonale o ważności ręczników wiedział. Należy sobie jakiś przygotować, bo za chwilę dowiecie się, że na skutek planów budowy szybkiej trasy ruchu wasz dom zostanie zniszczony.
Czas na skargi minął i nie można tego już odwołać - nie pozostaje Wam nic innego, jak wraz z Fordem (ma przy sobie przewodnik, nie musicie się o to martwić) wyruszyć w nieskończoność z nieprawdopodobnym napędem.

Śmiało, zabierajcie się wraz z nim, bo naprawdę warto. Galaktyka pełna jest tak nieskończenie cudownie absurdalnych sytuacji, że jedynie depresyjno-maniakalnym robotom nie uda się wyjść z dołka, każdy inny, kto przypadkiem się w nim znajduje ze zdumieniem obudzi się gdzieś na wyżynach dobrego humoru. W końcu przy każdym parsknięciu śmiechem zmienia się nieco położenie w górę względem horyzontalnej linii przeciętnego humoru. Po zastanowieniu się może sprostuję nieco wyrażenie "każdy inny" na "każdy, kto ceni sobie humor znany ze Świata Dysku bądź ze skeczy Monty Pythona".

Parseki stron książki przebywane są naprawdę z prędkością ponadświetlną i nawet się nie obejrzycie, gdy znajdziecie się na końcu wszechświata. Pardon, na końcu książki.

http://przykubkuherbaty.blogspot.com/2011/10/przewodnik-po-galaktyce.html

"Na dalekich peryferiach Galaktyki, w nieciekawym zakamarku na końcu jej zachodniego ramienia świeci mizerne żółte słońce. Wokół niego, w odległości okołu stu pięćdziesięciu milionów kilometrów, krąży nieważna, mała niebieskozielona planeta, zamieszkana przez pochodzące od małpy bioformy - tak zadziwiająco prymitywne, że do dziś uważają zegarki elektroniczne za świetny...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Czy jesteście w stanie wyobrazić sobie widok z okna w wysokiej wieży, gdzie przed Wami rozpościerają się wyłącznie chmury i otwarta przestrzeń? Podobny obraz pojawiał się w wizjach Karla Schroedera, o czym wspomina w swojej przedmowie do Słońca Słońc - i to on był ziarnem, z którego wyrosła idea świata Virgi. Świata, w którym wszystko dryfuje w powietrzu...

Virga to sztucznie zbudowany, ogromny system, przypominający balon, w którym zupełnie brakuje grawitacji, z wyjątkiem tej celowo wytwarzanej przez ludzi. Na ruch wody, skał, a nawet całych miast wpływ ma centralnie umieszczone Candesce, fuzyjne słońce, nazywane Słońcem Słońc.

W takiej scenerii, gdzie brak pewnego gruntu pod nogami, a wszystko płynie, istnieją jednak wciąż zatargi terytorialne i suwerenne. Tym, który inicjuje akcję powieści jest uzależnienie państwa Aerie od potężniejszego Slipstreamu i chęci uzyskania niezależności przez to pierwsze. By to osiągnąć potrzebują własnego, sztucznego słońca, które budują potajemnie.

Kilka lat później Slipstream również znajdzie się w zagrożeniu, a w wyprawę, mającą na celu zapewnienie bezpieczeństwa przypadkowo uwikłany zostanie Hayden Griffin, młody chłopak pochodzący z Aerie i chowający wciąż dawne urazy.

Tak zaczyna się podróż po Virdze powietrznymi statkami, gdzie napotkać można na niejedną przygodę i ciekawe miejsce. Właściwie przygody jest tu o wiele, wiele więcej niż fikcji naukowej, którą uznałabym jedynie za okrasę książki. Do tego kilka intrygujących postaci, nieco eleganckich manier i strojów, piraci i powietrzne bitwy, dobrze prowadzona fabuła - wszystko razem składa się na dobrą, wciągającą powieść osadzoną w niezwykłym świecie. Same okręty i mniejsze, pełniące rolę zwiadowców aerocykle nieco przywodziły mi na myśl potyczki lotnicze z Gwiezdnych Wojen, choć tamte rozgrywały się w przestrzeni kosmicznej, a te tutaj w zwykłym powietrzu, na dodatek ograniczonym fulerenowymi ścianami Virgi.

Potknięcie fabularne zauważyłam jedno, niezbyt wielkie i nie wpływające raczej na odbiór samej książki, która podobała mi się, choć nie wywoływała okrzyków zachwytu. Na pewno jednak jest to interesująca pozycja ze względu na swą odmienność, a do tego nawet osoby nie gustujące na co dzień w science fiction ze Słońcem Słońc nie powinny mieć problemów w czerpaniu przyjemności z lektury.

http://przykubkuherbaty.blogspot.com/2011/08/sonce-sonc.html

Czy jesteście w stanie wyobrazić sobie widok z okna w wysokiej wieży, gdzie przed Wami rozpościerają się wyłącznie chmury i otwarta przestrzeń? Podobny obraz pojawiał się w wizjach Karla Schroedera, o czym wspomina w swojej przedmowie do Słońca Słońc - i to on był ziarnem, z którego wyrosła idea świata Virgi. Świata, w którym wszystko dryfuje w powietrzu...

Virga to...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Od pierwszych stron mikropowieść Druga podobizna w alabastrze na myśl przywodziła mi wytrawne wino i postać arbitra elegancji w sienkiewiczowskim ujęciu. Skojarzenia były trafne nie tylko pod względem świata wykreowanego przez autora, który stanowi alternatywne rozwinięcie historii Imperium Cesarstwa Rzymskiego, ale i pod kątem poziomu literackiego tekstu oraz tematyki, podobnie jak w Quo Vadis skupiającej się na chrześcijaństwie.

W książce zapoznajemy się z jedną z dalszych prowincji Imperium przy okazji śledztwa prowadzonego przez młodego urzędnika w sprawie zmniejszonych dochodów, przynoszonych przez tę prowincję. Wiedziony ambicją Adalgirk próbuje odnaleźć wszystkie popełniane przez tamtejszego władcę uchybienia, co daje Huberathowi sposobność do ukazania w pełni opisywanego świata, wielu postaw ludzkich i różnych problemów, zarówno tych świeckich, jak i religijnych.

Zbiór, któremu tytuł dała wspomniana na początku Druga podobizna w alabastrze składa się w sumie z czterech utworów Marka S. Huberatha, docenionych przez czytelników w latach 90-tych dwudziestego wieku. Tytułowa mikropowieść w 1997 roku została wyróżniona nagrodą im. Janusza A. Zajdla, a dwa z zawartych w tej książce opowiadań, Spokojne, słoneczne miejsce lęgowe oraz Maika Ivanna, były do tej nagrody nominowane kolejno w latach 1993 oraz 1994.


Jedynym niewyróżnionym tekstem pozostaje Absolutny powiernik Alfreda Dyjaka, opowiadanie, które wydaje się zresztą mocno odbiegać od pozostałych tekstów także poruszaną problematyką czy czasem trwania akcji, ograniczonym do jednego, niepełnego nawet dnia. Zwykły nauczyciel, z ogromnymi ciągotami do alkoholu, nękany jest dziwnymi wizjami; a to dopiero początek. Sama postać Dyjaka była dla mnie odpychająca, szczególnie jego początkowe przemyślenia wynikające z niezwykłej sytuacji, w jakiej się znalazł, ale sam pomysł przypadł mi do gustu. Konstrukcja opowiadania przywodzi mi na myśl trochę utwory Dicka, chociaż klasy obu autorów nie można porównywać.

Spokojne, słoneczne miejsce lęgowe jest opowiadaniem dla mnie bardzo swojskim, przywodzącym na myśl Hiszpanię lub Meksyk - niemałe tu znaczenie ma fakt języka, jakim pisze Huberath, wstawiając często ziberyzowane nazwy typu os raketos. Do wrażenia swojskości przyczynia się przede wszystkim styl życia, wiejski, wymagający ciężkiej pracy. Niezwykle oryginalny był tutaj pomysł na eksplorację przestrzeni kosmicznej. Maika Ivanna osadzona jest w tym samym uniwersum, co poprzednie opowiadanie, jednak jej akcja rozgrywa się na innej planecie i w zasadzie niewele ze sobą mają wspólnego. Traktując ten tekst bardziej jak przypominajkę, niż jak recenzję rozkładającą utwór na czynniki pierwsze powiem tylko, że postawiony w opowiadaniu problem może być dosyć ciekawy, szczególnie z perspektywy chrześcijan. W końcu kto wie, czy kiedyś nie natrafimy na inne rozumne rasy w kosmosie - i co wtedy?

(http://przykubkuherbaty.blogspot.com/2011/07/druga-podobizna-w-alabastrze.html#more)

Od pierwszych stron mikropowieść Druga podobizna w alabastrze na myśl przywodziła mi wytrawne wino i postać arbitra elegancji w sienkiewiczowskim ujęciu. Skojarzenia były trafne nie tylko pod względem świata wykreowanego przez autora, który stanowi alternatywne rozwinięcie historii Imperium Cesarstwa Rzymskiego, ale i pod kątem poziomu literackiego tekstu oraz tematyki,...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

http://przykubkuherbaty.blogspot.com/2011/06/opowiadania-najlepsze.html

Opowiadania najlepsze składają się z wybranych dziewiętnastu utworów Dicka, opatrzonych posłowiem autora. Wszystkie charakteryzują się typowymi dla tego pisarza motywami związanymi z nierealnością otaczającego nas świata, problemami egzystencjalnymi i społecznymi, paradoksami czasowymi czy obecnością w naszym życiu maszyn, który to temat poruszany jest kilkakrotnie z różnych punktów widzenia.

Moimi zdecydowanymi faworytami są Odmiana Druga oraz Kolonia, chociaż w obydwu przypadkach nie byłam zaskoczona tym, jak te opowieści zostały zakończone (czyżby wrodzona podejrzliwość?). Bardzo dużej przyjemności przy czytaniu dostarczało mi także opowiadanie Wypłata pobudzając ciekawość, o co też tu może chodzić. Kilka kolejnych utworów także zasługuje na wyróżnienie w mojej opinii, ze trzy nie zwróciły mojej uwagi niczym specjalnym. Jako całość zbiór zasługuje na to, by rozważyć jego przeczytanie.

Umberto Eco pisał w swoich Apokaliptykach i dostosowanych, że fantastyka naukowa pełni rolę miernika wskazującego, jakie rodzaje problemów są przedmiotem dyskusji (w domyśle - społecznych). Słowa te można spokojnie odnieść do utworów Philipa K. Dicka, które bywają wręcz tymi problemami przeładowane. Każdy powinien znaleźć tu coś, co zwróci jego szczególną uwagę i być może skłoni do krótkiej refleksji, ale samej twórczości Dicka nie określiłabym jako dla każdego. O ile sam język jest przyjemny i łatwo się czyta wszystkie utwory, o tyle treść nie jest lekkostrawna i osoby ze skłonnościami do wpadania w przygnębienie zapewne tak zareagują po tej lekturze.

http://przykubkuherbaty.blogspot.com/2011/06/opowiadania-najlepsze.html

Opowiadania najlepsze składają się z wybranych dziewiętnastu utworów Dicka, opatrzonych posłowiem autora. Wszystkie charakteryzują się typowymi dla tego pisarza motywami związanymi z nierealnością otaczającego nas świata, problemami egzystencjalnymi i społecznymi, paradoksami czasowymi czy obecnością w...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Terry'ego Pratchetta oraz jego cyklu Świat Dysku chyba nie trzeba nikomu przedstawiać - nawet nie-fantaści zwykle coś o nim słyszeli.

Trzy wiedźmy to jedna z książek wchodzących w skład tego cyklu, a w zasadzie można tu mówić nawet o podcyklu o czarownicach z Lancre. Głównymi bohaterkami są Magrat, Niania Ogg oraz Babcia Weatherwax, stanowiąc odbicie trzech aspektów Wielkiej Bogini. Każda z nich jest inna, razem jednak stanowią silną mieszankę wybuchową - powodując głównie wybuchy śmiechu.

Fabuła Trzech wiedźm jest w pewnym sensie parodią szekspirowskiego Macbetha. W pewnym sensie, gdyż cała akcja skupia się w większości na wiedźmach, z rzadka tylko pokazując losy Felmeta, Błazna lub Tomjona (nie zapominajmy przy tym o burzy!).

Po prostu życie to teatr, a teatr to życie.

W książce znajdziemy zwyczajową dawkę specyficznego, absurdalnego poczucia humoru właściwego Pratchettowi zarówno w rozwoju akcji, dialogach, jak i charakterystycznych dla Pratchetta przypisach do tekstu.

Lektura łatwa, lekka i przyjemna, chwilami satyryczna, chwilami tylko humorystyczna. Dobre lekarstwo na przygnębienie i chandrę, chociaż możliwy jest skutek uboczny - pęknięcie ze śmiechu.

Terry'ego Pratchetta oraz jego cyklu Świat Dysku chyba nie trzeba nikomu przedstawiać - nawet nie-fantaści zwykle coś o nim słyszeli.

Trzy wiedźmy to jedna z książek wchodzących w skład tego cyklu, a w zasadzie można tu mówić nawet o podcyklu o czarownicach z Lancre. Głównymi bohaterkami są Magrat, Niania Ogg oraz Babcia Weatherwax, stanowiąc odbicie trzech aspektów...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

Okładka książki Jedenaście pazurów Artur Baniewicz, Paweł Ciećwierz, Witold Jabłoński, Paweł Kempczyński, Łukasz Orbitowski, Piotr Patykiewicz, Marcin Przybyłek, Jaga Rydzewska, Mirosława Sędzikowska, Donat Szyller, Marcin Wełnicki
Ocena 6,1
Jedenaście paz... Artur Baniewicz, Pa...

Na półkach: , , ,

Nawet najmniejszy kotek to żywe arcydzieło. (Leonardo da Vinci)
Jedenaście pazurów to druga tematyczna antologia wydawnictwa SuperNowa, której przewodnim motywem są koty. Pierwsza wydana została w 1997 roku i nosiła tytuł Trzynaście kotów. Obydwie powstały pod przewodnictwem Mirosława Kowalskiego i Danuty Górskiej.

Cechą prawie każdej antologii jest różnorodność pomysłów, styli i poziomów i Jedenaście pazurów nie jest tutaj wyjątkiem. Za zdecydowanie najlepsze opowiadanie uważam Koszmar w Providence Orbitowskiego, które jest bardzo klasycznym opowiadaniem grozy. Przyznam, że bardzo ciekawy pomysł miała Jaga Rydzewska w swoim Kocie Szrekingera, jednak to Koszmar bardziej odpowiada moim wyobrażeniom o kotach. Mroczne i dobre jest także opowiadanie Piotra Patykiewicza Kociarka. Te trzy opowiadania to moi zdecydowani faworyci w tym zbiorze, ale na uwagę zasługują i inne - a zwłaszcza Szczyt Piramidy Artura Baniewicza, pokazujące alternatywną historię rozwoju świata. Nietak Sędzikowskiej jest charakterystyczną dla niej groteską - po przeczytaniu Gandziolatków nie widząc autora odgadłabym, kto napisał to opowiadanie.

Jedenaście pazurów jako całość wydaje mi się lepszym zbiorem opowiadań, niż pierwsza kocia antologia. Odbieram tę książkę także jako nieco mroczniejszą jako całość niż to było w przypadku Trzynastu Kotów.

Z przyjemnością przeczytałam przedmowę Andrzeja Sapkowskiego i większość tekstów. Dodatkowej przyjemności dostarczała oprawa graficzna książki, zarówno okładka, jak i oszczędnie rysowane sylwetki kotów pojawiające się na tytułowych stronach każdego z opowiadań.

Ze względu na szeroki wybór gatunków z dziedziny fantastyki każdy powinien znaleźć tu coś dla siebie, a miłośników kotów czeka cała uczta.

Nawet najmniejszy kotek to żywe arcydzieło. (Leonardo da Vinci)
Jedenaście pazurów to druga tematyczna antologia wydawnictwa SuperNowa, której przewodnim motywem są koty. Pierwsza wydana została w 1997 roku i nosiła tytuł Trzynaście kotów. Obydwie powstały pod przewodnictwem Mirosława Kowalskiego i Danuty Górskiej.

Cechą prawie każdej antologii jest różnorodność pomysłów,...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Ta książka norweskiego pisarza Josteina Gaardera jest światowym bestsellerem, przetłumaczonym na 53 języki obce. Motywem przewodnim jest tu europejska myśl filozoficzna na przestrzeni dziejów, a cała fabuła służy wyłącznie temu, by w łatwy i ciekawy sposób zapoznać czytelnika z historią filozofii.

Główną bohaterką jest Zofia Amundsen, czternastoletnia dziewczyna, która pewnego dnia znajduje tajemniczą kartkę z pytaniami w skrzynce na listy. Zaczyna zastanawiać się, kim jest. Wkrótce przychodzi do niej list od tajemniczego filozofa, przedstawiający poglądy Sokratesa na świat. Zofia coraz głębiej pogrąża się w rozmyślaniach filozoficznych i z każdym kolejnym listem poznaje dalszy rozwój ludzkiej myśli filozoficznej. Oprócz tego do Zofii przesyłane są kartki z życzeniami urodzinowymi dla nieznanej dziewczynie Hildy. Z czasem tajemnica filozofa zostaje rozwikłana, a lekcje z pisemnych zmieniają się w dialogi między Zofią i Albertem. Same motywy filozoficzne zarysowane są aż do czasów współczesnych, a przerywniki fabularne między nimi bywają powiązane z różnymi postaciami z kultury, najlepiej reprezentującymi omawiane przez Zosię i Alberta postawy i poglądy.

Część filozoficzna podana jest w przystępny sposób, bez przeładowania samymi faktami i ze skupieniem się na najistotniejszych jedynie zagadnieniach, chociaż gdy zebrać wszystkie omawiane epoki i postacie okazuje się, że tych wiadomości i tak jest zbyt wiele, by wszystko zapamiętać. Książka ta na pewno powinna być czytana na spokojnie, bez pośpiechu - wtedy więcej się z tej lektury wyniesie, niż wówczas, gdy do jej zakończenia goni termin biblioteczny. Fabuła natomiast mnie irytowała trochę, przede wszystkim ze względu na zachowanie głównej bohaterki. Jej rozmowy z matką na początku czy późniejsze komentarze w czasie wywodów Alberta stworzyły we mnie obraz dziewczyny, która jest zarozumiała i uważa, że wszystko się jej należy.

Ciekawy jest dokonany przez autora zabieg narracyjny, który ma miejsce mniej więcej w połowie książki i od którego to momentu na historię czytelnik zaczyna patrzeć z zupełnie innej perspektywy. Chciałabym porównać Świat Zofii do innej książki, obawiam się jednak, że mogłoby to komuś niepotrzebnie zdradzić dosyć istotne dla postrzegania jednej lub drugiej historii szczegóły i zepsuć przyjemność w odkrywaniu przedstawionych światów samodzielnie...

Brakowało mi w tej książce filozofii wschodniej, zaledwie wspomniany jest Budda i nieco indyjskich poglądów na rzeczywistość, chociaż można to wytłumaczyć zarówno tym, że książka byłaby w takim wypadku przeładowana informacjami i zmienić by się musiała w suchy podręcznik, jak i tym, że autor skupił się po prostu na tej części filozofii, która miała największy wpływ na kulturę europejską.

Jeżeli ktoś jest zainteresowany filozofią, ale boi się zaczynać od poważnych dzieł jej poświęconych to śmiało może spróbować się ze Światem Zofii, odnajdując w niej kilka ciekawych myśli. Starsze wiekiem osoby mogą się jednak poczuć znużone samą fabułą książki, wyjąwszy wspomniany już zabieg narracyjny.

Ta książka norweskiego pisarza Josteina Gaardera jest światowym bestsellerem, przetłumaczonym na 53 języki obce. Motywem przewodnim jest tu europejska myśl filozoficzna na przestrzeni dziejów, a cała fabuła służy wyłącznie temu, by w łatwy i ciekawy sposób zapoznać czytelnika z historią filozofii.

Główną bohaterką jest Zofia Amundsen, czternastoletnia dziewczyna, która...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to