rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Powieść Macieja Lewandowskiego to jedna z książek, które w ostatnim czasie na nowo obudziły we mnie radość czytania i recenzowania! Mało tego! "Grzechót" szturmem wdarł się do ścisłej czołówki najlepszych książek tego roku, a nawet wspiął się na sam jego szczyt! Myślę, że nie przesadzę jeśli powiem, że to jedna z najlepszych książek ostatnich lat! "Grzechót" mnie bawił, rozczulał, zaskakiwał i powodował gęsią skórkę. Horror Pana Lewandowskiego to książka idealna po każdym względem!

Małe miasteczko na wybrzeżu, okres beztroskich wakacji. Grupka dzieci właśnie gra w piłkę. Jeden niecelny strzał i piłka ląduje na podwórku sąsiada uważanego za dziwaka i odludka. Jakub, najodważniejszy z grupki znajomych przeskakuje płot w poszukiwaniu utraconej piłki. Uwagę chłopca zwraca położona w zarośniętym sadzie stara szopa. Ciekawski chłopiec po wejściu do środka odkrywa pozbawiony kół stary, czarny samochód. Jeden nieprzemyślany ruch, kropelka krwi, która niezauważona wycieknie z malutkiej rany obudzi stare demony. Już za chwilę na miasteczko padnie cień strachu.

Powiem już na wstępie - "Grzechót" to papierowa perfekcja! Powieść Macieja Lewandowskiego to książka wręcz idealna! Horror, który przeniesie Was do całkiem innego wymiaru i zapewni wiele wrażeń. Mnie "Grzechót" zainteresował już w momencie kiedy tylko dowiedziałem się o wydaniu tej książki. Nie pomyślałem jednak, że będzie to aż tak dobra, idealna wprost powieść, która od razu zawita na pierwszym miejscu mojej prywatnej listy najlepszych książek tego roku. No ale po kolei! Pierwsze co przyszło mi do głowy to ogromne zaskoczenie! Z wielu tak naprawdę powodów. Jeszcze nie tak dawno temu książki, w których głównymi bohaterami były dzieci tak naprawdę omijałem szerokim łukiem. Nie umiałem wczuć się w ich lekturę i odczuć tego, co właśnie przeżywają dziecięcy lub nastoletni bohaterowie. Z czasem zaczęło się to zmieniać, a "Grzechót" pod tym względem po prostu zmiótł mnie z planszy. Kolejnym zaskoczeniem była atmosfera panująca w powieści, która przypominała klimat żywcem wyrwany z powieści Kinga! Tak właśnie! Wiele razy mówiłem, że z Kingiem w moim przypadku bywa naprawdę różnie i podchodzę do jego książek dosyć chłodno. Jednak w "Grzechocie" znalazłem wszystko to, co w Kingu uważałem za najlepsze! Każdy fan autora okrzykniętego mistrzem horroru będzie w przypadku powieści Macieja Lewandowskiego z pewnością w siódmym niebie! Kiedy tylko zacząłem lekturę książki, zapytałem sam siebie - czy właśnie trzymam w rękach polski odpowiednik "Christine"? Jednak szybko akcja ucieka w całkiem innym, i zdecydowanie jeszcze lepszym kierunku.
Kolejna wartość jaką niesie lektura "Grzechotu" to porcja wzruszeń i wspomnień z dziecięcych lub nastoletnich lat. Gra w piłkę, beztroskie zabawy z kolegami, codzienne problemy dzieci, malutka dawka strachu kiedy piłka wpada na ogród sąsiada i trzeba po nią pójść... Kto tego nie pamięta?! :) Podobnie jak bohaterowie książki pochodzę z mniejszego miasteczka i dorastałem na jego obrzeżach. Czytając "Grzechót" jak rzadko kiedy potrafiłem wczuć się w to, co właśnie robi i przeżywa Jakub i jego znajomi. Ta powieść wiele razy powodowała, że sam wracałem myślami do szczeniackich czasów. Autor sprawił, że wiele razy sam rozpływałem się nad jego książką.
Jednak atmosfera panująca w "Grzechócie" nie jest wyłącznie sielanką, która sprawi, że rozrzewnieniem będziecie wspominali dzieciństwo. Trzeba pamiętać, że powieść jest horrorem! I mimo, że krew raczej się tutaj nie leje, efektów gore nie spotkamy to i tak z całą pewnością każdy z nas odczuje na swojej skórze ciarki i gęsią skórkę! Autor otoczy nas typowo horrorową atmosferą, będzie regularnie pobudzał naszą wyobraźnię kolejnymi idealnie trafionymi opisami i zapachami! W tej powieści nic nie jest jednowymiarowe! Autor będzie perfekcyjnie działał na nasze zmysły i wyobraźnię!
Maciej Lewandowski przedstawia nam historię, która nawiązuje do miejskiej legendy, jaka krążyła wśród ludzi z pokolenia naszych rodziców. I tutaj kolejne skojarzenie! W pewnym momencie podczas lektury na myśl zaczął przychodzić mi "Koszmar z ulicy Wiązów"! W klasyku horroru nastoletni bohaterowie muszą mierzyć się z powracającym złem, któremu kres dawniej położyli ich rodzice. W "Grzechócie" młode pokolenie musi walczyć z upiorami, które również zostały pokonane lata temu.

"Grzechót" zapewni Wam wartką akcję, wciągającą historię, wiele zaskoczeń i wzruszeń. Jest to książka po prostu perfekcyjna. Idealnie napisana i pięknie wydana. Maciej Lewandowski czaruje, zaskakuje i powoduje w nas gęsia skórkę. "Grzechót" pozostanie z Wami jeszcze na długi czas po przeczytaniu książki i odłożeniu jej na regał. To powieść, którą z ogromną przyjemnością Wam polecam!

Powieść Macieja Lewandowskiego to jedna z książek, które w ostatnim czasie na nowo obudziły we mnie radość czytania i recenzowania! Mało tego! "Grzechót" szturmem wdarł się do ścisłej czołówki najlepszych książek tego roku, a nawet wspiął się na sam jego szczyt! Myślę, że nie przesadzę jeśli powiem, że to jedna z najlepszych książek ostatnich lat! "Grzechót" mnie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Piotr Nowacki to były policjant pracujący w jednej z krakowskich redakcji. Pewnego dnia na biurko redaktora trafia list z jednej z górskich miejscowości, który nawiązuje do zagadkowych wydarzeń jakie miały tam miejsce tuż po zakończeniu II wojny światowej. Wyjazd w góry w pogoni za historią sprzed lat jest Piotrowi całkowicie nie na rękę, jednak po ustaleniach w redakcji redaktor wyrusza, by zebrać materiały do napisania artykułu. Miejscowa ludność nadal żyjąca przeszłością, tajemnice sprzed lat, miejscowe legendy. Z pomocą Olgi, córki właściciela pensjonatu, w którym zatrzymał się Piotr, bohater wyruszy w podróż do wydarzeń ze schyłku II wojny światowej, a nawet XVII wieku.

"Styria" zafundowała mi podróż w moje ukochane góry do małej i przytulnej mieściny, w której najchętniej sam zatrzymałbym się na jakiś czas. Jednak zanim przejdziemy do treści książki, chcę powiedzieć co nieco moim poszukiwaniu gatunku, w jakim powieść się obraca. Zapoznając się pobieżnie ze "Styrią" zanim właściwie zacząłem ją czytać, miałem wrażenie, ze w moje ręce trafi horror. Może nawet otrę się o nieco gotyckie klimaty, które nie ukrywam, uwielbiam. Jednak kiedy tylko zacząłem czytać tę książkę dotarło do mnie, że nie mam w rękach powieści, która chociaż trochę przypominać będzie horror, a czytam kryminał! Po zapoznaniu się z tym co o powieści mówi Internet, wyczytałem, że "Styria" to kryminał lub thriller. W sumie to też dobrze, bo przecież po wszystkich tych gatunkach poruszam się zwinnie niczym tygrys. Po pewnym jednak czasie zacząłem się zastanawiać, co właściwie właśnie czytam! Czy to kryminał, thriller, książka obyczajowa? Wszystkie te odpowiedzi będą w pewien sposób trafne, bo "Styria" w jednej powieści miksuje wszystkie te gatunki.

Podczas lektury spotykamy Piotra Nowackiego, bohatera, który przemawia do nas już od samego początku i podczas czytania książki nie mamy najmniejszego powodu aby go nie polubić. Więź z bohaterem to przecież bardzo dobra sprawa! Wraz z Nowackim trafiamy do małej, górskiej mieścinki, w której czas się zatrzymał. Kiedy Piotr zaczyna interesować się zagadnieniami z przesłanego do redakcji listu, okazuje się, że nasi bohaterowie nadal żyją przeszłością i wydarzeniami jakie miały miejsce podczas II wojny światowej, tuż po jej zakończeniu, w latach 50tych. Okazuje się, że wśród mieszkańców ciągle żywa jest również legenda o pewnym watażce, który w XVII wieku rabował okolice miejscowości, po czym został schwytany i zamordowany. Początek książki zwiastuje rozpoczynający się kryminał i naprawdę wciąga! Momentami klimat jaki stworzył autor jest naprawdę bardzo, bardzo dobry!
Następnie książka nieco zmienia swój charakter i zaczyna bardziej przypominać thriller! Trafiamy na przesłuchania i katownie UB, gwałty dokonywane przez "wyzwalających" Polskę Rosjan oraz strach jaki wywołują wśród miejscowej ludności. Aby jednak nie było zbyt ponuro, powieść co pewien czas zmienia ponownie swój charakter i otrzymujemy trochę nawiązań do miejscowych legend oraz atmosfery czysto obyczajowej. Co pewien czas jednak trafiamy na rozdziały, które totalnie wyprowadzą nas w pole. Podczas ich lektury wielokrotnie zastanawiałem się, co ja właściwie czytam, o co chodzi i co właściwie mają one wnieść do tej powieści.

Mariusz Maszczyk w swojej powieści nie owija niczego w bawełnę i pisze w sposób bardzo bezpośredni. Stosuje język, który sprawa, że mamy wrażenie, że czytamy opowieść swojego kumpla.
Mimo, że "Styria" to książeczka o dosyć małych gabarytach, bo opowieść zamyka się w nieco ponad 200 stronach, to trzeba przyznać, że dzieje się w niej dosyć sporo. Autor zastosował dosyć krótkie rozdziały, za to napełnił je akcją po same brzegi.

"Styria" to książka, która co pewien czas kazała mi zastanowić się nad tym, co tak naprawdę czytam. Nie umiem w żaden sposób zaklasyfikować jej do jednego wybranego gatunku. Powieść łączy w sobie kryminał, thriller, miejscowe legendy i treści czysto obyczajowe. Autor kilka razy podkładał mi kłody pod nogi i fundował rozdziały totalnie oderwane od treści książki. Mimo to, "Styrię" czytało mi się całkiem dobrze! Mariusz Maszczyk przedstawił nam bohatera, którego nie sposób nie polubić oraz historię, która w pewien sposób nas absorbuje. Książka jest napisana bardzo lekkim językiem i nie stanowi wielkich gabarytowo powieści, dzięki czemu możemy połknąć ją w jeden wieczór.

Piotr Nowacki to były policjant pracujący w jednej z krakowskich redakcji. Pewnego dnia na biurko redaktora trafia list z jednej z górskich miejscowości, który nawiązuje do zagadkowych wydarzeń jakie miały tam miejsce tuż po zakończeniu II wojny światowej. Wyjazd w góry w pogoni za historią sprzed lat jest Piotrowi całkowicie nie na rękę, jednak po ustaleniach w redakcji...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Irlandia. Zabytkowa placówka opiekuńcza położna w jednym z małych miasteczek. To tutaj w ramach wolontariatu przyjeżdżają młodzi ludzie z całej Europy. Wśród nich znajduje się Bartek, chłopak dorastający w jednej z wsi pod Poznaniem, który już od wczesnej młodości marzył, by wyrwać się z rodzinnego domu. Na miejscu chłopak spotyka rezydentów ośrodka: Johna, Fionę i Michaela oraz dwójkę innych wolontariuszy i ich kierownika. Młodzi szybko zaprzyjaźniają się ze sobą, jednak w domu stale panuje dziwna atmosfera. Tajemnicze symbole na tynku, zakaz wnoszenia czerwonych przedmiotów do ośrodka oraz żelastwo kryjące się we wnętrzu ścian to tylko jedne z dziwnych rzeczy, na które trafiają wolontariusze. Z czasem światło dzienne ujrzy przeszłość każdego z mieszkańców ośrodka a do głosu dojdą dawno pogrzebane miejscowe legendy.

Marek Zychla to autor obok którego nie można przejść obojętnie. Jego charakterystyczny styl, unikatowe pióro za każdym razem przenoszą czytelnika wprost do opisywanych historii. Marek w mistrzowskim stylu nawiązuje do tematów bardzo ważnych i trudnych, przez co często omijanych przez innych twórców w ich powieściach. Charakterystyczny styl Marka Zychli znajdziecie również w jego najnowszej "Strychnicy". Nazwisko autora bijące do nas z rewelacyjnej okładki daje nam gwarancję jakości! Ten autor jest prawdziwą obietnicą bardzo dobrej lektury! "Strychnica" również nie zawiedzie żadnego z czytelników! Ale po kolei! Pierwsze co rzuci się Wam w oko to wspomniana już rewelacyjna okładka! Powiedzieć mistrzostwo, to jak nic nie powiedzieć! Wydanie "Strychnicy" to prawdziwe arcydzieło, które będzie zdobiło Wasze regały! Piękna twarda okładka, barwione brzegi, charakterystyczna ilustracja zaczynająca każdy rozdział - to po prostu nie miało prawa się nie udać! No dobrze! Tyle o okładce! A co spotkamy w jej wnętrzu?

Marek Zychla tym razem zabiera nas do Irlandii. Przenosimy się do położonego na uboczu zabytkowego domu opieki i poznajemy jego lokatorów. Powoli trafiamy do przeszłości każdego z mieszkańców ośrodka oraz zatrudnionych w nim wolontariuszy. Przenosimy się do ich dzieciństwa i poznajemy każdy najmniejszy sekret. I powiem Wam otwarcie, że chyba ta część wciągnęła mnie najbardziej! Gmeramy i rozbieramy na czynniki pierwsze często bardzo trudną przeszłość każdego z bohaterów i ich niełatwe relacje z innymi osobami. Każdy jednak rozdział zbliża nas do czegoś zupełnie innego. Gdzieś pod skórą przeczuwamy, że to jedynie wstęp do większej historii. Czujemy, że za chwilę coś się wydarzy. Muszę przyznać, że po raz kolejny Marek totalnie mnie zaskoczył! Po raz kolejny w pewnym momencie wszystko zmieniło się diametralnie i poszło w całkiem innym kierunku niż przewidywałem. Zarówno okładka jak i narracja do pewnego momentu podpowiadała mi, że mam do czynienia z horrorem. Jednak już po chwili wszystko idzie w całkiem innym kierunku i ze ścieżki, która wiodła mnie ku horrorowi trafiłem na fantastykę! Co prawda momentami dosyć mroczną ale jednak fantastykę!
I w tym momencie przyszło jedno, wielkie zdziwienie, bo książka, która wcześniej raczej tego nie sugerowała powędrowała w klimaty momentami nieco zbliżone do "Przesmyku" - jednej z poprzednich książek autora. Mimo, że to całkiem inna historia, to chwilami wyłapywałem smaczki, które są charakterystyczne dla obu tych powieści.
Ogromnym plusem jest również bardzo mocne nawiązanie do miejscowych legend!

"Strychnica" to jedna z książek, których lektura sprawi Wam ogromną przyjemność. Jest to dosyć mroczna powieść łącząca w sobie elementy horroru i fantastyki. Podobnie jak w przypadku poprzednich książek Marka, nie jest to jednowymiarowa powieść dotycząca tylko jednego tematu. Autor bardzo mocno skupia się na problemach mieszkańców ośrodka, nawiązuje do bardzo trudnych treści. Mimo pewnego mroku, który towarzyszy "Strychnicy" jest to również powieść o dorastaniu, a wprawdzie dojrzewaniu, o przyjaźniach, zaufaniu, budowaniu relacji. Wszystko to jest utrzymane w charakterystycznym dla autora wyśmienitym stylu!
Marek Zychla po raz kolejny udowadnia, że jest mistrzem w swoim fachu! "Strychnica" to bez wątpienia jedna z najważniejszych książek tego roku.

Irlandia. Zabytkowa placówka opiekuńcza położna w jednym z małych miasteczek. To tutaj w ramach wolontariatu przyjeżdżają młodzi ludzie z całej Europy. Wśród nich znajduje się Bartek, chłopak dorastający w jednej z wsi pod Poznaniem, który już od wczesnej młodości marzył, by wyrwać się z rodzinnego domu. Na miejscu chłopak spotyka rezydentów ośrodka: Johna, Fionę i Michaela...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Po debiuty sięgam bardzo chętnie. Lubię szukać nowych autorów, sprawdzać co nowego mogą wnieść do gatunku, czy będą opierali się na klasycznych rozwiązaniach, czy raczej będą szukali własnych rozwiązań. Tym razem w moje ręce wpadł kolejny debiut i pomyślałem sobie - czemu nie?! Przecież trafiałem do tej pory na same udane "starty", więc pora dać szansę kolejnej autorce :) Poczułem się jeszcze bardziej zaciekawiony tematem kiedy przeczytałem, że za napisanie książki wzięła się prawdziwa Pani prokurator! Powiedzcie - kto może powiedzieć więcej o sprawach kryminalnych niż osoba, która ma z nimi do czynienia na co dzień?! Mowa tutaj o Natalii Kruzer i jej "Confessio".

Pewnego dnia zostają odnalezione zwłoki małego chłopca. Wszystko wskazuje na to, że dziecko zostało zamordowane przez własną matkę. Kobieta utrzymuje, że jest niewinna, a o śmierć chłopca obwinia studentkę dorabiającą jako opiekunka do dzieci. Kto zamordował niepełnosprawne dziecko? Ile okrucieństwa trzeba w sobie skrywać, aby dopuścić się tak odrażającej zbrodni? Za rozwiązanie sprawy zabiera się prokurator Paulina Wilczyńska. Kobieta, która codziennie musi mierzyć się z kryminalnymi sprawami w pracy oraz dramatem we własnym domu. Czy Paulina będzie na tyle silna by rozwiązać zagadkę śmierci dziecka?

Natalia Kruzer wkłada w nasze ręce prawdziwy kryminał z krwi i kości! Otrzymujemy kolejny świetny debiut oraz powieść dopracowaną w każdym szczególe. Autorka bardzo bezpośrednim przekazem, wciągającą historią oraz idealnie skrojonymi bohaterami wciąga nas w całości w swoją powieść. Poznajemy prokurator Paulinę Wilczyńską, kobietę idealnie skrojoną do swojej roli! Autorka przedstawia nam bohaterkę wprost wyjętą z prawdziwego świata! Nie jest to sztucznie wykreowana, papierowa postać bez żadnego tła! Paulina Wilczyńska to postać z krwi i kości! Kobieta, która codziennie mierzy się z morderstwami, zagadkami kryminalnymi i różnego rodzaju złem. Mało tego! Autorka zbiera nas wprost do domu swojej bohaterki i zaznajamia z jej problemami osobistymi. Potrzebujący stałej opieki i terapii syn, problemy z przeszłości oraz wymagająca ciągłego skupienia praca to codzienność naszej bohaterki. Nawet tak twarda osoba jak prokurator ma jednak swoje granice. Kobieta część problemów topi w alkoholu i lekach. Jak długo jednak można tak ciągnąć? Czy Paulinie Wilczyńskiej wystarczy siły by stale mierzyć się z narastającymi problemami?

"Confessio" to świetnie napisany kryminał, który wciąga już od samego początku. Dzięki wciągającej akcji oraz płynnemu i bezpośredniemu przekazowi autorki książkę czyta się jednym tchem. Natalia Kruzer serwuje nam kryminał, do którego naprawdę nie można się przyczepić ani nic mu zarzucić. Wartka akcja, brak czasu na jakąkolwiek nudę, prawdziwi bohaterowie po prostu przywiążą Was do tej książki!
"Confessio" to kolejny bardzo udany debiut! Już nie mogę się doczekać kolejnych powieści Pani Kruzer! Do jakich spraw zaprowadzi nas autorka w swoich kolejnych kryminałach? Czekam niecierpliwie!

Po debiuty sięgam bardzo chętnie. Lubię szukać nowych autorów, sprawdzać co nowego mogą wnieść do gatunku, czy będą opierali się na klasycznych rozwiązaniach, czy raczej będą szukali własnych rozwiązań. Tym razem w moje ręce wpadł kolejny debiut i pomyślałem sobie - czemu nie?! Przecież trafiałem do tej pory na same udane "starty", więc pora dać szansę kolejnej autorce :)...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Conan" po raz kolejny udowodnił mi jak dobrze jest odstawić na chwilę tematykę, którą do tej pory czytałem na co dzień i sięgnąć po coś nieco innego. Bohaterów kryminałów zamieniłem więc na walecznych bohaterów, akcje w mrocznych i siejących grozę miejscach zamieniłem na dżungle i pustynie i wiecie co? Byłem tą wyprawą w jeszcze nie do końca znane klimaty naprawdę zachwycony! Co takiego zdziałał Robert E. Howard, że jego książka była aż tak dobra?

Przenosimy się całe wieki wstecz, przechodzimy przez pewnego rodzaju magiczny portal i trafiamy do świata totalnie nam nieznanego! To tutaj przez mroczne krainy, gęste dżungle, pradawne budowle, piaski pustyni, zapomniane miasta i owiane złą sławą bagna, przechodzi Conan. Legendarny wojownik, barbarzyńca, dla którego nie ma rzeczy niemożliwych. Conan przemierza krainy opanowane przez czarownice, różnego rodzaju demony i potwory. Żadna z tych istot nie jest w stanie sprostać sile nieustraszonego bohatera. Czy w świecie opanowanym przez potwory, w którym prawo stanowi siła pięści istnieje jeszcze miejsce na sprawiedliwość?

Pierwszym skojarzeniem jakie nasunęło mi się na myśl kiedy tylko zobaczyłem, że Wydawnictwo Vesper planuje wydać "Conana" były legendarne filmy z Arnoldem Schwarzeneggerem w roli głównej. Przyznam otwarcie, że żadnego z tych filmów nie widziałem! Już dawno temu stały się one prawdziwą legendą i każdy, mimo, że tych filmów nie widział, słyszał o nich tak wiele razy, że na stałe wryły się one w grunt popkulturowego świata. Zabierając się za książkową wersję Conana byłem pewny, że w moje ręce trafi książka przygodowa opowiadająca o losach walecznego bohatera o sile i wielkości Hulka. W dużej mierze moje przewidywania były bardzo trafne, jednak autor serwuje nam nieco więcej niż jedynie okraszoną licznymi walkami przygodę.

Na samym początku autor bardzo szczegółowo zaznajamia czytelnika z każdą krainą i każdym ludem, na który trafimy podczas lektury książki. Mamy tutaj szeroki opis powstawania różnych plemion, grup społecznych, miast oraz kontynentów. Wprowadzenie Howarda było niezwykle szczegółowe i mimo tego, że z początku czytało mi się je bardzo dobrze, to z czasem kolejne opisy zaczynały mnie nieco nudzić. Chyba sam początek książki, mimo ,że na początku fascynuje, to z czasem zaczyna się mocno przedłużać i stanowi największy i chyba jedyny jej problem. Już po chwili przenosimy się wprost do opowiadań gdzie nie będziemy nudzić się ani przez chwilę i trafimy do takiego mnóstwa różnych lokalizacji, w których spotkamy cały szereg potworów i przeciwników Conana, że książka dosłownie nas pochłonie!
Opowieść o przygodach wielkiego wojownika nie jest jedynie zwykłą książką przygodową! Trafimy tutaj na opowiadania, w których oprócz standardowej wartkiej akcji przygodowej otrzymamy lekki powiew grozy! Mroczne budowle, krew lejąca się strumieniami podczas walk, unosząca się dookoła atmosfera zapewni nam malutki przeskok w stronę horroru, co było dla mnie dodatkową zaletą. Jedno z opowiadań przeniesie nas również w klimaty bliższe kryminałom i suspensowi!

"Conan" należy do książkowych cegiełek. Jest to niewątpliwie objętościowo waga ciężka wśród lektur. Jednak opowiadania o przygodach wojownika czyta się naprawdę bardzo, bardzo szybko! Przeskakujemy od jednego opowiadania do drugiego, mijamy kolejne światy, likwidujemy kolejne potwory i ciągle chcemy więcej! Od tej książki po prostu nie sposób się oderwać! "Conan" wciąga już od pierwszego opowiadania i utrzymuje swój wysoki poziom aż do samego końca. Przyznam otwarcie - nie ma tutaj słabych opowiadań! Niektóre z nich śmiało mogę wymienić jako swoje ulubione z całego zbioru, jednak nie trafiłem na ani jedno, które chciałbym ominąć lub które było nudne i nijakie. Tutaj każde opowiadanie jest bardzo, bardzo dobre!

Opowiadania będą przenosić nas w kolejne lokalizacje. Trafimy do zamków, zapomnianych miast, na bagna, do dżungli i na pustynie. Będziemy musieli zmierzyć się z kolejnymi potworami, mitycznymi bogami, piratami, tajnymi zgromadzeniami, czarownicami i demonami. Autor regularnie będzie kazał Conanowi odgrywać kolejne role. Raz nasz bohater będzie legendarnym barbarzyńcą, raz dowódcą wojsk pewnej królowej, innym razem przywódcą Kozaków, a jeszcze innym razem wyrzutkiem przemierzającym pustynie. W każdej z obieranych ról naszemu bohaterowi będzie towarzyszyć niezwykła siła, odwaga i bezproblemowość w pokonywaniu napotkanych przeciwności. Conan niczym agent 007 będzie również zdobywcom niewieścich serc.
Tyle o treści książki. A jak przedstawia się jej wydanie? Wydawnictwo Vesper jak zawsze nie zawodzi! Książka jest wydana naprawdę rewelacyjnie! Twarda, konkretna okładka, mapka tak bardzo oczekiwana w tego typu książkach oraz genialne rysunki towarzyszące każdemu opowiadaniu od razu windują to wydanie bardzo, bardzo wysoko w mojej ocenie.
Świetne pióro Howarda i rewelacyjne wydanie Vespera to bardzo dobry duet!
Nie pozostaje mi nic innego jak bardzo mocno polecić Wam lekturę "Conana". Książka jest konkretną cegiełką ale nie musicie się ani trochę obawiać jej objętości. Genialne opowiadania Howarda tak bardzo Was wciągną, że nie obejrzycie się a już będziecie kończyć ostatnie. "Conan" to świetnie napisana książka, która będzie idealną propozycją dla każdego fana przygody, fantastyki, książek spod znaku walki i miecza. Jako fan kryminałów i horrorów również jestem zachwycony tymi opowiadaniami! Pozwólcie Conanowi porwać się w wir wydarzeń, przenieście się do świata, w którym rządzi magia i prawo pięści! Będzie to na pewno jedna z lepszych wypraw!

"Conan" po raz kolejny udowodnił mi jak dobrze jest odstawić na chwilę tematykę, którą do tej pory czytałem na co dzień i sięgnąć po coś nieco innego. Bohaterów kryminałów zamieniłem więc na walecznych bohaterów, akcje w mrocznych i siejących grozę miejscach zamieniłem na dżungle i pustynie i wiecie co? Byłem tą wyprawą w jeszcze nie do końca znane klimaty naprawdę...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Sny umarłych 2023. Polski rocznik weird fiction Dagmara Adwentowska, Daria Banasiewicz, Aleksandra Bednarska, Filip Duval, Agnieszka Fulińska, Elana Gomel, Justyna Hankus, Katarzyna Ophelia Koćma, Dariusz Ludwinek, Marcin Mleczak, Olaf Pajączkowski, Aleksander Paradowski, Przemysław Poznański, Krzysztof Rewiuk, Agata Suchocka, Sylwia Wełna, Adam Włodarczyk, Małgorzata Żebrowska
Ocena 8,2
Sny umarłych 2... Dagmara Adwentowska...

Na półkach: ,

Każdy z nas ma listę swoich ulubionych Wydawnictw! Każdy czytelnik posiada Wydawców, po których książki sięga wyjątkowo chętnie lub które stanowią swojego rodzaju książkowe pewniaki! Nie inaczej jest ze mną! Do listy moich ulubieńców od dawna należy również Wydawnictwo IX, którego książki stanowią dla mnie gwarancję jakości. To przecież IX-tka wydawała powieści i opowiadania, które bardzo szybko windowały się do mojej ścisłej czołówki danego roku. Mało tego! IX-tka wydaje niebywale charakterystyczne książki, których klimat nieraz jest tak gęsty, że czytelnik z powodzeniem może kroić go nożem. Książki tego Wydawnictwa za każdym razem dopieszczają i głaszczą moją depresję, która podczas lektury skacze jak radosny szkrab! IXtka działa cuda! To magia zawarta w papierze. Tym razem opowiem Wam krótko o zbiorze opowiadań zawartych w corocznie wydawanym roczniku weird fiction - "Sny umarłych".

Widzicie tę okładkę? Co możecie o niej powiedzieć? Że jest mroczna? Depresyjna? Ciężka? Zgodzę się z każdym z tych stwierdzeń! Mroczna okładka, z której wyziera komin pewnej równie mrocznej fabryki, cegielni lub innego industrialnego tworu jest idealnym odwzorowaniem klimatu, na który trafimy podczas lektury tej książki. Każde opowiadanie sprawi, że otoczy nas mrok i gęsty dym wydobywający się z komina na okładce. Każda historia pozwoli nam na własnej skórze odczuć powoli opadającą sadzę. Każde zaprowadzi nas do samego serca mroku.
Tak naprawdę w tej opinii mógłbym opowiadać pokrótce o każdym przeczytanym opowiadaniu. Nie ma tutaj słabszych i mocniejszych historii. Każde z opowiadań jest duszne, mroczne, diabelnie depresyjne i szaro bure! Każde jest tak samo uzależniające! Bardzo ciężko jest mi wskazać opowiadania, które najbardziej zapadną mi w pamięci, bo każde na to zasługuje. Jeśli miałbym koniecznie wybrać to jedno jedyne to przychylę się do historii o pewnej głodującej Irlandzkiej rodzinie. Ta historia chyba najbardziej rozbudziła moją wyobraźnię.
Tegoroczny zbiór "Sny umarłych" czytałem na raty. Nie dlatego, że ta książka była nudna lub dla mnie za ciężka! Co to, to nie! Bo po pierwsze nie ma książek dla mnie zbyt ciężkich. Po drugie, temu zbiorowi naprawdę daleko do jakiekolwiek nudy! "Sny umarłych 2023" czytałem na raty tylko dlatego żeby jak najdłużej móc cieszyć się tymi historiami, chłonąć ich atmosferę.
IX-tka jak zawsze idealnie wstrzeliła się w mój gust i potrzeby. "Sny umarłych" przeniosą Was do swojego unikalnego, mrocznego i depresyjnego świata. Przeniosą Was do czasów tak bardzo nam odległych. Nie ma tutaj żadnych słabych fragmentów. Nie ma opowiadań, które chcielibyśmy ominąć. Przeciwnie! Te opowiadania sprawią, że będziecie chcieli podobnie jak ja cieszyć się nimi jak najdłużej. "Sny umarłych" to fenomenalny zbiór, który już dzisiaj umieszczam bardzo wysoko na liście najlepszych książek tego roku. Tę książkę mogę zdecydowanie Wam polecić! IX-tka jak zawsze pokazała klasę!

Każdy z nas ma listę swoich ulubionych Wydawnictw! Każdy czytelnik posiada Wydawców, po których książki sięga wyjątkowo chętnie lub które stanowią swojego rodzaju książkowe pewniaki! Nie inaczej jest ze mną! Do listy moich ulubieńców od dawna należy również Wydawnictwo IX, którego książki stanowią dla mnie gwarancję jakości. To przecież IX-tka wydawała powieści i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Do tej pory pióro Pani Katarzyny Bondy było mi znane jedynie z dwóch bardzo dobrych książek napisanych w duecie z Panem Bogdanem Lachem. "Zbrodnia niedoskonała" i "Motyw ukryty" to true crime o jakich możemy marzyć. Obie książki odnoszą się do prawdziwych zbrodni, opisują je i potrafią nieźle zaskakiwać. Obie spodobały mi się na tyle, że kiedy dowiedziałem się, że autorka wypuszcza kolejną książkę opartą na faktach, to byłem pewny, że będzie to coś dla mnie. Okazało się jednak, że tym razem w nasze ręce nie trafi książka napisana w formie dokumentu czy reportażu, a klasyczy kryminał, którego treść opierać się będzie na prawdziwych zbrodniach. Liczyłem na coś innego ale i tak z zaciekawieniem zasiadłem z książką w rękach. Czy kryminał chociaż trochę dorównywał wcześniej wspomnianym true crime?

Adam Szulc to mężczyzna, do którego wzdychać może każda kobieta. To facet, który pięknymi słowami i obietnicami może zdobyć każdą z nich. Mężczyzna, który przedstawia się jako biznesmen z zasobami gotówki i głową pełną pomysłów na kolejne interesy szturmem zdobywa jedną kobietę za drugą. Nie wiedzą one, że za obietnicami pięknego i udanego związku, za obietnicami luksusu, miłości, ucieczki od długów, kryją się jedynie puste słowa. Niedługo okaże się, że mężczyzna, który stanowić miał dla wielu kobiet ucieczkę od problemów, który przynosić miał pełnię szczęścia i spełnienie marzeń to oszust, który w dodatku nosi krew na rękach. Niektóre bowiem z kobiet szukających miłości, znajdują jedynie śmierć.

Od czego powinienem zacząć? "Krew w piach" od samego początku sprawiała mi problem! Z jednej strony był to rasowy kryminał, który potrafił przykuć moją uwagę. Z drugiej była to książka, która co chwilę wybijała mnie z rytmu i wprowadzała zamieszanie. Pani Bonda przedstawia nam kryminał oparty na prawdziwych wydarzeniach. I na początku kiedy czytasz tę książkę masz wrażenie, że to kryminalna wersja "Och, Karol". W obu przypadkach mamy ten sam schemat, w którym pewien mężczyzna nie może opędzić się od całego tłumu kobiet. I o ile w przypadku tej komediowej wersji na naszych twarzach pojawia się uśmiech i towarzyszy nam dobry humor, to w przypadku kryminału Pani Bondy jest całkowicie odwrotnie. Już od samego początku mimo, że starałem się wgryźć w tę powieść na tyle, ile tylko będzie to możliwe to mnogość postaci i ciągłe skoki w czasie co chwilę wytrącały mnie z rytmu. Co pewien czas musiałem zastanawiać się kto tutaj jest kim, kim była dana kobieta i kiedy coś się rozegrało. Czytając masz wrażenie, że autorka przesadza, że przecież to o czym pisze to opowiastki, które możemy włożyć między bajki. Bo przecież jakim cudem bohater powieści, Adam Szulc potrafi kilkoma słowami, jakimiś gestami lub paroma obietnicami aż tak przewrócić kobietom w głowach?! Jednak szybko przypominasz sobie, że czytasz książkę, która dotyka prawdziwych wydarzeń. Przypominasz sobie, że to faktycznie miało miejsce i że jeszcze nie tak dawno temu słyszałeś o tej sprawie w wiadomościach.

Plusem kryminału Pani Bondy jest jego wydanie. Matowa i szorstka w dotyku okładka to bez wątpienia bardzo dobry pomysł. Autorce udało się również kilka razy zastosować bardzo chłodny i powściągliwy opis zdarzeń, co bardzo mi się podobało. Jednak lektura tej książki w większej mierze była ciągłym szukaniem w pamięci tego, kto jest kim, kiedy coś się rozegrało. Mimo, że wiele razy powieść mnie wciągała, to za chwilę i tak coś wybijało mnie z rytmu. Nie jest to książka, którą mogę jednoznacznie ocenić. Było w niej coś interesującego, jednak nie był to kryminał, który wbijał mnie głęboko w fotel. Jeśli jesteście fanami pióra Pani Bondy to z pewnością "Krew w piach" trafi w Wasz gust. Ja wolę jednak pozostać pod bardzo dobrym wrażeniem "Zbrodni niedoskonałej" i "Motywu ukrytego".

Do tej pory pióro Pani Katarzyny Bondy było mi znane jedynie z dwóch bardzo dobrych książek napisanych w duecie z Panem Bogdanem Lachem. "Zbrodnia niedoskonała" i "Motyw ukryty" to true crime o jakich możemy marzyć. Obie książki odnoszą się do prawdziwych zbrodni, opisują je i potrafią nieźle zaskakiwać. Obie spodobały mi się na tyle, że kiedy dowiedziałem się, że autorka...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Dzisiaj mam dla Was recenzję książki autora, którego na pewno nikomu nie trzeba szeroko przedstawiać. "Próba sił" Tomasza Sablika świeżo wznowiona przez Wydawnictwo Vesper właśnie wpadła w moje ręce! Przyszedł już czas abym wtrącił swoje parę groszy i opowiedział co o tej książce myślę.

Na samym wstępie muszę się wytłumaczyć! Przyznaję bez bicia, że do niedawna byłem pewny, że debiutem Tomka Sablika była bardzo dobrze napisana "Winda"! Tymczasem okazało się, że jego debiutanckim horrorem była "Próba sił" wydana pod pseudonimem w całkiem innym wydawnictwie. Aktualnie powieść została odświeżona, wymieniono jej okładkę (na oczywiście miliard razy lepszą), pseudonim T.S. Tomson został zastąpiony szyldem Tomasz Sablik. Czy te zmiany wniosły coś dobrego? Jak ocenię debiutancką "Próbę sił"?

Tensas to małe miasteczko w Luizjanie. Mieszkańcy mieściny właśnie mierzą się z zimą jakiej jeszcze nie przeżyli. Nadchodzi Boże Narodzenie jakiego Tensas na pewno nigdy nie zapomni!
W miasteczku zaczyna dochodzić do tajemniczych wydarzeń. Niepełnosprawną Rose nawiedzają koszmarne sny, jeden z jej sąsiadów popełnia samobójstwo, na wnuczkę kobiety napada wataha wilków.
W tym samym czasie w podróż do miasteczka wyrusza młoda Sam ścigana przez swojego szefa, żądnego zemsty na dziewczynie. Do miasteczka zbliża się jednak coś o wiele gorszego, a wszyscy bohaterowie będą musieli wykazać się prawdziwą próbą sił.

Tomasz Sablik oddaje w nasze ręce swoją debiutancką powieść. Horror całkowicie inny niż jego późniejsze książki. Już na samym wstępie autor przyznaje, że "Próba sił" będzie wędrowała bardzo głęboko w klimaty legendarnego Kinga. I trzeba mu przyznać rację! Kiedy tylko zacząłem czytać tę powieść miałem wrażenie, że przeniosłem się właśnie na karty powieści legendy literackiego horroru. "Próba sił" już od samego początku sprawia, że czytelnik przesiąka klimatem małego miasteczka, które mierzy się z zimą wszech czasów. Czytając mamy wrażenie jakbyśmy naprawdę przechadzali się zaśnieżonymi chodnikami Tensas, zaglądali do domów jego mieszkańców lub brnęli przez zaspy. Nie wiadomo skąd w miasteczku zaczyna pojawiać się tajemnicza mała dziewczynka, równie zagadkowy starszy mężczyzna, który nie zostawia za sobą śladów na śniegu, a także wataha wilków! I tutaj muszę się na chwilę zatrzymać! Przyznam otwarcie -
"Próba sił" to rewelacyjna książka, ale akcji ze Scarlett za żadne skarby autorowi nie wybaczę! :)

"Próba sił" charakteryzuje się bardzo dobrym klimatem, dobrze zarysowanymi bohaterami oraz wciągającą fabułą! Nie ma tutaj ani jednego nudnego fragmentu, nie ma przegadanych i ciągniętych na siłę scen! W tej książce praktycznie cały czas coś się dzieje! Mamy poczucie izolacji w odciętym od świata miasteczku zasypanym przez śnieg (czy nie przypomina to troszkę atmosfery znanej nam dobrze ze "Lśnienia"?!), mamy zjawiska paranormalne, pojawiające się znikąd postacie, których historii możemy się jedynie domyślać.

No dobrze! Mamy świetnie napisany debiut. Ale czy naprawdę nie ma tutaj ani jednego nawet najmniejszego minusika? Czy tutaj wszystko rzeczywiście jest takie idealne? Szczerze mówiąc, aby znaleźć jakieś minusy trzeba naprawdę zacząć się tutaj czepiać szczegółów. Gdybym miał wskazać coś, co mnie zaskakiwało albo zdumiało to wybrałbym jedynie dziwne i czasami nielogiczne decyzje bohaterów. Ale nie zapominajmy o tym, że jest to horror, każdy bohater panicznie się czegoś boi no i że jest to debiut autora, a w takim przypadku na wiele rzeczy warto przymknąć oko.

"Próba sił" to rewelacyjny debiut, którego możemy bardzo mocno autorowi gratulować! Książka jest utrzymana w całkiem innym stylu niż kolejne powieści Tomka Sablika, ale zdecydowanie warto się z nią zapoznać. Fani Kinga będą tą powieścią oczarowani! Wybierzcie się do zasypanego śniegiem małego Tensas, zmierzcie z watahą wilków, brnijcie przez zaspy regularnie nawiedzani przez tajemnicze postaci. To będzie Wasza próba sił!

Dzisiaj mam dla Was recenzję książki autora, którego na pewno nikomu nie trzeba szeroko przedstawiać. "Próba sił" Tomasza Sablika świeżo wznowiona przez Wydawnictwo Vesper właśnie wpadła w moje ręce! Przyszedł już czas abym wtrącił swoje parę groszy i opowiedział co o tej książce myślę.

Na samym wstępie muszę się wytłumaczyć! Przyznaję bez bicia, że do niedawna byłem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Pamiętacie jeszcze cykl o Wikingach autorstwa Daniela Komorowskiego? Autor dał nam naprawdę świetnie napisany i diabelnie wciągający cykl książek poświęconych walecznym Wikingom, który wciągał, interesował i przenosił nas w czasie. Tym razem przyszła pora na kilka zmian. Daniel Komorowski zakończył już opowieść o swoich wojownikach z północy i zabrał się za przybliżenie nam historii dużo nam bliższej. Tym razem padło na Piastów. Autor zmienił głównych bohaterów, wydawnictwo i tym razem wkłada w nasze ręce całkiem nową powieść. Czy znajdziemy w niej coś z poprzedniej świetnie przyjętej serii? Czy książka okazała się równie udana, jak poprzedniczki?


Księstwem Piastów włada książę Siemomysł. Zbliża się ślub jednego z jego synów, Czcibora. Wkrótce po ślubie syna, Siemomysła dopada dziwna choroba, w wyniku której książę umiera. Na łożu śmierci ma jeszcze jedno, ostatnie życzenie - władzę w księstwie po jego śmierci ma przejąć nie Czcibor, lecz wygnany lata temu Mieszko. Czcibor wraz ze swoim bratem Prokułem wyrusza na poszukiwanie Mieszka. Tymczasem przez okoliczne grody, niszcząc je i grabiąc przewala się grupa pod dowództwem okrutnego Dagome.


Chciałbym napisać, że Daniel Komorowski tym razem mnie bardzo zaskoczył, jednak nie będzie to do końca prawda. Autor w ogóle nie zaskoczył mnie swoim warsztatem, który poznałem podczas czytania jego poprzednich książek - on był, jest i na pewno będzie na bardzo wysokim poziomie! Z kolei jestem bardzo zaskoczony tym, w jaki sposób Daniel przedstawił nam swoją nową historię! Nie chcę rozpisywać się zbyt szeroko, aby nie odbierać nikomu przyjemności z czytania i odkrywania tej książki, jeśli jej lektura jest jeszcze przed Wami. Jednak autor przedstawił postać Mieszka w sposób, który był dla mnie nieco zaskakujący i ani na chwilę przez głowę mi nie przeszło, że może zostać zastosowany taki, zabieg, jakim posłużył się Daniel. Co do samej powieści i warsztatu - tutaj nie ma żadnych zmian! Autor daje nam nową historię, która sytuuje się na tak samo wysokim poziomie, jak jej poprzedniczki nawiązujące do walecznych Wikingów. Książka wciąga, interesuje, zaskakuje! Są tutaj bardzo dobrze zarysowane wątki obyczajowe, cały szereg walk, bitew oraz nieco okrucieństwa, które sieje w powieści grupa tajemniczego Dagome!
Dodatkowym smaczkiem w tej powieści jest niewątpliwie sięgnięcie do świata bóstw i mitologii słowiańskiej. Autor swoją opowieść umieszcza w czasach jeszcze przed przyjęciem chrześcijaństwa i serwuje nam szereg ówczesnych zwyczajów, sakramentów oraz zaznajamia nas z wieloma bóstwami zarówno naszymi, jak i z dalekiej północy.
Co prawda wkradł się zaledwie jeden malutki minusik - autor bardzo chętnie wrzuca w wypowiedzi swoich bohaterów słowa, bardzo mocno staropolskie, których już dzisiaj zdecydowanie się nie używa. Z jednej strony to przecież nic dziwnego, bo akcja książki przenosi nas całe wieki wstecz. Z drugiej jednak strony to bardzo stare słownictwo chwilami mnie delikatnie irytowało. Dobrze, że to odczucie towarzyszyło mi tylko na samym początku lektury tej książki. Potem magicznie znika, bo historia nas pochłania i przenosi wprost do opisywanych wydarzeń.
Gdybym miał się czepiać to powiedziałbym jeszcze, że autor zbyt szybko ujawnia nam kim tak naprawdę jest Dagome. Co prawda domyślamy się tego od samego początku, jednak gdybyśmy jeszcze dłużej pozostali trzymani w niepewności, to moim zdaniem książka by na tym jeszcze zyskała.
"Mieszko. Wyjście z cienia" to książka napisana bardzo, bardzo dobrze! Jeśli czytaliście poprzednie książki autora, to jego nową powieścią nie będziecie ani trochę zawiedzeni, a wręcz przeciwnie - ta książka na pewno również trafi w Wasz gust. Co prawda w opowieści o Wikingach otrzymaliśmy trochę więcej krwawych bitew, jednak tutaj również takiej akcji nie zabraknie. Grupa pod przewodnictwem Dagome zapewni nam wiele tego typu smaczków.
Nową powieść Daniela Komorowskiego śmiało mogę polecić każdemu fanowi jego poprzedniej serii. Jeśli jednak jeszcze nie mieliście przyjemności, aby zapoznać się z jego Wikingami, to "Mieszko. Wyjście z cienia" również będzie bardzo dobrym sposobem na poznanie pióra tego autora. Śmiało mogę Wam polecić podróż do świata Wikingów, jak i pierwszych Piastów.

Pamiętacie jeszcze cykl o Wikingach autorstwa Daniela Komorowskiego? Autor dał nam naprawdę świetnie napisany i diabelnie wciągający cykl książek poświęconych walecznym Wikingom, który wciągał, interesował i przenosił nas w czasie. Tym razem przyszła pora na kilka zmian. Daniel Komorowski zakończył już opowieść o swoich wojownikach z północy i zabrał się za przybliżenie nam...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Nie bój się ciemności.
Bój się tego co kryje."

Właśnie rusza nowy cykl kryminałów spod pióra Marka Stelara!
Dzisiaj mam przyjemność opowiedzieć Wam o pierwszej części nowej serii!

Hasłem przewodnim bijącym do nas z okładki jest ciemność. To właśnie w nią będziemy zaglądali czytając "Ptasznika". A co w niej znajdziemy? Czego tak naprawdę powinniśmy się obawiać? No i czym tak właściwie jest wspomniana ciemność?

Marek Stelar to autor, który już dawno wdarł się na listę moich książkowych pewniaków. Kryminały i thrillery tego Pana to gwarancja bardzo dobrej książki! "Ptasznik" jest kolejną pozycją, która po raz kolejny utwierdziła mnie w tym przekonaniu i spowodowała, że pozycja tego autora na liście gwarantów jedynie się umocniła. Z jaką sprawą tym razem zapozna nas Marek Stelar?

Henryk Ptasznik, a właściwie, mówiąc aktualnie Heinrich Vogel to człowiek, którego życie pewnego dnia wywróciło się do góry nogami. Młody, ambitny człowiek, którego życie na dobrą sprawę dopiero się zaczyna pewnego dnia podjął decyzję, która zaważyła o jego dalszym losie. Minął czas, który zmienił Henryka w całkiem innego człowieka oraz utwardził jego charakter. Kiedy Heinrich w końcu znajduje spokój dowiaduje się, że jego ojciec zginał w tajemniczym wypadku śmigłowca. Niedługo potem przy burcie swojej łodzi odnajduje ciało kobiety, która jak się okazuje blisko współpracowała ze zmarłym ojcem Vogela. Na domiar złego do Heinricha dociera Misza, bezwzględny człowiek, z którym Vogel miał wcześniej do czynienia. Nękany przez Miszę i we współpracy z komisarz Iwoną Banach z CBŚP, Heinrich wyrusza tropem przeszłości swojego ojca.

Marek Stelar po raz kolejny oddaje nam świetnie napisany thriller, który już od pierwszych stron przygwoździ nas do fotela i nie pozwoli odłożyć się na półkę dopóki nie rozwikłamy przedstawianej historii i nie dobrniemy do finału książki. W "Ptaszniku" znajdziemy świetnie zbudowaną historię, która zmusi głównego bohatera do grzebania w głębokiej przeszłości znienawidzonego ojca. Żeby utrudnić sprawę autor systematycznie będzie nakazywał Heinrichowi, aby zmierzył się również ze swoją przeszłością i demonami, które mimo upływu lat wcale nie stały się mniej przerażające.
No i jeszcze bohaterowie powieści - oni są po prostu mistrzowsko skrojeni pod swoje role!
Heinrich Vogel to facet, bardzo mocno stąpający po ziemi. Pewnego dnia życie naszego bohatera wywraca się do góry nogami. Na kilka lat trafia do więzienia, gdzie będzie musiał zmierzyć się z realiami, o których wcześniej nie miał pojęcia. Na swojej drodze Vogel trafia na Miszę, bezwzględnego i niemal demonicznego faceta, który "trzęsie" całym więzieniem. Wyobraźcie sobie minę Heinricha kiedy wydawało mu się, że w pewien sposób pozamykał wcześniejsze problemy i poukładał sobie życie na nowo, a tymczasem w progu jego łodzi spotyka starego, dobrego Miszę.
Z kolei Misza to zimny i wyrachowany typ spod ciemnej gwiazdy! Manipulator, którego nikt z nas nie chciałby spotkać na swojej drodze oraz największe zło tej powieści.

"Ptasznik" to rewelacyjnie napisany thriller, w którym nie ma miejsca na nudę! W tej książce cały czas coś się dzieje, a my regularnie jesteśmy zaskakiwani nowymi faktami z życia ojca głównego bohatera. Grzebanie w rodzinnej przeszłości, mierzenie się z własnymi demonami, spoglądanie w ową ciemność to główne wątki "Ptasznika". Główny bohater jest wprost idealnie skrojony do swojej roli! Z jednej strony to twardo kroczący po ziemi facet, z drugiej człowiek, którego przeszłość stale się o niego upomina i która jak się okazuje ciągle nie jest zamkniętym tematem. Autor zarysował nam postać Vogela bardzo, bardzo dobrze! Mimo to pozostaje pewna dawka tajemnicy! Mamy wrażenie, że jeszcze wiele rzeczy możemy się o nim dowiedzieć. I pewnie z czasem się dowiemy, bo "Ptasznik" to pierwszy tom nowej serii! Już nie mogę doczekać się kolejnych części tego świetnie rozpoczętego cyklu!
Nie pozostaje mi nic innego, jak bardzo mocno polecić Wam lekturę "Ptasznika". Nowy thriller Marka Stelara bardzo mocno Wam rekomenduję!

"Nie bój się ciemności.
Bój się tego co kryje."

Właśnie rusza nowy cykl kryminałów spod pióra Marka Stelara!
Dzisiaj mam przyjemność opowiedzieć Wam o pierwszej części nowej serii!

Hasłem przewodnim bijącym do nas z okładki jest ciemność. To właśnie w nią będziemy zaglądali czytając "Ptasznika". A co w niej znajdziemy? Czego tak naprawdę powinniśmy się obawiać? No i czym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Tajson to młody i nabuzowany testosteronem "samiec alfa", który spełnia się w ringu. Podobnie jak jego największy idol Mike Tyson, chłopak trenuje boks i czerpie największą przyjemność z obijania cudzych twarzy. Tajsonowi bardzo daleko do jakiejkolwiek przyzwoitości. Kiedy nadarzy się okazja lubi coś ukraść, kogoś pobić, wypić z kumplami i zabawić się przy innych, mniej legalnych środkach. Pewnego dnia po całonocnej balandze Tajson budzi się w całkiem innej rzeczywistości. Okazuje się, że świat się zatrzymał! Dokładnie tak! Czas stanął w miejscu. Dla Tajsona będzie to niebywała okazja żeby rządzić jeszcze zuchwalej! Prawo? Moralność? Wszelkie zasady? W tym przypadku odłóżmy je daleko na bok.

"Zatrzymaj się" należy do grupy książek, które zadziwiają mnie najbardziej! Po przeczytaniu pierwszej części historii Tajsona musiałem zastanowić się, co tak naprawdę chcę napisać w swojej recenzji. Bo nie ukrywajmy - powieść Bartłomieja Malinowskiego nie należy do książek, które czytam najchętniej. No i tutaj pojawia się pierwszy problem! Kiedy czytam każdą jedną książkę sam łapię się na tym, że z uporem maniaka muszę każdą przeczytaną sztukę zaliczyć do jakiejś kategorii. Muszę przypisać ją do jakiegoś określonego gatunku! Koniecznie! W przypadku "Zatrzymaj się" - nic z tego! Tej powieści zwyczajnie nie da się zaszufladkować, nie da się włożyć między kryminały lub powieść obyczajową! Mamy tutaj zbitek kilku smaczków, które współpracują ze sobą nad wyraz dobrze! Książka zaczyna się jak typowa obyczajówka, potem lekko haczy o dramat, ociera się o problemy społeczne, by finalnie przeskoczyć przez sensację i zawitać do fantastyki! To dużo? Jasne, że tak! I wydawałoby się, że połączenie wszystkich tych kombinacji jest niewykonalne! Jak możecie przekonać się podczas lektury "Zatrzymaj się" tak jedynie może się wydawać, bo autor bardzo szybko udowodni Wam, że dla niego nie ma rzeczy niemożliwych!

Teraz skupy się na bohaterach książki! No dobrze, na jednym bohaterze! Kumpli Tajsona i osoby postronne zostawię w spokoju, bo sama postać głównego bohatera przyćmiewa je wszystkie! "Zatrzymaj się" już od samego początku wbije Was w paradoks nie do przeskoczenia! Z jednej strony autor zrobi wszystko abyście mieli jak największy problem z polubieniem Tajsona, a z drugiej tak wkręci Was w swoją historię, że nie spoczniecie dopóki nie dobrniecie do finału pierwszego tomu, a następnie prędko pobiegniecie łapać za kolejny! Tajson to typek, którego w realu nikt z nas nie chciałby spotkać. To przemądrzały, diabelnie irytujący złodziej, typek spod ciemnej gwiazdy, którego życiowym celem jest balanga, seks, udział w bójkach - a w zasadzie ich wszczynanie, oraz bicie jak popadnie. Nasz bohater w zasadzie będący antybohaterem będzie denerwował i irytował Was od początku do samego końca, ale autor ma tę unikatową umiejętność przywiązywania czytelnika do swoich historii. Abyście nie wiadomo jak bardzo się opierali, to i tak ta powieść pochłonie Was bez reszty! Do tego język autora! Tę książkę czyta się jak opowieść znajomego!

Mamy już pochwalony styl autora, kilka słów o głównym bohaterze i ogólny zarys książki. Teraz przyszła pora poszukać słabych punktów! Otóż jest tylko jeden! W moim odczuciu jest to okładka książki. Jestem okładkową sroką i okładka to dla mnie rzecz bardzo ważna. Mówi się, że nie ocenia się książek po okładce i w pełni się z tym zgodzę ale nie okłamujmy się - dobra okładka to przecież wartość dodana każdej książki i bardzo dobry wabik! Tymczasem w przypadku "Zatrzymaj się" okładka co prawda nawiązuje do treści książki, jednak nie jest to szablon, który przykuje uwagę czytelników. Gdybym decydował się na przeczytanie tej książki sugerując się jedynie okładką, to zdecydowanie bym sobie ją odpuścił. Zostałem jednak skuszony opiniami innych, więc zaryzykowałem i naprawdę nie żałuję!

Podsumowując - "Zatrzymaj się" to opowieść o bardzo dynamicznej akcji, która w zasadzie sama się nakręca. W powieści nie ma czasu na nudę! Tutaj ciągle coś się dzieje. Mimo, że głównego bohatera totalnie nie da się w żaden sposób polubić, to książka potrafi nas bardzo mocno wciągnąć. Nie ma mowy abyśmy odłożyli ją na regał zanim dobrniemy do końca. Ta powieść ma tę właściwość, która nie pozwala nam się od siebie oderwać dopóki nie dobrniemy do finału. Powieść Bartłomieja Malinowskiego oceniam bardzo dobrze i już nie mogę się doczekać kiedy zasiądę z drugim tomem w rękach!

Tajson to młody i nabuzowany testosteronem "samiec alfa", który spełnia się w ringu. Podobnie jak jego największy idol Mike Tyson, chłopak trenuje boks i czerpie największą przyjemność z obijania cudzych twarzy. Tajsonowi bardzo daleko do jakiejkolwiek przyzwoitości. Kiedy nadarzy się okazja lubi coś ukraść, kogoś pobić, wypić z kumplami i zabawić się przy innych, mniej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Paryż, 1830 rok. Valentin Verne to młody i zdolny inspektor a zarazem zapalony fan i student chemii i medycyny. Nowym zadaniem stróża prawa zostaje rozwiązanie zagadkowej śmierci młodego Dauvergne'a. Wszystko wskazuje na to, że chłopak popełnił samobójstwo, jednak zamożna rodzina domaga się szczegółowych wyjaśnień tego, co skłoniło chłopaka do odebrania sobie życia. Szef miejscowej policji tworzy specjalną komórkę o nazwie "biuro do spraw tajemnych", na której czele staje Valentin. Szybko zaczyna dochodzić do kolejnych tajemniczych zgonów. Aby rozwikłać tę sprawę Verne będzie musiał sięgnąć do cudów szybko rozwijającej się nauki.

"Biuro do spraw tajemnych" to książka wręcz fenomenalna! Od dłuższego czasu nie mogę narzekać na jakość książek, które trafiają w moje ręce i śmiało mogę je ocenić jako dobre i bardzo dobre! Jednak już od dawna żadna z przeczytanych książek nie sprawiła mi takiej przyjemności, jak kryminał w klimacie retro spod pióra Erica Fouassiera! Każde sięgnięcie po tę powieść sprawiało mi nie lada przyjemność. Ta książka posiada magiczną umiejętność przenoszenia w czasie! Biorąc ją do ręki trafiacie wprost na gwarne ulice XIX Paryża! Odwiedzacie pogodne skwerki, gwarne ulice, ciemne zaułki i brudne rynsztoki! Atmosfera jaką autor oddaje nam w swojej powieści to prawdziwe cudo, a sama książka staje się niesamowitym rarytasem!
Podobne właściwości do tej pory zauważałem u kilku innych autorów. Jednak Fouassierowi zdecydowanie najbliżej do mistrzowskiego stylu Zafona, który genialnym piórem i idealnie, mistrzowsko i unikatowo zbudowanym klimatem starej Barcelony potrafił dosłownie przenosić czytelnika wprost w akcję czytanej właśnie książki. Czytając "Biuro do spraw tajemnych" miałem nieodparte wrażenie, że Fouassierowi bardzo blisko do genialnego stylu mistrza Zafona.

Klimat i atmosfera zasługują więc na najwyższe uznanie! Jednak to jeszcze nie koniec zalet tej książki! Kolejną cechą jaka ciśnie mi się na usta jest - klasa! Powieść Fouassier to nie byle kryminalik, tylko książka napisana z niebywałą klasą! Autor w mistrzowskim stylu potrafi posługiwać się słowem. Jego opisy to małe mistrzostwa świata! Czytając powieść wiele razy łapiemy się na tym, że mamy wrażenie jakbyśmy podziwiali najlepsze pejzaże.
Całości idealnie dopełnia styl retro w jakim pisze autor. Eric Fouassier akcję swojej książki umieścił w pierwszej połowie XIX wieku i stworzył bohaterów idealnie wprost skrojonych do ówczesnych realiów! Jego Valentin Verne to młody człowiek, który do szpiku kości przesiąknięty jest stylem starego, dobrego detektywa charakterystycznego do starych powieści kryminalnych. Mamy tutaj idealnie zarysowanych bohaterów, pięknie zakrojone opisy, elementy powieści detektywistycznej. Autor równie umiejętnie sięga tutaj do świata tajemnych zgromadzeń, klasycznych pojedynków, nowinek ze świata naukowego oraz ezoteryzmu.

"Biuro do spraw tajemnych" to zdecydowanie jedna z najlepszych książek, jakie miałem przyjemność w tym roku przeczytać. Książka porywa swoim klimatem, wciąga i wprost przenosi do akcji rozgrywającej się właśnie na kartach powieści. Piękne słowo, styl, który na myśl przywodzi książki sprzed wielu lat to kolejne z zalet powieści Fouassiera. "Biuro do spraw tajemnych" to nie tylko dobry kryminał. Książka daje prawdziwą przyjemność czytania! Już nie mogę doczekać się kolejnych powieści tego autora! Klasyczny kryminał Fouassiera zdecydowanie Wam polecam i wpisuję do kanonu najlepszych książek tego roku!

Paryż, 1830 rok. Valentin Verne to młody i zdolny inspektor a zarazem zapalony fan i student chemii i medycyny. Nowym zadaniem stróża prawa zostaje rozwiązanie zagadkowej śmierci młodego Dauvergne'a. Wszystko wskazuje na to, że chłopak popełnił samobójstwo, jednak zamożna rodzina domaga się szczegółowych wyjaśnień tego, co skłoniło chłopaka do odebrania sobie życia. Szef...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Czy jest jeszcze ktoś, dla kogo nazwisko - Bundy - brzmi obco? O krwawych poczynaniach Teda Bundiego słyszał chyba każdy! Jeden z najsłynniejszych (o ile jest to dobre stwierdzenie) morderców Ameryki doczekał się już całego szeregu filmów dokumentalnych, książek czy seriali. Wyrachowany potwór, manipulator, bestia - to chyba najbardziej pasujące do niego określenia. Bundy przyznał się do zamordowania 30 kobiet, z których część była jeszcze dziećmi. Powszechnie twierdzi się, że liczba ofiar mordercy była znacznie większa. Co poszło nie tak, że student prawa, osoba angażująca się politycznie oraz działająca w instytucjach zajmujących się ofiarami przemocy nagle stanęła po drugiej stronie barykady? Po raz kolejny okazało się, że człowiek, którego wygląd i sposób mówienia potrafią budzić zaufanie, jest w prawdzie wilkiem w owczej skórze. Tym razem za przedstawienie historii bestii zabrał się Max Czornyj! Z jakim efektem?

Max Czornyj dał się poznać jako autor, który nie przebiera w środkach podczas opisów kolejnych bestialskich mordów. Autor wielu krwawych thrillerów wydał również niezwykle kontrowersyjny cykl przedstawiający sylwetki najbardziej znanych i krwawych nazistów. Kontrowersje budziło przede wszystkim zastosowanie narracji pierwszoosobowej, która do tej pory nie znajdowała wykorzystania w tego typu książkach. Max Czornyj poszedł na całość! Przedstawił nam historie nazistowskich potworów opowiedziane "z pierwszej ręki". O kontrowersjach nazwijmy się "okołoksiążkowymi" nie chcę się wypowiadać. Skupmy się na lekturze.
Tym razem w nasze ręce trafia historia jednego z najbardziej krwawych seryjnych morderców wszech czasów. Tym razem Czornyj przybiera maskę Teda Bundiego i z jego perspektywy dokładnie opisuje wszystkie krwawe poczynania potwora. Uwaga! Uwaga! Książka to nie tylko opis zbrodni! "Umysł mordercy" czytamy niemal jak pamiętnik Bundiego! Pamiętnik bardzo dokładnie opisujący wszystkie marzenia, żądze, emocje. Nie będzie to łatwa lektura! Co to, to nie!

Czornyj przedstawia nam książkę, która opisuje życie Bundiego od dzieciństwa, po samą celę śmierci. Czytamy o jego dorastaniu i o tym jak powoli budziła się w nim bestia. Fragment z psem mnie rozwalił na strzępy! Powiem otwarcie - podczas lektury już na samym niemal wstępie, dosłownie mnie trafiło! Jak każdy może się domyślać - było to jedynie mocne preludium do naprawdę konkretnej rzezi! Już za chwilę autor rzuci nas w wir morderstw. Będziemy świadkami każdej kolejnej zbrodni, każdego kolejnego ohydnego opisu! Tak - ohydnego! Tutaj tego typu opisów i nekrofilii nie braknie! Będziemy świadkami cynicznych zagrywek, ucieczek, manipulacji! Emocji zdecydowanie tutaj nie zabraknie!

Max Czornyj oddaje w nasze ręce historię wyjątkowego zwyrodnialca. Autor posługując się pierwszoosobową narracją przedstawia nam niemal pamiętnik mordercy. Opisuje jego emocje, również te najbardziej przerażające. Krwawe opisy, potworne zbrodnie, nekrofilia - to rzeczy, z którymi będziecie na bieżąco obcować podczas lektury tej książki. "Umysł mordercy" jest niezwykle mocną pozycją, która wbije Was w fotel już od samych słów wstępu. Tutaj nie ma tematów tabu! Autor "wali prosto z mostu" i masakruje nas kolejnymi opisami rzezi. Opowieść o Bundiem wciągnie Was od samego początku i nie pozwoli odłożyć się na półkę dopóki nie dobrniecie do samego końca. Ale to jeszcze nie koniec! Ta książka zostanie z Wami jeszcze na długo po lekturze! Szereg potwornych zbrodni nie potrafi wywietrzeć z głowy tak prędko.
Z okładki książki bije do nas opinia Jana Gołębiowskiego - "Lektura zdecydowanie dla ludzi o stalowych nerwach". Zgadzam się z nią całkowicie. Książka jest niezwykle mocną lekturą, która na długo zostanie w Waszych głowach. Zdecydowanie polecam!

Czy jest jeszcze ktoś, dla kogo nazwisko - Bundy - brzmi obco? O krwawych poczynaniach Teda Bundiego słyszał chyba każdy! Jeden z najsłynniejszych (o ile jest to dobre stwierdzenie) morderców Ameryki doczekał się już całego szeregu filmów dokumentalnych, książek czy seriali. Wyrachowany potwór, manipulator, bestia - to chyba najbardziej pasujące do niego określenia. Bundy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Niektóre książki i filmy kojarzą mi się z pewnymi czasami. Cała seria o potworach z kosmosu kojarzy mi się cały czas z moim dzieciństwem i szczeniackimi czasami. Pamiętam jakby to było wczoraj jak wszyscy wyczekiwaliśmy kiedy telewizja pokaże kolejną część przygód Ellen Ripley. Wtedy to było coś! To było wydarzenie! Przecież nie bez przyczyny jeden z kanałów telewizyjnych nazwał pasmo emitujące kolejne części "Obcego" - Mega Hitem! Mówię oczywiście o wcześniejszych częściach. Moja przygoda z tą serią zakończyła się wtedy na czwartej części. Potem przyszła bardzo długa przerwa. Cykl o morderczych Ksenomorfach przyciągał przed telewizory a potem zmuszał do rówieśniczych porównań wrażeń z seansu. Szybko doszliśmy do tego, że twórcy chyba tworzą coraz słabsze potwory skoro w pierwszej części wystarczył tylko jeden (poprawcie mnie jeśli było inaczej) aby zafundować konkretny horror na Nostromo, a już w kolejnych częściach było ich znacznie więcej i... okazało się, że wcale nie są takie niezniszczalne. W "Morzu Boleści" będziemy mieć do czynienia z całymi hordami Obcych! Wyruszamy!

Planeta LV178 - Nowy Galveston. Terraformowanie nowej planety trwa. Powstały już trzy miasta i rozwinęła się infrastruktura. Przed budowniczymi kolejnego miasta wyłania się jednak problem. Na horyzoncie pojawia się połać czarnego toksycznego piasku, który uniemożliwia powstanie w tym miejscu czegokolwiek. Owe czarne plamy na mapie planety nazywane są Morzami Boleści. Alan Decker, zastępca komisarza w Międzynarodowej Izbie Handlowej przez przypadek odkrywa, że pod piaszczystą powierzchnią kryje się nieeksploatowana od lat kopalnia. Decker zostaje uprowadzony i wraz z najemnikami wynajętymi przez korporację Weyland-Yutani zapuszcza się w głąb opuszczonej kopalni. Olbrzymia korporacja wie, że Morze Boleści skrywa żywe ksenomorfy. Zadaniem grupy jest "upolowanie" chociaż jednego egzemplarza. Szybko okazuje się, że polowanie właśnie się rozpoczyna jednak jego przedmiotem będzie grupa wysłana przez Weyland-Yutani.

Akcja "Morza boleści" rozgrywa się (o ile dobrze pamiętam) trzysta lat po tym, jak z kolejnymi ksenoformami mierzyła się legendarna Ellen Ripley. Bohaterki całego cyklu już z nie ma, ale nie znaczy to, że Obcy o niej zapomnieli. Co to,to nie! Szybko okaże się, że potwory zwane przez najemników robalami bardzo dobrze pamiętają Ripley i z przyjemnością okrutnie zemszczą się na każdej żywej osobie, zwłaszcza takiej, która nosi w sobie krew Ellen. A jak się okaże wśród grupy ludzki jest taki rodzynek.

Kiedy zabierałem się za lekturę "Obcego. Morze Boleści" wiedziałem, że książka mi się spodoba. Nie spodziewałem się jednak, że pochłonie mnie aż w takim stopniu! Słuchajcie, "Morze Boleści" to świetnie napisany horror sf, który nie pozwala czytelnikowi na ani chwilę nudy! Mało tego! Książka przenosi w czasie! Mnie przeniosła do szczeniackich czasów, o których już wspomniałem powyżej i przypomniała mi o legendarnych monstrach z kosmosu, o przypominających pająki lub kraby cudach wyskakujących z oślizgłych jaj i wskakujących prosto na twarze swoich ofiar oraz o wielu innych rzeczach znanych bardzo dobrze z filmowych wersji.
Podczas lektury pozwoliłem sobie na podkręcenie klimatu i włączyłem sobie grający cicho w tle mroczny ambient nawiązujący atmosferą do czytanej właśnie książki. I to był strzał w dziesiątkę. Mroczna muzyka w tle była idealnym podkładem podczas marszu przez pogrążone w ciemności tunele, w których systematycznie oczekiwały na nas całe hordy Obcych!

Książkę Moora mimo, że nie jest najkrótszą powieścią, czyta się bardzo szybko. Czyta się wprost wyśmienicie! "Obcy" mnie porwał! Powieść kryje tyle akcji, że nie mamy czasu nawet pomyśleć o nudzie, a tym bardziej nie mamy ochoty odłożyć jej ani na chwilę. Po prostu cały czas chcemy więcej! Chcemy brnąć dalej i okrywać co jeszcze skrywają mroczne tunele.
Zakończenie książki pozwala nam przypuszczać, że szybko może powstać jej kontynuacja. A mnie nie pozostaje nic innego jak tylko ocenić "Morze Boleści" bardzo dobrze i oczekiwać kolejnej na pewno równie dobrej książki z uniwersum Obcego. Polecam!

Niektóre książki i filmy kojarzą mi się z pewnymi czasami. Cała seria o potworach z kosmosu kojarzy mi się cały czas z moim dzieciństwem i szczeniackimi czasami. Pamiętam jakby to było wczoraj jak wszyscy wyczekiwaliśmy kiedy telewizja pokaże kolejną część przygód Ellen Ripley. Wtedy to było coś! To było wydarzenie! Przecież nie bez przyczyny jeden z kanałów telewizyjnych...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Kiedy myślę o westernach od razu przychodzi mi do głowy jedno skojarzenie - moje dzieciństwo! Pamiętam doskonale kiedy telewizja nadawała westerny co niedzielę i razem z moim tatą zasiadaliśmy przed telewizorem. Oczywiście więcej frajdy w oglądaniu tych filmów miał mój tato, bo ja z racji tego, że byłem jeszcze brzdącem, zaczynałem się szybko tym seansem nudzić. Jednak wspomnienie zostało! Mam wrażenie jakby to było wczoraj a przecież minęło już tyle lat...

Czy western może kojarzyć się również z horrorami? W tej kwestii mogę wypowiedzieć się jedynie jeśli chodzi o filmowy horror i muszę przyznać, że te miksy filmowe nie były wysokich lotów. Widziałem kilka horrorów klasy B, których akcja osadzona była w mocno westernowych ramach czasowych i niestety nie były to dobre filmy... A co w przypadku książek? W nasze ręce właśnie trafia "Przeprawa" Jacka Ketchuma, która przeniesie nas wiele lat wstecz i zafunduje nam miks horroru z westernem! Na który gatunek przechyli się szala? O tym już za chwilę!

Cóż mogę powiedzieć o samym autorze? Jack Ketchum przez jednych uznawany jest za ikonę horroru, inni podchodzą do jego twórczości z większą rezerwą. Gdzie mogę usadowić samego siebie? Chyba gdzieś po środku. Do tej pory miałem możliwość przeczytania dwóch książek tego autora i szczerze pisząc były to raczej przeciętne lektury. "Czas zamykania" był średnim zbiorem opowiadań. Potem przyszła pora na "Rudego" i tutaj moja ocena poszybowała już nieco wyżej. Kiedy dowiedziałem się, że nakładem Wydawnictwa Skarpa Warszawska ukaże się "Przeprawa" pomyślałem sobie, że pora sprawdzić czym tym razem uraczy nas autor. Świetnie prezentujące się wydanie i zachęcający opis jeszcze bardziej zachęciły mnie do sięgnięcia po najnowszą książkę Ketchuma. Jak tym razem wypadł autor?

Arizona, rok 1848. W okolicach małego miasteczka Gable's Ferry, reporter Marion Bell oraz zwiadowca John Charles Hart odnajdują ciężko ranną młodą Meksykankę. Uratowana Elena szybko dochodzi do siebie i opowiada mężczyznom o koszmarze jaki spotkał ją, jej siostrę oraz inne młode kobiety w domu niewoli w obozie niewolników. Podczas kiedy Elenie udaje się uciec z koszmarnego domu, w którym cały czas dochodzi do gwałtów i handlu ludźmi, w niewoli pozostaje jej siostra. Bell i Hart postanawiają pomóc Elenie w odbiciu młodej kobiety.

Jack Ketchum tym razem zabiera nas do czasów kiedy ledwie zakończyła się wojna meksykańska. Lądujemy na samym środku pustkowia, gdzieś w okolicy miasteczka, które powstało praktycznie z dnia na dzień. Autor zabierze nas w sam środek brutalnej akcji, jaką znamy z horrorów i ubierze wszystko w iście westernowe szaty!
"Przeprawa" to cienka i bardzo ładnie wydana książeczka, która każdy jest w stanie przeczytać praktycznie w jeden wieczór. Autor tym razem przedstawia akcję, która będzie rozgrywała się bardzo szybko i nie będzie tutaj czasu na nudę. Początek oraz całkiem spory jej fragment to typowy western. Mamy tutaj odważnych mężczyzn, kobietę, która ledwie uszła z życiem a jak się szybko okaże ma tyle samo odwagi i zimnej krwi, co napotkani Bell i Hart. Potem tempo przyspiesza. Otrzymujemy kawałek brutalnej akcji oraz szereg nawiązań do legend i bóstw miejscowej ludności. Całość przypomina miks westernu z klimatem nieco horrorowym. Czy jednak był to horror "pełną gębą"? W mojej ocenie zdecydowanie nie!

"Przeprawę" czytało mi się całkiem nieźle oraz bardzo szybko. Opis książki, rewelacyjne wydanie, ciekawa okładka oraz barwione na czerwono brzegi sugerowały, że zasiądę do lektury krwawego horroru. Jednak większość akcji stanowił tutaj western, a horrorowych zagrywek było tutaj zdecydowanie za mało. Było brutalnie, była krew ale to trochę za mało, by nazwać tę książkę horrorem. "Przeprawa" nie jest rasowym horrorem, który zapisze się w kanonie krwawych lektur. Nie jest również złą książką! Króciutka powieść Ketchuma przypomina rozbudowane opowiadanie będące raczej brutalnym westernem niż horrorem. Jednak nie możemy ocenić tej książki negatywnie. W opowieści cały czas coś się dzieje. Wspomnienia Eleny czytało mi się bardzo dobrze, podobnie zresztą jak akcję przedstawiającą powrót kobiety w celu uratowania siostry.

Jeżeli lubicie westerny to "Przeprawa" z pewnością się Wam spodoba i będziecie czytali tę książkę z wypiekami na twarzy. Jeśli jednak nastawiacie się na typowy horror, to tutaj go nie znajdziecie. Chwilami będzie brutalnie, będzie krew i akcja ale to jednak nie jest horror w dosłownym znaczeniu. "Przeprawa" to raczej brutalny western, który czyta się całkiem nieźle.

Kiedy myślę o westernach od razu przychodzi mi do głowy jedno skojarzenie - moje dzieciństwo! Pamiętam doskonale kiedy telewizja nadawała westerny co niedzielę i razem z moim tatą zasiadaliśmy przed telewizorem. Oczywiście więcej frajdy w oglądaniu tych filmów miał mój tato, bo ja z racji tego, że byłem jeszcze brzdącem, zaczynałem się szybko tym seansem nudzić. Jednak...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Kiedy tylko zobaczyłem, że Biblioteka Diabologiczna powiększy się o "Diabła zakochanego" wiedziałem, że tę książkę muszę mieć w swoich zbiorach! Klasyczna powieść Jacquesa Cazotte zabierze nas bardzo głęboko w przeszłość i przedstawi historię, jakiej nigdy się nie spodziewaliśmy!

Alvaro to młodzieniec, który uważa się za niezwykle odważnego. Pewnego dnia pod wpływem kilku starszych osób przybywa do ruin Portici. Jak głosi legenda, w podziemiach mrocznych ruin można przywołać samego Diabła. Alvaro postanawia sprawdzić ile prawdy kryje się w miejscowych podaniach. Mężczyźnie udaje się przywołać samego Belzebuba pod postacią szkaradnie zdeformowanej głowy wielbłąda. Chłopak postanawia zabawić się kosztem Diabła. Rozkazuje mu zmienić się w psa, a następnie w piękną kobietę. Okazuje się, że Diabeł pod postacią pięknej Biondetty przywiązuje się do Alvara. Chłopak zabiera kobietę w podróż. Sytuacja komplikuje się kiedy na drodze pary stanie młoda Olimpia.

Biorąc do ręki tę książkę od razu w nasze oczy rzuca się świetne wydanie! Czarna, matowa okładka z czerwonym napisem i błyszczącym pentagramem wygląda naprawdę świetnie! Jeszcze lepsze cuda znajdziemy w środku tej książki! "Diabeł zakochany" jest wydany wręcz przepięknie! Sam początek książki to szereg niezwykle klimatycznych rycin! Co tam początek?! W tym pięknym wydaniu niemal każdą stronę zdobią świetne ryciny i ozdobniki nadające powieści dodatkowego klimatu! A jak przedstawia się sama treść?

"Diabeł zakochany" zafunduje czytelnikowi podróż w czasie. Czytając tę książkę cofamy się o całe wieki! Otrzymujemy mistrzowskie tłumaczenie Juliana Tuwima! Legendarny autor był twórcą niezwykle wszechstronnym. Wielki poeta zafascynowany był również okultyzmem. Piękne tłumaczenie Tuwima mistrzowsko oddaje ducha epoki! Czytając "Diabła zakochanego" mamy wrażenie, że oglądamy pewnego rodzaju sztukę, przedstawienie teatralne lub operę.

Z okładki powieści Cazottea bije do nas podtytuł: "Romans okultystyczny". I jest to jak najbardziej trafne określenie. Jeśli spodziewacie się klasycznego horroru, to nie tędy droga. Być może dla czytelnika z epoki Cazottea książka stanowiła jakiegoś rodzaju powieść z elementami grozy. Jednak dla dzisiejszego i zaprawionego w bojach czytelnika horrorów, nie będzie to groza w najmniejszym nawet detalu. Otrzymujemy pięknie napisaną i mistrzowsko przełożoną powieść, która jest sztuką z najwyższej półki. Alvaro, młody, odważny i nieco lekkomyślny chłopak przywołuje samego Diabła. Biondetta będąca jego ludzkim wcieleniem zakochuje się w chłopaku i nie opuszcza go ani o krok. Alvaro postanawia wykorzystać sytuację i bawi się Diabłem i jego możliwościami. Wszystko wywraca się do góry nogami kiedy na drodze Alvara i Biondetty staje Olimpia oraz rodzina chłopaka. Alvaro dochodzi do pewnych znaczących wniosków.

Przepiękne wydanie, tłumaczenie z najwyższej półki i klimat, który sugeruje nam obcowanie z najwyższej klasy sztuką to niewątpliwie jedne z najważniejszych atutów tej książki. "Diabeł zakochany" to dosyć krótka powieść, którą każdy będzie w stanie przeczytać w całości nawet podczas jednego wieczoru. Książka jest wzbogacona o szeroki wstęp odnoszący się do twórczości Cazottea oraz samej treści powieści. Bardzo dobrze napisany wstęp z jednej strony wprowadzi nas w atmosferę panującą w powieści oraz klimat jaki towarzyszył samej postaci autora. Jednak najlepiej przeczytać go już po lekturze samej powieści. Wstęp mimo, że bardzo dobrze napisany zdradza bardzo dużo, a w moim odczuciu lepiej jeśli odwrócimy kolejność i najpierw sięgniemy po powieść, czyli tę właściwą część a dopiero następnie po wprowadzenie do twórczości autora i spostrzeżenia o powieści.

Miłej lektury!

Kiedy tylko zobaczyłem, że Biblioteka Diabologiczna powiększy się o "Diabła zakochanego" wiedziałem, że tę książkę muszę mieć w swoich zbiorach! Klasyczna powieść Jacquesa Cazotte zabierze nas bardzo głęboko w przeszłość i przedstawi historię, jakiej nigdy się nie spodziewaliśmy!

Alvaro to młodzieniec, który uważa się za niezwykle odważnego. Pewnego dnia pod wpływem kilku...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

XIX wiek. Kilemann jest lekarzem medycyny sądowej, którego równie mocno co sama medycyna interesuje strona kryminalna przestępstw. Mężczyzna będący już w słusznym wieku postanawia porzucić życie w wielkim Londynie i przenieść się na spokojne Mazury. Los rzuca go do Lyck, stolicy Mazur i miasta położonego w Cesarstwie Niemieckim. Jak szybko się okaże również tutaj Kilemann będzie miał pełne ręce roboty. W mieście zaczyna narastać antyżydowska atmosfera, którą jeszcze bardziej pogłębia odnalezienie zwłok chrześcijańskiego młodzieńca w pobliskiej miejscowości. Kilemann postanawia rozwiązać tajemnicę potwornego zabójstwa. Wkrótce okaże się, że odnalezienie zwłok zamordowanego to jedynie czubek góry lodowej.

Jakie to było dobre! Jakie to było smaczne i nieziemsko klimatyczne! No ale po kolei!

"Pruski mur" by moim pierwszym spotkaniem z piórem Adama Węgłowskiego i już mogę śmiało powiedzieć, że z ogromną przyjemnością sięgnę po jego pozostałe powieści. Autor dosłownie przeniósł mnie na chwilę do XIX wieku, oczarował atmosferą i wywołał pewnego rodzaju euforię! Uwielbiam ten gotycki klimat i tutaj mi go nie zabrakło! Już na samym wstępnie rzuca się w oczy interesująca okładka. Starszy facet, ubrany zgodnie z zasadami epoki z mrocznymi ptakami grążącymi dookoła niego! Na myśl rzuca się tylko jedno skojarzenie - Edgar Allan Poe! I w sumie w przypadku "Pruskiego muru" jest to niezwykle trafne skojarzenie! Mamy tutaj mroczne ulice XIX wiecznego Londynu, nawiązanie do Człowieka Słonia i Kuby Rozpruwacza! Mamy klimat, który pochłania nas bez reszty! Fragmenty dotyczące dzieciństwa Kilemanna i jego dorastania w cieniu Azylu Wątpliwego Życia były fenomenalne! Azyl Wątpliwego Życia był rodzinnym interesem klanu Kilemanna. Ośrodek stanowił pewnego rodzaju "przechowalnię" zwłok na wypadek, gdyby czyjaś śmierć została okrzyknięta przedwcześnie i nasz jeszcze nie tak dawno zmarły powstał i wrócił do świata żywych. Wraz z rozwojem medycyny Azyl stracił swoją funkcję i postanowiono go zlikwidować. Kilemann, który dorastał wśród wszechobecnych w Azylu zwłok, postanowił studiować medycynę sądową.
Mija wiele lat. Początek XX wieku rzuca naszego bohatera na Mazury. Kilemann dochodzi do wniosku, że wystarczy już pracy - teraz czas na zasłużony odpoczynek. Jednak spokojne, jak wcześniej wydawało się bohaterowi Lyck kryje wiele tajemnic. Odnalezione zmasakrowane zwłoki, hazard, narastające widmo pogromów antyżydowskich, lokalne plotki i pomówienia powoli przejmują władzę nad mieszkańcami regionu.

Autor wkłada w nasze ręce naprawdę świetnie napisany kryminał, który zaskoczy nas swoim gotyckim wydźwiękiem. Oprócz bardzo dobrze poprowadzonej akcji, klimatu i uknutej intrygi otrzymujemy książkę idealnie osadzoną w realiach historycznych. Narastające stosunki antyżydowskie, pomówienia o krwawe rytuały będą stale poruszane przez mieszkańców Lyck.

"Pruski mur" to rewelacyjny kryminał utrzymany w mrocznej atmosferze. Powieść Adama Węgłowskiego czyta się naprawdę bardzo dobrze. Mrok, wciągająca i wartka akcja, świetne pióro autora to jedne z licznych atutów tej powieści. Z przyjemnością sięgnę po pozostałe książki Węgłowskiego! "Pruski mur" okazał się rewelacyjnym kryminałem, który śmiało mogę Wam polecić!

XIX wiek. Kilemann jest lekarzem medycyny sądowej, którego równie mocno co sama medycyna interesuje strona kryminalna przestępstw. Mężczyzna będący już w słusznym wieku postanawia porzucić życie w wielkim Londynie i przenieść się na spokojne Mazury. Los rzuca go do Lyck, stolicy Mazur i miasta położonego w Cesarstwie Niemieckim. Jak szybko się okaże również tutaj Kilemann...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Jedni boją się pająków, inni mają lęk wysokości, a jeszcze ktoś inny może powiedzieć, że przerażają go lalki i klauny. W przypadku książki, o której za chwilę Wam opowiem, ostatnia z wymienionych wcześniej grup będzie miała twardy orzech do zgryzienia! O lalkach można powiedzieć całą masę przyjemnych rzeczy ale czy nie zgodzicie się ze mną jeśli powiem, że niektóre lalki wyglądają dosyć upiornie?! Co dopiero możemy powiedzieć o manekinach!!! Brrr!!! No dobrze! Już dobijam do brzegu!

Pewnego dnia Louise odbiera telefon od brata, którego nie widziała od lat i z którym wiążą ją bardzo nietypowe relacje. Mówiąc wprost - rodzeństwo wydaje się sobie obce, a nawet się nienawidzi. Brat Louise przekazuje kobiecie wiadomość o wypadku, w którym zginęli ich rodzice. Louise zostawia swoją małą córeczkę z byłym mężem i wyrusza na pogrzeb. Na miejscu spotyka brata, który bez ogródek zaczyna czyścić dom rodziców, by jak najszybciej wystawić go na sprzedaż. Louise mimo początkowej niechęci przyznaje bratu rację - dom należy opróżnić i sprzedać. Jednak nie będzie to takie proste. Matka rodzeństwa od lat zajmowała się rękodziełem i tworzyła wszelkiego rodzaju lalki i kukiełki. Okazuje się, że wytwory kobiety nie dadzą tak łatwo usunąć się z domu. Kiedy do głosu dochodzi Pupkin wszystkie koszmary dzieciństwa ponownie ujrzą światło dzienne.

Tę recenzję zacznę od wyjaśnienia - "Jak sprzedać nawiedzony dom" to rasowy horror ale w swojej ocenie powstrzymam się od jakiejkolwiek oceny "straszności" tej książki. Żadna książka, żaden film nie potrafi mnie już przestraszyć, więc ten walor, tak bardzo oczekiwany w przypadku horrorów postaram się całkowicie pominąć, bo moja ocena w tej właśnie kwestii może okazać się niesprawiedliwa :) A teraz bierzemy się za zabawę lalkami!

Grady Hendrix stał się dla mnie gwarantem dobrej lub nawet bardzo dobrej książki. Po powieści tego autora sięgam już w ciemno, bo wiem, że na pewno się nie zawiodę! A jak było w przypadku opowieści o rodzeństwie walczącym w nawiedzonym domu? Czy tym razem Hendrix również był w formie?

Biorąc do ręki najnowszy horror Hendrixa już na starcie w nasze oczy rzuca się naprawdę rewelacyjne wydanie Wydawnictwa Zysk! Książka poprzecierana i zarysowana tu i ówdzie w mistrzowski sposób jest stylizowana na dosyć stary egzemplarz. I to był strzał w dziesiątkę! Podczas lektury książki łapałem się milion razy na skojarzeniach ze starymi horrorami z lat 80, opowiadającymi o poczynaniach morderczych laleczek. Dzisiaj takich filmów chyba już nie ma! Czytając zatem powieść Hendrixa z sentymentem wracałem do szczeniackich czasów kiedy mogliśmy podziwiać podobne wyczyny nawiedzonych lalek prosto z kaset VHS! Niektóre momenty kojarzyły mi się bardzo mocno z tego typu horrorami, inne wyglądały jak żywcem zaczerpnięte z legendarnych "Pogromców duchów"! Hendrixie brawo!

Autor zabiera nas do pewnego domu położonego w spokojnej dzielnicy. Okazuje się, że jego mieszkańcy właśnie zginęli w tajemniczym wypadku samochodowym.Po latach do rodzinnego domu wraca Louise, która wraz ze swoim młodszym bratem, Markiem musi uporządkować stary dom by wystawić go na sprzedaż. A będzie tutaj naprawdę co porządkować! Kiedy kobieta wchodzi do domu rodziców i zaczyna przeglądać salon, w którym dosłownie z każdego miejsca spoglądają na nas szklane oczy lalek czujemy się nieco nieswojo. Kiedy Louise przechadza się po domu, mamy wrażenie, że czujemy unoszący się dookoła kurz! Telewizor, który sam się włącza, lalki, które go oglądają i które z czasem zaczną same się przemieszczać, dziwne odgłosy to jedynie preludium do czekającego naszych bohaterów koszmaru!
Sam początek książki jednak nie zwiastuje, że będziemy mieć do czynienia z rasowym horrorem. Pan Hendrix bardzo mocno, bardzo skrupulatnie i dosadnie zarysowuje przed nami konflikt rodzeństwa, który narastał z biegiem lat. Pyskówki, wzajemne oskarżanie i niedopowiedzenia z czasem zaczęły powodować we mnie lekkie znużenie. Nie chciałem czytać rodzinnej dramy tylko sprawnie napisany horror! Z czasem jednak rodzinne konflikty schodzą na drugi plan i zaczyna się właściwa akcja! Wtedy dopiero zaczyna się dziać!

Autor przedstawia nam horror, w którym wywleka na wierzch wszystkie koszmary z dzieciństwa naszych bohaterów. Mamy retrospekcje, które czyta się naprawdę świetnie! Fragmenty odnoszące się do przeszłości były dla mnie rewelacyjnymi przerywnikami! Mamy stwory zrodzone w dziecięcej wyobraźni i cały szereg zjawisk paranormalnych! Hendrix wypala nam prosto w twarz rasowym, świetnie napisanym horrorem! Kiedy wydaje się, że cały koszmar już się skończył, że bohaterowie już mogą spokojnie odetchnąć autor daje nam kolejnego pstryczka w nos! Otóż nie! Wtedy dopiero rozkręca się prawdziwa zabawa! Końcowe starcie w nawiedzonym domu to jeden wielki, świetnie skomponowany chaos!

"Jak sprzedać nawiedzony dom" to kolejna świetna pozycja na liście książek Hendrixa. Na samym początku autor nieco zbyt mocno skupia się na konflikcie bohaterów, ale kiedy już się z nim uporamy czeka nas nagroda w postaci świetnie napisanego horroru, który swoim klimatem zaprowadzi nas wprost do wspomnień z naszego dzieciństwa. Do tej pory po książki Hendrixa sięgałem bez zastanowienia, bo każda kolejna powieść była bardzo dobra. Tym razem autor ponownie stanął na wysokości zadania i oddał w nasze ręce świetnie napisany horror.

Jedni boją się pająków, inni mają lęk wysokości, a jeszcze ktoś inny może powiedzieć, że przerażają go lalki i klauny. W przypadku książki, o której za chwilę Wam opowiem, ostatnia z wymienionych wcześniej grup będzie miała twardy orzech do zgryzienia! O lalkach można powiedzieć całą masę przyjemnych rzeczy ale czy nie zgodzicie się ze mną jeśli powiem, że niektóre lalki...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Pierwszy raz mam do czynienia z książką, którą jest mi dosyć trudno ocenić! Od dłuższego czasu trafiam na same dobre i bardzo dobre książki! Czytam powieści, które oceniam bardzo wysoko oraz takie, które bez problemu wbijają mnie w fotel. Tym razem w moje ręce trafiła książka, wobec której miałem dosyć wysokie oczekiwania. Po lekturze i zastanowieniu nad tym, co chcę tutaj napisać dochodzę do wniosku, że nie wiem jak mam ocenić przeczytany niedawno kryminał. Bo z jednej strony nie czytało mi się go źle! Książka potrafiła mnie wciągnąć i zainteresować, ale z drugiej strony nie wywołała we mnie specjalnych emocji. No dobrze! Krótko mówiąc "Wyspa łotrów" to poprawnie napisany kryminał. Już przechodzę do sedna!

Podczas przewozu sporej gotówki jeden z konwojentów z pomocą gangstera morduje kolegę z pracy i znika z przywłaszczonymi pieniędzmi. Horst Miller to emerytowany policjant, który właśnie przeżywa swoją drugą młodość za sprawą atrakcyjnej i dużo młodszej narzeczonej. Dzień po oświadczynach kobieta zostaje porwana, a do Horsta dociera informacja z żądaniem okupu. Niebawem do emerytowanego policjanta dociera kolejna przesyłka zawierająca odcięty palec ukochanej. Horst z pomocą znajomych rzuca się na pomoc porwanej. Tymczasem policja wpada na trop morderców konwojenta. Mężczyźni postanawiają ukryć się na opuszczonej Wyspie Edwarda. Wkrótce na podobny pomysł wpadają porywacze narzeczonej Horsta.

Opis zwiastujący rasowy kryminał szybko spowodował, że książka znalazła się w moich rękach. Autor przedstawia nam opowieść, w której główne skrzypce grała będzie żądza zysku. Trafiamy do domu emerytowanego policjanta, który zakochany po uszy właśnie przeżywa drugą młodość za sprawą tajemniczej Sirene. Kobieta szturmem wtargnęła do spokojnego życia mężczyzny i wywróciła je do góry nogami. Horst, emerytowany policjant, człowiek twardo stąpający po ziemi, biznesmen okazuje się, że nawet nie wie jak naprawdę nazywa się jego wybranka. Nie wie zupełnie nic o jej przeszłości. Wystarcza mu tylko to, że jest młoda, atrakcyjna, wniosła nowe życie do świata emeryta i uważa się za malarkę. Po co wiedzieć więcej? Przecież miłość wystarczy :) Akcja nabiera tempa kiedy kobieta znika. Wtedy nasz bohater wraz z przyjaciółmi rzuca się w wir wydarzeń i spieszy na pomoc swojej miłości w opałach!

Autor zadbał żeby w powieści nie wiało nudą i nie brakowało akcji. W "Wyspie łotrów" praktycznie cały czas coś się dzieje, dzięki czemu książka nabiera dynamizmu, a snuta przez autora opowieść stara się przykuć naszą uwagę. I muszę przyznać, że Michałowi Wierzbie nawet się to udało! Książka mnie zainteresowała i mimo, że od samego początku byłem pewny o co w całej historii chodzi (i powiem otwarcie, że ani trochę się nie pomyliłem), to wkręciłem się w opowieść i z zainteresowaniem brnąłem do przodu. Okazało się, że "Wyspa łotrów" to całkiem przyjemnie napisany kryminał! Jednak nawet te dobre kryminały mają swoje słabe strony! I teraz muszę się do nich przyczepić.

Pierwszym i chyba największym minusem jest w tej powieści ogromna przewidywalność. Czytając tę książkę jesteśmy w stanie rozszyfrować ją już niemal na starcie. Finał historii przewidujemy zanim na dobre się w nią wkręcimy. Podczas lektury miałem problem z wątkami, które nagle się urywały i nie wnosiły do powieści nic ważnego. Kiedy jeden z bohaterów zaczyna grzebać w przeszłości porwanej Syrenki, mamy wrażenie, że już za chwilę spadnie prawdziwa bomba! Czytamy i mamy wrażenie, że za chwilę dokopiemy się do czegoś, co wniesie do opowieści coś nowego, coś bardzo istotnego. No ale... nie wnosi... Wątek urywa się tak samo szybko, jak szybko się zaczął, a my zadajemy sobie pytanie - po co nam o tym pisano!? Kilkukrotnie również same decyzje naszych bohaterów okazywały się tak dziwne, wykoślawione i nierealne, że czytając o rozgrywających się właśnie zdarzeniach sam robiłem wielkie oczy albo wybuchałem śmiechem. Ciśnie mi się na usta jeszcze jeden minus - ta powieść była za łagodna! Sięgając po "Wyspę łotrów" miałem nadzieję, że sięgam po rasowy kryminał, w którym trafię na kilka mocniejszych fragmentów. Tymczasem historia przedstawiona przez autora jest bardzo, bardzo łagodna. Mamy morderstwo, mamy porwanie, gdzieś pod koniec trafimy na trochę akcji, ale szczerze mówiąc zabrakło mi brutalności.

"Wyspa łotrów" to całkiem przyzwoity kryminał, który w mojej ocenie posiada kilka ważnych minusów. Sięgając po tę książkę miałem wrażenie, że sięgam po mocny kryminał, przy którym nie będę się nudził. Fakt, nie nudziłem się ani przez chwilę, ale czegoś jednak mi zabrakło. "Wyspę łotrów" oceniam jednak pozytywnie. Jest to kryminał, który przeczytacie "od deski, do deski" i który nie pozwoli Wam się nudzić. Jednak jeśli liczycie na brutalne zagrywki, rozprawianie się z mroczną przeszłością i wydarzenia, które nie pozwolą Wam w nocy spokojnie spać, to jednak nie tędy droga.

Pierwszy raz mam do czynienia z książką, którą jest mi dosyć trudno ocenić! Od dłuższego czasu trafiam na same dobre i bardzo dobre książki! Czytam powieści, które oceniam bardzo wysoko oraz takie, które bez problemu wbijają mnie w fotel. Tym razem w moje ręce trafiła książka, wobec której miałem dosyć wysokie oczekiwania. Po lekturze i zastanowieniu nad tym, co chcę tutaj...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Istnieją takie książki, które nie potrzebują przelewu hektolitrów krwi ani fruwających flaków, a które i tak Was emocjonalnie rozwalą. Czytając "Czarcie lustro" to właśnie z takim emocjonalnym szokiem będziemy mieć do czynienia. I powiem już na wstępie - autorka w najmniejszym nawet ułamku nie będzie brała jeńców! Przygotujcie się, bo właśnie będziemy zaglądać w głąb lustra. I to czarciego.

Marta to czternastoletnia dziewczyna, która po latach wraca do swojego rodzinnego domu. Dziewczynka zaginęła kiedy była całkiem mała, nie wie kim jest, kim jest jej rodzina, skąd pochodzi. Nie pamięta nawet tego, jak się nazywa. W jej głowie jest tylko jedna osoba - Mistrz, który uwięził dziecko sześć lat temu i stał się jego całym światem. W tym samym czasie znika dyrektor prestiżowego liceum. Pierwszą podejrzaną o uprowadzenie mężczyzny staje się nowo zatrudniona anglistka. Co takiego łączy tajemnicze zaginięcie sprzed lat z aktualnym zaginięciem dyrektora szkoły? Jaką rolę we wszystkim odegra nowa nauczycielka, Elwira?

Zasiadając do lektury "Czarciego lustra" miałem w głowie obraz całkowicie innej książki. Tymczasem, jak się szybko okazało w moich rękach wylądowała książka diametralnie różniąca się od moich wyobrażeń, a co najważniejsze - książka z kategorii literackiej wagi ciężkiej! Czy to dobrze? Czy czytając najnowszą książkę Magdaleny Zimniak poczułem się zawiedziony? "Czarcie lustro" już od samego początku czyta się jednym tchem. Historia zaginięcia małej dziewczynki, która po latach odnajduje się gdzieś na skraju lasu i nie pamięta zupełnie nic z czasów, kiedy jeszcze mieszkała ze swoją rodziną przykuwa naszą uwagę już od samego początku. Potem autorka zapoznaje nas z wątkiem Elwiry, nowo zatrudnionej anglistki w prestiżowym liceum. Niebawem dyrektor szkoły przepada jak kamień w wodę. Powoli rozdrapywana przeszłość, kolejne intrygi, niedopowiedzenia, domysły i okrucieństwa będą stale towarzyszyć nam aż do samego finału. Napisałem o rozdrapywaniu przeszłości również nie bez przyczyny. To właśnie ona wbije Was głęboko w fotele, a każdemu rodzicowi nakaże poważnie zastanowić się czy warto wypuścić dziecko samo z domu. I powiem Wam szczerze, że po lekturze podobnych książek chyba zamknąłbym swoje dzieci w złotej klatce i trzymał w domu jak najdroższe skarby!

Magdalena Zimniak mierzy się z tematem, który jeszcze do niedawna uznawany był za temat tabu. Przecież dzieci nie mogą cierpieć! Przecież zarówno w horrorach i kryminałach, zarówno książkowych jak i filmowych dzieci wychodziły z opresji przeważnie obronną ręką. No ale nie tym razem! Jakiś czas temu czytałem fenomenalnego "Łowcę" Piotra Kościelnego. Książka totalnie mnie sponiewierała i szybko wdarła się na szczyt rocznego podsumowania. Krótko mówiąc, Kościelny w bardzo brutalny sposób przedstawia nam problem pedofilii. Podobną drogę obrała również Magdalena Zimniak. Autorka przedstawia nam potwora w ludzkiej skórze, lisa, którego umieszczono w kurniku pełnym zdobyczy! Pani Zimniak przedstawia nam historię uprowadzenia małej dziewczynki, jej przetrzymywania oraz ciągłego gwałcenia. Kiedy przeczytałem fragment opisujący "zabawę w kotka i myszkę" poczułem takie obrzydzenie, że musiałem na chwilę odłożyć tę książkę na bok i odetchnąć. Był to jednak dopiero wstęp do tego, czym jeszcze uraczy nas autorka...

"Czarcie lustro" to świetnie napisana historia opowiedziana z perspektywy kilku osób. Opowieść Zimniak zyskuje dodatkowy plus ponieważ autorka cały czas wodzi nas za nos i podstawia mylące nas kroki! Historia opowiedziana przez Panią Zimniak systematycznie dostarcza nam domysłów na temat tego, czego dowiemy się w finale. Wcale nie przesadzę jeśli powiem, że większość, może nawet 90% książek, które czytam rozgryzam bardzo szybko. W przypadku "Czarciego lustra" jest całkowicie odwrotnie! Autorka wodzi czytelnika za nos i co jakiś czas myli tropy! Kiedy dochodzimy do finału całej historii sami jesteśmy nim zaskoczeni! Zakończenie książki jest mocno zakręcone, jednak jeszcze mocniej wbije nas w fotele!

"Czarcie lustro" to opowieść o bólu, cierpieniu, zemście i próbie życia od nowa. Książka wciąga nas już od samego początku, a potem nie pozwala szybko o sobie zapomnieć. Z chęcią sięgnę po pozostałe powieści Pani Zimniak!

Istnieją takie książki, które nie potrzebują przelewu hektolitrów krwi ani fruwających flaków, a które i tak Was emocjonalnie rozwalą. Czytając "Czarcie lustro" to właśnie z takim emocjonalnym szokiem będziemy mieć do czynienia. I powiem już na wstępie - autorka w najmniejszym nawet ułamku nie będzie brała jeńców! Przygotujcie się, bo właśnie będziemy zaglądać w głąb...

więcej Pokaż mimo to