-
ArtykułyTeatr Telewizji powraca. „Cudzoziemka” Kuncewiczowej już wkrótce w TVPKonrad Wrzesiński4
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać352
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
-
Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik15
Porównanie z Twoją biblioteczką
Wróć do biblioteczki użytkownika2014-07-15
2014-07-03
Nie można zapełnić pustki tym, co się straciło.
Od kiedy została wydana książka Gwiazd naszych wina wszystkie dzIeła Johna Greena są pożądane przez tłumy czytelników. Sama należę do tego grona. Przyznam jednak, że z każdą kolejną powieścią po trochu się zawodziłam - każda następna była coraz gorsza. Kiedy wyszła ta, najnowsza, nie wiedziałam co myśleć. Nie miałam żadnych wątpliwości, że muszę ją przeczytać - styl autora wżera się w głowę i zostaje tam na długo, bałam się, że zawiodę się jeszcze bardziej. Słyszałam różne opinie - jedni spodziewali się więcej, innym bardzo się podobała. W końcu postanowiłam sama to sprawdzić, zacisnęłam zęby, otworzyłam pierwszą stronę i... zakochałam się bez reszty.
Colin Singleton jest cudownym dzieckiem. Nie mylić z geniuszem. Do tego określenia mu bardzo daleko, jak sądzi. Potrafi szybko się uczyć, zna jedenaście języków. Nie potrafi jednak tworzyć, a to podstawowa umiejętność geniusza. Colin ma takie swoje małe dziwactwo. Zakochuje się on jedynie w dziewczynach o imieniu Katherine. Nie podobnie brzmiących, nawet nie w Catherine przez C. To musi być dokładnie tych dziewięć liter. K-A-T-H-E-R-I-N-E. Kiedy Katherine XIX rzuciła go i złamała mu serce, postanowił umrzeć na podłodze, twarzą w dywanie, w swoim pokoju. Jednak od czego są przyjaciele? Hassan, jego najlepszy, i jedyny, przyjaciel, postanawia wyciągnąć go w podróż po Ameryce.
Przyjaciele, dzięki pewnemu martwemu arcyksięciowi, zatrzymują się w Gutshot w Tennessee. Poznają tam Lindsey oraz jej matkę, Hollis. Kobieta daje im pracę, która polega na rozmowie z mieszkańcami miasteczka, które utrzymuje się w całości z fabryki, i jest bardzo dobrze płatna. Chłopcy postanawiają zostać na trochę. Colin zaś zaczyna pracować nad Teorematem - ma on mu pomóc wypracować Zasadę Przewidywalności Katherine. Jest pewien, że będzie mógł przewidzieć przyszłość każdego związku, kto będzie Porzuconym, a kto porzuci.
Powieści Greena są zwykle o poszukiwaniu samego siebie, gdyż inaczej tej fabuły nazwać się nie da. Często podczas czytania jego książek zastanawiałam się, co tak właściwie jest głównym wątkiem. W natłoku tego wszystkiego bardzo trudno go odnaleźć. I do tej pory nie wiem, czy uznałam za najważniejszy ten właściwy.
Jak już wspominałam, trochę obawiałam się tej książki. Nazwisko Greena prawie każdy zna, jednak tylko z powieści Gwiazd naszych wina. Uważam jednak, że 19 razy Katherine powinna tylko wzmocnić jego pozycję w gronie pisarzy. Nie mogłam się od niej oderwać. Cieszył mnie bardzo fakt, że dużo było tutaj o matematyce. Tak, kocham matematykę i nie wstydzę się tego. Kiedy o godzinie drugiej w nocy, w podziękowaniach od autora, przeczytałam, że według jakiegoś tam jego znajomego, okręgi to tłuste trójkąty od razu napisałam do korepetytora, żądając wyjaśnień. Otrzymałam odpowiedź: To herezje. Nie czytaj tego. No cóż. Można i tak. Przyznam, że czytając (aneks) praktycznie nic nie zrozumiałam. Te matematyczne wyjaśnienia wydały mi się całkowicie bez sensu. Mam motywację do matematycznych studiów. Chcę to zrozumieć.
Bardzo ciekawy jest sposób myślenia Colina, jego łączenie różnych wątków. Nie potrafiłabym uczyć się w ten sposób, a myśleć to już w ogóle. Ciekawi mnie, jak John Green wpadł na ten pomysł. Zastanawiam się, czy byłabym w stanie nauczyć się takiego sposobu zapamiętywania informacji. Bardzo by się przydał, na przykład do nauki na maturę.
Kiedy Hassan mozolił się nad tym, by Bóg nienawidził bagietek, myśli Colina powędrowały następującym torem: (1) bagietki, (2) Katherine XIX, (3) rubinowy naszyjnik, który jej kupił pięć miesięcy i siedemnaście dni wcześniej, (4) większość rubinów pochodzi z Indii, (5) niegdyś podlegających Zjednoczonemu Królestwu, którego (6) premierem był Winston Churchill i (7) czy to nie ciekawe, że wielu dobrych polityków, takich jak Churchill i Gandhi było łysych, podczas gdy (8) wielu złych dyktatorów, takich jak Hitler, Stalin i Saddam Husajn, nosiło wąsy? Ale (9) Mussolini nosił wąsy tylko czasami i (10) wielu dobrych naukowców miało wąsy, na przykład Włoch Ruggero Oddi, który (11) odkrył (i nazwał swoim imieniem) zwieracz przewodu żółciowego, będący jednym z mniej znanych zwieraczy, podobnie jak (12) zwieracz źrenicy.
Wydaje mi się, że wiem dlaczego wcześniejsze książki miały tendencje spadkowe, moim zdaniem oczywiście. Były wydawane od końca. Zaczynając na najnowszej, Gwiazd naszych wina, na debiucie, Szukając Alaski, kończąc. Widać jednak, że styl Greena jak i jego pomysły mają się coraz lepiej, więc ciekawa jestem, co będzie następne i czy przebije 19 razy Katherine. Autor ma to do siebie, że jego bohaterowie są bardzo nietuzinkowi. Weźmy chociaż pod uwagę Alaskę czy choćby Gusa, z jego pozostałych książek. Obie postaci mają coś, co wyróżnia je z tłumu. Nietrudno się domyślić, że taką postacią w tej pozycji jest Lindsey.
Zastanawia mnie jeszcze fakt, czy autor zdecyduje się jeszcze kiedyś na narrację ze strony kobiety, tak jak w Gwiazd naszych wina. Z tego co zauważyłam, woli bardziej pisać z perspektywy mężczyzny, co wcale mnie nie dziwi, w końcu sam nim jest, prawda? Jednak chętnie przeczytałabym jeszcze jakąś jego powieść, pisaną z perspektywy dziewczyny, w końcu ja nią jestem, prawda?
Styl autora jest bardzo łatwo rozpoznawalny. Wydaje mi się, że byłabym w stanie rozpoznać go wszędzie. Jest bardzo specyficzny - lekki i trudny zarazem. W 19 razy Katherine pojawia się bardzo dużo humoru. Moje zakładki indeksujące, które zazwyczaj trafiają w miejsce moich ulubionych i zabawnych cytatów okleiły praktycznie całą książkę. Zastanawiam się, czy jest sens przepisywać te cytaty do mojego zeszytu, który jest przeznaczony w tych celach. Musiałabym praktycznie przepisać pół książki. Muszę to dobrze przemyśleć.
Jeśli chodzi o całokształt jestem bardzo zadowolona. Nie mogłam oderwać się od tej książki i śmiałam się sama do siebie. Ludzie dziwnie patrzą na osobę, która siedzi na ławce i śmieje się bez powodu/z powodu książki. Uważajcie. Nie raz jeszcze wrócę do 19 razy Katherine, gdyż zdecydowanie na to zasługuje. Już mam kolejkę osób, które chcą tą książkę ode mnie pożyczyć, jednak nie wiem, czy mam na to ochotę. Nie chcę oddawać jej na nie wiadomo jak długo w świat. Będę musiała wymyślić bardzo przekonującą wymówkę.
Nie można zapełnić pustki tym, co się straciło.
Od kiedy została wydana książka Gwiazd naszych wina wszystkie dzIeła Johna Greena są pożądane przez tłumy czytelników. Sama należę do tego grona. Przyznam jednak, że z każdą kolejną powieścią po trochu się zawodziłam - każda następna była coraz gorsza. Kiedy wyszła ta, najnowsza, nie wiedziałam co myśleć. Nie miałam żadnych...
2018-04-30
2013-04-20
Uwielbiam Garfielda, no ale kto nie? :3
'Jon - Świetnie! Zgubiłem parę kilo!
Garfield - A ja je znalazłem. Chciałbym, żeby to był tylko kiepski żart'
Uwielbiam Garfielda, no ale kto nie? :3
'Jon - Świetnie! Zgubiłem parę kilo!
Garfield - A ja je znalazłem. Chciałbym, żeby to był tylko kiepski żart'
2019-02-09
Po lekturze Czarnego maga bardzo - BARDZO - chciałam przeczytać kontynuację. Pierwszy tom cyklu naprawdę mocno przypadł mi do gustu i dołączył do najlepszych książek ubiegłego roku. Nie spodziewałam się, że wydawnictwo tak szybko wyda Adeptkę, jednak podskoczyłam z radości, gdy do mnie dotarła. Od razu zabrałam się za jej czytanie i przyznam, że trzy dni - z dwumiesięcznym dzieckiem na pokładzie to świetny wynik! - później było już po lekturze. Trochę żałuję, że poszło mi to tak szybko, bo do tej pory myślę o bohaterach i zastanawiam się, co teraz u nich.
Ryiah spełniła swoje marzenie i dostała się do elitarnej frakcji boju. O ile wydawało jej się, że pierwszy rok był ciężkim, to dopiero teraz dostrzegła, że z każdym rokiem będzie coraz gorzej. Podpadła nauczycielowi, który uważa, że kobiety to zło; Priscilla wciąż jej dokucza, a relacje z księciem Darrenem robią się coraz dziwniejsze. Na dodatek wojna wisi na włosku i świat nie jest już takim bezpiecznym miejscem jak był do tej pory. Ryiah i reszta musi być gotowa na walkę na śmierć i życie.
Bałam się trochę powrotu do tej serii. Zwykle drugie tomy są dużo słabsze niż pierwsze i zrażam się do cyklu. Tym razem byłam jednak bardzo pozytywnie zaskoczona. Od samego początku się wciągnęłam i czułam się tak, jakbym wcale świata Ryiah nie opuszczała. Co więcej fabuła jest - o ile to możliwe - jeszcze ciekawsza, niż w Pierwszym roku i nie przeszkadza nawet fakt, że autorka postanowiła umieścić w tej części kolejne cztery lata edukacji bohaterów. Złamała tym najczęściej spotykany schemat w literaturze, rodem z Harry'ego Pottera.
"Ludzie cały czas popełniają błędy. Niektórzy z nas są na tyle potężni, że nie muszą ponosić konsekwencji swoich pomyłek..."
Pojawiają się tutaj za to inne kwestie, które łatwo przewidzieć. Ciężko jest wyrwać się ze wszystkim dobrze znanych ram. Trzeba być naprawdę wybitnym pisarzem - gdzieś na poziomie Brandona Sandersona - by zaskakiwać czytelników na każdym kroku. Nie oczekiwałam tego od Rachel E. Carter i dzięki temu podczas lektury cały czas byłam zachwycona wszystkim tym, co dzieje się w książce. Na każdym kroku dowiadujemy się czegoś nowego i nie ma tutaj lania wody - autorce zależało na tym, by zmieścić wszystkie lata edukacji w jednej książce, więc nie mogła sobie pozwolić na zbytnie rozwodzenie się nad nieistotnymi szczegółami, przez co mamy tutaj akcję na dosłownie każdym kroku.
Relacje Ryiah z Darrenem są czymś cudownym. Bardzo lubię romanse w książkach z wątkami fantastycznymi, a ten tutaj jest dosyć wyraźny i wysuwający się na pierwszy plan, co nawet mi odpowiadało. Akurat w tym momencie miałam ochotę na coś lekkiego i uroczego, a Adeptka spełniła moje oczekiwania. Doceniam to, jak Rachel E. Carter stworzyła swoich bohaterów. Ryiah nie jest we wszystkim najlepsza, popełnia sporo błędów i nie jest ulubienicą wszystkich nauczycieli. Darren - jak na księcia przystało - przoduje w każdym teście i na każdych zajęciach, jednak nie przychodzi mu to bez wysiłku i poświęca dużo czasu więcej nauce niż inni. Jest takim Ronaldo w ich świecie.
"Miłość jest dla głupców, którzy nie są wystarczająco inteligentni, aby zobaczyć przed sobą drogę."
Trójkąt miłosny nie był dla mnie czymś niespodziewanym, acz jego przebieg już tak. Ryiah nie miota się między jednym a drugim, nie ukrywa swoich uczuć, dobrze wie, którego powinna wybrać, a którego wybiera. Owy trójkąt skończył się bardzo szybko i widać, że Rachel E. Carter nie chciała, by wysuwał się on na pierwszy plan w jej serii i rozwiązała go w niecodzienny sposób.
Nie mogę się doczekać chwili, gdy wydawnictwo wyda tom trzeci. Już wiem, że będzie czymś magicznym i niesamowitym. Nie wiem, ile tomów będzie liczyć ten cykl, mam jednak nadzieję, że na następnym się nie skończy. Zżyłam się z bohaterami i chcę im dalej towarzyszyć w ich przygodach, w ich życiu. Trzymam z nich mocno kciuki i wiem, że ich losy potoczą się różnie. Pewnie poleje się krew, ktoś zginie. Będę płakać, rozpaczać, ale już na zawsze Czarny Mag będzie jednym z moich ulubionych cykli.
Po lekturze Czarnego maga bardzo - BARDZO - chciałam przeczytać kontynuację. Pierwszy tom cyklu naprawdę mocno przypadł mi do gustu i dołączył do najlepszych książek ubiegłego roku. Nie spodziewałam się, że wydawnictwo tak szybko wyda Adeptkę, jednak podskoczyłam z radości, gdy do mnie dotarła. Od razu zabrałam się za jej czytanie i przyznam, że trzy dni - z dwumiesięcznym...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-05-10
2015-09-29
Wspominałam Wam już, że na polskim rynku witamy nowe wydawnictwo. Od razu rzucił mi się w oczy ich program wydawniczy, który przeznaczony jest dla kobiet - tylko i wyłącznie (choć zapewne znajdzie się jakiś pan, któremu coś wpadnie w oko). Bardzo się ucieszyłam, że miałam możliwość zapoznania się z dwoma pozycjami wydawnictwa Kobiecego przed premierą. Za Afgańską Perłę zabrałam się od razu, po rozpakowaniu przesyłki. Intuicja mnie nie zawiodła.
Rahima urodziła się w małej wiosce w Afganistanie. Jest rok 2007. Życie mija jej jak każdej dziewczynce z tego kraju. Pomaga matce i razem z czterema siostrami znosi humory ojca, uzależnionego od opium. Mężczyzna ma ciągłe wahania nastrojów i wyżywa się na żonie, która nie dała mu syna. Utrzymanie pięciu córek jest nie lada wysiłkiem, więc coraz bardziej mu ciąży.
Dla dziewczynek ratunkiem jest ciotka, która z powodu deformacji kręgosłupa nie znalazła partnera. Nie obawia się ona przeciwstawić mężowi siostry i to właśnie ona podsuwa pomysł, by z Rahimy zrobić bacza posz. Oznacza to, że będzie ona teraz traktowana jak chłopiec, by pomóc rodzinie. Lata mijają, a Rahima uwielbia swobodę, którą otrzymała. Nie wie jednak, że będzie musiała szybko wrócić do rzeczywistości.
Ciotka opowiada siostrzenicom historię o ich praprababce, Szekibie. Kiedy była malutka wylała sobie na twarz wrzątek, co zdeformowało jej lewą połowę. W wiosce straszyła wyglądem, więc ciągle się ukrywała. W momencie, gdy cholera zabrała jej rodzeństwo, a matka i ojciec odeszli niedługo po tym, została na świecie sama. Musiała zacząć żyć jak mężczyzna, by mieć co jeść i przeżyć. Życie jednak miało dla niej całkiem inne plany. Przekazywana z rąk do rąk jak przedmiot starała się po prostu przeżyć.
Ludzie nękani w życiu przez tragiczne wydarzenia mogą mieć pewność, że ich zła passa prędko się nie skończy. Przeznaczenie ułatwia sobie zadanie, podążając wcześniej przetartymi szlakami.
Afganistan jest krajem, gdzie kobiety traktowane są jak przedmioty. Są one własnością męża i muszą ściśle wykonywać jego rozkazy. Autorka wprowadza nas w życie rodziny, w której pieniędzy ciągle brakowało, podobnie jak rąk do pracy. Jeśli mężczyzna nie ma syna uznawany jest w społeczeństwie za gorszego. Ciężka rzeczywistość została przedstawiona na przykładzie młodej dziewczynki, która w wieku trzynastu lat została sprzedana i wzięta za żonę. Rahima zdawała sobie sprawę z tego, że jako chłopiec może więcej i ma dużo swobody, tak upragnionej. Mogła też chodzić do szkoły, o czym jej siostry mogły tylko pomarzyć. Możliwość poznania Afganistanu z roku 2007 oraz tego sto lat wcześniej była niesamowitym przeżyciem.
Książka podzielona jest na rozdziały z perspektywy Rahimy i te z perspektywy Szekiby. Sama już nie jestem pewna, które zachwyciły mnie bardziej. Czytałam wszystko z zapartym tchem bojąc się o obie dziewczyny, kobiety. Obie spotykają podobne przykrości mimo faktu, że ich dzieje dzieli ponad sto lat. Pokazuje to jak wolno rozwija się Afganistan. Wydarzenia w parlamencie w Kabulu pokazują również jak wygląda sprawowanie władzy w tym kraju. Nadia Hashimi skupiła się na bardzo dużej ilości wątków. Pragnie przedstawić jak źle się tam dzieje i jak bardzo dyskryminuje się kobiety. Nikt nic nie powie, kiedy mąż zbije żonę do nieprzytomności za źle wykonane żądanie.
Chyba wszyscy nosimy w sobie część historii naszych przodków.
Początkowo obawiałam się tego, że ta książka napisana została w taki sposób, iż będzie mi się ją ciężko czytało. Pierwsze rozdziały udowodniły mi jednak, że Nadia Hashimi naprawdę potrafi pisać. Zdania pochłania się lekko i bardzo szybko. Fabuła również mocno wciąga. Historia przedstawiona w Afgańskiej Perle jest cudowna. Pokazuje siłę woli kobiet, nienawiść w haremach i ciągłe zabieganie o względy mężczyzny, którego kazali nazywać mężem. Ogromne rodziny w Afganistanie nie są wcale ze sobą mocno związane. Kobiety są zazdrosne o inne, teściowe uważają, że mogą wszystkim rządzić, a dużo dzieci umiera z powodu niedopatrzenia. Ojciec mojej przyjaciółki pochodzi z tego kraju i sam posiada naprawdę ogromną ilość rodzeństwa. Nie znam jednak dokładnie historii jego życia, gdyż najzwyczajniej w świecie nie mieszka w Polsce i ma już inną żonę.
Emocje, jakie mną wstrząsały podczas czytania odczuwałam jako gwałtowne trzęsienia ziemi. Przede wszystkim czułam ogromny strach. Bałam się o losy Rahimy, jej sióstr i Szekiby. O wszystkie dzieci, szczególnie dziewczynki. Chciałam przymknąć oczy na niegodziwość Afganistanu, jednak - jak na złość - pozostały szeroko otwarte. Doceniałam każdy przejaw zwykłej dobroci, który był jak promyk słońca w morzu nienawiści. Nigdy bym nie przypuszczała, że istnieje społeczeństwo, które zmuszone jest żyć w ten sposób i są ludzie, którzy nie chcą tego zmienić.
(...) każdy z nas potrzebuje swojej drogi ucieczki.
Już sama okładka przyciąga wzrok. Jest piękna, klimatyczna. Dużo lepsza niż ta zagraniczna. Wydawnictwo kobiece pokazało, że zna się na rzeczy i zaczyna bardzo mocną książką. Jeśli wszystkie historie takie będą to już wiem, że znalazłam kolejnego ulubieńca - a właściwie ulubienicę.
Pokochałam Afgańską Perłę. Płakałam nad losem głównych bohaterek. Nawet nie sądziłam, że tak się do nich przywiążę. Te czterysta osiemdziesiąt stron skończyło się za szybko. Spędziłam z powieścią Nadii Hashimi cały dzień i każda chwila, gdy musiałam przestać czytać, była katorgą. Jestem pewna, że czekanie na premierę tej pozycji jest bardzo dobrym pomysłem i polecam Wam to. Jest to historia, na którą warto czekać. Nie znalazłam w niej ani jednej wady.
Wspominałam Wam już, że na polskim rynku witamy nowe wydawnictwo. Od razu rzucił mi się w oczy ich program wydawniczy, który przeznaczony jest dla kobiet - tylko i wyłącznie (choć zapewne znajdzie się jakiś pan, któremu coś wpadnie w oko). Bardzo się ucieszyłam, że miałam możliwość zapoznania się z dwoma pozycjami wydawnictwa Kobiecego przed premierą. Za Afgańską Perłę...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-09-25
"Trudno kogoś ratować, gdy życie rozlewa się po podłodze i kapie z piątego na czwarte piętro."
Jako fanka serialu Doktor House oraz Chirurgów nie mogłam przejść obok Agonii obojętnie. Nie czytam zbyt dużo reportaży i nie czuję się zbyt pewnie w tym gatunku, jednak moje obawy były bezpodstawne. Tę książkę czyta się wręcz nieprzyzwoicie szybko, jak na tematy, które porusza. Nie dziwota, że autor został laureatem nagrody Newsweeka i został nominowany do europejskiego Pulitzera. Według mnie za to, co napisał, zasłużył na wszystkie możliwe odznaczenia. Wszedł tak głęboko w realia polskiej służby zdrowia, że niejednokrotnie jego opowieści zwalają z nóg, a najbardziej w tym wszystkim szokuje to, że takie rzeczy dzieją się naprawdę.
Paweł Kapusta nie przedstawia tragedii opieki zdrowotnej tylko z perspektywy lekarzy, jak się początkowo wydaje. Dostajemy codzienność nisko opłacanych ratowników medycznych, którzy każdego dnia wielokrotnie ratują życie; pielęgniarek, które są traktowane jak zwykłe służące; rezydentów, na ramionach których spoczywa zbyt dużo obowiązków czy choćby o tym, co musi znosić służba więzienna każdego dnia. Większość z nas nigdy nie będzie miało możliwości postawienia się w sytuacji tych ludzi, dla których trzysta godzin pracy w miesiącu to norma. Utarło się, że skoro ktoś jest lekarzem pieniędzy ma jak lodu i stać go na wszystko. Autor dociera do osób, które chociaż mają wysokie zarobki muszą pracować na nie bardzo ciężko i długo. Gdyby przeciętny człowiek pracujący fizycznie poświęcał tak mocno swój czas na wykonywanie swojego zawodu zarobiłby niejednokrotnie więcej niż chirurg czy dentysta. Jeśli ktoś kiedyś jeszcze powie, że chciałby mieć tyle pieniędzy co jakiś doktor odpowiem mu, że droga wolna. Musi tylko pracować na trzy zmiany, nie widywać swojej rodziny, a noce spędzać częściej w miejscu zatrudnienia, niż we własnym łóżku.
"Są takie obrazy, które potrafią rozkruszyć serce na pył. Momenty tnące umysł w cienkie plastry."
Jako pacjentka niejednokrotnie narzekałam na lekarzy, oczekiwanie na izbie przyjęć, opiekę na oddziałach. Nigdy nie pomyślałam, jak ciężka musi być praca tych, którzy o moje zdrowie mieli zadbać. Dopiero Agonia pokazała mi, że chociaż system opieki medycznej w Polsce pozostawia dużo do życzenia, to większość doktorów i pielęgniarek robi wszystko, co może. Mieszkam w małym mieście i gdy ląduję w szpitalu, to ostatnio najczęściej na oddziale ginekologiczno-położniczym, na którym praktycznie nigdy nie ma pacjentek, przez co porodówka ciągle stoi pod znakiem zapytania. Opieka jest tam naprawdę miła i ma czas zarówno na poświęcenie się każdej pacjentce, jak i na kilka chwil odpoczynku. Nie każdy personel ma jednak tyle szczęścia, co Paweł Kapusta dokładnie opisuje na przykładach istniejących realnie osób, jak na dobry reportaż przystało.
Poruszane tutaj problemy są bardzo istotne, gdyż nie tylko lekarze cierpią, ale również pacjenci. Do nich też dociera autor i pokazuje, jak bardzo NFZ utrudnia życie również tym, którzy walczą o każdy oddech i każdy dzień bez bólu. Czytając o losach takich osób niejednokrotnie miałam łzy w oczach. Dlaczego mając możliwości zapewniające zdrowie i bezpieczeństwo przewodniczący wszelakich komisji z nich nie korzystają? Mało kogo tak naprawdę stać na tak drogie leczenie, na jakie skazani są mieszkańcy Polski i nierzadko muszą dla operacji i rekonwalescencji wyjeżdżać za granicę, gdzie koszty są równie duże, a na dodatek w innych walutach. Opowieść o Marcie, która według państwa powinna brać leki opioidowe, chociaż po nich nie potrafi normalnie funkcjonować czy o Maćku, który przez kilka osób, które nigdy nie widziały go na oczy, stracił refundacje leku, który hamował rozwój jego choroby bardzo szybko pożegnał się z życiem miałam ochotę się rozpłakać. Taka jest codzienność tak dużej ilości chorych, że serce może pęknąć, gdy się o tym zbyt długo będzie myśleć, a zapomnieć o nich w żadnym wypadku nie wolno.
"Darek zerka jeszcze w lewo. Nad wejściem na oddział napis: "Dziękuj Bogu, że możesz czekać. Ci za drzwiami czekać już nie mogą"."
Kiedy doszłam do momentu, gdy znajdujemy się na oddziale patologii ciąży coś we mnie zamarło. Jako osoba w ciąży cały czas zagrożonej ciągle obawiam się, że wyląduje właśnie w takim miejscu, gdzie będę zmuszona spędzić pozostały do porodu czas. Historie o poronieniach, przedwczesnych porodach i śmierci łóżeczkowej nie tylko u osoby, która spodziewa się dziecka, wywołają ciarki. A taka jest codzienność osób, które w takim miejscu pracują. Ja nie dałabym rady, przez co zaczęłam jeszcze bardziej doceniać wszystko to, co tacy ludzie robią i jeszcze mocniej jest mi przykro, gdy pomyślę o tym, jak ciężko pracują i jak mało w zamian dostają. Zdziwiły mnie rozdziały, które dotyczą służby więziennej. Nie spodziewałam się, że autor zabrnie tak głęboko. Do tej pory miałam styczność tylko z osobami, które w więzieniu siedziały i praktycznie żadna z nich nie wypowiadała się pozytywnie o tych pracownikach. Tutaj mamy drugą stronę monety i od tej pory również inaczej patrzę na nich. Agonia naprawdę otwiera oczy, a czyta się ją tak szybko, że powinna to być lektura obowiązkowa.
"Trudno kogoś ratować, gdy życie rozlewa się po podłodze i kapie z piątego na czwarte piętro."
Jako fanka serialu Doktor House oraz Chirurgów nie mogłam przejść obok Agonii obojętnie. Nie czytam zbyt dużo reportaży i nie czuję się zbyt pewnie w tym gatunku, jednak moje obawy były bezpodstawne. Tę książkę czyta się wręcz nieprzyzwoicie szybko, jak na tematy, które porusza....
2013-12-16
Rosemary Hathaway i Wasylisa Dragomir są najlepszymi przyjaciółkami od zawsze. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, że Lisa jest ostatnią z rodu i jest wampirzą księżniczką, a Rose jest dampirem, pół wampirem, pół człowiekiem. I zrobi wszystko, by ocalić swoją przyjaciółkę. Szczególnie, że łączy ją więź. Rzadko spotykana, o której nikomu nie mówią. Rose jest w stanie wyczuć uczucia wampirzycy, a nawet wejść do jej głowy i widzieć to, co widzi ona.
Dwa lata temu uciekły z Akademii i teraz się ukrywają. Żyją w świecie ludzi, chodzą do szkoły... Jednak ciągle muszą się przenosić, gdyż są poszukiwane. Nie jest łatwo uciec, gdy jest się ostatnią z rodu. Niestety, nie zawsze da się uciec. Dziewczyny zostały złapane i sprowadzone z powrotem do Akademii. Dymitr Bielikow to rosyjski strażnik, który ma opiekować się Lisą a do tego szkoli Rose, by ta mogła kiedyś zostać osobistym ochroniarzem księżniczki.
Po ich powrocie w szkole wrze. Nie wszyscy są zadowoleni z tego, że wróciła ostra konkurencja. Lisa cały czas natyka się na martwe zwierzęta - ktoś specjalnie je podrzuca. Do tego zaczyna spotykać się z Christianem Ozerą. Chłopak nie ma zbyt dobrej opinii w szkole - jego rodzice zostali strzygami, a on podobno trzyma ich stronę. Jednak jest jawnie zainteresowany dziewczyną, a ona nim - nie da się ukryć.
Chyba każdy już czytał tą serię. Nie myślcie, że ta przyjemność spotyka mnie dopiero teraz! Stwierdziłam po prostu, że muszę sobie jeszcze raz przeczytać tą jedną z moich ulubionych serii. Pamiętam, gdy zaczęłam czytać ją po raz pierwszy. Wydane w Polsce wtedy były bodajże... trzy tomy? Nie mogłam znieść tej niepewności i od razu zaopatrzyłam się w nieoficjalne tłumaczenia. Dzięki Ci, Boże, za internet.
- Przecież nie popełniłam błędu!
Strażnik unieruchomił moje nadgarstki. Jego oczy znalazły się na wysokości moich. Nie dostrzegłam w nich zwykłej surowości i powagi. Był wyraźnie ubawiony.
- Zdradził cię okrzyk wojenny. Następnym razem postaraj się milczeć.
Mimo, że strasznie kocham całą serię Akademii Wampirów nadal nie mam ani jednego egzemplarza na własność. Cały czas odkładam zakup na dalsze tory. Skoro są w bibliotece to musi mi to wystarczyć. Na razie. Kupię je na pewno - uwielbiam to poczucie humoru. Richelle Mead jest jedną z moich ulubionych autorów właśnie z tego powodu - umie stworzyć wspaniałą historie, przy której człowiek płacze ze śmiechu. Dzisiaj w poczekalni u lekarza nie mogłam się opanować - to z pewnością przez to ludzie patrzyli na mnie ze zdziwieniem. Cóż.
Nie można powiedzieć, że ta seria jest kopią innych. Jak dla mnie jest jedyna w swoim rodzaju. Nie jest marną kopią Zmierzchu czy Pamiętników Wampirów. I to jest w niej najlepsze. Jest swego rodzaju archetypem wampirzej literatury. Każdy miłośnik tej rasy z pewnością już się z nią zapoznał. Mnie początkowo pierwsza część bardzo nudziła - zastanawiałam się nad przerwaniem lektury. Całe szczęście, że tego nie zrobiłam!
Nie będę więcej zachwalać serii, gdyż większość z Was ma już za sobą tą przyjemność czytania jej. Czasami żałuję, że nie potrafię zapomnieć, o czym była i przeczytać od nowa z tą nutką zaciekawienia. Niestety, pamiętam praktycznie każdą książkę, jaką kiedykolwiek przeczytałam, więc to byłoby trudne - zapomnieć o jednej z ulubionych serii.
Wzięło mnie tak na powtórkę po pooglądaniu trailera - nawet się cieszę, że wychodzi film. Pytanie tylko - czy uda im się totalnie sknopścić sprawę, czy tylko trochę.
Rosemary Hathaway i Wasylisa Dragomir są najlepszymi przyjaciółkami od zawsze. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, że Lisa jest ostatnią z rodu i jest wampirzą księżniczką, a Rose jest dampirem, pół wampirem, pół człowiekiem. I zrobi wszystko, by ocalić swoją przyjaciółkę. Szczególnie, że łączy ją więź. Rzadko spotykana, o której nikomu nie mówią. Rose jest w...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-10-19
Przyznam się Wam, że książka intrygowała mnie, odkąd zobaczyłam ją w księgarni. Lubię takie książki z motywem bajkowym i rzucam się na nie jak głodny zombie. Musiałam mieć Alicję, więc wyprosiłam mamę. Z racji tego, że kupiłam przy tym również egzemplarz BETY, przesyłka zostanie wysłana dopiero 23 października. Nie mogłam się już doczekać, więc z chęcią przyjęłam propozycję wydawnictwa Harlequin i w końcu miałam w swoich łapkach TĄ książkę. Koniec końców skończę z dwoma egzemplarzami, ale i tak żadnego nie oddam. Tak to już jest - za bardzo się przywiązuje do książek.
Alicja ma zwyczajną mamę, cudowną młodszą siostrzyczkę i dziwnego tatę. Bardzo dziwnego. Odkąd sięga pamięcią nie wolno jej było opuszczać domu przed zmrokiem, bo mogłaby nie zdążyć przed nocą. Była szkolona do walki z... potworami. Nie muszę chyba mówić, że za bardzo w nie nie wierzyła? W końcu one nie istnieją. A obie siostry pragnęły być tylko normalne.
W dniu szesnastych urodzin dziewczyny, o których zapomnieli wszyscy, prócz jej siostry, Emmy. Dziewczynka pragnęła tylko wystąpić w przedstawieniu, w którym brała udział. Recital jednak był już po zmroku, więc wykluczał udział rodziny Bellów. Em jednak mimo wszystko chciała tam być. Poprosiła Alicję, by ta porozmawiała z rodzicami.
- Ponieważ dzisiaj są moje urodziny, czy to nie ty powinnaś coś dla mnie zrobić? - spytałam mając nadzieję, że dzięki temu zapomni o swoim pierwszym występie baletowym i roli księżniczki, do której, jak lubiła powtarzać, została stworzona.
Zacisnęła w piąstki dłonie wsparte na biodrach - ucieleśnienie niewinności i oburzenia. Nawet w takiej chwili pozostawał najdroższą mi istotą na całym świecie.
- To, że pozwalam ci zrobić to dla mnie, jest moim prezentem dla ciebie.
Emma jest naprawdę szczęśliwa, gdy okazuje się, że Alicji udało się przekonać rodziców. Szesnastolatka nie wie, że będzie przeklinać ten dzień do końca swoich dni. Wracając do domu ojciec jest przerażony. Wypadek samochodowy niszczy wszystko. Dziewczyna otwiera oczy i od razu pragnie je zamknąć. Wokół niej leżą martwi członkowie jej rodziny... a jej ojca właśnie coś pożera.
Gdy budzi się w szpitalu to wszystko wydaje się tylko złym snem. Niestety, to prawda. Czeka ją nowa szkoła i mieszkanie z dziadkami. W szpitalu poznaje Kat, córkę jednej z pielęgniarek. Widać od razu, że zostaną przyjaciółkami. Alicja nie jest pewna, czy to co widziała, jest prawdą - boi się, że oszalała. Co noc siedzi przed oknem w swoim nowym pokoju, należącym kiedyś do jej matki, i wypatruje tych potworów. Widzi jednego, którego nazywa panią niemłodą, gdyż jest to rozpadające się ciało, w starej sukni ślubnej. Pojawia się ona raz na jakiś czas pod jej oknem. Każe nazywać się Ali - nie chce, by ktoś zwracał się do niej tak jak rodzina.
Zmiana imienia skojarzyła mi się z Dziadami.Umarł Gustaw, narodził się Konrad. Jednak czy można się spodziewać nawiązania do klasyki polskiej literatury w obcej książce? Niestety, trochę wątpię. Widocznie to tylko przypadek.
W szkole zauważa chłopaka. Jednego z tych, przed którymi ostrzegają troskliwi rodzice. Nie może zaprzeczyć, że coś ją do niego ciągnie. Przy pierwszym ich spotkaniu ma wizję - czuje, że go całuje. Wszystko jest tak realne, że ucieka w tamten świat. Wie, jak chłopak ma na imię jeszcze przed tym, zanim zdradzi jej to Kat - była dziewczyna jednego z przyjaciół chłopaka. Są niebezpieczni. Tak mówią wszyscy. Alicja jednak pragnie dowiedzieć się, co to za obrazy ją nawiedzają. Jak się okazuje, Cole widzi to samo i też chce poznać te odpowiedzi.
Gdy okazuje się, że chłopak i jego przyjaciele są łowcami tych potworów, które nazywają zombi, pragnie się do nich przyłączyć i pomścić swoją rodzinę.
Prawdę mówiąc książka urzekła mnie niesamowicie. Chłonęłam każde słowo i pochłonęłam całą historię w zaledwie kilka godzin. Jak już wspomniałam, uwielbiam motyw bajkowy. Nie było tutaj zbyt dużego nawiązania do Alicji w krainie czarów, jednak nie przeszkadzało mi to. Irytował mnie jedynie brak literki e, w słowie zombi.A to słowo pojawiało się naprawdę często. Ogólnie ogromne wrażenie zrobiła na mnie postać Cole'a. Było w nim coś tak dziwnego, jak te jego fiołkowe oczy. Gena Showalter bardzo go dopracowała i nie można się przyczepić do niczego. Plusem jest też, że nie irytowała mnie żadna dziewczyna (tylko Trina, ale to trochę).
Niestety nie obyło się bez znanego już nam wszystkim trójkąta miłosnego. Jednak, co bardzo przypadło mi do gustu, Alicja długo się nie zastanawiała i problem sam się rozwiązał. To trochę nowość, gdyż wielu autorów ciągnie ten wątek przez wiele części, a tutaj... nie wiem, czy będzie miał więcej niż sto stron.
Podsumowując. Książka urzekła mnie niesamowicie i nie żałuję jej przeczytania. Nie mogę już doczekać się kolejnej części. Mam nadzieję, że wyjdzie szybko, bo - prawdę mówiąc - tęsknię już za Ali i Cole'm (za tym drugim trochę bardziej). Ciekawa też jestem, co dalej wydarzy się z Kat. Mimo objętości książki, Alicja jest zdecydowanie za krótka.
Przyłapuję się na tym, że ciągle zerkam tęsknie na regał z książkami, jakby mając nadzieję, że w tajemniczy sposób pojawi się tam owa druga część. Mimo, że to zwykła książka dla młodzieży to czuję, że wrócę do niej niejednokrotnie. Trafiła do mnie jak Dary anioła lub Szeptem. No i te zombie, które raczej nie należą do najsłynniejszych tematów pozycji młodzieżowych. Szczególnie tych z romansem.
Patrząc na ogólną ocenę tej, jak i kilku książek, które przeczytałam przed nią... Ostatnio trafiają mi się same perełki. Miła odmiana, po krzywieniu się po każdej stronie.
Przyznam się Wam, że książka intrygowała mnie, odkąd zobaczyłam ją w księgarni. Lubię takie książki z motywem bajkowym i rzucam się na nie jak głodny zombie. Musiałam mieć Alicję, więc wyprosiłam mamę. Z racji tego, że kupiłam przy tym również egzemplarz BETY, przesyłka zostanie wysłana dopiero 23 października. Nie mogłam się już doczekać, więc z chęcią przyjęłam propozycję...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2017-03-15
Philip Roth jest jednym najwybitniejszych współczesnych pisarzy amerykańskich, co już samo w sobie przemawia za tym, żeby się z jego twórczością zapoznać. To już czwarta jego książka, którą miałam przyjemność czytać i wciąż nie mogę pozbyć się wrażenia, że każda kolejna jest lepsza od poprzedniej. Być może z każdym mijającym dniem jestem coraz dojrzalszą osobą - w co zresztą wątpię - i więcej rozumiem i przyswajam z powieści Rotha, niż ten rok temu, gdy dopiero zaczynałam z nim przygodę. Amerykańska sielanka w porównaniu z Konającym zwierzęciem, Wzburzeniem i Everymanem jest pozycją naprawdę ogromną objętościowo. Byłam tym faktem naprawdę mocno zaskoczona. Podświadomie spodziewałam się, że po raz kolejny dostanę do ręki fabułę tak skondensowaną, że znowu zajmie te niecałe dwieście stron. Poczułam zaintrygowanie i lekki strach. Roth ma to do siebie, że po lekturze jego książek ciężko mi pozbierać mózg z podłogi. Obawiałam się, że po takiej ilości jego pisarstwa wnętrze mojej głowy już na zawsze pozostanie poza czaszką.
W stosunku do Seymoura Szweda Levova otoczenie zawsze miało wysokie oczekiwania, które on - bez żadnego słowa sprzeciwu - spełniał. Był uwielbianym sportowcem w szkole średniej, po jej ukończeniu przejął po ojcu fabrykę rękawiczek i wziął ślub z miss stanu Jersey, po czym zostaje idealnym mężem i ojcem. Wszystkim - łącznie z nim - wydawało się, że ma cały świat pod kontrolą, a jego amerykański sen spełnia się każdego dnia. Prowadził spokojne, dostatnie życie do roku 1968. Jego ukochana córka - jedyne dziecko - Merry z bystrej, pełnej potencjału dziewczynki zmienia się w agresywną nastolatkę, która okazuje się być zdolna do przygotowania i wykonania politycznego zamachu terrorystycznego, w którym ginie jeden z mieszkańców miasta. Szwed nie może uwierzyć w to, że jego dziecko - krew z jego krwi - była zdolna do popełnienia takiego czynu. Gdy jego córka ucieka i nikt nie może jej znaleźć zostaje wyrwany ze swojego beztroskiego życia i rzucony w jeden wielki wir szaleństwa, z którym nie może się pogodzić.
"Poznał najokrutniejszą prawdę o życiu - że ono nie ma sensu. Po takiej lekcji szczęście nie bywa już spontaniczne. Staje się sztuczne, a i takie trzeba kupować za cenę wyrzeczenia siebie i własnej historii."
Opowieść o życiu wielkiego Seymoura tworzy Natan Zuckerman, który w czasach młodości przyjaźnił się z młodszym o kilka lat bratem Szweda. Levov prosi go o spotkanie po kilkunastu latach, od zakończenia szkoły. Natan jest teraz cenionym pisarzem, jednak nie spodziewał się, że kiedykolwiek nastanie taki dzień. Do momentu, kiedy przestajemy bezpośrednio towarzyszyć Zuckermanowi, a zaczynamy żyć życiem Szweda nie mogłam w żaden sposób wciągnąć się w lekturę. Młodszy z mężczyzn w żaden sposób nie wydał mi się interesujący, chociaż już swoje osiągnął i - jak pisarz - powinien mnie intrygować. Nic z tego. To nie jego osoba jest tutaj tą tajemniczą, której życie chce się poznać. Jest nią uwielbiany przez wszystkich - także i przeze mnie - Seymour Levov.
Mężczyzna usilnie poszukuje odpowiedzi na pytania, które dręczą go od momentu, gdy Merry uciekła z rodzinnego domu. Zastanawia się, gdzie popełnił błąd w wychowaniu córki i które wydarzenie sprawiło, że zboczyła ona z idealnie wyznaczonego przez jej ojca kursu w stronę samozagłady. Tłem dla jego rozważań i wspomnień z przeszłości jest sytuacja polityczna w Ameryce lat 70. XX wieku. Nie da się ukryć, że żydzi, katolicy, konserwatyści, republikanie żyją na kartach tej powieści i mają dużo do powiedzenia. Razem ze Szwedem próbowałam zrozumieć, dlaczego dziewczynka, która miała wszystko - kochającą rodzinę, wysoki komfort życia - w taki sposób postanowiła się temu sprzeciwić. Jak wielkie pranie mózgu przeszła ta dziewczynka, kiedy jej rodzice nie patrzyli? Próba znalezienia odpowiedzi zadręcza Szweda i czytelnika przez większą część Amerykańskiej sielanki.
"Wszyscy mamy rodziny. Zło zawsze zaczyna się w rodzinie."
Philip Roth przeskakuje z wydarzenia do wydarzenia, mącąc w głowie. Jest to jednak spory plus Amerykańskiej sielanki. My dobrze wiemy, jak ta historia się zakończyła w momencie, w którym Natan postanawia ją opisać. Podczas lektury wiadomo, że to wszystko zmierza w stronę katastrofy, a my nie możemy nic zrobić, by zatrzymać tę lawinę. Pozostawiło to we mnie ogromne uczucie pustki i wrażenie, że cała ludzka egzystencja jest zwyczajną iluzją i nie da się w życiu być po prostu szczęśliwym. Każdego z nas czeka jakiś osobisty koniec świata, prędzej czy później. Ironiczny tytuł może niektórych zwieść, jednak po zakończeniu wszystko to, co spadło na barki Szweda Levova zostaje na naszych. Przychodzi nam dźwigać na ramionach całą tę wiedzę, którą zdobył i nie można się jej pozbyć. Nie spodziewałam się, że zostanie we mnie taki ciężar emocjonalny i chociaż minął miesiąc wciąż odczuwam bezsens istnienia i tego, co się dookoła mnie dzieje.
Amerykańska sielanka jest to powieść wielowątkowa, w której dużo z nich dochodzi do głosu i wysuwa się na prowadzenie. Levov jako producent rękawiczek wielokrotnie o nich opowiada - o tym, jak powinno się wybierać i przygotowywać skórę, jak odmierzać rozmiary i dbać, by klient był zadowolony. Przejął po swoim ojcu wiele cech i dobrze traktuje swoich pracowników - niektórzy z nich pamiętają go jeszcze jako małego chłopca - czego nie potrafi zrozumieć Merry oskarżając swojego tatę o wyzysk i łamiąc mu przy tym serce. Poznajemy wydarzenia, które doprowadziły do tego, że przyszła żona Szweda wzięła w ogóle udział w konkursie piękności, jej motywacje i pobudki do tego, żeby po czymś takim zajmować się hodowlą bydła i niechęć do bycia uznawaną za pustą i nic nie wartą. Każdy z tutejszych bohaterów ma w sobie pewną siłę, jednak autor pokazał, jak łatwo jest zniszczyć ją i całego człowieka. Wystarczy tylko mała - czasem metaforyczna - bomba i jeden trup.
"Życie jest to krótki okres czasu, w którym jesteśmy żywi. Meredith Levov, 1964."
Wojna w Wietnamie i Korei dzieje się w tle, jednak ma niemały wpływ na życie bohaterów, co tak naprawdę jest zaskakujące, gdyż wydają się oni żyć w bańce mydlanej i nie dostrzegać tego, jak cierpią jednostki poza nią. Mimo nieodpowiedzialności, impulsywności oraz agresji podziwiałam Merry za odwagę - co można też nazwać głupotą - i za to, że ona nie mogła znieść ludzkiego nieszczęścia, chciała coś z tym zrobić. Mimo, że próbując ratować świat niszczyła go coraz bardziej to jej pobudki były jak najbardziej szlachetne. Nie potrafiła tylko dobrze ich wykorzystać, a rodzice do niej dotrzeć, co jest chyba największą tragedią Amerykańskiej sielanki. Tę książkę powinno się przeczytać po to, by zobaczyć, że chowanie dzieci w złotej klatce czasami nic nie daje, bo zło świata dookoła i tak je dopadnie i zniszczy, czerpiąc z tego ogromną satysfakcję.
Dobrze znam już styl Philipa Rotha i uwielbiam zagłębiać się w książki przez niego pisane. On nie owija w bawełnę. Wystawia na światło dzienne wydarzenia i motywy, o których nie wszyscy pisarze chcieliby myśleć, a co dopiero pisać. Bawi się w słowem w taki sposób, że nawet gdyby pisał bez sensu i tak czytałabym jego książki. Cieszę się jednak, że pod piękną otoczką znajdują się historie, które mrożą krew w żyłach swoim realizmem. Historia Szweda Levova może być historią każdego człowieka i to sprawia, że na samą myśl o Amerykańskiej sielance mam gęsią skórę. Kiedy przyjdzie kolej na mnie?
"A na użytek świata nie można było zrobić nic innego, jak godnie dźwigać niedorzeczne pozory bycia sobą, ze wstydem nosząc kostium człowieka bez skazy."
Nobla dla Rotha! Nigdy jeszcze nie czytałam książki, która tak brutalnie obdarłaby mnie ze wszystkiego, w co wierzę i pozbawiła nadziei na bezproblemowe życie, a na miejsce tego podrzuciła zwątpienie i bezsilność. Najgorsze w Amerykańskiej sielance jest to, że to po prostu praktycznie cała prawda o świecie i ludziach, którzy nim rządzą, całkowicie ignorując jednostki. Lektura tej pozycji zajęła mi prawie dwa tygodnie, jednak nie uważam, żeby był to czas zmarnowany. Zapewne nigdy nie zapomnę tej historii i postaram się wyciągnąć z niej wnioski po to, by uniknąć błędów popełnionych przez Szweda - pozornie idealnego człowieka, z cudownych życiem i przyszłością. Moment, w którym cała jego ideologia runęła był tragedią również dla mnie. Niesamowite, jak doskonale można wczuć się w położenie osoby, która nie istnieje, jest tylko czystym wymysłem pisarza. Philip Roth po raz kolejny pokazał, że warto przeczytać wszystko, co podpisane jest jego nazwiskiem. Choćby lektura miała trwać kilka tygodni, z przerwami na wzięcie kilku głębszych oddechów i otrząśnięcie się z lekkiej depresji... Warto. Naprawdę warto.
Philip Roth jest jednym najwybitniejszych współczesnych pisarzy amerykańskich, co już samo w sobie przemawia za tym, żeby się z jego twórczością zapoznać. To już czwarta jego książka, którą miałam przyjemność czytać i wciąż nie mogę pozbyć się wrażenia, że każda kolejna jest lepsza od poprzedniej. Być może z każdym mijającym dniem jestem coraz dojrzalszą osobą - w co...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-06-26
Aniele, stróżu mój... szeptaliśmy przez setki lat. Myliliśmy się. Teraz to właśnie ONE okazały się naszym największym koszmarem.
O tej książce nasłuchałam się wiele dobrego. I zapewne nie tylko ja. Szczerze mogę przyznać, iż po pewnym czasie przeczytanie tej książki stało się dla mnie praktycznie celem w życiu. Same pochlebne opinie i zachwyty tylko mnie mobilizowały i utwierdzały przekonanie, że ta pozycja jest idealna dla mnie - osoby ślepo uwielbiającej anioły - i wcale nie muszą być tymi dobrymi! Susan Ee w idealny sposób stworzyła świat, w którym te, wcześniej dodające otuchy, istoty są symbolem zła. Próbuję sobie przypomnieć, czy wcześniej miałam styczność z taką interpretacją, jednak nie potrafię. Dotychczas anioły były czyste i pomagały. Te tutaj, mają całkiem inne cele.
Penryn żyje w świecie po. Po ataku aniołów. Musi opiekować się matką, która jest chora psychicznie oraz siostrą poruszającą się na wózku inwalidzkim. W obecnych czasach muszą ukrywać się. Nie tylko przed skrzydlatymi potworami, ale też przed gangami, które rywalizują za dnia. Właśnie postanowiła zmienić położenie i zrobić to w dzień z nadzieją, że uniknie niebezpieczeństw. Niestety. Wraz z rodziną staje się świadkiem walki między aniołami. Jeden z nich, niesamowicie przystojny, stoczył walkę z kilkoma innymi. Dziewczyna nie wierzy własnym oczom, gdy samotnik zostaje pokonany a przeciwnik odcina mu przepiękne skrzydła. Nie udaje im się ukryć, przed złymi. Paige podczas ucieczki zostaje porwana ze swojego wózka a matka ucieka.
Penryn postanawia za wszelką cenę odzyskać ukochaną, siedmioletnią siostrzyczkę. W tym celu postanawia wykorzystać anioła. Ciężko rannego transportuje do porzuconego budynku. Przydaje jej się w tym porzucony wózek Paige oraz fakt, iż anioł waży zaskakująco mało. Planuje wydobyć z niego informacje, gdzie może być ukryta dziewczynka i pozwolić mu umrzeć w spokoju. Zabiera ze sobą w tym celu jego odcięte skrzydła z nadzieją, że w jakiś sposób przekonają go do współpracy. O ile w ogóle ocknie się ze śpiączki. Wierzy, że potwór będzie zbyt słaby po odniesionych ranach by jej uciec. Na wszelki wypadek krępuje jego ciało taśmą i opatruje niektóre rany, by przeżył na tyle długo, by jej pomóc.
- To jak na ciebie mówią, jeśli nie znają twojego imienia?
Chwilę milczy, po czym odpowiada:
- Gniew Boży.
Sytuacja bardzo się komplikuje. Mimo, iż odnalazła ją matka, budynek, w którym się ukrywają zostaje celem ataku gangu. Jeśli chcą przeżyć, muszą współpracować. Raffe, jak się przedstawia, postanawia pomóc Penryn dostać się do gniazda. Dziewczynka zauważa, iż anioł ma nadzieję na operację, która pozwoli mu przyszyć skrzydła. Ukrywając tożsamość Raffego poruszają się w swoją stronę napotykając mnóstwo niebezpieczeństw, z których ledwo udaje im się wyjść cało. Nietrudno się domyślić, iż między tą dwójką powstaje pewna nić porozumienia.
- Oczywiście, że nie. Taka dziewczyna jak ty? Podróżująca w towarzystwie takiego półboskiego wojownika jak ja? Nad czym miałabyś się rozczulać? Porzucenie wózka inwalidzkiego nie mogłoby ci w tych okolicznościach zaprzątać uwagi.
Niemal potykam się o leżącą gałąź.
- Robisz sobie żarty, czy co?
- Nigdy nie żartuję na temat mojego statusu półboskiego wojownika.
- O. Mój. Boże - mówię na głos, zapominając o szeptaniu. - Ależ z ciebie nadęte ptaszysko. Owszem, możesz się pochwalić niezłymi mięśniami, ale nie zapominaj, że ptaszysko to zwykła jaszczurka, której wyewoluowały skrzydła. Tym właśnie jesteś.
Nie są tego do końca świadomi, jednak oboje zaczynają bronić siebie. Początkowa nienawiść przeszkadza im w relacjach, jednak Penryn za wszelką cenę próbuję ją zatrzymać. Nie chce spoufalać się z wrogiem - najchętniej wybiłaby wszystkich aniołów co do jednego. Raffe jednak strasznie przypomina człowieka - szczególnie teraz, gdy jest pozbawiony skrzydeł. Dziewczynie sił dodają myśli o małej siostrzyczce uwięzionej gdzieś w gnieździe aniołów. Jest w stanie zrobić wszystko, byle tylko ją uratować. Nawet nie dopuszcza do siebie myśli, że już może być za późno.
Książkę połknęłam w jeden dzień. Dzisiaj zaczęłam, dzisiaj skończyłam. Najzwyczajniej w świecie zakochałam się w postaci Raffego. Autorka przedstawiła go w taki sposób, że niezwykle trudno jest się mu oprzeć. Niepowtarzalny charakter i walka anioła z samym sobą rozczuliła mnie od samego początku. Gdy tylko się ten anielski mężczyzna pojawił nie mogłam oderwać się od Angelfall. Poczułam się jak zwykła zakochana nastolatka. Jeśli chodzi o Penryn podobało mi się, iż nie jest zwykłą bezbronną, wrzeszczącą dziewczyną. Umie walczyć i nie ucieka z krzykiem gdy wyczuwa zagrożenie. Zdecydowanie jest daleka od stereotypu dziewczyny z powieści, w której króluje przystojny bohater męski. Chociaż przyznam, że ostatnio coraz częściej autorzy i autorki starają się tworzyć silnych bohaterów.
Z pewnością plusem jest sama rzeczywistość, która powstała. Anioły przedstawione jako bestie, które nie przejmują się losem ludzi traktując ich jak zwierzęta, porywające dzieci. Całkowicie odmienna koncepcja od tej panującej w naszym świecie. Uwielbiam oryginalność i kiedy tylko odnajdę ją w jakiejś pozycji jestem w stanie wychwalać autora pod niebiosa. Susan Ee z pewnością na to zasługuje. Nie spodziewałam się, iż tak szybko połknę jej dzieło. Nie chciałam odrywać się od tej pozycji ani na chwilkę. Do gustu przypadło mi mnóstwo cytatów i mój egzemplarz oklejony jest teraz mnóstwem kolorowych karteczek, a mnie czeka długie przepisywanie wszystkiego do zeszyciku przeznaczonego do tych celów.
- Opowiedz mi o Posłańcu.
Dopiero teraz nadarza się okazja, aby zadać to pytanie i zrozumieć wcześniejszą rozmowę z Jozjaszem.
- Bóg wydaje rozkazy Gabrielowi, który jest Posłańcem. Później Gabriel przekazuje nam wszystkim wolę Boga. - Raffe nabiera sobie kopiatą łyżkę odgrzanego puree z ziemniaków. - A przynajmniej tak to wygląda w teorii.
- Czyli Bóg nie rozmawia z innymi aniołami?
- Na pewno nie rozmawia ze mną. - Raffe odkrawa kawałek krwistego steku. - Choć może dlatego, że nie cieszyłem się ostatnio wielką popularnością.
- A kiedykolwiek do ciebie przemówił?
- Nie. I wątpię, żeby zrobił to w przyszłości.
- No ale ze słów Jozjasza wynikało, że możesz zostać następnym Posłańcem.
- To by dopiero była ironia losu, prawda? Choć niewykluczone, że tak się stanie. Formalnie jestem w gronie kandydatów.
- Dlaczego byłaby to ironia losu?
- Ponieważ, panno Ciekawska, jestem agnostykiem.
W ciągu minionych dwóch miesięcy wiele rzeczy mnie zaskoczyło, ale ta odpowiedź zupełnie zbija mnie z tropu.
- Jesteś... agnostykiem? - przyglądam mu się uważnie, szukając oznak rozbawienia. - Nie jesteś pewny, czy Bóg istnieje? - Wygląda śmiertelnie poważnie. - Jak to możliwe? Jesteś aniołem, na litość boską!
Przed humorem, który jest zawarty w tej książce można tylko paść na kolana. Czerwiec pod względem czytelniczych perełek jest zdecydowanie niesamowity. Kolejna książka, która otrzymuje miano ulubionej. Z pewnością przeczytam następny tom, gdyż zakończenie tej sprawiło, że miałabym ochotę porzucić tą długą kolejkę czekających mnie książek i od razu zabrać się za kontynuację. Jednak życie recenzenta ma swoje plusy i minusy, więc będę musiała troszkę poczekać. Już zapomniałam, jak bardzo lubię książki tego typu. Całe szczęście, że są pozycje, jak ta, które przypominają mi o tym. Próbowałam przed napisaniem tej recenzji zabrać się za inną książkę, jednak jeszcze nie jestem w stanie. Nie wiem, czy kochać za to, czy może wręcz przeciwnie, panią Susan Ee. Swoją książką zawróciła mi w głowie i nie jestem pewna, ile czasu minie, zanim będę mogła zacząć coś nowego. Mam nadzieję, że nie potrwa to długo, gdyż kolejka ciągle rośnie.
Teraz, po przeczytaniu, widzę, że opinie innych wcale nie były przesadzone i Angelfall jest naprawdę wart kupienia, przeczytania, pokochania. Wydaje mi się teraz ogromnym błędem fakt, że tak długo czekałam na możliwość przeczytania. Nie powinnam się wahać i najzwyczajniej w świecie wydać te prawie czterdzieści złotych na tą książkę. Rzadko kupuję za ceny rynkowe ale teraz widzę, że tutaj zdecydowanie warto byłoby pokusić się na takie coś.
Aniele, stróżu mój... szeptaliśmy przez setki lat. Myliliśmy się. Teraz to właśnie ONE okazały się naszym największym koszmarem.
O tej książce nasłuchałam się wiele dobrego. I zapewne nie tylko ja. Szczerze mogę przyznać, iż po pewnym czasie przeczytanie tej książki stało się dla mnie praktycznie celem w życiu. Same pochlebne opinie i zachwyty tylko mnie mobilizowały i...
2012-03-22
Młoda Polka, Ania, przeprowadza się do Anglii i stara się porozumieć z rówieśnikami w kompletnie nowym dla niej środowisku. Kiedy trafia do szkoły, w której nikt jej nie rozumie, zaczyna tęsknić do letniego nieba nad Polską i do miejsca, w którym była u siebie.
W jej życiu pojawia się Dan nie jest on aniołem, ale z całą pewnością ma swoją jasną stronę. Kiedy świat wokół Ani zaczyna się walić, dziewczynka uświadamia sobie, że nie jest sama. Czy Dan to rzeczywiście nic dobrego, skoro przebywając z nim, Ania czuje się jak w niebie?
Jednym słowem - świetna.
Młoda Polka, Ania, przeprowadza się do Anglii i stara się porozumieć z rówieśnikami w kompletnie nowym dla niej środowisku. Kiedy trafia do szkoły, w której nikt jej nie rozumie, zaczyna tęsknić do letniego nieba nad Polską i do miejsca, w którym była u siebie.
W jej życiu pojawia się Dan nie jest on aniołem, ale z całą pewnością ma swoją jasną stronę. Kiedy świat wokół...
2013-09-18
Recenzja na http://manga-no-tsuki.blogspot.com/
Recenzja na http://manga-no-tsuki.blogspot.com/
Pokaż mimo to2014-01-23
Macie zabić ich wszystkich! Wszystkich! Choćbyście mieli mordować ich w brzuchach matek!
Ilia Erenburg
Lucia, Prit i nasz adwokat znajdują się na otwartych wodach. Płyną w jakieś miejsce, gdzie będzie bezpiecznie. Niestety - natrafiają na niesamowicie mocny i niebezpieczny huragan. Ich jedynym ratunkiem jest ogromny statek, który płynie prosto na nich. W końcu udaje im się dostać na pokład. Jednak nie wszystko tam jest tak pięknie. Statek należy do Armii Chrystusa. Maniaków religijnych pod dowództwem wielebnego Green'a.
Gdyby to wszystko działo się przed apokalipsą, superkomórka burzowa przemieszczająca się ku wybrzeżom Afryki natychmiast zostałaby poddana wnikliwemu nadzorowi. Ktoś w Ośrodku Wykrywania Huraganów sięgnąłby po sporządzaną na początku roku alfabetyczną listę i na jej podstawie ochrzcił rodzący się huragan. Edna - na to imię padłby wybór. Swoją drogą, brzmi całkiem nieźle.
Itaka, statek, którym płyną, zmierza wprost do Afryki po zapasy ropy naftowej. Nikt nie przejmuje się hordami Nieumarłych, którzy pałętają się po tym terenie. Mają w końcu helotów - ludzi, których kolor skóry nie jest biały. Wydają się być odporni na wirusa. Gdy bohaterowie dotrą do Gulfport okazuje się, że rządzą nim prawie hitlerowskie zasady. Wszyscy, którzy nie są biali nie są traktowani jak ludzie. Nie odpowiada do Lucii, która ciągle się buntuje, co może narobić jej kłopotów.
- AC to naturalnie skrót od Army of Christ. Mówimy tak na siebie w gronie znajomych i współpracowników, sam pran rozumie. - wyjaśnił oficer o rudych włosach siedzący na końcu stołu.
Army of Christ - Armia Chrystusa, ja pierdzielę... Coraz lepiej!
Od samego początku towarzyszyłam głównemu bohaterowi i Lukullusowi w ich trudnej podróży. Niesamowicie byłam ciekawa, jak to się wszystko zakończy. Fantastyka postapokaliptyczna ma to do siebie, że nigdy nic nie wiadomo. Zwroty akcji i ta ogromna niepewność to coś, co nam towarzyszy, przy czytaniu. W komentarzach pod poprzednimi częściami pisaliście, że to nie dla was, bo zombie. Według mnie tutaj wcale o te stworki nie chodzi. Nie wiem, czy to zabieg celowy, czy autorowi wyszło przez przypadek, jednak jest to krytyka ludzkiej natury. Człowiek mimo katastrofy, końca świata, dalej jest chciwy i zachłannie patrzy na to, co go otacza. Nie dba o drugiego człowieka i myśli tylko o sobie. Doskonale widać to w każdej części owej serii.
Najciekawsze dopiero się zaczyna. Wirus, który opanował świat zaczyna się sam wyniszczać. Przez całą książkę marzyłam, by w końcu wyjaśniło się to stwierdzenie, rzucone gdzieś tam, na początku.
- Nieumarli wymierają, pułkowniku. - odparł minister uśmiechając się. - Niedługo wymrą wszyscy.
Postać wielebnego Green'a jest przykładem egoizmu człowieka i jego ślepej wiary. Czytałam już o podobnym człowieku w jakiejś innej książce. Była to bodajże seria The walking dead, ale ręki nie dam sobie uciąć. Uwielbiam ten gatunek a seria Manela Loureiro jest jedną z moich ulubionych. Uwielbiam każdą postać, którą stworzył. Każda ma w sobie to coś. Na dodatek najbardziej kocham Lukullusa. Dziękuję po stokroć autorowi, że ten słodki kotek powstał. Zastanawiałam się nawet, czy nie dodać na Lubimy Czytać półki ulubione zwierzęta.
Najbardziej podoba mi się to, że język idealnie odwzorowuje całą sytuację. Nie ma tutaj cenzury wypowiedzi a bohaterowie nie wstrzymują się przed wulgaryzmami. To dodaje realności wszystkim tym sytuacjom. Trudno wyobrazić sobie, że atakuje ich wielka fala a Prit krzyczy: KURCZACZKI BY TO ZJADŁY! Nieprawdopodobne, prawda?
Najbardziej przejmowałam się losami Lukullusa. Ten rudy kot zdecydowanie trafił mi prosto w serce. Według mnie wszyscy inni mogliby zginąć - byle tylko on przeżył. No i ktoś, kto będzie go karmił, oczywiście.
Rzadko się zdarza, że z przyjemnością chwytam za następne części jakiejś serii. Zwykle druga jest tak marna, że nie mam ochoty na następną. Trzeba przyznać, że z każdą częścią Apokalipsa Z podobała mi się coraz bardziej. Manel Loureiro rozkręca się coraz bardziej i z niecierpliwością będę czekać na jego nową książkę - Ostatni pasażer.
Macie zabić ich wszystkich! Wszystkich! Choćbyście mieli mordować ich w brzuchach matek!
Ilia Erenburg
Lucia, Prit i nasz adwokat znajdują się na otwartych wodach. Płyną w jakieś miejsce, gdzie będzie bezpiecznie. Niestety - natrafiają na niesamowicie mocny i niebezpieczny huragan. Ich jedynym ratunkiem jest ogromny statek, który płynie prosto na nich. W końcu udaje im...
2013-11-21
Ocaleni z Europy docierają na Wyspy Kanaryjskie. Są szczęśliwi widząc zwykłych ludzi. Jednak nie jest tam tak pięknie, jak wydaje się na pierwszy rzut oka. Bohaterowie muszą przejść swego rodzaju kwarantannę, nim dołączą do społeczności. Społeczności rządzonej przez wojskowych. Ludzie głodują i zużywają ostatnie zapasy. Zbliża się koniec - i to nie przez Nieumarłych.
Po przejściu procedur bezpieczeństwa zostają w końcu wypuszczeni. Korzystają z wolności jak tylko mogą. Gdy siostra Cecilia leży zawieszona pomiędzy życiem a śmiercią, Lucia cieszy się towarzystwem swojego ukochanego - prawnika, dzięki któremu dostała się na Teneryfę. Niestety, to nie trwa długo. Prit i mecenas muszą opuścić bezpieczną wyspę i udać się do Madrytu. Znajduje się tam wielki zapas leków, które są bardzo potrzebne uchodźcom. Powrót do świata, gdzie rządzą potwory nie jest spełnieniem ich marzeń, jednak nie mają wyjścia.
- Panowie, myślę, że się nie zrozumieliśmy. To, o czym mówię, to nie jest propozycja, to rozkaz.
Towarzyszą im legioniści, którzy ich bronią. Nie są już bezbronni. Jednak nie pomaga to im w pokonaniu strachu. Nieumarli są wszędzie. I wygląda na to, że nie mają żadnych słabych punktów. A oni wylądowali w samym środku tej katastrofy. Znowu. W tym samym czasie na Teneryfie też nie jest za dobrze. Lucia ma problemy a została całkiem sama.
Problemy narastają.
Po przeczytaniu pierwszej części nie mogłam się doczekać, aż dowiem się, co będzie dalej. To urok fantastyki postapokaliptycznej. Wszystko może się zmienić. Z chwili na chwilę dzieje się coś nowego i na pewno nie można się przy niej nudzić. Ostatnio to mój ulubiony gatunek - zdecydowanie. Apokalipsa Z ma to coś. Człowiek czyta z zapartym tchem, ma ochotę krzyczeć NIE RÓB TEGO, ale nagle zdaje sobie sprawę, że to nic nie da. To uczucie, gdy sobie to uświadomiłam było po prostu przytłaczające.
Nieumarli są miłą odmiana po chordach wampirów i wilkołaków. Mimo, że lubię taką tematykę jednak troszkę już mi się przejadła. Zombie są jak powiew świeżości. Teoretycznie. Jestem pewna, że ładnie nie pachną. Bardzo podoba mi się klimat w takich pozycjach. Ciągle czuje się grozę. Nigdy nic nie wiadomo. Wampiry są stylizowane na miłe, łagodne, skrzywdzone przez los osóbki. Taka moda. Ostatnio nowością była seria o Mrocznych bohaterkach. Nie czytałam dużo książek z Nieumarłymi. To dopiero moje początki z tym gatunkiem i mam nadzieję, że się nie zawiodę, gdyż po wgłębieniu się w tą serię jestem jeszcze bardziej za takimi książkami.
Jestem pewna, że książka nie przypadnie do gustu wszystkim. Pełno krwi, opisy rozkładających się ciał... Zero cenzury. Nie jest to minusem. Wręcz przeciwnie. Krzywiłam się przy niektórych opisach, ale to tylko nadawało realności. Nie wyobrażam sobie, by autor mógł nam dawkować ilość tego wszystkiego. Było to bardzo dobrze opisane. Jakby Manel Loureiro naprawdę tam był i wszystko przeżył. W tej części zamieścił też odrobinę miłości. Spodobało mi się to - pokazało, że nigdy nie jest na to za późno. Jednak nie ma tam nie wiadomo jak wielkiego romansu, by zachęcić do czytania osoby, które takie pozycje lubią. Po prostu tam jest - w tle. I to dodaje uroku.
Trzecia część jeszcze nie wyszła, co mnie bardzo dobija. Z chęcią już bym się za nią zabrała - w końcu nadal nic się nie wyjaśniło. Z niecierpliwością będę czekać na premierę. Książkę polecam fanom fantastyki postapokaliptycznej. To nie to samo co antyutopie, jednak przypadła mi do gustu.
Ocaleni z Europy docierają na Wyspy Kanaryjskie. Są szczęśliwi widząc zwykłych ludzi. Jednak nie jest tam tak pięknie, jak wydaje się na pierwszy rzut oka. Bohaterowie muszą przejść swego rodzaju kwarantannę, nim dołączą do społeczności. Społeczności rządzonej przez wojskowych. Ludzie głodują i zużywają ostatnie zapasy. Zbliża się koniec - i to nie przez Nieumarłych.
Po...
2011-01-01
2009-01-01
2009-01-01
2008-01-01
Nie wiem, czemu zdecydowałam się na tę książkę. Odpowiedź na to pytanie pozostanie nieznana już chyba zawsze. Ciągnie mnie coś do takich pozycji a tej po prostu nie mogłam się oprzeć. Legia Cudzoziemska jest tym, co bardzo mnie interesuje. Nie wnikajmy w moje zainteresowanie bo wyjdzie na to, że nie są takie, jakie dziewczyna mieć powinna. Szczególnie taka w wieku lat osiemnastu. Wracając do tej pozycji... Tutaj poznajemy wszystko od środka. Można uznać, że jest to swego rodzaju autobiografia.
Józef Białoskórski opowiada nam o dziesięciu latach, które spędził w Legii Cudzoziemskiej. Służba tam jest swego rodzaju piekłem na Ziemi. Opowiada nam o żołnierzach, z którymi stykał się na co dzień. Taka przyjaźń między żołnierzami, wzajemne oddanie to naprawdę piękne uczucia. Z czasem jednak charaktery żołnierzy zmieniają się. Coraz gorzej radzą sobie z oddaleniem od rodziny. Nie wszyscy wytrzymują tą wielką odpowiedzialność, która na nich spoczywa. Autor opowiada nam swoje przygody z różnych miejsc, w których przyszło mu służyć. Niejedna z nich wprawia w osłupienie a zdziwienie czuje się w całym ciele. Nie da się ukryć, że niektóre fragmenty wywołują też uśmiech na twarzy. Z szybkich awansów można wnioskować, że Białoskórski był bardzo dobrym żołnierzem i dodatkowo cenionym.
Nie da się ukryć, że ta książka jest o dosyć ciężkim temacie. O samej moralności tematu można by rozprawiać bardzo długo. Trzeba jednak po prostu tą pozycję przeczytać, nie oceniać tylko zrozumieć. To klucz do sukcesu. Dodatkowo wszystko napisane jest bardzo dobrym, zrozumiałym językiem. Styl jest lekki i wręcz nie pasuje do głównego tematu książki. Nie da się ukryć, że autor przedstawia to w taki sposób, że bardzo łatwo można sobie wyobrazić, że jest się w każdym, z owych przedstawionych nam miejsc.
Dziwie się, że dopiero teraz natknęłam się na tą pozycję. Ma ona w Polsce już kilka swoich wydań i niedługo będzie można nazywać ją wręcz klasyką. Pamiętnik Białoskórskiego oddaje wszystko to, co powinien. Oddaje realia okresu międzywojennego. Doskonale przedstawia historie i kulturę Bliskiego i Dalekiego Wschodu. Wszystkie relacje w Legii Cudzoziemskiej... Wszystko to mamy zebrane w jednej książce. No i nie da się nie wspomnieć o zawartej tutaj przygodzie. Aż trudno uwierzyć, że to się zdarzyło naprawdę.
Nie mogłam się od tej książki oderwać i mimo, że czytałam ją już jakiś czas temu i dopiero teraz mam okazję napisać jej recenzje do tej pory pamiętam towarzyszące mi emocje. Tej historii nie pozwoliłam ukraść tacie i umieścić na półce w jego pokoju. O nie. Pamiętnik Józefa Białoskórskiego zostaje u mnie i nie oddam go bez walki. Doskonały przykład człowieka, którego powinno się podziwiać. Dlaczego to nie takie książki są lekturami w szkole? Może w końcu niektórzy zaczęliby je czytać.
Kiedy zaczynałam czytanie nawet do głowy mi nie przyszło, że tak bardzo może mi się ta książka spodobać. Nie czytałam recenzji, nie patrzyłam na oceny - wzięłam w ciemno mając nadzieję, że okaże się być książką, która nie pozwoli mi się oderwać. Nie zawiodłam się i wręcz przeciwnie! Jestem zachwycona. Wydaje mi się, że każdemu ta książka by się spodobała. Jest w niej coś takiego, co wciąga bez reszty. Może to styl autora a może sama w sobie historia. Tak czy inaczej łapcie za tą książkę ani chwili się nie zastanawiajcie. Warto.
Nie wiem, czemu zdecydowałam się na tę książkę. Odpowiedź na to pytanie pozostanie nieznana już chyba zawsze. Ciągnie mnie coś do takich pozycji a tej po prostu nie mogłam się oprzeć. Legia Cudzoziemska jest tym, co bardzo mnie interesuje. Nie wnikajmy w moje zainteresowanie bo wyjdzie na to, że nie są takie, jakie dziewczyna mieć powinna. Szczególnie taka w wieku lat...
więcej Pokaż mimo to