-
Artykuły„Dobry kryminał musi koncentrować się albo na przestępstwie, albo na ludziach”: mówi Anna SokalskaSonia Miniewicz1
-
ArtykułyDzień Dziecka już wkrótce – podaruj małemu czytelnikowi książkę! Przegląd promocjiLubimyCzytać1
-
ArtykułyKulisy fuzji i strategii biznesowych wielkich wydawców z USAIza Sadowska5
-
ArtykułyTysiące audiobooków w jednym miejscu. Skorzystaj z oferty StorytelLubimyCzytać1
Biblioteczka
Prowadzenie miejsca w sieci, w którym mogę dzielić się wrażeniami z przeczytanych książek to był strzał w dziesiątkę, ponieważ dzięki temu mogę ciągle odkrywać nowe nazwiska. Tak było z twórczością Krystyny Bartłomiejczyk.
Po takim wstępie nietrudno się domyślić, że Zapisane w gwiazdach to było moje pierwsze spotkanie z Krystyną Bartłomiejczyk. Autorka wydała wcześniej kilka książek m.in.: Dziewczyna z czerwonym warkoczem, Obietnica Klary, czy Zawierucha w wielkim mieście. Jakoś wcześniej się nie złożyło, abym je czytała. Zaczęłam od najnowszej książki, o której chcę Wam opowiedzieć w ramach współpracy z Wydawnictwem Prozami.
Alicja Różańska jest dziennikarką, której raz przytrafił się błąd. Ślepo zaufała doniesieniom i napisała artykuł niepoparty dowodami. Kiedy teraz przez zwykłą literówkę w swoim artykule przywołuje nazwisko wpływowego biznesmena jej szef nie ma wątpliwości jakie poniesie konsekwencje. W tym samym czasie w ziemi zostają odnalezione ludzkie szczątki. Alicja namawiana przez przyjaciółkę postanawia przyjrzeć się tej sprawie, a w ostateczności wplątuje się w tajemniczą sprawę sprzed lat. Kiedy na jej drodze staje Wiktor Orlicz wszystko się zmienia. Czy faktycznie od nienawiści do miłości jest jeden krok? Czy demony przeszłości w końcu ucichną? I czy kobiecie grozi niebezpieczeństwo w związku z groźbami jakie otrzymuje?
Zapisane w gwiazdach to opowieść o tym, że każdy nasz czyn niesie ze sobą konkretne konsekwencje i nie sztuką jest podejmowanie decyzji, a właśnie życie z tymi konsekwencjami dokonanych wyborów. To historia o tym by wyciągać wnioski i uczyć się na własnych błędach. Historia napisana przez Krystyną Bartłomiejczyk pełna jest tajemnic i niewyjaśnionych zagadek. To połączenie powieści obyczajowej i romansu, ale znajdziemy w niej także nieznaczne elementy zaczerpnięte z kryminału, czy powieści detektywistycznej. Wszystko to za sprawą głównej bohaterki, która nie potrafi i nie chce odpuszczać, a sprawa zaginionej kobiety staje się dla niej priorytetem. Z drugiej strony Zapisane w gwiazdach to historia pełna emocji, często bardzo gwałtownych. Od miłości aż do nienawiści. Także macie moją gwarancję, że i Wam podczas lektury ich nie zabraknie!
Zapisane w gwiazdach to powieść o samotności, życiowych dramatach, traumach, przyjaźni i niespodziewanych spotkaniach, które mogą odmienić nasze życie. O tym, że każdy chce kochać i być kochanym, jednak czasami się tego boi. O obsesji, która doprowadziła do tragedii i pilnie strzeżonych rodzinnych tajemnicach. Wciągnęłam się w tę powieść i niejednokrotnie autorce udało się mnie zaskoczyć podczas lektury, za co także plus. Polecam!
Prowadzenie miejsca w sieci, w którym mogę dzielić się wrażeniami z przeczytanych książek to był strzał w dziesiątkę, ponieważ dzięki temu mogę ciągle odkrywać nowe nazwiska. Tak było z twórczością Krystyny Bartłomiejczyk.
Po takim wstępie nietrudno się domyślić, że Zapisane w gwiazdach to było moje pierwsze spotkanie z Krystyną Bartłomiejczyk. Autorka wydała wcześniej...
Muszę przyznać, że nie czytałam Czułej przewodniczki, czyli poprzedniej książki autorki, która podbiła serca kobiet i listy bestsellerów. Dlatego z czystą głową usiadłam do lektury Przędzy i okazało się, że jest to lektura idealna dla mnie, która sporo poukładała mi w głowie.
Od czasu do czasu lubię sięgnąć po książki, które robią mi bałagan w głowie, a potem powoli go porządkują. Tak miałam właśnie z Przędzą autorstwa Natalii de Barbaro. Po sukcesie Czułej przewodniczki autorka idzie dalej i kolejny raz zabiera nas w głąb kobiecej duszy pokazując, jak wiele pracy należy włożyć, by żyć szczęśliwie i po swojemu, chociaż to bardzo względne pojęcia zależne od bardzo wielu czynników.
W swojej najnowszej książce Natalia de Barbaro odnosi się do dwóch czynności przez pryzmat, których możemy postrzegać nasze życie. A mianowicie mowa tutaj o łucznictwie i tkactwie. I chociaż wydają się one ze sobą praktycznie niezwiązane to przeniesione na grunt nauk psychologicznych i ukazane jako metafory życia wiążą się ze sobą i przeplatają. Autorka zwraca uwagę na to, jak istotne w naszym życiu jest to, aby zacząć doceniać małe rzeczy i nie chcieć ciągle żyć mocniej i chcieć więcej, mimo że świat właśnie tego od nas wymaga. Jak czytamy na koniec przędza jest w miejscu Pomiędzy: Już przygotowana, jeszcze nieutkana. I to znajduje przełożenie na nasze życie w tej książce. Od nas samych zależy, co i jak z niej utkamy, jak szybko to zrobimy, jakie kolory wybierzemy i w którym momencie się zatrzymamy i skupimy na danej chwili. To książka o kobietach i dla kobiet, o ich wyborach, straconych szansach, ale i możliwościach. O miłości, strachu i nadziei. O tym, że czasami może się nie udać, ale warto podejmować ryzyko.
Co jakiś czas w książce pojawia się ławeczka, na którą zaprasza nas autorka. Znajdziemy tam kilka pytań, na które warto sobie odpowiedzieć, jest też specjalne miejsce na nasze notatki. Warto też zwrócić uwagę na samo wydanie tej książki. Piękne ilustracje i przepiękne mandale, które rozpoczynają każdy rozdział.
"W mandale przygotowane na okładkę i do wnętrza tej książki wplecione zostały nitki pochodzące z ubrań wielu kobiet, które odpowiedziały na zaproszenie artystki Mayry Wojciechowicz do współtworzenia tych ilustracji. Te włókna niosą ze sobą wiele historii dni szczególnych i całkiem zwyczajnych. Wszystkie są w kręgu, jednakowo ważne".
Muszę przyznać, że nie czytałam Czułej przewodniczki, czyli poprzedniej książki autorki, która podbiła serca kobiet i listy bestsellerów. Dlatego z czystą głową usiadłam do lektury Przędzy i okazało się, że jest to lektura idealna dla mnie, która sporo poukładała mi w głowie.
Od czasu do czasu lubię sięgnąć po książki, które robią mi bałagan w głowie, a potem powoli go...
ak się okazuje czasem wystarczy przeczytać jedno zdanie, by stało się ono impulsem do opowiedzenia własnej historii. Tak było w przypadku Doll story Michała Pawła Urbaniaka.
Autor w podziękowaniach wspomina, że do napisania tej historii zainspirowało go jedno zdanie pochodzące z książki Aghaty Christie. Tym samym zaserwował nam smutną, przytłaczającą i zmuszającą do wielu refleksji opowieść o samotności i wszystkich jej odcieniach. W 2020 roku pisałam Wam o Liście nieobecności tak: opowieść o samotności, strachu przed samotnością i życiu w cieniu śmierci. To również historia o rozpamiętywaniu przeszłości, o silnej potrzebie kochania i akceptacji, ale także o niezwykłej wrażliwości i indywidualności każdego z bohaterów. To książka, której nie da się przeczytać w dwa wieczory, gdyż ładunek emocjonalny, jaki ma w sobie czasami odbiera dech. Serio. To jedna z tych opowieści, które wywołały we mnie tak wiele emocji, że musiałam czasem przerywać lekturę. Każdy z bohaterów zmaga się ze swoimi demonami, walczy, upada i próbuje żyć. Każdy z nich nosi w sobie lęki, chce je oswajać i na przekór wszystkiemu trzymać względne pozy normalności. Autor bardzo precyzyjnie nakreślił każdą z postaci, tym samym możemy wejść w ich świat i spróbować zmierzyć się z ich traumami, bólem, samotnościom i strachem. Ta konfrontacja czytelnika z emocjami bohaterów sprawia, że lektura ani na moment nie jest łatwa, jednak z drugiej strony warta jest poświęconej każdej minuty. I podobne odczucia mam po lekturze Doll story, chociaż to zupełnie inna historia.
Wolfgang Rajchert jest jedynakiem, w dzieciństwie przeszedł białaczkę, ma usuniętą śledzionę, w związku z tym jest chorowity i jego matka decyduje się na edukację domową. Zamknięty w domu, pozbawiony kontaktu z rówieśnikami czuje się zdołowany i mocno samotny. Wtedy pojawia się informacja o charytatywnym projekcie Maskotki. Polega on na przygarnięciu pod swój dach i wypłacaniu pensji dzieciom z biednych rodzin, które mają być towarzystwem dla rodziny. Wolfgangowi w końcu udaje się namówić rodziców na wzięciu udziału w projekcie i tak do ich domu trafia Mariusz. Odtąd życie Wolfganga ma się zmienić, w końcu zyska przyjaciela, a może nawet brata! Nikt z rodziny nie spodziewa się tylko, jak daleko idące konsekwencje przyniesie decyzja o przygarnięciu chłopaka pod swój dach.
Doll story to dogłębny i poruszający obraz samotności, zakłamania i hipokryzji oraz życia zgodnie z przyjętymi rolami i nałożonymi maskami. Niespełnione ambicje, frustracja, przenoszenie swoich oczekiwań na dziecko, odrzucenie i niezrozumienie. Dużo w najnowszej książce Urbaniaka smutku i melancholii, dużo ludzkich emocji, które głęboko skrywane w końcu szukają ujścia i sieją spustoszenie. Historia ujęta na 520 stronach zapewne nie jest tą na jeden, czy dwa wieczory. Potrzebowałam oddechu od tej gęstej atmosfery, chwili na przemyślenie, by ponownie wrócić do świata bohaterów, w którym podobnie jak Wolfgang nie za bardzo chciałabym się znaleźć. W Doll story jest też miłość, ale nieco pokracznie rozumiana, i która ujawnia się w momencie zagrożenia rodziny. Wówczas jej członkowie potrafią stać za sobą murem, jednak jak się okazuje też do pewnego momentu. Michał Paweł Urbaniak pokazuje jak ważny w naszym życiu jest dialog i do czego prowadzi brak zrozumienia potrzeb drugiej strony. O toksyczności rodziny, o dużych perspektywach, które zabijają bliskość i o tym, że czasami najbardziej samotni jesteśmy mając towarzystwo. Świetna i poruszająca powieść. Czytajcie!
ak się okazuje czasem wystarczy przeczytać jedno zdanie, by stało się ono impulsem do opowiedzenia własnej historii. Tak było w przypadku Doll story Michała Pawła Urbaniaka.
Autor w podziękowaniach wspomina, że do napisania tej historii zainspirowało go jedno zdanie pochodzące z książki Aghaty Christie. Tym samym zaserwował nam smutną, przytłaczającą i zmuszającą do wielu...
Jak ja lubię takie powieści! Niech o tym świadczy fakt, że te ponad 600 stron pochłonęłam w kilka dni.
Chyba najlepszą recenzją dla tej powieści jest zdanie, które napisałam we wstępie. Ponad 600 stron a czyta się jednym tchem. Przeczytałam ją w kilka dni i bawiłam się świetnie podczas lektury. To powieść historyczna z elementami powieści szpiegowskiej, przygodowej i obyczajowej. Miks gatunków bardzo dobrze wyważony, który sprawia, że akcja jest dynamiczna i nie nuży czytelnika. Widać też w tej powieści ogrom pracy włożony przez autora, aby stworzyć w niej odpowiedni klimat XIX wieku i oddać ducha tamtych czasów. Zatem, poznajcie Izabelę! Kobietę ciekawą, nieprzeciętną i mającą poczucie misji.
Izabela Czartoryska, bo o niej mowa, to kobieta niezwykła. Autor wykorzystał jej postać, by opowiedzieć nieco o historii, przybliżyć ją czytelnikowi i zachęcić to pogłębiania własnej wiedzy. Uwikłał Izabelę w zmyślną misję ratowania Torunia i ojczyzny za pomocą tajemniczej fibuli skrytej w specjalnej szkatule. Tym samym Izabela wyrusza wypełnić tę niełatwą misję a towarzyszy jej Ferdynand Skarbek, znany jako Migdał. Ta dwójka wyruszy w swoją przygodę pełną tajemnic, niebezpieczeństw i wyzwań. A wszystko to w otoczeniu znanych postaci historycznych i wydarzeń, które miały miejsce na przełomie XVIII i XIX wieku. Patrząc na złożoność fabuły, po której sunie się niczym po nitce do kłębka, nie sposób Wam więcej o niej opowiedzieć nie odbierając tym samym przyjemności z odkrywania tej niebanalnej i wciągającej historii. Dajcie się porwać Izabeli Czartoryskiej w jej świat!
Izabela. Świat w płomieniach to opowieść barwna, pełna zwrotów akcji, tajemnic i napięcia, które trzyma nas w swoich szponach do samego końca. To tutaj wydarzenia historyczne przeplatają się z fikcją literacką, a postacie stworzone wyłącznie na potrzeby tej historii napotykają na swojej drodze tych bohaterów, których my znamy z kart historii. To jedna z tych powieści, która pochłania nas od pierwszych stron. Z niecierpliwością śledziłam poczynania Izabeli Czartoryskiej i jej kibicowałam. Poza misternie utkaną fabułą, książką Krzysztofa P. Czyżewskiego ma też świetnie oddany klimat ówczesnej epoki. I musze powiedzieć, że chętnie obejrzałabym film kostiumowy na podstawie tej powieści. Tymczasem Wam polecam tę opowieść i mam nadzieję, że będziecie się tak samo dobrze bawić jak ja podczas lektury!
Jak ja lubię takie powieści! Niech o tym świadczy fakt, że te ponad 600 stron pochłonęłam w kilka dni.
Chyba najlepszą recenzją dla tej powieści jest zdanie, które napisałam we wstępie. Ponad 600 stron a czyta się jednym tchem. Przeczytałam ją w kilka dni i bawiłam się świetnie podczas lektury. To powieść historyczna z elementami powieści szpiegowskiej, przygodowej i...
Radosław Kotarski do tej pory znany był z takich książek jak Włam się do mózgu, Nic bardziej mylnego. Radek Kotarski obala 58 mitów oraz Inaczej. Jak pracować mniej, ale lepiej i przyjemniej. Przyszedł czas na mierzenie się i zadebiutowanie w wydaniu fabularnym. I tak Kotarski zdecydował się na napisanie kilkunastu opowiadań, które połączone w jeden zbiór z pozoru tylko stanowią odrębne historie. Wszak nasze życie zawsze z kimś się splata, czasem w o ogóle nie jesteśmy tego świadomi. Na wstępie też chciałabym zwrócić uwagę na bardzo ładne i dopracowane wydanie oraz okładkę zaprojektowaną przez Łukasza Piskorka. Zapewne ten zbiór opowiadań idealnie sprawdzi się jako prezent pod choinkę.
Mężczyzna, który uderzy dziecko to tytuł pierwszego opowiadania otwierającego ten zbiór. Mówi ono o trudach rodzicielstwa i cienkiej granicy naszej wytrzymałości. Granicy, która nie powinna być przekroczona. Wśród innych opowiadań znalazły się historie z wątkiem prawie romantycznym jak Kolorowa sukienka, wywołujące nasze rozbawienie Protokół przesłuchania świadka, poruszające i szokujące jak historia zawarta w tekście Mój niezastąpiony mąż, ale też zmuszające do refleksji Groszkowe Porsche. Nie mogę pominąć też opowiadania Częściowe udane samobójstwo, które z jednej strony bawi, a z drugiej przeraża.
Radek Kotarski opowiada o ludziach nam znanych. Zwykłych, z problemami, których mijamy na ulicy. I chociaż wydaje się, że ten zbiór opowiadań stanowi zlepek historii, to jednak jest ono jak domino, w którym jeśli dobrze się im przyjrzeć zobaczymy, że tworzą ze sobą spójny ciąg. Także ich poukładanie autor nie zostawił przypadkowi. Tam każdy tekst ma swoje miejsce i nie jest to losowe zestawienie, za co wielki plus. Dla czytelnika to nie lada gratka dostrzegać powiązania między tymi tekstami!
Mężczyzna, który uderzy dziecko i inne opowiadania to zbiór historii mówiących o życiu i wszystkich jego barwach. O rozczarowaniach, błędnych decyzjach, których skutków nie da się odwrócić a trzeba żyć z ich konsekwencjami i o tym, że czasami chcielibyśmy żyć inaczej, ale nigdy do końca nie wiemy, czy tak, jak człowiek by chciał, nie byłoby akurat dla niego gorzej. O samotności, poszukiwaniu własnego miejsca na ziemi, braku miłości i usilnej chęci bycia kimś lepszym. Kotarski nie zapomina także o aktualnych wydarzeniach na świecie i w tekstach przewija się temat wojny w Ukrainie. To aktualne i uniwersalne opowieści, które w każdym z nas wywołają wiele emocji. Różnych, tak jak różne jest nasze życie i doświadczenia. Tak jak wspomniałam na wstępie totalnie pochłonęła mnie ta książka. Tak jak ja można ją przeczytać w jeden dzień i do niej wracać, co zapewne zrobię lub można się nią delektować i powoli odkrywać każdą z historii. Jedno jest pewne, to naprawdę świetnie skonstruowane i napisane historie! Duży plus też za zakończenie, w którym sam autor odnosi się do każdego z tekstu i o nim opowiada. Czytajcie!
Radosław Kotarski do tej pory znany był z takich książek jak Włam się do mózgu, Nic bardziej mylnego. Radek Kotarski obala 58 mitów oraz Inaczej. Jak pracować mniej, ale lepiej i przyjemniej. Przyszedł czas na mierzenie się i zadebiutowanie w wydaniu fabularnym. I tak Kotarski zdecydował się na napisanie kilkunastu opowiadań, które połączone w jeden zbiór z pozoru tylko...
więcej mniej Pokaż mimo to
Mam ostatnio niesamowite szczęście do współprac. Zaraz po Psim parku dostałam propozycję przeczytania i napisania o Smutku i rozkoszy. I ach! Co te dwie książki zrobiły w mojej głowie. Jestem nimi totalnie oczarowana i zapewne będę pamiętać je na lata.
O Psim parku pisałam na Instagramie. Obie książki ukazały się nakładem Wydawnictwa Znak. Pierwsza z nich opowiada o ukraińskich surogatkach, które z braku wyjścia decydują się zostać matkami zastępczymi. To proza, która mnie zmroziła i poturbowała emocjonalnie. Podobnie jak Smutek i rozkosz Meg Mason. To przykład książki nieodkładalnej i tylko fakt, że mam małe dziecko sprawił, że nie zarwałam dla niej nocy. Niemniej już następnego dnia niecierpliwie wyczekiwałam momentu, w którym poznam całą historię Marthy.
Martha ma problemy. Ze sobą, w swoim małżeństwie. Potrafi być równocześnie czuła, kochana i wspierająca, by po chwili stać się rozdrażnioną, agresywną i niepoczytalną. Takiej huśtawki emocjonalnej ma dosyć jej mąż, który postanawia od niej odejść. Martha spod swojego stołu, pod którym się kryje próbuje dojść do tego, co z nią jest nie tak, a może z nią jest wszystko w porządku tylko wszyscy wokół mają jakieś problemy? Matka to artystka, która tworzy recyklingowe dzieła, ojciec niespełniony poeta, a siostra jest wiecznie w ciąży. Jest też on, mąż oaza spokoju i ciszy, który stara się zrozumieć i nie reagować. Gdzie tkwi błąd? Kto tutaj ma największy problem. Martha dostaje swoją diagnozę, która de facto w książce nie pada, ale nietrudno się jej domyślić. A może każdy z nas postawi w miejsce __ __ swoją diagnozę? Po tym jak zostaje określona i zdefiniowana „na nowo” stara się zrozumieć swoje życie i poukładać je od początku. Trudno w kilku zdaniach opowiedzieć tę historię, ponieważ najlepiej jest ją przeżyć wraz z główną bohaterką.
Z tyłu na okładce przeczytamy, że powieść ta jest smutna i trochę zabawna. I dokładnie tak jest! Chociaż czasami to śmiech przez łzy, to nie da się ukryć, że autorce udało się w zaskakujący, lekki sposób opowiedzieć o trudnych i często uznawanych za tematy tabu kwestiach. Ludzie z różnego typu zaburzeniami są marginalizowani. Podobnie jest z Marthą, która ciągle słyszy, że ma się wziąć w garść, tak jakby dało się to osiągnąć za pomocą pstryknięcia palcami. Smutek i rozkosz to opowieść o odkrywaniu siebie, oswajaniu z chorobą i normalizowaniu jej. To świetnie skonstruowana historia, która pokazuje, że życie potrafi wymknąć się schematom, jednak wcale nie oznacza to, że jest gorsze. Smutna, przytłaczająca, ale też lekka i zabawna. Przynajmniej momentami. Proza, która zaskakuje i otwiera oczy. Czytajcie!
Mam ostatnio niesamowite szczęście do współprac. Zaraz po Psim parku dostałam propozycję przeczytania i napisania o Smutku i rozkoszy. I ach! Co te dwie książki zrobiły w mojej głowie. Jestem nimi totalnie oczarowana i zapewne będę pamiętać je na lata.
O Psim parku pisałam na Instagramie. Obie książki ukazały się nakładem Wydawnictwa Znak. Pierwsza z nich opowiada o...
Inspiracją do stworzenia tej opowieści była przypadkowa rozmowa z pewnym artystą urodzonym w Baku. Z pojedynczych fragmentów udało mu się stworzyć całkiem prawdopodobną i wyrazistą historię. Główny bohater urodził się i wychowywał w Baku. W miejscu, w którym duże znaczenie ma to gdzie się urodziłeś i kim są Twoi rodzice (stygmatyzacja Ormian). Już od dziecka obserwuje brak tolerancji, słowne przepychanki i wywyższanie się. Wraz ze zmianą życia, miejsca przebywania i zdobywania różnych doświadczeń Sadiq Aszurow pokazuje czytelnikowi, jak zmienia się sam Azerbejdżan. I są to zmiany fascynujące i niezwykle ciekawe ubrane w lokalny koloryt jawią się czytelnikowi z jednej strony egzotycznie, a z drugiej przypominają o swoim kraju (swoją drogą również wspominanym na kartach tej książki). Sadiq Aszurow ciągle szuka swojego miejsca w świecie, odkrywa swoją pasję i w pełni chce się jej oddać. Tatr, film i szeroko pojęta sztuka zajmują większą część jego czasu, a w tym wszystkim szuka też miłości i odpowiedniej kobiety, z którą mógłby spędzić życie.
Baku, Moskwa, Warszawa to historia o jednostce, której życie weryfikuje i naznacza historia oraz wszelkie przemiany społeczno-gospodarcze. W tej dużej historii, która wpływa na losy świata toczy się życie pojedynczych bohaterów, którzy pragną kochać, realizować swoje pasje i dążyć do szczęścia. Bo główny bohater to człowiek wyjątkowy, który nie umie chodzić utartymi ścieżkami. Za wszelką cenę chce spełnić swoje marzenie i chociaż często upada nie poddaje się. Swoje porażki wielokrotnie potrafi przekuć w sukces rozumiany po swojemu. Najważniejsza dla niego jest indywidualność i do niej dąży.
Baku, Moskwa, Warszawa to pięknie napisana opowieść o poszukiwaniu swojego miejsca w świecie, o próbach znalezienia miłości, o zagubieniu, błędach, ale też nadziei i wytrwałości. Autor zabiera nas do Baku, które przeżywa kryzys, w którym toczą się ważne wydarzenia rzutujące na życie jednostek. Pokazuje, jak wszelkie zmiany społeczne, polityczne czy gospodarcze zawsze mają odzwierciedlenie w życiu zwykłych ludzi. Pełna pasji, opowiedziana wnikliwie i z odpowiednią dozą wrażliwości opowieść, którą warto przeczytać! To jedna z tych książek, których nie trzeba czytać w jeden wieczór, a warto spędzić z nią więcej czasu, delektować się i podziwiać kunszt autora.
Inspiracją do stworzenia tej opowieści była przypadkowa rozmowa z pewnym artystą urodzonym w Baku. Z pojedynczych fragmentów udało mu się stworzyć całkiem prawdopodobną i wyrazistą historię. Główny bohater urodził się i wychowywał w Baku. W miejscu, w którym duże znaczenie ma to gdzie się urodziłeś i kim są Twoi rodzice (stygmatyzacja Ormian). Już od dziecka obserwuje brak...
więcej mniej Pokaż mimo to
Eleonora jest młodą, rozważną i ambitną kobietą, w przeciwieństwie do swojej siostry Stefci, stąpa twardo po ziemi. Pragnie się uczyć, często spędza czas w bibliotece i odwiedza wuja, z którym prowadzi długie rozmowy. Jej rodzice mają inną wizję jej życia, przez co często się z nimi nie dogaduje. Włącza się w raczkujący ruch sufrażystek i chce walczyć o prawa kobiet, co tym bardziej nie jest po myśli rodziców. Kiedy spotyka Juliana stara się nadal być realistką i nie dać się zwariować porywom serca, jednak młody hrabia potrafi skutecznie działać na kobiety. Czy w końcu Eleonora zgodzi się z wolą rodziców? Czy da szansę rodzącemu się uczuciu? Niestety spokojne życie obu rodzin przerywa widmo wojny, która zbliża się nieubłaganie.
Niespokojne lata to jedna z tych powieści, w której przepadłam bez reszty. Serio. Uwielbiam takie historie. Klimatyczne, pełne życia i w których z pozoru życie wolno płynie, jednak tak wiele się w nim dzieje. Autorka świetnie oddała ducha ówczesnych czasów, wplotła w swoją opowieść autentyczne postaci znane z historii, a wszystko to zrobiła plastycznym i ładnym językiem, dbając o detale.
Poczynania Eleonory w kwestii walki o prawa kobiet przypomniały mi świetny film Boski porządek o młodej kobiecie, która z przysłowiowej kury domowej stanie się feministyczną aktywistką, doprowadzając do przyznania kobietom praw wyborczych. Bo właśnie w Niespokojnych latach pokazana jest walka kobiet o siebie, swoje prawa, możliwości rozwoju, realizacji pasji i możliwości decydowaniu o sobie. Oprócz tego autorka opowiada o miłości, pierwszych porywach serca, niespokojnych wojennych latach i dorastaniu w utartych schematach i przekonaniach rodziców. Autorka dołożyła wszelkich starań, by oddać duch ówczesnych czasów i klimat przedwojennego Krakowa. To barwna i malownicza opowieść pokazująca zmiany jakie zaszły od tego czasu i drogę jaką przebyły kobiety. Siostry Stefania i Eleonora, mimo tego, że różnią się od siebie to odzwierciedlenie siostrzanej miłości i troski. To ciekaw i złożone postacie, do których czytelnik łatwo się przywiązuje i którym kibicuje.
Jeśli szukacie mądrej, pełnej uroku i ciepłej opowieści, jednak niepozbawionej wartkiej akcji to Niespokojne lata pasują idealnie. Przyznam, że już niecierpliwie czekam na kolejną część!
Eleonora jest młodą, rozważną i ambitną kobietą, w przeciwieństwie do swojej siostry Stefci, stąpa twardo po ziemi. Pragnie się uczyć, często spędza czas w bibliotece i odwiedza wuja, z którym prowadzi długie rozmowy. Jej rodzice mają inną wizję jej życia, przez co często się z nimi nie dogaduje. Włącza się w raczkujący ruch sufrażystek i chce walczyć o prawa kobiet, co tym...
więcej mniej Pokaż mimo to
Adela w swoim życiu musi pogodzić się ze stratą, aby tego dokonać postanawia wrócić do Polski i spróbować zacząć od nowa. Wynajmuje część mieszkania od Daniela. Dosyć specyficznego faceta, z którym znajduje jednak nić porozumienia, a z czasem łączy ich także pewna tajemnica z przeszłości jego rodziny. Chcą dowiedzieć się prawdy muszą zagłębić się w historię rodziny zapisaną w listach. Wspólne poznawanie prawdy zbliża ich do siebie, jednak kobieta jest niepewna i wycofana, w końcu też skrywa pewną tajemnicę. Nie będę zagłębiać się bardziej w szczegóły fabularne, gdyż ją odkryjecie sami. Historia Adeli dała mi jednak do myślenia i spojrzenia na wiele kwestii z innej perspektywy, o czym przeczytacie poniżej.
Jedna dobra rzecz. Co jakiś czas. Bezinteresownie. Dla kogoś. Czy takie postępowanie może pomóc w pokonaniu wyrzutów sumienia? Historia Adeli pokazuje, że czasami warto skupić się również na innych, a przy tym nie zapomnieć o sobie. Główna bohaterka, która nie potrafi poradzić sobie ze stratą, by zapomnieć o przeszłości, co jakiś czas postanawia robić jedną dobrą rzecz. Czy to jej pomoże? Najnowsza książka Magdaleny Knedler to opowieść o rodzinnych tajemnicach, niespełnionych uczuciach i stracie. Włoski klimat i jazzowe dźwięki wypełniają tę historię i tworzą wyjątkową atmosferę. Historia Adeli porusza też wiele ważnych, społecznych tematów, o których warto rozmawiać otwarcie.
Autorka tym razem w z pozoru prostej historii pokazuje, że świat byłby o wiele piękniejszy i lepszy, gdyby ludzie potrafili oddać cząstkę siebie innych zupełnie za darmo. To opowieść, która może stać się impulsem dla wielu z nas. Zostanie dawcą szpiku, zgoda na przeszczep organów, oddanie włosów dla kobiet chorych na raka. To są sprawy ważne i decyzje, które powinno się podjąć świadomie i z pełną odpowiedzialnością. Ratowanie świata zaczyna się też od drobnych rzeczy. Ustąpienia miejsca w autobusie, pomoc w niesieniu zakupów sąsiadce, dołożenie komuś kilku drobnych. Błahostki, na które bardzo często nie mamy czasu. Zabiegani, zapatrzeni tylko w siebie. Adela w pomocy innym chciała pomóc sobie, jednak z czasem zrozumiała, że pomaganie innym nie stanowi lekarstwa na własne problemy.
Historia Adeli to osnuta rodzinną tajemnicą opowieść, w której duchy przeszłości odciskają piętno na członkach rodziny. Dużym plusem po raz kolejny są wszelkie odwołania do kultury. Knedler umiejętnie wplata je w fabułę, która tym samym staje się pełniejsza. Autorce udało się napisać jedną z tych książek, które stawiają wiele pytań i zmuszają do refleksji. Czasem warto pamiętać, że nie żyjemy na tym świecie sami dla siebie i spojrzeć nieco dalej niż czubek własnego nosa. Co ciekawe historia nie ma tonu moralizatorskiego, a jedynie daje drobne wskazówki, za którymi możemy podążać. Poza ważnymi tematami w najnowszej książce Magdaleny Knedler warto zwrócić uwagę na sposób prowadzenia fabuły. Książka trzyma w napięciu, gdyż tak naprawdę do samego końca nie wiemy, jakie tajemnice skrywają bohaterowie. Co miało tak ogromny wpływ na decyzje, jakie podjęli i przed czym uciekają. I chociaż kryminały autorstwa Knedler lubię to tak naprawdę najmocniej przemawia do mnie właśnie w takich powieściach. Dba o język i detale, tworzy pełnowymiarowe postaci i pokazuje, że życie nie zawsze ma kolorowe barwy. To jedna z książek, do których chętnie wrócę za jakiś czas.
Adela w swoim życiu musi pogodzić się ze stratą, aby tego dokonać postanawia wrócić do Polski i spróbować zacząć od nowa. Wynajmuje część mieszkania od Daniela. Dosyć specyficznego faceta, z którym znajduje jednak nić porozumienia, a z czasem łączy ich także pewna tajemnica z przeszłości jego rodziny. Chcą dowiedzieć się prawdy muszą zagłębić się w historię rodziny zapisaną...
więcej mniej Pokaż mimo to
Dunkierka to skomplikowana akcja, którą sam Churchill nazwał cudem. jest ona motywem przewodnim książki Levine, w której znajdziemy też wiele więcej informacji.
Levine swoją książkę rozpoczyna od wywiadu z reżyserem filmu o tym samym tytule, Dunkierka. panowie oprócz rozmowy o samym filmie rozmawiają też o odpowiedzialności za pokazane wydarzenia, inspiracje, czy ulubione filmy, które miały wpływ na życie reżysera. Rozmowa ta staje się punktem wyjścia do opowiadanej historii o spektakularnej akcji militarnej, w której ewakuowanych zostało 300 000 tysięcy angielskich i francuskich żołnierzy.
Autor bardzo skrupulatnie opowiada przebieg wydarzeń skupiając się nie tylko na właściwej akcji ewakuacyjnej, ale też na wydarzeniach, które ją poprzedzały, a także pokazując kontekst społeczno-gospodarczy odwołując się do sytuacji w Wielkiej Brytanii, Niemczech i Stanach Zjednoczonych. Takie pokazanie historii sprawia, że czytelnik dostaje całościowy obraz. Oprócz szerokiego kontekstu autor pokazuje tez tę wydarzenia z perspektywy rożnych osób, zarówno cywilów, jak i walczących. Tym samym dostaliśmy wnikliwą relację dzień po dniu toczących się wydarzeń.
Dunkierka ma w sobie cechy gatunkowe zarówno reportażu, jak i powieści historycznej. Nie jest to lektura łatwa, gdyż autor bardzo skrupulatnie stara się przekazać wszystkie wydarzenia nie pomijając wielu szczegółów. Z tej opowieści wyłania się smutny i przerażający obraz ludzi walczących o przetrwanie. Dunkierka staje się symbolem wiary i nadziei oraz niewyobrażalnego poświęcenia i walki.
Warto zwrócić uwagę, że Dunkierka to wznowienie książki, na które zdecydowało się wydawnictwo przy okazji premiery filmowej. Wydanie to zostało wzbogacone o wiele fotografii, które ukazują m.in.: Pozycja obowiązkowa dla miłośników historii. Teraz pozostaje skonfrontować wrażenia z książki z filmem w reżyserii Christophera Nolana.
Dunkierka to skomplikowana akcja, którą sam Churchill nazwał cudem. jest ona motywem przewodnim książki Levine, w której znajdziemy też wiele więcej informacji.
Levine swoją książkę rozpoczyna od wywiadu z reżyserem filmu o tym samym tytule, Dunkierka. panowie oprócz rozmowy o samym filmie rozmawiają też o odpowiedzialności za pokazane wydarzenia, inspiracje, czy ulubione...
Mgdalena Knedler tym razem zabiera nas w podróż do przeszłości pokazując smutną i bolesną historię, o której wiele z nas nie pamięta i od której często uciekamy. Dziewczyna z daleka to lekcja historii, ale też piękna opowieść o silnych uczuciach.
Życie Nataszy Silsterwitz płynie spokojnym rytmem. Kobieta ma niemalże sto lat i zwyczajnie chce już umrzeć, jednak póki co nie jest jej to pisane. Lena, jej wnuczka, tworzy reportaże dotyczące wojen. Jest uznaną reporterką a jej Przestrzenie wojny zostają docenione. Przyjeżdża do babci, by odpocząć kilka dni i zahartować się przed kolejną wyprawą, tym razem chce udać się na Syberię, do Workuty, by porozmawiać z mieszkającymi tam ludźmi i przygotować materiał do kolejnego reportażu. Pewnego ranka kobiety znajdują młodego mężczyznę leżącego pod krzakiem w ich ogrodzie. Artur Adams chce rozwiązać zagadki sprzed lat, a kluczem do znalezienia odpowiedzi staje się Natasza. Młody Anglik jest katalizatorem opowieści Nataszy, która dosyć niechętnie wraca do wydarzeń ze swojej młodości. Wydarzeń naznaczonych poczuciem winy, bólem i samotnością.
Magdalena Knedler zgrabnie lawiruje pomiędzy teraźniejszością, a przeszłością. Pokazuje, że czasami to właśnie te niewypowiedziany historie drzemią w nas najgłębiej. Wplątują się w człowieka sprawiając ból. Dopiero ich wyjawienie przynosi pozorną ulgę. Rozliczenie z przeszłością nigdy nie jest łatwe, ale potrafi przynieść spokój ducha, o czym przekonała się Natasza. Jak sama pisze na końcu to powieść, w której dramatyczna przeszłość wpływa na teraźniejszość. I ten dramatyzm jest wyczuwalny. Zarówno w wykreowanej historii, która dotyczy newralgicznego okresu historii, jak również w życiu bohaterów.
Cała historia osnuta jest tajemnicą. Od samego początku nie wiemy, co wydarzyło się w życiu starszej kobiety i dlaczego te wspomnienia budzą w niej strach i przerażenie. I to właśnie odkrywanie tej tajemnicy staje się osią całej powieści. Wzajemne przeplatanie teraźniejszości z przeszłością pokazuje, że nasze życie determinują wybory jakich dokonujemy, chociaż ich skutków możemy doświadczać zdecydowanie później. Magdalena Knedler napisała poruszającą i porywającą opowieść, która sama w sobie stanowi dla czytelnika lekcję historii. Lekcję brutalną i bolesną. Autorka poza odwołaniami do wydarzeń z początku ubiegłego wieku nie stroni od aktualnych problemów, jak chociażby konflikt w Syrii. Pokazuje, że wojna ma wiele oblicz a rozmiaru jej tragedii często nie jesteśmy w stanie sobie wyobrazić.
Na uwagę zasługuje kreacja bohaterów, a w szczególności babci Nataszy. Co to jest za świetna kobieta! Charakterna i charyzmatyczna. Jej cięty język nie raz nas rozbawi. Z kolei Lena to kobieta, której wybory nieco mnie denerwowały. Trochę wyszła z niej „typowa baba”, czyli trochę bym chciała, ale jednak nie chcę, chyba cię kocham, ale ten drugi nie jest mi obojętny. I tak poza dramatycznymi wydarzeniami z historią w tle Knedler sprawnie wplotła w swoją opowieść wątek miłosny, który urozmaica fabułę. I chociaż czytelnik głównie skupia się na tajemnicy, jaką skrywa Natasza to uważnie śledzi też poczynania i miłosne rozterki pozostałych bohaterów. Miłość to silne uczucie, które nie raz może doprowadzić do tragedii. Wszystkie wspomnienia Nataszy nacechowane są wieloma uczuciami. Od miłości do nienawiści. Zapewne dlatego od lektury trudno się oderwać, a po jej zakończeniu ciężko przestać myśleć o losie bohaterów.
Jak zwykle w Dziewczynie z daleka znajdziemy sporo odwołań do literatury i sztuki, nie brakuje poczucia humoru i komizmu sytuacyjnego mimo trudnej tematyki. To świetny sposób na złagodzenie ładunku emocjonalnego, jaki skrywa ta historia. Jak wiecie nie lubię podziału narracji na trzecio- i pierwszoosobową w tym przypadku sprawdził się on doskonale. Opowieść Nataszy jest bardzo osobista, bolesna i intymna nic więc dziwnego, że autorka postanowiła oddać jej głos. Dziewczyna z daleka to poruszająca i przejmująca książka, w której pobrzmiewają echa trudnej i smutnej historii. To tutaj, na łamach tej powieści przeszłość spotyka się z teraźniejszością, by raz na zawsze się rozliczyć. Wszystko podane jest z niezwykłą dbałością o język, ale do tego autorka nas już przyzwyczaiła. Zazdroszczę Wam, że macie lekturę przed sobą, a ja za jakiś czas ponownie wrócę do tej historii. Wywarła na mnie spore wrażenie i na trwałe zostawiła we mnie ślad. Bardzo lubię takie książki, które potrafią człowieka pogruchotać emocjonalnie, wycisnąć skrajne emocje i zostawić z wieloma refleksjami.
www.martamrowiec.pl
Mgdalena Knedler tym razem zabiera nas w podróż do przeszłości pokazując smutną i bolesną historię, o której wiele z nas nie pamięta i od której często uciekamy. Dziewczyna z daleka to lekcja historii, ale też piękna opowieść o silnych uczuciach.
Życie Nataszy Silsterwitz płynie spokojnym rytmem. Kobieta ma niemalże sto lat i zwyczajnie chce już umrzeć, jednak póki co nie...
Nic oprócz milczenia to kontynuacja serii z Anną Lindholm w roli głównej. Tym razem autorka zabiera nas do malowniczej Wenecji. Co wynika z tej podróży?
Annę Lindholm poznaliśmy w Nic oprócz strachu. Po tragicznych wydarzeniach w jej życiu próbuje na nowo poskładać swoje życie i wyrusza w podróż do Wenecji. W pierwszy dzień karnawału Anna odkrywa zwłoki młodego gondoliera, jak się później okazuje jest to tylko wierzchołek góry lodowej. Jedno morderstwo pociąga za sobą kolejne, a co ważniejsze wplątani są w nie członkowie bogatych rodzin i ludzie na stanowiskach. Cała intryga kryminalna jest przemyślana i sprawnie poprowadzona. Jest też wymagająca, co może zniechęcić niektórych czytelników. Trudność może sprawiać względnie duża ilość bohaterów oraz ich nazwiska. Jeśli jednak skupicie się na lekturze z pewnością połączycie wszystkie wątki. I nie, zapewne nie rozwiążecie zagadki, gdyż autorka kluczy, wodzi za nos i bawi się z czytelnikiem. W dodatku akcja poza tym, że toczy się współcześnie, co jakiś czas powraca do wydarzeń sprzed lat.
Magdalena Knedler oprócz tego, że zgrabnie knuje swoją intrygę i prowadzi fabułę w taki sposób, żeby czytelnik nie domyślił się zakończenia to dodatkowo maluje przed nami barwne obrazy, które działają na wyobraźnię. Dba o każdy detal, który oddaje atmosferę miejsca. Gondole, okres karnawału, ciche i opuszczone uliczki Wenecji. Aż ma się ochotę rzucić wszystko i wybrać się na krótki urlop podążając śladami Anny Lindholm. Niezwykle plastyczny język i dbałość o szczegóły sprawiają, że Nic oprócz milczenia posiada specyficzny i bardzo urokliwy klimat. A Wenecja oprócz swojego malowniczego oblicza, posiada mroczną i niebezpieczną stronę.
Kolorów nabiera również postać samej Anny i jej życie prywatne. Pani komisarz poznaje intrygującego commissario Antonia Vallego, na jej życzenie przylatuje Lajon znany z pierwszej części, a Ingvar ma dosyć całej zaistniałej sytuacji i życia w zawieszeniu. Jak widać sporo się dzieje poza kryminalnymi zagadkami. Cieszę się, że w Nic oprócz milczenia znajdziemy elementy z innych gatunków. Nie podzielam wyborów Anny i jestem niezwykle ciekawa co wydarzy się w trzeciej, zamykającej trylogię.
Nic oprócz milczenia, mimo że jest lekturą bardziej wymagająca od swojej poprzedniczki, zdecydowanie bardziej przypadło mi do gustu. Ciekawie skonstruowana fabuła, bogate tło obyczajowe, dbałość o szczegóły i język to główne wyznaczniki twórczości Knedler. Co więcej liczne odwołania do kultury i humor, nie zawsze oczywisty, stanowią wartość dodaną lektury.
Magdalena Knedler z każdą kolejną publikacją się rozwija, pokazuje wachlarz swoich możliwości i wygląda na to, że nie zamierza przestać. Cóż czekam na finał historii Anny i liczę, że będzie on równie intrygujący i wciągający jak dotychczasowe tomy.
Nic oprócz milczenia to kontynuacja serii z Anną Lindholm w roli głównej. Tym razem autorka zabiera nas do malowniczej Wenecji. Co wynika z tej podróży?
Annę Lindholm poznaliśmy w Nic oprócz strachu. Po tragicznych wydarzeniach w jej życiu próbuje na nowo poskładać swoje życie i wyrusza w podróż do Wenecji. W pierwszy dzień karnawału Anna odkrywa zwłoki młodego gondoliera,...
Nie jest dziewczyną z pociągu, ale może jest najszczęśliwszą dziewczyną na świecie? Nic z tych rzeczy, tym razem poznajemy Dziewczynę z Summit Lake. A jak wiecie z dziewczynami nigdy nie wie oj nie wie się, czy dobrze jest czy może jest już źle. Jak jest w tym przypadku?
Modne ostatnio stają się tytułowe dziewczyny, jak chociażby wspomniane we wstępie, które wykorzystałam w małej grze słownej. Mowa oczywiście o Dziewczynie z pociągu, której jak do tej pory nie czytałam, chociaż mam swój egzemplarz od dawna i o Najszczęśliwszej dziewczynie na świcie, która naprawdę mnie wciągnęła. W między czasie była jeszcze Dziewczyna w walizce. Jak zatem wypadła inna dziewczyna, Dziewczyna z Summit Lake? Czy Jerzy Połomski cytowany we wstępie ma rację, że z dziewczynami nigdy nie wie się, czy jest dobrze, czy może już źle?
Becca jest wzorową studentką. Wraz z Jackiem, Bradem i Gial tworzą paczkę przyjaciół, którzy nie mają przed sobą tajemnic i jak na początku zakładają nie połączy ich uczucie. Do czasu. Życie Beccki kończy się niespodziewanie szybko. Zostaje zamordowana w swoim domu, do którego przyjechała, by pouczyć się do zbliżającego egzaminu. Brutalny morderca pozostawił po sobie ślady, jednak ktoś skutecznie stara się zatuszować i wyciszyć tę sprawę. Kelsey Castle jest dziennikarką i dostaje za zadnie napisać wnikliwy artykuł do swojej gazety. Ma to być też forma terapii dla niej. Jak się jednak okazuje Beccky miała wiele tajemnic, o których nikt nie wiedział. Kelsey postanawia na własną rękę poznać prawdę o Beccy i to co odkrywa jest intrygujące i przerażające.
Dziewczyna z Summit Lake to przede wszystkim świetnie skonstruowana historia. Prosta i nie ma w niej nic odkrywczego, jednak napisana w taki sposób, że trudną się od niej oderwać. Charlie Donlea zdecydował się na przedstawienie wydarzeń poprzez retrospekcję. Becky ginie a my krok po kroku odkrywamy to, co naprawdę się wydarzyło. To trochę dedukcja wychodząca od ogółu do szczegółu. Do końca zastanawiałam się kto dokonał tej zbrodni i muszę przyznać, że w pewnym sensie udało mi się wytypować zabójcę. Nie czuję z tego powodu rozczarowania, gdyż autor skutecznie dał pstryczka w nos i zwątpiłam w swoją teorię.
Obawiałam się tej książki, że jednak się zawiodę. Jamie Mason, którego słowa znalazły się na okładce ma rację. Trudno odłożyć tę historię i właściwie możemy ją przeczytać w jeden wieczór. Dziewczyna z Summit Lake to wciągająca i poruszająca historia o życiu czwórki przyjaciół, którzy wkraczają w dorosłe życie i podejmują decyzje, które rzutują na ich przyszłość. To również opowieść o toksycznej miłości, przyjaźni i dojrzewaniu. Świetnie zbudowane napięcie, nieoczekiwane zwroty akcji i klimatyczne opisy Summit Lake to zdecydowane plusy tej książki. I ta okładka!
Jeśli szukacie dobrze napisanej historii, która dostarczy wam rozrywki sięgnijcie po Dziewczyny z Summit Lake. Jestem przekonana, że się nie zawiedziecie.
Nie jest dziewczyną z pociągu, ale może jest najszczęśliwszą dziewczyną na świecie? Nic z tych rzeczy, tym razem poznajemy Dziewczynę z Summit Lake. A jak wiecie z dziewczynami nigdy nie wie oj nie wie się, czy dobrze jest czy może jest już źle. Jak jest w tym przypadku?
Modne ostatnio stają się tytułowe dziewczyny, jak chociażby wspomniane we wstępie, które wykorzystałam...
Mam dla Was recenzję jednej z dzisiejszych premier. Na okładce czytamy słowa autorstwa Grażyny Plebanek, która określa Marię Pannę Nilu jako pozbawioną patosu, niezwykłą prozę. I zupełnie zgadzam się z tym stwierdzeniem.
Jakiś czas temu wydawnictwo Czwarta Strona na swoim facebookowym profilu poprosiło swoich fanów o pomoc w wyborze polskiej okładki do Marii Panny Nilu. Co prawda byłam za drugą wersją, jednak muszę przyznać, że finalnie okładka książki Mukasongi jest bardzo klimatyczna. Powieść została uhonorowana Nagrodą Renaudot, czyli jedną z najważniejszych francuskich nagród.
Akcja toczy się w Rwandzie, w latach 70. ubiegłego wieku. Dokładnie w jednym z liceum, do którego dostają się dziewczyny mające zostać elitą kraju. Tylko nieliczne mają taką szansę. Co ciekawe do liceum dostają się przedstawicielki będącego u władzy plemienia Hutu oraz nieliczne, których miejsca są limitowane należące do wrogiego plemienia Tutsi. To właśnie tam, w liceum dla elit, dochodzi do pierwszych szykanowań, pomówień. Weronika i Virginia muszą zmierzyć się z niechęcią rówieśniczek. Te, na pierwszy rzut oka, mało istotne wydarzenia stają się początkiem wielkiej tragedii, która stała się wynikiem kłamstw i oszczerstw, a w której zginęli ludzie.
Autorka nie odnosi się w sposób bezpośredni do ludobójstwa jakie miało miejsce w Rwandzie, gdzie z rąk plemienia Tutsi zginęło niemalże 800 000 ludzi. Pokazuje jedynie genezę tego konfliktu. Sama wyemigrowała po tym wydarzeniu do Francji a w swojej książce pokazuje Rwandę, w której trwa walka o władzę, państwo jest podzielone a marne próby jego zjednoczenia podejmują biali ludzie.
Maria Panna Nilu to także obraz Rwandy nie tylko borykającej się z problemami na tle etnicznym i politycznym. To również Rwanda wierząca w nadprzyrodzone moce, jej wierzenia, kulty. Barwny obraz niezwykle interesującego kraju. Subtelny realizm magiczny, który dodaje specyficznego klimatu całej opowieści. To także opowieść o dojrzewaniu kobiet. Uczennice liceum położonego u podnóża Nilu borykają się z wieloma problemami, z którymi zmaga się większość nastolatek. I chociaż stanowią one oś fabularną nie są najważniejsze.
Maria Panna Nilu to prosta historia o istotnych wydarzeniach. Historia przepełniona rozczarowaniem i pewnego rodzaju tęsknotom. Malownicza i barwna Rwanda stanęła w obliczu ogromnej tragedii, do której doprowadziła zazdrość, poczucie wyższości i nieustające konflikty pomiędzy dwoma plemionami. Jestem świadoma, że jest to lektura dosyć specyficzna i zapewne nie dla każdego, jednak z drugiej strony bardzo zajmująca i moim zdaniem warta poznania.
Mam dla Was recenzję jednej z dzisiejszych premier. Na okładce czytamy słowa autorstwa Grażyny Plebanek, która określa Marię Pannę Nilu jako pozbawioną patosu, niezwykłą prozę. I zupełnie zgadzam się z tym stwierdzeniem.
Jakiś czas temu wydawnictwo Czwarta Strona na swoim facebookowym profilu poprosiło swoich fanów o pomoc w wyborze polskiej okładki do Marii Panny Nilu. Co...
Ostatnie dni Królika autorstwa Anny McPartlin bardzo mnie poruszyły, to książka, o której co jakiś czas myślę. Jak poradziła sobie autorka z kolejną książką?
Uwielbiam okładkę zarówno Ostatnich dni Królika, jak i najnowszej książki zatytułowanej Gdzieś tam w szczęśliwym miejscu. Są proste, ale bardzo ujmujące. Również historie, które przedstawia autorka w swoich książkach są bardzo proste. I chyba w tym tkwi ich największy urok i siła. Anna McPartlin w swoich książkach porusza tematy, z którymi każdy z nas może spotkać w codziennym życiu. W Ostatnich dniach Królika był to temat związany z chorobą i odejściem bliskich, z kolei w najnowszej książce problemy, o jakich opowiada są wielowarstwowe i dotyczą różnych sfer życia.
Główna bohaterka, Maisie jest matką, która samotnie wychowuje dwójkę dzieci. Została sama po tym jak odeszła od męża, który ją bił i znęcał się nad nią psychicznie. W dodatku opiekuje się swoją matką cierpiącą na demencję. Kobieta stara się jak może, by zapewnić godne życie swoim dzieciom, jednak z czasem sytuacja ją przytłacza. Poznajemy ją w momencie, gdy wychodzi na scenę, aby opowiedzieć o swoim synu. Już z pierwszych fragmentów dowiadujmy się, że chłopak zginął ponad dwadzieścia lat temu, jednak Maisie krok po kroku opowiada nam jego historię. Narracja trzecioosobowa oddawana jest kolejnym bohaterom, stąd złożoność tej opowieści poznajemy z różnych punktów widzenia.
Autorka podejmuje trudne tematy, jednak robi to z wyczuciem. W swojej książce porusza problemy dorastania, odkrywania własnej tożsamości, problemów z emocjonalnością, homofobii, podeszłego wieku. To wszystko co nas otacza ubrała w historię, która ma niejako stanowić przestrogę i pokazać do czego może doprowadzić ludzka pogarda, krytyka i ocena, zwłaszcza wtedy, gdy nie znamy drugiej osoby. Gdzieś tam w szczęśliwym miejscu to również opowieść o miłości i jej różnych odcieniach. To historia prosta, ale bardzo poruszająca. Gdyby autorka zdecydowała się nie zdradzać faktu iż jej syn nie żyje, wówczas mogłabym pokusić się o stwierdzenie, że napisała całkiem udany thriller psychologiczny. To książka, która daje do myślenia i zmusza do wielu refleksji. To wreszcie książka, której lektura boli, zwłaszcza wtedy, gdy dotyka nas w sposób bezpośredni. A jestem pewna, że wiele osób boryka się z podobnymi problemami w swoim życiu. Mądra i życiowa opowieść.
Ostatnie dni Królika autorstwa Anny McPartlin bardzo mnie poruszyły, to książka, o której co jakiś czas myślę. Jak poradziła sobie autorka z kolejną książką?
Uwielbiam okładkę zarówno Ostatnich dni Królika, jak i najnowszej książki zatytułowanej Gdzieś tam w szczęśliwym miejscu. Są proste, ale bardzo ujmujące. Również historie, które przedstawia autorka w swoich książkach...
Wdowa na samym początku zachwyca okładką. A jak wypada pod względem samej historii, którą opisuje?
Jest już po wszystkim, jej mąż nie żyje, a ona w końcu może zacząć swobodnie żyć. W takim momencie poznajemy Jean. Za Glena, który był jej pierwszą miłością, wyszła w wieku 19 lat. Zawsze była mu wierna i posłuszna. Kochała go, a on kochał ją. Dopiero po jego śmierci kobieta zdaje sobie sprawę z jakim człowiekiem żyła. Prawdopodobnie także ona tylko wie, czy oskarżenia jej męża o zabójstwo małej dziewczynki były prawdziwe. Jest już po wszystkim, jej mąż nie żyje. Teraz, gdy pod jej drzwiami stoją tłumy dziennikarzy Jean ma szansę opowiedzieć swoją historię. Ma szansę powiedzieć prawdę. Tylko co dla niej jest prawdą?
Wdowa to wnikliwa analiza kobiecej psychiki, która jest naprawdę dużo znieść. Jean tylko do pewnego momentu jest ofiarą, potem zgrabnie udaje jej się manipulować prasą. Jest to też pewien sposób obrony przed niewygodnymi informacjami. Miałam tylko problem z oddawaniem narracji, czy to właśnie Jean czy dziennikarce, której zgodziła się udzielić serii wywiadów, matce zaginionej dziewczynki, policjantowi. Wprowadziło to lekki chaos zwłaszcza, że autorka nie zdecydowała się zachować chronologii w opisywanych wydarzeniach. Cóż, już wiele razy powtarzałam, że wolę książki, w których narracja jest jednolita. Nie oznacza to wcale ogromnych trudności w czytaniu. Wręcz przeciwnie, nawet nie zauważyłam kiedy dotarłam do ostatniej strony. Te 451 stron jest zupełnie nieodczuwalne. Tutaj nie ma powolnego rozwijania akcji. Czytelnik już na pierwszych stronach zostaje wrzucony w wir wydarzeń i powoli odkrywa mroczne sekrety męża Jean. W pewnym momencie miałam wrażenie, że ona sama go lepiej poznawała. Wcześniej żyła ze swoim wyobrażeniem, idealnego i dobrego męża. To dobrze skonstruowany thriller psychologiczny. Lekkie rozczarowanie poczułam po przeczytaniu samego zakończenia, ale nie wpływa to na ogólny odbiór debiutu Barton.
Wdowa to ciekawa fabuła, wyraziste postaci i lekki język. Naprawdę udany debiut, który wam polecam. Widać, że autorka czerpie ze swojego dotychczasowego dziennikarskiego doświadczenia. To tylko pokazuje, że warto na nią zwrócić uwagę.
Wdowa na samym początku zachwyca okładką. A jak wypada pod względem samej historii, którą opisuje?
Jest już po wszystkim, jej mąż nie żyje, a ona w końcu może zacząć swobodnie żyć. W takim momencie poznajemy Jean. Za Glena, który był jej pierwszą miłością, wyszła w wieku 19 lat. Zawsze była mu wierna i posłuszna. Kochała go, a on kochał ją. Dopiero po jego śmierci kobieta...
Z recenzjami książek autorów, którzy piszą tylko w obrębie jednego gatunku jest ten problem, że trzeba się nagimnastykować, by nie pisać ciągle tego samego przy założeniach, że książki są na podobnym poziomie. Z Magdaleną Knedler póki co nie mam takiego problemu, gdyż ona w każdej nowej książce zaskakuje zabawą formą, konwencją i stylistyką. Na co tym razem się pokusiła?
Były klamki i dzwonki
na których zawczasu
dotyk kładł się na dotyk.
/Wisława Szybmorska, Miłość od pierwszego wejrzenia/
klamki-i-dzwonki
Eliza Ostaszewska jest aspirującą, młodą pisarką. Pewnego dnia dostaje nietypową propozycję od swojej dawnej przyjaciółki Heleny. Dzięki temu w jej życiu ponownie pojawia się Albert Dębski, w którym kochała się na studiach. Decyzja jaką musi podjąć będzie miała radykalny wpływ na całe dalsze życie, a skrywane dotąd uczucia znowu powrócą. Brzmi banalnie, prawda? Nie w przypadku Magdaleny Knedler. W tej opowieści nic nie jest oczywiste. Fabuła jest wielowątkowa, dlatego nie ma sensu Wam jej zdradzać. Dzieje się bardzo dużo, bohaterowie zmagają się z wieloma problemami, towarzyszą im ogromne emocje a co najważniejsze do końca nie wiemy jak potoczą się ich losy.
Klamki i dzwonki to udane połączenie powieści obyczajowej, romansu i powieści współczesnej. Widać, że autorka lubi bawić się formą, dla niej nic nie jest oczywiste zarówno w obrębie danego gatunku, jak i w sferze uczuć. Nie spodziewajcie różowo-landrynkowej historii miłosnej. Nic z tych rzeczy. Aczkolwiek swoją historią i pomysłem na połączeni fabuły mnie kupiła i prawdopodobnie Klamki i dzwonki to moja ulubiona książka autorki, jak do tej pory. Może trochę na równi z Windą. Nie obrażę się jak następnie powstanie książka Klamki w windzie 😉
Klamki i dzwonki to ciekawa, poruszająca i wciągająca historia o miłości i jej różnych odcieniach, o samotności, chorobie, o stracie. Poruszana tematyka jest bardzo uniwersalna, dlatego każdy znajdzie coś dla siebie. Autorka nie sili się na patetyczny ton i zbytnią egzaltację uczuć. W Klamkach i dzwonkach emocje są zbilansowane dzięki czemu czytelnik może skupić się na treści. Cichym bohaterem jest tutaj sam Wrocław. Nabrałam ochoty na odwiedzenie tego miasta i posmakowania jego klimatu. Wielokrotne nawiązania do dzieł literackich, filmowych czy muzycznych to kolejne smaczki jakie możemy znaleźć w fabule.
Nie jest tak, że nowa książka Knedler nie ma wad. Dla mnie mankamentem było prowadzenie pierwszoosobowej narracji przeplatanej z narracją trzecioosobową. Zdecydowanie wolę, jeśli cała historia prowadzona jest w jednej narracji. Eliza i Albert to postaci, którym oddano głos, z ich perspektywy poznajemy większość wydarzeń. Reszta bohaterów stała się uczestnikami opowieści. Być może autorka w ten sposób chciała wskazać główne postaci, niemniej trochę nie pozwalało mi to do końca zżyć się z bohaterami.
Z niecierpliwością czekam na kolejną książkę autorki i jestem ciekawa czym tym razem nas zaskoczy. Klamki i dzwonki to niewątpliwie ujmująca historia, do której z pewnością wrócę za jakiś czas.
Z recenzjami książek autorów, którzy piszą tylko w obrębie jednego gatunku jest ten problem, że trzeba się nagimnastykować, by nie pisać ciągle tego samego przy założeniach, że książki są na podobnym poziomie. Z Magdaleną Knedler póki co nie mam takiego problemu, gdyż ona w każdej nowej książce zaskakuje zabawą formą, konwencją i stylistyką. Na co tym razem się pokusiła?
...
Magdalena Knedler już dawno dołączyła do grona moich ulubionych pisarek. Najnowszą książką Nic oprócz strachu po raz kolejny udowodniła, że jest wszechstronnie uzdolniona i lubi bawić się gatunkami. Dlaczego warto sięgnąć po Nic oprócz strachu?
Pan Darcy nie żyje to świetna komedia kryminalna. Lekkie pióro, poczucie humoru i ciekawa fabuła sprawiły, że polubiłam tę pozycję. Następnie na rynku pojawiła się Winda, o której pisałam m.in. tak: Winda to zupełnie inny rodzaj opowieści. Głębszy, przemyślany nieco eksperymentalny. Autorka jawi się jako dobra obserwatorka umiejąca przenieść wiele emocji na karty powieści. Pokazuje też, że jest odważna i nie boi bawić się formą i językiem. Nic oprócz strachu to z kolei świetnie skonstruowany kryminał z rozbudowanym tłem społeczno – obyczajowym, a miejscami wykazujący cechy powieści psychologicznej.
Annę Lindholm poznajemy w momencie, gdy znajduje się na życiowym zakręcie. Jej poukładane i względnie spokojne życie uległo zmianie po tym jak w wypadku samochodowym jej mąż został sparaliżowany. Wcześniej udało jej się zamknąć seryjnego mordercę kobiet, niejakiego Narcyza. Po incydencie z wypadkiem, który w rzeczywistości był zamierzony, Anna na nowo musi zmierzyć się z Narcyzem. Jak się okazuje ta sprawa ma drugie dno. Zaczynają pojawiać się nowe osoby, które mają związek z Narcyzem, w dodatku cień podejrzeń pada na najbliższych członków rodziny. Kto za tym stoi? Kto ponosi odpowiedzialność? Tego dowiadujemy się czytając i sukcesywnie zmierzając do rozwiązania sprawy. Autorka sprawnie poprowadziła historię tak, aby czytelnik nie domyślił się rozwiązania.
Anna ma także problem ze swoimi uczuciami. Kocha Vidara, jednak również kocha przyjaciela z pracy. Ingvar stanowi dla niej odskocznię od swojego życia. Początkowo jest zagubiona i nie radzi sobie z emocjami. W dodatku jej relacje rodzinne nie należą do najłatwiejszych. Jest skłócona z matką, a siostra zazdrości tego, iż udało jej się wybić, ma bogatego i przystojnego męża i poukładane życie. Z pozoru. Patrząc głębiej na tę postać możemy zauważyć, że to co na pierwszy rzut oka wydaje się dla kogoś interesujące w rzeczywistości może okazać się czymś zupełnie różnym. Bohaterowie wykreowani przez Knedler nie są papierowi. To postaci borykające się z wieloma problemami, zwyczajni, tacy jak my. Autorka pokusiła się o szczegółową analizę relacji międzyludzkich dzięki czemu czytelnik może skupić się na motywach jakimi kierują się bohaterowie. Sporo humoru wprowadziła postać Lempi, fińskiej pomocy domowej, którą zatrudnił mąż Anny. Polubiłam tę szaloną dziewczynę.
Nic oprócz strachu ma również świetny klimat. Magda ma dar pisania o miejscach. Stają się one namacalne. Szwedzkie Ystad i Hel to zamknięte i chłodne miejscowości, czuć to w surowych opisach, z kolei Wenecja czaruje pięknymi zakątkami i ciepłym klimatem. Akcja nie toczy się w jednym miejscu, przemieszczamy się wraz z głównymi bohaterami, co urozmaica fabułę. W dodatku połączenie wątku kryminalnego z twórczością Oscara Wilde’a dodało mu nieco tajemniczości. Chyba czas nadrobić Portret Doriana Graya.
Najnowsza książka Magdaleny Knedler to dobrze skonstruowany kryminał, w którym znajdziemy rozbudowaną warstwę obyczajową, nutkę romansu i nieco powieści psychologicznej. Trzyma nas w napięciu do samego końca. Autorka ma lekkie pióro i przyjemny styl dzięki czemu zupełnie nie odczuwamy upływającego czasu przy tych niemal 600 stronach. Cieszę się, że to początek trylogii z Anną Lindholm w roli głównej. Mam nadzieję, że kolejne części będą równie zajmujące. Dla takich książek warto zarwać noc.
Magdalena Knedler już dawno dołączyła do grona moich ulubionych pisarek. Najnowszą książką Nic oprócz strachu po raz kolejny udowodniła, że jest wszechstronnie uzdolniona i lubi bawić się gatunkami. Dlaczego warto sięgnąć po Nic oprócz strachu?
Pan Darcy nie żyje to świetna komedia kryminalna. Lekkie pióro, poczucie humoru i ciekawa fabuła sprawiły, że polubiłam tę...
15 czerwca ukaże się kontynuacja książka Kiedy odszedłeś autorstwa Jojo Moyes opowiadająca o dalszych losach Louisy Clark. O tym jak potoczyło się jej życie po śmierci Willa. Po raz kolejny Moyes pokazała, że potrafi pisać poruszające historie, po raz kolejny mnie kupiła i wzruszyła.
W podziękowaniach zamieszczonych na końcu książki autorka przyznaje, że to dzięki czytelnikom i pod ich wpływem napisała książkę o dalszych losach Lou. Cieszę się, że zdecydowała się kontynuować tę historię, gdyż polubiłam tę dziewczynę i jej lekko pokręcone życie. Kiedy odszedłeś skupia się na problemie żałoby i różnych formach jej przeżywania, akceptacji i godzenia się ze śmiercią bliskich nas osób. Jest to temat bardzo trudny i delikatny. Śmierć bliskich nam osób na zawsze pozostawia w nas żal, smutek i tęsknotę. Trudno jest się pogodzić z odejściem, trudno jest zapomnieć wszystkie dobre chwile i trudno jest pogodzić się z faktem, że nic więcej się nie wydarzy, z tym że tej osoby już nie ma, że nie możemy z nią porozmawiać, przytulić, powiedzieć ile dla nas znaczy. Lou próbuje poradzić sobie z własną żałobą. I chociaż chce wszystkim pokazać, że doszła do siebie to w głębi serca cierpi i nie potrafi odciąć się od wspomnień o ukochanym. Postanawia skorzystać z pomocy i chodzi na spotkanie z grupą wsparcia. Tam poznaje różne osoby, które tak jak ona nie radzą sobie z odejściem bliskich. U Lou, jak zwykle dzieje się bardzo dużo. Pojawia się Lily, która powoduje niemałe zamieszanie w jej życiu, ale która bez ogródek potrafi powiedzieć co myśli, dzięki czemu dziewczyna patrzy z innej perspektywy na siebie i swoją żałobę. Poznaje też ratownika medycznego, jednak ponowne zaufanie i miłość przychodzą jej z wielkim trudem. Czy będzie umiała ponownie kogoś pokochać?
Lou nieustannie myśli o Willu, co zrobiłby na jej miejscu, jak się zachował. Stara mu się udowodnić, że żyje tak jak ją prosił w swoim pożegnalnym liście.
Nie myśl o mnie za często…
Po prostu żyj dobrze.
Po prostu żyj.
Will
Dziewczynie bardzo trudno jest nie myśleć o nim. Najmniejsze gesty, czasem nic nieznaczące sytuacje potrafią wywołać lawinę wspomnień, jak również wzbudzić bardzo silne emocje. Jojo pokazuje, że trudno układa się życie, gdy nie godzimy się z przeszłością. Z drugiej strony skupia się na wielu, czasem skrajnych emocjach, które towarzyszą nam po śmierci kochanych osób. Generalnie po książkę można sięgnąć nawet jeśli nie czytaliście Zanim się pojawiłeś. Osobiście polecam zapoznać się wpierw z początkiem losów Lou i Willa. Po pierwsze, dlatego iż to pozwoli Wam inaczej spojrzeć na książkę Kiedy odszedłeś, a po drugie dla samej historii i emocji jakie w Was może wywołać.
Zupełnie nie wiedziałam czego spodziewać się po książce Kiedy odszedłeś. Przyznam, że fabuła jest miejscami zaskakująca. Jojo zadbała o zwroty akcji przez co jej opowieść nie jest zbyt przewidywalna, jak w przypadku Zanim się pojawiłeś. Emocjonalnie jest to nieco lżejsza historia, chociaż miejscami i tak wywołuje łzy. Co więcej mimo trudnej tematyki jest bardzo humorystyczna. Lou miejscami jest niemożliwa i czasem trudno uwierzyć, że to kobieta przed trzydziestką.
Lekkie pióro, łatwość w oddawaniu emocji i ważna tematyka sprawiają, że warto sięgnąć po tę pozycję. Nie ukrywam, że lubię takie historie i pewnie dlatego Kiedy odszedłeś czytało mi się bardzo dobrze. Mam nadzieję, że Wam również się spodoba. Zdradzę Wam, że po cichu liczę, że tak to się nie skończy i Moyes zdecyduje się na kolejną część.
15 czerwca ukaże się kontynuacja książka Kiedy odszedłeś autorstwa Jojo Moyes opowiadająca o dalszych losach Louisy Clark. O tym jak potoczyło się jej życie po śmierci Willa. Po raz kolejny Moyes pokazała, że potrafi pisać poruszające historie, po raz kolejny mnie kupiła i wzruszyła.
W podziękowaniach zamieszczonych na końcu książki autorka przyznaje, że to dzięki...
Każdy rok Tommy’ego Llewelyna to historia pokazująca, jak ważni w naszym życiu są ludzie i relacje jakie z nimi tworzymy. Tommy przez to, że każdego roku musiał zaczynać wszystko od początku nie mógł tworzyć trwałych relacji, mimo że na jego drodze pojawiali się ludzie, z którymi nie chciał tracić kontaktu. To historia o tym, że warto mieć w swoim życiu pewne stałe elementy, a ciągłe zaczynanie od nowa bywa męczące. Każdy rok Tommy’ego Llewelyna to jedna z tych opowieści, które na długo zostają w czytelniku. Znajdziecie tutaj historię miłosną, która by przetrwać musi przechytrzyć Reset, opowieść o przyjaźni każdego roku wystawianej na próbę niepamięci, ale też trochę smutną historię o tych, którzy nie mają szczęścia żyć w pełnych rodzinach. A wszystko to okraszone nutką realizmu magicznego. Polecam!
Każdy rok Tommy’ego Llewelyna to historia pokazująca, jak ważni w naszym życiu są ludzie i relacje jakie z nimi tworzymy. Tommy przez to, że każdego roku musiał zaczynać wszystko od początku nie mógł tworzyć trwałych relacji, mimo że na jego drodze pojawiali się ludzie, z którymi nie chciał tracić kontaktu. To historia o tym, że warto mieć w swoim życiu pewne stałe...
więcej Pokaż mimo to