rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Mocne, brutalne, wyraziste. Wciągająca gra. Precyzyjna, "koronkowa robota" wykonana przez pisarza. Polecam.

Mocne, brutalne, wyraziste. Wciągająca gra. Precyzyjna, "koronkowa robota" wykonana przez pisarza. Polecam.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Oj strasznie się czytało, strasznie. Pomysł - świetny, miejsce akcji - świetne (Wrocław - uwielbiam), poza tym - grafomania. A tak dobrze się zapowiadało...

Oj strasznie się czytało, strasznie. Pomysł - świetny, miejsce akcji - świetne (Wrocław - uwielbiam), poza tym - grafomania. A tak dobrze się zapowiadało...

Pokaż mimo to


Na półkach:

Druga "moja" książka Dana w historii - bardzo przyzwoity kryminał (chociaż w treści miejscami nieprzyzwoity). Mała uwaga - miejscami mam wrażenie, że coś jest nie tak z tłumaczeniem...

Druga "moja" książka Dana w historii - bardzo przyzwoity kryminał (chociaż w treści miejscami nieprzyzwoity). Mała uwaga - miejscami mam wrażenie, że coś jest nie tak z tłumaczeniem...

Pokaż mimo to


Na półkach:

Hm... po najnowsze tomiszcze Dana Browna sięgnęłam, bo akurat pojawiło się w mojej bibliotece i jeszcze nikt go nie porwał. Z Dana Browna wyleczyłam się po "Aniołach i demonach" i cóż mogę napisać. Nuda, nuda, nuda... schemat, schemat, schemat...

Hm... po najnowsze tomiszcze Dana Browna sięgnęłam, bo akurat pojawiło się w mojej bibliotece i jeszcze nikt go nie porwał. Z Dana Browna wyleczyłam się po "Aniołach i demonach" i cóż mogę napisać. Nuda, nuda, nuda... schemat, schemat, schemat...

Pokaż mimo to


Na półkach:

Po licznych zachwytach, ja również sięgnęłam po "Małe życie". Okazało się, że jest mi bardzo daleko do życia wielkomiejskich, amerykańskich cierpiętników. Przyznaję: przeczytałam mniej więcej w 2/3, na więcej nie wystarczyło mi siły. Było zbyt melodramatycznie i emocjonalnie.
Poza tym: gdzie te kobiety?

Po licznych zachwytach, ja również sięgnęłam po "Małe życie". Okazało się, że jest mi bardzo daleko do życia wielkomiejskich, amerykańskich cierpiętników. Przyznaję: przeczytałam mniej więcej w 2/3, na więcej nie wystarczyło mi siły. Było zbyt melodramatycznie i emocjonalnie.
Poza tym: gdzie te kobiety?

Pokaż mimo to


Na półkach:

Mniej wydumane niż "Kasacja". Zakończenie też bardziej prozaiczne niż można się było spodziewać. Fascynująca jest szybkość działania rodzimych stróżów prawa, prokuratury i sądu. Postuluję, aby polscy strażnicy prawa poczytali Mroza - może wpadną na pomysł, jak przyspieszyć swoje działania. Połowa książki dokądś zmierza, druga połowa zmierza do...końca - i to mizerny w sposób. Wydaje się, że autorowi zabrakło pomysłu, jak poprowadzić książkę do mniej fantazyjnego(i mniej dramatycznego) końca niż można się było tego spodziewać. Pomimo zarzutów - dwa wieczory z książką całkiem przyjemne.

Mniej wydumane niż "Kasacja". Zakończenie też bardziej prozaiczne niż można się było spodziewać. Fascynująca jest szybkość działania rodzimych stróżów prawa, prokuratury i sądu. Postuluję, aby polscy strażnicy prawa poczytali Mroza - może wpadną na pomysł, jak przyspieszyć swoje działania. Połowa książki dokądś zmierza, druga połowa zmierza do...końca - i to mizerny w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

W amerykańskim stylu. Tylko, że ja żyję chyba w innym świecie. Wykonuję zawód prawniczy inny niż adwokat, ale jakoś mi się nie śniło o takich wyczynach kolegów po fachu. Z drugiej strony nie wiem, jak funkcjonują warszawskie wypasione kancelarie z częściowo anglojęzycznymi nazwiskami partnerów. Ale cóż fikcja to fikcja, czytelnik kryminałów to czytelnik żądny krwi i sensacji. Lubię, gdy bohaterkami kryminałów są kobiety, które palą, piją i przeklinają - przynajmniej są "jakieś". Poza tym standard - dwóch głównych bohaterów rozpoczyna znajomość niezbyt przyjemnie, by po jakimś czasie rzucać do siebie seksualnymi aluzjami. W sumie fajnie. Szybko się czyta. Język prawniczy chyba przystępny. Tylko, że po miesiącu nie pamiętam, czego dotyczyła zagadka kryminalna :)
Dałam aż 7 gwiazdek, bo kryminał musi mnie bawić w danym momencie, danego wieczoru. Zamykam książkę i zapominam. Nie udawajmy, że to Karpowicz czy Myśliwski. Z "Kasacją" spędziłam jeden fantastyczny wieczór i wystarczy.

W amerykańskim stylu. Tylko, że ja żyję chyba w innym świecie. Wykonuję zawód prawniczy inny niż adwokat, ale jakoś mi się nie śniło o takich wyczynach kolegów po fachu. Z drugiej strony nie wiem, jak funkcjonują warszawskie wypasione kancelarie z częściowo anglojęzycznymi nazwiskami partnerów. Ale cóż fikcja to fikcja, czytelnik kryminałów to czytelnik żądny krwi i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

O czym? O dwóch dekadach małżeństwa pewnej pary, które zostały połączone z wątkami z dzieciństwa i młodości małżonków, Lotta (a właściwie Lancelota) i Mathilde.
Lancelot to niedoszły aktor i zdolny dramatopisarz, Mathilde - zawsze wspierająca żona. Lauren Groff początkowo chciała wydać dwie książki. W końcu jednak podzieliła powieść na dwie części.
Pierwsza część, punkt widzenia Lancelota na życie własne i życie wspólne, to w gruncie rzeczy bardziej wyobrażenia i fantazje na temat siebie, małżeństwa i żony. Lancelot ma pewną wizję tego, co się dzieje wokół, którą z początku uznajemy za bardzo obiektywną i nieskalaną emocjami. Wkraczając jednak w drugą część książki, czyli historię Mathilde, obraz przedstawiony przez Lancelota traci na prawdziwości. Okazuje się, że Mathilde "wyobrażona" nie ma nic wspólnego z prawdziwą Mathilde (nawet imię ma inne). Także Lancelot i jego dramatopisarski geniusz stają pod znakiem zapytania.
Tytuł i treść książki (m.in. opisy sztuk teatralnych autorstwa Lotta) często nawiązują do tragedii antycznej.
Angielski tytuł to "Fates and furies" - Polacy zrezygnowali z liczby mnogiej, co nie było dobrym zabiegiem (jak zwykle zresztą). Lancelotem rządzą bowiem Mojry - boginie przeznaczenia, a Mathilde - Furie, demony zemsty. Czego możemy dowiedzieć się z książki? Że można żyć/być ze sobą kilkadziesiąt lat i nic nie wiedzieć o drugiej osobie? Że kobietom łatwiej udawać? Że mężczyznom wystarczą pozory? Że życie to teatr (zresztą w całej książce znajdują się mniej lub bardziej pretensjonalne odwołania do Szekspira)? Że można kochać i nienawidzić jednocześnie?

Moja opinia? Powieści Groff nie czyta się lekko i przyjemnie. Pierwsza część jest dosyć monotonna, mało wciągająca. Drugą czyta się szybko i pozostawia pewien niedosyt. Miałam wrażenie, że autorka najpierw nie mogła się "rozpisać", za to drugą część chciała mieć jak najszybciej z głowy. Poza tym razili mnie drugoplanowi bohaterowie, bez wyrazu, nieciekawi. Coś tam zaczyna się dziać w drugiej części, ale pisarce nie wystarczyło już chyba chęci i motywacji, żeby pewne wątki poprowadzić interesująco. Historia stara, jak świat, dobry pomysł na narrację i literackie aluzje to nie wszystko, żeby stworzyć powieść, która wciąga i intryguje.
Generalnie, powieść jest bardzo przeciętna. Brawa za dobry PR!
Gdzieś w internetach spotkałam się z opiniami, że "Fatum i furia" to książka dla "znawców" i dojrzałych czytelników. No cóż...literackie podteksty i nawiązania do antyku to nie wszystko. Każda książka ma przede wszystkim nie nudzić.

O czym? O dwóch dekadach małżeństwa pewnej pary, które zostały połączone z wątkami z dzieciństwa i młodości małżonków, Lotta (a właściwie Lancelota) i Mathilde.
Lancelot to niedoszły aktor i zdolny dramatopisarz, Mathilde - zawsze wspierająca żona. Lauren Groff początkowo chciała wydać dwie książki. W końcu jednak podzieliła powieść na dwie części.
Pierwsza część, punkt...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Albo sprzątanie nie ma dla mnie żadnych tajemnic albo książka japońskiej "pani od sprzątania" nie jest taka świetna.
Marie Kondo zaproponowała mi w dużej mierze frazesy, slogany i powtórzenia. Co drugie zdanie jest o tym, jaką to radość daje sprzątanie oraz, że czysty dom odmieni moje życie. Hm... mam czysty dom i jakoś to nie odmieniło mojego życia.
Jeżeli spodziewacie się porad typu: jak sprawić, by kurz nie osiadał na meblach albo gdzie przechowywać biżuterię - tu ich nie znajdziecie.
Książkę można streścić w trzech zdaniach:
1. Wyrzuć wszystko, absolutnie WSZYSTKO, co nie sprawia Ci radości i nie jest Ci absolutnie niezbędne.
2. Kupuj nowe produkty dopiero po zużyciu starych (tzn. nie chomikuj 10 szamponów o różnych właściwościach).
3. Przedmioty, które zostały pochowaj do szafek - łatwiej wtedy sprzątać.
Książka Marie Kondo to kolejna poradnikowo-motywacyjna kombinacja wykreowana na must-have sezonu.
Poza tym książka jest zwyczajnie nudna. Nie wiem, czy to kwestia tłumaczenia, ale książka mogła być ciekawa chociażby poprzez historie rożnych sprzątanych domów i ich mieszkańców. Jednak nawet tutaj jest drętwo. Wspomnę jeszcze o paru błędach korektorskich, których nikt nie wychwycił. Moim zdaniem, jeżeli mamy zamiar prowadzić tak szeroko zakrojoną kampanię reklamową danej książki, powinniśmy zadbać o jakość. Tu: oprócz okładki, nie ma na co patrzeć, nie ma co czytać.
"Magia sprzątania" powinna zachęcać do odgruzowania własnego mieszkania, żeby móc ogarnąć się z własnym życiem. Właśnie - powinna - bo jest tak monotonna, że od razu odechciewa się otwierać szafy.

P.S. Marie Kondo trzyma książki w szafce na buty - takiej profanacji nie mogłam wybaczyć :)

Albo sprzątanie nie ma dla mnie żadnych tajemnic albo książka japońskiej "pani od sprzątania" nie jest taka świetna.
Marie Kondo zaproponowała mi w dużej mierze frazesy, slogany i powtórzenia. Co drugie zdanie jest o tym, jaką to radość daje sprzątanie oraz, że czysty dom odmieni moje życie. Hm... mam czysty dom i jakoś to nie odmieniło mojego życia.
Jeżeli spodziewacie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Brawa za reklamę i dobre chwyty marketingowe wydawcy, bo nawet ja dałam się nabrać. Dobry marketing plus pozytywne recenzje spowodowały, że zakupiłam książkę niemieckiego pisarza. "Pasażer 23" zamiast najbardziej przerażającym thrillerem od czasu "Milczenia owiec", okazał się być po prostu nie całkiem złym thrillerem na podróż pociągiem. Z niemieckich pisarzy tego gatunku, mimo wszystko, wolę Charlotte Link.

Brawa za reklamę i dobre chwyty marketingowe wydawcy, bo nawet ja dałam się nabrać. Dobry marketing plus pozytywne recenzje spowodowały, że zakupiłam książkę niemieckiego pisarza. "Pasażer 23" zamiast najbardziej przerażającym thrillerem od czasu "Milczenia owiec", okazał się być po prostu nie całkiem złym thrillerem na podróż pociągiem. Z niemieckich pisarzy tego gatunku,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie jestem fanką realizmu magicznego, zdecydowanie wolę realizm od magii. Czasem jednak daję szansę temu połączeniu. Przez baśnie tysiąca i jednej nocy w wersji Salmana Rushdiego niestety nie mogłam przebrnąć. Nawiązania do wszystkiego (religie świata, literatura, film, wydarzenia historyczne i współczesne, polityka, filozofia...uff nie wiem co jeszcze) powodują, że nie widzę celu, dla którego książka została napisana. Nie widzę celu nawet czysto rozrywkowego, bo książka jest po prostu nudna. Pisanie dla pisania, niestety. Nawet ponadczasowość pewnych wartości nie pomogła.

Nie jestem fanką realizmu magicznego, zdecydowanie wolę realizm od magii. Czasem jednak daję szansę temu połączeniu. Przez baśnie tysiąca i jednej nocy w wersji Salmana Rushdiego niestety nie mogłam przebrnąć. Nawiązania do wszystkiego (religie świata, literatura, film, wydarzenia historyczne i współczesne, polityka, filozofia...uff nie wiem co jeszcze) powodują, że nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Anna Dziewit-Meller podobno wydobyła traumy przeszłości i obdzieliła nimi czytelników. Wydaje się, że miała to być zachęcająca opinia o książce (przeczytana bodajże w "Polityce", ale głowy nie dam). Mnie co najwyżej nie zniechęciła. Książka zaś okazała się nie być spisem historycznych traum, a opowieścią o pamięci, zapomnieniu, strachu i odwadze. "Góra Tajget" podsumowuje również dzisiejszy świat, w którym biznes i pieniądze niestety wygrywają w walce ze "słuszną sprawą". Nie jest to może pozycja wybitna, nieco naiwna w tonie, ale przez to bardziej prawdziwa.
Tajget to pasmo górskie dzisiejszej Grecji. Do niedawna sądzono, iż mężowie starożytnej Sparty zostawiali w tym miejscu nowonarodzone, słabe bądź niedorozwinięte w ich mniemaniu dzieci. Zabijanie przez Spartan słabszych swego czasu popierali i wskazywali, jako swoje usprawiedliwienie, naziści. Teren Tajgetu został przeszukany przez archeologów, nie znaleziono tam jednak szczątek noworodków, a chłopców i mężczyzn powyżej 18 r.ż. Mit okrutnej Sparty stracił na znaczeniu, być może jednak dzieci bywały porzucane w innych miejscach niż Tajget.

"Góra Tajget" to oczywiście fikcja, pisarka nawiązuje jednak do E-Aktion, czyli jednego z wielu wspaniałych wynalazków III Rzeszy, a mianowicie programu eliminacji osób upośledzonych, celem utrzymania odpowiedniej higieny rasowej. Jakkolwiek brzmi to strasznie i wydaje się nie do pomyślenia w dzisiejszej, cywilizowanej Europie, wystarczy włączyć dowolny program informacyjny, a odniesienia do podobnego toku myślenia można znaleźć na każdym kroku.
Książka Anny Dziewit-Meller to zbiór wojennych historii z kręgu jednej rodziny. Warto dodać, że śląskiej rodziny. Współcześnie łącznikiem jest Sebastian, Karolina i malutka Małgosia. Oraz lęk, nie do końca zrozumiały, silny lęk o zdrowie, życie i bezpieczeństwo córki. Sebastian, Ślązak, farmaceuta, właściciel apteki, dobrze sytuowany, zostaje ojcem. I już nie przestanie się bać. Jego lęk jest symboliczny, może nawet dziedziczny. Czy dzisiejszy lęk o byt, o zdrowie, o pieniądze, nawet o życie można jednak porównać ze strachem przed łapanką, przed wstrzyknięciem luminalu, przed zbiorowym gwałtem przez skośnookich czerwonoarmistów, przed bombardowaniem... Sebastian poznaje historię małych pacjentów z dawnego szpitala psychiatrycznego. Dlaczego nikt wcześniej o tym nie mówił? Wszyscy wiedzieli, wszyscy milczeli, wszystkie śląskie rodziny milcząco przeżywały krwawe, wojenne historie. Czy milczenie okazało się dobre? To pytanie pojawiało się już w "Oskarżam Auschwitz" Mikołaja Grynberga czy w "Szumie" Magdaleny Tulli. Czy jeżeli coś jest niewypowiedziane oznacza, że tego nie ma i nie było? Od zła nie można uciec, zło, które raz się wydarzyło pozostaje na pokolenia. Warto, żeby te pokolenia o tym pamiętały. Zwłaszcza, że na wojnie najbardziej cierpią najsłabsi. To ich cierpienie jest konsekwencją decyzji tych, którzy uważają się za władców.
Takie książki boleśnie przypominają o przeszłości. "Góra Tajget" nie jest niczym nowym na rynku wydawniczym, ale porusza czytelnika i rozgrzebuje niewypowiedziane lęki. Nie można zapomnieć, pamięć pomaga w unikaniu bezmyślnych, godzących w innych decyzji. Tylko, czy pamięć oznacza dla wszystkich to samo? A pamięć o wojnie? Świadkowie powoli się wykruszają, przychodzi czas rozliczenia. Sebastian, bardziej z poczucia obowiązku niż z przekonania udaje się wraz z byłym nauczycielem do urzędu miasta, żeby porozmawiać o pomniku dla dwustu pomordowanych, niewinnych istot. Problem polega jednak na tym, że na terenie szpitala, w którym nazistowska machina śmierci działała powstaje wielomilionowa inwestycja, a pomnik...niestety nie kojarzyłby się odpowiednio.

Anna Dziewit-Meller podobno wydobyła traumy przeszłości i obdzieliła nimi czytelników. Wydaje się, że miała to być zachęcająca opinia o książce (przeczytana bodajże w "Polityce", ale głowy nie dam). Mnie co najwyżej nie zniechęciła. Książka zaś okazała się nie być spisem historycznych traum, a opowieścią o pamięci, zapomnieniu, strachu i odwadze. "Góra Tajget"...

więcej Pokaż mimo to