-
ArtykułyZawodne pamięci. „Księga luster” E.O. ChiroviciegoBartek Czartoryski1
-
Artykuły„Cud w dolinie Poskoków”, czyli zabawna opowieść o tym, jak kobiety zmieniają światRemigiusz Koziński3
-
ArtykułyUwaga, konkurs! Do wygrania książki „Times New Romans“ Julii Biel!LubimyCzytać8
-
ArtykułyWygraj egzemplarz „Róż i fiołków” Gry Kappel Jensen. Akcja recenzenckaLubimyCzytać2
Biblioteczka
Trudno mi jednoznacznie ocenić tę książkę. Słyszałam o niej tyle pozytywnych opinii, że kupiłam ją, kiedy tylko trafiła do mojej księgarni, po czym zaniosłam do domu i zaczęłam czytać. I czytać... i czytać. Początek był bardzo wciągający, a główna bohaterka dawała się lubić. Nawet autorkę polubiłam, pomimo jej niekiedy nieco zbyt wymuszonego stylu, który jakoś zgrzytał w lekturze. Jednak im dalej w las, tym gorzej. Co prawda cały Nomen Omen bohaterami stoi, jednak po pewnym czasie miałam dziwne wrażenie, jakby niemal każda z tych postaci okazywała się kolażem bohaterów z innych książek, w dodatku "przefajnowanym", co niespecjalnie ułatwiało wciąganie się w akcję. Pewne rozwiązania fabularne także migotały poświatą zapożyczeń, a niektóre sceny były tak naciągane, że odrzucały swoim absurdem. Ostatecznie straciłam do tej książki serce i końcówkę doczytałam już tylko z niemądrego poczucia obowiązku, a może także nadziei, że znajdę tam coś, co przykuje do niej moje czytelnicze serce. Nie znalazłam. Nie wiem, czy dziesięć lub dwadzieścia lat temu Nomen Omen uznałabym za wciągającą, lekką i przezabawną opowieść, ale na pewno nie polubiłam jej teraz. Szkoda.
Trudno mi jednoznacznie ocenić tę książkę. Słyszałam o niej tyle pozytywnych opinii, że kupiłam ją, kiedy tylko trafiła do mojej księgarni, po czym zaniosłam do domu i zaczęłam czytać. I czytać... i czytać. Początek był bardzo wciągający, a główna bohaterka dawała się lubić. Nawet autorkę polubiłam, pomimo jej niekiedy nieco zbyt wymuszonego stylu, który jakoś zgrzytał w...
więcej mniej Pokaż mimo toZazdroszczę tym, dla których książki Remigiusza Mroza to wciągające lektury. Naprawdę. Bo to po prostu przyjemnie pozachwycać się czymś tak szczerze, spędzić dobrze czas nad książką lubianego autora i czuć, że warto było wydać te kilka złotych lub pofatygować się do biblioteki. W moim przypadku było to rozczarowanie za rozczarowaniem, a zwieńczeniem tego pasma stał się właśnie Behawiorysta. Lubię kryminały, jednak przedzieranie się przez tę książkę było zwyczajnie nużące. Owszem, autor nie szczędził makabrycznych opisów, ale makabra to nie wszystko, tu zaś rezonans pomiędzy bezsensownym okrucieństwem (w lwiej części zasadzającym się na ogranym motywie znanym z wielu tworów kultury popularnej) a pozostałą częścią fabuły jest za duży. Całość przypomina mi nieco na siłę krwawe i "bardzo dorosłe" fanfiction, pisane przez młodych autorów, których życiowe doświadczenie na szczęście nie zawierało podobnych rewelacji, jednak uznali oni, że coś podobnego jest bardziej szokujące, a tym samym świadczy o ich obyciu. Wiem, że brzmię, jakbym kpiła z Remigiusza Mroza. Tak nie jest. Szanuję jego pracowitość i przygotowanie do tworzenia każdej z opowieści, niemniej przy Behawioryście zasypiałam tyle razy, że lektura zajęła mi całe trzy dni, a i to tylko dlatego, że zacisnęłam zęby i postanowiłam dać opowieściom Mroza ostatnią szansę. Najwyraźniej nie jestem z nimi kompatybilna. Męcząca jest między innymi ich powtarzalność, mam wrażenie, jakbym cały czas, niezależnie od tego, po który tytuł Remigiusza Mroza sięgnę, czytała jedną książkę. Bohaterowie mają podobne upodobania, oglądają podobne programy, czytają te same gazety. Rozumiem, że w Polsce rynek prasowy nie jest zbyt rozbudowany, jeśli chodzi o wysokonakładowe dzienniki nie będące otwarcie tabloidami, niemniej czuję, jakbym wciąż czytała o losach jednego bohatera. Ewentualnie jego awatarach. Na razie dam sobie spokój z Mrozem, pozostanę natomiast przy żalu, że nie okazał się on dla mnie takim objawieniem, jak dla wielu innych jego czytelników. Może kiedyś...
Zazdroszczę tym, dla których książki Remigiusza Mroza to wciągające lektury. Naprawdę. Bo to po prostu przyjemnie pozachwycać się czymś tak szczerze, spędzić dobrze czas nad książką lubianego autora i czuć, że warto było wydać te kilka złotych lub pofatygować się do biblioteki. W moim przypadku było to rozczarowanie za rozczarowaniem, a zwieńczeniem tego pasma stał się...
więcej mniej Pokaż mimo toNie do końca wiem, jak podchodzić do recenzowania tego typu książek, które mają nas w jakiś sposób zmotywować, zmienić nasze podejście do siebie i swoich działań itp. Książka jest dobra, z pewnością znajdziecie w niej co najmniej kilka wskazówek, które zmienią Wasz sposób działania, zarządzania czasem, organizacji i planowania... Uważam jednak, że nie zaszkodziłoby podać tej treści w sposób nieco bardziej dojrzały, bez dziwacznych rysunków, ani formy wywodu, która pasuje bardziej do pogadanek motywacynych w liceach. Ale to zapewne specyfika rynku amerykańskich poradników. Nie zważając na nią - warto przeczytać!
Nie do końca wiem, jak podchodzić do recenzowania tego typu książek, które mają nas w jakiś sposób zmotywować, zmienić nasze podejście do siebie i swoich działań itp. Książka jest dobra, z pewnością znajdziecie w niej co najmniej kilka wskazówek, które zmienią Wasz sposób działania, zarządzania czasem, organizacji i planowania... Uważam jednak, że nie zaszkodziłoby podać...
więcej mniej Pokaż mimo toCiekawa pozycja opisująca zagadnienie dość słabo w Polsce znane. Zbiorcze ukazanie podejścia do ofiar z ludzi w różnych epokach i kulturach sprawia, że otrzymujemy migawkę krótkich artykułów, pobieżną niemniej zachęcącą, żeby temat ten zgłębiać już na własną rękę. Bardzo interesujące są zamieszczone w tekście zdjęcia i rysunki. Autor dołączył także bibliografię, lecz chociaż są to w lwiej części opracowania ogólne, polskojęzyczne, dla chętnych stanowić one mogą dużą pomoc w dalszych badaniach tego tematu.
Ciekawa pozycja opisująca zagadnienie dość słabo w Polsce znane. Zbiorcze ukazanie podejścia do ofiar z ludzi w różnych epokach i kulturach sprawia, że otrzymujemy migawkę krótkich artykułów, pobieżną niemniej zachęcącą, żeby temat ten zgłębiać już na własną rękę. Bardzo interesujące są zamieszczone w tekście zdjęcia i rysunki. Autor dołączył także bibliografię, lecz...
więcej mniej Pokaż mimo to
Nie byłam pewna, czy w ogóle zamieszczać tu swoją opinię na temat książki, która była po prostu rozczarowująca, jednak z drugiej strony, może ktoś - podobnie jak ja - szuka nie samych zachwytów nad każdą pozycją.
Przyznaję, skusił mnie tytuł, a po trosze także okładka. Demonologia polska, lokalne wierzenia i zwyczaje to zagadnienia, które fascynowały mnie jeszcze kiedy byłam dzieckiem i z zainteresowania nimi nie wyrosłam do dziś. Miałam nadzieję, że książka, choć może okazać się nieszczególnie ambitną lekturą, przyniesie mi choć trochę przyjemności i będzie czymś odprężającym po znacznie poważniejszych publikacjach. Niestety Czarownica jest słaba. Bardzo słaba. Pomijam potknięcia stylistyczne, gdyż było ich niewiele i w sumie powinien sobie z tym poradzić czujny redaktor. Chodzi o samą treść. Autorka dość swobodnie powybierała sobie jakieś elementy dotyczące "magii natury" i posklejała je w całość naiwną, przewidywalną, a przede wszystkim nudną. Trudno było mi też poczuć choć cień sympatii do kogokolwiek poza ciotką głównej bohaterki, a i to na siłę. Sama tytułowa czarownica jest: piękna, kobieca, inteligentna itd., ale nijak tego nie dało się dostrzec. Szkielet fabularny miał szansę obrosnąć mięsem naprawdę pociągającej treści, nawet pomimo eklektyzmu wykorzystanych wątków, gdyby całość nie sprawiała wrażenia tekstu napisanego w ciągu kilku dni. Na przerwach między fizyką a WF. Straszliwe to i mam nadzieję jak najszybciej o tym doświadczeniu zapomnieć. Autorce życzę dużo pracy nad warsztatem, przydałaby się też chwila reflekcji, czy warto obrażać czytelników, o odmiennych od jej poglądach na religię, ale to już absolutny margines moich rozważań na temat Czarownicy, w końcu autor ma prawo pisać tak, jak mu się podoba, to jego książka. Ja zaś mam prawo efektu jego działań nie polubić za brutalne potraktowanie: 1) fabuły, 2) wierzeń i tradycji przedchrześcijańskich, a także 3) mało subtelne pokazanie, że prawdziwe ZŁO jest tylko jedno (i nosi się na czarno ;)
Nie byłam pewna, czy w ogóle zamieszczać tu swoją opinię na temat książki, która była po prostu rozczarowująca, jednak z drugiej strony, może ktoś - podobnie jak ja - szuka nie samych zachwytów nad każdą pozycją.
Przyznaję, skusił mnie tytuł, a po trosze także okładka. Demonologia polska, lokalne wierzenia i zwyczaje to zagadnienia, które fascynowały mnie jeszcze kiedy...
Jest to przede wszystkim bardzo rzetelnie przygotowana opowieść o Elżbiecie II, co czuje się przy lekturze, nawet znając inne publikacje dotyczące królowej.
Podobał mi się zarówno sposób prowadzenia narracji jak i dobór zdjęć, jednak nieco wybijały mnie z rytmu wtrącenia, które pojawiały się nagle w jakimś rozdziale w formie ramki. Owszem, dotyczyły one omawianych w danym momencie lub chwilę wcześniej tematów, ale to jednak utrudniało płynne śledzenie głównego tekstu. Niemniej cieszę się, że mogłam przeczytać tę książkę, do jej lektury zachęcam każdego, a zwłaszcza młodsze pokolenia, które urodziły się już w epoce Internetu i innego podejścia do rodziny królewskiej (cóż z tego, że nie naszej, to przecież część wspólnej kultury europejskiej). Nawet, jeśli nie sięgniecie po biografie anglojęzyczne, to ta pozycja umożliwia poznanie losów królowej Anglii jako części historii całej rodziny. Elżbieta II jawi się w niej przede wszystkim jako kobieta, która ma - jak każdy z nas - swoje plany, marzenia i słabości. Po lekturze już nigdy nie o zerkniecie na żaden film fabularny dotyczący samej królowej lub kogoś z jej rodziny w ten sam sposób, a to moim zdaniem jest także cenne.
Jest to przede wszystkim bardzo rzetelnie przygotowana opowieść o Elżbiecie II, co czuje się przy lekturze, nawet znając inne publikacje dotyczące królowej.
Podobał mi się zarówno sposób prowadzenia narracji jak i dobór zdjęć, jednak nieco wybijały mnie z rytmu wtrącenia, które pojawiały się nagle w jakimś rozdziale w formie ramki. Owszem, dotyczyły one omawianych w danym...
Świetna pozycja popularyzująca wiedzę o sztuce. Nawet studenci historii sztuki odnajdą w niej kilka ciekawostek, o których być może nie słyszeli na wykładach. Oczywiście nie jest to podręcznik ani publikacja stricte naukowa, język, jakim została napisana jest przystępny dla każdego, zaś autorka nie kryje własnych sympatii dla przedstawianych w niektórych dziełach sztuki osób, postaci artystów itp. Niemniej dla chętnych eksplorowania wiedzy z tej dziedziny, to doskonała książka-trampolina, zachęcająca do tego, żeby głębiej zanurzyć się w wybranych tematach, zaś dla pozostałych - możliwość poznania niektórych dzieł sztuki i kryjących się za ich powstaniem historii na nowo, albo z zupełnie innej strony.
Świetna pozycja popularyzująca wiedzę o sztuce. Nawet studenci historii sztuki odnajdą w niej kilka ciekawostek, o których być może nie słyszeli na wykładach. Oczywiście nie jest to podręcznik ani publikacja stricte naukowa, język, jakim została napisana jest przystępny dla każdego, zaś autorka nie kryje własnych sympatii dla przedstawianych w niektórych dziełach sztuki...
więcej mniej Pokaż mimo toNa "Rękę umarłej" trafiłam dość późno, już po maturze, a jednak zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Czytałam dość dużo opowiadań i wspomnień z okresu II wojny, jednak te historie obozowe, w szczególności o dziewczynie odmawiającej wody... porażające.
Na "Rękę umarłej" trafiłam dość późno, już po maturze, a jednak zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Czytałam dość dużo opowiadań i wspomnień z okresu II wojny, jednak te historie obozowe, w szczególności o dziewczynie odmawiającej wody... porażające.
Pokaż mimo to
Matko, do dziś pamiętam, jak bardzo płakałam nad tymi bajkami. Czytanymi zresztą w dzieciństwie. Moi rodzice mieli bardzo eklektyczną biblioteczkę, z której korzystałam bez żadnego nadzoru i kierowania wyborami czytelniczymi, więc "Bajki" poznałam chyba jeszcze przed Narnią, a na pewno po Senece ("Myśli"), który na półce stał tak wysoko, że po prostu musiał skusić swoją niedostępnością. Niezależnie od chronologii, opowieści z "Bajek" są bardzo dobrze napisane, a chociaż króciutkie, trafiają prosto do serca i pamięci.
Od kilku lat zbieram się na odwagę, żeby znów po nie sięgnąć, ale ilekroć chcę to zrobić, przypominam sobie pochlipywanie przy każdej lekturze i jakoś nie mogę się przełamać. Niemniej szczerze polecam.
Matko, do dziś pamiętam, jak bardzo płakałam nad tymi bajkami. Czytanymi zresztą w dzieciństwie. Moi rodzice mieli bardzo eklektyczną biblioteczkę, z której korzystałam bez żadnego nadzoru i kierowania wyborami czytelniczymi, więc "Bajki" poznałam chyba jeszcze przed Narnią, a na pewno po Senece ("Myśli"), który na półce stał tak wysoko, że po prostu musiał skusić swoją...
więcej mniej Pokaż mimo to
Niezależnie od tego, ile razy czytałam Lesia, nadal świetnie się przy nim bawię. Wszystkie te przygody, którymi Chmielewska inkrustuje życiowe ścieżki bohaterów są zasadniczo prawdopodobne (ba! nawet "z życia wzięte"), jednak w takim stadzie i spiętrzeniu, wydają się po prostu czystą magią. Pewnie dla czytelników, którzy nie mają własnych doświadczeń z czasów PRL dodatkowym smaczkiem są opisane w Lesiu realia życia przeciętnych (o ile u Chmielewskiej ktoś jest przeciętny) Polaków.
Jasne, to nie jest lektura na miarę Nobla, ale nie wszystko musi być ważne i poważne, a taka dawka śmiechu, jaką zapewnił i nadal zapewnia mi Lesio, jest nie do przecenienia.
Niezależnie od tego, ile razy czytałam Lesia, nadal świetnie się przy nim bawię. Wszystkie te przygody, którymi Chmielewska inkrustuje życiowe ścieżki bohaterów są zasadniczo prawdopodobne (ba! nawet "z życia wzięte"), jednak w takim stadzie i spiętrzeniu, wydają się po prostu czystą magią. Pewnie dla czytelników, którzy nie mają własnych doświadczeń z czasów PRL dodatkowym...
więcej mniej Pokaż mimo to
Opracowanie pióra Anny Wierzbickiej jest obowiązkową lekturą dla każdego zainteresowanego tematem artystów (w dużej mierze polskich) działających w Paryżu w I połowie XX wieku. Autorka przeprowadziła rzetelne badania, zakrojone na szeroką skalę, także jeśli chodzi o kwerendy biblioteczne. To widać, gdyż książkę, choć napisana jet naukowym językiem, czyta się bardzo dobrze, a liczne cytaty z prasy z epoki pomagają zagłębić się w temat i odczuć go jakoś prawdziwiej. Niektórzy bohaterowie tej publikacji, niekoniecznie artyści, stają się dzięki niej realnymi postaciami, ze swoimi marzeniami, pomysłami, przyjaźniami i klęskami.
Wartościowe było także omówienie twórczości artystów Ecole de Paris w relacji z rozmaitymi nurtami w sztuce, które w tamtym czasie pojawiały się w Europie. Autorka skupiła także część swojej uwagi na przedstawienie grup narodowych, które - co naturalne - tworzyły się wśród cudzoziemców przybywających do Paryża.
Temat oczywiście nie został wyczerpany, niemniej Ecole de Paris stanowi podstawę do dalszych badań i za to należy się jej uznanie.
Opracowanie pióra Anny Wierzbickiej jest obowiązkową lekturą dla każdego zainteresowanego tematem artystów (w dużej mierze polskich) działających w Paryżu w I połowie XX wieku. Autorka przeprowadziła rzetelne badania, zakrojone na szeroką skalę, także jeśli chodzi o kwerendy biblioteczne. To widać, gdyż książkę, choć napisana jet naukowym językiem, czyta się bardzo dobrze,...
więcej Pokaż mimo to