rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Po lekturze tej książki czuję przede wszystkim bezsilność i bezradność. Uzależniliśmy się od technologii, zachłysnęliśmy się postępem ludzkości nie zauważając, że na nasze tablety, smartfony i mnóstwo innych produktów harują dzieci w Demokratycznej Republice Konga.
Zapomnijcie o czystych ścieżkach pozyskiwania kobaltu tak chętnie deklarowanych przez największych technologicznych gigantów. Takich ścieżek po prostu nie ma. Każdy gram kobaltu w naszych telefonach okupiony jest krwią, łzami, wyzyskiem, degradacją środowiska naturalnego i wszystkimi możliwymi plagami.
Jeśli piekło istnieje, to adres ma Pasie Miedzionośnym w Demokratycznej Republice Konga.

Po lekturze tej książki czuję przede wszystkim bezsilność i bezradność. Uzależniliśmy się od technologii, zachłysnęliśmy się postępem ludzkości nie zauważając, że na nasze tablety, smartfony i mnóstwo innych produktów harują dzieci w Demokratycznej Republice Konga.
Zapomnijcie o czystych ścieżkach pozyskiwania kobaltu tak chętnie deklarowanych przez największych...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Strasznie smutna lektura. Ma się po niej wrażenie, że to nie wirus był największym nieszczęściem dla Wuhanu/Chin. Najgorsze są chyba jednak biurokracja i centralizacja. Narzekamy w Polsce na nasz system ochrony zdrowia i zabezpieczenia społecznego i słusznie, ale po przeczytaniu tej książki zaczynam postrzegać naszą sytuację jednak dużo lepiej.

Strasznie smutna lektura. Ma się po niej wrażenie, że to nie wirus był największym nieszczęściem dla Wuhanu/Chin. Najgorsze są chyba jednak biurokracja i centralizacja. Narzekamy w Polsce na nasz system ochrony zdrowia i zabezpieczenia społecznego i słusznie, ale po przeczytaniu tej książki zaczynam postrzegać naszą sytuację jednak dużo lepiej.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Po lekturze tej książki dziwię się, że jeszcze są w Polsce ludzie, którzy chcą pracować jako kuratorzy sądowi.

Po lekturze tej książki dziwię się, że jeszcze są w Polsce ludzie, którzy chcą pracować jako kuratorzy sądowi.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książkę czyta się szybko, ale jest jednak rozczarowaniem. Naprawdę autorka uważała, że Rosjanie otworzą się przed nią po jednodniowej wizycie w danym miejscu?

Książkę czyta się szybko, ale jest jednak rozczarowaniem. Naprawdę autorka uważała, że Rosjanie otworzą się przed nią po jednodniowej wizycie w danym miejscu?

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Welewetka. Jak znikają Kaszuby" to zdecydowanie książka warta poświęconego na jej lekturę czasu. Stasia Budzisz opowiada o skomplikowanej historii swojej rodziny (a przecież takie supły i węzły rodzinne to na Kaszubach żadna nowość), a przy tym rozkłada na czynniki pierwsze kaszubskość i swój stosunek do niej. Przeczytałam w jakiejś recenzji, że to bardziej książka dla nie-Kaszubów, a ja miałam wrażenie wręcz przeciwne, że to książka dla Kaszubów ku refleksji. Bałam się, że to będzie książka tylko o Nordzie (sądząc po nazwisku autorki), a Nordę słabo znam, ale miejsce w opowieści znalazły właściwie całe Kaszuby (m.in. z bliższych mi okolic mamy trochę o Wielu, Wdzydzach, Stężycy i całkiem spory fragment o Szymbarku - nie jest to dla CEPR dobra wiadomość).
Bardzo, bardzo polecam!

"Welewetka. Jak znikają Kaszuby" to zdecydowanie książka warta poświęconego na jej lekturę czasu. Stasia Budzisz opowiada o skomplikowanej historii swojej rodziny (a przecież takie supły i węzły rodzinne to na Kaszubach żadna nowość), a przy tym rozkłada na czynniki pierwsze kaszubskość i swój stosunek do niej. Przeczytałam w jakiejś recenzji, że to bardziej książka dla...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Obawiałam się, czy dam radę przeczytać. 862 strony na czytniku aż mnie zmroziły. Ale udało się, choć temat nie jest ani łatwy ani przyjemny. Autor niezwykle szczegółowo opisał historię państwa Izrael. W końcu przestała mi się mylić wojna sześciodniowa z wojną Jom Kipur. Książka jest napisana bardzo obiektywnie, choć lekko bałam się, że będzie inaczej.

Obawiałam się, czy dam radę przeczytać. 862 strony na czytniku aż mnie zmroziły. Ale udało się, choć temat nie jest ani łatwy ani przyjemny. Autor niezwykle szczegółowo opisał historię państwa Izrael. W końcu przestała mi się mylić wojna sześciodniowa z wojną Jom Kipur. Książka jest napisana bardzo obiektywnie, choć lekko bałam się, że będzie inaczej.

Pokaż mimo to

Okładka książki Łowcy skarbów. Jak ojcowie archeologii rozkradli bogactwa Orientu Jurgen Gottschlich, Dilek Zaptcioglu
Ocena 6,5
Łowcy skarbów.... Jurgen Gottschlich,...

Na półkach: ,

Trochę zmylił mnie polski tytuł. Spodziewałam się bardziej szerokiego spojrzenia na rabunkową gospodarkę starożytnych artefaktów przez Brytyjczyków, Francuzów czy Niemców. A dostajemy właściwie tylko Niemców. Oryginalny tytuł bardziej oddawał treść książki. Nie wiem... wydawca bał się, że polski czytelnik nie kupi publikacji z tytułem o niemieckich poszukiwaczach?

Trochę zmylił mnie polski tytuł. Spodziewałam się bardziej szerokiego spojrzenia na rabunkową gospodarkę starożytnych artefaktów przez Brytyjczyków, Francuzów czy Niemców. A dostajemy właściwie tylko Niemców. Oryginalny tytuł bardziej oddawał treść książki. Nie wiem... wydawca bał się, że polski czytelnik nie kupi publikacji z tytułem o niemieckich poszukiwaczach?

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Lektura tej książki mogła być niezwykłą przygodą i przyjemnością (jakkolwiek nie brzmi to dobrze zważywszy na temat publikacji). Ale prawie wszystkie plusy przesłoniły mi literówki (tak liczne, że o przyjemności z czytania nie może być mowy), błędy stylistyczne i merytoryczne (chodzi mi o dziwne odnośniki historyczne np. o carach Rosji, którzy podobno przegrali w 1920r., choć Mikołaj II jak wiadomo nie żył od 1918r.; co do objaśnień typowo technicznych z dziedziny fizyki czy chemii nie wypowiem się, bo to nie moja działka). Czy korekta w PWN już nie istnieje?

Lektura tej książki mogła być niezwykłą przygodą i przyjemnością (jakkolwiek nie brzmi to dobrze zważywszy na temat publikacji). Ale prawie wszystkie plusy przesłoniły mi literówki (tak liczne, że o przyjemności z czytania nie może być mowy), błędy stylistyczne i merytoryczne (chodzi mi o dziwne odnośniki historyczne np. o carach Rosji, którzy podobno przegrali w 1920r.,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Polska to nie jest kraj dla pieszych. Z lektury tej książki wynika, że także nie bardzo dla busiarzy, kurierów i tych, co mają nieszczęście na swej drodze spotkać aroganckiego prawnika w suvie.
Obrońcom pewnego osiedla, którzy ujawnili się w opiniach, podpowiadam, że to okrągłe zero przy ich avatarze świadczy o tym, że dają opinię książce, której nawet nie przeczytali...

Polska to nie jest kraj dla pieszych. Z lektury tej książki wynika, że także nie bardzo dla busiarzy, kurierów i tych, co mają nieszczęście na swej drodze spotkać aroganckiego prawnika w suvie.
Obrońcom pewnego osiedla, którzy ujawnili się w opiniach, podpowiadam, że to okrągłe zero przy ich avatarze świadczy o tym, że dają opinię książce, której nawet nie przeczytali...

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Uwielbiam książki o poszukiwaniach własnych korzeni. Ale ta zbiła mnie z tropu. Czytając jej opis na stronie sklepu oczekiwałam zupełnie czegoś innego. Po pierwszych stronach wróciłam do opisu wydawcy, żeby się upewnić, że nie pomyliłam lektur :) Nie jest to zarzut wobec autora, raczej próba rewizji moich oczekiwań. Książka sprawia wrażenie chaotycznej, ale w tym szaleństwie jest metoda.

Uwielbiam książki o poszukiwaniach własnych korzeni. Ale ta zbiła mnie z tropu. Czytając jej opis na stronie sklepu oczekiwałam zupełnie czegoś innego. Po pierwszych stronach wróciłam do opisu wydawcy, żeby się upewnić, że nie pomyliłam lektur :) Nie jest to zarzut wobec autora, raczej próba rewizji moich oczekiwań. Książka sprawia wrażenie chaotycznej, ale w tym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Mimo, że trzon książki był mi znany, to nadal robi wrażenie opis tych strasznych chwil na Wołyniu w czasie wojny, ale i pięknych dobrocią ludzi, którzy nie zważając na nic ratowali sąsiadów, krewnych, a czasami obcych zupełnie ludzi.

Mimo, że trzon książki był mi znany, to nadal robi wrażenie opis tych strasznych chwil na Wołyniu w czasie wojny, ale i pięknych dobrocią ludzi, którzy nie zważając na nic ratowali sąsiadów, krewnych, a czasami obcych zupełnie ludzi.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Przeczytałam książkę Anny Goc "Głusza". O głuchych. Każdy rozdział praktycznie wprawiał mnie albo w wielkie zdziwienie albo wręcz w osłupienie. Nie mam wśród najbliższej rodziny nikogo głuchego, więc nie mam żadnego doświadczenia. Jedyną znaną mi osobą z rodziny, która była głucha, była kuzynka mojej mamy ciocia Marynka. A kilka lat temu w archiwum znalazłam pismo mojego prapradziadka Józefa, z którego wynikało, że jego druga żona Marianna była głuchoniema. I tyle...
Od dzieciństwa z głuchymi kojarzyły mi się właściwie tylko niektóre programy telewizyjne, gdzie w rogu pojawiała się mała postać tłumacza języka migowego. Szokiem więc były dla mnie informacje z książki Anny Goc, że przez wiele lat język migowy był zakazany. Miganie musiało zejść do podziemia, bo wygrała opcja oralna, czyli przymusowe uczenie mówienia i czytania z ust. Czy słyszaki (jak mówią o nas głusi) zdają sobie sprawę, że język polski (jak każdy język narodowy mówiony) jest dla głuchych językiem obcym? Że nie jest prawdą, że no dobra nie mówią, ale chyba z czytaniem nie powinno być problemu? Że bywali ludzie, którzy przez życie nie poznali żadnego języka, bo nie słyszeli (nie rozumieli) języka mówionego, a migowego ich nikt nie nauczył? Że jest coś takiego, jak PJM (polski język migowy) i SJM (system językowo-migowy) i można się nie umieć porozumieć? Osobną kwestią, o której nigdy nie myślałam jest wychowywanie się w rodzinie głuchych dzieci, które słyszą. Czy ktoś z nas wyobraża sobie, że do notariusza idzie z czterolatkiem, który będzie tłumaczył? Albo kobieta u ginekologa dowiaduje się od swojego kilkuletniego słyszącego syna, że straciła ciążę? Szczerze powiem, że ta książka jest niezłym wstrząsem. Pozostaje po tej lekturze refleksja, że i jako społeczeństwo i jako państwo nie zauważamy potrzeb tej dość licznej grupy.

Przeczytałam książkę Anny Goc "Głusza". O głuchych. Każdy rozdział praktycznie wprawiał mnie albo w wielkie zdziwienie albo wręcz w osłupienie. Nie mam wśród najbliższej rodziny nikogo głuchego, więc nie mam żadnego doświadczenia. Jedyną znaną mi osobą z rodziny, która była głucha, była kuzynka mojej mamy ciocia Marynka. A kilka lat temu w archiwum znalazłam pismo mojego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Temat książki niezwykle dla mnie interesujący. To moja druga lektura o Holokauście na Litwie. Niestety do poziomu "Naszych" Ruty Vanagaite i Efraima Zuroffa daleko. Mimo wszystko warto ją przeczytać przede wszystkim ze względu na osobę autorki. To opis jej drogi, jaką przeszła wyobrażeniach o swoim zmarłym dziadku: od litewskiego bohatera narodowego do zbrodniarza wojennego... Nie jest łatwo zrzucić z piedestału przodka.
Na minus książki - zdecydowanie za długa, niektóre opisy zupełnie nic nie wnoszące do tematu.

Temat książki niezwykle dla mnie interesujący. To moja druga lektura o Holokauście na Litwie. Niestety do poziomu "Naszych" Ruty Vanagaite i Efraima Zuroffa daleko. Mimo wszystko warto ją przeczytać przede wszystkim ze względu na osobę autorki. To opis jej drogi, jaką przeszła wyobrażeniach o swoim zmarłym dziadku: od litewskiego bohatera narodowego do zbrodniarza...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Historia seryjnego mordercy znad Green River i jego ofiar jest wstrząsająca. Trudno wyobrazić sobie ból rodzin po stracie córek, matek, sióstr... Historia aż prosiła się o jej opowiedzenie.
Jednak książka mnie trochę rozczarowała. Po pierwsze objętość, sporo można by odchudzić bez straty dla narracji. Po drugie irytujące mnie osobiste wtręty autorki, jak to była cały czas blisko tej sprawy, "biedna" czekała tyle lat w blokach startowych, żeby napisać książkę. Po trzecie układ książki nie bardzo mi odpowiadał, sporo chaosu. Ofiary zlewające mi się w końcu w jakąś zbiorową jednostkę. Ogólnie po lekturze byłam wyczerpana nie tylko tematyką, ale i formą.

Historia seryjnego mordercy znad Green River i jego ofiar jest wstrząsająca. Trudno wyobrazić sobie ból rodzin po stracie córek, matek, sióstr... Historia aż prosiła się o jej opowiedzenie.
Jednak książka mnie trochę rozczarowała. Po pierwsze objętość, sporo można by odchudzić bez straty dla narracji. Po drugie irytujące mnie osobiste wtręty autorki, jak to była cały czas...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Ciężko mi ocenić tę książkę. Dałam 6, ale nadal mam wątpliwości. Z pewnością czyta się ją szybko. Jest szokująca i naprawdę dobrze poprowadzona jest narracja. Ale... mam niejasne wrażenie, że autorka ze swoimi wyobrażeniami o głośnej sprawie zabójstwa 17-latki z 1998 roku poszła o jeden most za daleko.

Ciężko mi ocenić tę książkę. Dałam 6, ale nadal mam wątpliwości. Z pewnością czyta się ją szybko. Jest szokująca i naprawdę dobrze poprowadzona jest narracja. Ale... mam niejasne wrażenie, że autorka ze swoimi wyobrażeniami o głośnej sprawie zabójstwa 17-latki z 1998 roku poszła o jeden most za daleko.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książka niestety mnie rozczarowała. Biogramy cesarzowych dość krótkie, bez tła historycznego, za to z dużą dawką łzawych historyjek miłosnych.

Książka niestety mnie rozczarowała. Biogramy cesarzowych dość krótkie, bez tła historycznego, za to z dużą dawką łzawych historyjek miłosnych.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książka trochę mnie rozczarowała. Spodziewałam się bardziej czegoś w rodzaju pocztu władców.

Książka trochę mnie rozczarowała. Spodziewałam się bardziej czegoś w rodzaju pocztu władców.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Są rzeczy/zagadnienia tak oczywiste, że stały się niezauważalne. Adres jest jedną z nich. Autorka bierze czytelnika w podróż nie tylko w przestrzeni, ale i w czasie. Fascynująca lektura!

Są rzeczy/zagadnienia tak oczywiste, że stały się niezauważalne. Adres jest jedną z nich. Autorka bierze czytelnika w podróż nie tylko w przestrzeni, ale i w czasie. Fascynująca lektura!

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Pozycja obowiązkowa nie tylko dla Ślązaków, także, a może przede wszystkim dla całej reszty obywateli. Jako Kaszubka czytałam tym bardziej zainteresowana spojrzeniem na tę wewnętrzną inność.

Pozycja obowiązkowa nie tylko dla Ślązaków, także, a może przede wszystkim dla całej reszty obywateli. Jako Kaszubka czytałam tym bardziej zainteresowana spojrzeniem na tę wewnętrzną inność.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Są inne i ciekawe książki ze wspomnieniami z dawnego Gdańska, ale ta jest wyjątkowa, bo napisana przez byłą służącą. Autorka była danzigerką z urodzenia, obdarzoną świetnym zmysłem obserwacji i umiejętnością ciekawego opowiadania. Pozostawiła w swych wspomnieniach obraz Gdańska lat 60-tych i 70-tych XIX wieku. Czytelnik zagląda dzięki niej i do mieszkania urzędników bankowych czy lekarzy, ale też rybaka ze Stogów czy chorującego woźnicy (to rodzinny dom autorki), a także do zakładu dla ubogich na Polankach. Dobrze znający dzisiejszy Gdańsk ze zdziwieniem odkryje dawne oblicze miasta. Naprawdę dobra lektura.

Są inne i ciekawe książki ze wspomnieniami z dawnego Gdańska, ale ta jest wyjątkowa, bo napisana przez byłą służącą. Autorka była danzigerką z urodzenia, obdarzoną świetnym zmysłem obserwacji i umiejętnością ciekawego opowiadania. Pozostawiła w swych wspomnieniach obraz Gdańska lat 60-tych i 70-tych XIX wieku. Czytelnik zagląda dzięki niej i do mieszkania urzędników...

więcej Pokaż mimo to