Urodził się w Kielcach, gdzie spędził młode lata. Kolejno mieszkał w Krakowie, Krynicy, Łodzi, Berlinie, Amsterdamie, Tuluzie, Częstochowie, Barcelonie, Zagnańsku, i ponownie w Łodzi. Studiował w łódzkiej ASP. Sam mówi, że życiu najbardziej udała mu się wspaniała córka. Jako artysta plastyk do 2004 roku zajmował się ceramiką artystyczną i sztuką użytkową, jednak różne koleje losu sprawiły, że znalazł się w Tajlandii. Tam zaczął się koszmar. Spędził niemal sześć lat w trzech ciężkich aresztach, w tym w słynnym Bang Kwang. O tym, dlaczego się tam znalazł, jak wyglądało jego życie więzienne, w jaki sposób walczył o przetrwanie, opowiada w swojej książce "12 x śmierć. Opowieść z Krainy Uśmiechów".http://michalpauli.pl
Ta historia, choć nieprawdopodobna, wydarzyła się naprawdę i jest warta, by poświęcić jej kilka godzin. Szczególnie ci, którzy mają w planach wybrać się do Krainy Uśmiechu ku przestrodze lub ci, którzy już odwiedzili Tajlandię i się zachwycili - dla równowagi. A w ogóle jest to książka dla wszystkich.
Autor, Michał Pauli, w trakcie pobytu w Tajlandii z chęci zysku, świadomie łamiąc prawo wpadł w tarapaty. Wiedział, że dopuszcza się wykroczenia, zaryzykował, nie udało się i wyrokiem sądu wylądował w tajlandzkim więzieniu z wyrokiem 12 x śmierć. Wyrok niewspółmiernie wysoki do przewinienia. W oczekiwaniu na wykonanie wyroku spędził za kratami 6 lat i wskutek działań rodziny, dobrze życzących mu ludzi oraz wstawiennictwu i zaangażowaniu 3 polskich prezydentów: Lecha Wałęsy, Aleksandra Kwaśniewskiego i Lecha Kaczyńskiego odzyskał wolność, co w Tajlandii jest ewenementem. Po powrocie wszystko opisał.
Więzienie Bang Kwang, ironicznie nazywane Bangkok Hilton. Placówka o zaostrzonym rygorze, jedno z najcięższych więzień świata, które udaje się opuścić tylko nielicznym. Większość osadzonych (80%) jest stracona lub w oczekiwaniu na uwolnienie dopada ich śmierć. Trudno uwierzyć, że w XXI w. istnieją miejsca, gdzie ludzie siedzą w ciasnych klatkach jak dla zwierząt, poruszają się ze stalowymi kajdanami na nogach. O głodzie, torturach, chorobach, braku higieny nie wspominając.
Głównym bohaterem książki nie jest jednak Michał Pauli, lecz cała więzienna społeczność i jej codzienność. Dosłownie piekło na ziemi, beznadziejna walka o przetrwanie, zwierzęce warunki i beznadzieja. Słynny historyczny Alcatraz, czy Guantanamo to przy Bang Kwang bułka z masłem. Podobno w skali świata jest tylko kilka więzień porównywalnie okrutnych, np. La Sabaneta w Wenezueli, czy Quezon na Filipinach.
Książka nie jest literackim arcydziełem, tylko wzbudzającym emocje wspomnieniem byłego więźnia. Porusza do głębi, wzbudza niedowierzanie, prowokuje do zgłębienia tematu. Widzę jej mankamenty, ale mam świadomość, że autor nie jest pisarzem. Może swoją drogą szkoda, że nie przekazał swojej historii do napisania jakiemuś człowiekowi pióra?Żałuję tylko, że nie wiem, jak potoczyły się jego losy po powrocie do Polski, jak i czy uporał się z traumą, czy i jak docenił pomoc, którą otrzymał, jak teraz smakuje mu życie.
Sama nie wiem: 7 czy 8 pkt?
Raczej 8, bo przez tematykę jest więcej niż bardzo dobra.
Żenujący brak pokory i jakiejkolwiek refleksji ze strony autora pokazują, że jego pobyt w więzieniu nie miał nic wspólnego z resocjalizacją. Do końca uważał się za ofiarę systemu i nie czuł się odpowiedzialny za swoje czyny. Dodatkowo odpychające były jego obraźliwe komentarze o innych osadzonych i strażnikach oraz roszczeniowa postawa. Pogarda z jaką opisywał Tajów, to poczucie wyższości i bycia bardziej inteligentnym mnie bawiły. To przecież on stwierdził, że to świetny pomysł zostać kurierem extasy w kraju, który słynie z bardzo surowego prawa antynarkotykowego. Geniusz!
Nie wzbudził we mnie ani odrobiny współczucia, w przeciwieństwie do jego kilku współwięźniów, którzy zostali skazani w wyniku niesłusznego oskarżenia. Literacko książka też się nie broni. Na plus jedynie oceniam przedstawienie problemu tajskiego więziennictwa, skorumpowanego, będącego pod wpływem USA oraz nieludzkich warunków panujących w tamtejszych zakładach karnych.