-
ArtykułyKapuściński, Kryminalna Warszawa, Poznańska Nagroda Literacka. Za nami weekend pełen nagródKonrad Wrzesiński3
-
ArtykułyMagiczna strona Zielonej Górycorbeau0
-
ArtykułyPałac Rzeczypospolitej otwarty dla publiczności. Zobaczysz w nim skarby polskiej literaturyAnna Sierant3
-
Artykuły„Cztery żywioły magii” – weź udział w quizie i wygraj książkęLubimyCzytać73
Biblioteczka
Napisałam bardziej obszerną opinię przy pierwszym tomie, ale ten skomentuję jedynie stwierdzeniem, że ta książka jest piękna. I chociaż "Czerwone jak krew" moim zdaniem jest najlepsze, to właśnie w "Białym jak śnieg" następuje rozwinięcie mojego najbardziej ulubionego z ulubionych wątków mojej ulubionej książki.
Napisałam bardziej obszerną opinię przy pierwszym tomie, ale ten skomentuję jedynie stwierdzeniem, że ta książka jest piękna. I chociaż "Czerwone jak krew" moim zdaniem jest najlepsze, to właśnie w "Białym jak śnieg" następuje rozwinięcie mojego najbardziej ulubionego z ulubionych wątków mojej ulubionej książki.
Pokaż mimo to
"Czerwone jak krew" to w mojej opinii jedna z t y c h książek - książek, obok których nie można przejść obojętnie. Mimo że okładka nie jest zbyt intrygująca, opis na rewersie niesamowicie zaciekawia i wprowadza w pasjonujący klimat książki Salli Simukki.
Lumikki, główna bohaterka, moim zdaniem bije na głowę większość bohaterek młodzieżówek. Skomplikowana, złożona osobowość dziewczyny pełnej tajemnic, nie zostanie zrozumiana przez każdego.
Lumikki ma: przeciętną twarz i wygląd, własne miniaturowe mieszkanko, wciąż nierozpakowane pudła - zarówno w stancji, jak i we własnej głowie, mnóstwo wspomnień, a w środku czarną noc przyprószoną śniegiem.
Lumikki nie ma: przyjaciół, rodzeństwa, poczucia bezpieczeństwa.
Lumikki chodzi do liceum plastycznego. Czy jest artystką? Oczywiście, że tak. Opanowała do perfekcji sztukę:
- tłumienia emocji
- strachu
- zamykania się w sobie
- omijania - wszystkiego i wszystkich.
"Czerwone jak krew" nie jest książką z rodzaju: "życie tej dziewczyny było normalne, aż do momentu, kiedy...". Życie Lumikki nigdy nie było normalne. Dzieciństwo czerwone jak krew, miłość biała jak śnieg, dusza czarna jak heban. Na początku dziewczyna nie chce nam o sobie powiedzieć. Obchodzi się z nami szorstko w trzecioosobowej narracji, skąpi opisów, swoich tajemnic, faktów o sobie. Czasami widzimy jej sny, ale ona odpędza nas, byśmy się nie interesowali. Wyznaje filozofię: "nie mieszaj się w nie swoje sprawy" i zachęca nas, żebyśmy też stosowali się do tej reguły. Oczywiście, przynosi to odwrotny efekt. Razem z Lumikki odkrywamy poplamione ludzką krwią banknoty w szkolnej ciemnicy, wpadamy na trop szajki narkotyków, łamiemy własne zasady. W kolejnych częściach przeżywamy razem z nią kolejne "przygody" [wypowiedziane, rzec jasna, pogardliwym tonem]. Co ciekawe, zagadki, które rozwiązuje Lumikki nie są treścią książki. Zamiast rozwikływać tajemnice mafii, sekty religijnej i tajemniczego prześladowcy, rozwiązujemy tajemnice Lumikki. Sekrety nie są d o o k o ł a niej - one są w niej. Z każdym narażeniem życia, z każdym zetknięciem z przelaną krwią dziewczyna mimowolnie mówi nam coś o sobie. W końcu nie wytrzymuje - zaczyna wyrzucać z siebie sekrety, powoli je analizować, wreszcie pozwalając sobie na emocje.
Szczególną uwagę chciałabym zwrócić na wątek miłosny. Uważam, że nie napotkałam autora, który lepiej oddałby uczucia niż Salla Simukka.
Czasami myślę, że zagadki Lumikki są jedynie symbolem.
Oczywiście, to nie przypadek, że je napotyka. One krążą wokół niej od dawna, czekając na to, by je rozwiązała. Jednak nie jest to tak proste, jak się wydaje. Lumikki jest typem "twardej dziewczyny". Jest jak postać składająca się z niesamowicie mocno splecionych węzłów, skomplikowanych, boleśnie zaciśniętych. Aby rozwiązać coś z zewnątrz, musi rozwiązać supeł wewnątrz.
Polecam całym sercem The Snow White Trilogy. To jedna z książek-luster - widzisz w niej tyle, ile masz w sobie. Tutaj akurat musisz umieć zrozumieć Lumikki, a nie każdemu się to udaje. Jest zupełnie inna od typowych młodzieżówek, zmienia spojrzenie. Sprawia, że zaczynasz dostrzegać w sobie lodowatą biel śniegu - wewnętrzny chłód, nieczułość,obojętność, jaskrawą czerwień krwi - pamiątki po bólu i cierpieniu zamiecionym pod dywan oraz ciemną czerń hebanu - mocną osobowość, chociaż zdolną do spłonięcia.
"Czerwone jak krew" to w mojej opinii jedna z t y c h książek - książek, obok których nie można przejść obojętnie. Mimo że okładka nie jest zbyt intrygująca, opis na rewersie niesamowicie zaciekawia i wprowadza w pasjonujący klimat książki Salli Simukki.
Lumikki, główna bohaterka, moim zdaniem bije na głowę większość bohaterek młodzieżówek. Skomplikowana, złożona osobowość...
Książka, która wzbudza więcej emocji niż polskie mecze piłki nożnej.
Książka, która sprawi, że będziesz spadać - z krzesła, z szoku lub rozbawienia. Z okna drugiego piętra, z poczucia beznadziei i bezsilności. Z dziesiątego piętra, z miłości do bohaterów. Z szesnastego piętra, z rozpaczy, tworząc fruwający wodospad łez.
Ostatni raz śmiałam się tak przy Trylogii Czasu.
Ostatni raz zakochałam się w bohaterach przy Eleonorze i Parku.
Ostatni raz płakałam tak przy... tak, chyba przy Chłopcach z Placu Broni, których czytałam w wieku dziesięciu lat. [*]
Porównywana do Eleonory i Parka - tak samo lekko i urocza, pełna oddania pierwsza miłość.
Porównywana do GWN - bez sensu, moim zdaniem. Jeśli jest z tym związana, to tylko tym, że będziesz strasznie ryczeć. Mnie WJM wzruszyły o wiele bardziej niż historia Hazel i Augustusa.
Zostawiła mnie steraną emocjami, zakochaną w bohaterach po uszy i w głębokiej melancholii. Postaci są niesamowite, świeże, odważne, wyraźnie nakreślone. Ich problemy były dla mnie bardzo bliskim i dość znajomym tematem, przez co jeszcze bardziej doceniałam tę książkę. Zrozumiałam ją bardzo dobrze i odczułam głęboko, w każdej komórce ciała.
Skoro John Green jest odważny, bo napisał książkę o raku, taką inną i w ogóle, Jennifer Niven powinna być herosem.
Książka, która wzbudza więcej emocji niż polskie mecze piłki nożnej.
Książka, która sprawi, że będziesz spadać - z krzesła, z szoku lub rozbawienia. Z okna drugiego piętra, z poczucia beznadziei i bezsilności. Z dziesiątego piętra, z miłości do bohaterów. Z szesnastego piętra, z rozpaczy, tworząc fruwający wodospad łez.
Ostatni raz śmiałam się tak przy Trylogii...
Kolejna książka, którą trudno mi oceniać, bo żywię do niej zbyt wielkie uczucie. Jest absolutnie perfekcyjna i - to sprawdzone - stanowi najlepszą lekturę na złamane serce [tuż obok PLL].
Kolejna książka, którą trudno mi oceniać, bo żywię do niej zbyt wielkie uczucie. Jest absolutnie perfekcyjna i - to sprawdzone - stanowi najlepszą lekturę na złamane serce [tuż obok PLL].
Pokaż mimo toNaprawdę uwielbiam Trylogię Czasu. Może nie jest super ambitna, ale poczucie humoru Kerstin Gier niezmiennie doprowadza mnie do łez rozbawienia. Jej największą zaletą jest to, że zapewnia świetną rozrywkę.
Naprawdę uwielbiam Trylogię Czasu. Może nie jest super ambitna, ale poczucie humoru Kerstin Gier niezmiennie doprowadza mnie do łez rozbawienia. Jej największą zaletą jest to, że zapewnia świetną rozrywkę.
Pokaż mimo toWbrew pozorom dużo gorsza od poprzedniczek. Mało spójna akcja, słaby początek, nudny środek, a na końcu skumulowanie zbyt wielu wydarzeń.
Wbrew pozorom dużo gorsza od poprzedniczek. Mało spójna akcja, słaby początek, nudny środek, a na końcu skumulowanie zbyt wielu wydarzeń.
Pokaż mimo to
[FABUŁA]
Leonard Peacock zaplanował dla siebie, cóż… niezwykłe… atrakcje na osiemnaste urodziny. Zamierza popełnić morderstwo, a zaraz potem samobójstwo. Przedtem zamierza jeszcze dać czterem interesującym osobom prezenty pożegnalne, a wieczorem… puf!... cokolwiek spektakularnie zniknąć z tego świata. Choć z pewnością nie chodziło mu o spektakularność.
Nie sądzi, że komuś będzie mu go brakowało. Na pewno nie matce, projektantce mody mieszkającej w innym mieście, która, jak sam mówił, należy do typowych „matek olewających”. Zresztą, wątpi, czy w ogóle pamięta, że dokładnie osiemnaście lat temu sprowadziła na ten świat tak intrygującą osobę, jaką jest Leonard. O wiele bardziej znaczący jest dla niej jej chłopak z Francji. Ojcem też to raczej nie wstrząśnie, o ile jeszcze żyje i nadal ukrywa się w wenezuelskich lasach. Przyjaciele? Nie jest ich zbyt dużo, a każdy z nich jest bez wątpienia nietypowy. Nie, oni też szybko zapomną, że kiedyś po tej Ziemi chodził jakikolwiek Leonard Peacock.
Wszystko jest już przygotowane – cztery prezenty opakowane w różowy papier [cóż, Leonard nie był w posiadaniu żadnego innego…], świeżo obcięte długie włosy, kapelusz w stylu Bogarta oraz naładowany, nazistowski walther P38. Wystarczy tylko wyjść z domu, wręczyć prezenty, po czym zakończy się życie Ashera Beala, a na końcu Leonard sam zejdzie ze sceny.
Przeżywamy razem z Leonardem ten jeden dzień, poznając jego historię oraz powody, dlaczego zdecydował się podjąć tak radykalne kroki. Obserwujemy świat jego oczami, a choć ten świat nie jest piękny czy pociągający, spostrzeżenia głównego bohatera są nad wyraz interesujące.
[BOHATEROWIE]
W tej dość krótkiej [za krótkiej w moim odczuciu, mogłabym czytać dwa razy więcej tak przyjemnej prozy] książce można natknąć się na wiele ciekawych charakterów. Takie postacie jak Lauren, Walt czy Herr Silvermann są niebanalne, wyraziste i z pewnością intrygujące. Każda z nich jest zupełnie nowa, inna, a żadna nie jest nijaka czy przezroczysta. Mimo iż zachęcających bohaterów było tak wiele, moje serce bezdyskusyjnie podbił Leonard. Jest niezwykle inteligentny, oryginalny i czarujący. Nie tyle wybija się wśród swoich rówieśników, ile jest ich zupełnym przeciwieństwem. Niezauważany, zaniedbywany, pogrąża się w depresji, goniony nieustannie przez swoją trudną przeszłość. Dzięki temu, że książka jest pisana w narracji pierwszoosobowej, możemy śledzić jego tok myśli, dostrzegając nadzwyczajną błyskotliwość bohatera. Prędkość jego umysłu powinna być mierzona w setkach myśli na sekundę, co chwilę zahacza o rozmaite dygresje – cóż, nie będę ukrywać, że w mojej własnej głowie wszystko odbywa się podobnie i autorowi należy sie owacja na stojąco za tak realistyczne oddanie tego na papierze. Szczerze mówiąc, Leonard należy do mojego ulubionego typu ludzi – zamkniętych w sobie, inteligentnych, niedocenianych, dojrzałych emocjonalnie, często zagubionych [uwielbiam czytać o bohaterach, którzy przypominają mi mnie samą]. Listy z przyszłości… przecudowne. Wzruszyły mnie i rozczuliły jednocześnie. Przysięgam, że jeśli na mojej drodze życia pojawiłby się jakiś Leonard, bez wahania zostałabym jego A. [proszę nie doszukiwać się aluzji do „Pretty Little Liars”]. Jestem bezwzględnie zauroczona jego osobowością.
[PODSUMOWANIE]
„Wybacz mi, Leonardzie” uznaję za książkę niezwykłą. Poruszająca, piękna, głęboka. Nie potrafię nie wyrazić podziwu dla Quicka, który napisał powieść o trudnych sytuacjach, trudnym życiu, tak lekko i zabawnie. Nie straciła nic ze swojej błyskotliwości czy „głębokości”. Z czystym sercem mogę ją polecić wszystkim nastolatkom „poszukującym więcej”, osobom, które myślami wybiegają poza granice naszej prostej egzystencji. Niezwykle spodobało mi się określenie, które główny bohater stosował, mówiąc o kolegach z klasy [już nigdy nie pomyślę: „Boże, co za idiota”, tylko: „Boże, co za uberdureń”]. Zakończenie… cóż, nie zamierzam zdradzać zakończenia, ale pragnę przyznać, że w ostatnich stronach jest zawarte coś niesamowicie chwytającego za serce. Chciałabym umieć tak kończyć moje skromne twórczości. Z pewnością sięgnę jeszcze po książki tego autora.
Jedyną wadą powieści jest to, że tak szybko się kończy. Chcę więcej takiej prozy, więcej takich przemyśleń, takich postaci. I nade wszystko, chcę więcej Leonarda.
[FABUŁA]
Leonard Peacock zaplanował dla siebie, cóż… niezwykłe… atrakcje na osiemnaste urodziny. Zamierza popełnić morderstwo, a zaraz potem samobójstwo. Przedtem zamierza jeszcze dać czterem interesującym osobom prezenty pożegnalne, a wieczorem… puf!... cokolwiek spektakularnie zniknąć z tego świata. Choć z pewnością nie chodziło mu o spektakularność.
Nie sądzi, że komuś...
Monumentalne, imponujące i zaskakujące zakończenie niesamowitej opowieści.
Oczywiście, jak zwykle, jestem nieusatysfakcjonowana zakończeniem pewnego wątku miłosnego, ale poza tym nie jestem w stanie ująć w słowa mojego zachwytu. Powinniście zobaczyć wybuchu śmiechu i płaczu [ale przede wszystkim płaczu], to, jak dryfowałam na naprędce sporządzone tratwie na morzu własnych łez, komiksowe serduszka zamiast tęczówek w moich oczach.
Nie jestem w stanie opisać, jak bardzo kocham tę książkę.
Monumentalne, imponujące i zaskakujące zakończenie niesamowitej opowieści.
Oczywiście, jak zwykle, jestem nieusatysfakcjonowana zakończeniem pewnego wątku miłosnego, ale poza tym nie jestem w stanie ująć w słowa mojego zachwytu. Powinniście zobaczyć wybuchu śmiechu i płaczu [ale przede wszystkim płaczu], to, jak dryfowałam na naprędce sporządzone tratwie na morzu własnych...
Pożarła mnie absolutnie. Książka pełna postaci, w których się zakochasz i tych, których nienawidzisz. Pierwsze miłość książkowa - Atramentowa Trylogia. Pierwszy kac książkowy - Atramentowa Trylogia. Pierwszy raz, kiedy płakałam przez godzinę z powodu książki - Atramentowa Trylogia.
Trudno mi opisywać moją miłość do tego świata, do nich wszystkich. Do Smolipalucha, Farida, Basty, Capricorna, Brzydkiej Wiolanty, Meggie, Mo, Resy, Żmijogłowego, Piszczałki, ich wszystkich. Te postacie na zawsze zostaną we mnie. Za każdym razem, kiedy wracam do tej książki, zakochuję się w nowej postaci. Ostatnio moim sercem zawładnął Farid, wcześniej Basta, jeszcze wcześniej Capricorn, a jeszcze wcześniejszych nie pamiętam, było ich tak dużo. Przy okazji świat jest tak fascynujący, genialnie wykreowany. Absolutnie uwielbiam zarówno styl, jak i wyobraźnię Cornelii Funke. Gdybym chciała wybrać głowę pisarza, w której chciałabym powstać, bez namysłu wybrałabym jej umysł.
[nie zrozumcie mnie źle. Mam nadzieję, że z tej króciutkiej recenzji przebija szczera miłość i uwielbienie, a nie obłąkanie]
Pożarła mnie absolutnie. Książka pełna postaci, w których się zakochasz i tych, których nienawidzisz. Pierwsze miłość książkowa - Atramentowa Trylogia. Pierwszy kac książkowy - Atramentowa Trylogia. Pierwszy raz, kiedy płakałam przez godzinę z powodu książki - Atramentowa Trylogia.
Trudno mi opisywać moją miłość do tego świata, do nich wszystkich. Do Smolipalucha, Farida,...
Zakończenie, na które czekasz. Tajemnice, które pragniesz poznać. Bohaterka, która n a r e s z c i e [mówisz to z pretensją, zniecierpliwieniem] wyjawi ci swój sekret i rozwiąże ostatni, najbardziej bolesny,zaciśnięty aż do niepamięci supeł w swojej głowie. Czerwone tajemnice, białe emocje i czarne dusze.
Choćbyś była jasnowidzem, Salla Simukka w ostatnim tomie The Snow White Trilogy i tak cię zaskoczy.
Zakończenie, na które czekasz. Tajemnice, które pragniesz poznać. Bohaterka, która n a r e s z c i e [mówisz to z pretensją, zniecierpliwieniem] wyjawi ci swój sekret i rozwiąże ostatni, najbardziej bolesny,zaciśnięty aż do niepamięci supeł w swojej głowie. Czerwone tajemnice, białe emocje i czarne dusze.
więcej Pokaż mimo toChoćbyś była jasnowidzem, Salla Simukka w ostatnim tomie The Snow...