-
ArtykułyTu streszczenia nie wystarczą. Sprawdź swoją znajomość lektur [QUIZ]Konrad Wrzesiński13
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 10 maja 2024LubimyCzytać347
-
Artykuły„Lepiej skupić się na tym, żeby swoją historię dobrze opowiedzieć”: wywiad z Anną KańtochSonia Miniewicz1
-
Artykuły„Piszę to, co sama bym przeczytała”: wywiad z Mags GreenSonia Miniewicz1
Biblioteczka
2024-05-09
2024-04-17
Książkę przeczytałam z polecenia mojego przyjaciela - Marcin - dałeś mi bardzo wymagającą polecajkę ;) Mimo to nie żałuję a wręcz jestem z siebie dumna, że podołałam ponad 900-stronicowemu tomiszczu. Nie była to łatwa przeprawa - faktem jest, że książkę czytałam z przerwami kilka miesięcy. Powodów było kilka. Pierwszy i chyba najważniejszy, to to, że książka jest bardzo rozciągnięta w akcji, żeby nie powiedzieć rozwleczona. Mimo, że w zasadzie cała fabuła zawiera tak naprawdę niewiele ponad tydzień czasu, to dostajemy bardzo powolny i dokładny opis wydarzeń. A te wydarzenia są notabene proste - sędzia wraz ze swoim sekretarzem przyjeżdża do małego, dopiero co powstającego miasteczka aby wykonać wyrok na rzekomej czarownicy, która dokonała zbrodni na swoim mężu i kaznodziei i jest źródłem pożarów i chorób opanowujących miasteczko. Wyrok zapada a czarownica ma spłonąć na stosie. Wokół tego podstawowego wątku jest opleciona cała misterna zagadka tajemniczych wydarzeń, którą z uporem iście maniakalnym próbuje rozwiązać sekretarz sędziego Matthew Corbett. To właśnie sekretarz staje się główną postacią książki i to on niczym współczesny detektyw, zadając niewygodne pytania i wykazując się nadzwyczajną logiką próbuje uchronić czarownicę przed spaleniem. Wierzy w jej niewinność i próbuje uczynić wszystko, aby sprawiedliwość i prawda wygrała.
Książka zawiera dość pokaźną ilość bohaterów - są to mieszkańcy miasteczka a każdy z nich okazuje się, że ma więcej lub mniej za uszami i swoje tajemnice. Raczej nie potrafiłam do nich pałać sympatią, bo byli albo szaleni albo ewidentnie coś knuli. Z wieloma z nich wiązały się również dość... hmm... obrzydliwe historie, które autor z zegarmistrzowską wręcz precyzją opisuje. Momentami czułam się tak, że miałam tą książką rzucić o podłogę, bo mnie odrzucało, ale koniec końców, robiąc przerwy od lektury jakoś przebrnęłam.
Myślę, że finalnie autor zrobił tu kawał dobrej roboty, choć w zasadzie gdyby książka była trochę mniej drobiazgowa to raczej by nie straciła na wartości a może nawet zyskała. Dość dobrze, przynajmniej w moim odbiorze, jest ukazana rzeczywistość tamtych VXII-wiecznych jeszcze czasów, łącznie z dialogami i zwyczajami. Tylko sam Matthew jest trochę jakby miał historycznie kilkadziesiąt lat więcej - ma trochę inne, obiektywne i nie tak zabobonne spojrzenie. Dodatkowo autor łączy tu kilka gatunków literackich, bo mamy trochę obyczajówki, trochę kryminału, trochę horroru a wreszcie trochę przygodówki rodem z Indiany Jonesa, więc każdy znajdzie tu coś dla siebie o ile wytrwa w czytaniu do końca.
Polecam książkę, aczkolwiek nie każdemu - miłośnicy długich, mięsistych i wyrazistych książek powinni być zadowoleni. Reszta decyzję musi podjąć sama.
Książkę przeczytałam z polecenia mojego przyjaciela - Marcin - dałeś mi bardzo wymagającą polecajkę ;) Mimo to nie żałuję a wręcz jestem z siebie dumna, że podołałam ponad 900-stronicowemu tomiszczu. Nie była to łatwa przeprawa - faktem jest, że książkę czytałam z przerwami kilka miesięcy. Powodów było kilka. Pierwszy i chyba najważniejszy, to to, że książka jest bardzo...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-02-21
To była moja pierwsza książka Agathy Christie od lat. A te lata temu też za dużo jej książek nie czytałam, może góra dwie.
Teraz jako "stateczna czytelniczka" sięgnęłam po tę klasykę oczywiście nie inaczej, jak zainspirowana opiniami i poleceniami znajomych z LC - @Karol, @Marcin - dziękuję;)
I teraz wypadałoby napisać, że to było wow, że klasyka to jednak jest sztos i w ogóle. Otóż nie do końca tak czuję. Owszem było to coś zupełnie innego. Napisane zwięźle, konkretnie, bez zbędnych opisów i wypełniaczy stron. Zawsze się zastanawiam, że klasycy kryminału potrafili zmieścić swoją historię na góra dwustu kilkudziesięciu stronach a ci współcześni potrzebują z grubsza dwa razy tyle albo i więcej i często nie wychodzi z tego nic konkretnego. No, ale to chyba fenomen współczesności - im coś większe, tym niby lepsze.
Ale...może w końcu kilka zdań o samej książce. Jest w niej w zasadzie wszystko, co powinien zawierać kryminał - tajemnica, zbrodnie, wzajemne podejrzenia, szukanie sprawcy i powiedzmy, że zaskakujące zakończenie. Oprócz tego jest to klasyka "zamkniętego pokoju", tyle, że tym pokojem okazuje się tajemnicza wyspa z tajemniczym samotnym domem. Jest dziesięć osób zwabionych na rzeczoną wyspę w równie tajemniczy sposób i jest w końcu tajemniczy właściciel, którego nikt tak naprawdę nie zna. I jest jeszcze tajemniczy wierszyk o dziesięciu żołnierzykach. I w zasadzie ten wierszyk, już na samym początku mówi nam wszystko. Akcja idzie jak po sznurku a czytelnik, wie co będzie dalej. Wszystko wyjaśnia epilog, a w zasadzie zawarty na ostatnich stronach list. I niestety, ale spodziewałam się czegoś innego. Jakiegoś większego suspensu, zaskoczenia czytelnika. Niestety w zasadzie już za połową książki domyślałam się, że to tak może się potoczyć. Nie wiem czy to dobrze czy źle. Może tu efektem wow nie miało być zakończenie tylko wymyślona fabuła i kolejno przewracające się kostki domina, jak w wierszyku o żołnierzykach.
Nie wiem, mam jakiś niedosyt i jednocześnie chciałabym sięgnąć już teraz po następną książkę pani Christie. A z drugiej ? No właśnie - gdzie to wow? Za dużo pytań, za mało odpowiedzi. Ostatecznie daję 8 - nie wybitnie ale też bardzo dobrze to za mało. Sami sobie odpowiedzcie na pytanie czy chcecie czytać Agathę Christie.
To była moja pierwsza książka Agathy Christie od lat. A te lata temu też za dużo jej książek nie czytałam, może góra dwie.
Teraz jako "stateczna czytelniczka" sięgnęłam po tę klasykę oczywiście nie inaczej, jak zainspirowana opiniami i poleceniami znajomych z LC - @Karol, @Marcin - dziękuję;)
I teraz wypadałoby napisać, że to było wow, że klasyka to jednak jest sztos i w...
2023-12-29
Nie napiszę o tej książce nic bardziej odkrywczego niż już zostało napisane - bez wątpienia stwierdzam, że jest to absolutne arcydzieło i jest warte poświęcenia mu czasu. Moje pierwsze spotkanie z książką nie było łatwe - czytając ją jeszcze na wiosnę nie mogłam złapać jej klimatu i przebić się przez ogrom realizmu, jaki serwuje nam autor. Odłożyłam ją i wróciłam w grudniu, aby móc ponownie zanurzyć się w świecie Dzikiego Zachodu. Było mi łatwiej, bo już wiedziałam czego się spodziewać. Mimo, że nie do końca odpowiadał mi brutalny realizm kowbojskiego życia, szczególnie w aspekcie zabijania i na wskroś popularnych saloon barów z kobietami wątpliwej reputacji to cała warstwa obyczajowa, historyczna, psychologiczna i emocjonalna pochłonęła mnie na wskroś. Banałem jest powiedzieć, że to książka o spędzie bydła i dwóch podstarzałych kowbojach. Całe piękno i kompletność tej powieści polega na tych wszystkich detalach, podtekstach, motywach i wątkach zdawałoby się pobocznych wplecionych w główną historię.
Dla mnie ta książka ma też duchowy wymiar - przeczytałam ją dzięki przyjacielowi, którego nie ma niestety już wśród nas. Odszedł nagle, kiedy ja byłam gdzieś w 1/4 książki i już nie mogłam podzielić się z Nim wrażeniami, powiedzieć jak bardzo mi się podoba i że miał rację mówiąc mi wielokrotnie, że jak przebrnę przez początek, to potem będę już płynąć z tą książką. Dedykuję zatem Tobie Marcin tę książkę - zamieszczam tę opinię ze łzami w oczach, dokładnie w trzy lata po tym jak Ty zamieściłeś swoją. Niestety żadnej opinii już nie napiszesz i nie przeczytasz już tych wszystkich książek, które miałeś w planach. Mam nadzieję, że kiedyś się spotkamy i opowiem Ci o nich. Zostawiłeś po sobie straszną pustkę i patrząc na wiele książek na półce w domu mam w głowie setki naszych rozmów. Dzięki Tobie poszerzyłam swoje czytelnicze horyzonty i odkryłam wielu ciekawych i wartościowych autorów; szkoda, że los tak okrutnie zadrwił i nie dał cieszyć się tą przyjaźnią jeszcze wiele lat.
Trzymaj się Przyjacielu! Wierzę, że jesteś gdzieś tam i będziesz ze mną podczas czytania kolejnych książek, tych których sam nie zdążyłeś przeczytać i wielu, wielu innych...
Nie napiszę o tej książce nic bardziej odkrywczego niż już zostało napisane - bez wątpienia stwierdzam, że jest to absolutne arcydzieło i jest warte poświęcenia mu czasu. Moje pierwsze spotkanie z książką nie było łatwe - czytając ją jeszcze na wiosnę nie mogłam złapać jej klimatu i przebić się przez ogrom realizmu, jaki serwuje nam autor. Odłożyłam ją i wróciłam w grudniu,...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-11-12
Po książkę sięgnęłam zainspirowana rozmowami na forach LC, ale również po premierze filmu, powstałego na podstawie książki.
Kompletnie nie znałam historii morderstw plemienia Osagów, a tym bardziej nie znałam historii powstania FBI w Stanach. Książka ta doskonale łączy te dwie historie. Z jednej strony autor krok po kroku kreśli historię plemienia Osagów, łącznie z tłem historycznym skąd wzięli się na ziemiach Oklahomy, dlaczego miejsce ich osiedlenia było tak ważne dla kraju i jak w tajemniczych okolicznościach po kolei ginęli członkowie tej społeczności. Osią fabuły jest rodzina pewnej mieszkanki osady Grey Horse, Mollie Burkhart, której praktycznie cała rodzina została wymordowana w tajemniczych okolicznościach i ona sama ledwo uszła z życiem. Autor na tę historię nakłada historię władz i agentów federalnych, którzy bezskutecznie próbowali rozwikłać sprawę morderstw. Niestety aż do pojawienia się agenta Toma White'a, wszyscy byli albo tak nieskuteczni albo tak skorumpowani, że morderstwa były zamiatane pod dywan i nikt nie znał nawet wierzchołka góry lodowej, która kryła się w osadzie i generalnie całym hrabstwie. Wspomniany Tom White, który jest poniekąd główną postacią tworzącego się tworu, jakim w przyszłości będzie FBI, ze swoją dociekliwością, pomysłowością prowadzenia śledztwa i skutecznością "wyniósł' na światło dzienne przynajmniej część spisków, chcących się wzbogacić mieszkańców całego hrabstwa i jednocześnie skorumpowanych władz. Historia życia Toma White'a jest tu drugą główną osią i była ona tak samo ciekawa jak wspomniana wcześniej tragiczna historia rodziny Burkhartów.
Książka jest bardzo dobrze, sprawnie i logicznie napisana. Czyta się ją szybko i z zainteresowaniem i jednocześnie szokiem, że takie historie działy się naprawdę. Autor w końcówce poszerza krąg historyczny kolejnych zamordowanych osób i postaci, z którymi spotkał się w remach reaserchu do książki i uważam, że to trochę rozmyło te dwie główne historie, choć z drugiej strony dało też szersze tło i pokazało, że w tamtym prowadzonym śledztwie nadal były duże luki i niewyjaśnione zdarzenia.
Historia na tyle mnie zainteresowała, że jutro wybieram się do kina - chętnie zobaczę jej filmową interpretację. A i w niedługim czasie chętnie sięgnę po inną głośną książkę autora o Amazonii.
Po książkę sięgnęłam zainspirowana rozmowami na forach LC, ale również po premierze filmu, powstałego na podstawie książki.
Kompletnie nie znałam historii morderstw plemienia Osagów, a tym bardziej nie znałam historii powstania FBI w Stanach. Książka ta doskonale łączy te dwie historie. Z jednej strony autor krok po kroku kreśli historię plemienia Osagów, łącznie z tłem...
2023-11-30
To była moja pierwsza przeczytana w papierze książka Pana Mieczysława. Postać nadkomisarza Marcina Zakrzewskiego tak mną zawładnęła, że po wysłuchanych wszystkich audiobookach z tym bohaterem postanowiłam spotkać się z nim oko w oko. Nie żałuję wydanych pieniędzy na książkę, bo to naprawdę kawał dobrego polskiego kryminału. Czyta się szybko, niemal z zapartym tchem i niecierpliwością a to są uczucia, które powinny towarzyszyć tego typu literaturze. Autor domyka tutaj historię zawartą w trylogii Wściekłych psów, gdzie tematem przewodnim jest makabryczne polowanie na ludzi i stopniowo odkrywana pajęcza sieć powiązań organizacji przestępczej, która ogarnęła instytucje państwowe i wysoko postawionych ludzi.
Postać Marcina Zakrzewskiego odgrywa kluczową rolę w całej tej historii, bo jego policyjny nos i instynkt pozwalają mu się odnaleźć w każdej sytuacji i z każdej wybrnąć. Nie wiem ile dostał żyć od Pana Mieczysława, ale mam nadzieję, że jeszcze kilka mu zostało i niedługo autor wymyśli coś nowego abym nie musiała rozstawać się z moim ulubionym bohaterem. Lubię go, bo jest dla mnie po prostu jakiś, ma swój wewnętrzny system wartości, który go trzyma w ryzach rzeczywistości. Autor doskonale nakreślił go charakterologicznie i dał mu dużą świadomość siebie, co dla mnie jako czytelnika jest genialne.
Na plus jest dla mnie to, że chyba to pierwsza książka, w której autor tak bardzo skompensował fabułę - nie ma tu zbędnych wątków, nie ma kosmicznych scen rodem z CSI. Jest polska rzeczywistość, mała ilość bohaterów, szybkie, krótkie akcje, dynamika i genialne zaskoczenia. Mimo, że nie lubię jak polscy autorzy zaczynają wywlekać politykę i polskie bagienko, to tutaj finalnie autor zrobił to w sumie subtelnie i nie nachalnie, skupiając się na tym jakie znaczenie dla śledztwa ma jednostka z właściwym kręgosłupem moralnym.
Podsumowując - dla mnie genialne zakończenie serii. Polecam, ale trzeba znać poprzednie tomy.
P.S. Dziękuję autorowi za dialog, który ze mną nawiązał - tak Panie Mieczysławie Titanic zatonął na Atlantyku;)
To była moja pierwsza przeczytana w papierze książka Pana Mieczysława. Postać nadkomisarza Marcina Zakrzewskiego tak mną zawładnęła, że po wysłuchanych wszystkich audiobookach z tym bohaterem postanowiłam spotkać się z nim oko w oko. Nie żałuję wydanych pieniędzy na książkę, bo to naprawdę kawał dobrego polskiego kryminału. Czyta się szybko, niemal z zapartym tchem i...
więcej mniej Pokaż mimo to
Długo się zabierałam za rozpoczęcie cyklu Diuny. Idąc za radą niektórych osób z LC, Diuna to jeden z niewielu przypadków, gdzie warto najpierw obejrzeć film zanim sięgnie się po książkę. Teraz po przeczytaniu pierwszego tomu, zgadzam się z tą opinią. Przede wszystkim dlatego, że to uniwersum jest tak rozbudowane i tak złożone, że film na pewno ułatwia poniekąd odnalezienie się w tym świecie. I od razu może odniosę się do filmu, bo to faktycznie jedna z lepszych adaptacji książkowych, jakie ostatnio oglądałam. Natomiast...no właśnie...przeczytanie książki przenosi nas jeszcze głębiej w świat Diuny, w świat rodów, władców, zależności politycznych, ekologii a przede wszystkim otula nas niesamowitym mistycyzmem i magią. I właśnie ten mistycyzm w połączeniu z genialnie wykreowanym światem dalekiej przyszłości spowodował u mnie poczucie, że pierwsza część cyklu Diuny to książka, na którą czekałam całe czytelnicze życie. To książka, która zawładnęła mną tak, jak jeszcze żadna wcześniej, która powodowała u mnie drżenie rąk i niemal ekstazę czytelniczą. Trochę boję się, że Diuna postawiła poprzeczkę tak wysoko, że ciężko mi będzie trafić na coś równie genialnego.
Jestem pod ogromnym wrażeniem świata, który został wymyślony przez Herberta prawie 60 lat temu. Wykreowanie rodu Atrydów, postaci Paula Atrydy, który okazuje się być, dzięki swojemu pochodzeniu człowiekiem, który łączy czas i przestrzeń, który walczy o dobro i dzięki wyszkoleniu zarówno mięśni ciała jak i myśli zdobywa coś, czego nikomu w historii jeszcze się nie udało. Walczy ze znienawidzonym rodem Harkonnenów i samym Imperatorem wszechświata a przy tym staje się Fremenem, za którym idą miliony rdzennych mieszkańców Arrakis, tytułowej Diuny. A na to wszystko mamy nałożone wątki ekologii, procesów, które zachodzą na Arrakis, gdzie wzajemne zależności między brakiem wody, gigantycznymi stworami zwanymi czerwiami i narkotyczną przyprawą budują mistycyzm podszyty biologią, chemią i genetyką. Ten świat jest tak wciągający, tak bardzo uzależniający a jednocześnie tak bardzo skomplikowany, że niejednokrotnie wracałam do słowniczka terminologii imperium - polecam zaznajomić się z nim, przynajmniej pobieżnie jeszcze przed rozpoczęciem czytania, bo pozwoli to jeszcze bardziej usystematyzować wiedzę i w trakcie czytania delektować się fabułą.
Będę każdemu polecać przeczytanie tej książki, nawet tym, którzy nie czytają science-fiction. Jeśli mielibyście przeczytać w życiu tylko jedną książkę z gatunku fantastyki, to przeczytajcie Diunę. Nie będziecie zawiedzeni. Ja jestem zachwycona, zakochana w tym świecie i niewiarygodnie oszołomiona. Chyba nawet nie jestem w stanie oddać słowami, wszystkiego tego, co czuję, po przeczytaniu tej książki. Myślę, że jeszcze długo będzie ze mną rezonować i układać się w głowie.
Długo się zabierałam za rozpoczęcie cyklu Diuny. Idąc za radą niektórych osób z LC, Diuna to jeden z niewielu przypadków, gdzie warto najpierw obejrzeć film zanim sięgnie się po książkę. Teraz po przeczytaniu pierwszego tomu, zgadzam się z tą opinią. Przede wszystkim dlatego, że to uniwersum jest tak rozbudowane i tak złożone, że film na pewno ułatwia poniekąd odnalezienie...
więcej Pokaż mimo to