rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

"Takie rzeczy po prostu się zdarzają."

Mówią : Jakub Małecki, autor "Dygotu", "Rdzy", nominowanych do Nike "Śladów "..., a ja już wiem, że to uosobienie niezwykłego talentu i nieprzeciętnej wrażliwości.
Słyszę: Jakub Małecki pisze kolejną książkę ..., czekam z ekscytacją, bo już wiem, że będzie to wydarzenie i wykwintna duchowa uczta.
No i mamy ten moment; książka ma swą premierę 31 października. Możemy się delektować, karmić zmysły, zapomnieć o wszystkim wokół , by potem szerzej otworzyć oczy i patrzeć, i dostrzegać więcej, niż czubek własnego nosa. Bo tego, między innymi, uczy proza Jakuba Małeckiego.
Chciałabym wznieść się ponad ten ogólny podziw, napisać spokojnie, bez emocji, kilka słów polecenia, coś oryginalnego, ale to nie jest łatwe.
Książkę przeczytałam przedpremierowo, z początkiem września i trwam w nieopadających emocjach. Odczuwam, jakby autor pisał dla mnie, dla zaspokojenia mojego czytelniczego apetytu. Ale też domyślam się, że podobnie odczuwa każdy, kto zetknął się z twórczością Jakuba Małeckiego i to jest sztuką , jaką posiadł pisarz. Stworzył przestrzeń, w którą każdy może się wkomponować, w niej odnaleźć i dowolnie interpretować. Bo Jakub Małecki pisząc o sprawach, tylko z pozoru zwykłych, o naszych ludzkich, codziennych zmaganiach, o tym, co tu i teraz, o tym, jak żyć, by nie tylko "mieć ", ale przede wszystkim "być ", nadaje swej prozie ładunek egzystencjalny i uniwersalny. Pisze w niezwykłym, swoim indywidualnym stylu. I to nie jest smutna proza, a mądra, dojrzała, osadzona w realiach otaczającej nas rzeczywistości.

Swoją bohaterkę Olgę wyprawia w podróż, w dorosłe życie, z "ciepłego, miękkiego świata ", z rodzinnego Kalisza do obcej, anonimowej Warszawy, groźnej, niczym "potwór". Świat, w którym można się pogubić, można się o niego poobijać, pokaleczyć. Wsadza ją w pędzące pendolino, którym gna w stronę sukcesu, kariery, lepszego życia. Olga w korporacyjnym wyścigu osiąga wiele, zarabia, podróżuje po świecie, ale na pewnym przystanku zastanawia się, czy to jest właściwy kierunek do szczęścia? Zwalnia, a może nawet wysiada. By dostrzec więcej, więcej niż widzą inni, a może i widzą, ale czy to ich obchodzi?
Pisarz stawia przed Olgą obraz, który był dla niego samego żywą inspiracją do napisania tej historii, postać niepełnosprawnego chłopca - mężczyzny z plecakiem pełnym nadmuchanych balonów. Ona dostrzega Klemensa i jego matkę. Zapadają w jej myśli, zajmują, wzruszają, zastanawiają obchodzą.
Wracam ponownie do tej sceny w tramwaju i badam, co zadecydowało o tym, że Olga dostrzega z takim przejęciem ten obraz, o czym myśli w tej chwili, za czym tęskni. Czy jest tu wyraźna odpowiedź ? Pisarz nie daje takowych, ale jedno wiem na pewno: coś musiała zabrać ze sobą z rodzinnego Kalisza, co stanowi o tym , kim jest.
Odtąd , a po pół roku jeszcze bardziej, ich światy przestaną być oddzielnymi, równoległymi, nieznanymi sobie światami.
Od dzieciństwa plączą się z sobą drogi Olgi i Igora, rozchodzą się i schodzą, ale na jak daleko i na jak blisko, i na jak długo? Czy można jednocześnie tęsknić za miłością i uciekać przed nią?
Język, styl Małeckiego to już jego znak rozpoznawczy, pomiędzy kadrami z życia bohaterów wpisane są krótkie zdania, znaki, sygnały, bez zbędnych opisów, bez moralizowania, uświadamiające, że nic nie jest w życiu jednoznaczne, pewne, pełno w nim kontrastów i względności. Może będzie tak..., a może nie. Coś jest wiadomo, coś nie. Coś jest pewne i nie do końca. W jednej chwili coś tnie naszą drogę, naznacza, niczym cezura dzieli na odcinki "przed" i "po". Jak w rodzinie Klemensa, kiedy w katastrofie lotniczej ginie jego ojciec pilot i zostają sami z matką, a później tracąc matkę, zostaje sierotą. Jak w rodzinie Igora, kiedy jego brat nie powrócił z Japonii i ślad po nim zaginął, jakby Japonia go "zeżarła", niczym zły potwór. Jak w życiu Olgi..., to, co się wydarzyło, jaką podjęła decyzję , rzutowało na jej dalsze życie.
Rozłąki, straty, rozczarowania, obawy, zwątpienia, obsesje. Wchodzimy w światy bohaterów i jesteśmy świadkami małych i dużych kataklizmów. Czasem wypadnie tylko cegła, czasem rozsypie się ściana, a czasem w gruzy zamienia się cały świat. Cokolwiek się stanie, cokolwiek to znaczy, bez względu na wymiar straty i ogrom bólu, ktoś powie: " takie rzeczy po prostu się zdarzają ".
Narracja ma swój rytm, wchodzimy w bieżący nurt zdarzeń, Małecki pokazuje nam jak rozpadają się czyjeś światy, a potem wraca, robimy kilka kroków w tył, by zobaczyć jak poszczególne światy budowano, z jakich elementów, wprowadza nas w przyczyny i okoliczności ich rozpadu. Szuka czegoś, co daje siłę i energię potrzebną w trudnych chwilach. Taka konstrukcja jest tutaj bardzo wymowna bowiem to, co wydarzyło się wcześniej, kogo spotkaliśmy, choćby na moment, może być znaczące i mieć wpływ na naszą przyszłość.

Wartość dodana w "Nikt nie idzie " to walor edukacyjny , nawiązujący do poezji japońskiej, krótkiej formy, jaką jest haiku , wiersz inspirowany emocjami chwili. To tradycja japońska, która sięga w głąb duszy. Tytuł powieści zaczerpnięty jest z poezji Basho :
"Tą drogą
Nikt nie idzie
Tego dzisiejszego wieczoru ".
Bardzo trafny, adekwatny tytuł, pierwotnie książka miała być zatytułowana "Nauka latania ".
Wszystko tutaj: fabuła, konstrukcja, tytuł oraz grafika okładki idealnie współgra. Jeśli jest cokolwiek idealnego na tym świecie. Sam pisarz stara się odwieść nas od tego przekonania, przestrzega, aby nie wpaść w pułapkę wyimaginowanego ideału, idealnego świata, idealnego ja, bo takowe nie istnieją. Warto próbować burzyć w sobie blokady, kompleksy, pokonywać przeszkody, dręczące obsesje na drodze do pragnień, marzeń, miłości, aby dotrzeć do samego siebie.
Jeśli szukać klucza, za pomocą którego pisarz otwiera serca czytelników, to jest nim zdolność obserwowania, nacechowana empatią, otwartość na drugiego człowieka, pomimo, że dźwigamy własny, wcale nie lekki, bagaż.

Na koniec powiem, że zainspirowana haiku, emocją chwili, spróbowałam coś stworzyć, nawiązując do przesłania, jakie wyczytałam gdzieś "pomiędzy ":
Kim będziesz jutro
Patrząc na czyjeś wczoraj
Okiem obojętnym?

"Takie rzeczy po prostu się zdarzają."

Mówią : Jakub Małecki, autor "Dygotu", "Rdzy", nominowanych do Nike "Śladów "..., a ja już wiem, że to uosobienie niezwykłego talentu i nieprzeciętnej wrażliwości.
Słyszę: Jakub Małecki pisze kolejną książkę ..., czekam z ekscytacją, bo już wiem, że będzie to wydarzenie i wykwintna duchowa uczta.
No i mamy ten moment; książka ma swą...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Życie niesie ze sobą różne sytuacje. Są takie, których nie sposób udźwignąć... "

Zbigniew Zborowski to człowiek wielu pasji. Spośród wielu możliwych dróg ,wybrał również pisarstwo. Wystarczy jedno spotkanie z jego twórczością, by pochwalić ten wybór.
"Kręgi " to kontynuacja "Skazy " z detektywem, wcześniejszym policjantem Bartoszem Koneckim w roli głównej.

Prolog, swą dramaturgią, anonsuje mroczną aurę kryminału i zapewnia sporą dawkę mocnych wrażeń . Autor stosując retrospekcję, przenosi nas do zdarzeń z lat dziewięćdziesiątych poprzedniego stulecia.
Zawiazując kryminalną intrygę, naświetla jednocześnie zjawisko, proceder zorganizowanej grupy przestępczej.
Polowanie, męska rzecz. Gonitwa. Adrenalina.
Tylko, że tutaj terenem jest stara, opuszczona zimna rzeźnia, a zwierzyną dziewczyna. Niewinność złapana w pułapkę. Zderzenie z całym okrucieństwem świata, gdzie traci się wiarę w człowieka, nadzieję, że ujrzy się jego ludzką twarz.
A przecież "nie wyglądali na potwory..., może nie jest tak źle?
Może chcieli tylko ponapawać się trochę jej strachem?
(...) W ich oczach było coś, co odbierało nadzieję ."
Dziewczyna została zamordowana. Zwłoki podrzucono w inne miejsce. Denatka miała odcięte dłonie.
To było "wczesniej", w 1992 roku.
Wędrówka w czasie ma na celu odszukanie i uchwycenie pewnych nitek niedopatrzonych spraw, by spleść z tymi, co pojawiają się współcześnie - "teraz ".
Teraz, po 25 latach, w Warszawie znów odnaleziono zwłoki dziewczyny z odciętymi dłońmi. Czy to ten sam sprawca, czy naśladowca? Przypadek? Czy konsekwencja tamtych zdarzeń ?

Zło wyrządzone świadomie i celowo skrywane w mrocznym nimbie tajemniczości , podszyte strachem sprawcy w trosce o siebie samego, zatacza coraz szersze kręgi. Konsekwencją są kolejne kłamstwa, tajemnice i kolejne niewinne ofiary.
Sprawa sprzed lat tylko pozornie została załatwiona. Skazano niewinnego. Zaś ambitnego, chcącego się wykazać, aspirujacego do awansu policjanta, zdyskredytowano zawodowo.
Paradoksalne finalizowanie śledztwa, zamiast awansu, wydalenie z szeregu policji.
Niedoskonałość badania sprawy, ułomność procedur śledczych , w znacznym stopniu odzwierciedlają rzeczywistość społeczno - polityczną. Odsłaniają prawdę o regułach i zasadach działania organów ścigania.
Zło, piętnowane i wyjaśniane przez jednych jest jednocześnie tuszowane przez drugich. Paradoks i absurd idealnie nakreślają i obnażają miejsce największego zła.

Główny bohater, detektyw Konecki realizując zlecenie śledzenia celebrytki, natrafia na tropy prowadzące do zabójstwa sprzed lat. Łączy tamto zdarzenie z tą aktualną zbrodnią ściągając na siebie duże niebezpieczeństwo. Zbiera poszczególne elementy układanki w logiczną całość . Wszystko pasuje, ma swoje wytłumaczenie dla ciągu zdarzeń. Wszystko wiemy, śledzimy na bieżąco i zastanawiamy się nad zagadką. Czy będzie zaskoczenie? Autor zwodzi nas i wprowadza w zaułki , myli tropy ,utwierdzając, że jesteśmy we właściwym miejscu. Niespodziewanie pojawia się inna uliczka, inne wyjście, wielkie zaskoczenie. W ostatnim momencie. Niesamowita zmiana akcji.

"Kręgi " to fascynująca opowieść o zbrodniach, ich okolicznościach, o ludziach, powiązaniach, próbach rozwiązywania zagadek kryminalnych i próbach zakłamywania prawdy przez tych, którzy powinni stawać w jej obronie.
Ciekawa jest fabuła, koleje losów bohaterów skrzywdzonych przez okrutny los, okaleczonych na skutek osobistych tragedii, wyraźne ,psychologiczne ich portrety. Ciekawa jest konstrukcja przeplatająca wątki z przeszłości ze współczesnymi. Najciekawsza jest sama głębia tej opowieści, przestrzeń, jaką tworzy dla nas pisarz. Miejsce na refleksje, poszukiwanie prawdy ,zasad ,tego wszystkiego, co ludzie nieopatrznie gubią po drodze, co doprowadzić może do zguby. Cenna jest to przestrzeń na przemyślenia dotyczące podejmowanych decyzji. Jak ominąć absurdy i paradoksy świata, w którym tkwimy ? Jak go zmienić? Czy warto iść i robić to, co trzeba, by w jakimś stopniu powstrzymać zło ? Sami? Z kimś? Tworząc ten dobry krąg? Może warto spróbować i wierzyć, że istnieją też dobre kręgi?

"Życie niesie ze sobą różne sytuacje. Są takie, których nie sposób udźwignąć... "

Zbigniew Zborowski to człowiek wielu pasji. Spośród wielu możliwych dróg ,wybrał również pisarstwo. Wystarczy jedno spotkanie z jego twórczością, by pochwalić ten wybór.
"Kręgi " to kontynuacja "Skazy " z detektywem, wcześniejszym policjantem Bartoszem Koneckim w roli głównej.

Prolog, swą...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Zbrodnia wzbudza w nas rodzaj trwogi, fascynuje nas i poraża."

Boileau Narcejac
cyt. :"Spowiedź polskiego kata" Jerzy Andrzejczak

Po dwudziestu czterech latach pojawia się drugie wydanie publikacji Jerzego Andrzejczaka "Spowiedź polskiego kata ". Najmocniejsze scenariusze pisze samo życie. Jest zbrodnia, musi być kara. I ktoś, kto tę karę wymierza. Ktoś, kto "odpłaca " sprawcy za wyrządzone zło. Kat. Człowiek - instytucja. Wymierza sprawiedliwość zgodnie z literą prawa. Zgodnie z własnym sumieniem? Zakłada pętlę "krawat " na szyję skazańca, zwalnia dźwignię zapadni... i czeka...
"Zło porywa za sobą jak wiatr ". Czy powinność kata jest złem? Czy jest to zbrodnia?
O czym myśli i co czuje?
Ostatni polski kat. Ilu skazańcom założył "krawat" na szyję przez trzynaście lat? Jakim był mężem ktoś, kto przez tyle lat ukrywał prawdę o sobie przed żoną? Rozmowa z katem odbyła się 25 lat temu i wymagała wielu starań, by doszła do skutku.
Emerytowany kat wstydził się swojej przeszłości i nie przybiegł z ochotą, by się nią chwalić.
"Chciałby dla siebie długiej "porcji spokoju", żeby wyciszyć swoją krwawą przeszłość. "
"Nie da się w skrócie opowiedzieć o sobie wszystkiego. " Jego odpowiedzi były lakoniczne. Sam sobie również stawiał pytania :"Czy przez moje zajęcie stałem się złym? Czy zło jest we mnie? "
Czy potrafił wyrażać skruchę i żal?
"Trudno jest cierpieć z godnością. Nikt tego nie zrozumie. Jak sobie poradzić z moimi wyrzutami sumienia?"
Tajemniczy funkcjonariusz MSW stracił wiarę we własne życie. Schronienia szukał w alkoholu.
To, kim był, zapisane jest w dokumentach, które będzie można odtajnić po 50 latach.

Książka ma szerszy rys, niż portret byłego kata, to również próba sportretowania skazanych za najcięższe zbrodnie, okrutne, często popełniane seryjnie.
Jerzy Andrzejczak spotkał się z tymi, którym na mocy Ustawy Amnestyjnej z 1989 roku zamieniono orzeczone kary śmierci na 25 lat pozbawienia wolności.
Czy tak okrutny czyn, jak zbrodnia można wymierzyć, zważyć, nadać kategorię? Zabić z zemsty. Zabić z zazdrości. Zabić bez skrupułów, dla samego zabijania, dla przyjemności, zlizując z noża krew swych ofiar. Zabić przypadkowo, w afpekcie, nie planując wcześniej, żałując tego, co się stało.?
"Wszystko jest względne", jak pisał Fiodor Dostojewski w "Zbrodni i karze "- swoistym studium psychologicznym mordercy.
Zależy, czy jest sumienie, wyrzuty, żal, skrucha, poczucie winy, udręczenie samego siebie...? Czy pustka?
Dlaczego zabił? Co czuł w tamtej chwili, co wtedy, gdy zapadł wyrok? Czy boi się śmierci?
"Gdyby kiedyś ktoś powiedział, że zabiję człowieka, nigdy bym nie uwierzył. Widzi Pan co się stało ?" (słowa mordercy)
Zabijali z pustką w głowie,"jak zaprogramowana na zabijanie maszyna",by rozładować jakieś drzemiące napięcie."

Publikacja Jerzego Andrzejczaka to kompendium wiedzy z zakresu kryminalistyki, odsłania arkana prawa karnego, począwszy od Kodeksu Hammurabiego, poprzez rzymskie prawo dwunastu tablic, surowe prawo ateńskie, ustawy Diakona etc.
Poznajemy sposoby odbierania życia skazańcom pod różną szerokością geograficzną i przyświecającą temu ludzką myśl, by ta kara była możliwie humanitarną.
Gilotyna ? Szubienica? Krzesło elektryczne ? Zastrzyk?
Zaglądamy do więziennej celi, do celi śmierci, za kulisy egzekucji, wracamy do okrutnych tortur i wciąż powraca pytanie: Kara śmierci tak? Kara śmierci nie? Poznajemy najciemniejsze zakamarki ludzkiej duszy, mroczne meandry umysłu.

Kara śmierci - KS. Zatem, czy KS to morderstwo?
Główny spór o karę śmierci rozgrywa się w sferze uczuciowej. Co silniejsze? Wybaczenie i wiara w uzdrawiającą moc miłości, czy pamięć o ofiarach, nienawiść do zła i jego nosicieli? A może lęk przed mnożącą się zbrodnią?
"Oko za oko ", według Starego Testamentu? Czy "Człowiek to jego najgorsze nawet uczynki ", jak mówi Nowy Testament?

To mocna rzecz. Czytając tę książkę, pełną ludzkich dramatów, tragedii, ułomności, natrafiamy na liczne pytania, jakie padały w rozmowach z byłym katem, ale także z osadzonymi za największe zbrodnie więźniami. W końcu sami stawiamy pytania. Z pewnością więcej tutaj pytań, niż paragrafów w Kodeksie karnym.
Ta publikacja, choć opiera się na konkretach, faktach, liczbach, danych statystycznych, tylko pozornie jest relacją pozbawioną emocji. Otwiera szeroko furtkę do sfery uczuć, do wnętrza człowieka, kieruje na ścieżki kręte, gdzie połamano drogowskazy.

"Zło porywa za sobą jak wiatr. "

To zastanawiające, jak mocno fascynuje nas zło, świat zbrodni, kryminalne zagadki? Dlaczego?
Czy chodzi o "oswojenie czegoś, co nas przeraża", czy oczekujemy, by sprawiedliwości stało się zadość i zło zostało ukarane?

Czy chcemy poznać tę granicę, której sami, wydawać by się mogło, nigdy nie przekroczylibyśmy? Co jest za taką granicą? Motywy? Zemsta, nienawiść, gniew, chęć zysku, czy nuda?
W którym momencie przekracza się granicę, kiedy myśl o dokonaniu przestępstwa staje się czynem?
Pomimo całego okrucieństwa wyłaniającego się z mrocznego zbrodniczego świata, ta książka to interesujące źródło informacji, niezmierzone morze ciemnych nurtów, zatrważających pytań..., i my, na wzburzonym oceanie, przepełnionym wątpliwościami, usilnie walczący z nimi, prostujący znaki zapytania w wykrzykniki. Jest to też ostrzeżenie przed złym kursem i światełko wskazujące drogę do bezpiecznej przystani, jeśli uwierzymy w zwycięstwo dobra nad złem.

Jedno z pytań do polskiego kata brzmiało :
"Co chciałby przekazać czytelnikom w tym miejscu książki? "
"Mogę im tylko życzyć, żeby nie wchodzili na przestępczą drogę. Wszyscy mamy tylko jedno życie."

Autor zapowiada kontynuację, drugi portret kata po latach. To fascynujące, jak czyjeś życie, tak trudne, uzależnia, staje się częścią samego "spowiednika".
Wspomnienia, emocje, dramatyczne sytuacje stały się "chorą obsesją " autora.
"Wyrzucę z siebie, po stokroć to wszystko"- zapowiada w ten sposób kolejną fascynującą opowieść pt ."Cień polskiego kata ".

"Zbrodnia wzbudza w nas rodzaj trwogi, fascynuje nas i poraża."

Boileau Narcejac
cyt. :"Spowiedź polskiego kata" Jerzy Andrzejczak

Po dwudziestu czterech latach pojawia się drugie wydanie publikacji Jerzego Andrzejczaka "Spowiedź polskiego kata ". Najmocniejsze scenariusze pisze samo życie. Jest zbrodnia, musi być kara. I ktoś, kto tę karę wymierza. Ktoś, kto "odpłaca...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Duszko moja kochana, (...) czy tam, gdzie jesteś, jest też miejsce dla mnie? Czy spotkam Cię jeszcze kiedyś?
cyt.: "Listy do Duszki" Ewa Formella
Ta książka, nie tylko "zahacza o mózg", ale jeszcze dotyka duszy, otwiera ją i już tam zostaje.
"Listy do Duszki" to opowieść, którą napisało życie. Nieprawdopodobna, a jednak prawdziwa. Tak, jak prawdziwa i niewinna była miłość, która połączyła szesnastoletnią zaledwie Stefanię, córkę polskiego nauczyciela i Żydówki z dwudziestosześcioletnim studentem medycyny Heinrichem, synem niemieckiego lekarza. Los nie jest dla nich łaskawy. Wybucha wojna i brutalnie ich rozdziela. Heinrich wyjeżdża z Gdańska do Niemiec, nie wiedząc, że niebawem jego ukochana wyda na świat ich dziecko.


Prolog to jądro tej historii. Jego dramaturgia poraża bardziej, niż szalejąca wówczas nad Gdańskiem burza. Zawsze intrygują mnie prologi, zwłaszcza, gdy zabrzmią z tej najwyższej nuty "C". Tutaj właśnie, w prologu, zapada decyzja, decyzja podjęta przez jednego człowieka. Szybka. nieodwracalna. Bezwzględna. Podyktowana strachem, obawą przed niepewnym, wojennym jutrem...? Możliwe..., ale...
Ktoś "dopomógł" losowi i wziął w swoje ręce kalejdoskop przyszłych dni, decydując o życiu kilku osób. Tutaj pojawia się pytanie zasadnicze, czy zawsze cel uświęca środki? Czy jest wytłumaczenie dla tak dramatycznej w swych skutkach decyzji?

Stefania jest już "dziś"( dziś, w znaczeniu współczesności, jest rok 2014) ponad dziewięćdziesięcioletnią staruszką. Historię swojego życia opowiada, sprawującej nad nią opiekę Joannie. Pomiędzy słowa, wspomnienia, łzy, wdzierają się pytania, dlaczego ona nigdy nie szukała swojego ukochanego, dlaczego on nie poszukiwał Duszki, swojej jedynej miłości i nigdy nie wysłał pisanych do niej listów?

Urzekła mnie, nie tylko treść, ale i forma tej opowieści. Współczesność przeplata się z przeszłością. Jest to splot kilku miejsc, kilku płaszczyzn czasowych oraz spojrzenie na te same fakty z różnych perspektyw. Taki zabieg przyczynił się do pełnego zobrazowania opisywanej historii.
Jesteśmy w Gdańsku współczesnym 2014 - 2017, poznajemy topografię miasta, jego architektoniczne serce, za chwilę w Danzig sprzed lat 1938 -1939, nad którym zawisło czarne widmo nieuniknionej wojny. I w tym z 1945, gdzie pośród ruin i zgliszcz spotykają się drogi życiowe naszej Stefci, Zygmunta i małego Jureczka. Przemieszczamy się do niemieckiego miasta Koln, by czytać listy pisane przez Heinricha do Duszki. Listy pełne miłości, listy, których nigdy nie wysłał.
Z Kolonii (1985 rok) dochodzą do nas donośnym echem wyrzuty sumienia człowieka, który do końca swych dni nie może uporać się z ciężarem podjętej przed laty decyzji, wieloletniego zakłamywania prawdy. Widzimy również , jak bardzo przeszłość determinuje życie następnych pokoleń, ile trudu i starań trzeba włożyć w to, by odnaleźć brakujące ogniwa, by je połączyć ze swoją własną historią, by wreszcie zrozumieć, by umieć przebaczyć.

Wspomnienia.Tęsknoty. Ból. Wyrzuty sumienia. Miłość ponad to wszystko.
Z całej tej dramaturgii wyłania się prawda o potędze miłości. Miłości, której nie zabije wojna, nie zniszczy niczyja zła wola, żadna siła nie jest w stanie pokonać.
Przesłanie książki jest takie, że nie wszyscy Niemcy chcieli wojny, byli tacy, którzy pomagali Polakom, czy Żydom przetrwać, podejmując trudne, ryzykowne decyzje.
Stefania, ukryta przez Niemca na kaszubskiej wsi, przeżyła wojnę, płacąc za to wysoką cenę.

Prolog i Epilog, obejmują całą historię klamrą i niczym ramiona chcą utulić cierpienie, ból, tęsknoty wszystkich tych, których one dotknęły na skutek podjętej kiedyś złej decyzji i skrywanie przez długie lata prawdy.

Pamiętając wcześniejszą powieść pisarki "Płacz wilka", otwierającej ludzkie oczy i serce na potrzeby innych, pełną empatii, spodziewałam się, że "Listy do Duszki"mogą również poruszyć głęboko, a ona przenikła w głąb duszy.
Ile jeszcze podobnych historii skrywają zakamarki ludzkiej pamięci? Ile tajemnic zamknięto w sekretnych skrytkach, niewysłanych listach, niezgłębionych zapiskach? Ile takich historii zgotował pokrętny los?
Na koniec ważna informacja: "Listy do Duszki" to pierwsza część (z czterech) cyklu opowieści, które autorka postanowiła napisać na podstawie wspomnień swoich podopiecznych. Wspaniała rzecz. Wysłuchać, przeżyć i przekazać innym. Czekam z niecierpliwością.

Duszko moja kochana, (...) czy tam, gdzie jesteś, jest też miejsce dla mnie? Czy spotkam Cię jeszcze kiedyś?
cyt.: "Listy do Duszki" Ewa Formella
Ta książka, nie tylko "zahacza o mózg", ale jeszcze dotyka duszy, otwiera ją i już tam zostaje.
"Listy do Duszki" to opowieść, którą napisało życie. Nieprawdopodobna, a jednak prawdziwa. Tak, jak prawdziwa i niewinna...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

A gdy ujawnię swoje odkrycie oraz swoje badania, czeka was wielki wstrząs...

cyt.: "Księga Wysp Ostatnich" Anna Klejzerowicz










"Gdy zbrodnia splata się z historią...",

to powstaje kolejna powieść Anny Klejzerowicz, gdzie współcześnie, w tajemniczych okolicznościach giną ludzie, często, poprzez swoje zainteresowania i pasję, powiązani z równie tajemniczą zagadką z przeszłości.




Emil Żądło znów wkracza do akcji. "Księga Wysp Ostatnich" jest piątą powieścią z serii kryminałów, z dziennikarzem śledczym w roli głównej. Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Replika, a na klimatycznej okładce wykorzystano grafikę Dariusza Kocurka.




Każda kolejna powieść autorki, to kolejna fascynująca podróż, w którą nas ze sobą zabiera.

Dokąd tym razem? Do starożytnej Aleksandrii (rok 391 n.e.), gdzie po raz kolejny w jej dziejach płonie Wielka Biblioteka.

Jednym ze szczęśliwców, w ręce którego dostały się cenne księgi był kupiec, erudyta i dawny żeglarz Agaton. Największą zdobyczą był dla niego zwój nieco nadpalonego już papirusu o nagłówku

"Peri Okeanu, o oceanie". Zadbał, zwracając się do najlepszych kopistów, by rękopis ocalić przed całkowitym zniszczeniem.




W tym dziele opisał swą wyprawę starożytny grecki żeglarz i odkrywca Pyteasz z Massalii (dziś Marsylia). Wypłynął na wody Oceanu Atlantyckiego, kierując się na daleką północ, dotarł do...

"Ultima Thule"-wyspa ostatnia, najprawdopodobniej dzisiejsza Islandia i jeszcze dalej, gdzie

"barbarzyńcy pokazywali nam miejsca, gdzie słońce kładzie się spać", zapiski mówią, że dotarł do ujścia Łaby. Czy wpłynął na Bałtyk i dotarł do ujścia Wisły...?

Postać podróżnika, który żył przed naszą erą, który odważył się pierwszy wypłynąć na krańce świata do dziś stanowi inspirację dla twórców, dla artystów, dla pisarzy. Zainspirowała również Annę Klejzerowicz, pasjonatkę tematyki żeglarskiej i nie tylko.




Przeszłość, choćby najbardziej archaiczna, nie ginie bez echa, nie odchodzi w niebyt.

Anna Klejzerowicz potrafi ocalić ją od zapomnienia, chociaż jakąś jej część.

Jak to możliwe, że autorka znajduje tę nić, którą połączy czasy sprzed naszej ery z teraźniejszością?

A, że współczesne wydarzenia rozgrywają się w Gdańsku, to dowód na silny związek pisarki z tym miastem.




W Gdańsku, w willi znanego bibliofila ma miejsce zagadkowa zbrodnia. Znaleziono dwa ciała...

Czy to morderstwo ma związek z prastarą księgą? Czy bibliofil był w ogóle w jej posiadaniu, czy tylko przechwalał się przed podobnymi sobie pasjonatami?

Co może się stać, gdy pasja przeradza się w obsesję?




Śledztwo policyjne utknęło w martwym punkcie. W porozumieniu z policją, do akcji wkracza Emil Żądło. Czy jego intuicja i tym razem okaże się niezawodna?

Kiedy jest już w zasięgu nowych śladów, nowych faktów, nagle umiera fotografka, mająca cenne fotografie z księgozbioru zamordowanego bibliofila. Czy jej śmierć jest zbiegiem okoliczności, czy to kolejne morderstwo? Dlaczego musiała zginąć gosposia denata? I kim była druga ofiara w wilii?

Pytań jest wiele. Kto miałby motyw i jaki? Wspólnik i partner w interesach? Czy może marszand i handlarz w jednej osobie mający koneksje w bandyckim światku? Trudno jest podejrzewać brata, który totalnie załamał się po tak niepowetowanej stracie.




Obok zagmatwanej zagadki kryminalnej, rozwiązywana jest równie tajemnicza i frapująca zagadka historyczna. Jakie były dzieje starej księgi, jak przetrwała i w jaki sposób znalazła się w Gdańsku? Na tej niwie mogła wykazać się swą erudycją doktor historii sztuki Marta Zabłocka, partnerka Emila, przybliżając nam fakty i tło czasów, kiedy księga powstawała.

Powieść, podobnie jak poprzednie, łączy w sobie kilka gatunków, dla każdego coś cennego. Intryga kryminalna przeplata się z opowieścią historyczną, a obok tka się wątek obyczajowy, raz mocna nić porozumienia i silnego uczucia raz słabsza nitka zwątpienia, wątek dotyczący życia Emila, Marty i ich wzajemnych relacji. Jak się teraz mają? Koniecznie do nich zajrzyjcie i wsłuchajcie się w ich konwersacje, może podadzą aromatyczną kawę, czy herbatę. I połasi się do was kot Bolero, jeśli nie wyczuje złych intencji, bo nosa ma dobrego do ludzi. Anna Klejzerowicz potrafi tak pisać, że przekazuje dodatkowe treści pomiędzy wierszami; podkreśla tam takie zwykłe, małe, codzienne rzeczy, bardzo ważne, aby z sobą być, celebrować chwilę, widzieć i słyszeć się nawzajem. Jej postaci wcale nie są chodzącymi ideałami, przez co stają się bardziej realne i mają wyraźnie nakreślony portret psychologiczny, własną osobowość i charakter. Ja lubię z nimi obcować i ich podsłuchiwać.




Podziwiam pisarzy, którzy dzielą się swoją pasją i potrafią nią zarażać i doceniam książki, które dostarczają emocji, rozrywki, ale też odkrywają ciekawe karty historii, pokazują intrygujące miejsca, dają poznać bliżej interesujących ludzi, takie książki poszerzające nasze horyzonty.

Polecam "Księgę Wysp Ostatnich", jak każdą inną Anny Klejzerowicz, sama z utęsknieniem czekam już na kolejną.

A gdy ujawnię swoje odkrycie oraz swoje badania, czeka was wielki wstrząs...

cyt.: "Księga Wysp Ostatnich" Anna Klejzerowicz










"Gdy zbrodnia splata się z historią...",

to powstaje kolejna powieść Anny Klejzerowicz, gdzie współcześnie, w tajemniczych okolicznościach giną ludzie, często, poprzez swoje zainteresowania i pasję, powiązani z równie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nic.


Nic nic nicnicnic



Wczoraj szedłem pod wiatrak to się zatrzymałem tam gdzie ta stodoła się spaliła Jak była wojna. Z tymi, co się tam spalili to może jest tak samo jak z tą broną co po niej została rdza. Może oni też trochę tu zostali







cyt.: "Rdza" Jakub Małecki








Na tę książkę czekałam z utęsknieniem. Bo czytałam "Dygot" i "Ślady". A Jakub Małecki napisał już dziewięć powieści. Te, których nie czytałam, nadrobię wkrótce.

Taka książka warta jest nawet tego, by zrezygnować z wyprawy do lasu na grzybobranie. Kto kocha las, ten wie o czym mówię.




Przyjemność lektury to jedno. Przeczytałam w jeden dzień, ale nie mogę przestać o niej myśleć przez kolejnych kilka dni. Wertuję, wracam do fragmentów, gromadzi się we mnie coraz więcej emocji, budzą się coraz nowe przemyślenia. To, czego oczekuję od literatury, tutaj dostałam.




"Dostałam od książki po głowie w sposób, jakiego się nie spodziewałam."Tutaj nic nie jest jednoznaczne. Już sam tytuł powieści "Rdza" jest metaforą, symboliką, pozwalający na własną interpretację. Gatunkowo również trudno jest ją określić. Fantastyki i realizmu naturalnego, z pewnością jest tutaj znacznie mniej niż w "Dygocie", czy w "Śladach", jednakże czysty realizm też nie jest zachowany; przełamują go ludowe wierzenia, lęki, strachy, przesądy, niesamowitość codziennego życia.



O czym jest książka?



Trudno też odpowiedzieć jednym zdaniem. Jest o przyjaźni, którą weryfikuje życie, by się później przekonać co z niej zostało. Jest o wyborach, których dokonujemy z niewiadomych względów, zaskakując często samych siebie..., bo "nie wszystko o sobie można wiedzieć". Jest o miłości, co zniknąć potrafi szybciej, niż się pojawiła. Jest o sensie życia, które wcale nie jest sensem samo w sobie, tylko pewne w nim przystanki, chwile. Jest o przemijaniu i o tym, co po nas pozostaje, czy pozostaje coś w ogóle...





"Rdza" to powieść obyczajowo-psychologiczna z pierwiastkiem filozoficznym, o wydźwięku egzystencjalnym. Powiem, że jest to Magnetyzm Duszy. Inspiracją do opowieści były historie autentycznie zasłyszane przez autora. Pierwsza dotyczyła chłopca chowającego się w pralce, druga związana z bombardowaniem wioski Chojny w województwie wielkopolskim i spaleniu stodoły pełnej ludzi we wrześniu 1939 roku. I tak powstały dwa główne wątki fabuły "Rdzy". I jak się one snują i jak przeplatają.




Opowieść została osadzona w konkretnym miejscu, w Chojnach właśnie, w czasie współczesnym i w czasie historycznym, w samym sercu polskiej wsi, gdzie zbędne są maski, zbędne pozory, wszystko jest bliższe prawdy, niż udawania.





Siedmioletni Szymek chowa swoje zabawki, komiksy, dziecięce skarby do pralki. Gdyby tak mógł, sam ukryłby się w pralce. Przed Bozią. Bozia zabrała mu w jednej chwili oboje rodziców. Wracając z koncertu, ich samochód wjechał w drzewo. On też chciałby zniknąć, ale się nie dało. Teraz będzie jego "drugie życie", z babcią Tosią, nie w Mieście, a w Chojnach.



Wszystkiemu winna jest Bozia. Wciąż go straszy, wciąż się jej boi. Przywiązuje się sznurkiem do żeberka grzejnika. Najlepiej to by ją zastrzelił. Babcia ma pistolet. W blaszanym pudełku po kawie.





Babcia Tosia ma swoje siedemdziesiąt jeden lat, ma swoje lęki, strachy, swój ból po stracie córki i po wszystkich wcześniejszych stratach. Wraca do swojej przeszłości we wspomnieniach. Ale musi być silna, musi być tu i teraz, dla Szymka. I czy "wszystko będzie dobrze", jak powtarzają wszyscy wokół, cokolwiek się wydarza?





Historie pozostałych bohaterów wiejskiej społeczności ściśle wiążą się z główną fabułą, są kolejnymi przykładami na to, jak jedna chwila, jedno wydarzenie, może zmienić bieg życia, podzielić je na etap "przed" i etap "po", niczym cezura. Pojawiają się pytania, na które nie ma prostych odpowiedzi. Szukamy ich, ale czy znajdujemy?





Jakub Małecki znalazł własny sposób na przekazanie swojej opowieści. Oryginalny. Jego styl narracji jest niepowtarzalny, charakterystyczny, rozpoznawalny. Stawia słowa, jak hasła, jak znaki przy drodze, które mówią wszystko. Jedno słowo, czy też ciąg pojedynczych słów oddaje głęboką myśl, stan ducha, przemyślenia, wątpliwości, opisuje krajobraz, znany od zawsze. Wystarczy powiedzieć "topola", czy "jabłoń", "kapliczka", "tory kolejowe", wystarczy wspomnieć "stodołę", "rewir 77 w lesie", a budzą się emocje. Małecki potrafi zamknąć świat swoich bohaterów w pigułce jednozdaniowej. Po mistrzowsku buduje nastrój. Zdania budowane na zasadzie kontrastu, zaprzeczeń, wątpliwości, niepewności, jak ludzkie myśli.



Konstrukcja fabuły ma istotne znaczenie. Opowieść toczy się niechronologicznie, poznajemy stan obecny, poznajemy bohatera po zmianie w jego życiu, a potem dopiero okoliczności, jak do tego doszło. Zabieg ten jest wartością dodaną, wzbudza ciekawość, dodaje smaczku oraz dodatkowych emocji podczas lektury.



Jakub Małecki wiele znaczy w polskiej literaturze. Świadczą o tym nagrody, nominacje i słowa uznania krytyków literackich. Ja, swoim skromnym zdaniem wyrażam wielki podziw, dla mnie autor "Rdzy" jest wielce obiecującym objawieniem, mistrzem w magnetyzowaniu słowem.

Nic.


Nic nic nicnicnic



Wczoraj szedłem pod wiatrak to się zatrzymałem tam gdzie ta stodoła się spaliła Jak była wojna. Z tymi, co się tam spalili to może jest tak samo jak z tą broną co po niej została rdza. Może oni też trochę tu zostali







cyt.: "Rdza" Jakub Małecki








Na tę książkę czekałam z utęsknieniem. Bo czytałam "Dygot" i "Ślady". A Jakub...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Warszawa... ma w sobie coś z baśniowego Kopciuszka, który mimo zaniedbanego stroju gasił urodą księżniczki i królewny."

(fragment z "Przewodnika po Warszawie"1870r.)

cyt. "Hotel Varsovie. Klątwa lutnisty." Sylwia Zientek







To fascynacja historią miasta, to pasja wskrzeszania ducha minionych czasów i niewątpliwie talent literacki Sylwii Zientek, sprawiły, że powstała książka taka jak "Hotel Varsovie. Klątwa lutnisty." Powieść jest pierwszą częścią trzytomowej sagi rodu warszawskich hotelarzy.







Warszawa jest tutaj tłem dla beletrystycznej fabuły i jednocześnie jest też, a może przede wszystkim, główną bohaterką opowieści.




"Historia wielu miast jest burzliwa i fascynująca, jednak to, co przez wieki przeszła Warszawa, jest absolutnie unikatowe. Wszyscy wiemy, że odrodziła się po1945 roku, dosłownie powstała z gruzów, ale to nie był jedyny raz, kiedy bieg historii w tak radykalny sposób dotknął to miasto.

Los Warszawy to sinusoida, wzloty i upadki. Wielki pożar w 1607 roku, który całkowicie niemal unicestwił miasto, rozwój i rozkwit za Wazów zakończył Potop Szwedzki, dewastując całe piękno...

Można wymieniać kolejne wydarzenia historyczne, które niszczyły Warszawę, a ona zawsze się odradzała."

Tymi słowy autorka tłumaczy powód, dla którego poświęciła miastu tak wiele uwagi w swej trzytomowej, wielowątkowej sadze.




Lektura powieści to bezcenna peregrynacja odkrywająca losy rodziny Żmijów, późniejszych Żmijewskich, Szpaków, późniejszych Szpakowskich, Melcerów i pozostałych bohaterów, losy Warszawy na przestrzeni czterystu lat, to pełna wrażeń i emocji podróż w czasie, przenosząca nas z czasów współczesnych, poprzez wiek XIX, w realia XVII wieku.

Każda z tych trzech płaszczyzn czasowych stanowi tylko pozornie trzy odrębne opowieści, bowiem dzięki nierozerwalnym więzom dziedzictwa międzypokoleniowego zazębiają się z sobą i łączą w fascynującą całość.

Współcześnie w XXI wieku toczy się sprawa spadkowa założona przez Danę Spakowski, obywatelkę świata, która przyjeżdża do stolicy, by odzyskać dawną rodzinną nieruchomość przy ulicy Długiej, w której mieścił się hotel.

W XIX wieku Hotel Varsovie jest zarządzany przez rodzinę Żmijewskich. Ojciec rodu, Jeremi poprzez swoje skłonności do hazardu, staje na granicy bankructwa i popełnia samobójstwo.

Syn państwa Żmijewskich Konstanty, w którym matka pokładała swe nadzieje, okazuje się sybarytą, w ogóle nie jest zainteresowany losem hotelu. Pani Regina, matka rodu wyjeżdża do Florencji. Cała nadzieja w córce Eleonorze, ale czy panienka wiodąca dotąd beztroskie życie, której nagle świat wali się w gruzy, zdolna będzie do ciężkiej pracy? Czy zdoła ocalić wielowiekowe dziedzictwo?




Geneza hotelu sięga do wieku XVII, kiedy to lutnista Laurenty Żmij, po wielu trudach i znojach, realizuje swoje życiowe marzenie i otwiera własny zajazd przy nowym warszawskim trakcie zwanym Długim. Zajazd nazywa się "U Kaliny". Bowiem Kalina Melcer, siostra zmarłej żony Laurentego Anny, odegrała znaczną rolę w jego życiu.







Wracając z takiej podróży, pełni zachwytu, wrażeń i emocji, chcąc je wyrazić, pytamy:




" A czy wiecie, że w XVII wieku w Warszawie...?"




Postępujący rozwój miasta zostaje spowolniony przez tragiczne zdarzenia:

- w 1607 roku wybucha potężny pożar; ogień zaprószony przez kuchnie polowe rozbite na rynku przez szlachtę, trawi drewnianą zabudowę Starego Miasta. Wśród uciekających ludzi jest też bohater powieści lutnista Laurenty ze swą ciężarną żoną Anną i z dziećmi. Ogień strawił ich dom "Pod Lutnią" przy ulicy Krzywe Koło.




- wcześniej, bo w 1603 roku wiślana kra zniosła drewniany most Zygmunta Augusta powodując, że Warszawa straciła stałą przeprawę przez rzekę na ponad 250 lat.

Widzimy jak Kalina Melcer wraz z ojcem jezuitą Bonifacym, któremu pieczy zostaje powierzona, przeprawiają się łodzią przez Wisłę. Opuściła rodzinną Brodnicę i udała się do Warszawy, do domu swego owdowiałego szwagra Laurentego Żmija. To jej matka miała plan, by Kalina zajęła miejsce u boku lutnisty po swej zmarłej w połogu przyrodniej siostrze Annie, z pierwszego małżeństwa ojca. Czy plan zostanie zrealizowany...?




-w 1624 roku miasto nawiedza morowe powietrze, zaraza dziesiątkująca ludność Warszawy. Miasto wyludnia się z dnia na dzień. Laurenty wraz z kapelą królewską opuszcza miasto, a Kamila zostaje z jego bratem Joachimem. Któremu z nich dziewczyna odwzajemni uczucia...?




"Jak to było z tą klątwą rzuconą na ojca i jego męskich potomków? Jak to dokładnie było...?"-

- pyta Laurentego, po wielu latach, już po śmierci ojca Kazimierza, młodszy brat Joachim.










Wchodzimy w przebogatą, wielowarstwową panoramę historyczno-obyczajową miasta, poznajemy codzienne życie mieszczan, ówczesne realia, stroje, język, zachowania, kulinaria, rodzinne tajemnice, intrygi, skandale. Ujawniają się pasje i marzenia, które często krępowane są przez sztywny gorset konwenansów. Utalentowana artystycznie malarka Eufrozyna musi przebierać się w męski strój. To tylko jeden z przykładów.

Osnową, wokół której przeplatają się poszczególne wątki, jest hotel i ludzie z nim związani, cała galeria postaci ilustrujących charakterystyczne dla danej epoki przemiany społeczne, ukazujących bieg historii i zmiany zachodzące na przestrzeni wielu lat.




Zachwyca umiejętność tworzenia obrazów za pomocą słowa, nadanie im perspektywy i realistycznej wymowy, zdumiewa spójność połączenia poszczególnych obrazów w jedną wielką panoramę.

Chcę przez to podkreślić niebywałą czujność i uwagę autorki, dbałość o każdy detal, w łączeniu ze sobą życiowych ścieżek wielu bohaterów sagi. Mnogość wydarzeń z życia prostych zwykłych mieszczan, z życia polskich szlachciców, jak i samych władców naszego kraju, tworzy bogatą, kolorową fabułę.

Na uwagę zasługuje konstrukcja rozległej w czasie fabuły, przeskakujemy z jednej epoki w drugą, z zakłóconym porządkiem chronologicznym, co wcale nie utrudnia odbioru, a nadaje interesującego smaczku.

W fikcyjną fabułę wprowadzone zostały postaci autentyczne, podkreślające swoją obecnością realizm reprezentowanej przez nich epoki. Obok władców takich jak Zygmunt III Waza, Władysław IV, ich rodzin, pojawiają się najczęściej ludzie związani ze sztuką, bowiem sztuka, podobnie jak historia, jest dla autorki ważnym źródłem inspiracji. Spotykamy zatem aktorkę Helenę Modrzejewską, malarza Władysława Podkowińskiego, pisarza Bolesława Prusa, kronikarza i mistrza opowieści o Warszawie II połowy XIX wieku. Na kartach powieści wskrzeszona została ważna postać Adama Jarzębskiego, człowieka wielu pasji i talentów, ale też i autora "Gościńca"- pierwszego przewodnika po Warszawie, dzięki któremu możliwe było wierne odtworzenie przez pisarkę topografii miasta.




Duże wrażenie robi na mnie i wzbudza podziw zachowana harmonia pomiędzy warstwą historyczną, a warstwą fabularną, subtelność w przekazaniu wiedzy o ówczesnej epoce i wpisanie w jej realia niezwykle ciekawych losów bohaterów, ze znakomitą kreacją ich osobowości i portretów psychologicznych.

Doceniam książki, które są dla mnie źródłem emocji, dostarczają wielu doznań i wrażeń literackich i jeszcze pełnią rolę edukacyjną. Taką niewątpliwie jest "Hotel Varsovie. Klątwa lutnisty".

Ogrom pracy włożony w napisanie tej powieści, mnóstwo czasu, pasja i talent sprawiły, że saga Sylwii Zientek stała się wydarzeniem literackim, wobec którego nikt nie pozostanie obojętnym.

Tak wielka pasja pisania musi przełożyć się na pasję czytania i zrodzić podobny do mojego zachwyt.

Czytałam tę książkę w chwili, gdy świętowano Światowy Dzień Miłośników Książek i naszła mnie refleksja, że takie książki chcę czytać i nie tylko od święta, czego i innym czytelnikom życzę.

Gorąco polecam pierwszą część sagi i czekam na ciąg dalszy.

"Warszawa... ma w sobie coś z baśniowego Kopciuszka, który mimo zaniedbanego stroju gasił urodą księżniczki i królewny."

(fragment z "Przewodnika po Warszawie"1870r.)

cyt. "Hotel Varsovie. Klątwa lutnisty." Sylwia Zientek







To fascynacja historią miasta, to pasja wskrzeszania ducha minionych czasów i niewątpliwie talent literacki Sylwii Zientek, sprawiły,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Są takie okresy w życiu, że trzeba odejść parę kroków,
by zobaczyć więcej.
cyt.: "Śniadanie na skale" Iwona Walczak


Kimkolwiek jesteś, skądkolwiek pochodzisz, dokądkolwiek zmierzasz, idzie za tobą twoja historia i od ciebie zależy, co z nią zrobisz.
Tak można sparafrazować motto z klimatycznej okładki najnowszej powieści Iwony Walczak "Śniadanie na skale", wydanej przez Wydawnictwo Replika.
To właśnie napotkani na życiowej ścieżce ludzie, ich historie, oprócz własnych doświadczeń, są najczęściej inspiracją twórczą dla autorki.
I miejsca. Miejsca są bardzo ważne. Determinują nasze życie. Miejsca są "niemymi bohaterami" w powieściach Iwony Walczak. Zarówno te pierwotne, rodzime, które nas kształtują, w pewien sposób naznaczają, jak i te nowe, będące swoistą cezurą. Granicą dzielącą naszą drogę na to co było dotąd i na to, co będzie.
Strona za stroną, rozdział za rozdziałem migają migawki z życia siedmiorga osób, zupełnie przypadkowych, zupełnie sobie obcych. Każdy osobny, jak szkiełka w kalejdoskopie, mienią się własnym kolorytem, układają w różnych konfiguracjach, by niespodziewanie, ku naszemu zaskoczeniu, scalić się w tym samym punkcie, by stworzyć spójną, jednolitą kompozycję, współistniejących, współzależnych elementów.

To opowieść o ludziach, którzy doszli już do pewnego miejsca na swej życiowej drodze i zwątpili, czy chcą dalej nią podążać?
Zakręt? Rozdroże? Ściana?
Taka perspektywa..., z której wszystko co było dotąd jakby wyraźniej widać.
Taki dystans..., za mocą którego, niczym przez szkło powiększające widzisz wyraźniej samego siebie, swoją wspinaczkę do miejsca, w którym jesteś. Widać stąd nawet to, co się zgubiło. Czy warto po to wracać? Czy może zostawić coś jeszcze, niepotrzebny balast...? A co zabrać i iść dalej...?


Poznajemy siedem osób, których życie biegnie osobnym torem. Wyznaczają sobie cele, robią karierę, osiągają sukcesy. Uodparniają się na przeciwności losu, tworząc bezpieczny kokon, nakładając maski pozorów. By było łatwiej.
"Są młodzi, piękni, wykształceni i bogaci, pozornie mają wszystko, a jednak..."
A jednak czegoś brakuje każdemu z nich, by poczuć się szczęśliwym. Co ich rozczarowuje, za czym tęsknią, dlaczego są osamotnieni?

Za sprawą anonsu w prasie wszyscy trafiają w to samo miejsce, ustronne, ciche, zwane "Rajem". Gdzieś w górach, z dala od miejskiego szumu, gdzie można będzie wsłuchać się we własne myśli, nabrać dystansu i spojrzeć na wszystko z nowej perspektywy.
Pisarka, podobnie jak jeden z jej bohaterów (Wiktor, piszący swą powieść)," stara się zwieść swego czytelnika na manowce". Kreuje ludzi sukcesu, którym można tylko pozazdrościć, by za moment odebrać nam ten zachwyt. Co daje w zamian...?

Tu, w "Raju" wychodzą ze swych skorupek, zdejmują maski skrywające ich słabości, kompleksy, lęki, tajemnice. Nagle stają się bardzo podobni do nas, ujawniają się wraz ze swoimi wątpliwościami, zagubieni, niepewni, budzący empatię, czasem współczucie.
Taka konfrontacja... Pisarka stwarza nam możliwość przejrzenia się, niczym w lustrze, w portretach swych bohaterów, dostrzec siebie, swoje "tu i teraz", zobaczyć, że nasze problemy, często stanowiące o naszym końcu świata, wcale nim nie są. Że nie jesteśmy bezludną wyspą, a wokół są inni ludzie, umieć się przed nimi otworzyć, jednocześnie wsłuchać się w nich.
"Raj" to miejsce jak każde inne, "rajem" jest tylko z nazwy, ale to nie miejsce jest tu ważne, a ludzie i to, co może wydarzyć się za sprawą wzajemnego dostrzeżenia się i zrozumienia.
Bohaterowie zawiązują przyjaźnie, odkrywają swój pozornie idealny świat, w którym tkwią stare żale, zadry, tajemnice, powodujące ból, udrękę, niepokój.
Zaufać, zwierzyć się, próbować zmienić bieg zdarzeń jest z pewnością trudniejsze od ucieczki w złudne schrony takie jak przygodne romanse, pracoholizm, uzależnienia, nawet od zabiegów medycyny estetycznej. Bo czy można uciec od samego siebie?

To mądra, dojrzała, refleksyjna proza. podobnie jak bohaterowie, każdy w jakiejś części, utożsamiający się z prasowym anonsem, za sprawą którego znaleźli się w jednym miejscu, tak i czytelnik zatrzymuje się, by spojrzeć przez ramię za siebie, by dostrzec, przemyśleć; docenić i iść dalej lub zweryfikować i zmienić. Kto z nich spróbuje, komu się uda...? Szansa jest nadzieją.
W życiu, jak w kalejdoskopie..., bo wziął w ręce ktoś kalejdoskop naszych dni i obraca nim jak chce... Ważne, by czasami wziąć kalejdoskop we własne ręce.

Są takie okresy w życiu, że trzeba odejść parę kroków,
by zobaczyć więcej.
cyt.: "Śniadanie na skale" Iwona Walczak


Kimkolwiek jesteś, skądkolwiek pochodzisz, dokądkolwiek zmierzasz, idzie za tobą twoja historia i od ciebie zależy, co z nią zrobisz.
Tak można sparafrazować motto z klimatycznej okładki najnowszej powieści Iwony Walczak...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Aby zatrzymać ulotność chwili." Ostatnie zdanie nowej powieści Magdaleny Majcher "Matka mojej córki", brzmi, niczym coda, zamykająca utwór muzyczny. Zdanie, pełne refleksji, zagubionych pragnień, zawiera nutę nadziei, staje się kwintesencją ( z łac. quinta essentia-dosł. piąta esencja-piąty, najdoskonalszy żywioł, nomem omen, zwany eterem, w kontekście z ulotnością chwili).
"Zatrzymać ulotność chwili...", niech trwa, jakby TERAZ miała być rekompensatą za wszystkie minione, tamte, z WTEDY, gdy mijały im osobno, oby jak najszybciej i bezpowrotnie.
Od WTEDY do TERAZ minęło szesnaście lat.


Konstrukcja fabuły, z pewnością przemyślana, jest bardzo trafiona i spełnia znaczącą rolę.
Wątki współczesne - rozdziały zatytułowane TERAZ, przeplatają się z wątkami retrospektywnymi, sięgającymi w przeszłość - rozdziały pt.: WTEDY. Dzięki takiej konstrukcji uzupełniają się dwa obrazy i tworzą wyraźną panoramę zdarzeń, postaci i emocji, które tutaj są na pierwszym planie.

TERAZ Nina jest dojrzałą kobietą, osiągającą zawodowe sukcesy, jako dyrektor oddziału znanego banku. Mieszka i pracuje we Wrocławiu. Niezamężna, bezdzietna, niezależna.
WTEDY była szesnastoletnią licealistką. Za chwilę miały otworzyć się przed nią wrota świata, za którymi spełniają się marzenia, osiąga się życiowe cele, realizuje powzięte plany i rozwija pasje. Wszystko to było możliwe. A gdy poznała Tomka, swą pierwszą miłość, to świat stał się jeszcze piękniejszy.
Nieprzewidywalny los stawia na jej drodze do szczęścia wielkie wyzwanie.
Ciąża..., dla wielu kobiet to stan upragniony, wymodlony, błogosławiony. Dla szesnastoletniej Niny jest zaskoczeniem. Ciąża nieplanowana, niechciana. Wierzyła, że wspólnie z Tomkiem i z siłą uczucia, jakie ich łączy, poradzą sobie w tej trudnej sytuacji. Liczyła na pomoc rodziców. Oczekiwała ich wsparcia, które było bezwzględnie konieczne, by zdać maturę i pójść na studia. Nie spodziewała się żadnego końca świata...
Tymczasem był...
Pojawiają się czarne wizje jej matki; Małgorzata wpada w panikę. Widzi przyszłość córki w czarnych kolorach, a może wcale nie ma żadnej przyszłości?!
I w ogóle, jak mogła tak zawieść rodziców...?
"Nie tak cię wychowaliśmy, nie tak! Jak mogłaś tak zmarnować sobie życie? Czy ty zawsze wszystko musisz zepsuć? Jak śmiałaś? Jesteś taka bezmyślna, taka..."

Przeszkoda! Balast! Wstyd! Głupi błąd!
Nie, nie padło słowo aborcja. Matka, kierując się dobrem córki i troską o jej przyszłość, a może do głosu doszły jeszcze inne czynniki, uznała, że jedyne mądre rozwiązanie problemu to adopcja.
Podparła to filarem mocnych, racjonalnych argumentów. No bo jak można "zaprzepaścić swoje szanse przez jeden głupi błąd?"
Nina poczuła się mocno zawiedziona, rozdarta wewnętrznie i bezradna. Czy w tej bezsilności mogła podjąć samodzielnie decyzję? Decyzja zapadła, ostatecznie, bez odwołania, determinująca całe życie, nie tylko Niny. Co zrobi ze swoimi wątpliwościami, gdzie je schowa, czym przykryje...?
A ojciec? Ojciec, podobnie jak Felicjan Dulski, niewiele miał do powiedzenia.
A Tomek? Co stało się z jego optymizmem, odpowiedzialnością, z jego, niczym niezmąconą, wiarą w ich wspólną przyszłość? Czy pozostawiono mu pole i możliwości wykazania się?

TERAZ i WTEDY. A co jest pomiędzy? Ile tajemnic, kłamstw, wątpliwości, ile bólu i niezaleczonych ran, ile znaków zapytania. Jakie wspomnienia, tęsknoty, smutki, pragnienia, zamkniete zostały w różowym pudełku?
TERAZ, kiedy Nina powraca do rodzinnego domu, do rodzinnej Czeladzi, powraca przeszłość, powraca tamto WTEDY, wraz z wątpliwościami. Czy dziś ich miejsce zajmie pewność, że decyzja WTEDY podjęta była jedynie słuszną? Czy to jej właśnie zawdzięcza wszystko, co osiągnęła i to kim jest? Czy uzna to za rekompensatę tego, co straciła?( Nie porzucając córki, a oddając, dla spokojności sumienia.)
Może praca, której oddała się bez reszty i sukces zawodowy, to kokon, w którym się schowała, może to tylko pozorne szczęście?
Jakie emocje wciąż żyją, jakie wątpliwości dojdą do głosu, gdy otworzy swoje różowe pudełko?


Magdalena Majcher z odwagą, odpowiedzialnością i z dojrzałością podejmuje problemowe tematy o wydźwięku społecznym: macierzyństwo z całą paletą barw, świateł i cieni, zarówno to wyczekiwane, jak i to niechciane, adopcja, relacje dzieci z rodzicami, podejmowanie życiowych decyzji i ich konsekwencje, zdolność poświęcenia się dla innych, trudne wybory.
Opowiedziana historia mocno zakotwiczona jest w realnym życiu. Bohaterowie, z przypisanymi im cechami charakteru, z nadaną głębią psychologiczną, doświadczający przeżyć podobnych, jak wielu z nas, staja się realnymi postaciami z krwi i kości. Autorka wprowadza nas w świat swoich bohaterów za sprawą płynnej, intrygującej narracji, pozostawia nas z nimi, niczego nie sugerując i nie oceniając, nikomu nie współczując, ani nikogo nie potępiając. To wielka umiejętność wzbudzić w kimś ogrom emocji, nie zdradzając do końca swoich. Uświadamia nam jedynie, że nic nie jest takie oczywiste i klarowne, ani czarne, ani białe, i wcale nie takie proste. Każdy popełnić może błąd, za którym ciągnie się, nieustannie goniąca nas, w końcu dopadająca, smuga, zwana konsekwencją.

Powieść "Matka mojej córki" to trzecia już książka autorstwa, młodej pisarki Magdaleny Majcher. Nie znam debiutu, ale po lekturze dwóch kolejnych:"Stan niebłogosławiony" i "Matka mojej córki", pozostaję pod silnym wrażeniem talentu autorki, jej emocjonalnej dojrzałości i objawiającego się ogromnego potencjału literackiego. To niezwykły dar, umiejętność zaciekawienia od pierwszych zdań. Jest w niej jakaś magia, wie, co chce powiedzieć i czyni to bez obaw. Na planie głównym jest człowiek, jego wnętrze, z zakamarkami duszy, meandrami myśli, gdzie skryta jest prawda, ogrom emocji, rodzących nasze emocje, nasze refleksje, naszą empatię. Mówię to z pełnym przekonaniem, bo to właśnie odczuwam, czytając kolejną książkę pisarki. Kultura i estetyka języka budzą mój zachwyt. Wyłania się ambicja i pracowitość, doszlifowanie każdego szczegółu. Fascynuje mnie i fabuła, i konstrukcja, bohaterowie, w końcu credo, które każdy sam sobie odszuka.
Magdalena Majcher, bez wątpienia osiągnęła swój cel, pozostawiając mnie po lekturze "z gonitwą myśli i wieloma refleksjami". To cenię bardzo. Wróżąc pisarce wiele sukcesów wydawniczych, czekam na kolejną książkę z zaciekawieniem. Będę obserwować jak rozwija skrzydła, bo sama sobie wyznaczyła wysoki pułap. Polecam!


Zapraszam na mój fanpage na facebooku: https://www.facebook.com/myslirzezbioneslowem/

"Aby zatrzymać ulotność chwili." Ostatnie zdanie nowej powieści Magdaleny Majcher "Matka mojej córki", brzmi, niczym coda, zamykająca utwór muzyczny. Zdanie, pełne refleksji, zagubionych pragnień, zawiera nutę nadziei, staje się kwintesencją ( z łac. quinta essentia-dosł. piąta esencja-piąty, najdoskonalszy żywioł, nomem omen, zwany eterem, w kontekście z ulotnością...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Życie przemija tak szybko, zabijanie miłości to grzech... Może największy.
cyt.: "Podróż po miłość. Emilia" Dorota Ponińska


Trzytomowa saga Doroty Ponińskiej "Podróż po miłość" w pełni spełniła moje czytelnicze oczekiwania. To fascynująca opowieść osadzona w historycznych realiach, niewątpliwie mających ogromny wpływ na kreację bohaterów, zgłębiająca arkana sztuki. Literacka podróż, gwarantująca niezapomniane wrażenia.

Autorka, łącząc talent literacki z pasją poznawania innych kultur, zwłaszcza kultury Orientu, zadebiutowała w 2013 roku powieścią "Podróż po miłość. Emilia".
Zachęcam do zapoznania się z sagą w całości, a nie wybiórczo, ponieważ poszczególne etapy tej niezwykłej podróży składają się na pełen obraz ukazujący życie jej uczestniczek: Emilii, Marii, Lilianny i Marty, kobiet z tej samej rodziny, przedstawicielek kolejnych pokoleń.

Nie mogę się oprzeć, by nie powrócić na sam początek, do pierwszego etapu, kiedy to w podróż życia, jako pierwsza wybrała się Emilia. Gdy po Powstaniu Listopadowym pojmano jej ojca, a ich majątek skonfiskowano, pozostały z matką same. Po śmierci matki Emilia trafiła do szkoły klasztornej, która zapewnić miała jej wykształcenie i spokój na resztę życia. Doszła ją tutaj wieść, że jej ojciec żyje, znalazł się w tureckiej niewoli. Córka powstańca wyrusza z Wilna do Turcji, by zdążyć na czas i móc ojca wykupić.
Jak ta podróż odmieni życie Emilii?

Kontynuacją "Podróży po miłość. Emilia" jest "Podróż po miłość. Maria", która wydana została w 2014 roku.
Maria, córka Emilii urodzona na terenie Rosji, w nadmorskim mieście Krymu-Teodozji, wychowywana przez polską emigrantkę i ciocię Nadinę, mówiącą po francusku, wzrastała wraz z wątpliwościami co do swej tożsamości, przynależności narodowej. Historia Marii owiana została nimbem tajemniczości.
Emilia, podobnie jak jej mąż, zafascynowana była poezją XIII wiecznego poety i mistyka perskiego - Rumiego. Jego słowami przekonywała Marię, że "wszyscy ludzie są jak fale jednego oceanu. Tylko się im wydaje, że różnią się od siebie tak bardzo, a tak naprawdę są jednym". Maria nie chciała być jedną z tych, niczym nie odróżniających się od siebie fal. Kim zatem była? Rosjanką? Polką? Francuzką? Dlaczego Emilia ukrywała przed córką prawdę o pochodzeniu jej ojca?


Bohaterki "Podróży po miłość" to silne kobiety, odważne w swych decyzjach i poczynaniach, łamiące konwenanse ówczesnych czasów. Eliza, wbrew wszelkim zasadom, obowiązującym w tureckim haremie, jedzie za mężem w miejsce, gdzie trwają działania wojenne, by przy nim trwać bez względu na niebezpieczeństwo.
Maria zaś staje się prekursorką, odnoszącą sukcesy i satysfakcję jako malarka. Talent swój rozwijała pod auspicjami swego mentora, rosyjskiego malarza marynisty Iwana Ajwazowskiego, przyjaciela rodziny.
Maria miała też świadomość, że jej matka robi wszystko, by "z uporem żywić jej polską duszę". I chociaż Polski nie było wówczas na mapie świata, to w duszy każdego Polaka wciąż pozostawała żywa.
Wokół słychać było głosy o zrywach narodowych-"polskim buncie", jak mawiali Rosjanie. Wiarygodności sytuacji politycznej poszczególnych narodów dodaje obecność postaci historycznych oraz autentyczne zdarzenia mające miejsce w danym czasie. Poznajemy, równie zawiłą, jak i burzliwą, historię Krymu, gdzie mieszkali Turcy, Tatarzy, Rosjanie, Ukraińcy, gdzie swój udział w wojnie, Polacy chcieli wykorzystać do odzyskania niepodległości, próbując, na terenie Turcji, budować wojsko polskie. Michał Czajkowski (Sedyk Pasza) utworzył oddziały Kozaków osmańskich, a Władysław Zamoyski Polską Dywizję kozaków Sułtańskich.

Problem wielokulturowej tożsamości, to nie jedyny poruszony przez pisarkę. Losy swych bohaterów nakreśliła na tle konfliktu krymskiego, również w kontekście nastrojów procarskich i rewolucyjnych Rosji, ich wpływu na kształtowanie myśli, przekonań, światopoglądu. Przez pryzmat polskiej emigracji, daleko za oceanem, kieruje nasze spojrzenie na wojnę secesyjną, a w świetle wydarzeń, mocno osadzonych w realiach historycznych, ukazany jest problem choroby żołnierskiej, skutek okrucieństwa i grozy wojny.
W tych trudnych egzystencjalnych momentach zastanawiamy się jaką rolę powinna odegrać sztuka? Za pomocą jakich środków wyrazu trafić ma do zniewolonego ludu-pięknem, czy realizmem?

Celowo powróciłam do początku podróży, by nakreślić jej szlaki dla tych, którzy chcieliby się w nią wybrać.
Ostatni etap "Podróży po miłość. Lilianna "jest dla mnie ciekawą kontynuacją i miłym zaskoczeniem. Pisarka zastosowała pewien zabieg w konstrukcji powieści, co nadaje jej atrakcyjności i wzmaga czytelniczą ciekawość. Tytułową Liliannę, córkę Marii, poznajemy, nie z bezpośredniej relacji za jej życia, a długo po jej śmierci, z zapisków pamiętnika. Treść pamiętnika Lilianny poznaje córka jej syna Jana, wnuczka Marta.
Marta, współczesna, ambitna kobieta odnosi sukcesy w europejskiej korporacji jako dyrektor PR polskiego oddziału firmy i ma szansę na awans. Czy pójdzie drogą, prowadzącą prosto do fotela szefowej na Europę, którą mogłaby zostać we własnej osobie? Stawia przecież na karierę i swą niezależność, w myśl nauk i rad, jakie przekazała jej babcia Lilianna, że "kobieta powinna liczyć tylko na siebie..., mężczyźni zawodzą i rozczarowują. Nie warto zawracać sobie nimi głowy. W końcu i tak zostajesz sama". Jakie przeżycia, jakie rozczarowania utwierdzały Liliannę w tych przekonaniach?

Współczesne życie Marty przeplata się z losem babci Lilianny, żyjącej w latach trzydziestych minionego stulecia. Przymusowy urlop stał się dla Marty okolicznością sprzyjającą, by udać się w podróż śladami swej babci Lilianny, aż za ocean, do najdalszych zakątków Ameryki, na Florydę i jeszcze dalej na południe, gdzie leży rajska wyspa Key West. Tam, gdzie "zachód słońca jest świętem." Gdzie los babci Lilli splótł się z losem Ernesta Hemingwaya. Marta poznaje najskrytsze tajemnice Lilianny, których nikt wcześniej nie poznał.

W ostatniej części "Podróży po miłość" autorka zestawia z sobą dwa światy, pełne kontrastów i stawia swoich bohaterów wobec konieczności odnalezienia się w nich, jak i wobec dokonania ważnych wyborów.
Pośpiech i hałas, a nadmorska cisza. Bieda obok wielkiego bogactwa. "Pozycja i potęga obok bezradnego kalectwa". Zbiorowa, narodowa odbudowa Polski, a kolosalny amerykański sukces jednego człowieka.
Rodzina, czy wolność? Co dla kogo jest wartością? Czy łatwo dokonać wyboru?
Amerykańscy krewni cenią pieniądze. Dla Marii, matki Lilianny cenna jest sztuka. Dla ojca-leczenie ludzi i rodzina. Dla Lilianny-miłość. A co wybierze Marta? Jaka wartość okaże się tą najważniejszą? Dokąd zaprowadzą ją ślady antenatki i czy ta droga zmieni coś w jej życiu? Czy w nowych okolicznościach, to na czym wcześniej tak bardzo jej zależało, wzbudza jeszcze ten sam entuzjazm?

Przemierzając kolejne etapy tej fascynującej podróży, poznając przeżycia głównych bohaterek, snujemy refleksje, w jakim stopniu sami mamy wpływ na to, co spotkamy po drodze, czy może dopomaga nam los, często pokrętny, czy może wszystko zależy od przeznaczenia? Zachęcam gorąco do tej lektury, zapewniając, że wrażenia są niezapomniane.


Zapraszam na mój fanpage na facebooku: https://www.facebook.com/myslirzezbioneslowem/

Życie przemija tak szybko, zabijanie miłości to grzech... Może największy.
cyt.: "Podróż po miłość. Emilia" Dorota Ponińska


Trzytomowa saga Doroty Ponińskiej "Podróż po miłość" w pełni spełniła moje czytelnicze oczekiwania. To fascynująca opowieść osadzona w historycznych realiach, niewątpliwie mających ogromny wpływ na kreację bohaterów, zgłębiająca arkana...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Dziwne są ścieżki, którymi wędruje ludzki umysł...

cyt.: "Odezwij się" Magdalena Zimniak



"Ciemność mnie przeraża, wcale nie jest nieprzenikniona, chociaż latarnia przed moim oknem zgasła. Gorszy jest mrok we mnie, jednak nie dość gęsty, żeby skryć kłębiące się obrazy.
Wstrętne, odrażające, ale to przecież ja je tworzę. Ja! Sama jestem wstrętna i odrażająca..."


Bardzo lubię, gdy książkę poprzedza prolog. Zawsze ciekawi mnie, jak wysokim "C 'zabrzmi, czy będzie podobnie jak u Hitchcocka...?: "przeważnie zaczyna się od trzęsienia ziemi. Potem napięcie już tylko rośnie."
Magdalena Zimniak, autorka thrillera psychologicznego "Odezwij się", nie zawodzi. Umiejętnie stwarza aurę powieści, buduje napięcie, daje przedsmak tego, co dopiero nastąpi, subtelnie owija swój wstęp woalem tajemniczości, co jeszcze bardziej intryguje i zachęca do zgłębiania zawartej w fabule historii.

Prolog wprowadza nas w świat trzynastoletniej Ady, świat pełen mroków, niepokojących myśli, prześladujących natręctw. Najgorsze były te "złe myśli". Te przerażająco makabryczne obrazy związane z jej małym braciszkiem Rafałkiem. Nie mówi o tym nikomu. Pisze pamiętnik, w którym stopniowo otwiera swe wnętrze i wylewa je na papier. Taki rodzaj terapii. Ukojenia szuka też w modlitwie i w dobrych uczynkach.
Dopiero w rozmowie z panem Markiem, etykiem chrześcijańskim potrafi być całkowicie szczera.
Połączyła ich nić sympatii, zawiązana wzajemnym współczuciem i zrozumieniem. Znajomość z nowo poznanym panem Markiem jest tajemnicą Ady.
Rodzice obdarzają zaufaniem swoją wrażliwą, pomocną córkę i czasami powierzają jej opiece Rafałka. Taki "skrawek odpowiedzialności" za brata. Najważniejsze, żeby przed godziną dziewiętnastą była z nim w domu.

Wszystkie dotychczasowe sprawy małżeństwa Mielczarków tracą znaczenie, łącznie z depresją poporodową Joanny i jej gorącym romansem z Robertem, wraz z narzucającą się Andrzejowi - jej mężowi - atrakcyjną koleżanką z pracy Moniką... Wszystko blednie...
Zaginęły dzieci!
Dawno już minęła umówiona godzina dziewiętnasta. Telefon Ady milczy.
Ucieczka? Porwanie?
Śledztwo policyjne nie znajduje żadnego tropu. Na podstawie pamiętnika dziewczyny, policja snuje sugestie, że Ada, od lat zmagająca się z nerwicą natręctw, mogła zrealizować "fantazje" i skrzywdzić brata.

Ada? Czy mogłaby zrobić krzywdę braciszkowi, którego tak kochała. Dziewczynka przepełniona wrażliwością, empatią, troską o potrzebujących. Czy mogłaby...?
A co "jeśli choroba przejmuje kontrolę"? "Przestaje się liczyć osobowość, szlachetny charakter i dobre intencje"?
Napięcie rośnie. Rosną emocje.
Kto mógł uprowadzić ich dzieci? Odtrącona przez Andrzeja Monika? Zdesperowana, zdolna do wszystkiego kobieta? Czy zazdrosny o nią Paweł, ich kolega z pracy? A może student Andrzeja mści się za niezdany u niego egzamin i pokrzyżowanie życiowych planów?
Odkryte tajemnice z pamiętnika Ady rodzą kolejne sugestie. Podejrzanym staje się również pan Marek, który stracił w wypadku dzieci, w podobnym do Ady i Rafałka wieku.

Mija dzień za dniem, tydzień za tygodniem, mijają miesiące...
Ile jeszcze czasu...? Ile strachu...?
Niewiedza gorsza od okrutnej prawdy.
Nadzieję tłumi niewyobrażalny strach. Chaos myśli przeradza się w histerię. Rozpacz budzi obsesję, a ta popycha do desperacji i absurdu.
Brak realnego wytłumaczenia tak dramatycznej sytuacji. Kiedy już oczekujemy skutecznego jej wyjaśnienia, nieoczekiwanie następuje zwrot akcji.
Nowy trop? Prowadzący donikąd? Potwierdzający tylko, że "dziwne są ścieżki, którymi wędruje ludzki mózg"?

Małżonkowie oddalają się od siebie, choć łączy ich nieutulony żal i ból do granic wytrzymałości.
Wątki z ich życia przeplatają się z relacjami córki. Relacja Ady, utrzymana w pierwszoosobowej narracji, sprawia, że zostajemy wciągnięci bez reszty w jej świat, przeżycia, lęki, obawy, stan jej świadomości. Jesteśmy bardzo blisko.
Ten konstrukcyjny zabieg, zastosowany przez autorkę, zasługuje na podkreślenie, bowiem, moim zdaniem, odegrał w powieści kluczową rolę.
Thriller psychologiczny to gatunek, w którym Magdalena Zimniak osiągnęła mistrzostwo. To literatura, która wzbudza niesamowite emocje, budzi naszą wyobraźnię, nieoczekiwanie nas zaskakuje i jednocześnie fascynuje. Książki Magdaleny Zimniak zahaczają o mózg i na długo tam pozostają.



* Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego dziękuję Wydawnictwu Prozami.

Znalezione obrazy dla zapytania wydawnictwo Prozami logo


Zapraszam na mój fanpage na facebooku:www.facebook.com/myslirzezbioneslowem

Dziwne są ścieżki, którymi wędruje ludzki umysł...

cyt.: "Odezwij się" Magdalena Zimniak



"Ciemność mnie przeraża, wcale nie jest nieprzenikniona, chociaż latarnia przed moim oknem zgasła. Gorszy jest mrok we mnie, jednak nie dość gęsty, żeby skryć kłębiące się obrazy.
Wstrętne, odrażające, ale to przecież ja je tworzę. Ja! Sama jestem wstrętna i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Kiedy pasja staje się misją...

Książka "Azyl" Diane Ackerman, amerykańskiej pisarki ukazała się już jakiś czas temu, bowiem w 2009 roku została przełożona na język polski, co przeszło bez większego echa. Teraz, gdy o historię bohaterskich Polaków upomniało się Hollywood i na kanwie powieści powstał film, o tym samym tytule, z Jessicą Chastin w roli głównej, ukazało się kolejne wydanie książki, w nowej szacie graficznej i stało się o niej głośniej.
Autorka specjalizuje się w książkach popularno-naukowych i historycznych, a do bestsellerów jej autorstwa należy m.in. "Alchemia mózgu".
Dlaczego zdecydowała się opisać historię małżeństwa Antoniny i Jana Żabińskich, organizatorów i opiekunów warszawskiego Zoo?

Z tą historią łączy ją więź bardzo osobista. Jej dziadkowie ze strony matki pochodzili z Polski. W dzieciństwie chłonęła opowieści o życiu codziennym Łętowni pod Przemyślem, skąd dziadek wyjechał przed drugą wojną światową.
Podziw budzi research, jakiego dokonała, docierając do wielu źródeł, do ludzi, świadków tamtych wydarzeń, ale przede wszystkim polegała na wspomnieniach Antoniny Żabińskiej, "żony Noego", dyrektorowej warszawskiego ogrodu zoologicznego, zawartych w książce "Ludzie i zwierzęta".
Pisarka wybrała się również na peregrynacje do samej Warszawy. Odwiedziła modernistyczną willę rodziny Żabińskich, rozmawiała z ich synem Ryszardem ( państwo Żabińscy mieli również młodszą od Ryszarda córkę Teresę).

Wojenna Warszawa została tutaj ukazana przez pryzmat ogrodu zoologicznego, który urósł do symbolu Arki Noego, był azylem dla prześladowanych, dla uciekających z getta Żydów. Azylem dla zwierząt i dla ludzi, cudem wydartych śmierci.
W tej opowieści nakładają się na siebie dwa dramatyczne obrazy, dwa światy. Obraz uciekających z bombardowanej Warszawy ludzi, z tobołkami, struchlałych, zbolałych, śmiertelnie przerażonych, obok obraz uciekających spod ostrzałów panicznie wystraszonych zwierząt. Obrazy te scalają się w jednolitą panoramę płonącej stolicy.

"Komu nie zabrakło odwagi, żeby stanąć w oknie, albo miał pecha znaleźć się na zewnątrz, mógł podziwiać zjawiskowy korowód jak z kart Biblii."

Wiele zwierząt zginęło na miejscu, te, które stanowiły zagrożenie dla ludzi jak niedźwiedzie czy lwy, trzeba było wystrzelać, reszta podopiecznych Żabińskich rozpierzchła się po nadwiślańskich zaroślach. Po wkroczeniu wojsk niemieckich Lutz Heck, dyrektor berlińskiego ZOO, zabrał najcenniejsze z ocalałych okazów, m.in. oswojone rysiczki, reszta zwierząt została zabita podczas polowania, które niemieccy wojskowi urządzili sobie podczas Sylwestra 1940 roku. W
warszawskim ZOO utworzona została hodowla świń. Tuczarnia świń była wykorzystana do walki z Niemcami, otóż podawano im mięso zakażone pasożytami.
Walka z wrogiem przybierała różne postaci.

Jan miał przepustkę do getta i pod pozorem zbierania odpadów dla świń, ryzykując życie własne i rodziny, wyprowadzał Żydów. Najłatwiej było wyjść tym o "dobrym wyglądzie".
Opustoszałe po zwierzętach pomieszczenia zostały przeznaczone na kryjówki dla ludzi.
"Goście" nosili zwierzęce przezwiska, wśród nich krążyły oswojone zwierzaki, m.in. prosiaczek, królik, chomik, czy szpak, którym była przyjaciółka Antoniny, Magdalena Gross, znana rzeźbiarka.
Sygnałem do schowania się w kryjówkach była melodia z operetki "Piękna Helena" Offenbacha, grana przez Antoninę na fortepianie.
Ogród zoologiczny był miejscem często odwiedzanym przez oficerów niemieckich, było tu zatem względnie bezpiecznie. Panowało napięcie ciągłego zagrożenia. Miały miejsce liczne incydenty mrożące krew w żyłach.

Antonina miała niezwykle mocno rozwinięty instynkt opiekowania się innymi. Jej czułość i potrzeba pomagania dotyczyły wszystkich istot żywych. Było to dla niej sprawą oczywistą, że pomaga się tym, którzy mają jeszcze gorzej.
Jan miał swoje osobiste zobowiązanie wobec Żydów.
"I ja, i mój ojciec wzrastaliśmy w sąsiedztwie żydowskich mieszkańców". Zawiązywały się przyjaźnie, traktowali się jak równy z równym.
Jan, przez swoją skromność, zawsze stronił od pochwał.
"Po co to zamieszanie. Jeśli jakiejś istocie grozi niebezpieczeństwo, to się ją ratuje, zwierzę czy człowieka."
Jan, pierwszy organizator i pierwszy dyrektor warszawskiego ogrodu zoologicznego (1929r.), od początku zawiązania się Armii Krajowej, aktywnie działał w konspiracji. Przechowywał na terenie ogrodu broń i amunicję. Funkcję dyrektora pełnił do 1951roku, kiedy to został odwołany ze względu na przynależność do AK.
Taką byli parą.


Antonina była też obdarzona nadzwyczajnym zmysłem obserwacji. Zostało to szczegółowo wykazane w opisach zachowań zwierząt, które z ogromnym zainteresowaniem podglądała. Zachowanie zwierząt przenosiła na zachowania ludzkie.Swoje spostrzeżenia wykorzystywała czasem w kontaktach z Niemcami, wiedziała jak z nimi postępować, ufając swojej intuicji, potrafiła przewidzieć ich reakcję.
Nieodparcie nasuwały się jej pytania o dziką i agresywną postawę zwierząt i ludzi.
"Jak to się dzieje, że niektóre odwieczne prawa przyrody, zakorzenione w instynkcie drapieżców, zmieniają swój zasadniczy charakter w ciągu paru miesięcy, niekiedy nawet tygodni?... jak to się dzieje, że przedstawiciele gatunku ludzkiego, którzy się mienią panami świata, mający za sobą długie wieki ewolucji i doskonalenia się, w ciągu godzin potrafią przeobrazić się w bestię?"

Autorka "Azylu" patrzy na tamte wydarzenia reporterskim okiem, łączy jednak fakty z barwnym, poetyckim stylem narracji, co dodatkowo wzmaga i tak już ogromne emocje.
Walorem powieści jest niewątpliwie jej historyczne tło. Szczegółowy rys życia w Warszawie, pełnej ruin i zgliszcz, oddający tragizm tamtych czasów, z którego wyłania się, niczym Feniks z popiołów, altruistyczna postawa ludzi, którym dane było w niej żyć. Którzy potrafili dobro innych stawiać nad własnym bezpieczeństwem.


"Tak, groziła nam śmierć, ale wydaje mi się, że to było naturalne zachowanie. (…) W tych czasach wielu ludzi ryzykowało życiem. Można powiedzieć – tak wyglądało życie”- powiedział ich syn Ryszard w jednym z wywiadów.

W 1965 r.oku działalność Jana i Antoniny Żabińskich została uhonorowana przez instytut Yad Vashem, który przyznał im tytuł Sprawiedliwy wśród Narodów Świata.


Zapraszam na mój fanpage na facebooku: https://www.facebook.com/myslirzezbioneslowem/

Kiedy pasja staje się misją...

Książka "Azyl" Diane Ackerman, amerykańskiej pisarki ukazała się już jakiś czas temu, bowiem w 2009 roku została przełożona na język polski, co przeszło bez większego echa. Teraz, gdy o historię bohaterskich Polaków upomniało się Hollywood i na kanwie powieści powstał film, o tym samym tytule, z Jessicą Chastin w roli głównej, ukazało się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nigdy nie zapomnę poprzedniej sagi Krystyny Mirek "Jabłoniowy sad". Bardzo mnie urzekła stworzona tam ciepła atmosfera rodzinnego domu Zagórskich, będącego bezpieczną przystanią, do której zawsze się powraca, gdzie znajduje się klucz do szczęścia, do mądrości, by zawalczyć o te najwyższe wartości. I wierzyć w nie, pomimo zawiei, burz, niesprzyjających wiatrów. Magiczną aurą, tam panującą, pisarka skradła moją duszę.

Za sprawą nowej powieści cyklu "Saga Rodu Cantendorfów", zatytułowanej "Tajemnica zamku", autorka przenosi nas, prosto z naszej współczesności, w zupełnie inny wymiar, w minioną epokę XIX wiecznej Anglii. W świat wystrojony w jedwabie, koronki, fraki, ściśnięty gorsetem konwenansów, pełen mrocznych tajemnic, ale też swoistych uroków.
Gdy na zamku Cantendorf w niejasnych okolicznościach umiera czwarta żona hrabiego Aleksandra, przypadek przestaje być tu wytłumaczeniem. Jakie zatem mogą być przyczyny zgonów młodych kobiet? Czyżby każda z nich była za słaba, za delikatna na panujące tam przeciągi? Może to kolejne morderstwo doskonałe? Komu zależeć miałoby na ich śmierci? Tajemniczemu hrabiemu, jego kochance Isabelle, wiedźmie Alice, czy gospodyni sprawującej władzę na zamku.? Poznając poszczególne postaci i ich wzajemne relacje, wchodzimy w coraz gęściejszą mgłę otaczającą tajemnicze wydarzenia tej imponującej posiadłości.

Żony, umierając młodo, nie pozostawiły Aleksandrowi, upragnionego i wyczekiwanego przez niego dziedzica. Niewątpliwie wkrótce hrabia rozejrzy się za kolejną kandydatką na żonę. Czym będzie się kierował w swoich poszukiwaniach, sercem, czy rozsądkiem. W ówczesnych czasach poślubiało się ze sobą majątki, nazwiska, pozycje towarzyskie, poślubienie serc, odwzajemniających sobie uczucie, to szczęśliwe zrządzenie losu, często będące również mezaliansem.

Strach wśród społeczności miesza się z ochotą na wielki majątek. Panny truchleją. Ich rodzice knują misterne plany. Mimo złowrogo brzmiących plotek o morderstwie, o klątwie ciążącej na zamożnym właścicielu zamku, mimo niebezpieczeństwa grożącego ich córkom, czynią zimne kalkulacje.
Panny Amelia i Kate Milton miały w tej kwestii niezrównanie zaradnych rodziców, którzy nie omieszkali spróbować, mając na myśli wydanie jednej z nich, by wydostać się z poważnych kłopotów finansowych, graniczącym z bankructwem.
To, że Amelia ( w opinii rodziców bardziej niż Kate nadawała się na żonę hrabiego) była zakochana w swoim wybranku Alfredzie, zupełnie nie miało dla nich znaczenia.
Gotowi byli siłą narzucić córce swą nieustanną troskę o dobre imię, honor rodu, czy też wierność konwenansom. Wówczas wielu rodziców w podobny sposób uszczęśliwiało swoje córki. Wbrew ich woli, budząc w nich tylko obojętność, zgorzknienie.


Dlaczego nie Kate? Bo była krnąbrna i zadziorna? Bo nie bała się łamać zasad i potrafiła być do bólu szczera? Niezdolna do posłuszeństwa wymaganego od żony?
Kate podsłuchała, jaki plan mają rodzice wobec jej siostry. Czy mogła ją przed nim uchronić i samej stanąć na drodze przystojnego, tajemniczego hrabiego Aleksandra?
Ognisty charakter Kate, jak jej kolor włosów, dusi się w gorsecie konwenansów. Co zrobi? Czy dostosuje się do zasad obowiązujących w tych czasach, czy podejmie walkę z nimi, pomimo ryzyka i wysokiej ceny?
Odważna i temperamentna Kate odnajduje powoli ścieżki do intrygującego Aleksandra. I to nie tylko z troski o los siostry w geście poświęcenia się dla niej... Pomaga jej w tym niełatwym przedsięwzięciu wiedźma Alice, która niejedno widziała i słyszała. Jednak nie tak bezinteresownie. Czego będzie chciała w zamian?
W Kate rodzi się prawdziwe, młodzieńcze uczucie. Czy Aleksander będzie zdolny je odwzajemnić, czy Kate wciąż pozostanie dla niego tylko "rudym kociakiem", którego z ochotą ukryłby w kąciku zamku i uczynił kochanką?
Postawiłam już sporo znaków zapytania, co adekwatnie oddaje ilość pojawiających się zagadek i wielkie zaciekawienie, gdzie skryte są odpowiedzi. Na pewno gdzieś w murach zamku. Możliwe, że w skarbcu, możliwe, że w archiwum, gdzie nie każdy ma dostęp. A może zupełnie gdzie indziej znajduje się do nich klucz i wskazówka do prawdy, dlaczego kolejne żony hrabiego musiały odejść do innego świata.

Nie jest to jednak kryminał, ani powieść historyczna. To powieść obyczajowa, której akcja rozgrywa się w XIX wiecznej Anglii, w fikcyjnym hrabstwie Cantendorf, oparta na relacjach międzyludzkich.
Fabuła osadzona w mroku tajemnic, zawiera elementy charakterystyczne dla powieści gotyckiej, łączy ze sobą sentymentalną historię miłosną, z aurą grozy i z pierwiastkami fantastyki. A tajemnicza atmosfera narracji, z intrygi do intrygi, skłaniająca do podejrzeń o niecne czyny coraz to kogoś innego. Gdzie obecne są nawiedzone zamki, choroby, klątwy, szaleństwa. Gdzie główni bohaterowie, często stanowią antynomiczną parę, zarówno pod względem charakterów, jak i pozycji społecznej. Reprezentują dwa przeciwległe bieguny; jednym jest osobnik o wyraźnie demonicznych cechach (hrabia Aleksander), drugim zaś czysta i niewinna osoba (Kate).

Krystyna Mirek zabiera nas w przeszłość, nie po to, by pokazać nam beztroski, bezpowrotnie miniony świat, świat wizyt towarzyskich, balów, miłostek, ale by podkreślić ponadczasowość kobiecych więzi, wskazać podobieństwa i cechy wspólne z naszym, zdawać by się mogło oddalonym i odmiennym, światem. Przybliża nam świat ówczesnych kobiet, ich wzajemne relacje, z ich problemami, radościami, pragnieniami szczęścia i spełnienia, tak bardzo podobnymi do naszych. Bez względu na epokę, ubrania, pozycję społeczną, poszukujemy sposobów na szczęście, na miłość, sposobów rozprawiania się z przeciwnościami losu.

Autorka zaszczepiła w powieści pierwiastek tajemniczości, co bezgranicznie intryguje i zadziwia. Zupełnie celowo wprowadza czytelnika w gęstą mgłę, pozostawia i pozwala się w niej odnaleźć, rozejrzeć, by dostrzec coraz więcej szczegółów, coraz wyraźniej rysujące się portrety bohaterów. By snuć refleksje.
Wobec współczesnych ekshibicjonistycznych zachowań ogólnospołecznych otaczającego nas świata, bynajmniej w literaturze nie wszystko może być powiedziane wprost. Jest pozostawiona tutaj cenna furtka, subtelne przejście, by czytelnik sam odkrywał, zgłębiał, analizował.

Z niecierpliwością oczekuję na ciąg dalszy tej fascynującej historii. Drugi tom cyklu "Cena szczęścia" ukaże się prawdopodobnie już w maju 2017 roku.


Zapraszam na mój fanpage na facebooku: https://www.facebook.com/myslirzezbioneslowem/

Nigdy nie zapomnę poprzedniej sagi Krystyny Mirek "Jabłoniowy sad". Bardzo mnie urzekła stworzona tam ciepła atmosfera rodzinnego domu Zagórskich, będącego bezpieczną przystanią, do której zawsze się powraca, gdzie znajduje się klucz do szczęścia, do mądrości, by zawalczyć o te najwyższe wartości. I wierzyć w nie, pomimo zawiei, burz, niesprzyjających wiatrów. Magiczną...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Historia. Wojna. Kobiety, ich siła i odwaga.

- Mam nadzieję, że nigdy się nie dowiesz, jaka jesteś krucha, Isabelle.
- Nie jestem krucha - zaperzyła się.
- Wszyscy jesteśmy, Isabelle - powiedział z cieniem uśmiechu.
- Tego właśnie uczy nas wojna.

cyt.: "Słowik" Kristin Hannah



"Tego właśnie uczy nas wojna..." i jeszcze wielu innych ważnych rzeczy...
Mówi ludziom całą prawdę o nich samych, tę, której wcześniej nie mogli znać.

Kartograficzny zarys na mapie Europy kolejnych działań wojennych armii niemieckiej podczas II Wojny Światowej to wynik bezgranicznych aspiracji Hitlera i sił nazistowskich. Długie frontowe jęzory ogarniają tereny poszczególnych państw, niczym macki drapieżnej ośmiornicy, niczym płomienie ognia piekielnego.
Ten zły czas pozostawia po sobie okaleczone ofiary, bolesne wspomnienia, daty zwycięstw i klęsk. Wciąż jest też źródłem inspiracji dla pisarzy, patrzących na ówczesne wydarzenia z różnych perspektyw.

Dlaczego amerykańska pisarka Kristin Hannah pisze o wojnie we Francji i wkłada w swą powieść "Słowik" taki ogrom emocji? Francja pod okupacją niemiecką jest tłem do ukazania heroicznych postaw kobiet w obliczu przerażającej wojennej rzeczywistości. Choć fabuła jest literacką fikcją, to pisarka inspirowała się losami prawdziwych kobiet.
Jedną z nich była Andre'e de Jongh, młoda Belgijka, która stworzyła jedną z pierwszych dróg, którą alianci uciekali z okupowanej przez hitlerowców Francji. Niesamowita historia, skłaniająca do przemyśleń, stawiania sobie pytań, jak zachowalibyśmy się w podobnych okolicznościach? Skąd bierze się odwaga, by zaryzykować własne życie dla ratowania obcych ludzi? Ile gotowi byśmy byli poświęcić dla innych?


"Słowik" opowiada o wojennych losach dwóch sióstr- Vianne i Isabelle, które, choć każda w inny sposób, walczą z niemieckim okupantem.
Isabelle, dziewiętnastoletnia buntowniczka, zdolna łamać wszelkie normy, nie może pogodzić się z rychłą kapitulacją Francji. Odważna, gniewna, impulsywna jest gotowa na każdą formę walki z wrogiem. Byle nie pozostawać biernym. Podejmuje odważne decyzje, które trudno jest zaakceptować starszej o dziesięć lat Vianne. Z czego wynika brak akceptacji? Z troski o młodszą siostrę, czy ze strachu o bezpieczeństwo własne i jej małej córeczki? Nie ma tu prostej, jednoznacznej odpowiedzi. Vianne, pozostała w swym domu sama z dzieckiem, bowiem męża zmobilizowano na wojnę. Teraz, gdy do głosu dochodzi strach, niepewność, głód i ziąb, wszystko ulega weryfikacji. Czy wcześniejsze żale do ojca o rozdzielenie ich po śmierci matki, o brak zainteresowania nimi, brak miłości, ich wzajemne pretensje, niedopowiedzenia, mają jeszcze tę samą moc, znaczą jeszcze cokolwiek? Czy w obliczu walki o przetrwanie, o życie, jest miejsce na miłość, na troskę o nią?

Ich drogi spotykają się tylko na krótkie chwile, po to, by znów biec w przeciwnym kierunku, i znów, niespodziewanie się splątać.
Każda z nich ma swoją wojnę. Isabelle przenosi przez granice nielegalne papiery, później, podobnie jak robiła to de Jongh, walczy z nazistami, przeprowadzając aliantów przez Pireneje.
Vianne, jak wiele innych kobiet, pozostała w domu, czekając na szybki powrót męża z wojny. Czy pozostała bierna, drżąc tylko o bezpieczeństwo swojej rodziny? Jak bardzo musiała być silna, gdy w jej domu zagościł głód, ziąb, choroba córki, gdy ich dom stał się kwaterą dla niemieckich oficerów? Jak odważna, ratując żydowskie dzieci, organizując dla nich nowe dokumenty tożsamości?

Zamysłem pisarki była opowieść o odważnych, niezłomnych kobietach, tych z ruchu oporu i tych, które pozostając w domu, również wojowały. Z wielką dawką emocji ukazuje heroizm kobiet i stara się przyczynić do tego, by ich historie nie stały się zapomniane, pomijane.
Jakże przejmująca jest scena z transportu kobiet do obozu w Ruvensbruck; co mogły zrobić, jaki po sobie pozostawić ślad?
"Pasażerki pisały swoje nazwiska na skrawkach papieru albo materiału i wsuwały je w szczeliny między deskami, wierząc, wbrew wszelkiej nadziei, że dzięki temu zostaną zapamiętane."
"Słowik" powstał, aby pamięć o ich bohaterskich czynach przetrwała.
"Kobiety żyją dalej. Dla nas ta wojna była czym innym niż dla nich. Kiedy się skończyła, nie brałyśmy udziału w paradach, nie nie dostawałyśmy medali, nie wspominano o nas w książkach historycznych. W czasie wojny robiłyśmy to, co do nas należało, a gdy się skończyła, pozbierałyśmy kawałki i zaczęłyśmy życie od nowa."

Heroizm, niezłomność, odwaga, bohaterstwo, to słowa, wielkie, ale czy są słowa, które mogłyby oddać niepojęty strach, dokuczliwy głód, przeszywający ziąb, poniżanie odbierające ludzką godność, okrucieństwo gwałtów i niewyobrażalnych form przemocy człowieka nad drugim człowiekiem?
Emocje są tutaj ważniejsze od realiów historycznych, okazały się mocą tej powieści, bowiem "Słowik" okazał się międzynarodowym sukcesem. Ukazane obrazy, gotowe do ekranizacji, do której, notabene, wykupione zostały już prawa przez firmę Tristar Pictures. Prawa wydawnicze zostały sprzedane do ponad czterdziestu krajów. Portal Goodreads uznał powieść książką roku 2016, książką roku została wg serwisu Amazon.
Dla mnie emocje, wzruszenia, empatia, są bardzo ważne, cenne podczas lektury. Weryfikując tę opowieść, uwzględniając i mocno to podkreślając, że nie jest to dokument historyczny, zobligowany do skupienia się na rzetelnym ukazaniu realiów działań wojennych Niemców z Francuzami, polecam ją z całą odpowiedzialnością. Możemy, uruchamiając wyobraźnię, postawić się w sytuacji bez wyjścia, dojść do pewnych granic i zastanowić się, czy moglibyśmy je przekroczyć, czy nie?
"Czy jesteśmy bohaterami, czy tchórzami? Czy jesteśmy lojalni wobec ludzi, których kochamy najbardziej, czy potrafimy ich zdradzić?"

Zapraszam na mój fanpage na facebooku: https://www.facebook.com/myslirzezbioneslowem/

Historia. Wojna. Kobiety, ich siła i odwaga.

- Mam nadzieję, że nigdy się nie dowiesz, jaka jesteś krucha, Isabelle.
- Nie jestem krucha - zaperzyła się.
- Wszyscy jesteśmy, Isabelle - powiedział z cieniem uśmiechu.
- Tego właśnie uczy nas wojna.

cyt.: "Słowik" Kristin Hannah



"Tego właśnie uczy nas wojna..." i jeszcze wielu innych ważnych...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Cokolwiek się stanie, wy sobie poradzicie, bo patrzycie w tym samym kierunku.
cyt.: "Stan nie! błogosławiony" Magdalena Majcher




Magdalena Majcher pierwsze kroki na swej pisarskiej drodze postawiła w ubiegłym roku, kiedy to zadebiutowała powieścią "Jeden wieczór w Paradise".
Prowadzi swoją stronę pod nazwą "Przegląd czytelniczy", i jeszcze do tego jest redaktorką i copywriterką. Urodziła się z miłością do słowa i za jego sprawą rozwija swoje pasje i sięga po marzenia. Można powiedzieć, że jest żywym przykładem na to, co nota bene, jest też życiowym mottem młodej pisarki, że: "Marzenia się nie spełniają. Marzenia się spełnia."

Powieść "Stan nie! błogosławiony" jest głosem autorki w ważnych sprawach, zarówno dla bohaterów, jak i dla nas; osobistych i ogólnospołecznych. Głos ten przekonuje mnie, że, z pewnością, to dopiero preludium do tego, co ma do powiedzenia w ogóle.
Magdalena Majcher posiadła już sposób na wciągnięcie czytelnika w pętlę doznań. Umiejętnie zwodzi go, intryguje, zadziwia, zaskakuje i usidla.
To, co może na początku powieści wydawać by się mogło lekkie i pastelowe, stopniowo zmienia swą wagę oraz koloryt.

Opowieść dotyczy młodego, bo zaledwie z trzyletnim stażem, małżeństwa Poli i Jakuba, ich życiowego startu i wciąż trwającego stanu zakochania. Codzienność wypełnia im praca, szczęśliwie połączona z pasją; Pola pisze do gazet i próbuje wydać swą pierwszą powieść, Jakub jest prawnikiem. Nagle przekonują się, że ich dotychczasowe kłopoty, problemy, wybory, są tak mało znaczące w konfrontacji z tym, z czym przyszło im się zmierzyć.

Cztery pozytywne wyniki testów ciążowych nie mogą kłamać. Ciąża!? Trochę przedwczesna, jeszcze nie planowana, jeszcze nie wymarzona na ten moment. Fakt ten nie zwiastuje jeszcze końca świata. Można się z nim oswoić, zaakceptować. I tak się staje. Kolejne badania są jednak podstawą do niepokojącej diagnozy. Istnieje duże prawdopodobieństwo wystąpienia u dziecka wady genetycznej.
Małżonkowie pogrążają się w morzu wątpliwości, ogarnia ich, wcześniej nieznane przerażenie, lęk i strach.
Strach, z czasem, staje się paraliżujący.
Autorka funduje nam coraz to trudniejsze momenty z życia Poli i Jakuba, a ich samych stawia w obliczu podejmowania najtrudniejszych w życiu decyzji. Następuje gradacja emocji. Pisarka podejmuje ważny i trudny temat. Problem, który, niczym cezura, wyznacza granicę dzielącą życie bohaterów na to "przed" i na to, co dopiero nastąpi.
Pomimo wagi tematu, fabuła nie zamyka się w gabinecie lekarskim. Choć podkreślę, że zawarta jest tu spora dawka wiedzy dla przyszłych mam. Lepiej, żeby nigdy nie musiały zgłębiać takich terminów, jak trisomia konkretnego chromosomu, ani statystyk z tym związanych. Aby nie musiały zatrzymywać się, by rozważać ryzyko podjęcia kolejnych badań, zagrażających poronieniem, czy ostatecznie podjąć decyzję najtrudniejszą, jaką jest aborcja. Niepewność przeplata się z nadzieją.

Magdalena Majcher potrafi zniwelować skumulowany ciężar spraw i rozładować napięcie. Przedstawia nam swoich bohaterów w kontekście innych zdarzeń, w zupełnie odmiennych okolicznościach, dzięki czemu zgłębia ich charakterystykę. Zarówno Pola, jak i Jakub, choć oboje ciężko doświadczeni, nie zamykają się we własnym świecie.
Pola usilnie, chociaż bez większego powodzenia, próbuje naprawić trudne relacje z matką, z którą łączy ją toksyczna miłość. Trudna do wytłumaczenia, trudna do zrozumienia. Milcząca miłość. Jak bolesna musiała być ich przeszłość, że tak znacząco wpłynęła na tę nadzwyczaj ważną więź, więź matki z córką? Czy któraś z nich znajdzie siłę i odwagę, by to zmienić?

Ogromnie jestem wdzięczna za kreację postaci babci Anieli. Babci Jakuba, która wychowywała go od dzieciństwa, po tragicznej śmierci jego rodziców, a swojej córki. Osobą tą wniosła pisarka do swojej powieści wiele ciepła, optymizmu i nadziei. Babcia Aniela nie tylko karmi i pociesza swoje ukochane wnuki, ale jest ich mentorką, dla Poli jest lekiem na całe zło, jakie ją w życiu spotkało.

Pisarka, ukazując życiowe perypetie swoich bohaterów, sposoby, za pomocą których próbują je rozwiązać, uzewnętrznia cechy, w jakie ich wyposażyła. Emanuje z nich dojrzałość, pokora, empatia, troska o drugiego człowieka. Zmagając się z własnymi problemami, widzą też potrzeby innych, jak sytuacja Marysi, dziewczyny z sąsiedztwa babci Anieli.
Styl oraz warsztat pisarski, za pomocą których opowieść została przekazana, sprawiły, że przeczytałam powieść jednym tchem, z uwagą, podziwem, niekłamaną fascynacją i z rozbudzonym apetytem na kolejne powieści.


*Dziękuję Wydawnictwu Pascal za przesłanie egzemplarza recenzenckiego, a autorce za wpisaną dedykację.

Logo


Zapraszam na mój fanpage na facebooku: https://www.facebook.com/myslirzezbioneslowem/

Cokolwiek się stanie, wy sobie poradzicie, bo patrzycie w tym samym kierunku.
cyt.: "Stan nie! błogosławiony" Magdalena Majcher




Magdalena Majcher pierwsze kroki na swej pisarskiej drodze postawiła w ubiegłym roku, kiedy to zadebiutowała powieścią "Jeden wieczór w Paradise".
Prowadzi swoją stronę pod nazwą "Przegląd czytelniczy", i jeszcze...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

-Chcesz pisać o Wołyniu, ale tak naprawdę ciągle czujesz potrzebę pisania o swojej matce?-pyta K.
-Tak, masz rację. Tak naprawdę piszę o matce...
Nie byłaby tym, kim była, gdyby nie trauma Wołynia.
A gdyby nie jej skrzywiona psychika, ja byłabym inna, a także moja siostra, jej córka i moja córka...-mówię.

cyt.: "Kolonia Marusia" Sylwia Zientek
"Być może potrzebny był czas...", by opowiedzieć o "Miejscach, których nie ma". Ale były. Kolonia Marusia była niewielką osadą na Wołyniu.
Nie ma już tamtej "idyllicznej krainy", jaką opiewał w swych wierszach ówczesny poeta Józef Czechowicz.
Nie ma już "chat pachnących stepem", "złotych kołaczy", "perłowego stepu nieba". Nie ma. A może i jest jakaś cząstka..., może odrosły "gałęzie pachnące szczęściem, może i jest..., ale nie ta sama, bo "na wieczność skaziły ją krwawe żniwa i krzywda pomordowanych".

Każdy ludzki los, związany z okrucieństwem wołyńskiego piekła, to odłamek naszej bolesnej historii.
Każde wspomnienie, każda opowieść, pomimo zawartego w sobie okrucieństwa, a może właśnie dlatego, przekazana została przez świadków tamtych zdarzeń po to, by pamiętać.

Sylwia Zientek napisała książkę bardzo osobistą. Opowieść zawarta w "Kolonii Marusia" jest konsekwencją wstrząsających przeżyć jej rodziny, wojennej traumy dziadków, Władysława i Konstancji, strzępów pamięci matki, lęków związanych z tym, co za nimi, i z tym, co dopiero nastąpi. Jaki czeka ich los, teraz, kiedy spalono ich gospodarstwo, dom, cały dorobek życia i przyszło opuszczać ziemię, gdzie przyszli na świat i udać się w nieznane?
Książka jest dowodem na to, jak głęboko tkwią wojenne rany. Niezabliźnione, pomimo upływu czasu, bolesne dla potomków, czujących na swych plecach ziejący oddech przeszłości.
Okrutna, bezwzględna wojna okalecza duszę.
Kim byłaby Halina, córka Konstancji, a matka Sylwii, gdyby nie wspomnienia tamtych chwil, wspomnienia śmiertelnie przerażonej twarzy dziewczynki, rozmodlonej w trakcie któregoś z masowych pogrzebów, które latem czterdziestego trzeciego odbywały się na Wołyniu co kilka dni. Obrazy niezatarte, powracające w nocnych koszmarach. Okaleczona emocjonalnie Halina, z niewyzbytym strachem, lękiem, obawami, czujna i gotowa na kolejny cios od życia, niezdolna była do okazywania uczuć, do budowy więzi z najbliższymi.

Matka i córka. Ta druga dziedziczy po pierwszej całą gorycz życia. Ta naznacza je obie, wpływa na wzajemne relacje. Tak jak w "Dziewczynce w czerwonym płaszczyku" Romy Ligockiej, w "Szumie" Magdaleny Tulli, w "Małej Zagładzie" Anny Janko i innych podobnych przekazach.
Takie dziedzictwo. Taka scheda. Ciąży, przygniata, obezwładnia. Ciężar nie do udźwignięcia. Może warto zatem podjąć trud, by go zrzucić i poczuć ulgę...? Poczuć się wolnym...?
Dlatego, aby się wyzwolić, trzeba podzielić się z innymi, trzeba się nawet obnażyć, zwierzyć, dokonać kąpieli duchowej, niczym katharsis. I tak właśnie czyni autorka "Kolonii Marusia".

Fabuła zawiera opisy nasycone szczególnym okrucieństwem, trudno tego uniknąć. Nie zdradzę nic z przebiegu zdarzeń, pozostawiając każdemu je do odkrycia i, co nie pozostawia wątpliwości, głębokiego ich przeżycia, niewysłowionych emocji. Choć kusi mnie bardzo, by wyjaśnić okoliczności sceny, jakiej był świadkiem Wacek, brat dziadka, że postradał zmysły, choć ten opis spędza mi sen z powiek, to się powstrzymam. Zamiarem pisarki nie było szokowanie czytelnika, nadaje swej opowieści formę beletrystyczną, łagodzącą okrucieństwo wydarzeń, ukazuje też ludzką twarz Ukraińców, którzy pomagali, ostrzegali, narażając własne życie. Ukazanie traumatycznych doświadczeń Polaków na Wołyniu uświadamia nam wszystkim, jak trudno było pozbyć się strachu tym, którym udało się cudem ocaleć. Jak trudno im było uciec przed lękiem, przed wyrzutami sumienia, że oni przeżyli, kiedy inni na ich oczach...
Dociera do nas przenikliwy krzyk, jak i nastająca po nim, równie mocno przeszywająca, cisza...

Dlatego pamiętajmy...

Gorąco polecam!

Zapraszam na mój fanpage na facebooku: https://www.facebook.com/myslirzezbioneslowem/

-Chcesz pisać o Wołyniu, ale tak naprawdę ciągle czujesz potrzebę pisania o swojej matce?-pyta K.
-Tak, masz rację. Tak naprawdę piszę o matce...
Nie byłaby tym, kim była, gdyby nie trauma Wołynia.
A gdyby nie jej skrzywiona psychika, ja byłabym inna, a także moja siostra, jej córka i moja córka...-mówię.

cyt.: "Kolonia Marusia" Sylwia Zientek
"Być może...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie mieściło mi się wtedy w głowie, żeby Żyd w ringu mógł zwyciężyć chrześcijanina, chociaż my na placu Broni bijaliśmy się z chrześcijańskimi chłopakami. Ale to było co innego.
A ja miałem wtedy siedemnaście lat, znałem tylko światy chederu, jesziwy, synagogi i domu.
cyt.: "Król" Szczepan Twardoch

Jakub Szapiro, żydowski bokser klubu Makabi pokonał w walce wagi ciężkiej Andrzeja Zielińskiego zawodnika Legii Warszawa.
Król ringu, każdym gestem, każdym krokiem oznajmiał światu swą wielką odwagę i pewność siebie. Budził podziw i fascynację nie tylko siedemnastoletniego Mojżesza Bernsztajna, "zwykłego małego, chudego Żydka z Nalewek". Chłopak nigdy by się tutaj nie znalazł, gdyby nie bilet od samego Jakuba Szapiro, który dwa dni wcześniej wyciągnął za brodę jego ojca z ich biednego mieszkania na Nalewkach. Jednorazowa rekompensata, czy zaproszenie do innego, nieznanego chłopcu świata?

Przedwojenna Warszawa. Rok 1937. Dwie Warszawy, polska i żydowska, z czego "tylko jedna właściwa, leżąca prawie w Europie". Chaos. Konflikty narodowe, społeczne, polityczne, religijne.
Bepiści (od przywódcy Bolesława Piaseckiego), falangiści, oenerowcy kontra Żydzi. Na uniwersytetach getto ławkowe. Zamach stanu przeciw opozycji w celu przejęcia pełni władzy przez Rydza-Śmigłego. Prawda, czy plotki rozsiewane przez opozycję przeciwko ówczesnej władzy? Szantaże, intrygi i przemoc.
I zwykła poobijana codzienność, zmagająca się z brudem, biedą, głodem, gwałtem, poniżeniem. Dom publiczny Ryfki Kij, ogniwo łączące świat gangsterski ze światem polityki.

Na tym tle świecki Żyd, Jakub Szapiro, bokser i gangster, Kum Kaplica, były PPS - owski działacz, ojciec chrzestny podziemnego królestwa, Pantaleon Karpiński, okrutny zabijaka z drugą twarzą z tyłu głowy, doktor Radziwiłek i reszta gangsterskiego świata. Kim byli wcześniej, kim był Jan Kaplica, zanim stał się Kumem, przywódcą całej reszty?
Dwoistość, natury, świata, człowieka. Granica. Gdzie ona przebiega?
"Gdzie zaczyna się jeden człowiek, a kończy drugi?"
Ten dwubiegunowy podział dostrzegłam wyraźnie na samym początku i był widoczny do samego końca, ważny element konstrukcji, budzący refleksje.
Odpowiadając jednym słowem, o czym jest ta książka, odpowiem: o przemocy.
"Któż nie jest niewolnikiem?"
Szczegółowe opisy zdarzeń, budują obrazy, budzą emocje. Fizyczność, motoryczność ciała podczas walki bokserów na ringu, każdy gest, każdy detal budzą zarówno podziw, fascynację, jak i lęk, i przerażenie. Opis wymuszonego na dwóch Żydach tańca, tańca strachu i łez, upokarzającego, odbierającego im ludzką godność, wyzwala w nas bunt, bezradność i obezwładniającą niemoc. Szczegóły masakrycznej zbrodni nad glinianką, dokonanej na Naumie Bernsztajnie, ojcu Mojżesza, za dług u Kuma Kaplicy, to wyraz szczególnego okrucieństwa.
Krew w żyłach mrozi bezwzględność i bestialstwo podczas przesłuchań w Berezie Kartuskiej, gdzie trafił jeden z nich. Przemoc ma miejsce w pokojach domu publicznego, ale też w zaciszu domowym. Przedmiotowe traktowanie kobiet. Przemoc to nie tylko to fizyczne udowadnianie swej wyższości nad drugim. Metody zdobywania przewagi, władzy i sławy budzą odrazę.

Sposób, w jaki Twardoch kreuje i opowiada świat pełen brutalności i to, co skrywa gdzieś pomiędzy, w jego zakamarkach i to, co obok niego i nad nim, nie pozwala nam z niego wyjść. Nie można oderwać się od lektury. Bohaterowie, pomimo swych czarnych charakterów, przyczepiają się do naszych myśli jak rzepy, a do głównej postaci, romantycznego chwilami Jakuba Szakiro, po niewidzialnej nitce dostajemy się do jego wnętrza, do tego "małego ziarna prawdy", by go zrozumieć, poczuć nawet sympatię. Taka kreacja bohaterów jest mistrzowskim osiągnięciem. Sposób pisania, umiejętność kreślenia obrazów magnetyzują.

Pisarz, stosując przemyślane zabiegi, zaskakuje konstrukcją, zwodzi narracją. Zakłócona chronologia, powtórzenia dodają smaczku, budują napięcie, pobudzają ciekawość, przykuwają uwagę. Choć nie jest to literatura faktu, osadzona w realiach historycznych fabuła, z historycznymi postaciami, wiarygodnie ukazuje ówczesną codzienność.
Oryginalna jest okładka książki, której nie mogę pominąć milczeniem. Zaprojektowana przez Rafała Kucharczyka. Niby przedwojenny afisz, na który wylewa się zawartością drobnych czcionek maszynopis tej niesamowitej historii, spisanej przez narratora w Tel Awiwie, po pięćdziesięciu latach od momentu kiedy miała miejsce.

Wybitny talent, niezwykły warsztat literacki, podparte wiedzą zaczerpniętą z ówczesnej prasy poskutkowały fantastycznym, rzetelnym obrazem przedwojennej stolicy. W historycznej prasie zawarta była też inspiracja do opowiedzenia tej historii, zaczerpnięta dzięki przeprowadzonemu researchowi. Twardoch postanowił wskrzesić zapomnianą postać przedwojennego gangstera Taty Tasiemki, pierwowzór Kuma Kaplicy. Jaki był w tym cel? Na ile to postać warta uwagi? A może pisarz osobiście chciał się z nim rozprawić?

Brutalność okraszona pikantnym seksem, słodką namiętnością, gorzkim gwałtem, słonymi wulgaryzmami przeraża i dziwnie fascynuje. Wulgaryzmy są nieuniknione, podkreślają autentyczność ukazanego świata, inaczej byłoby sztucznie i nieprawdziwie. Świat, którego królem chciał zostać Jakub Szapiro. Po co nam taki obraz świata? Czy zło może zachwycać? Czy przemoc może fascynować? Po co nam ta książka? Można zapytać... By szukać politycznych analogii? By wzbudzać dyskusję o antysemityzmie, kto kogo bardziej nienawidził, czy bardziej Polacy chcieli Żydów wysłać na Madagaskar, czy oni sami jeszcze bardziej chcieli stąd wyjechać do "siebie"? Kolejna lekcja tolerancji i empatii, których nigdy dość? Obok konkretnych tematów, są widoczne dla mnie prawdy uniwersalne. Człowiek i kształtujące go realia czasu i miejsca, w jakich się znalazł. I drugi człowiek... Znaczący proces przenikania się...
A może po to jest ta książka, by zastanowić się nad tym, kim jesteśmy? Kim się stajemy w obliczu naszych wyborów, decyzji? W czasie najcięższej próby? Co możemy jeszcze zrobić, zmienić, nim pochłonie nas swą wielką paszczą, unoszący się ponad nami kaszalot Litani?
Dawno żadna książka nie wywołała we mnie tylu emocji, nie wzbudziła tylu refleksji i nie zachwyciła mnie tak mocno swym kunsztem literackim, podkreślając oryginalność narracji i nieoceniony moment zaskoczenia. Wydarzenie literackie z pewnością. Polecam, bo o książce będzie głośno, a warto mieć własne zdanie.



Zapraszam na mój fanpage na facebooku: https://www.facebook.com/myslirzezbioneslowem/

Nie mieściło mi się wtedy w głowie, żeby Żyd w ringu mógł zwyciężyć chrześcijanina, chociaż my na placu Broni bijaliśmy się z chrześcijańskimi chłopakami. Ale to było co innego.
A ja miałem wtedy siedemnaście lat, znałem tylko światy chederu, jesziwy, synagogi i domu.
cyt.: "Król" Szczepan Twardoch

Jakub Szapiro, żydowski bokser klubu Makabi...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Początek świata często wygląda podobnie."
Zaś:
"Koniec świata zawsze wygląda inaczej."
Te dwa zdania, niczym klamra spinają to, co jest pomiędzy.
Życie! Pełne śladów. Naszych. Cudzych. Wspólnych.

Pierwsze zdanie, z pierwszego opowiadania "Mój", drugie zdanie z ostatniego opowiadania zatytułowanego również "Mój", są jak ramiona "czegoś, co obejmuje nas znienacka". "Milczące coś."
Oryginalna kompozycja, konstrukcja, konwencja, struktura, kształt. Przemyślany, ambitny zabieg. Imponujący rezultat.

"Ślady" Jakuba Małeckiego, książka bardzo wyczekiwana, nie tylko przeze mnie, ale przez każdego, kto spotkał się z twórczością tego utalentowanego pisarza młodego pokolenia.
Na okładce "Śladów" czytamy: Jakub Małecki, autor głośnego "Dygotu".
Powieść znacząca, wywołała głośne dyskusje, głośne słowa podziwu. Echo nie przebrzmiewa, niesie się długo i daleko.
"Dygot" pozostaje w nas.
Słyszy się opinie, że pisarz podniósł sobie tą powieścią wysoko poprzeczkę. I teraz... co? Musi już tylko wyżej? Jak to zmierzyć...?
Dziennikarz Michał Nogaś (Program III Polskiego Radia i audycja "Z najwyższej półki") twierdzi:
"Ślady", to dowód na to, że "Dygot" nie był przypadkiem."
Z pewnością nie był! Jeśli Jakub Małecki musi jeszcze coś udowadniać...!?

Najnowsza książka to zbiór dziewiętnastu opowiadań, zbiór kilkunastu różnych historii, wcale nieosobnych.
Czyż nasze życie jest oddzielną, tylko naszą historią? To historia co najmniej kilku żyć.
Opowiadania, zatem i historie różnych żyć przenikają się wzajemnie, łączą się w całość. W fascynującą opowieść. Opowieść egzystencjalną. Uniwersalną. Z przesłaniem.

Rzeczy ostateczne. Odchodzenie. Przemijanie. Śmierć.
Na wszystko to, co nieuniknione, nie mamy wpływu.
Pisarz skupia się bardziej na życiu właśnie. Na drodze, na sensie. By nie czekać, jak Teresa na coś "aż się wydarzy"; "coś wydarza się ciągle".
Ludzkie drogi nie są prostymi równoległymi; one przecinają się, łączą się ze sobą, mają punkty wspólne. Wspólne ślady.
Bohaterowie tych krótkich, literackich etiud, pozostawiając swoje własne, natrafiają też na cudze ślady. Odnajdują je w sobie. Pozostawione przez innych ślady, naznaczają ich na resztę życia. Trwale.

Podziwiam szczerze pomysł na konstrukcję utworu, która scala poszczególne elementy, szczegóły, myśli, wspomnienia, małe cząsteczki w całość, w jedno wielkie przesłanie. Jest tutaj pozostawione miejsce dla czytelnika, nisza, w którą może się wcisnąć wraz z własną historią.

Opowiadania stanowiące jedną opowieść nie są już opowiadaniami, ani nie są jeszcze powieścią...

"Życie z powieścią nie ma nic wspólnego (...) Ono się nie układa w jedną całość (...) Życie jest bardziej jak zbiór opowiadań. Poszarpane, nieprzewidywalne. Uwierz mi, mojego czy twojego życia nikomu by się nie chciało czytać."- Objaśnia Bożence Jadwiga Grabowska, Greboletta z Mody Polskiej, opowiadając wojenną historię ocalenia przed Niemcami trójki Żydów ukrytych w sypialni, wśród nich syn sąsiada Graboletty, Dawid. Dawid, którego Bożenka poślubi. Widać jak nieprzypadkowe są to historie, jak nieosobne...

Bohaterów łączą ślady, prowadzące do wspólnych miejsc, do wspólnej przeszłości. Ich przeżycia, wspomnienia spotykają się w Kwilnie i okolicach, w Warszawie i okolicach, w Poznaniu, w Łomiankach i okolicach, w miejscach, z których pochodzą, w miejscach znaczących.
My, czytelnicy idziemy po śladach bohaterów, odnajdując swoje własne, te odciśnięte w nas przez innych, idziemy do swojego Kwilna, miejsca, z którego rozpoczęła się nasza wędrówka. Miejsca, które naznacza nas na resztę życia.
"Bo są takie miejsca na świecie, że człowiek do nich wraca, choćby nawet nie chciał." Opowiadał dziadek Eustaszkowi, (którego dziadek nazywał Pawełkiem, a on Pawełkiem nie jest), kiedy siedzieli na wydmach, jedli jabłka i wyczekiwali smoków.

"Ślady" Jakuba Małeckiego uświadamiają nam, że czyjś koniec świata jest też w pewnym sensie końcem świata dla innych i uśmierca ich również, o wiele wcześniej, niż ich własny koniec świata. "Całe życie zużywają przed śmiercią" i do końca pozostają 6 letnią Bożenką, "w mieście gruzu i szczerbatych kamienic", 16 letnią Julką, co do końca życia tańczyć już będzie z bratem Szymonem, jak wtedy po maturze, czy kilkuletnim Frankiem z opowiadania "Senność", który już na zawsze będzie chłopcem patrzącym na stół u Tałajów, a przy nim tamtych pięciu "śpiących" na wieki mężczyzn - Tałaje, Kokoszka i dwóch zarośniętych Rosjan. Wszystkie inne ślady pogubiły się, rozmyły, a tego nic nie zetrze. Nie zetrze ani wódka, ani bójka, ani kobiety, nawet modlitwa. Obraz będzie go prześladował do końca życia.

Jakub Małecki budzi podziw nie tylko formą, jaką nadał swojej książce, ale w równej części i treścią. Język, warsztat pisarski są już charakterystyczne dla pisarza, wypracowane, ambitne, nieprzeciętne i wyjątkowe, jego własne. Styl narracji przenosi nas w miejsca akcji, blisko bohaterów. Podglądamy. Podsłuchujemy. Jesteśmy w ich świecie. To osiągnięcie wielkich, największych literatów.

Przez zwykłą codzienną rzeczywistość "Śladów" przewija się realizm magiczny, obecne są w niej elementy irracjonalne, niezwykłe, tajemnicze. Może w mniejszym stopniu, niż w "Dygocie", ale tutaj również ma miejsce nawiązanie do wierzeń ludowych, przepowiedni, zabobonów i magii.
Są ludzie, którzy zdawać by się mogło, stanowią część krajobrazu, wpisani są weń, jakby byli tu od zawsze i na zawsze. tak jak wiejski grajek Chwaścior, ze swoim fletem.
Chodził i grał. Był też prorokiem czarnej przyszłości:
"Przyjdą diabły - powiedział raz po żniwach u Ratajczaków. - Przyjdą i będą po diabelsku godoć. Przyszły dwa miesiące później , diabły w płaszczach i hełmach. Rozkradły, zbiły, pogwałciły kobiety. Pół wsi spalone. Zalały ponoć całą Polskę. Tadziu ten od Markiewiczów, co na niego krzyczał z okna, zmarł podobno, zastrzelony w Łomiankach pod Warszawą."
Za ten koniec świata chciano Chwaściora spalić na sianie.

Bo czym jest koniec świata?
"Nikt nie wierzy, że staje się już. Tylko siwy staruszek, który byłby prorokiem, ale nie jest prorokiem, bo ma inne zajęcie, powiada przewiązując pomidory: innego końca świata nie będzie, innego końca świata nie będzie."- objaśnia Czesław Miłosz w "Piosence o końcu świata".

W "Śladach" końce świata również "stają się już".
Huk na drodze, ślady opon. Huk i prosto w drzewo. Jazda motocyklem kończąca się w jeziorze. Paraliż. Waląca się ściana remontowanej niedawno kamienicy. Uderzenie głową w latarnię. Upadek podczas szukania fioletowego mydełka. Upadek podczas szukania okularów. Nawet nie wiadomo kiedy nadchodzi "ostatnie teraz".
Kiedy odchodzi ktoś nam bardzo bliski, drogi , kiedy jest to jego i nasz koniec świata, nie możemy pogodzić się z tym, że wszystko wokół niezmiennie płynie, tak jakby nic się nie stało.
"Świat kończy się, a potem pędzi dalej..."


Dziękuję Wydawnictwu SQN za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego i tym samym możliwość przeczytania i wyrażenia swojej opinii na temat książki Jakuba Małeckiego "Ślady".






Zapraszam na mój fanpage na facebooku: https://www.facebook.com/myslirzezbioneslowem/

"Początek świata często wygląda podobnie."
Zaś:
"Koniec świata zawsze wygląda inaczej."
Te dwa zdania, niczym klamra spinają to, co jest pomiędzy.
Życie! Pełne śladów. Naszych. Cudzych. Wspólnych.

Pierwsze zdanie, z pierwszego opowiadania "Mój", drugie zdanie z ostatniego opowiadania zatytułowanego również "Mój", są jak ramiona "czegoś, co obejmuje nas znienacka"....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Spójrzmy więc wstecz i wspomnijmy dla czego warto było żyć.
(...), (...), (...), (...), (...), (...), (...), (...), (...), (...), (...), (...), (...), (...).
Wszystkie te chwile przepadną w czasie jak łzy w deszczu. Pora umierać.
( z ostatniego felietonu Tomasza Beksińskiego, w którym wymienił największe swoje fascynacje)
cyt.: "Beksińscy. Portret podwójny" Magdalena Grzebałkowska



Pamiętam tę dramatyczną wiadomość sprzed jedenastu lat, dotyczącą śmierci znanego polskiego malarza. Zdzisław Beksiński został zamordowany w swoim warszawskim mieszkaniu, a zwłoki znaleziono na balkonie. Dopiero co skończył malować swój kolejny, jednocześnie ostatni obraz.
Malarz był typem samotnika, żył w "twierdzy" z pancernymi drzwiami i z wideokamerą przed nimi, były inne zabezpieczenia.
Artysta znał chłopaka, dlatego wszedł bez trudu. Paweł K. był synem pana Kazimierza K. (w książce nazwisko fikcyjne Handler), złotej rączki, który pomagał mu przy różnych domowych naprawach, żona jego sprzątała mieszkanie malarza. Chłopak potrzebował pieniędzy na swoje długi. Chciał ukryć swoje problemy przed ojcem. Czy chciał zabić...?

Zdzisław Beksiński pod koniec swego życia żył w swojej twierdzy samotnie. Tak jak zawsze marzył, wiódł żywot "idealny"; śniadanie, sztalugi, obiad, sztalugi, kolacja, film... Porcelanę i srebrne sztućce powydawał, bo uznał je za zbędne, zastąpił zastawą jednorazowego użytku. Odwiedzali go nieliczni. Nie cierpiał być nigdzie zapraszanym. Nie uczestniczył w wystawach, wernisażach. Wolność !

Ukochana żona Zosia zmarła nagle na tętniaka aorty. Syn Tomasz, w wieku czterdziestu jeden lat, rzuca się w ramiona, prześladującej go całe życie, śmierci. Śmierć była jego fascynacją, namiętnością, wybawieniem.

"Nie widziałem siebie w XXI wieku i czułem, że urodziłem się sto lat za późno, więc po prostu postanowiłem wyrównać rachunki. To dziwne, ale naprawdę czuję, jakby nie było jutra. Tak jakby droga tutaj się kończyła. Boję się, bardzo się boję".
Odszedł w wigilię świąt bożonarodzeniowych 24 grudnia 1999 roku. Rok po śmierci matki; nie mógł jej tego zrobić. Podobno obiecał to, że nie odejdzie przed nią, choć wciąż straszył rodziców, zapowiadał, szantażował, no i kilkakrotnie ( ok. 8-11 razy) podejmował próby samobójcze.

Takie historie poruszają nas dogłębnie, paraliżują, zatrzymują nas na dłuższą chwilę, byśmy szukali odpowiedzi na pojawiające się pytania. Są jednak pytania, na które nikt nie zna odpowiedzi.
Stwierdzenie, że ojciec Zdzisław Beksiński nigdy nie przytulił swojego syna Tomka, nie jest jednoznacznym wytłumaczeniem ich skomplikowanych relacji, ich rodzinnego dramatu. Ani razu też go nie uderzył ( w ogóle nie cierpiał dotyku). Spełniał wszystkie zachcianki, kaprysy, kolejne "bziki" syna (kurki, papużki), dbał, by niczego mu nie brakowało. Razem z żoną truchleli ze strachu o syna. Dorosły Tomek mieszkał w bloku naprzeciw rodziców, by mieć go pod obserwacją (ojciec za pomocą lornetki sprawdzał, czy pali się światło, czy daje znak życia).


Fatum...? Czy było jakieś fatum? Czy silna fascynacja śmiercią może spowodować samounicestwienie?
Czy można sprowokować śmierć?
Zdzisław Beksiński był artystą wielu talentów, wcześniej rzeźbił, fotografował, rysował. W twórczości wyrażał swoje niepokoje, wewnętrzne szaleństwa. Snuł fantasmagoryczne wizje, które przenosił na płytę pilśniową, bo to głównie był materiał, na który wylewał stan swojej duszy.
Potwór, czy fenomen?
Interpretacje obrazów, nawet przez krytyków malarstwa, często były zaskoczeniem dla malarza.
Śmierć. Mrok. Unicestwienie. Zagłada. Samotność.
Co było inspiracją dla artysty? Czy temat pracy odzwierciedlał stan jego umysłu, stan jego duszy? Jakim był człowiekiem, mężem, ojcem, przyjacielem?
Otoczkę tajemniczości wokół rodziny Beksińskich próbuje przeniknąć Magdalena Grzebałkowska. Wybitna reportażystka. Nie znam biografii księdza Jana Twardowskiego "Ksiądz Paradoks"(do pilnego nadrobienia), ale czytałam "1945. Wojna i Pokój", to wybitna, nagradzana książka z górnej półki.


Reporterski zmysł i niekwestionowany talent kieruje pisarkę do Sanoka, skąd Beksińscy pochodzą ( dopiero później wyjeżdżają do Warszawy). Teraz to już inne miasto, z muzeum obrazów artysty, z dumą i chlubą po uznanym malarzu. (Tomek dopiero w Warszawie rozwinął skrzydła, pracując w radiowej trójce) Mieszkańcy dawnego Sanoka nie szanowali Beksińskich, była to rodzina odstająca od przeciętnej, "inna", "dziwna". Sam Zdzisław też nie lubił tego prowincjonalnego miasta.
Magdalena Grzebałkowska, niczym malarz farby, zbiera skrupulatnie materiały, by jak najwierniej stworzyć portret głównych bohaterów, Zdzisława i Tomasza Beksińskich. Z pewnością, nie jest to obraz biało czarny.

Autorka miała w zamyśle ukazać "portret potrójny", uwzględniając postać Zofii, żony i matki. Kobieta była bardzo ważna w ich życiu, tak jakby jedną swą rękę podawała mężowi, drugą zaś synowi. Znaczące, niezbędne ogniwo, by obaj mogli w ogóle funkcjonować. Zofia pozostawała w cieniu tych dwojga niezwykle inteligentnych, utalentowanych mężczyzn, związanych ze sobą wspólnymi mrocznymi fascynacjami, muzyką, filmami, sztuką. Sama skrywała się wraz ze swymi marzeniami, ambicjami. Nie ujawniała się ze swymi niepokojami, dygotami, lękami. Z pewnością miała takowe, bo jest mowa o lekach psychotropowych.
Zofia, znając diagnozę późniejszej jej choroby (tętniak aorty), martwiła się jak sobie poradzą bez niej.Udzielała rad w najbardziej prozaicznych czynnościach, jak zmiana pościeli, bielizny, sposób prania, przechowywanie produktów w lodówce. (Zdzisław wszystko to skrzętnie notował).
Łączyło ich, z pewnością, silne, głębokie uczucie. Kochali się wzajemnie, nawet bardzo, trudną do pojęcia miłością.

Magdalena Grzebałkowska opisuje losy tej nieprzeciętnej rodziny, wzajemne relacje jej członków, łącząc ze sobą wypowiedzi ludzi z ich kręgu, przyjaciół, krewnych, w oryginalną reporterską fabułę,by poprowadzić nas po śladach do kariery i sławy swych bohaterów. Dołącza do tego wypowiedzi własne bohaterów, udokumentowane w dziennikach fonicznych, czy w filmikach, robionych kamerą video. Te autorskie nagrania swej codzienności, otwierają nam drzwi do ich domu.
Ogrom pracy (około półtora roku) nad książką, składa się na rzetelny, wiarygodny obraz. Nie są to suche fakty, a jednolita konstrukcja, z której wyłania się człowiek z krwi i kości, z mrocznym labiryntem swego umysłu i z zakamarkami zranionej duszy. To niebywała sztuka.
Ojciec i syn. Który portret jest bardziej smutny? Czy w ogóle można ich rozdzielać? Obaj wyrażali się cali w tym, co tworzyli, ojciec w malarstwie, syn w dziennikarstwie muzycznym. Tam byli sobą. Bezpieczni w świecie fikcji. Który częściej musiał nakładać maskę pozoru, by móc funkcjonować w realnym świecie?

Zdzisław mówił o sobie: "Ja nie mam skłonności samobójczych. Jestem z gatunku tych, którzy nawet znalazłszy się na samym dnie, od razu zaczynam się zastanawiać, jak by się tu urządzić."
Natomiast on (Tomek), zsunąwszy się zaledwie o jeden szczebel w dół, uważał, że nie ma już po co żyć".

Podczas jednej ze swych rozmów, Zdzisław opowiada Tomkowi historyjkę: "jak to człowiek płynie łódką
w kierunku wodospadu, który ją i jego pochłonie, a w łódce jet do wyboru kaktus i fotel. Czy ma sens- mówiłem - by w oczekiwaniu na nieuchronny koniec siedzieć przez cały czas na kaktusie zamiast na fotelu? Odpowiedział mi wtedy, że on nie widzi w ogóle sensu w beznadziejnym oczekiwaniu i wyskoczy z łódki".

Gorąco polecam tę książkę, o której ostatnio znów głośno. Bowiem 30 września 2016 roku będzie miał swoją polską premierę film "Ostatnia rodzina" w reżyserii Jana P. Matuszyńskiego.
Podczas tegorocznego 41 Festiwalu Filmowego w Gdyni, film został uznany za najlepszy w tegorocznym konkursie i tym samym otrzymał najważniejszą nagrodę Złote Lwy, jak również nagrodę dziennikarzy i nagrodę publiczności.


Zapraszam na mój fanpage na facebooku: https://www.facebook.com/myslirzezbioneslowem/

Spójrzmy więc wstecz i wspomnijmy dla czego warto było żyć.
(...), (...), (...), (...), (...), (...), (...), (...), (...), (...), (...), (...), (...), (...).
Wszystkie te chwile przepadną w czasie jak łzy w deszczu. Pora umierać.
( z ostatniego felietonu Tomasza Beksińskiego, w którym wymienił największe swoje fascynacje)
cyt.: "Beksińscy. Portret podwójny"...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Śmierć i życie mieszają się ze sobą...Ból i euforia nadają smak naszej wędrówce na ziemi (...) Cierpienia są nieuniknione(...) razem przez to przejdziemy. Wspólny ból nas wzmocni, scementuje naszą rodzinę...
Cyt.: "Białe róże dla Matyldy"- Magdalena Zimniak

"Białe róże dla Matyldy", to książka , na którą czekałam z wyjątkowym utęsknieniem i ciekawością. Widząc wielokrotnie piękną, subtelną szatę graficzną okładki, zwiastującą jej premierę, szatę tajemniczą, romantyczną, zastanawiałam się, co ona skrywa? Bo, jeśli ktoś przeczytał choć jedną powieść Magdaleny Zimniak, ten wie, że pod tak delikatną mgiełką, kryć musi się coś więcej. Podejrzewać by można, że okładka jest celowym woalem, który trzeba uchylić, by odkryć głęboką fabułę. Intrygowało mnie kim jest Matylda, jaką jest kobietą, co będzie chciała o sobie opowiedzieć? Dlatego właśnie zaczęłam recenzję od jej osoby. Tak, jak można było przewidzieć, Matylda kocha białe róże, lubi słuchać poezji śpiewanej, pragnie miłości, jak każda kobieta. Tyle mówi sama okładka książki, a każda kolejna strona pozwala nam poznać najskrytsze zakamarki jej duszy. Wzniosła piosenka, raczej pieśń "Ocalić od zapomnienia", staje się motywem przewodnim po jej życiu. Jakie ono było, co chciała ocalić od zapomnienia? Dziś jest już starszą panią. Wiele w życiu straciła. Wszystko. Pochowała dwoje swoich małych dzieci, najpierw synka Janka, później córeczkę Kasię. Fatum nie mija. Pochowała męża, a teraz w wypadku samochodowym ginie jej jedyna siostra Anna i jej mąż Robert. Została sama, tak jak i została sama osierocona przez nich córka Beata. Zbliżą się teraz do siebie we wspólnym bólu, cierpieniu, żałobie. Matylda miała taką nadzieję.
Beata nie została zupełnie sama, ma męża Konrada i jego wsparcie. Czy może dać jej siłę człowiek,który sam skrywa swą mroczną przeszłość przed swoją żoną? Czy Beata zna człowieka, którego pokochała i z którym dzieli życie?
Śmierć rodziców. Pogrzeb. Rozpacz. A tu policja oznajmia, że nowe okoliczności wskazują, iż prawdopodobnie nie był to wypadek. Zatem komu mogło zależeć na śmierci jej rodziców? I te rutynowe pytania: "Kto oprócz pani dziedziczy?", "komu i czym rodzice mogli się narazić?" Śledztwo utknęło w martwym punkcie. Pytania, wątpliwości i coraz to nowe podejrzenia rodziły się w głowie Beaty. Gdy na pogrzebie rodziców ciotka Matylda zasłabła i trafiła do szpitala, zwróciła się do siostrzenicy z prośbą o dokarmianie jej dwóch kotów, które pozostały same w dużym, pustym domu. Dom Matyldy, to miejsce niezwykle tajemnicze. Beata natrafia na pamiętnik ciotki. Zaczęła zagłębiać się w jego treść z nadzieją, że znajdzie tu jakiś ślad, wyjaśnienie tego, co jest dla niej jedną wielką zagadką. Zapiski wspomnień Matyldy przeobrażały się w obrazy z przeszłości naświetlające wydarzenia, relacje rodzinne z dawnych lat. Z pamiętnika wyłaniają się zupełnie nowe twarze najbliższych jej osób. Jej rodziców, jakich nie znała, ciotki Matyldy z jej mrocznymi tajemnicami, nawet Konrada, jej męża. I nawet ona sama była już kimś zupełnie innym. Beata nie dowierza. Czy to może być prawdą? Czy to tylko fikcja literacka? Może ciotka Matylda ma skłonności do pisania horrorów? Co Beata zrobi z tą nową wiedzą?
Wątki z życia teraźniejszego, przemyślenia, decyzje i działania Beaty, przeplatają się z zapiskami pamiętników Matyldy. Emocje rosną, nakręca się spirala grozy.
Pisarka Magdalena Zimniak stawia przed sobą niemałe wyzwania. Wgłębia się w psychikę człowieka tak daleko, aż do granicy, poza którą istnieje już tylko, no właśnie, co? Zrozumienie, czy może jeszcze większy chaos? W swojej powieści o niewinnym, subtelnym tytule "Białe róże dla Matyldy", zmierza się z okaleczoną psychiką na skutek braku miłości.
Zespól Munchhausena...- Do czego zdolny jest człowiek "chory na miłość", odczuwający ciągły jej brak? Jak osiąga swój cel, by być zauważonym, ważnym, kochanym, by usłyszeć - "kocham cię". by dostać bukiet ulubionych kwiatów? - Czy można kogoś kochać i ranić jednocześnie? Pragnąć odczuwać w jednym momencie i euforię i ból?
Co czuje Beata, co przeżywa w chwili, gdy wszystko, w co wierzyła, rozsypało się w gruzy?
Moje emocje obijają się o dwa przeciwległe bieguny. Ambiwalencja. Raz czuję wściekłość, raz współczucie. Nie wiem, czy mam do czynienia z szaleństwem, chorobą, czy fantazją? Wczytuję się razem z Beatą w pamiętnik Matyldy i nie mogę oderwać się od tej lektury, choć jest późna noc i oczy się zamykają.
Jak wielki może być ciężar tajemnicy poznanej przez Beatę? Ile jest w stanie udźwignąć? Czy prawda o śmierci rodziców znajdzie swe wyjaśnienie w tych wstrząsających zapiskach Matyldy, rzucających podejrzenia coraz to na inną osobę? Wiele nasuwa się pytań. Każdy ludzki krok, każdy błąd ma z reguły swoje przyczyny. Czy wszystko jest wytłumaczalne i zrozumiałe? Zachęcam gorąco do tej lektury i do szukania własnych odpowiedzi...

Zapraszam na mój fanpage na facebooku: https://www.facebook.com/myslirzezbioneslowem

Śmierć i życie mieszają się ze sobą...Ból i euforia nadają smak naszej wędrówce na ziemi (...) Cierpienia są nieuniknione(...) razem przez to przejdziemy. Wspólny ból nas wzmocni, scementuje naszą rodzinę...
Cyt.: "Białe róże dla Matyldy"- Magdalena Zimniak

"Białe róże dla Matyldy", to książka , na którą czekałam z wyjątkowym...

więcej Pokaż mimo to