rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Autor w swojej książce przenosi czytelnika do niezbyt odległej przyszłości. Mamy rok 2045, a świat trapiony wieloma problemami powoli chyli się ku upadkowi. Szarej rzeczywistości i wszechobecnej biedy nie da się tak po prostu naprawić, ale istnieje półśrodek pozwalający znieść wszystkie przeciwności losu. Założona przez Jamesa Halliday’a wirtualna rzeczywistość zwana OASIS daje szansę na życie, w którym przy odrobinie szczęścia każdy może być kim tylko zapragnie. Niestety Halliday w końcu umiera i nie pozostawia po sobie żadnego spadkobiercy. W celu znalezienia dziedzica bajecznej fortuny rozpoczęty zostaje wyścig, w którego celem jest rozwiązanie przejście trudnych prób, rozwiązanie zagadek i zebranie trzech kluczy umożliwiających dotarcie do Wielkanocnego Jaja. Główny bohater, niezamożny nastolatek Wade Watts będzie jednym z tych, którzy marząc o odmienieniu swojego losu podejmą się poszukiwań.

Pełna recenzja na blogu: https://nieortodoksyjny.blogspot.com/2018/09/player-one-ernest-cline.html

Autor w swojej książce przenosi czytelnika do niezbyt odległej przyszłości. Mamy rok 2045, a świat trapiony wieloma problemami powoli chyli się ku upadkowi. Szarej rzeczywistości i wszechobecnej biedy nie da się tak po prostu naprawić, ale istnieje półśrodek pozwalający znieść wszystkie przeciwności losu. Założona przez Jamesa Halliday’a wirtualna rzeczywistość zwana OASIS...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Po "Smocze kły" sięgnąłem chyba tylko ze względu na autora i tematykę opierającą się na poszukiwaniu szkieletów wymarłych gadów. Czy żałuję? Nie, ale zdecydowanie nie jest to powieść, którą mógłbym zapamiętać i wspominać w przyszłości. Główny bohater, młody William Johnson, przez zakład z kolegą wplątany zostaje w jedną z ekspedycji. Kiedy poznajemy go na początku nie jest to postać jakkolwiek nadająca się do podobnych zadań. William lubi łatwe życie w luksusie, jakie zapewnia mu fortuna ojca. Kiedy już jednak wyrusza na wyprawę z profesorem Marshem, a następnie z jego zaciekłym wrogiem, profesorem Copem, natychmiast przechodzi przez jakże banalną przemianę. Co więcej, jako główna postać wypada raczej blado po prostu ginąc w tle.

Pełna recenzja dostępna na blogu: https://nieortodoksyjny.blogspot.com/2018/07/smocze-ky-michael-crichton.html

Po "Smocze kły" sięgnąłem chyba tylko ze względu na autora i tematykę opierającą się na poszukiwaniu szkieletów wymarłych gadów. Czy żałuję? Nie, ale zdecydowanie nie jest to powieść, którą mógłbym zapamiętać i wspominać w przyszłości. Główny bohater, młody William Johnson, przez zakład z kolegą wplątany zostaje w jedną z ekspedycji. Kiedy poznajemy go na początku nie jest...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Na początku "Wielka samotność" na swój mroczny sposób mnie zauroczyła. Z wielkim zainteresowaniem śledziłem życie Albrightów na Alasce, szczególnie że ich rodziny zdecydowanie nie można nazwać "normalną", jakkolwiek to brzmi. Z każdym kolejnym rozdziałem coraz bardziej dostrzegałem to, jak niebezpieczną postacią jest Ernt, który w imię miłości do swojej żony i córki gotowy jest je skrzywdzić. Szczególnie wiele emocji budziły we mnie wszelkie sceny agresji i niemocy w jakiej pozostawała Leni wraz z jej mamą. Muszę przyznać, że Kristin Hannah świetnie na kartach powieści przedstawiła czym jest toksyczna miłość, taka która nie pozwala Ci odejść od swojego oprawcy, nieważne jak wielką krzywdę by wyrządzał.

Pełna recenzja na blogu: https://nieortodoksyjny.blogspot.com/2018/07/wielka-samotnosc-kristin-hannah.html

Na początku "Wielka samotność" na swój mroczny sposób mnie zauroczyła. Z wielkim zainteresowaniem śledziłem życie Albrightów na Alasce, szczególnie że ich rodziny zdecydowanie nie można nazwać "normalną", jakkolwiek to brzmi. Z każdym kolejnym rozdziałem coraz bardziej dostrzegałem to, jak niebezpieczną postacią jest Ernt, który w imię miłości do swojej żony i córki gotowy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Tak jak w przypadku dwóch poprzednich tomów, tak i teraz autor zaserwował mi wartką, pełną krwawych starć fabułę, wykreowany w szczegółach świat oraz wyrazistych bohaterów stających w obliczu trudnych wyborów. Wydarzenia powoli zmierzają ku końcowi i tak naprawdę przez zdecydowaną większość powieści nie byłem w stanie przewidzieć na jaki finał zdecyduje się pisarz. Czy ostatecznie zostałem zaskoczony? Trochę tak, trochę nie. Szczegółów nie zdradzę, mogę tylko napisać, że każdy w tym zakończeniu powinien znaleźć coś satysfakcjonującego dla siebie.

Pełna recenzja na blogu: http://nieortodoksyjny.blogspot.com/2018/05/wyzwolenie-ian-tregillis.html

Tak jak w przypadku dwóch poprzednich tomów, tak i teraz autor zaserwował mi wartką, pełną krwawych starć fabułę, wykreowany w szczegółach świat oraz wyrazistych bohaterów stających w obliczu trudnych wyborów. Wydarzenia powoli zmierzają ku końcowi i tak naprawdę przez zdecydowaną większość powieści nie byłem w stanie przewidzieć na jaki finał zdecyduje się pisarz. Czy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Nowe wydanie "Fantastycznych zwierząt" zyskało zdecydowanie większy format, jak i zupełnie nową, pełną kolorów oprawę graficzną. Za okładkę, jak i liczne ilustracje zamieszczone w środku odpowiadała Olivia Lomenech Gill. Początkowo myślałem, że tak jak przy ilustrowanych wersach Harry'ego Pottera, tak i tutaj do pracy zaprzęgnięty zostanie Jim Kay. Wprawne oko potteromania jednak bez problemu wyłapie że strona wizualna tym razem nie należała od Jima Kay'a. I nie chodzi o to, że go nie lubię, po prostu dobrze jest od czasu do czasu dać szansę komuś innemu. Wybór ilustratorki jak dla mnie bardzo na plus. Ilustracje nie dość że są przepiękne, to jeszcze mają w sobie coś baśniowego, co idealnie dopasowuje się do tematyki jaką są magiczne stworzenia.

Pełna recenzja dostępna na blogu: http://nieortodoksyjny.blogspot.com/2018/05/jk-rowling-fantastyczne-zwierzeta-i-jak.html

Nowe wydanie "Fantastycznych zwierząt" zyskało zdecydowanie większy format, jak i zupełnie nową, pełną kolorów oprawę graficzną. Za okładkę, jak i liczne ilustracje zamieszczone w środku odpowiadała Olivia Lomenech Gill. Początkowo myślałem, że tak jak przy ilustrowanych wersach Harry'ego Pottera, tak i tutaj do pracy zaprzęgnięty zostanie Jim Kay. Wprawne oko potteromania...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Nawałnica mieczy. Krew i złoto" zaczyna się na krótko przed krwawymi godami i ślubem Joffrey'a Baratheona, który według rodu Lannisterów jest jedynym prawowitym dziedzicem tronu. Mogłoby się wydawać, że wojna pięciu królów powoli dobiega końca, ale tak naprawdę gra o tron wciąż trwa. Po drugiej stronie morza Daenerys Targaryen przemierza i podbija Wolne Miasta zyskując w swoje ręce coraz więcej władzy. Czytelnik zostaje zatem rzucony w wir wydarzeń pełnych często niespodziewanych zwrotów akcji. Gdybym miał oceniać, to ze wszystkich przeczytanych przeze mnie tomów Pieśni Lodu i Ognia, w tym dzieje się chyba najwięcej.


Świat stworzony przez Martina jest niezwykle brutalny, a krew leje się tu litrami. Każdy z wielu bohaterów posiada inne słabości, które w każdej chwili mogą zostać przeciw niemu obrócone, co drugi tom "Nawałnicy mieczy" udowadnia w sposób dosadny. W świecie Martina nikt nie jest bezpieczny, niezależnie od tego czy do czynienia mamy z postacią pozytywną, czy też taką wzbudzającą głównie negatywne emocje. Martin nie określa jednoznacznie czy dany bohater jest dobry czy zły. Tak naprawdę każdy z nich podejmuje według siebie decyzje mające na celu dobro królestwa, tudzież dobro własnej rodziny. Chociaż oglądałem serial i wiedziałem czego dokładnie się spodziewać, to i tak niektóre z rozdziałów czytałem z wypiekami na twarzy.

Pełna recenzja dostępna na blogu: https://nieortodoksyjny.blogspot.com/2018/04/george-rr-martin-nawanica-mieczy-krew-i.html

"Nawałnica mieczy. Krew i złoto" zaczyna się na krótko przed krwawymi godami i ślubem Joffrey'a Baratheona, który według rodu Lannisterów jest jedynym prawowitym dziedzicem tronu. Mogłoby się wydawać, że wojna pięciu królów powoli dobiega końca, ale tak naprawdę gra o tron wciąż trwa. Po drugiej stronie morza Daenerys Targaryen przemierza i podbija Wolne Miasta zyskując w...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Kształt wody Daniel Kraus, Guillermo del Toro
Ocena 6,3
Kształt wody Daniel Kraus, Guill...

Na półkach: ,

Tak samo jak miało to miejsce w przypadku filmu, książka również ma szansę podzielić czytelników na dwa obozy. Jedni "Kształt wody" w wydaniu papierowym pokochają, inni za to nie odnajdą w tej historii nic nadzwyczajnego, co mogłoby ich jakkolwiek poruszyć. Biorąc pod uwagę to, jak bardzo byłem zachwycony obrazem w reżyserii del Toro, nie trwało długo, bym tak samo zakochał się w książce, chociaż i tu rzuciły mi się w oczy jej pewne mankamenty. Ten największy z nich dotyczy języka, tak bardzo banalnego, szczególnie na początku powieści. Na szczęście po już po kilku rozdziałach przyzwyczaiłem się do tej wręcz scenariuszowej prostoty. Tak, książkowa adaptacja "Kształtu wody" w kilku momentach przywodzi na myśl rozszerzoną wersję filmowego scenariusza.

Pełna recenzja dostępna na blogu: http://nieortodoksyjny.blogspot.com/2018/03/guillermo-del-toro-daniel-kraus-ksztat.html

Tak samo jak miało to miejsce w przypadku filmu, książka również ma szansę podzielić czytelników na dwa obozy. Jedni "Kształt wody" w wydaniu papierowym pokochają, inni za to nie odnajdą w tej historii nic nadzwyczajnego, co mogłoby ich jakkolwiek poruszyć. Biorąc pod uwagę to, jak bardzo byłem zachwycony obrazem w reżyserii del Toro, nie trwało długo, bym tak samo zakochał...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Jeżeli oczekujecie czegoś równie dobrego co "Marsjanin" to niestety muszę Was zasmucić, bowiem "Artemis"nawet w połowie nie dorównuje swojemu poprzednikowi. Niemniej jednak nie da się oprzeć wrażeniu, ze autor poszedł niejako na łatwiznę chcąc stworzyć damską wersję Marka Watneya. No nie wyszło. Jazz po prostu jest typem bohaterki, której chociaż bardzo bym próbował, to nie będę w stanie polubić ze względu na jej trudny charakter i całą masę irytujących zachowań. Dodatkowo do negatywnego wrażenia dokłada się również narracja prowadzona w pierwszej osobie. Poza wadami postać ta posiada również zalety. Jazz jest piekielnie mądra. Nawet z najgorszych i najbardziej niebezpiecznych stacji znajduje jakieś wyjście. Czasami to zadziwia, a czasami po prostu wydaje się do granic możliwości nieprawdopodobne, tak jakby główna bohaterka była nie tylko genialna, ale i nieśmiertelna. Nie można oprzeć się wrażeniu, że "Artemis" jest niczym innym jak próbą powtórzenia sprawdzonych schematów z "Marsjanina". Ta wtórność działa na dużą niekorzyść powieści.

Pełna recenzja: https://nieortodoksyjny.blogspot.com/2018/03/andy-weir-artemis.html

Jeżeli oczekujecie czegoś równie dobrego co "Marsjanin" to niestety muszę Was zasmucić, bowiem "Artemis"nawet w połowie nie dorównuje swojemu poprzednikowi. Niemniej jednak nie da się oprzeć wrażeniu, ze autor poszedł niejako na łatwiznę chcąc stworzyć damską wersję Marka Watneya. No nie wyszło. Jazz po prostu jest typem bohaterki, której chociaż bardzo bym próbował, to nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Od strony graficznej o książce można napisać naprawdę bardzo dużo dobrego. Tak jak poprzednio całość zaopatrzona została w twardą oprawę oraz obwolutę pod którą to czytelnicy znajdą zupełnie inną, skromną aczkolwiek również ładną okładkę. Kay bardziej niż na konkretnych scenach z powieści, skupia się na postaciach, tych zupełnie nowych oraz tych znanych z dwóch wcześniejszych tomów, jak i samych lokacjach czy rzeczach związanych z światem magii. Poza dużymi ilustracjami zajmującymi całe strony, znajduje się tu sporo małych ozdobników na których można w trakcie lektury zawiesić oko. Podtrzymuję swoje zdanie o wizji Jima Kaya. Ma on bardzo ciekawe spojrzenie na magiczny świat. Dzięki temu efekt końcowy jest czymś zupełnie innym od tego, co fani otrzymali za sprawą kinowych ekranizacji. Pokuszę się nawet o stwierdzenie, że Jim Kay wiernie oddaje ich książkowego ducha, czyli to, jak naprawdę powinni prezentować się poszczególni bohaterowie.

Pełna recenzja dostępna na blogu: http://nieortodoksyjny.blogspot.com/2018/02/jk-rowling-harry-potter-i-wiezien_23.html

Od strony graficznej o książce można napisać naprawdę bardzo dużo dobrego. Tak jak poprzednio całość zaopatrzona została w twardą oprawę oraz obwolutę pod którą to czytelnicy znajdą zupełnie inną, skromną aczkolwiek również ładną okładkę. Kay bardziej niż na konkretnych scenach z powieści, skupia się na postaciach, tych zupełnie nowych oraz tych znanych z dwóch...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Początkowo myślałem, że "Życie jest sztuką", ta niedługa, mająca zaledwie osiemdziesiąt stron książka będzie lekturą na godzinę. Tu spotkało mnie zaskoczenie, bowiem udało mi się przeczytać ją o wiele szybciej w trakcie przerwy na obiad. Przemówienie wygłoszone przez Rowling nie należy do wyjątkowo długich, dodatkowo tekst został dosyć mocno poszatkowany i rozrzucony na większą ilość stron, niż gdyby puszczono go jednym ciągiem. Na szczęście nie jest to bezcelowe, ponieważ puste miejsca na stronach zapełnione zostały różnego rodzaju grafikami, ładnymi wizualnie i poniekąd nawiązującymi do samego przemówienia Rowling.

Pełna recenzja na blogu: http://nieortodoksyjny.blogspot.com/2018/01/zycie-jest-sztuka-jk-rowling.html

Początkowo myślałem, że "Życie jest sztuką", ta niedługa, mająca zaledwie osiemdziesiąt stron książka będzie lekturą na godzinę. Tu spotkało mnie zaskoczenie, bowiem udało mi się przeczytać ją o wiele szybciej w trakcie przerwy na obiad. Przemówienie wygłoszone przez Rowling nie należy do wyjątkowo długich, dodatkowo tekst został dosyć mocno poszatkowany i rozrzucony na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Andre Aciman w żadnym wypadku nie ugrzecznia swoich postaci. Po stosunkowo spokojnym wstępie szybko staje się widoczne, jak bardzo pożądanie zżera Elio od środka popychając jego fantazje coraz dalej. Pisarz nie boi się odważnych scen seksu czy wulgarnego słownictwa podkreślającego jak silne jest fizyczne pragnienie obu bohaterów. Zdarzyły się także dwa momenty, kiedy autor dotarł do granicy dobrego smaku i zacząłem się zastanawiać czy to aby nie jest już przegięcie w złą stronę. Podczas czytania można odnieść wrażenie, że pisarz wykorzystuję książkę by dać upust swoim fantazjom. Może właśnie to sprawia, że "Tamte dni, tamte noce" są tak dobre i pochłaniają w ten duszny włoski klimat, gdzie atmosferę wypełniają dzikie myśli i wzajemne podniecenie. Jeżeli lubicie ryzykowane romanse, to ta pozycja może być dla Was miłą odmianą. Bo ta powieść jest po prostu diametralnie inna od wszystkich innych romansów z jakimi miałem dotąd styczność.

Pełna recenzja na blogu: https://nieortodoksyjny.blogspot.com/2018/01/tamte-dni-tamte-noce-andre-aciman.html

Andre Aciman w żadnym wypadku nie ugrzecznia swoich postaci. Po stosunkowo spokojnym wstępie szybko staje się widoczne, jak bardzo pożądanie zżera Elio od środka popychając jego fantazje coraz dalej. Pisarz nie boi się odważnych scen seksu czy wulgarnego słownictwa podkreślającego jak silne jest fizyczne pragnienie obu bohaterów. Zdarzyły się także dwa momenty, kiedy autor...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Silver" przede wszystkim jest powieścią skierowaną do młodszego czytelnika. Wystarczy spojrzeć na okładkę by móc wysnuć taki wniosek, co zresztą potwierdzone zostaje później przez treść lektury. Styl pisania Kerstin Gier jest nieskomplikowany, wręcz banalny, co utwierdza wysnuty wcześniej wniosek. Dzięki temu "Pierwszą księgę snów" czyta się bardzo szybko, bez przestojów. Pomysł na fabułę jest prosty, ale jakże czarujący. Realny świat przełamany zostaje przez wymiar snów, który jest czymś tajemniczym, dostępnym tylko dla nielicznych. Samą Liv, główną bohaterkę, jak i problemy życia codziennego, związane ze szkołą, chłopakami i sytuacją rodzinną można zaliczyć do typowych problemów dziewczyn w jej wieku. Na szczęście schemat ten w jakiś sposób zostaje przełamany poprzez wprowadzenie sennej krainy. Ta zaś budzi różne uczucia od strachu poprzez rozbawienie zachodzącymi tam sytuacjami.

Pełna recenzja dostępna tu: https://nieortodoksyjny.blogspot.com/2018/01/kerstin-gier-silver-pierwsza-ksiega-snow.html

"Silver" przede wszystkim jest powieścią skierowaną do młodszego czytelnika. Wystarczy spojrzeć na okładkę by móc wysnuć taki wniosek, co zresztą potwierdzone zostaje później przez treść lektury. Styl pisania Kerstin Gier jest nieskomplikowany, wręcz banalny, co utwierdza wysnuty wcześniej wniosek. Dzięki temu "Pierwszą księgę snów" czyta się bardzo szybko, bez przestojów....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Przyznam, że gdybym wcześniej nie obejrzał filmu, to pewnie nie doszedłbym do tego, jak wyglądać będzie rozwiązanie całego śledztwa. Cała ta zawarta w powieści intryga jest dopracowana w najmniejszych szczegółach. Momentami wręcz wydaje się być bardzo oderwana do rzeczywistości. Ale czy to źle? Nie, bo w końcu to tylko książka, która ma sprawić by czytelnik się trochę nagłowił podczas rozwiązywania zagadkowego morderstwa i spędził przy lekturze kilka miłych chwil. W tej kwestii nie mogę zaprzeczyć, że "Morderstwo w Orient Expressie" to powieść niezwykle interesująca i wciągająca nawet wtedy, kiedy się wie do czego to wszystko ma ostatecznie zaprowadzić.

Ilość postaci przewijających się na kartach książki, szczególnie tych podejrzany jest całkiem sporo. Mając na uwadze film, obcując z powieścią szybko da się zauważyć jak bardzo przejaskrawieni na ekranie zostali poszczególni bohaterowie. Książkowy detektyw Herkules Poirot nadal jest postacią ekstrawagancką, ale nie zachowuje się już jak pedantyczny wariat. Pani Hubbard nie jest aż tak wyzywająca, a problem rasizmu objawia się trochę inaczej niż za sprawą nienawiści do osób czarnoskórych, jak to zostało pokazane w filmie. Mimo tego, jak bardzo mieszane jest towarzystwo znajdujące się w pociągu, ma się poczucie elegancji i splendoru charakterystycznego dla Orient Expressu. Co więcej, powieść serwuje nam mniej oczywistych wskazówek przez co cała sprawa morderstwa jest jeszcze trudniejsza do rozgryzienia.

Pełna recenzja na blogu: https://nieortodoksyjny.blogspot.com/2017/12/morderstwo-w-orient-expressie-agatha.html

Przyznam, że gdybym wcześniej nie obejrzał filmu, to pewnie nie doszedłbym do tego, jak wyglądać będzie rozwiązanie całego śledztwa. Cała ta zawarta w powieści intryga jest dopracowana w najmniejszych szczegółach. Momentami wręcz wydaje się być bardzo oderwana do rzeczywistości. Ale czy to źle? Nie, bo w końcu to tylko książka, która ma sprawić by czytelnik się trochę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Ponoć Jakub Ćwiek wyruszył w podróż po Stanach Zjednoczonych by odnaleźć ducha Ameryki. Czy go odnalazł? W to nie wątpię, ale czy widać go w napisanych przez niego opowiadaniach? Tutaj już jest nieco gorzej. Zacznijmy jednak od bardziej ogólnych faktów. Opowiadań w książce jest całkiem sporo, bo aż dwanaście. Ich długość jest skrajnie różna, od tych mających kilka stron, aż po takie kilkudziesięciostronicowe, jak chociażby opowiadanie otwierające zbiór, zatytułowane tak samo jak książka Z jakością poszczególnych z nich także bywa różnie. Jedne czytałem z wielkim zainteresowaniem, podczas gdy inne były dla mnie nieco nudnawym wypełnieniem, gdzie dobry pomysł niekoniecznie szedł w parze z dobrym wykonaniem. Albo i odwrotnie. To już zresztą staje się chyba normą, że w przypadku zbiorów czytelnika ma do czynienia z bardzo nierównym materiałem. Do moich ulubionych zdecydowanie zaliczyć mogę tytułowe "Drobinki nieśmiertelności" będące nieco nostalgicznym powrotem do dawnych lat oraz "Uśmiech", którego zakończenie wywołało u mnie mały szok i na krótką chwilę skłoniło do refleksji.

Pełna opinia: https://nieortodoksyjny.blogspot.com/2017/12/drobinki-niesmiertelnosci-jakub-cwiek.html

Ponoć Jakub Ćwiek wyruszył w podróż po Stanach Zjednoczonych by odnaleźć ducha Ameryki. Czy go odnalazł? W to nie wątpię, ale czy widać go w napisanych przez niego opowiadaniach? Tutaj już jest nieco gorzej. Zacznijmy jednak od bardziej ogólnych faktów. Opowiadań w książce jest całkiem sporo, bo aż dwanaście. Ich długość jest skrajnie różna, od tych mających kilka stron, aż...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Trzonem powieści są tu zapiski Harry'ego Hellera. Kiedy tylko dobiega końca przedmowa napisana przez współlokatora Harry'ego, całkowicie zmienia się styl powieści. Od razu widać, że główny bohater postrzega świat w zupełnie innych barwach niż osoba wypowiadająca się przez kilkanaście pierwszych stron. "Wilk stepowy"w swojej tematyce odnosi się do nihilizmu i ludzkiej egzystencji, tego jacy jesteśmy, jacy możemy być i co nas może ku temu skłonić. Piszę to w naprawdę wielkim uproszczeniu. Muszę napisać, że bardzo ciężko jest opisać wrażenia towarzyszące mi podczas lektury. "Wilk stepowy" chwilami nie należał do książek łatwych i przyjemnych, ale w takich momentach kierowała mną ciekawość odnośnie tego, jak dalej potoczą się losy głównego bohatera i do czego doprowadzi jego relacja z Herminą. Jeżeli zaś chodzi o samego Harry'ego, to pomimo tego, iż nie wzbudził mojej sympatii, to nie da się zaprzeczyć, że jest to postać niezwykle interesująca obok jakiej nie da się przejść obojętnie.

Pełna recenzja do przeczytania na blogu: https://nieortodoksyjny.blogspot.com/2017/11/wilk-stepowy-heman-hesse.html

Trzonem powieści są tu zapiski Harry'ego Hellera. Kiedy tylko dobiega końca przedmowa napisana przez współlokatora Harry'ego, całkowicie zmienia się styl powieści. Od razu widać, że główny bohater postrzega świat w zupełnie innych barwach niż osoba wypowiadająca się przez kilkanaście pierwszych stron. "Wilk stepowy"w swojej tematyce odnosi się do nihilizmu i ludzkiej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Na początku trochę się bałem się czy sprostam twórczości Szczepana Twardocha, na szczęście moje obawy szybko zostały rozwiane i przy "Królu" bardzo miło spędziłem czas. Mogę nawet pokusić się o stwierdzenie, że książka ta urzekła mnie pod każdym możliwym względem. Zacznę od tego, co najbardziej rzuca się w oczy i zachwyca, czyli oddanie realiów Warszawy lat 30. XX wieku. Gdybym nie znał autora mógłbym pomyśleć, że powieść ta napisana została przez osobę żyjąca w tamtych latach. Twardoch w tej książce zabrał mnie we wspaniałą podróż po zakamarkach stolicy Polski. Bardziej niż wszystkie na ogół znane miejsca, odwiedzamy ciemne uliczki, gdzie dochodzi do jakże krwawych gangsterskich porachunków i gdzie kwitną szemrane interesy oferujące za odpowiednią opłatą narkotyki i młode dziewczyny. Po przeczytaniu "Króla" może wydawać się, że znamy te miejsca tak dobrze, jakbyśmy sami nie raz w nich gościli. Swoją dużą zasługę ma w tym na pewno porządny research, jaki autor zafundował sobie przed napisaniem książki. Warto w tym miejscu napomknąć również o niezwykle plastycznym języku, którym posługuje się Twardoch w swoich opisach.

Pełna recenzja do przeczytania na blogu: https://nieortodoksyjny.blogspot.com/2017/11/krol-szczepan-twardoch.html

Na początku trochę się bałem się czy sprostam twórczości Szczepana Twardocha, na szczęście moje obawy szybko zostały rozwiane i przy "Królu" bardzo miło spędziłem czas. Mogę nawet pokusić się o stwierdzenie, że książka ta urzekła mnie pod każdym możliwym względem. Zacznę od tego, co najbardziej rzuca się w oczy i zachwyca, czyli oddanie realiów Warszawy lat 30. XX wieku....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

To, co już zauważyłem w przypadku powieści "Jak każe obyczaj", widocznej jest też w przypadku tej książki. Edith Wharton bowiem świetnie portretuje swoich bohaterów. "Lśnienie księżyca" w największej mierze skupia się na wspomnianym już przeze mnie małżeństwie Nicka i Susy. Szybko polubiłem ich oboje, chociaż gdybym miał wybierać, to Susy zaskarbiła sobie więcej mojej sympatii. Wszystko to za sprawą przemiany, jaką przechodzi na kartach powieści. Początkowo spodziewałem się, że będzie to kolejna wyrachowana kobieta, dbająca jedynie o własne potrzeby i za wszelką cenę dążąca do przyświecających jej celów. Owszem i takie cechy poniekąd dało się w Susy zobaczyć, ale zdecydowanie nie była kolejną Undine Spragg (główna bohaterka "Jak każe obyczaj"). Nick chociaż również był bardzo ciekawą postacią, to w porównaniu do swojej żony jego przemiana była o wiele mniejsza o ile w ogóle można tu o niej mówić. Oczywiście poza państwem Lansing w lekturze znalazło się też miejsce na kilka postaci drugoplanowych, swoją obecnością miło dopełniających całość.

Pełna recenzja dostępna tu: https://nieortodoksyjny.blogspot.com/2017/10/lsnienie-ksiezyca-edith-wharton.html

To, co już zauważyłem w przypadku powieści "Jak każe obyczaj", widocznej jest też w przypadku tej książki. Edith Wharton bowiem świetnie portretuje swoich bohaterów. "Lśnienie księżyca" w największej mierze skupia się na wspomnianym już przeze mnie małżeństwie Nicka i Susy. Szybko polubiłem ich oboje, chociaż gdybym miał wybierać, to Susy zaskarbiła sobie więcej mojej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

W "Wilczej godzinie" otrzymujemy szczegółowy, dopracowany i jakże złożony świat, po którym czytelnik porusza się wraz z bohaterami różnego pokroju. Do tego wszystko to opisane jest w jakże plastyczny sposób, co stanowi jedną z największych zalet tej książki. Z wielką przyjemnością zwiedza się poszczególne lokacje, bowiem Tapinas opisuje je w taki sposób, że praktycznie niemożliwym staje się zatrzymanie wyobraźni co rusz wizualizującej słowa pisarza. W wielu momentach widać duży potencjał i rozmach z jakim pisarz podszedł do swojego dzieła. Tutaj można mieć obawy czy aby autor "Wilczej godziny" nie rzucił się na głęboką wodę, ale udaje mu się w większości wyjść obronną ręką.

Co do fabuły, to jest ona całkiem dynamiczna, chociaż zdarza się ginie w całości, jakby o niej niechlubnie zapomniano. Kiedy już udało mi się wkręcić w lekturę, to czytanie jej szło mi nieźle. Dodatkowo duży plus dla autora za nawiązanie do naszego kraju. Polska, jak i sam Kraków dosyć często przewijają się na kartach powieści. Miło jest wiedzieć, że istnieją zagraniczni autorzy, tym bardziej tacy tworzący fantastykę/sci-fi, niezapominający że gdzieś tam daleko, gdzie prąd nie dociera, a ludzie żyją w jaskiniach polując na mamuty (to żart... więc bez obrazy) istnieje taki kraj, jak Polska i że przy odrobinie kreatywności można go fajnie wykorzystać i wpleść w fabułę.

Pełna recenzja dostępna tu: https://nieortodoksyjny.blogspot.com/2017/10/wilcza-godzina-andrius-tapinas.html

W "Wilczej godzinie" otrzymujemy szczegółowy, dopracowany i jakże złożony świat, po którym czytelnik porusza się wraz z bohaterami różnego pokroju. Do tego wszystko to opisane jest w jakże plastyczny sposób, co stanowi jedną z największych zalet tej książki. Z wielką przyjemnością zwiedza się poszczególne lokacje, bowiem Tapinas opisuje je w taki sposób, że praktycznie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Pełna recenzja do przeczytania tu: https://nieortodoksyjny.blogspot.com/2017/09/biblioteka-dusz-ransom-riggs.html

Przez lwią część powieści do czynienia mamy z trójką osobliwców znanych z poprzednich części- głównym bohaterem Thomasem, władającą ogniem Emmą Bloom oraz osobliwym gadającym psem Addisonem. Przyznam, że trochę brakowało mi pozostałych postaci, bowiem w poprzednich tomach za sprawą swoich zdolności i charakterów wprowadzały całkiem sporo różnorodności. Oczywiście w końcu przychodzi taki moment, kiedy pojawiają się z powrotem, ale na to trzeba poczekać. Na ich miejsce czytelnik otrzymuje gamę nowych postaci drugoplanowych, ale ciężko jest się z nimi jakkolwiek zżyć mając na uwadze, że za kilkaset stron czeka nas nieuchronny koniec i pożegnania z poszczególnymi, lubianymi przez nas bohaterami.

Motywem przewodnim "Biblioteki dusz" jest wędrówka po nieznanych nam dotąd miejscach dzięki czemu ciężko powiedzieć by lektura ta była kalką poprzednich części. Chociaż kontynuowane są założenia z "Osobliwego domu pani Peregrine" oraz "Miasta cieni", to w "Bibliotece dusz" można odnaleźć coś innego, charakterystycznego tylko dla tej części. Na plus zasługuje niezwykły mroczno-baśniowy oraz pociągnięcie pociągnięcie o krok dalej wątku zdolności Thomasa. W tym tomie możemy obserwować jak jego moce rosną w siłę dając mu coraz większą przewagę nad głucholcami. Na minus są za to relacje na polu Thomas - Emma, które potraktowane zostały bardzo po macoszemu.

Pełna recenzja do przeczytania tu: https://nieortodoksyjny.blogspot.com/2017/09/biblioteka-dusz-ransom-riggs.html

Przez lwią część powieści do czynienia mamy z trójką osobliwców znanych z poprzednich części- głównym bohaterem Thomasem, władającą ogniem Emmą Bloom oraz osobliwym gadającym psem Addisonem. Przyznam, że trochę brakowało mi pozostałych postaci, bowiem w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Początek powieści wywarł na mnie pozytywne wrażenie i narobił ochoty na więcej. Właśnie wtedy poznajemy głównego bohatera, Jamiego Mortona, będącego wówczas kilkuletnim chłopcem. Dodatkowo już na samym początku wprowadzona zostaje nieco tajemnicza i nie do końca jednoznaczna postać młodego pastora Charles Jacobsa. Nowy duchowny do niewielkiego miasteczka przybywa wraz z żoną i synkiem. Niestety brutalne życie krótko pozwoli mu cieszyć się szczęśliwym bytem zsyłając na jego barki wielką tragedię. Ta znowuż będzie pretekstem do podważenia wiary i jeszcze większemu oddaniu się eksperymentom związanym z mocą elektryczną. To właśnie ta część książki wydaje mi się być najmocniejsza, bowiem nie wiadomo w którą stronę zaprowadzi nas fabuła i można tylko snuć domysły co do dalszego rozwoju wydarzeń. Tutaj jednak rzeczywistość trochę brutalnie zweryfikowała moje oczekiwania względem lektury.

Pełna recenzja dostępna tu:
https://nieortodoksyjny.blogspot.com/2017/09/przebudzenie-stephen-king.html

Początek powieści wywarł na mnie pozytywne wrażenie i narobił ochoty na więcej. Właśnie wtedy poznajemy głównego bohatera, Jamiego Mortona, będącego wówczas kilkuletnim chłopcem. Dodatkowo już na samym początku wprowadzona zostaje nieco tajemnicza i nie do końca jednoznaczna postać młodego pastora Charles Jacobsa. Nowy duchowny do niewielkiego miasteczka przybywa wraz z...

więcej Pokaż mimo to