-
ArtykułyAntti Tuomainen: Tworzę poważne historie, które ukrywam pod absurdalnym humoremAnna Sierant2
-
ArtykułyKsiążka na Dzień Dziecka: znajdź idealny prezent. Przegląd promocjiLubimyCzytać1
-
Artykuły„Zaginiony sztetl”: dalsze dzieje Macondo, a może alternatywna historia Goraja?Remigiusz Koziński3
-
Artykuły„Zależy mi na tym, aby moje książki miały kilka warstw” – wywiad ze Stefanem DardąMarcin Waincetel2
Biblioteczka
2023-01-16
2023-12-30
Ależ to jest świetnie napisane, leciałam przez kolejne strony lotem błyskawicy, zatrzymując się na siłę, żeby podelektować się dłużej, po czym i tak leciałam dalej, bo uwielbiam takie strumienie świadomości, aż się chce chłonąć ten ciąg myśli, rozważania, rozpamiętywania.
Już sam początek był genialny – sposób wejścia w clou historii, nakreślony klimat, wzajemne stosunki, przede wszystkim osobisty stosunek do głównego bohatera – o ile można mówić o osobistym stosunku narratora do fikcyjnej postaci.
Rozmowa ojca z córką, w formie ciągłego dialogu, ciągnącego się dobrych kilka stron, to fenomenalnie pokazany konflikt pokoleń, genialna szermierka słowna pomiędzy starającym się być totalnie racjonalnym rodzicem a dzieckiem przekonanym, że ma rację we wszystkim, a ojciec w niczym.
Świetne są rozważania autora, ciąg myśli, ciągle rozpamiętywanie w którym miejscu popełniło się błąd wychowawczy, co można było zrobić inaczej żeby... wasze dziecko nie zabiło człowieka. Totalnie bezcelowe, ale jakże potrzebne dla psychiki.
I jeszcze starcie między katolicyzmem a kulturą żydowską.
Roth pokazuje jakie wulkany buzują w zwykłych, racjonalnych, dobrze wychowanych ludziach. Każdy człowiek ma swoje tajemnice, jeżeli nie w czynach to chociaż w sposobie myślenia, ale częściej w czynach.
Ależ to jest świetnie napisane, leciałam przez kolejne strony lotem błyskawicy, zatrzymując się na siłę, żeby podelektować się dłużej, po czym i tak leciałam dalej, bo uwielbiam takie strumienie świadomości, aż się chce chłonąć ten ciąg myśli, rozważania, rozpamiętywania.
Już sam początek był genialny – sposób wejścia w clou historii, nakreślony klimat, wzajemne stosunki,...
2023-12-24
Bardzo lubię Dukaja eseistę – skłania bowiem do zastanowienia się, do głębokiego wejścia w to co dzieje się wokół nas. Być może nie nam samym, użytkownikom LC, zajawionym czytelnikom, bo jednak wierzę, że ludzie głęboko wrośnięci w kulturę pisma, nie tak łatwo dają się "przeżywaniu żyć celebrytów" i innych głupotek na internetach, jednak należy dostrzegać to co się dzieje. My za to, nałogowi czytacze, doświadczamy męki rozumu uwarunkowanego przez pismo ;) I choć czasami Dukaj podaje piękne zdania tak właściwie nie wiadomo o czym, i w dodatku w sposób tak zawoalowany i pretensjonalnie wydumany to jednak... no nie mogłam się oderwać, świetnie mi się to czytało. Bo jednak dostałam też całą masę ciekawostek, całą masę ciekawych myśli. Na koniec zostanie ze mną myśl Conrada:
"Żyjemy tak samo jak śnimy – samotnie". Efekt uboczny – mocniejsze zainteresowanie się Conradem.
Bardzo lubię Dukaja eseistę – skłania bowiem do zastanowienia się, do głębokiego wejścia w to co dzieje się wokół nas. Być może nie nam samym, użytkownikom LC, zajawionym czytelnikom, bo jednak wierzę, że ludzie głęboko wrośnięci w kulturę pisma, nie tak łatwo dają się "przeżywaniu żyć celebrytów" i innych głupotek na internetach, jednak należy dostrzegać to co się dzieje....
więcej mniej Pokaż mimo to2023-12-23
Pagaczewski był prawdziwym czarodziejem opowieści. Gospoda pod Upiorkiem to kolejna jego świetna historia, bardzo sprawnie napisana fantastyczna książka przygodowa, pokazująca w cudowny sposób bogactwo słowiańskich straszydeł – pojawiły się wszelkie możliwe stwory jak strzygi, południce, płanetnicy, utopce, zmory a nawet mniej znane świcki. Niektóre z nich stały się bardzo bliskie czytelnikowi jak strach na wróble Stach i diabeł Ferdek... Jednak brakło mi takiej specyficznej iskry, która pojawia się przy niektórych starotkach i która sprawia że moja dusza dziecka z rozrzewnieniem popada w nastrój nostalgiczno-rozczulający... Ale i tak była to piękna wyprawa w świat dzieciństwa :)
Pagaczewski był prawdziwym czarodziejem opowieści. Gospoda pod Upiorkiem to kolejna jego świetna historia, bardzo sprawnie napisana fantastyczna książka przygodowa, pokazująca w cudowny sposób bogactwo słowiańskich straszydeł – pojawiły się wszelkie możliwe stwory jak strzygi, południce, płanetnicy, utopce, zmory a nawet mniej znane świcki. Niektóre z nich stały się bardzo...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-12-15
Niesamowita książka! Mega absurdalny humor, świetne ilustracje Butenki, wiele pytań i żadnych odpowiedzi :)) To trudna lektura dla dziecka, pewnie spodobają się dziwne, zabawne postacie, rymy itd, ale ja uważam, że to książka dla dorosłych, bo, tak po prostu, ukazuje głębokie prawdy związane z egzystencją każdego człowieka. Stara się odpowiedzieć nonsensem na najważniejsze pytania, i oczywiście nie odpowiada.
Jak dobrze, że Wydawnictwo Dwie Siostry wznawia te genialne starotki.
Swego czasu były nawet nagrody: "Duży Dong" przyznawany przez profesjonalistów (pisarzy itp.), i "Mały Dong" przyznawany przez dzieci.
Niesamowita książka! Mega absurdalny humor, świetne ilustracje Butenki, wiele pytań i żadnych odpowiedzi :)) To trudna lektura dla dziecka, pewnie spodobają się dziwne, zabawne postacie, rymy itd, ale ja uważam, że to książka dla dorosłych, bo, tak po prostu, ukazuje głębokie prawdy związane z egzystencją każdego człowieka. Stara się odpowiedzieć nonsensem na najważniejsze...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-12-16
Rozczulająca historia dla moli książkowych, bardzo prosta, bardzo naiwna, ale taka właśnie ma być. Pomimo lekkiego początku, jest to tak naprawdę niezwykle smutna historia, pokazująca samotność, niezrozumienie, niesprawiedliwość... Niby wszystko kończy się dobrze, ale jednak pozostaje w człowieku bardzo wielki smutek.
Rozczulająca historia dla moli książkowych, bardzo prosta, bardzo naiwna, ale taka właśnie ma być. Pomimo lekkiego początku, jest to tak naprawdę niezwykle smutna historia, pokazująca samotność, niezrozumienie, niesprawiedliwość... Niby wszystko kończy się dobrze, ale jednak pozostaje w człowieku bardzo wielki smutek.
Pokaż mimo to2023-12-13
Przepiękna ciepła opowieść o świecie Mordziaków, czyli małych stworków, które naprawiają drobne domowe usterki. Jeżeli kiedykolwiek coś się u was zepsuło, a na drugi dzień samo naprawiło – to musiały to zrobić wasze prywatne Mordziaki, nie ma innej opcji.
Mały wielki świat, pokazujący pięknie domowe ciepło, wzajemną troskę.
Każdy rozdział to fascynująca przygoda, chwytająca za serce... Ujęła mnie scena gdy tata Jeremi wyrusza na skrzydłach szpaka w krótką, ale jakże ciekawą podróż do parku obok ;))) Nie wspominając już o uroczej przemowie Szpaka i jego prośbie. Ech... rozkoszny świat.
Przepiękna ciepła opowieść o świecie Mordziaków, czyli małych stworków, które naprawiają drobne domowe usterki. Jeżeli kiedykolwiek coś się u was zepsuło, a na drugi dzień samo naprawiło – to musiały to zrobić wasze prywatne Mordziaki, nie ma innej opcji.
Mały wielki świat, pokazujący pięknie domowe ciepło, wzajemną troskę.
Każdy rozdział to fascynująca przygoda,...
2023-12-12
Chodziła za mną ta książka już od bardzo dawna, głównie ze względu na hasło "wróble galaktyki", genialnie zamykające w sobie pojęcie człowieka zdegradowanego przez naukę: od "pana stworzenia" do istoty we wszechświecie tak pospolitej jak przysłowiowy wróbel.
Konrad Fiałkowski jest trochę słabo doceniany, chyba mocno zapomniany... a mnie się jego opowiadania bardzo podobały. Świetny jest wstęp, w którym sam autor o fantastyce naukowej pisze "baśń naszych czasów, baśń zracjonalizowana". Jego opowiadania zawierają rewelacyjną socjologiczną rozkminkę, opisuje zachowania człowieka postawionego przed trudnymi wyborami, naturę ludzką, strach przed śmiercią, przeświadczenie o własnej wielkości, które może prowadzić do tragicznych wydarzeń.
Opowieści Fiałkowskiego są hmmm.... ciepłe, takie bardzo swojskie. Myślę, że działa na mnie mocno okładka z wróblem, a także ilustracje obrazujące każde opowiadania – minimalizm połączony z niepokojem, przepiękne! Budzi to wszystko we mnie jakieś rozczulenie, melancholię nad ludzkim losem.
Chodziła za mną ta książka już od bardzo dawna, głównie ze względu na hasło "wróble galaktyki", genialnie zamykające w sobie pojęcie człowieka zdegradowanego przez naukę: od "pana stworzenia" do istoty we wszechświecie tak pospolitej jak przysłowiowy wróbel.
Konrad Fiałkowski jest trochę słabo doceniany, chyba mocno zapomniany... a mnie się jego opowiadania bardzo...
2023-12-10
Andrzej Bobkowski obdarzony był zdumiewającą intuicją i umiejętnością wnikliwej obserwacji — zarówno wydarzeń politycznych/społecznych jak i tych domowych/intymnych czy przyrodniczo-podróżniczych. Ale "Szkice piórkiem" to lektura bardzo nierówna. Były fragmenty, które wręcz pochłaniałam, ale było też wiele dłużyzn, które zmuszały do chwili przerwy.
Bobkowski porusza wiele ważnych tematów, które świetnie zostały oddane w tej dużej liczbie (jak na tego typu literaturę) opinii. Skrobnę więc tylko kilka słów na temat klimatu, który świetnie zbudował Bobkowski. Mianowicie odniesienia do Balzaca, w którym swego czasu zaczytywałam się niemożebnie, i do którego mój sentyment pozostał bardzo wielki, o czym świadczy oczywiście mój nick, pochodzący od jednej z postaci Komedii Ludzkiej. Balzaca wykorzystuje Bobkowski do szerszego spojrzenia na Francję w czasie okupacji, na zachowania Francuzów, ich mentalność, wady i zalety. Na przykład: przy okazji opisu wystawianej sztuki na podstawie "Historii wielkości i upadku Cezara Birotteau", genialnie podsumowuje rolę pieniądza ("francuska odporność inflacyjna"), zwraca uwagę na pieniądz przez duże "P", który jest częścią ich charakteru, jest ich tradycją, ich historią, ich moralnością, prawie życiem. "Balzac w nieskończonej ilości kombinacji uderzeń charakterów o pieniądz buduje całą moralność swojej Komedii Ludzkiej. Rzuca ludźmi o pieniądz i opisuje dźwięk". Czujecie ten rewelacyjny zwrot "rzuca ludźmi o pieniądz". Następnie "Pułkownik Chabert" i odniesienie do konsekwencji wojny. Powołując się na "Deputowanego z Arcis" odwołuje się do wyniszczającej Francję administracji. Jest też świetny urywek z listu hrabiny de Mortsauf do Felixa de Vandenesse ("Lilia w dolinie") — o myślach, które pozostawiają ślad w duszy i zmieniają świat, w czym Francuzi są jedynymi. Jest też francuska wieś, taka z "Eugenii Grandet": "jako martwota, szarość i bezkolorowość, materialna i bezduszna eksploatacja ziemi", a z "Modesty Mignon": "Bo najbardziej obcą rzeczą we Francji dla Francuza jest Francja". Polska natomiast ląduje jako "Kuzynka Bietka narodów" bo... "będą nam zawsze mieli wszystko za złe, jak za złe ma się ubogiej kuzynce wszystko". Są te myśli Balzaca zaczątkiem do obszernych rozważań.
Ale co najważniejsze, Bobkowski zwraca uwagę człowieka na drobne rzeczy w naszym życiu. Na docenienie. Na radość dnia codziennego. Na uważność w życiu (zanim słowo uważność stało się modne).
Andrzej Bobkowski obdarzony był zdumiewającą intuicją i umiejętnością wnikliwej obserwacji — zarówno wydarzeń politycznych/społecznych jak i tych domowych/intymnych czy przyrodniczo-podróżniczych. Ale "Szkice piórkiem" to lektura bardzo nierówna. Były fragmenty, które wręcz pochłaniałam, ale było też wiele dłużyzn, które zmuszały do chwili przerwy.
Bobkowski porusza wiele...
2023-11-20
Ajjjjj! Pięknie układa zdania Pan Koziołek. Ma genialną wiedzę i potrafi ją przekazać w miły dla człowieka sposób (bo normalnie to człowiek czasami ma ochotę schować się do piwnicy, bo ani promila nie ma takiej wiedzy – no więc dzięki uprzejmości Pana Koziołka nie mamy takich zapędów, a wręcz przeciwnie – chcemy więcej czytać. A jak wiadomo – im więcej się czyta, tym więcej się ma do przeczytania).
Współczesne problemy zestawia z klasycznymi dziełami i świetnie potrafi te problemy (głównie te nasze, polskie) interpretować i analizować poprzez literackie odniesienia.
Stawia całą masę pytań, momentami stara się na nie odpowiedzieć, ale ważniejsze jest to, że prowokuje do... kolejnych pytań, prowokuje do rozmyślań, do dyskusji. Jestem pod wrażeniem. Choć momentami zgrzytały mi niektóre rzeczy, ale staram się nie czepiać. Bo przecież właśnie te zgrzyty najmocniej mnie ruszają i będą dyskutowane ;).
Ajjjjj! Pięknie układa zdania Pan Koziołek. Ma genialną wiedzę i potrafi ją przekazać w miły dla człowieka sposób (bo normalnie to człowiek czasami ma ochotę schować się do piwnicy, bo ani promila nie ma takiej wiedzy – no więc dzięki uprzejmości Pana Koziołka nie mamy takich zapędów, a wręcz przeciwnie – chcemy więcej czytać. A jak wiadomo – im więcej się czyta, tym więcej...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-11-18
Renart.... Z rysunku Sfara spoziera na nas paskudna mordka, oblicze chytrości. "Może dlatego tak bardzo go lubię, że każdy chce mu przywalić" –pisze sam autor :))) I ja się pod tym podpisuję. Renart swoim zachowaniem wcale nie zjednuje sobie nikogo, wręcz przeciwnie... każdy ma mu ochotę przywalić, nawet jego najlepszy przyjaciel Wilk, któremu Renart prawie zjadł syna ;)
Sfar stawia przed Renartem ciekawe zadanie – wyrolować Śmierć (teściową Marii z Francji tak na marginesie – pierwszej średniowiecznej powieściopisarki).
Do tego zadania Sfar potrzebował... mistrza forteli:
"Nie chciałem grzecznego liska, który nikogo nie zabija, a okrada jedynie złych (...). Potrzebowałem lisa z wielkim mieczem, który pożre was bez wahania, gdy tylko zgłodnieje, i jest w stanie śmiać się, kiedy wy płaczecie".
I TAKI właśnie Lis potrafi pokonać nawet Śmierć! ;))
A Sfara znałam dotąd jedynie z "Kota rabina", którego uwielbiam. A – jak pisze sam autor – Kota rabina nie byłoby gdyby nie Renart, dlatego też Renartowi należą się tysięczne wyrazy uznania :)
Renart.... Z rysunku Sfara spoziera na nas paskudna mordka, oblicze chytrości. "Może dlatego tak bardzo go lubię, że każdy chce mu przywalić" –pisze sam autor :))) I ja się pod tym podpisuję. Renart swoim zachowaniem wcale nie zjednuje sobie nikogo, wręcz przeciwnie... każdy ma mu ochotę przywalić, nawet jego najlepszy przyjaciel Wilk, któremu Renart prawie zjadł syna ;)...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-11-16
Ależ to było świetne! Lubię taki humor, trącący cudownie myszką, przykurzony, a jednocześnie tak żywy – przecież większość tych anegdot można spokojnie przełożyć na dzisiejsze... na każde czasy – bo Jerome między wierszami porusza istotę przekornej natury człowieka, w pozornie nieudolnych zachowaniach pokazuje esencję krnąbrności, zaczepności, ludzkiego niezdecydowania czy buńczucznego pozerstwa. Wyśmienita ponadczasowa lektura.
Ależ to było świetne! Lubię taki humor, trącący cudownie myszką, przykurzony, a jednocześnie tak żywy – przecież większość tych anegdot można spokojnie przełożyć na dzisiejsze... na każde czasy – bo Jerome między wierszami porusza istotę przekornej natury człowieka, w pozornie nieudolnych zachowaniach pokazuje esencję krnąbrności, zaczepności, ludzkiego niezdecydowania czy...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-11-07
Z Deotymą pierwszym i często jedynym skojarzeniem jest "Panienka z okienka". A przecież Jadwiga Łuszczewska była niezwykłą kobietą! Nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo fascynującą.
Gwiazda dawnej Warszawy, improwizatorka poezji, działaczka patriotyczna, prowadziła również salon literacki. Miała naprawdę dużą wiedzę o świecie, o czym świadczy powieść fantastyczno-naukowa "Zwierciadlana zagadka", w której ze swadą porusza bardzo ciekawe tematy... naukowe! Już nie mówiąc o sprawnej fabule i talencie do snucia opowieści, która wciąga i nie sposób się oderwać – po prostu trzeba poznać zakończenie. Które okazało się zakończeniem bardzo zagadkowym (jeżeli ma nas ponieść wyobraźnia), a jeżeli jesteśmy bardzo racjonalni, to możemy też sobie i takie zakończenie wybrać ;))
Była też Jadwiga Łuszczewska bardzo odważna, wszak fantastyka nie przystawała zbytnio do nurtu epoki. Możliwe, że chciała zwracać uwagę czytelnika na obecność pierwiastka nadprzyrodzonego w życiu człowieka. W każdym razie była prawdziwą prekursorką.
Z Deotymą pierwszym i często jedynym skojarzeniem jest "Panienka z okienka". A przecież Jadwiga Łuszczewska była niezwykłą kobietą! Nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo fascynującą.
Gwiazda dawnej Warszawy, improwizatorka poezji, działaczka patriotyczna, prowadziła również salon literacki. Miała naprawdę dużą wiedzę o świecie, o czym świadczy powieść fantastyczno-naukowa...
2023-11-01
To wydanie Alicji chodziło za mną od 2012 roku. Co prawda nie aż tak bardzo, żebym chciała wydać na nie ponad stówkę na allegro, ale całkiem niedawno udało mi się je zdobyć w jednym z najpiękniejszych miejsc w Krakowie – antykwariacie Abecadło:)) W dodatku w najwspanialszym towarzystwie 🥰
Bardzo chciałam mieć to wydanie Wilgi bo uwielbiam tego typu ilustracje – Zdenko Bašić, chorwacki grafik idealnie oddał zwariowany świat króliczej nory. Sposób rysowania Chorwata jest bardzo charakterystyczny (trochę w stylu filmów Tima Burtona), zauroczył mnie od samego początku, jego rysunki kryją mnóstwo przepięknych szczegółów (np. ważka z solniczki 🤭).
Jest też dużo niespodziewanek, można np. "zniknąć kota". Albo odkryć, w jaki sposób znaleźć drogę do Krainy Czarów... Bo gdy po drodze odkryjemy już wszystkie skrytki i ciekawostki to na samym końcu dostajemy do rozwiązania jeszcze jedną zagadkę, która zmusza nas do ponownego przeglądnięcia historii – czego oczywiście nie omieszkałam zrobić i to z wielką przyjemnością.
Natomiast Bogumiła Kaniewska opowiedziała tę historię w sposób, który mam wrażenie trafia do współczesnych dzieci, z takimi specyficznymi wstawkami, lekko wyśmiewnymi – ale tak pozytywnie :)).
Cudowne wydanie!
To wydanie Alicji chodziło za mną od 2012 roku. Co prawda nie aż tak bardzo, żebym chciała wydać na nie ponad stówkę na allegro, ale całkiem niedawno udało mi się je zdobyć w jednym z najpiękniejszych miejsc w Krakowie – antykwariacie Abecadło:)) W dodatku w najwspanialszym towarzystwie 🥰
Bardzo chciałam mieć to wydanie Wilgi bo uwielbiam tego typu ilustracje – Zdenko...
2023-10-26
Mam to szczęście, że zostało mi sprezentowane rewelacyjne wydanie z serii "Dawne Fantazje Naukowe" wydawnictwa Alfa, z przepięknym gadem na okładce, z lekka tępawym wyrazem pyszczunia – bardzo adekwatnie do treści! :))
Trzy opowiadania: "Fatalne jaja", "Szkarłatna wyspa" i "Przygody Cziczikowa". Czytało się fajnie, okazuje się, że w głowie Bułhakowa buzowały fantastyczne pomysły. Czuć tu ten niepowtarzalny styl, a także brawurę której apogeum osiągnął oczywiście w "Mistrzu i Małgorzacie", ale która już tu mocno się przejawia. Bo żeby w tak krótkich formach, zawrzeć tyle znaczeń, skomponować historyjki pokazujące czym Związek Radziecki był naprawdę – to tu potrzeba iskry bożej.... albo diabelskiej.
Jednak. Szału wielkiego nie ma – mocna siódemka zasłużona, do przeczytania, ale nie koniecznie.
Mam to szczęście, że zostało mi sprezentowane rewelacyjne wydanie z serii "Dawne Fantazje Naukowe" wydawnictwa Alfa, z przepięknym gadem na okładce, z lekka tępawym wyrazem pyszczunia – bardzo adekwatnie do treści! :))
Trzy opowiadania: "Fatalne jaja", "Szkarłatna wyspa" i "Przygody Cziczikowa". Czytało się fajnie, okazuje się, że w głowie Bułhakowa buzowały fantastyczne...
2023-10-21
Tak, mam szaloną zajawkę na punkcie literatury dziecięcej. Ale Baltazar Gąbka to już wyższy stan umysłu – stan totalnego zafascynowania światem, jaki stworzył Pagaczewski, światem pięknych rozwiązań, w którym wszystko musi się dobrze skończyć, nawet powrót tysiąc dwieście lat wstecz i to dzięki kosmitom ;), bo z tym właśnie mamy do czynienia w trzeciej części, o której nawet nie wiedziałam, że istnieje – dzięki wznowieniu Wydawnictwa Literackiego świat Gąbki stał się w końcu dla mnie kompletny. Trzecia część najsłabiej oceniania przez większość, ma jednak dla mnie wiele uroku – mamy tu podróż w czasie, która generuje zawsze wiele ciekawych rzeczy, w tym także smutne, np. tęsknotę za światem, który się straciło, za bliskimi, których nasi przyjaciele już nie spotkają... Łezka się w oku kręciła. Do tego wszystkiego potomek Deszczowców, czyli Joe Pietruszka... :)
Wszystkie części podobały mi się równie mocno, wszystkie mnie zachwycają. I piękne kolorowe ilustracje... mam też stare wydania i obie wersje mają w sobie tyle uroku! Niezrównany Stanisław Pagaczewski i Alfred Ledwig – czarodzieje bajkowego świata, mistrzowie! Moje serce rozpływa się z rozczulenia :)
Tak, mam szaloną zajawkę na punkcie literatury dziecięcej. Ale Baltazar Gąbka to już wyższy stan umysłu – stan totalnego zafascynowania światem, jaki stworzył Pagaczewski, światem pięknych rozwiązań, w którym wszystko musi się dobrze skończyć, nawet powrót tysiąc dwieście lat wstecz i to dzięki kosmitom ;), bo z tym właśnie mamy do czynienia w trzeciej części, o której...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-10-15
Każdy kolejny tom Mrocznych Miast przynosi niespodziankę, czasami lekko rozczarowującą, jak "Brüsel", a czasami olśniewającą :) "Pochyłe dziecko" jest nieporównywalnie lepsze, pełniejsze, zapewniające przeżycia i emocje. Jest osią dla innych albumów, jak pięknie ktoś określił. Zaczątek tej historii dostaliśmy już w "Drodze do Armilii" – genialny zabieg, poznaliśmy wtedy legendę o pochyłej Mary, legendę krążącą po uniwersum Mrocznych Miast, a teraz poznajemy historię, która stała się jej inspiracją. Dopiero teraz wszystko zaczyna nabierać sensu. I okazuje się, że autorzy tworzą uniwersum z prawdziwego zdarzenia, a odkrywanie jego tajemnic staje się wyśmienitą zabawą. Do tego dochodzi zabawa stylami, wprowadzenie fotografii jako sposobu przedstawienia "prawdziwego świata", co daje niesamowity efekt, szczególnie gdy świat realny wchodzi w interakcję ze światem Mrocznych Miast. Wprowadzenie prawdziwych postaci, jak malarza Augustina Desombresa, co z kolei prowadzi nas do niesamowitego miejsca w internecie – Alta Plana, czyli "niemożliwej i nieskończonej encyklopedii świata stworzonej przez Schuitena i Peetersa". Zaiste świat MM to niebywała sprawa, do odkrywania i zachwycania się! Aż przebieram nogami z niecierpliwości, co przyniosą kolejne tomy, co jeszcze odkryjemy :)
Każdy kolejny tom Mrocznych Miast przynosi niespodziankę, czasami lekko rozczarowującą, jak "Brüsel", a czasami olśniewającą :) "Pochyłe dziecko" jest nieporównywalnie lepsze, pełniejsze, zapewniające przeżycia i emocje. Jest osią dla innych albumów, jak pięknie ktoś określił. Zaczątek tej historii dostaliśmy już w "Drodze do Armilii" – genialny zabieg, poznaliśmy wtedy...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-10-14
Baaaardzo podoba mi się styl Milo Manary, przepiękny album! Mam wrażenie jakbym zanurzyła się w jakimś magicznym, eterycznym świecie, pełnym pięknych kolorów i zjawisk – szczególnie podoba mi się jak Manara rysuje przestrzenie – morze, niebo, dżunglę czy żywioł nocnego miasta. Coś pięknego.
Jeżeli chodzi o fabułę, to ja się uśmiałam, bo jest mega absurdalnie, fabuła wymyślona tylko po to, aby uzasadnić erotykę, mamy więc wyuzdanie, próby gwałtu, ale też uduchowioną miłość co według mnie prawie zawsze ociera się o śmieszność... Jednak pomimo tego, cały komiks to bardzo przyjemna opowieść, nie ma co oczekiwać natchnionej wersji traktatu indyjskiego. To po prostu trochę prześmiewcza interpretacja Manary.
Baaaardzo podoba mi się styl Milo Manary, przepiękny album! Mam wrażenie jakbym zanurzyła się w jakimś magicznym, eterycznym świecie, pełnym pięknych kolorów i zjawisk – szczególnie podoba mi się jak Manara rysuje przestrzenie – morze, niebo, dżunglę czy żywioł nocnego miasta. Coś pięknego.
Jeżeli chodzi o fabułę, to ja się uśmiałam, bo jest mega absurdalnie, fabuła...
2023-06-13
Co za piękna opowieść! Co za klimatyczny świat… Skuszona obłędnym filmem Akiry Kurosawy “Dersu Uzała” przeczytałam również książkę, a może piękno książki skusiło, aby obejrzeć film… Wszystko się ze sobą przenika, bo obie rzeczy są fascynująco piękne! Brak mi słów, by wyrazić, jak ciepłe uczucia wzbudziła we mnie ta książka, jak przepiękny był sposób przedstawienia przez Arsienjewa Dersu Uzały – Golda (myśliwego z plemienia Nanajów), człowieka lasu, dla którego las był domem, dla którego tajga nie miała tajemnic, a jeżeli miała to tylko te magiczne. Niezrównane są sceny z Ambą, czyli tygrysem syberyjskim – duchem tajgi, który dla Dersu był jej władcą. Zachwyca też totalny animizm Dersu – ogień to człowiek, słońce to człowiek, bez tych wszystkich “ludzi” nie byłoby nas.
Sięgając po tego typu książki, zawsze zastanawiam się, co mnie w nich tak ujmuje, bo nie jestem typem podróżnika, najwspanialsze podróże odbywam w kąciku z książką ;) Więc co jest najważniejsze? Relacje… opis drugiego człowieka, jakie piękno człowiek potrafi odkryć w drugim człowieku. Jakie cechy potrafi dostrzec i nauczyć się czegoś dobrego, w zwykłych codziennych czynnościach, które w tajdze nabierają ogromnego znaczenia.
Warto zaznaczyć, że “Na bezdrożach tajgi” to inne tłumaczenie książki “Po Ussuryjskim kraju” – pierwszej części opisującego Golda Dersu Uzałę. Oczywistym jest, że gdy tylko dorwę drugą część, to bez dwóch zdań wbije się ona w kolejkę.
Co za piękna opowieść! Co za klimatyczny świat… Skuszona obłędnym filmem Akiry Kurosawy “Dersu Uzała” przeczytałam również książkę, a może piękno książki skusiło, aby obejrzeć film… Wszystko się ze sobą przenika, bo obie rzeczy są fascynująco piękne! Brak mi słów, by wyrazić, jak ciepłe uczucia wzbudziła we mnie ta książka, jak przepiękny był sposób przedstawienia przez...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-07-18
Bohaterowie książki będą mieć dla mnie już zawsze twarze aktorów Kurosawy – książka i film niesamowicie się przeplatają i dla mnie stanowią jedność. Kurosawa idealnie oddał klimat ussuryjskiej tajgi. Wiernie też oddał treść książki – warto wiedzieć, że film zekranizowany jest na podstawie dwóch części: "W Ussuryjskim Kraju"/"Na bezdrożach tajgi" oraz "Dersu Uzała".
Ubóstwiam takie historie. Niby akcja toczy się leniwie, niby opisy przyrody, ale emocje mnie totalnie porywają. Dersu Uzała reprezentował samo źródło człowieczeństwa – jakim człowiek kiedyś był i jaki powinien być. Arsenjew nazwał to pierwotnym komunizmem: "Ten pierwotny komunizm zawsze czerwoną nicią przetykał wszystkie jego czynności. Zdobyczą polowania jednako dzielił się ze wszystkimi sąsiadami niezależnie od narodowości, a sobie pozostawiał akurat taką część, jaką dawał innym". I takie podejście miał do wszystkich czynności, zawsze myślał o innych, zawsze dbał o słabszego, nawet jeżeli to pies, nieprzystosowany do ciężkich warunków tajgi – rozczuliła mnie opiekuńczość nad Alpą, psem Arsenjewa: “Dersu zawsze litował się nad Alpą i za każdym razem, nim się rozzuł, robił dla niej posłanie z jodłowych gałęzi i suchej trawy. Jeśli w pobliżu nie było ani tego, ani tamtego, odstępował jej swoją kurtkę, Alpa rozumiała to”.
Takich drobnych opisów, historii, przeżyć jest cała masa. Zdziwienie Arsenjewa nad łatwością odczytywania map i skali przez “dzikusów”, a jednocześnie zadziwiająca nieznajomość przez nich pojęcia odległości, czy naiwna wiara w pieniądze – im więcej papierków, tym większa ich wartość.
Rozczuliło mnie uznanie Dersu dla wynalazków, jak np. atramentu: “(...) bardzo pilnował brudnej wody. Jedne słowa, powiadał, wychodzą z ust człowieka i rozchodzą się w pobliżu powietrzem. A inne są zakorkowane w butelce. Siadają na papierze i uciekają daleko. Pierwsze giną prędko, a drugie mogą żyć sto lat i więcej". Jak dobrze, że mam możliwość poznawania słów spisanych przez Arsenjewa i postaci takich jak Dersu Uzała. Zakończenie natomiast chwyta za serce… Troszkę inne niż w filmie – jednakowo przenika duszę.
Bohaterowie książki będą mieć dla mnie już zawsze twarze aktorów Kurosawy – książka i film niesamowicie się przeplatają i dla mnie stanowią jedność. Kurosawa idealnie oddał klimat ussuryjskiej tajgi. Wiernie też oddał treść książki – warto wiedzieć, że film zekranizowany jest na podstawie dwóch części: "W Ussuryjskim Kraju"/"Na bezdrożach tajgi" oraz "Dersu Uzała"....
więcej mniej Pokaż mimo to
Mam w sobie tę potrzebę – na japoński sposób patrzenia na świat. Uspokaja mnie i koi. Prosty aż do przesady język, minimalizm, leniwa akcja... A do tego często wzruszają mnie banały, np. że przyszłość jeszcze się nie wydarzyła, więc wszystko zależy od nas. No banał nad banały! Jednak w tym japońskim wydaniu daję się z radością złowić. Bo w japońskim spojrzeniu te banały są TAK ujęte... Ech... Prostota doprowadzona do perfekcji.
Ostatni rozdział przekroczył wszelkie (moje) granice przesłodzenia, to było wręcz odurzająco cukierkowe. Ale czasami potrzebuje się takich opowieści.
Choć trochę się boczę, bo nie wszystko zostało wyjaśnione (intryguje mnie przede wszystkim historia kobiety, która złamała zasady), to z chęcią sięgnę po kolejną część, żeby znowu poczuć klimat tokijskiej kawiarni i poznać kolejne powody, dla których można chcieć się przenieść w czasie.
Mam w sobie tę potrzebę – na japoński sposób patrzenia na świat. Uspokaja mnie i koi. Prosty aż do przesady język, minimalizm, leniwa akcja... A do tego często wzruszają mnie banały, np. że przyszłość jeszcze się nie wydarzyła, więc wszystko zależy od nas. No banał nad banały! Jednak w tym japońskim wydaniu daję się z radością złowić. Bo w japońskim spojrzeniu te banały są...
więcej Pokaż mimo to