Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , ,

Niesamowite jest to, jak idealnie trafiają do mnie szalone pomysły Daniela Warrena Johnsona. Pierwsza była Wonder Woman osadzonej w post apokaliptycznym świecie. Następnie przeczytałem „ Z całej pety”, czyli połączenie wrestlingu, fantasy i dramatu rodzinnego. Aktualnie jestem po lekturze „Murder Falcon”. Opowieści o tym jak każdy z nas czasem przechodzi ciężkie chwile w życiu. Spotyka nas to z różnych powodów i raczej nie mamy na to wpływu. Jednak zawsze musimy sobie z nimi poradzić. Każdy z nas robi to na swój sposób i głównie o tym jest ta historia. Całość natomiast została osadzona w świecie, w którym nasze koszmary i lęki zmaterializowały się i atakują nas w formie potworów. Natomiast jedyne co może je pokonać to muzyka metalowa.

Mógłbym się trochę przyczepić do fabuły, która została skonstruowana na zasadzie sztampowej sesji rpg. Gdzie świeżo co zebrana drużyna po przejściach musi odnaleźć magiczne artefakty i pokonać ostatniego bossa. Całość momentami wygląda jakby autor odhaczał po kolei checkpointy. Tylko po co skoro podczas całej lektury miałem wielki uśmiech na twarzy. Naprawdę polubiłem głównych bohaterów i dopingowałem ich poczynaniom. Przy okazji wzruszyłem się trzy razy. Cała ta historia jest zbieżna z moim życiem w kilku miejscach i pewnie dlatego bardziej do mnie dotarła. Mało tego, jedną stronę muszę pokazać mojemu przyjacielowi. Idealnie wyraża to co jest między nami.

Warto zwrócić również uwagę na rysunki, chociaż w tym przypadku nie jestem obiektywny. W końcu prace @danielwarrenart lubię od dawna. Zawsze jednak jestem pod wrażeniem jak wiele jest w nich ruchu i świetnych kolorów. Wielkie brawa dla @spicercolor za idealny dobór barw. Czuję tutaj klimat wyrwanej kartki ze szkicownika i odrobiny punkwoskiej zadziorności. Dla mnie coś wspaniałego. Sam komiks jest również głęboko zanurzony w popkulturze, a ich odnajdywanie to sama przyjemność. Jak chociażby skrzydła głównego bohatera w stylu Gundam lub warianty okładek nawiązujące do znanych płyt heavy metalu.

Oczywiście można się tutaj przyczepić do kliku rzeczy, ale szczerze nie wiem po co. Komiks ten to świetna, nie głupia rozrywka, która momentami daje też do myślenia. Z fantastycznym światem opartym na genialnym pomyśle, aby połączyć metal i radzenie sobie z problemami. Świetnie działa bo metal to wspaniała muzyka na całe życie. Z czystym serduchem polecam.

Niesamowite jest to, jak idealnie trafiają do mnie szalone pomysły Daniela Warrena Johnsona. Pierwsza była Wonder Woman osadzonej w post apokaliptycznym świecie. Następnie przeczytałem „ Z całej pety”, czyli połączenie wrestlingu, fantasy i dramatu rodzinnego. Aktualnie jestem po lekturze „Murder Falcon”. Opowieści o tym jak każdy z nas czasem przechodzi ciężkie chwile w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Czytając opis „Legendy o szkarłatnych obłokach” możemy dowiedzieć się, że jest to opowieść dwóch postaci. Raido, ronina bez pamięci i Meiki, młodej lalkarki bunraku. Przypadkiem spotkali się w mieście, które rozmawia z niebem. Tych dwoje przypadkowych sobie ludzi łączy tajemnicza i silna moc. Razem zrobią wszystko, aby poznać swoją przeszłość i zwyciężyć zło.

Całość została utrzymana w klimacie feudalnej Japonii z elementami fantasy. Znajdziemy tutaj walczących z sobą samurajów pełnych honoru. Dodano do tego odrobinę magii, fantastycznych zwierząt oraz istot. Niby mógłbym to wszystko ująć w ramy baśni. Pasowałby ogólnie klimat i wydźwięk tej historii. Nawet na siłę znalazł bym jakiś morał. Tylko co z tego skoro to wszystko jest tak bardzo miałkie i bez wyrazu. Przez co całość jest tak bardzo przewidywalna do bólu. Naprawdę nie uważam, że wszystko musi być odkrywcze i nowatorskie. Jednak tutaj mam wrażenie jakby cała fabuła była po za prosta. Z ciekawości spojrzałem na pewną stronę z ocenami i tam ludzie głównie piszą o pięknej stronie graficznej tego komiksu. Natomiast fabuła jest tylko wspominana, że jest i tyle. Niestety z tym też jest mi trudno się zgodzić. Ilustracje są bardzo przeciętne. Czasem pojawi się naprawdę piękny kadr, głównie ośnieżonego miasta. Jednak większość postaci posiada tutaj te same twarze. Często jest również problem z perspektywą, co idealnie widać w scenach walki i odcinanych kończyn. Wtedy też przedstawienie ruchu i odpadających kończyn wygląda naprawdę źle.

W mojej ocenie jest to naprawdę średni komiks. Nad którym nawet trochę usypiałem czytając jego drugą połowę. Jestem zadowolony z jego przeczytania. Zainteresował mnie jego opis i wspaniale, bo miałem możliwość wyrobienia sobie o nim opinii podczas lektury. Jednak najbardziej cieszy mnie fakt, że mogłem go wypożyczyć z biblioteki. Dobrze zaoszczędzone pieniądze.

Czytając opis „Legendy o szkarłatnych obłokach” możemy dowiedzieć się, że jest to opowieść dwóch postaci. Raido, ronina bez pamięci i Meiki, młodej lalkarki bunraku. Przypadkiem spotkali się w mieście, które rozmawia z niebem. Tych dwoje przypadkowych sobie ludzi łączy tajemnicza i silna moc. Razem zrobią wszystko, aby poznać swoją przeszłość i zwyciężyć zło.

Całość...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Bardzo lubię takie małe perełki. Zabierając się za lekturę, spodziewałem się przyjemnie spędzonego czasu, a otrzymałem jeden z lepszych komiksów tego roku. Tak szczerze, podoba mi się tutaj wszystko.

Zaczynając od za długiego tytułu, który nie zmieści się na żaden hasztag, a tym bardziej nikomu nie będzie się chciało go powtarzać. Po umieszczenie trzech komiksów Jasona w jednym albumie. Dodatkowo w niedużym, bardzo poręcznym wydaniu. Idealnie pasujący dla zawartych w nim historii. Jeśli już jesteśmy przy fabule, to każda z nich zaskakuje w inny sposób. "Coś Ci pokażę" to rozważanie o jakość i ilości interesujących historii, jakie mamy do opowiedzenia. O sobie, na imprezie, obcym ludziom i czy w jakikolwiek sposób to nas definiuje. "Ostatni Muszkieter" to najdłuższa fabuła, która z pozoru łączy ze sobą całkowicie sprzeczne klimaty. Jednak robi to w niezwykle zabawny i wciągający sposób. W "Wilkołaku z Montpellier" natomiast najbardziej urzekło mnie, jak główny wątek jest umiejscowiona na którymś z dalszych planów. Jak swobodnie biegnie sobie w tle całej fabuły. Piękne jest jak zaczynając każdą z tych opowieści, kompletnie nieświadomy byłem czego się mogę po nich spodziewać. Natomiast autor świetnie poradził sobie w każdej z nich.

Lektura tego komiksu przyniosła mi bardzo dużo radości i przyjemności. Choć czasem zahacza o dość poważne tematy i bardzo dobrze. Jason w pełny uroku sposób potrafi opowiadać chyba o wszystkim. Brawo dla @wydawnictwokurc za wydanie tego komiksu w tej formie. Mniejszy format i umieszczenie w nim trzech słusznych rozmiarów komiksów. Oszczędna, czasem pozbawiona tła kreska i tak wiele momentami na kilku poziomach treści. Wszystko w tym wydaniu ma sens i jestem ciekaw, na ile było to przemyślane działanie, a nie tylko cięcie kosztów druku. Marzyłoby mi się, aby w podobnej formie ukazały się pozostałe komiksy tego autora. Więc proszę, zróbcie mi przysługę i zaopatrzcie się również w ten komiks. Obiecuję, będziecie zadowoleni.

Bardzo lubię takie małe perełki. Zabierając się za lekturę, spodziewałem się przyjemnie spędzonego czasu, a otrzymałem jeden z lepszych komiksów tego roku. Tak szczerze, podoba mi się tutaj wszystko.

Zaczynając od za długiego tytułu, który nie zmieści się na żaden hasztag, a tym bardziej nikomu nie będzie się chciało go powtarzać. Po umieszczenie trzech komiksów Jasona w...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Dom Pokuty Ian Bertram, Dave Stewart, Peter J. Tomasi
Ocena 7,2
Dom Pokuty Ian Bertram, Dave S...

Na półkach: , ,

Czasem zachowuję się dziwnie i irracjonalnie. Bardzo lubię kreskę i to co tworzy Ian Bertram. Jego twórczość poznałem na Instagramie podziwiam od samego początku. Trochę widzę w niej odniesień do Moebiusa. Głównie za wykorzystywane kolory i układ kadrów oraz niesamowitą architekturę. Wspaniale przedstawia również wszelkiej maści przemoc. Odcinane kończyny, prześwit przez przepoławiane ciała i olbrzymie ilości wnętrzności, jelit i czegoś w klimacie macek. Jego sceny walki są bardzo często pełne ruchu, prędkości i świetnie rozplanowane. W ogóle w jego twórczości jest bardzo dużo szczegółów przez co mam wrażenie jakby była często w ruchu. Również takie organiczne z dużą ilością czegoś w rodzaju pnączy roślinnych lub jelit. Trudno to opisać, ale polecam zajrzeć na jego konto, to zrozumiecie o co mi chodzi.

Później przeczytałem "Ptaszynę" wydaną u nas przez wydawnictwo Centrala. Po lekturze byłem zachwycony, bo to komiks idealnie pasujący w moje gusta. Antyklerykalny i pokazujący szkodliwość fanatyzmu. Pro ekologiczny i za przyrodą. Sama fabuła świetnie rozpisana na kilka aktów. Muszę jeszcze kiedyś do niego wrócić i napisać kilka słów o nim. Ogólnie bardzo polecam. I właśnie z takim nastawieniem podszedłem do pierwszych zapowiedzi wydania u nas "Domu Pokuty" przez Wydawnictwo Kboom. Miałem kupować na premierę i bardzo się z tego cieszyłem, a nic z tego nie wyszło. W sumie sam nie wiem dlaczego. Dopiero ostatnio kupiłem z drugiej ręki. W sumie tylko przy okazji. Krótko mówiąc głupi byłem, bo zwlekałem.

Wracając jednak do samego komiksu. Jest to historia Sary Winchester. Dziedziczki wielkiej fortuny twórców szybkostrzelnej broni palnej. Sara najpierw straciła córkę, a następnie męża. To spodobało, że uwierzyła w klątwę rzuconą na jej rodzinę, którą może tylko odkupić budując olbrzymią posiadłość i dając schronienie potrzebującym.
Cały proces jej budowy i ciągłej przebudowy. Jej wieczny strach to świetnie opowiedziany i jeszcze lepiej narysowany horror. Wszystkie lęki nękające główną bohaterkę zostały wspaniale zilustrowane za pomocą czerwieni w komiksie. Na początku tylko sporadycznie ukazującej się na poszczególnych kadrach. Lecz z postępem fabuły, jej ilość sukcesywnie się powiększa wraz z wszechogarniającym szaleństwem.

Moim zdaniem bardzo trudno jest odwzorować horror w komiksie. Książka oddziałuje bardziej na wyobraźnię. Film ma dodatkowo nastrojową muzykę, czasem straszy obrazem lub montażem. Z resztą tak samo jak gry. Natomiast komiks ma trochę pod górkę. I faktycznie "Dom Pokuty" nie jest straszny. Jednak posiada wspaniały klimat postępującego szaleństwa.

Czasem zachowuję się dziwnie i irracjonalnie. Bardzo lubię kreskę i to co tworzy Ian Bertram. Jego twórczość poznałem na Instagramie podziwiam od samego początku. Trochę widzę w niej odniesień do Moebiusa. Głównie za wykorzystywane kolory i układ kadrów oraz niesamowitą architekturę. Wspaniale przedstawia również wszelkiej maści przemoc. Odcinane kończyny, prześwit przez...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Podczas czytania Blasta cały czas miałem uczucie, że czegoś mi brakuje. Jakiś kulturowych kodów, aby wyciągnąć z tego komiksu coś więcej. Bo jakoś tak podskórnie czuję, że nie może to być tylko historia o mężczyźnie poszukującym coraz to większego pierdolnięcia w życiu.

„Blast” to dołujący, straszny zapis ludzkiego upadku i rozpaczy. Opowieść o człowieku, który powoli zmierza na samo dno. Jego dzieciństwie, relacjach z rodziną i życiu dorosłego człowieka. Postać ta odstręcza z jego nadmierną tuszą i obrzydliwym sposobem jedzenia. Wybrał życie kloszarda opuszczając ukochaną kobietę, która jako jedyna była dla niego miła. Przy okazji zabierając wszelkie pieniądze. Z drugiej strony żyjąc w lesie lub włamując się do pustych domów czuje się szczęśliwy, naprawdę sobą. Coraz bliżej osiągnięcia swojego celu, tytułowego blasta. Tylko ja nadal nie wiem czy mam mu współczuć, czy kibicować.

Ten komiks jest olbrzymi. Naprawdę wielki format, ponad 400 stron, a ja nie mogłem się od niego oderwać. Fabuła wciągnęła mnie jak uzależnienie głównego bohatera, a wszystko to potęgują genialne rysunki Manu Larceneta. Jest to artysta, który przez kilka kadrów potrafi mieć lekko karykaturalne postaci ze znikomym tłem, tylko po to aby chwilę później ukazać coś w hiperrealistycznej kresce. Natomiast tytułowe uderzenia zostały narysowane przez jego dwie córki. Taką totalną dziecięcą i kolorową kreską. Powstały kontrast jest po prostu cudowny i świetnie oddaje klimat dzikiej jazdy w głowie bohatera.

Nie jest to lektura łatwa i przyjemna, bo życie głównego bohatera nie było łatwe. Natomiast tom drugi jest ponoć jeszcze cięższy i szczerze to nie mogę się go doczekać. Dobra sztuka powinna wpływać na nas i dawać do myślenia i właśnie taki jest ten komiks. Serdecznie polecam i kupcie puki jeszcze jest dostępny. Poprzednie dwa, genialne komiksy tego autora, są już niestety nieosiągalne.

Podczas czytania Blasta cały czas miałem uczucie, że czegoś mi brakuje. Jakiś kulturowych kodów, aby wyciągnąć z tego komiksu coś więcej. Bo jakoś tak podskórnie czuję, że nie może to być tylko historia o mężczyźnie poszukującym coraz to większego pierdolnięcia w życiu.

„Blast” to dołujący, straszny zapis ludzkiego upadku i rozpaczy. Opowieść o człowieku, który powoli...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Metro 2033. Powieść graficzna Dmitry Glukhovsky, Peter Nuyten
Ocena 6,6
Metro 2033. Po... Dmitry Glukhovsky, ...

Na półkach: , ,

Na początku powinienem się przyznać, nie znam tego świata kompletnie. Dawno temu zagrałem w Metro 2033, ale szybko się od niej odbiłem i już nigdy nie wróciłem. Może dlatego czytając pierwszy rozdział czułem się trochę zagubiony. Co chwilę przedstawiany jest nowy bohater. Każdy podobny do poprzedniego. Więc trochę nie wiedziałem kogo los właściwie śledzę. Na szczęście fabuła nie jest zbytnio skomplikowana. Taki typowy quest. Jeden z kumpli wyrusza na niebezpieczną misję i w przypadku jej niepowodzenia, prosi głównego bohatera o zrobienie czegoś. Oczywiście wiąże się to z niebezpieczną podróżą po moskiewskim metrze. W świecie po zagładzie, gdzie na powierzchni królują niebezpieczne potwory, a pod ziemią są ich ludzkie odmiany.

Niestety czym dalej tym gorzej. Fabuła jest tutaj bardzo pretekstowa, gdzie główny bohater niczym małe dziecko godzi się bez namysłu na każdą, nawet najniebezpieczniejszą misję. Wszystko tutaj nie ma większego sensu. Na przykład gdy główny bohater trafia na obcą stację metra, spotyka przypadkowego człowieka i ten z marszu zaprasza go na noc do swego mieszkania. W świecie, gdzie nikt nie ufa nikomu. W szczególności obcym. Następnie opowiada mu historię o legendarnej i tajemniczej książce z powierzchni, z która można wyczytać przyszłość. O poranku nasz bohater udaje się na spotkanie do miejscowej rady, aby opowiedzieć im swoją historię i prosić o pomoc w realizacji zadania. Oni niestety nie mogą mu pomóc, ale w zamian powierzają mu nowe. Niezwykle niebezpieczną misję udania się na powierzchnię, aby odnaleźć pewną książkę. Uzasadniają wszystko swoim wrażeniem, że on nie pojawił się u nich przypadkowo. Niestety wszystko dzieje się tutaj na podobnej zasadzie. Jest tutaj również sporo powtórzeń. Najpierw coś śni się głównemu bohaterowi, aby następnie zadziać się w rzeczywistości. Wszystko co tutaj się dzieje jest tylko pretekstem do popychania fabuły do przodu niekoniecznie z sensem.

Z początku podobała mi się strona graficzna tego komiksu. Przypominała mi prace Williama Vanca, znanego u nas chociażby z początkowych tomów serii XIII. Taka staro szkolna kreska. Bardzo czytelna i utrzymana w beżach, brązach i szarością dzięki czemu świetnie oddaje klimat zniszczonego świata po zagładzie. Niestety im dalej tym gorzej. Bardzo często jest tutaj problem z perspektywą. Co najlepiej widać na lufach karabinów. Żołnierz lub latarki w jednym kierunku, a lufy karabinów w inną stronę.

Niezwykle bawi mnie posłowie w tym komiksie. Wydawca oryginalnego niemieckiego wydania twierdzi, iż w przypadku podobnej zagłady będzie warto wyjść na powierzchnię po ten komiks, bo jest tak bardzo wartościowy. Natomiast sam twórca umiejscawia go na tej samej płaszczyźnie co "28 dni później", "Odyseji" Homera lub "Strażników" Moora i Gibbonsa. Niestety mam takie dziwne przeczucie, że już za rok nikt nie będzie pamiętał o tym komiksie poza najbardziej zatwardziałymi fanami tego świata. Dla mnie kompletnie zmarnowany potencjał i szkoda czasu. Piękne powiększone wydanie jest jedynym plusem tego komiksu.

Na początku powinienem się przyznać, nie znam tego świata kompletnie. Dawno temu zagrałem w Metro 2033, ale szybko się od niej odbiłem i już nigdy nie wróciłem. Może dlatego czytając pierwszy rozdział czułem się trochę zagubiony. Co chwilę przedstawiany jest nowy bohater. Każdy podobny do poprzedniego. Więc trochę nie wiedziałem kogo los właściwie śledzę. Na szczęście...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

Okładka książki Z całej pety! Daniel Warren Johnson, Mike Spicer
Ocena 7,8
Z całej pety! Daniel Warren Johns...

Na półkach: , ,

Dla mnie ten komiks to czysty eskapizm do pewnego momentu. Znowu czułem się jak dzieciak, kiedy mieszałem z sobą różne zestawy Lego i ograniczała mnie tylko wyobraźnia. Nie przeszkadzało mi bawić się piratami i zwiedzać tropikalne wyspy. Tylko po to, aby chwilę później natrafić na zamek pełen rycerzy, a na końcu polecieć w kosmos w statku kosmicznym. Bo właśnie taką nieskrępowaną zabawę widzę w tym komiksie. Bardzo bym chciał, aby autor tego komiksu Daniel Warren Johnson, również czerpał tak wiele radości z pracy nad tym komiksem. Bo właśnie taką nieskrępowaną wyobraźnię i zabawę widzę w nim.

Bardzo mi się podoba jak bardzo pojemny jest ten komiks. Oczywiście jest to komiks o wrestlingu, walkach w ringu, szalonych ciosach i popisowych finisherach. Jest tutaj również miejsce dla podróży przez portal do innego świata po wielkiej wojnie. Mieszania klimatu sf z fantasy, a przede wszystkim jest to dramat rodzinny i szczerze, w każdym momencie jest to wspaniała historia. To jest dla mnie niepojęte jak te z pozoru odległe tematy idealnie z sobą współistnieją.

Warto również wspomnieć o stronie graficznej. Prace @danielwarrenart polubiłem od razu po przeczytaniu „Wonder Woman – Martwa ziemia”, o której tutaj na koncie nawet pisałem. Lubię jego lekko brudną, trochę punkowską, pełną ruchu kreskę. Patrząc na nią czuję się jakbym ukradkiem patrzył w jakiś brudnopis i bardzo mi się podoba to co w nim widzę. Dodatkowo uznanie dla @naglecomics za świetne wydanie. Ta okładka z polakierowaną postacią jest po prostu piękna.

Ten komiks to czyste złoto. Jeden z tych dla których moim zdaniem powstało to medium. Widać w nim ogromne serducho włożone w jego powstawanie. Dzięki czemu czytelnik dostaje porcję świetnej rozrywki. Łączącej z sobą kilka z pozoru kompletnie niepasujących do siebie składników. Finalnie natomiast otrzymaliśmy mądrą i wciągającą historię. Serdecznie polecam.

Dla mnie ten komiks to czysty eskapizm do pewnego momentu. Znowu czułem się jak dzieciak, kiedy mieszałem z sobą różne zestawy Lego i ograniczała mnie tylko wyobraźnia. Nie przeszkadzało mi bawić się piratami i zwiedzać tropikalne wyspy. Tylko po to, aby chwilę później natrafić na zamek pełen rycerzy, a na końcu polecieć w kosmos w statku kosmicznym. Bo właśnie taką...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Nie planowałem kupować tego komiksu. Jednak przekonała mnie rozmowa z Pawłem Timofiejukie na youtube kanale „Sylwek”. Co tu dużo kryć. Tak naprawdę urzekła mnie informacja odnośnie autora komiksu. Mianowicie Stanislas Mousse przez pół roku wypasa owce w górach, a resztę czasu poświęca na tworzenie komiksów. Moim zdaniem to po prostu piękne.

Natomiast sam komiks to historia życia głównego bohatera. W świecie trochę fantasy, gdzie można napotkać przedziwne i czasem niebezpieczne stwory. Z drugiej strony dość mocno osadzony w naszym średniowieczu. Z królem, zamkami i okazjonalnymi najazdami sąsiadów. Dzięki temu mamy okazję poznać cały cykl życia.

Od strony graficznej autor posiada dość prostą kreskę, trochę kreskówkową. Równocześnie jednak bardzo szczegółową. Zapewne każda plansza była dokładnie przemyślana i tutaj to bardzo dokładnie widać. Na każdej stronie jest tylko jeden kadr, więc wielkie brawa dla wydawcy za dość spore wydanie. Dzięki temu oglądanie każdej kolejnej strony było dla mnie przyjemnością. Każdy kard dosłownie żyje. Poza głównymi wydarzeniami, które popychają fabułę do przodu, widać również tętniącą życiem krainę. Ktoś sobie śpi pod drzewem. Innym raz udaje się na polowanie lub pracuje w polu. Podobały mi się również drobne zmiany jakie zachodzą w otoczeniu z powodu działań głównego bohatera. Naprawdę warto dokładnie patrzeć na każdy kadr, co akurat sprawia mnóstwo radości.

To jest przykład komiksów, które osobiście bardzo sobie cenię. Taka miła niespodzianka, której się kompletnie nie spodziewałem, a dostarczyła mi sporo przyjemności podczas lektury. Serdecznie polecam, a niska cena jest tylko dodatkowym plusem. W kolejce są jeszcze dwa komiksy autora, więc jest na co czekać.

Nie planowałem kupować tego komiksu. Jednak przekonała mnie rozmowa z Pawłem Timofiejukie na youtube kanale „Sylwek”. Co tu dużo kryć. Tak naprawdę urzekła mnie informacja odnośnie autora komiksu. Mianowicie Stanislas Mousse przez pół roku wypasa owce w górach, a resztę czasu poświęca na tworzenie komiksów. Moim zdaniem to po prostu piękne.

Natomiast sam komiks to historia...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Męska skóra Hubert Boulard, Frédéric Leutelier
Ocena 7,6
Męska skóra Hubert Boulard, Fré...

Na półkach: , ,

Przyznam się od razu. Jestem zachwycony komiksem „Męska skóra”. Żałuję tylko tego jak długo przeleżał na mojej półce zanim po niego sięgnąłem. Wspaniałe w nim jest to jak pod płaszczykiem średniowiecznej baśni porusza bardzo aktualne tematy. Opowiada historię młodej Bianki. Będzie ona w dość młodym wieku wychodzić za mąż. W ramach zaaranżowanego małżeństwa przez jej ojca. Z tego powodu jest ona pełna lęków. W końcu jej przyszły mąż jest jej całkowicie obcy, a najbardziej pragnęłaby wyjść za mąż z miłości. Na kilka dni przed ślubem otrzymuje niezwykły prezent od swej matki chrzestnej. Tytułową męską skórę, w którą może się przebrać i poznać świat z męskiej perspektywy.

Fascynujące jest jak umiejętnie twórcy ukazali tutaj świat w którym żyjemy. Równocześnie już z lekka przemijający. Gdzie każdy jest przypisany do swej roli z racji bycia kobietą lub mężczyzną. Jak ciążą na nas różne oczekiwania społeczne, a czasem nawet sami dajemy się w nie wtłoczyć. Jest to również komiks o wielkiej odwadze. O tym, że nawet jednostka może rozpocząć wielkie zmiany obyczajowe i poruszyć tłumy. Bo na szczęście nie z wszystkimi „normami obyczajowymi” musimy się zgadzać, a kilka z nich wylądowało już na śmietniku historii.

Komiks pięknie prezentuje się również od strony graficznej. Ilustracje trochę kojarzą mi się z rycinami, co świetnie pasuje do opowiadanej historii. Mi najbardziej spodobały się oczywiście te całostronicowe kadry na których został ukazany ruch. Co świetnie widać na drugim zdjęciu. Po prostu uwielbiam takie rozwiązania.

Przyznaję, czasem twórcy dość dosłownie poruszają dość ciężkie tematy. Jednak moim zdaniem akurat tutaj nie jest to wada. W końcu mamy do czynienia z baśnią, a one cechują się jasnym i czytelnym przesłaniem i morałem. Dokładnie tak jest i tutaj. Z drugiej strony jest tutaj dosłownie multum świetnych tekstów, przy których autentycznie śmiałem się. A to niestety zdarza mi się już dość rzadko. Szczerze, to nie dziwię się olbrzymiej ilości bardzo pochlebnych recenzji. To jest wyborny komiks. Polecam każdemu z czystym sercem.

Przyznam się od razu. Jestem zachwycony komiksem „Męska skóra”. Żałuję tylko tego jak długo przeleżał na mojej półce zanim po niego sięgnąłem. Wspaniałe w nim jest to jak pod płaszczykiem średniowiecznej baśni porusza bardzo aktualne tematy. Opowiada historię młodej Bianki. Będzie ona w dość młodym wieku wychodzić za mąż. W ramach zaaranżowanego małżeństwa przez jej ojca. Z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

„Niczym aksamitna rękawica odlana z żelaza” to ostra jazda na kwasie, którą serwuje swoim czytelnikom Daniel Clowes. Widzę tutaj nieprzewidywalność filmów Davida Lyncha i takie specyficzne uczucie śnienia na jawie. Tą jego nie w pełni działającą logikę w następujących po sobie scenach i wydarzenia. Jest tutaj również trochę body horroru jak u Cronenberga. Macie już ogólny zarys czego można się spodziewać, a sama historia rozpoczyna się dość niewinnie. Główny bohater wybiera się do podrzędnego kina na dość niepokojące projekcje. Na ekranie spostrzega swoją żonę, z którą od dawna nie ma kontaktu. To wydarzenie jest przyczynkiem do wyprawy po bardzo dziwnych usa. Pewnie gdzieś w latach 50 XX wieku. Jest to naprawdę przedziwna wyprawa pełna teorii spiskowych, sekty planującej przejęcie władzy nad światem. Mutanta, potwora i psa bez ani jednego otworu.

Piękne jest w tym komiksie jak bardzo każda kolejna strona potrafi zaskoczyć. Niezwykle trudno przewidzieć kolejne wydarzenia i będąc otwartym na wszelkie dziwactwa doświadczymy niezwykłej lektury. Na szczęście tylko na papierze, bo inaczej mógłby to być najgorszy bad trip w życiu. Te ileś lat temu nie udało mi się kupić pierwszego wydania. Długo nie było dodruków, a z drugiej ręki pojawiał się rzadko i w przerażających cenach. Teraz na szczęście Kultura Gniewu zrobiła dodruk i szczerze powiem, warto było czekać.

„Niczym aksamitna rękawica odlana z żelaza” to ostra jazda na kwasie, którą serwuje swoim czytelnikom Daniel Clowes. Widzę tutaj nieprzewidywalność filmów Davida Lyncha i takie specyficzne uczucie śnienia na jawie. Tą jego nie w pełni działającą logikę w następujących po sobie scenach i wydarzenia. Jest tutaj również trochę body horroru jak u Cronenberga. Macie już ogólny...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Beverly” Nicka Drnaso to bardzo wnikliwa obserwacja amerykańskiego przedmieścia i niestety jest przerażająco smutna. To miejsce gdzie każdy po trochu szuka akceptacji i relacji międzyludzkich, a w zamian otrzymuje tylko powierzchowność. To miejsce gdzie ludzie wolą kłamać najbliższym, niż powiedzieć bolesną prawdę i przyznać się do błędu. Tutaj każdy z dzieciaków udaje kogoś innego, aby zaimponować kolegom i płci przeciwnej równocześnie udając, że mu na tym nie zależy. Gdzie rodzice starają się być kumplami dla swoich dzieci, a one nie marzą o niczym innym jak pozostać w domu i mieć święty spokój. To miejsce, gdzie można się poczuć lepszym recenzując pilotowy odcinek przyszłego serialu telewizyjnego, a w rzeczywistości nie interesuje nikogo twoje zdanie. Pewnie w podobnej sytuacji jestem ja piszący te kilka przemyśleń. I chyba najstraszniejsze w tym wszystkim jest to, że pewnie każdy z nas odnajdzie tutaj cząstkę siebie z różnych okresów własnego życia.

Całość odczucia potęgują ilustracje. Sterylne, pozbawione szczegółów i pełne postaci jakby żywcem wyjętych z ulotek samolotowych mówiących o zasadach bezpieczeństwa podczas lotu. Ten same brak jakichkolwiek uczuć i emocji.

Nie jest to lekka lektura, ale z pewnością godna polecenie. W końcu amerykańskie przedmieścia znajdą się wszędzie wokół nas.

„Beverly” Nicka Drnaso to bardzo wnikliwa obserwacja amerykańskiego przedmieścia i niestety jest przerażająco smutna. To miejsce gdzie każdy po trochu szuka akceptacji i relacji międzyludzkich, a w zamian otrzymuje tylko powierzchowność. To miejsce gdzie ludzie wolą kłamać najbliższym, niż powiedzieć bolesną prawdę i przyznać się do błędu. Tutaj każdy z dzieciaków udaje...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki All-New Ghost Rider: Maszyny Zemsty Tradd Moore, Felipe Smith
Ocena 6,9
All-New Ghost ... Tradd Moore, Felipe...

Na półkach: , ,

To taka bardzo prosta historia narodzin bohatera i jego pojedynku z pierwszym większym przeciwnikiem. Tylko do końca nie wiem dla kogo jest skierowana. Dla dorosłych jest stanowczo za prosta. Natomiast dla młodszych nastolatków może być za brutalna.

Najlepsza część tego komiksu to jego strona wizualna. Idealnie oddająca wrażenie ciągłego ruchu, co w opowieści o super bohaterze pędzącym sportowym samochodem po ulicach idealnie oddaje jego charakter.

To taka bardzo prosta historia narodzin bohatera i jego pojedynku z pierwszym większym przeciwnikiem. Tylko do końca nie wiem dla kogo jest skierowana. Dla dorosłych jest stanowczo za prosta. Natomiast dla młodszych nastolatków może być za brutalna.

Najlepsza część tego komiksu to jego strona wizualna. Idealnie oddająca wrażenie ciągłego ruchu, co w opowieści o super...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

„Potwory” to monumentalny komiks Barrego Windsora-Smitha, który powstawał prawie dwadzieścia lat. Tutaj wszystko jest wielkie, ciężkie. Fabuła, która przytłacza i dołuje oraz same jego rozmiary i waga. Czułem się zmęczony podczas lektury, jednak chyba nie do końca tak jak chciałby tego sam autor.

Jest to historia skrytego i doświadczonego przez życie Bobby Bailey oraz wszelkich innych postaci, które spotyka on na swojej drodze. W jego życiu były dwa znaczące wydarzenia. Moment powrotu z II W. Ś. ojca, gdy Bobby był jeszcze małym chłopcem i moment gdy sam zaciągnięcia się do wojska. Konstrukcja samej opowieści jest niechronologiczna i często rzuca czytelnika w dość odległe ramy czasowe, aby pod koniec wszystko mogło wpaść w odpowiednie miejsca. To jest moim zdaniem najlepsza część tego komiksu. Byłem pod wrażeniem jak wszystkie, nawet te z pozoru nieistotne wydarzenia pasują do siebie. Z kolei niektóre wydarzenia ukazane z innej perspektywy nabierają odmiennej wymowy.

Niestety cała reszta mi nie podchodzi. Mam nieodparte wrażenie, że głównie mówi się o tym komiksie bo powstawał prawie 20 lat i jest to coś spektakularnego. Lub złe zarządzanie czasem. Zależy kto na to zerknie. Wszystkie postacie są takie podręcznikowe. Ci co mają być źli to są. Czasem nawet do przesady, przez co stają się groteskowi. Ofiary zostają już nimi przez całe życie, ale to wszystko prawie kompletnie nie wzbudzało u mnie żadnych uczuć. Napisałem prawie, bo sceny przemocy rodzinnej były dla mnie nieprzyjemne. Jednak najbardziej wymęczyło mnie czytanie stron z pamiętnika jednej postaci. Czcionka, która miała udawać odręczne pismo jest koszmarna, przez co czytanie jej to istna katorga.

Sięgając po ten tytuł spodziewałem się co najmniej komiksu roku, a otrzymałem co najwyżej dobry komiks. Taka lektura, która nie wzbudziła we mnie prawie żadnych uczuć, a jeśli już to głównie frustrację z powodu trzcionki. No chyba nie o to chodziło autorowi, gdy tworzył dzieło swojego życia.

„Potwory” to monumentalny komiks Barrego Windsora-Smitha, który powstawał prawie dwadzieścia lat. Tutaj wszystko jest wielkie, ciężkie. Fabuła, która przytłacza i dołuje oraz same jego rozmiary i waga. Czułem się zmęczony podczas lektury, jednak chyba nie do końca tak jak chciałby tego sam autor.

Jest to historia skrytego i doświadczonego przez życie Bobby Bailey oraz...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Die, tom 1: Fantastyczne rozczarowanie Kieron Gillen, Stephanie Hans
Ocena 6,4
Die, tom 1: Fa... Kieron Gillen, Step...

Na półkach: , ,

„DIE: Fantastyczne Rozczarowanie” to pierwszy tom dość oryginalnej serii fantasy. Wszystko zaczyna się w momencie, kiedy szóstka dzieciaków rozpoczyna sesję gry fabularnej. Okazała się ona na tyle wciągająca, że wessała ich w swój świat na kilka lat, a z powrotem wróciła już tylko piątka z nich. Teraz trzydzieści lat później muszą oni wrócić i pokonać ostatniego bossa.

Bezsprzecznie jest to olbrzymia laurka dla gier fabularnych. Poczynając od samej fabuły, gdzie po kolei otrzymujemy przedstawienie postaci. Dodatkowo w charakterystycznych archetypach dla tej formy zabawy. Naśmiewanie się ze zbaczania z głównego zadania, irracjonalnych zadań pobocznych oraz wszechmocnego mistrza gry. To wszystko tutaj jest, ale tak naprawdę dopiero czytając posłowie napisane przez samego autora, zrozumiałem jak bardzo przemyślana i kompletna jest to koncepcja. W szczególności podział świata opartego na kostkach od k20 do k4 i ich mocy oddziaływania na niego. Jest to po prostu piękne i bardzo zgrabni ujęte. Jednak co z tego, gdy sam komiks czytało mi się dość średnio. Dopiero pod koniec tomu, gdy główni bohaterowie zaczynają zachowywać się poza schematami lektura zaczęła sprawiać mi przyjemność.

Sam komiks dość długo przeleżał u mnie na regale i szczerze mówiąc sięgnąłem po niego skuszony obecnymi 40% zniżkami w sklepie NONSTOPCOMICS. Końcówka pierwszego tomu zaciekawiła mnie na tyle, że z pewnością sięgnę po kolejny, który swoją drogą już posiadam. Więc grzechem byłoby nie przeczytać, jednak czy kupię kolejne dwa to się już okaże.

„DIE: Fantastyczne Rozczarowanie” to pierwszy tom dość oryginalnej serii fantasy. Wszystko zaczyna się w momencie, kiedy szóstka dzieciaków rozpoczyna sesję gry fabularnej. Okazała się ona na tyle wciągająca, że wessała ich w swój świat na kilka lat, a z powrotem wróciła już tylko piątka z nich. Teraz trzydzieści lat później muszą oni wrócić i pokonać ostatniego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Jedyny zarzut jaki mogę mieć po lekturze tego komiksu to tylko do siebie. Czemu tak długo wzbraniałem się przed jego kupnem?! Szczerze, jest świetny i jeśli go jeszcze nie macie to naprawcie to przy najbliższych zakupach. „Wilson” to opowieść codziennego życia tytułowego bohatera, który ogólnie nie jest miłym gościem. Wiecznie marudzi, nie widzi swoich wad, ale równocześnie ma bardzo ciekawe spostrzeżenie odnośne otaczającej nas rzeczywistości. Porusza m. in. takie tematy jak: rodzicielstwo, związki, relacje międzyludzkie i opieka nad psem.

Bardzo ciekawa jest konstrukcja tego komiksu. Każda strona opowiada zamkniętą historię. Raczej bardzo gorzką i bolesną z równoczesnym humorystycznym zakończeniem i dość nieoczywistą puentą dla równowagi. Równocześnie wszystkie te pojedyncze historie łączą się w jedną większą opowieść dość sporej części życia Wilsona.

Od strony graficznej komiks prezentuje się w sumie jak ta przepiękna okładka. Jest to połączenie dwóch stylów, realistycznej kreski z taką bardziej kreskówkową. Co przy użyciu dość żywej i jasnej palety kolorów daje idealny efekt. Aż dziw bierze jak to wszystko pięknie pasuje do siebie.

Ten komiks to taki dualizm zarówno od strony graficznej jak i fabularnym. Z jednej strony jakby patrzeć tylko na rysunki, to jedne mogą się wydawać dziecinne, a drugie dojrzałe i poważne. Podobnie jest z lekturą. Często się szczerze śmiałem, aby chwilę później dostać w pysk dość bolesną historią. Serdecznie polecam, to jest bardzo dobry komiks!

Jedyny zarzut jaki mogę mieć po lekturze tego komiksu to tylko do siebie. Czemu tak długo wzbraniałem się przed jego kupnem?! Szczerze, jest świetny i jeśli go jeszcze nie macie to naprawcie to przy najbliższych zakupach. „Wilson” to opowieść codziennego życia tytułowego bohatera, który ogólnie nie jest miłym gościem. Wiecznie marudzi, nie widzi swoich wad, ale równocześnie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

„Dni piasku” to poruszająca historia młodego fotografa. W dobie wielkiego kryzysu, który trawił usa w latach 30 XX wieku, miał udokumentować bardzo trudne życie farmerów na środkowych i południowych terenach kraju. Były to tereny zniszczone przez nich samych lub ich przodków poprzez nadmierne wypasanie trzody i złą uprawę. Skutkiem czego były straszliwe burze piaskowe, potrafiące w środku dnia zakryć słońce i wszystko wokół pokryć piaskiem.

Po mimo dość ciężkiego klimatu sama opowieść nie przytłacza. Przybliża czytelnikowi raczej dość mało znane fakty z za wielkiej wody. Ja przynajmniej nigdy nie słyszałem o Dust Bowl. Po mimo tego, że akcja dzieje się w latach 30 ubiegłego wieku to temat okazuje się bardzo aktualny bo przecież tak samo jak wtedy, dziś na świecie również ludzie eksploatują naturę do maksimum i przeznacza się niesamowite powierzchnie właśnie pod uprawę i wypas zwierząt. Widać nic się nie uczymy na błędach. Komiks pomimo mówienia o przegranej walce z siłami natury, ubóstwie, głodzie wyzbył się taniego moralizatorstwa. Na nikogo nie zwala winy. Nawet jeśli wspomina, że całe zjawisko burz powstało z powodu złego korzystania z ziemi przez rolników, to od razu ich tłumaczy. To nie do końca była ich wina. Po prostu wtedy nikt nie umiał inaczej. Stawia czytelnika w roli widza i pozwala samemu ocenić sytuację. Chyba dlatego czyta się ten reportaż tak dobrze. Serdecznie poleca.

„Dni piasku” to poruszająca historia młodego fotografa. W dobie wielkiego kryzysu, który trawił usa w latach 30 XX wieku, miał udokumentować bardzo trudne życie farmerów na środkowych i południowych terenach kraju. Były to tereny zniszczone przez nich samych lub ich przodków poprzez nadmierne wypasanie trzody i złą uprawę. Skutkiem czego były straszliwe burze piaskowe,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

„Zasada Trójek” to opowieść o podążaniu za marzeniami utrzymana w stylistyce fantasy. Niby jest to typowa historia od zera do bohatera, ale zamiast skończyć się w momencie zakończenia questa, czytelnik ma okazję przyjrzeć się bliżej samemu procesowi stawania się lepszym. Bo tak naprawdę jest to historia o motywacji. Tego jak wpływa na nasze życie. Jak potrafi pomagać nam osiągać cele, ale również jak niszczycielska czasem jest. Przyznam szczerze, zrobiło mi się nawet kilka razy przykro podczas lektury. Co tylko potwierdza moje przeczucie, że jest to bardzo dobra pozycja. W końcu o to chodzi w sztuce, aby rezonowała z odbiorcą. Świetne jest również zakończenie, ze swoim dość nietypowym i trochę ukrytym morałem.

Warto również wspomnieć o stronie graficznej, która jest przepiękna. Kreska mocno przypomina tą z „Alieen” Lewisa Trondheima, ale tak bardziej na sterydach. W omawianym komiksie znacznie więcej dzieje się na kadrach. Autor nie boi się wielkich paneli pełnych drugiego i trzeciego planu. Z mnóstwem przedziwnych postaci i niesamowitych miejscówek. Są tutaj również moje ulubione całostronicowe kadry, po których wędrują główni bohaterowie, a czytelnik widzi upływ czasu. Rzadko mam takie wrażenie podczas lektury, ale ten komiks zasługuje na jak największe wydanie i super, że Kultura gniewu wydała go w taki sposób.

Nie wiem czy jest to najlepszy komiks roku, albo przynajmniej najlepszy polski album jak sugeruje wiele recenzji. Jednak pewien jestem, że jest to świetny komiks, który serdecznie polecam. Wygląda obłędnie, zapewnia rozrywkę, a na końcu zostawia pole do interpretacji.

„Zasada Trójek” to opowieść o podążaniu za marzeniami utrzymana w stylistyce fantasy. Niby jest to typowa historia od zera do bohatera, ale zamiast skończyć się w momencie zakończenia questa, czytelnik ma okazję przyjrzeć się bliżej samemu procesowi stawania się lepszym. Bo tak naprawdę jest to historia o motywacji. Tego jak wpływa na nasze życie. Jak potrafi pomagać nam...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Przeważnie jeśli spytasz kogoś z czym kojarzy mu się Black Metal to w większości odpowie z hałasem, odwróconymi krzyżami, satanizmem i corps paintem. Czasem z zabójstwami, paleniem kościołów i szarganiem wszelkich wartości. W książce „Black Metal – Ewolucja kultu” znajdziecie to wszystko, ale również opowieść o ludziach z wielką pasją, którzy ciągle poszukiwali nowych form wyrazu wolności, buntu i wściekłości. Ludzi, którzy pod koniec lat 80 XX wieku stworzyli całkiem nowy gatunek muzyki na podwalinach rocka i heavy metalu. Ewoluuje on do dziś i aktualnie jesteśmy w trakcie trzeciej fali. Czytelnik poznaje całą historię dzięki wywiadom z samymi członkami wielu czołowych kapel, którzy z olbrzymią szczerością opowiadają jak tworzyli swoje płyty, a przy okazji historię. Jest to również wytłumaczenie, dlaczego ten fenomen eksplodował na początku lat 90 XX w Norwegii i stamtąd rozlał się po całym globie.To zaskakujące, ale większość kapel która uczestniczyła w powstawaniu BM jako gatunku, z rozbrajającą szczerością przyznaje, że nie umieli wtedy grać. Gdy tworzyli najbardziej przełomowe płyty. Byli zwykłymi nastolatkami, którzy chcieli tylko grać coraz ciężej i szybciej. Przy równoczesnym braku umiejętności nagrywania takiej muzyki przez obsługę w studio, większość albumów była rejestrowana za pierwszym razem. Bez późniejszego masteringu. Dzięki temu naprawdę słychać tą surowość i pierwotność. Oczywiście czasem słabo słychać również wokal lub co innego, ale moim zdaniem to tylko dodaje dodatkowego buntu. Co ciekawe, po mimo rzekomego braku talentu, ludzie Ci nagrali naprawdę świetne płyty z niesamowitą ilością klimatu i mroku.
Również większość z tych ludzi nie była satanistami, a sięgała po tą tematykę tylko dlatego aby jeszcze bardziej szokować i stawać w kontrze do otaczającego ich świata opartego w większości na chrześcijańskich wartościach.
Książka ta jest wspaniałym omówieniem tego zjawiska. Co prawda lekko stronnicza i skupiająca się głównie na Skandynawii, dlatego warto ją traktować jak bardzo dobry punkt wyjścia dla dalszych poszukiwań. Sam podczas jej lektorzy przesłuchałem kilkadziesiąt płyt i to jest najlepsza forma korzystania z tej książki. Słuchać te albumy o których się aktualnie czyta. BL to wolność, bunt i często bardzo rozbudowana muzyka schowana za barierą „hałasu” z pierwszego planu. Sam uwielbiam go słuchać na słuchawkach dzięki czemu odkrywam poukrywane smaczki w tle. O dziwo jest to też muzyka, która mnie uspokaja. Metal to wojna więc pompuj rower dla Szatana

Przeważnie jeśli spytasz kogoś z czym kojarzy mu się Black Metal to w większości odpowie z hałasem, odwróconymi krzyżami, satanizmem i corps paintem. Czasem z zabójstwami, paleniem kościołów i szarganiem wszelkich wartości. W książce „Black Metal – Ewolucja kultu” znajdziecie to wszystko, ale również opowieść o ludziach z wielką pasją, którzy ciągle poszukiwali nowych form...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

W ramach mojej prywatnej akcji powrotu do znanych mi tytułów sprzed wielu lat, sięgnąłem po „Maus opowieść ocalałego”. Pamiętam jak czytałem go jakieś 15 lat temu i nie spodobał mi się. Odebrałem go jako kolejną historię o dramacie Żydów podczas II W.Ś., a mieszkając w Polsce każdy z nas słyszał już o tej strasznej historii mnóstwo razy.

Aktualnie mogę powiedzieć, jestem zachwycony i uważam, że dosłownie każdy powinien sięgnąć po ten tytuł. Pomimo strasznego i czasami przytłaczającego tematu jakim jest eksterminacja narodu żydowskiego podczas II W. Ś. przez hitlerowskich Niemców, naprawdę trudno oderwać się od tej lektury. Historia również z powodu aktualnej wojny na Ukrainie i odradzających się nastrojów nacjonalistycznych w EU pokazuje jak stopniowe odbieranie nam praw w imię rzekomej obrony nas i naszych dzieci może doprowadzić do tragedii. Niemcy straszyli narodem żydowskim, nasz rząd od kilku dobrych lat straszy uchodźcami i osobami LGBT.

Jest to genialnie napisane. Kiedyś tego nie zauważałem, teraz jestem zauroczony błędami językowymi ojca autora, dla którego angielski był już czwartym językiem, którym się posługiwał. Swoją drogą autor bardzo wiernie oddaje i bez upiększeń pokazuje swoją relację z ojcem i sam proces twórczy tego dzieła. Również dzięki temu jest to piękna historia ocalałego, ale również pochwała wielkiej woli życia i ogromnej zaradności w każdej sytuacji. Z drugiej strony widzimy ciężki proces powstawania samego komiksu. Mierzenia się samego autora z okropną historią swojego ojca, ale i również trudną relację z nim, który po tych trudnych przeżyciach nie jest najłatwiejszy we współżyciu.

Znam tą historię w tej czy innej postaci z lekcji, książek czy filmów, a mimo to mam wrażenie jakbym uwrażliwił się na nowo po tej lekturze. Tym bardziej szkoda mi, że nie ma już mojej babci. Ona również została skazana na pobyt w obozie w Oświęcimiu za swoje przekonania religijne. Szkoda, że tak rzadko mówiła o tym, a teraz nie mam już możliwości z nią porozmawiać. Przez bardzo długi czas nie poruszała tego tematu, a ja nie pytałem. Dzięki takim lekturą jestem w stanie empatycznie zredefiniować moje relacje rodzinne.

W ramach mojej prywatnej akcji powrotu do znanych mi tytułów sprzed wielu lat, sięgnąłem po „Maus opowieść ocalałego”. Pamiętam jak czytałem go jakieś 15 lat temu i nie spodobał mi się. Odebrałem go jako kolejną historię o dramacie Żydów podczas II W.Ś., a mieszkając w Polsce każdy z nas słyszał już o tej strasznej historii mnóstwo razy.

Aktualnie mogę powiedzieć, jestem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Mógłbym napisać w tym miejscu, to po prostu świetny komiks. Z dobrze napisaną fabułą podzieloną na dwie linie czasowe. Wzajemnie się przeplatającą i uzupełniającą. Opowiada piękną historię miłosną. Może trochę naiwną, ale to tylko dodaje jej uroku. W kapitalnie wykreowanym i nowatorskim świecie, który zaskakiwał mnie co kilka stron swoją pomysłowością. Światem bez mężczyzn, z dziwną fizyką, zajęciami i modelami pojazdów. Widać, że autorka nie udziwniała swego świata na siłę, tylko po to aby być oryginalną. Stworzyła bardzo przemyślany i spójny świat. W sumie już te kilka zdań powinno was zachęcić do kupna tego komiksu.

Jednak są tutaj jeszcze dwie strony, dokładnie 286 i 287, które są jednymi z piękniejszych ze wszystkich komiksów jakie posiadam. Jedni nazwą je plugawym lewactwem i czepianiem się o nieważne sprawy. Ja nie mogę wyjść z podziwu jak umiejętnie i celnie autorka na dwóch stronach, 12 kadrach, wyjaśniła o co chodzi wzajemnym szacunku i zrozumieniu. Jak coś co nam może wydawać się totalnie błahe, dla innych może być wszystkim. O tym, że nie można iść na łatwiznę w życiu i szanować u innych tylko to co rozumiemy. I jak ważne jest czasem po prostu milczeć, słuchać i uczyć się od innych. Te dwie strony to mistrzostwo formy i treści. To przede wszystkim dla nich warto mieć ten komiks na półce.

Mógłbym napisać w tym miejscu, to po prostu świetny komiks. Z dobrze napisaną fabułą podzieloną na dwie linie czasowe. Wzajemnie się przeplatającą i uzupełniającą. Opowiada piękną historię miłosną. Może trochę naiwną, ale to tylko dodaje jej uroku. W kapitalnie wykreowanym i nowatorskim świecie, który zaskakiwał mnie co kilka stron swoją pomysłowością. Światem bez mężczyzn,...

więcej Pokaż mimo to