rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Fenomenalny zbiór anegdot i wspomnień fenomenalnego człowieka. To, że był genialnym fizykiem, to chyba tylko konsekwencja tej fenomenalności. I nawet jeśli to w jakiejś mierze tylko wystudiowana poza, bo taka myśl mi się czasem błąkała w trakcie czytania, to i tak zachwycony jestem jego dystansem, wszechstronnością, otwartością i przenikliwością. Zdecydowanie warto przeczytać, nawet jeśli nie masz nic wspólnego z naukami ścisłymi, a może nawet wtedy bardziej. Bo nie jest to wykład naukowy. Prawdę mówiąc samej fizyki jest w tym zbiorze na lekarstwo. Czasem jest coś wspomniane, ale tylko jako zaczyn do opowieści. A tych jest mnóstwo - kolorowych i różnorodnych. A na dodatek inspirujących i pouczających. Aż żałuję, że nie przeczytałem tej książki we wczesnej młodości. Może by coś z tego było - nie żeby od razu fizyk kwantowy, ale chociaż przyzwoity bębniarz ;)

Fenomenalny zbiór anegdot i wspomnień fenomenalnego człowieka. To, że był genialnym fizykiem, to chyba tylko konsekwencja tej fenomenalności. I nawet jeśli to w jakiejś mierze tylko wystudiowana poza, bo taka myśl mi się czasem błąkała w trakcie czytania, to i tak zachwycony jestem jego dystansem, wszechstronnością, otwartością i przenikliwością. Zdecydowanie warto...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Poprzednią książkę Autorki oceniłem lepiej - zupełnie inaczej niż większość czytelników. Oznacza chyba to, że ze mną coś nie tak jest, nie z książką ;) Niemniej, w poprzedniej urzekły mnie opary absurdu, które tu nie są aż tak gęste. Więcej nawet, jakby się uprzeć, to można tą opowieść odbierać całkiem realistycznie. Z tym, że ja właśnie tego nie chciałem, szukałem odskoczni i jej nie dostałem. Przy czym historia jest nie dość, że bardzo dobrze napisana, to jeszcze z sensem i z poczuciem humoru w dobrym stylu. Aaa... i jeszcze motyw wspinaczkowy posiada, co dla mnie jest zawsze dodatkowym bonusem. Zatem mając świadomość, w ten czy inny sposób, głębokiego nieobiektywizmu, zostaję przy tej ocenie.

Poprzednią książkę Autorki oceniłem lepiej - zupełnie inaczej niż większość czytelników. Oznacza chyba to, że ze mną coś nie tak jest, nie z książką ;) Niemniej, w poprzedniej urzekły mnie opary absurdu, które tu nie są aż tak gęste. Więcej nawet, jakby się uprzeć, to można tą opowieść odbierać całkiem realistycznie. Z tym, że ja właśnie tego nie chciałem, szukałem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie jestem czytelnikiem kryminałów, ale rzecz się dzieje w Białymstoku i okolicach, więc jakoś mnie skusiło. Wątek kryminalny wydaje mi się zresztą stosunkowo mało istotny w tej opowieści, co mi zupełnie nie przeszkadza, bo nie przepadam za flakami i rozlewem krwi. Za to opowieść o codzienności detektywa wydaje się pouczająca. I w sumie o tym raczej jest ta książka. O jego pracy, mechanice działania, interakcjach społecznych. Może nawet bardziej czyta się to jako reportaż z tej codzienności. Snucie się za bohaterem po miejscach które znam, szukanie tych, których nie znam. Doszukiwanie się lokalnych smaczków, nawiązań do rzeczywistych postaci, historii - całkiem to przyjemne. Takie kryminały to ja mogę, choć przyznam, że fajnie byłoby się dowiedzieć kto zabił ;)

Nie jestem czytelnikiem kryminałów, ale rzecz się dzieje w Białymstoku i okolicach, więc jakoś mnie skusiło. Wątek kryminalny wydaje mi się zresztą stosunkowo mało istotny w tej opowieści, co mi zupełnie nie przeszkadza, bo nie przepadam za flakami i rozlewem krwi. Za to opowieść o codzienności detektywa wydaje się pouczająca. I w sumie o tym raczej jest ta książka. O jego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jest dobrze. Choć Marsjanin był w mojej opinii lepszy. Świeży i w pewnym sensie nowatorski. Projekt Hail Mary powiela w dużej mierze sprawdzony scenariusz. Ale robi to dobrze.
Jeśli chodzi o warstwę fabularną jest OK. Wchodzimy w historię razem z bohaterem, odkrywamy świat się w tych samych momentach co on. A że jest to wszystko dobrze przemyślane i uzasadnione, to nie wieje nudą, choć oczywiście nieco naiwny to świat i, nie oszukujmy się, w dużej mierze przewidywalny. Ale jakoś mi to nie przeszkadza.
W warstwie "naukowej" też jest nieźle. Nawet nie chce mi się sprawdzać niektórych rzeczy, choć przy Marsjaninie miałem z tego dodatkową rozrywkę - tu biorę na wiarę.
Reasumując, jest to przyjemne SF, z dobrym backgroundem science i przyjemnym właśnie (rzekłbym nawet: pogodnym) rozwinięciem warstwy fiction.

Jest dobrze. Choć Marsjanin był w mojej opinii lepszy. Świeży i w pewnym sensie nowatorski. Projekt Hail Mary powiela w dużej mierze sprawdzony scenariusz. Ale robi to dobrze.
Jeśli chodzi o warstwę fabularną jest OK. Wchodzimy w historię razem z bohaterem, odkrywamy świat się w tych samych momentach co on. A że jest to wszystko dobrze przemyślane i uzasadnione, to nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie polecam! Nie czytajcie tego zbioru opowiadań... jeśli nie czytaliście wcześniej Murakamiego. To nie jest dobry początek znajomości.
Oczywiście jest tam charakterystyczny styl, odrobina surrealizmu, a do tego, i jestem tego pewien, genialne tłumaczenie. Ale to nie "klasyczny", "soczysty" Murakami. Zdecydowanie nie na pierwszą randkę. Raczej taki dla starych znajomych. Coś jak kumpel, który już nie zaskakuje, bo wszystkie jego życiowe historie już znasz, a w połowie uczestniczyłeś, ale i tak zawsze się chętnie z nim spotkasz i posłuchasz tych opowieści jeszcze raz.
I to są właśnie takie opowiadania, jeśli lubisz ten styl snucia opowieści, da ci satysfakcję. Ale by go polubić, lepiej sięgnąć po wcześniejsze, właśnie bardziej "soczyste" kawałki.

Nie polecam! Nie czytajcie tego zbioru opowiadań... jeśli nie czytaliście wcześniej Murakamiego. To nie jest dobry początek znajomości.
Oczywiście jest tam charakterystyczny styl, odrobina surrealizmu, a do tego, i jestem tego pewien, genialne tłumaczenie. Ale to nie "klasyczny", "soczysty" Murakami. Zdecydowanie nie na pierwszą randkę. Raczej taki dla starych znajomych....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Mam nieodparte wrażenie, że Autor miał chęć (idąc śladem Lema, czyli pod przykrywką literatury SF) dać wykład na temat autorskiej teorii ewolucji. Miał chęć, więc to wykonał. Ale, niestety, nie tak doskonale jak właśnie Lem to robił. Clou zawarte jest w ostatnich kilkunastu stronach i to jeszcze w niezbyt strawnej (jak dla mnie) formie dialogu dwóch osób, które próbują się przekonać do pewnej wizji, mając podobne spostrzeżenia.
Zaś fabuła książki jest jakby rozbiegówką do tejże rozmowy. Niespecjalnie zresztą porywającą. I o ile warstwa właśnie "filozoficzna" dzieła jest naprawdę kapitalna, ba, nie boję się stwierdzić, że wręcz genialna, to fabularna raczej nędzna. Lemowej synergi nauki i filozofii z literaturą , niestety, do... pasa nie dorasta.

Mam nieodparte wrażenie, że Autor miał chęć (idąc śladem Lema, czyli pod przykrywką literatury SF) dać wykład na temat autorskiej teorii ewolucji. Miał chęć, więc to wykonał. Ale, niestety, nie tak doskonale jak właśnie Lem to robił. Clou zawarte jest w ostatnich kilkunastu stronach i to jeszcze w niezbyt strawnej (jak dla mnie) formie dialogu dwóch osób, które próbują się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jak zachwyca, kiedy nie zachwyca... I to mimo tego, że zdaje się mi, że rozumiem zamysł Autorki. Ba, nawet się po części zgadzam z Jej oglądem rzeczywistości. Ale jako czytelnikowi przeszkadzały mi "porwane" wątki. Niezaczęte i niedokończone historie. A z drugiej strony zbyt naturalistyczne, szczególarskie opisy... Ja nawet wiem, czemu to miało służyć, na co zwrócić uwagę i jakie struny szarpnąć. Ale nie szarpnęło. Za prosty chyba jestem... A może właśnie o to chodzi, to opowieść mająca uprościć zbyt skomplikowanych, zabieganych, przytłoczonych. Dać im odskocznię, pryzmat dzięki któremu będą mogli rozszczepić odrobinę świat na prostsze składowe. Zachwycić się i zrozumieć. A ja tego zwyczajnie nie potrzebuję i dlatego nie zachwyciło. I tą, samozadowolenie wspierającą uwagą powinienem zakończyć. Ale nie... bo mimo wszystko Pani Olga Nobla dostała, więc tak zakończyć znajomości się nie godzi. Dam zatem jeszcze szansę Jej opowiadaniom... ale po przerwie na coś treściwszego.

Jak zachwyca, kiedy nie zachwyca... I to mimo tego, że zdaje się mi, że rozumiem zamysł Autorki. Ba, nawet się po części zgadzam z Jej oglądem rzeczywistości. Ale jako czytelnikowi przeszkadzały mi "porwane" wątki. Niezaczęte i niedokończone historie. A z drugiej strony zbyt naturalistyczne, szczególarskie opisy... Ja nawet wiem, czemu to miało służyć, na co zwrócić uwagę i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Przeczytałem, choć zmęczyłem raczej. Co ciekawe podobała mi się i poetyka wypowiedzi, i zakres merytoryczny, ale czytało się opornie. Choć może lepsze określenie to: niespiesznie.
Jeśli zaś chodzi o opis treści, to się wysilać nie będę, tu znalazłem najlepszą recenzję - lapidarną i wycerpującą jednocześnie: https://lubimyczytac.pl/ksiazka/313715/jadac-do-babadag/opinia/53704008?#op...

Przeczytałem, choć zmęczyłem raczej. Co ciekawe podobała mi się i poetyka wypowiedzi, i zakres merytoryczny, ale czytało się opornie. Choć może lepsze określenie to: niespiesznie.
Jeśli zaś chodzi o opis treści, to się wysilać nie będę, tu znalazłem najlepszą recenzję - lapidarną i wycerpującą jednocześnie:...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Z wielkim zapałem i, co tu ukrywać, nadziejami niemałymi na dobrą lekturę przystąpiłem do dzieła tego. I co? I nic... nic nadzwyczajnego, może poza wzrostem sympatii do autora-aktora (ale o tym za moment).
Opowiadania są napisane, temu zaprzeczyć się nie da, poprawnie. I to by było na tyle. Historie jakich tysiące już było i będzie, poza jednym wyjątkiem (opowieść o trasie promocyjnej filmu - reportersko ciekawa), nieporywające i niemające w sobie niczego szczególnego. Ani jakichś nadzwyczajnych wydarzeń, ani szczególnych bohaterów, ani nawet jakiejś przenikliwości obserwatora. Ot, wprawki literackie bardzo początkującego adepta na pisarza. W sam raz, by pani od polskiego (angielskiego) mogła i pochwalić i zganić jednocześnie.
Ale nie żałuję, że przeczytałem. Nie zapamiętam na długo treści, ale zapamiętam, że pan Hanks jawi mi się poprzez tą swoją twórczość fajnym gościem. Zawsze go za takiego uważałem, ale teraz jeszcze bardziej. Coś jakby OlgoTokarczukowy "czuły narrator" - z dużą empatią nadrabiającą braki warsztatowe. Ale może to gra tylko, w końcu aktor z niego pierwszoligowy.

Z wielkim zapałem i, co tu ukrywać, nadziejami niemałymi na dobrą lekturę przystąpiłem do dzieła tego. I co? I nic... nic nadzwyczajnego, może poza wzrostem sympatii do autora-aktora (ale o tym za moment).
Opowiadania są napisane, temu zaprzeczyć się nie da, poprawnie. I to by było na tyle. Historie jakich tysiące już było i będzie, poza jednym wyjątkiem (opowieść o trasie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Godna kontynuacja, kto wie, może nawet lepsza niż pierwszy tom. Choć i bardziej "hollywoodzka" - w sensie, że bardziej spektakularna, rozbuchana akcja, bardziej wielowątkowa. Ale w dalszym ciągu bez mielizn i sztukowania na siłę. Jednym słowem: zacnie.

Godna kontynuacja, kto wie, może nawet lepsza niż pierwszy tom. Choć i bardziej "hollywoodzka" - w sensie, że bardziej spektakularna, rozbuchana akcja, bardziej wielowątkowa. Ale w dalszym ciągu bez mielizn i sztukowania na siłę. Jednym słowem: zacnie.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Ponadprzeciętnie dobra książka. Dobrze napisana historia, nieźle zbudowani bohaterowie, uzasadnienia ich działań, przemilczenia gdzie trzeba. Trochę "kuchni". Do niczego się przyczepić nie mogę. To, że autorem jest były szpieg, daje swoistą aurę obcowania z "realnym" światem służb. Na ile w tym prawdy, nie wiem, ale też mnie to nie boli, bo opowieść jest snuta z szacunkiem dla zdrowego rozsądku i nie eskaluje w bondowskie rewiry, choć zapewne by mogła. Zdecydowanie warto.

Ponadprzeciętnie dobra książka. Dobrze napisana historia, nieźle zbudowani bohaterowie, uzasadnienia ich działań, przemilczenia gdzie trzeba. Trochę "kuchni". Do niczego się przyczepić nie mogę. To, że autorem jest były szpieg, daje swoistą aurę obcowania z "realnym" światem służb. Na ile w tym prawdy, nie wiem, ale też mnie to nie boli, bo opowieść jest snuta z szacunkiem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie rozumiem skąd się biorą te przewspaniałe zachwyty i ekstatyczne wręcz opinie o książce. Nie żeby zła była, ale...
Akcja rozkręca się powoli, a sama historia, mimo że mogłaby być ciekawa, robi się przez tą rozwlekłość nużąca. Oczywiście sam świat, inny od "standardowego" fantasy, jest interesujący i co chwilę odsłania nam swe tajemnice i owa inność. Ale znowu - gdyby działo się to szybciej, byłoby znacząco ciekawiej.
Pod koniec akcja nabiera tempa, ale, szczerze mówiąc, mimo że jest poprowadzona tak, by zwroty akcji nas zaskoczyły, to u mnie to nie zadziałało. Otóż, bohaterowie są prowadzeni tak, że podskórnie czuje się do czego to powinno prowadzić. I tak się staje, być może nie spodziewałem się konkretnych rozwiązań, ale, de facto, następuje to czego oczekiwałem. Być może gdyby książka była objętościowo mniejsza, a przez to bardziej dynamiczna, nie miałbym czasu się nad tym zastanawiać i satysfakcja byłaby większa.
Dlatego ocena jest jaka jest. Mimo mocno ponadstandardowego świata, który może zachwycić. A za sprawą raczej średnio zbudowanych postaci i rozwlekłej akcji.

Nie rozumiem skąd się biorą te przewspaniałe zachwyty i ekstatyczne wręcz opinie o książce. Nie żeby zła była, ale...
Akcja rozkręca się powoli, a sama historia, mimo że mogłaby być ciekawa, robi się przez tą rozwlekłość nużąca. Oczywiście sam świat, inny od "standardowego" fantasy, jest interesujący i co chwilę odsłania nam swe tajemnice i owa inność. Ale znowu - gdyby...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nieobiektywna to będzie recenzja... ale która, tak naprawdę, jest?
No to tak: pierwsza część książki, opisująca historię religii okołobiblijnych, jest dość ciekawa i choć, jak sądzę, mocno nieobiektywna i wybiórcza, daje pewien obraz dziejów i rozwoju ruchów religijnych, odrobinę historii Europy i Nowego Świata oraz pewien background programowy kościołów protestanckich. W sumie, nawet dobrze się to czytało. Oczywiście "natchniony", egzaltowany język nieco irytował, ale tylko nieco, bo dodawał też niepodręcznikowego kolorytu.
Druga część, w której przechodzimy z twardej ;) historii do wątków mistycznych, proroczych itp. był (dla mnie) niestrawny. Za dużo "Ducha Świętego" chyba. W sumie nie powinienem się dziwić, przecież jest to książka napisana przez jedną z założycielek kolejnej, chrześcijańskiej mutacji Kościoła. I nawet nie chodzi o to, czy w to wierzę czy nie (choć może właśnie w tym rzecz), ale zwyczajnie argumentacja i przemożna chęć znalezienia wytłumaczeń i potwierdzeń dla swej wizji, jest tu na zbyt wysokim, jak dla mnie, poziomie uduchowienia.
Ale, tak jak już wspominałem, nie jest to książka ani popularnonaukowa, ani historyczna, tylko deklaracja i podręcznik wiary, więc w sumie nie powinienem narzekać. Stąd taka ocena - dla osób, które odnajdą w niej prawdę, zdecydowanie za niska, dla sceptyków, szukających informacji, zapewne zbyt wysoka. Nikt nie będzie zadowolony - czyli, chyba, sprawiedliwie ;)

Nieobiektywna to będzie recenzja... ale która, tak naprawdę, jest?
No to tak: pierwsza część książki, opisująca historię religii okołobiblijnych, jest dość ciekawa i choć, jak sądzę, mocno nieobiektywna i wybiórcza, daje pewien obraz dziejów i rozwoju ruchów religijnych, odrobinę historii Europy i Nowego Świata oraz pewien background programowy kościołów protestanckich. W...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Rozczarowanie. I to, naprawdę, bolesne.
Długo ostrzyłem sobie na to zęby, zachęcony hurraoptymistycznymi recenzjami i zachwytami sporej grupy czytelników. Szukałem po bibliotekach, antykwariatach i Allegro. I wreszczie, udało się... Być może wygórowane oczekiwania się z tym wiązały. Ale w mojej opinii ta książka zwyczajnie jest słaba. Przez pierwsze trzysta stron nic się nie dzieje - ot, bezsensowna podróż nieudolnej wariacji na temat tolkienowskiej drużyny pierścienia. Wszystko to doprawione słabym i na siłę aplikowanym pseudohumorem. Gdy pod koniec książki akcja zaczyna się jakoś zawiązywać i wyjaśnia się nieco, okazuje się, że znakomita część wcześniejszych wydarzeń i tajemnic była zwyczajnie niepotrzebna.
W sumie, to jedno z większych rozczarowań ostatnio. Być może paręnaście lat wcześniej inaczej bym to ocenił. Ale ostatnie dziesięć lat to wysyp literatury fantasy, więc na tym tle "Prawa i powinności" zdają mi się plasować sporo poniżej średniej.

Rozczarowanie. I to, naprawdę, bolesne.
Długo ostrzyłem sobie na to zęby, zachęcony hurraoptymistycznymi recenzjami i zachwytami sporej grupy czytelników. Szukałem po bibliotekach, antykwariatach i Allegro. I wreszczie, udało się... Być może wygórowane oczekiwania się z tym wiązały. Ale w mojej opinii ta książka zwyczajnie jest słaba. Przez pierwsze trzysta stron nic się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Fabuła nurzająca się w odmętach absurdu z cała pewnością nie jest dla każdego. Mnie jednak urzekła i dała wielkie zadowolenie, zwłaszcza że powieść opisana jako nie całkiem filozoficzna, zaskakującą głębię (mimo powierzchowności) posiada. Więc jeśli nie odstrasza cię taki na przykład "Sens życia wg. Monty Pythona" to i to może ci się spodobać.

Fabuła nurzająca się w odmętach absurdu z cała pewnością nie jest dla każdego. Mnie jednak urzekła i dała wielkie zadowolenie, zwłaszcza że powieść opisana jako nie całkiem filozoficzna, zaskakującą głębię (mimo powierzchowności) posiada. Więc jeśli nie odstrasza cię taki na przykład "Sens życia wg. Monty Pythona" to i to może ci się spodobać.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Bardzo przyjemna i łatwa w pochłanianiu pozycja. Ale czy genialna, na jaką miałem nadzieję przeczytawszy pierwsze rozdziały? Nie - jest zaledwie dobra.
Opisy tego, czym się w swym naukowym życiu zajmuje autor, są przyjemnie i jasno napisane. Wzbogacone o masę anegdotek z fizycznego świata (w sensie: świata fizyków). I to zdecydowanie na plus. Do tego sporo opowieści z życia samego autora - no cóż, zabawne i nawet ciekawe, ale czasem zupełnie bez związku. Ale im dalej, tym mniej drzew w tym lesie. Coraz mniej kwantów, coraz więcej filozofowania (z którego nota bene autor szydzi). I to jest słabe, bo nie po to wziąłem w swe łapy pozycję o kwantach, by czytać deklarację niewiary, czy też płytką, co tu kryć, analizę stanu intelektualnego i przewidywań przyszłości naszego gatunku. Choć tytuł (dobry) mógł mnie niejako naprowadzić na to, że bez takich dygresji się nie obejdzie.
Zatem: jeśli nie liznąłeś nigdy kwantów i chcesz lekkiej lektury wprowadzającej, to dobra pozycja. Z zastrzeżeniem, że trzeba będzie też wyczytać też nieco treści autopromocyjnych i filozofowania antyreligijnego.

Bardzo przyjemna i łatwa w pochłanianiu pozycja. Ale czy genialna, na jaką miałem nadzieję przeczytawszy pierwsze rozdziały? Nie - jest zaledwie dobra.
Opisy tego, czym się w swym naukowym życiu zajmuje autor, są przyjemnie i jasno napisane. Wzbogacone o masę anegdotek z fizycznego świata (w sensie: świata fizyków). I to zdecydowanie na plus. Do tego sporo opowieści z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Grafomania najwyższej próby.

A tu nieco mniej lakoniczna ocena:
Czyż można w ogóle nie zachwycić się prozą Schulza? Czy godzien jestem, uprawniony by w jakikolwiek sposób krytykować mistrza? Mistrza, którego, dodajmy, hołubią potężne zastępy godniejszych ode mnie. Mistrza, który w iście barokowy sposób opisuje, to co opisuje...
Otóż mogę.
I chętnie to zrobię. Bo zwyczajnie nie zachwyca. Przebogaty w ozdobniki, przesadnie stylizowany, pompatyczny i afektowany* styl jest nieznośny. Stada porównań, metafor, hiperboli gnieżdżące się w co drugim zdaniu, niczym stada much na kupce gnoju, zwyczajnie męczą. Kolega Schulz, mam wrażenie, tak bardzo chciał coś powiedzieć, że postanowił w rozbuchanej formie ukryć brak treści. I ja nawet wiem, że jakaś tam myśl się kryje, jakaś treść, poza przyprawami, jest tam głęboko ukryta. Ale, zaprawdę powiadam Wam, stłamszona, zmasakrowana iście grafomańskim stylem.
Być może mój prostacki umysł nie pojmuje głębi twórczości Schulza. Być może. Ale gdzież mu tam do takiego choćby Salingera czy Steinbecka, którzy, nie nużając się w zbytniej przesadzie, potrafią duszę i rozum człowiekowi przenicować. Czy choćby Kuczoka, który, mimo iż o grafomanię swym stylem solidnie się ociera, w prawdziwie elegancki sposób potrafi i o uczuciach, i wspomnieniach, i nawet zwierzęcych, chciało by się rzec, popędach pisać.
Zatem:
Jest tyle pięknych treści na świecie, tę pozycję więc bez żalu możecie zostawić w spokoju, dająć innym pierwszeństwo.


* mógłbym tak dalej wymieniać, bo znam jeszcze parę ładnych epitetów, a i słownik posiadam.

Grafomania najwyższej próby.

A tu nieco mniej lakoniczna ocena:
Czyż można w ogóle nie zachwycić się prozą Schulza? Czy godzien jestem, uprawniony by w jakikolwiek sposób krytykować mistrza? Mistrza, którego, dodajmy, hołubią potężne zastępy godniejszych ode mnie. Mistrza, który w iście barokowy sposób opisuje, to co opisuje...
Otóż mogę.
I chętnie to zrobię. Bo...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nędza, ot tyle Wam powiem, Waćpanowie i Waćpanie. Ale solidnym warsztatem podszyta. I wyczuciem, i wiedzą, tudzież solidną pracą. I nawet umiejętność snucia intrygi się tu znajdzie. Ale poza tym, to nędza.
A w szczegółach:
Straszliwie męczące, powolne, wręcz ślimaczące się zawiązanie akcji. Fakt, jest w tym obrazowe bardzo przedstawienie realiów. Barwne, choć nużące, opisy biesiad, szlacheckiej codzienności, tudzież backgroundu ideowego tej konkretnej grupy społecznej. I nie sposób również nie domyślić się autora zapatrywań w tym temacie. A to umiłowania szlacheckiego stanu, a to troski o Rzeczpospolitą, a to znów trzeźwego spojrzenia na ówczesne i dzisiejsze przywary i słabości narodu. Tak, jest to wszystko, ale jakby w nadmiarze i zbyt, jak na mój gust, pedagogizujące. Chciałoby się za stolnikiem zakrzyknąć:
- Dość, panie Jacku kochany, dajże dojść aktorom tego teatrum do słowa, bo nigdy intrygi nie poznamy...
Na szczęście, autor, w pewnym momencie (a dobrą setkę stron trzeba przemęczyć) dochodzi do wniosku, że można nieco rozruszać towarzystwo, toteż zaczynamy zagłębiać się w jaką taką akcję. Niemrawo, przerywaną już naprawdę męczącymi dygresjami, dywagacjami i dialogami grupki bohaterów, z Zarębą i Ligęzą na czele. Ale coś zaczyna się dziać. I tak dzieje się, nieśpiesznie, do końca. Nawet ciekawie, ale nieporywająco. I już byłem zdecydowany, że następnego tomu nie tknę, gdy nagle na (dosłownie) ostatnich stronach taką autor siurpryzę wysmażył, że jednak tknę. Mam tylko nadzieję, że kolejny tom będzie "szybszy" i bardziej merytoryczny - w sensie fabularnym. Bo jeśli chodzi o szlachecką codzienność, przemyśliwania bohaterów, ich ogląd rzeczywistości i panajackową tych czasów syntezę oraz analizę, to już dziękuję, czuję się zaspokojony.

P.S.
Niniejszy dopisek powstaje po przeczytaniu kilkunastu stron następnego tomu. Dlaczego więc tu go zamieszczam, a nie w następnej recenzji? Otóż, nie zamierzam czytać tego dalej. Czuję się oszukany i wprowadzony w maliny. Autor, wspomnianą przeze mnie niespodziankę, która zachęciła mnie do sięgnięcia po kolejną część, rozwiązuje na pierwszych kilkunastu stronach. I to rozwiązuje w sposób taki, że nie mam najmniejszych wątpliwości, że jest to haniebna i prostacka zagrywka wyliczona na zmuszenie mnie do kontynuowania zakupów. A zważywszy, że sporo recenzji innych czytelników potwierdza moje obawy, że kolejny tom powiela schematy pierwszego, to ja dziękuję.

P.S.2
W związku z powyższym obniżyć postanowiłem też ocenę. A co...

Nędza, ot tyle Wam powiem, Waćpanowie i Waćpanie. Ale solidnym warsztatem podszyta. I wyczuciem, i wiedzą, tudzież solidną pracą. I nawet umiejętność snucia intrygi się tu znajdzie. Ale poza tym, to nędza.
A w szczegółach:
Straszliwie męczące, powolne, wręcz ślimaczące się zawiązanie akcji. Fakt, jest w tym obrazowe bardzo przedstawienie realiów. Barwne, choć nużące, opisy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie sposób nie docenić kunsztu grafomańskiego pana Pilipiuka. A i jego wiedzy, przywiązania do szczegółów*, czy też, jak mniemam, umiejętności researcherskich (wiem, brzydkie słowo ;) bez pochwały zostawić niepodobna. Podobnie pomysłowością w tworzeniu intryg i ich rozwiązywaniu, można się zachwycić. Umiejętnością wciągania czytelnika w akcję, która w rzeczywistości ani dynamiczna, ani skomplikowana, ani nawet nieprzewidywalna nie jest. A cieszy. Zwłaszcza że niektóre koncepty są wyborne. A postacie? Sympatyczne, albo wprost przeciwnie. Z wadami, słabościami i zaletami. Jak to w życiu.
Że to wszystko nieco przerysowane, może się pojawić zarzut. O tak, zdecydowanie. Ale tak to podane i doprawione, że przyjemnie się czyta.
Czy zatem warto? I tu mam problem. Bo, przeczytwaszy już Pilipiukowych wytworów sporą gromadkę, odczuwam pewne znużenie. Zwłaszcza że pewna nieco nachalna "misyjność" tekstów, edukatorsko-moralizatorskie zapędy autora mi nieco przeszkadzają. I nie piszę tu o samych wartościach, którym, przemyśliwaniami, postępowaniem czy wręcz wypowiedziami swych bohaterów, Pilipiuk hołduje. Ja bym to wszystko wyczytał między słowami, i nawet jeśli nie ze wszystkim się zgadzam, to docenić potrafię. Ale właśnie owa nachalność, ponadprzeciętna wręcz indoktrynacyjna zapalczywość mi przeszkadza.
Czy zatem warto? Chyba jednak warto, bo na tle tego co ostatnio czytałem, jest to jeden z lepszych polskich twórców. Może jedynie pomiędzy kolejnymi zbiorami opowiadań wypadałoby sanitarną kwarantannę przeprowadzić, taką, powiedzmy, półroczną. Wtedy i ta pedagogiczna zawziętość znośniejszą się stanie.

* A mimo to, bez fałszywej skromności dodam, parę błędów znalazłem. Np. grający w czasie wojny melodię z "Upiora w operze" muzykant - błąd - bo przecież musical późniejszy jest znacznie. Choć, może i nie, bo w sumie pilipiukowy research lepszy być może niż moja wiedza :) A i premedytacja takiej niezgodności czasowej też nie jest wykluczona.

Nie sposób nie docenić kunsztu grafomańskiego pana Pilipiuka. A i jego wiedzy, przywiązania do szczegółów*, czy też, jak mniemam, umiejętności researcherskich (wiem, brzydkie słowo ;) bez pochwały zostawić niepodobna. Podobnie pomysłowością w tworzeniu intryg i ich rozwiązywaniu, można się zachwycić. Umiejętnością wciągania czytelnika w akcję, która w rzeczywistości ani...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Lubię Piekarę i dlatego, być może, wybaczam mu więcej niż powinienem i lepiej oceniam jego kolejne dzieła niż na to zasługują. Być może, bo poza pewną miałkością fabuły nie bardzo mam się do czego przyczepić. Anim znawcą realiów ówczesnej Polski, tudzież zwyczajów czy nawet faktów historycznych - a tylko do tego można by mieć jakieś solidne zastrzeżenia - gdyby coś nie grało, rzecz jasna.
Poniżej nieco spoileruję:
Spotkałem się z zarzutami, iż jego stosunek do kobiet jest, hmm... niewłaściwy. Może i jest, nie znam autora, lecz w tej tu pozycji przedmiotowe i co tu dużo mówić prostackie ich traktowanie wydaje się uzasadnione realiami czasów i postaci. Inna rzecz: stosunek do religii - tej konkretnej, jak i wszystkich razem - pogardliwy i wrogi. Też mi nie przeszkadza, bo choć wiem, że jest to odzwierciedleniem poglądów autora, to, nie oszukujmy się, wiekowy już, tutejszy demon, który od wieków dostaje w dupę, też ma prawo do takiego oglądu sprawy.
Kolejna sprawa: wtręty historyczno-polityczne, solidnie, jak sądzę osadzone w osobistych autora poglądach, również mnie nie rażą, ma do nich w końcu prawo, co najwyżej czasem odrobinę bawią...
Koniec spoilerowania:
Fabuła zaś jest prostą, awanturniczo-łotrzykowską opowieścią drogi. Ani szczególnie ciekawą, ani zbytnio nie nużącą. Raczej stanowiącą alibi dla opisania wycinka szlacheckiego świata. I w tym zadaniu się sprawdza. Czy zatem warto? Tak, zwłaszcza jeśli oczekujemy stricte rozrywkowego czytadła, jeśli jakiejś głębszej literatury to chyba lepiej sięgnąć po coś innego, ale nie wiem po co konkretnie. Sam spróbuję jeszcze Komudy, bo szlachecki świat ciekawym nieco się zdaje.

Lubię Piekarę i dlatego, być może, wybaczam mu więcej niż powinienem i lepiej oceniam jego kolejne dzieła niż na to zasługują. Być może, bo poza pewną miałkością fabuły nie bardzo mam się do czego przyczepić. Anim znawcą realiów ówczesnej Polski, tudzież zwyczajów czy nawet faktów historycznych - a tylko do tego można by mieć jakieś solidne zastrzeżenia - gdyby coś nie...

więcej Pokaż mimo to