-
ArtykułyPremiera „Tylko my dwoje”. Weź udział w konkursie i wygraj bilety do kina!LubimyCzytać3
-
ArtykułyKolejna powieść Remigiusza Mroza trafi na ekrany. Pora na „Langera”Konrad Wrzesiński3
-
ArtykułyDrapieżnicy z Wall Street. Premiera książki „Cienie przeszłości” Marka MarcinowskiegoBarbaraDorosz4
-
ArtykułyWeź udział w akcji recenzenckiej i wygraj książkę „Nie pytaj” Marii Biernackiej-DrabikLubimyCzytać4
Porównanie z Twoją biblioteczką
Wróć do biblioteczki użytkownika2015-01-24
2017-10-16
Podobno pomysł na Buick 8 - podobno, bo nijak nie mogę odszukać tej informacji, którą teraz mam w głowie, a o której jestem pewny, że ją kiedyś czytałem, więc jeśli to tylko wytwór mojej wyobraźni (ale jakże to by było typowe dla Kinga), to nie miejcie mi tego za złe - zrodził się w banalnie prosty sposób. Otóż (ponoć), Stephen King tankując swój samochód na jednej ze stacji benzynowych, obserwował jak obok zatrzymuje się amerykański klasyk, po czym jego osobliwy właściciel udaje się do toalety. Pojawiła się wówczas myśl, co by się stało gdyby ten facet nie wrócił.
Wyobrażam sobie zatem, następującą rozmowę ojca z synem (w telewizji są akurat reklamy i zapowiedź nowej/starej ekranizacji Śpiącej królewny):
[Stephen King] Patrz, znów odgrzewają tą bajkę.
[Owen King] Taaa... A gdyby tak nie tylko ona zasnęła, ale wszystkie kobiety na świecie?
[Stephen] Ciekawa koncepcja. Tylko co one miałyby robić w tym śnie?
[Owen] Tatooooo! Przecież sam pisałeś, że są światy inne niż ten...
Tak mniej więcej, wyobrażam sobie koncepcyjny początek tej powieści. Wyobrażam sobie również, że za Śpiące królewny, weźmie się niebawem cały zastęp nadgorliwych fanów (fanatyków) twórczości Kinga i zacznie jej skrupulatną analizę w poszukiwaniu, który to King, który fragment napisał, bądź wymyślił. Przenicują oni również fabułę, aby wyłapać wszelkie nieścisłości i niepotrzebne według nich elementy, a wszystko to skrupulatnie opiszą na swoich blogach lub w komentarzach w mediach społecznościowych. Niech i tak będzie. Ja natomiast analitykiem nie jestem, więc tego typu tekstów będziecie musieli poszukać gdzie indziej.
Moim skromnym zdaniem Kingowie w duecie wykonali świetną pracę (i nawet jeśli ktoś ma podejrzenia, że to duet czysto techniczny, nie roztrząsajcie tego proszę :) Liczy się efekt końcowy!). Książka jest naprawdę fascynująca i kompletna. Nawet gdybym chciał, to nie mam się do czego przyczepić. Pomysł nowatorski, wykonanie fantastyczne, a radość z czytanie niesamowita. Panowie King nie położyli nawet zakończenia, co Stephenowi zdarzało się dość często. Fabuła powieści jest według mnie spójna i praktycznie pozbawiona luk. Co ciekawe, w przeciwieństwie do wielu książek Kinga, ta była dość mocno konsultowana pod względem merytorycznym, więc nie można zarzucić, że opisana historia zaczęła się i skończyła wyłącznie w głowach autorów. Z początku myślałem, że to zasługa Owena, ale potem naszła mnie refleksja, że już w trylogii kryminalnej, Stephen musiał wyjść z własnego, hermetycznego świata i zasięgnąć języka.
Śpiące królewny są swoistym koktajlem Mołotowa dobrych praktyk nazwiska King. W książce znajdziemy - jak zwykle, chociaż tutaj zaskakująco okrojone - wątki obyczajowe, szczyptę koncepcji z Buick 8 czy Mrocznej Wieży, odrobinę - ale tyle ile trzeba - klimatu Bastionu, oraz całkiem sporą dawkę energii znaną choćby z końcówki Sklepiku z marzeniami. Oczywiście nie zabrakło również drugiego dna - roboczo nazwałem je emocjonalno-socjologicznym - które jest bardzo mocno refleksyjne. Nawet sobie nie wyobrażacie jak trudno było napisać poprzednie dwa zdania, nie zdradzając ani krzty fabuły - na czym wyjątkowo mi zależy.
Czy tak książka ma szanse stać się kultową? Nie wiem... Według mojego psa, kultowy jest smakołyk, który został wrzucony pod kanapę na kilka tygodni, trochę się zestarzał, obrósł kurzem, przyjął odwiedziny kilu tysięcy roztoczy i dopiero po nabraniu takiej mocy urzędowej, ujrzał ponownie światło dzienne, aby w kultowej koronie zostać pożartym. Być może tak właśnie będzie z tą powieścią. Być może następne pokolenie uzna ją za kultową. To co sam dziś mogę powiedzieć, to to, że mimo moich bardzo wysokich oczekiwań, Śpiące królewny spełniły je z nawiązką.
Myślę, że każdy fan Kinga (Kingów) będzie zadowolony i w poczuciu spełnienia będzie oczekiwał kolejnej - oby równie dobrej - powieści tego duetu. Uważam również, że jest to też niezła pozycja na rozpoczęcie przygody z Kingiem. Jest pozbawiona tej, trudnej dla niektórych do zniesienia, specyfiki starszych jego dzieł.
Osobiście bardzo polecam zaczytać się w tej książce!
#spiacekrolewny #stephenking #owenking #sleepingbeauties
👉 Więcej na http://panczyta.pl
👍 Podoba Ci się mój blog? Wystaw mi ocenę: https://www.facebook.com/poczytaj.dalej/reviews/
Podobno pomysł na Buick 8 - podobno, bo nijak nie mogę odszukać tej informacji, którą teraz mam w głowie, a o której jestem pewny, że ją kiedyś czytałem, więc jeśli to tylko wytwór mojej wyobraźni (ale jakże to by było typowe dla Kinga), to nie miejcie mi tego za złe - zrodził się w banalnie prosty sposób. Otóż (ponoć), Stephen King tankując swój samochód na jednej ze...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-03-23
Do tej pozycji nie trzeba chyba nikogo przekonywać. Zarówno fani jak i czytelnicy zdystansowani do Kinga, w przeważającej większości wydają się uznawać wartość tej powieści. Kto jeszcze nie czytał, to przypuszczalnie ma ją gdzieś w liście 'do zaliczenia.
Powiem szczerze, że trzeba mieć jaja ze stali, żeby puścić taką historię we wczesnych latach siedemdziesiątych. Trzeba mieć jaja ze stali hartowanej, żeby się nie 'spalić' i w kolejnych powieściach trzymać poziom. Trzeba też mieć niesamowitą wrażliwość i dojrzałość, aby w wieku 27 lat pochylić się nad trudnymi problemami społecznymi, których w tej książce trochę jednak jest.
Wspomnę także krótko o perfekcyjnym sposobie budowania napięcia, które było równe i wzrastające przez całą objętość książki. Na strach jestem trochę za stary, ale gdybym nie miał całej paczki orzeszków pod ręką to pewnie z moich paznokci niewiele by zostało.
Dzisiaj, moja dobra znajoma powiedziała, że nie czytała jeszcze żadnej książki Kinga bo ma sporo teraz na głowie i boi się, że jak ją wciągnie to przepadnie na amen i pozawala bieżące sprawy. Doskonale to rozumiem, bo właśnie nadrabiam pracę i pewnie zejdzie mi do rana, gdyż poranne postanowienie (tylko jeden rozdzialik do śniadania) zostało sponiewierane, upokorzone, wyśmiane i pogrzebane żywcem. Tym sposobem zrobiło się późne popołudnie gdy dopiero zabrałem się za sprawy tak przyziemne jak praca.
*w trosce to paznokcie, ołówki i inne znajdujące się pod ręką przedmioty polecam zaopatrzyć się w coś do chrupania na czas czytania tej pozycji.
Do tej pozycji nie trzeba chyba nikogo przekonywać. Zarówno fani jak i czytelnicy zdystansowani do Kinga, w przeważającej większości wydają się uznawać wartość tej powieści. Kto jeszcze nie czytał, to przypuszczalnie ma ją gdzieś w liście 'do zaliczenia.
Powiem szczerze, że trzeba mieć jaja ze stali, żeby puścić taką historię we wczesnych latach siedemdziesiątych. Trzeba...
2015-05-19
"Poznaj swoje najgłębsze lęki,
a koszmar stanie się rzeczywistością"
Słuchajcie, najmocniej przepraszam za to, że jestem monotematyczny. Cóż poradzę, że ostatnio trafiam same fantastyczne książki. Naprawdę chciałbym coś tęgo skrytykować, ale nie stanie się to tym razem.
Egzekutor jest pozycją, która awansuje u mnie do TOP 3 kryminałów. Autor ma bogate doświadczenie w psychologii i kryminalistyce więc ciężko wyczuć ile z tego co pisze to prawdziwe wizje (albo - chociaż mam nadzieję, że nie - prawdziwe czyny) seryjnych morderców, a ile fikcji literackiej. Mimo mojej fascynacji tak zaburzonymi umysłami, wolałbym aby tego typu ludzie nie chodzili po świecie. Tak się niestety nie da. Mało tego, Chris Carter pokazuje nam jak z pozoru niewinne traumy potrafią urosnąć do niewyobrażalnie wielkich rozmiarów potwora żywiącego się umysłem sprawcy i krwią jego ofiar.
Do pełni szczęścia przy okazji Krucyfiksa i Nocnego prześladowcy brakowało mi jakiegoś elementu 'paranormalnego', ale tego typu zabiegi niosą pewne niebezpieczeństwo groteskowości jeśli ktoś nieumiejętnie ich używa. Absolutnym mistrzem paranormalnych wstawek jest oczywiście Stephen King. Chris Carter natomiast zaryzykował i moim zdaniem wygrał. Delikatny akcent, a podniósł temperaturę o kolejne 200 stopni.
Książka fenomenalna i mroczna polecam wszystkim fanom kryminałów, thrillerów. Bardzo żałuję, że nie ma jeszcze polskich tłumaczeń kolejnych części, których Carter popełnij już trzy... Czekam na nie z niecierpliwością!
"Poznaj swoje najgłębsze lęki,
a koszmar stanie się rzeczywistością"
Słuchajcie, najmocniej przepraszam za to, że jestem monotematyczny. Cóż poradzę, że ostatnio trafiam same fantastyczne książki. Naprawdę chciałbym coś tęgo skrytykować, ale nie stanie się to tym razem.
Egzekutor jest pozycją, która awansuje u mnie do TOP 3 kryminałów. Autor ma bogate doświadczenie w...
2016-04-19
Nie dawniej, niż kilka tygodni temu narzekałem, że zaczynam mieć przesyt kryminałów. Po lekturze kilkunastu kryminalnych historii z rzędu, można właściwie o każdej porze dnia i nocy wyrecytować zgrubny scenariusz, który będzie wspólny dla nich wszystkich. Oczywiście prawie w każdej pozycji znajdzie się jakiś element wyróżniający, ale umówmy się drodzy Państwo, że ok 70% objętości większości współczesnych kryminałów to jednak sztampa i czasem tylko odpowiednia zmiana podejścia lub wyjątkowe ‚pióro’ autora, powoduje większy lub mniejszy zachwyt.
W poszukiwaniu odmiany, postanowiłem wziąć do ręki najnowszą książkę Jakuba Ćwieka. Był to ruch o tyle ryzykowny, że nie przepadam ani za komiksami, ani za fantastyką osadzoną poza naszą doczesną rzeczywistością. Okładka natomiast sugerowała, że historia będzie w takim właśnie klimacie.
Po raz kolejny, publicznie, muszę uderzyć się w pierś. Po pierwsze dlatego, że wątpiłem z początku w tę historię, po drugie natomiast, dlatego że kompletnie nie miałem świadomości istnienia Autora i jego bogatej twórczości. Lekcję odrobiłem – poczytałem tu, tam i przyznaję, że jestem głęboko zaintrygowany. Wróćmy jednak do Grimm City.
Miasto Grimm, zbudowane na ciele olbrzyma, korzystające z jego zasobów: oleistej krwi i odłamków serca. Ciemne, mroczne, skorumpowane, niebezpieczne i wiecznie tonące w mroku duszących i lepkich kopalnianych wyziewów. Grimm to miejsce, które upodobały sobie szpetne gęby rodzinnych gangów oraz podłe i przekupne dusze stróżów prawa. Cała reszta społeczeństwa zwyczajnie próbuje jakoś w tym mieście przetrwać.
Na tak skonstruowanej bazie toczy się historia serii brutalnych morderstw taksówkarzy, o które podejrzewany jest tzw. nowy gracz na tej gangsterskiej szachownicy. Nikt jakoś specjalnie nie garnie się do rozwiązania tej sprawy, aż do momentu, gdy ginie funkcjonariusz policji o nazwisku Wolf, a główną podejrzaną staje się eteryczna dziewczyna ubrana w płaszczyk z… czerwonym kapturkiem.
W ten sposób Autor zgrabnie łączy kryminał noir z baśniowym światem wykreowanym przez braci Grimm.
Trzeba przyznać, że historia jest naprawdę dobra, logiczna i spójna. Klimat wytworzony przez Ćwieka jest kompletnie unikalny i choćby ze względu na ten fakt, polecam wszystkim przeczytać tą książkę. Ta powieść wciąga, oblepia i dusi nie pozwalając się od niej oderwać. Jestem również pełen zachwytu dla języka jakim posługuje się Autor. W przeciwieństwie do książek, które bazują na dialogach, Ćwiek skupia się na obrazowaniu rzeczywistości. Dialogów, jak na kryminał jest stosunkowo mało, za to są dokładnie przemyślane i świetnie osadzone w „przestrzeni” powieści. Kolejnym plusem są bohaterowie. Dawno nie widziałem tak dobrze wykreowanych postaci, przy czym Mortimer jest w mojej ocenie postacią absolutnie wybitną.
I na koniec słów kilka o samym wydaniu, które dopełnia tę fantastyczną historię. Wyobraźcie sobie, że książka nie dość, że wydana na dobrej jakości papierze, z lakierowaną uv’ką okładką, to zawiera w środku adekwatne do tematyki ilustracje! Odnotowując fakt, że książka jest do kupienia w przystępnej cenie, aż się ciśnie na usta wykrzyczeć do innych wydawnictw: „Da się?”. Wielkie brawa dla Wydawcy za estetykę i jakość tej publikacji.
Gorąco polecam tą książkę każdemu, choćby tylko w ramach poszerzania własnych horyzontów.
Nie dawniej, niż kilka tygodni temu narzekałem, że zaczynam mieć przesyt kryminałów. Po lekturze kilkunastu kryminalnych historii z rzędu, można właściwie o każdej porze dnia i nocy wyrecytować zgrubny scenariusz, który będzie wspólny dla nich wszystkich. Oczywiście prawie w każdej pozycji znajdzie się jakiś element wyróżniający, ale umówmy się drodzy Państwo, że ok 70%...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-05-17
Ha! Jestem z siebie dumny! Wytypowałem sprawcę w połowie książki i okazało się, że celnie. Brakowało mi dowodów, ale te jak zwykle pojawiły się w ostatniej chwili.
Krucyfiks jest wyśmienitą książką. Cofam wszystko co pisałem o Hunterze wcześniej przy okazji Nocnego prześladowcy. Tak to jest jak się czyta nie po kolei. W pierwszej części cyklu poznajemy tego człowieka bardzo dobrze pod każdym względem. Pewnie dlatego autor podarował sobie ponawianie tego w kolejnych częściach.
W krucyfiksie analiz psychologicznych znalazłem nawet więcej niż oczekiwałem. Fabuła jest natomiast fantastyczna, dopracowana, ciekawa i niepokojąca.
Powieść jest niesamowicie mroczna i skuteczna. Od pierwszych stron miałem wrażenie, że dostałem kluczem francuskim w łeb i po odzyskaniu przytomności znalazłem się w nowej rzeczywistości jako cichy wspólnik i partner detektywów Huntera i Garcia.
Książka pochłonęła mnie do tego stopnia, że dzisiejszej nocy, we śnie próbowałem poskładać elementy tej układanki. Do tej pory tylko Mroczna wieża Kinga potrafiła się wedrzeć do krainy moich snów. Od dzisiejszej nocy zatem mogę powiedzieć, że twórczość Cartera również działa na mnie w ten dziwny i 'penetrujący' moją podświadomość sposób. Mam nadzieję, że to nie początek jakiś poważniejszych zaburzeń psychicznych, ale jeśli miałyby się one wiązać z czytaniem tak wybornych książek to... wchodzę w to jak w dym.
Ha! Jestem z siebie dumny! Wytypowałem sprawcę w połowie książki i okazało się, że celnie. Brakowało mi dowodów, ale te jak zwykle pojawiły się w ostatniej chwili.
Krucyfiks jest wyśmienitą książką. Cofam wszystko co pisałem o Hunterze wcześniej przy okazji Nocnego prześladowcy. Tak to jest jak się czyta nie po kolei. W pierwszej części cyklu poznajemy tego człowieka bardzo...
2015-03-20
'Oni zawsze przychodzą nocą'
Szybko poszło, czytanie świetne - po raz drugi.
Mimo niezwykłości wydarzeń, wszystko jest przerażająco zwykłe. Miejsca, ludzie, dobro, zło.. To jedna z bardziej znamiennych i lubianych przeze mnie cech powieści Kinga - cały anturaż jest tak 'przeciętny', że zaczynasz baczniej przyglądać się własnym sąsiadom.
Ponieważ w Mrocznej Wieży swój dość długi epizod ma wyklęty ojciec Don Callahan, który w miasteczku Salem jest jedną z kluczowych postaci, stąd naturalnie chciałem sobie przypomnieć również i tą opowieść.
'Oni zawsze przychodzą nocą'
Szybko poszło, czytanie świetne - po raz drugi.
Mimo niezwykłości wydarzeń, wszystko jest przerażająco zwykłe. Miejsca, ludzie, dobro, zło.. To jedna z bardziej znamiennych i lubianych przeze mnie cech powieści Kinga - cały anturaż jest tak 'przeciętny', że zaczynasz baczniej przyglądać się własnym sąsiadom.
Ponieważ w Mrocznej Wieży swój...
2015-07-09
Pozycja kontrowersyjna o tyle, że to chyba pierwszy w miarę klasyczny kryminał tego Pana. W związku z tym szokującym wydarzeniem część czytelników jest zachwycona, część obojętna, a część z nich poczuła się zgwałcona, zbulwersowana i niepogodzona z faktem, że 'Król' bezczelnie mógł odstąpić od swojej dotychczasowej konwencji. Ja płynnie przeszedł z grupy obojętnych do zachwyconych i już spieszę z tłumaczeniem dlaczego.
Po pierwsze primo - każda powieść Kinga jest oparta na bazie obyczajowej - nawet te najbardziej fantastyczne. King jest absolutnym mistrzem obserwacji otoczenia, ludzi, zachowań, emocji i szeroko pojętej 'zwyczajności', w skład której wchodzą postaci o charakterystyce naszych sąsiadów czy znajomych okraszeni potocznymi i często wstydliwymi ułomnościami jak łupież, artretyzm, nietrzymanie moczy, depresja, grzechy i grzeszki itp. Znamy to? Znamy! Prawie zza każdej ściany... To czyni, że ja, ułomny jak każdy człowiek, czuję się w tych historiach dobrze i na równi z istniejącymi w nich osobami.
Po drugie primo - emocje. Staram się sobie przypomnieć czy ktokolwiek wcześniej potrafił w ciągu paru pierwszych stron wywołać u mnie związek emocjonalny z bohaterami. Odpowiedź brzmi: NIE. W 'Marcedesie' pierwszych parę zdań powoduje, że mam ochotę podejść tej dwójki ludzi, powiedzieć 'cześć' i pogawędzić trochę w kolejce (co skończyłoby się źle - kto czytał ten wie). Natomiast to, z jaką wnikliwością i pietyzmem autor przeprowadził psychoanalizę szaleńca jest moim zdaniem czymś absolutnie fenomenalnym.
Po trzecie primo - dodatki. Tutaj wyłania się prawdziwa finezja. O ile każdy kucharz ma podobną bazę na rosół, o tyle sposób i dodatki powodują że jeden leczy, a drugi wręcz przeciwnie. Ponoć to się nazywa 'talent'. Więc Stefan taką bazę przygotwaną na emocjach posypuje tajemniczymi składnikami - czasem strachem, czasem telepatią, czasem duchami, czasem psychozą, a często czymś na pozór kompletnie irracjonalnym - tak do końca nie wiadomo czym, ale zawsze jest tego perfekcyjna dawka.
Widziałem na forach, w grupach i po znajomych jak wszyscy rzucili się na tą książkę i trochę na opak postanowiłem poczekać. Pomyślałem, że mam jeszcze sporo zaległości w pozycjach z długą brodą historii i okrzykniętych jako klasyczne. Niebieski parasol wisiał nade mną i wisiał. W końcu go pochwyciłem, zawiał wiatr i przez wszystkie strony poszybowałem w nieznaną przestrzeń, wykreowaną przez autora. W tej książce - jak dla mnie - wszystko jest dokładnie tam gdzie powinno być i w odpowiednich proporcjach. To był jeden z lepszych kryminałów jakie kiedykolwiek miałem w ręce. I nie zgodzę się z poglądem, że King zmienił gatunek - to jest ciągle bardzo 'jego' pisarstwo - tym razem po prostu eksperymentował z innymi przyprawami.
W mojej ocenie to bardzo dobra powieść.
Pozycja kontrowersyjna o tyle, że to chyba pierwszy w miarę klasyczny kryminał tego Pana. W związku z tym szokującym wydarzeniem część czytelników jest zachwycona, część obojętna, a część z nich poczuła się zgwałcona, zbulwersowana i niepogodzona z faktem, że 'Król' bezczelnie mógł odstąpić od swojej dotychczasowej konwencji. Ja płynnie przeszedł z grupy obojętnych do...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-06-03
Książka nie jest od kilkunastu lat publikowana na prośbę samego autora. Jako zakazany owoc, spotkała się z większą chyba popularnością niż by mogła bez tej decyzji.
Mimo, że King ma na swoim koncie wiele moim zdaniem lepszych pozycji to rzeczywiście ta powieść jest jedyna w swoim rodzaju. King ma niebywałą zdolność obserwacji i analizy małych społeczności - co z resztą widać praktycznie w każdej z jego książek. W "Rage" osiągnął bardzo wysoki poziom tych umiejętności, przelewając je na papier w sposób ciekawy i intrygujący.
Kolejny raz powiem, że u Kinga nawet największe świry zachowują człowieczeństwo. Nikt nie ma na tyle wyjątkowej powierzchowności, abyś sam/sama nie mógł spotkać takiego człowieka za rogiem swojego bloku czy domu. To zdecydowane buduje autentyczność zarówno historii jak i samych bohaterów.
Podoba mi się również to, że autor pisze swobodnie i bez żenady o kwestiach, które mniej lub bardziej świadomie większości ludzi chodziły kiedyś po głowie, ale mało kto miał odwagę się do tego przyznać a co dopiero powiedzieć na głos.
W książce "Rage" pod płaszczykiem aktu przemocy mamy do czynienia z pewnego rodzaju interesującym eksperymentem społecznym. Bardzo jestem ciekaw odczuć innych ludzi, którzy przeczytali Gniew ich osobistego, emocjonalnego odbioru głównego bohatera.
Zdecydowanie polecam, bo książka nie jest obszerna, czyta się szybko, a myślę, że nie tylko mi pozostanie w pamięci na dłużej.
Książka nie jest od kilkunastu lat publikowana na prośbę samego autora. Jako zakazany owoc, spotkała się z większą chyba popularnością niż by mogła bez tej decyzji.
Mimo, że King ma na swoim koncie wiele moim zdaniem lepszych pozycji to rzeczywiście ta powieść jest jedyna w swoim rodzaju. King ma niebywałą zdolność obserwacji i analizy małych społeczności - co z resztą...
2015-10-03
Opowieści i historie. Tak z jakiegoś bliżej mi nieznanego powodu zwykłem nazywać treść tego co czytam, chociaż formalnie to przecież powieści. Formalizm jednak, w przekazywaniu emocji towarzyszących prawdziwym przygodom jest niewskazany. Teraz dochodzę do wniosku, że takie nazewnictwo, podświadomie mój umysł zarezerwował sobie na treści naprawdę szczególne.
Powyższą dygresją zapraszam Was do wyjątkowej podróży malowanej Ręką Mistrza. Mistrza Kinga. Jakoś tak się składa, że przelać słowo na obraz jest stosunkowo łatwo. Świadczy o tym mnóstwo ekranizacji oraz obrazów i rzeźb inspirowanych wierszami, kronikami czy innymi tekstami. Opisać obraz słowami - to jest sport dla wybranych. Jak niewielu jest pisarzy, którzy poza fabułą potrafią również namalować słowem całe otoczenie fizyczne i emocjonalne 'dziejące' się w ich książkach, każdy wie. Co do umiejętności Stephena Kinga w tym temacie nikt chyba nie ma żadnych wątpliwości. Ten człowiek posiada talent wrodzony, gdyż od pierwszych publikacji możemy się zachwycać kwiecistymi opisami.
King jednak wraz z wiekiem ewoluuje, tak samo jak jego książkowi bohaterzy
dojrzewa, nabiera smaku i gęstnieje jak trunek najwyższego sortu.
W powieści (tak, to powieść) Ręka Mistrza otrzymujemy festiwal obrazów, feerię emocji i wielką dawkę życiowej mądrości. Edgar Freemantle ulegając poważnemu wypadkowi traci rękę. Urazowi ulega również jego psychika, czego wynikiem między innymi jest skłonność do agresji. To z kolei powoduje, że kończy się jego małżeństwo. W ramach dochodzenia do siebie, Egar wyjeżdża na Florydę, na wyspę Duma Key, gdzie odkrywa talent malarski. Jego życie w szybkim tempie wraca do względnej normalności dzięki nowemu hobby. Obrazy powstają jeden za drugim, gdzieś na granicy rzeczywistości i obłędu. Z biegiem czasu okazuje się, że płótna przyjmują wizje spoza kontroli umysłu Edgara, a także stanowią swego rodzaju portal do rozwiązania zagadki sprzed lat. Nie muszę chyba dodawać, że w całej jego twórczości swoje krogulcze szpony maczają tak charakterystyczne dla Kinga mroczne siły, a nic w tej historii nie jest dziełem przypadku...
Na początku wspomniałem o ewolucji autora. Powieść jest bardzo dojrzała i w gruncie rzeczy bardzo sentymentalna. Jest też prawdziwą skarbnicą przemyśleń i filozoficznych dygresyjek. Postanowiłem kilka z nich przepisać, aby uwiarygodnić swoje słowa.
"Pamiętaj, że prawda tkwi w szczegółach. Niezależnie od tego, jak postrzegasz otaczający cię świat, niezależnie od artystycznego stylu wypowiedzi, który ów świat ci dyktuje - prawda tkwi w szczegółach. Oczywiście w szczegółach siedzi także diabeł - wszyscy to mówią - ale być może 'prawda' i 'diabeł' to dwie nazwy tej samej rzeczy. Wiesz co? To całkiem możliwe"
"A z drugiej strony - przecież każdy zawsze musi dostać swoje od życia, tak czy nie? Jasne. Raz, prosto w nos. Raz, w oko. Raz, poniżej pasa i gleba, a sędziego nie ma, bo właśnie wyskoczył sobie na hot-doga. Tylko że ci, których się kocha, potrafią nas zranić najmocniej, a do tego pokazać innym, jak to się robi. Zdolność do zadawania bólu to największa siła miłości. Tak mawia Wireman."
"[...]Poziom bodźców zewnętrznych spadł niemal do zera; w takiej sytuacji człowiek zaczyna słyszeć samego siebie o wiele wyraźniej. A niezakłócona komunikacja pomiędzy jaźniami - tą powierzchowną i tą głęboką - jest wrogiem zwątpienia w siebie. Likwiduje mętlik w głowie"
"Ludzie nigdy nie potrafią uwierzyć w najprostsze uczucia, kiedy ukazuje je sztuka, chociaż widzą je dookoła siebie, każdego dnia, na każdym kroku."
"[...]życie jest jak piątkowy odcinek telenoweli, który daje człowiekowi złudzenie, że fabuła dobiegła już końca, a tymczasem w poniedziałek wszystko zaczyna się od nowa - po staremu."
"Jeszcze zeszłej jesieni nigdy bym nie pomyślał, że może jej się aż tak pogorszyć. A Bóg karze nas za to, czego nie umiemy sobie wyobrazić."
"Kiedy starasz się opanować koncentrację, to prędzej czy później ona opanuje ciebie. Możliwe, że na zawsze."
... i wiele, wiele więcej.
Gorąco polecam wybrać się na Duma Key. Tej podróży się nie zapomni... Nigdy!
Opowieści i historie. Tak z jakiegoś bliżej mi nieznanego powodu zwykłem nazywać treść tego co czytam, chociaż formalnie to przecież powieści. Formalizm jednak, w przekazywaniu emocji towarzyszących prawdziwym przygodom jest niewskazany. Teraz dochodzę do wniosku, że takie nazewnictwo, podświadomie mój umysł zarezerwował sobie na treści naprawdę szczególne.
Powyższą...
Milczenie jest moją bronią. Ponieważ słowa straciły dla mnie swoje znaczenie. Przestały istnieć. Nie potrafię ich znaleźć. Zamiast mówić, słucham. Słucham głosów na korytarzu...
Fenomenalna i całkiem prawdopodobna historia.Czy po śmierci wszystko się kończy? Czy dopiero zaczyna? Jeśli noc obraca się w dzień, a dzień w noc... Jeśli sen obraca się w jawę, a jawa w sen... Jeśli życie obraca się w śmierć to czyż śmierć nie obraca się w życie?
Sam nie wiem czy myśli towarzyszące lekturze są tłem do książki, czy też książka po zaszczepieniu egzystencjalnych pytań staje się tłem do własnych myśli.
Książka jest z serii tych, które czyta się jednym tchem, szybko, najszybciej, aby wiedzieć więcej i więcej, a jednocześnie chciałoby się zrobić wszystko aby trwała nieskończenie długo. Zaraz za kropką w ostatnim zdaniu, rozglądając się na boki, można poczuć to nieprzyjemne uczucie, gdy z fascynującej, sennej podróży ściąga nas za nogi i ręce brutalny, przenikliwy dźwięk budzika.
Jedna z lepszych pozycji, jakie trafiły w moje ręce od dłuższego czasu.
Niełatwo będzie mi się z nią rozstać, ale jeśli ktoś zechce wymienić się za równie ujmującą historię to chętnie skorzystam.
Milczenie jest moją bronią. Ponieważ słowa straciły dla mnie swoje znaczenie. Przestały istnieć. Nie potrafię ich znaleźć. Zamiast mówić, słucham. Słucham głosów na korytarzu...
Fenomenalna i całkiem prawdopodobna historia.Czy po śmierci wszystko się kończy? Czy dopiero zaczyna? Jeśli noc obraca się w dzień, a dzień w noc... Jeśli sen obraca się w jawę, a jawa w sen......
2018-01-25
Fantastyczna! I nie mam tu na myśli tylko gatunku. Mroczna, duszna i pełna zakłamania wizja przyszłości, w której powietrze pełne jest zabójczych trucizn, a ludzie żyją w podziemnym silosie. Wyśmienicie stworzone miejsce akcji, w której obserwujemy dobrze wykreowanych bohaterów, zapewnia niezapomniane wrażenia czytelnicze.
Autor operuje cudownie klimatycznym i plastycznym językiem. Jeśli brakuje tlenu, dusisz się razem z bohaterami. Jeśli w silosie śmierdzi, czujesz smród. Wszystko jest tak sugestywnie przedstawione, że stałem się niewidzialnym – i na szczęście bezpiecznym – mieszkańcem Silosa. Obserwatorem brudnej gry politycznej, ludzkich dramatów, wzrostu napięć społecznych, budzenia się nadziei i przyjaźni w tak niesprzyjających warunkach.
O fabule nic więcej nie mogę napisać, bo nie chcę zdradzać nic więcej, ponad to co absolutnie konieczne do napisania tej opinii. Zainteresowanych zachęcam do przeczytania tej książki. Od razu spróbuję przekonać antyfantastów, bo o ile rdzeń historii stanowi nasza daleka przyszłość, o tyle w samym Silosie wszystko dzieje się tak, jak mogłoby w czasach współczesnych.
Silos idealnie trafił w mój gust. Jeśli szukam fantastyki, to dokładnie takiej, która mocno zaczepiona jest w współczesnych realiach funkcjonowania społeczeństwa. Stwory, kosmos i daleko idące wizje technologiczne niespecjalnie mnie porywają. Książka Howey’a wessała mnie pod ziemię od pierwszej strony i nie pozwoliła wyjść na zewnątrz, aż po sam koniec. Nie mogę się doczekać kolejnego tomu. Ten już leży i czeka, jednak mój kalendarz czytelniczy brutalnie nakazuje mu czekać na swoją kolej…
Genialna historia! Porywająca, świetnie wykreowana i bardzo realistycznie przedstawiona. Jak to dobrze, że mam ostatnio szczęście do rewelacyjnych książek 🙂 Polecam!
Fantastyczna! I nie mam tu na myśli tylko gatunku. Mroczna, duszna i pełna zakłamania wizja przyszłości, w której powietrze pełne jest zabójczych trucizn, a ludzie żyją w podziemnym silosie. Wyśmienicie stworzone miejsce akcji, w której obserwujemy dobrze wykreowanych bohaterów, zapewnia niezapomniane wrażenia czytelnicze.
Autor operuje cudownie klimatycznym i plastycznym...
2016-03-16
"Nie możesz przyzywać duchów i odwrócić się na pięcie, kiedy już się zjawią."
Berlin, Niemcy. Czworo, niezbyt ogarniętych przyjaciół, wpada pewnego dnia na dość zwariowany pomysł na biznes – przepraszanie na zlecenie. Interes okazuje się strzałem w dziesiątkę, bo ludzi których dręczy sumienie nie brakuje. Przyjaciele szybko odnoszą sukces finansowy, a wieść o specyficznej agencji rozchodzi się pocztą pantoflową z szybkością błyskawicy. Życie młodych ludzi komplikuje się jednak, gdy podczas jednego ze zleceń odkrywają, że adresatka nie żyje, a zleceniodawca naciska, aby wypełnić zobowiązanie przeprosin…
Sorry jest powieścią wyjątkową. Samym tytułem, autor przeprasza za to, że wciąga nas w tą mroczną historię. Przeprosiny te jednak, są okraszone dość ironicznym uśmiechem. Jakby chciał powiedzieć:
„Przepraszam, że Cię w to wciągam, ale zrozum… Teraz nie możesz się wycofać… Sorry.” Po czym łapie Cię za rękę i w bolesnym uścisku przeciąga Cię po tej opowieści.
I to co napisałem powyżej jest tym bardziej realne, że autor momentami zwraca się bezpośrednio do czytelnika. Dokładnie tak, jak gdyby główny bohater miał być nami samymi, jakbyśmy mieli wejść w jego skórę i sami ocenić to, jak byśmy się na jego miejscu zachowali.
"Krzyczysz z głębin własnej podświadomości. Jesteś jak nurek, któremu na ucieczkę z głębin zostały ledwie sekundy. Twój krzyk to lina, po której wychodzisz z ciemności. Twój krzyk to całe twoje życie, streszczone w jednym oddechu."
Książka nie jest już dostępna w sprzedaży, a wydawnictwo które wydało tą i następną książkę Zorana już nie istnieje. Wyczekałem się na nią parę miesięcy i nagle w sieci pojawiło się kilka egzemplarzy z drugiej ręki. Sam nie wiem dlaczego obsesyjnie zacząłem szukać właśnie tej książki, ale jedno co mogę powiedzieć to to, że było warto.
Sorry ma wszystko to, czego spodziewam się po dobrym thrillerze: ciężki i mroczny klimat, świetnie wykreowanych bohaterów, generuje dużo różnych, często skrajnych emocji oraz tajemnicy, której nie odgadnę aż do końca. W tej powieści można to wszystko znaleźć. Wyżej w tym towarzystwie, postawiłbym chyba tylko „Dziewczynę z sąsiedztwa” Ketchuma. Wyżej, bo w przypadku Ketchuma chciałem nie tylko kilkukrotnie wywalić książkę przez okno, ale także podrzeć ją i spalić – w przypadku Sorry skończyło się tylko na chęci wyrzucenia książki przez okno :)
Mocna, mroczna, zaskakująca i dotykająca kilku ważnych kwestii książka.
Absolutnie, zdecydowanie, z czystym sumieniem i bez poczucia winy: Polecam!
"Nie możesz przyzywać duchów i odwrócić się na pięcie, kiedy już się zjawią."
Berlin, Niemcy. Czworo, niezbyt ogarniętych przyjaciół, wpada pewnego dnia na dość zwariowany pomysł na biznes – przepraszanie na zlecenie. Interes okazuje się strzałem w dziesiątkę, bo ludzi których dręczy sumienie nie brakuje. Przyjaciele szybko odnoszą sukces finansowy, a wieść o specyficznej...
2016-03-30
Książek o grupie Pink Floyd napisano już kilka. Temat jest o tyle niewyczerpany, że ich historię można śledzić i analizować z wielu punktów widzenia. Pink Floyd to niewątpliwie epokowy zespół, składający się z wybitnych osobistości i jeśli ktoś uważa, że grupę założyło kilka przypadkowych osób to bardzo mocno się myli.
Ponieważ ciekawią mnie losy różnych artystów i zespołów podane 'od kuchni', więc mogę przyglądnąć się tej książce mając w głowie zarówno inne wydawnictwa dotyczące Pink Floyd, jak i losy innych kapel, o których zdarzyło mi się czytać.
Poza wprowadzeniem do historii muzyki zupełnie nowej jakości brzmień, grupę Pink Floyd cechuje nieprawdopodobna, wybuchowa wręcz emocjonalność. Relacje, które powstały między członkami zespołu są doprawdy unikalne. Większość umiarkowanych fanów PF najbardziej kojarzy zapewne Rogera Watersa, geniusza muzyki, człowieka o bardzo skomplikowanym dzieciństwie, co bezpośrednio przełożyło się na jego zaborczy charakter, ale również na końcową formę wielu płyt nagranych przez zespół. Mało jednak kto wie, że zanim w zespole pojawił się jeden z najlepszych gitarzystów wszech czasów - David Gilmour, jego miejsce zajmował właśnie Syd Barret - równie genialny i twórczy co Waters, i to właśnie Sydowi zawdzięczamy powstanie grupy oraz jej wczesne brzmienie.
Syd Barrett to postać równie piękna co tragiczna. To człowiek zatopiony w większej ilości wizji, niż był w stanie przełożyć na muzykę i wyciągnąć na światło dzienne. Syd to człowiek, który swoją wrażliwością zawstydzał świat. Wrażliwość powoduje jednak mniejszą odporność na stres, więc Syd w końcu nie dał rady, uciekł w używki i w końcu został odsunięty od zespołu.
Bez względu na to, jak będziemy o tym człowieku mówić, geniusz, czy ćpun, Syd Barrett miał kluczowy wkład w kształt jednego z najważniejszych zespołów muzycznych nowej ery. Był współtwórcą czegoś wielkiego, samemu pozostając w tyle.
Warto tą książkę przeczytać - nawet jeśli nie jest się fanem Pink Floyd. Jest to bardzo pouczająca, wielowymiarowa historia. Zachęcam również, aby to wydawnictwo mieć na półce, gdyż zostało wydane bardzo ładnie i w twardej oprawie prezentuje się niebywale dostojnie.
Książek o grupie Pink Floyd napisano już kilka. Temat jest o tyle niewyczerpany, że ich historię można śledzić i analizować z wielu punktów widzenia. Pink Floyd to niewątpliwie epokowy zespół, składający się z wybitnych osobistości i jeśli ktoś uważa, że grupę założyło kilka przypadkowych osób to bardzo mocno się myli.
Ponieważ ciekawią mnie losy różnych artystów i...
2015-03-17
2015-07-01
Książka ta pochodzi z czasów, kiedy jeszcze Król pisał pod pseudonimem Richard Bachman. Jest to jedna z najciekawszych powieści jakie czytałem... Co ciekawe nie akcja gra tutaj pierwsze skrzypce, a idea. Zupełnie fenomenalny pomysł. Dlaczego? Ano dlatego, że o ile literatura metaforą stoi, o tyle ta pozycja jest metaforą od pierwszej do ostatniej strony. Ilość interpretacji może być taka jak ilość czytelników. Znów powiem, że książki Kinga przeżywa się, a nie czyta - i w tym wypadku przeżywa się mocno. Zakończenie, jak sądzę wiele osób może rozczarować, ale tylko tych którzy nieodpowiednio podejdą do całości. Ci, którzy uzyskają odpowiednie nastawienie dojdą do wniosku, że lepsze być nie mogło.
Kolejną kwestią jest tajemnicza postać pojawiająca się w zakończeniu. Kim jest? Jest wiele teorii, ale ja dodam taką jakiej nie udało mi się uzyskać od nikogo pytanego... Kojarzycie człowieka w czerni z późniejszej twórczości?
I mały cytat na zakończenie:
"Gdyby ludzie trzymali się tego, że zaraz, nie wszystko naraz, byliby o niebo szczęśliwsi."
Książka ta pochodzi z czasów, kiedy jeszcze Król pisał pod pseudonimem Richard Bachman. Jest to jedna z najciekawszych powieści jakie czytałem... Co ciekawe nie akcja gra tutaj pierwsze skrzypce, a idea. Zupełnie fenomenalny pomysł. Dlaczego? Ano dlatego, że o ile literatura metaforą stoi, o tyle ta pozycja jest metaforą od pierwszej do ostatniej strony. Ilość interpretacji...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2017-11-14
Dawno nie miałem tak dużej przyjemności z czytania. W tej książce jest dosłownie wszystko – taki literacki szwedzki stół. „Potrawy” jednak, zaserwowane są z gustem i w odpowiednich proporcjach.
Książka rozpoczyna się z przytupem i to tupanie właściwie nie ustaje do samego jej końca. Autor opowiada historię kobiety, która poobijana budzi się pośród całej masy ciał i kompletnie nie wie co się przed chwilą stało. Znajduje jednak w kieszeni list od... poprzedniej właścicieli swojego aktualnego ciała. Wraz z biegiem wydarzeń okazuje się, że kobieta jest wysoko postawionym urzędnikiem tajnej organizacji do spraw... niezwykłych.
Akcja osadzona jest w większości we współczesnym Londynie. Znajdziemy w niej zagadkę kryminalną, elementy powieści szpiegowskiej, szczyptę dyplomacji, parę ziaren grozy, całkiem sporo stworów i do tego potężną dawkę humoru. Humor momentami jest przaśny, zapewne dlatego, że Autor – mężczyzna - postanowił w postaci pierwszoplanowej obsadzić kobietę. Kobietę o subtelnym imieniu Myfanwy. Jak się okazuje, imię to sprawia trudności nawet właścicielce :). Z początku miałem obawy czy to się uda, ale Daniel O'Malley poradził sobie znakomicie.
Akcja książki jest mocno pogmatwana, z kilkoma mocnymi zwrotami akcji. Bieżące wydarzenia przeplatają się z kolejnymi listami od „poprzedniczki”, które wprowadzają nas w meandry funkcjonowania organizacji. Całość jest jednak spójna i logiczna.
Ja osobiście widzę w „Wieży” sporo inspiracji książką pod tytułem „Wielkie sekretne widowisko” Clive'a Barkera, z tym że O'Malley opracował swoją historię z dość dużym przymróżeniem oka. Całość jest więc łatwa w odbiorze i gwarantuje dużo rozrywki swoim czytelnikom.
Podsumowując, książka, moim zdaniem świetna. Serdecznie i szczerze zachęcam do sięgnięcia po tę powieść.
Dawno nie miałem tak dużej przyjemności z czytania. W tej książce jest dosłownie wszystko – taki literacki szwedzki stół. „Potrawy” jednak, zaserwowane są z gustem i w odpowiednich proporcjach.
Książka rozpoczyna się z przytupem i to tupanie właściwie nie ustaje do samego jej końca. Autor opowiada historię kobiety, która poobijana budzi się pośród całej masy ciał i...
2016-03-21
„Wigilijne psy i inne opowieści” wciągnęły mnie bez reszty. Widać mocną inspirację ikonami literatury grozy, ale autor posiada niesamowicie indywidualny i specyficzny styl. Opowieści są napisane grubo ciosanym językiem i z widocznym młodzieńczym szaleństwem. Nie znaczy to jednak, że są pozbawione głębokich przekazów, oraz że nie poruszają kwestii ważnych – każda z tych historii posiada przesłanie. Wszystkie są świetne, a dodatkowo – co dla mnie emocjonalnie istotne – wydają się być naprawdę szczere i prawdziwe. Ten zbiór opowiadań to „najrówniejszy” zestaw krótkich form, jaki kiedykolwiek był w mojej ręce. Nawet król King w swoich wydanych zbiorach nie ustrzegł się gniotów, a Orbitowskiemu się udało. Mało tego, warto pamiętać, że są to naprawdę wczesne, młodzieńcze wręcz opowiadania, więc należy się najwyższy szacunek za utrzymanie takiego poziomu.
Dzisiaj nawet nie będę się starał być obiektywny. Jestem krakusem, zatem znam wszystkie miejsca, które pojawiały się w opowiadaniach. Jestem z tego samego pokolenia co Autor, więc tak jak on, bujałem się po mieście w poszukiwaniu podobnych wrażeń. Właściwie większość z nas była wtedy albo na bani, albo na sianie więc wszelkie fantastyczne wątki, które opisuje Autor bardziej przyjmuję z sentymentem niż właściwym literaturze grozy, niepokojem. Mimo tego przez całą książkę towarzyszyło mi miłe dla duszy napięcie i właściwie, gdybym tylko miał warunki, to pewnie pochłonąłbym ją ‚na raz’. Dorosłość jednak to do siebie, że pojawiają się obowiązki nie do ruszenia…
Tym samym, idąc z własnej woli na szubienicę opinii publicznej, przyznaję się do wchodzenia Autorowi w tyłek. Nie dlatego, że mam z tego jakąkolwiek wymierną korzyść, ale dlatego że jego twórczość trafia do mnie głębiej niż ustawa przewiduje. I jedyną korzyścią jaką mam nadzieję wynieść z tego wyznania jest to, że Łukasz Orbitowski będzie tworzył dalej i zapewni mi jeszcze wiele, równie emocjonujących, literackich przygód.
„Wigilijne psy i inne opowieści” wciągnęły mnie bez reszty. Widać mocną inspirację ikonami literatury grozy, ale autor posiada niesamowicie indywidualny i specyficzny styl. Opowieści są napisane grubo ciosanym językiem i z widocznym młodzieńczym szaleństwem. Nie znaczy to jednak, że są pozbawione głębokich przekazów, oraz że nie poruszają kwestii ważnych – każda z tych...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-04-04
"Bóg milczy ‒ pomyślała. ‒ Słychać tylko podszepty diabła."
W niedługim okresie czasu uprowadzono w bezczelny wręcz sposób 5 małych dziewczynek. Niedługo po ostatnim zgłoszeniu policja dokonuje makabrycznego odkrycia - swoisty cmentarz rąk. Wydaje się, że wszystkie ręce należą do zaginionych dziewczynek. Problem tylko w tym, że rąk jest sześć. Kim jest szósta dziewczynka? Na to pytanie próbuje odpowiedzieć zespół policjantów pod kierownictwem wybitnego kryminologa oraz w asyście specjalistki w poszukiwaniu zaginionych dzieci.
Słyszałem wiele dobrego o tej książce, a to nie zawsze wróży sukces. Jak się okazuje dobry marketing jest w stanie uczynić bestseller z zupełnie średnich historii. "Zaklinacz", nie potrzebuje jednak pochwał, gdyż broni się sam.
Uważam, że Donato Carrisi napisał jeden z najlepszych thrillerów dostępnych na rynku. Według mnie o klasie pisarza świadczy umiejętność sięgania po ludzkie emocje i odpowiednio wyważone szarpanie za nie. Jest wiele świetnych historii, które nie są interesujące, właśnie przez to, że autor nie potrafił zagrać na emocjach. Są również historie zupełnie miałkie, które jednak czyta się z przyjemnością i pamięta długo, dlatego że potrafiły gdzieś w naszym emocjonalnym świecie się osadzić.
"Zaklinacz" ma absolutnie wszystko, co można sobie wymarzyć. Duże i odpowiednio dawkowane napięcie, fantastyczną fabułę, ciekawych bohaterów, mroczną tajemnicę, zaskakujące zakończenie oraz wirtuozerię gry na emocjach - przynajmniej moich. Całość jest napisana bardzo płynnym i dynamicznym językiem, przy czym raz na jakiś czas, autor umieszcza bardzo trafne porównania lub myśli, które naprawdę warto sobie wynotować.
Warto również wspomnieć, że autor nie napisał tej powieści opierając się tylko na swoich fantazjach. Książka jest głęboko umotywowana prawdziwymi śledztwami oraz fachowymi badaniami kryminalistycznymi, co daje jej charakter prawdopodobnej. A to samo w sobie powoduje u mnie dreszcz przebiegający po plecach...
"Wychodzi się od założenia, że seryjny morderca nie rodzi się taki, ale biernie kumuluje doświadczenia i bodźce składające się na coś w rodzaju inkubacji osobowości mordercy, która później znajduje ujście w zbrodni."
Mimo, że książka ma już kilka lat, to w lutym tego roku doczekaliśmy się jej wznowienia. Ja serdecznie zachęcam wszystkich fanów mocnych wrażeń do zapoznania się z tą pozycją.
"Bóg milczy ‒ pomyślała. ‒ Słychać tylko podszepty diabła."
W niedługim okresie czasu uprowadzono w bezczelny wręcz sposób 5 małych dziewczynek. Niedługo po ostatnim zgłoszeniu policja dokonuje makabrycznego odkrycia - swoisty cmentarz rąk. Wydaje się, że wszystkie ręce należą do zaginionych dziewczynek. Problem tylko w tym, że rąk jest sześć. Kim jest szósta dziewczynka?...
STRACH to skrót od "stań na nogi, rany wyliż, chorobę wylecz"
Właśnie rozstałem się z ostatnią stroną powieści 'Doktor Sen'. Przypuszczam, że poniżej znajdzie się najbardziej osobista jak do tej pory opinia dotycząca książki. Mam w zwyczaju podchodzić do każdej książki jak do jedynej danego autora. Nigdy nie złapałem się na tym, aby porównywać dzieła danego pisarza i oceniać: lepsza, gorsza. King jest moim numerem jeden, jednak zawsze czytam jego książki tak, jakby były jego jedynymi.
W przypadku 'Doktora' otrzymałem mocną dawkę (ponad 600str.) solidnej literatury. Pamiętacie jak ostatnio pisałem a propos innej książki, że historię z powodzeniem można by zamknąć w 1/3 jej objętości? Może to żaden wyznacznik, ale żałuję, że Doktor skończył się 'tak szybko'...
King ma niebywały talent do kreowania wizji świata, jego bohaterów, losów, ich emocji i stanów psychicznych. Teraz tak sobie pomyślałem, że czasem czytając książkę można czuć się jak człowiek stojący na dachu świata i obserwujący wydarzenia zawarte w książce - z tym, że to jest spora odległość, nieprawdaż? Czytając 'Doktora' byłem tak blisko, że wręcz fizycznie czułem obecność bohaterów, ich myśli, obawy, rozterki, szczęście i miejsca w których przebywają. Jeśli trafiałem do pokoju - widziałem go oczyma wyobraźni prawie dotykając ścian, jeśli przytrafiał się fetor zgnilizny - czułem ten smród, aż lepki. Teraz, parę chwil po zamknięciu książki, gdyby ktoś spytał mnie czy wierzę, że na świecie są ludzie, którzy 'jaśnieją' - odpowiedziałbym bez chwili wahania, że tak. Bo jeśli ktoś ma odrobinę otwarty umysł i potrafi wyjść ponad to co zmierzone i zważone uzna, że ta historia jest aż tak nieprawdopodobna?
Szczerze wszystkim polecam tą książkę i pamiętajcie... uważajcie na ludzi w kamperach... nigdy nie wiadomo, kto siedzi w środku ;)
STRACH to skrót od "stań na nogi, rany wyliż, chorobę wylecz"
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toWłaśnie rozstałem się z ostatnią stroną powieści 'Doktor Sen'. Przypuszczam, że poniżej znajdzie się najbardziej osobista jak do tej pory opinia dotycząca książki. Mam w zwyczaju podchodzić do każdej książki jak do jedynej danego autora. Nigdy nie złapałem się na tym, aby porównywać dzieła danego pisarza i...