-
ArtykułyAntti Tuomainen: Tworzę poważne historie, które ukrywam pod absurdalnym humoremAnna Sierant2
-
ArtykułyKsiążka na Dzień Dziecka: znajdź idealny prezent. Przegląd promocjiLubimyCzytać1
-
Artykuły„Zaginiony sztetl”: dalsze dzieje Macondo, a może alternatywna historia Goraja?Remigiusz Koziński3
-
Artykuły„Zależy mi na tym, aby moje książki miały kilka warstw” – wywiad ze Stefanem DardąMarcin Waincetel2
Biblioteczka
Właściwie spodziewłam się czegoś o wiele lepszego. Mam wrażenie, że zbyt dużo "szumu" powstało wokół tej książki, co sprawiło, że przez moje wygórowane oczekiwania po raz kolejny odrobinę się zawiodłam.
Właściwie spodziewłam się czegoś o wiele lepszego. Mam wrażenie, że zbyt dużo "szumu" powstało wokół tej książki, co sprawiło, że przez moje wygórowane oczekiwania po raz kolejny odrobinę się zawiodłam.
Pokaż mimo to
Zawsze myślałam, że najtrudniej jest odejść. Spakować wszystkie swoje rzeczy i po prostu wyjść, zostawiając dotychczasowe życie za sobą. Rzucić klucze, nie przejmując się tym, że spadną z hukiem na podłogę. Ostatni raz popatrzeć komuś prosto w oczy, zadając mu jedno z tych pytań, na które nie da się odpowiedzieć. Można tylko spuścić wzrok, powstrzymując łzy. Byłam przekonana, że to najtrudniejsza rzecz, do której w pewnym momencie człowiek może zostać zmuszony. Nie miałam pojęcia, jak bardzo się myliłam.
,,Podobno szczęście to istnienie chociaż jednego człowieka,
który cię do końca rozumie.''
Nie sądziłam, że kiedykolwiek powtórzę moją przygodę z polskimi autorami. Mam za sobą zaledwie kilka nieudanych podejść, a już się zraziłam. Wiem, że to wstyd. Wiem, że powinnam czytać jak najwięcej ojczystych pozycji, bo przecież jest to jak najbardziej wskazane. Piszę posty na temat propagowania czytelnictwa w Polsce, a naszych pisarzy omijam szerokim łukiem. Z pewnością to moja wina, bo zamiast sięgać po rekomendowane polskie tytuły, wybierałam je sama, sugerując się jedynie opisem z tyłu, który bardzo często był nieco podkoloryzowany. Wyobraźcie sobie, że tylko raz trafiłam na trylogię, która autentycznie mi się spodobała i doskonale potrafię powiedzieć dlaczego. Akcja nie dzieje się w Polsce, a co za tym idzie - bohaterowie nie są Polakami, mają amerykańskie imiona i nazwiska. Cóż, taka książka właściwie niczym nie różni się od przeciętnej amerykańskiej młodzieżówki, bo oprócz autora nie miała w sobie nic ojczystego. Kiedy zdałam sobie z tego sprawę, postanowiłam stopniowo uzupełniać moje zaległości i coraz bardziej oswajać się z rodzimą literaturą. Na pierwszy ogień wybrałam Klucze. Co prawda, jest to debiutowa powieść pana Langa, ale jeżeli tak mają prezentować się początki literackiej kariery to jestem na nie jak najbardziej otwarta.
Autor posiada lekki, niezobowiązujący, wręcz ironiczny styl, toteż przez powieść przebrnęłam momentalnie. Rozpoczynając lekturę poczułam się zdezorientowana, ponieważ poznajemy głównego bohatera jako małego chłopca
z zupełnie innym spojrzeniem na świat. Kilka podrozdziałów opowiadających historie z jego dzieciństwa, następnie gwałtowny przeskok do czasu teraźniejszego, kiedy Adam jest już licealistą. Ten urodziwy młodzieniec w niczym nie przypomina wrażliwego sześciolatka, jakim był zaledwie kilka stron temu. Ma trudny charakter, nie uchodzi za wzór do naśladowania, ale dzięki temu bije od niego naturalność. Poza tym, nie oszukujmy się - dzieciak został poważnie skrzywdzony kilka lat wcześniej, nawet jeżeli nie do końca zdawał sobie z tego sprawę. Odejście ojca było dla niego poważnym ciosem i z pewnością odbiło się na jego późniejszym rozwoju i kształtowaniu osobowości na przestrzeni lat. Z tyłu okładki jest napisane, że "Bohatera albo się kocha, albo nienawidzi". Osobiście tylko mu współczułam.
Jasne, zachowywał się beznadziejnie w stosunku do matki, brak szacunku aż raził w oczy, ale kiedy analizowałam wszystkie powody do takiego zachowania, Adam w moich oczach był bezwarunkowo usprawiedliwiony. Usiłowałam wczuć się w jego sytuację i podejmować jego decyzje, ale zdałam sobie jedynie sprawę jak skomplikowany jest umysł osiemnastolatka. Podejrzewam, że jako kobieta w istocie nie pojmowałam pewnych spraw, ale obserwowanie zachodzących w nim zmian było niezmiernie interesującym doświadczeniem.
,,Podobno nikt nie jest samotną wyspą.
Szkoda, bo chciałbym nią być.''
Niełatwo jest mi wypowiedzieć się na temat innych bohaterów, bo moje wyobrażenie dotyczące danej postaci było dość jednoznaczne. Adam jest narratorem, Adam narzuca nam ich koncepcję. To niezwykle surowy sędzia, który absolutnie nie waha się przed poddaniem każdej z dziewcząt analizie i rozłożeniu na "czynniki pierwsze". Kiedy już miałam nadzieję, że chłopak wreszcie znalazł dziewczynę, którą ja również polubię, działa się rzecz bardzo nieprzewidywalna. Nigdy nie spodziewałam się, że to właśnie ten moment, gdy nasz bohater powie "koniec". To było nagłe, impulsywne. Biedne dziewczęta całymi dniami zadręczały się i szukały źródła problemu w sobie, a tymczasem żadna z nich nigdy tak naprawdę nie poznała Adama. Myślały, że wiedzą o nim wszystko, kochały go bezgranicznie, z ich punktu widzenia był wyidealizowany. Czytelnik nie dostaje standardowej charakterystyki chłopaka, ale bez problemu może ją sobie wyobrazić.
Klucze to powieść przede wszystkim o dorastaniu i poszukiwaniu samego siebie. Autor mocno zaakcentował znaczenie rodziny i to, jak ważne i potrzebne jest jej wsparcie. Pokazał, jak fundamentalną rolę pełni ojciec w życiu dziecka - jest jego bohaterem, wzorem do naśladowania. Spodobała mi się szczerość i naturalność, którą wprost emanuje ta książka. Uwielbiam, kiedy autor podejmując się trudnego tematu, potrafi tak prosto, a jednocześnie niebanalnie przedstawić to, co ma miejsce w umyśle bohatera. Mam wrażenie, że zakończenie nie jest do końca dopracowane, jakby było pisane na siłę. Liczyłam na większe rozwinięcie wątku zmiany charakteru Adama. Zabrakło mi chociażby minimalnego opisu tego procesu, kiedy wyrasta z chimerycznego nastolatka i staje się dojrzałym mężczyzną, doceniającym prawdziwą miłość. Szkoda, że nie mieliśmy okazji poznać bohatera po metamorfozie. Mimo tego, nie żałuję czasu spędzonego nad lekturą, wręcz przeciwnie - cieszę się, że moje pierwsze spotkanie (po długiej przerwie) z polskim autorem wypadło tak dobrze na tle tych dotychczasowych. ;)
Recenzja znajduje się również na blogu: http://krainaaksiazek.blogspot.com/
Zawsze myślałam, że najtrudniej jest odejść. Spakować wszystkie swoje rzeczy i po prostu wyjść, zostawiając dotychczasowe życie za sobą. Rzucić klucze, nie przejmując się tym, że spadną z hukiem na podłogę. Ostatni raz popatrzeć komuś prosto w oczy, zadając mu jedno z tych pytań, na które nie da się odpowiedzieć. Można tylko spuścić wzrok, powstrzymując łzy. Byłam...
więcej mniej Pokaż mimo to
No właśnie. Czy gdyby miłość była chorobą, chciałbyś się wyleczyć?
Zastanawiałam się nad odpowiedzią na to pytanie w chwili, w której trzymałam książkę po raz pierwszy
w księgarni, rozmyślając nad jej kupnem. Zastanawiałam się, rozpoczynając lekturę. Zastanawiałam się również
w środku akcji, kiedy przybyły nowe, silne argumenty, którymi mogłabym się kierować. I zastanawiam się teraz, kiedy już dawno skończyłam czytać. Miałam mnóstwo czasu, żeby podjąć decyzję, a gdy przyszedł odpowiedni moment na napisanie konstruktywnej recenzji... Szczerze? Nie mam pojęcia.
Zacznę bardzo nietypowo, bo na początku chciałabym przedstawić Wam Hanę, przyjaciółkę głównej bohaterki. Już w pierwszych rozdziałach zaprezentowała się jako pogodna, wzbudzająca sympatię i pełna uroku dziewczyna. Przyciągała samym wyglądem; wysoka, wysportowana, o promiennym uśmiechu z dołeczkami i włosach mieniących się na różne odcienie złota w blasku słońca. Najchętniej porównałabym ją do wiosennego promyczka, taką energią emanowała. W przeciwieństwie do Leny była entuzjastką dobrej zabawy i nie przestrzegała zasad. Lubię takich bohaterów - zbuntowanych, barwnych. Zdawała sobie sprawę, że coś jest nie tak i była gotowa to zmienić, ale była też zmuszona otaczać się osobami, którzy gasili jej zapał.
To nie ona decydowała o tym, że żyje w takim, a nie innym środowisku. Wpływ osób z zewnątrz był nieunikniony. Od dzieciństwa wpajano jej reguły, a Hanie nie pozostało nic, żeby za nimi ślepo podążać. W pewnym sensie to dobrze, żywiołowe usposobienie nie zawsze szło w parze z podejmowaniem istotnych decyzji, działała impulsywnie i chwilami bezmyślnie. Mimo tego byłam w stanie ją zrozumieć. Osobiście nie przepadam za monotonią, więc prawdopodobnie dzięki temu tak mocno się z nią związałam.
Poznajcie Lenę Haloway, główną bohaterkę, a zarazem narratorkę oczekującą na dzień swoich osiemnastych urodzin. Nie, nie chodzi tutaj o prezenty i tort, skądże. Dziewczyna w końcu będzie mogła poddać się zabiegowi, który ma na celu zabezpieczenie przed amor deliria nervosa- chorobą zwaną miłością.
Lena początkowo nie do końca pokrywa się z naszym wyobrażeniem bohaterki funkcjonującej w antyutopijnym świecie. Jest rozsądna i posłuszna, całkowicie podporządkowana systemowi. Nie może się doczekać dnia,
w którym lekarstwo rozprzestrzeni się po jej organizmie, a ona sama nie będzie już narażona na złapanie delirii. Bo tego boi się najbardziej. Przedstawia nam swoje środowisko, od początku zapewniając, że jest dobre. Odpowiednie. Oczywiście dziewczyna nie ma żadnego porównania, żyje w miejscu otoczonym murami i wie jedynie to, co wiedzieć powinna. Ludzie wyleczeni są w większości osobami starszymi, zajmującymi określone miejsce w hierarchii społecznej. Z pewnością ustatkowani. Wiodą spokojne życie u boku partnera, który zostaje im przydzielony po zabiegu. Cała reszta to dzieci i młodzież, którzy nie ukończyli jeszcze lat osiemnastu.
Są określani mianem zarażonych. Wszystko jest takie uporządkowane, właściwe. Wydawałoby się, że społeczeństwo funkcjonuje prawidłowo, a jednak zawsze znajdą się błędy w ustroju państwa. W końcu to dystopia, nie może być tak kolorowo.
A gdzie wątek rebeliantów i walk z organizacją? On też się pojawia, ale jak na pierwszy tom przystało, jest tylko delikatnym szkicem. Końcówka była tak emocjonująca i całkowicie nieprzewidywalna, że podejrzewam, iż te niewielkie, mało istotne dla władz ataki tworzą fundamenty prawdziwego buntu. W Delirium pewne rzeczy wyglądają dla mnie zupełnie inaczej. Oczekiwałam uzbrojonych powstańców, a dostałam Odmieńców - ludzi żyjących w Głuszy, którzy szczerze mówiąc, przypominali mi jakichś zabawnych dzikusów, takich jak Tarzan.
Nic bardziej mylnego, moi drodzy, ponieważ jest to grupa naprawdę dobrze zorganizowanych, skutecznych aktywistów. Działają niezwykle dogłębnie i efektywnie, a przy tym zupełnie dyskretnie. Jednym z takich Odmieńców jest Alex, przez którego nasza bohaterka zaraża się delirią. Kiedy w życiu Leny pojawił się chłopak (Nie, nie tylko chłopak. Alex!) role znacznie się odwróciły i Lena zaczęła zachowywać się jak Hana. Niby książka "bez miłości", a jednak miłości było dużo. I na tym powinnam skończyć, bo nikt nie chce niepotrzebnych spojlerów.
Delirium jest kolejną dystopią, która prócz schematycznych wątków zawiera własne, oryginalne elementy.
Miłość jako choroba? To przecież genialny materiał na powieść. Autorka zdecydowanie miała pomysł na fabułę
i udało jej się wykorzystać swój literacki potencjał. Mam wrażenie, że większą dawkę emocji dostaniemy dopiero w tomie drugim i trzecim, a ten był jedynie przejrzystym wprowadzeniem w świat Leny i Aleksa. Zakończenie wstrząsnęło mną i złamało moje serce na milion drobnych kawałeczków, a od natychmiastowego sięgnięcia po kolejny tom powstrzymał mnie fakt, że muszę najpierw skończyć wszystkie rozpoczęte książki, które utworzyły już dość pokaźny stosik. Polecam.
Recenzja znajduje się również na blogu: http://krainaaksiazek.blogspot.com/
No właśnie. Czy gdyby miłość była chorobą, chciałbyś się wyleczyć?
Zastanawiałam się nad odpowiedzią na to pytanie w chwili, w której trzymałam książkę po raz pierwszy
w księgarni, rozmyślając nad jej kupnem. Zastanawiałam się, rozpoczynając lekturę. Zastanawiałam się również
w środku akcji, kiedy przybyły nowe, silne argumenty, którymi mogłabym się kierować. I...
O Love, Rosie było głośno jakiś czas temu ze względu na ekranizację, która miała swoją premierę w grudniu ubiegłego roku. Wiecie jak to jest, kiedy bardzo chce się przeczytać jakąś książkę, ale cały czas odkłada się to na później, bo zawsze znajdą się pozycje ważniejsze? A lista "chcę przeczytać" zwiększa się nieubłaganie, bo pojawia się coraz to więcej interesujących powieści. Tak było w przypadku tej lektury. Kiedy ją skończyłam, żałowałam jedynie, że sięgnęłam po nią tak późno.
Jestem zachwycona formą przedstawienia fabuły, bo to mocny aspekt świadczący o niezwykłej oryginalności książki. Przeglądając inne recenzje, zwróciłam uwagę, że nie każdemu taki zapis przypadł do gustu, co absolutnie mnie zaskoczyło. Czy tylko dla mnie przyswajanie tekstu okazało się szczególną łatwością?
Pełen podziw dla autorki; idealnie splotła wątki i opisała losy bohaterów, mające miejsce na przestrzeni pięćdziesięciu lat. Cecelia Ahern zdecydowanie zdaje sobie sprawę z wartości tradycyjnych listów. Właśnie w nich zgromadzone są wszystkie uczucia. Dzięki Love, Rosie potrafiłam idealnie wyobrazić sobie osobę, która pisała list. Jej dłoń sunącą po papierze, kreśląc wiadomość w skupieniu lub pośpiechu, łzy skapujące na kartkę, ślady atramentu lub inne pamiątki charakterystyczne dla nadawcy. To właściwie lepsze niż narracja, nie sądzicie? Pisząc do kogoś to co czujemy, działamy w pewien sposób pod wpływem impulsu. Przelewamy tam wszystko, często są to wyznania, których nie wypowiedzielibyśmy komuś prosto w twarz. Tak jak robi się zdjęcia, chcąc zatrzymać daną chwilę na zawsze, ludzie piszą też listy, aby słowa w nich zawarte były wieczne.
Rosie i Alex to prawdopodobnie najlepsi bohaterowie, jakich miałam okazję poznać. Pokochałam ich od pierwszych stron. Tworzą razem parę cudownych przyjaciół. Nie widziałam przyszłości Rosie, w której nie ma Alexa i przyszłości Alexa, w której nie ma Rosie. A jednak, ich życie potoczyło się w taki sposób, że rozłąka
w końcu nastąpiła. Dla czytelnika nie był to ogromny cios, bo przecież żadne z nich nie zniknęło z fabuły.
Pisali do siebie wcześniej jako dzieci, mieszkając zaledwie kilka domów dalej oraz pisali później, kiedy dzieliły ich setki kilometrów. Nam pozostało jedynie gorąco im kibicować, a kiedy kolejne wydarzenie sprawiło, że się od siebie oddalali, naprawdę emocjonalnie to odbieramy, mamy ochotę wręcz krzyknąć: "Jak to?!"
Ich decyzje z pewnością nie zawsze są takie, jakie podjąć powinni, ale w tym ukryta jest istota rzeczy.
To życie nie jest wyidealizowane, jest realne. Bohaterowie biorą udział w historii, z którą mamy okazję spotkać się każdego dnia. Historia niby banalna, a tak piękna i niesztampowa jednocześnie. Autorka wykreowała ich na wzór zwyczajnych ludzi, którzy popełniają błędy i ponoszą konsekwencje, ale są wystarczająco silni, by dążyć do spełnienia swoich marzeń, nawet jeżeli miałoby to trwać kilkadziesiąt lat. Naturalność, którą prezentują, sprawia, że zwyczajnie nie da się ich nie polubić. No, poza tym, przecież chyba każda dziewczyna chciałaby mieć takiego swojego Alexa. ;) Nie da się nie wciągnąć w fabułę, być obojętnym na ich losy. Osobiście nie miałam w planach przeczytać tej książki zaraz po tym, kiedy sympatyczny pan kurier mi ją dostarczył. Zaczęłam wtedy Próby Ognia i miałam wielką ochotę je skończyć, żebym nie było problemu z czytaniem kilku pozycji jednocześnie, bo wiecie, że nie bardzo przepadam za takim rozwiązaniem. (Nie)stety, nie wytrzymałam i zerknęłam na początek pierwszego rozdziału, który wyglądał tak zachęcająco, że błyskawicznie pochłonęłam pierwsze zdania, a później...
Cóż, kiedy zrobiłam sobie krótką przerwę, byłam już w połowie.
Nie potrafię wskazać kilku cech, które w stu procentach byłyby charakterystyczne dla Rosie.
Jest silną, niezależną kobietą. Z pewnością stanowcza, odpowiedzialna i zrównoważona. W sytuacjach, które tego wymagają, potrafi zachować zimną krew i kieruje się zdrowym rozsądkiem. A jednocześnie jest szalona, zabawna, uparta, impulsywna i momentami mało dojrzała, wtedy przypomina niezdecydowaną nastolatkę. Podoba mi się jej upór w udoskonalaniu samej siebie. Dąży do spełnienia swoich marzeń, równocześnie czekając na okazję, która jej to ułatwi. Nie narzeka przez połowę książki, w jakiej to beznadziejnej sytuacji się znalazła. Zaakceptowała swoje wybory z przeszłości i idzie naprzód. Dobrze, że autorka ubarwiła jej "nudne życie" tak fantastyczną postacią, jaką jest Ruby. Ta kobieta to dopiero potrafi zmotywować człowieka do działania. Płakałam ze śmiechu, czytając ich wiadomości. Każdy z nas potrzebuje takiego czynnika motywującego, który będzie mógł dać nam "porządnego kopa", kiedy sami nie będziemy w stanie odnaleźć w sobie siły. Ruby jest zdecydowanie idealna do tej roli.
Z kolei Alex jest odzwierciedleniem tej drugiej twarzy Rosie. Entuzjasta dobrej zabawy, trudno jest mu usiedzieć w jednym miejscu, nic nie robiąc. W moich oczach mógłby pozostać wiecznym dzieckiem. Byłam przekonana, że niełatwo przyjdzie mu się ustatkować, a tak naprawdę zrobił to szybciej niż jego przyjaciółka. Trudno było mi się przyzwyczaić do Alexa, który ma trzydzieści parę lat, codziennie jest ubrany w garnitur lub koszulę i nosi krawat. Na szczęście, jego osobowość się nie zmieniła. Pozostał lojalnym przyjacielem, rzucał zabawnymi dowcipami i co najważniejsze; nadal robił te same błędy ortograficzne.
Cecelia Ahern dzięki tej powieści zajęła u mnie trwałe miejsce na półce ulubionych autorów, a teraz nie pozostało mi nic innego, jak zapoznać się z jej pozostałą twórczością. Love, Rosie to niezwykle urokliwa opowieść, która pomimo momentów, w których bohaterowie musieli iść pod górkę, ukazuje nam też pozytywne strony różnych życiowych etapów. Podsumowując, jeżeli jeszcze nie przeczytaliście Love, Rosie, wiedzcie, że od teraz Was do tego nominuję. Macie ją na swoich listach Do przeczytania? Bardzo dobrze, zakreślcie ten tytuł jakimś jaskrawym kolorem, żeby prześladował Was za każdym razem, kiedy tam zajrzycie.
Recenzja znajduje się również na blogu: http://krainaaksiazek.blogspot.com/
Zapraszam! :)
O Love, Rosie było głośno jakiś czas temu ze względu na ekranizację, która miała swoją premierę w grudniu ubiegłego roku. Wiecie jak to jest, kiedy bardzo chce się przeczytać jakąś książkę, ale cały czas odkłada się to na później, bo zawsze znajdą się pozycje ważniejsze? A lista "chcę przeczytać" zwiększa się nieubłaganie, bo pojawia się coraz to więcej interesujących...
więcej mniej Pokaż mimo to
Kolejna popularna dystopia z nieśmiertelnym wątkiem totalitarnego państwa w tle, podziału społeczeństwa na lepszych i gorszych, porywczym przyjacielem głównej bohaterki oraz z dwojgiem młodych, przystojnych książąt. Czyż nie zapowiada się nowy, ogromnie oryginalny bestseller?
Otóż, również podejrzewałam, że autorka nie ofiaruje mi żadnych niesamowitych uczuć i emocji, jakich nie miałam okazji jeszcze doświadczyć w trakcie lektury książek tego typu. Wnioskując po mojej ocenie, bardzo się myliłam. Czy znaleźliście się kiedyś w sytuacji, gdy coś jest całkowicie tuzinkowe, a jednocześnie błyskotliwe, niebanalne? Właśnie w ten sposób odbieram Czerwoną Królową. Znalazłam tutaj wątki, które przewijają się
w powieściach dystopicznych bardzo często, a jednak ta książka jest dla mnie czymś zupełnie nowym i niepowtarzalnym.
,,Powstańmy! Czerwoni niczym świt''
Akcja najbardziej skupia się na walce rebeliantów z ustrojem i tutaj wyrazy uznania dla Mare, głównej bohaterki, która oczywiście odgrywa
w wydarzeniach bardzo ważną rolę, doskonale zdając sobie z tego sprawę. Nie przygląda się wszystkiemu z boku, pełniąc jedynie funkcję reprezentacyjną, ale działa, skutecznie współpracując z rebeliantami. Zdecydowana, dojrzała, trzeźwo myśląca, a nie skryta, cicha i irytująca.
Po krótkim, lecz przejrzystym wprowadzeniu napięcie wzrasta i wydawałoby się, iż większej dawki emocji czytelnik już nie dostanie, a jednak końcówka sięga zenitu. Ale o tym przekonacie się sami.
Bohaterowie o charakterach tak niejednoznacznych, że dość szybko owinęli mnie sobie wokół palca, wprowadzając w stan bezwzględnego zauroczenia, aby potem ujawnić swoje autentyczne intencje.
Cóż, jako czytelniczka często jestem raniona przez postacie literackie
i można by stwierdzić, że już do tego przywykłam, a jednak czuję jednocześnie podziw dla autorki i bezbrzeżny niedosyt z tego powodu.
,,Każdy może zdradzić każdego".
Niesamowite intrygi i kłamstwa to fundamenty Czerwonej Królowej. Następnie apodyktyczny ustrój z podziałem społeczeństwa na Srebrnych
i Czerwonych - lepszych i gorszych, arystokratów o nadnaturalnych zdolnościach i ludzi wykorzystywanych jako tania siła robocza.
Podział jest kategoryczny i definitywny, a jednak pojawili się buntownicy, którzy za wszelką cenę usiłują ten system obalić, bez względu na straty, jakie mogą ponieść. Ich gorliwe i asertywne działania, determinacja z jaką walczą o wolność jest godna podziwu. Autorka nie przedstawia otwartej wojny, jedynie drobne posunięcia ze strony rebeliantów, jednak są one tak skuteczne, iż wszystko wskazuje do jej doprowadzenia. I tutaj odbiorca ma dylemat; komu kibicować, czyje poglądy poprzeć? Kiedy na naszych oczach władzę sprawuje dwoje intrygujących książąt, z których jeden jest następcą tronu zostajemy postawieni przed trudnym wyborem, który wbrew pozorom nie jest tak oczywisty.
Niby doskonale zdajemy sobie sprawę, że konstrukcja państwa nie jest dobra, a rebelianci mogą okazać się nadzieją na diametralną zmianę zaistniałej sytuacji, więc gorączkowo uczepiamy się jej, nie przestając
im kibicować. Jednak z drugiej strony nie liczy się ilość, a jakość i w tym przypadku jesteśmy gotowi ulec jednemu człowiekowi, który wydaje się nam idealny w każdym calu, gdyby tylko nie dążył do tego, co jego poprzednik, dosadnie argumentując własne założenia. Co kieruje przyszłym królem? Myślę, że strach. I w gruncie rzeczy nie można mu się dziwić, bo przecież obalenie tak idealnie uporządkowanego systemu zmieniłoby wszystko.
Absolutnie zgadzam się z opinią większości czytelników: Czerwona Królowa wniosła powiew świeżości do tego gatunku i utrzymała poziom najsłynniejszych pozycji, mimo tego, iż jest debiutem młodej autorki.
Jestem ogromnie ciekawa kontynuacji, której już teraz z niecierpliwością wyczekuję.
Kolejna popularna dystopia z nieśmiertelnym wątkiem totalitarnego państwa w tle, podziału społeczeństwa na lepszych i gorszych, porywczym przyjacielem głównej bohaterki oraz z dwojgiem młodych, przystojnych książąt. Czyż nie zapowiada się nowy, ogromnie oryginalny bestseller?
Otóż, również podejrzewałam, że autorka nie ofiaruje mi żadnych niesamowitych uczuć i emocji,...
Prawdopodobnie nigdzie nie wspominałam, że YouTube jest jedną ze stron, które odwiedzam codziennie,
co więcej, spędzam tam naprawdę dużo czasu. Subskrybuję dość znaczną liczbę kanałów, a interesując się tym już ponad dwa lata, poznałam również Zoe Sugg, czyli Zoellę. Napisanie książki przez najpopularniejszą brytyjską vlogerkę, z pewnością wywołało ogromne poruszenie wśród blogerów, vlogerów oraz również nas - książkoholików. Osobiście nie odczuwałam dużej potrzeby przeczytania Girl Online zaraz po premierze.
Ostatnio zdecydowanie jestem bardziej skłonna sięgać po literaturę z większą dawką akcji, lubię, gdy coś się dzieje. W jaki więc sposób Girl Online w końcu do mnie dotarła? Otóż, moja przyjaciółka zapewniała mnie,
że jest to wspaniała powieść, którą muszę przeczytać, a co za tym idzie - zrecenzować.
,,Kiedy przy kimś płaczesz, kiedy pokazujesz mu to, co boli cię najbardziej,
to znaczy, że naprawdę mu ufasz. ''
Penny to zwyczajna szesnastolatka, która została potraktowana nieco stereotypowo. W zamyśle autorki było zapewne, aby z bohaterką utożsamiała się większość nastolatek w jej przedziale wiekowym. Dziewczyna ciągle wpada w tarapaty, codziennie przytrafiają się jej sytuacje, w których najchętniej zapadłaby się pod ziemię, narzeka na swoją urodę, chociaż ja nie pogardziłabym jej wyglądem, a nawet kiedyś marzyłam o kasztanowych lokach. Dodatkowo, ma kochającą rodzinę, genialnego przyjaciela oraz pasję, która sprawia, że Penny odnajduje prawdziwe wsparcie wśród swoich czytelników.
Mimo tych wszystkich pozytywów, którymi została obdarzona bohaterka, Zoe chciała przede wszystkim udowodnić, że nikt nie ma idealnego życia. Każdy z nas przechodzi przez lepsze i gorsze momenty. Ataki paniki przysparzały Penny nie lada problemów. Jej najlepsza przyjaciółka okazała się zupełnie inną osobą, a jeden incydent wywołał natychmiastowy efekt domina, pociągając za sobą kolejne nieporozumienia.
,,Ale potem przyszło mi do głowy, że może przyjaźnie przypominają czasem ubrania. Kiedy przestaje nam być w nich wygodnie, to nie znaczy, że coś źle zrobiliśmy. Mogliśmy po prostu z nich wyrosnąć. "
Historia przedstawiona na kartach powieści nie wyróżnia się oryginalnością, co nie zmienia faktu,
że momentalnie przez nią przebrnęłam. Czytanie opowieści, która mogłaby się zdarzyć naprawdę, niezwykle ułatwia związanie się z postaciami, wgłębienie się w fabułę. Bohaterowie wręcz emanują realnym ciepłem, to osoby, które zostały nakreślone na wzór prawdziwych ludzi. Wątek dotyczący typowych problemów młodzieży, propaguje zachowanie ostrożności oraz zdrowego rozsądku w Internecie. Nadwrażliwość młodych ludzi udzielających się publicznie na krytykę (podkreślę, że w większości przypadków jest ona zupełnie bezpodstawna) jest coraz częściej spotykana, a w Girl Online mieliśmy okazję poznać to z perspektywy Zoe, która w pewnym sensie identyfikuje się z Penny. Jest też Elliot, jej najlepszy przyjaciel , który zmaga się z brakiem tolerancji ze strony własnych rodziców. Takie drobne, mało podkreślone akcenty, a jednak zauważalne przez odbiorcę, aby mógł doszukać się w nich przesłania.
,,Bo kiedy znajdziesz kogoś, kto lub was za to, jacy jesteście naprawdę, i kogo wy lubicie za to, jaki on jest naprawdę, musicie zrobić wszystko, co w waszej mocy, żeby go nie stracić."
Girl Online jest niezobowiązującą opowieścią na leniwy dzień, którą zdecydowanie można przeczytać "na raz". Urocza okładka niezwykle pasuje do klimatu książki. Estetyka wydania sprawia, że chciałabym zatrzymać na niej wzrok za każdym razem, kiedy ją widzę. Dla mało wymagających czytelników, którzy chcą po prostu miło spędzić czas z sympatyczną lekturą - zdecydowanie tak.
Recenzja książki znajduje się również na blogu: http://krainaaksiazek.blogspot.com/
Serdecznie zapraszam!
Prawdopodobnie nigdzie nie wspominałam, że YouTube jest jedną ze stron, które odwiedzam codziennie,
co więcej, spędzam tam naprawdę dużo czasu. Subskrybuję dość znaczną liczbę kanałów, a interesując się tym już ponad dwa lata, poznałam również Zoe Sugg, czyli Zoellę. Napisanie książki przez najpopularniejszą brytyjską vlogerkę, z pewnością wywołało ogromne poruszenie wśród...
Brzmi tak banalnie, prawda? Och, wręcz emanuje schematycznością i nie mam tutaj bynajmniej na myśli powierzchownych fundamentów, które tworzą podstawę słynnej legendy o Krwawej Mary. Autor mógł wysilić się odrobinę bardziej i zamiast fundować nam grupkę przyjaciół przy ognisku w halloweenową noc, która postanawia zabawić się w dość niecodzienny sposób, mógłby na przykład... Dobra, nie znam żadnej innej wiarygodnej koncepcji rozpoczynającej horror dla nastolatków. 1-0 dla Dawsona.
Przerwa na reklamy, cięcie, i kolejna runda: jak można zniszczyć książkę, tworząc tak irytującą postać jaką jest Caine? Tak, ten super-przystojny młodzieniec, któremu jakimś dziwnym trafem wpadła w oko główna bohaterka z ogromnymi okularami na nosie? Prostując: nie mam nic do okularów (sama je noszę), ale Caine to taki typowy chłopak, który gustuje w pięknych, opalonych blondynkach o jasnoniebieskich oczach, czyż nie? Jeden z nieco bardziej popularnych schematów, ale w końcu dałam tej książce mocną siódemkę, co wskazuje na to, że moja frustracja wcale nie była tak ogromna. Wyobraźcie sobie, że wątek miłosny całkowicie znika z tej powieści, a jedyną odskocznią, która pozwala czytelnikowi na moment odetchnąć od krwi i prześladowań jest... No właśnie. 2-0 dla Dawsona, bo rozterki miłosne głównej bohaterki to jeden z aspektów, które przypominają nam o tym, że trzymamy w ręce powieść z gatunku Young Adult, nie debiut literacki Kinga.
Czuję się zobowiązana zaznaczyć, że horrory to zupełnie nie mój gatunek - lubię się bać, ale książki wywołują u mnie zbyt wiele emocji i przypuszczam, że pozostanę przy moim zamiłowaniu do ekranizacji. Po tę pozycję sięgnęłam tylko i wyłącznie ze względu na inicjatywę, którą pod koniec października podjęło kilka blogerek. Maraton czytelniczy w Halloween? Brzmi fantastycznie! Koniecznie muszę kupić jakiś horror, żeby było klimatycznie. Oczywiście, przeczytałam góra pięć rozdziałów i odpłynęłam - całkiem prawdopodobne, że może nawet nie ze zmęczenia.
Błagam, przyznajcie się teraz, że kilka (lub kilkanaście) lat temu jako małe dzieci byliście równie mocno zafascynowani wszystkim, co nierealne, a po obejrzeniu pierwszego lepszego horroru, unikaliście wszelkich luster jak ognia. Nie? Czyli tylko ja miałam tak bujną wyobraźnię? Doskonale pamiętam, że jaaakiś czas temu znałam absolutnie wszystkie odsłony biografii dziewczyny o imieniu Mary, która poprzez serię niefortunnych wypadków przybrała ksywkę Krwawej. Mnóstwo się naczytałam przeróżnych legend na jej temat i chociaż kilka lat temu wywarły na mnie naprawdę imponujące wrażenie, teraz jestem gotowa szczerze przyznać, że wizja pana Dawsona niezaprzeczalnie skradła moje serce. Ciekawym doświadczeniem było brnąć przez kolejne rozdziały Wypowiedz jej imię z przekonaniem, że granica pomiędzy fikcją, a rzeczywistością po woli zaczyna się zacierać. Autor nie stworzył arcydzieła, a słownictwo, którym operuje nie wzniosło mnie na wyżyny literackich doznań, jednak coś w jego stylu pisania intensywnie na mnie oddziaływało. Potrafił sprawnie złożyć zdania, co w połączeniu z jego mimowolną wiarygodnością sprawiało, że snuł swoją historię w niezwykle przekonujący sposób.
Jeżeli jesteście ewidentnymi debiutantami w takim gatunku, nie boicie się schematów i macie ochotę na szczyptę tajemnicy sprzed lat, która wbrew pozorom zmusza do myślenia - przeczytajcie to. Opis z okładki prezentuje zaledwie ogólny obraz tego, co autor funduje w powieści. Niewyjaśnione zbrodnie, masa intryg, świetnie poprowadzony motyw retrospekcji i całkiem nowa odsłona czegoś, co wydawałoby się już dawno przereklamowane.
Brzmi tak banalnie, prawda? Och, wręcz emanuje schematycznością i nie mam tutaj bynajmniej na myśli powierzchownych fundamentów, które tworzą podstawę słynnej legendy o Krwawej Mary. Autor mógł wysilić się odrobinę bardziej i zamiast fundować nam grupkę przyjaciół przy ognisku w halloweenową noc, która postanawia zabawić się w dość niecodzienny sposób, mógłby na przykład......
więcej Pokaż mimo to