-
ArtykułyLiteracki kanon i niezmienny stres na egzaminie dojrzałości – o czym warto pamiętać przed maturą?Marcin Waincetel16
-
ArtykułyTrendy kwietnia 2024: młodzieżowy film, fantastyczny serial, „Chłopki” i Remigiusz MrózEwa Cieślik2
-
ArtykułyKsiążka za ile chcesz? Czy to się może opłacić? Rozmowa z Jakubem ĆwiekiemLubimyCzytać2
-
Artykuły„Fabryka szpiegów” – rosyjscy agenci i demony wojny. Polityczny thriller Piotra GajdzińskiegoMarcin Waincetel2
Biblioteczka
2018-09-29
http://kosmetyczny-bzik.blogspot.com/2018/10/sowie-opowiesci-67-jp-delaney-w-zywe.html
Psychologiczne gierki, wielkie emocje, napięcie oraz ten dreszczyk. To właśnie sprawia, że thrillery, szczególnie te psychologiczne, to dla mnie cudowna rozrywka na nieprzespaną noc. Może się walić i palić, a ja wtapiam się w opisywane przygody. Nikt ani nic mnie nie ruszy. Wiem, że wiele osób zachwyca się Lokatorką, ale nie miałam jeszcze szansy jej przeczytać. W żywe oczy to moja pierwsza książka Autora. Byłam pełna nadziei oraz wielkich oczekiwań. Wiemy jak to jest z szumnie promowanymi książkami. Rozczarowanie, smutek i złość, że kolejny raz udało im się nas oszukać. Uwierzcie mi, zbyt duża promocja odpycha. Nie mogę zmusić się do książki. Dlatego też zdecydowałam się na W żywe oczy przed całą falą. Jak było tym razem? Zapraszam na szybkie podsumowanie moich wrażeń. Czy J P Delaney podbił także moje serce?
Claire Wright To kobieta, która potrafi być kimkolwiek zapragnie. Kłamie tak, że nawet wykrywacze miałyby problem. Przeszła w swoim życiu wiele: stratę rodziców, domy zastępcze, zdeptane marzenia, ucieczkę z kraju po nieudanym romansie. Jej marzenie, to bycie aktorką. To właśnie to kocha i chce robić w U.S.A. Niestety wizja zielonej karty jest daleko, a utrzymanie kosztuje. Zgadza się zostać wabikiem na mężczyzn. Żony niewiernych panów wynajmują ją przez agencję, żeby nakryła ukochanych na zdradzie. Jej życie się zmienia, kiedy dostaję nietypową ofertę pracy. Warunki są bardzo kuszące, ale też niebezpieczne. Patrick Fogler nie jest typową ofiarą. Inteligentny, pełen uroku, otwarty. Claire ma przed sobą nie lada wyzwanie, od którego może zależeć jej całe życie.
Nawet nie wiem od czego tu zacząć. Pewnie będę pisała trochę ogólnikami, ponieważ w powieści zdarzyło się tyle, że nie chce za wiele zdradzić. Całość jest bardzo dobrze skomponowana, a ja nie wiedziałam co jest prawdą, a co kłamstwem. Jako pasjonatka thrillerów podejrzewałam dużo, ale za nic nie miałam pewności. Pewnie znacie to wrażenie: oooo tak, pewnie za chwilę stanie się tak i tak. W przypadku W żywe oczy nigdy nie wiadomo co stanie się dalej. I właśnie to jest piękne. Autor zaskakuje czytelnika na każdym kroku. Można wietrzyć podstęp, nie wierzyć, że tak potoczyła się fabuła, jednak z tyłu głowy jest myśl: a może jednak? Jeśli twórca zmienił bieg oraz prowadzi mnie w innym kierunku, ja nie będę marudzić. Ja chcę wiedzieć co będzie dalej! I tak było. Nie oderwałam się nawet na chwilę. Wiedziałam, że nie odłożę powieści póki nie skończę. Czy podejrzewałam jak się to wszystko zakończy? Tak, jednak wcale mnie to nie rozczarowało, ponieważ droga była cholerną kolejką górską, a ja rozkoszowałam się każdym zdaniem.
Fabuła jest dość nietypowa, ponieważ rozwija się z przerwami. Najpierw szybka akcja, potem stagnacja oraz znowu lot błyskawicy. Choć nie lubię takiego rozwoju, to J P Delaney mnie nim kupił. Bardzo dobrze wczuł się w świat Claire i przekazał go z niezwykłą starannością. Główna bohaterka ma dziwna manierę sprowadzania swojego życia do scenariusza. Wiele scen opisanych jest jak skrypt jakiejś sztuki czy filmu. Nietypowy zabieg opłacił się, ponieważ jest to coś innego i na pewno intrygującego.
Autor napisał książkę dawno temu, a teraz ją ę przerobił. Wydał na nowo. Wczuł się w rynek oraz znalazł dla siebie szansę. Dobrze wiedział, że W żywe oczy to dobra historia, która powinna zostać poznana. Wszystko dzięki dobrze wykreowanym b. Aż do samego końca zastanawiałam się kto jest dobry, a kto niegrzeczny. Co chwilę zmieniałam zdanie o mordercy: Claire, Patrick, a może ktoś inny? Nic nie było oczywiste. Zatraciłam się w tekście i wszędzie szukałam drugiego dna. Proste rozwiązania nie wchodziły w grę. Twórca bardzo dobrze manipuluje myślami czytelnika, jakby był trzy kroki przed nim.
Claire jest nieoczywistą postacią. Starałam się ją polubić, ale coś zawsze mi nie pasowało. Może dlatego, że jak wcielała się w postać, to stawała się kimś innym. Jak można zaufać komuś, kto tak szybko potrafi zmienić twarz? Sami rozumiecie, że nie było łatwo wykluczyć jej z kręgu podejrzanych, mimo że bardzo się chciało.
Oczywiście były momenty, które wkurzały. I niestety są to gównie te gdzie pojawiała się główna bohaterka. Jej dwoistość czasem przytłaczała. Potrafiła być intrygująca, cudowna i po prostu przyciągająca, jednak za chwilę stawała się kobiecym memłakiem, który jojczy nad niesprawiedliwością Świata. Podejrzewam, że Autor chciał pokazać jej różne odsłony, ale nie do końca wszystkie momenty zawładnęły moim sercem. I tyle. Więcej wad nie widzę, a usilnie szukałam. Naprawdę chciałam zjechać książkę i powiedzieć: taaa, wielka promocja, a dupa z tego wyszła. Nie mogę tego zrobić.
W treści poruszono wiele ważnych wątków. Zaufania, wierności, osobowości, oraz dążenia do celu. Twórca pokazał dwoistość charakteru. Jeśli czegoś się chce, można zmienić się w jednym momencie, wypuścić Krakena i nie zważać na konsekwencje. Nie wiem jak mam was bardziej zachęcić do przeczytania. Dla mnie, W żywe oczy, jest po prostu książką doskonałą. Może i włożyłam różowe okulary, ale dawno nie czytałam tak poplątanej i pełnej niejasności powieści. Sprawiła, że co chwile wstrzymywałam oddech oraz chciałam więcej. Jak jakiś ćpun. Teraz wiem, że Lokatorkę też przeczytam. Mam nadzieję, że dacie książce szansę.
Za książkę dziękuję wydawnictwu Otwarte
http://kosmetyczny-bzik.blogspot.com/2018/10/sowie-opowiesci-67-jp-delaney-w-zywe.html
Psychologiczne gierki, wielkie emocje, napięcie oraz ten dreszczyk. To właśnie sprawia, że thrillery, szczególnie te psychologiczne, to dla mnie cudowna rozrywka na nieprzespaną noc. Może się walić i palić, a ja wtapiam się w opisywane przygody. Nikt ani nic mnie nie ruszy. Wiem, że...
Książka przy której uczucia Cię zalewają.
Zarezerwuj sobie: trochę czasu, dużo chusteczek, jakąś popitkę i dopiero siadaj. Od tej książki nie da się oderwać :)
Chcesz wiedzieć więcej?
Zapraszam na recenzję :)
http://kosmetyczny-bzik.blogspot.com/2016/03/przedpremierowo-sowie-opowiesci-10-mia.html
Książka przy której uczucia Cię zalewają.
Zarezerwuj sobie: trochę czasu, dużo chusteczek, jakąś popitkę i dopiero siadaj. Od tej książki nie da się oderwać :)
Chcesz wiedzieć więcej?
Zapraszam na recenzję :)
http://kosmetyczny-bzik.blogspot.com/2016/03/przedpremierowo-sowie-opowiesci-10-mia.html
Coś się kończy, a coś zaczyna. Nie wiem kiedy to zleciało, ale jestem właśnie po czwartym tomie Czerwona Królowa. Książka jest olbrzymia, inaczej nazwać się tego nie da. Mimo że czytania dużo, to ciężko mi było się do niej zabrać. Nie chciała kończyć tej cudownej przygody, ale służba, nie drużba.
Mare Barrow wprowadziła zamieszanie do uporządkowanego świata królestwa. Odkryła, że nie jest Srebrna, a Czerwona. Powstał chaos w uporządkowany świat elity. Dziewczyna stała się przywódczynią i twarzą rebelii, która miała zmienić wszystko. Przeciwnicy podnoszą broń, więc czas na ostateczną walkę. Dziewczyna poświęci swoje dobro oraz szczęście, żeby wyjść zwycięsko z tej potyczki. Oczywiście nie obejdzie się bez zdrad, zazdrości i wielu problemów. Czy nowy sojusz będzie najlepszym wyjściem? Czy zwycięstwo jest warte każdej ceny?
Mare jest taka sama, jak w poprzednich częściach. Walczy o swoje, nadal szukając własnego miejsca. Lubię główna bohaterkę, mimo kilku niedociągnięć charakteru. Inni bohaterowie są tacy sami, jak we wcześniejszych częściach. Można powiedzieć, że w czwartym tomie wchodzimy ponownie do świata, który zakończył się w trzecim.
Na tym chyba czas zakończyć pozytywy. Niestety. Wielkie nadzieje zostały zdeptane z każdą kolejną, przeczytaną stroną. Jest parę rzezy, których nie lubię w książkach. Podstawowa to brak płynności akcji, powroty w treści żeby zrozumieć sens rozgrywanej fabuły. Pojawiło się wiele wątków pobocznych, które wprowadzały chaos i nie wnosiły nic sensownego do całości. Miałam wrażenie jakby autorka chciała przekazać nam wszystkie swoje myśli oraz pomysły co do serii, a że był to ostatni tom to wyszło trochę nieporadnie. Nie lubię zbędnych zapychaczy treści. W pewnym momencie strasznie wkurzały, ponieważ odchodziłam od najważniejszych spraw, a skupiałam się na jakiejś innej historii, która tak naprawdę nic nie dawała.
Nadal czuję, że jeśli tom miałby o połowę mniej stron, to byłby bardzo dobrym zakończeniem. Czytanie nie było radością, a raczej męką i chodzeniem po ostrych kamieniach. Akcja stała w miejscu, tempo jakby zwalniało ze strony na stronę. Zanim przeczytałam konkretny fragment, już wiedziałam co będzie dalej. Wszystko było takie przewidywalne i mało odkrywcze.
Jako miłośniczka Czerwonej Królowej jestem strasznie zawiedziona finałem. Spodziewałam się czegoś wow, a dostałam lekko odgrzewanego kotleta, który nie dał mi radości. Przecież to zawsze końcowy tom daje poczucie spełnia, spaja całość i nie daje o sobie zapomnieć. Z każdą stroną byłam coraz bardziej zirytowana. Jakby sukces autorki sprawił, że zrezygnowała z ciekawego pomysłu, a poszła w wygodne oraz bezpieczne rozwiązania. Nie mogłam poczuć chemii z tym, co czytam. Parę razy odkładałam książkę, żeby po czasie z mozołem do niej wracać. To chyba nie powinno tak wyglądać. Powieść ma sprawiać radość, a zakończenie smutek. Tutaj było wręcz odwrotnie. Kiedy zamknęłam tylną okładkę, poczułam ulgę.
Styl pisania autorki rozwinął się na przestrzeni całego czasu spędzonego nad serią. Widać, że włożyła dużo pracy w dopracowanie stylu i przesłania. To, że historia przedstawiona w czwartym tomie kuleje, to nie znaczy, że autorka ma zły styl pisania. W mojej ocenie skupiła się za bardzo na wepchnięciu wszystkiego, co sobie wymyśliła, zamiast na jakości.
I tak reasumując wszystko, całą przygodę z Czerwoną Królową – nie żałuję. Pojawiło się wiele zgrzytów, szczególnie w ostatnim tomie, ale szacunek dla autorki, że stworzyła barwny świat, z wieloma ciekawymi elementami pozostał. Mam wrażenie, że jej następna seria będzie dobra. Skupi się bardziej na przesłaniu, a nie na zadowalaniu wszystkich. Przynajmniej mam taką nadzieję.
Finał nie jest jednoznaczny. Można domyślać się wielu rzeczy, a i tak nikt nie będzie miał racji. Czuję, że jest to zabieg marketingowy, na ewentualne, późniejsze pojawienie się jeszcze jakiegoś tomu. Np. kilka lat po historii z Wojennej burzy. Szkoda, ponieważ liczyłam na jasne odpowiedzi, a pojawił się znowu mętlik. Niesmak pozostał jeszcze długo po skończeniu. Czy seria jest warta poznania? Myślę, że tak, jeśli nie obawiacie się lekkiego rozczarowania. Dlaczego w recenzji nie skupiam się tylko na Wojennej burzy? Ponieważ mogłabym zdradzić zbyt wiele szczegółów, a w spoilerowanie się nie bawię.
Za Wojenną burzę złapią się zapewne miłośnicy wcześniejszych części, więc nie chce zdradzać treści oraz obierać komuś szansy na poznanie treści na własnych zasadach. Wiem, że czwarty tom będzie miał swoich miłośników. Mi niestety nie podszedł, ale nadzieję, że u was będzie inaczej. Szkoda, że twórczyni zdecydowała się na takie prowadzenie fabuły, a nie inne. Kilka zmian i seria byłaby idealna.
Recenzja pojawi się na:
http://kosmetyczny-bzik.blogspot.com/
Coś się kończy, a coś zaczyna. Nie wiem kiedy to zleciało, ale jestem właśnie po czwartym tomie Czerwona Królowa. Książka jest olbrzymia, inaczej nazwać się tego nie da. Mimo że czytania dużo, to ciężko mi było się do niej zabrać. Nie chciała kończyć tej cudownej przygody, ale służba, nie drużba.
więcej Pokaż mimo toMare Barrow wprowadziła zamieszanie do uporządkowanego świata królestwa....