Porównanie z Twoją biblioteczką
Wróć do biblioteczki użytkownika2015
2010-01-01
2010-01-01
2010-01-01
2011-10-01
Zakładka na 52 stronie od dwóch miesięcy. Nie kusiło mnie, aby przełożyć ją na stronę 378. Ostatnią. Wróciłam do niej przypadkowo. Przeczytałam w dwa wieczory…
Bangtsson serwuje nam danie z brudu i nienawiści. Z dodatkiem przemocy i heroiny. Doprawia to brutalnym sexem, nieletnią prostytucją i zapachem moczu. Polewa krwią i wymiocinami. Dodaje szczyptę humoru i ludzkich uczuć. Wszystko dokładnie miesza i wkłada do najbrudniejszego naczynia. Podaje do piwa i papierosów wypalanych przy muzyce Rolling Stonesów. Na deser dorzuca garść przekleństw wymieszaną ze współczuciem i brutalnością. A my… zjadamy wszystko ze smakiem, prosząc o dokładkę…
Autor ze wszystkiego, co najgorsze, najbrudniejsze, najbardziej niemoralne i odrażające, buduje kopenhaski świat. Świat, w który wrzuca bohaterów poddających się jego brutalnym regułom. Świat pełen alkoholików, „którzy kulą się na ławkach, podciągają kołnierze na uszy, a piwo chowają w rękawy”[s. 283], pełen narkomanów, którzy robią to „w bramie, w szyję, brudną strzykawką, na oczach dzieci, krwawiąc na ich zeszyty z Kubusiem Puchatkiem”[s. 213]. Świat, w którym roi się „od tłustych pedałów. Od ćpunów, którzy się pieprzą z psami. Od ciot, które ruchają tajlandzkich chłopców w tyłek”[s. 351], od kobiet „z sukienką podciągniętą do uszu, bez majtek, zostawionych w męskiej toalecie za drinka, za piwo, za towarzystwo”[s. 237]. Świat ohydnie nieludzki, a zarazem… przejmująco ludzki i prawdziwy.
„Submarino”. Prowokuje. Pobudza. Wyostrza wszystkie zmysły. Razem z bohaterami czujemy smród zasikanych korytarzy i łazienek. Czujemy swąd spalonej drukarni i niemytych przez lata ciał. Czujemy zapach krwi rozlewanej na bruku i dymu papierosowego unoszącego się w powietrzu. Czujemy smak niemytych zębów, odgrzewanej pizzy i zimnego piwa. Słyszymy płacz głodnych dzieci, jęki umierających na wojnie Albańczyków i odgłosy kroków na socjalnym korytarzu. Na skórze czujemy dotyk zimna wdzierającego się do opuszczonych domów bez szyb i wystające sprężyny socjalnego łóżka wbijające się w plecy. Widzimy brudne i szare ulice, kioski, które już dawno przestały sprzedawać gazety na rzecz alkoholu i papierosów na sztuki. Widzimy bezradność okradanych staruszek, piękne samochody narkotykowych władców i nieletnie dziewczynki zmuszane do nierządu. Widzimy ludzką bezsilność, biedę, uzależnienie, łzy i brak wiary na lepsze jutro. Widzimy świat, jakiego nigdy nie chcielibyśmy oglądać. Świat, w którym zabija się za zbyt głośne krzyki podczas stosunku i w którym chodzi się do biblioteki tylko po to, aby znaleźć (a raczej nie znaleźć) notatkę o tym, czy okradziona i pobita przez nas kobieta przypadkiem nie zmarła. Świat, na który chcielibyśmy zamknąć oczy, usta, uszy, nosy i każdą inną część naszego ciała. Świat… którego nigdy nie chcielibyśmy poznać.
Bohaterowie. Wydawać by się mogło, że w takim świecie, nie ma miejsca na dobrych bohaterów. Szczególnie, gdy czytamy notatkę na okładce:
„Nick wychodzi z więzienia. Siedział za ciężkie pobicie. (…) Jego brat samotnie wychowuje syna (…) żeby utrzymać siebie i dziecko, zaczyna handlować heroiną. (…) Submarino wciąga i nie daje spokoju. Jak alkohol, przemoc i seks, bez których nie może żyć Nick. Jak narkotyk, od którego uzależniony jest jego brat”.
Wydawać by się mogło, że bohaterowie powinni być tacy sami, jak świat, w którym przyszło im żyć – bezduszni, okrutni, nie liczący się z niczym i nikim, pozbawieni skrupułów i ludzkich uczuć. Dzieje się jednak inaczej. Pomimo całej otoczki z niemoralności i uzależnienia dostrzegamy w nich coś więcej. Zaczynamy darzyć sympatią. Na tyle dużą, że myślimy o nich jak o pełnych miłości, ciepła i zrozumienia osobach. Nicka poznajemy nie przez pryzmat jego uzależnienia od piwa i przemocy, ale przez pryzmat człowieka, który potrafi słuchać godzinnych monologów Iwana o niczym, który potrafi zrobić poranne zakupy dla Sofie, tylko dlatego, że przypadkiem zauważa jej pustą lodówkę, który potrafi pomóc staruszce przy niesieniu siatek z zakupami. Jako człowieka, który potrafi zaopiekować się bezdomnym dając mu codzienny ciepły posiłek, podróże za miasto, nowe ubrania i… prawdziwą przyjaźń. Jego brata, poznajemy zaś głównie jako kochającego ojca, który ostatnie pieniądze wyda na ulubiony „holenderski” serek dla swojego synka, podaruje mu wymarzony strój Zorro i zabierze na rowerową wycieczkę. Jako ojca, który zrobi wszystko, tylko po to, aby zobaczyć uśmiech na twarzy swojego dziecka.
Poznajemy bohaterów, jako osoby, które „czarne ‘Kochaj!’ z zasikanych wind i spalonych murów”[s. 52, 78] zamieniają na „Kocham!”.
Książka dzieli się na dwie części. Pierwsza zatytułowana „Iwan”, druga „Martin”. Zastanawiamy się dlaczego autor nie tytułuje ich imionami głównych bohaterów… Kiedy kończymy czytać każdą z nich, zadajemy sobie pytanie: Czy aby na pewno nie tytułuje?
Dodatkowym smaczkiem książki jest wpleciony w nią odpowiednio dobrany i niebanalny humor, dobry uczynek i życzliwe słowo z ust bohaterów, po których najmniej się tego spodziewamy oraz ciekawostki naukowe, które sprawiają, że pojawia się w nas zaciekawienie i uśmiech na twarzy. To tutaj dowiadujemy się o leworęcznych niedźwiedziach, zabójczych nosach delfinów, broni Elvisa, o tym, że ośmiornice kopulują głowami, a polskie papierosy są najdroższe, bo najlepsze i najbardziej pożądane.
Również język to jest coś, co powoduje, że zaczynamy myśleć, tak jak narrator (-rzy). Początkowo nieco drażni, by z czasem zachwycić i udowodnić, że lepiej dobrany być nie mógł.
To wszystko sprawia, że książkę czytamy jednym tchem. Wtapiamy się w kopenhaską przestrzeń odrazy z całych sił, by jeszcze długo po zamknięciu ostatniej strony siedzieć w milczeniu, nienasyceniu i w zachwycie.
Na koniec dobra rada. Nie zniechęcajmy się do tej książki na początku, nie odkładajmy jej po kilku stronach „na potem”, bo… potem możemy do niej nie powrócić. Ja powróciłam. Na szczęście.
*wszystkie cytaty pochodzą z: J. T. Bengtsson, Submarino, przeł. I. Zimnicka, Wołowiec 2011.
[http://papieros-w-filizance.blogspot.com/2011/12/submarino-jonas-t-bengtsson.html]
[http://femka.net/submarino/]
Zakładka na 52 stronie od dwóch miesięcy. Nie kusiło mnie, aby przełożyć ją na stronę 378. Ostatnią. Wróciłam do niej przypadkowo. Przeczytałam w dwa wieczory…
Bangtsson serwuje nam danie z brudu i nienawiści. Z dodatkiem przemocy i heroiny. Doprawia to brutalnym sexem, nieletnią prostytucją i zapachem moczu. Polewa krwią i wymiocinami. Dodaje szczyptę humoru i ludzkich...
2011-01-01
Z książką zetknęłam się w momencie pisania pracy magisterskiej. Jako że temat jej brzmiał: "Przestrzeń węchem czytana" (z późniejszym podtytułem "Percepcja zapachów w Pachnidle. Historii pewnego mordercy Patricka Süskinda, opowiadaniach Jarosława Iwaszkiewicza i Zapachu trzciny Wojciecha Bauera) trafiłam na nią dość szybko, przeglądając strony internetowe w poszukiwaniu utworów, na których mogłabym oprzeć swoją pracę. Mój początkowy entuzjazm opadł jednak tak szybko, jak szybko się pojawił. Okazało się, że książka - mimo iż wydana 4 lata wcześniej - była prawie niemożliwa do zdobycia. Nie zniechęcona jednak tym faktem, po dwumiesięcznych staraniach i oczekiwaniu, trzymałam ją w rękach...
Tak oto zaczęła się moja podróż po olfaktorycznej krainie wspomnień i słowiańskiej magii...
Wojciech Bauer (1954 – ) – inżynier, bankowiec, muzyk, pisarz jedynie okazjonalny, w swojej najnowszej i – jak sam mówi – najważniejszej książce "Zapach trzciny" porusza temat powrotu do miejsca dzieciństwa i młodości.
Bohater (porte – parole autora) to pięćdziesięcioletni biznesmen Tomasz Woy, który na stałe mieszka z żoną w mieście na Śląsku. Śmierć przyjaciela z dzieciństwa zmusza go jednak do podróży na Mazury – do miejsca, gdzie się urodził, wychował, chodził do szkoły, śpiewał w zespole rockowym, nawiązywał pierwsze przyjaźnie i przeżywał pierwsze (a zarazem ostatnie!) miłości. Podróż bohatera przez całą Polskę to sentymentalna podróż do przeszłości, ale też, a może przede wszystkim, podróż w głąb samego siebie, podróż bardzo osobista, emocjonalna i trudna.
"Zapach trzciny" buduje kilkanaście wątków, skupiających się w różnych planach, których akcja toczy się symultanicznie a wykreowany prze autora świat wypełniony jest wspomnieniami.
Woy przyjeżdża do Ełku, spotyka ludzi, z którymi nie kontaktował się latami i, co najważniejsze, uczestniczy w pogrzebie Leszka. To właśnie pogrzeb przyjaciela stanowi swoistą oś wydarzeń i podróży po licealnej przeszłości.
Aby poznać życie Tomasza i jego przyjaciół oraz dowiedzieć się, co tak naprawdę przeżywa bohater, musimy wykorzystać wszystkie nasze zmysły i wszystkimi zmysłami wtopić się w lekturę, gdyż jest to książka o dźwiękach, o słodko-gorzkich smakach życia i przede wszystkim o zapachach. O zapachu rodzinnych stron, zapachu młodości, miłości, o zapachu... życia.
"- Twoi, Marto, pedzio: ładnie, jak w kino lebo w fernzeju. Moim hercklekot garło ściśnie, mało nie zdusi. Twoi w lesie ozon bedo ziajać. Moi mikrutkich nutek w woni szukać, rozdziewać zapach na maluśkie śtucki. Twoi pedzo: pagór, to pagór. Moi serce własne w nim uźzo. Ot, róznica. (…)
- (…) A on? On nie jest tylko wasz, Smętku. Ja go już poznałam i on mnie też. Będzie chciał z wami?
- Myślis: nie? – stary znów siorbnął fajką. – Łobacys, ino las mu zapachnie…".
To zapach jest przyczyną wszystkiego, co się dzieje w duszy Tomasza. Dzięki niemu bohater może określić swoją prawdziwą tożsamość. Bauer wprowadza zapach do powieści jako nieodłączną część świata przedstawionego, chłoniętego wszystkimi zmysłami, jako coś, co pozwala oddać wszelką jego zmysłowość, jako czynnik zmuszający do refleksji i zastanowienia się nad sensem życia oraz wywołujący skrywane pokłady emocji i wzruszeń
Autor, za pomocą nawiązań, powrotów i wspomnień, łączy przestrzeń czasu minionego z przestrzenią czasu teraźniejszego. Czytelnik z biegiem akcji dostrzega coraz to nowe ślady minionych zdarzeń, emocji i uczuć relacjonowanych przez narratora bądź powracających we wspomnieniach bohatera. Wszystkie osoby, wszystkie wydarzenia, a przede wszystkim zapachy, które pojawiają się na drodze Tomasza wywracają jego cały dotychczasowy świat do góry nogami. Zapachy, które od samego początku, wywołują w nim poczucie przeszłości i „swojskości”,z czasem stają się głównym bodźcem służącym samookreśleniu.
Historia podróży Tomasza zatacza koło (rozpoczyna się i kończy na Mazurach, zarówno fizycznie, jak i psychicznie), tak samo jak historia zapachów wpisana w tę drogę – rozpoczyna się zapachem lasu i jeziora, i tymi zapachami się również kończy. „Pachnie lasem, jeziorem i domem” – ten wers uzmysławia, że to tu, na Mazurach, w krainie młodości, jest jego prawdziwy dom, jego miejsce. Kończy się wojna o duszę pięćdziesięcioletniego biznesmena, który zamiast miejskiej autostrady wybrał dobrze znaną ścieżkę pośród mazurskich lasów i jezior. Tomasz odnajduje swoje miejsce, określa swoją tożsamość i umiera jako Tomek.
"Zapach trzciny" to przepiękna opowieść o nostalgii, o powrotach do krainy młodości, i – jak czytamy w recenzji Jarosława Czechowicza – „to także powieść o kobietach i pięknie kobiety portretująca”.
Bauer zaprasza czytelnika do magicznej krainy wspomnień, również wspomnień o kobietach. Wehikułem przenoszącym w przeszłość może być wszystko – usłyszana melodia, znajomy widok lub zapach. Z kart powieści wyłania się smutek i żal, nie tyle za samą młodością, co za jej klimatem, szaleństwem, beztroską i bezgraniczną przyjaźnią. Żal za ludźmi, również za kobietami. Zapachu, który jest motywem przewodnim całej powieści, nie zostały pozbawione również one.
Zapachowa pamięć jest bardzo trwała. Zapach nie tylko wyzwala wspomnienia, ale jest też elementem, który na długo pozostaje w pamięci. Myśli Tomasza zaprzątają strzępki wspomnień dotyczące byłych kobiet. Jednak jednego po 50-ciu latach nie zdołał zapomnieć – ich zapachu. Dziś nie pamięta już jak wyglądały, ani jak miały na imię. Pamięta jedynie zapachu skóry, włosów, potu, kosmetyków, jakich używały. Nie jest w stanie – choćby nawet chciał – wyrzucić z pamięci tych olfaktorycznych wspomnień.
Tomasz próbuje zmierzyć się z czasem. Przypomina sobie fakty z przeszłości: rozmowy, kolory, zapachy, emocje, które układają się w pozornie sensowny obrazek, jakby doskonale pasujące do siebie elementy układanki, by odkryć, że minionego czasu nie da się odzyskać, że wszystko minęło. Wszystko, prócz zapachu. Ten pozostaje niezmienny. Przestrzenie pachną tak samo jak pół wieku temu, woń przedmiotów odsyła do młodości, a kobiety identyfikować można po wspomnieniu ich zapachu. Dzięki zmysłom Tomasz przeżywa deja vu swoich miłości, miłosnych uniesień i rozczarowań, doświadczanych wzrokiem, słuchem oraz węchem.
Powroty czysto mechaniczne, fizyczne są tylko przyczynkiem do tych prawdziwych powrotów – powrotów symbolicznych, służących odbudowywaniu własnego świata, odbudowywaniu swojej tożsamości, wewnętrznych podróży w głąb siebie.
Podróż w rodzinne strony staje się dla bohatera wielką wewnętrzną przygodą w głąb siebie, zmuszającą do wielkiej intensywności samopoznania, odkrycia własnego „ja” w konfrontacji z przeszłością, która jak się okazuje trwa wiecznie i jest nieprzemijalna, choć już dawno miniona.
Wykreowana w dziele przestrzeń to mityczna i nostalgiczna kraina, synestezyjno-zmysłowy obraz arkadii dzieciństwa i młodości, na co zwraca uwagę w swojej recenzji również Jarosław Czechowicz:
"Czas, miejsca, ludzie – wszystko zmienne, wszystko efemeryczne i w taki też sposób ukazane w powieści życia Wojciecha Bauera, który buduje swoistą literacką symfonię synestezji. Wszak jest to książka o zapachach, o dźwiękach, o smakowaniu życia i przeżywaniu wspomnień wciąż na nowo".
W tej utopijnej przestrzeni jest zarówno poczucie pustki i znikomość istnienia, jak i radość życia, żywioły namiętności i, przede wszystkim, dotykalna, zmysłowa i sensualna konkretność, w której Tomasz odnajduje poczucie bezpieczeństwa, stałości, ukojenie i szczęście.
To wszystko sprawia, że – tak jak Kalina Beluch, autorka recenzji powieści Bauera – „zaczynamy sami mimowolnie tęsknić za minionymi latami, beztroską dzieciństwa, poddajemy się atmosferze wspomnień".
„Kiedy myślimy o czasach dzieciństwa albo o krainach opuszczonych, okazuje się, że najintensywniej odżywają w nas wspomnienia zapachowe (...)” / Józef Bachórz/
Literatura jest dla autora pretekstem do wyprawy we własny miniony czas (silne nawiązania do Prousta), jest mitem wypełnionym obsesją przemijania, mitem Matki Ziemi, mitem życia i śmierci.
Cechą charakterystyczną twórczości Bauera jest wyraźna symbolizacja krajobrazów i przestrzeni zamkniętej. Światy przedstawione budowane są na zasadzie wyodrębnienia poszczególnych elementów przestrzennych i nadania im znaczenia filozoficzno-symbolicznego.
W "Zapachu trzciny" mamy do czynienia z dwoma podstawowymi rodzajami przestrzeni: przestrzenią świata przedstawionego jako miejscem, gdzie rozgrywa się akcja oraz przestrzenią wyobrażoną, istniejącą w pamięci bohaterów, która jest obrazowym ekwiwalentem przeżyć i uczuć. Dopiero po powrocie do miejsca, za którym całe życie się tęskni, do swojej „małej ojczyzny” możliwe jest doznanie uczucia pełni, szczęścia i spełnienia.
Bauer nie tyle podróżuje, zwiedza i „studiuje” rodzinne tereny, krajobrazy i pejzaże, co trwa w nich, i przeżywa na nowo, rysując tym samym nową, własną mapę prywatnej ojczyzny. To „stwarzanie” sprzęgnięte jest ze znajomością historii, impulsami serca, koligacjami towarzyskimi, kaprysami pamięci i wrażeniami zmysłowymi. Dla autora, miejsce czasów dzieciństwa i młodości – przywołując słowa Elżbiety Grabskiej – „to miejsce idealnie spełniające pożądane wartości estetyczne, miejsca inicjujące ich twórcze wędrówki w czasie i przestrzeni”.
W takim rozumieniu miejsca, nie jest ważna jego topograficzna tożsamość, nie jest ono wyłącznie fizycznie odwiedzane, a staje się impulsem wywołującym przeżycia osobistej, często trudnej, podróży. Na podobnej zasadzie traci swą ważność czas – w jednej chwili, pod wpływam zapachu, zbiegają się wspomnienia odległe, przywoływane siłą skojarzeń, z wydarzeniami teraźniejszymi. Podróże i powroty są więc dla Bauera „zapisem tego, co dla wędrującego niezbędne, a dla historii nieuchwytne”.
[http://papieros-w-filizance.blogspot.com/2012/07/zapach-trzciny-wojciech-bauer.html]
Z książką zetknęłam się w momencie pisania pracy magisterskiej. Jako że temat jej brzmiał: "Przestrzeń węchem czytana" (z późniejszym podtytułem "Percepcja zapachów w Pachnidle. Historii pewnego mordercy Patricka Süskinda, opowiadaniach Jarosława Iwaszkiewicza i Zapachu trzciny Wojciecha Bauera) trafiłam na nią dość szybko, przeglądając strony internetowe w poszukiwaniu...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-08-01
8 październik 1960 r. W małej miejscowości Poggio Rusco We Włoszech przychodzi na świat mały Andrea. Nikt wtedy jeszcze nie zdaje sobie sprawy, jak wielkim człowiekiem zostanie i jakich cudów dokona…
Książka Pistelliego jest taką książką, o której mogę mówić (pisać) godzinami. Wcale nie dlatego, że jest w niej zawarty ogrom informacji. Wcale nie dlatego też, że jest przepięknie wydana i trzymając ją w rękach ma się wrażenie, że trzyma się przepiękny album, ale dlatego, że siatkówka to coś, do czego od kilkunastu lat mocniej bije moje serce…
Andrea Anastasi – człowiek, którego w Polsce nikomu nie trzeba przedstawiać. Trener naszej siatkarskiej męskiej kadry. Nasz trener. Nasz Andrea, który w ciągu 2 lat dokonuje rzeczy niezwykłych. Takich, których żaden wcześniejszy trener w Polsce nie dokonał…
Ale od początku…
Andrea swoje pierwsze siatkarskie kroki stawiał w niewielkiej lokalnej drużynie. Już wtedy wyróżniał się skocznością i talentem nawet wśród starszych. Na tyle, że w wieku 15 lat otrzymuje propozycję z Parmy i opuszcza rodzinny dom. To tam odbiera pierwsze prawdziwe siatkarskie lekcje, tam przeżywa pierwszą szkołę życia, tam... bardzo szybko zyskał uznanie w oczach wielu trenerów i siatkarskich sław.
A potem? A potem były kolejne kontrakty, zawodowe kluby z najwyższej półki, kolejne zwycięstwa, aż po reprezentację, do której został powołany w 1981 roku. To z nią – Reprezentacją Fenomenów – wywalczył m. in. Mistrzostwo Świata, Mistrzostwo Europy, wygrał Ligę Światową...
W 1999 roku, po rozegraniu 141 spotkań, opuścił ją ze złotym medalem Igrzysk Śródziemnomorskich na szyi.
Po zakończeniu kariery zawodniczej, przyszedł czas na odpoczynek. Odpoczynek, który...nie trwał długo. Otrzymał propozycję poprowadzenia klubu z Brescii i tak… z miesiąca na miesiąc stał się trenerem.
A potem... wszystko potoczyło się jeszcze szybciej…
W wieku 29 lat, Anastasi zostaje trenerem włoskiej kadry. Tej, w której sam jeszcze niedawno grał. Tej, w której nadal grali jego koledzy z boiska, przyjaciele i zawodnicy często starsi od niego. Tej, z którą odniósł pasmo sukcesów i w końcu tej, z której został zwolniony po zdobyciu dwóch srebrnych medali (!!) na Igrzyskach Olimpijskich i Mistrzostwach Europy…To był cios…
La Huria Roja. Hiszpański sen.
Kiedy jednak postanowił od siatkówki uciec, ta nie dała o sobie zapomnieć i, biegnąc aż z Hiszpanii, szybko go dogoniła…
Reprezentacja Hiszpanii nie liczyła się w siatkarskim świecie, nie zdobywała medali, nie miała znanych nazwisk. Andrea jednak, otrzymawszy propozycję jej objęcia, zaryzykował. Uciekł od włoskiego szumu na hiszpańską prowincję i od „zera” budował latynoską drużynę. Poznawał. Szkolił. Tworzył… I tak z drużyny, która plasowała się w drugiej dziesiątce rankingu stworzył drużynę, z którą… wygrał Mistrzostwo Europy!! Mistrzostwo, o którym do dzisiaj mówi się na całym świecie jako o fenomenie. Fenomenie siatkówki. Fenomenie taktyki. Fenomenie siatkarzy. Fenomenie trenera. Tego trenera, który był ponownie na ustach wszystkich…
Po tym sukcesie, Włoski związek zaproponował Andrei powrót do włoskiej reprezentacji. Ale tam, już nic nie układało się tak, jak powinno….
W biało-czerwonych barwach.
Tak więc w 2011 roku Andrea otrzymuje telefon z PZPS od Mirosława Przedpełskiego i… zostaje trenerem reprezentacji Polski. Trenerem, który odmienia naszą siatkówkę i daje jej kolejne zwycięstwa: brązowy medal LŚ, brązowy ME, srebro Pucharu Świata, złoto LŚ. Trenerem, którego w jednej chwili pokochała cała siatkarska Polska. Nie tylko za to, jakim jest trenerem, ale również za to, jakim jest człowiekiem.
Książka jest przepięknie wydana i nawet niewielkie błędy edytorskie nie są w stanie wpłynąć na moją wysoką ocenę. Piękny papier, nietypowy, choć w niczym nie przeszkadzający, format i masa zdjęć. Pięknych, niekiedy zabawnych i niecodziennych. Za każdym razem niezwykłych. Od tych z dzieciństwa, z rodzicami, z obozów siatkarskich, przez te z młodości, kiedy rozpoczynał siatkarską karierę, aż po karierę trenerską i polską reprezentację.
Krok po kroku poznajemy historię człowieka, w jej najdrobniejszych szczegółach. Tych wielkich - kiedy zdobywał kolejne medale i tych mniejszych – kiedy został „sprzedany” za 10 piłek. Historię o tym, jak obejmował kolejne reprezentacje i o tym, jak ojciec wyklejał kolejne strony siatkarskich zeszytów. O życiu w blasku fleszy i o tym, jak zdobywał kolejne ksywki. O rozmowach z najważniejszymi osobistościami po kolejnych sukcesach i o tych przy lampce wina w gronie najbliższych.
"Anastasi. Krasnal, który stał się gigantem" to książka o codzienności. Tej rodzinnej i tej sportowej. O wyrzeczeniach i trudach sportowego życia. O drobnostkach, które czynią człowieka szczęśliwym i o wielkich rzeczach, które dają spełnienie. O pasji, poświęceniu i miłości. Tej do żony i ukochanych synów oraz tej do sportu, do siatkówki, która staje się życiem, jego sensem i powodem.
To książka o człowieku, który całym sercem oddaje się temu, co kocha. O sporcie, któremu poświęca się całym sobą i który odpłaca mu się kolejnymi sukcesami, pięknymi emocjami, przyjaźniami na całe życie i poczuciem spełnienia. O człowieku, który pomimo tego, jak wielkich rzeczy dokonał, pozostał tym samym chłopcem z Poggio Rusco (nomen omen nadal tam mieszka). Tym, który bał się wyjazdu z domu do „wielkiego świata” i tym, który w tym wielkim świecie dokonał rzeczy niemożliwych…
„Siatkówka? To moje życie. Uwierzcie mi, że myślę o tym często – wybór siatkówki był punktem zwrotnym w moim życiu. Niejeden rzuca się i nie wie, co spotka. Dla mnie tymczasem wszystko było i jest przepiękne. Zacząłem grać jako mały chłopak, niemal przez przypadek, ale powoli siatkówka stała się – no właśnie – powodem do życia. Rozpocząłem i wierzyłem. Siatkówka przejęła kontrolę nad moją codziennością i stała się dla mnie czymś ważnym. Nie zapominam przy tym o najpiękniejszej rzeczy – mojej rodzinie. Tak, jestem człowiekiem szczęśliwym”. /A.A/
*Wszystkie cytaty pochodzą z: A. Pistelli, Anastasi. Krasnal, który stał się gigantem, tłum. M. Lepa, wyd. SQN, Kraków 2012.
[http://papieros-w-filizance.blogspot.com/2013/08/anastasi-krasnal-ktory-sta-sie-gigantem.html]
8 październik 1960 r. W małej miejscowości Poggio Rusco We Włoszech przychodzi na świat mały Andrea. Nikt wtedy jeszcze nie zdaje sobie sprawy, jak wielkim człowiekiem zostanie i jakich cudów dokona…
Książka Pistelliego jest taką książką, o której mogę mówić (pisać) godzinami. Wcale nie dlatego, że jest w niej zawarty ogrom informacji. Wcale nie dlatego też, że jest...
"Gdy wtedy zamarzłaś, przejrzałem na oczy.
Myślałem, że chłód nas na wieki rozłączył,
I już cię nie znajdę, ani ty mnie,
Na zawsze, na amen przysypał nas śnieg..."
[s. 7]
Długo zbierałam się w sobie, aby napisać tę recenzję. Myślałam, że to dlatego, że wciąż i na wszystko brakuje mi czasu… Tak chyba jednak nie było. Nawet wtedy, gdy miałam czas, czułam, że to nie jest czas na „tę książkę”…
Kiedyś.
2004 rok. Pierwsza książka, którą zamówiłam, a dokładnie – mama zamówiła. Ja wówczas byłam jeszcze niepełnoletnia. Przyszła z katalogiem "Świata Książki" i pozwoliła mnie i siostrze wybrać po jednej pozycji. Mój wybór padł na "Daj mi!". Podejrzewam, że nigdy nie sprawdziła, o czym ona jest… Na szczęście…
Jest! Upragnioną, pierwszą „własnoręcznie” wybraną książkę, trzymałam po kilku dniach w dłoniach. Zaczęłam czytać od razu...
W mig pochłaniałam kolejne opowiadania, poznawałam alkoholowo-erotyczno-przestępcze przygody rosyjskich nastolatków, żyjących w świecie rockowej muzyki i suto zakrapianych imprez. W świecie, w którym wszystko, co złe i niemoralne, uchodziło im na sucho i wyzwalało prawdziwe oblicza, by z czasem stać się ich codziennością. Pełną zabawy, braku problemów i moralnych skrupułów. Taką codziennością, jakiej nigdy nie życzylibyśmy swoim dzieciom… A jednak wtedy z wypiekami na twarzy wtapiałam się w ten literacki świat dziecięcego samoupodlenia. Nie dlatego, że chciałam się z nim identyfikować. Nie. Chyba dlatego, że już wtedy, poza tą skorupą z butelkowego szkła i krótkich spódniczek, poza zasłona dymną z rosyjskich papierosów, dostrzegałam to, co tak naprawdę kryło się w tych dziecięcych ciałach. Ciałach i duszach:
"Czułam jakąś pustkę w duszy, a właściwie nie pustkę, tylko śmietnik. Wszystko walało się byle jak. Gdyby tak wziąć szmatę, miotłę, szufelkę i wymieść, co niepotrzebne, a co potrzebne wyczyścić i równiuteńko poustawiać na półkach". [s.21]
Pomimo całej otoczki z nie-miłości, uzależnień, przypadkowego seksu, agresji i obojętności na innych, w głębi duszy bohaterowie tęsknią za tym, co dobre i prawdziwe. Jest w nich pragnienie bycia ważnym dla kogoś. Kogokolwiek. Pragnienie „normalności” życia. Z całą jego „zwykłością” i „pospolitością”. Pragnienie spełnienia, prawdziwej przyjaźni i miłości… Miłości, dzięki której cały świat wróci na normalne tory:
"Spojrzał na mnie swoimi bezczelnymi oczami i pocałował. Dzieci piszczały z radochy. Turyści pstrykali aparatami.
- „We gotta make a change…”
Wszystko trafiło na swoje miejsce, burdel w głowie zamienił się w porządne szufladki. Wystarczy po prostu 'nigdy nie ściemniać i nie grać na nerwach, i zawsze być w porzo…'". [s. 28]
Dzisiaj.
Aby napisać tę recenzję, musiałam przeczytać książkę raz jeszcze… Tak, to chyba było to, co nie pozwalało mi napisać jej wcześniej…
11 opowiadań. Różne historie. Ten sam świat. Rosyjski świat nastoletniej samodestrukcji. Świat, w którym ważne jest to, aby wrócić z dyskoteki jak najdroższym samochodem z nowopoznanym mężczyzną oraz to, aby później znaleźć w lodówce zimne piwo na kaca…
Czy dzisiaj dostrzegam również to, co dostrzegałam wcześniej? Czy książka pochłania mnie tak, jak robiła to przez wiele lat?
Tak. Chociaż już nie czytam jej z wypiekami na twarzy, nadal dostrzegam, że opowiadania Dienieżkiny to nie tylko przekleństwa, seks, przemoc i używki, że to również poszukiwanie „lepszego świata” i prawdziwych uczuć. Z biegiem lat zmienia się również moja percepcja. To, co niegdyś było dla mnie światem fascynacji, dzisiaj jest głównie przestrogą, aby w przyszłości zważać na to, co, gdzie i z kim będą robiły moje dzieci…
Mamy tutaj wszystko to, co dla młodzieży zakazane, a więc zarazem najbardziej pociągające. Poczynając od rockowo-koncertowych miłości, poprzez zielone potwory zjadające ludzi, po śmierć. Tę prawdziwą i tę na czacie… Pierwsze prawdziwe miłości poprzedzone licznymi przygodami seksualnymi. Pierwsze nadzieje na przyszłość poprzedzone masą młodzieńczych błędów. Rockowa muzyka, która „przenikała na wylot, wypierała wszystkie myśli, przepełniała oczy radością” [s.25], internetowe miłości i pogaduszki na Czatach, rozmowy zarówno o wojnie i więzieniu, jak i o nowej parze jeansów i piosenkach Ashcrofta.
11 opowiadań. Różne historie. Ten sam świat. Świat nastolatków. Z jednej strony pełen radości, elektronicznych gadżetów, gitarowych melodii wygrywanych przy ognisku, miłosnych uniesień, szaleńczych przygód i beztroski, z drugiej – zadający cierpienie, podcinający żyły, upadlający i odzierający z marzeń… Prawdziwy aż do bólu…
Gdyby raz przeczytana książka stawała się kimś bliskim dla czytelnika, ta, już dawno zostałaby moim przyjacielem. Nie zliczę, ile razy ją czytałam. Za każdym razem odkrywając w niej coś nowego. To ona stała się moją inspiracją do tworzenia czegoś własnego oraz do odkrywania piękna nie tylko takiego, jakie serwują nam amerykańskie komedie romantyczne z happy endem, ale również takiego, które wrzucone w zbrukany świat nastoletniej znieczulicy, ciągle tli się w każdym nieletnim ciele…
"Po tych moich historiach
morze wywróciło się do góry dnem.
Ale ktoś wymyślił ląd,
I było już
Jakoś lepiej"
[s. 153]
Książkę oceniam bardzo wysoko, gdyż – jak to się mówi – prawdziwy przyjaciel, mimo iż czasami zawodzi i rozczarowuje, to nadal przyjaciel…
* wszystkie cytaty pochodzą z: I. Dienieżkina, Daj mi!, Warszawa 2004.
[http://papieros-w-filizance.blogspot.com/2012/01/daj-mi-irina-dieniezkina.html]
"Gdy wtedy zamarzłaś, przejrzałem na oczy.
Myślałem, że chłód nas na wieki rozłączył,
I już cię nie znajdę, ani ty mnie,
Na zawsze, na amen przysypał nas śnieg..."
[s. 7]
Długo zbierałam się w sobie, aby napisać tę recenzję. Myślałam, że to dlatego, że wciąż i na wszystko brakuje mi czasu… Tak chyba jednak nie było. Nawet wtedy, gdy miałam czas, czułam, że to nie jest czas...
2006-01-01
2006-01-01
2010-01-01
W 1985 roku Patrick Süskind (ur. 1949 r.) – niemiecki pisarz i scenarzysta, autor m. in. takich utworów jak Kontrabasista (słynna jednoaktówka), Gołąb czy Trzy historie i jedno rozwiązanie – napisał jedną z najniezwyklejszych powieści, jakie powstały w dziejach literatury, Pachnidło. Historia pewnego mordercy, za którą to otrzymał wiele nagród (m. in. nagrodę im. Gutenberga). Powieść jest na tyle nowatorska i niezwykła, że do dnia dzisiejszego uznawana jest za bestseller. Przełożona na 46 języków, w 2006 roku zekranizowana, ciągle zachwyca i cieszy się niemalejącą popularnością.
Co sprawia, że po tę książkę od tylu lat sięgają czytelnicy na całym świecie? Odpowiedzią jest nie tylko mistrzowski styl i język, ale przede wszystkim oryginalne ujęcie tematu i perspektywa narracyjna łamiąca typowy (wizualny) opis świata przedstawionego. Süskind cały świat przedstawiony opisuje z zapachowej perspektywy. Mówiąc za Rembowską-Płuciennik – w Pachnidle nie liczy się „punkt widzenia”, liczy się „punkt wąchania”.
Paryż, „światowe centrum mody i elegancji” – jak czytamy na okładce książki – w Pachnidle wcale za takie nie uchodzi. Wręcz przeciwnie. Z kart powieści wyłania się obraz Paryża cuchnącego, brudnego, odrażającego i nieludzkiego.Podążając śladem głównego bohatera, krok po kroku, kawałek po kawałku czytelnik poznaje zapachy francuskiej stolicy. Niemalże czuje smród „ludzi i zwierząt, opary jedzenia i choroby, zapach wody, kamieni, popiołu, skór, mydła i świeżego chleba, jajek gotowanych w occie, klusek i wyszorowanego do połysku mosiądzu, szałwi, piwa i łez, tłuszczu oraz mokrej i suchej słomy”*. Poznaje świat takim, jakim go nigdy wcześniej nie poznał – świat niewidoczny dla oczu.
Głównym bohaterem powieści Süskind czyni człowieka, „którego spośród jakże licznych w tej epoce genialnych i odrażających postaci zaliczyć wypada do najbardziej genialnych i najbardziej odrażających”*. Genialny – ze względu na swój olfaktoryczny geniusz, odrażający – bo, nie cofający się przed niczym, aby osiągnąć swój cel.
W „najsmrodliwszym zakątku całego królestwa”*, „pod rojem much, pośród wypatroszonych bebechów i uciętych głów rybich”* przychodzi na świat Jan Baptysta Grenouille. Brzydki i odrażający karzeł, od urodzenia skazany na cierpienie i odrzucenie, porzucany i wykorzystywany, bezustannie spychany poza margines społeczeństwa.
Zło, cierpienie i odrzucenie, z jakimi przyszło zmierzyć się Grenouille’owi, Süskind rekompensuje mu jednak czymś, czego nikt nigdy wcześniej i nigdy później nie posiadał – obdarza go genialnym zmysłem powonienia.
To on, dzięki swojemu niezwykłemu węchowi, wprowadza czytelników w niezwykły świat aromatów. Wykreowany świat i mistrzowskie opisy zapachowej przestrzeni oddziałują na zmysły i wciągają w sam środek magicznego spektaklu woni.
Patrick Süskind pokazuje dążenia Jana Baptysty do stworzenia zapachu idealnego, któremu nie może się oprzeć żaden człowiek – zapachu z dziewiczych ciał. Ta obsesja sprawia, że ucieka się on do serii morderstw, dzięki którym osiąga swój cel. Stwarza anielską woń, która ma moc otwierania ludzkich serc i dzięki której może mieć władzę nad światem.
Autor Pachnidła, poprzez swoje dzieło, udowadnia, że zapach jest ściśle sprzęgnięty z miejscem i przestrzenią. To on wypełnia jej każdy najmniejszy skrawek i zakamarek, nadaje miejscu znaczenie i wpływa na ludzkie zachowania. Wszystko to sprawia, że nie tylko główny bohater zatraca się w olfaktorycznym, magicznym świecie francuskich miast i peryferii, ale również i czytelnicy sięgający po tę niezwykłą lekturę.
*cytaty pochodzą z P. Süskind, Pachnidło. Historia pewnego mordercy, przeł. M. Łukasiewicz, Warszawa 2006
W 1985 roku Patrick Süskind (ur. 1949 r.) – niemiecki pisarz i scenarzysta, autor m. in. takich utworów jak Kontrabasista (słynna jednoaktówka), Gołąb czy Trzy historie i jedno rozwiązanie – napisał jedną z najniezwyklejszych powieści, jakie powstały w dziejach literatury, Pachnidło. Historia pewnego mordercy, za którą to otrzymał wiele nagród (m. in. nagrodę im....
więcej Pokaż mimo to