rozwiń zwiń
Krzysztof

Profil użytkownika: Krzysztof

Nie podano miasta Mężczyzna
Status Czytelnik
Aktywność 4 lata temu
1 733
Przeczytanych
książek
1 861
Książek
w biblioteczce
134
Opinii
1 100
Polubień
opinii
Nie podano
miasta
Mężczyzna
Piszę, bo czytam.

Opinie


Na półkach:

Czarny kryminał kojarzy się głównie z latami czterdziestymi. Dennis Lehane postanowił pisać w tym gatunku powieści dziejące się we współczesnych czasach. I robi to nadzwyczaj sprawnie, czego dowodem jest Wypijmy, nim zacznie się wojna.

Prywatny detektyw Patrick Kenzie bierze zlecenie od senatora. Ma odszukać pewne dokumenty, skradzione z biura przez sprzątaczkę. Kiedy razem ze wspólniczką – Angie Gennaro – rozpoczynają poszukiwania kobiety, nagle ich życiu coś zaczyna zagrażać. Szybko sobie uświadamiają, że sprawa nie będzie tak prosta, jak początkowo myśleli. Odnalezienie ukrywającej się kobiety rozpoczyna lawinę strzelanin, prób przekupstwa i zamachów na ich życie. W sprawę zamieszani są ludzie na szczytach władzy – tej legalnej, jak politycy i tej podziemnej, czyli gangsterzy. Trup ściele się gęsto, ale bohaterska para nie spocznie, dopóki nie wyjaśni, o co tak naprawdę toczy się gra.

Fabuła iście sensacyjna, ale to nie zarzut przecież. Wręcz przeciwnie, to naprawdę dobrze skonstruowana intryga, o której wspomnienie o „nagłych zwrotach akcji” zupełnie nie wystarczy. Akcja po prostu pędzi do przodu, a my jedynie staramy się za nią nadążyć.

Napisałem, że to czarny kryminał i zdanie podtrzymuję. Postać Patricka Kenziego jest właśnie odwołaniem do klasyki tego gatunku. W Wypijmy, nim zacznie się wojna narracja jest pierwszoosobowa, dzięki czemu możemy śledzić przemyślenia detektywa na wiele różnych spraw, nie tylko tych dotyczących śledztwa. Podobnie jak klasycy w rodzaju Marlowe, Kenzie postrzega świat w kategoriach odwiecznej walki nie tyle pomiędzy dobrem a złem, a raczej pomiędzy rządzącymi i rządzonymi. Dla niego walka o wpływy jest motorem ludzkiego działania. Podkreśla to wielokrotnie, odwołując się do opisywanych wydarzeń lub po prostu do rzeczywistości.

W czarnym kryminale miasto jest jednym z pełnoprawnych bohaterów powieści. Boston Patricka Kenziego to właściwie kilka miast – dzielnice bogatej wyższej sfery, osiedla białej klasy pracującej i getta zamieszkane przez czarnoskórych. Pomiędzy nimi trwa odwieczna wojna, niekoniecznie wynikająca z jakiś kwestii rasowych czy mafijnych. Po prostu każdy stara się utrzymać swój teren, nie dopuścić do zmian, bo zmiany mogą być tylko na gorsze. Ponury to obraz, ale o ile bardziej realistyczny, niż zadbane wnętrza policyjnych komend i mieszkań przestępców, jakie znamy z polskich seriali kryminalnych ostatnich lat.

Dennis Lehane w Wypijmy, nim zacznie się wojna pisze po prostu o tym, co widać za oknem. Całkiem przypadkiem ten obraz jest tak ponury, że można go opisać tylko w sposób właściwy czarnemu kryminałowi – bez upiększeń, z ironicznym humorem pozwalającym zachować resztki optymizmu, które mogą pozwolić przetrwać. Kto szuka odskoczni w literaturze, może się zawieść, ale jeśli ktoś lubi spojrzenie pełne realizmu, na pewno się nie zawiedzie.

Czarny kryminał kojarzy się głównie z latami czterdziestymi. Dennis Lehane postanowił pisać w tym gatunku powieści dziejące się we współczesnych czasach. I robi to nadzwyczaj sprawnie, czego dowodem jest Wypijmy, nim zacznie się wojna.

Prywatny detektyw Patrick Kenzie bierze zlecenie od senatora. Ma odszukać pewne dokumenty, skradzione z biura przez sprzątaczkę. Kiedy...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Dziwny, dziwny, dziwny Piotr Bratkowski, Tomek Lipiński
Ocena 6,0
Dziwny, dziwny... Piotr Bratkowski, T...

Na półkach:

Tomek Lipiński to jedna z tych postaci polskiej sceny muzycznej, których nie trzeba nikomu przedstawiać. Od prawie czterech dekad obecny w polskiej muzyce, odpowiedzialny za kilka projektów, które do dziś dnia nie tylko dają się słuchać, ale wciąż jeszcze wyznaczają standardy nowym pokoleniom. Rozmowa ze Stefanem Bratkowskim przywołuje jednak nie tylko muzykę.

W naszym rodzimym rynku książek o muzyce dominują ostatnio rozmowy, wywiady-rzeki, jak choćby świetny cykl rozmów Rafała Księżyka z Tomaszem Stańką, Tymonem Tymańskim i Robertem Brylewskim, parę innych pozycji też się znajdzie. Wydaje się to zabiegiem dość dobrym, w takiej rozmowie można zahaczyć o wiele tematów. Podobnie dzieje się w wypadku książki Dziwny, dziwny, dziwny.

Konwencja rozmowy dwóch panów w jednym wieku jest tym, co czyni tę książkę czymś wyjątkowym. Oto okazuje się, że ludzie urodzeni i wychowani w tym samym pokoleniu mają tyle samo wspólnego co osobnego, nawet jeśli wychowali się w niedalekiej pod względem geograficznym odległości. Dla mnie osobiście to o tyle ważne, że moi rodzice to w sumie to samo pokolenie, a przecież zupełnie inni ludzie, nie tylko z powodu odmiennych gustów muzycznych.

Inność – oto słowo klucz, słowo wytrych, słowo tłumaczące niezrozumiały na pozór fakt, że jeden z największych wizjonerów polskiej muzyki rockowej jest postacią znaną i nieznaną jednocześnie. Być może nie aż tak zapomnianą przez mainstream jak kolega z Brygady Kryzys, Robert Brylewski, ale jednak. W odpowiedzi na to pytanie skłaniam się zdecydowanie do teorii mówiącej o tym, że ludzie wyprzedzający swój czas mają po prostu pod górkę w życiu, by użyć jedynie wyrażeń parlamentarnych i oględnych.

Tytuł tej książki można odczytywać na dwa różne sposoby. Dziwny jest przecież ten facet, który z uporem maniaka próbuje całkiem nowych rzeczy, nie patrząc na to, co krytycy i fani powiedzą o tym, co ostatnio nagrał. Z drugiej strony ta tytułowa dziwność ma dla mnie posmak artystycznego ciągłego zdziwienia nad rzeczywistością tego najlepszego ze światów. Bez tych dwóch, przecinających się dziwności, pewnego rodzaju odmienności od powszechnie obowiązującej normy, nie da się chyba stworzyć niczego godnego uwagi. Jak zauważa w pewnym momencie sam Lipiński, muzyka jest częścią poszukiwań ogólnego sensu.

Nie jestem bezkrytycznym fanem całej twórczości Lipińskiego, pewnych rzeczy nie zdołałem i pewnie nie zdołam już pojąć. Niemniej jednak nie trzeba wielbić kogoś, by być w stanie docenić jego wpływ na to, jak ta nasza krajowa muzyka, słabiutka i marniutka w gruncie rzeczy, zmieniła się pod wpływem kilku piosenek napisanych i zagranych przez tego pana i paru jego kolegów. Pod tym względem ta książka jest o wiele ważniejsza niż nawet ostatnio wydana płyta To, czego pragniesz, skądinąd zresztą całkiem dobra. Lektura książki pokazuje bardzo wyraźnie, że można (a być może nawet trzeba) być po prostu sobą, bo inaczej zwyczajnie nie da się być artystą. Robienie swojego i, co równie ważne, na swoich warunkach – to dla mnie główne przesłanie i zarazem główna jakość tej książki. Nie bez przyczyny Lipiński nie raz odwołuje się do artystów, którzy po prostu robili swoje, jak choćby Dylan, odsądzany od czci i wiary za wzięcie do ręki gitary podłączonej do prądu.

Nie ma w tej książce zbyt wiele tego, czym napełniają się często autobiograficzne książki zachodnich gwiazd – narkotyków, seksu, ekscesów po pijaku. Jest za to człowiek, który ma własną wizję świata i który umie przyznać się do błędów. Po tych właśnie cechach poznaje się kogoś naprawdę wyjątkowego. I choćby z tego względu warto tę książkę przeczytać.

Tomek Lipiński to jedna z tych postaci polskiej sceny muzycznej, których nie trzeba nikomu przedstawiać. Od prawie czterech dekad obecny w polskiej muzyce, odpowiedzialny za kilka projektów, które do dziś dnia nie tylko dają się słuchać, ale wciąż jeszcze wyznaczają standardy nowym pokoleniom. Rozmowa ze Stefanem Bratkowskim przywołuje jednak nie tylko muzykę.

W naszym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Książki o uzależnieniach są w naszym kraju dość monotematyczne, w ogromnej większości dotyczą nadużywania alkoholu. Inne środki pojawiają się co prawda sporadycznie w wielu książkach, ale o prawdziwym piekle uzależnienia opowiadają właściwie nieliczne, które można w zasadzie wymienić na palcach jednej ręki. Pamiętnik narkomanki i Kokaina Barbary Rosiek, Gady Mirosława Sokołowskiego, Heroina Tomasza Piątka tworzą właściwie całość listy, przynajmniej wśród powieści znanych i w pewien sposób znakomitych. Do tego zacnego grona dołącza właśnie książka Relaks amerykański autorstwa Juliusza Strachoty, wydana przez Ha!art.

Powieść rozwija się bez większych zaskoczeń. Miłe złego początki, czyli stany euforycznego odjazdu, który zatrzymuje czas, tłumi ból i staje się furtką, przez którą chce się wymykać każdego dnia, każdej chwili. Uczucie tak piękne, że nie sposób odmówić sobie kolejnego razu. Potem przychodzą pierwsze problemy, ale wszystko jest przecież pod kontrolą. Życie zawodowe i osobiste coraz mniej znaczy, znika rzeczywistość już zaznana i pojawia się mały świat urojeń, bańka złudzeń, którą trzeba wciąż nadmuchiwać za pomocą zwiększonych, coraz częściej przyjmowanych dawek. Rosną problemy finansowe, odwiedziny w lombardzie stają się częstsze niż te w osiedlowej piekarni, mieszkanie pustoszeje podobnie jak zasięg spraw, którymi bohater chciałby lub mógłby się zajmować. Krąg uzależnienia staje się coraz węższy, coraz bardziej wyboisty jednocześnie. Schemat to znany, piszą o tym wszyscy dotykający tematu, książka Strachoty pod tym względem nie odkrywa niczego nowego.

Nowe w powieści Relaks amerykański jest zupełnie co innego i ta cecha świadczy o największej wartości tej powieści. Oto główny bohater wpada w sidła legalnego leku, jest przywiązany nie do brudnej polskiej heroiny z bajzla, ale do ogólnie dostępnego środka, Xanaxu. Teoretycznie problem nie powinien być nowy, wystarczy wspomnieć ciche tragedie uzależnionych od Relanium i innych środków uspokajających, podobnie zresztą było ze słynnymi środkami wspomagającymi odchudzanie, co zobaczyć można było w słynnym filmie Requiem dla snu. Nikt jednak o tym nie pisał, tragedie toksykomani - by użyć tu określenia stosowanego przez doktora Thiele, psychiatry będącego prekursorem leczenia odwykowego w Polsce - przeważnie dotyczą kobiet i, podobnie jak dzieje się to w przypadku kobiecego alkoholizmu, są pomijane milczeniem. Pod tym względem książka Strachoty może stanowić zdecydowany wyłom w świadomości czytelniczej. Osoba uzależniona, o czym próbował również pisać Tomasz Piątek, to już nie jest ten zużyty narkoman z dworca, ale często osoba szanowana, nierzadko pracująca w szanowanym i dobrze płatnym zawodzie, przynajmniej do pewnego czasu.

Relaks amerykański ma też inną zaletę. Otóż jest też po prostu świetnie napisaną powieścią, której lektura przynosi coś w rodzaju ulgi. Westchnienie to spowodowane jest tym, że są jeszcze w tym kraju ludzie, którym wychodzi pisanie po polsku, którzy mają świetne wyczucie języka. Nie jest to rzecz oczywista w Polsce Anno Domini 2015, gdzie listy bestsellerów i spis laureatów nagród literackich okupują książki częstokroć napisane w stylu średnio pilnych adeptów i adeptek gimnazjalnych lekcji. Strachota śmieszy, tumani i przestrasza jednocześnie, co należy docenić.

Trochę denerwujące jest natomiast pewne oderwanie od realiów, a raczej tego, co za realia życia narkomanów przywykliśmy uważać. Z całą pewnością inteligencja warszawska i codzienność jej życia są różne od tego, czego doznają ludzie w innych miejscach w naszym kraju, ale mechanizmy działania ludzkiej psychiki pozostają niezmienne, również w trakcie trwania nałogu. Oderwanie życiowe bohatera, który nie tylko nawet nie wpada na pomysł fałszowania recept, ale w ogóle nie odnajduje się w życiu osiedlowych dilerów, nieco irytuje każdego, kto kiedykolwiek miał inny niż jedynie okazjonalny kontakt z zakazanymi przez prawo substancjami. Z drugiej strony jest to jednak zapis mechanizmu dobrze poznanego na oddziałach leczenia odwykowego i terapiach uzależnień - po środki ogólnodostępne sięgają ludzie, którzy z życiem półświatka często nie mają nic wspólnego, wszak biorą legalny lek. Czytana pod tym kątem powieść Strachoty jest równie - jeśli nie bardziej - interesująca co zwierzenia męskich prostytutek zarabiających w dworcowych toaletach na heroinowy nałóg. Realia niby inne, sens zachowań zupełnie ten sam.

Nieco zgrzyta również część dotycząca leczenia tego rodzaju przypadków. Pojawiają się żale, że właściwie nie ma sposobu wyjścia z piekła uzależnienia, bo nikt nie chce leczyć lekomanów. Dla każdego znającego choć trochę realia pomocy uzależnionym od środków psychoaktywnych w naszym kraju wiadome jest, że ta teza jest nieco naciągana. Nie tylko na Sobieskiego, ale także i w innych miastach i miasteczkach można znaleźć pomoc, jeśli się tylko tego chce. Trochę się jednak w tej dziedzinie zmieniło od czasów, gdy Marek Kotański próbował leczyć swoich pacjentów na własną rękę. Utyskiwania bohatera są raczej jedynie typowymi ćpuńskimi wymówkami, co najlepiej widać po opisie wydarzeń na oddziale odwykowym właśnie.

Relaks amerykański opisuje problem już dawno obecny na naszych ulicach, a ściślej - rozgrywany w zaciszu lekarskich gabinetów i mieszkań osób uzależnionych. Dobrze się stało, że w końcu ktoś to zrobił. Dziś prym wiodą dopalacze o niejasnym składzie i stanie prawnym, o którym nikt jednak nie pisze, a terapeuci jeszcze nie wiedzą, jak leczyć skutki zażywania. Na książkę o tym zjawisku przyjdzie jednak na pewno poczekać. W tak zwanym międzyczasie należy oddać się lekturze powieści Strachoty. Naprawdę warto.

Książki o uzależnieniach są w naszym kraju dość monotematyczne, w ogromnej większości dotyczą nadużywania alkoholu. Inne środki pojawiają się co prawda sporadycznie w wielu książkach, ale o prawdziwym piekle uzależnienia opowiadają właściwie nieliczne, które można w zasadzie wymienić na palcach jednej ręki. Pamiętnik narkomanki i Kokaina Barbary Rosiek, Gady Mirosława...

więcej Pokaż mimo to

Więcej opinii

Aktywność użytkownika Krzysztof Mroczko

z ostatnich 3 m-cy

Tu pojawią się powiadomienia związane z aktywnością użytkownika w serwisie


ulubieni autorzy [8]

Marek Hłasko
Ocena książek:
7,1 / 10
49 książek
2 cykle
1404 fanów
Andrzej Bursa
Ocena książek:
7,6 / 10
24 książki
1 cykl
Pisze książki z:
180 fanów
Sergiusz Piasecki
Ocena książek:
7,6 / 10
15 książek
2 cykle
337 fanów

Ulubione

Charles Bukowski Kobiety Zobacz więcej
Marcin Świetlicki Wiersze Zobacz więcej
Charles Bukowski Listonosz Zobacz więcej
Jack London - Zobacz więcej
Gabriela Zapolska Moralność Pani Dulskiej Zobacz więcej
Leopold Tyrmand Zły Zobacz więcej
Józef Ignacy Kraszewski Stara baśń Zobacz więcej
Sergiusz Piasecki Zapiski oficera Armii Czerwonej Zobacz więcej
Cecelia Ahern Pora na życie Zobacz więcej
David Hewson Dochodzenie Zobacz więcej
Friedrich Ani Ludzie za ścianą Zobacz więcej
Mirosław Tomaszewski Marynarka Zobacz więcej

statystyki

W sumie
przeczytano
1 733
książki
Średnio w roku
przeczytane
44
książki
Opinie były
pomocne
1 100
razy
W sumie
wystawione
304
oceny ze średnią 6,7

Spędzone
na czytaniu
8 369
godzin
Dziennie poświęcane
na czytanie
36
minut
W sumie
dodane
3
W sumie
dodane
1
książek [+ Dodaj]