-
ArtykułyKsiążka: najlepszy prezent na Dzień Matki. Przegląd ofertLubimyCzytać3
-
ArtykułyAutor „Taśm rodzinnych” wraca z powieścią idealną na nadchodzące lato. Czytamy „Znaki zodiaku”LubimyCzytać1
-
ArtykułyPolski reżyser zekranizuje powieść brytyjskiego laureata Bookera o rosyjskim kompozytorzeAnna Sierant2
-
ArtykułyAkcja recenzencka! Wygraj książkę „Czartoryska. Historia o marzycielce“ Moniki RaspenLubimyCzytać1
Biblioteczka
2020-11-23
2020-12-31
Jeśli ktoś mi powie, że „Pięćdziesiąt twarzy Greya” ma cokolwiek wspólnego z BDSM to polecam przeczytać „Cheruba” Przemysława Piotrowskiego. Bardzo się zdziwicie.
W trzeciej części cyklu komisarz Igor Brudny z pomocą Julii Zawadzkiej i resztą ekipy z Zielonogórskiej policji próbuje rozwiązać zagadkę brutalnych morderstw, które dotykają osób z jego bliskiego otoczenia. Brudny mimowolnie zostaje wplątany w grę prowadzoną przez sadystycznego mordercę a źródło wszystkiego jak zawsze kryje się w przeszłości komisarza.
Książkę skończyłam czytać o czwartej nad ranem i do tej pory nie mogę się z niej otrząsnąć. Dla mnie była to najbardziej wstrząsająca część serii. W poprzednich częściach również działy się rzeczy bardzo drastyczne ale był to po prostu element fabuły. Natomiast w „Cherubie” cały plot opierała się na rzeczach, które naprawdę się dzieją. Jak pomyślę, że gdzieś tam istnieją miejsca, w których jacyś dewianci zaspokajają swoje chore, makabryczne i sadystyczne żądze, często z osobami, które się na to nie godzą, to dostaję gęsiej skórki. Autor bardzo dosadnie i obrazowo pisał o różnych zachodzących aktach ale jestem mu bardzo wdzięczna, że nie wdawał się szczegóły bo byłoby to nie do przejścia. Mój umysł po prostu pewnych rzeczy nie był w stanie ogarnąć.
Bohaterowie cyklu jak zawsze w formie. Brudny, Czarnecki, Krzywicki – rewelacyjni. W końcu udało mi się polubić Julię Zawadzką. Bardzo fajnie zostało ukazane jak cała grupa się ze sobą zżyła podczas rozwiązywania kolejnych śledztw. Ich rozmowy, żarty, wygłupy, były bardzo naturalne i niewymuszone. Z tym większym żalem przyjęłam pewne zwroty akcji.
Podobało mi się ukazanie psychiki głównego antagonisty „Cheruba”. Autor bardzo dobrze przedstawił motywy jego postępowania i blizny jakie zostawiła w jego psychice patologiczna przeszłość. Dzięki temu zabiegowi rozwiązanie całej zagadki nie tylko było ciekawsze ale także złożyło się w logiczną całość.
Co do samej akcji to właściwie cały czas była na wysokim poziomie. Może miałam jeden moment, gdzie pomyślałam, ze trochę zwolniła ale jak później wydarzenia ruszyły z kopyta…nie było zmiłuj.
Książkę przeczytałam ostatniego dnia 2020 roku i rzutem na taśmę trafiła do grona moich absolutnych ulubieńców.
Nie wiem czy autor zamierza kontynuować serię z Igorem Brunym czy będzie pisał nowy cykl ale nawet jeśli będzie kontynuacja to nie będzie ona już taka sama…
Jeśli ktoś mi powie, że „Pięćdziesiąt twarzy Greya” ma cokolwiek wspólnego z BDSM to polecam przeczytać „Cheruba” Przemysława Piotrowskiego. Bardzo się zdziwicie.
W trzeciej części cyklu komisarz Igor Brudny z pomocą Julii Zawadzkiej i resztą ekipy z Zielonogórskiej policji próbuje rozwiązać zagadkę brutalnych morderstw, które dotykają osób z jego bliskiego otoczenia....
2020-12-27
„Dama ze szmaragdami” – druga część serii o Madeline Hyde autorstwa Pauliny Kuzawińskiej. Nawet nie wiem kiedy ją skończyłam. Przeczytałam w jedne dzień a to znaczy, ze była naprawdę wciągająca.
Tym razem Madeline wyjeżdża do swojej przyjaciółki Clare, która niedługo ma wyjść za mąż za hrabiego Verinder. Po przyjeździe do Dworu pod Cisami Madeline zauważa, że z przyjaciółką dzieje się coś niedobrego i bardzo podupada na zdrowiu aż pewnej burzowej nocy Clare umiera. Główna bohaterka wraz z batem zmarłej próbują rozwikłać zagadkę tej nagłej śmierci.
Drugą część serii czytało mi się rewelacyjnie. Może dlatego, że byłam już zaznajomiona z Madeline i nie musiałam wgryzać się w historię. Klimat książki nie był tak mroczny jak w „Damie z wahadełkiem” ale sama zagadka podobała mi się dużo bardziej. Była ona naciągana, mało prawdopodobna ale oczekując na jej rozwiązanie bawiłam się rewelacyjnie. Aurę tajemniczości wzmagał wątek o przeklętym naszyjniku oraz potężnej angielskiej rodzinie, która skrywa swoje mroczne sekrety.
Cieszę się niezmiernie, że mam na półce trzecią część serii czyli „Damę z woalką”, którą na pewno jeszcze dzisiejszej nocy zacznę czytać .
„Dama ze szmaragdami” – druga część serii o Madeline Hyde autorstwa Pauliny Kuzawińskiej. Nawet nie wiem kiedy ją skończyłam. Przeczytałam w jedne dzień a to znaczy, ze była naprawdę wciągająca.
Tym razem Madeline wyjeżdża do swojej przyjaciółki Clare, która niedługo ma wyjść za mąż za hrabiego Verinder. Po przyjeździe do Dworu pod Cisami Madeline zauważa, że z...
2020-12-26
„Dama z wahadełkiem” to pierwsza część serii książek o Madeline Hyde autorstwa Pauliny Kuzawińskiej i muszę przyznać, że całkiem przyjemnie mi się ją czytało.
Akcja książki dzieje się w wiktoriańskiej Anglii, w posiadłości Wzgórze Mgieł, która jest otoczone mrocznymi wrzosowiskami. Właśnie w to klimatyczne miejsce przyjeżdża Madeline Hyda w odwiedziny do swojej ukochanej ciotki. Jednego wieczora właścicielka posiadłości organizuje seans spirytystyczny, podczas, którego dochodzi to tajemniczych morderstw.
Bardzo dużym atutem książki jest jej klimat. Bardzo mroczny, tajemniczy, budzący niepokój. Zwłaszcza scena seansu spirytystycznego albo scena na plaży pod koniec książki sprawiały, że miałam gęsią skórkę. Do tego cała otoczka fabuły czyli opisy wrzosowisk, nadmorskich klifów spowitych mgłą, wielka mroczna posiadłość, odczuwalna obecność duchów, powodowały klimat grozy.
Prawie do samego końca nie domyśliłam się rozwiązania zagadki ale gdy już wszystko zostało wyjaśnione byłam usatysfakcjonowana (może z jednym malutkim wyjątkiem ale z takim naprawdę malutkim). Wszystkie elementy złożyły się w całość i zostały dobrze wyjaśnione i uargumentowane.
Do bohaterów również nie mam żadnych uwag. Madeline jest bardzo sympatyczną, młodą kobietą. Jak ta owe czasy oczytaną i logicznie myślącą. Postacie Clarka i Gabriela, także zostały dobre przedstawione. Myślę, że czytelnicy mogą się dzielić na tych , którzy będą kibicować jednemu lub drugiemu (ja zdecydowanie jestem Team Gabriel 😊 ). Czytając książki umiejscowione w dawnych czasach niezmiernie dziwi mnie to jak szybko działy się sprawy uczuciowe. Po dwóch dniach ktoś już czuł, że się w kimś zakochał, po dwóch tygodniach oświadczał się a po miesiącu brał ślub. Czytając takie książki zawsze muszę sobie przypominać, że nie czytam o czasach współczesnych bo inaczej uznałabym to za bardzo nielogiczny element fabuły. Nie twierdzę, że takie sytuacje się dziś nie zdarzają ale raczej zdecydowanie rzadziej nie kiedyś.
Do minusów powieści mogę zaliczyć dłużyzny i bardzo szczegółowe opisy przyrody czy miejsc, które spowalniały akcję ale z drugiej strony to właśnie one wprowadzały czytelnika w ten klimat grozy, który odczuwa się przez większość książki.
Spędziłam naprawdę przyjemny czas czytając „Damę z wahadełkiem”. Może za pół roku nie będę pamiętała szczegółów fabuły ale będę pamiętała, że książka mi się podobała i będę ją śmiało polecała. A teraz zabieram się za kolejną część czyli „Damę ze szmaragdami”.
„Dama z wahadełkiem” to pierwsza część serii książek o Madeline Hyde autorstwa Pauliny Kuzawińskiej i muszę przyznać, że całkiem przyjemnie mi się ją czytało.
Akcja książki dzieje się w wiktoriańskiej Anglii, w posiadłości Wzgórze Mgieł, która jest otoczone mrocznymi wrzosowiskami. Właśnie w to klimatyczne miejsce przyjeżdża Madeline Hyda w odwiedziny do swojej ukochanej...
2020-12-20
Miałam takie duże oczekiwania co do „Zjadaczki grzechów” Megan Campisi. Widząc oceny na Lubimy czytać liczyłam na coś bardzo dobrego a dostałam przeciętną opowieść z niewykorzystanym potencjałem.
Książka ma 330 stron a ja czytałam ją tydzień! Czytało mi się ją bardzo wolno, styl pisania był nużący, ciężki i bardzo męczący. Do tego przeciętna i niczym niezaskakująca fabuła tylko pogłębiała to zmęczenie. Książka składa się z dwóch głównych wątków. Jeden to wątek Zjadaczki Grzechów zapoznający czytelnika z tą niezwykłą profesją a drugi to wątek kryminalny z tajemniczymi śmierciami na dworze królowej.
Wątek Zjadaczki Grzechów był super ciekawy: opis samej profesji, opis rytuałów Wyznania i Zjadania. I to właściwie tyle. Później wszystko stało się powtarzalne. Wydaje mi się, że można było wyciągnąć z tego tematu dużo więcej, a okazuje się, że był on potrzebny tylko do wsparcia wątku kryminalnego, który według mnie był wprowadzony na siłę i w ogóle nie pasował do tej historii. W dodatku nie był on najwyższych lotów i nie wzbudził mojego zainteresowania . Poza tym, drażniło mnie to, że główna bohaterka, postaciom z królewskiego dworu nadawała przezwiska i tylko nimi się posługiwała. Bardzo ciężko mi się było połapać kto jest kim i o kogo jej w danej chwili chodzi.
Sama gówna bohaterka – May Owens, też nie wzbudziła mojej sympatii. Była jakaś nijaka, irytująca i infantylna .
Bardzo rozczarowałam i zmęczyłam się „Zjadaczką grzechów” . Autorka po łebkach potraktowała niezwykle ciekawą profesję, o której pierwszy raz usłyszałam dzięki książkę ale żeby lepiej poznać historię Zjadaczy Grzechów musiałam poszperać w Internecie ponieważ z książki niestety nie za dużo można było się dowiedzieć. Szkoda.
Miałam takie duże oczekiwania co do „Zjadaczki grzechów” Megan Campisi. Widząc oceny na Lubimy czytać liczyłam na coś bardzo dobrego a dostałam przeciętną opowieść z niewykorzystanym potencjałem.
Książka ma 330 stron a ja czytałam ją tydzień! Czytało mi się ją bardzo wolno, styl pisania był nużący, ciężki i bardzo męczący. Do tego przeciętna i niczym niezaskakująca...
2020-12-13
„Sfora” - druga część serii o komisarzu Igorze Brudnym autorstwa Przemysława Piotrowskiego pomimo tego, że bardzo dobra to wciągnęła mnie odrobinką mniej niż jej pierwsza część.
Tym razem komisarz Brudny musi rozwikłać zagadkę makabrycznych morderstw dokonywanych przez kanibala grasującego w zielonogórskich lasach.
Opisane w historii morderstwa są niezwykle drastyczne i kilka razy wzdrygałam się czytając opisy okaleczonych ciał ofiar ale w porównaniu z „Piętnem” wydaje mi się, że w książce było trochę dłużyzn a rozwiązanie zagadki kryminalnej nie wprawiło mnie w takie zaskoczenie jak miało to miejsce przy czytaniu poprzedniej części. Pomimo tego, że wszystko zostało wyjaśnione to miałam wrażenie, że całość jest troszkę naciągana. Ale poza tymi kilkoma szczegółami nie mam innych uwag.
Mnie najbardziej ciekawi wątek Zakładu Opiekuńczego Sióstr Zakonnych. Wstrząsające procedery jakie miały tam miejsce szokują za każdym razem i aż się boję co wyjdzie na jaw w trzeciej części serii.
Teraz już wiem, że moim ulubionym bohaterem serii jest inspektor Roman Czarnecki. Lubię też Igora Brudnego i absolutnie cudownego Roberta Krzywickiego. Jedynie nie mogę się do końca przekonać do Julii Zawadzkiej. Niby jest fajna, taka równa babka ale coś mnie w niej irytuje.
„Sfora” to bardzo dobry kryminał z elementami thrillera. Trzyma w napięciu, przeraża i zaskakuje ale wydaje mi się, że byłby jeszcze lepszy gdyby był o kilkadziesiąt stron krótszy. Nie mniej jednak jest to bardzo dobra książka, którą szczerze polecam.
„Sfora” - druga część serii o komisarzu Igorze Brudnym autorstwa Przemysława Piotrowskiego pomimo tego, że bardzo dobra to wciągnęła mnie odrobinką mniej niż jej pierwsza część.
Tym razem komisarz Brudny musi rozwikłać zagadkę makabrycznych morderstw dokonywanych przez kanibala grasującego w zielonogórskich lasach.
Opisane w historii morderstwa są niezwykle drastyczne i...
2020-11-28
Jakie to było makabryczne. Jakie to było drastyczne. Jakie to było…dobre! Dawno tak bardzo nie wciągnął mnie żaden kryminał jak „Piętno” Przemysława Piotrowskiego.
Aż nie wiem od czego zacząć. Czy od niesamowicie wymyślonej i poprowadzonej zagadki makabrycznych morderstw, do których dochodzi w Zielonej Górze czy od pełnokrwistych bohaterów, próbujących ją rozwiązać a może od problemów, z którymi możemy się zetknąć w codziennym życiu.
Głównym bohaterem książki jest komisarz Igor Brudny. Twardy, skryty warszawski glina, który zostaje wplątany w serię drastycznych zabójstw. Drugą główną postacią jest inspektor Romuald Czarnecki doświadczony policjant polegający na swojej intuicji. Nie wiem, którego z nich bardziej polubiłam. Obaj zostali tak przedstawieni, że pomimo ich surowych charakterów i skrywanych tajemnic czuło się do nich bardzo dużą sympatię.
Ważnym wątkiem poruszanym w książce jest problem wykorzystywania seksualnego dzieci – zarówno przez duchownych jak i ogólnie przez osoby ze skłonnościami pedofilskimi. Przestępstwa te są tak ukazane, że bardzo ciężko się o nich czytało i trudno uwierzyć, że takie rzeczy są na porządku dziennym.
Ale tym co najbardziej mnie zafascynowało w książce to główna zagdaka kryminalna. Serio, czegoś takiego chyba jeszcze nie czytałam. Torturowanie, skalpowanie, wycinanie na żywca wnętrzności- makabra w czystej postaci ale stanowiła tak nieodłączny element fabuły, że bez tych wszystkich dosadnych opisów to nie byłoby już to.
Do tego samo rozwiązanie zagadki- SZTOS! Moment gdy do czytelnika zaczyna dochodzić o co w tym wszystkim chodzi i poznajemy tożsamość mordercy – po prostu WOW! . Gdy wyjaśnia się kto, co i dlaczego – siedziałam dobrych kilka minut z otwartą buzią, żeby wszystkie kropki w mojej głowie się połączyły i dotarło do mnie co tu się właśnie srało.
Naprawdę nie spodziewałam się czegoś aż tak dobrego. A sądząc po zarysie zagadki, która będzie rozwiązywana w drugiej części serii o komisarzu Igorze Brudnym śmiem sądzić, że „Sfora” będzie tak samo dobra ( a może i lepsza) i być może nawet bardziej makabryczna. Już się nie mogę jej doczekać.
Jakie to było makabryczne. Jakie to było drastyczne. Jakie to było…dobre! Dawno tak bardzo nie wciągnął mnie żaden kryminał jak „Piętno” Przemysława Piotrowskiego.
Aż nie wiem od czego zacząć. Czy od niesamowicie wymyślonej i poprowadzonej zagadki makabrycznych morderstw, do których dochodzi w Zielonej Górze czy od pełnokrwistych bohaterów, próbujących ją rozwiązać a może...
2020-11-07
Szachy kojarzą mi się z ich pięknym, drewnianym kompletem mojego taty, którym w dzieciństwie się bawiłam. Nigdy nie uczyłam się w nie grać ani szczególnie się nimi nie interesowałam, dlatego jestem ogromnie zdziwiona, że tak bardzo zachwyciła mi się książka Waltera Tevisa.
„Gambit królowej” jest to historia Beth Harmon, sieroty mieszkającej w domu dziecka, która w wieku ośmiu lat odkrywa w sobie ogromny talent do gry w szachy.
Beth jest postacią skomplikowaną, zamkniętą w sobie, podatną na różne używki ale absolutnie nic nie jest w stanie pokonać w niej obsesyjnej miłości do szachów.
Obserwujemy jej sukcesy i porażki oraz błyskawiczne pięcie się po szczeblach szachowej kariery. Dziewczyna jest przedstawiona jak typowy geniusz: dziwny, często niezrozumiały i całkowicie skoncentrowany na swojej pasji.
Książka napisana jest bardzo przystępnym językiem. Nawet pojęcia dotyczące szachów, taktyk, rozgrywek napisane są w prosty sposób. A opisy partii szachowych przedstawione tak, że czyta się je z zapartym tchem.
Autor zrobił kawał dobrej roboty przygotowując się do pisanie „Gamitu”. Zapoznanie się i opisania wszystkich zagrań, strategii, nawet wspomagając się wiedzą profesjonalnych graczy, wymagało nie lada wysiłku . Poza tym sam sposób ukazania myślenia i rozumowania szachistów jest fascynujący. Ich logika, zdolność przewidywania kilkunastu a czasami kilkudziesięciu ruchów do przodu, przebiegłość, zdolność panowania nad sobą są niesamowite.
Co mi się bardzo spodobało i zaskoczyło to element feministyczny w fabule. Książka pomimo tego, że jest napisana przez mężczyznę w dodatku w rok 1983, bardzo często porusza problem postrzegania sukcesów Beth przez pryzmat tego, że jest kobietą a szachy są uważane za grę typową męską. Innym problem, który zwrócił moją uwagę, dotyczył tego jak bardzo niedoceniane są niszowe dyscypliny sportowe.
Jestem niesamowicie ciekawa serialu nakręconego na podstawie „Gambitu”. Tym bardziej, że w jednej z bardzo istotnych ról obsadzono Marcina Dorocińskiego.
„Gambit królowej” jest cudowną i wciągającą książką o pasji graniczącej z obsesją, o wytrwałości, determinacji i spełnianiu marzeń. Zresztą, jeśli książkę o grze w szachy kończy się ze łzami w oczach, to musi być ona cholernie dobra.
Polecam z całego serca!
Szachy kojarzą mi się z ich pięknym, drewnianym kompletem mojego taty, którym w dzieciństwie się bawiłam. Nigdy nie uczyłam się w nie grać ani szczególnie się nimi nie interesowałam, dlatego jestem ogromnie zdziwiona, że tak bardzo zachwyciła mi się książka Waltera Tevisa.
„Gambit królowej” jest to historia Beth Harmon, sieroty mieszkającej w domu dziecka, która w wieku...
2020-10-29
Na okładce „Więziennego prawnika” jest napisane, John Grisham – ulubiony pisarz Ameryki. Ameryki może tak ale moim chyba nie zostanie. Była to pierwsza książka tego autora, którą czytałam i męczyłam ją prawie dwa tygodnie.
Sama nie wiem co to do końca było ni to kryminał, ni sensacja, bo napięcia w niej nie było za grosz. Przede wszystkim historia kojarzyła mi się z takim typowym amerykańskim filmem kina akcji, w którym dzieją się cuda wianki. Tu było podobnie. Fabuła była strasznie absurdalna i wydumana.
Nie podpasował mi styl pisania autor. Zanim zaczęła się jakakolwiek akcja minęło pół książki ale co z tego, skoro im dalej czytałam tym bardziej traciłam zainteresowanie historią. Nie było tu żadnego napięcia, żadnego zaskoczenia i te absurdy.
Główny bohater – Malcolm Bannister- była taki sam jak cała książka, mdły, nudny, antypatyczny i jakiś taki ciapowaty. Tym bardziej ciężko mi uwierzyć w to, że ten misterny plan, który obmyślił mógłby się kiedykolwiek powieść.
Nie jestem wielką fanką amerykańskich filmów sensacyjnych może dlatego ta książka nie przypadła mi do gustu, a może po prostu zaczęłam znajomość z Johnem Grishamem od nie właściwej pozycji. Mam na półce jeszcze jedna książkę tego autora ale jestem pewna, że minie dużo czasu zanim po nią sięgnę.
Na okładce „Więziennego prawnika” jest napisane, John Grisham – ulubiony pisarz Ameryki. Ameryki może tak ale moim chyba nie zostanie. Była to pierwsza książka tego autora, którą czytałam i męczyłam ją prawie dwa tygodnie.
Sama nie wiem co to do końca było ni to kryminał, ni sensacja, bo napięcia w niej nie było za grosz. Przede wszystkim historia kojarzyła mi się z takim...
2020-10-15
„Władcy czasu” to ostatnia część Trylogii Białego Miasta Evy Garcíi Sáenz de Urturi. Tym razem inspektor Unai Lopez De Ayala rozwiązuje zagadkę morderstw inspirowanych powieścią „Władcy czasu” napisanej przez tajemniczego autora Diago Velę.
Ze wszystkich część trylogii ta podobała mi się najmniej. Była dobra ale zabrakło mi tego czegoś co miały poprzednie części. Wydaje mi się, że miało to związek z tym, że książka była trochę za długa przez co akcja momentami bardzo zwalniała. Poza tym niektóre wątki były troszkę nudne i naciągane . Jednak książka, sama w sobie, jest dobra choć nie wciągnęła mnie tak bardzo jak dwie poprzednie części.
Cała Trylogia była bardzo dobra. Wszystkie książki mają super klimat. Taki mroczny i tajemniczy. Wątki kryminalne są bardzo oryginalne. Chyba jeszcze w żadnej książce nie spotkałam się z takimi zagadkami jak w tej serii. Zbrodnie są brutalne, bardzo wymyślne, często mają swoje podłoże w symbolach i dawnych wierzeniach.
Kolejnym mocnym elementem serii jest miejsce akcji: Vitoria, stolica prowincji Álava. Miejsca i zabytki tego rejonu są tak cudnie opisane, że sprawdzałam w Internecie każde miejsce, które się pojawiało. Autorka wplotła w akcję książki opisy tradycji, historii, wierzeń i kultury. Zrobiła to w taki sposób, że kiedyś z wielką przyjemnością
odwiedziłabym Kraj Basków i miejsca pojawiające się w książkach.
Następnym atutem są bohaterowie: Unai, Alba, Estibaliz. Wszystkie te postacie są jakiś sposób inne niż większość bohaterów książek. Maja w sobie jakiś taki smutek i nostalgię. Nie wiem dlaczego ale nawet gdy czytałam o ich szczęśliwych momentach to gdzieś przebijało się odczucie smutku. Jakby czuli, że wcześniej czy później ich szczęście zostanie czymś zakłócone. To również nadawało ten fajny klimat.
Bardzo podobało mi się jak autorka zakończyła wszystkie wątki bohaterów. Zwłaszcza wątek Krakena został zakończony tak jak powinien.
Podsumowując, cała Trylogia Białego Miasta jest klimatyczna, mroczna i tajemnicza. I jeśli chcecie zanurzyć się w uliczki Vitorii to polecam serdecznie. Zwłaszcza teraz, w te długi jesienne wieczory.
„Władcy czasu” to ostatnia część Trylogii Białego Miasta Evy Garcíi Sáenz de Urturi. Tym razem inspektor Unai Lopez De Ayala rozwiązuje zagadkę morderstw inspirowanych powieścią „Władcy czasu” napisanej przez tajemniczego autora Diago Velę.
Ze wszystkich część trylogii ta podobała mi się najmniej. Była dobra ale zabrakło mi tego czegoś co miały poprzednie części. Wydaje...
2020-10-02
Ostatnio miałam ochotę na przeczytanie czegoś lżejszego, a że wszędzie atakowały mnie zwiastuny filmu, który miałam ochotę obejrzę mój wybór był oczywisty.
Troszkę się bałam, że „Enola Holmes: Sprawa zaginionego markiza” będzie głupiutką opowiastką dla nastolatków na szczęście bardzo pozytywnie się rozczarowałam.
Książka okazała się ciekawą, zabawną i mądrą historią. Enola została wychowana na bardzo wyemancypowaną nastolatkę : ma swoje zdanie, jest bystra, inteligentna, nie nosi gorsetów, jeździ na rowerze. Jest trochę lekkomyślna, naiwna, czasami działająca pod wpływem impulsu ale dzięki temu jest bardziej prawdziwa i nie wyidealizowana. Bardzo polubiłam tę postać właśnie za to w jaki sposób została przedstawiona.
Czego nie mogę tego powiedzieć braciach Enoli: Mycroft’cie t i Sherlock’u. Ich opinie na temat kobiet bardzo pokrywają się z opiniami pana Przemysława Czarnka (z tą różnica, że pan Czarnek żyje w XXI wieku a nie w XIX…). Panowie Holmes zostali przedstawieni jako zadufani w sobie, przemądrzali seksiści, którzy nie mają żadnego szacunku do kobiet. Ich sceny z Enolą ukazywały o ile bardziej tolerancyjna jest czternastoletnia dziewczyna wychowana na prowincji niż dwóch wykształconych dżentelmenów z Londynu.
W opowiadaniu bardzo dobrze przedstawione są realia XIX wiecznej Anglii. Styl życia, moda, zwyczaje. Ponadto opisy Londynu potwierdzają, że „dobrze jest tam gdzie nas nie ma” gdyż Londyn, który poznaje Enola jest zupełnie inny od tego jaki sobie wyobrażała.
Myślę, że postać Enoli Holmes może być bardzo dobrym przykładem dla nastoletnich dziewcząt. Może je utwierdzić, że w niczym nie ustępują mężczyznom i jeśli czegoś chcą i wierzą w siebie to mogą osiągnąć wszystko.
W przyszłym tygodniu dotrą do mnie kolejne część serii bo jestem bardzo ciekawa jak potoczą się dalsze losy panny Holmes a tym czasem idę oglądać film.
Ostatnio miałam ochotę na przeczytanie czegoś lżejszego, a że wszędzie atakowały mnie zwiastuny filmu, który miałam ochotę obejrzę mój wybór był oczywisty.
Troszkę się bałam, że „Enola Holmes: Sprawa zaginionego markiza” będzie głupiutką opowiastką dla nastolatków na szczęście bardzo pozytywnie się rozczarowałam.
Książka okazała się ciekawą, zabawną i mądrą historią....
2020-09-23
Sama nie wiem co mam myśleć o książce „Nigdy więcej” i z różnych powodów mam przeczucie, że nie jestem odpowiednią osobą, która powinna ją oceniać.
Książka opowiada prawdziwą historię autorki - Ani, dziewczynki, która w dzieciństwie była wykorzystywana przez księdza za swojej parafii.
Z jednej strony opowiadanie mówi o rzeczach, które należy stanowczo potępiać i walczyć z nimi z drugiej czegoś mi w książce zabrakło. Może gdyby była napisana w inny sposób bardziej by do mnie przemówiła. Historia koncentruje się głownie na emocjach głównej bohaterki. Na jej strachu, bóli, cierpieniu i jej traumie. Ukazuje sposób w jaki była chwytana w sidła, zastraszana, manipulowana i wykorzystywana. I właściwie to wszystko. Tak naprawdę zabrakło mi całej fabuły książki, lepszego poznania bohaterki. Może było tak dlatego, że opowiedziana historia jest tak jakby kolejnym etapem pogodzenia się autorki z tym co ją spotkało a jednoczenie dać przestrogę innym. Ale przez to, że w ogóle nie poznałam Ani mogłam jej tylko współczuć jako ofierze pedofila, który ja skrzywdził a nie jak osobie, którą poznałam. Jednak podziwiam ją za to, że potrafiła uporać się ze swoją przeszłością i wybaczyć oraz za to, że mimo tego co ja spotkało potrafiła i potrafi trwać w swojej wierze w Boga i w kościół.
Musze jeszcze napisać o tym jak strasznie jestem zirytowana zachowaniem i ignorancją rodziców bohaterki. Mam wrażenie, że ich zaślepienie w wiarę całkowicie przysłaniało im ich dzieci. Nie mogę uwierzyć w to, że ich córka przez dwa lata jest wykorzystywana przez jakiegoś zboczeńca, jest w depresji, chodzi poraniona i posiniaczona, ma myśli samobójcze a oni jedyne co jej mówią to żeby się zaczęła w końcu uczyć. Patrzę na to jedynie z punktu widzenia czytelnika ale coś takiego po prostu nie mieści mi się w głowie.
O książkach, które opowiadają o tak potwornych rzeczach nie można napisać, że się podobały czy nie jednak w przypadku „Nigdy więcej” spodziewałam się, że wywoła we mnie troszkę więcej emocji.
Sama nie wiem co mam myśleć o książce „Nigdy więcej” i z różnych powodów mam przeczucie, że nie jestem odpowiednią osobą, która powinna ją oceniać.
Książka opowiada prawdziwą historię autorki - Ani, dziewczynki, która w dzieciństwie była wykorzystywana przez księdza za swojej parafii.
Z jednej strony opowiadanie mówi o rzeczach, które należy stanowczo potępiać i walczyć...
2020-09-14
Kurczę, tak naprawdę to sama nie wiem co myśleć o tej książce. Niby spodziewałam się czegoś więcej ale z drugiej strony historia tak bardzo wbiła mi się do głowy, że nawet w nocy nie chciała z niej wyjść. Niby coś mi nie pasowało w stylu i sposobie jej napisana a jednocześnie miłość do książek jaka bije z każdej strony sprawia, że zrozumie ją każdy mól książkowy.
Książka zaczyna się od wątku kryminalnego, który dosyć szybko zostaje zepchnięty na drugi plan. Następnie mamy część, w której poznajemy losy dwóch bohaterów. Z jednej strony są one wstrząsające ale z drugiej strony są jakieś takie nierealistyczne. Wiem, że książki mogą mieć bardzo duży wpływ na ludzkie życie ale nie bardzo przemawia do mnie to, że mogły aż tak bardzo odmienić jednego z bohaterów, że potrafił ryzykować życie dla ich ratowania. Zwłaszcza biorąc pod uwagę , że akacja dzieje się w japońskim więzieniu podczas II wojny światowej i każda godzina jest walką o przetrwanie.
Najbardziej poruszyła mnie historia Yun Dong – ju, który okazał się postacią realną. Aż ciężko uwierzyć ile ten człowiek przeszedł. W ogóle opisy tego jakie procedery miały miejsce w więzieniu w Fukuoka są przerażające.
Książkę czyta się bardzo szybko ale są fragmenty, które były tak patetyczne i tak bardzo poetyckie, że aż nudne i spowalniały akcję. Dodatkowo ciężko mi się czytało wiersze Yun Dong – ju’na. W ogóle do mnie nie przemawiała jego poezja i w większości wierszy nie miałam pojęcia co autor miał na myśli.
Książkę przeczytałam w ebooku ponieważ nigdzie nie można jej dostać w wersji papierowej a ceny w jakich jest dostępna w Internecie na różnych aukcjach przechodzą ludzkie pojęcie. Nie żałuję że ją przeczytałam , chyba mi się podobała chociaż nawet w małym stopniu nie wywarła na mnie takiego wrażenia jak „Cień wiatru” i bardzo by mnie bolało jakbym musiała za nią zapłacić 200 zł żeby móc ją przeczytać.
Kurczę, tak naprawdę to sama nie wiem co myśleć o tej książce. Niby spodziewałam się czegoś więcej ale z drugiej strony historia tak bardzo wbiła mi się do głowy, że nawet w nocy nie chciała z niej wyjść. Niby coś mi nie pasowało w stylu i sposobie jej napisana a jednocześnie miłość do książek jaka bije z każdej strony sprawia, że zrozumie ją każdy mól książkowy.
Książka...
2020-09-06
Czytałam „Moja mroczna Vanesso” przez dwa tygodnie. Nie dlatego, że była zła lub nudna tylko dlatego, że poruszała tak ciężki temat, że na jedno posiedzenie mogłam przebrnąć tylko przez kilkanaście stron.
Książka porusza problem wykorzystywania seksualnego. Głowna bohaterka w wieku 15 lat została uwiedziona i wykorzystana przez 42 letniego nauczyciela literatury. Cała historia przedstawiona jest dwutorowo – z punktu widzenia Vanessy jako 15 i 32 latki. Dzięki temu możemy poznać punkt widzenia tej samej osoby z perspektywy dziecka jak i dojrzałej osoby.
Historia jest przerażająca. Dokładnie jest przestawiony mechanizm działania Jacoba Sterna. Jak do swoich celów wybiera konkretną dziewczynkę, która jest cicha, samotna, nie ma przyjaciół, mieszka w internacie daleko od rodzinnego domu. Widzimy jak ją osacza, jak ją uwodzi, mówi jej to co chce słyszeć młodziutka, niedowartościowana dziewczyna, zapewnia ją , że ją kocha i że jest dla niego najważniejszą osobą. Jednocześnie manipuluje nią, nagina fakty w taki sposób aby wyglądały tak jak on chce je przedstawić. Zastrasza ją, mówiąc jej co dla niej może oznaczać wyjście na jak ich „związku”.
Gdy czytamy opowiadanie z punktu widzenia dorosłej bohaterki widzimy jak ogromny wpływ miało na jej życie to co wydarzyło się jej w wieku nastoletnim. Kobieta cały czas przeżywa traumę, nie może dojść do ładu ze swoim życiem, każdego napotkanego mężczyznę porównuje do Sterna. Wmawianie jej przez lata, że to co łączyło ją i Jacoba to była miłość sprawiło, ze kobieta nie postrzega siebie jako ofiary. Cały czas broni Sterna i tego co ją spotkało pomimo tego, że w głębi siebie czuje, że to było coś bardzo złego, co zniszczyło jej życie.
Książka napisana jest bardzo przystępnym językiem lecz czyta się ją ciężko i powoli. Jest bardzo dużo odniesień do twórczości Vladimira Nabokova ale najwięcej naturalnie do jego słynnej „Lolity”.
„Moja mroczna Vanesso” jest pozycją poruszającą bardzo ważny i trudny temat i jest z pewnością godną polecenia ale zdecydowanie dla starszego i dojrzałego czytelnika. Jednak najbardziej dotarło do mnie jak ważna jest to książka gdy w tym tygodniu w programie „Uwaga” na TVN zobaczyłam reportaż na dokładnie taki sam temat. O wykorzystaniu gdzieś na Śląsku 14 -letniej uczennicy przez 58- letniego nauczyciela. Wtedy dotarło do mnie, że „Moja mroczna Vanesso” to nie tylko książka lecz historia, która może przydarzyć się naprawdę.
Czytałam „Moja mroczna Vanesso” przez dwa tygodnie. Nie dlatego, że była zła lub nudna tylko dlatego, że poruszała tak ciężki temat, że na jedno posiedzenie mogłam przebrnąć tylko przez kilkanaście stron.
Książka porusza problem wykorzystywania seksualnego. Głowna bohaterka w wieku 15 lat została uwiedziona i wykorzystana przez 42 letniego nauczyciela literatury. Cała...
2020-08-27
Kolejna absolutnie cudowna książka Jakuba Małeckiego. Nie wiem jak ten facet to robi, że jestem zachwycona jego każdą książką, która wpadnie mi w ręce.
„Saturnin” to opowieść o zwykłych ludziach, którzy dokonali niezwykłych rzeczy, o złamanych marzeniach, o przerwanych życiach i głęboko skrywanych tajemnicach. O przyrzeczeniach, które wiążą na całe życie i więziach, które łączą ludzi.
Ta książka jest o tyle wyjątkowa, ze autor wplótł w nią osoby ze swojego życia. W Posłowiu dowiadujemy się kto to był i które elementy fabuły naprawdę się wydarzyły. Robi to niesamowite wrażenie i jeszcze bardziej uświadamia czytelnikowi jak ważna musi ona być dla autora i jego bliskich.
Jak zawsze w książkach Jakuba Małeckiego mamy do czynienia z cudownym językiem. Autor ma ta niezwykłą umiejętność posługiwania zwykłymi ,prostymi słowami w tak piękny sposób, że nie może się oderwać od czytania .
Cudowna, poruszająca i wzruszająca książka, którą mogę z czystym sumieniem polecić każdemu.
Kolejna absolutnie cudowna książka Jakuba Małeckiego. Nie wiem jak ten facet to robi, że jestem zachwycona jego każdą książką, która wpadnie mi w ręce.
„Saturnin” to opowieść o zwykłych ludziach, którzy dokonali niezwykłych rzeczy, o złamanych marzeniach, o przerwanych życiach i głęboko skrywanych tajemnicach. O przyrzeczeniach, które wiążą na całe życie i więziach, które...
2020-08-25
Było to moje pierwsze spotkanie z twórczością pani Katarzyny Puzyńskiej i muszę przyznać, że całkiem udane.
„Motylek” jest pierwszą częścią cyklu o wsi Lipowo. We wspomnianej wsi ginie zakonnica. Zagadkę jej śmierci próbują rozwiązać policjanci z tamtejszego komisariatu policji. Przy okazji poznajemy bohaterów serii, ich rodziny i problemy.
Gdy zaczynałam czytać „Motylka” nie przypuszczałam, że aż tak się wciągnę. W ostatnie sto kilka stron byłam tak wkręcona, że nie mogłam się oderwać i nie mogłam się doczekać, żeby się dowiedzieć kto jest zabójcą. Muszę przyznać, że autorka mnie całkiem zaskoczyła rozwiązaniem zagadki. W ogóle bardzo fajnie został poprowadzony główny wątek kryminalny. Naprawdę ciężko było się domyśleć jak wszystko się potoczy.
Na początku miałam tylko jedną uwagę, książka niesamowicie kojarzyła mi się z kryminałami Camilli Läckberg o Fjallbace. Dokładnie taka sama konstrukcja książki, podobne środowisko, podobni bohaterowie, podobny styl pisania. Później, im dalej szła historia i im bardziej się wkręcałam w fabułę, przestałam zwracać na to uwagę ale na początku bardzo mnie to raziło.
Tak czy inaczej na pewno będę kontynuować serię Lisewie. Co więcej już zamówiłam kolejną część.
Było to moje pierwsze spotkanie z twórczością pani Katarzyny Puzyńskiej i muszę przyznać, że całkiem udane.
„Motylek” jest pierwszą częścią cyklu o wsi Lipowo. We wspomnianej wsi ginie zakonnica. Zagadkę jej śmierci próbują rozwiązać policjanci z tamtejszego komisariatu policji. Przy okazji poznajemy bohaterów serii, ich rodziny i problemy.
Gdy zaczynałam czytać...
2020-08-17
Gdyby bracia Winchester z serialu „Supernatural” mieli babcię to byłaby nią Teofila Słaboniowa. Po tym jak ciężko czytało mi się pierwsze rozdziały książki nie przypuszczałam, że po około 100 stronach tak się wciągnę, że przeczytam ją w weekend. Bardzo fajne opowiadania o wierzeniach słowiańskich. O Kikimorach, Strzygach, Zmorach i Diabłach. A z nimi wszystkim poradzić sobie potrafi niezawodna Słaboniowa.
Gdyby bracia Winchester z serialu „Supernatural” mieli babcię to byłaby nią Teofila Słaboniowa. Po tym jak ciężko czytało mi się pierwsze rozdziały książki nie przypuszczałam, że po około 100 stronach tak się wciągnę, że przeczytam ją w weekend. Bardzo fajne opowiadania o wierzeniach słowiańskich. O Kikimorach, Strzygach, Zmorach i Diabłach. A z nimi wszystkim poradzić...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-08-09
Bardzo sceptycznie podchodziłam do tej książki, ponieważ o „Siedmiu mężach Evelyn Hugo” też słyszałam same zachwyty a mnie ona szczególnie nie powaliła. Jednak gdy tylko zaczęłam czytać „Daisy Jones and The SIx” od razu wiedziałam, że z tą książką będzie inaczej. Styl i język pisania bardzo przypadł mi do gustu i momentalnie zaciekawiła mnie historia członków zespołu.
Książka ukazuje historię zespołu The Six oraz wokalistki Daisy Jones. Ich losy od początku powstania zespołu do jego rozłamu. Powolnym wzbijaniu się na szczyt, kulisy tworzenia piosenek i nagrywania płyt po koncerty i życie zespołu w trasie oraz w chwilach prywatnych. Książka została napisana w formie wywiadu, w którym wypowiadają się Daisy Jones, członkowie The Six oraz cała ekipa, która współpracowała z zespołem. Dzięki temu zabiegowi książkę czyta się niewiarygodnie szybko.
Chyba, żaden z bohaterów nie zachwycił mnie na tyle, żeby powiedzieć, ze właśnie on jest moim ulubionym ale bardzo polubiłam Karen, Grahama, Billyego i (tu chyba bardzo niepopularna opinia) samą Daisy Jones. Co więcej często łapałam się na tym, że w pewnych momentach mogę się z nią utożsamiać. Nie mówię o jej zachowaniu, trybie życia tylko o tym co czuje i co myśli. Kolejna niepopularna opinia to taka, że nie zakochałam się w postaci Camilly. Była tak dobra, taka miła, taka wyrozumiała, że aż nierzeczywista. Wydaje mi się, że Daisy ze swoim charakterem była bardziej prawdziwa i lepiej oddawała klimat lat 70-tych.
Czytając książkę aż ciężko uwierzyć, że opisuje ona historię zespołu, który nigdy nie istniał. Czytając o piosenkach, które wykonują tak mi było przykro, że nie mogę ich nigdzie posłuchać i śpiewać razem z Daisy i Billym.
Autorka zrobiła kawał dobrej roboty oddając tak dobrze klimat i realia lat 70-tych, zaplecze istnienia zespołów rock’n’rollowych oraz pokazując ile trzeba poświęcić żeby żyć w z zgodzie z samym sobą.
Bardzo sceptycznie podchodziłam do tej książki, ponieważ o „Siedmiu mężach Evelyn Hugo” też słyszałam same zachwyty a mnie ona szczególnie nie powaliła. Jednak gdy tylko zaczęłam czytać „Daisy Jones and The SIx” od razu wiedziałam, że z tą książką będzie inaczej. Styl i język pisania bardzo przypadł mi do gustu i momentalnie zaciekawiła mnie historia członków...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-03-10
2020-08-03
Sięgnęłam po tę książkę tylko dlatego, że miałam bardzo ciężki ostatni tydzień i chciałam poczytać wieczorami coś lekkiego. Po przeczytaniu „Królowej Gwiazd” już wiem dlaczego tak mało czytam kobiecej literatury.
Cztery przyjaciółki aktorki wylatują na festiwal filmowy na Maltę aby walczyć o rolę w filmie sławnego reżysera. Jakie to było nudne i nierzeczywiste. Już pomijam fakt, że polki mówią po angielsku tak jakby się urodziły w Anglii (i to nie mówią – mówią tylko rozprawiają na temat historii zakonów maltańskich i badań genetycznych) to sersbki reżyser i jego brat, którzy używają polskich powiedzeń w języku angielskim mnie rozwalił. Poza tym same wydarzenia, które się tam dzieją…. Facet, wysyła cztery dorosłe kobiet, żeby przyniosły mu jakieś wartościowe rzeczy związane z zakonami maltańskimi a te jakby nigdy nic zgadzają się i planują kradzież eksponatów z muzeów albo woluminy z bibliotek. A co, jak się bawić to się bawić. I sama końcówka… Przez 300 stron prawie nic się nie dzieje a jak zostało 40 stron do końca to było bardziej sensacyjnie niż niejeden film amerykański. I znów, tak nierealnie i abstrakcyjnie, że chciałam jak najszybciej skończyć tę książkę i mieć ją z głowy.
Jedyne co zostało trafnie pokazane w „Królowej Gwiazd” to relacja dziewczyn i ich prawdziwe charaktery. Jak tak, to przyjaciółki na śmierć i życie od czasów studiów, a jak przyszło walczyć o jedną rolę to by sobie oczy powydrapywały i szły po trupach do celu.
Gdyby nie to, ze potrzebowałam się odmóżdżyć i przeczytać coś bardzo lekkiego, nigdy bym nie sięgnęła po tę książkę. Utwierdziłam się tylko w przekonaniu, że obyczajówki kobiece nie są już dla mnie. A przynajmniej nie takie na podobnym poziomie jak "Królowa Gwiazd"
Sięgnęłam po tę książkę tylko dlatego, że miałam bardzo ciężki ostatni tydzień i chciałam poczytać wieczorami coś lekkiego. Po przeczytaniu „Królowej Gwiazd” już wiem dlaczego tak mało czytam kobiecej literatury.
Cztery przyjaciółki aktorki wylatują na festiwal filmowy na Maltę aby walczyć o rolę w filmie sławnego reżysera. Jakie to było nudne i nierzeczywiste. Już pomijam...
Sama nie wiem co myśleć i jak ocenić „Wojnę makową” Rebecki F. Kuang. Naczytałam się tak wielu dobrych opinii na temat tej książki, że spodziewałam się czegoś niesamowitego a dostałam dobrą fantastykę ale bez fajerwerków.
Pierwsze co mi przychodzi na myśl myśląc o „Wojnie makowej” to to, że książka była bardzo nie równa i o kilkaset stron za długa. Miała momenty, przez które się płynęło ale były też całe rozdziały, w których przeskakiwałam akapity czytając tylko ich pierwsze zdania. W pierwszej część książki podobał mi się początek i wątek szkolny (kilka razy skojarzył mi się z Hogwartem…) ale niemiłosiernie nudziły mnie filozoficzne wywody mistrza Jianga. W drugiej części ciekawy był wątek cike ale już trzecia cześć w całości mnie nie porwała a zakończenie trochę zawiodło.
Było kilka elementów, które gryzły mi się z całością np. wiek Rin. Podczas czytania ma się wrażenie, że na początku książki ma jakieś 15-16 lat ale był jeden wątek, który sugerowałby, ze ma o kilka lat mniej co dla mnie było nielogiczne biorąc po uwagę postępowania bohaterki. Kolejna rzecz to realia, w których dzieje się akcja. Czytając wydaje mi się, że akcja nie dzieje się we współczesnym świecie a tu nagle pojawia się wątek laboratorium. Jeszcze było kilka takich szczegółów, które niby nie duże a jednak stanowiły dla mnie zgrzyt a fabule.
Kolejny problem to bohaterowie książki. Większość, z główną bohaterką na czele, była mi zupełnie obojętna. Rin jest dziwną bohaterką. Od początku osiąga wszystko co chce a cały czas jest zła, niezadowolona i chce zemsty tylko tak naprawdę to nie wiadomo za co. Ok, może na początku nie miała łatwego życia ale bez przesady a ona jest cały czas sfochowana i nie wiadomo czego chce od życia. Podobnie jest w przypadku Altana. On również ciągle jest nabuzowany i nieszczęśliwy. Chociaż akurat u niego są częściowo wyjaśnione powody. W ogóle główni bohaterowie są tacy przytłaczający tym swoim ciągłym niezadowoleniem i chęcią zniszczenia wszystkiego. Jak mam wybierać to zdecydowanie wolę bohaterów drugoplanowych np. Kitaja czy Nezhę. Mam wrażenie, że są znacznie lepiej zarysowani niż głowni bohaterowie.
Ogólnie „Wojna makowa” nie była zła. Jak wspomniałam wcześniej było sporo ciekawych wątków, został bardzo dobrze wykreowany świat opierający się na mitologii chińskiej i nawet dla takiej osoby jak ja, która się nią nie fascynuje był ciekawy.
Należy podkreślić, że książka jest zdecydowanie dla starszych czytelników gdyż miejscami jest bardzo brutalna a niektóre opisy naprawdę czyta się z przerażeniem.
Mam wrażenie, że powieści krzywdę robią te wszystkie zachwyty, że jakie to wiekopomne dzieło. A tak naprawdę to nie ma w niej nic odkrywczego. Ot, kolejna książka o nastoletniej sierocie, która okazuje się zbawczynią świata. Książka jakich wiele z tym, że jej akcja umiejscowiona jest w Chinach.
Mam na półce drugą część trylogii i myślę, że kiedyś sięgnę po „Republikę smoka” ale gównie po to, żeby przekonać się co dalej z Altanem i Nezhą bo losy Rin jakoś nie szczególnie mnie interesują.
Sama nie wiem co myśleć i jak ocenić „Wojnę makową” Rebecki F. Kuang. Naczytałam się tak wielu dobrych opinii na temat tej książki, że spodziewałam się czegoś niesamowitego a dostałam dobrą fantastykę ale bez fajerwerków.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toPierwsze co mi przychodzi na myśl myśląc o „Wojnie makowej” to to, że książka była bardzo nie równa i o kilkaset stron za długa. Miała momenty, przez...