Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Raz na jakiś czas, bardziej lub mniej umyślnie, sięgam po książki związane z kosmosem. Czy to pod kątem bardziej astronomicznym czy też właśnie pod kątem lotów kosmicznych. Ostatnio była to publikacja związana z rocznicą lądowania na księżycu, czyli "Człowiek, istota kosmiczna". Minęło od tego już jednak trochę czasu, dlatego idealnie się złożyło, że w Polsce ukazuje się książka Paula Dye’a "Houston, lecimy!"

Od razu Wam powiem, to nie jest książka jakiej się spodziewacie. Wiadomo, człowiek większość swojego życia spędził pracując w NASA a dokładniej w MCC (Mission Control Center) i przez wiele lat był dyrektorem lotów w programie wahadłowców, ale to nie jest po prostu pamiętnik z czasów młodości i lat następujących później. Na dobrą sprawę od samego początku czułam się, jakbym czytała jakąś książkę przygodową, albo oglądała wciągający film. Nie spodziewałam się, że autor opowiadając niektóre historie, zabawi się sposobem w jaki to robi. Grał na emocjach, budował napięcie, przez co czułam jakbym to ja czekała na decyzje o awansach czy też na kolejny krok w kryzysowej sytuacji podczas misji.

Mam wrażenie, że ta książka była potrzebna. Dlaczego? Dlatego że w niejednym filmie zapewne widziało się jak to niby wszystko wygląd. Ale tak nie wygląda! Paul Dye pokazuje jak bardzo skomplikowany jest to system, ile ludzi jest ukrytych za ścianami przez co ich nie widać, mimo że na ich barkach spoczywa ogromna odpowiedzialność. Powiadam Wam, rzeczywistość jest o wiele ciekawsza od tej, którą serwują nam reżyserzy filmów z misjami kosmicznymi w roli mniej lub bardziej głównej.

Nie spodziewałam się takiej dawki faktów, ciekawych historii i spostrzeżeń oraz czystej wiedzy. Oczywiście w takiej publikacji nie można było uniknąć sporej ilości informacji matematycznych, fizycznych czy technicznych. Na szczęście, wydaje mi się, że nie jest to ilość przytłaczająca czytelnika. Jest to raczej wiedza, o którą powinna się wzbogacić osoba, po przeczytaniu takiej książki. Gdyby jej zabrakło, to najzwyczajniej na świecie, nie mielibyśmy pojęcia o czym autor pisze. No bo przyznajcie… Kto zna podstawową budowę wahadłowca i sposób w jaki działa?

"Houston, lecimy!" To naprawdę świetny tytuł, który rozbudzi na nowo dziecięce marzenia niejednej osoby. Niektórym może nawet zakręci się łezka w oku na wspomnienia starych technologii z lat 80. czy 90. Jakie były wtedy komputery każdy wie, technologia mocno poszła do przodu, jednak dopiero w tej książce można zobaczyć, jak wielką wartość miał sprzęt, którego nikt w codzienności XXI wieku nie chciałby używać, bo raczej nie miałby wystarczających pokładów cierpliwości… Teraz może i nie do pomyślenia, ale to właśnie dzięki takim a nie innym technologiom była możliwa cała wędrówka w kosmos. Dzisiaj to wszystko wygląda inaczej, ale Paul Dye udowadnia jak wiele tradycji się zachowało, jak wiele zachowań zostało w MCC, mimo że już nie wszyscy zdając sobie sprawę co było ich źródłem. Ta książka to po prostu świetna przygoda. Czy warto po nią sięgnąć? Zdecydowanie warto.


PS jeśli nie znacie, to w ramach dodatku do lektury polecam film "Hidden Figures" z 2016 roku. Idealnie pasuje. Jeśli go znacie, to z kolei polecam go sobie odświeżyć przy lekturze książki Paula Dye'a. To duet niemal idealny!

Raz na jakiś czas, bardziej lub mniej umyślnie, sięgam po książki związane z kosmosem. Czy to pod kątem bardziej astronomicznym czy też właśnie pod kątem lotów kosmicznych. Ostatnio była to publikacja związana z rocznicą lądowania na księżycu, czyli "Człowiek, istota kosmiczna". Minęło od tego już jednak trochę czasu, dlatego idealnie się złożyło, że w Polsce ukazuje się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Podświadomie zrodziło się we mnie przekonanie, że te najbardziej wartościowe książki muszą mieć sporą objętość. No bo jak to, można się streścić do kilkudziesięciu stron a i tak zmienić cudze postrzeganie świata i życia? Tak nie może być. Dlatego zazwyczaj do wszelkich treści "poradnikowych" podchodzę z dystansem. Lubię jednak niekiedy po takie pozycje sięgać, bo czyta się je szybko. Jednak kiedy obejrzałam przemówienie admirała McRavena, wiedziałam, że chcę po to sięgnąć z jakimś większym przekonaniem. Wiedziałam czego się spodziewać i wierzyłam, że się nie rozczaruję.

Nie chcę się szalenie rozpisywać. Chcę tylko powiedzieć, że jest to jedna z nielicznych, jeśli nie pierwsza tego typu książka, która do mnie dotarła. To co charakteryzuje ten tytuł, to przede wszystkim to, że autor nie robi z siebie wielkiego autorytetu. Przez wszystkie strony miałam wrażenie, jakbym rozmawiała z nim twarzą w twarz. Nie czułam dystansu tylko szacunek, który zrodził się we mnie pod wpływem wydarzeń jakich doświadczył William McRaven. Make your bed to dziesięć życiowych lekcji. Krótkich ale treściwych rozdziałów, w których nie znajdują się przerysowane mądrości ale życiowe wskazówki oparte na przykładzie jego wędrówki w szeregach Navy Seals. Jego historie poruszają i sprawiają, że naprawdę chciałam się zatrzymać i po prostu pomyśleć o tym, poszukać przełożenia na moją codzienność.

Tego typu pozycje tylko na pozór są lekką lekturą. Prawda jest taka, że bez zmiany nastawienia i szczerej chęci płynącej od nas samych, nic nie zmienimy. Cokolwiek byśmy nie przeczytali, w takiej sytuacji wszystko będzie pozbawione większego sensu i być może zrodzi się w nas myśl "łatwo mu powiedzieć". W przypadku tej książeczki, ani przez chwilę nie pomyślałam w taki sposób, chociaż mój słomiany zapał i wrodzone pokłady pesymizmu powinny już na początku przekreślić tego typu treść w moich oczach. Tak się nie stało.

Admirał William McRaven to osoba niezwykle ciepła i pozytywna. Nieosądzająca, niemanipulująca, po prostu prawdziwa. Mimo że nie jest pisarzem, to jego przemówienie, które później stało się książką jest napisane niezwykle lekko. W sposób, przez który można się poczuć, jakby było skierowane tylko i wyłącznie do ciebie.

Podświadomie zrodziło się we mnie przekonanie, że te najbardziej wartościowe książki muszą mieć sporą objętość. No bo jak to, można się streścić do kilkudziesięciu stron a i tak zmienić cudze postrzeganie świata i życia? Tak nie może być. Dlatego zazwyczaj do wszelkich treści "poradnikowych" podchodzę z dystansem. Lubię jednak niekiedy po takie pozycje sięgać, bo czyta się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Magiczna przygoda i bezkres pustyni. Opowieść o śmiałej buntowniczce w świecie, w którym kobieta nie ma żadnych praw. Historie opowiadane przy ogniskach zawsze mają w sobie ziarno prawdy, czy doświadczenia Amani staną się się inspiracją dla jednej z nich? Intrygująca bohaterka i orientalny klimat to idealny przepis na fascynujący wieczór - dajcie się porwać!

Magiczna przygoda i bezkres pustyni. Opowieść o śmiałej buntowniczce w świecie, w którym kobieta nie ma żadnych praw. Historie opowiadane przy ogniskach zawsze mają w sobie ziarno prawdy, czy doświadczenia Amani staną się się inspiracją dla jednej z nich? Intrygująca bohaterka i orientalny klimat to idealny przepis na fascynujący wieczór - dajcie się porwać!

Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Lillehammer to miasto znane teraz przede wszystkim ze skoków narciarskich jednak dla Håkona jest ono miejscem gdzie spędził dzieciństwo i miastem do którego już nigdy nie chce wrócić. Jednak po prawie 30 latach, które minęły od pozostawienia przeszłości za sobą Håkon przyjeżdża na pogrzeb przyjaciela. Wie jednak już od początku, że będzie tego żałował i że nic dobrego nie może z tego wyniknąć.

Spojrzenie w przeszłość szczególnie tą mroczną i bolesną nigdy nie jest łatwe, jednak jeszcze gorsze jest to, gdy po latach dowiadujemy się rzeczy, które zmieniają wszystko w co dotychczas wierzyliśmy. Nikt nie chciałby wiedzieć, że najdroższe nam rzeczy, zostały nam odebrane przez własnych przyjaciół.

Nocne wyprawy w poszukiwaniu starych skarbów, powojenny bunkier, piątka przyjaciół i zniknięcie młodej dziewczyny. Na pozór nic nieznaczące i niełączące się fakty rzuciły cień na dalsze życie bohaterów i odcisnęły na nich niezatarty ślad. Pytanie co tak właściwie zrobili, przez lata towarzyszy Håkonowi. Pogrzeb jednego z przyjaciół a zarazem śmierć, która nie wydaje się tak bardzo przypadkowa, staje się okazją nie tylko do spotkania po latach, ale także ostatnią szansą aby przenieść się w czasie i zostawić na zawsze niektóre sprawy. Dla bohaterów przychodzi czas aby zamknąć pewien rozdział ich życia.

Autor znany dotychczas z thrillerów medycznych sięgnął po całkiem inny gatunek. To powieść niesamowicie głęboką i mądrą. Łączącą bolesną przeszłość i brutalną prawdę budząc tym samym niejedne refleksje.

Zniknięcie przyjaciółki oraz historia lata, które sprawiło, że bohaterowie zmienili się na zawsze, łączy elementy kryminału. Christer Mjåset stworzył kompozycję, która nabiera tempa z każdym rozdziałem. Jednak mimo małej ilości stron pozostaje czymś więcej niż tylko zwykłym opowiadaniem. To pełnowymiarowa opowieść w której poznajemy dzieciństwo Håkona, Bo, Pera, Kristoffera oraz Erlenda. Postaci które poznajemy już jako dorosłych mężczyzn ukształtowanych przez wydarzenia do których wracają wraz z utratą osoby ze swojej dawnej paczki.

Jest to powieść mistrzowsko rozegrana, budząca emocje aż do ostatniej kropki. Mjåset poprowadził książkę tak, aby stopniowo wszystko w oczach zarówno czytelników jak i bohaterów nabierało sensu. Wydawać by się mogło, że na 200 stronach nie jest się w stanie wykreować postaci, które miałyby szansę stać się kimś więcej niż tylko imieniem na papierze, jednak to właśnie te 200 stron sprawiło, że od kilku dni nie mogę zapomnieć o historii Agnes. Tyle wystarczyło, aby powiedzieć więcej niż niejedna wielotomowa seria.

Tajemniczy tytuł nawiązuje do słynnego szachisty - Bobby'ego Fischera. Tak jak jeden ruch podczas gry wpłynął na jego karierę, tak jedna decyzja zmieniła życie bohatera, w którego ręce w dziwnych okolicznościach trafia goniec właśnie tego, a nie innego szachisty. Szachownica to symbol życia, w którym jeden ruch może odmienić wszystko.

Czas nieubłaganie rzuca cień na nasze życie, nie znaczy to jednak że już wszystko jest za nami. Powieść Christera Mjåseta to coś więcej. To opowieść o przyjaźni i stracie. O konfrontacji z przeszłością i pogodzeniu się z tym czego zmienić już nie można. To porywająca i wzruszająca powieść, która mimo mojego podejścia z dystansem okazałą się jedną z piękniejszych powieści jakie ostatnio czytałam. to ty jesteś Bobbym Fischerem to historia, do której się wraca i której się nie zapomina.

Lillehammer to miasto znane teraz przede wszystkim ze skoków narciarskich jednak dla Håkona jest ono miejscem gdzie spędził dzieciństwo i miastem do którego już nigdy nie chce wrócić. Jednak po prawie 30 latach, które minęły od pozostawienia przeszłości za sobą Håkon przyjeżdża na pogrzeb przyjaciela. Wie jednak już od początku, że będzie tego żałował i że nic dobrego nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Damy, eleganccy panowie, dworki szlacheckie i bale, to zapewne jedna z wielu myśli wiążących się z XIX wiekiem. Wydawać by się mogło, że kiedy Polska była pod zaborami, to wszystko mogło być tylko snem, a nie rzeczywistością jak w powieściach Jane Austin. Jednak jeśli marzycie o narodzie, który przelewał własną krew w imię niepodległości, który chciał za wszelką cenę oderwać się od wroga, to niestety musicie się rozczarować...

Lalka - jedno słowo, które budzi przeróżne dyskusje, spory i uczucia. Jedna z najdłuższych lektur, jedna ze znienawidzonych książek, do której czuje się niechęć jeszcze przed przeczytaniem. Jednak dzisiaj proszę zapomnijcie chociaż na chwilę, że na języku polskim rozkłada się tę książę na czynniki pierwsze. Pomyślcie, że to książka jak wiele innych i wcale nie tak bezsensowna jakby mogło się na pierwszy rzut oka wydawać. Dzisiaj nikt nie każe wam jej czytać na czas, nie macie wyznaczonego terminu, jedynie ten jaki wyznaczy Wam wasze własne serce...

Po jakże burzliwej epoce romantyzmu, pełnej tak sprzecznych emocji przychodzi czas aby myśleć trochę bardziej racjonalnie, jednak czy można tak z dnia na dzień porzucić wszystkie wzorce? Stanisław Wokulski nie miał łatwego startu w życie. Ten przywilej należał się tylko szlachcie, jednak nie poddawał się i dążył do swoich celów. Wbrew wszystkim chciał się uczyć i uczciwie zarabiać. Odrobina szczęścia oszczędziła mu miłości ale nie talentu do mnożenia kapitałów, przez co zaczął liczyć się z szacunkiem i podziwem ze strony otaczających go ludzi, ale także i pogardą ze strony tych, którzy na swoją fortunę napracować się nie musieli.

W tym momencie zaczyna się nasza historia. Nie będę ukrywać, że Stanisław skradł moje serce, szkoda tylko, że jego własne wybrało miłość do Izabeli Łęckiej. Damy, która była nią tylko z tytułu.

Nie spodziewajcie się, że jest to romans. Ta epoka już przeminęła, Bolesław Prus stworzył historię o dążeniu do swoich pragnień i o tym, że czasem nasze wyobrażenia różnią się od rzeczywistości. Rozczarowania to jedna z nieodłącznych części podążania za szczęściem. Wokulski jest obrazem człowieka, który nieszczęśliwie się zakochał, czy można go jednak za to potępiać?

Prus pod "banalną" historią miłości przedstawił rozkład naszego państwa. Ludzką niesprawiedliwość, gdzie dobrzy ludzie się marnują, a wszystko kręci się wokół tych, którzy mają fortunę i najczęściej są zepsuci do szpiku kości. Czy to brzmi aż tak nierealnie?

Zgodzę się, że jest to książka, którą nie łatwo zacząć. Setki stron, wśród których znajdują się momenty, które można by pominąć, tworzą dość zawikłaną całość, która jednak łączy się w przepiękną historię o człowieku, który nie zapomniał o człowieczeństwie mimo tak wielu wzlotów i upadków związanych z głupotą i miłością. Z jednej strony romantyk, z drugiej strony pozytywista posiadający ogromne serce.

Izabela jest najbardziej irytującą i pustą postacią jaką kiedykolwiek miałam nieszczęście spotkać, jednak przy rozmarzonym idealiście jakim był Rzecki oraz tak niezwykle wykreowanym Wokulskim ta postać wydaje się tam pasować. Ta powieść należy do gatunku, który bezpowrotnie wyginął. Napisana niezwykłym stylem, w którym warto się zakochać i który bezapelacyjnie warto poznać, nie tylko ze względu na szkołę, ale przede wszystkim ze względu na to, że my także jesteśmy polakami, a Lalka jest jedną z najprawdziwszych historii o nas samych.

Złudne nadzieje, niedopowiedzenia i tak różni bohaterowie składają się na powieść, która pokazuje nasz naród od tej gorszej strony. Wyidealizowane, irytujące postacie są niezwykle prawdziwe i tym samym nie idealizują tła dla całej historii. Prus sam napisał, że chciał stworzyć powieść ukazującą te niesprawiedliwości a ja z czystym sercem muszę przyznać, że mu się to udało, a wśród tego wszystkiego wszczepił postać, która popełniając tak wiele błędów może nas nauczyć jak wiele szczęścia daje pomoc drugiemu człowiekowi.

Damy, eleganccy panowie, dworki szlacheckie i bale, to zapewne jedna z wielu myśli wiążących się z XIX wiekiem. Wydawać by się mogło, że kiedy Polska była pod zaborami, to wszystko mogło być tylko snem, a nie rzeczywistością jak w powieściach Jane Austin. Jednak jeśli marzycie o narodzie, który przelewał własną krew w imię niepodległości, który chciał za wszelką cenę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Thrillery, kryminały, i powieści sensacyjne stanowią wielką część literatury XXI wieku. Czy zatem można jeszcze napisać coś nowego? Coś, co sprawi, że książkę pokochają wszyscy czytelnicy nie zważając na wiek i poglądy? Czy można stworzyć historię mającą ponad 750 stron i nie pozwolić czytelnikowi odłożyć jej chociażby na chwilę? Terry Hayes pokazuje, że nawet tak obszerna książka, łącząca to co najlepsze we wszystkich gatunkach, może stać się klasykiem, którego powinni przeczytać wszyscy, otóż Pielgrzym udowadnia, że ma jeszcze dużo do powiedzenia.

Kiedy zaczynałam czytać Pielgrzyma myślałam, że jest to kryminał, z czasem zamieniło się to w powieść szpiegowską z momentami sensacji. Do którejkolwiek jednak szufladki nie wrzucimy tej książki, zawsze będzie to coś o wiele więcej.

Historia Saracena przeplata się ze wspomnieniami Scotta. Mężczyzna który ma na celu zniszczyć Stany Zjednoczone ze względu na swoje przekonania, poglądy i idee, a najlepszy agent, który miał nadzieję, że skończył swoją karierę raz na zawsze. Kto tutaj rozdaje karty? Do której melodii zatańczą bohaterowie?

Wydawać by się mogło że to strasznie oklepany temat, ile było już historii, w których Zachód był na celowniku? Jednak Terry Hayes jako brytyjski scenarzysta wie jak wykorzystać gotowe motywy, aby zwrócić uwagę czytelnika na całkiem inne rzeczy.

Całą próbę zamachu biologicznego odebrałam jako tylko tło dla tej historii. Co prawda jest to koło, które toczy całą powieść, ale to bohaterowie grają tutaj pierwsze skrzypce i postacie które są świetnie wykreowane. Scott jest zdecydowanie najinteligentniejszym bohaterem jakiego było mi dane spotkać. Dorosły, doświadczony mężczyzna, któremu życie wydało takie a nie inne karty. Dawny student medycyny a późniejszy najlepszy agent wywiadu, tzw. Jeździec Niebieskiej nie jest wyidealizowany. Jest żywy.

Co prawda akcja rozkręca się dość powoli. Zaczynamy wszystko od początku, czyli od momentów z przeszłości, które tak a nie inaczej ukształtowały bohaterów. Dzięki temu wszystkiemu poznajemy motywy ich postępowania, ale jednak o zrozumieniu ciężko tu mówić. Czy można zrozumieć chęć zamordowania milionów niewinnych ludzi w imię Boga?

Myślę jednak że dzięki temu, że wstęp trochę się dłuży możemy docenić tępo właściwej akcji. W tej książce nie brakuje pomyłek, zwrotów akcji czy po prostu ludzkich błędów, które mogą kosztować życie tylu osób. Człowiek nie jest doskonały, nawet agent taki jak Pielgrzym.

Ta powieść gra na emocjach czytelnika i nie pozwala o sobie zapomnieć nawet długo po jej zakończeniu. Im szybciej rozkręca się akcja, tym szybciej przewraca się strony, nie mogąc się doczekać ostatecznego finału, który jest mistrzowsko rozegrany. Historie które na początku wydają się zbędne, z czasem okazują się niezwykle znaczące. Autor sprawdza uwagę czytelnika, aby przechytrzyć go tak samo jak głównego bohatera. Mamy tę okazję wiedzieć więcej niż Pielgrzym, ale czy jesteśmy w stanie połączyć fakty zanim on to zrobi?

Pod całą otoczką sensacji plątają się tematy dużo głębsze, za co chylę czoła autorowi. Największym zaskoczeniem tej powieści jest fakt, że oprócz niesamowitego napięcia, adrenaliny i emocji potrafiła mnie poruszyć, a nawet miejscami wzruszyć. Pielgrzym zwraca uwagę na to że miłość nie jest słabością, a szczególnie nie ta do dziecka. Scott widzi bardzo dużo i przekazuje to czytelnikowi. Mimo wszystko pozostaje skryty, przez co wokół niego powstaje pozytywna otoczka tajemnicy. To właśnie wspomnienia Scotta i to co się z nimi wiąże wzbudziły we mnie tak wielkie poruszenie.

Pielgrzym to powieść niesamowicie bystra i inteligenta. Wciągająca ale pozostawiająca po sobie trochę niedopowiedzeń, na które chciałoby się poznać odpowiedzi. Mam nadzieję, że wkrótce będziemy mieli ku temu okazję, bo dla kolejnej książki ze Scottem, rzuciłabym wszystko inne, mimo że znów miałabym problemy z powrotem do rzeczywistości. Do tej książki chce się wracać, dlatego nie wyobrażam sobie, że moglibyście przejść koło niej obojętnie.

Thrillery, kryminały, i powieści sensacyjne stanowią wielką część literatury XXI wieku. Czy zatem można jeszcze napisać coś nowego? Coś, co sprawi, że książkę pokochają wszyscy czytelnicy nie zważając na wiek i poglądy? Czy można stworzyć historię mającą ponad 750 stron i nie pozwolić czytelnikowi odłożyć jej chociażby na chwilę? Terry Hayes pokazuje, że nawet tak obszerna...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Każdy z nas wie, co znaczy trzymać nową książkę w ręce, badać jakie w dotyku są kartki, słyszeć szelest nieprzeczytanych stron, z których każda jest dla nas tajemnicą. Przygoda z książkami dla Liesel Meminger zaczyna się przypadkowo. Kiedy znajduje pierwszą z nich, nie ma znaczenia, że nie rozumie skrytych w niej słów. Liczy się to, co dzięki niej może odkryć i to, że jest to jedyna książka która wiąże ją z przeszłością.

"Podręcznik grabarza" to pierwsza książka, ale nie ostatnia. Ucząc się czytać wraz z papą, jej miłość do książek rośnie, a na ścianie w piwnicy przybywa słów, których Liesel się uczy. Jednak poza ich małym światem przytłacza rzeczywistość II Wojny Światowej, która nie oszczędziła i samych Niemiec. Poza bezpiecznymi murami domu i ramionami papy, który każdego wieczoru odgania koszmary Liesel, kryje się niebezpieczeństwo i wszechogarniająca bieda.

Kiedy jako kilkuletnia dziewczynka, Złodziejka trafia do nowej rodziny przy Himmelstrasse (Himmel - niebo) nie spodziewa się, że niebo z czasem zmieni się w piekło. A osoby, które na pierwszy rzut oka wydawały jej się potworami, zostaną w jej pamięci na zawsze.

Złodziejka Książek już od dłuższego czasu przewijała się przez listę książek, które chcę przeczytać, jednak zawsze jakoś się z nią mijałam, a wokół mnie przybywało słów zachwytu nad historią Liesel Meminger. Kiedy jednak ta książka znalazła się na mojej półce, odłożyłam wszystko inne i otworzyłam ją na pierwszej stronie. Jak możecie się domyślać, nie odłożyłam jej do momentu, kiedy przez łzy nie byłam wstanie dłużej już czytać. Zusakowi wystarczyło kilka godzin, aby poruszyć mnie tak, jak nie udało się temu nikomu już od miesięcy.

Nie jest to książka o II Wojnie Światowej mimo, że akcja dzieje się podczas jej trwania.
Nie jest to książka o miłości, chociaż można się od niej nauczyć, co to znaczy kochać bezinteresownie.
Jest to historia o tym, co to znaczy być człowiekiem, w czasach kiedy wszyscy o tym zapominają. To historia o przyjaźni i poznawaniu samego siebie. To powieść która wzrusza i która oddaje sprawiedliwość tym, którzy jej nie doświadczyli.

Zusak stworzył bohaterów, których znamy tak, jakby mieszkali obok nas. W tej powieści nie znajdziecie sztuczności czy przede wszystkim oderwania od rzeczywistości. To historia boleśnie prawdziwa, udowadniająca, że istnieją jeszcze książki po prostu piękne.

Mimo, że mamy okazję poznać bohaterów i to całkiem dobrze, autor żadnego z nich nie czyni narratorem. Ten przywilej przypada Śmierci, która zwraca nam uwagę na to, co w ludziach jest najlepsze, a co najgorsze i udowadnia, jak bardzo te skrajne rzeczy są ze sobą powiązane.

Jeśli kiedykolwiek zastanawialiście się, czy warto sięgnąć po tę pozycję, nie wahajcie się ani sekundy. Zusak nie tworzy niczego na siłę. Mimo, że wojna stanowi tło dla tej historii, a opowiada ją śmierć, jest to powieść wyjątkowo ludzka. Jeśli czegokolwiek żałuję, to jedynie tego, że zabrałam się za nią tak późno. Ten autor sprawia, że czujemy sympatię do kogoś, kogo powinniśmy się bać. W momentach kiedy śmierć zabiera naszych ukochanych bohaterów, nie czujemy złości tylko zrozumienie. Autor oddaje sprawiedliwość, pokazując, że śmierć przychodzi po każdego, niezależnie od rasy, wieku, czy majątku.

To powieść przerażająco piękna, obok której nie sposób przejść obojętnie.

Każdy z nas wie, co znaczy trzymać nową książkę w ręce, badać jakie w dotyku są kartki, słyszeć szelest nieprzeczytanych stron, z których każda jest dla nas tajemnicą. Przygoda z książkami dla Liesel Meminger zaczyna się przypadkowo. Kiedy znajduje pierwszą z nich, nie ma znaczenia, że nie rozumie skrytych w niej słów. Liczy się to, co dzięki niej może odkryć i to, że jest...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Śmiech, szyderstwo, absurd często są głęboko osadzone w poczuciu rozpaczy."

Wszechświat - jedna wielka nieskończoność, której nie sposób ogarnąć myślami, to nasz dom. Jesteśmy częścią tej nieskończoności, a Alex Woods ma możliwość odkryć, że nawet wszechświat potrafi mieć poczucie humoru i jednym małym incydentem może nieodwracalnie zmienić życie pewnego chłopca.

7 kontynentów, tysiące kilometrów oceanów a kawałek wszechświata w postaci meteorytu wybrał właśnie Alexa na koniec swojej wędrówki. Śpiączka, choroba i sława to tylko niektóre owoce tego spotkania. Miesiące spędzone samotnie w domu, z czasem rodzące się zamiłowanie do literatury i nauki oraz samotna matka wierząca w nadprzyrodzone moce to przepis na katastrofę w starciu z rówieśnikami. Jesteś inny - jesteś niebezpieczny, dlatego życie Alexa nie jest łatwe a wypadek niczego mu nie ułatwił, współczucie to najgorsze, co możemy ofiarować w takich okolicznościach.

"Mózg każdego człowieka tworzy pełny, unikalny wszechświat, który zawiera wszystko, co znamy: wszystko, co widzimy i czego dotykamy, wszystko, co czujemy i co pamiętamy. W pewnym sensie mózg tworzy naszą rzeczywistość. Bez mózgu nie ma nic."

Wszechświat Alexa składa się z kilku stałych punktów. Nieodłącznej padaczki i dość niecodziennej przyjaźni z panem Petersonem, która to właśnie jest naszą ścieżką prowadzącą przez tą niezwykłą historię.

Historia Alexa na pewno skłania do myślenia i refleksji ale bez zbędnej ckliwości i sentymentu. To połączenie komedii z tragedią, w której czegoś mi zabrakło. Humor nie sprawił że się śmiałam, a tragedia nie sprawiła, że poleciały łzy. Zgadzam się, że jest to powieść mądra i zaskakująca, poruszająca największą zagadkę człowieczeństwa - moralność. Czy można z góry określić co jest oznaką człowieczeństwa, a co nie? Czy pragnienie sprawiedliwej śmierci sprawia, że przestajemy być ludźmi? Powieść Extence'a przeplata się z twórczością Kurta Vonnegut'a i zwraca nam uwagę jak schematyczne mamy podejście do wydarzeń nas otaczających. Czy nie do wszystkiego trzeba podchodzić indywidualnie?

Jednak mimo, że jest to głęboka powieść, napisana niebanalnym językiem, nie wywołała u mnie większych emocji. Zabrakło mi akcji i wyrazistości bohaterów oraz przede wszystkim więzi między nimi. Mam wrażenie, że autor chciał stworzyć powieść na miarę Vonnegut'a, która przez śmiech i absurd zwróci uwagę na większe wartości, jednak we mnie ta historia wzbudziła nie tyle nostalgię, co uczucie psychicznego odrętwienia. Miałam wrażenie jakby czas zwolnił a nawet jakby ogłuszył mnie jakiś kawałek wszechświata.

Po tylu recenzjach, tylu wspaniałych słowach spodziewałam się czegoś innego, czegoś co "rozpali moją wyobraźnię". To miała być podnosząca na duchu opowieść o niezwykłej podróży i nietypowej przyjaźni, dla mnie jest to jednak tylko ciepła aczkolwiek smutna książka, przy której można pomyśleć przez dłuższy czas. Nie jest to powieść na jeden raz, nie jest to też autor, który nieodwracalnie zmienił moje życie. Może jednak muszę po prostu do tej historii dojrzeć?

"Zawsze łatwiej podporządkować się ogółowi, ale wiara w zasady zakłada, że należy robić to, co słuszne, a nie to, co łatwe. Chodzi o wewnętrzną spójność, a to jest coś, co możesz sam kontrolować."

"Śmiech, szyderstwo, absurd często są głęboko osadzone w poczuciu rozpaczy."

Wszechświat - jedna wielka nieskończoność, której nie sposób ogarnąć myślami, to nasz dom. Jesteśmy częścią tej nieskończoności, a Alex Woods ma możliwość odkryć, że nawet wszechświat potrafi mieć poczucie humoru i jednym małym incydentem może nieodwracalnie zmienić życie pewnego chłopca.

7...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

W życiu nie często udaje się znaleźć prywatną skarbnicę myśli, do której w każdym momencie możemy zajrzeć i znaleźć cytat, który będzie potrafił przywrócić w nas chęć do życia czy do działania. Z czystym sercem mogę jednak zdradzić Wam tajemnicę, że odkąd tylko skończyłam czytać Oddam Ci Słońce, wracałam do tej książki nie raz i jeszcze nigdy mnie nie zawiodła. Ta historia skradła moje serce i pozwoliła mi odnaleźć samą siebie.

Historia Jude i Noah pokazuje jak świat, który znamy od dziecka, może w ciągu krótkiej chwili stać się naszym największym wrogiem. Kiedyś nierozłączna para rodzeństwa stała się dla siebie dwójką obcych osób. Jako dzieci stworzyli dla siebie świat na wyłączność. Świat wypełniony kolorami, miłością, zaufaniem i sztuką. Świat pełen dziecięcych marzeń i ideałów, które runęły wraz z pojawieniem się szarej rzeczywistości dorosłego życia.

Noah to strasznie skryty, nieśmiały chłopiec, który potrafi dostrzec więcej niż niejeden człowiek. Spoglądając na drugą osobę potrafi zobaczyć jego duszę i umieścić ją na swoich obrazach. Jego dar to sposób postrzegania piękna tak, aby to co szare stawało się nieistotne, potrafi je dostrzec dosłownie wszędzie, dlatego w normalnym świecie nie potrafi się odnaleźć. Ile osób potrafi postrzegać codzienność tak jak on? Kiedyś sztuka była dla niego wszystkim. Kiedyś wiązał z nią wszystko, teraz szczerze jej nienawidzi...

Jude w przeciwieństwie do brata od początku potrafiła odnaleźć się wśród rówieśników. Odważna surferka nie mogła pozostać niezauważona. Jednak to co siedziało jej w głębi duszy przekazywała za pomocą rzeźb z piasku, które były równie nietrwałe co jej wiara w swój talent. Skryta marzycielka zmienia się z czasem w buntowniczkę, która myśli, że własna matka jej nie dostrzega i nie docenia jej wartości. Zatracając się w swoim smutku zaczyna wierzyć w przedziwne przesądy, które zostawiła jej babcia w formie prywatnej "biblii". Przepełniona zazdrością i brakiem zrozumienia stara się zrobić wszystko, aby tylko odzyskać matkę ze szponów własnego brata...

Kiedy rodzeństwo zaczyna rywalizować o względy rodziców wszystko się zmienia. Kiedyś tak świetnie dopełniające się postacie oddalają się od siebie nieuchronnie dążąc do katastrofy...

Oddam Ci Słońce to powieść namalowana słowami. Jandy Nelson stworzyła historię która jest przesycona emocjami bohaterów. Pokazuje jak człowiek może zagubić się we własnych kłamstwach, tworząc mur zza którego nie sposób się wydostać. Nawet jeśli obie strony pragną tego samego, zaplątani we własnych przekonaniach mogą nie dostrzec tego co oczywiste. Najpiękniejsze jest w tej książce to, że każdy czytelnik odbiera ją na swój sposób, odnajdując coś nowego, coś ważnego tylko dla niego.

Historia Jude i Noah napisana jest językiem na pozór prostym ale pełnym ukrytych znaczeń, które każdy może zrozumieć inaczej. To powieść przepełniona barwami i kolorami. To książka niebanalna, pełna artystycznej pasji i sztuki, która wylewa się ze stron książki, poruszając naszą wyobraźnią, zabierając nas w niesamowitą przygodę, podczas której trafimy nie tylko na problemy nietolerancji i niezrozumienia wśród rówieśników ale również i na ciężką drogę poszukiwania samego siebie, dążenia do własnych marzeń i przede wszystkim znalezienia zrozumienia wśród najbliższych nam osób.

Dawno nie spotkałam tak ujmującej książki, która mimo swoich plusów nie jest łatwą lekturą. Przy niej potrzeba czasu aby zastanowić się nad samym sobą. Ta książka tego od nas wymaga, abyśmy zatrzymali się chociaż na chwilę.

W powieści Nelson na pierwszy plan wysuwają się bohaterowie, którzy stają się tym przed kim bronili się całe swoje życie. To osoby, których los nie oszczędzał. Skupiamy się na ich uczuciach i emocjach. Tajemnicach które sprawiają, że bohaterowie niemal zamieniają się miejscami. Refleksja to coś nieodłącznego przy tej pozycji, w której jednak mimo tak genialnie ukazanych charakterów jest miejsce na humor i przepiękne cytaty.

To powieść do której każdy powinien podejść indywidualnie, aby odkryć coś, czego innym odkryć się nie udało.

W życiu nie często udaje się znaleźć prywatną skarbnicę myśli, do której w każdym momencie możemy zajrzeć i znaleźć cytat, który będzie potrafił przywrócić w nas chęć do życia czy do działania. Z czystym sercem mogę jednak zdradzić Wam tajemnicę, że odkąd tylko skończyłam czytać Oddam Ci Słońce, wracałam do tej książki nie raz i jeszcze nigdy mnie nie zawiodła. Ta historia...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Księga wyzwań Dasha i Lily Rachel Cohn, David Levithan
Ocena 7,1
Księga wyzwań ... Rachel Cohn, David ...

Na półkach: , , ,

Święta Bożego Narodzenia to niewątpliwie wyjątkowy czas. Dla niektórych to czas odpoczynku i radości a dla niektórych, niezłe wyzwanie...

Lily za namową swojego brata zostawia niepozornie wyglądający notes w księgarni między swoimi ulubionymi książkami. Na tego, kto go znajdzie czeka niespodzianka, ale i zaproszenie, do podjęcia wyzwania. Tylko jeśli jesteś nastoletnim chłopakiem możesz otworzyć notes, co zrobisz dalej, zależy od ciebie.

W środku znajdziesz wskazówki. Jeśli chcesz je poznać, przewróć stronę. Jeśli nie - proszę, odłóż notatnik na półkę.

Dziewczyna nie sądzi, że pomysł brata może wypalić, jednak w głębi duszy pragnie, aby ten dziennik trafił w dobre ręce. Z kolei Dash sam nie wierzy, że podejmuje się wyzwań z dziennika. Wkrótce oboje wymyślają dla siebie najdziwniejsze zadania i zostawiają czerwony notes w przeróżnych miejscach. Historia jak z bajki z bożonarodzeniowym Nowym Yorkiem w tle? Jak najbardziej, chociaż tutaj nie wszystko kończy się tak jak w baśniach.

Nasi bohaterowie znają się tylko i wyłącznie dzięki słowom. Mają wrażenie, że dzięki temu mają możliwość poznania się lepiej niż kiedykolwiek mieliby szansę zrobić to twarzą w twarz. Jednak czy rzeczywistość nie okaże się rozczarowująca? Czy może szczerość płynąca ze stron dziennika pozwoli aby magia i urok nie prysnęły w starciu z rzeczywistością?


Księga wyzwań Dasha i Lily jest dziełem Rachel Cohn, spod której pióra wyszła Lily oraz Davida Levithana, który pobudził do życia Dasha. Zawiedziona poprzednim spotkaniem z tym autorem nie sądziłam, że jeszcze kiedykolwiek dam mu szansę, jednak zbyt mocno chciałam poznać tę historię i muszę przyznać, opłacało się zapomnieć o poprzednich porażkach. Ten duet stworzył nie tylko historię z cudownym świątecznym Nowym Yorkiem w tle, który ma potencjał stać się klasykiem jak Kevin sam w Nowym Yorku ale także i historię, która niesamowitym klimatem i humorem niesie ze sobą coś więcej.

Wyzwania jakie stawiają przed sobą bohaterowie otwierają im drzwi do poznania samego siebie. Dają im szansę dostrzec kim tak naprawdę są, ale pozwalają im także postawić wielki krok ku dorosłości.

Historia którą autorzy dają nam szansę poznać, zaczyna się od zwykłego dziennika, który z czasem staje się skarbnicą myśli. Pomysłowość przeplatana lekkością i tak różnymi bohaterami sprawia, że tę książkę czyta się za jednym podejściem. Po raz pierwszy od dawna trafiłam na bohaterów którzy wykreowani pasują do wieku jaki dali im autorzy. Nie są doświadczeni przez los jak niejeden 30-latek. Są po prostu nastolatkami takimi, jakich można spotkać w niejednym naszym liceum. Myślę, że niektórzy mogą w nich odnaleźć cząstkę siebie, co tylko urzeczywistnia tę historię.

Nie brakuje w tej książce magii tak charakterystycznej dla amerykańskich świąt. Czytając ją, można poczuć się jakbyśmy to my byli w Nowym Yorku. Niemalże można poczuć się jak w tym tłumie pędzącym ulicami, zdawać by się mogło, że gdy tylko otworzymy szerzej oczy ukarze nam się Statua Wolności. Ta historia to wycieczka w miejsca znane tylko mieszkańcom tego miasta. Szansa na poznanie sekretów jakie skrywa światowej sławy metropolia.

Niecodzienny pomysł na fabułę, świetnie uchwycony klimat oraz bohaterowie, którzy zmuszają nas do podjęcia wyzwań z dziennika, zabierając nas tym samym w niesamowitą przygodę, niezaprzeczalnie tworzą książkę, którą warto przeczytać, chociażby po to aby świetnie się bawić. Ta historia ze swoją lekkością i humorem pozwolić odpocząć i może dać szansę aby dowiedzieć się czegoś o sobie. Czy my, podjęlibyśmy się wyzwań z dziennika, czy jednak odłożyli go na miejsce? Ja z chęcią przeżyłabym coś podobnego.

Święta Bożego Narodzenia to niewątpliwie wyjątkowy czas. Dla niektórych to czas odpoczynku i radości a dla niektórych, niezłe wyzwanie...

Lily za namową swojego brata zostawia niepozornie wyglądający notes w księgarni między swoimi ulubionymi książkami. Na tego, kto go znajdzie czeka niespodzianka, ale i zaproszenie, do podjęcia wyzwania. Tylko jeśli jesteś nastoletnim...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Król Wron to mityczna postać z opowiadań i bajek dla dzieci, w którego nikt nie wierzy, jednak którego każdy się boi, a przecież to podobno tylko historyjka jak o potworach pod łóżkiem. Jednak Król Wron nie chowa się w ciemnych zakamarkach. Potrafi wyjść z ukrycia i wrzucić nic nieświadomego Adama w wir nieszczęść.

Adam nie jest zbyt towarzyską postacią. Większość czasu poświęca na pracę w wydawnictwie, a wolne chwile spędza ze swoim psem, w domu daleko od miasta. Jednak gdy pewnego dnia, wracając z imprezy jego ścieżki przecina tajemnicza postać, już na zawsze jest skazany na czyjąś obecność. Jedna malutka chwila, przypadek, los, przeznaczenie otwierają przed nim świat pełen potworów z dzieciństwa. Drapieżne stwory wypełzają spod łóżka, a życie Adama łączy się ze snem tworząc najgorszy koszmar.

Wrony nie mówią, w głowie nie słyszy się dziwnych głosów, świat nagle nie znika sprzed oczu, a jednak. Szaleństwo czy jednak coś głębszego? Adam trafiając do kliniki Ostrov ma nadzieję, że mroczne kroki podążające za nim ucichną, jednak one jedynie stają się coraz głośniejsze, a wszystko może obrócić się przeciwko niemu.


Król Wron to przesycona tajemnicą i mrokiem historia pełna niesamowitych stworzeń i niejednych wydarzeń, przeplatanych nicią grozy. Niesamowity klimat wciąga, nieświadomie ciągnąc nas w sam środek koszmaru, z którego główny bohater nie może się obudzić. Każda decyzja, każdy krok niosą ze sobą konsekwencje, które mogą mieć nieodwracalne skutki. Adam podąża za postacią, od której wszyscy uciekają, wokół której każdy buduje mur udając że to tylko legendarna postać. Jednak co jeśli tylko ta postać jest w stanie oddać Adamowi coś, co do niego należy i coś bez czego nikt nie może żyć? Jednak czy wystarczy czasu, zanim ciemność na zawsze pochłonie bohatera?

Na drodze Adama staje tajemnicza dziewczynka. Panna Bluszcz nie jest jednak zwykłym dzieckiem, nie należy bowiem do świata, jaki znamy. Jednak czy to znaczy, że jej świat nie istnieje? Nie wszystko z czego nie zdajemy sobie sprawy, musi być nieprawdziwe.

Szymon Krug stworzył historię, od której nie można się uwolnić. Pobudza wyobraźnię i budzi niesamowite emocje, a mroczne tajemnice wypełzają z każdej strony. Niecodzienni bohaterowie rodem z baśni, ale także normalni ludzie tacy jak my, pokazują niesamowitą siłę przyjaźni oraz walkę o odnalezienie części samego siebie.

Ta książka to przykład koszmaru z którego człowiek budzi się z krzykiem, jednak uczy, że nawet i z najstraszniejszych historii jesteśmy w stanie dowiedzieć się czegoś o sobie.


To historia na dobre i na złe, na złe i jeszcze gorsze...

Recenzja dostępna na: http://find-the-soul.blogspot.com/2015/12/na-dobre-i-na-ze-na-ze-i-jeszcze-gorsze.html

Król Wron to mityczna postać z opowiadań i bajek dla dzieci, w którego nikt nie wierzy, jednak którego każdy się boi, a przecież to podobno tylko historyjka jak o potworach pod łóżkiem. Jednak Król Wron nie chowa się w ciemnych zakamarkach. Potrafi wyjść z ukrycia i wrzucić nic nieświadomego Adama w wir nieszczęść.

Adam nie jest zbyt towarzyską postacią. Większość czasu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

le razy chcielibyśmy chociaż na chwilę się rozdwoić? Czy nie byłoby to przydatne? Móc robić dwie rzeczy naraz? Wydawać by się mogło, że to świetna sprawa, jednak co jeśli urodzilibyśmy się jako bliźniacy zrośnięci nie ciałem, lecz duszą?

Addie i Eva to dwie różne osoby skryte w jednym ciele. W świecie, do którego przenosi nas autorka, nie jest to czymś niezwykłym, jednak podczas gdy po kilku latach u innych dzieci dusza recesywna staje się z czasem słabsza aż w końcu odchodzi, tak Addie i Eva są nierozłączne zbyt długo i zaczynają stanowić zagrożenie, przynajmniej według prawa. Dlatego muszą udawać, że Eva na zawsze odeszła i tak oto nawet rodzice zapominają, że kiedyś mięli dwie córki. Od teraz pozostaje już tylko Addie...

Wydawać by się mogło, że teraz wszystko będzie w porządku. Siły Evy osłabły, wie o niej tylko Addie, ale czy można ukryć najbliższą sobie osobę? Addie i Eva to nie są zwykłe bliźniaki, które więcej dzieli niż łączy. Te dziewczyny połączone są ciałem i tajemnicą a ich bratnia dusza zawsze znajduje się koło ich własnej.

Od czasu kiedy dla świata została tylko jedna siostra, minęło już kilka lat. Myśleć by można, że zagrożenie minęło, do czasu kiedy na drodze nie pojawiają się kolejne hybrydy. Eva może mieć szansę znów nauczyć się kontrolować ciało, jednak czy nie jest to zbyt niebezpieczne? Czy warto podejmować takie ryzyko? Jednak z drugiej strony co to za życie, jeśli usłyszeć może nas tylko jedna osoba, która na dodatek musi pozostawić to tylko dla siebie?

Co ze mnie zostało to na pozór książka, podobna do innych. Alternatywna rzeczywistość, hybrydy czy to może nas zaskoczyć? Kat Zhang zrobiła jednak coś, na co czekałam czytając niejedną dystopię. Świat wykreowany przez autorkę nie różni się zbyt wiele od naszego. Nie potrzebne było tworzenie nowej rzeczywistości. Tutaj świat stanowi to, co my widzimy za oknem, z jednym małym wyjątkiem. Każdy może w sobie skrywać więcej niż jedną duszę.

Społeczeństwo takie jak nasze, życie które nie różni się od tego, jakie my znamy sprawiają, że łatwiej jest wczuć się w historię naszej bohaterki. Jednak prostota może być czymś oryginalnym. Kat Zhang nie musi stosować okrutnych środków masowego terroru aby sprawić, że nie da się powstrzymać łez. To wszystko mogłoby się dziać za naszymi plecami i tak jak w tej książce, nawet nie zdawalibyśmy sobie z tego sprawy.

Addie i Eva mimo że są uwięzione w jednym ciele różnią się charakterem. Autorka stworzyła dwie różne postacie, miejscami z charakteru przeciwne, które jednak świetnie do siebie pasują i się uzupełniają, tak jak dwa kawałki puzzli. Żadna z dziewcząt nie potrafiłaby sobie nawet wyobrazić, że nagle zostaje sama.

Co ze mnie zostało stawia wysoką poprzeczkę temu gatunkowi. Niesamowicie wyważony świat, postacie które mimo różnic potrafią się naturalnie uzupełniać i wewnętrzne dialogi, które musimy zachować dla siebie, czynią czytelnika kimś zaufanym dla bohaterów. W końcu poza nimi, tylko my znamy ich tajemnicę.

Dzięki Kat Zhang mamy szansę spojrzenia na świat który Eva może tylko obserwować. Autorka stawia bardzo trudne pytanie. Ile jesteśmy w stanie poświęcić dla drugiej osoby?

Słowa wypływają z tej książki, porywając czytelnika na kilka godzin. To przepiękna książka o poszukiwaniu samego siebie, o odkrywaniu, kim tak naprawdę jesteśmy. Co ze mnie zostało to oryginalna powieść, która porusza do głębi i w swojej prostocie niesamowicie chwyta za serce, budząc bunt przeciwko środkom, które na pozór nie są tak niehumanitarne jak w innych powieściach,. Jednak czy ten realizm nie jest bardziej przerażający? To bolesna historia o odwadze, miłości i poświęceniu samego siebie dla drugiej osoby. To lekcja o tym aby się nie poddawać i walczyć nawet gdy inni chcą wyrwać waszą duszę, na zawsze oddzielając od osoby, którą kochamy najbardziej na świecie. I od osoby, bez której nie potrafimy żyć.

le razy chcielibyśmy chociaż na chwilę się rozdwoić? Czy nie byłoby to przydatne? Móc robić dwie rzeczy naraz? Wydawać by się mogło, że to świetna sprawa, jednak co jeśli urodzilibyśmy się jako bliźniacy zrośnięci nie ciałem, lecz duszą?

Addie i Eva to dwie różne osoby skryte w jednym ciele. W świecie, do którego przenosi nas autorka, nie jest to czymś niezwykłym, jednak...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Podaruj mi miłość. 12 świątecznych opowiadań Holly Black, Ally Carter, Gayle Forman, Jenny Han, David Levithan, Kelly Link, Myra McEntire, Stephanie Perkins, Rainbow Rowell, Laini Taylor, Kiersten White, Matt de la Peña
Ocena 7,0
Podaruj mi mił... Holly Black, Ally C...

Na półkach: , ,

12 autorów, 12 świątecznych opowiadań, nieodłączny świąteczny klimat i morał, miłość to najpiękniejszy prezent.

Dziewczynka wychowywana przez Świętego Mikołaja, daleko na biegunie północnym, mogąca dostać na święta wszystko czego zapragnie, oprócz tej jednej rzeczy, której Mikołaj nie może dać, miłości...

Baśniowa wyspa, na której dziewczyna, która już dawno straciła nadzieję budzi starego boga, pragnącego naprawić zepsuty świat i uratować osobę, która przywróciła go do życia...

Piosenkarka, która wymienia się biletem lotniczym z nieznajomą, aby chociaż na jakiś czas oderwać się od sławy i przeżyć prawdziwe święta...

To tylko mała część tego, co kryje ta książka. Historie jak z bajki, postacie rodem z baśni i jedno wspólne pragnienie, aby te święta były wyjątkowe. Mimo że każda historia jest inna, napisana przez innego autora cały zbiór, tworzą opowiadania, które łączy niesamowity klimat, który wypływa z tej książki kiedy tylko się ją otworzy. Przepiękna okładka, która nie pozwala oderwać od niej wzroku odzwierciedla to, co najpiękniejsze skrywa wnętrze, jednak jeśli mam być szczera moje serce skradły nie te opowiadania z baśniowymi postaciami, a te najprostsze, w których jedyną magią, jest magia świąt.

O tej książce nie da się mówić nie wymieniając swoich ulubionych historii. Nie będę ukrywać że moje serce całkowicie skradł Cud Charliego Browna - Stephanie Perkins. Witamy w Christmas w Kalifornii - Kiersten White i Anioły Na Śniegu - Matta de la Pena to kolejne opowiadania, które zdobyły moją miłość i sprawiły ogromną radość podczas czytania. Najpiękniejsze w nich jest to, że każda historia może się wydarzyć każdemu z nas. Idąc po choinkę, wchodząc do baru czy pomagając sąsiadce. Nie potrzeba Świętego Mikołaja, nadprzyrodzonych mocy czy sławy, aby uchwycić to co najpiękniejsze i to, co najważniejsze w życiu.

Wśród tylu opowiadań każdy znajdzie coś dla siebie i to nie koniecznie u autorów których dobrze znamy. Myślę nawet, że większość autorów z tego zbioru nigdy nie czytaliśmy, ale jeśli nie będziemy zwracać uwagi, kto napisał te, które akurat czytamy, możemy się nieźle zaskoczyć.

Rainbow Rowell & David Levithan to autorzy na których się zawiodłam i rozczarowałam. Autorka tak kochanej przeze mnie Fangirl już po raz drugi zasiała we mnie nić zawodu, a David Levithan po raz kolejny udowodnił, że nie wychodzi poza utarty przez siebie schemat. Miałam wrażenie, że historię przez niego stworzoną już czytałam, dlatego Kryzysowy Mikołaj, był kryzysowym opowiadaniem w Podaruj Mi Miłość.

Koniec końców jednak nie ma tutaj opowiadania, które nie sprawia że czujemy zapach pierniczków, czy oczami wyobraźni nie widzimy sypiącego śniegu. Razem z bohaterami mamy możliwość przeżycia niesamowitych świąt i to aż 12 razy.

12 świątecznych potraw stało się tradycją, może 12 opowiadań również taką będzie?

Wystarczy dać się ponieść magii i wszystko jest możliwe. Jeden uśmiech, jedno słowo, jedno spojrzenie mogą sprawić, że to właśnie te święta zmienią nasze życie nieodwracalnie. Wystarczy otworzyć oczy i serce jak nasi bohaterowie, aby podarować komuś miłość, lub samemu zostać przez nią obdarowanym.

Patrząc na okładkę widzę moje ulubione opowiadania, wyobrażam sobie że to Marigold i North. Od razu przypominam sobie to co najpiękniejsze w tej książce. Widzę chłopaka niosącego ogromną choinkę, widzę chłopaka który gotując chce przywrócić ludziom ich najlepsze wspomnienia, widzę książkę, która sprawiła, że po raz kolejny uwierzyłam w to, że w święta może zdarzyć się wszystko.

12 autorów, 12 świątecznych opowiadań, nieodłączny świąteczny klimat i morał, miłość to najpiękniejszy prezent.

Dziewczynka wychowywana przez Świętego Mikołaja, daleko na biegunie północnym, mogąca dostać na święta wszystko czego zapragnie, oprócz tej jednej rzeczy, której Mikołaj nie może dać, miłości...

Baśniowa wyspa, na której dziewczyna, która już dawno straciła...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Czasami po przeczytaniu jakiejś książki, nie jesteśmy sobie w stanie wyobrazić, że kontynuacja mogłaby być lepsza. Często jest, że gdy pierwszy tom z hukiem zapisuje się w sercach czytelników kolejne części tylko zawodzą, jednak tym razem kontynuacja nie pozostawia złudzeń, od każdej reguły są wyjątki, a tutaj wszystko dopiero się rozkręca.

Kiedy rozbrzmiewa Afraid to Shoot Strangers wiedz że coś się dzieje, to znak, że Chyłka powraca i to w wielkim stylu. Niepodważalna mistrzyni ciętej riposty, twarda i konkretna pani mecenas powraca i wraz z Zordonem podejmuje się sprawy, która od samego początku wydaje się beznadziejna.

Córka bogatego biznesmena znika z domku bez jakiegokolwiek śladu. Wszystkie okoliczności przemawiają na niekorzyść rodziców. Jednak gdy sprawa się rozkręca, powoli wyłania się drugie dno, które obrońcy będą musieli odkryć, jeśli nie chcą ponieść druzgocącej klęski.

Tym razem jednak nie chodzi tylko i wyłącznie o honor ale także i o życie dziewczynki, którą wszyscy uważają za zmarłą. Czy gdy prokuratura i policja nic już w tym kierunku nie robią, adwokaci będą w stanie coś zmienić?

Kolejna część "przygód" w kancelarii Żelazny & McVay pozwala zbliżyć się do bohaterów. Kiedy Chyłka bierze sprawę swojej znajomej z liceum mamy możliwość poznania kilku szczegółów z życia pani mecenas. Jednak mimo, że sprawa toczy się równie szybko jak w Kasacji, gdzie nie zauważamy, kiedy książka się kończy, autor nie zdradza nam zbyt wiele jeśli chodzi o wątki obyczajowe.

Trzeba przyznać, że Remigiusz Mróz lubi namieszać i gdy już zmierzamy do jakiś wniosków wszystko wywraca się o 180 stopni. Po raz kolejny autor nie oszczędza swoich bohaterów, przed którymi stają nie lada próby. Ta książka nie zwalnia z tępa tak dobrze znanego z poprzedniej części budząc różnego rodzaju emocje.

Czytelnik ma możliwość snuć własne teorie ale i przy okazji świetnie się bawić, bo po raz kolejny humor towarzyszy nawet najmroczniejszym momentom, które jednak potrafią nieźle zmrozić krew w żyłach. Genialnie wyważona atmosfera, zwroty akcji przy których nie wierzy się w to co się czyta i zakończenie którego nie sposób przewidzieć sprawiają, że Zaginięcie staje się godną kontynuacją, którą z czystym sercem mogę nazwać najlepszą polską książką tego roku.

Zaufanie to coś, czym zostajemy obdarzeni czytając tę książkę. Autor nie daje nam wszystkiego na wyciągnięcie ręki, musimy wierzyć, że w końcu doczekamy się rozwiązań które przychodzą na różnie sposoby. Ta historia to rozrywka na kilka wspaniale spędzonych godzin z uśmiechem na ustach. Rozrywki, której nie trzeba daleko szukać. Jeśli chce się sięgnąć po niesamowity thriller prawniczy nie trzeba szukać Gishama. Polski system prawny naprawdę potrafi przejść najśmielsze oczekiwania czytelnika. Nie musimy przenosić się za ocean. Możemy pozostać w granicach naszego państwa i chociaż trochę poudawać, że rozumiemy nasze prawo.

Jednak spokoju podczas tej lektury za dużo nie zaznamy, autor w kilku momentach sprawił, że ze złości miałam łzy w oczach i o mało książka nie wylądowała na ścianie. Jak ktoś znajdzie lekarstwo jak przetrwać do kontynuacji, będzie bogaty, bo na dzień dzisiejszy nie wyobrażam sobie jak można stworzyć coś jeszcze lepszego. Strasznie wysoka poprzeczka, świetni bohaterowie i ostatnie strony, które tylko podsycają ciekawość, to nie lada próba, nawet dla największego mola książkowego.

http://find-the-soul.blogspot.com/2015/11/cokolwiek-pozostanie-musi-byc.html

Czasami po przeczytaniu jakiejś książki, nie jesteśmy sobie w stanie wyobrazić, że kontynuacja mogłaby być lepsza. Często jest, że gdy pierwszy tom z hukiem zapisuje się w sercach czytelników kolejne części tylko zawodzą, jednak tym razem kontynuacja nie pozostawia złudzeń, od każdej reguły są wyjątki, a tutaj wszystko dopiero się rozkręca.

Kiedy rozbrzmiewa Afraid to...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Pewnie dla każdego istnieje taki gatunek książki, po który nie sięga, czasami może i nieświadomie. W moim przypadku od zawsze mijałam się z thrillerami i kryminałami. Bałam się, że wszystkie książki będą podobne i schematyczne, jednak teraz z ulgą ale i wstydem muszę przyznać że byłam bardzo naiwna. Sięgając po raz pierwszy z własnej woli po książkę polskiego autora zrozumiałam, jak bardzo nie doceniamy tego, co mamy na wyciągnięcie ręki. Czegoś, czego powinniśmy byś świadomi i dumni. Trzeba schować swoje uprzedzenie do kieszeni i przekonać się na własnej skórze, że polski thriller prawniczy może być najlepszy w swoim gatunku i sprawi, że wpadniemy w historię od samego początku a na koniec będziemy zbierali szczękę z podłogi.

Kasacja jest przede wszystkim książką niesamowicie dynamiczną, przez co nie da się jej odłożyć, dopóki nie doczytamy do końca. W jej przypadku nie można zmrużyć oka, bo kiedy marnujemy czas na spanie, tam ciągle dzieje się akcja!

Duet prawniczy poznajemy kiedy Kordian Oryński zaczyna aplikację w warszawskiej kancelarii i trafia na patronkę, której niejeden może pozazdrościć, ale której może się i także przestraszyć. Joanna Chyłka to kobieta w pełni świadoma swoich cech i wartości. Waleczna, nie godząca się z porażką, czasem bezwzględna i porywcza, ale przy tym doprowadzająca do końca każdą sprawę, jakiej się podejmie. To kawał prawniczki z krwi i kości, która potrafi walczyć o swoje.

Nie lada wyzwaniem staje się dla niej młody aplikant, który biorąc pod uwagę jej umiejętności i wiedzę wydaje się pochodzić z innej planety. Jednak przed nimi staje sprawa, która od samego początku wydaje się beznadziejna. W końcu jak obronić osobę, która ani nie zaprzecza popełnieniu morderstwa, ani się do niego nie przyznaje? A na dodatek osoby, która spędziła rzekomo w mieszkaniu 10 dni w obecności trupów?

Mimo że jest to 100% prawniczy świat autor nie zarzuca nas artykułami żywcem zaciągniętymi z kodeksów. Język stanowi jedynie urozmaicenie, które zachęca czytelnika do wgłębienia się w całą sprawę. Świetnie wykreowani bohaterowie z odmiennymi charakterami stanowią nie lada zagadkę, która sprowadza do tego, że książkę czyta się niesamowicie szybko. Zazwyczaj kiedy historia wciąga, jest to oceniane na plus, jednak kiedy Kasacja dobiega końca chce się więcej i więcej.

Liczne zwroty akcji, momenty trzymające w napięciu ale także chwile ulgi i humoru, którego nie brakuje, udowadniają, że autor świetnie zna świat, w który przeniósł bohaterów. Przy tej książce spokojnie można pobijać rekordy szybkości czytania, ale nie przerywając tym niesamowitej radości jaką czerpie się ze spotkania z Chyłką i Zordonem. Kiedy czytelnik podąża za ich tropem buduje własne teorie, czasem może być dumny że wyprzedził o krok prawników, jednak końcówka wywraca o 180 stopni wyobrażenia każdego. Niesamowita intryga, która tylko pogłębia naszą ciekawość jak potoczą się dalsze losy bohaterów sprawia, że na pierwszy rzut oka prosta historia staje się najlepiej grającą na emocjach czytelnika książką ostatnich lat.

Otwierasz tę książkę, znikasz na kilka godzin, a później już nigdy nie spoglądasz na świat tak jak wcześniej. W końcu kasacja to ostatnia deska ratunku przed niesprawiedliwością.

Pewnie dla każdego istnieje taki gatunek książki, po który nie sięga, czasami może i nieświadomie. W moim przypadku od zawsze mijałam się z thrillerami i kryminałami. Bałam się, że wszystkie książki będą podobne i schematyczne, jednak teraz z ulgą ale i wstydem muszę przyznać że byłam bardzo naiwna. Sięgając po raz pierwszy z własnej woli po książkę polskiego autora...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Wiesz, to mogłoby być przeznaczenie...

Ile jest książek, których po opisie nigdy byśmy nie przeczytali? Confess to zdecydowanie taki przypadek. Gdybym nie znała autorki oraz nie przeczytała niejednej recenzji, w których wszyscy jednogłośnie mówią, że ta książka wstrząsa, łamie serce i wzrusza, pewnie dzisiaj nie mogłabym się pod tym wszystkim podpisać, a jednak, może to także było przeznaczenie?

Wystarczy sięgnąć po prolog, aby sobie uświadomić, że autorka już od samego początku rzuca wyzwanie i czytelnikowi, i samej sobie. Już pierwsze strony udowadniają, że autorka wie o czym pisze i jest świadoma tego co chce przekazać, i tym czymś na pewno nie jest banalna historia miłosna, która narzuca się w opisie. O nie, tym razem autorka po raz kolejny na pierwszy plan wysuwa motywy i problemy, których raczej YA nie porusza.

Auburn Mason Reed poznajemy jako 15-letnią dziewczynę, pełną marzeń i planów, jednak już za chwilę widzimy ją jako młodą kobietę, której los nie oszczędził, a której życie niczym nie przypomina tego, co sobie wyobrażała będąc nastolatką. Utrata ukochanej osoby, oraz ograniczenie kontaktu z bliskimi sprawiają, że Auburn musi szybko dorosnąć, jednak dla niektórych niezbyt szybko. Mimo wszelkich starań życie Auburn nie jest najłatwiejsze, jednak ma nadzieję, że to się zmieni, kiedy zaczyna pracę w galerii sztuki.

Owen Mason Gentry to chłopak, który oprócz niesamowitego talentu skrywa także i bolesne wspomnienia. Jednak czasami inni potrafią wybaczyć nam rzeczy których my sami sobie wybaczyć nie potrafimy. Owen i jego ojciec tego udowadniają, i są przykładem jak różnie osoby są w stanie przeżyć te same tragedie. Każdy przeżywa inaczej i czasami sięga po nienajlepsze środki.


Kiedy Auburn staje w drzwiach Owena łączy ich nie tylko wspólne imię, ale także i przeszłość, choć zdaje sobie z tego sprawę tylko jedno z nich, które od lat wierzyło, że można mieć więcej niż jedno przeznaczenie. Oboje skrywają tajemnice, których woleliby nie ujawniać i oboje wierzą, że to drugie jest w stanie coś zmienić w ich życiu. Niestety czasami wiara i nadzieja to za mało i musimy wybrać to, co najlepsze dla naszych bliskich, nie ważne jak bardzo łamie nam to serce.

Colleen Hoover po raz kolejny pokazuje jak wiele jesteśmy w stanie poświęcić dla drugiej osoby, pokazuje jednak także, że niektórych rzeczy nie jesteśmy w stanie przeskoczyć mimo największych nadziei i chęci. Uczucia które towarzyszą bohaterom, z czasem przenoszą się także na czytelnika, dlatego ta historia tak bardzo porusza i sprawia, że się z nimi utożsamiamy.

Tajemnice sprawiają, że człowiek staje się w środku silniejszy i tak samo jest z książkami Hoover. Im mniej o nich wiemy, im więcej jest dla nas tajemnicą, tym bardziej potrafią nas zaskoczyć i poruszyć.

Ciężko mi powiedzieć, żebym oczekiwała po tej książce czegoś konkretnego. Fakt, że nie ukazała się jeszcze u nas sprawił, że podeszłam do niej z czystą kartą, jednak teraz myślę, że jest to jedna z najpiękniejszych historii, jakie Hoover stworzyła. Porównując ją z poprzednimi książkami widać, jak bardzo one dojrzały. Autorka w pełni świadoma swoich możliwości wykorzystała je, tworząc coś, co potrafi dać nam nadzieję na lepsze jutro. Z każdego upadku jesteśmy w stanie się podnieść, jednak czasami musimy zdecydować czyje dobro jest ważniejsze, nasze, czy bliskich nam osób.

Poświęcenie i odpowiedzialność to coś czego Auburn i Owen muszą się nauczyć wkraczając w prawdziwie dorosłe życie. Zwykli bohaterowie, których uczucia są podobne do naszych, sprawiają, że niby prosta historia swoją oryginalnością pochłania, wzrusza, chwyta za serce i sprawia że nie wstydzimy się własnych łez. Autorka po raz kolejny wychodzi poza zarysowany schemat wykracza poza pewne granice dając nam pewnego rodzaju ciepło i satysfakcję ale także i smutek, kiedy wszystko się kończy.

Wiesz, to mogłoby być przeznaczenie...

Ile jest książek, których po opisie nigdy byśmy nie przeczytali? Confess to zdecydowanie taki przypadek. Gdybym nie znała autorki oraz nie przeczytała niejednej recenzji, w których wszyscy jednogłośnie mówią, że ta książka wstrząsa, łamie serce i wzrusza, pewnie dzisiaj nie mogłabym się pod tym wszystkim podpisać, a jednak, może to...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Światło, którego nie widać, to powieść inna niż wszystkie, może miejscami podobna do historii, które już znamy, ale jednak z czasem uświadamiamy sobie realizm jej obrazu i wtedy już nic nie jest takie samo.

Kiedy wojna ogarnia świat, już nigdy nic nie będzie takie samo. Zmieni się każdy w tym również i Ty.

Marie-Laurie poznajemy jako kilkuletnią dziewczynkę, która większość czasu spędza w paryskim muzeum, gdzie pracuje jej ojciec. Już od samego początku, gdy zaczyna tracić wzrok, potrafi dostrzec to, co inni uważają za zbędne. Interesują ją historie, książki i zwierzęta. Jednak kiedy wojna nie omija Francji musi wraz z ojcem uciekać z Paryża. W taki sposób trafia do domu stryjecznego dziadka w malowniczym Saint-Malo, gdzie zmienia się wszystko i tak naprawdę wszystko się dopiero zaczyna.

Werner jest sierotą i wraz z młodszą siostrą mieszka w sierocińcu w małym miasteczku w Niemczech. Już od dziecka jest zafascynowany działaniem różnego rodzaju urządzeń i nie potrafi sobie wyobrazić, że miałby pracować w kopalni. Kiedy jednak zaczyna naprawiać skomplikowane radia staje przed nim szansa, którą jest szkoła w której kształci się młodych i utalentowanych chłopców, którzy są szansą dla ojczyzny na lepsze jutro. Jednak co znaczy lepsze jutro? Miliony żyć, oddanych w imię ojczyzny?

Jako dzieci ani Werner ani Marie-Laurie nawet nie myśleli, że kiedyś ich życie będzie w ogóle mogło tak wyglądać. Że każdy dzień będzie przepełniony smutkiem, tęsknotą, stratą, bólem i poświęceniem... Kiedy los rzuca ich na takie a nie inne ścieżki, niewidoma dziewczyna i chłopak, który brzydzi się samym sobą i tym kim się stał, stają przed walką nie tylko z wrogiem, ale przede wszystkim ze samym sobą. Czy kiedy ich ścieżki się przetną, dziecięce marzenia będą w stanie się urzeczywistnić? Czy szara rzeczywistość jeszcze kiedykolwiek odzyska dla nich barwy?

Anthony Doerr stworzył powieść, która porusza wszystkie zmysły, przenosi nas do świata, w którym nie chcielibyśmy żyć, ale do świata, który człowiek sam stworzył. Autor w niesamowity sposób prowadzi nas ścieżkami wydreptanymi przez bohaterów, sprawia że klimat tamtych lat wypełnia każdą cząstkę i w niejednym momencie sprawia, że nie da się powstrzymać łez i okrzyków sprzeciwu wobec polityki, która kiedyś naprawdę była stosowana.

To co w tej książce jest najpiękniejsze to jej realizm. Dwoje bohaterów w świecie, który w każdym calu jest przeciwieństwem tego, gdzie ich serce chciałoby żyć. Pisząc powieść prawie 10 lat, Anthony Doerr stworzył wyjątkowy klimat, przeniósł bolesną rzeczywistość do przepięknej, malowniczej miejscowości. Wplótł element tajemnicy i legendy a przede wszystkim otworzył czytelnikowi oczy, aby dał się poprowadzić dwójce niesamowitych bohaterów, którzy uczą co w życiu powinno się liczyć.

Myślę, że nawet osobom, które nie przepadają za literaturą z wątkami historycznymi, ta książka się spodoba. Nie spotkałam jeszcze ani jednej osoby, która skrytykowałaby tę pozycję i po jej przeczytaniu wiem, że złe słowa w kierunku Światła, którego nie widać nie mogą być szczerą prawdą. Bohaterowie sprawiają, że chce się za nimi podążać, niesamowity świat, sprawia, że nie chce się z niego wychodzić, wyjątkowy język, wspaniałe cytaty i krótkie rozdziały nie pozwalają czytelnikowi oderwać się chociaż na chwilę. Autor co jakiś czas wyrywa nas z przeszłości, którą przeplata dniem, który ma wszystko zmienić. Z każdą stroną przybliża nas do tego, na co czekamy od pierwszej strony i tym samym sprawia, że strony same się przewracają, a my nie wiemy kiedy przychodzi koniec.

Światło, którego nie widać, to powieść inna niż wszystkie, może miejscami podobna do historii, które już znamy, ale jednak z czasem uświadamiamy sobie realizm jej obrazu i wtedy już nic nie jest takie samo.

Kiedy wojna ogarnia świat, już nigdy nic nie będzie takie samo. Zmieni się każdy w tym również i Ty.

Marie-Laurie poznajemy jako kilkuletnią dziewczynkę, która...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Ile razy chcieliśmy być kimś innym? Ile razy chociaż na jeden dzień, chcieliśmy zamienić się z kimś ciałem i życiem? Obudzić się w innym miejscu, wśród innych ludzi, gdzieś, gdzie mielibyśmy chociaż w jakimś stopniu czystą kartę i moglibyśmy zacząć od nowa. Wydawać by się mogło, że to świetna sprawa, jednak co gdy uświadomimy sobie, że po takim dniu wszystko by zniknęło i już nigdy do nas nie wróciło? Wszystkie nawiązane znajomości pozostałyby wspomnieniem, do których z bólem byśmy wracali. W takim wypadku nie można mówić o przywiązaniu, bo skończy się to tylko łzami.

W przypadku A "nowe życie na śniadanie" nabiera nowego sensu. Każdego dnia, bez wyjątku budzi się w innym ciele lecz nigdy w tym samym. Każdego ranka "pożycza" tożsamość innej osoby. Raz dziewczyny, raz chłopaka. Czasem może to być marzenie a czasem koszmar, nigdy nie wie, co przyniosą następne 24 godziny.

A z czasem się do tego przyzwyczaja. Nie wie dlaczego tak się dzieje. Nie zna innego życia, nie posiada prawdziwej rodziny ani przyjaciół, nikt tak na prawdę nie wie, że taki ktoś jak on istnieje. Nie posiada niczego trwałego, nic namacalnego co wiązałoby go z tym, kim jest naprawdę. Czy takie życie ma sens? Kiedy kompletnie nikt nie wie, że istniejemy?

A przyzwyczaił się już do tego, że nie pozostanie po nim nic. Stara się przeżywać każdy dzień tak, aby nie zrobić wielkiego zamieszania i nie zmienić życia osoby, której ciało zamieszkuje. Jednak gdy pewnego dnia trafia do ciała Justina wszystko się zmienia. Jak za machnięciem czarodziejskiej różdżki wszystkie zasady, które sobie ustalił przestają obowiązywać. A spotyka Rhiannon, dziewczynę Justina i już nic nie jest takie samo. Jednak czy jego życie może w jakikolwiek sposób połączyć się na stałe z życiem innej osoby? Osoby, która na dodatek oddała serce już komuś innemu? A chciałby spróbować, jednak czy jakakolwiek inna osoba będzie w stanie zrozumieć i w ogóle mu uwierzyć? I jeszcze później pogodzić się z tym, że każdego dnia będzie spotykała osobę, której się nie spodziewa. Mimo że wnętrze jest to samo, to zawsze wygląd będzie się liczył, tym bardziej, że nigdy nie można przewidzieć, co przyniesie następny dzień.

David Levithan to nazwisko, które coraz częściej przewija się w polskiej, książkowej sferze. Znany głównie z duetu z Johnem Green autor nie mógł przejść niezauważony przeze mnie, tym bardziej, że po Willu Graysonie trudno było go ocenić. Od premiery Każdego Dnia minęło już trochę czasu i ogólny zachwyt opadł, dlatego chyba łatwiej tę książkę ocenić.

Levithan niezaprzeczalnie potrafi swoją historią zaintrygować czytelnika, lecz jeśli bliżej na nią spojrzeć, na tle książek młodzieżowych stylem na pewno się nie wyróżnia. Najprościej powiedzieć: to typowa amerykańska książka, z typowymi amerykańskimi bohaterami. Czyta się bardzo szybko, ponieważ to nawet nie 300 stron podzielonych na dni. Można powiedzieć, że to coś w rodzaju dziennika A.

To za co trzeba docenić tę książkę, to problemy które porusza. Dzięki temu, że A codziennie jest w ciele innej osoby, daje spojrzenie na najróżniejsze sytuacje młodego człowieka. Trafia w ciała samotników, narkomanów, przyszłych samobójców czy po prostu wrednych ludzi. Nic z tego nie jest obce współczesnemu światu. Stawiając głównego bohatera na ścieżce tych osób, autor uczy czytelnika jak postępować. Jednak w ogólnym rozrachunku, większość tego gatunku dotyczy problemów dojrzewania, a Każdego Dnia na tle innych powieści nie wychyla się, tylko ginie w tłumie.

Muszę się jednak przyznać, że sięgnę po kontynuację. Autor naprawdę mnie zaintrygował. Ogromny plus tej książki to na pewno zakończenie, które potrafi zaskoczyć i wzruszyć, pozostając czymś niebanalnym. Cieszę się, że autor nie wyidealizował końcówki tylko bardziej ją urzeczywistnił. Nie sposób tego nie docenić.

Ile razy chcieliśmy być kimś innym? Ile razy chociaż na jeden dzień, chcieliśmy zamienić się z kimś ciałem i życiem? Obudzić się w innym miejscu, wśród innych ludzi, gdzieś, gdzie mielibyśmy chociaż w jakimś stopniu czystą kartę i moglibyśmy zacząć od nowa. Wydawać by się mogło, że to świetna sprawa, jednak co gdy uświadomimy sobie, że po takim dniu wszystko by zniknęło i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Wiedziałam, że mnie kocha, było to dla mnie równie oczywiste jak to, że żyję. Tam bowiem, gdzie jest miłość, słowa są niepotrzebne. Miłość jest wszystkim. Jest nieśmiertelna. I wystarcza za wszystko inne."

Opowiem Wam o dziewczynie, która pewnego, dla niej zwykłego dnia, straciła wszystko to, co dotychczas znała. Wydawać by się mogło, że przecież można odzyskać to co się straciło, jednak co jeśli nasze życie nagle jest dla nas nieosiągalne o ponad 200 lat? Claire przeżyła wojnę, miała kochającego męża, lecz jeden krok w kamiennym kręgu zmienił jej życie bezpowrotnie. Przeniosła się bowiem do roku 1743. Dziewczyna może i mogłaby wrócić, co jeśli jednak jej losy potoczą się tak, że nie do końca będzie tego chciała?

Kiedy Claire wkracza do świata o którym tylko słyszała z opowieści swojego męża, zagorzałego historyka poznaje o siebie więcej niżby chciała. Za wszelką cenę pragnie wrócić do kamiennego kręgu i życia które znała, jednak los a może przypadek rzucają jej pod nogi chłopaka, który wywraca jej życie do góry nogami. I mimo, że oboje coś do siebie czują, nikt przed drugim się do tego nie przyzna, bo w końcu może to nie wypada. Claire oddała już swoje serce innemu mężczyźnie, który ma się narodzić dopiero II wieki później...

Stając w obliczu niebezpieczeństw i konfliktów tamtych czasów utrata życia staje się niczym w porównaniu ze złamanym sercem, które z czasem zaczyna należeć to innego mężczyzny. Uważana za angielskiego szpiega Claire musi udowodnić nie tylko swoją niewinność i ukrywać swoje prawdziwe pochodzenie, ale musi także nauczyć się ukrywać własne uczucia. Co wybierze dziewczyna? Czy tęsknota, za ukochanym mężem i znacznie łatwiejszymi czasami zwyciężą z siłą namiętności i chęci pójścia w nieznane?

Diana Gabaldon stworzyła dość osobliwą historię, która jednak rozkręcała się z wielkim trudem. Po książce widać, że to początki autorki, która nie potrafi zdobyć serca każdego czytelnika. Potrzeba bowiem silnego samozaparcia, aby przebrnąć pierwsze 300 stron aby na koniec dać się pochłonąć. Pewnie nie jedna osoba poddała się już na początku, przez co nie miała szansy poznać tego, co w tej książce najlepsze.

Gdy już autorka wciągnie czytelnika do swojego świata wrzuca nas w wir gorącej namiętności i romansu wypełnionego bólem i tęsknotą. Przed bohaterami staje nie łatwa próba i to nie jedna. Ponieważ z czasem Gabaldon chyba chce złamać serce tych którzy to czytają. Kiedy zdołasz pokochać bohaterów musisz się z nimi rozstać i nie masz pojęcia, jakie losy ich spotkają. Nieprzewidywalne czasy i nieprzewidywalna historia, ponieważ nie wszystkiego jesteśmy się w stanie domyślić.

Historia Claire na pewno nie należy do najłatwiejszych. Jednak walka o życie, oddanie samego siebie w zamian za życie najbliższych osób potrafią nakłonić czytelnika do ruszeniem za bohaterami. Z czasem autorce udaje się sprawić, że chce się więcej i więcej, jednak mimo wszystko po końcówce można i płakać, i śmiać się. Można rzucić książkę w kąt lub sięgnąć po więcej. Ja zdecydowanie zaliczam się do drugiej grupy, chociaż przy pierwszych 200 stronach płakałam i śmiałam się, ponieważ nie mogłam znieść tej książki, a o wciągnięciu w nią nawet nie było mowy. Łzy były aktem desperacji, który z czasem został wynagrodzony mile spędzonymi godzinami.

Idealna historia na jesień, jednak nie dla każdego. Jednak warto zmusić się, aby przebrnąć przez całą książkę, ponieważ z czasem może wciągnąć, nawet jeśli straciliście już na to nadzieję. Dajcie szansę, a bohaterowie wykreowani przez autorkę sami was poprowadzą. Niektórzy może nawet i skradną wasze serce.

"Wiedziałam, że mnie kocha, było to dla mnie równie oczywiste jak to, że żyję. Tam bowiem, gdzie jest miłość, słowa są niepotrzebne. Miłość jest wszystkim. Jest nieśmiertelna. I wystarcza za wszystko inne."

Opowiem Wam o dziewczynie, która pewnego, dla niej zwykłego dnia, straciła wszystko to, co dotychczas znała. Wydawać by się mogło, że przecież można odzyskać to co się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Brak efektów specjalnych, fantastyki czy niespodziewanych cudów. Każdy popełniony błąd ma swoje konsekwencje. Życie na Marsie nie ma specjalnej taryfy ulgowej...

Mark podbił moje serce niesamowitą wiarą, nadzieją i humorem. On się nie poddaje z powodu byle czego. Jest zdany tylko i wyłącznie na siebie i chwyta się każdej możliwości. Czy my potrafimy tego dokonać? Czy potrafimy docenić otaczających nas ludzi? Ile bylibyśmy wstanie poświęcić dla innej osoby? Czy zaryzykowalibyśmy dosłownie wszystko, aby ratować przyjaciela? Te pytania nie dotyczą tylko Marka ale także i załogi. Satelity ciągle obserwują planety, dlatego gdy cały świat dowiaduje się, że nasz bohater nie zginął, być może będą w stanie zrobić cokolwiek. W końcu w obliczu takich sytuacji umiemy się łączyć, jednak czy nawet gdyby cała Ziemia zaczęła współpracować, ktokolwiek, jakakolwiek technika, determinacja i ciężka praca byłby w stanie zatrzymać czas, który tak nieubłaganie ucieka? W końcu kiedyś wszystkie zapasy na Marsie się skończą, a wtedy nie będzie już nic, co mogłoby dać jakąkolwiek nadzieję...

Andy Weir wykorzystał motyw wszystkim dobrze znany, aby stworzyć coś, czego jeszcze nie było. To nie jest książka której gatunek można łatwo sklasyfikować. Ta historia zmusza nas do myślenia i wymaga od nas, aby się zastanowić. Przy tym samym w niezwykły sposób wiąże czytelnika z bohaterami. Mimo że Mark jest sam na Marsie i nie możemy go poznać w innych okolicznościach budzi niesamowite uczucia, przez co nie można go nie polubić. To samo można powiedzieć o pozostałych członkach załogi. Uwierzcie że można się do nich przywiązać. Ta historia nie jest tylko na raz.

O tej książce nie można zapomnieć. O niej nawet nie chce się zapomnieć. Nie po tylu emocjach, które towarzyszą przez cały czas. Od tej powieści nie można się oderwać, bo inaczej ma się wrażenie, że coś się przeoczy, jakby akcja trwała i nie zatrzymywała się wraz z zamknięciem książki. Razem z Markiem stawiamy czoło przeciwnościom, dlatego nie można się dziwić, że ta lektura po prostu porywa. Ona angażuje nas, aby towarzyszyć tej postaci.

Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że ta książka mnie wzruszyła i poruszyła do głębi. Końcówka na swój sposób złamała mi serce, chociaż wydawać by się mogło, że nie powinna. Czy coś więcej trzeba dodawać? Po prostu się zakochałam i już wiem co będę polecać każdej napotkanej osobie.

Jeśli chcecie przeczytać naprawdę nieziemską książkę, musicie sięgnąć po Marsjanina.

Pełna recenzja:
http://find-the-soul.blogspot.com/2015/09/houston-chyba-mamy-problem-marsjanin.html

Brak efektów specjalnych, fantastyki czy niespodziewanych cudów. Każdy popełniony błąd ma swoje konsekwencje. Życie na Marsie nie ma specjalnej taryfy ulgowej...

Mark podbił moje serce niesamowitą wiarą, nadzieją i humorem. On się nie poddaje z powodu byle czego. Jest zdany tylko i wyłącznie na siebie i chwyta się każdej możliwości. Czy my potrafimy tego dokonać? Czy...

więcej Pokaż mimo to