-
ArtykułySpecjalnie dla pisarzy ta księgarnia otwiera się już o 5 rano. Dobry pomysł?Anna Sierant1
-
ArtykułyKeith Richards, „Życie”: wyznanie człowieka, który niczego sobie nie odmawiałLukasz Kaminski2
-
ArtykułySzczepan Twardoch pisze do prezydenta. Olga Tokarczuk wśród sygnatariuszyKonrad Wrzesiński9
-
ArtykułySkandynawski kryminał trzyma się solidnie. Michael Katz Krefeld o „Wykolejonym”Ewa Cieślik1
Biblioteczka
2024-05-10
2024-05-08
2024-05-05
2024-05-04
To była bardzo przyjemna historia z motywem on zakochuje się pierwszy…
Nie da się zaprzeczyć, że Agata Polte potrafi tworzyć emocjonalne, a przy tym lekkie w odbiorze powieści. I takie właśnie jest “Stuck With You”. Chociaż muszę przyznać, że autorka zaczęła się rozwijać. Czuć było to w jej najnowszej książce, wciąż była to bardzo schematyczna historia, ale przy tym nie podobna do poprzednich tytułów Agaty Polte.
Autorka potrafi tworzyć postacie. Nie tylko główni bohaterowie, ale także ci poboczni są jacyś. Cami i Tan to po prostu para idealna. Słodka (momentami, aż do bólu), wspierającą się (zawsze mogli na sobie polegać) i przy tym akceptująca swoje wady. Przyjemnie obserwowało się rozwój ich relacji, chociaż momentami cała powieść była mocno rozwleczona.
“Stuck With You” bliżej jest do obyczajówki z rozbudowanymi przemyśleniami Cami niż do tradycyjnego romansu. Nie spodziewajcie się dynamiki w tej powieści. Wszystko przebiega spokojnie, wyważenie i momentami nawet było zabawnie. Właśnie, tylko momentami. Autorka przyzwyczaiła mnie do humoru w swoich powieściach, a tutaj mi go zabrakło. Tak jak zabrakło mi perspektywy samego Tannera. Niektóre wydarzenia chętniej poznałabym właśnie z jego perspektywy. Nawet skrycie liczyłam, że następny rozdział to będą jego przemyślenia. Chociaż końcówka mi to troszeczkę wynagrodziła.
Jeśli macie ochotę na słodką i przyjemną (tak, powtarzam się, ale ta historia właśnie taka jest) opowieść z motywem on zakochał się pierwszy, to “Stuck With You” będzie idealna.
To była bardzo przyjemna historia z motywem on zakochuje się pierwszy…
Nie da się zaprzeczyć, że Agata Polte potrafi tworzyć emocjonalne, a przy tym lekkie w odbiorze powieści. I takie właśnie jest “Stuck With You”. Chociaż muszę przyznać, że autorka zaczęła się rozwijać. Czuć było to w jej najnowszej książce, wciąż była to bardzo schematyczna historia, ale przy tym nie...
2024-05-02
2024-05-01
To był bardzo dobry powrót po latach…
…i nawet jeśli martwiacy trochę wybijali mnie z historii, to wciąż świetnie się bawiłam. Okazało się, że bardzo niewiele pamiętam z pierwszego czytania “Mrocznego Kochanka’, więc miałam ponownie okazję zakochać się w twórczości J.R. Ward.
Chociaż przyznam jedno, po latach luki fabularne, głupotki i mnogość perspektyw rzucały się bardziej w oczy i nieco irytowały. 😅
To był bardzo dobry powrót po latach…
…i nawet jeśli martwiacy trochę wybijali mnie z historii, to wciąż świetnie się bawiłam. Okazało się, że bardzo niewiele pamiętam z pierwszego czytania “Mrocznego Kochanka’, więc miałam ponownie okazję zakochać się w twórczości J.R. Ward.
Chociaż przyznam jedno, po latach luki fabularne, głupotki i mnogość perspektyw rzucały się...
2024-04-30
2024-04-29
2024-04-29
2024-04-28
2024-04-28
Chyba spodziewałam się czegoś więcej po Lucy Score…
W dużym skrócie - ona mega inteligentna, on kocha jej mózg. Kompletnie nic nie czułam pomiędzy bohaterami. I nawet jeśli jakieś zmiany można było w nich dostrzec, to tylko w przypadku June. Można było zauważyć, że dostosowuje się do swojego partnera, wychodzi ze swojej strefy komfortu oraz otwiera się na inne relacje społeczne. Za to w GT żadnej zmiany nie dostrzegłam. Pojawił się nowy w miasteczku i z miejsca zakochał się w June, bo nie traktowała go, jak na gwiazdę przystało.
Nawet wielka sprawa zaginionej nie była ciekawa. Przeczytałam “Bourbon Bliss”, bo nie wymagało myślenia.
Chyba spodziewałam się czegoś więcej po Lucy Score…
W dużym skrócie - ona mega inteligentna, on kocha jej mózg. Kompletnie nic nie czułam pomiędzy bohaterami. I nawet jeśli jakieś zmiany można było w nich dostrzec, to tylko w przypadku June. Można było zauważyć, że dostosowuje się do swojego partnera, wychodzi ze swojej strefy komfortu oraz otwiera się na inne relacje...
2024-04-25
2024-04-22
2024-04-22
Książka nie dla mnie albo fakt poznania historii poprzez audiobooka wpłynął na jej odbiór.
Zamysł “Carmilla” jest bardzo dobry, ale po tylu zachwytach, które słyszałam na jej temat, spodziewałam się znacznie więcej. Kompletnie nie czułam tam gotyckiego klimatu (ale tutaj mógł wpłynąć fakt na sposób poznania historii), a sama historia nie wywołała we mnie żadnego zainteresowania.
Nie rozumiałam bohaterów, nie czułam ich charakterów ani niepokojów. Po prostu byli. Czegoś mi zabrakło i w moim odczuciu była to raczej przeciętna historia.
Książka nie dla mnie albo fakt poznania historii poprzez audiobooka wpłynął na jej odbiór.
Zamysł “Carmilla” jest bardzo dobry, ale po tylu zachwytach, które słyszałam na jej temat, spodziewałam się znacznie więcej. Kompletnie nie czułam tam gotyckiego klimatu (ale tutaj mógł wpłynąć fakt na sposób poznania historii), a sama historia nie wywołała we mnie żadnego...
2024-04-16
2024-04-11
2024-04-09
Twórczość Sarah J. Maas spotyka się z “Rywalkami” Kiera Cass i powstaje…
… wstęp do świata Uranosa. Bo “Tron Królowej Słońca” Nisha J. Tuli tym właśnie jest, wstępem do czegoś większego, co być może dostarczą nam następne tomy.
Od samego początku zostajemy wrzuceni w wydarzenia i poznajemy fenomenalną reputację Lor oraz jej zdolność do wpadania w kłopoty. Bardzo szybko z tej szarej rzeczywistości zostajemy przerzuceni na Dwór pełen złota w najróżniejszych formach i stylach. Powoli poznajemy reguły nim rządzące, samego króla i jego poddanych oraz zasady konkursu o tron królowej słońca. I niby wszystko fajnie, ale w tym kraju pełnym słońca, znalazło się też trochę cienia…
Największym z nim jest kreacja samej Lor. Uwięziona jako dziecko, przeżyła w Nostrazie wiele złych rzeczy, które w pewien sposób ukształtowały jej charakter. Daje się poznać jako butna, arogancka i gotowa na wszystko kobieta, pragnąca tylko przeżyć i być może w przyszłości wyjść z tego więzienia. I nie powiem, taka jej kreacja do mnie przemawiała, bo było widać, że Nostraza odcisnęła na niej swoje piętno. Jednak, gdy już trafiła na Słoneczny Dwór to tak jakby przeszła jakoś przemianę podczas leczenia i straciła swój pazur. Jasne gdzieś tam on się wciąż pojawiał, ale na widok wszystkich tych błyskotek i twarzy króla traciła resztki zdrowego rozsądku. Do czego dążyła? Nie wiem. Co najciekawsze główna bohaterka także nie wiedziała, aż w końcu ostatnia próba jej to uświadomiła. I wtedy nawet ponownie odkryła swój mózg i jakieś wartości. Czekałam na to tylko jakieś 300 stron…
Ale “Tron Królowej Słońca’ możemy także poznać z innej, ciekawszej perspektywa. Nadir, książe Zorzy i postać, która stara się rozwikłać tajemnicze zniknięcie więźniarki oraz jej tożsamość. Pragnie też, czegoś zupełnie innego i małymi kroczkami do tego dąży. Czuję, że książę może być postacią, która porządnie namiesza w tej powieści. I raczej nie on jedyny, bo na Dworze Króla Słońca pojawiają się jeszcze dwoje innych bohaterów, którzy też mogą mieć coś do powiedzenia.
Kontynent Uranos, na którym rozgrywa się cała akcja, pozostaje niejaką tajemnicą. Dowiadujemy się trochę o samych znajdujących tam się dworach oraz ich artefaktach, ale w moim odczuciu wciąż jest to za mało. Liczę na to, że autorka w kolejnych częściach trochę rozwinię tą kwestię. Chociaż i nie tylko to, bo same Fae też potrzebują nieco więcej przedstawienia. Na razie tylko wiemy, że są. Mają jakieś tam moce, a część z nich posiada nawet skrzydła. Niestety nic więcej się nie dowiadujemy. Momentami odnosiłam także wrażenie, że sama Nisha J. Tuli nie do końca wiedziała jak ugryźć ich wątek.
I pomimo że ta część nie dostarcza nam zbyt wielu odpowiedzi i tylko w niewielkim stopniu opisuje świat przedstawiony, to same zadania w konkursie o tron Królowej Słońca oraz same intrygi rozgrywające się pod całym tym blichtrem, dostarczają wiele rozrywki. Więc jeśli szukacie lekkiej i wciągającej książki to “Tron Królowej Słońca” będzie idealnym wyborem.
Twórczość Sarah J. Maas spotyka się z “Rywalkami” Kiera Cass i powstaje…
… wstęp do świata Uranosa. Bo “Tron Królowej Słońca” Nisha J. Tuli tym właśnie jest, wstępem do czegoś większego, co być może dostarczą nam następne tomy.
Od samego początku zostajemy wrzuceni w wydarzenia i poznajemy fenomenalną reputację Lor oraz jej zdolność do wpadania w kłopoty. Bardzo szybko z...
2024-04-04
Wcale się nie dziwię, czemu bohaterka została odrzucona…
Mam mieszane uczucia do “Odrzucona” Jaymin Eve. Z jednej strony historia mi się podobała, ale z drugiej - pojawiały się elementy, które niszczyły cały obraz tej powieści. Gdybym miała określić jednym zdaniem ten tytuł, to brzmiałoby ono “Książka ze zmarnowanym potencjałem”.
Spójrzcie sami:
Mara, zmiennokształtna wilczyca, która w dniu swojej przemiany nie tylko zostaje odrzucona przez swojego prawdziwego partnera, ale uwalnia coś, co może zagrażać światu. Pojawia się Bestia Cienia i odkrywa przed nią świat, o którym istnieniu nawet nie śniła. Kobieta nie tylko próbuje odkryć kim jest, ale także stara się poznać zupełnie nowe miejsca i rasy w nich zamieszkujące. Po drodze pojawia się także kolejny quest, który w pewnym momencie stanie się istotny do zrealizowania. Czyż nie brzmi to, jak naprawdę dobra historia, przy której nie tylko będzie można się świetnie bawić, ale także z zapartym tchem śledzić dalsze losy bohaterów? No brzmi. Jednak coś poszło zdecydowanie nie tak…
1. Główna bohaterka. Mara zapowiadała się na silną postać kobiecą, która pomimo krzywd doznanych w watasze, myśli o lepszym jutrze. Nie załamuje się, nie rozpacza nad swoim losem, ale obiera cel i małymi kroczkami do niego dąży. Ale wszystko to się zmienia po pierwszej przemianie. Staje się po prostu kolejną głupiutką, wyszczekaną bohaterką, która jest mocna tylko w gębie. A to ile razy jest w stanie sobie zaprzeczyć na przestrzeni jednego rozdziału, przechodzi nawet moje wyobrażenia.
2. Przemyślenia Mary. Otóż Mara myśli dużo, bardzo dużo. Jednak, czy jej przemyślenia mają sens? Nie. To może coś wnoszą do całej historii? Nie. W takim razie, po co one tam są? Nie wiem. Ale wiem jedno, bez nich książka byłaby znacznie przyjemniejsza w odbiorze i zdecydowanie krótsza.
3. Napalenie Mary. Ja wiem, że to smut fantastyka i ten typ rządzi się swoimi prawami. Ale litości - zakłady o to z kim straci dziewictwo. Naprawdę? To już wolę wrócić do Nesty i użalać się razem z nią nad faktem "że nikt mnie nie kocha, nikt mnie nie lubi”. Mara zamiast skupić się na misji myśli o tym, jaki Shadow jest przystojny, o tym skąd zdobędzie wibrator i o tym, że jest dziewicą. Dziękuję książko, zorientowałam się o tym już na początku.
4. Shadow. Ogólnie do niego nic nie mam, bo też nie za bardzo miałam możliwość lepiej go poznać. Chociaż wiem, że jest diabelnie przystojny, nieziemsko zbudowany, a jego oczy to w ogóle płoną. Wiem także jedno, grozi bohaterce śmiercią przynajmniej raz na rozdział. Chłopie, gdybyś to zrobił, to nie tylko skróciłbyś swoje męki, ale także i moje.
5. Przekład/redakcja/korekta. Nie wiem, co zaszło po naszej stronie, ale jest dziwnie. Zdania nie zdaniują. Część była jak żywcem z translatora, część miała dziwną konstrukcję, a w niektórych akapitach miało się wrażenie, że po prostu ich tam brakuje.
“Odrzucona” to dla mnie książka ze zmarnowanym potencjałem. Nawet jeśli próbowałam ją traktować jako guilty pleasure, to długo nie mogłam samej siebie okłamywać. Czasami już po prostu leciałam po dialogach, aby załapać ogólny sens historii (a tych dialogów nie było za wiele, głównie myśli Mary). Jednak samo zakończenie sprawiło, że z ciekawości sięgnę po kontynuację.
Wcale się nie dziwię, czemu bohaterka została odrzucona…
Mam mieszane uczucia do “Odrzucona” Jaymin Eve. Z jednej strony historia mi się podobała, ale z drugiej - pojawiały się elementy, które niszczyły cały obraz tej powieści. Gdybym miała określić jednym zdaniem ten tytuł, to brzmiałoby ono “Książka ze zmarnowanym potencjałem”.
Spójrzcie sami:
Mara, zmiennokształtna...
2024-03-24
Agata Polte powróciła do fantastyki i…
… tym razem zabrała nas do świata rządzonego przez trzy nacje: czarownice, wampiry i wilkołaki. Urban fantasy w klasycznym stylu, w którym nie zabraknie dobrze poprowadzonego śledztwa oraz humoru. I, pomimo że nie wszystko mi grało, a jeden wątek w moim odczuciu został w ogóle nie wykorzystany, to i tak się świetnie bawiłam.
“Pierwsza faza zaćmienia” pozornie rozpoczyna się od zwykłego spotkania z przyjaciółmi, jednak bardzo szybko ta sielanka zostaje przerwana i zostajemy wrzuceni w wir śledztwa, politycznych sojuszy oraz walk i chęci zemsty.
Autorka bardzo sprawnie wprowadziła nas w świat i rządzące nim zasady. Zrobiła to w swoim lekkim i zabawnym stylu. Jak zwykle bohaterów przez nią stworzonych bardzo szybko da się polubić. Jednak to, co zasługuje na największą uwagę to zbrodnie i śledztwo. Do samego końca nie wiedziałam kto za tym stoi. Jasne miałam kilku swoich podejrzanych, ale rzeczywisty sprawca nieźle mnie zaskoczył. I jak już wiedziałam, że to ta osoba nagle wszystkie puzzle wskoczyły na miejsce i nagle zrobiło się to oczywiste. Cała prawda została ukryta w szczegółach.
I świat. Wiecie, niby nic specjalnego, ale coś w sobie miał. W pierwszym tomie zdecydowanie lepiej poznajemy królestwo czarownic i co nieco zarysowane nam zostają układy w świecie wampirów. Ale największą tajemnicą stanowią wilkołaki, chociaż mam wrażenie, że nie na długo. Podobało mi się to, że nie został na siłę rozbudowany. Dzięki tej prostocie nie miałam wrażenia, że się gubię. Nie musiałam się zastanawiać, czemu tak, a nie inaczej.
Ale jest coś, co nie do końca pozwoliło mi cieszyć się lekturą. Wątek romantyczny. Mam wrażenie, że został potraktowany po macoszemu. Kompletnie nic nie czułam pomiędzy bohaterami, a ich wielkie przywiązanie wynikało tylko z faktu, że są swoimi mate. W całej historii zabrakło miejsca na to, aby ta dwójka mogła spędzić ze sobą czas i jakoś się poznać. Co pozwoliłoby bardziej uwiarygodnić ich związek.
“Pierwsza faza zaćmienia” jest bardzo dobrym pierwszym tomem serii. Otrzymujemy bardzo dobre śledztwo, świetnych bohaterów oraz humor. I chociaż kręcę nosem na kilka kwestii, to mimo wszystko dobrze się bawiłam. Z ciekawością sięgnę po kolejny tom.
Agata Polte powróciła do fantastyki i…
… tym razem zabrała nas do świata rządzonego przez trzy nacje: czarownice, wampiry i wilkołaki. Urban fantasy w klasycznym stylu, w którym nie zabraknie dobrze poprowadzonego śledztwa oraz humoru. I, pomimo że nie wszystko mi grało, a jeden wątek w moim odczuciu został w ogóle nie wykorzystany, to i tak się świetnie...
2024-03-23
Knight pobił nawet pana Walkera…
Wiedziałam, że “Potyczki z panem Knightem” okażą się dobre, ale one nawet są lepsze od pierwszego tomu. Sorry Danny, teraz czas na Jacka. 🤭
Dostajemy historię romantyczną dla Rosy Lucas. Biurowy romans, on starszy i bogaty, ona młoda i ambitna. Ale w tej części jest także coś więcej, autorka pokazuje nam, jak trudno jest czasami odciąć się od przeszłości, jak trudno jest zaufać po zdradzie i jak ważna jest komunikacja.
Bonnie i Jack od samego początku mieli niesamowitą chemię. Jak tylko się spotykali od razu, można było wyczuć te iskry latające pomiędzy nimi. Podobał mi się i jednocześnie frustrował sposób, w jaki Rosa Lucas poprowadziła ich relacje. Tu nie było miejsca na gierki i niedomówienia, bohaterowie od razu wiedzieli, czego chcą i do tego dążyli. Sposób, w jaki Jack “oznaczył” Bonnie był słodki i uroczy.
A humor… uwielbiam postacie tworzone przez autorkę, zawsze mają dystans do siebie i potrafią śmiać się z samych z siebie.
Romans biurowy z niesamowitą chemią i poczuciem humoru, tym są właśnie “Potyczki z panem Knightem”. Na pewno wrócę do niej jeszcze nie raz.
Knight pobił nawet pana Walkera…
więcej Pokaż mimo toWiedziałam, że “Potyczki z panem Knightem” okażą się dobre, ale one nawet są lepsze od pierwszego tomu. Sorry Danny, teraz czas na Jacka. 🤭
Dostajemy historię romantyczną dla Rosy Lucas. Biurowy romans, on starszy i bogaty, ona młoda i ambitna. Ale w tej części jest także coś więcej, autorka pokazuje nam, jak trudno jest czasami odciąć się...