-
ArtykułySztuczna inteligencja już opanowuje branżę księgarską. Najwięksi wydawcy świata korzystają z AIKonrad Wrzesiński3
-
ArtykułyNie jestem prorokiem. Rozmowa z Nealem Shustermanem, autorem „Kosiarzy” i „Podzielonych”Magdalena Adamus9
-
ArtykułyEdyta Świętek, „Lato o smaku miłości”: Kocham małomiasteczkowy klimatBarbaraDorosz3
-
ArtykułyWystarczająco szalonychybarecenzent0
Porównanie z Twoją biblioteczką
Wróć do biblioteczki użytkownika2017-08-03
2014-02-23
2017-05-08
Zdawałoby się, że ogromnym problemem dla władcy jest brak potomka męskiego, następcy tronu. Okazuje się jednak, że jeszcze większym problemem jest ich nadmiar - synów żądnych władzy, ziemi, majątku, uznania. To właśnie jest sednem historii Henryka II, jego żony Eleonory Akwitańskiej i ich nienasyconych synów, którzy są połączeni najsilniejszą z ludzkich więzi i namiętności – nienawiścią.
Historia sięgająca dwunastego wieku wciąż pobudza wyobraźnię artystów, pozwalając nam, odbiorcom rozkoszować się licznymi dziełami, mniej lub bardziej wartościowymi, a opisującymi te niezwyczajne czasy i rodzinę, która niechlubnie wsławiła się zawziętymi walkami miedzy sobą – synowie, wspomagani przez matkę, buntujący się przeciwko ojcu , bracia walczący między sobą, matka więziona przez długie lata przez swojego męża, króla. Wszyscy mają swoje argumenty, każdemu z nich można bardziej lub mniej współczuć.
Kilka tygodni temu skończyłam trylogię Chadwick będącą hołdem złożonym królowej Eleonorze. Książką byłam i nadal jestem zachwycona, chociaż przedstawia ona dość jednostronnie opisywane wydarzenia, Eleonorę stawiając w pozycji ofiary bezwzględnego i mściwego męża. Inaczej losy Eleonory i jej rodziny widzi Sharon Kay Penman w trzeciej części swojej opowieści o Andegawenach, przedstawiając moim zdaniem doskonały, wielowymiarowy obraz całej rodziny targanej ludzkimi namiętnościami. Tu nic nie jest czarne albo białe. Na plan pierwszy wysuwa się Henryk, którego postępowanie zaczynam rozumieć, chociaż najczęściej nie aprobuję. Dziwiło mnie niejednokrotnie jego zachowanie, upór i jego wybory, bo każda jego decyzja, chociaż przemyślana, powodowała jeszcze większe wzburzenie, tarcia między synami. Eleonora jest trochę w tle, natomiast każdemu z synów autorka poświęca wiele stron, przedstawiając ich bardzo złożone charaktery. Nie jest to niestety miły obrazek, ale pomimo brutalnych czynów, każdy z nich znajduje u czytelnika swoją cząstkę współczucia., chociaż naprawdę często trudno zrozumieć ich postępowanie.
Powieść jest moim zdaniem trochę za długa (ponad 700 stron), było kilka nużących fragmentów, ale może to ja byłam już zmęczona ciągłymi potyczkami między braćmi. Gdyby nie to, dałabym tej książce maksymalną liczbę punktów, bo jest to naprawdę fascynująca opowieść. W pamięci zostanie mi kilka doskonałych scen, jak na przykład pielgrzymka Henryka do Canterbury do grobu Becketa i noc spędzona przy jego grobie, czy prawie każde spotkanie Eleonory i Henryka, skrzące się od namiętności. Było wiele takich scen, poruszających i prowokujących do myślenia, najsmutniejsze jednak były chyba ostatnie chwile Henryka.
Bardzo przygnębiająca jest ta opowieść o ludziach bliskich sobie, a całe życie walczących ze sobą, powodowanych dumą, ambicją, uporem i zawziętością. Tu nie ma wygranych, mimo że Ryszard w końcu dostaje swoje upragnione królestwo. I pomyśleć, że cała historia tej rodziny zaczęła się tak ładnie, optymistycznie, od wielkiej (chyba jednak) miłości i namiętności. Wielka szkoda, że koniec tej historii był tak smutny.
Zdawałoby się, że ogromnym problemem dla władcy jest brak potomka męskiego, następcy tronu. Okazuje się jednak, że jeszcze większym problemem jest ich nadmiar - synów żądnych władzy, ziemi, majątku, uznania. To właśnie jest sednem historii Henryka II, jego żony Eleonory Akwitańskiej i ich nienasyconych synów, którzy są połączeni najsilniejszą z ludzkich więzi i namiętności...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-05-14
2016-02-21
Początek był bardzo trudny. I wcale nie byłam przekonana do tej powieści. Brnęłam przez bardzo długie zdania, często wielokrotnie złożone, czytałam raz jeszcze żeby zrozumieć, poczuć, wczuć się. Nie wiem, kiedy zaskoczyło, kiedy wtopiłam się w ponury świat prozy Flanagana, kiedy doceniłam piękny styl, kiedy wszystko przestało dla mnie istnieć poza Tasmanią, Sonją i Bojanem.
„Klaśnięcie jednej dłoni” to poruszająca, przejmująco smutna, wyciskająca łzy z oczu (nie wstydzę się przyznać – płakałam) historia zawikłanej i trudnej miłości/nienawiści ojca i córki. To opowieść o rozbitej słoweńskiej rodzinie, pokiereszowanej przeżyciami wojennymi parze młodych ludzi, którzy przybywają do Tasmanii z nadzieją znalezienia ułudnego jednak szczęścia. To przepełnione bólem, cierpieniem fizycznym i tęsknotą dzieciństwo i przedwczesna dorosłość Sonji. To niemożność znalezienia słów, gestów, pokazania swojej samotności, żalu, rozpaczy i miłości. To okrucieństwo, alkoholizm i znęcanie się nad bezbronnym dzieckiem. Ale to także współczucie i zrozumienie dla tego, który zadaje ból, chociaż wszystko się buntuje przed takim postępowaniem.
Jestem poruszona. Piękna chociaż niełatwa lektura.
Początek był bardzo trudny. I wcale nie byłam przekonana do tej powieści. Brnęłam przez bardzo długie zdania, często wielokrotnie złożone, czytałam raz jeszcze żeby zrozumieć, poczuć, wczuć się. Nie wiem, kiedy zaskoczyło, kiedy wtopiłam się w ponury świat prozy Flanagana, kiedy doceniłam piękny styl, kiedy wszystko przestało dla mnie istnieć poza Tasmanią, Sonją i...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-01-04
2019-07-28
2020-01-02
2014-01-27
Kiedy kilka dni temu skończyłam czytać "Pierwszy śnieg", nie sądziłam, że w najbliższym czasie będzie mi dane przeczytać jeszcze bardziej emocjonujący kryminał. Tym bardziej, że zaraz po "Pierwszym śniegu" przeczytałam dużo słabszy, według mnie, Pentagram". Kolejna książka Jo Nesbo po prostu zwaliła mnie z nóg. To jest to! Przez trochę ponad dwa dni nie mogłam oderwać się od książki, z tęsknotą patrzyłam na czytnik, kiedy musiałam zajmować się czymś innym, bo tak bardzo chciałam wiedzieć co dalej, co jeszcze zrobi Nesbo, żeby wprowadzić nowy ślad, zagmatwać stary, poplątać, wymieszać i pozostawić mnie w stanie kompletnego zdumienia. I dodam jeszcze, że cała ta gmatwanina, pod koniec pięknie układa się w całość. Chociaż nie wiem, czy "pięknie" to jest w tym kryminale adekwatne słowo.
Nie ma sensu, moim zdaniem, opisywanie treści kryminału. Tę, z grubsza, można poznać w oficjalnej recenzji. Wszystko, co bym tutaj napisała na temat wydarzeń, odebrałoby potencjalnemu czytelnikowi przyjemność czytania. Dzieje się bardzo dużo, bardzo szybko i bardzo ciekawie. Można się bać. I jeszcze to zakończenie...
Z jednym Nesbo przesadził. Fia i to co się z nią stało. Chyba jednak przedobrzył...
Kiedy kilka dni temu skończyłam czytać "Pierwszy śnieg", nie sądziłam, że w najbliższym czasie będzie mi dane przeczytać jeszcze bardziej emocjonujący kryminał. Tym bardziej, że zaraz po "Pierwszym śniegu" przeczytałam dużo słabszy, według mnie, Pentagram". Kolejna książka Jo Nesbo po prostu zwaliła mnie z nóg. To jest to! Przez trochę ponad dwa dni nie mogłam oderwać się...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-03-05
2020-08-18
2018-02-02
2013-02-02
2018-02-03
2018-02-09
2015-12-18
Nie tego się spodziewałam po powieści „Czarne nenufary”. Przeczytałam dwie poprzednie książki autora i przyznaję, że Michela Bussiego stać na niesamowite pomysły. Wcześniej jednak nie zawsze, przynajmniej moim zdaniem, wyszedł on obronną ręką z tego, co podpowiedziała mu wyobraźnia („Nie puszczaj mojej dłoni”). Tym razem oprócz niezwykłego pomysłu, mamy piękną opowieść o miłości, namiętności, zazdrości i marzeniach, utkaną w tak misterny sposób, że trzeba niejednokrotnie wracać do przeczytanych fragmentów, żeby sprawdzić, czy autorowi nic się nie pomyliło. Nie, wszystko się zgadza, a autor manipulując czytelnikiem od początku, w mistrzowski sposób łączy poplątane wątki.
Nie jest to tylko powieść o miłości, przybierającej różne postaci. Jest morderstwo, jedno, drugie i na tym się nie kończy, a więc jest to też powieść kryminalna. Intryguje nas bardzo, kto jest sprawcą, czy to wszystko rzeczywiście się wydarzyło, czy jest tylko dziełem wyobraźni, w pewnym momencie wszystko zaczyna się mieszać, komplikować i już zupełnie nie wiadomo, co się dzieje. Bardzo nietypowa to powieść kryminalna, zupełnie inna niż te, do których jesteśmy przyzwyczajeni. Akcja posuwa się ospale do przodu, ale jeśli się zastanowić, czy tu w ogóle jest jakaś akcja?
Rzadko kiedy satysfakcjonuje mnie zakończenie. Tutaj jestem wprost zafascynowana tym, co wymyślił autor. Niezwykłe, piękne, przemyślane, jak zresztą cała książka.
„Czarne nenufary” mimo wspaniałego pomysłu, nie byłyby tym, czym są, gdyby nie klimatyczne, nastrojowe i bardzo plastyczne opisy miasteczka Giverny, w którym dużą część swego życia spędził Claude Monet, któremu też poświęcono sporo miejsca. Czytałam wspomagając się znalezionymi w internecie zdjęciami ogrodów, stawu, słynnych budynków w Giverny, reprodukcjami obrazów Moneta i innych impresjonistów i było to wyjątkowe doznanie. Styl powieści jest piękny, już samo wprowadzenie przyciąga uwagę i warto do niego wrócić po przeczytaniu ostatnich stron. Jestem pełna podziwu dla narracji i oryginalnej konstrukcji, o której powiedzieć za dużo nie mogę, bo chyba za dużo zdradziłabym. "Czarne nenufary" to jedna z lepszych powieści, jakie przeczytałam w ostatnich miesiącach. Jestem oczarowana.
Nie tego się spodziewałam po powieści „Czarne nenufary”. Przeczytałam dwie poprzednie książki autora i przyznaję, że Michela Bussiego stać na niesamowite pomysły. Wcześniej jednak nie zawsze, przynajmniej moim zdaniem, wyszedł on obronną ręką z tego, co podpowiedziała mu wyobraźnia („Nie puszczaj mojej dłoni”). Tym razem oprócz niezwykłego pomysłu, mamy piękną opowieść o...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-11-02
Sue Monk Kidd nie zasypuje czytelnika opisami podłości i bezwzględności białych mieszkańców Charleston wobec swojej własności – czarnoskórych niewolników. Nie żeruje na naszych emocjach, nie epatuje tanim sentymentalizmem. Tych kilka, może kilkanaście scen wystarczy, żeby wstrząsnąć, a przede wszystkim zastanowić się nad tym, co tyle lat stanowiło w tym kraju normę i było uznane a nawet nakazane przez prawo, aprobowane przez Kościół.
Sara Grimké, córka zamożnego plantatora i sędziego, na swoje jedenastoletnie urodziny dostaje prezent. Tym prezentem jest trochę od niej młodsza, czarnoskóra niewolnica , Szelma. Niezwykle inteligentna, wrażliwa i nad wiek dojrzała dziewczynka nie chce przyjąć „prezentu”. Mimo sprzeciwu, Szelma staje się jej własnością i to wydarzenie stanowi początek niezwykłej, trudnej, ale wzbogacającej obie strony relacji. To jest również dla Sary początek drogi, której zwieńczeniem jest zostanie świadomą bojowniczką o zniesienie niewolnictwa i upomnienie się o prawa dla kobiet.
Punktem przełomowym staje się na pewno epizod z wanną, kiedy Szelma, pod nieobecność swojej pani, korzysta z kąpieli. Incydent ten uświadamia Sarze coś, czego wcześniej nie zauważała. ”Bardzo dobrze wychodziło mi pogardzanie niewolnictwem jako takim, w postaci anonimowej masy, nie budziło we mnie jednak tego obrzydzenia, gdy przyjmowało oblicze bliskiej mi dziewczyny, która stała tuż przede mną. Oswoiłam się ze złem w jego konkretnej postaci.”
Będąc już aktywną działaczką, stykając się wieloma bojownikami abolicjonizmu, Sara zaczyna rozumieć, że dla większości z nich, wyzwolenie Murzynów nie jest tożsame ze zmianą mentalności. Dla nich czarnoskóry zawsze będzie kimś gorszego gatunku. „Uprzedzenia względem kolorowych leżą u podstaw wszystkiego. Jeśli tego nie zmienimy, ciężki los Murzynów będzie trwał jeszcze długo po ich wyzwoleniu.”
Sara i jej dużo młodsza siostra Nina, to postaci autentyczne, które w pierwszej połowie XIX wieku, walczyły o wyzwolenie niewolników. Wymagało to od nich nie lada odwagi, za takie poczynania w obronie niewolników groziło aresztowanie, często też było naruszone ich bezpieczeństwo i życie, nie mówiąc już o zwykłym towarzyskim odrzuceniu. Zaangażowanie w sprawy abolicjonizmu, niejako automatycznie inicjuje walkę o prawa kobiet. Przemawiając lub pisząc w obronie niewolników, domagają się również praw dla siebie, by móc wyrazić swoje zdanie, by spełniać swoje marzenia.
Postaci Sary i jej siostry budzą podziw. Nie mniejszy budzi postawa Szelmy i jej matki, które z podniesioną głową, z ogromnym poczuciem niezgody na los, walczą o swoją godność, tożsamość i wolność duszy. Jestem pod dużym wrażeniem tej powieści, bo trudno pozostać wobec niej obojętnym.
„Jeden mam umysł, który zna mój pan. I drugi mam umysł, tam jestem ja sam.”
Sue Monk Kidd nie zasypuje czytelnika opisami podłości i bezwzględności białych mieszkańców Charleston wobec swojej własności – czarnoskórych niewolników. Nie żeruje na naszych emocjach, nie epatuje tanim sentymentalizmem. Tych kilka, może kilkanaście scen wystarczy, żeby wstrząsnąć, a przede wszystkim zastanowić się nad tym, co tyle lat stanowiło w tym kraju normę i było...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-01-06
Z pewnymi obawami sięgnęłam po tę książkę. Eksterminacja Żydów w czasie II wojny, rzeczywistość obozowa KL Auschwitz to tematy trudne, myślę, że nie tylko dla czytelnika ale przede wszystkim dla autora. Tym bardziej, że większość osób sięgających po literaturę tego typu, ma co najmniej elementarną wiedzę dotyczącą niepojętych dla ludzkiego umysłu okropieństw tych czasów. Wydaje mi się, że można w prosty sposób przekroczyć cienką granicę, za którą stoi epatowanie ludzkim cierpieniem i celowe wyciskanie łez z oczu. Tutaj moje obawy były tym większe, że opis zapowiadał zakazaną miłość esesmana i słowackiej Żydówki, która w 1942 roku trafia jako więźniarka do obozu. Pomyliłam się. Nie dostałam sentymentalnej czy melodramatycznej opowieści, chociaż prawie cały czas miałam ściśnięte gardło. Przeczytałam świetną, przejmującą powieść, z dobrze zarysowanymi postaciami głównych bohaterów, szczególnie Franza Weimarta. Jego dramat, bunt wobec Boga będący konsekwencją, wydawałoby się, niewiele znaczącego epizodu ze spowiedzią, prostą drogą prowadzi do upadku, do stopniowego zanikania ludzkich cech, wrażliwości, całkowitego zobojętnienia na to, co dzieje się wokół niego, a także za jego sprawą. Dopiero Milena, a także później spotkana przed komorą gazową zakonnica żydowskiego pochodzenia (zresztą postać autentyczna), są szansą dla niego na ponowne obudzenie się uczuć, na powrót do człowieczeństwa.
Myślę, że autorowi w pełni udało się wyjść obronną ręką z próby ukazania koszmarnej rzeczywistości obozowej, na tle której przedstawiona jest dramatyczna historia Mileny i Franza, oparta zresztą na prawdziwych wydarzeniach. Jestem pod dużym wrażeniem.
Z pewnymi obawami sięgnęłam po tę książkę. Eksterminacja Żydów w czasie II wojny, rzeczywistość obozowa KL Auschwitz to tematy trudne, myślę, że nie tylko dla czytelnika ale przede wszystkim dla autora. Tym bardziej, że większość osób sięgających po literaturę tego typu, ma co najmniej elementarną wiedzę dotyczącą niepojętych dla ludzkiego umysłu okropieństw tych czasów....
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2017-10-19
Uwielbiam to uczucie, kiedy czytam książkę i mam świadomość, że jest to coś niezwykłego, poruszającego, coś, czego długo nie zapomnę, o czym będę myśleć, co pozwala mi odkryć w sobie nowe uczucia. Po lekturze naprawdę trudno wrócić do rzeczywistości, codziennych zajęć, do kolejnej książki.
Taki jest właśnie "Czas Motyli" i takie wartości niesie. Chociaż na początku książka wydawała mi się jedynie dobra, z każdą kolejną stroną byłam coraz bardziej przekonana, że czytam coś wyjątkowego.
Legendarne siostry Mirabal, zwane Motylami są męczeńskim symbolem końca dyktatury Rafaela Trujillo na Dominikanie. Żyją w okrutnych czasach, ale ich dzieciństwo i wczesna młodość nie wskazują na aż tak dramatyczne koleje ich późniejszych losów. Chociaż buntownicza, impulsywna, bezkompromisowa, najbardziej chyba wyrazista i charyzmatyczna z sióstr, Minerva już w szkole popada w kłopoty, narażając się samemu dyktatorowi. To ona później pociągnie siostry do rewolucji. Najstarsza Patria, to osoba bardzo religijna, wspaniała matka i żona. Decyzję o pójściu w ślady siostry podejmuje po śmierci młodego chłopca, który ginie niemal na jej rękach. Najmłodsza Mate to wrażliwa, trochę naiwna dziewczyna powierzająca swe myśli pamiętnikowi. I ta ostatnia, Dede - rozsądna i rozważna - jedyna, która ocalała. Według mnie to najbardziej tragiczna postać powieści. Dede nie zdążyła dołączyć do konspiracji. Długo walczy sama z sobą i kiedy wreszcie podejmuje decyzję, jest już za późno - splot wydarzeń wyklucza ją z walki. Jej cierpienie po śmierci sióstr jest ogromne. Jak mówi jej mąż: "Twoje męczeństwo, Dede, to dalsze życie bez nich."
Dzięki urozmaiconej narracji prowadzonej naprzemiennie w pierwszej i trzeciej osobie, czasem będącej rozmową z pamiętnikiem, narracji opisującej wydarzenia z punktu widzenia każdej z bohaterek, otrzymujemy pełny obraz dziewcząt (jak sama Dede o nich mówi). To są żywe, prawdziwe postaci z ich wahaniami, niepewnością, przyjaźnią, miłością, więzią między siostrami, lękiem o rodzinę i o siebie. Bo każda z nich się boi. Dla mnie to jest prawdziwa odwaga - mieć świadomość niebezpieczeństwa, bać się, ale walczyć skutecznie z obezwładniającym strachem. "Najgorszy jest strach.Za każdym razem, gdy słyszę odgłosy kroków zbliżających się korytarzem albo zgrzyt klucza obracającego się w zamku, mam pokusę, żeby skulić się w kącie jak zranione zwierzę, skomlące i pragnące bezpieczeństwa. Ale wiem, że jeśli to zrobię, poddam się swoim niskim instynktom i będę się czuć jeszcze mniej człowiekiem. A to właśnie chcą uzyskać." Pomimo lęku są w stanie zrobić wszystko dla rodziny. Patria mówi: "Nie zamierzam siedzieć wygodnie i patrzeć, jak moje dzieci giną, nawet jeśli tak zadecydowałeś w swojej wielkiej mądrości, Panie."
"Czas Motyli" to zbeletryzowana opowieść o walce sióstr z dyktaturą El Jefe, Wodza. Julia Alvarez w posłowiu do swojej książki pisze, że opisane przez nią siostry nie są "ani postaciami historycznymi, ani nawet tymi znanymi z legendy." Dodaje: "opisane tu bohaterki to wytwory mojej wyobraźni - zmyślone, ale, mam nadzieję, bliskie duchem prawdziwym siostrom."
Najsmutniejszą refleksją po przeczytaniu książki jest to, że w wielu jeszcze miejscach na świecie ludzie muszą cierpieć i walczyć o swoją wolność. Dominikana, po ofierze sióstr Mirabal i po udanym zamachu na Trujillo, jeszcze przez wiele lat nękana była zamachami stanu i krwawymi zamieszkami.
Uwielbiam to uczucie, kiedy czytam książkę i mam świadomość, że jest to coś niezwykłego, poruszającego, coś, czego długo nie zapomnę, o czym będę myśleć, co pozwala mi odkryć w sobie nowe uczucia. Po lekturze naprawdę trudno wrócić do rzeczywistości, codziennych zajęć, do kolejnej książki.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toTaki jest właśnie "Czas Motyli" i takie wartości niesie. Chociaż na początku...