-
ArtykułyNatasza Socha: Żeby rodzina mogła się rozwijać, potrzebuje czarnej owcyAnna Sierant1
-
ArtykułyZnamy nominowanych do Nagrody Literackiej „Gdynia” 2024Konrad Wrzesiński2
-
ArtykułyMój stosik wstydu – które książki czekają na przeczytanie przez was najdłużej?Anna Sierant18
-
ArtykułyPaulo Coelho: literacka alchemiaSonia Miniewicz3
Biblioteczka
Jeżeli ktoś lubi tematykę przedsiębiorstw, spółek, spółeczek, prania brudnych pieniędzy i giełdy to kryminał idealny dla niego.
Mnie nigdy takie rzeczy nie interesowały i przy końcówce już się pogubiłam.
Dociągnęłam do końca, bo bardzo byłam ciekawa czy rozwinie się coś więcej z kolumbijskimi kartelami narkotykowymi i kto jest tym tajemniczym Polaco, o którym ciągle była mowa. I przyznam, że byłam zaskoczona tym, kto to właściwie jest.
Ciekawiło mnie też czy Mortka jest przewlekle chory czy też uda mu się wywinąć dla dobra innych tomów.
Cieszy mnie natomiast to, że śledztwo było zgrabnie poprowadzone bez większych rażących błędów i pominięć jak to miało miejsce przy Farmie lalek.
Sięgnę po kolejną częśc.
Jeżeli ktoś lubi tematykę przedsiębiorstw, spółek, spółeczek, prania brudnych pieniędzy i giełdy to kryminał idealny dla niego.
Mnie nigdy takie rzeczy nie interesowały i przy końcówce już się pogubiłam.
Dociągnęłam do końca, bo bardzo byłam ciekawa czy rozwinie się coś więcej z kolumbijskimi kartelami narkotykowymi i kto jest tym tajemniczym Polaco, o którym ciągle była...
Przeczytałam "Podpalacza" i dałabym 6 gwiazdek oceniając książkę na dobrą, gdyby nie fakt, że nie było żadnych poszlak, które mogłyby nas naprowadzić na to kim jest podpalacz i na samą końcówkę. Nie dane mi było zabawić się w detektywa. Tego mi zabrakło i obcięłam jedną gwiazdkę.
W "Farmie lalek" brakowało mi dobrze poprowadzonego śledztwa. Miałam wrażenie, że komisarze Mortka i Lupa to policjanci pracujący w policji pierwszy tydzień. Robią wszystko chaotycznie, po łebkach, zapominając o istotnych i kluczowych rzeczach. A przecież Mortka to doświadczony policjant z Warszawy, który prowadzenie spraw o morderstwo powinien mieć w małym palcu. Tak samo Lupa, który pracował dla CBŚ. Kompletny dramat.
Skupienie fabuły na Cyganach, komisariacie w Krotowicach, całej jego hierarchii, życiu prywatnym Mortki, opisie gór. Niby to wszystko miało robić klimat, ale nie wiem, czy nie wymknęło się spod kontroli uszczuplając całą intrygę.
Myślę, że książka miała potencjał, gdyby faktycznie bardziej zagłębić się w temat i trochę bardziej skupić się na pewnym handlu. Wysunąć go na pierwszy plan. Zdecydowanie zmarnowany potencjał.
I tak jak dalej pałam sympatią do głównego bohatera i sięgnę po kolejną część, tak mam nadzieję, że będzie lepsza.
Przeczytałam "Podpalacza" i dałabym 6 gwiazdek oceniając książkę na dobrą, gdyby nie fakt, że nie było żadnych poszlak, które mogłyby nas naprowadzić na to kim jest podpalacz i na samą końcówkę. Nie dane mi było zabawić się w detektywa. Tego mi zabrakło i obcięłam jedną gwiazdkę.
W "Farmie lalek" brakowało mi dobrze poprowadzonego śledztwa. Miałam wrażenie, że komisarze...
Mam bardzo mieszane uczucia.
Z jednej strony dobrze, że autorka pokazuje negatywne oblicza tych wszystkich firemek i firm pośredniczących w zatrudnianiu opiekunek. Dzięki temu kobiety, które zastanawiają się nad wyjazdem będą wiedziały, z czym to się wiąże i czego unikać.
Dobrze też, że pani Barbara pokazała asertywność w wielu kwestiach, że da się i można.
Dobrze, że zwróciła uwagę na współpracę między opiekunkami. Jedna drugiej osobie nie równa. Z jedną opiekunką idzie wszystko załatwić i dograć, która cię nie okłamie i będzie szczera. A druga zrobi wszystko byleby jak najszybciej opuścić dom, w którym się znajduje. Będzie unikała kontaktu. Nie poczeka na zmienniczkę.
Z drugiej strony nie wiem czy ktoś tak zalękniony jak nasza bohaterka=autorka powinien w ogóle pracować w takiej branży. Jej ucieczki w panice i pozostawianie tych pacjentów były kierowane niczym innym jak narastającym lękiem. I tłumaczenia sobie, że to nie jej wina tylko firmy, seniora lub jego dzieci, bo przecież ona starała się załatwić wszystko polubownie i dobrze, nie zawsze były adekwatne do sytuacji.
Jak zostawiła pana Gerarda było mi najnormalniej w świecie przykro. Nie widziałam powodu, żeby opuszczała ten dom. Oglądanie innych programów niż ona, picie innej wody niż ona, te same nawyki od stu lat, czy to naprawdę tak przeogromny problem? Rozumiem, że dieta była do zmiany, co się autorce udało, ale reszta? Szkoda mi tego starszego człowieka, który kompletnie nie wiedział, dlaczego kobieta, z którą żył w jednym domu tak nagle się wyprowadziła. Tym bardziej, że sama zaznaczała, iż doznała od niego dużo szacunku. Mimo problemów z ubieraniem, nawet ubrał się, żeby pokazać jej miasto i najważniejsze punkty w mieście, bo nie mógł doprosić się tego swoich dzieci.
Rozumiem, że odeszła z innych miejsc. Poniżanie, krzyki, wyzwiska czy bicie jest poniżej godności każdego człowieka i trzeba takie miejsca unikać. Nikt nie jest w stanie wytrzymać tego na dłuższą metę.
I taka jeszcze dygresja mnie naszła. Czy po tych książkach jakakolwiek firma będzie chciała zatrudnić panią Basię? Ja np. jako jej przyszły pracodawca bym nie chciała. Bałabym się, że pani Basia zostawi podopiecznego samemu sobie i ucieknie a mnie postawi pod ścianą, bo jak widać żadne umowy nic dla autorki nie znaczą.
Mam bardzo mieszane uczucia.
Z jednej strony dobrze, że autorka pokazuje negatywne oblicza tych wszystkich firemek i firm pośredniczących w zatrudnianiu opiekunek. Dzięki temu kobiety, które zastanawiają się nad wyjazdem będą wiedziały, z czym to się wiąże i czego unikać.
Dobrze też, że pani Barbara pokazała asertywność w wielu kwestiach, że da się i można.
Dobrze, że...
Jeżeli ktoś spodziewa się literatury łatwej w odbiorze, którą się szybko i przyjemnie czyta, to niech się za nią nawet nie zabiera.
Po stu stronach odłożyłam ją na półkę i wiedziałam, że nigdy nie nastąpi ten moment, że do niej wrócę. A jednak…
I nie żałuję.
Czytelnik musi się przygotować na historię wielowątkową, która nie trwa rok, czy dwa lata tylko dziesiątki lat historii, i żeby ją zrozumieć trzeba pozostać w stałym skupieniu. Wtedy pozycja pani Cherezińskiej nabiera barw i przyjemności w obcowaniu z nią.
Historia rozbicia dzielnicowego dobrze zarysowana. Postaci dobrze przedstawione. Są tacy bohaterowie, którzy dadzą się lubić od pierwszego wypowiedzianego zdania jak księżna Kinga, Władysław zwany karłem czy Mściwój, książę pomorza, i tacy, którzy od początku wywołują w czytelniku tylko niechęć – askańczycy. Chyba każdy jeden.
Ciekawe pomysły na zakończenia niektórych historii, które nie wiadomo jak się skończyły w rzeczywistości np. śmierć Lukardis, pierwszej żony księcia Przemysła II czy śmierć samego już króla Przemysła II.
I nawet wątki fantastyczne, Stara Krew czy ożywające herby, są przyjemne w odbiorze (tylko tutaj zastanawiałam się po przeczytaniu książki czy są w ogóle potrzebne? Czy miały coś wnieść do fabuły więcej niż tylko oderwanie od suchych faktów? Jaki miało to cel? Pogaństwo się przewijało w tamtych czasach to fakt, ale czy było aż tak istotne? Czy faktycznie Bezprym miał z poganami coś wspólnego? I przyznam, że nic nie wymyśliłam. Dobrze się to czyta, ale bez tych elementów wydaje mi się, że książka na niczym by nie ucierpiała).
I na koniec moja rada. Zabierzcie się za książkę jak macie czas i lubicie historię. To nie jest książka na jeden dzień do przeczytania czy weekend. Wymaga skupienia i uwagi. Wtedy nabiera kolorów.
Jeżeli ktoś spodziewa się literatury łatwej w odbiorze, którą się szybko i przyjemnie czyta, to niech się za nią nawet nie zabiera.
Po stu stronach odłożyłam ją na półkę i wiedziałam, że nigdy nie nastąpi ten moment, że do niej wrócę. A jednak…
I nie żałuję.
Czytelnik musi się przygotować na historię wielowątkową, która nie trwa rok, czy dwa lata tylko dziesiątki lat...
Zabrałam się za książkę, bo przeczytałam, że to hit. Po 20 stronach odpuściłam, bo stwierdziłam, że książka uwłacza każdej osobie, która ją czyta. Fabuła fatalna. Język fatalny. Główny bohater nadający się na leczenie i to długie… Chyba nawet po 20 stronach byłam oburzona tym co przeczytałam. Tak. Oburzona.
I nie wiem dlaczego i co mnie tknęło, ale po roku do niej wróciłam. Tylko że nie czytałam jej już jako coś dosadnego i rzeczywistego. Potraktowałam tę książkę jako…karykaturę rzeczywistości. Komedię pomyłek, a szczególnie jednej pomyłki, jaką jest ta książka. I przyznam, że bawiłam się świetnie. Raz nawet popłakałam się ze śmiechu. Scena, w której bohater dostał gazem łzawiącym. I myślę, że tak trzeba tę książkę traktować. Z przymrużeniem oka. W innym wypadku nie da się jej czytać.
Zabrałam się za książkę, bo przeczytałam, że to hit. Po 20 stronach odpuściłam, bo stwierdziłam, że książka uwłacza każdej osobie, która ją czyta. Fabuła fatalna. Język fatalny. Główny bohater nadający się na leczenie i to długie… Chyba nawet po 20 stronach byłam oburzona tym co przeczytałam. Tak. Oburzona.
I nie wiem dlaczego i co mnie tknęło, ale po roku do niej...
W swoim życiu nie dokończyłam tylko dwóch kryminałów. Pierwszy pani Joanny Chmielewskiej o kradzionych autach i drugi "Żar" pani Weroniki Mathia. Przyznam, że długo zastanawiałam się dlaczego?
I doszłam do wniosku, że pierwsza scena, która wydaje mi się, że była kluczowa - dom, w którym straszy, zaniedbane podwórko jak z horrorów, pierwszy seks i wyznanie miłości -mnie nie zachęciła. Kiedy narracja zaczęła rozbudzać we mnie jakieś emocje to za chwilę padło zdanie, które sprawiło, że emocje puf! Tak szybko zniknęły jak się pojawiły.
Bohaterowie byli tak wykreowani, że nie miałam o nich zdania. Byli mi obojętni. W ogóle mnie nie ciekawiło, co się z nimi zadzieje.
W sumie to był jeden bohater, który mnie zaciekawił! Niemowlak, ale wydaje mi się, że tylko dlatego, ponieważ właśnie obok mnie jeden leży i zamiast spać to robi dziwne pląsy ;)
To wszystko sprawiło, że ciekawość mnie opuściła. A że książkę porzuciłam to też jej nie ocenię.
W swoim życiu nie dokończyłam tylko dwóch kryminałów. Pierwszy pani Joanny Chmielewskiej o kradzionych autach i drugi "Żar" pani Weroniki Mathia. Przyznam, że długo zastanawiałam się dlaczego?
I doszłam do wniosku, że pierwsza scena, która wydaje mi się, że była kluczowa - dom, w którym straszy, zaniedbane podwórko jak z horrorów, pierwszy seks i wyznanie miłości -mnie nie...
Ojojoj, to pierwsze co mi przychodzi do głowy po przeczytaniu szóstego tomu z komisarzem Mortką.
Od pierwszej części pałałam do policjanta sympatią. Kierujący się kodeksem moralnym człowiek po przejściach, który wykonuje swoją pracę najlepiej jak się da. Poświęcając dla niej wszystko stał się jednym z najlepszych policjantów w wydziale. Przez wszystkie tomy towarzyszy mu hasło: sprawiedliwość ponad wszystko. Oprócz tego był też dobrym człowiekiem. Na chamskie odzywki kolegów nie zwracał uwagi. Często machał ręką. Nikogo nie obrażał bez powodu. Starał się podchodzić do innych z szacunkiem (nie piszę tutaj o podejrzanych, bo wiadomo, że się z nimi nie cackał), nie odpuszczał tematu i pomagał każdemu na tyle ile mógł.
A w szóstym tomie dostajemy miks Mortki z detektywem Wolskim z zupełnie innego cyklu. Tylko że autor strzelił sobie mocno w stopę, bo tomy z detektywem Wolskim są gorzej oceniane ze względu na głównego bohatera, który jest antypatyczny. I jak nagle czytam o komisarzu Mortce, że sypia z mężatką, obraża policjanta, z którym prowadzi nieoficjalne śledztwo, lekceważy Suchą to się zastanawiam czy to jest ten bohater, którego tak bardzo polubiłam. I okazuje się, że nie. Może praca w Europolu sprawiła, że się zmienił lub sytuacja rodzina doprowadziła go do krawędzi? W końcu jest to powrót po kilku latach do Warszawy i do wydziału. Nie wiem, ale jeżeli autor ma zamiar ponownie napisać książkę o komisarzu Mortce to niech się jeszcze raz zastanowi nad jego osobowością.
Po szóstym tomie zastanawiam się czy lubię głównego bohatera? Kiedyś powiedziałabym, że tak. Teraz, że nie wiem <??> Myślę, że autor powinien zakończyć historię Mortki na piątym tomie i dać mu już święty spokój. Niestety tak się nie stało i pozostał tylko niesmak.
Ojojoj, to pierwsze co mi przychodzi do głowy po przeczytaniu szóstego tomu z komisarzem Mortką.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toOd pierwszej części pałałam do policjanta sympatią. Kierujący się kodeksem moralnym człowiek po przejściach, który wykonuje swoją pracę najlepiej jak się da. Poświęcając dla niej wszystko stał się jednym z najlepszych policjantów w wydziale. Przez wszystkie tomy towarzyszy mu...