-
ArtykułyZakładki, a także wszystko, czego jako zakładek używamy. Czym zaznaczasz przeczytane strony książek?Anna Sierant11
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 7 czerwca 2024LubimyCzytać343
-
ArtykułyHistoria jako proces poznania bohatera. Wywiad z Pawłem LeśniakiemMarcin Waincetel1
-
ArtykułyPrzygotuj się na piłkarskie święto! Książki SQN na EURO 2024LubimyCzytać8
Porównanie z Twoją biblioteczką
Wróć do biblioteczki użytkownika2017-08
2023-11-02
2024-04-01
Bóg dał nam wolność w działaniu – myślę, że nikt nie powinien mieć co do tego żadnych wątpliwości. Możemy czynić wszystko, co tylko chcemy; ograniczać nas mogą chyba tylko kwestie finansowe, zdrowotne czy społeczne (na przykład uregulowane w normach prawnych czy ogólnie przyjętych zasadach postępowania). Chociaż człowiek – istota kreatywna obdarzona rozumem – czasami i te ograniczenia potrafi pokonać, a także – człowiek wolny niekiedy może tę wolność wykorzystywać „niewłaściwie”.
Choć to, czy właściwie, czy niewłaściwie wykorzystujemy wolność, którą otrzymaliśmy od Boga, też różnie może być interpretowane. Wszystko zależy od tego, jak rozumiemy wolność i czym ona dla nas jest. Ksiądz Piotr Pawlukiewicz w książce „Droga do wolności. Wskazówki na każdy dzień” zaczyna właśnie od tego – od wyjaśnienia, czym jest wolność. Wyjaśnia w niej także, jak wiele Bóg dał człowiekowi, pozwalając mu robić wszystko, co chce, także to, co jest złe.
Wolność to główny temat poruszany w książce „Droga do wolności. Wskazówki na każdy dzień”, ale nie jedyny. Na kartach tej książki można znaleźć wiele ciekawych rad na temat tego, co robić, aby każdego dnia stawać się lepszym człowiekiem. Każdy rozdział (część książki) poprzedzony jest cytatem z Pisma Świętego i to właśnie ten cytat jest punktem wyjścia prowadzącym do dalszych, inspirujących rozważań.
Po przeczytaniu książki ks. Pawlukiewicza jeszcze bardziej można sobie uświadomić, że wolność to wielki dar od Boga, a jednocześnie – wielka odpowiedzialność; odpowiedzialność za to, jak my tę wolność wykorzystujemy: czy jako wolni ludzi wybieramy na co dzień dobro, aby pomagać innym i umacniać ich w wierze, czy zło, które rani i sprawia, że oddalamy od Boga i siebie, i innych.
Wiele jest wydawanych książek, wśród nich są także książki napisane przez księży (lub będące zbiorem ich konferencji, kazań etc.) i poruszające tematy religijne. Takie książki mogą kogoś interesować bardziej, kogoś mniej; możemy je krytykować lub trzymać się od nich na dystans… Ksiądz Piotr Pawlukiewicz, niestety już nieżyjący, to jednak jeden z nielicznych autorów, którego książki mogę szczerze polecić. Myślę, że miał on w sobie dar trafiania do ludzkich serc (i może także sumień). Opowiadał prosto, nie oceniając człowieka. Często o trudnych tematach mówił nieco żartobliwie, jednocześnie sposób jego wypowiedzi nie odbierał powagi danemu tematowi. Potrafił o pewnych sprawach opowiadać z dużym dystansem, a jednocześnie było wiadomo, że dany temat jest ważny i – choć możemy trochę się z niego pośmiać – powinniśmy taktować go poważnie.
„Weźcie kiedyś kartkę i długopis. Wypiszcie imiona i nazwiska ludzi, których kochacie. Skreślcie potem rodziców, swoje dzieci, sympatię, małżonka, dziadków, przyjaciela. Tych kochają również niewierzący. Sprawdźcie, czy na liście zostało wam jeszcze jakieś imię…”*
„Droga do wolności. Wskazówki na każdy dzień” to książka, o której można by pisać dużo i wiele ciekawych fragmentów można by w niej znaleźć i zacytować – tak wiele, że aż granice prawa cytatu musiałyby być przekroczone, żeby wypisać je wszystkie. Dlatego pozostaje mi tylko zachęcić Was do przeczytania tej książki, byście sami przekonali się o jej wartości. Książkę tę można przeczytać bardzo szybko (bo jest dość krótka i napisana prostym językiem), jednak jest to ten rodzaj książki, do której fragmentów po prostu warto wracać, zastanawiać się nad nimi, a nawet – rady zawarte w tych fragmentach warto stosować w praktyce, każdego dnia.
___________________
* Cytat pochodzi z książki: Ks. Piotr Pawlukiewicz, Droga do wolności. Wskazówki na każdy dzień, Wydawnictwo Znak, Kraków 2024, s. 121.
Bóg dał nam wolność w działaniu – myślę, że nikt nie powinien mieć co do tego żadnych wątpliwości. Możemy czynić wszystko, co tylko chcemy; ograniczać nas mogą chyba tylko kwestie finansowe, zdrowotne czy społeczne (na przykład uregulowane w normach prawnych czy ogólnie przyjętych zasadach postępowania). Chociaż człowiek – istota kreatywna obdarzona rozumem – czasami i te...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-05-29
Dwa tygodnie temu (19 maja) Kościół katolicki obchodził niedzielę Zesłania Ducha Świętego (także zwaną Pięćdziesiątnicą), którą zgodnie z tradycją obchodzi się 50 dni po Zmartwychwstaniu Jezusa Chrystusa, z kolei miniona niedziela (26 maja) była niedzielą Najświętszej Trójcy, a Duch Święty, jak wiadomo, jest jedną z Osób Trójcy Świętej.
Duch Święty to Osoba Trójcy Święte, o której mogłoby się wydawać, że w zasadzie mówi się najmniej. O ile o Jezusie, Synu Bożym, czy Bogu Ojcu mówi się dość często, o tyle o Duchu Świętym mówi się nieco mniej, chyba głównie właśnie przy okazji takich uroczystości, jak Zesłanie Ducha Świętego, Święto Trójcy Świętej czy bierzmowanie.
„Jeśli chcesz mówić z kimś w jego języku, nie potrzebujesz tylko zdolności językowych, potrzebujesz jeszcze miłości” (s. 91)
A Duch Święty, wbrew pozorom, wcale nie jest mniej ważny. Może przez to, że nieco mniej się o Nim mówi, wierni Kościoła katolickiego nieco mniej o Nim wiedzą, jednak to wcale nie oznacza, że nie warto zgłębiać o Nim wiedzy.
Doskonale o tym przekonuje najnowsza książka księdza kardynała Grzegorza Rysia – wydana nakładem Wydawnictwa Znak – „Duch Święty”. Potocznie można by nazwać ją małym kompendium o Duch Świętym, ponieważ znajdziemy w niej wiele informacji o tej Trzeciej Osobie Trójcy Świętej. Książka ta z jednej strony może rozszerzać naszą wiedzę na temat rzeczy o Duchu Świętym (choć nie tylko!), które są już nam znane, a także – może przedstawiać nam Ducha Świętego z zupełnie innej perspektywy oraz wyjaśniać kwestie, które wcześniej nie były dla nas zrozumiałe.
Książkę „Duch Święty” rozpoczyna wywiad z ks. kard. Grzegorzem Rysiem, z kolei dalej książka jest podzielona na trzy części („Moc Ducha”, „Duch Święty chce mieć w nas dom” oraz „Duch Święty ożywia Kościół”), w których skład wchodzą spisane homilie księdza kardynała, wygłoszone podczas różnych uroczystości. Wszystkie te homilie odnoszą się jednak nie tylko do samego Ducha Świętego, ale także do Jego darów oraz do innych tematów, które lepiej pozwalają zrozumieć czytelnikom Boże działanie.
„Święto Zesłania nie jest świętem jednostek. To nie jest tak, że każdy sobie przyjmuje swojego Ducha Świętego. Zesłanie Ducha Świętego jest świętem narodzin Kościoła. Chrystus ze swojego boku wylewa tę rzekę wody, by mógł się z niej napić lud Boga, by życie Boże wstąpiło nie tylko w każdego indywidualnie, ale w całą wspólnotę”. (s. 31)
Ogólnie w publikacji tej można znaleźć wiele wartościowych myśli, które mogą być dla czytelników inspiracją na cały dzień, a nawet dłużej. Jest to bowiem ten typ książki, do której chętnie się wraca, która zmusza do refleksji, a także „daje do myślenia”.
Książkę tę zdecydowanie polecam wszystkim tym, którzy chcieliby lepiej poznać Ducha Świętego, dowiedzieć się o Nim czegoś więcej… A także tym, który poszukują w swoim życiu sensu, a może także samego Boga. Książka ta – przynajmniej w moim przypadku tak było – potrafi wzruszyć, „natchnąć” do działania, a także zachęca ona do refleksji nad własnym życiem. Zdecydowanie warto poświęcić jej kilka wolnych chwil (może właśnie w niedziele, które są szczególnym dniem w tygodniu, dniem odpoczynku).
* Wszystkie cytaty pojawiające się w tekście pochodzą z książki: Ks. kard. Grzegorz Ryś, „Duch Święty”, wybór i oprac. W. Bonowicz, Wydawnictwo Znak, Kraków 2024.
Dwa tygodnie temu (19 maja) Kościół katolicki obchodził niedzielę Zesłania Ducha Świętego (także zwaną Pięćdziesiątnicą), którą zgodnie z tradycją obchodzi się 50 dni po Zmartwychwstaniu Jezusa Chrystusa, z kolei miniona niedziela (26 maja) była niedzielą Najświętszej Trójcy, a Duch Święty, jak wiadomo, jest jedną z Osób Trójcy Świętej.
Duch Święty to Osoba Trójcy Święte,...
2022-07-05
Dwa obrazy, które przez wiele lat stanowiły dla badaczy historii sztuki wielką zagadkę. Obrazy te przebyły długą drogę, miały wielu właścicieli. Dziś można się nimi zachwycać w Zamku Królewskim w Warszawie.
Dziewczyna w ramie obrazu i Uczony przy pulpicie – to właśnie o tych obrazach mowa. Zostały one namalowane przez Rembrandta w 1641 r. i od tamtego czasu przeszły długą drogę, miały wielu właścicieli, aż w końcu w 1994 r. obrazy te zostały ofiarowane przez Karolinę Lanckorońską Zamkowi Królewskiemu w Warszawie.
W książce „Dziewczyna i uczony. Historia dwóch Rembrandtów z kolekcji Karoliny Lanckorońskiej” Gerdien Verschoor, historyk sztuki, podjęła próbę opisania tych dwóch obrazów oraz całej ich drogi – od momentu ich namalowania, przez okres II wojny światowej, gdy obrazy te były „chronione” przed zniszczeniem, aż po dziś, gdy w końcu są w Polsce.
Jednak nie tylko te obrazy są szeroko omawiane w tej książce – książka ta skrywa w sobie o wiele więcej treści i czytelniczych niespodzianek, a także przedstawia ona wiele historycznych wątków. Autorka „Dziewczyny i uczonego” podjęła bardzo szeroką analizę między innymi tego, kim byli poszczególni właściciele tych dwóch obrazów Rembrandta. Oprócz tego w książce dość szczegółowo poznajemy historię Karoliny Lanckorońskiej, choć – jak zaznacza autorka – książka ta nie jest jej biografią. Poznajemy okres jej dorastania, czas, gdy przebywała w obozie koncentracyjnym w Ravensbrück, a także życie powojenne, w którym do końca była wierna sztuce.
Tym, co szczególnie zwróciło moją uwagę podczas czytania, jest fakt, że w książce tej jest wiele barwnych opisów – Gerdien Verschoor pozwala czytelnikowi wyobrazić sobie nie tylko dwa obrazy Rembrandta, które są „głównymi bohaterami” jej książki, lecz także pozwala zachwycić się „wszystkim wokół”, całym kontekstem historycznym, który towarzyszył tym obrazom.
Przechodząc do mojej oceny tej książki, muszę przyznać, że zrobiła ona na mnie ogromne wrażenie. Dzięki niej miałam możliwość szerszego spojrzenia na obrazy, które dla „zwykłego przechodnia”, laika sztuki, pewnie nie byłyby niczym wyjątkowym. Książka ta pozwoliła mi na nowo zachwycić się pięknem sztuki i dostarczyła inspiracji do tego, aby tego piękna nieustannie poszukiwać.
Brakuje mi skali, by ocenić tę publikację, daję jej po prostu 10/10, choć zasługuje na więcej, i szczerze ją polecam każdej osobie, która choć w minimalnym stopniu interesuje się sztuką, a zwłaszcza malarstwem.
Dwa obrazy, które przez wiele lat stanowiły dla badaczy historii sztuki wielką zagadkę. Obrazy te przebyły długą drogę, miały wielu właścicieli. Dziś można się nimi zachwycać w Zamku Królewskim w Warszawie.
Dziewczyna w ramie obrazu i Uczony przy pulpicie – to właśnie o tych obrazach mowa. Zostały one namalowane przez Rembrandta w 1641 r. i od tamtego czasu przeszły długą...
2022-09-19
Chyba pisałam już kiedyś, że zdarza mi się czytać książki, które potrafią zaskoczyć mnie tym, jak wartościowe treści się w nich znajdują…
Gdy sięgałam po książkę Catherine Gildiner „Dzień dobry, potworku. Historie z terapii, które inspirują do walki o samego siebie”, teoretycznie wiedziałam, o czym ona jest i czego powinnam się spodziewać. Dobry blurb, ciekawa okładka i tytuł to jednak nie wszystko, dlatego każda książka, którą czytam, jest dla mnie albo pozytywnym zaskoczeniem, albo wielkim rozczarowaniem.
W tym przypadku zostałam pozytywnie zaskoczona wyjątkowością tej książki. Catherine Gildiner jest psychoterapeutką, a w swojej książce postanowiła opisać swoich pięciu pacjentów. Każdy z jej pacjentów miał inną historię, każdego w jego życiu (w tym także w dzieciństwie) spotkało coś innego. Doświadczenia z dzieciństwa nie są jednak bez znaczenia dla życia osoby dorosłej – te doświadczenia zostają w nas na zawsze. I choć niekiedy próbujemy o nich zapomnieć, to wcale nie rozwiązuje naszego problemu.
Autorka książki na przykładzie swoich pacjentów pokazuje, że przepracowanie (podczas terapii) trudnych doświadczeń z dzieciństwa jest możliwe. I dzięki temu może zmienić się nasze życie – przeważnie na lepsze.
Co istotne, ta książka nie jest typowym podręcznikiem dla psychologów czy też dla środowiska akademickiego. Jest to książka dla każdego i każdy może znaleźć w niej coś dla siebie.
Moim zdaniem publikacja „Dzień dobry, potworku” rzeczywiście inspiruje do zmiany. Może być motywacją do podjęcia walki o własne szczęśliwe życie – niezależnie od przeszłości. Na mnie książka ta zrobiła wielkie wrażenie i zdecydowanie ją polecam.
Chyba pisałam już kiedyś, że zdarza mi się czytać książki, które potrafią zaskoczyć mnie tym, jak wartościowe treści się w nich znajdują…
Gdy sięgałam po książkę Catherine Gildiner „Dzień dobry, potworku. Historie z terapii, które inspirują do walki o samego siebie”, teoretycznie wiedziałam, o czym ona jest i czego powinnam się spodziewać. Dobry blurb, ciekawa okładka i...
2016-03-14
Ten Rok w Kościele Katolickim jest szczególny. Chyba każda osoba, która chodzi do kościoła, przynajmniej raz (lub na okrągło;) słyszała o Roku Jubileuszowym Miłosierdzia. Być może część osób zastanawia się, jaki jest sens stale przypominania o tym Roku; że wystarczy powiedzieć o tym raz, a ludzie zapamiętają… Pewnie by zapamiętali, jednak tylko na chwile, i nie zwróciliby uwagi na całą „powagę” i wyjątkowość tego Roku. Rok Miłosierdzia Bożego będzie tylko jeden, dlatego nie można go zmarnować. Ten Rok ma nas przygotować do tego, co będzie w następnych latach. Może nic nie będzie, a może przeciwnie, ale chyba nie warto ryzykować, trzeba wykorzystywać każdą szansę…
„Powierzmy się Matce Miłosierdzia,
aby skierowała na nas swoje spojrzenie i czuwała nad nami w drodze.”
Z okazji Roku Miłosierdzia Bożego przez Wydawnictwo Jedność wydana została książka „Ewangelia Maryi”, która jest zbiorem różnorodnych przemówień/kazań papieża Franciszka, wypowiedzianych przy różnych okazjach. Ojciec Święty, poprzez swoje rozważania, chce zwrócić uwagę na istotę Roku Jubileuszowego, a także na ważną w tym czasie rolę Maryi. Co warto zauważyć, nie bez powodu właśnie teraz papież Franciszek nadał Maryi „oficjalny tytuł” – Matki Miłosierdzia (pomimo tego, że była Ona nazywana tak już we wcześniejszych wiekach). Franciszek w swoich homiliach niejednokrotnie próbuje ukazać, jak bardzo Matka Boża jest pomocna w szerzeniu miłosierdzia, dlatego w tym Roku szczególnie nie powinniśmy zapominać o Jej niezawodnym orędownictwu.
Papież Franciszek porusza także wiele zagadnień społecznych ważnych dla każdego człowieka. W książce znajdziemy między innymi jego słowa o znaczeniu Kościoła, rodziny, więzi międzyludzkich, nienaruszalności życia, a także… o roli młodzieży. „Młodzi i Maryja” to osobny rozdział skierowany szczególnie do osób młodych. Ojciec Święty zachęca młodzież, aby odważnie szła Drogą Nadziei, za Chrystusem, by dążyła do wielkich rzeczy, a nie zadawalała się tylko tymi małymi i łatwymi do osiągnięcia.
W tym roku, oprócz Roku Miłosierdzia Bożego, w Polsce odbędą się również Światowe Dni Młodzieży, dlatego można powiedzieć, że w dużej mierze to właśnie na polskiej młodzieży spoczywa obowiązek dawania prawdziwego, żywego i odważnego świadectwa wiary. W związku z powyższym – ta książka zdecydowanie powinna być obowiązkową lekturą dla młodych, kreatywnych i pełnych zapału ludzi.
„Czasem także my zatrzymujemy się na zasłuchaniu, na refleksji nad tym, co powinniśmy zrobić. Być może nawet mamy jasną świadomość, jaką decyzję powinniśmy podjąć, ale nie przechodzimy do działania. Przede wszystkim zaś nie angażujemy samych siebie, wyruszając „z pośpiechem” ku innym, by nieść naszą pomoc, zrozumienie, miłosierdzie.”
Jednak Franciszek przynosi nie tylko pouczenie młodzieży, ale także nadzieję każdemu człowiekowi. Próbuje zmienić myślenie o Kościele, jako Wspólnocie, która jest pełełna zakazów i nakazów, w Kościół, który jest pełen Miłości Bożej. Choć książka zatytułowana jest „Ewangelia Maryi”, papież mówi nie tylko o Matce Bożej, która jest stale taka sama, lecz o Matce, która ma różne oblicza (Matka rozwiązująca węzły, Matka Miłosierdzia, Ikona Radości, Królowa Pokoju, Matka ewangelizacji, itp.). W książce przeczytać możemy także o Miłosierdziu Bożym, o Jezusie, św. Józefie, czyli… właściwie jest w niej wszystkiego po trochę – w końcu to Ewangelia Maryi, a Ona nigdy nie skupia wzroku wyłącznie na sobie, raczej kieruje go na swojego Syna, na ubogich, cierpiących, chorych, samotnych, smutnych, na rodziny i… na młodych ;)
„Kościół ma więc czuwać, by lampa nadziei była zawsze zapalona i dobrze widoczna, by mogła wciąż jaśnieć jako pewny znak zbawienia i oświecać całej ludzkości drogę wiodącą na spotkanie z miłosiernym obliczem Boga. ”
Sama, gdy po raz pierwszy zobaczyłam tę książkę, przyciągnęła mnie jak magnes i od razu wiedziałam, że koniecznie muszę ją przeczytać. Pomimo braku czasu i tego, że jest wiele równie ciekawych książek – dla tej gotowa byłam zrezygnować ze wszystkiego, i – jak się okazało – zdecydowanie było warto! Książka ta doskonale wyjaśnia wiele zagadnień i pozwala lepiej zrozumieć pewne kwestie wiary. Dlatego, jeśli ktoś uważa się za osobę wierzącą, nie powinien przechodzić obok tej publikacji obojętnie.
Cieszę się, że mogłam przeczytać tę książkę i teraz – polecam ją każdemu, ponieważ jest naprawdę wyjątkowa. Idealna na Wielki Post, ale także idealna na cały okres Roku Miłosierdzia Bożego. Warto znać!
Ten Rok w Kościele Katolickim jest szczególny. Chyba każda osoba, która chodzi do kościoła, przynajmniej raz (lub na okrągło;) słyszała o Roku Jubileuszowym Miłosierdzia. Być może część osób zastanawia się, jaki jest sens stale przypominania o tym Roku; że wystarczy powiedzieć o tym raz, a ludzie zapamiętają… Pewnie by zapamiętali, jednak tylko na chwile, i nie zwróciliby...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2017-05-05
2017-09-01
Kim był Jan Paweł II wiedzą chyba wszyscy. A niektórzy może nawet wiedzą nieco więcej, niż tylko to, że był „papieżem-Polakiem”. Może ktoś zna historię jego pontyfikatu, najważniejsze daty i wydarzenia z jego biografii, ale… kto by tam wgłębiał się w szczegóły? A szczegóły odsłaniają jednak „inną część człowieka” i zapobiegają powierzchownej ocenie…
„Nie mów, że to za trudne! Nie mów. To po prostu konieczne. Przecież każdy z nas chce być prawdziwym człowiekiem – to znaczy człowiekiem zdolnym do prawdziwej miłości. Eucharystia w tym właśnie nam pomaga…” s. 155
Szczególnie autobiografia – biografia, pisana przez samego autora, pozwala zobaczyć drugą osobę jej oczami; subiektywnie, pozwalając na emocje i bez usuwania niechcianych niedociągnięć czy niedoskonałości, które pojawiają się w życiu każdego człowieka. A Jan Paweł II zawsze był autentyczny, zawsze pisał i mówił to, co chował w swoim sercu. „Autobiografia Jana Pawła II”, wydana przez Wydawnictwo Literackie, nie jest jednak typową autobiografią. Książka ta jest zbiorem fragmentów wypowiedzi Ojca Świętego z różnych miejscy i okresów, które starannie wybrała i ułożyła Justyna Kiliańczyk-Zięba.
Dzięki tej „Autobiografii” możemy lepiej poznać tego niezwykłego człowieka. Ja sama, gdy umarł Jan Paweł II, miałam zaledwie 9 lat. Ile więc mogę pamiętać z jego pontyfikatu? Pamiętam jego ostatnią pielgrzymkę do Polski, w 2002 roku. Miałam wtedy 6 lat. Nie wiem, czy miałam wtedy wolne w szkole czy to była sobota, ale pamiętam, że cały dzień oglądałam papieża w telewizji. I pamiętam, że ogromnie chciałam tam jechać i spotkać Jana Pawła II na żywo! Niewiele jednak pamiętam z tego, co mówił (to było tak dawno, a ja byłam tak młoda). Może później, w starszym wieku, słyszałam te słowa… a teraz, ta autobiografia, na nowo pozwala mi do nich wrócić.
Jana Pawła II nie można wykreślić z pamięci Polaków, nie da się o nim tak po prostu zapomnieć, ale także – nie da się o nim niczego nie wiedzieć. Dlatego ta książka, chociaż taka krótka – ma 323 strony, ale więcej w niej zdjęć, niż tekstu – mimo wszystko zawiera to, co warto wiedzieć o Papieżu Polaku. Dlatego gorąco tę książkę polecam. Dodatkowo, słowa Jana Pawła II zawsze pobudzają do refleksji nad własnym życie, więc czas poświęcony na przeczytanie tej książki na pewno nie będzie zmarnowany.
Kim był Jan Paweł II wiedzą chyba wszyscy. A niektórzy może nawet wiedzą nieco więcej, niż tylko to, że był „papieżem-Polakiem”. Może ktoś zna historię jego pontyfikatu, najważniejsze daty i wydarzenia z jego biografii, ale… kto by tam wgłębiał się w szczegóły? A szczegóły odsłaniają jednak „inną część człowieka” i zapobiegają powierzchownej ocenie…
„Nie mów, że to za...
2017-06-05
2016-06-28
Trzymając w rękach książkę o. Jana Góry „Mój dom. Mój świat”, ze łzami w oczach chciałabym Wam napisać, że spełniło się jedno z moich największych marzeń – mam tę książkę! Może dla niektórych wyda się to dziwne, ale dla mnie to prawdziwy cud – że mogę ją przeczytać, że będę mogła do niej wracać, że… od teraz mam o. Jana zawsze przy sobie!
Ojciec Jan Góra pochodził z Prudnika. Zaraz po maturze wstąpił do Zakonu Kaznodziejskiego w Krakowie, do dominikanów. To była decyzja spontaniczna, ale pewna; bo czasami trzeba zaryzykować, postawić pierwszy krok, by przekonać się, gdzie jest nasze miejsce. Dzięki jego spontanicznym decyzjom powstały także Jamna, Lednica i Hermanice – ośrodki, których ojciec Jan był twórcą i animatorem, w których wiele osób odnajdywało swoją Drogę, sens Życia i uczyło się prawdziwej, bezwarunkowej Miłości. A ojciec Jan, jako duszpasterz młodzieży (nie tylko akademickiej), wkładając w to całe swoje serce, pomagał młodym rozwijać się w czasie swojego dorastania – wzrastać duchowo.
„Ryzykiem było zawsze zajęcie stanowiska, które byłoby zdecydowane albo też inne od wszystkich, mniej popularne. Ludzie jednak w swojej odwiecznej paidei, wtedy gdy stawiają krok naprzód, zawsze ryzykują. Dlatego też niektórzy wstępują do zakonu.” (1)
W pierwszej części książki – „Mój dom” – o. Jan Góra opowiada z wielką pokorą i szacunkiem o czasie swojego nowicjatu i późniejszego kapłaństwa. Opisuje radości i smutki, trudy, ale i piękne owoce rodzące się z bycia prawdziwym, oddanym zakonnikiem – nie tylko z nazwy, ale z powołania i nieustannej pracy nad sobą. Opowiada o klasztorze dominikańskim, który stał się jego nowym domem, domem, który niezwykle ukochał, który wiele go nauczył… Czytając te wspomnienia, można by się zastanawiać, czy to na pewno ten sam dominikanin, którego większość zapamiętała jako nieco mniej poważnego. Ale właśnie tacy są Szaleńcy Pana Boga – nie zawsze idealni, ale zawsze konsekwentni w swoim postępowaniu; na wszelkie sposoby – czasami odbiegające od stereotypów – starają się wydać najlepsze owoce.
„Zawsze chodzi mi o to samo: o unikanie zgody na świat przypadkowy, na świat wyczerpujący się każdorazowo w swojej nietrwałej egzystencji, która jest tym, czym jest teraz i która do niczego nie odsyła. Ale potrzeba mi szukać odniesienia, które byłoby w stanie przebić obojętność świata; trzeba mi szukać transcendencji i wyjścia poza empiryczne jakości tego świata.” (2)
W kolejnym etapie ten „dom”, można powiedzieć, rozszerza się i tworzy się „świat”. „Mój świat”. Świat ojca Jana Góry, którym byli wszyscy ludzie, jakich poznawał na swojej drodze, wszystkie miejsca, sytuację i niezapomniane momenty, które pozostawiły ślad w jego sercu. Niby świat nigdy nie zastąpi prawdziwego domu, domowego ciepła i czułości, ale świat też jest potrzebny do rozwoju. Ojciec Jan doskonale to rozumiał, dlatego w książce „Mój świat” spisał wspomnienia z tych wielu wspólnych chwil spędzonych z młodzieżą, współbraćmi zakonnymi i bliskimi.
Wzruszające są te wspomnienia z młodzieżą. Najpierw w ogóle nie chciał nawet myśleć o tym, że mógłby się nimi „zajmować”, rozmawiać, pomagać, a później, jak gdyby nigdy nic, ukochał tę młodzież, zajęła ona sporą cząstkę tego jego ogromnego świata. Zabierał młodych na wakacje, w góry, uczył samodzielności i odpowiedzialności, zajmował się nimi jak prawdziwy ojciec. I był ich ojcem. A gdy on zaniemógł, przebywał w szpitalu, nawet nie musiał się przypominać – pamiętali, żeby odwiedzić, przynieść kwiaty i napisać list.
Czytając teraz te teksty o. Jana, nie mam żadnych wątpliwości, że był to święty człowiek. Bo któż inny potrafiłby napisać w taki sposób „Wiec na kasztanie”, tekst o objawieniu aniołów. Ani mi przez myśl nie przeszło, że on ten wiec aniołów wymyślił – on go naprawdę widział, przez swoją świętość potrafił go zobaczyć. Podobnie tekst „Mróz na szybach”. Ileż osób, wpatrując się w szron na szybie, potrafi cokolwiek w nim dostrzec? Pewnie niewiele. A o. Jan widział, a nawet więcej niż widział – potrafił być wdzięczny za ten niewielki cud, za ten kawałek Nieba na ziemi. I te rozmowy z kasztanem… trzeba bardzo uważnie słuchać, żeby usłyszeć, co chce powiedzieć nam kasztan, pamiętający jeszcze czas Powstania Warszawskiego.
„A moje życie jest ważne. Nie będę wcale ukrywał – jest najważniejsze. Bo kiedy żyję ja, cały świat żyje i cieszy się wraz ze mną. A kiedy umrę, będzie najprawdziwszy koniec świata. Bo świat zaczął się wraz ze mną i wraz ze mną się skończy. W Kościele zawsze z największą powagą wierzono, że każdy bez wyjątku człowiek jest odrębnie kochany przez Boga i że wartość każdego z nas przekracza wszelką ludzką skale. Kiedy więc umrę, będzie najprawdziwszy koniec świata, i dlatego, póki żyję, trzeba mi słuchać aniołów. ” (3)
Lektura ponownie wydanych, przez Polską Prowincję Dominikanów, książek ojca Jana Góry jakby trochę przeniosła mnie w inny wymiar, bardziej duchowy. Więcej zastanawiałam się nad tą książką, więcej nad nią myślałam niż gdy czytam inne powieści. Może to wynika z głębi, z jaką ten dominikanin pisał swoje opowiadania, a może po prostu jest to konsekwencją mojego wielkiego szacunku i miłości do niego. Wiele mu zawdzięczam, wiele mnie nauczył, a ta książka, którą mogę trzymać teraz w rękach, jest tylko potwierdzeniem tego, jak jego słowa zawsze były dla mnie drogowskazem. Drogowskazem ku czemuś trwałemu, niezniszczalnemu, wiecznemu. Ku „czemuś więcej”.
http://miedzy-brzegami.blogspot.com/2016/06/moj-dom-moj-swiat-moj-o-jan-gora-op.html
Trzymając w rękach książkę o. Jana Góry „Mój dom. Mój świat”, ze łzami w oczach chciałabym Wam napisać, że spełniło się jedno z moich największych marzeń – mam tę książkę! Może dla niektórych wyda się to dziwne, ale dla mnie to prawdziwy cud – że mogę ją przeczytać, że będę mogła do niej wracać, że… od teraz mam o. Jana zawsze przy sobie!
Ojciec Jan Góra pochodził z...
2017-12-13
Nie jesteśmy w stanie odkryć prawy, jeśli świadomie będziemy odrzucać coś, co może nas do niej doprowadzić. Czasami, aby „odkryć” coś ważnego trzeba wyjść poza ramy swoich „prywatnych” ideologii i odważyć się wysłuchać opinii, różnych perspektyw innych osób. Dzisiaj wielu na pytanie „Kim twoim zdaniem był Jezus?”, odpowiada wymijająco, że są ateistami. Tymczasem, chyba warto otworzyć się na coś nowego, bez uprzedzeń, spróbować dać uczyć się jak dziecko i prowadzić jak starca… Tak jak autor powieści „Najbardziej inteligentny człowiek w historii”.
„Gdyby w kręgach religijnych panowała przyjazna atmosfera otwartości, depresje by leczono, samobójstwom by zapobiegano, konflikty międzyludzkie by rozwiązywano, a pedofilii dałoby się uniknąć. Można by było radzić sobie z emocjami, a tak mamy uczuciową implozję”.
Marco Polo, jeden z bohaterów książki Augusto Cury’ego „Najbardziej inteligentny człowiek w historii”, ceniony psychiatra i neurolog, podczas jednego z wykładów, którego był uczestnikiem, niespodziewanie podejmuje wyzwanie, by przeanalizować umysł Jezusa w ujęciu nauk humanistycznych. Jako zdeklarowany ateista, Marco Polo staje przed niemałym wyzwaniem, próbując analizować inteligencję Jezusa bez odniesienia do religii oraz nie biorąc pod uwagę „nadprzyrodzonych” objawień.
Temat poruszony w książce Augusto Cury’ego wydaje się całkowicie dziwny i kosmiczny, a jednak temat tej książki nie jest zupełnie przypadkowy. Otóż autor książki rzeczywiście był ateistą i rzeczywiście podjął się analizy osobowości Jezusa. Swoje badania prowadził przez 15 lat i to właśnie te 15 lat doprowadziło go do niewyobrażalnej zmiany myślenia – o czym opowiada właśnie w swojej powieści. Zamiast obszernej monografii, zdecydował się na powieść, by łatwiej dotrzeć do każdego, by ułatwić możliwość refleksji nad prostymi-wielkimi rozważaniami. „Najbardziej inteligentny człowiek w historii” to jednak dopiero pierwszy tom jego pracy – jak widać o Najinteligentniejszym Człowieku można opowiadać wiele – tak bardzo potrafi on zafascynować!
„Wielcy ludzie też płaczą. Kłopot w tym, że nie wiedzą, co zrobić ze swoimi łzami”.
Nie często trafia się taka książka, w przypadku której chciałoby się, aby każdy ją przeczytał i jakoś się do niej ustosunkował. „Najbardziej inteligentny człowiek w historii” – Augusto Cury’ego to moim zdaniem właśnie taka książka – jedna z nielicznych, w której ołówkiem podkreśliłam fragmenty i dodałam minizakładki. Dodatkowo, jakościowa analiza osobowości Jezusa była prowadzona na podstawie Ewangelii wg św. Łukasza – a to dla mnie kolejny powód do zadumy i sentymentu. Okazja by powrócić do wspomnień związanych z czasem, gdy sama „analizowałam” przed konkursem właśnie tę Ewangelię…
Prawdę powiedziawszy, gdy dowiedziałam się, że książka ta została wydana przez Wydawnictwo HarperCollins Polska lekko byłam zaskoczona, ale zaskoczona pozytywie. Po przeczytaniu opisu książki wiedziałam, że pomimo braku czasu i masy innych tekstów do przeczytania na studiach, muszę znaleźć czas na tę powieść. Poświęciłam na jej czytanie noce i weekendy, ale nie żałuję – zachwyciła mnie!
http://miedzy-brzegami.blogspot.com/
Nie jesteśmy w stanie odkryć prawy, jeśli świadomie będziemy odrzucać coś, co może nas do niej doprowadzić. Czasami, aby „odkryć” coś ważnego trzeba wyjść poza ramy swoich „prywatnych” ideologii i odważyć się wysłuchać opinii, różnych perspektyw innych osób. Dzisiaj wielu na pytanie „Kim twoim zdaniem był Jezus?”, odpowiada wymijająco, że są ateistami. Tymczasem, chyba...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2022-08-16
Są książki, które gdy się je czyta, to już po kilku stronach się wie, że są bardzo dobrze napisane. Że zostały napisane z wielkim zaangażowaniem i mają do przekazania wartościową treść. Dokładnie takie odczucia pojawiły się u mnie w podczas czytania książki Joanny Jagiełło „Popękane życie”. Chociaż temat, który podęła Autorka, nie był łatwy – głównym tematem tej powieści jest rozwód dwojga ludzi oraz to, jak może być on odbierany z perspektywy dorastających dzieci.
Laura, Leo i Lena – to trójka rodzeństwa, którzy mieli życie niczym z bajki. Piękne mieszkanie w centrum Warszawy, wspaniałych przyjaciół i… kochających się rodziców. Kochających się – do czasu, aż w pewnym momencie wszystko w ich życiu powoli zaczyna „pękać”.
Ich rodzice, Hanka i Marek, przez dwadzieścia lat byli zgodnym, szczęśliwym, niemal idealnym małżeństwem. Spędzili wspólnie wiele pięknych chwil, jeździli razem na wakacje, byli dumnymi rodzicami trojga dzieci. Z czasem jednak w ich związku zaczęło się dziać coś, co stopniowo doprowadziło do jego rozpadu…
„Popękane życie” to książka, w której główni młodzi bohaterowie próbują poradzić sobie z rozwodem swoich rodziców. Każde z dzieci radzi sobie zupełnie w inny sposób, a droga, którą muszą pokonać zanim chociaż częściowo zrozumieją tę nową sytuację, jest długa.
Powieść ta dedykowana jest bezpośrednio młodzieży. I myślę, że może ona być szczególnie pomocna dla tych młodych, których rozwód rodziców dotyczy osobiście. Książka ta może pokazać im, że choć doświadczenie rozwodu rodziców jest dla nich bolesne, to nie tylko oni przez takie doświadczenie przechodzą, a także sytuacja, której doświadczają, nie jest „beznadziejna”.
„Popękane życie” to powieść pełna zwrotów akcji i niespodziewanych momentów; pokazuje, że życie często nie jest kolorowe… Ale też daje nadzieję, że te wszystkie trudne momenty to tylko jakiś etap naszego życia – a ono nieustannie się toczy. I choć nie wiemy w stu procentach, co nas czeka w przyszłości, poprzez to, co robimy „tu i teraz”, wpływamy na nasze (szczęśliwe) życie.
Książka ta zdecydowanie jest jedną z lepszych, które czytałam w ostatnim czasie. Uważam, że jej treść jest bardzo wartościowa, może być pomocna dla młodzieży doświadczającej rozwodu rodziców, ale także może być pomocna dla osób, które pracują z dziećmi i młodzieżą i które chcą jeszcze lepiej rozumieć ich potrzeby, uczucia i sposób rozumienia świata. Wiadomo, że każdy doświadcza trudnych sytuacji w różny sposób i w różny sposób sobie z nimi radzi – pewne rzeczy jednak zawsze są wspólne i mogą okazać się cennym drogowskazem.
Są książki, które gdy się je czyta, to już po kilku stronach się wie, że są bardzo dobrze napisane. Że zostały napisane z wielkim zaangażowaniem i mają do przekazania wartościową treść. Dokładnie takie odczucia pojawiły się u mnie w podczas czytania książki Joanny Jagiełło „Popękane życie”. Chociaż temat, który podęła Autorka, nie był łatwy – głównym tematem tej powieści...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-09-01
To, co czeka nas w życiu, jest niepewne. Droga, którą będziemy szli do obranych sobie celów, w każdej chwili może się zmienić. Nieunikniona porażka może doprowadzić nas do sukcesu… lub odwrotnie. Poznajcie historię Sarah Bernhardt, kobiety, w którą nie wierzyła nawet własna matka – a jednak stała się ikoną i inspiracją dla wielu młodych aktorek, które dzisiaj pragną być jak ona.
„Pamiętaj, aby wybrać życie, jakiego pragniesz” (s. 75)
Sarah do ósmego roku życia wychowywała się w małej, wiejskiej miejscowości. Jej dzieciństwo było spokojne i niemal beztroskie aż do momentu przyjazdu jej matki. Sarah niestety musiała opuścić zielone lasy Bretanii i wspólnie z matką zamieszkać w zupełnie nowym dla siebie miejscu – w Paryżu.
Jej wyjazd z miejsca, w którym się wychowała, wiązał się także ze zmianą jej dotychczasowych przyzwyczajeń. Styl życia Julii, matki Sarah, sprawił, że nie była ona w stanie wychowywać córki jak „idealna matka”, dlatego dziewczyna trafiła do szkoły z internatem prowadzonej przez siostry zakonne – to miejsce musiało zastąpić jej kochający dom, ukształtować i nauczyć walczyć o wyznaczone sobie cele.
A jednym z celów Sarah było to, aby nie stać się taka jak jej matka. Za wszelką cenę pragnęła uniknąć bycia kurtyzaną; chciała być kobietą niezależną od mężczyzn i osiągać sukcesy, których była warta. Dziewczyna marzyła, aby zostać aktorką, i choć jej matka wcale nie popierała jej pomysłu, Sarah postanowiła stanowczo zawalczyć o swoją przyszłość, o swoje dalsze, szczęśliwe życie.
Powieść biograficzna napisana przez C.W. Gortnera to niezwykle inspirująca historia o kobiecie, która pomimo licznych przeszkód dążyła do wyznaczonego sobie celu. Przeciwstawiała się zdaniu matki, wielokrotnie musiała „udowadniać” swój talent aktorski. Jej droga do osiągnięcia sukcesu nie była łatwa – a wręcz wiązała się z licznymi upokorzeniami ze strony innych ludzi – Sarah Bernhardt nigdy jednak nie zrezygnowała ze swoich planów… i to doprowadziło do tego, że osiągnęła to, czego chciała.
Historia aktorki Sarah Bernhardt moim zdaniem warta jest poznania i myślę, że może stanowić ona motywację do tego, aby walczyć o swoje marzenia i spełniać je. Dla mnie ta historia była po prostu niesamowita. I przywróciła mi wiarę – ale nie w ludzi. Przywróciła mi wiarę w samą siebie; wiarę, która jest w moim wnętrzu i która mi podpowiada, że „Możesz osiągnąć to, czego pragniesz”.
Na razie ta książka zasługuje na miano najlepszej książki, którą przeczytałam w tym roku. Czy jakaś inna powieść mnie jeszcze zaskoczy…? Zobaczymy!
To, co czeka nas w życiu, jest niepewne. Droga, którą będziemy szli do obranych sobie celów, w każdej chwili może się zmienić. Nieunikniona porażka może doprowadzić nas do sukcesu… lub odwrotnie. Poznajcie historię Sarah Bernhardt, kobiety, w którą nie wierzyła nawet własna matka – a jednak stała się ikoną i inspiracją dla wielu młodych aktorek, które dzisiaj pragną być jak...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-01-08
2015-10-04
2022-09-26
To jest wywiad, który po prostu trzeba przeczytać! Cieszę się, że coraz więcej mówi się o osobach z myślami samobójczymi. Pani Doktor Halszka Witkowska bardzo poważnie i empatycznie podchodzi do tematu samobójstw. Uważam, że każdy powinien mieć podstawową wiedzę o tym, jak pomagać osobom w kryzysie psychicznym.
To jest wywiad, który po prostu trzeba przeczytać! Cieszę się, że coraz więcej mówi się o osobach z myślami samobójczymi. Pani Doktor Halszka Witkowska bardzo poważnie i empatycznie podchodzi do tematu samobójstw. Uważam, że każdy powinien mieć podstawową wiedzę o tym, jak pomagać osobom w kryzysie psychicznym.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-08-14
Myślę, że książka ta jest dobra dla młodszych czytelników, 12+. W moim przypadku była ona idealna na zastój czytelniczy. Jest niesamowicie wciągająca. I choć mniej więcej w połowie znałam rozwiązanie zagadki, kto jest autorem „papierowych serc”, które otrzymywała główna bohaterka, to jednak zakończenie było wielką niespodzianką.
Moim zdaniem powieść ta jest ciekawa i warto ją przeczytać jako coś lekkiego, w przerwie od „poważnych” lektur.
Myślę, że książka ta jest dobra dla młodszych czytelników, 12+. W moim przypadku była ona idealna na zastój czytelniczy. Jest niesamowicie wciągająca. I choć mniej więcej w połowie znałam rozwiązanie zagadki, kto jest autorem „papierowych serc”, które otrzymywała główna bohaterka, to jednak zakończenie było wielką niespodzianką.
Moim zdaniem powieść ta jest ciekawa i warto...
2016-02-20
Chyba większość osób, gdyby doświadczyło czegoś takiego, poczułoby się co najmniej dziwnie; nie dowierzaliby, że coś takiego dzieje się naprawdę im, że właśnie oni zostali „wybrani”. A jednak takie sytuacje są możliwe. I zostały one opisane nie tylko w fikcyjnych, wymyślonych przez kogoś powieściach, ale także w różnych wspomnieniach czy dziennikach osób, które doświadczyły prawdziwego spotkania z Jezusem.
„Przed chwila prosiłem Ukrzyżowanego, wiszącego na krzyżu wysoko, u podstawy wielkiej kopuły – zawsze zwracam się do Niego – aby coś dla mnie uczynił, żeby wskazał mi kierunek, bo sam nie wiem, co mam robić. Powiedziałem Mu, że jestem gotów, gdy nadejdzie mój czas, umrzeć bez większego żalu; ale żadnych przewlekłych, obłożnych chorób, leżenia, morfiny, przykrych niespodzianek, cierpień. Byłem raczej zdecydowany na nagły zawał, w stanie upojenia, a więc niezauważony.
„Mówię serio, Panie, pomyśl o tym”. ”
Czterdziestotrzyletni Aleksander Forte, specjalista od reklamy, niedawno rozstał się z żoną, stracił pracę i omal nie przejechała go betoniarka… Obecny okres jest dla niego bardzo ciężki. Ludzie, którzy mijają go na ulicy i przyjaciele, widzą w nim coś niepokojącego. „Może niedługo umrę” – myśli, choć nie widzi w tym nic niepokojącego. Każdy dzień jest dla niego niemal tak sam, bez żadnej nadziei na lepsze jutro.
Wszystko zmienia się przez jakieś dziwne okoliczności, wszystko przez pewną książkę „kupioną przez pomyłkę” i pewien program telewizyjny „obejrzany przez przypadek”. Sandro, korzystając z okazji, wyjeżdża do Izraela. Niby nie ma żadnych specjalnych oczekiwań, a jednak podświadomie ma jakąś nadzieję, że coś zmieni się w jego życiu. I owszem, zmieni się. A wszystko za sprawą tajemniczego Kogoś…
Co byś zrobił, gdybyś spotkał Jezusa? Tak zwyczajnie – niby przez przypadek, a jednak On dokładnie to zaplanował. Może pomyślałbyś, że zwariowałeś, że to nie możliwe, może byś nie uwierzył, a może mimo wszystko chciałbyś czegoś się od Niego dowiedzieć, o coś zapytać lub zwyczajnie porozmawiać? Dokładnie tak zrobił główny bohater książki Pino Farinottiego; niby był pół laikiem, pół wierzącym, do tego całego spotkania podchodził z dużym dystansem, a jednak postanowił zaryzykować i wysłuchać, co Jezus ma mu do powiedzenia, jak wytłumaczy jego niepowodzenie i dziwne wydarzenia z jego życia.
„Wszyscy wiedzieli, że umieram. Ktoś nawet sądził że już nie żyję. Ale dlaczego? Bywają sytuację, że o niczym nie wiemy, choć wiedzą o tym wszyscy, ale ja do takiego stanu jeszcze nie doszedłem.”
„7 km od Jerozolimy” Pino Farinottiego to powieść. Nie jest na oparta na faktach, a jednak rozmowy głównego bohatera z Jezusem nie są całkowicie bez znaczenia. Chociaż wydają się one mało prawdopodobne, gdy przeczytamy i przeanalizujemy je dokładnie, możemy odczytać w nich bardzo głęboki sens i istotny przekaz. Poruszają one wiele codziennych tematów, nad którymi rzadko się zastanawiamy – potrafimy odczytać sens dosłowny, ale nie przewidujemy, że coś może mieć także sens ukryty (podwójne, głębsze znaczenie).
Już sama okładka pobudza do refleksji. Widzimy prostego człowieka. A gdyby się tak bardziej przyjrzeć – może nawet więcej jak prostego: skromnego, zamyślonego, nie chcącego wyróżniać się w tłumie, a może nawet… nieszczęśliwego? Nikt z nas nie jest idealny, a jednak każdy do czegoś dąży. Czasem ktoś może pogubi się w swoim życiu, a jednak nadal stara się, na czymś mu zależy. Nawet, gdy pozornie jest się bez szans, na przegranej pozycji – szuka się (świadomie lub nie) jakiegoś sensu, wyjaśnienia.
„Jak szybko można upaść, zmienić się, przeobrazić, stać się kimś innym?”
Cieszę się, że mogłam tę książkę przeczytać właśnie teraz. Z pewnością jest ona idealna na okres Wielkiego Postu. Zmusza do refleksji. Tak jak Aleksander, bohater książki, pojechał do Jerozolimy, szedł słynną drogą do Emaus, by zastanowić się nad swoi życiem, tak każdy powinien od czasu do czasu „zatrzymać się” i zastanowić, co tak naprawdę jest dla niego ważne. Polecam – naprawdę warto!
Dodatkowo, na podstawie tej książki, został nakręcony film. Zwiastun prezentuje się bardzo ciekawie. Chętnie kiedyś ten film obejrzę, jak się uda. Mam nadzieję, że będzie równie rewelacyjny jak książka.
Chyba większość osób, gdyby doświadczyło czegoś takiego, poczułoby się co najmniej dziwnie; nie dowierzaliby, że coś takiego dzieje się naprawdę im, że właśnie oni zostali „wybrani”. A jednak takie sytuacje są możliwe. I zostały one opisane nie tylko w fikcyjnych, wymyślonych przez kogoś powieściach, ale także w różnych wspomnieniach czy dziennikach osób, które doświadczyły...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Szczęście i miłość mogą być bliżej, niż myślimy. Czasami wystarczy „żyć chwilą”, by to odkryć i zrozumieć. Tak jak odkryli to Anton i Liwia – bohaterowie powieści Irminy Marii „Broken Wings”. A odkryli to w momencie, gdy przestali szukać szczęścia w marzeniu o idealnej miłości czy podróży do „lepszego miejsca na ziemi”.
Życie Antona dalekie jest od życia idealnego i beztroskiego. Od dzieciństwa ze swoimi problemami musiał radzić sobie sam; matka zostawiła go, zanim osiągnął pełnoletność, a ojciec trafił do więzienia. Po ukończeniu osiemnastu lat Anton sam musiał się utrzymywać i opłacać mieszkanie. Pracował jako fotograf i choć praca ta sprawiała mu dużo satysfakcji, to jednak nie chciał wykonywać jej tylko z konieczności zarobienia pieniędzy – chciał się rozwijać, być coraz lepszym, a w przyszłości mieć własną pracownię fotograficzną.
Życie Liwii tylko z pozoru jest lustrzany odbiciem życia, jakie wiedzie Anton. Dziewczyna wychowuje się w pełnej rodzinie, rodzicie zapewniają jej wszystko, czego potrzebuje, a także zależy im, aby Liwia miała dobre wyniki w nauce i żeby dostała się na dobre studia. Liwia natomiast chciałaby dostać się do łódzkiej filmówki; pisanie scenariuszy od zawsze było jej wielką pasją i właśnie w tym kierunku chciałaby się rozwijać… czego niestety nie popierają jej rodzice.
Liwia i Anton, aby rozwijać swoje umiejętności i realizować artystyczne pasje, postanawiają wziąć udział w internetowym kursie „wyzwól artystę”. Kurs ten da także początek ich znajomości. Czy internetowa znajomość okaże się początkiem ich przyjaźni?
Książka „Broken Wings” autorstwa Irminy Marii napisana jest z dwóch różnych perspektyw; perspektyw dwóch nastolatków, którzy w swoim życiu zmagają się z odmiennymi problemami. Połączą ich dwie rzeczy – udział w internetowym kursie i… artystyczne pasje.
Czytanie „Broken Wings” rozpoczęłam od perspektywy Antona i już od pierwszych stron byłam zachwycona sposobem, w jaki Autorka kreowała myśli bohatera, oraz tym, jak opisywała jego codzienność. W słowach, które czytałam, nie zauważyłam ani odrobiny „sztuczności”; miałam wrażenie, że czytam o zwykłym nastolatku, który przedstawia mi swój normalny dzień: nieidealny, niekreowany, bez makijażu, pełen ciosów od życia, smutku, cierpienia… a nawet łez, choć przecież „chłopaki nie płaczą”. Te opisy czasami były długie, czasami przeważały nad dialogami… Jednak zdecydowanie mnie nie nużyły. Z wielką ciekawością poznałam historię obu tych nastolatków.
„Broken Wings” to książka, która wywołała u mnie wiele emocji – zarówno tych pozytywnych, jak i negatywnych. Zdecydowanie nie można o niej powiedzieć, że jest to „słodka książka dla nastolatków”, choć jej okładka mogłaby to sugerować (ale i tak jest ona przepiękna!). „Broken Wings” porusza ważne dla nastolatków tematy (jak np. przyjaźń, miłość, relacje z rodzicami czy akceptacja swojego wyglądu). Tematy te jednak nie są przesadnie „koloryzowane”, są one pokazane bardzo realistycznie, „bez filtra”.
Moim zdaniem książka ta zdecydowanie jest warta uwagi każdego młodego czytelnika, a zwłaszcza tego, który niedługo kończy szkołę średnią i zadaje sobie pytanie: „Co dalej?”. Ta książka może być inspiracją!
Szczęście i miłość mogą być bliżej, niż myślimy. Czasami wystarczy „żyć chwilą”, by to odkryć i zrozumieć. Tak jak odkryli to Anton i Liwia – bohaterowie powieści Irminy Marii „Broken Wings”. A odkryli to w momencie, gdy przestali szukać szczęścia w marzeniu o idealnej miłości czy podróży do „lepszego miejsca na ziemi”.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toŻycie Antona dalekie jest od życia idealnego i...