Lęk. Jak sobie radzić z chorobą naszych czasów Augusto Cury 6,2
ocenił(a) na 23 lata temu Ani tytuł tej książki nie jest adekwatny do jej treści, ani tym bardziej podtytuł. Słowo "lęk" pada w niej może ze dwa razy (a i to tylko jako jeden z wielu symptomów wymienianych po przecinku),a o radzeniu sobie z nim w ogóle zapomnij. Generalnie wartość merytoryczna tego dzieła jest żadna, niestety.
"Lęk..." opisałabym jako czczą gadkę o tym, że autor wymyślił sobie teorię, a teraz popełnia szereg błędów potwierdzenia. Nie ma tu żadnych twardych danych, żadnych badań, żadnych statystyk. Po prostu sobie wymyślił i próbuje wszystko pod tę teorię podciągnąć. Teoria zakłada istnienie czegoś takiego jak "Syndrom przyspieszonego myślenia" który według autora dotyka 80% populacji. Objawia się między innymi bólami głowy, bezsennością, bólami stawów itp. Objawy te mogą sugerować dosłownie wszystko od grypy na raku kończąc, ale nie szkodzi, są na tyle powszechne że można pod nie podciągnąć również SPM (syndrom...).
Chociaż sam syndrom wydaje się właściwie niegłupią teorią zarówno on sam jak i jego składowe opisane są bardzo oględnie, z resztą taka jest chyba generalna strategia autora. Lubi on wygłaszać opinie w rodzaju: "nigdy jeszcze wychowanie dzieci nie było tak trudne" albo "nigdy dotąd ludzkość nie była tak pogrążona w depresji". Zastanawiam się skąd czerpie takie przekonania. Z tych nieistniejących raportów zapadalności na depresję z XVI wieku? Nie jest przypadkiem, że jest to pierwsza książka popularnonaukowa, z którą się zetknęłam, nieposiadająca ŻADNYCH przypisów.
Inna sprawa jest taka, że całą książkę można by streścić na paru stronach. To głównie lanie wody. Autor powtarza się bezlitośnie. Uwielbia stwierdzenia typu: "Przeważająca większość ludzi potrafi prowadzić samochód, ale nie potrafi kierować własnymi emocjami..." I byłoby to ok raz czy drugi, ale takie złote myśli to podstawa tej książki. Każdy taki akapit kończy się natomiast retorycznym pytaniem: "A Ty? A ja?"
Na dokładkę autor uderza czasem w okropny, patetyczny ton, jakby uważał się za jakiegoś proroka. "Co zrobiliśmy z dziećmi ludzkości?" tego typu klimaty. Z resztą straszny z niego buc, lubi sobie na marginesie wspomnieć, że pracuje dla multimilionerów, celebrytów i ludzie rozpoznają go w pociągu. Oprócz tego " (miał) zaszczyt odkryć ten syndrom, który doprowadził (go) do zrozumienia, że leży o podłoża fobii, samobójstw wojen, zbrodni wykluczenia społecznego, a nawet niskiej wydajności intelektualnej". Wygląda na to że Cury jest tylko o krok od odkrycia wzoru na cały Wszechświat.
Wreszcie kwestia samej idei tej książki. Kupiłam ją jako książkę popularnonaukową/poradnik. Tytuł sugeruje jakieś metody radzenia sobie z problemem. Jako się rzekło o problemie lęku nie ma tu ani słowa. A metody radzenia sobie chociażby z wielkim SPM? No cóż, jedna z nich jest opisana tak: "WHO, naukowcy i profesorowie wszystkich uniwersytetów powinni zmobilizować się, żeby walczyć o zarządzanie myślami, ochronę emocji ... itp itd" Przepraszam, ale to jakiś bełkot. Dużo miejsca autor poświęca z resztą kwestii edukacji, szkolnictwa i generalnie celuje wysoko mówiąc, że jego książki powinny być włączone w program nauczania.
Nie po to kupiłam tę książkę. Jeśli więc Ty również cierpisz na jakieś lęki i chciałbyś/chciałabyś czegoś więcej się o tym dowiedzieć, to ta książka Ci nie pomoże. Nie daj się nabrać i nie kupuj tego badziewia. O!