Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Ogólnie, po przeczytaniu opisu tej książki, miałam wrażenie, że raczej nie jest ona dla mnie, że prawdopodobnie mi się nie spodoba... Zdecydowałam się po nią sięgnąć właściwie z dwóch powodów; po pierwsze, z powodu jej popularności: zauważyłam, że wiele osób na Lubimyczytać.pl poleca te książkę, a także średnia ocen czytelników tej książki jest dość wysoka... A po drugie, właściwie od czasu do czasu sięgam po kryminały i w sumie ostatnio nawet przekonałam się do tego gatunku (choć czytam go zawsze z dużą ostrożnością, ponieważ mam złe doświadczenie z kryminałami, które po prostu czytało mi się źle).

W przypadku „Nielata” na początku nie podobał mi się ten kryminał. Przez pierwsze 100 stron ciężko było mi się do niego przekonać. Myślałam, ot typowy kryminał… Właściwie nawet jeden z bohaterów „Nielata” dość trafnie opisał, jakie często są kryminały:

„– Ja już jakiś czas temu przestałam czytać kryminały. Każdy autor opisuje pracę gliny w mało realistyczny sposób. W książkach taki pies ma jedną sprawę i tylko nią się zajmuje. A życie wygląda inaczej. Zobacz, jesteś u nas od dzisiaj. Mamy już jedno śledztwo. A wydział jeszcze nie zakończył dwóch ostatnich, co nam wyskoczyły w zeszłym tygodniu. A wiesz, ile jeszcze wisi w archiwum? (…) Do groma – skwitował. Życie swoje, a książki swoje”.

„Nielat” jednak nie jest jak typowy kryminał wspomniany powyżej. Książka napisana przez Piotra Kościelnego wspomina o kilku trudnych problemach społecznych i ogólnie – porusza wiele wciągających i ważnych wątków. Moim zdaniem „Nielat” to dobry, polski kryminał, który wciąga i zaskakuje na każdym roku.

Ogólnie, po przeczytaniu opisu tej książki, miałam wrażenie, że raczej nie jest ona dla mnie, że prawdopodobnie mi się nie spodoba... Zdecydowałam się po nią sięgnąć właściwie z dwóch powodów; po pierwsze, z powodu jej popularności: zauważyłam, że wiele osób na Lubimyczytać.pl poleca te książkę, a także średnia ocen czytelników tej książki jest dość wysoka... A po drugie,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Głównym bohaterem tej powieści jest Ajay, mężczyzna w średnim wieku, który jest właścicielem niewielkiej księgarni. Odkąd w wypadku samochodowym zginęła jego żona, życie Ajaya stało się monotonne i pozbawione sensu. Pewnego dnia w jego księgarni znajduje dwuletnią dziewczynkę, Maję. Jak się okazuje - jej matka porzuciła ją; zostawiła jednak karteczkę z wyjaśnieniami, w której napisała między innymi, że chciałaby, aby jej córka wychowywała się wśród książek i ludzi, którzy ją cenią.

Ajay postanawia adoptować Maję, choć nie jest to dla niego łatwa decyzja. Ta decyzja jednak w znacznej mierze zmieni jego dotychczasowe życie. A także Ajay się zmieni, ponieważ odtąd nie będzie już żył "sam dla siebie", lecz będzie miał kogoś, o kogo będzie musiał dbać, kim będzie musiał się opiekować; kogoś, kto na nowo rozgrzeje jego serce i kto sprawi, że znowu będzie zdolny, by kochać.

Adopcja dziewczynki to jedna zmiana w życiu Ajaya, która będzie początkiem jego "nowego życia" i która sprawi, że podejmie on także inne, ważne decyzje...

***

Postanowiłam przeczytać tę książkę, ponieważ od dłuższego czasu miałam ją na swojej liście "chcę przeczytać". Musiałam więc zdecydować: czytam ją teraz czy nigdy.

Nie pamiętam już dokładnie, co sprawiło, że dodałam ją do listy książek do przeczytania - czy rzeczywiście byłam ciekawa jej treści, czy tylko okładka zrobiła na mnie wielkie wrażenie... (A okładka książki bez wątpienia jest ważna - o czym wiedział nawet jeden z bohaterów książki "Między książkami": "Aha, i przywiązuję wagę do okładki. Choćby nie wiem jak dobra była powieść w środku, nie mam ochoty obcować z czymś, co jest brzydkie").
Ale dzisiaj to nieważne - po prostu ją przeczytałam.

Niestety książka niezbyt mnie zaciekawiła i uważam, że niewiele jest w niej jakiś wyróżniających ją wątków, ot historia o normalnym życiu, w którym czasem pojawiają się niespodziewane momenty.
Z trudem przebrnęłam przez pierwsze 100 stron. Dopiero ostatnie ok. 50 stron jakoś mnie poruszyło i zaciekawiło.
Nie zamierzam jednak oceniać tej książki na podstawie tego, jakie miała zakończenie. Uważam, że dobra książka powinna utrzymywać czytelnika w ciekawości od początku do końca (lub przynajmniej przez ponad połowę książki) - ta niestety mnie zawiodła.

Głównym bohaterem tej powieści jest Ajay, mężczyzna w średnim wieku, który jest właścicielem niewielkiej księgarni. Odkąd w wypadku samochodowym zginęła jego żona, życie Ajaya stało się monotonne i pozbawione sensu. Pewnego dnia w jego księgarni znajduje dwuletnią dziewczynkę, Maję. Jak się okazuje - jej matka porzuciła ją; zostawiła jednak karteczkę z wyjaśnieniami, w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Poznanie prawdy czasem nie jest łatwe. Niekiedy osoby zamieszane w jakąś sprawę mogą robić wszystko, aby ukryć niektóre fakty. Dlaczego? Przekonajcie się sami, czytając najnowszy thriller Ruth Mancini „Na krawędzi”.

Z tarasu, który znajduje się na 25. piętrze wieżowca, spada młoda kobieta. Ginie na miejscu. Ostatnią osobą, z którą rozmawiała i która była z nią w tym samym czasie w budynku, jest Tate Kinsella, i to właśnie Tate jest podejrzenia o to, że zepchnęła tamtą kobietę z tarasu. Jak później ustala policja, Tate miała także romans z Danem, mężem zmarłej kobiety, mogła więc mieć powód, aby pozbyć się niechcianej „rywalki”.

Tate jednak zaprzecza wszystkim zarzutom, jakie zostały jej postawione. Sprawa śmierci kobiety z tarasu okazuje o wiele bardziej skomplikowana, niż uważano… Jej śmierć dla niektórych jest także zakończeniem pewnego rozdziału i początkiem zupełnie nowego.

A myślałam, że nie mogę skupić się na czytaniu i że to czytanie ostatnio jakoś mi „nie idzie” – aż trafiłam na tę książkę! Spowodowała ona, że – gdy zaczęłam ją czytać – zapomniałam o obowiązkach i nie mogłam skupić się na niczym, zanim jej nie skończyłam. Książka ta zdecydowanie ma wszystko to, co dobry thriller mieć powinien, a przede wszystkim – trzyma w napięciu do samego końca.

Chociaż zakończenie lekko wytrąciło mnie z równowagi. Było ono dla mnie sporym zaskoczeniem i właściwie… wolałabym tego zakończenia nigdy nie poznać. Ale bez spoilerów! Jeśli tylko lubicie thrillery, które są nieprzewidywane, wciągające i trzymające w niepewności do ostatniej strony, to zdecydowanie polecam Wam „Na krawędzi” Ruth Mancini. Ja z tą książką spędziłam dwa przyjemne wieczory i myślę, że w przyszłości chętnie przeczytałabym także inne powieści tej autorki – myślę, że jeszcze nie raz zaskoczy ona swoich czytelników.

Poznanie prawdy czasem nie jest łatwe. Niekiedy osoby zamieszane w jakąś sprawę mogą robić wszystko, aby ukryć niektóre fakty. Dlaczego? Przekonajcie się sami, czytając najnowszy thriller Ruth Mancini „Na krawędzi”.

Z tarasu, który znajduje się na 25. piętrze wieżowca, spada młoda kobieta. Ginie na miejscu. Ostatnią osobą, z którą rozmawiała i która była z nią w tym samym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Czego się nie robi dla spełnienia marzeń? Raczej trzeba wypróbować wszystkie możliwe sposoby, aby choć odrobinę przybliżyć się do realizacji tego, co naprawdę kochamy robić. I wiedzą o tym doskonale bohaterowie powieści Irminy Marii pt. „Dream Lake”.

W tym samym czasie nad jeziorem Marzenie odbywają się dwa wakacyjne obozy – komputerowy dla prawdziwych fanów gier oraz musicalowy, podczas którego pięćdziesięcioro uczestników, uzdolnionych tanecznie, wokalnie i aktorsko, robi wszystko, aby znaleźć się w gronie najlepszej dwunastki i otrzymać bilet na Broadway.

Na obozie musicalowym jest między innymi różowowłosa Margo, która chce nieustannie rozwijać swoje talenty: wokalny i aktorski (a właściwie taneczny także). Na obóz komputerowy wybrali się natomiast dwaj wierni przyjaciele – choć można powiedzieć, że właściwie są przeciwieństwem siebie – Sebastian i Tobi. Zdaniem chłopaków od obozu musicalowego lepiej trzymać się z daleka; ludzie z tamtego obozu są przecież zupełnie inni: pełni energii, pasji i bardzo radośni. Słowem – po prostu są inni niż maniacy komputerowi, których plan dnia składa się z dwóch głównych czynności: grania i jedzenia.

Co by się jednak stało, gdyby uczestnicy tych dwóch, różnych od siebie obozów zdecydowali się ze sobą poznać? Przecież nie ma nic złego w poznawaniu nowych ludzi? Chyba że ci nowi ludzi są nastolatkami i są przeciwnych płci… wtedy może to być niebezpieczne. Może grozić to zakochaniem się w sobie nawzajem, także ze wzajemnością…

„Dream Lake” to książka między innymi o sile marzeń; o tym, że jeśli o czymś marzymy, to może się to spełnić… W książce Irminy Marii mamy jednak więcej niż jednego głównego bohatera. I też nie każdy z tych bohaterów ma takie optymistyczne podejście do życia i do marzeń. Dla niektórych wyznacznikiem sukcesu jest wyłącznie ciężka praca i twardy kark.

„Dream Lake” porusza jednak nie tylko temat stricte marzeń. Porusza też takie tematy jak nastoletnia miłość, przyjaźń, relacje z rodzicami i rodzeństwem… I myślę, że dzięki tej różnorodnej tematyce jest to ciekawa powieść, która może spodobać się młodzieży. Mnie powieść ta – chociaż nie zawsze nadążałam za tą pełną zwrotów akcji fabułą – bardzo wciągnęła i wielokrotnie zadziwiła.

Czego się nie robi dla spełnienia marzeń? Raczej trzeba wypróbować wszystkie możliwe sposoby, aby choć odrobinę przybliżyć się do realizacji tego, co naprawdę kochamy robić. I wiedzą o tym doskonale bohaterowie powieści Irminy Marii pt. „Dream Lake”.

W tym samym czasie nad jeziorem Marzenie odbywają się dwa wakacyjne obozy – komputerowy dla prawdziwych fanów gier oraz...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Bóg dał nam wolność w działaniu – myślę, że nikt nie powinien mieć co do tego żadnych wątpliwości. Możemy czynić wszystko, co tylko chcemy; ograniczać nas mogą chyba tylko kwestie finansowe, zdrowotne czy społeczne (na przykład uregulowane w normach prawnych czy ogólnie przyjętych zasadach postępowania). Chociaż człowiek – istota kreatywna obdarzona rozumem – czasami i te ograniczenia potrafi pokonać, a także – człowiek wolny niekiedy może tę wolność wykorzystywać „niewłaściwie”.

Choć to, czy właściwie, czy niewłaściwie wykorzystujemy wolność, którą otrzymaliśmy od Boga, też różnie może być interpretowane. Wszystko zależy od tego, jak rozumiemy wolność i czym ona dla nas jest. Ksiądz Piotr Pawlukiewicz w książce „Droga do wolności. Wskazówki na każdy dzień” zaczyna właśnie od tego – od wyjaśnienia, czym jest wolność. Wyjaśnia w niej także, jak wiele Bóg dał człowiekowi, pozwalając mu robić wszystko, co chce, także to, co jest złe.

Wolność to główny temat poruszany w książce „Droga do wolności. Wskazówki na każdy dzień”, ale nie jedyny. Na kartach tej książki można znaleźć wiele ciekawych rad na temat tego, co robić, aby każdego dnia stawać się lepszym człowiekiem. Każdy rozdział (część książki) poprzedzony jest cytatem z Pisma Świętego i to właśnie ten cytat jest punktem wyjścia prowadzącym do dalszych, inspirujących rozważań.

Po przeczytaniu książki ks. Pawlukiewicza jeszcze bardziej można sobie uświadomić, że wolność to wielki dar od Boga, a jednocześnie – wielka odpowiedzialność; odpowiedzialność za to, jak my tę wolność wykorzystujemy: czy jako wolni ludzi wybieramy na co dzień dobro, aby pomagać innym i umacniać ich w wierze, czy zło, które rani i sprawia, że oddalamy od Boga i siebie, i innych.

Wiele jest wydawanych książek, wśród nich są także książki napisane przez księży (lub będące zbiorem ich konferencji, kazań etc.) i poruszające tematy religijne. Takie książki mogą kogoś interesować bardziej, kogoś mniej; możemy je krytykować lub trzymać się od nich na dystans… Ksiądz Piotr Pawlukiewicz, niestety już nieżyjący, to jednak jeden z nielicznych autorów, którego książki mogę szczerze polecić. Myślę, że miał on w sobie dar trafiania do ludzkich serc (i może także sumień). Opowiadał prosto, nie oceniając człowieka. Często o trudnych tematach mówił nieco żartobliwie, jednocześnie sposób jego wypowiedzi nie odbierał powagi danemu tematowi. Potrafił o pewnych sprawach opowiadać z dużym dystansem, a jednocześnie było wiadomo, że dany temat jest ważny i – choć możemy trochę się z niego pośmiać – powinniśmy taktować go poważnie.

„Weźcie kiedyś kartkę i długopis. Wypiszcie imiona i nazwiska ludzi, których kochacie. Skreślcie potem rodziców, swoje dzieci, sympatię, małżonka, dziadków, przyjaciela. Tych kochają również niewierzący. Sprawdźcie, czy na liście zostało wam jeszcze jakieś imię…”*

„Droga do wolności. Wskazówki na każdy dzień” to książka, o której można by pisać dużo i wiele ciekawych fragmentów można by w niej znaleźć i zacytować – tak wiele, że aż granice prawa cytatu musiałyby być przekroczone, żeby wypisać je wszystkie. Dlatego pozostaje mi tylko zachęcić Was do przeczytania tej książki, byście sami przekonali się o jej wartości. Książkę tę można przeczytać bardzo szybko (bo jest dość krótka i napisana prostym językiem), jednak jest to ten rodzaj książki, do której fragmentów po prostu warto wracać, zastanawiać się nad nimi, a nawet – rady zawarte w tych fragmentach warto stosować w praktyce, każdego dnia.

___________________
* Cytat pochodzi z książki: Ks. Piotr Pawlukiewicz, Droga do wolności. Wskazówki na każdy dzień, Wydawnictwo Znak, Kraków 2024, s. 121.

Bóg dał nam wolność w działaniu – myślę, że nikt nie powinien mieć co do tego żadnych wątpliwości. Możemy czynić wszystko, co tylko chcemy; ograniczać nas mogą chyba tylko kwestie finansowe, zdrowotne czy społeczne (na przykład uregulowane w normach prawnych czy ogólnie przyjętych zasadach postępowania). Chociaż człowiek – istota kreatywna obdarzona rozumem – czasami i te...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Druga wojna światowa była pełna okrucieństwa, którego nie sposób opisać w kilku zdaniach. W tamtym okresie zostało zabitych wielu niewinnych ludzi, a wśród nich było wiele osób pochodzenia żydowskiego. O ogromnie zła, którego doświadczyli Żydzi w czasie II wojny światowej, już kilka publikacji powstało, nadal jednak nie została opowiedziana cała historia. Nieco więcej o tym, co działo się podczas II wojny światowej w Holandii, można przeczytać w najnowszej książce Niny Siegal „Pamiętnikarze. Druga wojna światowa w Holandii słowami jej naocznych świadków”.

Być może część osób pamięta historię Anne Frank, dziewczyny, która w czasie wybuchu II wojny światowej miała 13 lat. Anne Frank przez około dwa lata, w czasie kiedy wspólnie ze swoją rodziną się ukrywała, pisała dziennik, który po wojnie został wydany, a później także przetłumaczony na wiele języków. Jej dziennik jednak nie był jedynym, który został napisany w czasie wojny. Jak napisał Emanuel Ringelblum, „[p]isali wszyscy. Dziennikarze i pisarze – rzecz jasna – ale także nauczyciele, osoby publiczne, młodzież, nawet dzieci. […] Spisano ogromną liczbę wspomnień, ale zdecydowana ich większość uległa zniszczeniu” (*cytat pochodzi z fragmentu, który został umieszczony we wprowadzeniu do niniejszej książki, brak numeracji).

Część wspomnień udało się jednak ocalić. I tę część postanowiła przeanalizować dziennikarka i pisarka Nina Siegal. To, że zainteresowała się ona historią Żydów, którzy mieszkali w Holandii w czasie II wojny światowej, nie było przypadkowe. Dziennikarka przede wszystkim chciała lepiej poznać i zrozumieć historię swojej rodziny. Jej dziadek był ocalałym – czyli osobą, której udało się przeżyć w obozie koncentracyjnym. Wojnę przeżyła także jej matka, która w czasie jej trwania, musiała się ukrywać.

Autorka w swojej książce „Pamiętnikarze. Druga wojna światowa w Holandii słowami jej naocznych świadków” zaprezentowała fragmenty pochodzące z dzienników dziewięciu różnych osób, które w czasie II wojny światowej zajmowały się różnymi rzeczami (nie każda z tych osób miała żydowskie pochodzenie). Nina Siegal, oprócz zaprezentowania tych wybranych fragmentów dzienników, na kartach 464-stronicowej publikacji opisała najważniejsze fakty dotyczące życia mieszkańców Holandii w czasie II wojny światowej oraz po niej. Książka została podzielona na cztery części i obejmuje ona takie okresy jak: okupacja (maj 1940 – maj 1941), prześladowania i deportacje (kwiecień 1942 – luty 1944), ku wyzwoleniu (maj 1944 – maj 1945) oraz wojna w pamięci (maj 1945 – maj 2022).

Nina Siegal z pewnością nadal nie wyczerpała tematu dotyczącego losu Żydów oraz społeczności Holandii z okresu II wojny światowej. Cieszę się jednak, że ta książka została wydana, i mam nadzieję, że trafi ona do jak najszerszego grona odbiorców, których interesuje ten temat. Może to „nie nasza historia”, jednak myślę, że ważne jest, aby pamiętać o tych wydarzeniach i o tych ludziach oraz przekazywać dalej – smutne, ale zarazem piękne – historie ich życia.

Druga wojna światowa była pełna okrucieństwa, którego nie sposób opisać w kilku zdaniach. W tamtym okresie zostało zabitych wielu niewinnych ludzi, a wśród nich było wiele osób pochodzenia żydowskiego. O ogromnie zła, którego doświadczyli Żydzi w czasie II wojny światowej, już kilka publikacji powstało, nadal jednak nie została opowiedziana cała historia. Nieco więcej o...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Radość jest tak niezwykle potrzebna w naszym życiu, a – zdaje się – tak rzadko jej doświadczamy; tak rzadko zdajemy sobie sprawę z tego, jak wiele możemy mieć powodów do radości, chociaż powody te nie zawsze są tak oczywiste. Ksiądz Grzegorz Strzelczyk w swojej najnowszej książce „Ćwiczenia z radości” prezentuje czytelnikom kilka szczególnych momentów, które mogą, a nawet powinny wywoływać w nas radość.

Ksiądz Grzegorz Strzelczyk, teolog, autor wielu książek, w swojej najnowszej publikacji poruszył temat radości. Czasami może nam się wydawać, że tych powodów do radości w codziennym życiu jest niewiele. Być może w toku różnych nieprzyjemnych doświadczeń wydaje nam się, że nie mamy żadnych podstaw, aby cieszyć się z czegokolwiek. Tymczasem ks. Strzelczyk w książce „Ćwiczenia z radości” przekonuje nas, że jako katolicy możemy – a nawet powinniśmy – cieszyć się między innymi z darów Ducha Świętego, z wcielenia, ze stworzenia czy zmartwychwstania.

Książka ta nie jest jednak przeznaczona wyłącznie dla osób wierzących. Myślę, że może się ona spodobać wszystkim osobom, które w natłoku codziennych spraw chciałyby się na chwilę zatrzymać i pomyśleć nad tym, gdzie i w czym można szukać radości. Być może jej dzisiaj nie doświadczamy, może myślimy, że pojęcie radości jest nam obce – ks. Strzelczyk w „Ćwiczeniach z radości” udowadnia, że radość jest dla każdego, czasami tylko trzeba uważniej jej szukać, a ta książka zdecydowanie pomaga odnaleźć utraconą (lub jeszcze nieodnalezioną) radość.

Książka ta jest idealna do refleksji nad własną radością: nad tym, jaka ona jest, czy jest autentyczna i czy na pewno przeżywam ją świadomie; a może jest coś, co moją radość blokuje? Ta książka co prawda nie sprawi, że nagle zaczniemy ze wszystkiego się cieszyć, ale może pomóc nam zrozumieć istotę prawdziwej radości – takiej, która wypływa z wnętrza, a nie jest tylko wywołana jakimś codziennym (lub niecodziennym) wydarzeniem. Zdecydowanie polecam „Ćwiczenia z radości” na kończący się już okres Wielkiego Postu, ale nie tylko – każdy okres jest dobry, aby zadbać o siebie i o swoją radość.

***

„Ćwiczenia z radości” to już trzecia publikacja ks. Grzegorza Strzelczyka, która ukazała się w tej serii. Wcześniej Wydawnictwo Znak wydało także „Ćwiczenia ze szczęścia” oraz „Ćwiczenia z odwagi”. Myślę, że wszystkie te książki przede wszystkim przypominają o tym, że są pewne wartości, o które człowiek powinien szczególnie się troszczyć – a w trosce o te wartości może wspomóc nas chociażby lektura takich książek, dzięki którym możemy „ćwiczyć” umiejętności poszukiwania, odkrywania i doświadczania radości, szczęścia czy też odwagi.

Radość jest tak niezwykle potrzebna w naszym życiu, a – zdaje się – tak rzadko jej doświadczamy; tak rzadko zdajemy sobie sprawę z tego, jak wiele możemy mieć powodów do radości, chociaż powody te nie zawsze są tak oczywiste. Ksiądz Grzegorz Strzelczyk w swojej najnowszej książce „Ćwiczenia z radości” prezentuje czytelnikom kilka szczególnych momentów, które mogą, a nawet...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Czy podejmując decyzję, która rzutuje na dalsze życie człowieka (lub raczej skazuje go na śmierć), można być pewnym tego, że czyni się dobrze i że to jedyna „słuszna” decyzja? Ten niełatwy temat kary śmierci, wciąż dozwolonej w niektórych stanach w USA, podjęła Christina Dalcher w swoim najnowszym thrillerze zatytułowanym „Wyrok”.

Justine Boucher jest doświadczonym prokuratorem. Od czasów studiów prawniczych stanowczo opowiadała się przeciw karze śmierci. Także głównie dzięki jej staraniom wprowadzono w USA ustawę, która w swoim założeniu ma powstrzymywać prokuratorów przed zbyt pochopnym skazaniem jakiegokolwiek człowieka na śmierć, nawet jeśli rzeczywiście jest winny. Ustawa ta zakłada, że w przypadku niesłusznego skazania danej osoby na karę śmierci – jeśli po wykonaniu egzekucji pojawią się dowody wskazujące na to, że ta osoba była niewinna – to prokurator, który ją skazał, musi ponieść za to odpowiedzialność… i także zostać skazanym na tę samą karę.

Zaproponowane przez Justine przed laty rozwiązanie wydaje się słuszne i powinno ono skłaniać prokuratorów do większej refleksji przed wydaniem tak poważnego wyroku… Co jednak, gdy prokurator się pomyli i niewinna osoba zostanie zabita? Czy przed skazaniem prokuratora także nie ma odwrotu?

Christina Dalcher swoją książkę pt. „Wyrok” napisała z dwóch perspektyw – prokurator Justine Boucher oraz więźnia nr 39384 (Jake’a Milforda), który został skazany na karę śmierci. Historie obojga tych bohaterów są różne, nie są one tak oczywiste, jak mogłoby się wydawać. Te historie pokazują jednak, że wydanie wyroku na człowieka – chyba – nigdy nie może być pewne… Chyba że rzeczywiście „zasługuje” on na śmierć.

Kara śmierci to najsurowsza kara, na jaką można skazać człowieka. Kara, od której nie ma odwrotu i która zabiera człowiekowi jakąkolwiek nadzieję na bycie wolnym. Wyklucza ona wszelkie możliwości okazania skruchy, prawdziwego żalu czy szczerej chęci naprawienia tego, co się zrobiło (chociaż zabójstwa nie można tak po prostu „naprawić”). Ale może kara śmierci jest słuszna w przypadku, gdy skazany popełnił wyjątkowo okrutną zbrodnię? Tylko czy zawsze możemy być pewni tego, że ktoś rzeczywiście jest „winny”. Czy samo przyznanie się do winny świadczy o faktycznej winie i musi zwiastować koniec?

„Wyrok” Christiny Dalcher to thriller jakich wiele. Nie jest oparty na faktach, a jednak zmusza on czytelnika do głębokiej refleksji – czy tego chce, czy nie chce. Na temat kary śmierci można mieć jednoznaczne stanowisko. Książka ta pokazuje jednak, że w tej kwestii takie „oczywiste stanowisko” wcale nie musi być oczywiste. „Wyrok” wywołał u mnie wiele skrajnych odczuć i chyba właśnie dlatego uważam, że warto sięgnąć po tę książkę. Pokazuje ona, że nie ma prostych rozwiązań – każde rozwiązanie niesie za sobą jakieś konsekwencje, nawet jeśli jest ono podejmowane „w dobrej wierze”.

Czy podejmując decyzję, która rzutuje na dalsze życie człowieka (lub raczej skazuje go na śmierć), można być pewnym tego, że czyni się dobrze i że to jedyna „słuszna” decyzja? Ten niełatwy temat kary śmierci, wciąż dozwolonej w niektórych stanach w USA, podjęła Christina Dalcher w swoim najnowszym thrillerze zatytułowanym „Wyrok”.

Justine Boucher jest doświadczonym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

To, co niezbadane, nieodkryte, tajemnicze, naturalnie wzbudza ludzką ciekawość. Taką ciekawość powinna wywoływać także najnowsza powieść Seana Adamsa pt. „To coś w śniegu”, bowiem „to coś”… jest nietypowe. Ale o tym musicie przekonać się sami!

W Instytucie Północnym – w miejscu znajdującym się z dala od jakiejkolwiek cywilizacji, gdzie wiecznie panuje zima – obecnie przebywa jeden naukowiec, który bada „uczucie zimna”, oraz trzech pracowników administracyjnych, którzy wykonują różne prace – z pozoru takie nieznaczące, wydawałoby się – nie mające większego sensu. Ogólnie ich praca jest dość monotonna, a każdy dzień jest łudząco podobny do poprzedniego.

Któregoś dnia jeden z pracowników dostrzega na śniegu „dziwną rzecz”, obiekt, którego żaden z jego współpracowników nie potrafi ani zidentyfikować, ani nazwać. Od tego momentu to, co widzą za oknem, absorbuje ich bardziej niż dotychczasowe obowiązki; obiekt na śniegu rozprasza ich myśli i odwraca ich uwagę na każdym kroku. Z czasem – wykonując swoje cotygodniowe obowiązki – pracownicy obserwują w budynku Instytutu także różne inne niepokojące zjawiska. Czy to możliwe, że tajemniczy obiekt w śniegu jest „odpowiedzialny” za zmiany w ich otoczeniu?

„To coś w śniegu” to powieść, która zawiera w sobie elementy thrillera psychologicznego i satyry. Powieść ta już od samego początku wciąga czytelnika i pochłania jego myśli, tak aby jak najszybciej mógł odkryć, czym jest ten obiekt w śniegu i z czego wynikają wszystkie niepokojące zjawiska, których świadkami są pracownicy Instytutu Północnego. Dodatkowo krótkie rozdziały tej powieści zdecydowanie ułatwiają wciągnięcie się w jej fabułę.

Mnie powieść Seana Adamsa wciągnęła bardziej, niż się spodziewałam. Każdy kolejny rozdział zachęcał mnie do tego, aby jak najszybciej przekonać się, jak będzie przebiegał kolejny dzień pracowników Instytutu Północnego, a jednocześnie „to coś w śniegu” intrygowało mnie równie bardzo jak samych pracowników Instytutu. Powieść ta trzyma w napięciu do samego końca, a zakończenie… cóż – jest równie nieprzewidywalne i zabarwione sarkazmem jak cała powieść. Mimo wszystko polecam i uważam, że książka ta jest warta uwagi!

To, co niezbadane, nieodkryte, tajemnicze, naturalnie wzbudza ludzką ciekawość. Taką ciekawość powinna wywoływać także najnowsza powieść Seana Adamsa pt. „To coś w śniegu”, bowiem „to coś”… jest nietypowe. Ale o tym musicie przekonać się sami!

W Instytucie Północnym – w miejscu znajdującym się z dala od jakiejkolwiek cywilizacji, gdzie wiecznie panuje zima – obecnie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Lubię czytać takie wspomnienia, być może stąd tak wysoka moja opinia. Autor szczerze opowiada o swoich początkach pracy jako młody lekarz, który w przyszłości chciałby być psychiatrą. Opowiada także o swoich poszukiwaniach życiowej partnerki oraz o zawodach miłosnych... Być może ta książka to wspomnienia jak każde inne, być może nie ma w nich nic wyjątkowego... Mnie jednak interesuje temat psychiatrii, dlatego zdecydowałam się po nią sięgnąć. I nie zawiodłam się - autor, przynajmniej moim zdaniem, opowiada o swojej pracy bez większego tabu, o tym, że pomimo wiedzy nie zawsze było mu łatwo i też wielu rzeczy musiał się uczyć... A jednak w końcu nastąpił happy end. Może trochę za krótka była ta książka... no ale każdą historię (i każdy rozdział) trzeba kiedyś zakończyć :)

Lubię czytać takie wspomnienia, być może stąd tak wysoka moja opinia. Autor szczerze opowiada o swoich początkach pracy jako młody lekarz, który w przyszłości chciałby być psychiatrą. Opowiada także o swoich poszukiwaniach życiowej partnerki oraz o zawodach miłosnych... Być może ta książka to wspomnienia jak każde inne, być może nie ma w nich nic wyjątkowego... Mnie jednak...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Wydaje mi się, że pierwsza część była jakoś mniej przewidywalna. Pomijając fakt, że nie bardzo rozumiem ideę komedii kryminalnej (bo zarówno elementów komediowych, jak i kryminalnych w tej książce jest niewiele), książka ta jest dość wciągająca i przyjemnie się ją czyta. Niemniej przed autorką stoi duże wyzwanie stworzenia kolejnej części (mam nadzieję, że ostatniej, bo kontynuowanie tego naprawdę nie ma sensu); części, która pozwoli utwierdzić czytelnika w przekonaniu, że ta seria jednak nie jest najgorsza... Dla mnie część 1 była fajna, część 2 trochę słaba, ale od części trzeciej potrzebuję wielkiego WOW! Mam nadzieję, że tak będzie i się nie zawiodę!

Wydaje mi się, że pierwsza część była jakoś mniej przewidywalna. Pomijając fakt, że nie bardzo rozumiem ideę komedii kryminalnej (bo zarówno elementów komediowych, jak i kryminalnych w tej książce jest niewiele), książka ta jest dość wciągająca i przyjemnie się ją czyta. Niemniej przed autorką stoi duże wyzwanie stworzenia kolejnej części (mam nadzieję, że ostatniej, bo...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Czasami można mieć wielkie, wspaniałe marzenia… Jednak głos rozsądku niekiedy je zabija i każe robić to, co jest bardziej „poważne”, lepiej opłacalne i przede wszystkim pewniejsze w realizacji (choć niekoniecznie łatwiejsze). Myślę, że historia Hayley Anderson, głównej bohaterki powieści Agnieszki Kareckiej „Stars Among Us” trochę podpowiada czytelnikom, że czasem jednak warto słuchać serca – choć nie jest ono tak mądre jak rozum.

Hayley w wieku dwunastu lat straciła rodziców – zginęli w wypadku samochodowym, śpiesząc na jej wstęp konkursowy, podczas którego miała wykonać piosenkę „True Colors” Cyndi Lauper. Hayley od tego momentu przestała interesować się muzyką, przestała śpiewać, a zamiast tego wzięła się poważnie za naukę, żeby móc dostać się na medycynę i w przyszłości jako lekarz pomagać ludziom.

Od śmierci rodziców wychowywała ją babcia, której stan zdrowia niespodziewanie się pogarsza i trafia do szpitala. Okazuje się, że opiekę prawną nad Hayley musi przejąć ktoś inny z jej rodziny… A dokładnie jej ciotka, siostra jej zmarłej mamy. Hayley oprócz nowego opiekuna prawnego musi także zmienić szkołę… i tak trafia do Szkoły dla Idoli, czyli szkoły dla uzdolnionej muzycznie młodzieży; młodzieży, która dzięki nauce w tej szkole – ale zwłaszcza dzięki swojej ciężkiej pracy – ma szansę w przyszłości podpisać kontrakt z wytwórnią muzyczną i odnieść muzyczny sukces. Jak Hayley odnajdzie się w nowym miejscu, wśród nowych znajomych i jak poradzi sobie w szkole, która przyniesie jej wiele wyzwań?

Do książki „Stars Among Us” podeszłam z jednej strony z dużą ciekawości, ale z drugiej – właściwie nie wiedziałam, czego mogę się w niej spodziewać. Gdzieniegdzie przewijały mi się pozytywne opinie na temat tej książki, jednak musiałam sama przekonać się, o czym właściwie ona jest i czy warto ją polecać.

Teraz mogę powiedzieć, że warto i że polecam. „Stars Among Us” Agnieszki Kareckiej to książka, która opowiada historię niezwykle wrażliwej dziewczyny, która od śmierci rodziców chyba trochę przestała dbać o siebie, o swoje potrzeby i przede wszystkim o to, co tak naprawdę w życiu sprawia jej radość. Przypadek (może przeznaczenie) sprawia, że dostaje od życia wielką szansę, aby spełnić swoje marzenie. Czy ją wykorzysta? Żeby się dowiedzieć, musicie sami przeczytać tę książkę, do czego gorąco zachęcam. Ja mogę powiedzieć tylko tyle, że książka ta jest bardzo nieprzewidywalna i wielokrotnie mnie ona zaskakiwała. Nieustanie jednak kibicowałam głównej bohaterce, aby podejmowała właściwe wybory :)

Bonusem w książce jest playlista, która jeszcze bardziej pomaga „poczuć” życie i zmagania siedemnastoletniej Hayley Anderon.

Czasami można mieć wielkie, wspaniałe marzenia… Jednak głos rozsądku niekiedy je zabija i każe robić to, co jest bardziej „poważne”, lepiej opłacalne i przede wszystkim pewniejsze w realizacji (choć niekoniecznie łatwiejsze). Myślę, że historia Hayley Anderson, głównej bohaterki powieści Agnieszki Kareckiej „Stars Among Us” trochę podpowiada czytelnikom, że czasem jednak...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Okres studiów to czas, który rządzi się swoimi prawami. Młodzi ludzie często zmieniają swoje dotychczasowe przyzwyczajenia, a także często imprezy przeważają nad nauką. Czas studiów to dla niektórych osób także idealny czas, żeby znaleźć swoją miłość, osobę, z którą spędzi się swoje dalsze życie. Właśnie takie plany miała Maggie Carpenter, główna bohaterka książki Chanel Cleeton „I See London”, dla której okres studiów miał być wyjątkowym, niezapomnianym czasem pełnym życiowych zmian.

Maggie rozpoczyna nowy etap w swoim życiu – rozpoczyna studia w International School w Londynie. Co prawda nie są to studia na wymarzonym przez nią Uniwersytecie Harvarda, jednak studia w Wielkiej Brytanii są dla niej szansą na wielką zmianę w jej życiu – szansą, która być może w końcu pozwoli jej na niezależne, samodzielne życie.

Podczas pobytu w Londynie Maggie poznaje dwóch chłopaków i z obydwoma wiążą ją odmienne relację. Pragnie, aby jej „pierwszy raz” był wyjątkowy, jednak wybór „odpowiedniego” mężczyzny wcale nie jest taki prosty… Czy dokona właściwego wyboru – wyboru, który spowoduje, że będzie spełniona i szczęśliwa?

„I See London” to książka, którą – gdy tylko wpadła w moje ręce – chciałam przeczytać w jeden dzień. Niestety tak szybko się nie udało, jednak od pierwszych stron bardzo mnie ona wciągnęła. Akcja tej książki, moim zdaniem, w żadnym momencie nie była monotonna – wręcz przeciwnie: każdy kolejny rozdział wciągał mnie coraz bardziej. I coraz mocniej chciałam, aby niektóre wątki zostały bardziej rozwinięte, aby w niektórych momentach ta akcja nabrała tempa.

Po przeczytaniu „I See London” myślę, że mogę powiedzieć, że jest to książka, która wyzwala wiele emocji, wielokrotnie trzyma w napięciu, a ostatecznie pozostawia wielki niedosyt. Choć ten niedosyt odczuła zapewne także Maggie, główna bohaterka książki, która po wspaniałym roku na studiach w Londynie wraca na wakacje w swoje rodzinne strony do Karoliny Południowej – właśnie tak kończy się „I See London”, choć nie jest to duży spoiler: raczej jest to wprowadzenie do drugiego tomu serii napisanej przez Chanel Cleeton.

Tę książkę oceniam pozytywnie. Pozwoliła mi ona spędzić pod kocem kilka przyjemnych, jesiennych wieczorów. Czyta się ją lekko i bardzo szybko, i spodobała mi się na tyle, że już nie mogę doczekać się drugiego tomu.

Okres studiów to czas, który rządzi się swoimi prawami. Młodzi ludzie często zmieniają swoje dotychczasowe przyzwyczajenia, a także często imprezy przeważają nad nauką. Czas studiów to dla niektórych osób także idealny czas, żeby znaleźć swoją miłość, osobę, z którą spędzi się swoje dalsze życie. Właśnie takie plany miała Maggie Carpenter, główna bohaterka książki Chanel...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Szczęście i miłość mogą być bliżej, niż myślimy. Czasami wystarczy „żyć chwilą”, by to odkryć i zrozumieć. Tak jak odkryli to Anton i Liwia – bohaterowie powieści Irminy Marii „Broken Wings”. A odkryli to w momencie, gdy przestali szukać szczęścia w marzeniu o idealnej miłości czy podróży do „lepszego miejsca na ziemi”.

Życie Antona dalekie jest od życia idealnego i beztroskiego. Od dzieciństwa ze swoimi problemami musiał radzić sobie sam; matka zostawiła go, zanim osiągnął pełnoletność, a ojciec trafił do więzienia. Po ukończeniu osiemnastu lat Anton sam musiał się utrzymywać i opłacać mieszkanie. Pracował jako fotograf i choć praca ta sprawiała mu dużo satysfakcji, to jednak nie chciał wykonywać jej tylko z konieczności zarobienia pieniędzy – chciał się rozwijać, być coraz lepszym, a w przyszłości mieć własną pracownię fotograficzną.

Życie Liwii tylko z pozoru jest lustrzany odbiciem życia, jakie wiedzie Anton. Dziewczyna wychowuje się w pełnej rodzinie, rodzicie zapewniają jej wszystko, czego potrzebuje, a także zależy im, aby Liwia miała dobre wyniki w nauce i żeby dostała się na dobre studia. Liwia natomiast chciałaby dostać się do łódzkiej filmówki; pisanie scenariuszy od zawsze było jej wielką pasją i właśnie w tym kierunku chciałaby się rozwijać… czego niestety nie popierają jej rodzice.

Liwia i Anton, aby rozwijać swoje umiejętności i realizować artystyczne pasje, postanawiają wziąć udział w internetowym kursie „wyzwól artystę”. Kurs ten da także początek ich znajomości. Czy internetowa znajomość okaże się początkiem ich przyjaźni?

Książka „Broken Wings” autorstwa Irminy Marii napisana jest z dwóch różnych perspektyw; perspektyw dwóch nastolatków, którzy w swoim życiu zmagają się z odmiennymi problemami. Połączą ich dwie rzeczy – udział w internetowym kursie i… artystyczne pasje.

Czytanie „Broken Wings” rozpoczęłam od perspektywy Antona i już od pierwszych stron byłam zachwycona sposobem, w jaki Autorka kreowała myśli bohatera, oraz tym, jak opisywała jego codzienność. W słowach, które czytałam, nie zauważyłam ani odrobiny „sztuczności”; miałam wrażenie, że czytam o zwykłym nastolatku, który przedstawia mi swój normalny dzień: nieidealny, niekreowany, bez makijażu, pełen ciosów od życia, smutku, cierpienia… a nawet łez, choć przecież „chłopaki nie płaczą”. Te opisy czasami były długie, czasami przeważały nad dialogami… Jednak zdecydowanie mnie nie nużyły. Z wielką ciekawością poznałam historię obu tych nastolatków.

„Broken Wings” to książka, która wywołała u mnie wiele emocji – zarówno tych pozytywnych, jak i negatywnych. Zdecydowanie nie można o niej powiedzieć, że jest to „słodka książka dla nastolatków”, choć jej okładka mogłaby to sugerować (ale i tak jest ona przepiękna!). „Broken Wings” porusza ważne dla nastolatków tematy (jak np. przyjaźń, miłość, relacje z rodzicami czy akceptacja swojego wyglądu). Tematy te jednak nie są przesadnie „koloryzowane”, są one pokazane bardzo realistycznie, „bez filtra”.

Moim zdaniem książka ta zdecydowanie jest warta uwagi każdego młodego czytelnika, a zwłaszcza tego, który niedługo kończy szkołę średnią i zadaje sobie pytanie: „Co dalej?”. Ta książka może być inspiracją!

Szczęście i miłość mogą być bliżej, niż myślimy. Czasami wystarczy „żyć chwilą”, by to odkryć i zrozumieć. Tak jak odkryli to Anton i Liwia – bohaterowie powieści Irminy Marii „Broken Wings”. A odkryli to w momencie, gdy przestali szukać szczęścia w marzeniu o idealnej miłości czy podróży do „lepszego miejsca na ziemi”.

Życie Antona dalekie jest od życia idealnego i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Być może, aby osiągnąć sukces i dobrze zarabiać, wcale nie trzeba być wielkim prymusem, mieć zawsze świetne oceny czy ukończyć najlepszy uniwersytet w Stanach Zjednoczonych – choć to czasami może być pożądane przez wielu wpływowych ludzi i może wzbudzać ich zaufanie. O wiele ważniejsze w osiąganiu sukcesów – a przede wszystkim w robieniu interesów – są jednak wysoko rozwinięte zdolności intelektualne oraz spryt. A tych cech z pewnością nie były pozbawione Ava i Winnie – główne bohaterki powieści Kirstin Chen „Podróbka”.

Dwie młode Amerykanki azjatyckiego pochodzenia postanawiają zbić interes na podróbkach torebek znanych marek. Obie są przy tym niezwykle przebiegłe i dyskretne. Doskonale wiedzą, czego chcą, ważne jednak, aby nie dowiedział się o tym nikt inny.

Ava – po ukończeniu studiów prawniczych na jednej z lepszych uczelni w Stanach Zjednoczonych – wychodzi za mąż za cenionego chirurga, a później także zostaje matką Henriego, choć macierzyństwo okazuje się dla niej nie lada wyzwaniem. Życie Avy zmienia się niemal o 180 stopni, gdy ponownie spotyka Winnie.

Winnie przez pewien czas studiowała wspólnie z Avą, jednak ostatecznie zrezygnowała ze studiów. Po 20 latach niespodziewanie postanawia odnowić z nią znajomość, ponieważ… potrzebuje wspólniczki, dzięki której będzie mogła rozwijać swój „biznes”; wspólniczki z amerykańskim paszportem, której nikt nie śmie podejrzewać o nielegalne interesy – a Ava okazuje się idealną kandydatką. Jak potoczy się ich współpraca? Czy uda się im dojść do porozumienia i osiągnąć sukces? Odpowiedź na te pytania znajdziecie w najnowszej powieści Kirstin Chen „Podróbka”.

Kiedy sięgałam po „Podróbkę”, właściwie wiedziałam, czego mogę się spodziewać – wiedziałam, że będzie to książka, która wciągnie mnie od pierwszych stron i nie pozwoli mi się nudzić. Nieco mniej przewidywalne są jednak główne bohaterki tej powieści – Winnie i Ava, które znają się od lat i… wiedzą o sobie więcej, niż wie czytelnik. Aby je poznać, trzeba z uwagą oddać się lekturze tej powieści.

To, na co warto zwrócić, mówiąc o tej książce, to jej oryginalność. Nie jest to romans, lecz ciekawa historia o dwóch niezależnych kobietach. I tym, co jeszcze wyróżnia tę powieść, jest lekkość. „Podróbka” to książka, którą można czytać w przerwach: przy kawie, przed snem, w tramwaju czy autobusie. Jest ona krótka, ale może też właśnie dlatego, że nie ma w niej wielu zawiłych wątków, to jest ona ciekawa i czytanie jej nie nuży.

„Podróbka” to lekka, wciągająca, przyjemna, a jednocześnie niesamowicie nieprzewidywalna książka. Jeśli chcecie więc odpocząć od „trudnych książek”, przy niej zdecydowanie to się uda.

Być może, aby osiągnąć sukces i dobrze zarabiać, wcale nie trzeba być wielkim prymusem, mieć zawsze świetne oceny czy ukończyć najlepszy uniwersytet w Stanach Zjednoczonych – choć to czasami może być pożądane przez wielu wpływowych ludzi i może wzbudzać ich zaufanie. O wiele ważniejsze w osiąganiu sukcesów – a przede wszystkim w robieniu interesów – są jednak wysoko...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

To, co czeka nas w życiu, jest niepewne. Droga, którą będziemy szli do obranych sobie celów, w każdej chwili może się zmienić. Nieunikniona porażka może doprowadzić nas do sukcesu… lub odwrotnie. Poznajcie historię Sarah Bernhardt, kobiety, w którą nie wierzyła nawet własna matka – a jednak stała się ikoną i inspiracją dla wielu młodych aktorek, które dzisiaj pragną być jak ona.

„Pamiętaj, aby wybrać życie, jakiego pragniesz” (s. 75)

Sarah do ósmego roku życia wychowywała się w małej, wiejskiej miejscowości. Jej dzieciństwo było spokojne i niemal beztroskie aż do momentu przyjazdu jej matki. Sarah niestety musiała opuścić zielone lasy Bretanii i wspólnie z matką zamieszkać w zupełnie nowym dla siebie miejscu – w Paryżu.
Jej wyjazd z miejsca, w którym się wychowała, wiązał się także ze zmianą jej dotychczasowych przyzwyczajeń. Styl życia Julii, matki Sarah, sprawił, że nie była ona w stanie wychowywać córki jak „idealna matka”, dlatego dziewczyna trafiła do szkoły z internatem prowadzonej przez siostry zakonne – to miejsce musiało zastąpić jej kochający dom, ukształtować i nauczyć walczyć o wyznaczone sobie cele.

A jednym z celów Sarah było to, aby nie stać się taka jak jej matka. Za wszelką cenę pragnęła uniknąć bycia kurtyzaną; chciała być kobietą niezależną od mężczyzn i osiągać sukcesy, których była warta. Dziewczyna marzyła, aby zostać aktorką, i choć jej matka wcale nie popierała jej pomysłu, Sarah postanowiła stanowczo zawalczyć o swoją przyszłość, o swoje dalsze, szczęśliwe życie.

Powieść biograficzna napisana przez C.W. Gortnera to niezwykle inspirująca historia o kobiecie, która pomimo licznych przeszkód dążyła do wyznaczonego sobie celu. Przeciwstawiała się zdaniu matki, wielokrotnie musiała „udowadniać” swój talent aktorski. Jej droga do osiągnięcia sukcesu nie była łatwa – a wręcz wiązała się z licznymi upokorzeniami ze strony innych ludzi – Sarah Bernhardt nigdy jednak nie zrezygnowała ze swoich planów… i to doprowadziło do tego, że osiągnęła to, czego chciała.

Historia aktorki Sarah Bernhardt moim zdaniem warta jest poznania i myślę, że może stanowić ona motywację do tego, aby walczyć o swoje marzenia i spełniać je. Dla mnie ta historia była po prostu niesamowita. I przywróciła mi wiarę – ale nie w ludzi. Przywróciła mi wiarę w samą siebie; wiarę, która jest w moim wnętrzu i która mi podpowiada, że „Możesz osiągnąć to, czego pragniesz”.

Na razie ta książka zasługuje na miano najlepszej książki, którą przeczytałam w tym roku. Czy jakaś inna powieść mnie jeszcze zaskoczy…? Zobaczymy!

To, co czeka nas w życiu, jest niepewne. Droga, którą będziemy szli do obranych sobie celów, w każdej chwili może się zmienić. Nieunikniona porażka może doprowadzić nas do sukcesu… lub odwrotnie. Poznajcie historię Sarah Bernhardt, kobiety, w którą nie wierzyła nawet własna matka – a jednak stała się ikoną i inspiracją dla wielu młodych aktorek, które dzisiaj pragną być jak...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Przebywała u boku księżniczek – Elżbiety i Małgorzaty – przez siedemnaście lat, wychowywała je prawie jak ich matka. Jej życie jednak nie było „jak z bajki”. Pełniła funkcję, która była wyjątkowa, wiedziała o tym, a jednak w głębi duszy pragnęła czegoś „więcej”… Czego? Aby się dowiedzieć, wsłuchajcie się w głos Marion Crawford, której historia została przestawiona w powieści historycznej pt. „Królewska guwernantka” napisanej przez Wendy Holden.

Marion Crawford od młodzieńczych lat wiedziała, że chciałaby pracować jako nauczycielka, a szczególnie czuła powołanie do pracy w dzielnicach biedoty; pragnęła, aby także te najbiedniejsze dzieci miały dostęp do edukacji. Zamiast pracy w slumsach, dostała jednak propozycję zostania królewską guwernantką: miała nauczać przyszłą królową Wielkiej Brytanii Elżbietę oraz jej młodszą siostrę Małgorzatę. Przyjęła tę pracę, lecz w sercu nie zapominała o najuboższych; jej celem, pracując dla rodziny królewskiej, było to, aby pokazać księżniczkom „prawdziwe życie”, nie tylko to królewskie, uprzywilejowane, wolne od trosk, lecz także to, w którym wychowywały się dzieci z mniej zamożnych rodzin.

Crawfie, jak pieszczotliwie była nazywana, przez siedemnaście lat była najbliżej księżniczek; towarzyszyła im w czasie poznawania świata, w ich rozwoju, a także była świadkiem wtedy, gdy doświadczały pierwszych zauroczeń płcią przeciwną. Poświęciła dla nich całe swoje życie, szczerze je kochała, a jednak czasami miała wrażenie, że jej poświęcenie nie było zauważane przez rodzinę królewską, a nawet przez same księżniczki. Te kilkanaście lat jej oddania poszło w zapomnienie, gdy zapragnęła, by ją doceniono. Czy oczekiwała zbyt wiele?

Nie spodziewałam się, że „Królewska guwernantka” wywoła we mnie tyle emocji. Co prawda nigdy nie interesowałam się rodziną królewską, a jednak bardzo chciałam poznać historię Marion Crawford, która nieco mnie intrygowała. Bardzo wciągnął mnie początek tej książki, a później nie mogłam oderwać się od zakończenia. A środek… Miałam wrażenie, że trochę mi się dłużył. Po tym, jak poznałam młodą Marion, pełną zapału, by kształcić dzieci, na kolejnych stronach ten entuzjazm nieco przygasł. Nauka Lilibet i Margaret dawała jej dużo radości, lecz nie było to to, czego pragnęła.

„Królewska guwernantka” niestety nie ma szczęśliwego zakończenia. Wendy Holden wykonała jednak ogrom wspaniałej pracy, dzięki czemu czytelnicy mają teraz okazję poznać bohaterkę, która wcześniej została niemal wymazana z kart historii. Autorka, korzystając także ze źródeł historycznych, starała się jak najwierniej odtworzyć wydarzenia z tego okresu, w którym Marion była guwernantką – i myślę, że jej się to udało.

Jeśli lubicie więc powieści historyczne, to historię tej guwernantki zdecydowanie warto poznać.

Przebywała u boku księżniczek – Elżbiety i Małgorzaty – przez siedemnaście lat, wychowywała je prawie jak ich matka. Jej życie jednak nie było „jak z bajki”. Pełniła funkcję, która była wyjątkowa, wiedziała o tym, a jednak w głębi duszy pragnęła czegoś „więcej”… Czego? Aby się dowiedzieć, wsłuchajcie się w głos Marion Crawford, której historia została przestawiona w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Myślę, że książka ta jest dobra dla młodszych czytelników, 12+. W moim przypadku była ona idealna na zastój czytelniczy. Jest niesamowicie wciągająca. I choć mniej więcej w połowie znałam rozwiązanie zagadki, kto jest autorem „papierowych serc”, które otrzymywała główna bohaterka, to jednak zakończenie było wielką niespodzianką.
Moim zdaniem powieść ta jest ciekawa i warto ją przeczytać jako coś lekkiego, w przerwie od „poważnych” lektur.

Myślę, że książka ta jest dobra dla młodszych czytelników, 12+. W moim przypadku była ona idealna na zastój czytelniczy. Jest niesamowicie wciągająca. I choć mniej więcej w połowie znałam rozwiązanie zagadki, kto jest autorem „papierowych serc”, które otrzymywała główna bohaterka, to jednak zakończenie było wielką niespodzianką.
Moim zdaniem powieść ta jest ciekawa i warto...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Niektóre tematy zwykło się traktować jako tematy tabu, czyli takie, o których nie mówi się głośno. Nie mówi się, bo nie wypada, może trochę wstyd, bo dotyczą one kwestii prywatnych… Takim tematem tabu dla niektórych jest także temat seksu – wiele osób nie tylko boi się na ten temat rozmawiać z dziećmi, ale także nie porusza tego tematu z partnerem. Tymczasem fakt, że o czymś nie mówimy, nie sprawia, że tego nie ma.
To, jak ważne – a czasem także korzystne dla wzmocnienia relacji dwojga ludzi – może być bezpośrednie komunikowanie o swoich potrzebach, przedstawia Marcin Michał Wysocki w swojej najnowszej powieści pt. „Więzy”.

„Więzy” to powieść erotyczna, która została napisana z perspektywy 44-letniej Hanny – od dwudziestu pięciu lat szczęśliwej mężatki, matki trojga dzieci, która postanowiła nieco urozmaicić swoje dotychczasowe życie i powiedzieć mężowi o swoich najskrytszych fantazjach seksualnych, i wspólnie z nim zacząć je realizować. Jej mąż – o dziwo – nie miał nic przeciwko i zgodził się na wszystko, co zaproponowała jego kobieta…

Gdy tylko przeczytałam zapowiedź tej książki, od razu wiedziałam, że będę chciała ją poznać, a także – że szybko okaże się ona hitem. Dzisiaj, czytając recenzję czytelników tej książki, myślę, że mogę potwierdzić moje przypuszczenia – książka ta znalazła swoich fanów, którzy docenili m.in. jej oryginalność (choć pewnie książce tej można przypisać także wiele innych cech). Mnie niestety ta powieść trochę rozczarowała.

Ogólnie autor otrzymuje ode mnie duży plus za otwarte podejście do tematu seksu, zwłaszcza seksu swingersów, o którym opowiada większa część tej książki, jednak miejscami, czytając ją, miałam wrażenie, że autora trochę poniosła wyobraźnia; przy kilku fragmentach uruchomiła się moja kobieca natura, a wraz z nią niezgoda na przedmiotowe traktowanie „płci pięknej”. Niestety w książce tej są takie fragmenty, przy których miałam wrażenie, że jednym zadaniem kobiety jest zaspokajanie mężczyzn niemających zbyt wiele szacunku do niej. Fragmenty te niestety spowodowały, że cały mój początkowy zachwyt tą książką i nadzieje, jakie z nią wiązałam, nagle zniknęły i pozostawały duże rozczarowanie.

W powieści tej główna bohaterka Hanna godziła się na wszystkie „szalone” fantazje seksualne (zarówno swoje, jak te, które pojawiły się w myślach i czynach jej partnerów seksualnych) i „chętnie” je realizowała. Ogólnie w samych tych opisach fantazji nie ma nic złego – a wręcz są one w powieściach erotycznych bardzo wskazane – w książce tej pojawiło się jednak kilka fragmentów, które bardzo mocno naruszyły moje granice / wykroczyły poza granice (mojej) przyzwoitości moralnej, i to właśnie przez te fragmenty (być może nieliczne, ale jednak) – co muszę przyznać z wielkim żalem – książka ta straciła w moich oczach. Być może wielu czytelników nawet nie zwróci na nie uwagi, ja niestety jestem wnikliwym i wymagającym czytelnikiem i te fragmenty wywołały u mnie właśnie taką, a nie inną reakcję.

Zaznaczam jednak, że ta recenzja to tylko moje subiektywne zdanie – być może książka ta po prostu nie była dla mnie, być może wymaga ona jeszcze większej otwartości niż moja. Jej wysoka ocena na różnych portalach czytelniczych chyba wskazuje na to, że „Więzy” wielu osobom się podobają – dlatego mam nadzieję, że książka ta trafi do większego grona odbiorców, którzy będą potrafili ją docenić.

Jeśli więc jesteście osobami, które lubią eksperymentować, a zwłaszcza są ciekawe tego, jak „od środka” wygląda styl życia swingersów, to ta książka zdecydowanie jest dla Was i zachęcam do jej poznania.

Niektóre tematy zwykło się traktować jako tematy tabu, czyli takie, o których nie mówi się głośno. Nie mówi się, bo nie wypada, może trochę wstyd, bo dotyczą one kwestii prywatnych… Takim tematem tabu dla niektórych jest także temat seksu – wiele osób nie tylko boi się na ten temat rozmawiać z dziećmi, ale także nie porusza tego tematu z partnerem. Tymczasem fakt, że o...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Zwierzęta – wielu z nas prawdopodobnie towarzyszą one na co dzień. Jesteśmy właścicielami psa, kota, rybek, chomika, a może po prostu kochamy konie lub wizyta w zoo za każdym razem wywołuje w nas ogromną radość… Ale czy zastanawialiśmy się kiedykolwiek nad „wyjątkowością” zwierząt? Czy mamy świadomość, że ich obecność może „uczyć nas życia”? O tym, jak wspaniałymi stworzeniami są zwierzęta, możemy przekonać się podczas lektury książki „Boscy przewodnicy. Jak zwierzęta uczą nas życia”.

Caryn Rivadeneira, autorka wspomnianej książki, od zawsze uwielbia zwierzęta. Czasem jednak miała wrażenie, że kocha je bardziej niż Boga, i to u niej – chrześcijanki – wywoływało nieco wyrzuty sumienia. Poprosiła więc Boga na modlitwie: „Jeśli nie kocham Cię tak, jak trzeba, pomóż” (s. 11). Owoce modlitwy nie są jednak widoczne od razu – Caryn stopniowo zaczęła zmieniać swój sposób patrzenia na zwierzęta: nadal je kochała, ale oprócz tego zaczęła także dostrzegać, że zwierzęta mogą zbliżyć nas do Boga oraz pozwalają nam Go lepiej zrozumieć.

I właśnie to odkrycie niesamowitego znaczenia zwierząt w ludzkim życiu sprawiło, że Caryn Rivadeneira postanowiła poświęcić zwierzętom swoją książkę. W publikacji „Boscy przewodnicy. Jak zwierzęta uczą nas życia” autorka zamieściła 11 opowieści o zwierzętach – bardzo różnych zwierzętach: psach, nietoperzach, wężach, jeżach i wielu innych – które mogą prowadzić ludzi do Boga, mogą być Boskimi przewodnikami w drodze do Nieba.

„Kiedy nareszcie zaczęłam wsłuchiwać się w zwierzęta, w to, co mówią nam choćby o miłości – czym jest miłość, jak się jej doświadcza – zrozumiałam, że być może kochałam Jezusa przez cały czas” (s. 14).

W książce „Boscy przewodnicy” opowieści o różnych zwierzętach przeplatają się z cytatami z Pisma Świętego, które… również mówią o zwierzętach. W swoich opowiadaniach autorka podejmuje próbę pokazania czytelnikowi swojego zachwytu nad zwierzętami stworzonymi przez Boga, a jednocześnie – aby jeszcze dosadniej pokazać działanie Boga w życiu człowieka – próbuje zestawić swoje historie z fragmentami Biblii. I choć niektóre zwierzęta (np. nietoperze) u części osób mogą budzić strach, to jednak jest w nich coś pociągającego, zwracającego uwagę – o czym z niezwykłą fascynacją tymi zwierzętami przekonuje nas autorka.

Podsumowując: „Boscy przewodnicy. Jak zwierzęta uczą nas życia” to książka, którą czyta się bardzo przyjemnie. Wielką jej zaletą jest też to, że jest w niej wiele ciekawostek, ale oprócz tego jest ona napisana prostym językiem, powiedziałabym nawet: językiem przyjaznym dla dzieci. I twierdząc tak, dużo się nie pomyliłam, ponieważ Caryn Rivadeneira jest także autorką książek dla dzieci. Myślę, że książka ta idealnie nadaje się do rodzinnego czytania: zarówno dorośli, jak i dzieci znajdą w niej ciekawe dla siebie treści.

A jako że piszę tę recenzję w takim przedświątecznym czasie, zdecydowanie polecam ją na prezent pod choinkę, moim zdaniem nadaje się idealnie!*

(*Choć jednym minusem podczas głośnego czytania dzieciom tej książki – moim zdaniem – może być to, że książka jest pisana w pierwszej osobie. No ale może nie każdemu będzie przeszkadzał fakt, że książka ta jest zbiorem osobistych doświadczeń [przemyśleń] autorki).

------
Cytaty, które pojawiły się w tej recenzji, pochodzą z książki: Caryn Rivadeneira, Boscy przewodnicy. Jak zwierzęta uczą nas życia, Wydawnictwo Znak, Kraków 2022.

Zwierzęta – wielu z nas prawdopodobnie towarzyszą one na co dzień. Jesteśmy właścicielami psa, kota, rybek, chomika, a może po prostu kochamy konie lub wizyta w zoo za każdym razem wywołuje w nas ogromną radość… Ale czy zastanawialiśmy się kiedykolwiek nad „wyjątkowością” zwierząt? Czy mamy świadomość, że ich obecność może „uczyć nas życia”? O tym, jak wspaniałymi...

więcej Pokaż mimo to