-
ArtykułyAgnieszka Janiszewska: Relacje między bliskimi potrafią się zapętlić tak, że aż kusi, by je zerwaćBarbaraDorosz2
-
ArtykułyPrzemysław Piotrowski odpowiedział na wasze pytania. Co czytelnikom mówi autor „Smolarza“?LubimyCzytać3
-
ArtykułyPięć książek na nowy tydzień. Szukajcie na nich oznaczenia patronatu Lubimyczytać!LubimyCzytać2
-
Artykuły7 książek o małym wielkim życiuKonrad Wrzesiński39
Biblioteczka
2024-03-18
2024-02-26
Czy podejmując decyzję, która rzutuje na dalsze życie człowieka (lub raczej skazuje go na śmierć), można być pewnym tego, że czyni się dobrze i że to jedyna „słuszna” decyzja? Ten niełatwy temat kary śmierci, wciąż dozwolonej w niektórych stanach w USA, podjęła Christina Dalcher w swoim najnowszym thrillerze zatytułowanym „Wyrok”.
Justine Boucher jest doświadczonym prokuratorem. Od czasów studiów prawniczych stanowczo opowiadała się przeciw karze śmierci. Także głównie dzięki jej staraniom wprowadzono w USA ustawę, która w swoim założeniu ma powstrzymywać prokuratorów przed zbyt pochopnym skazaniem jakiegokolwiek człowieka na śmierć, nawet jeśli rzeczywiście jest winny. Ustawa ta zakłada, że w przypadku niesłusznego skazania danej osoby na karę śmierci – jeśli po wykonaniu egzekucji pojawią się dowody wskazujące na to, że ta osoba była niewinna – to prokurator, który ją skazał, musi ponieść za to odpowiedzialność… i także zostać skazanym na tę samą karę.
Zaproponowane przez Justine przed laty rozwiązanie wydaje się słuszne i powinno ono skłaniać prokuratorów do większej refleksji przed wydaniem tak poważnego wyroku… Co jednak, gdy prokurator się pomyli i niewinna osoba zostanie zabita? Czy przed skazaniem prokuratora także nie ma odwrotu?
Christina Dalcher swoją książkę pt. „Wyrok” napisała z dwóch perspektyw – prokurator Justine Boucher oraz więźnia nr 39384 (Jake’a Milforda), który został skazany na karę śmierci. Historie obojga tych bohaterów są różne, nie są one tak oczywiste, jak mogłoby się wydawać. Te historie pokazują jednak, że wydanie wyroku na człowieka – chyba – nigdy nie może być pewne… Chyba że rzeczywiście „zasługuje” on na śmierć.
Kara śmierci to najsurowsza kara, na jaką można skazać człowieka. Kara, od której nie ma odwrotu i która zabiera człowiekowi jakąkolwiek nadzieję na bycie wolnym. Wyklucza ona wszelkie możliwości okazania skruchy, prawdziwego żalu czy szczerej chęci naprawienia tego, co się zrobiło (chociaż zabójstwa nie można tak po prostu „naprawić”). Ale może kara śmierci jest słuszna w przypadku, gdy skazany popełnił wyjątkowo okrutną zbrodnię? Tylko czy zawsze możemy być pewni tego, że ktoś rzeczywiście jest „winny”. Czy samo przyznanie się do winny świadczy o faktycznej winie i musi zwiastować koniec?
„Wyrok” Christiny Dalcher to thriller jakich wiele. Nie jest oparty na faktach, a jednak zmusza on czytelnika do głębokiej refleksji – czy tego chce, czy nie chce. Na temat kary śmierci można mieć jednoznaczne stanowisko. Książka ta pokazuje jednak, że w tej kwestii takie „oczywiste stanowisko” wcale nie musi być oczywiste. „Wyrok” wywołał u mnie wiele skrajnych odczuć i chyba właśnie dlatego uważam, że warto sięgnąć po tę książkę. Pokazuje ona, że nie ma prostych rozwiązań – każde rozwiązanie niesie za sobą jakieś konsekwencje, nawet jeśli jest ono podejmowane „w dobrej wierze”.
Czy podejmując decyzję, która rzutuje na dalsze życie człowieka (lub raczej skazuje go na śmierć), można być pewnym tego, że czyni się dobrze i że to jedyna „słuszna” decyzja? Ten niełatwy temat kary śmierci, wciąż dozwolonej w niektórych stanach w USA, podjęła Christina Dalcher w swoim najnowszym thrillerze zatytułowanym „Wyrok”.
Justine Boucher jest doświadczonym...
2024-02-01
To, co niezbadane, nieodkryte, tajemnicze, naturalnie wzbudza ludzką ciekawość. Taką ciekawość powinna wywoływać także najnowsza powieść Seana Adamsa pt. „To coś w śniegu”, bowiem „to coś”… jest nietypowe. Ale o tym musicie przekonać się sami!
W Instytucie Północnym – w miejscu znajdującym się z dala od jakiejkolwiek cywilizacji, gdzie wiecznie panuje zima – obecnie przebywa jeden naukowiec, który bada „uczucie zimna”, oraz trzech pracowników administracyjnych, którzy wykonują różne prace – z pozoru takie nieznaczące, wydawałoby się – nie mające większego sensu. Ogólnie ich praca jest dość monotonna, a każdy dzień jest łudząco podobny do poprzedniego.
Któregoś dnia jeden z pracowników dostrzega na śniegu „dziwną rzecz”, obiekt, którego żaden z jego współpracowników nie potrafi ani zidentyfikować, ani nazwać. Od tego momentu to, co widzą za oknem, absorbuje ich bardziej niż dotychczasowe obowiązki; obiekt na śniegu rozprasza ich myśli i odwraca ich uwagę na każdym kroku. Z czasem – wykonując swoje cotygodniowe obowiązki – pracownicy obserwują w budynku Instytutu także różne inne niepokojące zjawiska. Czy to możliwe, że tajemniczy obiekt w śniegu jest „odpowiedzialny” za zmiany w ich otoczeniu?
„To coś w śniegu” to powieść, która zawiera w sobie elementy thrillera psychologicznego i satyry. Powieść ta już od samego początku wciąga czytelnika i pochłania jego myśli, tak aby jak najszybciej mógł odkryć, czym jest ten obiekt w śniegu i z czego wynikają wszystkie niepokojące zjawiska, których świadkami są pracownicy Instytutu Północnego. Dodatkowo krótkie rozdziały tej powieści zdecydowanie ułatwiają wciągnięcie się w jej fabułę.
Mnie powieść Seana Adamsa wciągnęła bardziej, niż się spodziewałam. Każdy kolejny rozdział zachęcał mnie do tego, aby jak najszybciej przekonać się, jak będzie przebiegał kolejny dzień pracowników Instytutu Północnego, a jednocześnie „to coś w śniegu” intrygowało mnie równie bardzo jak samych pracowników Instytutu. Powieść ta trzyma w napięciu do samego końca, a zakończenie… cóż – jest równie nieprzewidywalne i zabarwione sarkazmem jak cała powieść. Mimo wszystko polecam i uważam, że książka ta jest warta uwagi!
To, co niezbadane, nieodkryte, tajemnicze, naturalnie wzbudza ludzką ciekawość. Taką ciekawość powinna wywoływać także najnowsza powieść Seana Adamsa pt. „To coś w śniegu”, bowiem „to coś”… jest nietypowe. Ale o tym musicie przekonać się sami!
W Instytucie Północnym – w miejscu znajdującym się z dala od jakiejkolwiek cywilizacji, gdzie wiecznie panuje zima – obecnie...
Lubię czytać takie wspomnienia, być może stąd tak wysoka moja opinia. Autor szczerze opowiada o swoich początkach pracy jako młody lekarz, który w przyszłości chciałby być psychiatrą. Opowiada także o swoich poszukiwaniach życiowej partnerki oraz o zawodach miłosnych... Być może ta książka to wspomnienia jak każde inne, być może nie ma w nich nic wyjątkowego... Mnie jednak interesuje temat psychiatrii, dlatego zdecydowałam się po nią sięgnąć. I nie zawiodłam się - autor, przynajmniej moim zdaniem, opowiada o swojej pracy bez większego tabu, o tym, że pomimo wiedzy nie zawsze było mu łatwo i też wielu rzeczy musiał się uczyć... A jednak w końcu nastąpił happy end. Może trochę za krótka była ta książka... no ale każdą historię (i każdy rozdział) trzeba kiedyś zakończyć :)
Lubię czytać takie wspomnienia, być może stąd tak wysoka moja opinia. Autor szczerze opowiada o swoich początkach pracy jako młody lekarz, który w przyszłości chciałby być psychiatrą. Opowiada także o swoich poszukiwaniach życiowej partnerki oraz o zawodach miłosnych... Być może ta książka to wspomnienia jak każde inne, być może nie ma w nich nic wyjątkowego... Mnie jednak...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-01-21
Wydaje mi się, że pierwsza część była jakoś mniej przewidywalna. Pomijając fakt, że nie bardzo rozumiem ideę komedii kryminalnej (bo zarówno elementów komediowych, jak i kryminalnych w tej książce jest niewiele), książka ta jest dość wciągająca i przyjemnie się ją czyta. Niemniej przed autorką stoi duże wyzwanie stworzenia kolejnej części (mam nadzieję, że ostatniej, bo kontynuowanie tego naprawdę nie ma sensu); części, która pozwoli utwierdzić czytelnika w przekonaniu, że ta seria jednak nie jest najgorsza... Dla mnie część 1 była fajna, część 2 trochę słaba, ale od części trzeciej potrzebuję wielkiego WOW! Mam nadzieję, że tak będzie i się nie zawiodę!
Wydaje mi się, że pierwsza część była jakoś mniej przewidywalna. Pomijając fakt, że nie bardzo rozumiem ideę komedii kryminalnej (bo zarówno elementów komediowych, jak i kryminalnych w tej książce jest niewiele), książka ta jest dość wciągająca i przyjemnie się ją czyta. Niemniej przed autorką stoi duże wyzwanie stworzenia kolejnej części (mam nadzieję, że ostatniej, bo...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-12-18
Czasami można mieć wielkie, wspaniałe marzenia… Jednak głos rozsądku niekiedy je zabija i każe robić to, co jest bardziej „poważne”, lepiej opłacalne i przede wszystkim pewniejsze w realizacji (choć niekoniecznie łatwiejsze). Myślę, że historia Hayley Anderson, głównej bohaterki powieści Agnieszki Kareckiej „Stars Among Us” trochę podpowiada czytelnikom, że czasem jednak warto słuchać serca – choć nie jest ono tak mądre jak rozum.
Hayley w wieku dwunastu lat straciła rodziców – zginęli w wypadku samochodowym, śpiesząc na jej wstęp konkursowy, podczas którego miała wykonać piosenkę „True Colors” Cyndi Lauper. Hayley od tego momentu przestała interesować się muzyką, przestała śpiewać, a zamiast tego wzięła się poważnie za naukę, żeby móc dostać się na medycynę i w przyszłości jako lekarz pomagać ludziom.
Od śmierci rodziców wychowywała ją babcia, której stan zdrowia niespodziewanie się pogarsza i trafia do szpitala. Okazuje się, że opiekę prawną nad Hayley musi przejąć ktoś inny z jej rodziny… A dokładnie jej ciotka, siostra jej zmarłej mamy. Hayley oprócz nowego opiekuna prawnego musi także zmienić szkołę… i tak trafia do Szkoły dla Idoli, czyli szkoły dla uzdolnionej muzycznie młodzieży; młodzieży, która dzięki nauce w tej szkole – ale zwłaszcza dzięki swojej ciężkiej pracy – ma szansę w przyszłości podpisać kontrakt z wytwórnią muzyczną i odnieść muzyczny sukces. Jak Hayley odnajdzie się w nowym miejscu, wśród nowych znajomych i jak poradzi sobie w szkole, która przyniesie jej wiele wyzwań?
Do książki „Stars Among Us” podeszłam z jednej strony z dużą ciekawości, ale z drugiej – właściwie nie wiedziałam, czego mogę się w niej spodziewać. Gdzieniegdzie przewijały mi się pozytywne opinie na temat tej książki, jednak musiałam sama przekonać się, o czym właściwie ona jest i czy warto ją polecać.
Teraz mogę powiedzieć, że warto i że polecam. „Stars Among Us” Agnieszki Kareckiej to książka, która opowiada historię niezwykle wrażliwej dziewczyny, która od śmierci rodziców chyba trochę przestała dbać o siebie, o swoje potrzeby i przede wszystkim o to, co tak naprawdę w życiu sprawia jej radość. Przypadek (może przeznaczenie) sprawia, że dostaje od życia wielką szansę, aby spełnić swoje marzenie. Czy ją wykorzysta? Żeby się dowiedzieć, musicie sami przeczytać tę książkę, do czego gorąco zachęcam. Ja mogę powiedzieć tylko tyle, że książka ta jest bardzo nieprzewidywalna i wielokrotnie mnie ona zaskakiwała. Nieustanie jednak kibicowałam głównej bohaterce, aby podejmowała właściwe wybory :)
Bonusem w książce jest playlista, która jeszcze bardziej pomaga „poczuć” życie i zmagania siedemnastoletniej Hayley Anderon.
Czasami można mieć wielkie, wspaniałe marzenia… Jednak głos rozsądku niekiedy je zabija i każe robić to, co jest bardziej „poważne”, lepiej opłacalne i przede wszystkim pewniejsze w realizacji (choć niekoniecznie łatwiejsze). Myślę, że historia Hayley Anderson, głównej bohaterki powieści Agnieszki Kareckiej „Stars Among Us” trochę podpowiada czytelnikom, że czasem jednak...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-11-06
Okres studiów to czas, który rządzi się swoimi prawami. Młodzi ludzie często zmieniają swoje dotychczasowe przyzwyczajenia, a także często imprezy przeważają nad nauką. Czas studiów to dla niektórych osób także idealny czas, żeby znaleźć swoją miłość, osobę, z którą spędzi się swoje dalsze życie. Właśnie takie plany miała Maggie Carpenter, główna bohaterka książki Chanel Cleeton „I See London”, dla której okres studiów miał być wyjątkowym, niezapomnianym czasem pełnym życiowych zmian.
Maggie rozpoczyna nowy etap w swoim życiu – rozpoczyna studia w International School w Londynie. Co prawda nie są to studia na wymarzonym przez nią Uniwersytecie Harvarda, jednak studia w Wielkiej Brytanii są dla niej szansą na wielką zmianę w jej życiu – szansą, która być może w końcu pozwoli jej na niezależne, samodzielne życie.
Podczas pobytu w Londynie Maggie poznaje dwóch chłopaków i z obydwoma wiążą ją odmienne relację. Pragnie, aby jej „pierwszy raz” był wyjątkowy, jednak wybór „odpowiedniego” mężczyzny wcale nie jest taki prosty… Czy dokona właściwego wyboru – wyboru, który spowoduje, że będzie spełniona i szczęśliwa?
„I See London” to książka, którą – gdy tylko wpadła w moje ręce – chciałam przeczytać w jeden dzień. Niestety tak szybko się nie udało, jednak od pierwszych stron bardzo mnie ona wciągnęła. Akcja tej książki, moim zdaniem, w żadnym momencie nie była monotonna – wręcz przeciwnie: każdy kolejny rozdział wciągał mnie coraz bardziej. I coraz mocniej chciałam, aby niektóre wątki zostały bardziej rozwinięte, aby w niektórych momentach ta akcja nabrała tempa.
Po przeczytaniu „I See London” myślę, że mogę powiedzieć, że jest to książka, która wyzwala wiele emocji, wielokrotnie trzyma w napięciu, a ostatecznie pozostawia wielki niedosyt. Choć ten niedosyt odczuła zapewne także Maggie, główna bohaterka książki, która po wspaniałym roku na studiach w Londynie wraca na wakacje w swoje rodzinne strony do Karoliny Południowej – właśnie tak kończy się „I See London”, choć nie jest to duży spoiler: raczej jest to wprowadzenie do drugiego tomu serii napisanej przez Chanel Cleeton.
Tę książkę oceniam pozytywnie. Pozwoliła mi ona spędzić pod kocem kilka przyjemnych, jesiennych wieczorów. Czyta się ją lekko i bardzo szybko, i spodobała mi się na tyle, że już nie mogę doczekać się drugiego tomu.
Okres studiów to czas, który rządzi się swoimi prawami. Młodzi ludzie często zmieniają swoje dotychczasowe przyzwyczajenia, a także często imprezy przeważają nad nauką. Czas studiów to dla niektórych osób także idealny czas, żeby znaleźć swoją miłość, osobę, z którą spędzi się swoje dalsze życie. Właśnie takie plany miała Maggie Carpenter, główna bohaterka książki Chanel...
więcej mniej Pokaż mimo to
Radość jest tak niezwykle potrzebna w naszym życiu, a – zdaje się – tak rzadko jej doświadczamy; tak rzadko zdajemy sobie sprawę z tego, jak wiele możemy mieć powodów do radości, chociaż powody te nie zawsze są tak oczywiste. Ksiądz Grzegorz Strzelczyk w swojej najnowszej książce „Ćwiczenia z radości” prezentuje czytelnikom kilka szczególnych momentów, które mogą, a nawet powinny wywoływać w nas radość.
Ksiądz Grzegorz Strzelczyk, teolog, autor wielu książek, w swojej najnowszej publikacji poruszył temat radości. Czasami może nam się wydawać, że tych powodów do radości w codziennym życiu jest niewiele. Być może w toku różnych nieprzyjemnych doświadczeń wydaje nam się, że nie mamy żadnych podstaw, aby cieszyć się z czegokolwiek. Tymczasem ks. Strzelczyk w książce „Ćwiczenia z radości” przekonuje nas, że jako katolicy możemy – a nawet powinniśmy – cieszyć się między innymi z darów Ducha Świętego, z wcielenia, ze stworzenia czy zmartwychwstania.
Książka ta nie jest jednak przeznaczona wyłącznie dla osób wierzących. Myślę, że może się ona spodobać wszystkim osobom, które w natłoku codziennych spraw chciałyby się na chwilę zatrzymać i pomyśleć nad tym, gdzie i w czym można szukać radości. Być może jej dzisiaj nie doświadczamy, może myślimy, że pojęcie radości jest nam obce – ks. Strzelczyk w „Ćwiczeniach z radości” udowadnia, że radość jest dla każdego, czasami tylko trzeba uważniej jej szukać, a ta książka zdecydowanie pomaga odnaleźć utraconą (lub jeszcze nieodnalezioną) radość.
Książka ta jest idealna do refleksji nad własną radością: nad tym, jaka ona jest, czy jest autentyczna i czy na pewno przeżywam ją świadomie; a może jest coś, co moją radość blokuje? Ta książka co prawda nie sprawi, że nagle zaczniemy ze wszystkiego się cieszyć, ale może pomóc nam zrozumieć istotę prawdziwej radości – takiej, która wypływa z wnętrza, a nie jest tylko wywołana jakimś codziennym (lub niecodziennym) wydarzeniem. Zdecydowanie polecam „Ćwiczenia z radości” na kończący się już okres Wielkiego Postu, ale nie tylko – każdy okres jest dobry, aby zadbać o siebie i o swoją radość.
***
„Ćwiczenia z radości” to już trzecia publikacja ks. Grzegorza Strzelczyka, która ukazała się w tej serii. Wcześniej Wydawnictwo Znak wydało także „Ćwiczenia ze szczęścia” oraz „Ćwiczenia z odwagi”. Myślę, że wszystkie te książki przede wszystkim przypominają o tym, że są pewne wartości, o które człowiek powinien szczególnie się troszczyć – a w trosce o te wartości może wspomóc nas chociażby lektura takich książek, dzięki którym możemy „ćwiczyć” umiejętności poszukiwania, odkrywania i doświadczania radości, szczęścia czy też odwagi.
Radość jest tak niezwykle potrzebna w naszym życiu, a – zdaje się – tak rzadko jej doświadczamy; tak rzadko zdajemy sobie sprawę z tego, jak wiele możemy mieć powodów do radości, chociaż powody te nie zawsze są tak oczywiste. Ksiądz Grzegorz Strzelczyk w swojej najnowszej książce „Ćwiczenia z radości” prezentuje czytelnikom kilka szczególnych momentów, które mogą, a nawet...
więcej Pokaż mimo to