-
ArtykułyWeź udział w akcji recenzenckiej i wygraj książkę Julii Biel „Times New Romans”LubimyCzytać2
-
ArtykułySpotkaj Terry’ego Hayesa. Autor kultowego „Pielgrzyma” już w maju odwiedzi PolskęLubimyCzytać2
-
Artykuły[QUIZ] Te fakty o pisarzach znają tylko literaccy eksperciKonrad Wrzesiński25
-
ArtykułyWznowienie, na które warto było czekaćInegrette0
Biblioteczka
Jakub Małecki to mój ulubiony polski pisarz. Lektura choćby jednej książki rocznie napisanej przez niego to dla mnie przyjemny obowiązek. Na "Święto Ognia" czekałem z zapartym tchem. Niestety, świeżo po lekturze czuję się rozczarowany. To wciąż bardzo dobra pozycja, wyróżniająca się na tle polskiej literatury, ale zabrakło błysku, który dotychczas towarzyszył każdej książce Małeckiego. Wiem, że za tydzień nie będę o tej książce już myślał, podczas gdy Saturnin czy Dygot siedziały we mnie bardzo długo. Niepokaźna liczba stron sprawia, że jest do wchłonięcia w jeden wieczór, co poniekąd samo w sobie było dla mnie rozczarowaniem, ponieważ liczyłem na pozycje, którą mógłbym się rozkoszować dłużej.
Jakub Małecki to mój ulubiony polski pisarz. Lektura choćby jednej książki rocznie napisanej przez niego to dla mnie przyjemny obowiązek. Na "Święto Ognia" czekałem z zapartym tchem. Niestety, świeżo po lekturze czuję się rozczarowany. To wciąż bardzo dobra pozycja, wyróżniająca się na tle polskiej literatury, ale zabrakło błysku, który dotychczas towarzyszył każdej książce...
więcej mniej Pokaż mimo toAbsolutnie genialna, najlepsza książka cyklu. Dostarcza satysfakcjonujących odpowiedzi i w sposób nadzwyczaj skuteczny pobudza wyobraźnie. Myślę, że gdybym nazwał ją Opus Magnum w katalogu Clarke wcale bym nie przesadził. Majstersztyk.
Absolutnie genialna, najlepsza książka cyklu. Dostarcza satysfakcjonujących odpowiedzi i w sposób nadzwyczaj skuteczny pobudza wyobraźnie. Myślę, że gdybym nazwał ją Opus Magnum w katalogu Clarke wcale bym nie przesadził. Majstersztyk.
Pokaż mimo to
Czytając "Spotkanie z Ramą" miałem wrażenie, że bohaterowie są odbici od kalki i zrobieni z tektury. Wszyscy byli pozytywnymi postaciami, zdyscyplinowanymi, nie sprawiali żadnych problemów i pracą zespołową dążyli do wspólnego celu.
W Ramie 2 sytuacja ma się zgoła odmiennie, widać, że autor koniecznie chciał nadać swoim bohaterom głębię i zróżnicować ich charaktery, motywacje, cele. Jednak to kolejna książka, która udowadnia, że Clarke kiepsko radzi sobie na tym polu, śmiało można powiedzieć, że tym razem przedobrzył w drugą stronę. Kilkoro bohaterów jest w zasadzie socjopatami o bardzo ciemnych intencjach. W pewnym momencie czytelnik zastanawia się "jak do cholery, ci ludzie przeszli przez testy psychologiczne i znaleźli się w kosmosie?".
Podobała mi się historia Nicole, była to jedyna postać w książce, której tło jest dosyć ciekawe (no, pomińmy tę znajomość z królem Anglii) i której z czystym sercem można się utożsamiać.
Odnośnie samej fabuły, z pewnością jest w niej mniej naukowości niż w pierwszym tomie. Autor (Autorzy, w zasadzie) postawili bardziej na wątek kryminalny niż rozwinięcie świata Ramian. Dopiero druga część książki przynosi pewne rozszerzenia do tego co znamy z tomu 1 ale znów, nie szczególnie podobają mi się wybory fabularne autora. Często bywa groteskowo na tyle, że ma się wrażenie czytania powieści z gatunku "guilty pleasure" a nie jednego z największych klasyków SF.
Mimo tych wszystkich minusów, którymi wypełniłem znaczną część mojej recenzji, nie żałuje czasu spędzonego z tą książką. Przeczytałem ją dość szybko, bo pomimo wad ma w sobie coś, co sprawia, że ciężko się od niej oderwać. Daje jej 7/10 z tym że zaznaczam, że jest to 7 trochę naciągane, powodowane moim uwielbieniem do Clarke.
Czytając "Spotkanie z Ramą" miałem wrażenie, że bohaterowie są odbici od kalki i zrobieni z tektury. Wszyscy byli pozytywnymi postaciami, zdyscyplinowanymi, nie sprawiali żadnych problemów i pracą zespołową dążyli do wspólnego celu.
W Ramie 2 sytuacja ma się zgoła odmiennie, widać, że autor koniecznie chciał nadać swoim bohaterom głębię i zróżnicować ich charaktery,...
Ta książka jest absolutnie świetna. Potrafi wzruszyć do łez jak również do łez rozbawić. Nie ustrzega się naiwności, ale czuć, że ta naiwność wprowadzona jest celowo, by odbierać tę książkę raczej jako przypowieść aniżeli naturalistyczną lekturę. Fredrik Bachman posiada niezwykła umiejętność w tworzeniu mądrych, życiowych "page-turner'ów", które niosą ze sobą jakiś morał, który zostaje z czytelnikiem na bardzo długo.
Gorąco polecam.
I pamiętajcie, nigdy nie ważcie się wymieniać Volvo na BMW!
Ta książka jest absolutnie świetna. Potrafi wzruszyć do łez jak również do łez rozbawić. Nie ustrzega się naiwności, ale czuć, że ta naiwność wprowadzona jest celowo, by odbierać tę książkę raczej jako przypowieść aniżeli naturalistyczną lekturę. Fredrik Bachman posiada niezwykła umiejętność w tworzeniu mądrych, życiowych "page-turner'ów", które niosą ze sobą jakiś morał,...
więcej mniej Pokaż mimo to
Najsłabsza książka Małeckiego. Kiedyś uwielbiałem tego autora. Niestety, nie odczuwam już przyjemności z czytania jego prozy, prawdopodobnie nie sięgnę po kolejną książkę jego autorstwa. Tak samo nie „siadło” mi „święto ognia”. „Sąsiednie kolory” to popłuczyny po wybitnym „dygocie”, „rdzy”, „saturninie”. Nie wiem czy to ja się zmieniłem czy autor powiedział już wszystko co miał do powiedzenia i teraz tylko odcina kupony pisząc po raz kolejny tę samą książkę w tym samym stylu. Zaraz po „sąsiednich kolorach” przeczytałem „Dracha” Twardocha. Różnica w jakości jest kolosalna. Szkoda, że Małecki uwstecznił się zamiast rozwinąć.
Najsłabsza książka Małeckiego. Kiedyś uwielbiałem tego autora. Niestety, nie odczuwam już przyjemności z czytania jego prozy, prawdopodobnie nie sięgnę po kolejną książkę jego autorstwa. Tak samo nie „siadło” mi „święto ognia”. „Sąsiednie kolory” to popłuczyny po wybitnym „dygocie”, „rdzy”, „saturninie”. Nie wiem czy to ja się zmieniłem czy autor powiedział już wszystko co...
więcej Pokaż mimo to