-
ArtykułyTu streszczenia nie wystarczą. Sprawdź swoją znajomość lektur [QUIZ]Konrad Wrzesiński1
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 10 maja 2024LubimyCzytać315
-
Artykuły„Lepiej skupić się na tym, żeby swoją historię dobrze opowiedzieć”: wywiad z Anną KańtochSonia Miniewicz1
-
Artykuły„Piszę to, co sama bym przeczytała”: wywiad z Mags GreenSonia Miniewicz1
Biblioteczka
2023-04-07
2022-12-31
Życie z umysłem przyćmionym poczuciem głodu i dumy, będącej szklanym sufitem dla ego swego posiadacza – oto, z czym mierzy się główny bohater, wałęsając się po ulicach swojego miasta, natykając się na przeróżne osobistości i licząc na cudownych łut szczęścia, który zmaterializuje się w pisanych przez niego tekstach, dając nie tyle pieniądze, ile kolejny syty okres, czas, w jakim jego myśli nie będą nawiedzały pragnienia płynące raz po raz z żołądka, niczym ciężka, nawracająca choroba, zbierająca po sobie straszne żniwo – kalkę człowieczeństwa. Idącą za tym irracjonalna niechęć do okazania chwili słabości, czyli reasumując umiejętności wyznania własnego położenia i poproszenia o pomoc, będzie nieraz ważyła na życiu. Co dziwi, to ta wciąż jarząca się w bohaterze nadzieja. Choćby i był nad przepaścią, to głęboko wierzy, że jego teksty zdołają zaspokoić jego głód i zapewnić mu godność, jakiej tak desperacko potrzebuje. Czuje, że jego słowa są jego jedynym skarbem i wyrazem jego duszy – tym, co w nim najcenniejsze. W dzień i w nocy chodzi po ulicach tego przeklętego miasta, szukając inspiracji, która będzie kartą zwrotną w jego życiu.
'Głód' odpowiada na pytania o granicach wytrzymałości każdego człowieka – istot, które pragną zachować swój indywidualistyczny, niezłomny duch, jaki ludzie dopiero co starają się okiełznać wraz za postępującymi coraz szybciej przemianami i przetasowaniami, ogarniającymi całe XIX wieczne społeczeństwo – w tym konkretnym przypadku akurat norweskie, jedno z tych, które jako pierwsze doświadcza efektów kapitalizmu – rozpadu więzów społecznych, pewnego kalectwa, będącego jednakże ceną za rozwój. Bohater niejednokrotnie stając przed trudnymi wyborami i decyzjami, które determinują jego pełne niepewności życie, musi zmierzyć się z własnymi słabościami i niepokojami, aby móc dalej iść naprzód i trwać w dalszym ciągu. Autor z niezwykłą uwagą i wrażliwością opisuje losy swojego bohatera i ukazuje, jak jego walka z głodem i dumą stanowi metaforyczne odzwierciedlenie zmagań ludzi z nowoczesnym światem.
Głównej ofiary tego stanu rzeczy można dopatrzyć się oczywiście w protagoniście, jednym z wielu, którzy wkraczając w dorosłość, próbują udźwignąć na swoich barkach nowe wyzwania, jakie przed nimi stają na nowych, nieznanych wodach, przepłacając to jednak jeszcze większym zdystansowaniem się od społeczeństwa oraz przemianą w ruinę tego, co dawniej było nazwane człowiekiem. Autor stara się poddać jak najdogłębniejszej analizie właśnie taki przypadek. W ten sposób nasz główny bohater staje się symbolem pokolenia, które zmaga się z trudami życia w społeczeństwie, które nieustannie się zmienia. To historia o nieustannej walce o godność, o naszą ludzką naturę i o nasze marzenia. To opowieść o człowieku, który nie traci nadziei, nawet w najciemniejszych chwilach swojego życia z nadzieją, że gdzieś tam czeka na niego statek, wraz z którym odpłynie od wszystkich swoich problemów.
Życie z umysłem przyćmionym poczuciem głodu i dumy, będącej szklanym sufitem dla ego swego posiadacza – oto, z czym mierzy się główny bohater, wałęsając się po ulicach swojego miasta, natykając się na przeróżne osobistości i licząc na cudownych łut szczęścia, który zmaterializuje się w pisanych przez niego tekstach, dając nie tyle pieniądze, ile kolejny syty okres, czas, w...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-12-23
Ta książka wykroczyła daleko poza moje najśmieszniejsze oczekiwania. Do tego stopnia, że nie wiem, czy to nie tak właśnie wygląda idealna powieść. Dosłownie wszystko mi w niej gra, jak należy. Mam takie wrażenie, że ziarno zła, jakie zakiełkowało w oddalonym od świata Goraju, wraz z wieścią o nadejściu długo wyczekiwanego przez Żydów Mesjasza – Sabataja Cwi – rozwija się wyraźnie ze stylem autora. Im dalej w las, tym styl pisarza przesiąka nastrojem, jaki panuje w tej małej wiosce coraz to bardziej odurzonej wizją nadejścia ziemskiego końca. Towarzyszące temu uczucie rozwidlania się świata przedstawionego na realny i fikcyjny jest czymś, co nieustannie śledzimy, aż w finalnie dotrzemy do punktu, gdzie będą się już nie tyle przenikać, ile fikcja stanie się nową rzeczywistością, w której nuty umiejętnie zacznie uderzać autor. Nie rozstanie się jednak przy tym ze swoją główną cechą – tą przedziwną podniosłością, jaka towarzyszy całemu tekstowi już od pierwszych zdań, przenosząc przynajmniej mniej momentami do pustego kościoła, sam na sam z księdzem wygłaszającym kazanie i organistą dogrywającym mu z empory.
Nie da się ukryć, że mieszkańcy Goraju przywołują na myśl dość smutny obraz ludzi naznaczonych wieloma słabościami, a więc podatnych na manipulacje – zasianie konkretnych ideologii na podatnym ku temu gruncie. Nabiegające zewsząd informacje o rzekomym pojawieniu się Mesjasza okazują się doskonałym filtrem na ciężką i bolesną prawdę, z jaką przychodzi im się mierzyć – prześladowaniami, mordami i nieustannym życiem w strachu, czyli czymś, z czym Żydzi musieli radzić sobie de facto od stuleci. Rzekome przybycie kogoś takiego, jak Syn Boży okazało się prawdziwym lekiem na duszę dla osób, których rodziny jeszcze nie tak dawno zginęły w trwających rzeziach. Z tej perspektywy nie dziwi taka ilość fałszywych mesjaszy w historii – najzwyczajniej był na nich popyt. W końcu nic tak nie przywróci wewnętrznego spokoju, jak przeświadczenie, że lada moment wszelkie cierpienie się skończy.
Niestety brakuje mi więcej słów by opisać to, co przeczytałem. W pewnym momencie po prostu przerosła mnie ta historia. Tak jak mieszkańcy Goraju szukają ukojenia w wizji przyjścia Mesjasza, tak i ja, czytelnik, znalazłem pocieszenie w tej książce. Wciągnęła mnie ona tak mocno, że poczułem się jakbym sam był jednym z mieszkańców tej wioski, którzy wpatrywali się w niebo w poszukiwaniu znaku jego przyjścia. Ta książka ujmuje swoim podejściem do poważnych i trudnych tematów, takich jak prześladowania i nieustanne życie w strachu, ale jednocześnie jest pełna nadziei i światełka w tunelu, które dodają otuchy. Z całą pewnością będę polecać ją moim znajomym i z pewnością do niej wrócę. Ta książka to prawdziwe arcydzieło i jedno z najpiękniejszych dzieł literackich, jakie kiedykolwiek przeczytałem.
Ta książka wykroczyła daleko poza moje najśmieszniejsze oczekiwania. Do tego stopnia, że nie wiem, czy to nie tak właśnie wygląda idealna powieść. Dosłownie wszystko mi w niej gra, jak należy. Mam takie wrażenie, że ziarno zła, jakie zakiełkowało w oddalonym od świata Goraju, wraz z wieścią o nadejściu długo wyczekiwanego przez Żydów Mesjasza – Sabataja Cwi – rozwija się...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-12-16
Temat niesłyszących był mi jak dotąd obcy i nie czułem też znaczącej potrzeby, by się z nim zapoznać. Nie wiem nawet w zasadzie czemu, być może myślałem, że nie ma w nim nic do poznania, wydawał się z gruntu rzeczy oczywisty – tak jak woda jest mokra, tak osoba głucha jest po prostu głucha, cóż tutaj więcej dodawać? Może mają jakieś swoje problemy, ale przecież mamy XXI wiek więc muszą istnieć sposoby, żeby im zaradzić? Tak, owszem, ale nie wszystkim i nie zawsze z powodzeniem, i to pomimo najszczerszych chęci, technologii, pomocy przeróżnych specjalistów, poświęcenia i wkładanego dzień w dzień wysiłku. Zatem, co wtedy? Trudno jednoznacznie odpowiedzieć. Zdałem sobie sprawę, że pewne sprawy wciąż wołają o zmianę, nie wyłącznie jednak po stronie najbardziej zainteresowanych, tych, których dotyczą one w pierwszej linii. Biorąc pod uwagę skalę, jaką musiałyby przybrać, wydają się, mówiąc wprost czymś iście nierealnym. Zwłaszcza że wymagają wkładu tych, po których leży decyzyjność, czyli większości.
Nawet zdając sobie myśl, że w tym nieidealnym świecie prawdopodobnie nigdy nie nadejdzie dzień, w którym niemal każdy głuchy i słyszący będą do siebie swobodnie migać, to czymś niepojętym jest jednoczesna bezczynność władz. Ten brak motywacji do podjęcia choćby małych kroczków, mimo nieustannego nawoływania ze środowiska głuchych jest dla mnie przejawem zwyczajowo okazywanej już chyba wszystkim arogancji – nauczycielkom, pielęgniarkom, rolnikom... Niemniej ci nieraz byli na językach całego narodu, głusi tymczasem zostali ze swoimi problemami sami; w mediach praktycznie nikt nie pisze o ich protestach, w internecie zaś ani razu nie dostąpili zaszczytu, jakim jest szeroka publiczna debata. Istna głusza.
Łączy się tym poniekąd kwestia nr 2, mianowicie odległość, w końcu ilu głuchych można poznać w trakcie edukacji czy później na drodze zawodowej? Niechby to była co najmniej jedna... Z ciekawości aż zapytałem paru znajomych, też zero. Przypominam sobie jedynie, że uczyłem się w podstawówce migać swoje imię i kilku prostych zwrotów z wychowawcą, była to wszakże tylko jednorazowa zabawa, z której nic a nic później nie wniknęło. W swoim dalszym życiu nie miałem już w ogóle okazji, aby przeniknąć, chociaż na chwilę do świata głuchych. Ta książka uświadamia, co tworzy ten dystans między słyszącymi a niesłyszącymi, takimi samymi ludźmi, lecz z dala od siebie, w swoich komunikacyjnych bańkach, wykluczających natomiast z racji swojej odmiennej skali przede wszystkim tych drugich. A gdyby nie ktoś głuchy, jedna z uczestniczek znanego chyba wszystkim reality show, Top Model, 'Głusza' przeszłaby obok mnie bez echa, pozostawiając w głębokiej nieświadomości. Dlatego cieszę się, że są takie osoby, jak Weronika Pawelec, które nie boją się poruszać bliskich sobie spraw, pokazując swoją drogą, że potrafią się odnaleźć i radzić dobrze tam, gdzie do tej pory nie miały własnej reprezentacji. Są tymi, w których widzę kogoś, dzięki komu doczekamy się przeprowadzenia licznych i koniecznych reform.
Jeśli chcesz się dowiedzieć, jak żyją głusi w Polsce, to szczerze polecam. Ilość barier, na jakie wpadają ci ludzie, jest niewyobrażalna i po prostu wywołuje szok, ile nieodwracalnych krzywd w tym kraju potrafi się wyrządzić drugiemu człowiekowi z urągającym wręcz człowieczeństwu zacietrzewieniem. Niezwykle przygnębiający reportaż ukazujący nieprzystosowanie całej aparatury państwa do kolejnej na liście grupy osób nienormatywnych.
Temat niesłyszących był mi jak dotąd obcy i nie czułem też znaczącej potrzeby, by się z nim zapoznać. Nie wiem nawet w zasadzie czemu, być może myślałem, że nie ma w nim nic do poznania, wydawał się z gruntu rzeczy oczywisty – tak jak woda jest mokra, tak osoba głucha jest po prostu głucha, cóż tutaj więcej dodawać? Może mają jakieś swoje problemy, ale przecież mamy XXI...
więcej mniej Pokaż mimo to
Rozpocznę od tego, że ta książka była mi po prostu potrzebna. Nawet nie chodziło o to, że mam w swoim domu bałagan, tylko bardziej o moje podejście do ludzi, przedmiotów, jak i samego czasu, które było już po prostu niezdrowe i w pewnym momencie przytłoczyło mnie do tego stopnia, że ten coraz większy trud utrzymania na sobie tego całego rygoru, jaki sam na siebie nałożyłem, przerodził się w nagły upadek. Plan dołożenia sobie po Nowym Roku kolejnych obowiązków skończył się fiaskiem, zanim w ogóle zacząłem. Z dnia na dzień przestałem się starać. Poddałem się dosłownie na każdym możliwym polu. Przez kilka pierwszych miesięcy tego roku byłem w faktycznym dołku i doświadczyłem regresu, jakiego do tej pory nie przeżyłem. Nie miałem ochoty się uczyć, spotykać ze znajomymi, uprawiać sportu czy przywiązywać większej wagi do swojego ogólnego wizerunku. Myślałem, że to tylko tak przez chwilę i męczyły mnie w związku z tym ogromne wyrzuty sumienia. Dzień w dzień, każda godzina mogła znienacka przerodzić się w atak paniki. W końcu się obijałem, nie robiłem nic produktywnego w świecie, gdzie każdy daje teraz z siebie 100%; stara się być najlepszą wersją siebie. Czułem, że nie tylko stanąłem w miejscu, ile zacząłem się cofać. Obawa przed tym budziła ten paraliżujący wręcz strach. Aż tu nagle pojawiła się Magia Sprzątania... Coś, co pozwoliło mi się nieoczekiwanie zdiagnozować. Zrozumieć, że ten kryzys to odpoczynek, chwila oddechu po toczącej mój umysł chorobie, jaką jest gromadzenie w swoim życiu rzeczy, które nic a nic nie sprawiają, że jesteśmy szczęśliwi.
Z pomocą 'filozofii' stworzonej przez Marie Kondo udało mi się dokonać resetu, odsiać ziarno od plew — wszystkiego, czego w życiu nie potrzebowałem od tych naprawdę wartościowych rzeczy, które pchają mnie naprzód. Skończyłem wmawiać sobie, że będę mniej wartościowy a przez to mniej szczęśliwy, jeśli tylko zacznę odejmować sobie coś ze swojego życia, wliczając w to nie tylko przedmioty, ale też ludzi i obowiązki: wszystko to, co teoretycznie po dodaniu do mojego życia miało je wzbogacić. Z momentem, gdy spytałem nareszcie sam siebie czy to, co robię, sprawia, że jestem szczęśliwy, zrozumiałem, czym jest życiowa równowaga. Wcześniej uważałem życie za trening, że z każdym rokiem będę mógł nieustannie brać na swoje barki więcej i więcej. Tak więc dobrze mieć to za sobą — ten cały niepotrzebny stres, w jakim nieświadome żyłem. Do pewnego stopnia nauka o sprzątaniu nauczyła mnie, jak sprzątać swoje życie, a nie tylko sypialnię, łazienkę czy kuchnię. Jestem za to ogromnie wdzięczny. Skłoniła mnie, jak chyba nic przedtem do refleksji nad moimi wartościami, celami i priorytetami, a następnie do podejmowania działań, które odzwierciedlają te wartości i cele.
Rozpocznę od tego, że ta książka była mi po prostu potrzebna. Nawet nie chodziło o to, że mam w swoim domu bałagan, tylko bardziej o moje podejście do ludzi, przedmiotów, jak i samego czasu, które było już po prostu niezdrowe i w pewnym momencie przytłoczyło mnie do tego stopnia, że ten coraz większy trud utrzymania na sobie tego całego rygoru, jaki sam na siebie nałożyłem,...
więcej Pokaż mimo to