-
ArtykułyKsiążka na Dzień Dziecka: znajdź idealny prezent. Przegląd promocjiLubimyCzytać1
-
Artykuły„Zaginiony sztetl”: dalsze dzieje Macondo, a może alternatywna historia Goraja?Remigiusz Koziński1
-
Artykuły„Zależy mi na tym, aby moje książki miały kilka warstw” – wywiad ze Stefanem DardąMarcin Waincetel1
-
ArtykułyMagdalena Hajduk-Dębowska nową prezeską Polskiej Izby KsiążkiAnna Sierant2
Porównanie z Twoją biblioteczką
Wróć do biblioteczki użytkownika2010-08-22
2010-09-16
Ciekawa, świeża, doskonała lektura.
Brawa należą się autorowi już za stworzenie świata, tak innego i tak podobnego, za bohaterów, którzy od początku wzbudzają sympatię, mimo iż są najwyższej klasy złodziejami (czasem mordercami), za te doskonałe opisy pojedynków, strojów, widoków, zapachów, itd., za świetny, cierpki humor, za te wstawki nawiązujące do przeszłości... można by tak jeszcze wymieniać, ale lepiej usiąść i samemu przeczytać :)
Ciekawa, świeża, doskonała lektura.
Brawa należą się autorowi już za stworzenie świata, tak innego i tak podobnego, za bohaterów, którzy od początku wzbudzają sympatię, mimo iż są najwyższej klasy złodziejami (czasem mordercami), za te doskonałe opisy pojedynków, strojów, widoków, zapachów, itd., za świetny, cierpki humor, za te wstawki nawiązujące do przeszłości... można...
2010-10-01
Wydawało się to niemożliwe po doskonałej pierwszej części cyklu a tu proszę- "Na szkarłatnych morzach" jest jeszcze lepsza. Jest bardziej zawiła, bardziej wciągająca, bardziej zaskakująca, no i wszystko "bardziej" :) Nawet sympatia do bohaterów jest większa.
Lynch nie stroni od dokładnych opisów, na końcu umieszczone są mapy, jest tak żeby czytelnik dokładnie wiedział (i widział oczami wyobraźni) gdzie, co i jak.
Fakt, sporo jest w niej terminologii żeglarskiej, dlatego polecam w trakcie czytania odrobinkę się w niej podszkolić, wtedy przyjemność czytania i satysfakcja jest dużo dużo większa.
Wydawało się to niemożliwe po doskonałej pierwszej części cyklu a tu proszę- "Na szkarłatnych morzach" jest jeszcze lepsza. Jest bardziej zawiła, bardziej wciągająca, bardziej zaskakująca, no i wszystko "bardziej" :) Nawet sympatia do bohaterów jest większa.
Lynch nie stroni od dokładnych opisów, na końcu umieszczone są mapy, jest tak żeby czytelnik dokładnie wiedział (i...
2010-03-22
2011-04-01
„Żarna Niebios” to zbiór dziesięciu opowiadań, z których każde jest odrębne, ale łączy je miejsce i niekiedy bohaterowie. Wszystkie historie rozgrywają się w świecie oraz z udziałem postaci z „Siewcy wiatru” i opisują wydarzenia, które tam stanowiły jedynie wzmiankę, tło lub czyjeś wspomnienie. I tak spotykamy się z archaniołem Gabrielem i „jego bandą” i dowiadujemy się jak ciężko jest im ukrywać straszną tajemnicę, odkrywamy czemu Asmodeusz tak nienawidzi Lilith, poznajemy ciężką pracę aniołów stróżów i jeszcze cięższe życie aniołów- narkomanów.
Warto również wspomnieć, że ostatnie opowiadanie pt. „Beznogi tancerz” jest zarówno prologiem do „Siewcy wiatru” i przybliża nam historię Daimona, którego Pan powołał do specjalnej służby.
Ten zbiór jest uzupełnieniem całości. Zastanawiającym się nad kolejnością czytania anielskiej serii polecam jednak zacząć od „Żaren Niebios”, gdyż każde opowiadanie będzie miało wtedy smak nowości, pełnej niespodzianek i zwrotów. Styl autorki jest niezmienny: lekki i przystępny, obfity w barwne opisy i ciekawe dialogi, nieraz pełen sarkastycznego humoru.
Z radością stwierdzam, że „Żarna Niebios” to zbiór opowiadań na najwyższym poziomie, pani Kossakowska w najlepszym (obok „Siewcy…”) wydaniu.
„Żarna Niebios” to zbiór dziesięciu opowiadań, z których każde jest odrębne, ale łączy je miejsce i niekiedy bohaterowie. Wszystkie historie rozgrywają się w świecie oraz z udziałem postaci z „Siewcy wiatru” i opisują wydarzenia, które tam stanowiły jedynie wzmiankę, tło lub czyjeś wspomnienie. I tak spotykamy się z archaniołem Gabrielem i „jego bandą” i dowiadujemy się jak...
więcej mniej Pokaż mimo to2010-05-01
Ch. Moore jak zwykle mnie nie zawiódł: świetna, wciągająca, pełna humoru, nietuzinkowych pomysłów i niespodziewanych zwrotów akcji opowieść. Jego książkami nie można się znudzić :)
Ch. Moore jak zwykle mnie nie zawiódł: świetna, wciągająca, pełna humoru, nietuzinkowych pomysłów i niespodziewanych zwrotów akcji opowieść. Jego książkami nie można się znudzić :)
Pokaż mimo to2011-02-03
Jakimż jestem puchem marnym, istotą żałosną. Kajam się, czołem o ziemię biję, żem zwątpić mogła w prosto z serc mych dusz bratnich płynące słowa pochlebne o tym dziele wspaniałym. Niebiosom modły posyłam, iż- z przekory, co ze wstydem przyznać muszę- po ten utwór sięgnęłam i... i...
i mnie też wzięło. No co tu dużo gadać- to jest książka, która wzbudza salwy śmiechu i reakcje typu "o jejku, jaki słodki, ti, ti, ti". Może nie trzyma w napięciu, może akcja nie pędzi jak stado mustangów, może nawet i bohaterowie nie przeżywają mrożących krew w żyłach, tudzież romantycznych, czy innych -cznych przygód. Ale kogo to tak naprawdę obchodzi, gdy ma się takich towarzyszy jak Licho, Krakers, Szczęsny czy Rudolf Valentino? Choćby nic nie robili, nawet paluszkiem nie kiwnęli to i tak jest wesoło.
Jakimż jestem puchem marnym, istotą żałosną. Kajam się, czołem o ziemię biję, żem zwątpić mogła w prosto z serc mych dusz bratnich płynące słowa pochlebne o tym dziele wspaniałym. Niebiosom modły posyłam, iż- z przekory, co ze wstydem przyznać muszę- po ten utwór sięgnęłam i... i...
i mnie też wzięło. No co tu dużo gadać- to jest książka, która wzbudza salwy śmiechu i...
2015-11-25
Ci co mnie znają, wiedzą doskonale, że uwielbiam gotować. Moja pasja do gotowania, w połączeniu z tą do książek owocuje tym, że na półce dosłownie mnożą mi się książki kucharskie i nie mam ich nigdy dość. Kocham je wszystkie, ale najbardziej cenię te, gdzie oprócz przepisów znajdę "coś extra", na przykład historię jakiegoś dania, wskazówkę szefa kuchni, czy porady dotyczące zdrowia. Tak, żeby w ostatecznym rozrachunku było co zjeść i co poczytać :)
Autorów "Ekonomii gastronomii" poznać można było w programie telewizyjnym o tym samym tytule. Mimo, że obejrzałam kiedyś kilka odcinków i mi się spodobały, lektura wersji papierowej bardziej trafiła w mój gust (jak na mola przystało). I żeby było śmiesznie- przepisy są tylko dodatkiem do tej książki kucharskiej. Najważniejsze jest to, co jest między nimi...
"Ekonomia gastronomia" to nie jest typowa książka kucharska. W moim odczuciu jest to cała filozofia poparta jedynie kilkoma przykładowymi przepisami ukazującymi od czego zacząć i jak to ma wyglądać. Autorzy starają się nauczyć czytelnika świadomego podejścia do gotowania, tak aby ten mógł zdrowo i smacznie zjeść jednocześnie oszczędzając czas, pieniądze i środowisko. Prowadzą nas przez całą drogę związaną z prowadzeniem kuchni: rozpoczynając od jej niezbędnego wyposażenia, poprzez planowanie posiłków, zakupy, zarządzanie czasem, kończąc na przepisach i poradach co zrobić z resztkami. Uczą dlaczego nie warto kupować produktów wysoko przetworzonych; przekonują, że w ekonomicznym gotowaniu nie chodzi o kupowanie jak najtańszych produktów wątpliwego pochodzenia. Wręcz przeciwnie. Autorzy nakłaniają nas do zaopatrywania się w możliwie najlepszej jakości składniki na jakie nas stać i wykorzystywanie ich w pełni.
Jeśli chodzi o przepisy, książka podzielona jest na kilka rozdziałów powiedziałabym- praktycznych. Nie znajdziemy w niej kategorii typu: zupy, mięsa, ryby, ciasta. Jeśli natomiast jesteśmy bardzo głodni i chcemy ugotować coś szybko, zaglądamy do rozdziału "Kolacje w środku tygodnia"; jeśli urządzamy spotkanie w gronie znajomych sięgamy do "Kolacje dla przyjaciół"; a jak już teściowa ma wpaść na obiad, to koniecznie korzystamy z kategorii "Restauracyjne dania w domu".
Moja ulubiona część książki to "Przepisy podstawowe", gdzie autorzy pokazują jak z jednego dania można przyrządzić trzy inne, albo z jednego, głównego składnika- trzy różne dania. Trzeba jednak pamiętać, że jest to książka napisana przez rodowitych Anglików, więc i dania będą typowo angielskie. Dużo tu składników mało u nas popularnych, jednak w dzisiejszych czasach nie stanowi to już dużego problemu.
Nie ukrywam, że w ostatnim czasie jest to jedna z moich ulubionych książek kucharskich z kolekcji. Za każdym razem znajduję w niej coś ciekawego. Każdy przepis poprzedzony jest wstępem o pochodzeniu dania, wytłumaczeniem dlaczego znalazł się w książce. Jednym słowem jest tu wszystko to, co lubię najbardziej: coś do zjedzenia i do poczytania :)
Ci co mnie znają, wiedzą doskonale, że uwielbiam gotować. Moja pasja do gotowania, w połączeniu z tą do książek owocuje tym, że na półce dosłownie mnożą mi się książki kucharskie i nie mam ich nigdy dość. Kocham je wszystkie, ale najbardziej cenię te, gdzie oprócz przepisów znajdę "coś extra", na przykład historię jakiegoś dania, wskazówkę szefa kuchni, czy porady dotyczące...
więcej mniej Pokaż mimo to2011-08-09
2010-11-18
Niestety muszę się powtórzyć- Moore jest rewelacyjny. Mogłoby się zdawać, że o wampirach nie da się już napisać nic nowego, a jednak. Moore z sobie właściwym poczuciem humoru tworzy na kartkach tej książki historię, która wciąga, zaskakuje no i rzecz jasna rozśmiesza do łez.
Niestety muszę się powtórzyć- Moore jest rewelacyjny. Mogłoby się zdawać, że o wampirach nie da się już napisać nic nowego, a jednak. Moore z sobie właściwym poczuciem humoru tworzy na kartkach tej książki historię, która wciąga, zaskakuje no i rzecz jasna rozśmiesza do łez.
Pokaż mimo to2011-07-06
„Kłopoty w Hamdirholm” to zbiór ośmiu opowiadań połączonych miejscem akcji, bohaterami i fabułą. Miejscem akcji, jak łatwo się domyślić, jest tytułowe Hamdirholm- kopalnia krasnoludów, potomków Hamdira. Fabułę natomiast stanowią niemniej oczywiste tytułowe kłopoty, czyli różnie: związek krasnoluda z elfką, wojny (na ogół słowne) z wrogim sąsiednim klanem, wizyta sekty tolkistów (wyznawców Mistrza Tolka), łurzowe kłuliki, interesy z nie całkiem umarłymi zmarłymi i całe mnóstwo innych.
Jeśli to jeszcze mało to pozwólcie, że wymienię kilku bohaterów: uczulony na krew wampir, barbarzyńcy z wyższym wykształceniem, różowy królik vel eteryczna smoczyca, nieumarli zmarli, którzy chcieliby się napić a nie bardzo mogą, bo wszystko przez nich przecieka, wędrowna trupa sztukmistrzów (w składzie: Gimli, Golas, Gandzialf, Paragon, Borostwór i cztery dzieciaki w bamboszach). Elfy też są, ale- dla odmiany- takie… normalne.
Do tego wszystkiego dodajmy oczywiście całą rasę krasnoludów: szczerych i pięknych w swej prostocie, lubujących się w dobrej zabawie, pijaństwie i kobietach z owłosionymi nogami, ale również honorowych, porywczych i skłonnych do bijatyki.
Cała ta zbieranina postaci i ich problemów nie pozostawia innego wyjścia, no po prostu musi być śmiesznie. A skoro coś musi być, to i jest: świetny humor, czasem absurdalny, czasem niemal czarny, nigdy nie przesadzony, nie nudzący i nie wymyślany na siłę, ale za to zawsze śmieszny.
„Kłopoty w Hamdirholm” to zbiór ośmiu opowiadań połączonych miejscem akcji, bohaterami i fabułą. Miejscem akcji, jak łatwo się domyślić, jest tytułowe Hamdirholm- kopalnia krasnoludów, potomków Hamdira. Fabułę natomiast stanowią niemniej oczywiste tytułowe kłopoty, czyli różnie: związek krasnoluda z elfką, wojny (na ogół słowne) z wrogim sąsiednim klanem, wizyta sekty...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-01-11
2011-01-30
2011-02-17
2010-12-07
Jest to druga część, po "Krwiopijcach", trylogii mojego mistrza powieści z humorem. Jest tu wszystko co było w pierwszej części, a do tego jeszcze więcej: niebieska prostytutka o dużych wymaganiach, mroczna acz wciąż trochę żywiołowa nastolatka i jej trochę mniej mroczny i z pewnością mniej żywiołowy przyjaciel gej (ale niepraktykujący... przynajmniej z ludźmi), wielki ogolony kot w czerwonych swetrze... Uwierzcie, że z taką ekipą naprawdę dużo się dzieje :)
Jest to druga część, po "Krwiopijcach", trylogii mojego mistrza powieści z humorem. Jest tu wszystko co było w pierwszej części, a do tego jeszcze więcej: niebieska prostytutka o dużych wymaganiach, mroczna acz wciąż trochę żywiołowa nastolatka i jej trochę mniej mroczny i z pewnością mniej żywiołowy przyjaciel gej (ale niepraktykujący... przynajmniej z ludźmi), wielki...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-02-27
2011-01-02
Zdecydowanie jedna z najlepszych części przygód Wolhy. Akcja pędzi i nie przystaje, Wolha nadal tryska humorem i złośliwością, do tego Orsana i Roland też się fajnie dobrali. Zakończenie choć przewidywalne, to jednak w miarę czytania i tak chce się je jak najszybciej poznać, a i tak pozostawia pole do popsiu dla wyobraźni :D
Ta część jest ścisłą kontynuacją części pierwszej (można by było wszystko umieścić w jednym tomie, ale FS już nie pierwszy raz się popisała na tym polu), a przyczyn pewnych zachowań bohaterów należy szukać nawet w pierwszym tomie "Zawód: Wiedźma". Dlatego polecam czytanie tych książek w odpowiedniej kolejności i w niewielkim odstępie czasowym, żeby nic nie uleciało :)
Polecam całą serię jako lekturę lekką i bardzo przyjemną. Cicho liczę na jakąś kontynuację, ale dużej sobie nadziei nie robię :)
Zdecydowanie jedna z najlepszych części przygód Wolhy. Akcja pędzi i nie przystaje, Wolha nadal tryska humorem i złośliwością, do tego Orsana i Roland też się fajnie dobrali. Zakończenie choć przewidywalne, to jednak w miarę czytania i tak chce się je jak najszybciej poznać, a i tak pozostawia pole do popsiu dla wyobraźni :D
Ta część jest ścisłą kontynuacją części...
2010-08-31
Rozpoczyna się łagodnie, ot grupa chłopców w różnym wieku ląduje na bezludnej wyspie, niektórzy się cieszą, inni nie bardzo, ale też tragedii nie ma, wybierają przywódcę... i wtedy powoli się zaczyna.
W miarę czytania moje uczucia co do bohaterów zmieniały się: z początku myślałam o nich z pobłażliwością (no bo w końcu to dopiero dzieci), która przeradzała się w irytację (rzeczywiście, chęć spuszczenia tym chłopcom lania, była nieodparta ;) ), aż w końcu w niedowierzanie, że tak młodzi ludzie, są skłonni do takich rzeczy.
Książka jest pełna rozbudowanych opisów, które z jednej strony pozwalają sobie dokładnie wyobrazić każdy szczegół wyspy, a z drugiej budują napięcie, sprawiają że czasem musiałam przeskakiwać fragmenty tekstu żeby dowiedzieć się co było dalej (rzecz jasna wracałam do nich później ;)).
Polecam, bo ta książka rzeczywiście sprawia, że szczękę trzeba z podłogi zbierać ;)
Rozpoczyna się łagodnie, ot grupa chłopców w różnym wieku ląduje na bezludnej wyspie, niektórzy się cieszą, inni nie bardzo, ale też tragedii nie ma, wybierają przywódcę... i wtedy powoli się zaczyna.
W miarę czytania moje uczucia co do bohaterów zmieniały się: z początku myślałam o nich z pobłażliwością (no bo w końcu to dopiero dzieci), która przeradzała się w irytację...
Tolkien jest mistrzem gatunku. Stworzył przebogaty świat w najdrobniejszym szczególe: nowe rasy, kultury, języki, mity, legendy. Swoje dzieła uzupełnił wieloma drzewami genealogicznymi oraz mapami, aby łatwiej było nam sobie wyobrazić drogi, którymi wędrowali jego bohaterowie.
Dzieła Tolkiena nie czyta się jednym tchem. Jego opisy są tak szczegółowe, że niemal czuje się na własnej skórze i widzi na własne oczy to o czym autor pisał.
"Hobbit" jest książką lżejszą i łatwiejszą od "Władcy Pierścieni" (akurat dla osób które dopiero zaczynają przygodę z Tolkienem) ale równie ciekawą i doskonałą :)
Tolkien jest mistrzem gatunku. Stworzył przebogaty świat w najdrobniejszym szczególe: nowe rasy, kultury, języki, mity, legendy. Swoje dzieła uzupełnił wieloma drzewami genealogicznymi oraz mapami, aby łatwiej było nam sobie wyobrazić drogi, którymi wędrowali jego bohaterowie.
więcej Pokaż mimo toDzieła Tolkiena nie czyta się jednym tchem. Jego opisy są tak szczegółowe, że niemal czuje się na...