rozwiń zwiń
Zimek

Profil użytkownika: Zimek

Lublin Mężczyzna
Status Czytelnik
Aktywność 2 dni temu
487
Przeczytanych
książek
1 228
Książek
w biblioteczce
82
Opinii
1 056
Polubień
opinii
Lublin Mężczyzna
Ten użytkownik nie posiada opisu konta.

Opinie


Na półkach: , ,

Pojęcie zła pojawi się w tym tekście wielokrotnie, chociaż nie zawsze w takim kontekście, w jakim życzyłby sobie autor. Zazwyczaj tonuję swoją opinię, przechodząc stopniowo od rzeczy lepszych do gorszych, ale w przypadku powieści Michała Długi jestem zmuszony dokonać wyjątku. "Pan Zło" to bardzo zła książka. Jest jak kiepski film, który stara się opowiedzieć istotną historię, poruszyć ważne tematy, ale robi to na tyle żałośnie, że staje się parodią sam dla siebie – kiepska gra aktorska, fatalny scenariusz i dialogi, beznadziejny montaż sprawiają, że nie myślisz już poważnie o takiej produkcji. Wynajdujesz co większe absurdy i głupotki, aby pośmiać się ze znajomymi. Od pierwszych stron miałem tak z niniejszą powieścią – zamiast odczuwania przyjemności z obcowania z literaturą, czułem zażenowanie.

Nie chcę się pastwić nad autorem, bo mimo mojej ogromnej niechęci do tej książki, rozumiem, że chciał podzielić się ze światem swoimi przemyśleniami na temat naszej cywilizacji i pojmowania dobra i zła. "Pan Zło" pozbawiony jest jednak cech, które sprawdziłyby się w powieści chcącej poruszyć ważne tematy. W jednej z recenzji zauważono, że książka sprawia wrażenie, jakby chciała być poradnikiem, jednak założono jej beletrystyczny garnitur. I może faktycznie lepiej by było, gdyby Michał Długa dzielił się swoimi spostrzeżeniami w formie non-fiction, bo fabuła "Pana Zło" jest nudna, przewidywalna i infantylna – brzmi niestety jak opowiadanie napisane przez licealistę na zaliczenie semestru.

Bohaterem powieści jest Tomasz – pracownik korporacji stłamszony w rutynie życia, odludek marzący o wielkiej roli na świecie, o której z racji swojej bierności może jedynie fantazjować. Mamy klasyczne przedstawienie samotnego mężczyzny, który życiowe niepowodzenia rekompensuje sobie poprzez oglądanie filmów o superbohaterach, graniem w gry i pornografią – bo przecież jest również przegrywem na polu miłosnym. Problem w tym, że Tomek jest życiową fajtłapą niejako z własnego wyboru, od początku więc nie zyskał on mojej sympatii – narzeka, jakie to jego życie jest niesprawiedliwe, chociaż nic z tym nie robi, nie szuka pomocy, aby zmienić własne życie. Marzy, że ktoś to zrobi za niego.

Podczas jednego z powtarzalnych wieczorów Tomasza na scenę wkracza tajemniczy Pan Zło – i to dosłownie, ponieważ lwia część powieści dzieje się na deskach teatru. Tomek staje się świadkiem surrealistycznego spotkania z jegomościem, który zdaje się odpowiedzią na wszystkie pytania. A przy tym jest to dla niego jedną wielką torturą, ponieważ Pan Zło poniża swojego widza, nieustannie przypominając mu, że jest idiotą, bydlęciem, nikim istotnym; krzywdzi go również fizycznie. Czytelnik od razu zdaje sobie sprawę, że wszystko dzieje się w umyśle Tomasza, chociaż on sam, pomimo wielu nierealistycznych zjawisk, zdaje się traktować to jako jak najbardziej rzeczywiste. Wbrew swojej woli obserwuje przedstawienie Pana Zło, który pokazuje mu wszelkie niegodziwości współczesnego świata. I tu powieść przybiera bardzo trywialny schemat – najpierw Pan Zło tłumaczy Tomaszowi na przykład, że przemysły farmaceutyczne celowo nie leczą pacjentów, aby wciąż byli oni w potrzebie nabywania leków. Następnie narrator tłumaczy nam to samo, tym razem obrazem, który ukazuje się oczom Tomasza – w tym przypadku widzimy niemowlę, któremu podawana jest szczepionka – w zamyśle szkodliwa dla noworodka. Trzecim elementem schematu jest poinformowanie czytelnika, w jakim stanie emocjonalnym znajduje się obecnie główny bohater. A przeskakuje on między emocjami nieustannie – w jednej chwili wpada w depresję (swoją drogą rażący błąd autora, który zrównuje długotrwałe zaburzenie psychiczne z krótkotrwałym smutkiem), aby za moment odczuć nagle ulgę i się uspokoić. Po chwili odczuwa strach wobec Pana Zło, który niemal natychmiast zmienia się w podziw i chęć służenia mu. Tomasz tak często zmienia swoje nastawienie, że w pewnym momencie przestało mnie to już obchodzić. Marzyłem, żeby narrator przestał mnie o tym informować.

Męczące jest to schematyczne opowiadanie o występującym na świecie złu, zwłaszcza że narracyjnie jest to posługiwanie się dobrze już znanymi nam kliszami. Konflikt dobra i zła to śpiewka stara jak świat, więc trzeba się nieźle postarać, żeby nie trafić od razu na śmietnik powtarzanych w kółko banałów. A tutaj takie okoliczności występują na każdym kroku. Oczywiście w pewnym momencie na scenę wkracza przeciwieństwo Pana Zło, czyli nieskazitelna biel, walcząca z mrokiem duszy. Tu również autor częstuje nas starymi jak świat wizualizacjami walki mroku z jasnością, i to dosłownie – kilkukrotnie obserwujemy, jak do serca Tomasza próbuje się przedrzeć ciemność, chroniona przez blask Iskierki, którą każdy w sobie nosi jako manifestacja tego, że każdy człowiek jest z natury dobry.

"Pan Zło" nie przewiduje odcieni szarości. Istnieje tylko czerń i biel – albo świat opanuje zło i będziemy truci, oszukiwani i zniewoleni, albo ludzkość się otrząśnie i zacznie żyć w poszanowaniu bliźniego. Z powieści wynika, że największym wrogiem ludzkości są pieniądze i dopiero ich likwidacja przyniesie pokój i szczęście na świecie. Tego infantylnego rozumienia świata nie mogłem już przełknąć i wtedy zrozumiałem, że powieść Michała Długi nieodwracalnie straciła w moich oczach jakikolwiek szacunek. Autor nie odmówił sobie również prezentacji własnej wizji świata idealnego, w którym pieniądze nie istnieją – każdy po prostu dostaje tyle, ile potrzebuje, każdy sobie pomaga bezinteresownie, nikt za wykonaną pracę nie pobiera korzyści. Ten komunistyczny idiotyzm wspierają skrajne bzdury jak chociażby to, że ludzie czerpać mogą energię z przyrody, więc przytulają się do drzew, a spożywanie mięsa już nie występuje – nawet wśród zwierząt, które dostosowały się do niezabijania innych istot, bądź po prostu mięsożercy wyginęli… Pozostawię to bez komentarza.

Nie dość, że sama opowieść szybko staje się niewartą uwagi karykaturą, to jeszcze napisana jest katastrofalnie. Nie wymagam od wszystkich pisarzy mistrzowskiego pióra, uważam nawet, że nie w każdego rodzaju literaturze piękny język jest konieczny. Ale książka "Pan Zło" zdaje się napisana według jakiegoś poradnika dla nowicjuszy. Autor stosuje proste, krótkie zdania i rzadko się wysila, żeby narracja miała ciekawe, zmienne tempo. Wszystko jest praktycznie na jedno kopyto. A żeby tego było mało, pojawia się wiele językowych potworków, które wywoływały u mnie (i moich znajomych, bo aż musiałem się upewnić, czy tylko mnie to boli) zgrzytanie zębami. Jak można przepuścić w książce wyrażenie „kiwnął głową potwierdzająco” bądź „kiwnął przecząco”? Gdy autor pokusza się o bardziej poetyckie określenie, wychodzi to pokracznie, jak na przykład spotkanie dwóch osób: Z rozmyślań wyciągnął Tomka widok za oknem. Na zewnątrz panowała piękna wakacyjna pogoda. Było ciepło, ale ich relacje były chłodne. I już rzecz naprawdę ostatnia – bardzo mnie irytowała mania autora, aby koniecznie mówić, co bohaterowie robią z rękami albo nogami. Podniósł ręce. Opuścił ręce. Machnął ręką. Trzymał ręce za plecami. Zrobił pół kroku. Przeszedł parę kroków. To są naprawdę zbędne informacje, które, gdy powtarzają się wielokrotnie, niesamowicie irytują.

O powieści Michała Długi nie jestem w stanie powiedzieć nic dobrego. Jest źle napisana, narracja jest prowadzona najprostszymi środkami, bez intrygującego polotu, więc czytelnik ryzykuje brak przyjemności z lektury. Jest tu ciągle nudno i przewidywalnie, wszystkie rozważania na temat dobra i zła są tutaj bardzo schematyczne i banalnie prezentowane. Pan Zło teoretycznie ma skłonić czytelnika do przemyślenia własnego życia, zachęcić do pozytywnego nastawienia. Przykro mi, ale do mnie naiwne przekonanie, że wystarczy, jeśli wszyscy zaczną kierować się wrodzonym dobrem, to świat się zmieni, absolutnie nie trafia. Ludzie są zwierzętami – inteligentnymi, ale jednak zwierzętami – i zawsze będą się kierować pewnymi instynktami. Świat będzie obiektem działań zarówno dobra, jak i zła i to oczywiście my decydujemy, która strona będzie miała nieznaczną przewagę. Nie znalazłem w tej książce nic odkrywczego, nic interesującego, nic wartościowego. Lektura "Pana Zło" okazała się stratą czasu, na szczęście niewielką, gdyż publikacja ma niecałe 200 stron. Ale i to nie jest argumentem, żeby polecić tę książkę.

Recenzja ukazała się na portalu www.gloskultury.pl

Pojęcie zła pojawi się w tym tekście wielokrotnie, chociaż nie zawsze w takim kontekście, w jakim życzyłby sobie autor. Zazwyczaj tonuję swoją opinię, przechodząc stopniowo od rzeczy lepszych do gorszych, ale w przypadku powieści Michała Długi jestem zmuszony dokonać wyjątku. "Pan Zło" to bardzo zła książka. Jest jak kiepski film, który stara się opowiedzieć istotną...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Napisana chyba tylko po to, żeby jak najszybciej zamknąć serię. Wiele wątków zawodzi, tak jak sam koniec i spotkanie z Karmazynowym Królem. King nie umie kończyć historii, a zwłaszcza tych długich.

Napisana chyba tylko po to, żeby jak najszybciej zamknąć serię. Wiele wątków zawodzi, tak jak sam koniec i spotkanie z Karmazynowym Królem. King nie umie kończyć historii, a zwłaszcza tych długich.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

W najpopularniejszych utworach postapokaliptycznych głównym zmartwieniem jest to, jak z nagłym upadkiem dotychczas znanego świata poradzą sobie ludzie. I jest to w jakiś sposób zrozumiałe, chociaż niektórzy idą o krok dalej, skupiając się nie tylko na człowieku, ale również jego najbliższym otoczeniu. I o ile wątki zwierząt się w książkach czy filmach pojawiają, to z reguły dominujące nie są. Bernard Werber w powieści "Jutro należy do kotów" postanowił sprawdzić, jakby to było, gdyby koniec świata nadszedł w chwili, gdy nasz ulubiony kot właśnie przeciąga się na swoim ulubionym miejscu. Hmmm, a co by było, gdyby to ten sam kot opowiadał historię apokalipsy?

Tak, dobrze kombinujecie – "Jutro należy do kotów" jest napisana pierwszoosobową kocią narracją, co już na wstępie jest ogromnym zastrzykiem adrenaliny. Niesie to ze sobą dwie istotne cechy powieści: po pierwsze, wszelkiej maści miłośnicy kotów będą zachwyceni opisami kocich zwyczajów, które według Bastet, naszego kociego przewodnika, znacznie różnią się od naszych oczekiwań. Po drugie, przez pierwszą część książki w mojej głowie wytworzyło się przeświadczenie, że będzie to lekka książka, czyli napisana jako uroczy żart, cukierkowa postapokalipsa. Jednak duża dawka humoru spowodowana kocią arogancją Bastet nie zamgliła wrażenia, że jest to jednak opowieść o upadku ludzkiej cywilizacji w zawrotnym tempie.

Kotka Bastet jako główny bohater z początku nie widzi, że w najbliższym czasie może dojść do wydarzeń drastycznie zmieniających jej życie. Nie widzi, bo po prostu ludzkie sprawy ma gdzieś. Jest kotem, który uważa się za właściciela Nathalie, która, w jej mniemaniu, jest jej służącą. Postrzega siebie jako istotę wyższą (a może raczej ważniejszą), która wszelkie interakcje z człowiekiem wykonuje tylko, gdy ma na to ochotę lub uważa to za odpowiednią nagrodę dla służącej. Jako wieloletni właściciel (służący?) kotów mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że czytając te fragmenty, uśmiechałem się od ucha do ucha, bo Bernard Werber świetnie uchwycił codzienne zwyczaje kotów.

Nie zmienia to jednak faktu, że przez sympatyczne perypetie kotki przeziera narastający konflikt, który Nathalie zauważa w swoim mieście. Paryż coraz bardziej staje się niebezpiecznym miastem, ogarniętym licznymi atakami terrorystycznymi, grabieżami czy strzelaninami na ulicach. Bastet, dzięki wsparciu mieszkającego po sąsiedzku niesamowitego Pitagorasa (kot z portem USB w czaszce – nie pytajcie), coraz bardziej rozumie, dlaczego jej służąca ostatnio jest przygnębiona i zrozpaczona. Bastet przede wszystkim chce nawiązać werbalny kontakt z Nathalie, jednak wszystko spala na panewce – kobieta nie jest w stanie pojąć kocich przekazów i sygnałów tak, jak kotka by sobie tego życzyła. Pomimo więc zrozumienia ludzkiego świata dzięki możliwości logowania się Pitagorasa do sieci, wciąż istnieje nieprzekraczalna granica odseparowująca ludzi od zwierząt.

Muszę przyznać, że fabularna zmiana toru z lekkiej historyjki o kotach w mroczną opowieść o przetrwaniu zaskoczyła mnie kulturalnym uderzeniem obucha w tył głowy. Nie wiedzieć kiedy, "Jutro należy do kotów" nagle staje się powieścią dramatycznej ucieczki przez Paryż pełen chaosu, gdzie dochodzi do grabieży, morderstw i gwałtów na masową skalę, a jednym z najgroźniejszych przeciwników stają się… szczury. I to wcale nie jest humorystyczny element powieści, bo przecież te gryzonie wielokrotnie stanowiły w ludzkiej przeszłości realne zagrożenie (chociażby wszelkiej maści epidemie i plagi, spowodowane przez szczury – swoją drogą powstaje o tym obiecująca gra, gdzie głównym zadaniem będzie ochrona przed hordą gryzoni; sprawdźcie "A Plague Tale: Innocence"). Literatura też to zauważa – chociażby w "Cylindrze Van Troffa" główny bohater obserwuje w pewnym momencie zbitą masę szczurów, zachowujących się jak inteligentny organizm, który kiedyś może wyewoluować na dominujący gatunek.

Ostatecznie z "Jutro należy do kotów" wychodzi ciekawa powieść postapo, która co prawda ma pewne elementy fantastyczne w moim odczuciu zbędne, ale i tak pozostawia po sobie dobre wrażenie. Szkoda, że Bernard Werber postanowił brutalnie rzeczywistą powieść upstrzyć nadnaturalnymi dodatkami, bo trochę zepsuło mi to odbiór historii – według mnie książka dobrze by sobie poradziła jako mogąca się wydarzyć opowieść o bliskim zrujnowaniu świata przez człowieka. Nawet mimo tego, z powieści Werbera można wyłuskać fajną historię, którą dobrze się czyta, a dodatkowy plus książka łapie od kotomaniaków.

Recenzja ukazała się na portalu Głos Kultury

W najpopularniejszych utworach postapokaliptycznych głównym zmartwieniem jest to, jak z nagłym upadkiem dotychczas znanego świata poradzą sobie ludzie. I jest to w jakiś sposób zrozumiałe, chociaż niektórzy idą o krok dalej, skupiając się nie tylko na człowieku, ale również jego najbliższym otoczeniu. I o ile wątki zwierząt się w książkach czy filmach pojawiają, to z reguły...

więcej Pokaż mimo to

Więcej opinii

Aktywność użytkownika Zimek

z ostatnich 3 m-cy
Zimek
2024-03-01 16:35:34
Zimek ocenił książkę Na psa urok na
8 / 10
2024-03-01 16:35:34
Zimek ocenił książkę Na psa urok na
8 / 10
Na psa urok Kevin Hearne
Średnia ocena:
6.8 / 10
24 ocen
Zimek
2024-02-26 01:39:31
Zimek ocenił książkę Empuzjon na
6 / 10
2024-02-26 01:39:31
Zimek ocenił książkę Empuzjon na
6 / 10
Empuzjon Olga Tokarczuk
Średnia ocena:
7.2 / 10
2972 ocen

ulubieni autorzy [13]

Stephen King
Ocena książek:
7,0 / 10
169 książek
14 cykli
15812 fanów
Jakub Żulczyk
Ocena książek:
6,5 / 10
20 książek
3 cykle
1570 fanów
Stanisław Lem
Ocena książek:
7,3 / 10
138 książek
8 cykli
3256 fanów

Ulubione

Stephen King Serca Atlantydów Zobacz więcej
Albert Einstein - Zobacz więcej
George Orwell Folwark zwierzęcy Zobacz więcej
J.K. Rowling Harry Potter i Zakon Feniksa Zobacz więcej
Andrzej Sapkowski Chrzest ognia Zobacz więcej
J.R.R. Tolkien Władca Pierścieni Zobacz więcej
Terry Pratchett Czarodzicielstwo Zobacz więcej
Andrzej Sapkowski Czas pogardy Zobacz więcej
Stephen King Zielona Mila Zobacz więcej

Dodane przez użytkownika

Wojciech Cejrowski Wyspa na prerii Zobacz więcej
Roger Zelazny Kroniki Amberu. Tom 1 Zobacz więcej
Philip Roth Konające zwierzę Zobacz więcej
Paul Bowles Pod osłoną nieba Zobacz więcej
Polibiusz Dzieje. T. 1 Zobacz więcej
Paul Bowles Pod osłoną nieba Zobacz więcej
Dawid Grosman Księga gramatyki intymnej Zobacz więcej
Philip Roth Konające zwierzę Zobacz więcej
Alistair MacLeod Utracony dar słonej krwi Zobacz więcej

statystyki

W sumie
przeczytano
487
książek
Średnio w roku
przeczytane
29
książek
Opinie były
pomocne
1 056
razy
W sumie
wystawione
460
ocen ze średnią 7,2

Spędzone
na czytaniu
2 872
godziny
Dziennie poświęcane
na czytanie
29
minut
W sumie
dodane
21
cytatów
W sumie
dodane
34
książek [+ Dodaj]