-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński38
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant6
-
ArtykułyPaul Auster nie żyje. Pisarz miał 77 latAnna Sierant6
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na maj 2024Anna Sierant978
Biblioteczka
2024-04-29
2024-04-18
2024-02-14
2024-02-13
2023-12-26
2023-10-03
2023-08-26
2023-08-20
2023-07-16
2023-04-29
2022-11-24
2022-10-29
2022-06-18
Sięgając po „Proste równoległe”, nie wiedziałem o tej książce praktycznie nic. Owszem okładka mignęła mi w social mediach, natomiast nie znałem zarysu fabuły, nie kojarzyłem autorki i nie miałem żadnych oczekiwań. Co z tego wynikło? Samo dobro!
Przede wszystkim jest to kawał pełnokrwistej prozy o pasji, miłości do muzyki (także tej toksycznej) oraz poświęceniu. Agata Romaniuk postawiła na prostotę, nie przekombinowała i precyzyjnie rozłożyła wszystkie akcenty. „Proste równoległe” zostały skonstruowane jak misterny utwór muzyczny. Autorka chwyta czytelnika już na samym początku, trzyma w napięciu do ostatniej strony, powoli, z rozmysłem odsłaniając kolejne punkty historii Marty i Wandy. I jak w muzyce przechodzimy od adagio do allegro, od piano do forte - nic tu nie jest tak oczywiste, jakby się mogło wydawać.
Jestem też pełen podziwu dla kreacji postaci. W końcu jakaś powieść, w której psychologia wypada tak wiarygodnie, że bez problemu wierzę w relacje pomiędzy głównymi bohaterkami oraz motywacje, jakimi się kierują. Romaniuk pokazała najdrobniejsze niuanse więzi mistrzyni-uczennica, więzi trudnej, wymagającej, wyczerpującej emocjonalnie. A w tle PRL i okres transformacji – idealnie wkomponowane w fabułę, dopełniły ją, ale nie zdominowały. Bez klisz, bez nadęcia, bez przerysowania.
Język i styl książki skwituję krótko: jak to jest napisane! Wszystko w punkt: płynność narracji, plastyczność języka (szczególnie we fragmentach związanych z muzyką) a także wyważona poetyckość tekstu. Momentami tego się nawet nie czyta – przez to się płynie.
Jest w tej historii coś pięknie melancholijnego, co mocno gdzieś tam w środku ze mną rezonuje. Dlatego pod wrażeniem „Prostych równoległych” pozostanę na długo.
Sięgając po „Proste równoległe”, nie wiedziałem o tej książce praktycznie nic. Owszem okładka mignęła mi w social mediach, natomiast nie znałem zarysu fabuły, nie kojarzyłem autorki i nie miałem żadnych oczekiwań. Co z tego wynikło? Samo dobro!
Przede wszystkim jest to kawał pełnokrwistej prozy o pasji, miłości do muzyki (także tej toksycznej) oraz poświęceniu. Agata...
2022-10-21
2022-07-19
2022-03-01
2022-02-17
Zasadniczo w „Ile z gór tych złota” zachwyciło mnie… praktycznie wszystko. Najpierw sposób, w jaki C Pam Zhang polemizuje z popkulturowym wyobrażeniem Dzikiego Zachodu. Nie znajdziemy tutaj lukrowanych klisz rodem z hollywoodzkich westernów; jest za to bezwzględny świat, gdzie rządzi ludzkie okrucieństwo i chęć zysku, a bohaterowie są zmuszeni prowadzić nieustanną walkę o przetrwanie. Następnie poruszający portret doświadczenia odmienności oraz tego, jak człowiek sobie z nim radzi. Wreszcie dosyć niecodzienna perspektywa. Przyznam szczerze, że nie spotkałem się do tej pory z książką, która amerykańską gorączkę złota przedstawiałaby z punktu widzenia azjatyckich imigrantów.
Pozostaje jeszcze język; ten zrobił na mnie ogromne wrażenie. Jest coś szalenie intrygującego w połączeniach zastosowanych przez Zhang (brutalny naturalizm kontra poetyckość niektórych fragmentów; realizm przeplatany z symboliką mityczną) oraz rytmie, jaki nadają one narracji. Bardzo to wszystko wysmakowane w swojej prostocie.
„Ile z gór…” wymyka się moim zdaniem jakimkolwiek klasyfikacjom. Książkę trudno wrzucić do konkretnej szufladki, ponieważ autorka bardzo świadomie czerpie z różnych gatunków i finezyjnie je łączy. Efekt okazał się nader oryginalny: western nie-western; w takiej samej mierze intymny rodzinny dramat, jak i powieść drogi; pobrzmiewają w niej echa ekstremalnego coming of age, książek podróżniczych, a nawet greckiej tragedii.
Czasem wydawców lubi ponosić fantazja i na czwartej stronie okładki piszą pochwalne bzdurki, które nijak nie przekładają się na rzeczywistą treść książki. W przypadku „Ile z gór tych złota” w blurbie nie ma nic przesadzonego: to rzeczywiście elektryzujący debiut. Oby takich więcej!
Zdecydowanie mój top z kategorii otrzymanych prezentów książkowych.
Zasadniczo w „Ile z gór tych złota” zachwyciło mnie… praktycznie wszystko. Najpierw sposób, w jaki C Pam Zhang polemizuje z popkulturowym wyobrażeniem Dzikiego Zachodu. Nie znajdziemy tutaj lukrowanych klisz rodem z hollywoodzkich westernów; jest za to bezwzględny świat, gdzie rządzi ludzkie okrucieństwo i chęć zysku, a bohaterowie są zmuszeni prowadzić nieustanną walkę o...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-01-29
2021-11-16
Kiedy wydawało mi się już, że z literaturą młodzieżową zaczyna mi być nie po drodze, pojawia się S.A. Chakraborty i przypomina, jak kapitalny może być to gatunek.
Fabuła „Miasta mosiądzu” piekielnie wciąga i angażuje; do tego jest świetnie skonstruowana oraz przemyślana od początku do końca – widać tutaj konkretny kierunek historii. Postaci rzadziej irytują, za to częściej używają mózgu (a to cecha wcale nie taka oczywista wśród bohaterów młodzieżówek). Warto też wspomnieć o całkiem niezłym balansie między elementami akcji i ekspozycji, a także fenomenalnie wykreowanym świecie przedstawionym. Dewabad – czy też w ogóle cała koncepcja świata dżinnów – choć zbudowana z mniej lub bardziej znanych elementów bliskowschodniego folkloru, w ujęciu Chakraborty nabiera świeżości. Jest klimatycznie… i to jeszcze jak!
Nie udało się uniknąć w „Mieście mosiądzu” schematów, wśród których na pierwszy plan wysuwa się wątek romantyczny. Ten wygląda jakby był żywcem wyjęty z jakiegoś nie do końca udanego odcinka „Gossip girl”. Na szczęście drobne mankamenty nie zdominowały całości. Tutaj autorce należą się ogromne brawa, bo nawet jeśli idzie w jakieś oczywistości, to robi to świadomie i z umiarem.
Daję „tylko” 7, ponieważ liczę, że w kolejnych tomach Chakraborty jeszcze bardziej odpali wrotki, a ja będę zbierał szczękę z podłogi.
Kiedy wydawało mi się już, że z literaturą młodzieżową zaczyna mi być nie po drodze, pojawia się S.A. Chakraborty i przypomina, jak kapitalny może być to gatunek.
Fabuła „Miasta mosiądzu” piekielnie wciąga i angażuje; do tego jest świetnie skonstruowana oraz przemyślana od początku do końca – widać tutaj konkretny kierunek historii. Postaci rzadziej irytują, za to częściej...
Jestem zachwycony prozą Bierce’a. Oczywiście, jak to w przypadku zbioru krótkich form bywa, jedne teksty przemówiły do mnie bardziej, inne mniej, ale wszystkie łączy jedno – naprawdę dobry, w miarę równy poziom. W „Jeździec na niebie…” znalazłem wszystko, co lubię: trochę odniesień historycznych (np. wojna secesyjna), klasyczny horror, sporo makabreski i mocnych, naturalistycznych scen. Konstrukcji fabuł i stosowania suspensu od Bierce’a mógłby się uczyć niejeden współczesny pisarz - co jak co ale finały niektórych opowiadań robią piorunujące wrażenie!
A „Chickamauga” z tego zbioru to rzecz wybitna.
Jestem zachwycony prozą Bierce’a. Oczywiście, jak to w przypadku zbioru krótkich form bywa, jedne teksty przemówiły do mnie bardziej, inne mniej, ale wszystkie łączy jedno – naprawdę dobry, w miarę równy poziom. W „Jeździec na niebie…” znalazłem wszystko, co lubię: trochę odniesień historycznych (np. wojna secesyjna), klasyczny horror, sporo makabreski i mocnych,...
więcej Pokaż mimo to