Bardzo bym chciał coś poczuć, ale ten komiks wydaje mi się jednak mocno pretensjonalny. To oczywiście tylko odczucie, być może ktoś widzi sens w tych wszystkich małpach, strusiach czy panterach, które, jak mniemam, stanowią jakąś metaforę wciśniętą w opowieść, by było jeszcze dziwniej - jakby kreska na granicy przegięcia nie wystarczyła. Owszem wydaje się to oryginalne, pozwala na ciekawe rozkminy w stylu: "co sprawia, że niektóre komiksy mnie odrzucają", ale niestety fabuła nic ciekawego mi tym razem nie powiedziała oprócz tego, że żyję prawdopodobniej w tej bezpieczniejszej (a może po prostu bardziej oswojonej) części świata
Temat dosyć banalny. Próba wyrwania się z konserwatywnego świata i pragnienie młodych, by poczuć odrobinę wolności. Z drugiej strony powierzchowne i często głupie postrzeganie mieszkańców reprezentujących inne kręgi kulturowe przez ludzi zachodu. W najlepszej scenie młoda turystka robi zdjęcie dziadkowi bez butów. To co wydaje jej się urokiem związanym z miejscem, który zwiedza, jest tak naprawdę wynikiem kradzieży obuwia starszego pana. To świetne podsumowanie bezrefleksyjnej konsumpcji zwiedzających, wyzbytej choćby chwili refleksji.
Presl już pewnie nigdy nie będzie moim ulubionym rysownikiem, choć konsekwentnie trzyma się wypracowanej formuły, w której przeważają płaskie dwuwymiarowe obrazy i zniekształcone sylwetki postaci z żabimi twarzami. Nie do końca rozumiem uzasadnienie stylu, ale być może wcale nie muszę.
Rewolucji z tego nie będzie i w zasadzie jest to krótka lektura, nawet jeśli chcemy z niej wycisnąć maksymalną ilość treści. Ciekawe, choć jednorazowe