rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz
Okładka książki Prezydent. Aleksander Kwaśniewski w rozmowie z Aleksandrem Kaczorowskim Aleksander Kaczorowski, Aleksander Kwaśniewski
Ocena 7,6
Prezydent. Ale... Aleksander Kaczorow...

Na półkach:

To nie jest autobiografia, ale raczej wywiad-rzeka o życiu prywatnym i politycznym Aleksandra Kwaśniewskiego, który pozwala na prześledzenie losów i głębsze poznanie poglądów jednego z najbardziej znanych polskich polityków. Omawiane wydarzenia są przedstawione w chronologiczny sposób. Na uwagę zasługuje fakt, że bohater książki jest dość krytyczny wobec swoich decyzji, starając się zachować obiektywizm w ocenie własnej osoby. Tam jednak, gdzie ma ewidentne zasługi, wykazuje „zdrowe” pozytywne podejście i nie stroni od pochwał pod własnym adresem. Jest to najbardziej uzasadnione i nie powinno być postrzegane za przejaw egocentryzmu. Niezależnie od poglądów politycznych, nikt nie podważy faktu, że Kwaśniewskiemu wiele rzeczy się udało.

Najciekawsze w książkach tego gatunku (podobnie na przykład w „Wyborze” Donalda Tuska i Anne Applebaum) są różnego rodzaju anegdoty i spojrzenia za kulisy politycznych wydarzeń i decyzji. Będąc znakomitym gawędziarzem Kwaśniewski w fascynujący sposób opowiada o szczegółach tego typu. Książka ma 400 stron, ale jest tak ciekawa, że przeczytałem ją ciurkiem w ciągu dwóch dni. Bardzo polecam tę pozycję wszystkim czytelnikom zainteresowanym polityką i życiem publicznym.

To nie jest autobiografia, ale raczej wywiad-rzeka o życiu prywatnym i politycznym Aleksandra Kwaśniewskiego, który pozwala na prześledzenie losów i głębsze poznanie poglądów jednego z najbardziej znanych polskich polityków. Omawiane wydarzenia są przedstawione w chronologiczny sposób. Na uwagę zasługuje fakt, że bohater książki jest dość krytyczny wobec swoich decyzji,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Autorka podkreślała w wywiadach, że „presja noblowska” nie odgrywała roli przy pisaniu nowej powieści. Trudno jest jednak w to uwierzyć. Powstaje wrażenie, że nowe dzieło zostało napisane trochę pod publiczkę. Ładne wydanie z mapami i tajemniczym motywem na okładce bardzo zachęca do zakupu książki. Ta składa się jednak głównie z pseudointelektualnych wynurzeń starszych panów na tematy wszelkie. Poruszane tematy są w istocie rzeczy „dżenderowe”, co idealnie wpisuje się w aktualne wojenki kulturowe. A odniesienia intertekstualne do „Czarodziejskiej Góry” są tak liczne i oczywiste, że w odniesieniu do ramy fabuły można by wręcz wysunąć zarzut plagiatu.

Nietrafiony jest sam gatunek: poza kilkoma scenkami w powieści brakuje wyraźnych elementów horroru, o którym jest mowa w podtytule. Książka zawiera też błąd anachronizmu, na który ani autorka ani wydawnictwo nie zwróciło uwagi, a który dotyczy niemieckiego słowa „schwul”. To słowo nabrało znaczenia, w którym jest użyte w powieści, dopiero w latach siedemdziesiątych.

Autorka podkreślała w wywiadach, że „presja noblowska” nie odgrywała roli przy pisaniu nowej powieści. Trudno jest jednak w to uwierzyć. Powstaje wrażenie, że nowe dzieło zostało napisane trochę pod publiczkę. Ładne wydanie z mapami i tajemniczym motywem na okładce bardzo zachęca do zakupu książki. Ta składa się jednak głównie z pseudointelektualnych wynurzeń starszych...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Autor był redaktorem „Gazety Wyborczej”, co samo w sobie może wskazywać na brak obiektywizmu. Tak jednak nie jest. Biografia w żadnym wypadku nie jest hagiograficzna; w gruncie rzeczy jest to dość krytyczna polemika z osobą Adama Michnika i jego roli w historii polskiej inteligencji. Autor wydaje się stawiać Michnikowi zarzut (którego adresatem często jest też Aleksander Kwaśniewski) o zbyt pobłażliwe traktowanie reżimu komunistycznego i jego najważniejszych postaci w III Rzeczpospolitej. Michnikowi obrywa się więc za nazwanie Jaruzelskiego i Kiszczaka „ludźmi honoru” czy też za jego przyjaźń z Jerzym Urbanem. Oprócz tej zasadnej krytyki poglądów szczególnie ciekawe są opisy mniej powszechnie znanego okresu „paryskiego” z życia Michnika. Autorowi należy się wielkie uznanie za niezwykle dokładne przebadanie źródeł oraz liczne cytaty z rozmów z osobami życia publicznego prezentujących różnorodne poglądy na temat bohatera biografii, dzięki czemu czytelnik może sobie wyrobić swoje własne zdanie na temat tej kontrowersyjnej postaci.

Autor był redaktorem „Gazety Wyborczej”, co samo w sobie może wskazywać na brak obiektywizmu. Tak jednak nie jest. Biografia w żadnym wypadku nie jest hagiograficzna; w gruncie rzeczy jest to dość krytyczna polemika z osobą Adama Michnika i jego roli w historii polskiej inteligencji. Autor wydaje się stawiać Michnikowi zarzut (którego adresatem często jest też Aleksander...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Wybór Anne Applebaum, Donald Tusk
Ocena 7,0
Wybór Anne Applebaum, Don...

Na półkach:

Rozmowa dziennikarki i polityka, którzy zgadzają się ze sobą w prawie wszystkich kwestiach, nie może być intelektualnie stymulująca. Trzeba jednak przyznać, że analizy Applebaum i Tuska są dość interesujące i trafne. Czytelnik może zapoznać się z istotą tzw. trumpizmu, zagrożeń dla demokracji w Europie, znaczeniu kryzysu migracyjnego. Z aktualnego punktu widzenia (piszę tę recenzję w marcu 2023 r.) szczególnie ciekawy wydaje się rozdział w całości poświęcony autorytaryzmowi w Rosji, w którym autorzy (niestety) skutecznie kreślą groźbę wojny w Ukrainie. Szczególnie słowa autorki „Gułagu” są wręcz prorocze w tym kontekście. W książce sporo jest też tematów stricte polskich, np. o konsekwencjach katastrofy smoleńskiej, nie wnoszą one jednak zbyt wiele nowego do debaty publicznej.

Rozmowa dziennikarki i polityka, którzy zgadzają się ze sobą w prawie wszystkich kwestiach, nie może być intelektualnie stymulująca. Trzeba jednak przyznać, że analizy Applebaum i Tuska są dość interesujące i trafne. Czytelnik może zapoznać się z istotą tzw. trumpizmu, zagrożeń dla demokracji w Europie, znaczeniu kryzysu migracyjnego. Z aktualnego punktu widzenia (piszę tę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Powieść jest udana, jeśli mamy ochotę przerzucić kolejne strony i dowiedzieć się końca opowiadanej historii. Tak jest w przypadku „Bierków”. Autorowi udało się stworzyć ciekawą fabułę i zaprezentować ją w przystępnej formie (choć niektórzy zapewne uznają ją za zbyt pornograficzną). Mamy tutaj całą paletę tematów takich jak różnice społeczne, przemoc domowa, homofobia, rzeczywistość pracy nauczycieli w polskich szkołach. Centralnym motywem są skomplikowane konstelacje miłosne, w które uwikłani są bohaterowie. Jest to w gruncie rzeczy lektura dla młodzieży, choć myślę, że może zainteresować także starszych czytelników.

Powieść jest udana, jeśli mamy ochotę przerzucić kolejne strony i dowiedzieć się końca opowiadanej historii. Tak jest w przypadku „Bierków”. Autorowi udało się stworzyć ciekawą fabułę i zaprezentować ją w przystępnej formie (choć niektórzy zapewne uznają ją za zbyt pornograficzną). Mamy tutaj całą paletę tematów takich jak różnice społeczne, przemoc domowa, homofobia,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jak opisać coś, co w swojej istocie odzwierciedla ideę nicości? Ciszę kojarzymy z pustką, z czymś, czego nie ma. Cisza jest brakiem. Przede wszystkim brakiem dźwięku, ale pośrednio też brakiem ludzkiej zmysłowości i doświadczenia w ogóle. Osoby niesłyszące zapewne czytają te słowa z niedowierzaniem. I mają rację. Cisza może być cechą stałą bytu, przynajmniej w sensie fizjologicznym. Myślę, że zupełne pominięcie doświadczenia osób głuchoniemych jest największym niedociągnięciem tej książki. Ta ignorancja nie oznacza jednak, że książka jest nieudana. Wprost przeciwnie: Autor niczym wytrawny fenomenolog szuka w różnych sytuacjach życiowych odpowiedzi na trzy zawarte w tytule pytania, starając się w ten sposób wyłuskać esencję tego, co nazywamy ciszą. I w dużym stopniu mu się to udaje. Fakt, że jest podróżnikiem, który jako pierwszy człowiek samotnie dotarł na Antarktydę, w pewnym sensie predysponuje go do tego zadania. Oprócz mnichów o ciszy i jego pierwotności może sensownie napisać chyba tylko ktoś, kto jej doświadczył, najlepiej w całkowitej samotności i w ekstremalnych warunkach. Książka jest zbiorem medytacji na ten temat, zawiera wiele ciekawych cytatów wielkich filozofów i pisarzy. Uroku dodaje fakt, że polski przekład ukazał się w pięknej okładce. Jest to pozycja godna polecenia wszystkim czytelnikom zainteresowanym tematem.

Jak opisać coś, co w swojej istocie odzwierciedla ideę nicości? Ciszę kojarzymy z pustką, z czymś, czego nie ma. Cisza jest brakiem. Przede wszystkim brakiem dźwięku, ale pośrednio też brakiem ludzkiej zmysłowości i doświadczenia w ogóle. Osoby niesłyszące zapewne czytają te słowa z niedowierzaniem. I mają rację. Cisza może być cechą stałą bytu, przynajmniej w sensie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Pierwotny tytuł „Niemcy też są ludźmi” wskazuje na rzeczywisty zamysł autora. Dramat ma na celu nie tylko przybliżyć czytelnikowi społeczeństwo niemieckie w okresie narodowego socjalizmu, ale raczej egzemplifikować uniwersalne ludzkie zachowania i postawy w obliczu powszechnie panującego konformizmu. Mimo oczywistego tła historycznego nie jest to teatr faktu: wszyscy bohaterowie i wydarzenia są fikcyjne. Moralizatorski wydźwięk dramatu sprawia, że przedstawione postacie wydają się schematyczne i mało subtelne. Czytelnik dostrzega, że osoby dramatu są stworzone na potrzeby odgórnie narzuconego przesłania.

Jest to dramat o walorze edukacyjnym, z pewnością wciąż nadający się na lekturę szkolną. Nie jest to jednak wzbogacająca i interesująca lektura dla dojrzałych czytelników, którzy są ogólnie zorientowani w temacie nazizmu.

Książka była tłumaczona na język niemiecki i nierzadko wystawiana we wschodnioniemieckich teatrach. Doczekała się też ekranizacji w 1950 roku produkcji DEFA oraz w 1996 roku w Polsce (z Beatą Tyszkiewicz w roli Berty).

Pierwotny tytuł „Niemcy też są ludźmi” wskazuje na rzeczywisty zamysł autora. Dramat ma na celu nie tylko przybliżyć czytelnikowi społeczeństwo niemieckie w okresie narodowego socjalizmu, ale raczej egzemplifikować uniwersalne ludzkie zachowania i postawy w obliczu powszechnie panującego konformizmu. Mimo oczywistego tła historycznego nie jest to teatr faktu: wszyscy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Literatura polska o czasach wojennych ma z reguły martyrologiczny wydźwięk. „Filip” Leopolda Tyrmanda oferuje dla odmiany spojrzenie na losy młodego pokolenia walczącego o przetrwanie, które charakteryzuje się sarkazmem i zadziornością. 20-letni bohater pracuje w restauracjach z najwyższej półki i ma papiery francuskie, dzięki którym jest traktowany lepiej od polskich „podludzi” wykonujących prace przymusowe w III Rzeszy. Stworzenie tej ciekawej tożsamości na tle wydarzeń historycznych we Frankfurcie nad Menem i Moguncji pozwala Autorowi na szerokie spojrzenie na temat i nakreślenie osób w sposób wolny od nacjonalistycznych zapędów. W tym aspekcie powieść przypomina „Początek” Szczypiorskiego.

Mamy tutaj tematy żydowskie opowiedziane głównie na tle rodziny Rothschildów wypędzonych z Frankfurtu, mamy postawy zwykłych Niemców popierających reżim do ostatniej chwili lub potępiających go po nalotach dywanowych ze strony aliantów, mamy środowisko pracowników przymusowych żebrzących o kartki na jedzenie i starających się przechytrzyć los. W gruncie rzeczy centralnym tematem powieści są jednak perypetie i rozterki miłosne bohatera, który zakochuje się akurat w Niemce. Musi się też liczyć z tym, że w każdej chwili Gestapo może odkryć jego polską tożsamość. Jest to książka o niemożliwej miłości i przetrwaniu w trudnych czasach.

Historie miłosne prezentowane przez Tyrmanda nie wykazują się szczególną jakością. Ciekawsze jest nakreślone przez niego tło społeczne ówczesnych Niemiec, w tym pieczołowite opisy miast i ich mieszkańców. Czytelnik jest w stanie orientować się po geografii Frankfurtu i okolic, rzeczywistość przedstawiona sprawia zawsze wiarygodne wrażenie. Ta interesująca i warta przeczytania pozycja właśnie doczekała się niemieckiego przekładu w wydawnictwie z siedzibą we Frankfurcie (co chyba nie jest przypadkiem).

Literatura polska o czasach wojennych ma z reguły martyrologiczny wydźwięk. „Filip” Leopolda Tyrmanda oferuje dla odmiany spojrzenie na losy młodego pokolenia walczącego o przetrwanie, które charakteryzuje się sarkazmem i zadziornością. 20-letni bohater pracuje w restauracjach z najwyższej półki i ma papiery francuskie, dzięki którym jest traktowany lepiej od polskich...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Kto może lepiej nakreślić, jaką funkcję pełni lub powinna pełnić literatura piękna, jeśli nie sami twórcy literackich dzieł? Zebrane w tej książce eseje Olgi Tokarczuk pozwalają na dyskretny wgląd w proces powstawania fikcyjnych charakterów i wydarzeń, a także ogólne refleksje na temat statusu słowa pisanego w XXI wieku, w którym treści audiowizualne stają się coraz popularniejsze.

Czytelnik otrzymuje wgląd w rozwój literacki noblistki, dowiaduje się, jakie książki czytała w dzieciństwie i tym samym, które lektury znacząco wpłynęły na jej literacki smak. Dowiadujemy się sporo o procesie powstawania powieści, np. znajdziemy ciekawe opisy podróży na Ukrainę i do Holandii w ramach przygotowania do pisania „Biegunów” i „Ksiąg Jakubowych”. Zebrane tu eseje zawierają także kilka refleksji politycznych dotyczących na przykład krytyki globalizacji i turyzmu lub kwesti ochrony praw zwierząt.

Ważniejsze są jednak rozważania o statusie literatury w zglobalizowanym świecie, który według Tokarczuk charakteryzuje się coraz bardziej narracją subiektywną i postmodernistyczną; opisywana rzeczywistość jest nieuchwytna, płynna i dowolnie konfigurowalna. Tokarczuk optuje za obecnością „czwartego narratora”, który jest w stanie wykraczać poza świat przedstawiony. Postulat narracji niezależnej, czułej i wszystkowiedzącej idzie w parze z obroną fikcjonalności, której walory są według Autorki coraz częściej poddawane w wątpliwość. Podejrzliwość w stosunku do słowa pisanego ze względu na ryzyko natknięcia się na kolejne „fake news” sprawia, że chcemy stale mieć pewność, czy to, co czytamy, jest prawdą czy nie, czy np. Janina Duszejko, bohaterka powieści „Prowadź swój pług przez kości umarłych”, to rzeczywiście Olga Tokarczuk (sic!). W naiwnych próbach upewnienia się o fałszu lub prawdzie Autorka słusznie upatruje się dyskredytacji fikcji jako takiej.

Bardzo interesujące teksty, nie tylko dla studentów filologii polskiej, ale dla wszystkich zainteresowanych literaturą i jej pozycją w świecie.

Kto może lepiej nakreślić, jaką funkcję pełni lub powinna pełnić literatura piękna, jeśli nie sami twórcy literackich dzieł? Zebrane w tej książce eseje Olgi Tokarczuk pozwalają na dyskretny wgląd w proces powstawania fikcyjnych charakterów i wydarzeń, a także ogólne refleksje na temat statusu słowa pisanego w XXI wieku, w którym treści audiowizualne stają się coraz...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Podobno każdy polski inteligent ma swojego faworyta wśród polonistów „z telewizji”. Jest frakcja prof. Miodka, frakcja prof. Markowskiego, prof. Bańki, czy właśnie – prof. Bralczyka, którego gawędziarski styl chyba najbardziej pasuje do rzeczywistości medialnej.

Niebelferskie podejście do języka sprawiło, że Jerzy Bralczyk stał się popularnym językoznawcą. Omawiana tu pozycja jest także skierowana do szerszego kręgu czytelników. Rozdziały o długości od jednej do kilku stron dotyczą dobranych przez Autora poszczególnych słów i zawierają opis własnych doświadczeń związanych z ich użyciem oraz dociekań ich znaczenia w różnych kontekstach. Jest to rodzaj subiektywnego słownika frazeologicznego w porządku alfabetycznym, który charakteryzuje się brakiem hierarchizacji i uzasadnienia wyboru haseł.

Bogata polszczyzna Autora nie oznacza jednak interesującej lektury jego rozważań, zaskakująco wiele omówień wieje nudą. Na przykład przy wstępie do słowa „bardzo” Autor pisze: „jak się zastanowić, to dosyć dziwny wyraz. Nawet bardzo dziwny. Dziwnie brzmi i wygląda. A w ogóle jest jakiś niezupełny. Bardzo co?”. Następnie czytamy o użyciu słowa w kolokacjach i powiedzeniach, które są powszechnie znane i nie przynoszą dla czytelnika jakiejkolwiek wartości „dodanej”. Poza tym komentarz do licznych słów charakteryzuje się płytkością psychologiczną i niekiedy rażąco bezrefleksyjnym i staroświeckim konserwatyzmem (np. przy haśle „płeć”). Najbardziej zaciekawił mnie wstęp, w którym Autor w sposób żywy i nader pasjonujący przedstawia swoje otoczenie rodzinne („wychowywałem się wśród ludzi mówiących”), karierę naukową („z doktoratem kłopotów nie było (…), z habilitacją było gorzej”) i preferencje językoznawcze („myślę o języku jako językoznawca, ale myślę też o nim jako człowiek mówiący”). Ten znakomicie napisany tekst „ratuje” przynajmniej po części mało udaną treść główną.

Podobno każdy polski inteligent ma swojego faworyta wśród polonistów „z telewizji”. Jest frakcja prof. Miodka, frakcja prof. Markowskiego, prof. Bańki, czy właśnie – prof. Bralczyka, którego gawędziarski styl chyba najbardziej pasuje do rzeczywistości medialnej.

Niebelferskie podejście do języka sprawiło, że Jerzy Bralczyk stał się popularnym językoznawcą. Omawiana tu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Świat bez fabuły

Czy można nazwać tę książkę powieścią fragmentaryczną? Chyba nie do końca. Są to rzeczywiście fragmenty, ale z pewnością nie jest to powieść. W dziko pomieszanych epizodach pojawia się kilka historii, gdzie mamy tych samych bohaterów i pewne kontinuum czasu, poszczególne rozdziały (a niekiedy akapity) nie są jednak ze sobą powiązane. W gruncie rzeczy „Bieguni” są spojeni tylko dwiema ideami: ideą podróży i globalizacji.

Głębszego zrozumienia tej niezwykłej książki można się doszukać w prelekcji, którą Autorka wygłosiła w ramach wręczenia nagrody Nobla (można odnaleźć ją w na oficjalnej stronie Akademii w oryginale, a także w przekładzie angielskim Jennifer Croft i Antonii Lloyd-Jones). Otóż Tokarczuk zauważa, że opowiadane dzisiaj historie nabierają formy jednoosobowych relacji, z czego powstaje nieuporządkowany wielogłos. Nie tylko jest to charakterystyczne dla mediów społecznościowych, ale także dla innych form przekazu. Tokarczuk postuluje „czteroosobowego” czujnego narratora, który mógłby „snuć historię, żeby było jasne, iż wszyscy i wszystko zanurzone jest w jednym wspólnym wyobrażeniu”. Jest to swego rodzaju postulat powrotu do literatury uniwersalnej, do kanonu literackiego pozwalającego na prawdziwie wspólne doświadczenie narracji. „Bieguni” to antyksiążka, gdzie narrator jest chaotyczny, a rodzaj opowieści wybitnie postmodernistyczny. Tokarczuk, korzystając z formy niefabularnej, rozproszonej i zdawkowej uświadamia nam, jak bardzo jesteśmy w dzisiejszym świecie zagubieni.

Świat bez fabuły

Czy można nazwać tę książkę powieścią fragmentaryczną? Chyba nie do końca. Są to rzeczywiście fragmenty, ale z pewnością nie jest to powieść. W dziko pomieszanych epizodach pojawia się kilka historii, gdzie mamy tych samych bohaterów i pewne kontinuum czasu, poszczególne rozdziały (a niekiedy akapity) nie są jednak ze sobą powiązane. W gruncie rzeczy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Książka przybliża czytelnikowi tożsamościowe perypetie autora i innych inteligentów w komunistycznej Warszawie oraz próby asymilacji w środowisku pisarzy w wybitnie kapitalistycznym Nowym Jorku. Jako wschodnioeuropejski outsider mający wielki talent choć zero centa przy duszy, Głowacki jest w którymś momencie skazany na sukces. Napisane kapitalną polszczyzną wspomnienia (a właściwie mniej lub bardziej sarkastyczne historyjki) pozwalają na poznanie Głowackiego jako osoby i twórcy w taki sposób, że czytelnik nabiera wielkiej ochoty na zapoznanie się z jego sztukami teatralnymi, które są stale powracającym tematem. „Z głowy” to swego rodzaju streszczenie i wstęp do twórczości Autora, bardzo udana i godna polecenia pozycja.

Książka przybliża czytelnikowi tożsamościowe perypetie autora i innych inteligentów w komunistycznej Warszawie oraz próby asymilacji w środowisku pisarzy w wybitnie kapitalistycznym Nowym Jorku. Jako wschodnioeuropejski outsider mający wielki talent choć zero centa przy duszy, Głowacki jest w którymś momencie skazany na sukces. Napisane kapitalną polszczyzną wspomnienia (a...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Sam autor przyznaje we wstępie, że dzienniki powinno się publikować najlepiej pół wieku po śmierci. Donald Tusk podjął istotnie pewne ryzyko upubliczniając prywatne rozmowy i anegdoty, także z życia rodzinnego. Niezależnie od sympatii politycznych (które w odniesieniu do osoby Donalda Tuska mogą przybierać ekstremalne formy) lektura tych zapisków obejmujących obie kadencje Przewodniczącego Rady Europejskiej, a więc wydarzenia w latach 2014-2019, daje rzadką możliwość bezpośredniego wglądu za kulisy rozmów, decyzji i działań na najwyższych szczeblach władzy.

Książka o jednoznacznym tytule ma stanowić przeciwwagę wobec coraz silniejszych tendencji do używania kłamstwa w przestrzeni politycznej i rozprzestrzeniania fałszywych informacji („fake news”). To zaiste szlachetny, niemal górnolotny pomysł na dziennik będący przecież wybitnie subiektywną formą przekazu. Trudno jest przy tym zweryfikować, na ile treść dziennika odpowiada rzeczywistym wydarzeniom. Publikacja nie składa się bowiem z samych wpisów Donalda Tuska dokonywanych na bieżąco, ale jest wsparta pamięcią i zapiskami najbliższych jego współpracowników. Trudno jest czytelnikowi dociec, ile ingerencji dokonano w ramach redakcji.
Niektóre fragmenty, na przykład dotyczące negocjacji w sprawie Brexitu, czyta się jak najlepszy kryminał. Ta opatrzona licznymi fotografiami książka pozwala też na lepsze zrozumienie poglądów Autora i będzie ciekawą lekturą dla wszystkich politycznie zainteresowanych czytelników.

Sam autor przyznaje we wstępie, że dzienniki powinno się publikować najlepiej pół wieku po śmierci. Donald Tusk podjął istotnie pewne ryzyko upubliczniając prywatne rozmowy i anegdoty, także z życia rodzinnego. Niezależnie od sympatii politycznych (które w odniesieniu do osoby Donalda Tuska mogą przybierać ekstremalne formy) lektura tych zapisków obejmujących obie kadencje...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Książkę Szymona Hołowni o prawach zwierząt można czytać dwojako. Z jeden strony jest to próba pogodzenia chrześcijańskiego światopoglądu, którego rdzeniem jest wiara w wyjątkowość człowieka wobec pozostałych organizmów żywych, przy jednoczesnym przykazaniu minimalizacji cierpienia w świecie. Z drugiej strony rozważania Hołowni można czytać bez odniesień religijnych, jako kompendium wiedzy o aktualnych tendencjach w etyce przedmiotu oraz coraz popularniejszych dietach bezmięsnych. W ten sposób pozycja jest ciekawa zarówno dla wierzących, jak i niewierzących. Wpisuje się to w szerszy kontekst działalności autora, który w przestrzeni publicznej jawi się – w przeciwieństwie np. do pana Cejrowskiego (ich słynny spór o polski Kościół ma na YouTube niemal dwa miliony odsłon!) – jako „sympatyczny” katolik szukający dialogu z osobami o wybitnie progresywnych poglądach.

Ta napisana świetnym (polotnym jak i treściwym stylem) książka powinna być lekturą obowiązkową dla wszystkich mięsożernych czytelników jak dotąd nieszczególnie interesujących się tematyką. Otwiera ona bowiem szeroko oczy: na realia produkcji mięsa, bezsensowność łowiectwa, zalety kuchni wegetariańskiej, konsekwencje konsumpcji mięsa na środowisko naturalne. Hołownia nie popełnia błędu moralizatorstwa, wprost przeciwnie nadmienia w wielu miejscach, że ze względu na własną socjalizację w polskiej rzeczywistości trudno mu jest przestawić się na bardziej bezmięsną dietę. Argumentów podaje jednak bez liku i przesłanie tej bardzo udanej książki jest jasne: jedzmy bardziej świadomie i starajmy się zmniejszyć cierpienie zwierząt, gdzie tylko możemy.

Książkę Szymona Hołowni o prawach zwierząt można czytać dwojako. Z jeden strony jest to próba pogodzenia chrześcijańskiego światopoglądu, którego rdzeniem jest wiara w wyjątkowość człowieka wobec pozostałych organizmów żywych, przy jednoczesnym przykazaniu minimalizacji cierpienia w świecie. Z drugiej strony rozważania Hołowni można czytać bez odniesień religijnych, jako...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Manifest polityczny Biedronia jest na dwa sposoby odważny: z jednej strony Autor analizuje sytuację polityczno-społeczną w dzisiejszej Polsce z wyraźnie osobistej perspektywy, co jest rzadką jakością, wobec której mniej życzliwi wysuną zarzut subiektywnego postrzegania spraw. Z drugiej strony manifest jest odważny w swojej treści. Autor nakreśla rozwiązania na rzecz dobra wspólnego postulując cały szereg daleko idących zmian w gospodarce i administracji, które z pewnością znajdą wielu zwolenników, ale też i wielu zażartych przeciwników.

Dla zainteresowanych manifest będzie dobrą inwestycją, bo spełnia swój cel: czytelnik może dowiedzieć się, kim jest polityk Biedroń i jakie ma pomysły na Polskę. Przejrzysta struktura (opis kondycji Polski, działania lokalne jako prezydent Słupska, i dopiero potem część właściwa, czyli wizja ogólnokrajowych zmian) sprawia, iż łatwo jest zrozumieć faworyzowany przez Autora styl uprawiania polityki. Z natury rzeczy brakuje tu konkretów, w jaki sposób poszczególne cele mogłyby zostać osiągnięte, ale tendencje są wyraźne: model państwa, w którym nikt nie jest wykluczony, obywatele mają dostęp do nowoczesnej służby zdrowia i szkolnictwa, transport miejski i ochrona środowiska są traktowane priorytetowo. Oczywiście wiele analogicznych obietnic pojawia się w programach wyborczych różnych partii i ugrupowań od lat. Biedroń nie przedstawia zupełnie nowatorskich pomysłów, ale jakby nie patrzeć ma do zaoferowania na polskiej scenie politycznej unikalny walor: wiarygodność. Rozdział, w którym kreśli sylwetkę aktywnego polityka, działającego według zasad transparentności, należy do najciekawszych. Autor pisze: „Polityk, który siedzi za biurkiem w czterech ścianach swojego gabinetu, nie jest w stanie stawiać trafnych diagnoz ani rozwiązywać problemów. Pod tym względem przypomina lekarza: musi praktykować wśród ludzi. Polityk godny tego miana musi sprawdzać, co się dzieje w mieście”. Mądre słowa podparte rzeczywistym działaniem! Pozostaje poczekać, na ile wiarygodność Biedronia i jego dotychczasowe doświadczenie wystarczą do zbudowania liczącej się siły politycznej w skali kraju. Przedłożony manifest jest solidnie napisany i zdobywa zaufanie czytelnika, ale to przyszłość zweryfikuje, czy książka ta stanie się kiedyś ważnym tekstem źródłowym dla studentów politologii czy też wyląduje na przysłowiowym śmietnisku historii.

Manifest polityczny Biedronia jest na dwa sposoby odważny: z jednej strony Autor analizuje sytuację polityczno-społeczną w dzisiejszej Polsce z wyraźnie osobistej perspektywy, co jest rzadką jakością, wobec której mniej życzliwi wysuną zarzut subiektywnego postrzegania spraw. Z drugiej strony manifest jest odważny w swojej treści. Autor nakreśla rozwiązania na rzecz dobra...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Ta obszerna (choć nie wyczerpująca tematu) książka jest próbą analizy kształtowania się niemieckiej tożsamości narodowej po zakończeniu II wojny światowej. Chronologiczny układ przedstawionych zagadnień pozwala na prześledzenie ważnych dla omawianej tematyki wydarzeń zarówno w Niemczech Zachodnich jak i Wschodnich. Czytelnik musi jednak przebrnąć najpierw przez stustronicowy wstęp opisujący podstawy badań nad pamięcią. Miejscami nazbyt specjalistyczne omówienie dotyczące pojęć takich jak tożsamość narodowa, polityka historyczna czy wina zbiorowa mogłoby być zintegrowane w rozdziały merytoryczne. W podanej formie zachodzi niebezpieczeństwo, iż niektórzy zainteresowani porzucą dalszą lekturę z przeświadczeniem, iż pozycja zawiera za wiele dygresji.

Na szczęście wobec części właściwej książki trudno jest postawić tego typu zarzut. Wprost przeciwnie: Autorka omawia mądrze wyselekcjonowane kwestie w sposób zwarty i konkretny, jednocześnie powołując się na liczne źródła, które w żadnym momencie nie wydają się czytelnikowi zbędne. Długi wykaz literatury przedmiotu oraz bezlik przydatnych przypisów zasługują na szczególną uwagę. Dobór źródeł i cytatów przekonuje od pierwszej strony. Swobodę, z jaką Autorka porusza się po różnych aspektach historyczności, badaniach socjologicznych, kulturze pamięci oraz o ogólnym umysłowym krajobrazie Niemiec obejmującym siedem dekad, można wytłumaczyć jedynie ogromem wiedzy i starannie wypracowanym warsztatem. „Pamięć – brzemię i uwolnienie” mogła napisać tylko osoba o odpowiednim dorobku naukowym.

Szczególnie wartościowa wydaje się być warstwa pojęciowa oraz historyczna książki. Ważne dla niemieckich debat publicznych terminy (np. Vergangenheitsbewältigung/Aufarbeitung, czyli „radzenie” sobie z przyszłością lub praca nad nią) są należycie wyjaśnione. Istotne wydarzenia wojenne (np. rola Wehrmachtu oraz bitwa pod Stalingradem w pamięci niemieckiej) oraz powojenne (dotyczące np. denazyfikacji czy rozliczania rodziców przez przedstawicieli generacji 1968 roku) są opisane w sposób ciekawy i nader szczegółowy. Zaawansowani w sprawach niemieckich czytelnicy mogą mimo to odczuć niedosyt w odniesieniu do okresu najnowszego: szereg istotnych spraw jest opisanych zbyt powierzchownie, popularne w dzisiejszych Niemczech koncepcje tożsamości narodowej pominięte. Najlepszym przykładem jest tak zwany patriotyzm konstytucyjny, który wciąż odgrywa ważną rolę w myśli politycznej. Idea, iż spoiwem narodu ma być spis praw podstawowych, jest wciąż żywa, ale w książce wspomniana jednym zdaniem. Dobitnym przykładem żywotności tej idei (jednak nieobjętym czasowo książką) był kryzys uchodźczy, podczas którego politycy i publicyści niemieccy jak mantra powtarzali, iż cudzoziemcy muszą przede wszystkim przestrzegać niemieckiej ustawy zasadniczej. Brakuje refleksji nad tą koncepcją patriotyzmu opartą na normach prawnych, która po bezprawiu III Rzeszy siłą rzeczy stała się atrakcyjna dla budowania nowej narodowej świadomości. Także święto Zjednoczenia Niemiec 3 października wydaje się być w tym kontekście przez Autorkę niedoceniane, podobnie 27 stycznia, dzień wyzwolenia Auschwitz, który stał się kluczowym dniem refleksji nad Holocaustem.

W rozważaniach Anny Wolff-Powęskiej trudno jest poza tym dostrzec rozróżnienie pomiędzy poszczególnymi warstwami społecznymi. Jest wprawdzie mowa o „dużym” i „małym” człowieku w uniformie; omówienie to dotyczy jednak środowiska militarnego w kontekście pojęcia winy. W ramach analizy tożsamości powojennych Niemców brakuje osobnego spojrzenia na różne grupy społeczne. Najlepiej widać to przy cytowanych ankietach, które są zawsze ogólnonarodowe. Dociekliwy czytelnik chciałby wiedzieć, jak odpowiadali robotnicy, a jak intelektualiści na zadawane pytania.

Jednak najbardziej problematyczne w tej obszernej i solidnej pracy jest pominięcie aspektów etnicznych. Wprawdzie pojawiają się (głównie w kontekście przed rokiem 1945) refleksje na temat tego, kogo można uznać za Niemca. Kwestia ta umyka w rozdziale dotyczącym okresu po upadku muru berlińskiego. Nigdzie nie pojawia się choćby wzmianka o tym, że niemal co czwarty mieszkaniec dzisiejszych Niemiec (wliczając osoby nieposiadające niemieckiego obywatelstwa) ma przynajmniej częściowo korzenie w innym kraju. Kosmopolityczny charakter Republiki Federalnej wpływa siłą rzeczy na kształtowanie się zbiorowej tożsamości, szczególnie u młodego pokolenia. Czym są „Niemcy” ze swoją zbrodniczą przeszłością dla dzisiejszych 30-latków urodzonych w którymś z krajów związkowych, ale mających rodzica pochodzącego np. z Chorwacji lub Turcji? Czy „nowi” Niemcy o obcych korzeniach muszą tłumaczyć się z przeszłości i osadzać swoją tożsamość narodową na pamięci o Holocauście? Jaką rolę będzie odgrywać doświadczenie nazizmu dla przyszłych pokoleń narodu niemieckiego, który pod względem etnicznym i kulturowym jest coraz bardziej zróżnicowany?

Próżno jest szukać takich pytań o przyszłość w bardzo dobrej książce Anny Wolff-Powęskiej o historii powojennych Niemiec. Pozostaje mieć nadzieję, że powstanie któregoś dnia rozszerzone i zaktualizowane jej wydanie, ponieważ ten ważny dla całej Europy temat na to zasługuje.

Ta obszerna (choć nie wyczerpująca tematu) książka jest próbą analizy kształtowania się niemieckiej tożsamości narodowej po zakończeniu II wojny światowej. Chronologiczny układ przedstawionych zagadnień pozwala na prześledzenie ważnych dla omawianej tematyki wydarzeń zarówno w Niemczech Zachodnich jak i Wschodnich. Czytelnik musi jednak przebrnąć najpierw przez...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Religa. Biografia najsłynniejszego polskiego kardiochirurga Dariusz Kortko, Judyta Watoła
Ocena 7,7
Religa. Biogra... Dariusz Kortko, Jud...

Na półkach:

Tak oto powinna wyglądać porządna biografia: życie opowiedziane w wyrazistych epizodach (jest ich tutaj 16, w których Religa jest przedstawiany w swoich funkcjach jako np. chirurg, rektor czy minister), wyważona doza cytatów bohatera i ludzi z jego otoczenia, mądrze dobrane fotografie, przystępny, ale nieinfantylny język, brak unikania trudnych tematów bez ulegania hagiograficznym pokusom. Niezwykle bogata i ciekawa vita najsłynniejszego polskiego kardiochirurga znalazła należytą oprawę. Autorzy przeprowadzili rozmowy z najważniejszymi osobami z otoczenia Religi, miejscami książka przypomina wręcz reportaż. Spojrzenie na bibliografię wskazuje na ogrom pracy włożony w tę pozycję: obok bardzo wielu artykułów prasowych i monografii autorzy przeczesali także materiały filmowe i audycje radiowe. Czerpanie z wielu źródeł nadaje tej biografii dużej wartości informacyjnej i aury obiektywności. Czytelnik może bez wielkich sensacji skupić się na historii o człowieku, o charakterze którego z pewnością można by napisać wiele książek wnoszących go na piedestały lub też pokazujących go w negatywnym świetle. Biografia Dariusza Kortko i Judyty Watoła pozwala wyrobić sobie obraz Religi, który jest wyważony i przez to chyba bliski prawdy.

Mamy tu więc historię o znakomitym chirurgu, ale nieskutecznym ministrze; o szarmanckiej postawie wobec kobiet, ale i o przeklinaniu jak szewc i kopceniu jak komin; o realiście w medycynie, ale marzycielu w finansach. Jeśli miarą dobrej książki jest odpowiedź na pytanie, czy daną osobę lub materiał można by opisać lepiej, to w tym przypadku doprawdy trudno znaleźć błędy warsztatowe w tym względzie. Jeśli nie pojawią się żadne nowe źródła, dające nam z gruntu inne spojrzenie na życie profesora Religi, to ta pozycja pozostanie najważniejszą i najlepiej napisaną biografią o nim przez bardzo długi czas.

Tak oto powinna wyglądać porządna biografia: życie opowiedziane w wyrazistych epizodach (jest ich tutaj 16, w których Religa jest przedstawiany w swoich funkcjach jako np. chirurg, rektor czy minister), wyważona doza cytatów bohatera i ludzi z jego otoczenia, mądrze dobrane fotografie, przystępny, ale nieinfantylny język, brak unikania trudnych tematów bez ulegania...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Mnóstwo wysiłku włożył autor w przedstawienie najważniejszych wydarzeń z życia Stanisława Lema. Biografia jest bogata w informacje i odziana piękną polszczyzną. Pozostaje jednak niedosyt, którego zaczątek pojawia się późno, bo na stronie 388. Oto autor tej świetnej biografii postanowił, że pozostawi czytelnika z (obejmującym jakieś sto stron) okresem lwowskim i kwestią żydowskiego pochodzenia, bardzo szczegółową relacją perypetii wydawniczych w latach 50-tych i 60-tych oraz przekonującym opisem okoliczności, w których Lem stał się rozpoznawalnym na świecie pisarzem. Lata emigracji w Niemczech i Austrii znajdują jeszcze pewną uwagę, ale wszystko, co dotyczy Lema po upadku muru berlińskiego, w tym jego znakomitych felietonów, jest zdawkowo opisane na kilku stronach! Jest zupełnie niezrozumiałym, dlaczego Orliński, który zgodnie z własną ambicją „próbuje zrekonstruować życie Stanisława Lema na podstawie dostępnych materiałów” (cytat z prologu), ignoruje ostatnie, bardzo aktywne lata życia – lata wolnej Polski, w której Lem stał się komentatorem życia polityczno-społecznego rozpoznawalnym szerszej publiczności. Idee Lema artykułowane w licznych wywiadach oraz (stałych i okolicznościowych) felietonach są odbiciem jego twórczości literackiej sensu stricto i pozwalają na poznanie jego finalych poglądów na świat. Bagatelne to nie jest i pozostaje mieć nadzieję, że kolejne wydanie tej pozycji zostanie poszerzone o brakujące dwie dekady.

Mnóstwo wysiłku włożył autor w przedstawienie najważniejszych wydarzeń z życia Stanisława Lema. Biografia jest bogata w informacje i odziana piękną polszczyzną. Pozostaje jednak niedosyt, którego zaczątek pojawia się późno, bo na stronie 388. Oto autor tej świetnej biografii postanowił, że pozostawi czytelnika z (obejmującym jakieś sto stron) okresem lwowskim i kwestią...

więcej Pokaż mimo to