Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , ,

Chcąc odnaleźć spokój po poprzednim, traumatycznym śledztwie, Pippa Fitz-Amobi wkręca się w kolejne. Porzuca je jednak, gdy coś innego przyciąga jej uwagę: niepokojące wiadomości, kredowe rysunki pod domem, głuche telefony. Ktoś prześladuje Pip.
Ktoś, kto może być bardzo niebezpieczny.
Pip szybko powiązuje metody działania swojego prześladowcy z seryjnym mordercą, który grasował w okolicy i polował na młode kobiety. Sęk w tym, że został on już przed laty skazany.
Ale co, jeśli w więzieniu siedzi niewłaściwa osoba?
Tajemnica Little Kilton zatacza koło i nadszedł dla Pip czas ostatniego śledztwa.
Śledztwa, które albo ją uratuje, albo pogrzebie na dobre.

Po przeczytaniu poprzedniego tomu, "Grzecznej dziewczynki, zepsutej krwi", bardzo długo nie czułam się gotowa na finał tej serii. Czułam, że muszę przepracować to, co do tej pory się w niej zadziało (mam tutaj na myśli przede wszystkim końcówkę drugiego tomu) i wierzyłam, że będę miała okazję przepracować to razem z Pip. Ojej... Naiwna ja.

Holly Jackson proponuje tu czytelnikom ciekawe doświadczenie – wejście w umysł kogoś zmagającego się z zespołem stresu pourazowego; kogoś, to ma wrażenie, że popada w paranoję; kogoś, kto przekracza niebezpieczną granicę, na której od dawna balansował. Czytając pierwszy tom, nie podejrzewałabym Pip o coś takiego. A jednak. Holly Jackson jak nikt potrafi zwodzić i zaskakiwać, a przy tym logicznie poprowadzić fabułę.

Czy podobał mi się ostateczny kierunek, w którym poprowadziła ją tym razem? Cóż... Była niepokojąca, zmuszająca do przepuszczenia zbrodni przez filtr moralności. Jeszcze przed przeczytaniem "Grzeczna dziewczynka musi zginąć", miałam świadomość, jak bardzo mieszane recenzje otrzymała (i wciąż otrzymuje). Teraz już wiem, skąd się one wzięły, ale nie wiem, co sama myśleć o treści: czy nieprzewidywalność działa na jej korzyść? Może wręcz przeciwnie?

Na pewno muszę pochwalić autorkę za ogrom pracy, jaką (jak podejrzewam) włożyła w napisanie tej opowieści. Przemyślenie dosłownie każdego szczegółu zabójstwa, żeby później poprowadzić przez nie i nas jako czytelników, i Pip jako główną bohaterkę... Wszystko było jasne i klarowne, a jednocześnie tak bardzo niepojęte.

Mój ulubiony wątek, wątek Duetu Ravi i Pip, który urzekł mnie w pierwszym tomie, w drugim wydał mi się pominięty, w tomie trzecim rozwalił mnie na łopatki. Ale nawet on figuruje w mojej ocenie jako wątek wpisany jednocześnie w rubryki "podoba mi się" i "nie podoba mi się". Bo właściwie każdy element tej książki budzi we mnie mieszane uczucia. Jednak niewystarczająco, by zmienić moją ogólną opinię o całej serii, i którą pokochałam, i którą naprawdę szczerze polecam.

Chcąc odnaleźć spokój po poprzednim, traumatycznym śledztwie, Pippa Fitz-Amobi wkręca się w kolejne. Porzuca je jednak, gdy coś innego przyciąga jej uwagę: niepokojące wiadomości, kredowe rysunki pod domem, głuche telefony. Ktoś prześladuje Pip.
Ktoś, kto może być bardzo niebezpieczny.
Pip szybko powiązuje metody działania swojego prześladowcy z seryjnym mordercą, który...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Kawiarnia pod Pełnym Księżycem nie jest zwykłą kawiarnią. Nigdy nie wiadomo, gdzie i kiedy się pojawi. Jedno jest pewne, wizyta w niej to osobliwe doświadczenie.
Kawiarnię obsługują koty, które służą klientom nie tylko poleceniem wybornych deserów, ale i dobrą radą. Potrafią również odczytać i objaśnić im ich kosmogramy, a te z kolei potrafią wskazać drogę nawet w najtrudniejszej życiowej sytuacji.

Moje spotkania z literaturą azjatycką przydarzają się rzadko. Jednak w przypadku książki Mai Mochizuki zaintrygował mnie uroczy, baśniowy pomysł z kawiarnią prowadzoną przez koty, które nie dość, że mówią ludzkim głosem i podają smakowite przysmaki, to w dodatku potrafią dokonać trafnej psychoanalizy.

Historia właściwie opiera się na astrologii i analizie kosmogramów, jednak przekazanych w bardzo protekcjonalny, podręcznikowy wręcz sposób (ponadto pojawiające się w książce analizy mogą zainspirować, ale na niewiele nam się przydadzą, jeśli nie znamy swoich kosmogramów). Już bardziej uniwersalne są dywagacje na temat ery Ryb i ery Wodnika czy popularnej ostatnimi czasy retrogradacji Merkurego.

Mogłabym powiedzieć, że "Kawiarnia pod Pełnym Księżycem" spodoba się osobom interesującym się astrologią, jednak z drugiej strony osoby te najprawdopodobniej posiadają już serwowaną przez autorkę wiedzę, bo jest ona wiedzą dość podstawową. Może więc bardziej spodoba się osobom, które chciałyby dopiero zacząć swoją przygodę z tą tematyką?

Jeśli miałabym określić "Kawiarnię pod Pełnym Księżycem" jednym słowem, użyłabym słowa "minimalistyczna". Do tego stopnia, że przemiany, jakie zachodzą w bohaterach w czasie wizyty w kawiarni, wydają się nagłe. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. A to odbiera moim zdaniem ich prawdziwość. Zmiana to nie przebłysk świadomości a cały proces nim zapoczątkowany. Bohaterowie bezkrytyczne przyjmują wszystkie rewelacje. Wprawdzie każdy z nich potrzebował takiego właśnie przebłysku i może na niego chciała zwrócić uwagę autorka?

Sprawy przybrały na końcu ciekawy obrót, szczerze nie spodziewałam się tego rodzaju puenty, która spięła ze sobą historie bohaterów-narratorów. Miłym zaskoczeniem były też ilustracje (i historia okładki, jaką znajdziemy w posłowie). Doceniam takie drobiazgi i chętnie podniosę dla nich ocenę końcową i jedną gwiazdkę.

Kawiarnia pod Pełnym Księżycem nie jest zwykłą kawiarnią. Nigdy nie wiadomo, gdzie i kiedy się pojawi. Jedno jest pewne, wizyta w niej to osobliwe doświadczenie.
Kawiarnię obsługują koty, które służą klientom nie tylko poleceniem wybornych deserów, ale i dobrą radą. Potrafią również odczytać i objaśnić im ich kosmogramy, a te z kolei potrafią wskazać drogę nawet w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Po ataku na Ithicanę Aren tkwi uwięziony w maridrińskim lochu, gdzie król Silas usiłuje zmusić go do wyjawienia, jak dostać się na najpilniej strzeżoną i najcenniejszą dla Ithican wyspę, na Eranahl.
Jeśli ono upadnie, upadnie wraz z nim cała Ithicana.
Ale Silas na też inny cel – z Arenem jako przynętą zamierza zwabić do Maridriny swoją zdradziecką córkę.
Do przebywającej na wygnaniu Lary docierają wieści o pojmaniu Arena. Mimo iż ukochany nie chce jej już znać, Lara zrobi wszystko, by go odbić. Wszystko, by sprowadzić go z powrotem do jego królestwa i choć po części odkupić winy za swoją zdradę.
Ale czy będzie to w ogóle możliwe?

O ile podczas czytania "Królestwa mostu" nawet nie pomyślałabym, że mam z ręku książkę klasyfikowaną jako romantasy, tak tutaj już trochę bardziej to odczułam. Wiele decyzji, wiele działań Lary i Arena podyktowane były łączącym ich uczuciem. Niemniej autorka ponownie mnóstwo uwagi poświęca nie tylko tej dwójce, ale i otaczającemu ich światu, który opisuje tak wyraziście, że wydaje się aż namacalny, rzeczywisty.

No dobra, z tą rzeczywistością odrobinę przesadziłam, bo w przeciwieństwie do poprzedniego tomu, w tym znalazłam kilka fragmentów kłócących się z logiką. Weźmy na przykład scenę zbliżenia Lary i Arena... Napisana dobrze, nie będę zaprzeczać, ale fakt, że chwilę wcześniej Lara została zraniona w nogę tak groźnie, że potrzebne były szwy, bo mogła się wykrwawić, odebrał jej w moich oczach trochę wiarygodności. Ogółem odniosłam wrażenie, jakby ten tom został napisany w pośpiechu...? Bez gruntownego przemyślenia, tak jak "Królestwo mostu"? Nie wiem, mogę tylko domniemywać.

Dobra, już dobra. Już sobie ponarzekałam. Ale narzekanie to dotyczy tak naprawdę drobnostki, bo serię Danielle L. Jensen uważam za niesłychanie udaną i wartą uwagi. Ma ciekawy klimat i tempo – fabuła pierwszego tomu rozwija się powoli, skupia na strategii i buduje napięcie, które wybucha pod koniec i wpływa na dynamikę drugiego, gdzie dzieje się więcej i gdzie mamy więcej walk i potyczek.

"Zdradziecka królowa" to satysfakcjonujący finał historii Lary i Arena. Celowo nie mówię finał serii, bo wiem, że jest ona pociągnięta dalej, by przekazać narrację dwójce innych bohaterów, których zdążyliśmy już poznać w "Zdradzieckiej królowej". Może kiedyś sięgnę i po te tomy? Czas pokaże.

Po ataku na Ithicanę Aren tkwi uwięziony w maridrińskim lochu, gdzie król Silas usiłuje zmusić go do wyjawienia, jak dostać się na najpilniej strzeżoną i najcenniejszą dla Ithican wyspę, na Eranahl.
Jeśli ono upadnie, upadnie wraz z nim cała Ithicana.
Ale Silas na też inny cel – z Arenem jako przynętą zamierza zwabić do Maridriny swoją zdradziecką córkę.
Do przebywającej na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Ukryte głęboko na maridrińskiej pustyni księżniczkę Larę i jej siostry latami szkolno do tego, by pewnego dnia przeniknąć do wrogiego królestwa Ithicany i doprowadzić do jego upadku. Ojciec zadbał, by potrafiły walczyć, obserwować, kłamać i uwodzić. Wszystko po to, aby pewnego dnia zostać żoną ithicańskiego władcy i zdobyć jego zaufanie oraz informacje o moście, przy pomocy którego Ithicanie kontrolują handel i transport między królestwami.
Wreszcie nadszedł czas, by jedna z nich wykorzystała swoje zdolności. W ten sposób Lara trafia do Ithicany, dzikiej i zielonej, otoczonej wzburzonymi morzami krainy, gdzie aż roi się od rekinów i węży.
Rzeczywistość, jaką Lara tam zastaje, pomimo czekającego zewsząd niebezpieczeństwa, okazuje się zupełnie inna od tej, jaką jej wpajano. Jej mąż, Aren, nie wydaje się wrogo nastawiony. Przeciwnie, sprawia wrażenie szlachetnego człowieka, honorowego wojownika i troskliwego władcy.
Czy to tylko pozory?
Wkrótce Lara będzie musiała zdecydować: pozostać wierną własnemu ludowi i zniszczyć królestwo Arena? Czy opowiedzieć się po jego stronie?

Po "Królestwo mostu" sięgnęłam ze świadomością, że sięgam po książkę z gatunku romantasy. Tak mówiono o niej w recenzjach. I jakież było moje zdziwienie, gdy (jak na znane mi już standardy gatunku), dostałam naprawdę rozbudowy i porządnie skonstruowany świat, nie będący tylko płytkim tłem dla historii Lary i Arena, ale rozbudowaną przestrzenią z barwnymi opisami, różnorodnymi zwyczajami i poważnym konfliktem militarnym. To już na wstępie było dla mnie miłym zaskoczeniem.

Podobnie jak otwarcie historii, mocne i zaskakujące! I takie, dzięki któremu zaintrygowała mnie postać Lary.

Późniejsza akcja nie należy może do tych wartkich i dynamicznych, bardziej do tych pełnych napięcia, kiedy wraz z Larą poszukujemy informacji na temat wrogiego królestwa i towarzyszymi jej misji szpiegowskiej. To również na swój sposób mi się podobało, choć preferuję pierwszą opcję.

Jedyne, co mi przeszkadzało, to podobieństwo pewnych nazw własnych. Serin, Serrith, Sarhina... Momentami musiałam ponownie czytać zdanie, bo mieszało mi się o kogo/co w nim chodzi. Niemniej cała reszta, od warstwy językowej po płynność czytania, wypada naprawdę bardzo dobrze!

Z przyjemnością i ciekawością sięgnę po drugi tom, bo zakończenie "Królestwa mostu" nie pozwala na nic innego.

Ukryte głęboko na maridrińskiej pustyni księżniczkę Larę i jej siostry latami szkolno do tego, by pewnego dnia przeniknąć do wrogiego królestwa Ithicany i doprowadzić do jego upadku. Ojciec zadbał, by potrafiły walczyć, obserwować, kłamać i uwodzić. Wszystko po to, aby pewnego dnia zostać żoną ithicańskiego władcy i zdobyć jego zaufanie oraz informacje o moście, przy pomocy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Uwięziona wiedźma.
Zuchwały żołnierz.
Nieśmiertelny król.
Festiwal Przepowiedni to wydarzenie na wyspie Vasiliádes, podczas którego wiedźmy z rodu Somniatis przewidują śmierć uczestnika. Jeśli uda mu się oszukiwać przeznaczenie i przetrwać do Czerwonej Pełni, przejmie nieśmiertelność panującego na wyspie króla Serytha. Jak dotąd nikomu się to nie udało, a ich dusze przepadły.
Nox Laedric od lat walczy dla króla, ale bynajmniej nie jest mu oddany. Szuka zemsty za dawne krzywdy, więc gdy trafia mu się okazja, by pokonać go w Festiwalu Przepowiedni, Nox bez wahania bierze w nim udział.
Podczas przepowiadania mu przyszłości, Selestra Somniatis dowiaduje się, że śmierć Noksa połączona jest z jej śmiercią.
Jeśli jedno umrze, drugie również.
By do tego nie dopuścić, Selestra, choć niechętnie, będzie musiała współpracować z Noksem. Pomóc mu oznacza zdradę króla.
Króla, spod władzy którego Selestra chce się wyrwać i którego oboje z Noksem chcą obalić.

Pamiętam, jak kilka lat temu czytałam "Pieśń syreny" i jak spodobał mi się zamysł zawartego w niej i utrzymanego w pirackim klimacie fantastycznego świata, mimo iż zabrakło mi jego opisów. Tak bardzo chciałam wiedzieć o nim więcej... Aż tu nagle Alexandra Christo powróciła z "Księżniczką dusz" i wreszcie mogłam dowiedzieć się więcej! W dodatku w opowieści inspirowanej "Roszpunką", moją ulubioną baśnią! Moje włosy (i fakt, że znam "Zaplątanych" na pamięć) to potwierdzą!

Nadal, bo tak jak w przypadku "Pieśni syreny", brakowało mi mapki. Vasiliádes, Sześć Wysp, nawiedzony las... Fajnie byłoby moc śledzić podróż bohaterów.

A skoro już przy bohaterach jesteśmy, u nich też mi czegoś brakowało – wyrazistości, zwłaszcza u postaci drugoplanowych. Selestra i Nox jako protagoniści dają radę, ale na przykład Irenya czy Eldara... Wypadają dość słabo, blado.

"Księżniczka dusz" to jednocześnie ciekawy retelling (dopatrzyłam się więcej nawiązań do "Roszpunki" niż tylko wieża i długie włosy Selestry) i oryginalna historia z dynamiczną, zaskakującą fabułą. Przy niespełna 450 stronach naprawdę dużo się działo! I choć nie jest to może książka wybitna, to ostatecznie świetnie się przy niej bawiłam, a to dla mnie znacznie ważniejsze niż subiektywne braki czy warsztat pisarski.

Uwięziona wiedźma.
Zuchwały żołnierz.
Nieśmiertelny król.
Festiwal Przepowiedni to wydarzenie na wyspie Vasiliádes, podczas którego wiedźmy z rodu Somniatis przewidują śmierć uczestnika. Jeśli uda mu się oszukiwać przeznaczenie i przetrwać do Czerwonej Pełni, przejmie nieśmiertelność panującego na wyspie króla Serytha. Jak dotąd nikomu się to nie udało, a ich dusze...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Cassie ma trzydzieści lat i przyjemną pracę w nowojorskiej księgarni. Jej życie toczy się spokojnie do momentu, aż jeden z zaprzyjaźnionych klientów pozostawia Cassie pewną wyjątkową książkę. Okazuje się, że dzięki niej można dosłownie przenieść się w dowolne miejsce na świecie.
Wkrótce jednak Cassie pozna ciemne strony tej niesamowitej magii. Istnieją bowiem inne magiczne książki. Oraz ludzie, którzy nie cofną się przed niczym, by je zdobyć.

"Oto "Księga drzwi". Gdy trzymasz ją w ręku, każde drzwi są wszystkimi drzwiami" – kiedy to przeczytałam, moją pierwszą myślą było: "Prawie jak w "Locke & Key"!". Tylko zamiast magicznych kluczy, które mogą na przykład zaprowadzić do dowolnego miejsca na świecie, są tu magiczne książki. Co dla mnie, książkary, jest nawet lepsze! Mocniej angażujące!

W "Księdze drzwi" odnajdziemy sporo refleksji tak bliskim sercu każdego, zagorzałego czytelnika czy miłośnika księgarń. Jednak pomimo świeżego pomysłu, mrocznego klimatu i książkarskiej otoczki, technicznie wypada dość przeciętnie. Czuć, że jest debiutem. Autor ma tendencję do opisywania tła wszystkich bohaterów w najdrobniejszych szczegółach (nawet gdy lepiej zadziałałaby w ich przypadku aura tajemniczości), a sami bohaterowie – tendencję do mówienia do siebie. W akapitach, gdy zostają pozostawieni sami sobie i swoim wewnętrznym monologom, wypowiadają na głos myśli, które spokojnie mogłyby pozostać myślami. To drobiazg, ale taki, który uwierał mnie jak kamyk w bucie. Sprawiał wrażenie czegoś nienaturalnego, sztucznego.

Ale tym, czym konsekwentnie broni się ta książka, jest ciekawy pomysł, objawiający się szczególnie w motywie podróży w czasie. Sposób, w jaki wszystko zazębia... Nieoczywisty, spójny, rewelacyjny! A przede wszystkim kompletnie niespodziewany. Kontrast pomiędzy spokojem zacisznych bibliotek a brutalnym światem zewnętrznym, który stał się areną dla łowców książek, rozpisano równie ciekawie, buduje cały klimat.

Może i nie odnalazłam tutaj powiązań z "Niewidzialnym życiem Addie LaRue", jakie obiecywały mi zapowiedzi, niemniej bawiłam się z "Księgą drzwi" naprawdę dobrze! I nawet bez "Księgi pamięci" raczej nieprędko o niej zapomnę.

Cassie ma trzydzieści lat i przyjemną pracę w nowojorskiej księgarni. Jej życie toczy się spokojnie do momentu, aż jeden z zaprzyjaźnionych klientów pozostawia Cassie pewną wyjątkową książkę. Okazuje się, że dzięki niej można dosłownie przenieść się w dowolne miejsce na świecie.
Wkrótce jednak Cassie pozna ciemne strony tej niesamowitej magii. Istnieją bowiem inne magiczne...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Dawno, dawno temu Anioł i Diabeł trzymali wspólnie kość życzeń.
Gdy ją przełamali, świat pękł na pół."
Karou odzyskała wspomnienia z jej poprzedniego wcielenia i poznała prawdę o losach jej przybranej rodziny. Pomimo bólu zdrady ukochanego Akivy, przetrwała i teraz pomaga Białemu Wilkowi odbudować jego armię, by wziąć odwet.
Los ponownie stawia zakochanych Anioła i Diabła po przeciwnych stronach konfliktu.
Akiva wrócił do swojego rodzeństwa, do oddziału serafinów. Karou natomiast zastąpiła Brimstone'a i jako rezurekcjonistka tworzy nowe ciała dla poległych chimer.
Napięcie po obu stronach rośnie, a ich rządni krwi przywódcy mają pewne bardzo sprecyzowane plany...

"Dni krwi i świata gwiazd" pociągnęły ten segment z poprzedniego tomu, który nieszczególnie mnie zaangażował. Dużo bardziej czułam klimat artystycznej Pragi, mrok tajemniczego świata Gdzie Indziej. Tutaj, gdy znany jest już nie jako Gdzie Indziej, lecz jako Erec, pomimo swojej egzotyczności już mnie tak nie fascynował.

Nie da się zaprzeczyć, że Laini Taylor wpadła na niesamowicie oryginalny pomysł i starała się go możliwie jak najbarwniej opisać. Co zasadniczo jej wychodzi. Jednak mając w pamięci tom pierwszy, "Córkę dymu i kości", czułam się trochę przytłoczona ogromem nowych informacji o Erec, o zamieszkujących go rasach i panujących w nim zwyczajach. Ponadto akcja skupia się na wyjątkowo krwawym konflikcie, a gdy zsumujemy jedno z drugim, wychodzi bardzo ponury obraz (który doprawiają zamęczająca samą siebie Karou i cierpiącym romantyczne katusze Akiva). Akcja też jakoś niespecjalnie szybko posuwa się do przodu, przyspieszając dopiero na samym końcu. Dlatego tak bardzo dziękuję autorce za istnienie Zuzany (i towarzyszącego jej Mika). To mocno specyficzna postać, ale wprowadzająca trochę humoru, trochę światła. Za to ją szanuję, a w dowód wdzięczności – mianuję swoją ulubienicą.

Tłumaczę sobie, że "Dni krwi i świata gwiazd" dopadła klątwa drugiego tomu i liczę, że kolejny, już ostatni, wynagrodzi mi męczarnie jakich wraz z bohaterami doświadczyłam tutaj. Bo naprawdę, ta seria ma taki potencjał, że aż mi przykro, że "Dni krwi i świata gwiazd" mi się nie spodobały... Nie jest to może książka zła, ale tak jak już wspomniałam męcząca.

"Dawno, dawno temu Anioł i Diabeł trzymali wspólnie kość życzeń.
Gdy ją przełamali, świat pękł na pół."
Karou odzyskała wspomnienia z jej poprzedniego wcielenia i poznała prawdę o losach jej przybranej rodziny. Pomimo bólu zdrady ukochanego Akivy, przetrwała i teraz pomaga Białemu Wilkowi odbudować jego armię, by wziąć odwet.
Los ponownie stawia zakochanych Anioła i Diabła...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Po zorganizowanym w Irlandii hucznym weselu ciotki, Addie panowała spędzić resztę wakacji u przyjaciółki w słonecznych Włoszech.
Jednak los miał dla niej zupełnie inne plany.
Niespodziewanie Addie ląduje wraz z bratem i jego przyjacielem w ciasnym, rozpadającym się aucie, zmierzającym w głąb Szmaragdowej Wyspy. Podróż ta, w której towarzyszy Addie również egzemplarz wyjątkowego przewodnika – "Irlandia dla złamanych serc" – może okazać się szansą, by pozbierać się po bolesnym rozstaniu, odbudować relację z bratem, a może nawet zawiązać nowe znajomości?

"Love & Luck" chodziło mi po głowie odkąd tylko przeczytałam "Love & Gelato". Uznałam wtedy, że seria o rozsianych po Europie amerykańskich nastolatkach i ich perypetiach to obiecujący pomysł. I wciąż tak uważam!

Niesamowicie podobał mi się pomysł ze wzbogaceniem opowieści Addie o fragmenty czytanego przez nią przewodnika. Nie dość, że jest napisany w obrazowy a jednocześnie zabawny sposób, to na dodatek ciekawie opisuje odwiedzane przez Addie miejsca, a dzięki temu ma się wrażenie, jakbyśmy rzeczywiście tam z nią byli. Nigdy nie byłam w Irlandii, ale czułam jej klimat przebijający przez papier.

Bardzo szybko się czyta. To lekka i króciutka historia, jednak na jej długości ucierpiała między innymi konstrukcja bohaterów. Wszyscy wydają się bardzo płascy, jednowymiarowi, ciężko mi było się z nimi zżyć czy w ogóle ich polubić, co ostatecznie mi się nie udało. Do samego końca miałam i nadal mam do nich mocno neutralny stosunek (nie licząc Iana, który wyróżnił się tylko tym, że irytował mnie swoją krótkowzrocznością).

Spodziewałam się więcej romansu, w ogóle jakiekolwiek rozwoju wątku romantycznego, jednak historia Addie opiera się nie na tym, by zaleczyć złamane serce kolejnym związkiem, lecz na tym, by poukładać sobie wszystko w głowie, czym jestem pozytywnie zaskoczona. To dość nieszablonowe i rzadziej spotykane podejście, jeśli chodzi o książki młodzieżowe.

Tak więc jeśli dodatkowo lubicie motyw podróży i irlandzki klimat, "Love & Luck" na pewno Wam się spodoba!

Po zorganizowanym w Irlandii hucznym weselu ciotki, Addie panowała spędzić resztę wakacji u przyjaciółki w słonecznych Włoszech.
Jednak los miał dla niej zupełnie inne plany.
Niespodziewanie Addie ląduje wraz z bratem i jego przyjacielem w ciasnym, rozpadającym się aucie, zmierzającym w głąb Szmaragdowej Wyspy. Podróż ta, w której towarzyszy Addie również egzemplarz...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Na odludziu, w wielkim zamczysku w Styrii młodziutka Laura wiedzie samotne życie w towarzystwie ojca. Pewnej księżycowej nocy w pobliżu zamku przejeżdża powóz tajemniczej hrabiny wiozącej córkę, piękną Carmillę.
Od razu staje się niezwykle bliska Laurze, lecz im bliżej ją poznaje, tym osobliwsza się jej wydaje.
W okolicy panuje starszliwa choroba. Młode kobiety nagle słabną i niedługo potem umierają. Wkrótce słabość dopada również Laurę...

Lubię czasem sięgnąć po klasyki literatury, zwłaszcza po powieści gotyckie, potrafiące oczarować i przyprawić o dreszcz. I jeśli szukacie czegoś takiego, co dodatkowo można przeczytać w jeden wieczór, "Carmilla" będzie świetną propozycją!

Powieść Sheridana Le Fanu to powieść bardzo odważna i nowatorska jak na czas jej powstania, wyróżniająca się na tle gatunku motywem romantycznej miłości między dwiema kobietami. Fabularnie raczej nie zaskoczy współczesnego czytelnika, ale mogę sobie wyobrazić, jak pierwotnie była odbierana. Na pewno warta jest uwagi!

Na koniec ukłony w stronę Wydawnictwa Uroboros za to, że wskrzesił tę opowieść i nadał mu tak niesamowitą, graficzną postać! Zdecydowanie podkręca ona już i tak mroczny, niepokojący klimat!

Na odludziu, w wielkim zamczysku w Styrii młodziutka Laura wiedzie samotne życie w towarzystwie ojca. Pewnej księżycowej nocy w pobliżu zamku przejeżdża powóz tajemniczej hrabiny wiozącej córkę, piękną Carmillę.
Od razu staje się niezwykle bliska Laurze, lecz im bliżej ją poznaje, tym osobliwsza się jej wydaje.
W okolicy panuje starszliwa choroba. Młode kobiety nagle słabną...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Delatrix, silny lek przeciwbólowy. Nie przekraczać zalecanej dawki. W przypadku wątpliwości skontaktować się z lekarzem lub farmaceutą.
Uwaga: lek może powodować mdłości, wzdęcia, ból głowy i wymioty. I nawiedzenia o charakterze metafizyczno-paranormalnym.
Ostatnia klasa liceum miała być dla Camerona czasem imprez i dobrej zabawy, a okazała się... pasmem nieszczęść.
Najpierw rzuca go dziewczyna. Później ta sama dziewczyna, Allison Tandy, na skutek wypadku samochodowego zapada w śpiączkę. Cameron z kolei doznaje poważnej kontuzji, a długi czas rekonwalescencji wyklucza go z gry w koszykówkę.
Lekarz przepisuje mu silne leki przeciwbólowe i ostrzega przed ewentualnymi skutkami ubocznymi. Jednym z nich są halucynacje. I w taki właśnie sposób zaczyna objawiać mu się nie kto inny jak Allison.
Lecz czy rzeczywiście jest to tylko wytwór odurzonej lekami wyobraźni Camerona?
Allison nadal nie odzyskała przytomności, ale znalazła sposób, by skontaktować się ze swoim byłym chłopakiem i pomóc mu wyleczyć złamane ich rozstaniem serce.

"Potężna dawka Alison Tandy" to tak naprawdę potężna dawka cierpkiego humoru i złamanego rozstaniem serca.

Zabawna narracja maskuje zdecydowanie za duże nagromadzenie toksyczności na metr kwadratowy: toksyczni rodzice, toksyczni przyjaciele, toksyczna była dziewczyna. Biedny Cam. Choć i on nie jest tutaj bez wad. Największą z nich jest (moim zdaniem) brak własnego zdania. Cameron pozwala sobą kierować jak marionetką dosłownie każdemu, co jest tym gorsze, że otaczają go ludzie, którzy notorycznie to wykorzystują: "jesteś świeżo po operacji kolana i ledwo potrafisz pokonać schody? Hej, ale przecież nadal możesz chodzić na imprezy i wyrywać laski, co nie? Och, i bez problemu zastąpisz trenera siostry przed jej najbliższym meczem?". Cam robi to, co bardziej lub mniej dobitnie sugerują mu inni, przekonując go, że tak będzie dla niego najlepiej, a w rzeczywistości jest ostatnią osobą, która na tym korzysta. Po cichutku liczyłam na jakiś przełom, moment uświadomienia. Przeliczyłam się jednak, bo niczego podobnego się nie doczekałam.

Było kilka rzeczy, nielogicznych niedociągnięć, które skutecznie mnie rozpraszały i odciągały od fabuły. Jak choćby to, że kontuzja Camerona magicznie znikała, gdy było to akurat niewygodne dla fabuły (jak on obskakiwał te wszystkie imprezy na kulach pozostaje dla mnie zagadką) albo na czym właściwie polegają zdolności Allison (czego nie ogarnia ani narrator, ani sama zainteresowana).

Okej, koniec narzekania. Niezaprzeczalnym faktem jest natomiast to, że świetnie się przy tej książce bawiłam. Nie mam pojęcia, jak autor to zrobił, ale im dłużej czytałam, czułam się jak Cameron na delatriksie – totalnie odurzona. Nie wiedziałam już, co jest prawdą, a co nie. Co niesamowicie mi się podobało!

Ciekawostka: "Potężna dawka Allison Tandy" była moim tegorocznym walentynkowym prezentem od siebie dla siebie. Nie mogłam trafić lepiej – najwyraźniej dużo łatwiej utożsamia mi się z bohaterami, którzy leczą złamane serce niż z tymi, którzy znajdują miłość.

Delatrix, silny lek przeciwbólowy. Nie przekraczać zalecanej dawki. W przypadku wątpliwości skontaktować się z lekarzem lub farmaceutą.
Uwaga: lek może powodować mdłości, wzdęcia, ból głowy i wymioty. I nawiedzenia o charakterze metafizyczno-paranormalnym.
Ostatnia klasa liceum miała być dla Camerona czasem imprez i dobrej zabawy, a okazała się... pasmem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Królestwem Ilyii rządzą obdarzeni nadprzyrodzonymi mocami Elitarni.
Nie ma tu miejsca dla Zwyczajnych.
Czeka ich wygnanie lub śmierć z ręki Egzekutora. Do tej roli od dziecka przygotowywał się Kai Azer. Podczas jednej z misji w terenie wpada w tarapaty, z których ratuje go Paedyn, bezdomna dziewczyna z ubogiej dzielnicy zwanej Zaułkiem Łupieżców.
Dziewczyna nie spodziewała się, że nieznajomy okaże się przyszłym Egzekutorem, księciem, a uratowanie go wzbudzi powszechne zainteresowanie jej osobą tak silne, by mieszkańcy Ilyii wybrali ją jako swoją reprezentantkę w nadchodzącym Turnieju Czystki.
Problem w tym, że Paedyn nie ma najmniejszych szans w starciu z Elitarnymi. Jest Zwyczajną, a jeśli ktoś to odkryje, czeka ją śmierć.
By przetrwać, Paedyn będzie musiała wykorzystać swój spryt i zmierzyć się z niebezpiecznymi przeciwnikami oraz uczuciem, które niespodziewanie zaczyna łączyć ją i Kaia.
W końcu uczucia czynią człowieka jeszcze słabszym, bezsilnym.

Kiedy rozpakowałam paczkę z egzemplarzem "Bezsilnej", moją pierwszą myślą było: "proszę, proszę, bądź równie śliczna w środku". Teraz, znając już środek, mogę stwierdzić, że treść może i nie jest równie epicka, co wydanie (czy Wy w ogóle widzieliście, jak ta książka wygląda? widzieliście tę okładkę? TE BARWIONE BRZEGI?), ale ma w sobie pewien klimatyczny urok. Przypomina trochę "Igrzyska Śmierci" połączone z "Czerwoną Królową", bo gdyby Igrzyska Śmierci rozgrywały się w królestwie zamieszkiwanym przez Srebrnych i Czerwonych, sądzę, że wyglądałyby jak Turniej Czystki. Szkoda, że nie wykorzystano jego potencjału.

Lauren Roberts wpadła na ciekawy pomysł – zwykle to osoby obdarzone nadprzyrodzonymi zdolnościami są gnębione, uważane przez władze za odmieńców, których trzeba zlikwidować. Tutaj jest na odwrót. Do tego mamy jakąś tajemniczą Zarazę z przeszłości.

Fabuła jest dynamiczna i niewymagająca, raczej przewidywalna i oparta na znanych, lubianych przez czytelników schematach i właśnie to w niej angażuje. W końcu fajnie jest czytać o czymś, co się lubi.

Tutejszy slow burn, na który ostrzyłam sobie pazurki, był raczej jak sloooooow burn, jakby autorka chciała na siłę rozciągnąć w czasie relację Paedyn i Kaia. Długo tkwiła w stanie zawieszenia, na zmianę albo flirtowali, albo grozili sobie bronią, a zalotne teksty, którymi rzucał Kai, początkowo były całkiem zabawne, ale w takiej ilości ostatecznie przestały robić wrażenie. I gdyby część przestrzeni, jaką im poświęcono, poświęcono opisom zasad rządzących światem i turniejem, wyszłoby to tej historii z pewnością na plus. Bo, niestety, ma ona sporo luk.

Najbardziej jednak przeszkadzała mi warstwa językowa: powtarzające się słowa, toporna ekspozycja, nieprzekonująca argumentacja (lub zupełny jej brak) pewnych zachowań czy zjawisk. Czuć, że "Bezsilna" to debiut autorki, ale debiutom można wybaczyć pewne niedociągnięcia. I o ile konstrukcja jest konstrukcją zaproponowaną przez autorkę, tak język... Nie mam porównania z oryginałem, bo go nie czytałam, ale polski przekład trochę odbiera frajdę z czytania (naprawdę, jakoś nie chce mi się wierzyć, że autorka byłaby tak leniwa, żeby trzy razy powtarzać słowo "kuchni" w trzech kolejnych zdaniach).

Zakończenie? Hm, może trochę przesadnie pompatyczne, ale w sumie obiecujące! Przyznam, że nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy, nie całkiem. Z ciekawości najpewniej sięgnę po kolejny tom.

Królestwem Ilyii rządzą obdarzeni nadprzyrodzonymi mocami Elitarni.
Nie ma tu miejsca dla Zwyczajnych.
Czeka ich wygnanie lub śmierć z ręki Egzekutora. Do tej roli od dziecka przygotowywał się Kai Azer. Podczas jednej z misji w terenie wpada w tarapaty, z których ratuje go Paedyn, bezdomna dziewczyna z ubogiej dzielnicy zwanej Zaułkiem Łupieżców.
Dziewczyna nie spodziewała...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

W szkockim zamku Hawthornden Hazel Sinnett leczy mieszkańców Edynburga i swoje złamane serce. Jack Currer, miłość jej życia, przepadł bez wieści. Nie wie, czy dzięki miksturze nieśmiertelności doktora Beechama przeżył szafot. Całe szczęście może poświęcić się praktyce lekarskiej i zająć czymś myśli.
Pomagając jednej z pacjentek, Hazel trafia do aresztu, jednak już wkrótce dostanie szansę, by się zrehabilitować – księżniczka Charlotte, uwielbiana przez Anglików następczyni tronu, zapada na dziwną przypadłość, której żaden z lekarzy nie jest w stanie zdiagnozować. Do ojca Charlotte, króla regenta, dochodzą słuchy o młodej Szkotce, leczącej ludzi z najróżniejszych chorób. W akcie desperacji posyła więc po Hazel, choć nie do końca wierzy w jej umiejętności. Dziewczyna musi udowodnić swoją wartość – jeśli nie wyleczy księżniczki, wróci do więzienia.
Zaproszona na dwór i podejmująca się wielkiego wyzwania Hazel zwraca uwagę tajnego stowarzyszenia, Kompanów Śmierci, zrzeszających światłe umysły i artystyczne dusze dziewiętnastowiecznej Europy. Chętnie widzieliby Hazel w swoich kręgach.
Te skrywają jednak mnóstwo sekretów...

Nawet nie wiecie, jak bardzo czekałam na tę książkę! Tym bardziej, że zdążyłam już najeść się strachu, że po rozwiązaniu Wydawnictwa Słownego nie doczeka się ona polskiego przekładu. Całe szczęście ekipa Younga przejęła serię Dany Schwartz!

Cieszę się, że przeczytałam "Nieśmiertelność. Love Story" w marcu, miesiącu kobiet; doceniam feministyczny nurt, jaki podjęła autorka. Świetnie zobrazowała problematykę epoki, szczególnie z perspektywy zdominowanych przez mężczyzn kobiet, walczących o swoje miejsce w społeczeństwie i sprzeciwiające się ówczesnym standardom, by spełniać marzenia i żyć po swojemu. To przy okazji bardzo ciekawa wariacja na temat historii dziewiętnastowiecznej Europy.

Cenię sobie bohaterki odznaczające się sprytem, inteligencją i spostrzegawczością. Taka właśnie jest Hazel Sinnett i takim właśnie bohaterkom aż chce się kibicować! Fajnie było raz jeszcze ją spotkać i poznać ciąg dalszy jej historii, zaczęłam się jednak zastanawiać, czy w ogóle był on potrzebny. No dobrze, może trochę przesadzam, jednak poprzedni tom, "Anatomia. Love Story", pozostawił nas z otwartym zakończeniem, które mogliśmy sami sobie dopowiedzieć i chyba takie rozwiązanie bardziej mi odpowiadało.

Wprawdzie pojawiło się tu kilka nowych, intrygujących i angażujących tropów: stowarzyszenie Kompanów Śmierci, postacie historyczne i dworskie intrygi, jednak "Nieśmiertelność" odbiega nieco swoim klimatem od klimatu, który tak urzekł mnie w "Anatomii". Akcja dopiero w ostatnich 150 stronach nabiera tempa (jednak z tego co pamiętam, pierwszy tom miał podobną konstrukcję), a ponieważ Hazel obraca się w zupełnie innych kręgach, zamiast cmentarza i rozkopywania grobów, mamy salony i dyskusje na temat nauki i sztuki i choć zwykle lubię o nich czytać, to w ogólnym rozrachunku "Anatomia" i jej mroczna, cmentarna atmosfera podobała mi się bardziej. Fakt, pozostawiła po sobie pewien niedosyt, ale "Nieśmiertelność" również. Były zwroty akcji, jednak poprowadziły one fabułę w takimi kierunku, że minęła się ona trochę z moimi oczekiwaniami.

W szkockim zamku Hawthornden Hazel Sinnett leczy mieszkańców Edynburga i swoje złamane serce. Jack Currer, miłość jej życia, przepadł bez wieści. Nie wie, czy dzięki miksturze nieśmiertelności doktora Beechama przeżył szafot. Całe szczęście może poświęcić się praktyce lekarskiej i zająć czymś myśli.
Pomagając jednej z pacjentek, Hazel trafia do aresztu, jednak już wkrótce...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Nawiedzona wioska?
Powracający z zaświatów kanibal?
Dzwońcie po Lockwooda i Spółkę!
Problem w tym, że spółka nie jest już kompletna. Trzy miesiące temu Lucy Carlyle opuściła agencję mieszcząca się przy Portland Row 35. Działa teraz jako wolny strzelec, współpracując z innymi agencjami.
Lockwood, George i Holly radzą sobie całkiem nieźle, jednak najnowsza sprawa, sprawa Kanibala z Ealing, okazuje się dla nich sporym wyzwaniem i wymaga szczególnych środków. Ponieważ duch objawia się wyłącznie poprzez dźwięki, potrzebują pomocy najlepszego Słuchacza w Londynie. Potrzebują Lucy.
Czy uda im się namówić ją do powrotu?

O ile poprzednia część przygód Lockwooda i Spółki była emocjonalnym rollercoasterem, który rozdarł mi serce, tak ta część rozdarła je raz jeszcze, żeby móc je pozszywać. A potem znów rozedrzeć. I znów pozszywać. Mój Boże, tyle emocji!

Większość z nich była oczywiście konsekwencją wydarzeń z "Mrocznego Sobowtóra".

Fabuła "Poławiacza dusz" jest bardzo dynamiczna, może nawet dynamiczniejsza od poprzednich tomów (nie żebym narzekała w nich na brak akcji, rzecz jasna) i pełna przerażających duchów (choć jeszcze żaden nie przebił tego pełzającego czegoś z trzeciego tomu, już na samo wspomnienie mam ciarki).

Uwielbiam tutejszy rozwój relacji bohaterów, szczególnie zmianę nastawienia Lucy do Holly i Lockwooda do Kippsa (moich faworytów w tym tomie). A na dokładkę, nasz niepozorny George pokazał, na co go stać, jeśli w grę wchodzi bezpieczeństwo jego przyjaciół. I jestem pod wielkim wrażeniem tej jego nieznanej jak dotąd strony. Chcę więcej!

Nad Lucy i Lockwoodem mogłabym się rozpływać i rozpisywać na ich temat w nieskończoność, ale poprzestanę na krótkim stwierdzeniu, że kocham ich razem miłością absolutną. I choć sporo musiałam z nimi wycierpieć, wiem, że to nasze wspólne cierpienie nie poszło na marne. Czegoś doświadczyli, czegoś się nauczyli i, miejmy nadzieję, wyciągną z tego czegoś właściwe wnioski. Czekam na to!

Czekam też na polską premierę piątego, finałowego tomu, do której odliczałabym dni, gdybym tylko wiedziała, kiedy ona nastąpi. Oby jak najszybciej, bo aż mnie skręca z ciekawości. Zwłaszcza po tym zakończeniu. Czy ktoś mi wytłumaczy, co się tam zadziało? Tak się nie kończy książek, Agencie Stroud!

Nawiedzona wioska?
Powracający z zaświatów kanibal?
Dzwońcie po Lockwooda i Spółkę!
Problem w tym, że spółka nie jest już kompletna. Trzy miesiące temu Lucy Carlyle opuściła agencję mieszcząca się przy Portland Row 35. Działa teraz jako wolny strzelec, współpracując z innymi agencjami.
Lockwood, George i Holly radzą sobie całkiem nieźle, jednak najnowsza sprawa, sprawa...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Wystarczył jeden wieczór, by życie Olive Henderson legło w gruzach. Cudem ocalała z płonącego internatu, jednak poparzenia i długa rekonwalescencja pozbawiły ją tego, co kochała najbardziej – pływania i przyjaciół. Zdruzgotana Olive musi powtórzyć jedenastą klasę. Czuje, jakby grunt osuwał jej się spod nóg, ale nie zamierza pozwolić sobie na płacz. Zrobi wszystko, by wrócić do dawnej formy i do klasy maturalnej.
W innej części świata, Colin Fantino również mierzy się z konsekwencjami zupełnie innego pożaru. Zmuszony do zmiany szkoły z jednej elitarnej nowojorskiej placówki na drugą, edynburską, zostawia za sobą całe dotychczasowe życie. Nie zamierza jednak rozpoczynać nowego w Dunbridge Academy. Przeciwnie, zamierza jak najszybciej wrócić do domu.
Plany Olive i Colina komplikują się. Wystarczy jedno spotkanie, by połączyć tę dwójkę wspólnym sekretem i dziwaczną nicią porozumienia.
Czy pęknie ona, gdy zupełnie inne sekrety ujrzą światło dzienne?

To już koniec perypetii uczniów Dunbridge Academy. Finały skłaniają mnie zawsze do podsumowań całości serii, a tę serię, tę trylogię, muszę uznać za jedną z najlepszych i chyba najbardziej wartościowych młodzieżówek, jakie do tej pory przeczytałam.

Już od samego początku wiedziałam, byłam pewna, jaka drama czeka relację Olive i Colina i tylko czekałam, aż ta tykająca bomba wybuchnie. I wybuchła, ale to, co wydarzyło się po drodze... ajjj, Sarah Sprinz zdecydowanie potrafi wzbudzić w czytelniku całą gamę intensywnych emocji.

Uwielbiam jej książki za to, że przebieg fabuły może frustrować, może irytować, ale właśnie te odczucia naprowadzają nas na konkretne problemy bohaterów. W przypadku Emmy były to trudne relacje rodzinne, w przypadku Tori toksyczny związek, a w przypadku Olive traumatyczny wypadek. Nie znajdziemy tu romantyzowania przemocy ani gloryfikowania zaburzeń, z czym niestety często spotykamy się w literaturze (nie tylko) młodzieżowej.

Podoba mi się również to, że zmartwień bohaterów nie determinują tylko te dotyczące sfery sercowej. Bardzo często dotyczą one również rodziny, przyjaciół, pasji, szkoły, własnej tożsamości, a to czyni ich wyjątkowo realistycznymi, wręcz żywymi.

Fajnie było wreszcie poznać perspektywę Olive. Przyznam szczerze, że wcześniej nieszczególnie za nią przepadałam (zwłaszcza w pierwszym tomie), ale to ciekawa postać. Bardzo skryta, ale to, co skrywa, to istna kopalnia złota, naprawdę. Colin natomiast początkowo męczył mnie swoim nieznośnym zachowywaniem. Z czasem moje nastawienie do niego uległo zmianie, a wynika to z tego, o czym pisałam chwilkę wcześniej – irytacja, jaką wzbudzał, naprowadza na problem, z jakim musiał się mierzyć i pozwala go zrozumieć.

Historia Olive i Colina wydała mi się momentami ciut przegadana. Sarah Sprinz wiele uwagi poświęciła wewnętrznym monologom bohaterów i choć nie odbiega ona w tym od poprzednich dwóch tomów, to po prostu miałam wrażenie, że powtarzały się w niej pewne sformułowania. Jednak nie przeszkadza mi to o tyle, że bohaterowie rozmyślają o wielu kwestiach, przechodząc nierzadko z jednej do drugiej i wyciągają z nich wnioski. A to z kolei świetnie argumentuje ich zachowania czy kierujące nimi motywy.

Teraz strasznie mi przykro, że to już koniec. Dunbridge Academy ma w sobie coś takiego, co sprawia, że czujesz się tam jak w domu. Z przyjemnością jeszcze bym tam wróciła!

Wystarczył jeden wieczór, by życie Olive Henderson legło w gruzach. Cudem ocalała z płonącego internatu, jednak poparzenia i długa rekonwalescencja pozbawiły ją tego, co kochała najbardziej – pływania i przyjaciół. Zdruzgotana Olive musi powtórzyć jedenastą klasę. Czuje, jakby grunt osuwał jej się spod nóg, ale nie zamierza pozwolić sobie na płacz. Zrobi wszystko, by wrócić...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Eleonora jest nowa w szkole. Wyróżnia ją wszystko: od ogniście czerwonych loków po niecodzienne stylizacje. Los sprawia, że w szkolnym autobusie siada obok Parka.
Park też się wyróżnia. Jest cichy, zdystansowany i skupiony na muzyce oraz komiksach.
Pewnego dnia Park zauważa, że Eleonora z zaciekawieniem zerka na to, co czyta. Najpierw w milczeniu, później też rozmawiając, zaczynają wspólnie poznawać komiksowe światy. Oraz siebie nawzajem.
Wraz z upływem czasu stają się sobie coraz bliżsi i choć są tylko dwójką outsiderów, obserwowanych przez wścibskich rówieśników gotowych w każdej chwili uprzykrzyć im życie, postanawiają zaryzykować i pozwolić sobie na miłość.
Nawet jeśli miałaby ona długo nie potrwać...

Przyznam szczerze, że gdy przewróciłam ostatnią stronę tej książki, nie wiedziałam, co o niej myśleć.

W porównaniu do "Fangirl" od tej samej autorki – "Fangirl", która polubiłam przede wszystkim dzięki motywom pisania i nerdowania – w "Eleonorze i Parku" zabrakło mi właśnie czegoś takiego mojego. Czegoś, co sprawiłoby, że przywiąże się do tych bohaterów i ich historii. Okej, jest muzyka i są komiksy, ale nie czuję ich tu tak intensywnie jak czułam choćby pisanie.

Ponadto, tutaj dobitniej odczułam, że fabuła zmierza jakby donikąd. Nie licząc końcówki, gdzie wreszcie wyklarowała się jakaś akcja.

Rainbow Rowell nafaszerowała te historię toksycznymi wzorcami i okrutnymi sytuacjami. I o ile zasygnalizowała wyraźnie, że przemoc w rodzinie czy przemoc rówieśnicza są złe, tak relacja Eleonory i Parka (która według mnie jest relacją toksyczną) była romantyzowana. Nie mówiąc już o tym, że jej przebieg był strasznie gwałtowny, nienaturalny – jednego dnia nie potrafią ze sobą rozmawiać, w myślach oceniają się nawzajem i krytykują, a drugiego CYK! i Park decyduje się pożyczać Eleonorze komiksy.

Strasznie szkoda mi Eleonory. Przeszła przez prawdziwe piekło, musiała zmierzyć się z mnóstwem przykrości i trudów życia zbyt ciężkich, by kłaść je na barki nastolatki. Jednak nie jestem pewna, czy usprawiedliwia to fakt, że wszystkie swoje kompleksy i frustracje przekładała na związek z Parkiem. Na pewno tłumaczy, ale czy usprawiedliwia? Eleonora jest też niestety postacią z problemami, z którymi sobie nie radzi, ale co ważniejsze, z którymi nie chce sobie radzić; z problemami, których chyba nawet nie jest świadoma. Nie szuka rozwiązań, nie szuka pomocy. I powołam się tutaj na końcowy segment jej historii, czyli ostatnich kilka rozdziałów, gdzie cała sytuacja wydała jej się tak beznadziejna i spisana na straty, że jedynym rozsądnym rozwiązaniem wydało jej się UWAGA, SPOILER całkowite zerwanie kontaktu z Parkiem KONIEC SPOILERU.

"Eleonora i Park" to mocna książka, wyróżniająca się na tle własnego gatunku. Dlatego też przeczuwam, że zostanie mi w głowie na dłużej. Niemniej coś mi w niej nie grało i nie do końca jestem w stanie określić, co dokładnie... Może po prostu wyminęła się z moimi oczekiwaniami. I gustem.

Eleonora jest nowa w szkole. Wyróżnia ją wszystko: od ogniście czerwonych loków po niecodzienne stylizacje. Los sprawia, że w szkolnym autobusie siada obok Parka.
Park też się wyróżnia. Jest cichy, zdystansowany i skupiony na muzyce oraz komiksach.
Pewnego dnia Park zauważa, że Eleonora z zaciekawieniem zerka na to, co czyta. Najpierw w milczeniu, później też rozmawiając,...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Duma i uprzedzenie Jane Austen, Robert Deas, Ian Edginton
Ocena 7,4
Duma i uprzedz... Jane Austen, Robert...

Na półkach: , ,

Państwo Bennetowie nie mają dużego majątku. Mają za to pięć córek i nie lada kłopot – nadeszła pora, by wydać dziewczęta za mąż. Niestety, na prowincji, na której mieszają, niełatwo o odpowiedniego kandydata. A co dopiero pięciu!
Jednak wprowadzanie się do pobliskiej posiadłości młodego i przystojnego kawalera, Charlesa Bingleya, na nowo rozpala nadzieje pani Bennet. Okazja, by zapoznać go z najstarszą córką nadarza się na balu, na którym pan Bingley zjawia się wraz ze swą rodziną oraz przyjacielem, jeszcze bardziej majętnym kawalerem, panem Darcym. Mógłby być dobrym kandydatem dla drugiej córki pani Bennet, dla Elizabeth. Szkoda tylko, że Lizzy już zdążyła uznać pana Darcy'ego za zadufanego w sobie aroganta.
Pierwsze wrażenie jednak bywa mylące, a bliższa znajomość potrafi diametralnie zmienić opinię o drugiej osobie.

"Duma i uprzedzenie", kto z nas nie zna tego tytułu? Kto z nas nie słyszał o Lizzy Bennet czy o panu Darcym? Już od dawna chcę przeczytać ten klasyk literatury, ale ciągle coś staje mi na drodze. A to brak czasu, a to inne książki do przeczytania... Stwierdziłam więc, że przeczytanie powieści graficznej na bazie oryginału, będzie dobrą alternatywą (a przynajmniej dobrą do czasu, aż nie przyswoję sobie oryginału). Recenzja ta jest więc pisana z perspektywy osoby nieznającej wcześniej treści "Dumy i uprzedzenia", zarówno książkowej, jak i filmowej.

Powieść graficzna, która ukazała się nakładem wydawnictwa W.A.B. to, jak już napomknęłam, przyjemna alternatywa, by zapoznać się z treścią tego ikonicznego, klasycznego utworu. Może na początek wystarczyć lub (jak w moim przypadku) zachęcić do sięgnięcia po oryginał. A sięgnę po niego na pewno, bo ta wersja wydała mi się zbyt... płaska. Pozbawiona emocji. Miło śledziło mi się losy Lizzy i jej sióstr, miło obserwowało się jej relację z panem Darcym, ale to wszystko.

Doceniam walory estetyczne tej powieści, podobała mi się i kreska, i kolorystyka, jakie wykorzystał ilustrator. Nie wypowiem się niestety odnośnie warstwy językowej wykorzystanej w dialogach, bo nie mam porównania z tekstem Jane Austen. Niemniej cieszę się, że wreszcie mogłam poznać stworzoną przez nią historię ciut bliżej niż tylko w ogólnej wersji zakorzenionej już w ogólnej świadomości.

Państwo Bennetowie nie mają dużego majątku. Mają za to pięć córek i nie lada kłopot – nadeszła pora, by wydać dziewczęta za mąż. Niestety, na prowincji, na której mieszają, niełatwo o odpowiedniego kandydata. A co dopiero pięciu!
Jednak wprowadzanie się do pobliskiej posiadłości młodego i przystojnego kawalera, Charlesa Bingleya, na nowo rozpala nadzieje pani Bennet....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

ZATRUDNIĘ ASYSTENTKĘ
ZAKRES OBOWIĄZKÓW: OD DBANIA O PORZĄDEK W BIURZE PO POMOC W PLANOWANIU ZEMSTY NA KRÓLU BENEDYKCIE
WYMAGANE: ZORGANIZOWANIE, DYSKRECJA, ODPORNOŚĆ NA WIDOK ZMASAKROWANYCH ZWŁOK, DYSPOZYCYJNOŚĆ
W ZAMIAN OFERUJĘ SOWITE WYNAGRODZENIE ORAZ ATRAKCYJNE BENEFITY
PODPISANO, NAJWIĘKSZY ZŁOCZYŃCA W KRÓLESTWIE RENNEDAWN
Evangelina Sage straciła pracę i desperacko poszukuje kolejnej, by móc dalej opiekować się schorowanym ojcem i młodszą siostrą. Dlatego bez wahania przyjmuje ofertę Złego, najpodlejszego i przy okazji najatrakcyjniejszego złoczyńcy w królestwie Rennedawn.
Mimo wybuchowości i ponuractwa nowego szefa, praca wydaje się Evie całkiem przyjemna (oczywiście nie licząc zwisających z sufitu uciętych głów wrogów). Sumiennie wywiązuje się ze swoich obowiązków, zyskując tym samym zaufanie Złego.
Dlatego to właśnie do niej się zwraca, gdy wpada na trop zdrajcy w swoich szeregach. Złemu i jego podwładnym grozi niebezpieczeństwo, a Evie zrobi wszystko, by odkryć, kto im zagraża i go powstrzymać.

Jedyne, co wiedziałam o tej książce, zanim ją przeczytałam, to to, że jest ona romansem utrzymanym w lekko baśniowej, mocno komediowej konwencji. Oczekiwałam więc przede wszystkim dobrej rozrywki. Bo właśnie taką rozrywkę obiecywał opis. A jeśli sam opis nie wystarcza, żeby zorientować się, co "Asystentka złoczyńcy" ma nam do zaoferowania, zrobi to 30 stron (tak, AŻ 30 STRON) prologu.

Ta historia przypomina romans biurowy między asystentką i jej szefem, tylko że "biuro" to dosłownie Straszny Dwór pełen odciętych głów, niebezpiecznych stworów i potępieńczych jęków torturowanych więźniów, a "szef" jest największym złoczyńcą w królestwie.

Na tę opowieść najlepiej patrzeć tak, jak Evie patrzy na zwłoki miejscu swojej pracy, czyli z przymrużeniem oka. Może jest momentami karykaturalna, momentami niezręcznie zabawna, a nawet absurdalna, ale jej lekka forma potrafi rozbawić, a nawet zauroczyć (pod warunkiem, że nie wymaga się od niej bogato skonstruowanego świata czy skomplikowanego systemu magicznego. Bo największą zaletą jest tu według mnie przede wszystkim ogólny zamysł i klimat historii. Boli mnie trochę ten niewykorzystany potencjał).

Bohaterowie okazali się, niestety, dość płascy. Zachowywali się i rozmumowali często jak małe dzieci. Naprawdę liczyłam, że Zły przerazi i oczaruje mnie swoją niegodziwością. Tak się jednak nie stało. Z Evie jest o tyle inaczej, że czułam z nią pewną specyficzną więź, potrafiłam ją zrozumieć. Ale moją ulubioną postacią i tak niezaprzeczalnie jest Kingsley.

Okej, zakończenie naprawdę mnie zaskoczyło, tym bardziej, że sugeruje ono – nie, nie sugeruje, gwarantuje! – że ani Evie, ani Zły nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa. A ja, cóż, chyba chcę się dowiedzieć, co mają nam jeszcze do opowiedzenia.

ZATRUDNIĘ ASYSTENTKĘ
ZAKRES OBOWIĄZKÓW: OD DBANIA O PORZĄDEK W BIURZE PO POMOC W PLANOWANIU ZEMSTY NA KRÓLU BENEDYKCIE
WYMAGANE: ZORGANIZOWANIE, DYSKRECJA, ODPORNOŚĆ NA WIDOK ZMASAKROWANYCH ZWŁOK, DYSPOZYCYJNOŚĆ
W ZAMIAN OFERUJĘ SOWITE WYNAGRODZENIE ORAZ ATRAKCYJNE BENEFITY
PODPISANO, NAJWIĘKSZY ZŁOCZYŃCA W KRÓLESTWIE RENNEDAWN
Evangelina Sage straciła pracę i desperacko...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Żeby ocalić życie kuzynki, Signa Farrow musiała znaleźć truciciela, odpowiedzialnego za jej chorobę.
Teraz musi znaleźć kolejnego, by ocalić wuja niesłusznie oskarżonego o otrucie diuka.
Signa i Blythe zrobią wszystko, by oczyścić Elijaha Hawthorne'a z zarzutów i wyciągnąć go z aresztu. Lecz cena może być bardzo wysoka. Zwłaszcza, że w całą intrygę zamieszany jest Los, we własnej osobie.
Podstępny i czarujący brat Śmierci zatrzymał się w posiadłości w pobliżu Thorn Grove i szuka zemsty za dawne krzywdy. Szuka też Signy.
Zdeterminowana, by uratować rodzinę Hawthorne'ów przed upadkiem, Signa wplącze się w wyjątkowo nieczystą grę. Uwikłana w sieć dworskich intryg i tajemnic z przeszłości, odkryje zupełnie nowe, drzemiące w niej moce.
Blythe natomiast odkryje coś, co może już na zawsze poróżnić ją z kuzynką...

W poprzednim tomie brakowało mi bogatego, kwiecistego języka, który, no powiedzmy sobie szczerze, jak ulał pasowałby do tej kwiecistej historii. W tomie drugim, zupełnie jakby autorka mnie usłyszała, już sam prolog wydawał się być językowo poziom wyżej niż "Belladonna". Wydawał się więc też dobrym, obiecującym otwarciem. Niestety, im dalej w las, tym gorzej... Choć tym razem nie pod względem warstwy językowej (ta pozostaje przyjemna i łatwa w odbiorze).

Fabularnie "Foxglove" wypada w moim odczuciu słabiej od "Belladonny". Zabrakło mi tajemnic, zagadek i śledztwa, które zaangażowały mnie w pierwszym tomie i które nadawały mu charakteru. W drugim zaś Signa, zamiast skupiać się na wyciągnięciu wuja z aresztu, skupia się raczej na Śmierci i tworzeniu sytuacji, by móc się z nim spotkać. Śmierć też jakby zatracił swój niebezpieczny urok, którym oczarowywał wcześniej. Z kolei nowa postać, Los, początkowo mnie intrygował, finalnie jednak zmęczył. Jego wątek okazał się płytki i, co za tym idzie, próba wkręcania go do romantycznego trójkąta tylko zaszkodziła fabule (choć może być to zupełnie obiektywne odczucie, ponieważ nie przepadam za tym motywem).

Nowa perspektywa, perspektywa Blythe, troszkę ratowała całość. To ona przejęła rolę bohaterki zdeterminowanej, by poznać prawdę i ocalić bliską osobę. Posiadłość Foxglove, do którego w pewnym momencie przenosi się część akcji, również wynagradzał wcześniejszy brak klimatu (wybaczcie, po prostu mam słabość do nawiedzonych miejsc i rozmownych duchów).

"Foxglove" to drugi tom trylogii. Czy sięgnę po trzeci? Raczej tak, bo choć ten nie zakończył się takim cliffhangerem jak poprzedni (zakończył się ciekawe, choć czułam pismo nosem właściwie już od samego początku), to nie wszystkie wątki zostały doprowadzone do końca. Ciekawi mnie szczególnie wątek Blythe, a skoro tom finałowy prawdopodobnie będzie poświęcony właśnie jej (wskazuje na to okładka), tym chętniej po niego sięgnę!

Żeby ocalić życie kuzynki, Signa Farrow musiała znaleźć truciciela, odpowiedzialnego za jej chorobę.
Teraz musi znaleźć kolejnego, by ocalić wuja niesłusznie oskarżonego o otrucie diuka.
Signa i Blythe zrobią wszystko, by oczyścić Elijaha Hawthorne'a z zarzutów i wyciągnąć go z aresztu. Lecz cena może być bardzo wysoka. Zwłaszcza, że w całą intrygę zamieszany jest Los, we...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Odpuść sobie i żyj" to pozycja w sam raz na początek nowego roku – zagrzewa nas do wkroczenia w niego z nowymi siłami i postanowieniami. Niestety, nie dostrzegam zbyt wielu innych zalet tej pozycji.

Jest krótka, ale obracająca się wokół jednych i tych samych treści, przede wszystkim wokół wychwalanych przez autora zalet medytacji. A trochę nie tego oczekiwałam. Sądziłam, że "Odpuść sobie i żyj" będzie bardziej książką motywacyjną. I owszem, można ją tak traktować – Fabrice Midal zawarł tu sporo koncepcji i przemyśleń, które mogą skłonić nas do zmiany perspektywy, do zmiany niezdrowych nawyków czy przekonań. Jednak wszystkie one są już obecne w ludzkiej świadomości, przypominając mobilizujące slogany i hasła. Wszystkie one są czymś, co już ktoś kiedyś powiedział.

Spodziewałam się znaleźć tu szersze i głębsze rozwinięcie tematu odpuszczania sobie. Po zapoznaniu się z treścią, nie jestem pewna, jak wiele z niej wyniosę i wdrożę do swojego życia. Obawiam się, że niewiele...

"Odpuść sobie i żyj" to pozycja w sam raz na początek nowego roku – zagrzewa nas do wkroczenia w niego z nowymi siłami i postanowieniami. Niestety, nie dostrzegam zbyt wielu innych zalet tej pozycji.

Jest krótka, ale obracająca się wokół jednych i tych samych treści, przede wszystkim wokół wychwalanych przez autora zalet medytacji. A trochę nie tego oczekiwałam. Sądziłam,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

W świecie, który stał się areną dla dwóch potężnych, zwaśnionych bóstw, osiemnastoletnia Iris Winnow zrobi wszystko, by chronić swoją rodzinę. Jej starszy brat Forest wyruszył na front, matka wpadła w alkoholizm, a sama Iris, przyjęta do redakcji "Oath Gazette", stara się o posadę felietonistki.
Awans to szansa na dostatniejsze życie i spełnienie marzeń, jednak na jej drodze stoi Roman Kitt, zdolny i dobrze prosperujący dziennikarz ubiegający się o tę samą posadę.
Ukojenie w najcięższych chwilach przynosi Iris pisanie listów. Odkąd Forest zaciągnął się do wojska, nie ma z nim kontaktu, lecz listy, które kieruje do niego siostra, pozostawione w szafie jej pokoju, tajemniczo znikają.
Iris wierzy, że odnajdują one adresata.
W rzeczywistości jednak, za sprawą osobliwej maszyny do pisania, trafiają w ręce jej rywala, Romana Kitta.
Wspólna korespondencja zbliża ich do siebie. Iris ma wrażenie, jakby odnalazła bratnią duszę. Nie ma pojęcia, kto stoi po drugiej stronie maszyny...

Nie pamiętam, kiedy ostatnio miałam taką chcicę na przeczytanie konkretnego tytułu. Gdybym miała pod ręką "Divine Rivals", rzuciłabym wszystko i zaczęła czytać. Na drodze stała mi wyłącznie data polskiej premiery (tak, zmierzam do tego, że najzwyczajniej w świecie nie mogłam się doczekać). Jednak bałam się, że czekając, nakręcając się, sama podniosę książce poprzeczkę, a ta ostatecznie mnie rozczaruje. Oj, ależ się myliłam!

"Divine Rivals. Pojedynek bogów" to przepiękny zbiór większych i mniejszych elementów – motywów, scen, inspiracji – które uwielbiam (i które tylko zwiększają prawdopodobieństwo, że pokocham całość). Inspiracja mitem o Orfeuszu i Eurydyce? Przecież to mój ulubiony! Praca w redakcji i bohaterowie kochający słowo pisane? Ajjj, jak ja ich dobrze rozumiem... A jakby tego było mało, ci właśnie bohaterowie rywalizują i korespondują ze sobą.

Z motywem wymiany listów po raz ostatni spotkałam się w "Tak właśnie przegrywasz Wojnę Czasu" i choć jest to książka zupełnie innego typu, "Divine Rivals" ma w sobie wszystko to, czego tam mi zabrakło – tło i fabułę. Magiczny świat stylizowany (najprawdopodobniej) na Anglię z okresu pierwszej wojny światowej i zasady nim rządzące opisano delikatnie, subtelnie. Sprawdzają się świetnie jako tło historii Iris i Romana!

Ta również jest przepięknie napisana. Po części to powieść epistolarna i kiedy tylko dwójka głównych bohaterów bezpośrednio dochodzi do głosu (poza listami prowadzona jest narracja trzecioosobowa), możemy zachwycać się ich stylem i emocjami, które wyrażają poprzez wystukiwane na maszynie słowa.

Zabrakło mi tu trochę zapowiadanej rywalizacji między Iris a Romanem, niemniej tempo rozwoju ich relacji było bardzo naturalne. To rewelacyjny duet, ale i dwoje intrygujących, niezależnych od siebie postaci. Potrafią być samowystarczalni, potrafią w pojedynkę zaskarbić sobie sympatię czytelnika. Zdarza im się postępować pompatycznie, rzucić wzniosłą deklaracją, która może wydać się przesadnie dramatyczna, ale biorąc pod uwagę realia, w jakich się znaleźli – niebezpieczeństwo wojny, jaka otacza ich ze wszystkich stron – jest to całkowicie uzasadnione. I realistyczne.

Nie mogłam się oderwać od tej książki. Przeczytałam ją w dwa dni, zarwałam noc dla zakończenia i teraz nie mogę się pozbierać. Tym bardziej, że muszę czekać na drugi tom. Oby pojawił się w Polsce jak najszybciej (i obym wytrzymała do tego czasu)!

W świecie, który stał się areną dla dwóch potężnych, zwaśnionych bóstw, osiemnastoletnia Iris Winnow zrobi wszystko, by chronić swoją rodzinę. Jej starszy brat Forest wyruszył na front, matka wpadła w alkoholizm, a sama Iris, przyjęta do redakcji "Oath Gazette", stara się o posadę felietonistki.
Awans to szansa na dostatniejsze życie i spełnienie marzeń, jednak na jej...

więcej Pokaż mimo to