-
ArtykułySpecjalnie dla pisarzy ta księgarnia otwiera się już o 5 rano. Dobry pomysł?Anna Sierant59
-
ArtykułyKeith Richards, „Życie”: wyznanie człowieka, który niczego sobie nie odmawiałLukasz Kaminski2
-
ArtykułySzczepan Twardoch pisze do prezydenta. Olga Tokarczuk wśród sygnatariuszyKonrad Wrzesiński26
-
ArtykułySkandynawski kryminał trzyma się solidnie. Michael Katz Krefeld o „Wykolejonym”Ewa Cieślik2
Biblioteczka
2023-12-23
2023-12-26
### Dzienniki intymne ###
"To, co stworzył duch, żywotniejsze jest od materii" (19).
"Poznaj więc radość surowego życia; i módl się bez przerwy. Modlitwa to zbiornik sił" (26).
"Self-purification and anti-humanity" (35).
"Kiedy wzbudzę we wszystkich strach i obrzydzenie, wreszcie zdobędę samotność" (37).
"Nie lekceważ nigdy niczyjej wrażliwości. Wrażliwość człowieka to jego geniusz" (38).
"Tym, co upaja w grubiaństwie, jest arystokratyczna przyjemność budzenia antypatii" (38).
"Każdym narodzinom wzniosłej myśli towarzyszy nerwowy wstrząs odczuwany w móżdżku" (38).
"Mówią, że mam trzydzieści lat, ale jeśli w każdej minucie przeżyłem trzy... nie mam aby dziewięćdziesięciu?" (41).
"[...] z regularności i symetrii, które należą do pierwszych potrzeb ludzkiego mózgu, tak samo jak komplikacja i harmonia" (42).
"Stoicyzm: religia znająca tylko jeden sakrament - samobójstwo!" (42).
"Ten człowiek jest tak mało elegijny, tak mało eteryczny, że wzbudziłby pogardę nawet w notariuszu" (43).
"Mechanika tak nas zamerykanizuje, postęp doprowadzi do takiej atrofii ducha, że wszelkie krwawe, świętokradcze i wynaturzone marzenia utopistów okażą się niczym wobec konkretnych rezultatów, jakie niedługo osiągniemy. Proszę ludzi myślących, żeby mi powiedzieli, cóż jeszcze pozostało z życia" (44).
"Człowiek odmawiający wieczorem modlitwę jest jak dowódca rozstawiający wartę. Może spokojnie spać" (52).
"Jedyną mądrością życia jest koncentracja; jedynym złem - rozproszenie" (55).
"Bohater to człowiek trwale skoncentrowany" (57).
"O swojej rozkoszy zmysłowej odczuwanej w towarzystwie ekscentryków" (61).
"Niektórym [...] zasadnym wydaje się mniemanie, że niebo jest nieruchome, a Ziemia kręci się wokół własnej osi. Owi ludzie nie zdają sobie sprawy, że w świetle tego, co dzieje się wokół, ich pogląd jest w najwyższym stopniu śmieszny" (Ptolemeusz, Almagest, księga I, rozdział VI).
"Przyjmując order, godzisz się, że państwo lub monarcha ma prawo oceniać się, wyróżniać itp" (63).
"Potworności czerwcowe. Szał ludu i szał mieszczaństwa. Naturalne umiłowanie zbrodni" (66).
"Zawsze sądziłem, że być pożytecznym to coś wręcz ohydnego" (67).
"Nie mam przekonań w ich dzisiejszym rozumieniu [...]. Nie ma we mnie podstawy do jakichkolwiek przekonań" (68).
"Czy liczba dusz jest skończona, czy nieskończona? A liczba zamieszkanych światów?" (69).
"W każdym Człowieku i o każdej porze współistnieją dwie tęsknoty: do Boga i do Szatana" (72).
"Tylko trzy ludzkie istoty godne są szacunku: kapłan, żołnierz, poeta. Wiedzieć, zabijać, tworzyć. Reszta to pańszczyźniana hołota stworzona do stajni, to znaczy do wszelkich zawodów" (74).
"Sława jest skutkiem podporządkowania umysłu narodowej głupocie" (87).
"Być wielkim człowiekiem i świętym dla samego siebie. Tylko to jest ważne" (91).
"[...] jest tak gruboskórny, jakby cała głupota świata, cała demokracja schowała się w jego piersi" (92).
"Ortografię oddam pod kontrolę kata" (T. Gautier) (99).
###
"Kokietliwe barbarzyństwo" (267).
"W powietrzu dźwięk mechanicznej muzyki. To wyraz radości ludzi automatów, którzy potrafią bawić się tylko na komendę. [...] Automatyczna pobożność. Być może prawdziwe szczęście" (272-273).
"[...] odznacza się niebywałym lenistwem zmysłu moralnego. Stąd jej bierność i wielka estyma dla księży, na których spuszcza trud myślenia o swych sprawach" (284).
"Filozofia na miarę belfrów i korepetytorów" (290).
Nawyk mechanicznej uległości tradycji, której pozór podniosłości wynika chyba tylko z lenistwa zmysłu moralnego, to wyraz pobożności ludzi automatów, którzy potrafią świętować tylko na komendę. Abstrahując od istoty chrystianizmu, katolickie święta w dobie posthumanizmu to najgorsze, co mogło zdarzyć się zachodniej duchowości od czasów 'De rerum natura' Lukrecjusza.
### Dzienniki intymne ###
"To, co stworzył duch, żywotniejsze jest od materii" (19).
"Poznaj więc radość surowego życia; i módl się bez przerwy. Modlitwa to zbiornik sił" (26).
"Self-purification and anti-humanity" (35).
"Kiedy wzbudzę we wszystkich strach i obrzydzenie, wreszcie zdobędę samotność" (37).
"Nie lekceważ nigdy niczyjej wrażliwości. Wrażliwość człowieka to...
2023-12-05
Koestler piszę tę książkę jako literat z pasją do historii filozofii przyrody. W kwestii Platona za bardzo ufa Popperowi. Co to geocentrycznych modeli astronomicznych jest często niesprawiedliwy. Popełnia też błędy.
Ze wstępu (jako motto książki):
"Tymczasem we wszystkich systemach kosmologicznych, od pitagorejczyków po Kopernika i Eddingtona, znajdują odzwierciedlenie nieświadome uprzedzenia, filozoficzne, a nawet polityczne poglądy ich autorów. Żadna dziedzina nauki, od fizyki pod fizjologię, nie może twierdzić, że jest wolna od takich czy innych nachyleń metafizycznych. Postęp nauki zazwyczaj postrzega się jako regularny, racjonalny marsz wzdłuż prostej wznoszącej się lini. Zwłaszcza historię teorii kosmologicznych można bez przesady nazwać historią zbiorowych obsesji i kontrolowanych zchizosfernii, sposób zaś, w jaki dokonały się jedne z najwazniejszych odkryć, kojarzy się raczej z zachowaniem lunatyka, niż elektronicznego mózgu" (11).
###
"Szóste stulecie przedchrześcijańskie - niezwykłe stulecie Buddy, Konfucjusza, Lao-Cy, filozofów jońskich i Pitagorasa - było punktem zwrotnym w dziejach gatunku ludzkiego. Wiosenny wiatr zdawał się ciągnąć przez naszą planetę od Chin do Samos, rozbudzając świadomość człowieka, niczym tchnienie w nozdrzach Adama" (22).
Napisać o kosmologii przedsokratyków!
Pitagoras z Samos, "którego wpływ na idee, a przeto na losy rodzaju ludzkiego, był prawdopodobnie większy niż jakiegokolwiek innego człowieka w dziejach. [...] W swym długim życiu zmieścił, mówiąc słowami Empedoklesa, 'wszystkie rzeczy, które są zawarte w dziesiędziu, a nawet dwudziestu pokoleniach ludzi'" (25-26).
"Pitagoras tak się ma do Talesa, jak filozofia Gestalt do dziewiętnastowiecznego materializmu. Wahadło zostało puszczone w ruch. Jego tykanie będzie słyszane przez całą historię, gdy tarcza przeskakuje między skrajnymi pozycjami 'wszystko jest ciałem' i 'wszystko jest umysłem'; gdy akcent przenosi się z 'substancji' na 'formę', ze 'struktury' na 'funckję', z 'atomów' na 'schematy', z 'cząstek' na 'fale' i z powrotem" (29).
"Herodot wspomina pogłoskę, że na północy żyją ludzie, którzy śpią przez sześć miesięcy w roku, co dowodzi, że niektóre implikacje kulistości Ziemi, takie jak noc polarna, były już rozumiane" (43).
Palenisko wszechświata.
"Wokół ognia centralnego krążyło zatem po koncentrycznych orbitach dziewięć ciał: po najmniejszech antichton, potem Ziemia, księżyc, Słońce i sześć planet. Dalej była sfera unosząca wszystkie gwiazdy stałe. [...] Słońce służyło jedynie za rodzaj przezroczystego okna bądź soczewki, przez którą światło było filtrowane i rozprowadzane. Obraz ten przypomina nieco dziury w wypełnionej ogniem oponie Anaksymandra" (44-45).
"Pitagorejczycy nie zarzucili idei centralnego ognia, lecz przenieśli go do wnętrza Ziemi, przeciwziemię utożsamili zaś po prostu z ksieżycem" (46).
"Jak się zdaje, pierwszą osobą, która orzekła, że Phōsphóros i Hésperos, to jedna i ta sama planeta, był Pitagoras" (49).
"Są jednak sytuacji, kiedy dostrzeżenie oczywistości wymaga wielkiej siły wyobraźni połączonej z brakiem respektu dla tradycyjnego sposobu myślenia" (49).
"Nie wiemy, czyjego autorstwa jest hipoteza o obrocie Ziemi wokół własnej osi. Wymienia się w tym kontekście dwa nazwiska: Hikatesa (niektóre źródła nazywają go Hiketasem) oraz Ekfantosa, obu mających pochodzić z Syrakuz. Nic jednak o nich nie wiemy. Nie znamy nawet daty ich narodzin i śmierci" (549).
Wg przypisywanego Plutarchowi traktatu Placita Philosophorum 3,11: Filolaos Pitagorejczyk umieszcza ogień w środkowym miejscu, i jest to ogniskiem Wszechświata; na drugim miejscu Przeciwziemię; na trzecim Ziemię, na której mieszkamy, która obraca się, przez co nie można zobaczyć tamtej strony. (tekst gr., przekład ang.).
Seleukos "opracował teorię przypływów i odpływów morza opartą na obrocie Ziemi" (549).
"Nie istnieją żadne dowody na poparcie tej hipotezy [że Heraklides głosił już pogląd taki, jak Tycho Brahe]" (549).
"Arystarch, ostatni z astronomów pitagorejskich, pochodził, podobnie jak mistrz, z Samos. Najprawdopodobniej urodził sie w 310 roku p.n.e., roku śmierci Heraklidesa [...]. Zachowała się tylko jednak jego krótka rozprawa 'O wielkości i odległości Słońca i Księżyca'. [...] Archimedesa 'O rachubie ziarn piasku'. [...] Równie ważna jest wzmianka Plutarcha [...]. W jego rozprawie 'O obliczu na tarczy księżyca' jedna z postaci wymienia Arystarcha z Samos, "który uważał, że niebiosa spoczywają, Ziemia zaś krąży po pochyłej orbicie, jednocześnie kręcąc się wokół własnej osi". A zatem Arystarch doprowadził linię myślenia zapoczątkowaną przez Pitagorasa i kontynuowaną przez Filolaosa i Heraklidesa do logicznej konkluzji: wszechświata ześrodkowanego na Słońcu" (50-51).
O systemie geocentrycznym: "monstrualnego systemu astronomicznego, który wydaje nam się dzisiaj obrazą dla ludzkiej inteligencji, a który panował przez półtora tysiąca lat" (51).
O Platonie.
"Zasowane dialogi Platona o potwierdzonej autentyczności złożyłyby się na tom grubości Biblii" (54).
"<Zmianofobia> wydanie się głównym czynnikiem odpowiedzialnym za odstręczające aspekty platonizmu. Pitagorejska synteza religii i nauki, podejścia mistycznego i empirycznego, rozsypała się. Mistycyzm pitagorejczyków został doprowadzony do jałowej skrajności, podczas gdy nauki empiryczne spotyka szyderstwo i lekceważenie. Bractwo pitagorejskie uległo przekształceniu w przewodników do totalitarnej utopii. Wędrówka dusz do Boga została zdegradowana do postaci potrzebnym do celów wychowawczych pogadanek o tym, że tchórze zostaną ukarani wcieleniem w kobietę; orficki system przeszedł w nienawiść do ciała i pogardę dla zmysłów. Badając naturę, nie można uzyskać prawdziwej wiedzy, albowiem <jeśli chcemy kiedykolwiek poznac coś w sposób czysty, to musimy od ciała się oddzielić i samą duszą oglądać rzeczy same w sobie>. [...] Kiedy rzeczywistość staje sie nieznośna, umysł musi sie z niej wycować i stworzyć świat sztucznej doskonałości, platoński świat czystych idei i form, który jako jedyny można uznać za rzeczywisty, podczas gdy postrzegany przez nas świat natury jest tylko jego tanią i kiepską imitacją, a życie w nim to ucieczka w złudzenie. Intuicyjna prawda zawarta w alegorii jaskini zostaje tu doprowadzona do absurdu przez nadmierne ukonkretnienie - jakby autor sformułowania <ten świat jest łez padołem>przystąpił do badania rzeczywistego rozkładu łez w padole. [...] Jeśli powyższe słowa sprawiają wrażenie surowego i jednostronnego osądu filozofii Platona, to dlatego, że tak właśnie, jak to przedstawiłem, była ona rozumiana przez długi szereg przyszłych pokoleń - mówię tu o jednostronnym cieniu, który rzucał ten myśliciel" (57-58).
"Można zaryzykować stwierdzenie, że to Platon spowodował upadek filozofii, który uczynił spadkobierców autora 'Państwa' głuchymi na harmonię natury. Grzechem, który doprowadził do upadku, było zerwanie pitagorejskiej jedności między filozofią przyrody a religią, zanegowanie nauki jako sposobu oddawania czci, rozszczepienie substancji wszechświata na nikczemne niziny i eteryczne wyżyny, składające się z różnej materii, rządzące się różnymi prawami. Ów 'rozpaczliwy dualizm', jak moglibyśmy to nazwać, został przez neoplatończyków przeniesiony na grunt filozofii średniowiecznej" (85).
"Platon twierdził, że wiedzę prawdziwą można uzyskać tylko intuicyjnie, za pomocą oka duszy, a nie ciała. Arystoteles podkreślał znaczenie doświaczenia - empiria - przeciwstawionego intuicyjnej aperia" (107).
Przypis na str. 550.
"W celu wyjaśnienia ruchu siedniu planet Arystoteles użył aż pięćdziesięciu czterech sfer" (66).
"Powody, dla któych [Arystoteles] dołożył dodatkowe dwadzieścia sfer, są bardzo interesujące. Eudoksos i Kallippos nie mieli ambicji stworzenia modelu, któy byłby fizycznie możliwy. [Nie byli kosmologami]. Nie obchodził ich rzeczywisty mechanizm niebios. Skonstruowali system czysto geometryczny, który, o czym wiedzieli, mógł istnieć tylko na papierze. Arystoteles zapragnął więcej, chciał przekształcic ich system w zdolny do działania model fizyczny. Trudność polegała na tym, że wszelkie sąsiednie sfery muszą być ze sobą mechanicznie połączone, lecz indywidualny ruch poszczególnych planet nie może być przekazywany innym planetom. Arystoteles próbował rozwiązać ten problem przez włożenie pewnej liczny sfer 'neutralizujących', obracających się w kierunku przeciwnym do sfer 'roboczych', pomiędzy warstwy związane z poszczególnymi planetami. Dzięki temu wpływ ruchów, na przykład Jowisza na ruchy Marsa, był eliminowany i 'cebulę' Marsa można było rozpatrywać niezależnie. Co się wszak tyczy odtworzenia rzeczywistych ruchów planet, to model Arystotelesa nie wniósł żadnego usprawnienia.
Ponadto pozostała jeszcze jedna trudność. Podczas gdy każda sfera uczestniczyła w ruchu otulającej ją większej sfery, potrzebowała jednak specjalnej siły, która nadawałaby jej niezależny ruch obrotowy wokół własnej osi. Oznaczało to, że potrzeb było aż pięćdziesięciu pięciu 'nieruchomych poruszycieli', czyli duchów, aby system funkcjonował" (66-67).
"System Ptolemeusza ma w sobie coś głęboko odpychającego. Jest to dzieło pedanta obdarzonego olbrzymią cierpliwością i znikomą oryginalnością, z uporem maniaka dokładającego kolejne kręgi. [...] Była to monumentalna i przygnębiająca tapiseria, wytwór zmęczonej filozofii i dekadenckiej nauki" (71-72).
"Hipparch zastosował je [epicykle] jednak tylko do skonstruowania orbit Słońca i Księżyca" (71).
Cytaty z autorów supremujących Słońce - s.73.
Dowód na to, że nie zapomniano nauki o centralnej roli Słońca, mimo panowania teorii Ptolemeusza. (Umieścić zaraz po pitegorajczykach).
"Ta kontrolowana schizofrenia trwała przez całe średniowiecze", jak powiedziałby Koestler.
"Astronomia po Arystotelesie stała się abstrakcyjną geometrią nieba, niezwiązaną z rzeczywistością fizyczną. [...] Służyła celom praktycznym jako metoda układania tablic ruchów Słońca, Księżyca i planet, lecz na temat rzeczywistości fizycznej nie miała nic do powiedzenia. [...] ponieważ ciała niebieskie, obdarzone boską naturą, posłuszne są innym prawom niż te, które znamy na Ziemi. Nie istnieje między nimi żaden związek, wobec czego nie możemy nic wiedzieć o fizyce nieba. [...] rozwód między czterema elementami regionu podksiężycowego i piątym elementem w niebiosam wiedzie bezpośrednio do oddzielenia geometrii od fizyki, a stronomii od rzeczywistości" (76).
"W późniejszej i krótszej pracy, zatytuowanej Zasady ruchu planet, Ptolemeusz bez przekonania podjął próbę nadania swemu systemowi pozorów wiarygodności fizycznej, przedstawiajac każdy epicykl jako sferę lub dysk ślizgajacy się pomiędzy dwoma powierzchniami sferycznymi, jak w łożysku kulkowym. Próba nie powiodła się jednak" (553).
"W VI wieku p.n.e. ludzie wykształceni wiedzieli, że Ziemia jest kulą; w VI wieku n.e. sądzili, że jest krążkiem, czy też przypomina kształtem święte tabernakulum" (81).
"Makrobiusz, Chalcydiusz, Martianus Capella, trzej encyklopedyści z okresu rozpadu Cesarstwa Rzymskiego (IV - V w. n.e. [...] byli zwolennikami systemu Heraklejdesa. Został on podjęty w IX weku przez Jana Szkoda, który uczynił nie tylko planety wewnętrzne, lecz wszystkie z wyjątkiem dalekiego Saturna satelitami Słońca. [...] Posłuchajmy co ma w tej kwestii do powiedzenia największy autorytet: 'Większość ludzi, którzy między IX i XII wiekiem pisali o astronomii i tórych dzieła się zachowały, znali i uznawali za prawdziwą teorię autorstwa Heraklejdesa z Pontu" (101).
"Istnieją zaburzenia umysłowe, których ofiary odczuwają przymus, aby nie następować na krawędzie płyt chodnikowych lub policzyć zapałki w pudełku przed położeniem się slać, co odgrywa rolę rytuału chroniącego przed lękiem. [...] Średniowieczne życie w swych typowych aspketach przypimina rytualne zachowania osoby cierpiącej na nerwicę natręct, które służą ochronie przed wszechobejmującą zarazą ziemniaczaną, grzechu, winy i duchowych cierpień" (103). Czyżby Koestler czerpał tę wiedzę z własnego doświadczenia?
O tym jak bardzo upadła astronomia w śrdniowieczu może świadczyć choćby to, że niejaki Laktancjusz uważał ziemię za płaską, a modelem wszechświata, który funkcjonował przez jakiś czas był, jak przekonuje Koestler, nawet nie model wulgarnie sferyczny, ale prostokątny.
Kopernik
„Pierwszy z pionierów nowej epoki nie należał do niej, lecz do poprzedniej. Chociaż urodził się w czasach odrodzenia, był człowiekiem średniowiecza: gnębionym średniowiecznymi lękami, trawionym średniowiecznymi kompleksami, który wbrew swej woli zapoczątkował rewolucję” (114).
„Kopernik jest być może najbardziej bezbarwną postacią spośród wszystkich, które siłą swych zasług bądź okoliczności wpłynęły na bieg losów ludzkości. Na rozświetlonym niebie renesansu jawi się jako jedna z tych ciemnych gwiazd, o których istnieniu zaświadcza tylko silne promieniowanie” (124).
"W istocie Kopernik doprowadził ortodoksję kół i sfer jeszcze dalej niż Arystoteles i Ptolemeusz (192).
"Kopernik był ostatnim arystotelikiem pośród wybitnych naukowców. W swym stosunku do natury tacy ludzie jak Roger Bacon, Mikołaz z Kuzy, William Ockham i Jean Buridan, żyjący sto lub dwieście lat wcześniej w porównaniu z Kopernikiem byli 'nowożytnikami'" (195).
"Istnieje znane powiedzenie, że Marks 'postawił Hegla na głowie'. To samo uczynił Kopernik z Ptolemeuszem. W obu przypadkach tkwiący w tej niewygodnej pozycji autorytet przyniósł swemu uczniowi zgubę" (207).
"[...] upchnął ogromną liczbę epicykli i deferetów w najbardziej niestrawnej spośród książek, które wpłynęły na bieg historii" (198).
Posłuszeństwo autorytetom odbierało Kopernikowi „niezależność postępowania i niezależność myślenia, trzymało w narzuconej sobie samemu niewoli i czyniło z niego ascetyczny relikt średniowiecza pośród humanistów renesansu” (173).
„Zaiste określenie ‘stary zgred’ nie jest tu chyba przesadzone” (181).
"Kopernik wraz ze starożytnymi uważał oś ziemską za quasi-mechanicznie przytwierdzoną do obręczy orbity (znalogicznie do Księżyca, zawsze zwracającego się ku Ziemi tą samą stroną) i dlatego musiał wprowadzić specjalne ruch, któy sprawiał, że oś Ziemi była równoległa do siebie w przestrzeni" (565).
"Przyczyny, dla których Kopernik musiał zwiększyć liczbę epicykli, są następujące:
a) aby zrekompensować usunięcie ekwantów Ptolemeusza;
b) aby wyjaśnić wyimaginowane wahania prędkości precesji i nachylenia ekliptyki;
c) aby wyjaśnić stały kąt osi ziemskiej;
d) ponieważ koniecznie chciał rozłożyć oscylacje prostoliniowe na ruchy kołowe, o co nie dbał Ptolemeusz, który nie był aż takim purystą (566).
"Kopernik doszedł do błędnego wniosku, że szybkość precesji punktów równonocy nie jest jednostajna, i próbował wyjaśnić jej wyimaginowane działania, a także równie wyimaginowane fluktuacje nachylenia ekliptyki, za pomocą dwóch niezależnych od siebie ruchów oscylacyjnych osi Ziemi" (566-567).
„W dialekcie frankoński köpperneksch do dziś oznacza mało wiarygodne, niestworzone bajanie” (183).
And for many people the Sun-centred model was still too radical even to be contemplated, so much so that Copernicus’s work may have resulted in a new meaning for an old word. One etymological theory claims that the word ‘revolutionary’, referring to an idea that is completely counter to conventional wisdom, was inspired by the title of Copernicus’s book, ‘On the Revolutions of the Heavenly Spheres’. And as well as revolutionary, the Sun-centred model of the universe also seemed completely impossible. This is why the word köpperneksch, based on the German form of Copernicus, has come to be used in northern Bavaria to describe an unbelievable or illogical proposition. All in all, the Sun-centred model of the universe was an idea ahead of its time, too revolutionary, too unbelievable and still too inaccurate to win any widespread support.
„To, co mazywamy rewolucją Kopernikańską, nie dokonało się za sprawą kanonika Mikołaja. Wszczęcie rewolucji nie było jego zamiarem. Wiedział, że znaczna część jego ksiażki jest nie do obrony, sprzeczna z doświadczeniem, główne zaś jej założenia nie do udowodniena. Sam wierzył w nie tylko połowicznie […] Brakowało mu cech proroka: świadomości misji, oryginalności spojrzenia, odwagi głoszenia swych przekonań” (147).
„Fascynacja Kopernika pitagorejskim kultem tajemnicy [który Koestler nazywa aroganckim i antyhumanistycznym (!)] pojawiła się u niego wcześnie, wyrasta z samych korzeni jego osobowości. Szczególną rolę odgrywa tu […] list Lizysa”, który Kopernik przetłumaczył z greki na łacinę (jest to falsyfikat powstały podobno w II w. n.e.) (148). „Istnieje dziwna konsekwencja między charakterem Kopernika a skromnym, wręcz ukradkowym sposobem, w jaki rewolucja Kopernikańska weszła tylnymi drzwiami historii poprzedzona przepraszającą uwagą [Osiandra]: ‘Proszę nie traktować tego poważnie – to tylko zabawa, wyłacznie dla matematyków, rzecz wysoce nieprawdopodobna” (169).
Astronom niemiecki Ernst Zinner jest pewien, że Kopernik zdążył zobaczyć przedmowę Osiandra – o czym zapewnia w liście do Koestlera (s. 168).
„Kopernik wierzył, że Ziemia się porusza. Niemożliwe jest jedna, aby wierzył, że Ziemia lub planety poruszają się tak, jak to opisał w swym systemie epicykli [mniejszych] i deferentów, które były geometrycznymi fikcjami” (169).
„Tajemnica przedmowy [Osiandra] która przetrwałą trzy stulecia, współgra oczywiście ze skrytością obyczajów kanonika Mikołaja, z jego pitagorejskim kultem tajemniczności i ezoterycznym mottemjego dzieła: ‘tylko dla matematyków’. […] [Jej autor, Osiander] powtarzał tylko klasyczną doktrynę, w myśl której fizyka[czy kosmologia] i geometria nieba [astronomia] to osobne dziedziny” (166).
Na całej Warmii nie było nikogo, z kim Kopernik mógłby porozmawiać o astronomii.
Zdradził swego młodego ucznia Retyka (poniżej trzydziestki), nie wspominając o nimw przedmowie, co prawdopodobnie spowodowało, że Retyk po wydanie dzieła Kopernika przestał o nim myśleć i zajął się innymi sprawami. Dopiero po przyjeździe do Krakowa…
O 'De Revolutionibus'
Tak więc razem wystarczy zbiorowisko trzydziestu czterech kół - 'Komentarzyk'.
"W rzeczywistości Kopernik posługuje się czterdziestoma ośmioma epicyklami - jeśli dobrze policzyłem. Co więcej, Kopernik zawyżył liczbę epicykli w systemie Ptomelejskim [względem systemu Ptolemejskiego]. W zaktualizowanej piętnastowiecznej wersji Peurbacha system Ptolemejski wymagał nie osiemdziesięciu epicykli, jak twierdził Kopernik, lecz czterdziestu. Innymi słowy, wbrew panującemu przekonaniu [...] Kopernik nie zmniejszył, lecz zwiększył liczbę epicykli (z czterdziestu do czterdziestu ośmiu) (188).
"Ziemie nie krąży [...] wokół Słońca, lecz wokół punktu oddalonego od słońca mniej więcej o trzy jego średnice. Również planety nie krążą u Kopernika wokół Słońca, choć tak nas wszystkich uczono w szkole. [...] System Kopernikański nie był prawdziwie heliocentryczny, lecz, jeśli można tak powiedzieć, vacuocentryczny. [...] Co więcej, środek orbity Saturna leży poza sferą Wenus, a środek orbity Jowisza blisko sfery Merkurego. Jak to możliwe, aby sfery te funkcjonowały, nie zderzając się i nie przeszkadzając sobie nawzajem? Ponadto Merkuremu [...] trzeba było przypisać ruch oscylacyjny po linii prostej. A przecież zarówno Arystoteles, jak i sam Kopernik uważali, że ciału niebieskiemu nie może przysługiwać ruch prostoliniowy. Należało to zatem rozwiązać za pomocą złożonego ruchu dwóch dodatkowych sfer - jednej obracającej się wewnątrz drugiej. [...] Ruch Ziemi składał się teraz z aż dziewięciu niezależnych ruchów kołowych (190-191).
Tutaj Koestler chyba nie ma racji: "Z kolei przeniesienie centrum wszechświata do punktu w okolicy Słońca sprawia, że w system znacznie truniej było uwierzyć. Do tej pory wszechświat miał materialne łożysko, a teraz zawieszony był na punkcie w pustej przestrzeci" (190).
Regiomontanus, właśc. Johannes Müller
"Wiemy [...] że szczególnie interesował się systemem heliocentrycznym Arystarcha, na co wskazuje notka na jednym z jego rękopisów. Znacznie wcześniej [od Kopernika] także on twierdził, że ruchami planet rządzi Słońce. Pod koniec życia na kartce papieru napisał słowa: 'Trzeba nieco zmienić ruch gwiaz z powodu RUCHU ZIEMI'. [...] Innymi słowy Regiomontanus przypuszczalnie doszedł do tych samych wniosków co Arystarch i Kopernik, lecz przedwczesna śmierć uniemożliwiła mu dalsza pracę na tą koncepcją. Zmarł w wieku czterdziestu lat, trzy lata po przyjściu na świat Kopernika" (205). Można przypuszczać, że gdyby żył dłużej to on, a nie Kopernik zapisałby się na kartach historii jako człowie, któy "poruszył Ziemię". Nie wszyscy mają jednak tyle szczęścia, by dożyć choćby sześćdziesiątki.
"NIe twierdził, że wszechświat jest przestrzennie nieskończony. [...] Niechcący jednak zmienił podświadomy schemat myślowy, zamiast niebu, każąc obracać się Ziemi. [...] Niebo zostało pozbawione granic, nieskończoność rozwarła swą ziejącą paszczę i Pascalowski 'libertyn', w przypływie kosmicznej agrofobii, miał sto lat później wykrzyknąć: Le silence eternel des ces espaces infinis m'effraie! Nieskońcona przestrzeń nie należy do systemu Kopernikańskiego, lecz z niego wynika; nieodparcie popychał on myśl w tym kierunku" (212-213).
„Kopernik przystąpił do reformowania systemu ptolemejskiego, ponieważ był niezadowolony z faktu, że u Ptolemeusza planeta poruszała się z jednostajną prędkością nie wokół środka swej orbity, lecz wokół punktu położonego w pewnej odlełości od środka. […] Rzeczywiste ruchy planet nie stały się przez to ani kołowe, ani jednostajne, lecz każde z kół wyimaginowanego mechanizmu, któ®y rzeokomo zdawał sprawę z tych ruchów, obracało się ze stałą prędkością – nawet jeśli tylko w umyśle atronoma” (315).
Kepler / Koestler uważa Keplera za wybitniejszego od Galileusza, Kopernika i zapewne od wielu innych. Warto to przemyśleć.
"Ustalenie praw Keplera jest kamieniem milowym dziejów".
W kontekście Tejemnic kosmosu Keplera „Gdy pacjent oddziału psychaitrycznego stwierdza, że jest tubą Ducha Świętego, nie przechwala się, lecz po prostu zmienia temat.
To właśnie Kerpler odkrył, że przedmowę do O obrotach, napisał nie Kopernika, lecz Osiander.
Kepler nie wierzy w fizyczne istnienie sfer planetarnych.
„[…] nie uważał sfer za fizycznie istniejące byty, lecz za granice przestrzeni przyznanej każdej orbicie. Grubość każdej skorupy i odległości między nimi wyznaczały liczby, które podaje Kopernik” (252).
Dalsze planety mają nie tylko dłuższą drogę do przebycia, ale też poruszają się wolniej. Gdyby miały tylko dłuższą drogę do przebycia, to Jowisz, która jest mniej wiecej dwa razy daje, okrążałby środek masy Układu około dwa razy wolniej, podczas kiedy w rzeczywistości okrąża dwa i pół razy wolniej. Zależność nie jest więc po prostu liniowa. To sprawiło, że odkrył ją dopiero Kepler.
Kepler: „Geometria istniała przed Stworzeniem, jest współwieczna z umysłem Boga, jest samym Boegiem (cóż istnieje w Bogu, co nie jest samym Bogiem?); geometria wyposażyła Boga we wzorzec Stworzenia i została zaszczepiona człowiekowi, wraz z podobieństwem Bożym – a nie tylko przekazana jego umysłowi przez oczy” (Harmonice mundi,ks.IV, rozdz.I.,t. VI.).
„zaprzęgnięcie do racjonalnych dociekań olbrzymich energii psychicznych czerpanych z irracjonalnych obsesji wydaje się kolejną tajemnicą ludzi genialnych, a przynajmniej obdarzonych pewnym typem geniuszu. […] [Kepler] był zbyt normalny, aby ignorować rzeczywistość, lecz zbyt obłąkany, by ją cenić” (261).
„W kategoriach freudowskich młodość Keplera to przypadek skutecznego wyleczenia się z nerwicy prezz sublimację, w adlerowskich – skuteczne skompensowanie kompleksu niższości, w marksistowskich – reakcji historii na potrzebę powstania ulepszonych tablic nawigacyjnych, w kategoriach genetyka zaś jest to przypadek genetycznego ‘fuksa’. Jeśli jednak do tego sprowadałaby się cała sprawa, to z każdego jąkały wyrastałby Demostenes, a sadystyczni rodzice byliby w cenie. Być może koniunkcja Merkurego z Marsem, potraktowana cum grano salis cosmografhici, stanowi równie dobre wyjaśnienie (263).
Dzięki uprzejmości historii data wyjazdu Keplera na spotkanie z Tychonem de Brahe jest łątwa do zapamiętania: jest to 1 stycznia 1600 roku.
Wiele mówi się o tym, że Kepler święcie wierzył w astrologię. W rzeczywistości odróżniał on astrologię popularną, którą gardził, oraz astrologię naukową – i tylko w tę ostatnią gardził. Uważał tylko, że „niebo” musi jakoś wpływać na ziemskie sprawy, ale nie zgadzał się z powszechnymi opiniami na temat tego, jak ono to robi.
Keper w pewnym sensie wrócił do ekwantów, nie tylko do ekscentryków. Ptolemeuszowy ekwant był w pewnym sensie dziwactwem, ale z drugiej strony dowodem dobrych obserwacji – bo też faktycznie Ptolemeusza zmusiło do przyjęcia ekwantu właśnie to, że planety nie poruszają się z jednostają prędkością po doskonałych okręgach. W pewnym sensie Ptolemeusz był więc bliski odkrycia orbit eliptycznych, po których poruszają się planety z prędkością niejednostajną. To odkrycie musiało poczekać na Keplera (dwa pierwsze prawa). Ekscentryk był przeczuciem niekulistości orbity, jej eliptyczności, choć został wprowadzony właśnie po to, by zachować kulistość (środek ekscentryka jest środkiem okregu; Ziemia nie leży jednak w centrum). Okazywało się jednak, że wobec takiego abstrakcyjnego środka planeta nie poruszała się jednostajnie (zachowując kołowość), toteż konieczne było wprowadzenie ekwantu, punktu wyrównawczego – świadomość potrzeby ekwantu, a więc niejednostajności ruchu wobec środka obiegu, świadczy o bliskości, jaka dzieliła astronomów od „odkrycia” niekołowych i niejednostajnych ruchów – zamiast obmyślać wybiegi, pozwalające na zgodność z obserwacjami, wystarczyło przystać na te ruchy.
Wyznaczanie orbity Marsa zakończyło się porażką i błędem rzędu 8 minut kątowych, co skłoniło Keplera do przyjęcia orbity eliptycznej. Drugie prawo wyznaczył przyjmując w sumie trzy błędne założenia. „a) że prędkość planety zmienia się odwrotnie proporcjonalnie do jej odległości od Słońca; b) że orbita jest kołowa [co założył, mimo że wcześniej nie uzyskał poprawnego rozwiązania dla kołowej orbity]; c) że suma promieni wodzących równa się zakreślanej przez nie powierzchni” (574).
Tycho de Brahe
W 1572 Brahe zobały słynną supernowę, która pozostawałą widoczna przez osiemnaście miesięcy. Tyleż miesięcy życia Brahe miał też mieć przed sobą, gdy po raz pierwszy w cztery oczy spotkał się z Keplerem – to była następna supernowa.
Po 18 miesiącach nie mógł jej już widzieć, bo zmarł.
Mosiężny globus, mapa nieba, na którym Brahe zaznaczał położenia gwiazd kosztoław równowartość 80 rocznych dochodów Keplera.
Tychonowy model wszechświata został być może nawet wcześniej stworzony przez Reymersa Beara oraz Elizeusza Roeslina.
Obaj chcieli siebie wykorzystać: słabszy wykorzystał silniejszego i bogatszego.
„W głębi swego opalizującego, złożonego charakteru Kepler zawsze pozostał bezdomną, porzuconą trzinką” (304).
Była to pierwsza próba wyjaśnienia mechanizmu działania Układu Słonecznego w kategoriach sił fizycznych – Keplera. „Bo choć funckej grawitacji i inercji są w kosmosie Keplera odwrócone, to jego intuicja, że na planety oddziaływują dwie przeciwstawne siły, zaprowadzio go we właściwym kierunku. […] Nie zmienia to faktu, że wyobrażenia Keplera na temat siły emanowanej przez Słonce oraz „lenistwa” i „magnetyzmu” planet były przednewtonowskie” (334).
W Nowej astronomii Kepler pisze: „Jasne jest zatem, że tradycyjna doktryna na temat ciążenia jest błędna. […] Ciążenie to wzajemna skłonność ciał pokrewnych [tj. materialnych] do zespolenia lub styczności (tego rodzaju jest również siła magnetyczna), a zatem Ziemia przyciąga kamień znaczne bardziej, aniżeli kamień przyciąga Ziemie. […] Jeżeli dwa kamienie umieścić gdziekolwiek w przestrzeni w pobliżu siebie i poza zasięgiem siły trzeciego ciała pokrewnego, to zejdą się razem, na podobieństwo ciała magnetycznego, w punkcie pośrednim, każdy zbliżywszy się do drugiego w proporcji do swojej masy. Gdyby Ziemi i księżyca nie trzymała na ich orbitach duchowa lub inna równoważna siła, Ziemia wzbiłaby się w stronę ksieżyca o jedną pięćdziesiątą czwartą odległości, a księżyc opadłby ku niej o pozostałe pięćdziesiąt trzy części odcinka, skutkiem czego zetknęłyby się ze sobą. Rachunek ten zakłada jednak, że oba ciała cechuje jednakowa gęstość” (335). (Astronomia nova, wstęp).
„Mimo tego Słońce w jego kosmologii nie jest siłą przyciągającą, lecz działa jak miotła” (336).
Kepler „wydestylował problem do postaci, w której stajemy już przed obliczem ostatecznej tajemnicy” (340).
Kepler, opierając się na fałszywych przesłankach swojej teorii wyłożonej w Tajemnicach kosmosu, że wielościany forermne wyznaczają, w które wpisane są okręgi i na których są one opisane, wyznaczają orbity planetarne (ustawiając wielościany we właściwej kolejności: ośmiościan, dwudziestościan, dwunastościan, czworościan i sześcian, uzyskuje się sześć sfer o promieniach odpowiadających promieniom orbit sześciu znanych planet: Merkurego, Wenus, Ziemi, Marsa, Jowisza i Saturn) – dedukcyjnie doszedł do wniosku, że odkryte przez Galileusza nowe ciała niebieskie nie mogą być planetami, lecz muszą książyć wokół znanych planet, jak księżyc dookoła Ziemi.
„Podobne skokowe przyrosty zasięgu […] organów zmysłowych wkrótce miały przekształcić nasz gatunek w rasę gigantów mocy – czemu nie towarzyszyło jednak odpowidnie wyostrzenie zmysłu moralnego. Mutacja ta była przerażająco jednostronna – jakby krety urosły do rozmiaru wielorybów, lecz zachowały krecie instynkty. […] Osobowości tych ‘mutantów’ stanowiły zapowiedź sprzeczności, jaka miałą się zaznaczyć w następnym stadium rozwoju człowieka: intelektualni gigancji rewolucji naukowej byli moralnymi karłami” (349).
Kepler zajmował się też chronologią: uznawał teorię, że Chrystus narodził się w 4 lub piątym wieku przed Chrystusem. Dzisiaj przyjmuje się, że był to rok7/8 p.n.e.
„Tylko w niektórych chorobach psychicznych spotykamy tego typu pedanterię. Lektura niektórych rozdziałó Harmonice mundi każe myśleć o ‘wybuchowych’, lecz starannie wypracowanych obrazach schzofreników, które mogłyby uchodził za pełnoprawne dzieła sztuki, gdyby namalował je dziki lub dziecko, lecz osądza się je według kryteriów klinicznych, jeżeli wiadomo, że wyszły spod pędzla księgowego w średnim wieku. Schzofrenia Keplera staje się widoczna, dopiero gdy osądzamy go według proierza jego osiągnięć jako teoretyka optyki, pioniera rachunku różniczkowego, odkrywcy trzech praw ruchu planet. Rozszczepienie jego umysłu ujawnia się w tych chwilach, gdy jest wolny od swej obsesji i postrzega się jako trzeźwy, ‘nowoczesny’ naukowiec, pozbawiony mistycznych odchyleń” (394).
„Apolloniusz z Pergi do nieczego nieporzebne krzywe, które powstają z przecięcia się stożka i płaszczyzny. Wiele stuleci później okazało się, że krzywe te przedstawiają tory zakreślane przez planety, komety, rakiety i satelity” (395)
Kepler w liście: „Błagam was moi przyjaciele, nie skazujcie mnie wyłącznie na kierat rachunków matematycznych i zostawcie mi czas na rozważania filozoficzne, które są moją jedyną radością” (404).
Galileusz / Koestler kocha Keplera i nie znosi Galileusza – ze względu na lekceważenie, jakie ten drugi okazywał temu pierwszemu, mimo pewnych zalet tego pierwszego.
„[…] sława tego wybitnego geniusza opiera się głównie na odkryciach, których nigdy nie dokonał, i czyczynach, których nigdy nie miały miejsca. Galileusz nie wynalazł teleskopu ani mikroskopu, ani termometru, ani zegara z wahadłem. Nie odkrył zasady bezwładności ani równoległoboku sił i ruchów, ani plam słonecznych. Nie wniósł zadnego wkładu w astronomię teoretyczną, nie zrzucał ciężarów z Krzywej Wieży w Pizie i nie dowiódł prawdziwości systemu Kopernikańskiego. Bie był torturowany przez inkwizycję, nie gnił w jej lochach, nie powiedział ‘eppur si muove’ i nie był męczennikiem nauki” (350).
„Nawet Kepler przeraził się szalonej perspektywy, którą otworzyła przed czowiekiem luneta Galileusza: ‘Nieskończoność jest nie do pomyślenia’ – powtarzał wielokroć trwożnym głosem” (364).
Odkrycie księżyców Jowisza przez Galileusza mogło przemówić do tych, którym w przyjęciu teorii Kopernika przeszkadzał ruch księżyca dookoła Ziemi – teraz okazało się, że nie tylko wokół tej planety książą inne ciała.
Odkrycie Galileusza wpierw nie zostało uznane przede wszystkim w jego własnym kraju – we Włoszech. Galileusza dobrodusznie poparł Kepler, wydając nawet list otwarty, za co Galileusz nie raczył nawet listownie podziękować. Po raz pierwszy w historii pojawił się termin „satelita” właśnie w kontekście odkrć Galileusza. To Kepler użył tego terminu w jednym z listów do Galileusza. Galileusz i Kepler nigdy się nie spotkali. Kepler wysyłał do niego dużo listów. Galileusz wysłał tylko 2 listy z 13-letnią przerwą.
Księżyce Jowisza – zwane przez samego Galiluesza „gwiazdami medycejskimi”.
Odkrycie faz Wenus: „Matka miłości [Wenus] naśladuje kształty Cyntii [Księżyca]” (374). „co dowodzi, że krąży wokół Słońca” (374).
„[…] Galileusz do końca życia bronił kół i epicykli jako jedynej wyobrażalnej formy ruvhów niebieskich” (375). Wydaje się, że nigdy nie zaakceptował trzech praw Keplera, nie mówiąc o innych, które okazały się nieprawdziwe.
„[…] w słynnym Dialogu o dwu najważniejszych układach świata Galileusza […] [już po ukazaniu się głównych dzieł Keplera] koła i epicykle wciąż pozostają jedyną wyobrażalną formą ruchu ciał niebieskich” (403).
„Fazy Wenus […] stanowiły nieodparty dowód na to, że przynajmniej jedna planeta krąży wokół Słońca, że systemu ptolemejskiego nie da się utrzymać i pozostał wybór między Kopernikiem a Tychonem de Brahe” (425).
„Bezwładność ludzkiego umysłu i opór stawiany przez niego nowościom w sposób najbardziej wyraźny dają o sobie znać nie, jak można by oczekiwać, wśród ciemnych mas – które łatwo zmieniają zdanie, gdy coś rozpali ich wyobraźnię – lecz wśród akademików, którzy mają swój interes w podtrzymaniu tradycji, gdyż zachowują w ten sposób monopol na nauczanie. Nowości są dwojakim zagrożeniem dla akademickich miernot: podkopują ich autorytet wyroczni i rodzą obawę, że mozolnie skonstruowany gmach intelektualny może się zawalić. Zacofani akademicy stanowili przekleństwo geniuszy od Arystarcha po Darwina i Freuda. Zwarta i wroga falanga tych pedantycznych miernot ciągnie się przez stulecia. To właśnie zagrożenie – a nie biskup Dantyszek czy papież Paweł III – zamknęło usta fromborskiemu kanonikowi [Kopernikowi]. W przypadku Galileusza falanga bardziej przypominała ariergardę, lecz ariergargę wciąż mocno ‘okopaną’ na uniwersyteckich katedrach i kościelnych kazalnicach” (425-426).
Koestler stawia się na pozycji apologety Świętego Oficjum w sprawie Galileusza, borniąc jednocześnie przekonania, że bardziej niż Kościół myśli Galilejskiej sprzeciwiali się akademicy i profesorowie perepatetyccy. Kościół nie zakazywał głoszenia kopernikanizmu jako hipotezy naukowej, a w czasach Galileusza nie znano jeszcze jednoznacznego dowodu na ruch Ziemi. Wbrew pozorom Kościół stał więc na stanowisku nauki, bo tak jak nauka sprzeciwiał się uznawaniu za udowodnioną teorii, która udowodniona nie była. Tymczasem Galileusz próbował bronić prawdziwości kopernikanizmu i przedstawiał go tak, jakby był udowodniony, podczas kiedy nie potrafił przedstawić niepodważalnego dowodu. W pewnym sensie Kościół miał rację, bo kopernikanizm w dosłownym rozumieniu okazał się jedna błędny.
„Trzeba bowiem pamiętać, że system, którego bronił Galileusz, był kopernikanizmem ortodoksyjnym, opracowanym przez samego Kopernika, niemal sto lat przez pozbyciem się przez Keplera epicykli i przekształceniem zawiłych konstrukcji na papierze w działający model mechaniczny. Nie umiejąc przyznać, że którykolwiek z jemu współczesnych mógłby przyczynić się do postępu astronomii, Galileusz jak ślepiec, wręcz jak samobójca, do samego końca ignorował odkrycia Keplera i trwał w daremnych wysiłkach, których celem było zmuszenie świata do uznania diabelskiego koła z czterdziestoma ośmioma epicyklami za ‘dostatecznie wykazaną’ fizyczną rzeczywistość” (436).
„Galileusz robi wszystko, aby tę konfrontację [ze Świętym Oficjum] sprowokować” (543).
Galileusz twierdził, że posiada dowód prawdziwości teorii Kopernika. Tym dowodem miała być jego teoria pływów – błędna, jak się okazało. Wcześniej Kepler przedstawił poprawną teorię pływów – spowodowanych przyciąganiem księżyca. Według Galileusza pływy miały być wywoływane ruchomością Ziemi.
1616 i 1633 – dwa razy potępiono system kopernikański w kontekście Galileusza.
Po wpisaniu na ‘Indeks…’, na którym było przez 4 lata (potem pozwolono wydawać z poprawkami) przez około 300 lat nikt nie wydał dzieła Kopernika. „Kopernikanizm był sloganem, a nie nadającym się do obrony systemem astronomicznym” (456).
Dwa ruchy Ziemi: nocą dodają się do siebie, w dzień się zdejmują, wobec czego ląd „porusza się szybciej w nocy, a wolniej w dzień. W rezultacie woda nocą ‘zostaje z tyłu’, a za dnia ‘wybiega do przodu’” (463). To miało sprawiać, że wzbiera bardzo wysoko co 24 godziny.
Drugim argumentem na rzecz Kopernika miał być zaobserwowany już wówczas ruch Słońca wokół własnej osi, a konkretniej widoczny ruch plam słonecznych dookoła nachylonej względem ekliptyki płaszczyzny osiowego obrotu słonecznego – to zjawisko miało być rzekomo zrozumiałe wyłącznie z punktu widzenia teorii Kopernika. Zdaniem Galileusza jest niemożliwe, aby jedno ciało krążyło dookoła drugiego, zachowując cały czas równoległość swej osi względem siebie samej (podobnie Kopernik musiał wcześniej wprowadzić dodatkowy redukujący ruch Ziemi).
„Tragedią samego Galileusza było, że dwa swoje najważniejsze dzieła opublikował dopiero po siedemdziesiątce. […] Do samego końca nie miał fortecy w postaci potężnego i solidnego opus magnum, w której mógłby się schronić” (469).
Galileusz bronił Kopernika. W swoim Dialogu przedstawia jednak kopernikanizm w wersji wulgarnie uproszczonej, która stać się miała potem popularną wersją, jakkolwiek właśnie nie odpowiadała rzeczywistemu systemowi. „Być może drastyczne uproszczenie Kopernika wydawało mu się łatwiejszą metodą dydaktyczną. Taką przynajmniej należałoby przyjąć hipotezę, jeżeli nie chcemy wysuwać przeciwko niemu cięższych oskarżeń. Nie daje to jednak odpowiedzi na pytanie, jak Galileusz mógł popełniać kapitalny błąd, przed którym tyle razy ostrzegał innych, a mianowicie konstruowanie teorii wbrew najlepszym wynikom obserwacji” (Santillana, Dialogueof of the Great World Systems) (457).
„Jego wykład nie jest […] uproszczeniem, lecz zniekształceniem faktów, nie literaturą popularnonaukową, lecz bałamutną propagandą” (475). „[…] maskarada, którą zaprezentował Galileusz, jest w annałach nauki, czymś wyjątkowo rzadkim” (477).
„Wbrew legendzie Galileusz nie spędził ani jednego dnia w celi więziennej” (488).
„Jedyną rzeczywistą karą nałożoną na Galileusza było to, że musiał publicznie wyrzec się swoich przekonań. On jednak aż do pięćdziesiątego roku życia ukrywał się z tymi przekonaniami, a podczas procesu dwukrotnie zaproponował, że napisze dodatkowy rozdział Dialogu, w którym obali kopernikanizm” (491).
Galileusz „zmarł w wieku siedemdziesięciu ośmiu lat, w 1642 roku, tym samym, w którym urodził się Newton” (jedenaście miesięcy po śmierci Galileusza) „(ale tylko według obowiązującego jeszcze wówczas w Anglii kalendarza juliańskiego; według gregoriańskiego sir Isaac Newton przyszedł na świat w 1643 roku)” (492).
„[…] od końca XVII wieku nauczali oni [misjonarze jezuiccy] astronomii kopernikańskiej i szybkie rozprzestrzenianie się doktryny o ruchu Ziemi na terenie Chin i Japonii było w głównej mierze zasługą Towarzystwa Jezusowego, działającego pod nadzorem Świętej Kongregacji Propaganda Fidei w Rzymie” (492).
Newton
„Pierwsze prawo ruchu Newtona zostało […] sformułowane przez Kartezjusza” (499). Kartezjusza, który kazał ciałom, na które nie działa żadna siła, poruszać się po lini prostej, a nie po kole, jak Galileusz.
Newton nie mogł pogodzić się, że grawitacja działa na odległość. Siła działająca na odległość wydaje się czymś dziwacznym fizykom. Na odległość znaczy dla nich „przez próżnię”. Dlatego Newton rozmyślał o eterze. Ich problem bierze się stąd, że źle pojmują pojęcie próżni. To, co nazywaja próżnią, co Newton nazywał próżnią, de facto nie jest próżnią prawdziwą, bo jest tylko „nicością materialną”. Tak naprawdę siła nie działa więc „na odległość” między bytami oddzielonymi niebytem. Nieby materialny redukuje się bowiem do idealnego Bytu, w którego ramach działa siła – nie jest to działanie na odleglość. To samo dotyczny znanego paradoksu E-P-R.
„Pierwszym krokiem Newtona było dokonanie w wyobraźni tego, czego nie dokonała historia: doprowadzenie do spotkania Keplera z Galileuszem. A dokładniej: połączenie połowy Keplera z połową Galileusza i wyrzucenie pozostałych zbędnych połów. […] Newton utożsamił Keplerowską orbitę księżyca z Galileuszową orbitą pocisku, który stale spadał ku Ziemi, lecz nie mógł jej osiągnąć ze względu na szybki ruch po stycznej” (503).
„Podobnie jak Kepler Newton był teologiem-maniakiem i pasjonatem chronologii. Początek stworzenia świata datował na 4004 rok p.n.e., za biskupem Usherem, i utrzymywał, że dziesiąty róg czwartej bestii apokalipsy symbolizuje Kościół rzymskokatolicki. […] Jednym słowem, pośród pionierów rewolucji naukowej ateiści należeli to wyjątków. Byli oni wszyscy [owi pionierzy rewolucji naukowej] pobożnymi ludźmi, którzy nie mieli zamiaru wyganiać bóstwa poza granice wszechświata […]” (526-527).
Podsumowanie
„Gdyby postęp [w nauce] był ciągły i organiczny, wszystko, co wiemy na przykład z teorii liczb lub geometrii analitycznej, zostałoby odkryte kilka pokoleń po Euklidesie. Nie zależało to bowiem od postepu techniki ani ujarzmienia natury: cały korpus wiedzy matematycznej jest zawarty potencjalnie w dziesięciu miliardach neuronów wewnątrz ludzkiej czaszki, a przecież w anatomii mózgu niewiele się ponoć zmieniło od z górą stu tysięcy lat” (513). Kontrowersyjne.
„Zmysły i narzady wszystkich gatunków ewoluują […] zależnie od potrzeb przystosowawczych i nowości w strukturze anatomicznej sa w dużej mierze zdeterminowane przez te potrzeby. Natura spełnia wymagania swych klientów, dostarczajac im dłuższych szyj, aby mogli dosięgnąć pokarmu z wierzchołków drzew, twardych kopyt i zębów, aby poradzili sobie z mało soczystą trawą wysychających stepów […]” (514). Bardzo kontrowersyjne.
Koestler, nie wiem, czy jako pierwszy, ale zdaje się mówić o koncepcji memu – genu kulturowego czy też intelektualnego.
„Wydaje się, że większośc geniuszy, którym zawdzięczamy najważniejsze mutacje w hisotrii myśli, miała pewne wspólne cechy. Z jednej strony, sceptycyzm, często ocierający się o obrazoburstwo, w ich stosunku do tradycyjnych idei, aksjomatów i dogmatów, z drugiej – otwartość umysłu granicząca z naiwną łatwowiernością w stosunku do nowych koncepcji, które dają nadzieję, że instynktowne poszukiwania po omacku zakończą się powodzeniem. Z połączenia tych dwóch cech powstaje ważna umiejętność nagłego ujrzenia znajomego przedmiotu, sytuacji, zagadnienia bądź zbioru danych w nowym świetle cz nowym konteście […]. […] Ten akt wyrwania jakiegoś przedmiotu lub pojęcia z jego zwykłego kontekstu skojarzeniowego i zobaczenia go w nowym kontekście stanowi […] główny element procesu twórczego. Jest to akt zarówno destrukcji, jak i tworzenia, ponieważ wymaga przełamania pewnego nawyku myślowego […]. To być może tłumaczy skąd wzięło się u twórczych geniuszyowo dziwne połączenie sceptycyzmu i łatwowierności. Każdy akt twórczy […] wymaga cofnięcia się na bardziej prymitywny poziom rozwoju, odzyskania niewinności spojrzenia uwolnionego od katarakty obowiązujących przekonań. Jest to proces reculer pour mieux sauter, deintegracji poprzedzającej nową syntezę, porównywalny z ciemną nocą duszy, przez którą musi przejść mistyk. […] Jest to moment, w którym hybris specjalisty ustępuje filozoficznej introspekcji, bolesnemu przewartościowaniu podstawowych aksjomatów i znaczenia terminów, które uznawano za oczywiste – słowem, roztopienia się lodów dogmatu. Taka sytuacji [kulturalna] daje geniuszowi szansę na twórczy skok do wody” (519-520).
####
Koestler, który poświęcił znaczną część życia poświęcił badaniu związków nauki z mistycyzmem, powiada:
„[…] racjonalno-intuicyjna dwoistość cechuje poszukiwania naukowe. Dlatego też jest błędem i przewrotnością utożsamianie potrzeby religijnej wyłącznie z intuicją i emocjami, nauki zaś wyłącznie z logiką i racjonalnością. […] Tak w historii gatunkowej, jak i osobniczej obie gałęzie kosmicznych poszukiwań wyrastają z tego samego pnia. Kapłani byli pierwotnymi astronomami; szamani (medicine-men) byli zarówno prorokami, jak i lekarzami; techniki polowania, łowienia ryb, siania i zbierania były przepojone religijną magią i rytuałem. Występował podział pracy i różnorodność metod, jeśli chodzi o symbole i techniki, lecz istniała jedność motywu i celu” (521).
Jak mawia Paracelsus: ‘Bóg może stworzyć osła o trzech ogonach, lecz nie trójkąt o czterech bokach’ (525).
„Z materialistycznego świata wyparowała materia. […] Twarde atomy materii poszły z dymem; pojęcia substancji, siły, skutków determinowanych przez przyczyny oraz sama struktura przestrzeni i czasu okazały się równie złudne, jak ‘smaki, zapachy i kolory’, które tak pogardliwie traktował Galileusz. […] Powaga sytuacji stała się oczywista dopiero w drugim ćwierćwieczu [XX] stulecia, i to tylko dla bardziej filozoficznie usposobionych, którzy zachowali trochę odporności na to, co można nazwać nowym scholastycyzmem fizyki teoretycznej. W porównaniu z obrazem świata, jaki maluje przed nami współczesna fizyka, Ptolemejski system epicykli i kryształowych sfer stanowi ideał zdrowego rozsądku. […] Takie słowa jak ‘substancja’ czy ‘materia’ straciły znaczenie lub też są nachechowane sprzecznymi ze sobą znaczeniami. [Jak mówi Bertrand Russell] ‘materia’ to wygodna formułą do opisywania tego, co się dzieje tam, gdziejej nie ma” (529-531).
Addington pisze: „Susbtancja tego świata to materia umysłowa. Substancja umysłowa nie jest rozmieszczona w przestrzeni i czasie, te są bowiem częścią epicyklicznej konstrukcji, która w ostatecznym rozrachunku wywodzi się z substancji umysłowej” (352).
Jeans pisze: „Pojęcia, które okazują się dzisiaj fundamentalnymi dla naszego rozumienia natury […] wszystkie te pojęcia wydają mi się strukturami czysto myślowymi, nie mogącymi się zrealizować w żadnym sensie, który można by poprawnie określić jako materialny” (the misterious universe).
„Nauka zajmuje się częściowym tylko aspektem rzeczywistości i […] nie ma żadnego powodu zakładać, że wszystko, co nauka ignoruje, jest mniej realne niż to, co uznaje. […] Skąd się to bierze, iż nauka tworzy zamknięty system? Dlaczego elementy rzeczywistości, któ®e pomija, nigdy nie wchodzą w obszar tego systemu, aby zakłócić jej spokój? Przyczyną jest fakt, że wszystkie terminy naukowe są zdefiniowane za pomocą innych terminów naukowych. Abstrakcje, od których wychodzi fizyka, są wszystkim, z czym kiedykolwiek mam ona do czynienia” (533) (Sullivan, s. 146).
Bertrand Russell: „Fizyka jest matematyczna nie dlatego, że tak dużo wiemy o świecie fizycznym, lecz dlatego, że wiemy o nim tak mało: jego właściwości matematyczne są jedynymi, które potrafimy odkryć” (534).
„Jeżeli tak, to nauki ścisłe przestały być filozofią przyrody i raczejnie mogą już zainspirować dociekliwego umysłu ludzkiego. […] Musiałby się jednak zgodzić z tym, że jest technikiem, którego zadaniem jest dostarczanie, z jednej strony, lepszych bomb i tworzyw sztucznych, a z drugiej – bardziej eleganckich systemów epicykli do ratowania zjawisk” (534).
„Filzofia materialistyczna, w której wychowany był przeciętny współczesny naukowiec, zachowała dogmatyczną władzę nad jego umysłem, chociaż sama materia wyparowała” (535).
„Przekonanie, że pojęcie celu musi nieodłącznie wiązać się z jakimś antropomorficznym bożkiem, świadczy o wielkim ubóstwie wyobraźni” (537).
„W rezultacie ich rozwodu ani wiara, ani nauka nie potrafi zaspokoić intelektualnych potrzeb człowieka. W podzielonym domu obaj mieszkańcy prowadzą zubożałe życie” (537).
„Marionetka bogów jest postacią tragiczną, mationetka zawieszona na chromosomach jest wyłącznie groteskowa” (539). Bardzo podobny aforyzm Ciorana.
Koeastler cytuje: „Człowiek wstąpił w duchową epokę lodowcową” (540).
Koestler piszę tę książkę jako literat z pasją do historii filozofii przyrody. W kwestii Platona za bardzo ufa Popperowi. Co to geocentrycznych modeli astronomicznych jest często niesprawiedliwy. Popełnia też błędy.
Ze wstępu (jako motto książki):
"Tymczasem we wszystkich systemach kosmologicznych, od pitagorejczyków po Kopernika i Eddingtona, znajdują odzwierciedlenie...
2023-12-06
Autor tworzy psychogram społeczeństwa niemieckiego, a w zaszdzie NRD w czasie jej istnienia. Niemniej analizy przeprowadzone w książce mogą równie dobrze odnosić się do innych społeczeństw komunistycznych, a w pewnym sensie nawet do wszelkich społeczeństw w ogóle.
Książka zawiera bardzo wiele ciekawych spostrzeżeń.
"W książce tej opisałem role społeczne jako próby skompensowania represji" (275).
"Próba uzasadnienia realnego socjalizmu Marksem były dla mnie tym samym, co średniowieczna praktyka inkwizycji w palenie czarownic w imię Jezusa Chrystusa" (276).
"Doświadczenie, że każdy spotkany przeze mnie człowiek okazuje się wypełniony po brzegi nędzą psychiczną, kiedy zaczyna zrzuać swoje maski, miało decydujący wpływ na moje życie" (282).
"Wybrałem psychiatrię jako specjalizację, ponieważ uznałem ją za jedyną dyscyplinę medyczną, która nie wygnała całkowicie z wiedzy duszy i ducha" (282).
Autor tworzy psychogram społeczeństwa niemieckiego, a w zaszdzie NRD w czasie jej istnienia. Niemniej analizy przeprowadzone w książce mogą równie dobrze odnosić się do innych społeczeństw komunistycznych, a w pewnym sensie nawet do wszelkich społeczeństw w ogóle.
Książka zawiera bardzo wiele ciekawych spostrzeżeń.
"W książce tej opisałem role społeczne jako próby...
2023-11-22
Dobrych książek nikt nie czyta...
"[...] w roku 1474 zaczęto drukować ksiązki również w Krakowie" (15).
"Olbrzymim postępem w poglądach na świat było wysunięcie około 500 r. p.n.e przez pitagorejczyków tezy, że Ziemia ma kształt kulisty i jest zawieszona swodobnie w środku nieba" (20).
"Ognisty eter kosmiczny, według Filolaosa, otulał świat, Słońce zaś Filolaos uważał za przezroczystą soczewkę, która świeci dlatego, że skupia promienie światła emitowane przez ten ognisty eter" (21).
"Zwolennikiem nauki Filolaosa był inny pitagorejczyk, Hikatas z Syrakuz, a uczony pitagorejski, Ekfantos, poszedł dalej niż Filolaos i Hiketas, bo przypisywał Ziemi ruch obrotowy dokoła osi" (21).
"Według Demokryta absolutna przestrzeń wszechświata miała być nieskończona; nie ma w niej ani środka, ani góry, ani dołu. W przestrzeni tej jest nieskończenie wiele światów, postających wskutek konglomeracji atomów i przemijających w czasie" (22).
W systemie Eudoksosa "ruch wszystkich sfer był wzajemnie powiązany, przy czym każda z nich obracała się z jednostają prędkością kątową, różną dla różnych sfer, osie zaś obrotu i jego kierunki mogły być odmienne dla poszczególnych sfer" (23).
"Pisma Arystarcha nie zachowały się [...] o poglądach jego wiemy zaś z pism młodszego od niego Archimedesa [...] któy w dziele Psammites [Ziarnka Piasku] tak pisał:
'Większość astronomów uważa wszechświat za kulę, której środek zlewa się ze środkiem Ziemi, a promień łączy środek Ziemi ze środkiem Słońca; Arystarch zaś ogłosił inne hipotezy (popierając je rysunkami), z których wynika, że wszechświat jest o wiele większy niż wspomniany. Jego hipotezy mówią: gwiazdy stałe i Słońce są nieruchome, a Ziemia biegnie dokoła Słońca - jako środka - po kole. Sfera gwiazd stałych, której środek także leży w Słońcu, jest tak duża, że odległość gwiazd stałych tak się ma do rozmiarów drogi ziemskiej, jak powierzchnia kuli do punktu stanowiącego jej środek" (26).
"Zauważono, że prędkość kątowa Słońca na ekliptyce w lecie jest mniejsza niż w zimie, co przy założeniu jego ruchu jednostajnego po kole prowadzi do wniosku, że Słońce w lecie jest bardziej oddalone od ZIemi niż w zimie, czyli że środek koła, po którym biegnie Słońce dookoła Ziemi, należy umieścić poza nią. [...] Ekscentrykiem nazywamy w teori geocentrycznej budowy świata koło, którego środek leży poza środkiem Ziemi' (28).
"Jednakże mimo umieszczenia środków deferentów poza Ziemią nie mógł uzyskać pożądanej zgody z obserwacjami. Aby dojść do takiej zgody, musiał zastosować sztuczny chwyt geometryczny, wprowadzając punkty wyrównawcze, czyli ekwanty (po łacinie puntum eaquans) położone n a prostej łączącej środek Ziemi ze środkiem deferentu, z przeciwnej jednak strony środka deferentu niż Ziemia. Otóż z takiego właśnie punktu niejednostajny ruch środka epicyklu w odniesieniu zarówno do Ziemi, jak i do środka deferentu, wydaje się jednostajny (30-31).
"W regułach Ptolemeuszowych dotyczących ruchu planet, zarówno dolnych, jak i górnych, tkwił [...] ukryty heliocentryzm, bo choć Słońce uważane było tylko za jedną z planet, jednakże ruch jego uwidaczniał się w ruchach pozostałych planet (z wyjątkiem księżyca) w sposób następujący [był teoretycznie powiązany]:
Promienie łączące położenia planet górnych na epicyklach, poprowadzone z biegnących po deferentach środków epicyklów, są zawsze równoległe do prostej łączącej Ziemię ze Słońcem, wskutek czego okres obiegu każdej planety górnej po epicyklu równy jest dokładnie rokowi gwiazdowemu, natomiast okres obiegu środka epicyklu planety górnej po deferencie, czyli tzw. okres gwiazdowy, jest różny dla każdej z planet.
Jeśli chodzi o planety dolne, Merkurego i Wenus, to środki ich epicyklów leżą zawsze na prostej łączącej Ziemię ze Słońcem, a więc okres obiegu tego środka dokoła Ziemi jest równy dokładnie rokowi gwiazdowemu, natomiast okresy obiegu obu planet po epicyklach są różne" (32-33).
"Według tej koncepcji [Ptolemeusza] bezpośrednio dokoła Ziemi poruszały się nie planety, lecz noszące je sfery lub ich wycinki, przy tym epicykle uważane były za rodzaj tarcz umieszczonych między sferami i stykających się z nimi, wskutek czego ruch sfer udzielał się epicykom" (33).
"[...] podczas studiów Krakowskich [...] Kopernik wyraźnie dostrzegał "sprzeczności między teorią sfer homocentrycznych i teorią ekscentryków i epicykli [..." (72).
"W sensie astronomicznym spór sprowadzał się do tego, którą teorię geocentryczną należy przyjąć, czy sfer homocentrycznych, czy ekscentryków i epicykli. Kopernik widział wyjście jedynie w odrzuceniu obu tych teorii i w wysunięciu na ich miejsce teorii heliocentrycznej, nawiązującej do neoplatońskiej myśli przewodniej centralnego położenia Słońca we wszechświcie" (79).
O tytule dzieła Kopernika: str. 131.
"Był to niezmiernie śmiały i doniosły sąd o ogromie nieba gwiaździstego. W owych czasach panowało bowiem przeświadczenie o stosunkowo bliskiej odległości sfery gwiazd stałych położonej tuż za orbitą Saturna. Takiego śmiałego sądu o rozmiarach wszechświata żaden z astronomów przed Kopernikiem jeszcze nie wypowiedział. Formułując przytoczony wyżej sąd, Kopenik stanął u progu nowoczesnego naukowego założenia o nieskończoności wszechświta" (149).
Trzeci ruch Ziemi: str. 162-163, 188.
"Choć Kopernik uważał Słońce za nieruchome, nie mógł jednak umieścić go ściśle w środku kołowej orbity ziemskiej, którą należałoby umieścić mimośrodkowo, czyli ekscentrycznie względem Słońca. Stosunek odległości od Słońca środka tej orbity do jej promienia nazywamy jej mimośrodem, czyli ekscentrycznością. Otóż Kopernik, nie uwzględniając należycie niedokładności, przyjął, że mimośród ten ulega zmianom' zmienia się również kierunek od środka orbity Ziemi do Słońca" (168).
Kopernik "był zmuszony umieścić środki deferentów poza Słońcem. Ponadto w swych matematycznych przedstawieniach dróg planetarnych odnosił je do środka "wielkiego kręgu, którym była orbita Ziemi dokoła Słońca, środek zaś ten leżał poza Słońcem. Jednakże środki deferentów planetarnych znajdowały się w dość dużych i rozmaitych odległościach od środka "wielkiego kręgu". Tak więc środek derefentu Jowisza przypadał blisko drogi Merkurego, a Saturna nawet na zewnątrz drogi planety Wenus. Przyjęcie zasady, że planety mogą biec tylko jednostajnym ruchem kołowym lub ruchem będącym wypadkową ruchów kołowych, komplikowało geometryczny obraz ruchów planet, z czym jeszcze Kopernik nie mógł sobie poradzić" (175).
Słońce nie znalazło się we wspólnym środku wszystkich dróg planetarnych.
"Należy tu zaznaczyć, że Kepler zawsze uważał Słońce nie tylko za geometryczny, ale i za fizyczny środek ruchu planet - inaczej niż Kopernik, który ruchy planet odnosił do środka "wielkiego kręgu", czyli środka orbity kołowej Ziemi dookoła Słońca. Środek orbity Ziemi był pusty, nie zawierał ciała materialnego, a Kepler ruchów dokoła srodków pustych nie uznawał" (227-228).
"Słońcu przyznano jedynie naczelne miejsce w układzie planetarnym jako ciału o największej masie. Nie uważano go za nieruchomy środek tego układu, bo wskutek przyciągania wywieranego przez planety przesuwało się ono nieco względem środka masy układu planetarnego" (263).
"Brahe nie mógł jeszcze wtedy przypuszczać, że nawet najbliższe gwiazdy są tak daleko położone, że ich przesunięcie paralaktyczne wynikające z ruchu Ziemi dokoła Słońce są mniejsze od 1'', co zdołano zmieczyć dopiero w XIX wieku" (208).
Abberacja roczna: s. 251-252.
"W obrazie Newtonowskim świata [...] obra te pojęcia [czas i przestrzeń] nabrały charakteru absolutnego i wystepowały w oderwaniu od materii. Newton w swych Principiach określił czas jako absolutny, płynący jednostajnie i odmierzający interwały w przebiegu ruchu materii niezależnej od niego. Przeyjmując zaś geometrię euklidesową, określał trójwymiarową przestrzeń absolutną, również istniejącą niezależnie od materii, jako substrat rozmieszczenia i ruchów ciał niebieskich, które na rodzaj tego substratu wpływu mieć nie mogą" (263).
"[...] pustej przestrzeni Kartezjusz nie uznawał" (264).
"Myśl ludzka od czasów Kopernika do ugruntowania się Newtonowskiego światopoglądu odbyła długą drogę od świata zamkniętego sferą gwiazd do świata nieskończonego, w którym panują jedność materii i jedność praw fizycznych, rządzących przemianami w nim zachodzącymi. Takie podejście do problemu skończoności czy też nieskończoności wszechświata było naturalnym wnioskiem płynącym z założenia, że istniej absolutna przestrzeń i absolutny czas jako substrat odbywających się we wszechświcie zjawisk" (273).
"Nieskończoność wszechświta - to tylko jeden z ogólnych wniosków, jakie wyciągnięto z konsekwencji rozwoju mysli Kopernikańskiej i zasadch kosmologicznych Newtona" (274).
###
"Zamiast absolutnej przestrzeni i absolutnego czasu ogólna teoria względności wpowadza jedną czasoprzestrzeń jako układ odniesienia wszystkich zjawisk fizycznych, zależną od rozmieszczenia materii. [...] Samo związanie czasu i przestrzeni z materią nie było zresztą całkiem norą koncepcją filozoficzną, wystąpił z nią uż Arystoteles, gdyż wiązał czas i przestrzeń ze światem objętym sferą gwiazd stałych, poza którą nie było ani przestrzeni, ani czasu" (308).
"Zasada nieskończoności wszechświata zakwestionowana została dopiero przez teorię względności [Einsteina]. Opierając się na niej, zaczęto tworzyć teoretyczne modele wszechświata jako całości. Już Einstein, rozpatrując w 1917 r. model statycznego wszechświata w ramach czterowymiarowego continuum przestrzenno-czasowego ogólnej teorii względności i rozwiązując wynikające z niej odpowiednie równania grawitacyjne, doszedł do wniosku, że modelowi temu należy przypisać rozmiary skończone. Wprawdzie w zwykłej trójwymiarowej przestrzeni świat nie miałby granic, istniałyby w nim wszakże odległości skończone, po przebyciu których promień światła wracałby d punktu wyjściowego. Ogólna zasada objętości wszechświata w przestrzeni czterowymiarowej (czwarty wymiar - funkcja czasu) byłaby skończona, czyli wszechświat w takiej przestrzeni miałby promień skończony. Teoria statycznego wszechświata, spełniająca warunki równań ogólnej teorii względności, nawracała niejako do arystotelesowskiej skończoności wszechświata, z tą jednakże istotną różnicą, że Ziemia nie zajmowała w nim uprzywilejowanego położenia, była tylko miejscem, z którego wykonywane są pomiary położeń i ruchów ciał niebieskich" (311-312).
"W nowoczesnych teoriach kosmologicznych opartych na teorii względności nie możemy dać jednoznacznej odpowiedzi na pytanie, czy świat jest nieskończony czy skończony" (314).
"[...] stwierdzono, że wszystkie takie układy są zupełnie równoprawne do opisywania zachodzących w nich zjawisk, a więc, że nie ma wśród nich żadnego układu uprzywilejowanego" (314).
"Wynikałoby stąd, że z punktu widzenia teorii względności byłoby obojętne, czy układ odniesienia ruchu planet zwiążemy ze Słońcem, czy też z Ziemią. Inaczej mówiąc, spró, króty układ jest bardziej 'prawdziwy', Ptolemeusza czy Kopernika, byłby właściwie pozbawiony sensu, bo oba układy byłyby fizycznie równouprawnione. Wprawdzie teoria matematyczna ruchu planet w układzie geocentrycznym byłaby bardziej złożona niż w układzie heliocentrycznym, szczególnie jeśli chodzi o przyspieszenia w ruchach Słońca i planet, jednak nie zmieniałoby to istoty zagadnienia, bo nie mielibyśmy argumentów, które zmuszałyby nas do przyjęcia układu heliocentrycznego zamiast geocentrycznego. Stanelibyśmy przeto przed ewentrualnością, że [...] walka o zwycięstwo nauki Kopernika mogłaby się okazać niepotrzena, bo zdaniem niektórych fizyków, oba twierdzenia, a mianowicie: 'Słońce jest nieruchome, a Ziemia się porusza' lub odwrotnie: 'Ziemia jest nieruchoma, a Słońce się porusza' - byłyby twierdzeniami równouprawnionych układów odniesienia. Można by zatem zbudować fizykę relatywistyczną słuszną dla wszystkich układów odniesienia, nawet porusząjących się wzajemnie ruchem przyspieszonym, a więc również w układzie geocentrycznym. Takie stanowisko zajmował wybitny dizyk XX wieku Max Born, twierdząc, że w świecie ogólnej teorii względności oba układy, Ptolemeusza i Kopernika, są równouprawnione, bo w kazdym z nich można sformułować jednokowo słuszne prawa natury. Zdawało się więc, że nowoczesna fizyka dokonała istotnej rewizji tego doniosłego problemu, którym była konieczność zastapienia systemu geocentrycznego przez system heliocentryczny" (315-316).
"Tak więc ogólna teoria względności nie może zaprzeczyć temu, że istnieją układy uprzywilejowane, to jest taki, w ktrych słuszna byłaby ogolna teoria Kopernika, z tym zastrzeżeniem, że ruchy planet należałoby odnosić nie do Słońca, lecz do środka masy [ciężkości] całego układu" (316).
Dobrych książek nikt nie czyta...
"[...] w roku 1474 zaczęto drukować ksiązki również w Krakowie" (15).
"Olbrzymim postępem w poglądach na świat było wysunięcie około 500 r. p.n.e przez pitagorejczyków tezy, że Ziemia ma kształt kulisty i jest zawieszona swodobnie w środku nieba" (20).
"Ognisty eter kosmiczny, według Filolaosa, otulał świat, Słońce zaś Filolaos uważał za...
2023-11-16
"[...] Sfera gwiazd stałych porywała ze sobą cały wszechświat i dlatego Grecy często rozpatrywali ruch wszystkich planet w układzie ruchomym, obracającym się wraz z całym niebem" (31).
"Dobierając odpowiednio rozmiary obu kół, czasy obiegu planety po epicyklu i środka epicyklu po deferencie, można było uzyskać doskonałą jak na owe czasy zgodność obserwacji z teorią (w założeniu, że wszystkie orbity są kołami)" (33-34).
"Kopernik był pierwszym pośród nowożytnych astronomów, jednak bynajmniej nie ostatnim wśród starożytnych - pisze znakomity znawca astronomii starożytnej N. I. Idelson (Nikołaj Kopernik, Warszawa 1947).
"[...] przeniesienie początku układu współrzędnych [odniesienia] z Ziemi do Słońca" (63).
"Ale mówią, że poza niebem nie ma żadnego ciała, nie ma przestrzeni, ani próżni, więc nie ma w ogóle niczego, i że dlatego niebo nie ma dokąd uciec. [...] Istotnie bowiem, najważniejsza rzeczą, dla której (starożytni) usiłują twierdzić, że niebo nie ma granic, jest ruch. [...] A zatem pytani, czy świat jest skończony, czy nieskończony , zostawmy do dyskusji filozofom przyrody" (Kopernik M., O obrotach sfer niebieskich, s. 63).
"Kopernik argumentując swoje przekonanie o tym, że sfera gwiazd stałych jest nieruchoma, twierdził, że gdyby tak nie było, siły odśrodkowe powinny by rozsadzić tak szybko obracającą się kulę. Jako kontrargument wysuwano wtedy to [...] [przekonanie starożytnych] że niebo nie ma dokąd uciec" (67-68).
Mechanizm powstawania nowych idei jest czymś niezmiernie skomplikowanym i złożonym, najczęściej nieuchwytnym nawet dla tych, którzy sami stają się twórcami tych idei" (72).
Sarmacki astronom: astronom flomborski.
"Za sprawą Kopernika [...] znika odwieczny bezruch Ziemi, nadający jej sprawom znaczenie nadrzędne lub podrzędne. Znika hierarchia ciał we wszechświecie, podział na świat »wyższy« i »niższy«, »boski« i »ziemski«. Zmienia się gruntownie rola człowieka , tak bardzo wyróżniona przez astronomię starożytną. Odtąd Wielki Samotnik we wszechświecie przestaje nim być. Mieszkaniec jednej tylko spośród wielu planet, nie może już rościć sobie pretencji do odgrywania we wszechświcie roli wyróżnionej" (117-118).
"Pitagoreizm był [...] daleki od mistycyzmu, który jest światopoglądem czysto irracjinalnym" (154).
"Nie mamy najmniejszego powodu, aby cokolwiek na świecie uważać za nieruchome, zatem konsekwentnie wszystko opisujemy w naszym układzie, idealnie równouprawnionym wobec wszystkich innych (184).
"Wielkim kołem nazywamy takie koło, którego płaszczyzna przechodzi przez środek kuli" (185).
"Odmawiając Układowi Słonecznemu roli wyróżnionej we wszechświecie, automatycznie godzimy się z myślą o możliwości istnienia w różnych miejscach wszechświata wielu form życia, nie wyłączając jego form najwyższych" (200).
"Wiemy dziś, że we współczesnej mechanice nie ma punktów wyróżnionych przez naturę. Wolno nam i dziś Ziemię wybrać za początek układu [współrzęcznych, odniesienia] i w tym systemie konstruować dynamikę, wbrew temu, co twirdził Newton i co dziś przestało być słuszne. Nie bylibyśmy wcale w błędzie, milibyśmy jedynie więcej kłopotów, więcej trudności matematycznych niż przy wyborze Słońca jako [początku] układu odniesienia" (37).
O modelu Ptolemeuszowym:
"Można by owemu modelowi zarzucić, że »fałszywie« umieścił
Ziemię w środku świata. Otóż owa »fałszywość« jest nią tylko w rozumieniu mechaniki Newtonowskiej. W świetle fizyki współczesnej nie ma w tym żadnego fałszu ani błędu. Przyroda nie wyróżnia żadnego układu odniesienia. Nie ma w niej żadnego punktu, w którym układ odniesienia byłby doskonały lub »prawdziwy«. Tak więc wybór układu odniesienia jest sprawą czysto ludzką. Jeśli zatem kierujemy się względami ludzkimi, pierwszą i całkowicie zdrową myślą byłoby umieszczenie początku ukłądu odniesienie w oku obserwatora, jak to czynimy zresztą po dziś dzień, wykładając początkującym astronomon elementy astronomii sferycznej" (36).
"Niewątpliwie Kopernik przekazał nam (również między wierszami) przekonanie będące dziś podstawą całej kosmologii, a znane pod nazwą zasady kosmologicznej. Zasada ta orzeka, że ogólny obraz wszechświata i przebieg zjawisk w nim się odbywających nie zależy od wyboru miejsca obserwacji. [...] I dlatego przmiotnik »kopernikański« pojawia się we współczesnych dociekaniach kosmologicznych, mimo że naiwny model układu heliocentrycznego wykoncypowany przed 500 laty przez Kopernika dawno stał się anachronizmem" (196, 201).
"[...] Sfera gwiazd stałych porywała ze sobą cały wszechświat i dlatego Grecy często rozpatrywali ruch wszystkich planet w układzie ruchomym, obracającym się wraz z całym niebem" (31).
"Dobierając odpowiednio rozmiary obu kół, czasy obiegu planety po epicyklu i środka epicyklu po deferencie, można było uzyskać doskonałą jak na owe czasy zgodność obserwacji z teorią (w...
2023-11-04
Kopalnia wiedzy, niemniej nie zadowala do końca podział osiągnięć starożytnej astronomii między Eudoksosa z Knidos, Apoloniusza z Pergi i Klaudiusza Ptolemeusza.
### CYTATY ###
Grecja / początek.
Bardzo elegancja koncepcja dwusferycznego wszechświata. "Począwszy od IV stulecia [p.n.e.] większość greckich astronomów i filozofów była zdania, że Ziemia jest niewielką kulą, nieruchomo zawieszoną w geometrycznym centrum o wiele większej obracającej się sfery, unoszącej gwiazdy. Słońce porusza się w pustej przestrzeni między Ziemią a sferą gwiazd. Poza obszarem tej zewnętrznej sfery nie istnieje nic - ani przestrzeń, ani materia" (47-48).
Argument oparty na symetrii. "Tak np. centralne położenie Ziemi utrzymywać ją miało nieruchomo w środku kulistego wszechświata. W jakim bowiem kierunku spadać może ciało znajdujące się w centrum kuli? Względem tego punktu nie istnieje kierunek 'w dół'; każdy kierunek prowadzi w takim samym stopniu 'do góry'. Toteż wiecznie nieruchoma Ziemia musi znajdować się w centrum obracającego się wokół niej wszechświata" (50).
"Już w V stuleciu p.n.e. greccy atomiści Leukipp[os] i Demokryt przedstawiali wszechświat jako nieskończoną pustą przestrzeń, w której we wszystkich kierunkach porusza się nieskończona ilość maleńskich i niepodzielnych cząstek - atomów. W tym wszechświecie Ziemia miała być tylko jedną z wielu zasadniczo do siebie podobnych ciał niebieskich, powstałych wskutek przypadkowego połączenia się atomów. Nie była szczególnie wyróżnionym ciałem niebieskim, ani nie znajdowała się w centrum wszechświata, ani też nie była nieruchoma" (64).
"Pod koniec IV w. p.n.e pusty świat dwusferyczny został wypełniony. Później ulec miał przepełnieniu" (74). Na podstawie rozwiniętego dwusferycznego modelu można było wytłumaczyć, a niekiedy nawet przewidzieć niektóre zjawiska, np. zaćmienia, a nawet określić niektóre wymiary astronomiczne (77).
Pitagorejski Ołtarz Zeusa.
"Sto lat później Heraklejdes z Pontu (IV w. p.n.e.) [Kopernik twierdził, że również Filolaos] sugerował, że dziennego obrotu dokonuje Ziemia, nie zaś ogromna sfera gwiezdna, i że skutkiem jej obrotu jest pozorny ruch niebios. Zburzył on również symetrię dwusferycznego modelu wszechświata, twierdząc, że planety Merkury i Wenus obracają się po okręgach wokół ruchomego Słońca, a nie po orbitach kołowych wokół centralnie położonej Ziemi" (64).
Eudoksos
"[...] wadę, która spowodowała, że już w starożytności szybko z niej zrezygnowano. Wobec tego, że teoria Eudoksosa umieszcza planety na sferze współśrodkowej z Ziemią, odległość między Ziemią a planetą powinna pozostawać stała. W istocie zaś planety w okresie sfego ruchu wstecznego świecą jaśniej, a więc wydaje się, że powinny wówczas znajdować się bliżej Ziemi. System sfer współśrodkowych krytykowano w starożytności właśnie za to, że nie potrafił on wyjaśnić zmiennej jasności planet, i większość astronomów porzuciła go, skoro tylko podano bardziej dokładne wyjaśnienie obserwowanych zjawisk" (81-82).
"Nawet dzieła Kopernika obarczone są w poważnym stopniu reliktami tej koncepcji. W tytule więlkiego dzieła Kopernika [...] słowo 'orbes' nie oznacza samych planet , lecz raczej współśrodkowe kuliste powłoki, w któych miały być osadzone planety i gwiazdy" (82).
"Planety i sfery, w których miały być one osadzone, zbudowane być miały z doskonałej substancji niebieskiej, do natury której należał wieczny ruch obrotowy wokół centrum wszechświata" (277).
Arystoteles.
"Zdaniem Arystotelesa cały wszechświat zawarty jest wewnątrz sfery gwiezdnej albo ściślej: ograniczony jest zewnętrzną warstwą tej sfery. W każdym punkcie wewnątrz niej istnieje jakiś rodzaj materii - wszechświat Arystotelesowy nie zna próżni. Na zewnątrz sfery gwiezdnej nie istnieje w ogóle nic - ani materia, ani przestrzeń. Wedle teorii Arystotelesa materia i przestrzeń są nierozłączne, są dwoma aspektami tego samego zjawiska. Pojęcie próżni jest już samo przez się absurdalne. W ten właśnie sposób Arystoteles dowodził skończoności i jedyności wszechświata" Dalej cytaty z Arystotelesa (103).
"Arystoteles nie tylko twierdził, że w świecie ziemskim rzeczywiście istnieje próżnia, lecz że próżnia w ogóle nie może istnieć nigdzie we wszechświecie. Samo istnienie próżni było dla niego czymś logicznie sprzecznym. [...] Przestrzeń nie może istnieć bez materii" (113).
"Niemożliwość istnienia próżni stanowi uzasadnienie skończoności wszechświata. Poza sferą gwiezdną nie istnieje ani materia, ani przestrzeń - nic w ogóle. Bez koncepcji nierozerwalnego związku materii i przestrzeni zwolennicy arystotelizmu uznać by musieli nieskończoność świta. [...] Świat nieskończony nie mógłby być światem Arystotelesowym z dówch chociażby względów. Nieskończona przestrzeń nie ma środka: każdy punkt jest równie odległy od punktów peryferyjnych. Jeśli zaś nie ma środka, to nie istnieje wyróżniony punkt, w którym skupiałby się ważki pierwiastek Ziemi, nie istnieje też kierunek 'ku górze' i 'w dół', który określałby naturalny tuch pierwiastka powracającego do swego miejsca naturalnego. [...] Jeśli przestrzeń jest nieskończona i nie istnieje punkt centralny , to nie widać uzasadnienia, dlaczego cała Ziemia, woda, ogień i powietrze we wszechświecie miałyby skupiać się w jednym i tylko jednym punkcie. [...] Zarówno w starożytności, jak i w średniowieczu większość filozofów uznających - jak atomiści - nieskończoność wszechświata czuła się zmuszona uznać istnienie próżni, a także istnienie wielu światów. Jednakże aż do XVI stulecia nikomu, kto uznawał takie koncepcje, nie udało się stworzyć teorii kosmologicznej, która mogłaby w wyjaśnianiu codziennych zjawisk ziemskich i niebieskich konkurować z konmologią Arystotelesową. Nieskończoność wszechświata może być dzisiaj koncepcją potocznego rozsądku, po to jednak, by tak się stało, zdrowy rozsądek musiał ulec reedukacji. [...] Ruch Zemi [...] nie wymaga ani istnienia próżni, ani nieskończonego wszechświata. Nie jest jednak przypadkiem, że obydwa te poglądy zdobyły uznanie wkrótce po zwycięstwie teorii kopernikańskiej" (114-115).
"Wznajemne oddziaływanie między materią a przestrzenią wyznacza ruch i spoczynek ciał. [...] Zapewne tylko w drodze koincydencji pojęcie przestrzeni występujące w ogólnej teorii względności Einsteina jest, pod wieloma względami, bliższe Arystotelesowemu niż Newtonowskiemu. Wszechświat Einsteina zaś, podobnie zaś do Arystotelesowego, a w odróżnieniu od wszechświata Newtona, może być skończony" (124).
"WIerzył on, że istnieje dokładnie pięćdziesiąt pięć rzeczywistych powłok krystalicznych i że te eteryczne powłoki tworzą mechanizm fizyczny zgodny z matematyczym systemem sfer współśrodkowych, stworzonych przez Eudoksowa i jego następcę Kallipposa. [...] w czasach od Ptolemeusza do Kopernika większość ludzi wykształconych, nie wyłączając astronomów, uznawała, jak sie wydaje, przynajmniej jakąś zwulgaryzowaną wersję sfer Arystotelesowych" (104).
"Arystotelesowy wszechświat zbudowany być może z trzech czy pięciu pierwiastków ziemskich równie dobrze, jak z czterech; może opierać się na koncepcji epicykli lub koncepcji sfer współśrodkowych; nie da się jednak włączyć do niego poglądu, że Ziemia jest planetą. [...] Koncepcja nieruchomej i centralnie położonej Ziemi była jednym z tych niewielu pojęć, które składają się na zwarty i spójny obraz świata" (108).
"Autorytet pism Stagiryty wyrasta częściowo z genialności jego własnych oryginalnych pomysłów, częściowo zaś z ich wielkiego porządku i logicznej koherencji, które dziś wywołują nie mniejsze wrażenie niż ongiś" (121).
Apolloniusz i Hipparch.
"W ciągu siedemnastu stuleci dzielących Hipparcha od Kopernika najbardziej twórczy astronomowie zajmujący się problemami technicznymi usiłowali wymyślać kolejne drone modyfikacje geometryczne, które sprawiłyby, że metoda jednego epicyklu i jednego deferentu zdawać będzie dokładnie sprawę z obserwowanego ruchu planet" (89).
"[...] pozorny konflikt między sferami kosmologii Arystotelesowej a epicyklami i deferentami astronomi Ptolemeusza. Chociaż poprzednio nie zwróciliśmy na to uwagi, teorie te były charakterystycznym wytworem różnych starożytnych cywilizacji, helleńskiej i hellenistycznej. [...] Kosmologiczne ramy starożytnej astronomii są przede wszystkim wytworem tradycji helleńskiej, która znalazła ukoronowanie w twórczości Arystotelesa. Astronomia matematycza Hipparcha i Ptolemeusza należy do tradycji hellenistycznej, która rozkwitła dopiero w dwa wieku po śmierci Stagiryty, lub nawet jeszcze później. [...] Zajmując się [...] matematycznym przewidywanie ruchu planet astronomowie hellenistyczni nie troszczyli się zbytnio o możliwość zbudowania mechanistycznego odpowiednika ich geometrycznych konstrukcji. Fizyczna realność sfer niebieskich i mechanizm wprawiający w ruch utrzymujące się na niebie planety były dla nich zagadnieniami raczej drugorzędnymi. Krótko mówiąc, hellenistyczni uczeni milcząco godzili się na częściowe oddzielenie astronomi od kosmologi; zadowalającą metodę przewidywania ruchu planet stawiali zazwyczaj wyżej niż wymóg kosmologicznej spójności. [...] dotychczasowa niespójność teorii astronomicznej z fizyczną koncepcją poruszających się epicykli i sfer niebieskich [...] traktowali Arystotelesa i Ptolemeusza tak, jakby obaj Ci ludzie żyli w różnej epoce [...] a różnice między ich systemami traktowali niemal jako niespójności tej samej doktryny" (129-130).
Ptolemeusz.
"Sam Ptolemeusz nigdy nie twierdził, że wszystkie okręgi, z których koszysta w Almageście do obliczania położeń planet, są realne fizycznie; były to dogodne narzędzia matematyczne i nie miały być niczym więcej" (218).
Brak teorii impetusu.
"Do czasu reedukacji zdrowy rozsądek mówi nam, że gdyby Ziemia była w ruchu, to powietrze, chmury, ptaki oraz inne obiekty niezwiązane sztywno z Ziemią musiałyby przesuwać się do tyłu" (66).
"Jeśli Ziemia porusza się w trakcie ruchu kamienia lub strzały, to ten czy ta nie mogą dokonyuwać tego ruchu wraz z nią i wobec tego nie mogą spaść w tym punkcie, z którego zostały wyrzucone. [...] impetus [...] kamień będzie podążał za ruchem Ziemi nawet po utracie kontakcu z wyrzutnią. Teoria impetusu pozwala na to, by ruchoma Ziemia nadawała ciałom ziemskim pewną wewnętrzną siłę napędową, która umożliwia im podążanie w ślad za ruchem Ziemi. [...] Teoria impetusu leży u podstaw większości argumentów [...] na rzecz pododzenia ruchu Ziemi z faktem, że rzucony kamień spada w to samo miejsce, z którego został wyrzucony" (147).
Paralaksa.
"Wobec tego, że linie łączące gwiazdę z dwoma przeciwstawnymi punktami orbity ziemskiej nie są do siebie zupełnie równoległe, pozorne położenie kątowe gwiazdy obserwowanej z Ziemi w dwóch różnych porach roku nie jest takie samo" (193).
Planety.
Pierwszy, który wysunął problem planet był Platon (78).
"Planety przesuwają się zazwyczaj poprzez konstelacje w kierunku wschodnim; jest to tak zwany 'ruch normalny'. Średnio czas obiegu zodiaku przez Merkurego i Wenus wynosi rok; cykl Marsa trwa przeciętnie 687 dni, Jowisza - 12 lat, a Saturna - 29 lat. Jednak we wszystkich tych przypadkach czas poszczególnego obiegu różnić się może znacznie od wartości średniej. Nawet wówczas, gdy planety przesuwają się względem gwiazd w kierunku wschodnim, prędność ich ruchu nie jest jednostajna. [...] Normalny ruch [...] w kierunku wschodnim, z wyjątkiem księżyca i Słońca, bywa od czasu do czasu przerywany przez krótkie okresy ruchu w kierunku zachodnim, czyli 'ruchu wstecznego'. [...] Merkury zwraca swój bieg względem gwiazd w kierunku zachodnim raz na 116 dni, a wenus raz na 584 dni. Dla Marsa, Jowisza i Saturna okresy te wynoszą odpowiednio 780, 399, 378 dni" (69-70).
Kepler.
"Kierując się stale swą neoplatońską postawą wobec Słońca, Kepler wprowadził siły emanujące ze Słońca i planet. W ten sposób chciał on uzyskać przyczynowe wyjaśnienie ruchu planet. W jego pracach wszechświat po raz pierwszy przedstawiony został jako ziemski układ mechaniczny" (279).
Faktyczna nicość rewolucji jako takiej.
"Wszechświat kopernikański sam jest produktem szeregu badań, które umożliwiły powstanie koncepcji świata dwusferycznego; koncepcja Ziemi jako ruchomej planety jest najbardziej skrajnym przykładem skuteczności wskazuwek, jakch dostarczała nauce - nie dająca się z tamtą pogodzić - teoria przedstawiająca Ziemię jako nieruchomą i centralnie położoną. [...] Wszechświat dwusferyczny jest ojcem wszechświata kopernikańskiego, żaden bowiem schemat teoretyczny nie rodzi się bowiem z niczego" (63).
"[...] astronom, uznający [...] dwusferyczny model wszechświata, będzie starał się wykryć w przyrodzie zjawiska czy własności dotąd jeszcze niezaobserwowane, lecz przewidziane na podstawie schematu pojęciowego. Dla niego teoria wykraczać będzie poza granice tego, co znane, stając się przede wszystkim potężnym środkiem przewidywania i badania tego, co jeszcze nieznane. Wpłynie ona zarówno na przyszłość nauki, jak i na jej przeszłość" (62).
"Astronomowie europejscy, jak Brahe, czy Kepler, którzy w okresie późnego Odrodzenia nadali systemowi kopernikańskiemu kształt niewiele już różniący się od współczesnego, korzystali z finansowania i intelektualnego poparcia dlatego, że sądzono, iż potrafią stawiać najlepsze horoskopy. [...] Znamienne jest także, iż Kopernik, twórca teorii pozbawiającej ostatecznie niebiosa ich szczególnej mocy, należał do tych nielicznych astronomów Odrodzenia, którzy nie stawiali horoskopów" (118-119).
"Znaczenie De Revolutionibus polega zatem w mniejszym stopniu na tym, co dzieło samo mówi, niż na tym, co dzięki niemu powiedzieli inni. Jest to tekst raczej rowoluzjonizujący niż rewolucyjny. [...] Tekst rewolucjonizujący stanowi zarówno kulminacyjny punkt rozwoju starej tradycji, jak i źródło przyszłej nowej. [...] Jest to dzieło zarazem starożytne i nowożytne, zarazem konserwatywne i radykalne" (162-163).
"[...] ciągła zależność od Arystotelesowych i scholastycznych koncepcji i praw wskazuje, w jak niewielkim stopniu we wszystkich innych dziedzinach poza swą specjalnością zdolny był Kopernik - nawet on - wyjść poza ramy swego wykształcenia i swoich czasów" (172).
"Pod pewnymi względami jest on nawet bardziej arystotelesowski niż wszechświat przedstawiany przez wielu jego poprzedników i współczesnych. Kopernik nie chciał np. zgodzić się na odstąpienie od koncepcji jednostajnego i symetrycznego ruchu sfer, związanej implicite z pojęciem ekwantów" (176).
"Wobec tego, że Kopernik zbudował pierwszy kompletny system astronomiczny oparty na koncepcji ruchomej Ziemi, nazywa się go często pierwszym nowożytnym astronomem. Jak wskazuje jednak tekst ' De Revolutionibus', z równym powodzeniem nazywać go jednak można ostatnim wielkim astronomem ptolemeuszowym. Astronomi Ptolemeusza to coś o wiele więcej niż system oparty na założeniu nieruchomości Ziemi, a Kopernik zerwał z tradycją ptolemeuszową tylko pod tym jednym względem" (212-213).
"Należał on do odrodzonej tradycji hellenistycznej astronomii matematycznej, która kosztem problemów kosmologicznych kładła nacisk na matematyczne zagadnienie ruchu planet. Dla jego hellenistycznych poprzedników fizyczna paradoksalność epicykli nie stanowiła zasadniczego mankamentu systemu Ptolemeusza i Kopernik okazywał podobną obojętność wobec szczegółów kosmologicznych, kiedy nie udawało mu się wspólnie powiązać koncepcji ruchomej Ziemi z tradycyjnym schematem wszechświata" (214-215).
"W systemie Kopernika główne nieregularności ruchu planet mają charakter tylko pozorny. Regularny ruch planet obserwowany z ruchomej Ziemi [tylko] wydaje się nieregularny. Z tego względu, sądził Kopernik, powinniśmy uznać orbitalny ruch Ziemi" (178).
"Jest to schemat pojęciowy, który pozwalał na przejście od geocentryzmu do heliocentryzmu, nie zrywając przy tym z Arystotelesowską koncepcją wszechświata. [...] Kopernikowi nie udało się przedstawić odpowiedniej fizycznej teorii ruchu. [...] konsekwencje jego reformy astronomicznej wykraczają poza problematykę z której się ona zrodziła [...] autor reformy [w niewielkim stopniu] zdolny był pojąć przewrót, któremu dało początek jego własne dzieło. Wszechświat Kopernikański jest jeszcze skończony, a koncentryczne sfery nadal porusząją planety, choć samym tym sferom nie nadaje ruchu sfera zewnętrzna, która znajduje się w spoczynku" (184).
"Kopernik przypisał Ziemi trzy jednoczesne ruchy kołowe: dzienny obrót wokół własnej osi, roczny obrót po orbicie okołosłonecznej i roczny ruch precesyjny osi ziemskiej" (185).
"W istocie jego zdaniem znajdować się ona [Ziemia] musi względnie blisko środka, i tak długo, jak znajduje się blisko niego, może się wokół niego poruszać, nie naruszając zarazem pozornego ruchu gwiazd. [...] Kopernik był zmuszony znacznie powiększyć wymiary sfery gwiezdnej i tym samym uczynić pierwszy krok ku koncepcji wszechświata nieskończonego opracowanej później przez jego następców" (187).
"Jego zdaniem Ziemia jest planetą, którą wokół Słońca unosi taka sama sfera, jaka poprzednio unosić miała Słońce wokół centralnie położonej Ziemi" (195).
"Tak np. system Kopernika nie był w gruncie rzeczy systemem ściśle heliocentrycznym" (200).
"Przedmowa do 'De revolutionibus' zaczyna się od oskarżenia atronomii Prolemeusza o brak precyzji, skomplikowany charakter i niespójność; nim jednak Kopernik zdołał dokończyć swoje dzieło, obarczył je tymi samymi wadami. System kopernika nie jest ani prostszy, ani bardziej dokładny od Prolemeuszowego. [...] Te cechy starożytnej tradycj, które doprowadziły Kopernika do próby radykalnej reformy, nie zostały przez tę reformę wyeliminowane. [...] Jakiś nowy Kopernik mógłby skierować te same argumenty przeciwko niemu" (202).
"System ten tłumaczy zasadnicze jakościowe cechy ruchu olanet nie odwołując się do epicykli. [...] Jednakże tylko atronom, który ceni wyżej jakościowy ład od ilościowej dokładności [...] uznać to może za przekonywający argument w zestawieniu ze skomplikowanym systemem epicykli i ekscentryków przedstawionym w 'De revolutionibus'" (203).
"Sam Kopernik korzystał przecież ze sfer dla wytłumaczenia ruchu planet" (239).
Filozoficzne skutki rewolucji.
"Ludzie przekonani, że Ziemia, na kórej żyją, jest tylko jedną z planet ślepo obracających sie wokół jednej z nieskończonej ilości gwiazd, oceniać będą swe miejsce we wszechświecie zgoła odmiennie niż ich przodkowie, którzy mniemli, że Ziemia jest wyróżnionym i centralnym obiektem boskiego stworzenia. Dlatego też przewrót kopernikański oznaczał zarazem zmianę systemu wartości uznawanych przez człowieka" (20).
"Jeśli pominąć ewentualnie Arystarcha, Kopernik był pierwszym, który zdał sobie sprawę, że ruch Ziemi rozwiązać może istniejący problem astronomiczny, a w gruncie rzeczy wszelki problem naukowy. Nawet jeśli uwzględnimy Arystarcha, to Kopernik był pierwszym, który przedstawił szczegółowy opis konsekwencji ruchu Ziemi" (171-172).
"Ruch wsteczny może mieć miejsce tylko wówczas, gdy Ziemia znajduje się najbliżej obserwowanej planety, co zgadza się z obserwacją. Wreszcie planety górne świecą jaśniej, kiedy biegną w kierunku zachodnim. W ten sposób pierwsza zasadnicza nieregularność ruchu planet wyjaśniona zostaje jakościowo bez pomocy epicykli" (197).
### Kuzańczyk
"Środek to punkt jednakowo odległy od wszystkich punktów obwodu i w nieskończonym wszechświecie warunek ten spełnia bądź każdy punkt, bądź żaden. [...] wyraził ten paradoks, mówiąc, że centrum kuli wszędzie pokrywa się z jej obwodem. W jego wszechświecie każde ciało, ruchome czy spoczywające, znajdowało się jednocześnie i w centrum, i na powierzchni, i wewnątrz" (268).
### Newton
"To samo, co Arystotelesowska koncepcja wszechświata dała astronomii geocentrycznej [kosmologię], wszechświat Newtonowski dał astronomii Kopernikańskiej. Były to dwa światopoglądy, które wiązały astronomię z innymi naukami i koncepcjami pozanaukowymi" (299).
### Levierrier i Adams
"W 1846 roku Levierrier we Francji i Adams w Angli, niezależnie od siebie, przewidzieli istnienie i obliczyli orbitę nieznanej dotąd planety, o której sądzili, że jest przyczyną niewytłumaczonej nieregularności orbity znanej planety - Urana. Kiedy skierowano na niebo teleskop, odkryto rzeczywiście nową planetę - Neptuna. Była ona słabo widoczna w tym mniej więcej miejscu, w którym przepowiadała jej istnienie teoria Newtonowska" (297).
Kopalnia wiedzy, niemniej nie zadowala do końca podział osiągnięć starożytnej astronomii między Eudoksosa z Knidos, Apoloniusza z Pergi i Klaudiusza Ptolemeusza.
### CYTATY ###
Grecja / początek.
Bardzo elegancja koncepcja dwusferycznego wszechświata. "Począwszy od IV stulecia [p.n.e.] większość greckich astronomów i filozofów była zdania, że Ziemia jest niewielką kulą,...
2023-10-22
Masa konkretnych przydatnych informacji, ale też błędy logiczne i z filozoficznego punktu widzenia, który mnie szczególnie interesuje, jednak niezbyt głębokie.
A propos obiektywności/subiektywności w nauce i kierowania się uczuciami:
"Odczucie większego komfortu zapewnia mi przyjęcie założenia, że [...]".
"Trzeba mieć szczególną konstrukcję psychiki, aby pracować nad zagadnieniami tego typu [jak zagadnienia stronomiczne]. Przez wieki zajmowała się nimi głównie wyjątkowa kasta niespokojnych myślicieli i ludzi zatroskanych tym, co dostrzegali wokół siebie" (242).
"Istotnie, w ciągu ostatnich pięciuset lat nauka zatrzęsła kielichem naszej wartości bardziej niż kiedykolwiek przedtem w udokumentowanej historii człowieka. Nakładające się na siebie rewolucyjne zmiany zachodzące w nowoczesnej optyce, astronomii, biologii, chemii i fizyce z całą siłą ujawniły fakt, że zamieszkujemy jedynie jeden z drobnych skrawków natury, a nasza normalna świadomość otaczającego świata nie wywodzi się ani z obszaru mikrobiologii, ani bezkresnego kosmosu, lecz ze strefy, którą można uważać za wąski pas graniczny między nimi dwoma" (14-15).
"Obecnie, w XXI wieku, stoimy w obliczu przełomu, którego skala oddziaływania będzie wszechogarniająca i który radykalnie zakłóci spokój naszej egzystencji: realną możliwością jest odkrycie życia w innych miejscach, poza Ziemią. Możemy odkryć, że jesteśmy zupełnie jak te żyjątka w kropli wody ze stawu Delft [które zobaczył Antonie van Leeuwenhoek] - jednym zamieszkanym światem pośród miliardów innych" (15).
"[...] obecnie uważamy, że z natury błędna jest każda teoria naukowa, która wymaga istnienia wyróżnionego punktu początkowego lub odwołuje się do unikatowego punktu widzenia" (16).
"[...] jeśli chcemy dokonać prawdziwego postępu nauki w zakresie rozpoznania naszej pozycji w kosmosie, musimy znaleźć sposób na wyzwolenie się z okowów własnej przeciętności" (17).
"Gdybym miał wskazać dwie cechy, które trafnie i optymistycznie podsumowują gatunek ludzki, postawiłbym na wyobraźnię i niespokojnego ducha" (198).
"[...] na Księżyc poleciało zaledwie 24 ludzi, a tylko 12 z nich postawiło stopę na jego pokrytej pyłem powierzchni; 12 ludzi, 12 spośród 110 miliardów istot ludzkich, jakie kiedykolwiek istniały - by nadać temu właściwą perspektywę" (220).
No i co z tego...
Masa konkretnych przydatnych informacji, ale też błędy logiczne i z filozoficznego punktu widzenia, który mnie szczególnie interesuje, jednak niezbyt głębokie.
A propos obiektywności/subiektywności w nauce i kierowania się uczuciami:
"Odczucie większego komfortu zapewnia mi przyjęcie założenia, że [...]".
"Trzeba mieć szczególną konstrukcję psychiki, aby pracować nad...
2023-10-18
Soundtrack:
https://www.youtube.com/watch?v=fy6t8yXPcSQ
(być może pierwszy utwór dodekafoniczny Schönberga).
"Dla wielkich mniej ważą dzieła skończone niż owe fragmenty, nad którymi praca trwa całe życie. Bo tylko ten, kto słabszy, kto bardziej rozproszony, lubuje się ponad wszystko w zakończeniach i jak gdyby wraca po nich do życia. Geniuszowi wszelka cezura - ciężki cios losu czy lekki sen - przerywa pracę. Taką właśnie cezurę geniusz sygnalizuje fragmentem" (Benjamin W., Schriften, t. 1, Frankfurt am M, 1955, s. 518, [w:] Adorno T., Filozofia nowej muzyki, s. 155).
"Bezkształtność nie ma w sobie nic z wolności - przeciwnie:, panuje w niej podobny rygor jak w nagiej przyrodzie: nie ma niczego równie drętwego jak ów 'proces powstawania'" (207).
#
"[...] przemysł kulturalny wychował swe ofiary tak, by w godzinach wolnych, wydzielonych im na konsumpcję duchową, unikały wysiłku, więc ofiary te z coraz większym uporem czepiają się fikcji, która przesłania im istotę rzeczy"(19-20).
kicz, dyktatura zysku nad kulturą
"Konstruktywne jest już dzisiaj tylko odrzucenie oficjalnej kultury; przyczynia się ona do szerzenia barbarzyństwa, choć się na nie obłudnie oburza" (20).
"[...] apetyty konsumenta dotyczą nie tyle uczucia, a którego utwór się rodzi, c uczucia, które budzi - czyli inkasowanej w mniemaniu konsumenta przyjemności" (22).
"Rada, by artysta za dużo nie myślał (choć jego wolność nieodparcie go do tego zmusza), jest tylko wyrazem tęsknoty słuchacza za własną utraconą naiwnością - tęsknoty, którą przywłaszczyła sobie i wyzyskała kultura masowa" (24).
"Jeśli wściekłość na awangardę jest tak przesadna, tak bardzo nieproporcjonalna do jej roli w społeczeństwie późnoprzemysłowym, a już na pewno do jej udziału w jego kulturze, to dlatego, że nowa sztuka zamknęła przed zalęknioną świadomością drogę ucieczki przed totalnym racjonalizmem; dlatego, że dzisiaj sztuka, jeśli ma w ogóle jeszcze jakąś treść, bezkompromisowo odzwierciedla i uświadamia wszystko to, o czym chciałoby się zapomnieć. Ten sens nowatorskiej sztuki je wrogowie usiłują przedstawić jako jej bezsens, jako dowód, że sztuka ta już nic społeczeństwu nie daje" (24-25).
"Jeśli sztuka kiedykolwiek obumrze, to dopiero w epoce ludzkości uspokojonej. Śmierć, jaka dziś jej grozi, byłaby tylko tryumfem gołego istnienia nad usiłującą mu sprostać świadomością" (26).
"Stając się dziedziną samowystarczalną, muzyka staje się tym samym potwierdzeniem branżowej organizacji społeczeństwa, potwierdzeniem brutalnej wszechwładzy prywatnego interesu, wyczuwalnej nawet w bezinteresownych przejawach monady" (29).
"Nowatorskiej muzyce pozostaje tylko trwanie w zasklepieniu, bez ustępstwa na rzecz kuszącego pseudohumanizmu, który właśnie ta muzyka z powodzeniem demaskuje jako zakapturzony antyhumanizm. Racja bytu nowatorskiej muzyki tkwi nie tyle w jej pozytywnej treści, ile w tym, że przez swą zorganizowaną beztreściowośćzadaje ona kłam treści ustroju społecznego, który odrzuca. W obecnych warunkach nowatorska muzyka skazana jest na stanowczą negację" (32).
"Nawet bowiem najbardziej samotnicza wypowiedź artysty przemawia do ludzi właśnie swym samotnictwem, swą rezygnacją z oklepanej komunikatywności, i z tego paradoksu czerpie są żywotność" (33).
"Niemal żaden z nielicznych śmielszych utworów, jakie dziś jeszcze powstają, nie jest przedawany na rynku, lecz wszystkie są z góry opłacane przez mecenasów lub takie czy inne instytucje" (33-34).
"U artysty [...] już sama określoność terminów i okazji niszczy ową spontaniczność, jakiej domaga się wyemancypowana zdolność wyrazu" (34).
"[...] w epoce wszechobecności radia i adaptera ludzkość w ogóle zaczyna odwykać od przeżywania muzyki" (35).
"Tam, gdzie nie chodzi o pracę użyteczną społecznie, lecz o to, co najlepsze w całym świcie: o urąganie wszelkiej uzyteczności [...]" (35).
"[...] laikiem wymagającym od muzyki już tylko przyjemnego szemrania, które by towarzyszyło jego dniom roboczym" (36).
"[...[ aprobuje się jeden z kierunków rozwojowych świadomości [...] burżuazyjnej, degradujący wszystkie wytwory duchowe do roli czystych funkcji, do roli rzeczy istniejących tylko ze względu na inne, a wreszcie do roli artykułów codziennej potrzeby. [...] stanowi milczacą akceptację zmaterializowania wszelkiej duchowości w społeczeństwie towarowym, akceptację konsumpcyjno-towarowego mienika racji bytu sztuki jako miernika prawdy społecznej w ogóle. [...] Jest to język urzędniczo-administracyjnego ucisku" (38).
"W momencie dziejowym, w którym pojednanie podmiotu z przedmiotem zostało wypaczone w szatańską parodię, w zagładę podmiotu przez obiektywny porządek rzeczy, prawdziwemu pojednaniu służy już tylko taka filozofia, która odrzuca złudne pozory pojednania i powszechnemu wyobcowaniu przeciwstawia jednostkę wyobcowaną bez ratunku, za którą nie przemawia już bodaj żadna 'rzecz sama w sobie'" (41).
"[...] w muzyce trwa nadal monopol filistrów [...]" (46).
"Establishment, tłumiący wszystko, co od niego różne, usprawiedliwia takie stanowisko brakiem 'osiągnięć'. Ci dam za drzwiami - powiada - to poszukiwacze, to pionierzy, a przede wszystkim postacie tragiczne. Ich następcom będzie znacznie lepiej: jeśli z góry się poddadzą, to czasem się ich nawet wpuści" (46).
"Formy sztuki rejetrują dzieje ludzkości rzetelniej niż dokumenty. Wszelka surowość formy da się odczytać jako protest przeciwko surowości życia" (41).
"Zarzut stawiany późnemu indywidualizmowi w sztuce jest właśnie dlatego tak bardzo żałosny, że przeocza jego społeczną istotę. 'Mowa samotna' mówi więcej o tendencji społeczeństwa niż mowa komunikatywna" (61).
"[...] jednostki i zindustrializowane społeczeństwo są ze sobą we wzajemnej relacji, jako stale ze sobą sprzeczne, i komuniująsię z sobą poprzez lęk" (62).
"Jeśli człowiek samotny cytuje, to znaczy, że jego lęk szuka ucieczki w konwencji" (67).
"[...] absolutna jednostka [...] wcale nie jest absolutna. W jej osamotnieniu przejawia się społeczeństwo. [...] Absolutne wyzwolenie jednostki od typu czyni z kolei jednostkę typem przez to, że ją polemicznie i pryncypialnie od yupu uzależnia" (68-69).
"W swej zatwardziałej naiwności zręczność ta stała się dziś agresywna" (75).
"Nieskończonośc to czysta tożsamość" (88).
"[...] wyzwoleńcza siła jest nie do pomyślenia bez neurotycznej słabości człowieka nękanego lękiem" (99).
"[...] talent [...] urąga niemożliwościom [...]" (101).
Jest "tylko popłuczyną tej idei" (122).
"Żaden artysta nie potrafi sam jeden rozwiązać sprzeczności między wyzwoloną sztuką a zniewolonym społeczeństwem; może co najwyżej wyzwoloną sztuką sprzeciwić się zniewolonemu społeczeństwu, a i w tę możliwość łatwo mu zwątpić" (137).
W tym właśnie przejawia się astrologiczny zabobon: [...].
[...] w najprawdziwszym tego słowa znaczeniu sfetyszyzowane [...].
"Muzyka wykazuje słuszność historii i dlatego historia usiłuje zniszczyć muzykę. To jednak przywraca muzyce jej słuszność i daje jej paradoksalną szansę przetrwania. Niesprawiedliwa jest zagłada sztuki w niesprawiedliwym ustroju. Racją bytu sztuki jest bunt przeciw uległości, do jakiej doprowadziła sztukę jej własna centralna zasada i jej nieskazitelna konsekwencja. Póki istnieje muzyka ujęta w kategorie produkcji masowej, wspomagająca 'ideologię' i stosująca technikę ucisku, póty ma swój cel muzyka inna: muzyka bezcelowa. Ona jedna w swoich najdojżalszych i najbardziej konsekwentnych wytworach reprezentuje prawdziwy obraz totalnego ucisku, a nie jego 'ideologię'. Jako bezkompromisowy obraz rzeczywistości muzyka ta staje się niemożliwa do pogodzenia z tą rzeczywistością. Tym samym zgłasza weto wobec niesprawiedliwości sprawiedliwego na nią wyroku. Procesy techniczne, które uczyniły nową muzykę obiektywnym obrazem społeczeństwa ucisku, są bardziej postępowe niż technika produkcji masowej, która zgodnie z duchem czasu ignoruje nową muzykę i społeczeństwu ucisku rozmyślnie służy.
Produkcja masowa i wszelka produkcja do niej upodobniona jest nowoczesna w tym sensie, że przejmuje z przemysłu pewne schematy, zwłaszcza schematy dystrybucji. Nowoczesność ta jednak nie dociera zupenie do samych produktów. Urabiają one swych słuchaczy najnowszymi metodami psychotechniki i propagandy i same są skonstruowane propagandowo, ale właśnie dlatego są skazane na wieczne powtarzanie wątłej i drętwej tradycji.
[...]
Malowanie obrazu czy pisanie kwartetu jest dziś już może zacofaniem w porównaniu z podziałem pracy i planowymi eksperymentami technicznymi w filmie; ale właśnie obiektywny kształt techniczny obrazu i kwartetu umożliwia istnienie filmu, któremu dzisiejszy społeczny tryb jego produkcji wręcz zagraża" (145-146).
"Źródłem muzyki jest pewien gest blisko spokrewniony ze źródłem płaczu. Jest to gest rozluźnienia. W toku tego gestu ustępuje napięcie mięśni twarzy, które zwracając twarz aktywnie ku otoczeniu, jednocześnie ją od niego odcinało. Muzyka i płacz rozchylają usta i dają ujście zatamowanemu człowieczeństwu" (163).
"[...] zastąpienie 'życia' przystosowaniem ekonomicznym, którym kieruje skoncentrowana władza gospodarcza. Wśród ludzkości, która sama siebie przekształca w rzecz, w przedmiot organizacji [...]" (242-243).
Soundtrack:
https://www.youtube.com/watch?v=fy6t8yXPcSQ
(być może pierwszy utwór dodekafoniczny Schönberga).
"Dla wielkich mniej ważą dzieła skończone niż owe fragmenty, nad którymi praca trwa całe życie. Bo tylko ten, kto słabszy, kto bardziej rozproszony, lubuje się ponad wszystko w zakończeniach i jak gdyby wraca po nich do życia. Geniuszowi wszelka cezura - ciężki...
2023-10-14
"[...] stworzenie świata ponad wszelką wątpliwość nie jest czynem przestępczym" (13).
...
"Według niej [zasady antropicznej] cała ewolucja - od Wielkiego Wybuchu, poprzez powstanie życia, aż po pojawienie się istot świadomych swego istnienia - nie jest wyłącznie dziełem łańcucha przypadków. Przeciwnie, jest procesem celowym, będącym realizacją uprzednio skonstruowanego Planu" (14).
[...] stwarza wystarczająco szerokie pole dla rozważań światopoglądowych dotyczących istoty rzeczywistości.
"Scenariusze Wielkiego Wubuchu wykazują niezwykłą cechę - są niesłychanie czułe na wszelkie choćby najmniejsze odchylenia parametrów procesu. [...] Obliczenia wykazują, że każde, choćby najbardziej minimalne (według niektórych oszacowa nawet rzędu milionowej części procenta )odchylenia wartości którejkolwiek ze stałych fizycznych - prędkość światła, stała kosmologiczna, ładunek elementarny czy ilość materii biorącej udział w wybuchu - natychmiast pociągnłęłoby za sobą tak radykalne zmiany w ewolucji wszechświata, że świat, jaki znamy, sprzyjający powstaniu życia, nie mógłby powstać" (69-70).
(72, 79-80).
elementy niealgorytmiczne
"Penrose uważa bowiem, że człowiek nie rozwiązuje problemów w dającym się algorytmizować procesie dedukcyjnym, lecz otrzymuje gotowe rozwiązanie w postaci 'wglądu' (intuicji, olśnienia) do świata idei, a dopiero potem werbalizuje odkrycie, nadając mu formę opisową" (94-95).
"[...] czy umysł zlokalizowany jeset w mózgu, czy też jest zjawiskiem nielokalnym" (102).
"[...] mało że jesteśmy mieszkańcami tylko jednej z planet prowincjonalnego układu planetarnego w jednej z miliarda galaktyk, to jeszcze nasz wszechświat okazuje się zaledwie jedną spośród nieskończonej liczby megaświatowych prowincji" (109).
"[...] praktycznie nieskończona liczba lokalnych wszechświatów [...] pozwala sądzić, że przypadek jest najzupełniej zadowalającym wytłumaczeniem. [...] Problem tuningu podstawowych stałych przyrody, niby tak szczęśliwie rozcieńczony w bogactwie Krajobrazu i wielości światów [...]" (110).
"Otóż cała koncepcja Krajobrazu i Megaświata to, według klasycznych kryteriów naukowości sformułowanych przez Karla Poppera i nadal cenionych przez środowiska nauki, nic innego jak metafizyka, tyle że zapisana językiem matematyki. Tak właśnie twierdzi wielu renomowanych badaczy. Cóż za paradoks: chcą pozostać w sferze naukowego racjonalizmu, musimy odwołać się do metafizyki..." (110-111).
"[...] stworzenie świata ponad wszelką wątpliwość nie jest czynem przestępczym" (13).
...
"Według niej [zasady antropicznej] cała ewolucja - od Wielkiego Wybuchu, poprzez powstanie życia, aż po pojawienie się istot świadomych swego istnienia - nie jest wyłącznie dziełem łańcucha przypadków. Przeciwnie, jest procesem celowym, będącym realizacją uprzednio skonstruowanego...
2023-10-12
# Hawking
"Opiera się ona [zasada antropiczna] na oczywistej prawdzie, że gdyby wszechświat nie nadawał się do życia, nie pytalibyśmy, dlaczego jest tak precyzyjnie ukształtowany. Zasadę antropiczną można stosować w wersji mocnej lub słabej. Mocna zakłada, że jest wiele wszechświatów, każdy o innych wartościach stałych fizycznych. Niewielka liczba tych parametrów pozwalałaby na istnienie węgla, te zaś mogłyby stanowić budulec żywych systemów. Ponieważ musimy żyć w jednym z tych systemów, nie powinno nas dziwić, że stałe fizyczne są precyzyjnie dostosowane" (17).
(21-22).
"Może prawdopodobieństwo samorzutnego pojawienia się życia jest tak małe, że Ziemia to jedyna planeta w galaktyce lub w obserwowalnym wszechświecie, na której to się zdarzyło. Inna odpowiedź stwierdza, że prawdopodobieństwo powstania samoreprodukujących się systemów w rodzaju komórek było umiarkowanie duże, lecz większość tych form życia nie wykształciła inteligencji. [...] Ogromnie długo, bo 2,5 mld lat, trwało przejście od jednokomórkowców do stworzeń wielokomórkowych, które są niezbędnymi poprzednikami inteligencji. [...] Dlatego zgadzam się z hipotezą, że prawdopodobieństwo, iż życie wykształci inteligencję, jest małe. W ten sytuacji można oczekiwać, że znajdziemy w galaktyce wiele innych form życia, ale jest mało prawdopodobne, że znajdziemy tam inteligentne życie" (26).
# Christian de Duve
"Coś tak złożonego, jak żywa komórka, zapewne nie powstało w jednym rzucie lub choćby w niewielu krokach. Wymagałoby to cudu. Jeśli zaś potrzeba wielu kroków, to prawdopodobieństwo dotarcia do końca łańcucha wobec faktycznych uwarunkowań czasowo-przestrzennych wkrótce zbliża się do zera, nawet jeśli prawdopodobieństwo każdego z kroków jest tylko umiarkowanie małe" (30).
"Przypadek nie wyklucza nieuchronności. Wszystko zależy od tego, ile było okazji, by dane zdarzenie mogło nastąpić w porównaniu z prawdopodobieństwem jego faktycznego wystąpienia. Niezależnie od wielkości tego prawdopodobieństwa dojdzie do danego zdarzenia niemal na pewno, jeśli odbędzie się wystarczająco wiele prób. Rzucona moneta ma jedną szansę na dwie, że upadnie orzełkiem do góry. Jeśli jednak rzucimy ją dziesięć razy, prawdopodobieństwo, że tak upadnie przynajmniej raz, wyniesie 0,999. [...] W przypadku loterii prawdopodobieństwo trafienia siedmiocyfrowej liczby w jednym ciągnięciu wynosi jeden na milion, lecz przy dziesięciu milionach ciągnięć rośnie do dwóch trzecich. A przy stu milionach ciągnięć osiąga 0,9995, czyli prawie pewność" (32-33).
# Jostein Gaarder
"Astronomowie pytani dziś, czy życie istnieje na odległch planetach lub księżycach, opowiedzą twierdząco. Wszechświat jest tak niewiarygodnie rozległy, że to, co się zdarzyło na naszym małym podwórku, po prostu musi się powtarzać w wielu innych miejscach" (44).
"Aby jakiś wszechświat mógł wyczarować świadomość siebie i swoje piękno, musiała zostać spełniona cała lista kryteriów - i to jeszcze przed pierwszymi mikrosekundami po Wielkim Wybuchu. Ten wszechświat ją spełnił. Powinniśmy sobie to uświadomić" (50).
# Tobias Daniel Wabbel
"Wygląda na to, że ktoś chce nawiązać kontakt z ludzkością. Niemożliwe się ziściło. Dzień X nadszedł. Zostaje zwołana konferencja prasowa. W kilka minut blokują się połączenia telefoniczne. Tuziny stacji telewizycjnych i radiowych w USA chcą do głównego wydania dziennika zapewnić sobie na wyłączność informacje o największej sensacji trzeciego tysiąclecia" (69).
# David Brin
"Nie ma tu niestety miejsca na choćby pobieżne przedstawienie tego aspektu, nie mówiąc już o obszernej kwestii inteligencji we wszechświecie. Możemy jednak powiedzieć, że pierwszy kontakt będzie o wiele bardziej skomplikowany, niż się wydaje najżywiej poszukującym go badaczom i tym, którzy modlą się, by do niego nigdy nie doszło" (109).
# Ben Bova
"Myśl, że nie jesteśmy sami we wszechświecie porusza czułą strunę ludzkiej duszy. Jest częścią procesu, który trwa od prawie pięciuset lat, rozpoczęty przez Kopernika i dlatego często nazywany rewolucją Kopernikańską. [...] Rewolucja Kopernikańska nieustannie pozbawiała nas wysokiej samooceny i wykazywała, że nie jesteśmy wyjątkowi. [...] Jeśli pozaziemskie życie zostanie znalezione, odkrycie to rozpocznie głęboką przemianę oceny miejsca ludzkości we wszechświecie [...]. Jeśli - i gdy - jednoznacznie odkryjemy inteligentne życie pozaziemskie, owa przemiana wstrząśnie społeczeństwem aż do jego korzeni, gdyż jest wysoce prawdopodobne, że te inteligentne istoty będą wyglądały zupełnie inaczej niż my" (114-115, 123).
Nie jesteśmy, jak mawiał Mark Twain, "pieszczoszkami Boga".
"Możliwe, że perski matematyk i astronom Omar Chajjam prawie pięćset lat przed Koprnikiem odkrył heliocentryczną strukturę Układu Słonecznego, ale został skazany na wygnanie i niesławę przez zachowawczych imamów, którzy nie chcieli uznać takich niereligijnych idei. Do dziś nie wiadomo, gdzie został pochowany ten wspaniały człowiek" (122).
# William H. Calvin
"[...] uderzająca jest przyjemność, jaką czerpiemy ze znajdowania ukrytych wzorców. Mamy to poczucie odkrycia zawsze, ilektoć dopatrzymy się porządku wśród pozornego chaosu. To właśnie nadaje taką atrakcyjność łamigłówkom i krzyżówkom, nie mówiąc już o uprawianiu nauki. Duchowość obejmuje po części poszukiwanie związków między rzeczami" (135).
# F. David Peat
"Wszystkie kultury stworzyły opowieści o tym, jak świat został stworzony, jak rzeczy zostały nazwane i skąd się wzięli ludzie. Nasza kultura wzniosła jedną z tych opowieści nad inne i nazwała ją nauką. [...] Trzeba [...] pamiętać o przestrodze Einsteina, że teoria to swobodna kreacja ludzkiej wyobraźni, a nie, jak sądzł pozytywizm logiczny, krótki ciąg kroków logicznych od wyników eksperymentów do teorii. Einstein podkreślał też, że chociaż eksperymenty wspierają teorię, to właśnie teoria mówi nam, gdzie patrzeć i co obserwować. Zatem eksperyment i obserwacja świata wyrastają z pojęciowego tła, które stara się siebie wzbogacić" (151).
# Steven J. Dick
"W 1440 roku katolicki duchowny i uczony Mikołaj z Kuzy (1401 - 1464) głosił, że na Księżycu i Śłońcu istnieje życie".
"Życie, jakie istnieje tu na Ziemi w postaci ludzi, zwierząt i roślin, można spotkać, zapewne w wyższej formie, w pobliżu Słońca i gwizd". "Zamiast uważać, że ta mnogość gwiazd i konstelacji jest niezamieszkana i że tylko tę naszą Ziemię zaludniają żywe istoty - i to być może niższego rodzaju - przyjmiemy, że w każdym regionie niebios są mieszkańcy różniący się z natury rangą i zawdzięczający swój byt Bogu, który jest środkiem i otoczeniem wszystkich regionów gwiezdnych" (157).
# George V. Coyne
"Gdy wszechświat ewoluował, pojawienie się życia wymagało bardzo precyzyjnego zestrojenia różnych stałych przyrody i praw, na mocy których wszechświat stosuje te stałe. [...] Czy jako naukowiec mogę postawić pytanie: dlaczego jesteśmy? Według mojej wiedzy nie istnieje żadne zadowalające naukowe wyjaśnienie tego finezyjnego zestrojenia wszechświata. Życie we wszechświecie jest cudem. Nauka nie wyjaśnia w pełni początków tego życia" (173).
"Określenie 'wiele światów' oznacza tu 'inteligentne cywilizacje', a więc słowo 'świat' występuje jak w sformułowaniach 'dzieje świata' czy 'II wojna światowa'. Nie chodzi o 'wiele wszechświatów', o których kosmologowie mowią na przykład w swoich teoriach wszechświata inflacyjnego" (175).
# Sjoerd L. Bonting
"Już greccy filozofowie Leukippos, Demokryt i Epikur spekulowali o istnieniu życia poza Ziemią. [...] Platon zaś i Arystoteles wykluczyli możliwość życia pozaziemskiego" (185).
"Kopernikański obraz Układu Słonecznego wydawał się czynić istnienie pozaziemskiego życia bardziej prawdopodobnym" (!85).
# John F. Haught
"Jeśli fizyka wczesnego wszechświata była wynikiem zbiegu okoliczności, stałych i warunków początkowych predysponowanych do stworzenia życia i inteligencji opartych na węglu, to naukowcy nastawieni na wyjaśnienia w kategoriach wyłącznie przypadku i konieczności łatwo skonstruują spekulatywnie nieskończoność wszechświatów bez umysłu, w których amplitudzie nasz rodzący umysł kosmos wystąpi jako niezrozumiały i bezosobowy przypadek" (218).
Jest wiele słuszności w tym co mówi Haught.
Umysł musi z konieczności "wątpić w słuszność tezy, że wszechświat jest pozbawiony celu". Bo jeśli nie wątpi, lecz akceptuje, to jednocześnie podważa sam siebie. "Twierdzenie z całą powagą, że wszechświat jest ostatecznie niezrozumiały lub nawet wątpienie w celowość tego jawnie rodzącego umysł wszechświata, byłoby [...] sabotowaniem samego tego umysłu, który takie twierdzenie wysuwa" (219-220).
# Hawking
"Opiera się ona [zasada antropiczna] na oczywistej prawdzie, że gdyby wszechświat nie nadawał się do życia, nie pytalibyśmy, dlaczego jest tak precyzyjnie ukształtowany. Zasadę antropiczną można stosować w wersji mocnej lub słabej. Mocna zakłada, że jest wiele wszechświatów, każdy o innych wartościach stałych fizycznych. Niewielka liczba tych parametrów...
2023-09-24
Jest to wartościowa książka, prezentująca sensowniejsze podejście do religii w porównaniu chociażby z dyskutowanym w niej podejściem nowoateistycznym.
###
"Przedstawiłem religię jako połączenie dwóch elementów: impulsu religijnego i identyfikacji, których spoiwem jest sfera świętości" (127).
"Religijne zapatrzenie w transcendencję kojarzone jest zwykle [...] z 'nadprzyrodzonością' i 'nadprzyrodzonymi bytami'. Według mnie jest to kwestia problematyczna pod paroma względami. [...] [...] pojęcie nadprzyrodzoności opiera się na koncepcji przyrody jako autonomicznej, rządzącej się włąsnymi prawami całości, przeciwstawionej Bogowi i temu, co boskie. Ta koncepcja jest jednak wytworem XVII-wiecznej rewolucji naukowej - wcześniej zatem nie obowiązywała. Pisząc te słowa w 1912 roku, Durkheim trafnie rzeczy ujął:
'Takie rozumienie idei nadprzyrodzonej jak nasze istnieje od niedawna: w rzeczywistości zakłada ono, jako negacja, istnienie idei przeciwstawnej, która nie zawiera niczego pierwotnego. Ażeby o pewnych faktach móc powiedzieć, że są nadprzyrodzone, należało już sobie uświadomić istnienie <naturalnego porządku rzeczy>, to znaczy połączenie zjawisk wszechświata według związków koniecznych, zwanych prawami'.
Jeśli więc chcemy opisać to, co nazywam impulsem religijnym, z punktu widzenia tradycji, do której ów impuls przynależy, nie powinniśmy włączać pojęcia nadprzyrodzoności do naszej definicji religii' (18-19).
silny przejaw irracjonalności, coś na kształt patologii umysłu, forma odurzenia (100).
"Sigmund Freud, widzac w religii dziecięce urojenie, rówież sytuował ją w sferze pozaracjonalnej. [...] W dorobku Marksa i Freuda nie brakuje trafnych spostrzeżeń, ale ich szeroko zakrojone wizje są nieprzekonujące i powinniśmy je odrzucić" (101).
"Ktoś może wierzyć, że istnieje niewidzialny porządek [świata], bo chce w to wierzyć; bo dzięki temu czuje się człowiekiem głębokim lub przenikliwym; bo ktoś, kogo podziwia, zachęcił go do tego [...] albo dlatego, że został poddany indoktrynacji" (103).
"Wielu naukowców i akademików, którzy spędzili życie na dociekaniu szeroko rozumianej prawdy, na ogół przecenia zarówno skuteczność, jak i sens wytykania ludziom tego, że się mylą" (126).
Jest to wartościowa książka, prezentująca sensowniejsze podejście do religii w porównaniu chociażby z dyskutowanym w niej podejściem nowoateistycznym.
###
"Przedstawiłem religię jako połączenie dwóch elementów: impulsu religijnego i identyfikacji, których spoiwem jest sfera świętości" (127).
"Religijne zapatrzenie w transcendencję kojarzone jest zwykle [...] z...
2023-09-21
"[...] słowo materia oddala nas o całe niebo od Arystotelesowskiego rozumienia pojęcia ὕλη. Słowo to bowiem - które pierwotnie oznacza drzewo budowlane, używane do zrobienia czegoś - to dla Arystotelesa nazwa pewnej zasady ontologicznej. Wprowadzenie takiego słowa na centralne miejsce w filozofii jest wyrazem technicznej umysłowości Greków. Forma jest dla nich znakiem technicznego wysiłku i technicznej sprawności, przekształcającej to, co nieuformowane. Nie docenilibyśmy jednak Arystotelesa, utożsamiając Arystotelesowską idę ὕλη z masywnym pojęciem istniejącego dla siebie materiału , który rzemieślnik duch brałby następnie w ręce w celu nadania mu 'formy'. Za pomocą tego pojęcia, zapożyczonego ze świata rzemiosła, Arystoteles chciał raczej opisać pewien stosunek ontologiczny, pewien strukturalny moment bycia funkcjonujący we wszeliej myśli i we wszelkim poznaniu bytu - nie tylko w przyrodoznastwie, lecz także na przykład w dziedzinie matematyki. Chciał pokazać, że gdy poznajemy i określamy coś jak coś, jest ono dla nas jeszcze czymś nieokreślonym, czymś, co odgraniczamy od wszystkiego innego dopiero przez dodatkowe określenia" (127). "[...] Arystoteles (a nie dopiero jego szkoła) nie potrafi adekwatne ująć i wyjaśnić pojęciowo ontologicznej funkcji materii - do tego stopnia, że jego następcy nie są już w stanie zachować oryginalnej intencji jego myśli" (128).
"materiał, który chętniej nazywamy materią, wydaje się sam z siebie napędzać proces stawania się i zmiany" (106).
"Duchowe dzieje ludzkości nie sa procesem odbóstwiania świata, to nie likwidacja mitu przez logos, przez rozum. Schemat ten polega na przesądzie historycznego oświecenia, na naiwnym założeniu, że rozum jest wystarczającą podstawą zwycięstwa i panowania tego, co rozumne. W rzeczywistości rozum nie umożliwia nawet samego siebie. On sam jest tylko pewną możliwością historyczną - i pewną szansą. [...] Mity nie są maskami dziejowej rzeczywistości, którą rozum mógłby zerwać z rzeczy, by spełnić się jako rozum historyczny. [...] Oświecenie jest uwarunkowane historycznie i ograniczone, jest tylko fazą w spełnianiu się naszego losu. Ulega złudzeniu co do samego siebie, gdy pojmuje siebie jako niezależną od losu wolność historycznej świadomości" (37-38).
"W tym procesie ciągłego, choć skończonego ruchu myśli, w procesie, w którym jest miejsce także dla czegoś obcego, innego, wychodzi na jaw potęga rozumu. Wie on, że poznanie ludzkie jest ograniczone i pozostaje ograniczone nawet wtedy, gdy uświadamia on sobie własne granice" (147).
"O prawomocności sztuki rozstrzga, według Kanta, raczej to, że jest ona sztuką geniuszu, to jest rodzi się z nieświdomej, jakby natchnionej przez naturę zdolności tworzenia wzorowego piękna, choć nie stosuje się przy tym uświadomionych reguł i choć artysta nie potrafi powiedzieć nawet, w jaki sposób to robi. [...] [Mowa tu o] lunatycznej, jak we śnie, nieomylności, jaka miałaby przysługiwać twórczej genialności" (167).
"[...] skomplikowany problem stosunku między indywidualnym duchem subiektywnym a przejawiającym się w dziejach duchem obiektywnym" (79).
Nietzsche - opatrznościowa postać (81).
w sposób niemal demagogicznie namiętny
"Uznanym ideałem wypowiedzi świadka i niewątpliwie istotnym momentem czynności przeprowadzania dowodu jest wypowiadanie się bez wiedzy o tym, co ta wypowiedź 'znaczy'. Coś podobnego dzieje się w trakcie egzaminu, kiedy profesor zadaje kandydatowi uprzednio wymyślone pytania, na które - powiedzmy to sobie szczerze - żaden rozsądny człowiek nie jest w stanie odpowiedzieć" (87).
"Cóż to za pytanie, które zadaję, znając już odpowiedź! Takie pytania pedagogiczne należałoby raczej - z przyczyn hermeneutycznych - nazwać niepedagogicznmymi. Można je usprawiedliwić tylko wtedy, gdy w toku rozmowy egzaminacyjnym obaj rozmówcy staną przed 'otwartymi' pytaniami i w ten sposób nienaturalność pytań 'pedagogicznych' zostanie przezwycieżona. Tylko wówczas może naprawdę okazać się, kto co potrafi" (120).
"W takich wyadkach suwerenność zwyczaju językowego wychodzi na jaw właśnie w tym, że strofująca krytyka - taka choćby, jakiej poddaje się sprzeczne z zasadami użycie jężyka w szkolnych wypracowaniach z niemieckiego - ma w sobie coś nieodpowiedniego i że wychowanie językowe, w jeszcz większym stopniu niż wszelkie inne wychowanie, udaje się nie wtedy, gdy korygujemy wychowanka z pozycji wiedzącego lepiej, lecz wówczas, gdy dajemy mu wzór do naśladowania" (130).
"Hisotria toruje sobie drogę ponad samowiedzą jednostek: wiemy to przynajmniej od czasów Hegla" (89).
"[...] nieobliczalna samowola człowiek stale narusza tok przyrody, a mimo to w pewnej mierze przyszły bieg przyrody daje się przewidzieć. [...] natura ludzka sama stanowi element porządku przyrody, gdzie wszystko idzie swoją naturalną koleją" (99).
"Swoista dialektyka wolności i konieczności przyrody polega na tym, że wolność, dla której tok zachodzących w przyrodzie wydarzeń może być ze względu na swą koniecznośc obiektem manipulacji, jest zarazem wykluczona przez samą ideę konieczności przyrody. Człowiek także jest ostatecznie elementem przyrody. Oczywiście interwencje w bieg przyrody mają swoistą przyczynowość, "przyczynowość [płynącą z] wolności", jak to określił Kant. [...] Ale jak możliwa jest taka przyczynowość wobec zwartego łańcucha przyczyn, który konstytuuje przyrodę? W tym miejscu - mówi Kant - rozum teoretyczny natyka się na nieprzeniknioną tajemnicę" (108-109).
Friedrich Hölderlin: "Nic z dnia dzisiejszego, nic z wczoraj, ci, którzy / Starcili wiarę, nasi ojcowie, / nic nie wiedzieli, duch ich popędzł" (203).
"Mity to pramyśl ludzkości" (205).
"[...] wiedza ducha jest tym, czym jest, tylko dlatego, że jest tym, czym była, czym się stała [...]" (346).
"[...] duch powstaje tylko ze swego czynnego stawania się [...] dopiero doświadczenie, droga uzewnętrzniania i wyobcowania, nadaje duchowi jakąś treść; utrzymywać się w tej treści, to dopiero znaczy być duchem" (346).
"Wolny dla przyszłości może być tylko ten, kto pogodził się ze swoją przeszłością" (352).
"[...] słowo materia oddala nas o całe niebo od Arystotelesowskiego rozumienia pojęcia ὕλη. Słowo to bowiem - które pierwotnie oznacza drzewo budowlane, używane do zrobienia czegoś - to dla Arystotelesa nazwa pewnej zasady ontologicznej. Wprowadzenie takiego słowa na centralne miejsce w filozofii jest wyrazem technicznej umysłowości Greków. Forma jest dla nich znakiem...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-09-16
"Jeśli pragniemy odtąd żyć bez projektów przyszłości, powinniśmy odnaleźć wymiar duchowy, dzięki któremu egzystencja nabiera sensu i wykracza poza siebie nawet w codzienności. Natomiast społeczeństwo samego tylko dobrobytu [...] zamyka nas w materialności i czyni z nas smutnych bohaterów pustki" (9).
"Wylano może atramentu, aby obnażyć niegodziwość różnych epok" (10).
"Kultura europejska jest historią epifanii osoby, która w czasach nowożytnych rozwinęła się w autonomiczny podmiot" (13).
"Godność człowieka [...] jest postulatem wiary, a nie faktem ustalonym przez naukę" (14).
"Już stary Edyp, stary, pozbawiony swojego królestwa i honoru mówił: 'dopiero kiedy nie jestem już niczym, staję się naprawdę człowiekiem'" (23).
"Nasza pewność moralna wykracza poza nasze racjonalne poznanie" (27).
"Tylko wolny umysł potrafi przyjąć doświadczenie, ponieważ tylko on potrafi się wyzwolić z ideologicznych uprzedzeń. Tylko on może wykorzystać doświadczenie, bo samo przez się nie tworzy ono nowych pewności, a jedynie zamyka pewne przekonania i otwiera pole pytań" (35).
"Doświadczenie jest przyjmowaniem rzeczywistości; eksperyment - wolą jej posiadania. [...] Eksperyment oznacza zamknięcie się w sobie i w swojej nagiej woli. Doświadczenie jest przyjmowaniem bytu [...]" (39).
"Ludziom weszło w nałóg dyskredytowanie marnej teraźniejszości, jakby ta marność mogła być tymczasowa" (48).
"Prawdziwy humanizm to taki, który pokocha to niedoskonałe jestestwo - jedynego mieszkańca historii "(52).
"Mogę wybaczaj tylko wtedy, kiedy sam czuję się zdolny do zła" (69).
"Ważyć się na to, aby być czymś, to wielkie ryzyko" (73).
"Chcieć 'być sobą' bez określenia, czym się jest, to absurd" (76).
"'Wychować' dziecko w sensie najbardziej konkretnym to wydobyć je z nagiej i bezsłownej tragedii, w jaką wrzucają ją narodziny, nadać sens jego zranieniu, sens niekompletny i zawsze zbyt ubogi, ale pozwalający mu stanąć na nogi pomimo tragedii i pomimo rany" (77).
"Człowiek rodzi się dwa razy. Nie ma dla niego dnia bez poranka, to znaczy bez młodości ukutej na kowadle kultury" (77).
"Jednostka nieodpowiedzialna i żyjąca chwilą jest urojeniem w tym sensie, że jako taka nie mogłaby trwać w historii. bezwiednie przyzywa despotę, który zmusi ją do ustanowienia granic, jakich ona sama nie potrafi określić" (87-88).
"Współczesna jednostka, nawet dorosła, pozostaje niestałym młodzieńcem, którego charakteryzują niespójne pragnienia, nieustanne zapominanie o wszystkim, nieodpowiedzialność i stałe domaganie się tego, na co nie zasłużył, ale do czego we własnym mniemaniu ma prawo. Dlatego zresztą tak mało lubi siebie, bo żeby lubić siebie, trzeba istnieć w minimum spójności, a jak szanować coś, co nie ma konturów. [...] Lustro, w którym się przegląda, nie odbija żadnego obrazu" (91).
###
"To właśnie z choroby wolności rodzą się zbrodnicze systemy" (94).
"Relatywizm i fanatyzm to dwa komplementarne, choć dramatycznie sprzeczne, aspekty zdezorientowanej nowoczesności. Tymczasem potrzebujemy czegoś przeciwnego: zarazem więcej pewności i więcej tolerancji" (96).
"To zadziwiające, do jakiego stopnia późna nowoczesność odtworzyła typ społeczeństwa, który Oświecenie próbowało właśnie obalić: społeczeństwo mówiącej jednym głosem, w którym różnica jest przeciwnikiem" (96).
"W tym sensie Oświecenie nie przyniosło jeszcze owoców i wciąż porusza się po omacku, wytwarzając bądź jednostkę zdławioną przez totalitarną propagandę, bądź podmiotowość pustą, zatopioną we wszechmocnej opinii [...]" (104).
"Ciekawe, że panująca opinia tak zajadle krytykuje sekty, bo przecież w taki sam sposób usiłuje zapanować nad myślą, grożąc ewentualnym dysydentom [...]" (97).
"Szkoły [interesują sie] zakorzenieniem dziecka w społeczeństwie spektaklu, to znaczy umożliwieniem mu ucieczki przed sobą" (99).
"Nasi współcześni podziwiają Kopernika, że miał odwagę przeciwstawić się stanowisku Kościoła. Ale wcale przez to nie podziwiają jego niezależności umysłowej, bo ich gotowe i spętane prawdy nie dopuszczają do pojawienia się nowych Koperników" (101).
"W naszych wolnych społeczeństwach dotkliwie brakuje wolności myśli" (101).
"Prawdziwy świat wspólny mógłby wznieść się tylko na wyrażonych i zaakceptowanych różnicach" (102).
"Prawdziwym podmiotem byłby podmiot, który tworzy, wystrzegając się obsesji rozstrzygnięć definitywnych. Wie, że nie może niczego zbudować na ruchomym piasku. Musi stawiać fundamenty. Ale nasz grunt jest piaszczysty, a każda prawda cząstkowa lub niedookreślona. [...] Słusznie odrzucamy ideologie sensu stricto, to znaczy globalne koncepcje świata, które mogą całkowicie zawładnąć jednostką wskutek absolutnego zawłaszczenia sensu. Ale potrzebujemy ideologii sensu lato - albo, jeśli kto woli, światopoglądów" (105).
"Współczesny filozof, który przestaje myśleć z obawy, że będzie myślał fałszywie, popada tylko w fałsz niemyślenia. Prawdy nie można bowiem ani narzucić, ani usunąć: trzeba do niej dążyć" (106).
"Prawdy nie można bowiem ani narzucić, ani usunąć: trzeba do niej dążyć" (106).
"Świadomość dysproporcji między własną skończonością a wielkością sensu [...] przeszkadza mu utożsamić się z własnymi pewnościami - na czym właśnie polega fanatyzm
- i jednocześnie pozostawia go w stanie trwogi. Odkrycie sensu wcale nie gwarantuje mu spoczynku. Albowiem żadna prawda nigdy nie będzie mu całkowicie dana. [...] Nie będzie już w posiadaniu sensu, uzna tylko, że jest zdolny do sensu" (109).
"Tym, co wyzwala podmiot, nie jest nicość prawdy, lecz dystans, jaki pozostaje między nim a prawdą. Istotne jest to, czy podmiot zachowuje wobec swoich przekonań margines niepewności, aby nie stać się ich niewolnikiem" (110).
"To, co Jan Patočka nazywa 'życiem w prawdzie', nie polega na całkowitym przyleganiu umysłu do jakiegoś zewnętrznego przesłania, lecz na życiu wewnątrz problemu, jaki stanowi prawda zarazem wyczekiwana i nieodkrywalna. Prawdą człowieka jest nieustanne poszukiwanie prawd w stosunku do niego zewnętrznych. [...] Ocalić podmiot znaczyłoby ocalić poszukiwanie prawdy" (111).
"Pewniejsza od jakiejkolwiek pewności jest dla niego prawda własnej skończoności, własnej niemocy odsłonięcia całości bytu, kruchości własnego rozumienia" (111).
"To, co stanowi zagrożenie, jest jednocześnie tym, co ocala" (112).
"Oto sprzeczność związana z właściwym bytem człowieka: ponieważ jest on bytem niepełnym, jest sobą tylko w pewności bolesnej i nabrzmiałej pytaniami, w pewności niepewnej. Dlatego zarówno obojętność na prawdę, jak i utożsamianie się z prawdą narzuconą sprawiają, że wydaje się zakłamany i ucieka przed sobą" (113).
"Fanatyzm bierze się stąd, że podmiot zapomina o tym niesymetrycznym stosunku do prawdy i o swojej wewnętrznej skończoności [...]" (115).
"Prawdziwym podmiotem będzie ten, kto szukając zawsze niedokończonej prawdy, uczyni z samej swojej egzystencji ślad tego niepewnego poszukiwania. Autentyczny podmiot nie jest ani fanatykiem, ani nihilistą, lecz świadkiem" (115).
"'Bronić sprawy! Nie jestem do tego stopnia prowincjonalny..." - mowiła jedna z postaci Siomone de Beauvoir" (138).
"[...] jeżeli jedyną wspólną normą jest ta, zgonie z którą każdy może żyć, jak chce, wówczas jedyną możliwą relacją staje się przemoc" (143).
"Wartości oznaczają to, czym człowiek może się stać: mowią, że nie jest jeszcze dokończony, że czeka go historia" (147).
"Kiedy odebrano wartość wszystkiemy, co nierynkowe, wyłączną atmosferą egzystencji staje się rynek" (151).
"Zwycięstwo ekonomizmu jest zapewnione również, tym razem pozytywnie, przez mentalność księgowego, która osacza, a w końcu określa większość naszych relacji z innymi ludzmi" (151).
"Indywidualistyczne wychowanie, które uczy pojmowania relacji międzyosobowych jako wyrachowanego i tymczasowego kontraktu, powołuje do życia dorosłych, dla których wszystko jest rynkiem" (151).
"Oburzamy się, że na wolnym rynku słaby może zostać pokonany przez silnego, ale prawo dżungli mało nas niepokoi w sferze nierynkowej. [...] Dokonując tak starannego wyboru miejsca, w którym właby powinien być chroniony, w istocie uświęcamy wartości materialne" (156).
"Jeżeli ostatecznym celem wspólnej egzystencji jest człowiek rozumiany jako ciało biologiczne, to jednostka zostaje wyzuta ze wszystkiego, co jest schronienim sensu i nadziei" (168).
"Nie zrozumieliśmy jeszcze, że wedle formuły Jeana Roy "miejsce absolutu jest nie do zdobycia'" (177).
"[...] każdą epokę oskarża się o popełnioną przez nią zbrodnię: grecką demokracje potępia się za niewolnictwo, Kościół za inkwizycję, okres kolonialny za łupiestwo. Ideologie traktowały ludzką przeszkość jako prehistorię, my oskarżamy ją za klęski moralne. Jedynymi bohateriami, jakimi uznajemy w przeszłości, są ci, którzy już wtedy zwalczali wartości swojej epoki. Kim jesteśmy, aby tak przesiewać widma czasu? Czy jesteśmy tak doskonali, że możemy sądzić naszych przodków w sposób systematyczny i zrównoważony? Nasze sumienie, szaleńczo niespokojne z powodu przeszłości, jest spokojne i zadowolone w obliczu teraźniejszości: nieustannie sobie gratulujemy, że dopełniliśmy obowiązku ingerencji, że nie pozwoliliśmy na więcej zbrodni [...]. Trzeba jednak sądzić, że z czasem będziemy ewoluować i że niektóre nasze obyczaje naszym potomnym będa wydawać się nie do przjęcia. Na pewno możemy poprawić i udoskonalić nasze zachowania, ale kiedy jednocześnie obrzucamy błotem przodków, nie świadczy to dobrze o naszej włądzy sądzenia. Dziecinny manicheizm: czy czas zatrzymuje się na nas? [...] Nikt nie może przedstawić skończonego opisu świata moralnego ,który służyłby za absolutne kryterium i wedle którego moglibyśmy osądzać całą historię" (182-183).
"Na tym świecie nie istnieją ani demony, ani anioły. Żaden człowiek nie jest kwintesencją Zła, ani kwintesencją Dobra. Żaden kat nie jest całkowicie zły, żadna ofiara nie jest całkowicie czysta. To, co jest samą istotą, leży poza naszym zasięgem. Jesteśmy zawsze jakąś tajemniczą mieszaniną i zawsze jesteśmy bardziej złożeni niż kategoria, w którą się nas wciska. Sama kategoria osoby wyraża tę nieskończoną złożoność: to studnia bez dna, nie dająca się przenikną głębia, której nikt nie może zredukować do jej czynu ani do jej charakteru ani też do jej przynależności" (192-193).
"[...] nie wiemy, jak zamieszkiwać głębię" (206).
"[...] podmiot zostaje złamany i ginie, bo jest przecież linoskoczkiem zawieszonym nad przepaścią, walczącym z demonami i wyczerpującym siły, aby nadać swojemu życiu sens w anarchii znaków" (208).
"Ten, kto odmawia wpisania się w skończoność, wyprowadza się zarazem z ludzej historii. Ostatni buntownicy mogą odrzucić pisma, anie nie pozostawią po sobie żadnego pomienia" (211).
"Jest to być może podstawowe pytanie, w porównaniu z którym reszta jest salonowym kabotyństwem" (214).
"Jeśli pragniemy odtąd żyć bez projektów przyszłości, powinniśmy odnaleźć wymiar duchowy, dzięki któremu egzystencja nabiera sensu i wykracza poza siebie nawet w codzienności. Natomiast społeczeństwo samego tylko dobrobytu [...] zamyka nas w materialności i czyni z nas smutnych bohaterów pustki" (9).
"Wylano może atramentu, aby obnażyć niegodziwość różnych epok"...
2023-09-13
"[...] nieusuwalna podstawa wszelkiej wspólnoty ludzkiej, jaka jest międzypodmiotowa przestrzeń racjonalnego dyskursu, rozpada się tu i ustępuje miejsca na wskroś nie-rozumnej przemocy" (17).
""[...] praktyczność zyskuje u Fichtego swój wymiar bezpośrednio epistemologiczny, a nawet ontologiczny (realność bytu jako zastygłe uprzedmiotowienie czynu i dokonującej do czynności), a jej zakres zostaje rozciągnięty na całość ludzkiego (teoretyczno-praktycznego) doświadczenia w życiu i w kulturze" (21).
"[...] przestaje być myśleniem filozoficznym także w tym najbardziej podstawowym sensie, że rezygnuje z wszelkich roszczeń do tego, by zrozumieć siebie jako myślenie, a swą wiedzę jako wiedzę właśnie; słowem, rezygnuje z wszelkich roszczeń epistemologicznych" (24-25).
"[...] są czysto werbalnymi serwitutami na rzecz samej tylko litery marksowskiego materializmu [...] tylko pozorami maskującymi zasadniczą nieprzystawalność myślową całej tej koncepcji poznania i praktyki do właściwej teorii Marksa" (26).
"[...] ideologiczny nacisk tryumfującego pozytywizmu i scjentyzmu w II połowie XIX wieku, który tak w filozofii, jak w świadomości potocznej na długo utrwalił mit o tożsamości poznania i nauki" (26-27).
"[...] godząc się na całkowite przejęcie dawnej problematyki "teorio-poznawczej" przez scentystyczno-pozytywistyczną samowiedzę nowoczesnej nauki, jej teorii i metodologii, odcięli sobie drogę do rzeczywiście Marksowskiego, tj. dialektyczno-histoycznego zrozumienia samej nauki jako swoistego, historycznego i kulturowo uwarunkowanego typu poznawczych zachowań uspołecznionego człowieka" (27).
"Słowem, trzeba nie tylko pojąć konieczny związek, w jakim poznanie zawsze pozostaje z praktyką [...] lecz trzeba także samo poznanie ująć jako praktykę, jako jedną z form społecznej aktywności ludzi w ich historycznym, społeczno-ludzkim świecie" (28).
"[...] teoretyczna rzeczywistość, wytwarzana przez ową praktykę poznania, nie jest żadnym odbiciem, odzwierciedleniem, idealnym podwojeniem jakiejś 'rzeczywistości samej w sobie', lecz stanowi integralny składnik rzeczywistości tout court - jednej i jedynej, zawsze teoretyczno-praktycznej rzeczywistości ludzkiego świata" (30).
"myślenie przestaje tu być 'samym tylko myśleniem', stając się pierwotnie ustanawiającą i formującą, wiedzotwórczą i sensotwórczą aktywnością, w której transcendentalne Ja wytwarza swój poznawany 'świat' jednocześnie ze sobą samym" (31).
"w tej mierze poznawanie, jako pierwotna forma ludzkiej aktywności sensotwórczej, samo należy do ontologicznej struktury świata, tworzy bowiem istotny wymiar jego zrozumiałej rzeczywistości" (31).
"Poznanie i bycie poznawanym utraciły utraciły tu więc swój bezpośrednio epistemiczny pozór czegoś, co czysto 'idealnie' i całkowicie z zewnątrz 'podchodzi do' jakiegoś danego mu, bezwzględnie przed-poznawczego 'bytu samego w sobie'; stały się natomiast koniecznymi warunkami 'samoeksterioryzacji' ludzkiego 'ducha' w jego na wskroś praktycznej aktywności wytwarzania i odtwarzania z siebie samego" (31-32).
"'podmiot' w takim znaczeniu jest - właśnie przez swoją subiektywną, nieskończenie negatywną 'ja-samość' - nieodmiennie nosicielem i rzecznikiem skończoności, a więc partykularyzmu, przypadkowości dowolnych 'mniemań', jałowego 'uporu' samowiedzy, która swój 'własny sens' może odnaleźć tylko we wciąć odnawiającym się zderzeniu z jakimś 'obcym sensem' Innego, przeczy, przedmiotu" (37-38).
"Jednakże nawet w tej pełnej, czyż obustronnie zapośredniczonej i rozpoznawanej jedności podmiotowo-przedmiotowej, jaką jest całkowicie rozwinięte Pojęcie, występuje przecież najwyraźniej jakaś znacząca przewaga jednego z tych momentów - mianowicie momentu podmiotowego. [...] Choć bowiem »pojęcie subiektywne« jest tylko pojęciem »formalnym« [...] to jednak podmiotowość stanowi zarazem konieczną, niezbywalną formę Pojęcia jako takiego (prawdziwego). [...] Mówiąc nieco złośliwie, jest to całkowita »równość« obu momentów, podmiotowego i przedmiotowego, ale taka, w której ten pierwszy jest jednak trochę »bardziej równy« od drugiego" (39).
"[...] prawdę racjonalnej ogólności, mocą której każde Ja może odnaleźć swe Moje tylko w obrębie tego, co dla wszystkich Nasze" (45).
"Artykułowane opanowywanie bezpośredniej cielesności potrzeb i popędów, zmysłowo-rozsądkowe poznawanie świata zewnętrznego, 'kształtujące' przyswajanie jego przedmiotowości w procesie pracy, wzajemność uznawania się wszystkich jednostkowych 'samowiedz' w intersubiektywnej 'samowiedzy ogólnej', ich symboliczna komunikacja w 'idealnym' medium języka, wreszcie opracowanie powszechnie ważnych zasad myślenia i reguł działania w kulturze - oto niektóre z Heglowskich przykładów tej podmiotowotwórczej funkcji ogólności" (46).
"Heglowska Etyczność, Sittlichkeit, jest wszak nie samym tylko bezpośrednim (abstrakcyjnym) przeciwieństwem 'moralności', Moralitat, lecz najwyraźniej jej 'zniesieniem', a więc właściwym spełnieniem, urzeczywistnieniem" (48).
"W odróżnieniu bowiem od 'pięknej totalności' życia etycznego w świecie greckiego antyku, nowoczesny świat chrześcijańsko-mieszczańskiej 'prozy' ma za swą zasadę nieodwołalne rozdwojenie człowieka na bourgeois i citoyen, prywatnego 'mieszczanina' i publicznie aktywnego obywatela" (48).
"Globalne 'panowanie techniki' bywa coraz częściej przedstawiane jako źródło i środek nowej formy społecznego panowania ludzi nad ludźmi, jako narzędzie politycznej dominacji i represji" (51).
"Sprzeciw wobec 'rozumu technologicznego' w jego społecznej irracjonalności jest tu więc częścią składową globalnej krytyki kapitalizmu w ogóle, w szczególności zaś współczesnego społeczeństwa 'późno-" lub 'post-kapitalistycznego'. Czysto instrumentalną racjonalność technicznego i socjotechnicznego rozporządzania traktuje się tu jako nowy środek ideologicznej mistyfikacji, którego istota polega na tym, że pozwala on manipulacyjną strukturę panowania i represji płynnie przenieść ze stosunku człowieka do przyrody zewnętrznej na społeczne stosunki między samymi ludźmi, i który tym jest groźniejszy, im bardziej irracjonalność społeczno-politycznej przemocy i opresyjnej dominacji ukrywa za niewinną fasadą tego, co po prostu 'racjonalne'" (51).
"I odwrotnie: problem ludzkiej emancypacji, samorealizacji człowieka jako wolnego podmiotu w sensownej, od przymusu wolnej wspólnocie z innymi podmiotami, przekłada się teraz bezpośrednio także na pytanie o jakąś 'inną', nie-instrumentalną racjonalność myślenia i działania, która sama już nie dałaby się spożytkować technicznie, ale która właśnie dlatego umożliwiłaby rozumną kontrolę nad rozwojem i spożytkowaniem techniki" (51-52).
"Zawsze pojmuje się ją jednak jako sensowną i sensotwórczą racjonalnością 'substancjalnego', a zarazem 'podmiotowego' Rozumu, która ma rozsadzić i przekroczyć wyobcowanego ramy techniczno-instrumentalnej 'nie-rozumności'" (52-53).
"Instrumentalno-techniczny stosunek człowieka do przyrody w procesie pracy zakłada i wyraża społeczno-polityczne stosunki dominacji i podległości między ludźmi" (60).
###
"Można to nazwać chytrością rozumu, że każe namiętnością działać dla siebie, przy czym to, co dzięki temu dochodzi o istnienia, ponosi straty i ofiary. [...] Sprawy partykularne są przeważnie zbyt drobne w stosunku do ogólnych: jednostkę składa się w ofierze i skazuje na zagładę. Idea opłaca haracz istnienia i znikomości nie własnym kosztem, lecz kosztem namiętności jednostek" (G. W. F., Wykłady z filozofii dziejów, t. 1, ss. 49-50).
"W ten sposób dobro ogółu toruje sobie drogę nie wbrew egoistycznym interesom i korzyściom indywiduów, lecz właśnie poprzez nie i za ich pośrednictwem" (160).
Chytrość jest najskuteczniejszym orężem rozumu przeciwko przemocy.
"Wiedza stwierdza, że treść jest jej własną wewnętrzną stroną; toteż jej czynność jest zarazem zatopiona w treści [...] i jest czymś, co wróciło do siebie. Czynność ta jest w ten sposób chytrością, która pod pozorem wstrzymania się od działania przygląda się temu, jak określoność i jej konkretne życie, w mniemaniu, że działa dla własnego utrzymania się i we własnym interesie, okazuje się właśnie czymś wręcz przeciwnym, mianowicie działaniem, które samo się rozpływa i samo czyni się momentem całości" (Fenomenologia ducha, t. 1, s. 71).
W jenajskich wykładach z "filozofii realnej" (1805-1806), gdzie analiza narzędzia i jego użytku jest swoista prefiguracją dialektyki środka i celu z Nauki Logiki:
Posłużywszy się narzędziem, "wstawiłem pomiędzy siebie a zewnętrzną egzystencję rzeczową taką chytrość, która pozwala mi oszczędzić siebie, zakrywając nim swoją określoność i każąc mu, by to ono zużywało się (Naturphilosophie und Philosophie des Geistes (Jenaer Realphilosophie)), [za:] Siemek (156).
Narzędzie w ogóle sprawia, że "aktywność własna sił przyrody [...] jest stosowana tak, by siły te w swym zmysłowym istnieniu czyniły coś zupełnie innego niż czynić chciały; że więc ich ślepe działanie zostaje przekształcone w działanie celowe, w swe własne przeciwieństwo: w rozumne zachowanie się przyrody, w prawa, którym podlega jej zewnętrzne istnienie. Samej przyrodzie nie dzieje się przez to nic złego; to tylko jednostkowe cele jej przyrodniczego bytu stają się czymś ogólnym. [...] Tutaj popęd już całkowicie opuszcza samą pracę. Pozwala raczej przyrodzie ścierać się, a sam spokojnie się temu przygląda i bez większego trudu rządzi całością: oto chytrość" (Naturphilosophie und Philosophie des Geistes (Jenaer Realphilosophie)), [za:] Siemek (157).
"Chytrość rządu [polega na tym, by] zdać się na własną korzyść innych [...] i przemienić ją w swoją korzyść, tak nią kierując, by wciąż doń powracała. [...] chytrość rozumu pozwala jednostką działać, ale tak, by każdy troszcząc się o samego siebie, zarazem rozpływał się w tym, co ogólne" (Naturphilosophie und Philosophie des Geistes (Jenaer Realphilosophie)), [za:] Siemek (160-161).
"To, że cel nadaje sobie pośredni stosunek do przedmiotu i umieszcza między sobą a tym przedmiotem pewien inny przedmiot, można uważać za chytrość rozumu" (Nauka Logiki, t. 2, s. 636).
Kantowska "przyroda" jest tu kryptonimem historycznego rozumu. "Aspołeczna towarzyskość" Kanta i Heglowska "chytrość rozumu" to dwie różne nazwy i metafory tej samej figury myślowej.
Teza piąta Kantowskich "Pomysłów do ujęcia historii powszechnej w aspekcie światowym":
"Zadaniem największym, jakie stoi przed rodem ludzkim i do rozwiązania którego zmusza go przyroda, jest zrealizowanie społeczeństwa obywatelskiego powszechnie rządzącego się prawem" (Kant I., Pomysły do ujęcia historii powszechnej w aspekcie światowym, [za:] Siemek, 165).
"Toteż dzięki niechaj będą przyrodzie za niezgodę, za zawistną rywalizację próżności, za nigdy nie zaspokojoną żądzę panowania, a nawet władzy! Człowiek chce zgody, ale przyroda wie lepiej, co jest dobre dla jego gatunku: ona chce niezgody. Człowiek chce żyć w dostatku i zadowoleniu - ale przyroda nie pozwala mu na gnuśność i zadowolenie z tego, co już posiada, każe mu się rzucać w wir pracy i mozołu po to, ażeby musiał wysiłkiem swej inteligencji zdobywać sposoby wydobycia się z trudności" (Kant I., Pomysły do ujęcia historii powszechnej w aspekcie światowym, [za:] Siemek, 164).
"Kamienie i belki ulegają ciężkości, cisną w dół, ale dzięki niej wzniesiono wysokie mury. Żywiołami posługujemy się więc zgodnie z ich naturą, one zaś współdziałają w wytworzeniu dzieła, które je ogranicza. W podobny sposób zaspokajają się namiętności: spełniając i osiągając swe cele zgodnie z własną naturą, wznoszą gmach ludzkiego społeczeństwa, w którym prawu i porządkowi dały prawo przeciwko sobie" (Wykłady z filozofii dziejów, t. 1, ss. 168-169).
"'naturalnego' ładu etycznego, którego święta, ale dla tajemna i dla człowieka nieprzenikniona moc objawiała się niegdyś we wszechwładzy nadludzkich potęg chtonicznych, w boskim dyktacie nieubłaganego przeznaczenia, wreszcie w 'przyrodzonej' sile plemiennych więzów krwi" (145-146).
"[...] nieusuwalna podstawa wszelkiej wspólnoty ludzkiej, jaka jest międzypodmiotowa przestrzeń racjonalnego dyskursu, rozpada się tu i ustępuje miejsca na wskroś nie-rozumnej przemocy" (17).
""[...] praktyczność zyskuje u Fichtego swój wymiar bezpośrednio epistemologiczny, a nawet ontologiczny (realność bytu jako zastygłe uprzedmiotowienie czynu i dokonującej do...
2023-09-07
Teraz jestem też tu:
https://www.youtube.com/@the_deepest_black
HEGEL
Ewangelia wg. Hegla - bardzo ciekawa sprawa.
U Hegla Jezus staje się wyrazicielem autonomicznej moralności Kantowskiej.
Większość tego typu cytatów Hegel wkłada w usta Jezusowi:
"Pielęgnacja rozumu jest jedynym źródłem prawdy i ukojenia [...]" (14).
"Albowiem Bóg tak dalece wyróżnił człowieka spośród wszystkich stworzeń, że opromienił go odblaskiem swojej własnej istoty, obdarzając rozumem" (19).
"[...] warunek główny to ten, byście nie poprzestawali na dotrzymywaniu tylko jego [systemu Prawa] litery, która jako jedyna może być przedmiotem sądów ludzkich [...] lecz byście postępowali zgodnie z jego duchem, z poszanowaniem dla obowiązku" (23-24).
"Jeśli wasze kościelne przepisy i pozytywne nakazy uważacie za najwyższe prawo dane człowiekowi, to nic nie wiecie o człowieczej godności ani o władzy, jaką ma człowiek, by z siebie samego czerpać swe pojęcie Boga i swe poznanie jego woli. Kto tej władzy w człowieku nie szanuje, ten nie szanuje Boga. To, co człowiek może nazwać swoim Ja, a co jest trwalsze ponad grób i zatratę, i co samo sobie wyznacza swoją zasłużoną nagrodę, zdolne jest również samo sobą kierować. Owo coś obwieszcza się jako rozum, którego prawodawstwo nie zależy już od niczego innego i któremu żadna inna władza na ziemi czy w niebie nie może wręczyć żadnego innego wzorca, jakim miałby się kierować" (31-32).
"[...] chłód wobec takich szlachetnych uczuć pokazuje, że nie wróciło się jeszcze do prostoty cnoty" (36).
"To wewnętrzne prawo jest prawem wolności, któremu człowiek podporządkowuje się dobrowolnie jako prawu przez siebie samego ustanowionemu. Prawo to jest wieczne i to w w nim dane jest poczucie nieśmiertelności" (44)
"Rozum, który rzuci przemożne wyzwanie waszym arbitralnym naukom i ustanowieniom, pełnym pogardy dla najwyższego powołania ludzkiego, jakim jest cnota, i który obnaży cały przymus, jakim chcecie w narodzie utrzymać poważanie dla waszej wiary i waszych praw!" (51-52).
"Nie zwlekajcie więc z tym i nie myślcie, że nie ma pośpiechu, aby poświęcać się celom wyższym niż gromadzenie skarbów i życie dla przyjemności. Każda chwila, której nie przeznaczycie na służbę dobru, jest stracona dla waszego wyższego powołania; a śmierć wyprzedzi was i zaskoczy" (54).
"Znajdą przed sędzią świata łaskę ci, którzy byli wyznawcami Zeusa, Brahmy lub Wotana, ale spośród tych, co tak pysznili się znajomością Boga, lecz swoim życiem zadawali jej kłam, i co roili sobie, że będą pierwszymi, będzie wiele odrzuconych" (56).
"Człowiekowi dane jest prawo jego rozumu i ani z nieba, ani z krainy zmarłych nikt nie może dać mu żadnych innych pouczeń. Byłoby to bowiem najzupełniej wbrew duchowi tego prawa, które wymaga posłuszeństwa wolnego, nie zaś wymuszonego, zniewolonego strachem" (63).
"Królestwo Boże [...] musi być dopiero wzniesione w waszym wnętrzu" (63).
"Uznają bowiem, że dla zaślepionych sporów o nazwy i słowa wolno im poświęcać najświętsze obowiązki człowieczeństwa" (77).
"Ale bądźcie czujni, by do waszych serc nie wślizgnął się fałszywy spokój lenistwa, którego podstawą jest trzymanie się konfesyjnych formuł, mechaniczne odmawianie modlitw i ścisłe przestrzeganie modlitw jakiegoś Kościoła" (78).
"Słuchajcie tego wewnętrznego głosu prawdy w was samych, a wtedy będziemy w istocie zjednoczeni, choć rozłączone będą nasze osoby; i wcale nie będziemy daleko od siebie" (82).
To, że odchodzę, niech nie zasmuca was, lecz raduje; udaję się bowiem w drogę wiodącą wzwyż, ku lepszym światom, gdzie duch bez ograniczeń i swobodnie wznosi się ku praźródłom wszelkiego dobra, powracając do swojej ojczyzny, którą jest królestwo nieskończoności" (82-83).
"Nie nazywam was już moimi uczniami ani wychowankami [...] Dorośliście już do męskiej niezależności i do wolności posługiwania się własną wolą. Zaowocuje więc w was siła waszej własnej cnoty, jeśli tylko pozostanie w was ten duch miłości, który was i mnie ożywia" (83).
"A dumą moją była owa wszystkim ludziom dana zdolność do cnoty, stanowiąca powszechny charakter istot rozumnych" (85).
FREUD
Freud bredzi, jak zwykle, ale przyjemnie się go czyta.
"Mojżesz jest, być może, dobrze urodzonym Egipcjaninem, którego legenda uczyniła Żydem. Taki byłby wynik naszych badań!" (111)
"Żaden inny naród nie uczynił tyle dla zanegowania śmierci, tak gorliwie nie starał sobie zapewnić egzystencji na tamtym świecie, jak Egipcjanie" (117).
"Krytyka ta nie dotyka nas zbytnio, gdyż znajduje odzwierciedlenie w naszej własnej ocenie" (141).
"[...] jaką to zbrodnię popełnia się na wspaniałej różnorodności ludzkiego życia, gdy uznaje się tylko motywy płynące z materialnych potrzeb" (153).
"[...] rezultaty naszej pracy redukują religie do neurozy ludzkości" (155).
"[...] nigdy nie wątpiłem w to, ze zjawiska religijne należy rozumieć jedynie podług wzoru znanych nam neurotycznych objawów jednostki [...]" (158).
"Tak jak przedtem, niepewnie czuję się w obliczu mojej własnej pracy, tracę poczucie jedności i wzajemnej przynależności, jakie autor powinien odczuwać w stosunku do swojego dzieła. [...] nigdy nie wątpiłem w to, ze zjawiska religijne należy rozumieć jedynie podług wzoru znanych nam neurotycznych objawów jednostki [...] W moich oczach ta zainspirowana postacią Mojżesza-człowieka rozprawa jest jak tancerka balansująca na czubkach palców" (157-158).
"Żyjemy w bardzo dziwnych czasach. Odkrywamy ze zdziwieniem, że postęp sprzymierzył się z barbarzyństwem. W Związku Radzieckim postanowiono poprowadzić niemal 100 milionów zniewolonych ludzi do lepszych form życia. Starczyło śmiałości, by odebrać im 'opium' religii, i mądrości, by dać im rozsądną miarę wolności seksualnej, ale zarazem poddano ich strasznemu uciskowi, pozbawiono jakiejkolwiek wolności myślenia. Podobnie brutalnymi metodami wpaja się narodowi włoskiemu zmysł porządku i obowiązkowości. Od przygnębiających myśli uwalnia nieco widok narodu niemieckiego, który udowadnia, że regres do niemal prehistorycznego barbarzyństwa może nastąpić również bez związku z jakąkolwiek postępową ideą. W każdym razie doszło do tego, że konserwatywne demokracje stały się dzisiaj obrońcami kulturowego postępu, temu kulturowemu niebezpieczeństwu zaś energicznie przeciwstawia się właśnie instytucja Kościoła Katolickiego, będąca do tej pory nieubłaganym wrogiem myślenia i postępu w poznawaniu prawdy" (154-155).
"Tak jak przedtem niepewnie czuję się w obliczu mojej własnej pracy, tracę poczucie jedności i wzajemnej przynależności, jakie autor powinien odczuwać w stosunku do swojego dzieła. [...] W moich oczach ta zainspirowana postacią Mojżesza-człowieka rozprawa jest jak tancerka balansująca na czubkach palców" (158).
"W Egipcie monoteizm rozwinął się, o ile wiemy, jako skutek uboczny imperializmu: Bóg był odbiciem faraona - absolutnego władcy ogromnego imperium" (165).
"Jeśli idzie o zjawisko świadomości, możemy jeszcze powiedzieć to, że pierwotnie jest ono związane z postrzeżeniem. Najszybciej świadome stają się wszystkie te doznania, które powstają w wyniku postrzeżenia bodźców bólu, dotyku, słuchu lub wzroku" (200).
"Dziedzictwo archaiczne człowieka obejmuje nie tylko dyspozycje, lecz także treści, ślady pamięciowe przeżyć wcześniejszych pokoleń" (202).
"Niestety siła twórcza autora nie zawsze nadąża za jego wolą; dzieło poczyna sobie tak, jak chce, i często wydaje się samemu twórcy tworem niezależnym, a nawet obcy" (206).
"Z pewnością nie nazwiemy wielkim człowiekiem mistrza szachów, podobnie jak nie będzie łatwo nazwać tak wybitnego artystę czy badacza. W takim wypadku nazwalibyśmy go wielkim poetą, malarzem, matematykiem lub fizykiem, prekursorem w tej czy innej dziedzinie, ale mielibyśmy opory przed nazwaniem go wielkim człowiekiem. Jeśli bez wahania uznajemy na przykład Goethego, Leonarda da Vinci i Beethovena za wielkich ludzi, to skłania nas do tego coś więcej niż tylko podziw dla ich wspaniałych dzieł" (210).
"Wiemy, że masach istnieje silna potrzeba autorytetu, którego można by podziwiać, któremu można by się podporządkować, który by panował nad ludźmi, a nawet źle się z nimi obchodził" (211).
„We wszystkich epokach traktowano królów podobnie jak bogów, co wyrażało ich wspólną tożsamość, wspólne pochodzenie” (214).
„U dzieci i dorosłych neurotyków znajdujemy, podobnie jak u ludzi prymitywnych, fenomen psychiczny, który nazywam wiarą we „wszechmoc myśli”. Uważam go za przesadną ocenę wpływu, jaki mogą wywierać na zmiany w świecie zewnętrznym nasze akty psychiczne, a tym wypadku intelektualne. […] Zakładamy, że „wszechmoc słów” była wyrazem dumy człowieka z rozwoju języka, który przyniósł tak nadzwyczajny wzrost aktywności intelektualnej. Otworzyło się nowe królestwo duchowości, gdzie miarodajne stały się wyobrażenia, wspomniani i wnioskowania, w przeciwieństwie do niższej aktywności psychicznej, której treścią była bezpośrednia percepcja organów zmysłowych. Był to z pewnością jeden z najważniejszych etapów do uczłowieczenia” (215).
„Człowiek poczuł się zmuszony uznać ‘duchowe’ moce, to znaczy moce, które nie dają się pojąć zmysłom, zwłaszcza wzrokowi, choć bez wątpienia mają nadzwyczajne oddziaływanie. Jeśli zawierzymy świadectwu języka, to prawzoru uduchowienia dostarczy ruch powietrza, duch bowiem bierze swą nazwę z powiewu powietrza (animus, spirytus, po hebrajski: ruach – tchnienie). Tak doszło do odkrycia duszy jako duchowej zasady w pojedynczym człowieku (216).
„Ten zwrot od matki do ojca oznacza zarazem zwycięstwo duchowości nad zmysłowością, a więc postęp w kulturze, ponieważ macierzyństwa dowodzą zmysły, podczas gdy ojcostwo opiera się na pewnej dedukcji i pewnych przesłankach. Opowiedzenie się po stronie procesu myślowego, które wznosi się ponad zmysłowe postrzeganie, okazało się krokiem przemiennym w skutki” (216).
„Postęp uduchowienia polega na tym, że opowiada się przeciwko bezpośrednim wrażeniom zmysłowym, a za tak zwanymi funkcjami intelektualnymi, to znaczy wspomnieniami, refleksją i dedukcją, i skłania się na przykład do uznania, że ojcostwo ważniejsze jest od macierzyństwa, choć nie sposób go dowieść za pomocą zmysłów. Z tego też względu dziecko ma nosić nazwisko ojca i po nim dziedziczyć” (220).
„Widzimy tu więc, że w miarę rozwoju ludzkości duchowość ujarzmia zmysły, a ludzie czują się wywyższeni i dumni z każdego postępu w tej mierze. Nie potrafimy jednak powiedzieć, dlaczego tak ma być” (220).
„Być może człowiek uznaje za wyższe to, co po prostu jest trudniejsze, a jego duma jest tylko narcyzmem spotęgowanym przez świadomość przezwyciężania trudności” (220).
„Sacer znaczy nie tylko ‘święty’, ‘uświęcony’, lecz także coś, co możemy przełożyć jako ‘przeklęty’, ‘odrażajacy’ (auri sacra fames)” (224).
„Powiadają oni [ludzie wierzący], że idea jedynego boga dlatego działa na ludzi w tak przemożny sposób, ponieważ jest częścią wiecznej prawdy, która długo ukryta wyszła w końcu na jaw i musiała wszystkich porwać” (231).
„Nidzie nie widać, aby ludzi intelekt był szczególnie wrażliwy naprawdę, a życie psychiczne człowieka wykazywało przesadną skłonność do jej przyjęcia. Przeciwnie, doświadczenie uczy nas, że nasz intelekt bardzo łatwo i niepostrzeżenie zbacza na manowce i że najłatwiej wierzymy w to, co bez względu naprawdę odpowiada naszym życzeniom” (231).
Teraz jestem też tu:
https://www.youtube.com/@the_deepest_black
HEGEL
Ewangelia wg. Hegla - bardzo ciekawa sprawa.
U Hegla Jezus staje się wyrazicielem autonomicznej moralności Kantowskiej.
Większość tego typu cytatów Hegel wkłada w usta Jezusowi:
"Pielęgnacja rozumu jest jedynym źródłem prawdy i ukojenia [...]" (14).
"Albowiem Bóg tak dalece wyróżnił człowieka...
2023-08-24
Józef Korzeniowski wspomina w Przedmowie, że jego 'Lord Jim', heroicznie wspaniały skądinąd, spotkał się z opinią, jakoby był utworem cokolwiek 'niezdrowym', 'chorobliwym'. Opinia ta, słuszna czy też nie (rozstrzygnięcie tego pozostawiam silniejszym głowom - jak mawia Arystoteles), wynikała z wiadomego powody i bynajmniej nie była kompletnie od rzeczy. A teraz spójrzcie... Jeśli 'Lord Jim' (porównanie to uważam za jak najbardziej na miejscu) jest tekstem cokolwiek 'chorobliwym' i 'niezdrowym', to czym jest 'Słońce i Stal'? A może właśnie jest prześwitem pełniejącego zdrowia, o którym pisze Mishima?
Cytaty wymagające, tylko na własną odpowiedzialność: dla otwartych głów.
###
"Gdyby przyrównać 'ja' do domu, ciało byłoby otaczającym go owocowym sadem. Mógłbym ów sad pieczołowicie pielęgnować albo pozostawić samym sobie pleniące się w nim chwasty" (6).
"Nauczyciel japońskiego musiał marszczyć brwi, czytając moje wypracowania - nie było w nich bowiem słów odnoszących się do rzeczywistości" (7).
"Za nader szpetne uważałem zawsze widoczne przejawy duchowego lenistwa (brzuszysko jak bęben) czy też przerostu (widoczne żebra zapadającej się klatki piersiowej) i nie mogłem powstrzymać zdziwienia, odkrywszy, że są na świecie ludzie, którzy taką swoją fizyczność kochają. Dla mnie było to przejawem bezwstydnego rozpasania przypominającym fizyczne obnażanie wstydliwych części ducha. Był to jedyny przejaw narcyzmu, którego nie potrafiłem wybaczyć" (14).
"Silna niechęć do słońca była jedynym przejawem mojego młodzieńczego buntu - skłaniałem się raczej ku Novalisowskiej nocy i celtyckim zmierzchom Yeatsa, napisałem nawet opowiadanie o mrokach średniowiecza, ale wraz z końcem wojny zacząłem zdawać sobie sprawę, że oto nastaje era, w której pałając niechęcią do słońca, ulega się po prostu standardom nowej epoki" (17-18).
"Czyż jednak myśl zasadniczo nie przynależy do nocy? Czyż twórczość literacka nie musi odbywać się w jej gorejącym mroku? Jeśli o mnie chodzi nie porzuciłem swojego nawyku pisania aż do świtu, a moje środowisko pełne było ludzi, których cera nosiła ślady nocnych rozmyślań" (19).
"Wraz z procesem indywidualizowania i przywłaszczania słów pojawia się jednak - na niewielką skalę - samowola ich użytkowników, co stanowi początkowy punkt przemiany słów w sztukę" (25).
"Poza tworzonymi kolektywnie starożytnymi poematami epickimi każdy utwór, który dumnie nosi na okładce nazwisko autora, jest tylko pięknym 'wynaturzeniem języka'" (26).
"[...] każde dzieło literackie jest pięknym 'wynaturzeniem języka'" (30).
"Nigdy nie zależało mi na odurzaniu zmysłów alkoholem czy narkotykami" (33).
"W cynicznym podejściu, które we wszelkim heroizmie dostrzega komizm, tkwi zawsze cień kompleksu fizycznej pośledniości. Bohaterstwo szyderczym rechotem kwitują tylko ci, którzy wiedzą, że sami nie mają fizycznej predyspozycji do jego osiągnięcia - to jasne (35).
"Nigdy jeszcze nie słyszałem, by heroizm okpiwał ktoś, kogo cielesne przymioty określić by można jako godne bohatera. Taki cynizm zawsze ma związek z ciałem cherlawym tudzież otyłością, podczas kiedy heroizm i przemożny nihilizm łączą się z imponującą muskulaturą" (36).
"Można na to spojrzeć jeszcze inaczej - porządek 'miecza' stanowi, że kwiat przemija w rozkwicie, literatura zaś tworzy kwiaty, które nie więdną. Nie więdną zaś tylko kwiaty sztuczne" (44).
"Mój umysł, wiecznie znudzony, przestał już zdradzać zainteresowanie czymkolwiek poza przedsięwzięciami najtrudniejszymi, niemal niewykonalnymi. Mówiąc precyzyjniej, dał się oczarować niebezpiecznej grze, w której świadomość sama siebie stawiała pod ścianą. Pociągał mnie też ten odświeżający prysznic zaraz po" (45).
"Byłem kiedyś chłopcem wiecznie zapatrzonym w świat za oknem, wyczekującym niezwykłych zdarzeń ciągnących ku mnie stadami. Nie mogąc zmienić świata własnymi siłami, marzyłem, że to on przejdzie transformację; wobec mojego chłopięcego niepokoju ta samoistna zmiana świata była naglącą potrzebą, chlebem powszednim, czymś, bez czego nie potrafiłem żyć. Koncept przemiany świata stanowił dla mnie, młodzieńca, sprawę tak zasadniczą, jak sen, czy regularny posiłek; uczyniłem zeń łono żywiące moją wyobraźnię. [...] Moimi najgłębszymi marzeniami były krańcowe niebezpieczeństwa i kataklizmy - o szczęściu nie śniłem ani razu. Rzeczywistość, która najbardziej mi odpowiadała, to codzienna anihilacja świata; pokój zaś odczuwałem jako stan najtrudniejszy do przeżycia, jako coś całkowicie niezgodnego z normalnością" (49-50).
"Żadna chwila nie jest tak olśniewająca jak ta, w której codziennie wyobrażenia śmierci, niebezpieczeństwa i końca przeobrażają się w obowiązek" (50).
"... to dość ryzykowna sprawa: omawiać szczęście, któremu słów nie trzeba" (52).
"Możliwe, że to, co dla mnie jest szczęściem, znajduje się obok tego, co inni nazwaliby niebezpieczeństwem" (54).
"Właśnie w tych czasach, gdy kolejny dzień mógł nie nadejść, gdy kipiące mleko w czarce katastrofy podnosiło kożuch i ulewało się, nie miałem dość kwalifikacji, by je wypić" (55).
"Jedyne, co nam wszystkim pozostaje, to wolność decyzji, jak postąpimy skonfrontowani z nicością czasu teraźniejszego, w przestrzeni oczekiwania na Absolut" (61).
"Niestety większość ludzi do samego końca nie wyrzeka się prostackiego zwyczaju, jakim jest nieuświadamiane wystawianie swej prawdziwej twarzy ku jasnym promieniom poranka" (62).
"Zacząłem swoje literackie życie raczej od szukania sposobów ukrycia swojego prawdziwego 'ja" aniżeli od prób jego wyrażenia" (63).
"Żyłem w sposób, który złośliwiec nazwałby obłędem" (68).
"Albo mógłbym rzec, że deszcz słów padający we mnie w czasie, gdy moje istnienie było jeszcze w powijakach, stanowił zapowiedź mojej nieprzystawalności do grupy - podobnie jak ulewa, która zaczyna się jeszcze przed świtem, jest prognoza na resztę dnia. U zarania życia tworzyłem samego siebie w takim właśnie deszczu" (76).
###
Mishima i staroegipsko-grecko-heglowskie inspiracje Uroborosem (Οὐροβόρος).
"Wyłonił się przede mną wielki, potężny wąż owinięty w krąg wokół kuli ziemskiej. Olbrzymi gad, który pożerając swój ogon tłumi wszystkie sprzeczności. Gigantyczny wąż ostateczny, który gromkim rechotem wyszydza wszelkie odwrotności. [...] Przeciwieństwa w zenicie zaczynają siebie przypominać - im większa jest między nimi przepaść, tym bardziej zbliżają się one do siebie. To tę właśnie tajemnicę wykładał wężowy krąg. Ciało i duch, porządek zmysłowy i porządek intelektu, zewnętrze i wnętrze uniosą się ponad ziemię, wyżej nawet niż wężowy krąg białych obłoków okalający glob, i tam się złączą" (80).
"Gdzieś istnieć musi przestrzeń, w której ekstremum ruchu staje się bezruchem, a ostateczny bezruch - ruchem" (81).
"Gdzieś musi istnieć nadrzędna reguła mogąca oba te pierwiastki dostroić i uczynić jednością" (81).
"Wielki krąg wężowy, który wszystkie przeciwieństwa scala w jedność, najprawdopodobniej musiał już istnieć wcześniej, skoro pojawił się w mojej świadomości. Wąż w nieskończoność połykający własny ogon" (87).
"Jakże jednak przygody intelektu zaznajamiały mnie z niebotycznymi wysokościami! Duch mój ulatywał wyżej nad ptaki, nie bacząc zgoła na brak tlenu. [...] A umysły innych ludków? Były jak koniki polne nie potrafiące skoczyć ponad swoje ciało. Jeden rzut oka daleko w dół na ich skryte w trawie żałosne cienie przyprawiał mnie o spazm śmiechu" (82).
Józef Korzeniowski wspomina w Przedmowie, że jego 'Lord Jim', heroicznie wspaniały skądinąd, spotkał się z opinią, jakoby był utworem cokolwiek 'niezdrowym', 'chorobliwym'. Opinia ta, słuszna czy też nie (rozstrzygnięcie tego pozostawiam silniejszym głowom - jak mawia Arystoteles), wynikała z wiadomego powody i bynajmniej nie była kompletnie od rzeczy. A teraz spójrzcie... ...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-07-26
Mistrzostwo kondensacji, Panie Finkielkraut!
"'Być na haju' - brzmi hasło tego nowego hedonizmu [postmodernistycznego], odrzucającego zarówno nostalgię, jak i samooskarżenie. Jego adepci nie aspirują do społeczeństwa autentycznego, gdzie wszyscy żyliby w ciepełku swojej tożsamości kulturowej, lecz do społeczeństwa polimorficznego, do pstrokatego świata, który by udostępniał każdemu wszystkie formy życia. Wychwalają nie tyle prawo do różnicy, ile powszechne pomieszanie, prawo każdego do specyficzności Innego. . Wielokulturowy znaczy dla nich dobrze zaopatrzony; cenią sobie nie kultury jako takie, lecz ich ulukrowaną wersję, te ich część, której mogą spróbować. Są konsumentami, a nie kustoszami istniejących tradycji , a tkwiący w nich król-klient tupie z niecierpliwością przed barierami, jakie stare i sztywne ideologie narzucają jeszcze królestwu rozmaitości" (111-112).
"Zostali państwo uprzedzeni: jeśli sądzicie, że pomieszanie pojęć nigdy nikogo nie uchroniło przed ksenofobią, jeśli upieracie się przy zachowaniu surowej hierarchii wartości, jeśli reagujecie bezkompromisowo na tryumf niezróżnicowania, jeśli nie potraficie przypiąć tej samej kulturowej etykietki autorowi 'Prób' i telewizyjnej gwieździe, medytacji, która chce umysł pobudzić, i widowisku, które ma go ogłuszyć, jeśli nie chcecie stawiać znaku równości między Beethovenem i Bobem Marleyem (nawet jeśli jeden jest biały, a drugi czarny), to dlatego, że należycie nieodwołalnie do obozu łajdaków i zgredów. Bronicie porządku moralnego i wasza postawa jest po trzykroć przestępstwem: odmawiacie sobie wszystkich przyjemności życia, bo jesteście purytanami; ciskacie gromy na tych, którzy zerwali z waszą surową moralnością i wolą żyć pełną piersią, bo jesteście despotami; pragniecie tylko jednego: powstrzymać marsz ludzkości ku autonomii. Tak samo jak rasiści, boicie się mieszaniny, tak samo dopuszczacie się dyskryminacji - walczycie z pomieszaniem, zamiast je popierać" (115).
"Z takiego [postmodernistycznego] punktu widzenia ludzie zrobią decydujący krok w stronę dojrzałości w dniu, kiedy myśl przestanie by wartością najwyższą i stanie się równie fakultatywna (i równie uprawniona) jak gra na wyścigach czy rock'n'roll: żeby efektywnie wkroczyć w erę autonomii, musimy najpierw wszystkie obowiązki ery autorytarnej przemienić w opcje. [...] Czy Coluche i Renaud należą do kultury? Czy muzyka i rock to jedno i to samo? Czy rock jest nowoczesną formą muzyki, czy cofnięciem się w absolutne prostactwo uniwersalnego rytmu? Nie można dziś stawiać tych pytań i jednocześnie krytykować brutalność policji lub metaforyczne delirium doktrynera przypartego do muru. Zmusza się człowieka do wyboru między obozem rocka i obozem represji. Niegdyś rozum bronił swoich praw przeciwko faszystowskiej apologii nagiej siły, dziś zabrania mu się tego w imię antyfaszyzmu" (116).
"Żyjemy w epoce feelings: nie ma już prawdy ani kłamstwa, stereotypu ani inwencji, piękna ani brzydoty, tylko nieskończona paleta przyjemności - rozmaitych i równych sobie. Demokrację, która zakładała powszechną dostępność kultury, określa obecnie prawo każdego do kultury przez siebie wybranej (lub do nazywania kulturą swojego chwilowego popędu). [...] W życiu, jak przed telewizorem, [podmiot postmodernistyczny] posługuje się pilotem, układa własny program, niczym się nie przejmując, i nie onieśmielają go już tradycyjne hierarchie. [...] Rimbaud albo Renaud, Levinas albo Lavalliers - selekcja jest automatycznie kulturalna. Bezmyślność zawsze, oczywiście, współistniała z życiem umysłu, ale po raz pierwszy w europejskiej historii określona jest tym samym słowem, a ludzi, którzy w imię 'wysokiej' kultury odważają się jeszcze nazywać ją po imieniu, traktuje się dziś jak rasistów lub reakcjonistów (117).
"[...] zatarła się granica między kultura i rozrywką, i nie ma już miejsca, gdzie by je można przyjąć i nadać im właściwe znaczenie. Szybują więc absurdalnie w przestrzeni, bez wyznaczników i bez punktów odniesienia. Kiedy nienawiść do kultury sama staje się kulturowa, życie z myślą traci jakikolwiek sens" (118).
"Nie ma już wyklętych poetów. Panująca obecnie koncepcja kultury, alergiczna na wszelką formą ekskluzji, tyleż samo sobie ceni Szekspira i Musila, co 'szlachetne' buty i genialnego konia wyścigowego" (119).
"Mówiąc jednocześnie 'bogaćcie się!" i "bacie się!", czerpiąc zyski z czasu wolnego, zamiast go ganić, współczesny hedonizm zwraca rozum mieszczański przeciwko mieszczaństwu; myśl kalkulująca przezwycięża swe dawne ekskluzywne wybory, odkrywa użyteczność nieużytecznego, metodycznie zagarnia świat apetytów i przyjemności i po tym, jak zdegradowała kulturę do rangi nieproduktywnych wydatków, podnosi teraz wszelką rozrywkę do godności kultury: żadna transcendentna wartość nie powinna hamować czy nawet warunkować eksploatacji wolnego czasu i rozwoju konsumpcji. O względnej wyższości wczorajszego świata świadczy jednak fakt, że ludzie kultury walczyli z ogłupiająca tyranią myśli kalkulującej, podczas gdy jej postmodernistyczna, rozszerzona wersja praktycznie nie budzi protestów. Artysta walczył niegdyś z filistrem, natomiast współczesny intelektualista z obawy, że wpadnie w elitaryzm i przez to zlekceważy elementarne zasady demokracji, ustępuje przed wolą mocy show-biznesu, mody i reklamy, a niezwykle szybka przemiana ministrów kultury w dostawców wypoczynku nie wywołuje żadnej reakcji z jego strony" (120-121).
"[...] despotyzm został pokonany, ale nie obskurantyzm. Tradycje nie mają już władzy, ale kultura też nie. [...] Ale w tym samym czasie, gdy wydaje się, że technika za pośrednictwem telewizji i komputerów może wprowadzić całą wiedzę do wszystkich domów, logika konsumpcji niszczy kulturę. Słowo 'kultura' zostaje, lecz pozbawione jakiejkolwiek idei kształcenia, otwarcia na świat, troski o duszę. Życiem duchowym rządzi zasada przyjemności - postmodernistyczna forma prywaty. Nie chodzi już o to, by ludzie stanowili autonomiczne podmioty, lecz o zaspokojenie ich zachcianek, o tania rozrywkę. Człowiek postmodernistyczny, ów niczym nie skrępowany konglomerat przypadkowych i zmiennych potrzeb, zapomniał, że wolność jest czymś innym niż władza nad przełącznikiem kanałów telewizyjnych, a sama kultura czymś więcej niż zaspokojeniem popędów" (123-124).
"Dla ignoranta wolność jest nieosiągalna. [...] Nikt nie rodzi się człowiekiem, lecz staje się nim dopiero, przezwyciężając zamęt apetytów, ciasnotę prywatnego interesu, tyranię przesądów. W logice konsumpcji przeciwnie: skoro zaspokajanie potrzeb określa wolność i kulturę, nie mogą one wynikać z ascezy. Słowa będące dotąd nosicielami idei, że człowiek powinien zerwać z bezpośredniością instynktu i tradycji, żeby stać się w pełni podmiotem, straciły swoje dotychczasowe znaczenie. [...] Przepaść dzieli obecnie powszechnie wyznawaną moralność i owo miejsce, gdzie rządki dziwaczna idea, że nie ma autonomii bez myśli i nie ma myśli bez pracy nad sobą" (125-126).
"[...] autonomia przemieniła się hegemonię, a młodzieżowy styl życia wyznaczył drogę całości społeczeństwa. Moda jest młoda, kino i reklama zwracają się w pierwszej kolejności do publiczności nastolatków, setki rozgłośni radiowych opiewa [...] szczęście, jakim jest skończenie z rozmową. Rozpoczęło się polowanie na starość: niespełna sto lat temu, w świecie bezpieczeństwa, tak dobrze opisanym przez Stefana Zweiga, 'każdy, kto chciał awansować, musiał próbować wszelkiej maskarady, ażeby wyglądać na starszego, niż był. [...]'; dziś natomiast młodość jest imperatywem kategorycznym wszystkich generacji. Znerwicowane czterdziestolatki to teenagers rozciągnięci w czasie, starców nie szanuje się już ze względu na ich mądrość [...] powagę [...] czy słabość [...] lecz tylko (i wyłącznie) wtedy, gdy zdołali pozostać młodzi duchem i ciałem. Dziś już nie młodzież chroni się w tożsamości zbiorowej, uciekając przed światem, lecz świat ugania się za młodzieżą" (129-130).
"Młodzi tym mniej są skłonni wykraczać poza swą grupę wiekową [...] że wszystkie praktyki ze świata dorosłych poddaje się dezintelektualizacji, żeby stały się dla nich bardziej przystępne" (131).
"Walka była ostra, ale to, co nazywa się dziś komunikacją, potwierdza, że półkula niewerbalna w końcu wygrała, teledysk pokonał rozmowę, społeczeństwo stało się 'nareszcie młode'. [...] na koncertach na rzecz głodującej Etiopii wybrało swój międzynarodowy hymn: We are the world, we are the children. Jesteśmy światem, jesteśmy dziećmi" (133).
###
"[...] ujrzeć wyraźnie jak w blasku błyskawicy [...]".
"Doskonałość jest pleonazmem egzystencji" (23).
"[...] doskonałość opatrzona jest od tej chwili demistyfikującym cudzysłowem [...]".
"Definicja sztuki jest stawką w walce klasowej" (63).
"Wszelkie wartościowanie opiera się zatem na przemocy" (63).
"Demaskując zasadnicza nieludzkość humanizmu [...]" (65).
"[...] człowiek jest [...] pożyteczną fikcją służącą za wygodny pretekst cywilizacji, która chce narzucić swoje prawa" (66).
Mistrzostwo kondensacji, Panie Finkielkraut!
"'Być na haju' - brzmi hasło tego nowego hedonizmu [postmodernistycznego], odrzucającego zarówno nostalgię, jak i samooskarżenie. Jego adepci nie aspirują do społeczeństwa autentycznego, gdzie wszyscy żyliby w ciepełku swojej tożsamości kulturowej, lecz do społeczeństwa polimorficznego, do pstrokatego świata, który by...
2023-06-04
"Zdaniem Schellinga źródeł owego dualizmu upatrywać należy w tym, że u Kanta forma i materia poznania zostają oddzielone: forma pochodzi z wnętrza podmiotu, materia z zewnątrz. Podstawę form poznania stanowią czyste możliwości poznawcze, podstawę materii rzeczy same w sobie" (37-38).
"Bo jeśli Kant twierdzi, że istnienie skutków wolnych ludzkich czynów wymaga przyjęcia podstawy tych czynów, rzeczy samej w sobie, to sam narusza własną zasadę, zgodnie z którą transcendentalne użycie rozumu nie jest możliwe, gdyż konieczność logiczna nie jest już koniecznością empiryczną" (38).
###
"[...] jakkolwiek prawda rozumu kumuluje się w wiedzy pojęciowej, to odkrycie tej wiedzy, a następnie jej sprawdzenie byłoby niemożliwe, gdyby rozum nie był inspirowany przez doznania przedmiotów empirycznych: gdyby nie przeglądał się w tych przedmiotach. To prawda, że przedmioty jako rzeczy bytujące samoistnie ostatecznie zostaną przez niego odrzucone jako zużyte człony - złudzenie materialności świata zastąpić musi uwewnętrznione wspomnienie jego historyczności. Ale z drugiej strony, bez odwołania się do owej odrzuconej zewnętrzności postęp rozumu nie byłby możliwy. Uświadamia on to sobie, gdy znajduje się w pełnym świetle swej rozumnej prawdy" (116-117).
"W ten sposób przedmiot ujednolica się ostatecznie z rządzącym nim pojęciem - uwewnętrzniające wspomnienie wypełnia wiedzę pojęciową, zaś pozór istnienia świata zewnętrznego to tylko bodziec dla instynktu intelektualnego by albo odkrywał nowe prawa, albo dla starych praw odnajdywał nową rzeczywistość zmysłową" (120).
###
"Hegel, doceniając rolę Oświecenia w walce z przesądem i ciemnotą, odrzuca jego główną tezę, głoszącą, jakoby źródła religii tkwiły w jawnym kłamstwie. biorąc pod uwagę już chociażby powszechność kulturową zjawiska religijności (powszechność, która będąc tu argumentem najbardziej widocznym, nie jest przecież argumentem najbardziej znaczącym), musimy przyznać, że na tak wielką w historii ludzkości skalę ludów oszukać się nie da" (145).
"[...] Oświecenie nie stara się przeniknąć głębi religii ludowych, ale ogranicza się do oceniania ich od zewnątrz. Ignoruje fakt, że występująca tu antropomorfizacja Boga opiera się na głębokiej potrzebie dotarcia do Boga żywego i obecnego w świecie i że odrzucając wszelkie określenie antropomorficzne, uczynilibyśmy z Boga istotę pozbawioną wszelkich własności - a to uniemożliwiałoby praktykę religijną" (145).
"Zdaniem autora 'Fenomenologii ducha' ludzie nie są z natury równi, lecz równość stanowi podstawowy ideał postępu moralnego. Postęp ten dokonuje się jednak na drodze ustawicznego znoszenia różnic, co prowadzi do ustanowienia nowych różnic" (146).
"Najwyższym nośnikiem idei gatunku jest myślenie, dzięki któremu pojawia się duch subiektywny" (268).
"[...] należy zwrócić uwagę na nieprawidłowość licznych, niestety, interpretacji, w myśl których w filozofii Hegla duch rzekomo osiąga najwyższe stadium rozwoju swej realizacji w państwie, a więc jako duch obiektywny. Interpretacja taka jest oczywiście o tyle nie do przyjęcia, że prawodawstwo każdego, nawet najdoskonalszego państwa, zawsze musi być ograniczone poprzez konieczność dostosowania się do realiów empirycznych, które to państwo tworzą. [...] Wraz z przeminięciem tych realiów [...] samo prawodawstwo państwa również traci swą praktyczną wartość" (271).
"Większość przedstawicieli ludzkiego gatunku pozostaje na zawsze na poziomie ducha subiektywnego: dobre jest to, co zgadza się z ich egoistycznie pojętym interesem. Prawa obiektywnego albo nie dostrzegają oni w ogóle, albo dociera ono do nich wyłącznie jako efekt mechanicznego przymusu państwa. Stan niezrozumienia istoty prawa obiektywnego, nieuświadamianie go sobie i pozostawanie na poziomie interesu subiektywnego, Rzymianie określali stanem barbarzyństwa. Dla Hegla ktoś, kto nie dostrzega prawodawstwa ducha absolutnego, a czyja świadomość sięga tylko duch obiektywnego, byłby barbarzyńcą na tej samej zasadzie, na jakiej barbarzyńcą jest egoista nie rozumiejący istoty prawa obiektywnego, a przez to nie sięgający swą samoświadomością tej formy objawienia ducha, jaką jest społeczeństwo" (273).
"Otóż duch stając się, nie staje się bynajmniej w czasie. Czas to tylko forma naoczności pojawiającej się w samoświadomym akcie percepcyjnym jednostkowego podmiotu. Choć więc z naszego ludzkiego punktu widzenia trudno to sobie wyobrazić [...] dla ducha nie istniał czas, w którym niesamouświadamiany czyn przed pojawieniem się świadomości powoływał do istnienia niesamoświadomą przyrodę, bo dla ducha w ogóle czas nie istnieje. Jest on wiecznym "teraz". Czas przed pojawieniem się człowieka nie mógłby więc być żadnym czasem. W wiecznym bycie ducha jego niesamoświadomy akt twórczy powołujący do życia przyrodę i samoświadomość, objawiający [!] się poprzez aktywność podmiotowych jaźni tworzących ducha światowego, istnieją równocześnie, a ściślej: bezczasowo (274).
###
"Dopiero z perspektywy wiecznego horyzontu dziejów daje się rozwiązać problem: gdzie zawierają się obrazy ewolucji ducha, których dziś nikt już nie pamięta (na przykład owi [...] ludzie, którzy położyli ostatni blok w piramidzie Cheopsa). Odpowiedź brzmi: z punktu widzenia wiecznego ducha nie ma żadnego 'dziś', żadnego 'teraz', a ściślej, wszystko, co tworzy dzieje, staje się w jednym wielkim 'teraz'. Tylko że z perspektywy ducha subiektywnego (jedynej, jaka dostępna jest ludzkiej świadomości) owego wiecznego 'teraz' nie potrafimy sobie uzmysłowić" (315).
"Kant przypomina tu oczywistą prawdę: naukowo nie da się udowodnić, że nie należy na przykład wymordować jakiegoś narodu, da się natomiast wykazać, iż pewien sposób mordowania jest najbardziej efektywny. Zdaniem Hegla nauka historii nie może stać się jedyną bazą historiozofii, gdyż wtedy prawa praktyczne rządzące naszym współczesnym światem powinny być wyciągnięte na zasadzie precedensu z historii epok minionych. W ten sposób bardzo łatwo dojść do wniosku, że na przykład przemoc i barbarzyństwo są koniecznym sposobem zachowania ludzkiego gatunku. Nauka pomimo że dysponuje możliwością tak precyzyjnego ujmowania zjawisk w żelazne prawa rozumu, pozostaje więc zawsze pogrążona w niewolniczej stronie świadomości: jej prawa są uogólnieniem obserwacji rzekomo samoistnego świata empirycznego i nie podlegają przekroczeniu w dialektyczny proces historyczny. Nie sięga ona szczebla zastąpienia przedmiotu empirycznego przez ideę, a przynajmniej nie dokonuje się to w sposób świadomy i zaplanowany" (357).
### 17.08.2023 ###
"Pierwsze skojarzenie, jakie przychodzi na myśl, gdy słyszymy słowo 'nieskończony', powstaje na zasadzie odniesienia do wyobraźni matematycznej. Nieskończony znaczy tu nie kończący się w szeregu chronologicznego następstwa, albo w nieskończoność rozciągnięty w jednym, w kilku czy nawet we wszystkich możliwych kierunkach. [...] Słowo 'nieskończony' przypisane do Ja nie może znaczyć: nie kończący się w czasie i przestrzeni. Pojęcia tego należałoby raczej używać w znaczeniu, jeśli można użyć takiego neologizmu, 'nieskańczalny' [...]. Wszystkie treści tworzące świat każdego jednostkowego Ja są w tym sensie skończone, że niektóre z nich jawią się nam jako przeszłe, a inne w ogóle już nie zawierają się w naszej pamięci, mimo że z całą pewnością były już przez nas percypowane. Treści te nie przestały jednak istnieć w ogóle, gdyż nieskończony rozum [...] nie może przestać tego pamiętać. Coś, co w nim istnieje, istnieje już wiecznie i nigdy istnieć nie przestanie - nigdy, bo również czas nie jest żadną a priori rozciągniętą nad Ja władzą, lecz czymś w rodzaju 'katalogu', dzięki któremu Ja systematyzuje swe własne wnętrze. 'Ja - nieskończone' oznacza ja tworzące nieskończony świat - nieskończony, czyli taki, którego żadna treść nie może skończyć się, przestać istnieć" (33).
"Nie można więc powiedzięć, że Fichteańskie Ja, czy też Schellingowski duch, stają się w czasie. Odwrotnie, to czas został stworzony przez ducha po to, ażeby uświadomiwszy sobie, że to on sam jest jedynym twórcą swego świata, mógł sam z siebie ustanowić w tym świecie porządek przyczynowo-skutkowy. I jeśli w pismach Schellinga czy Hegla znajdziemy później stwierdzenie, że duch jest wieczny, to wieczność nie oznacza w tym wypadku nieskończonego następstwa liniowego, lecz bezczasowość, która jest podstawą czasowości i która tworzy wszelki czas, zarówno co do jego formy, jak i treści. Czas nie jest żadną przyporządkowaną duchowi formą oglądu. Pytanie: gdzie kryją się treści ducha, które ktoś kiedyś precyzował, a których nikt już dziś nie pamięta, okazuje się o tyle chybione, że dla ducha nie ma żadnego kiedyś - wszystko jest. [...] wieczne stawanie się nie oznacza w tym wypadku, że duch, wsparty na osi czasowej, staje się w nieskończoność, ale dokładnie odwrotnie: że jego wieczność [...]stanowi podstawę, na której staje się czas, a wraz z nim wszelkie stawanie się. [...] [Schelling:] "To, co jest przedmiotem (źródłowo), jest jako takie również koniecznie skończone. Ponieważ zaś duch źródłowo nie jest przedmiotem, to nie może on źródłowo, zgodnie ze swą naturą być skończony. - Zatem nieskończony? Ale tylko o tyle jest on duchem, o ile jest on sam dla siebie przedmiotem, to znaczy o ile jest skończony. Zatem nie jest on ani nieskończony, nie stając się skończony, ani nie może on stać się skończony (dla samego siebie), nie będąc nieskończony. Nie jest on zatem żadnym z obu, ani skończony, ani nieskończony wyłącznie, ale w nim jest źródłowe ujednolicenie skończoności i nieskończoności" (Schelling W J. S., Sämtliche werke, hrsg. von K. F. Schelling Stuttgart 1856 - 1861, t. 1, s. 367, [za:] Żelazny M., Hegelowska filozofia ducha, s. 43)
"Postęp i regres procesu dziejowego, rozkwity i upadki kultur, nie są [...] efektem ludzkiego wyboru. '...skończony podmiot, który w swym rozstrzygnięciu jest tylko nośnikiem interesów absolutnego ducha, właściwie nie rozstrzyga się w dziejach; co najwyżej może się mylić' [H. Kobligk]. To wszystko naprawdę dzieje się samo" (367).
"Zdaniem Schellinga źródeł owego dualizmu upatrywać należy w tym, że u Kanta forma i materia poznania zostają oddzielone: forma pochodzi z wnętrza podmiotu, materia z zewnątrz. Podstawę form poznania stanowią czyste możliwości poznawcze, podstawę materii rzeczy same w sobie" (37-38).
"Bo jeśli Kant twierdzi, że istnienie skutków wolnych ludzkich czynów wymaga przyjęcia...
2023-07-31
Zdecydowanie zacniejsze wydanie i (po prostu) lepsze tłumaczenie Landmana w porównaniu z nowym tłumaczeniem Nowickiego (choć przypisy tego ostatniego też są zacne).
Podkład muzyczny:
https://www.youtube.com/live/leIK1aUOF-Q?feature=share&t=10495
"Działanie prowadzi do podziału ducha na substancję i świadomość substancji oraz do podziału zarówno substancji, jak i świadomości" (10).
"W tym rozdwajaniu się świadomości prosta substancja, z jednej strony, zachowała swą przeciwstawność wobec samowiedzy, a z drugiej - ukazuje w sobie samej naturę świadomości polegającą na tym, że rozróżnia w siebie w sobie samej jako świat rozczłonkowany na swe poszczególne masy" (10-11).
"Substancja jest więc w ten sposób, z jednej strony, wewnętrznym pojęciem etyczności [...] a z drugiej - zawiera w sobie również moment samowiedzy" (14).
"Świadomość ta oto [...] ma swoją prawdę w całym narodzie i w nim bezpośrednio, a więc nie w czymś, co nie jest rzeczywiste, lecz w duchu, który posiada egzystencję i jest czymś, co obowiązuje" (13).
"To, co rozum ujmował tylko jako przedmiot - stało się samowiedzą, to zaś, co istniało dla samowiedzy tylko w niej samej - istnieje teraz jako prawdziwa rzeczywistość. To, w czym obserwacja widziała coś przez siebie zastanego, w czym jaźń nie brała udziału, jest tutaj zastanym obyczajem, tzn. taką rzeczywistością, która jest zarazem czynem i dziełem tego, który ją zastaje" (29).
"Albo inaczej mówiąc: samowiedza [etyczna] polega na tym, by uświadomić sobie prawo [własnego] serca jako prawo wszystkich serc, a świadomość [własnej] jaźni jako uznany przez wszystkich porządek ogólny" (29).
"W świecie etyczności jednostka miała znaczenie i była czymś rzeczywistym tylko jako ogólne rodzinne pokrewieństwo krwi. Jako ta oto jednostka była ona pozbawionym jaźni duchem, który rozstał się z życiem - teraz jednak opuściła tę swoją nierzeczywistość" (53).
"[...] w sceptyczny chaos świadomości, w bredzenie czynnika negatywnego, który błąka się w jakiś bezpostaciowy sposób od jednej przypadkowości bytu i myślenia do drugiej [...]. [...] i jest w gruncie rzeczy tylko sprzecznością między samoistnością a niesamoistnością świadomości. [...] chaosem i wzajemnym unicestwianiem się. [...] treść ta jest teraz czymś zupełnie wolno puszczonym i nieuporządkowanym; brak bowiem ducha, który dotąd ją sobie podporządkowywał i utrzymywał razem w swej jedności. [...] [...] pozbawionym istoty ruchem i działaniem, jest czymś, co nie osiąga żadnej trwałości. [...] chaosem duchowych mocy, które puszczone wolno, jak żywioły elementarne, w jakimś dziwnym wyuzdaniu występują przeciwko sobie, niszcząc się wzajemnie" (55-56, 58).
###
"Żywioły te dla siebie są tylko czystym pustoszeniem i roztapianiem samych siebie. [...] jaźń [...] nie ma substancji i staje się igraszką we władzy rozhukanych żywiołów" (63).
"Poznanie [...] nie ujmuje niczego prócz jaźni, a jednocześnie ujmuje wszystko jako jaźń, albo inaczej mówiąc: ujmuje wszystko w sposób pojęciowy, unicestwia wszelką przedmiotowość i przemienia wszelki byt sam w sobie w byt dla siebie" (66).
"[...] świat buduje sobie w eterze czystej świadomości [...]" (67).
"Albo inaczej mówiąc: samowiedza jest czymś, ma realność tylko o tyle, o ile wyobcowuje się od siebie samej. Dzięki temu samowiedza zakłada siebie jako coś ogólnego" (68).
"Jest ona zarazem środkiem, tzn. zarówno przejściem substancji pomyślanej w rzeczywistość, jak i na odwrót - przejściem określonej indywidualności w istotność. [...] Chociaż jaźń jako świadoma jaźń jest tu świadoma siebie jako czegoś rzeczywistego, to przecież jej rzeczywistość polega tylko na zniesieniu jaźni naturalnej" (69).
"Dlatego ruch kształtującej siebie samą indywidualności jest bezpośrednio jej stawaniem się jako ogólnej istoty przedmiotowej, tzn. jest stawaniem się rzeczywistego świata. [...] Ale pewna jednocześnie, że świat ten jest jej substancją, zmierza samowiedza do zawładnięcia nim i władzę tę osiąga dzięki kształtowaniu siebie, co od tej strony wygląda tak, jak gdyby samowiedza dostosowywała się do rzeczywistości" (71). "Wykształcenie jednostki i jej własna rzeczywistość nie jest więc niczym innym, jak tylko nadawaniem rzeczywistości samej substancji" (72).
"[...] istnienie oznacza tu raczej obracanie każdej określoności w określoność jej przeciwstawną [...]" (72-73).
"[...] ich jednostkowość jest tylko świadomością ich ogólności. Władza państwo jest zarówno ich dziełem, jak też owym prostym rezultatem, w którym zanika fakt, iż dzieło to powstało w wyniku ich działania. Pozostaje ono absolutną podstawą wszelkiego ich działania i tym, co nadaje mu trwałość" (75-76).
"Odnosząc się pozytywnie do władzy państwowej, ma ona stosunek negatywny do swych własnych [jednostkowych] celów, do swej odrębnej treści i do swego odrębnego istnienia i każe im zniknąć. Jest to heroizm służby - cnota, która byt jednostkowy składa w ofierze temu, co ogólne, powołując je w ten sposób do istnienia" (84).
"Tym, od czego świadomość w swej służbie [dla ogólności] się wyobcowuje, jest świadomość pogrążona w istnieniu. Natomiast władza państwowa, która była dotąd tylko ogólnością pomyślaną, czymś samym w sobie, staje się dzięki temu ruchowi świadomości ogólnością istniejącą, rzeczywistą siłą" (85).
"Ja jest tym oto Ja, ale też Ja ogólnym. Jego wystąpienie jest zarazem bezpośrednią eksterioryzacją i zniknięciem tego oto ja, a przez to jego dalszym trwaniem jako ja ogólnego. [...] Jego istnienie jako samowiedzy teraz polega właśnie na tym, aby, skoro istnieje, nie istnieć, i właśnie dzięki temu zanikaniu - istnieć. Jego zanikanie jest więc bezpośrednio jego własnym trwaniem" (89).
"Bogactwo stoi przed bezpośrednio przed najbardziej bezdenną przepaścią, przed otchłanią, w której nie ma żadnego punktu oparcia, ani żadnej substancji" (101-102).
"[...] marność wszystkich rzeczy jest własną próżnością jaźni, albo inaczej mówiąc: jaźń jest czymś próżnym. [...] Próżności jednak potrzebna jest marność wszystkich rzeczy, aby wychodząc od nich mogła sobie nadać świadomość swej jaźni i dlatego też marność tę sama tworzy i jest ową duszą, która ją utrzymuje" (111).
"Treść tego [drugiego] świata jest tylko czymś pomyślanym, a myślenie jest jego absolutnym elementem [w którym świat ten istnieje]. Wobec tego jednak, że myślenie jest tylko elementem [istnienia] tego świata, świadomość myśli te tylko posiada, ale sama ich jeszcze nie myśli, tzn. nie wie, że są myślami [...]" (113).
"Rzeczywistość istoty jest bowiem ucieczką od rzeczywistości" (115).
"[...] jest to czysta świadomość, która wyobcowała się od swojej świadomości rzeczywistej, istota, która wyobcowała się od swego istnienia. [...] Czysta świadomość jest więc istotnie rzecz biorąc czymś, co w sobie samym wyobcowało się od siebie" (116). [Świat rzeczywisty bowiem, z którego świadomość się wyobcowała, jest w istocie rzeczy zawarty w niej samej, a przeto owym poszukiwanym innym, z którego świadomość ta się wyobcowała, jest ona sama" (116).
"Tylko jaźń jest właściwie dla siebie przedmiotem albo inaczej mówiąc: przedmiot posiada prawdę o tyle, o ile jest ma formę jaźni" (119).
"W nieograniczonym pojęciu zawarte są bezpośrednio obie [wchodzące tu w grę] strony, ta mianowicie, ze wszelka przedmiotowość posiada tylko znaczenie bytu dla siebie, znaczenie samowiedzy, oraz ta, że samowiedza posiada znaczenie czegoś ogólnego [...]" (124).
"Czyste poznanie oczywiste jest więc duchem, który mówi wszelkiej świadomości: bądźcie dla siebie samych tym, czym wszyscy jesteście sami w sobie - bądźcie rozumni" (126).
"[...] stale się w sobie rozpływającemu i stale na nowo się tworzącemu wirowi [...]" (126).
"[...] uczucie rozpływania się wszystkiego, co się utrwala, uczucie, że we wszystkich momentach swego istnienia jest się jakby poddawanym torturze łamania kołem i ma się zmiażdżone wszystkie kości [...]" (126-127).
"[...] ale znikomość treści jest zarazem znikomością jaźni świadomej tej treści jako czczej. [...] do całej poprzedniej znikomości dochodzi teraz jeszcze to, że również utrzymująca tę całość dusza - znikomość samego wydawania pełnych sądów ducha - zatraca się w swej podstawie" (127-128).
"Pewność samego siebie tego, komu ufam, jest moją własną pewnością siebie; mój własny byt dla mnie rozpoznaje się w nim dlatego, że jest przezeń uznawany i stanowi dla niego cel i istotę. [...] jeśli przedmiotem jest dla mnie to, w czym rozpoznaję siebie samego, to istnieję w nim zarazem dla siebie jako inna samowiedza, tzn. jako taka samowiedza, która została wyobcowana ze swojej odrębnej jednostkowości, mianowicie ze swojej strony naturalnej i przypadkowej [...]" (138-139).
"Świadomość, która w swojej pierwszej rzeczywistości jest pewnością zmysłową i mniemaniem, wraca teraz z całej drogi swojego doświadczenia z powrotem do tego samego i jest znowu wiedzą o czystej negatywności siebie samej, czyli o rzeczach zmysłowych, tzn. posiadających byt i obojętnie przeciwstawnych jej bytowi dla siebie. Ale teraz nie ma do czynienia z bezpośrednio naturalną świadomością, lecz ze świadomością, która taka się stała. Wydana przedtem na łup wszelkiego rodzaju powikłań, w które wtrącało ją jej własne rozwijanie się, a teraz sprowadzona przez poznanie oczywiste z powrotem do swojej pierwszej postaci, świadomość dowiaduje się ze swojego doświadczenia, że ta jej pierwsza postać jest rezultatem. [Świadomość dowiaduje się, że jej pewność zmysłowa nie jest czymś bezpośrednim, lecz jest pewnością zapośredniczoną przez wszystkie jej dotychczasowe postacie]. Obecna zmysłowa postać, oparta na poznaniu nicości wszystkich innych postaci świadomości, a tym samym nicości wszystkiego, co jest po "tamtej stronie" pewności zmysłowej - nie jest już mniemaniem, lecz raczej absolutną prawdą" (150).
"Gdyby mogły wznieść się ponad te swoje punkty wyjścia, spotkałyby się ze sobą i zdały sobie sprawę, że to, o czym jeden z nich twierdzi, że jest okropnością, i to, o czym drugi twierdzi, że jest głupotą - jest jednym i tym samym" (171-172).
### (08.08.2023) ###
"[...] świadomość, która stojąc naprzeciw swego świata nie rozpoznaje w nim siebie. [...] samowiedzą - postać ta jest czymś zupełnie przejrzystym [nie stanowi dla ducha przeszkody w dostrzeżeniu w tym bycie siebie]; rzeczywistość, którą duch ten w sobie posiada, jest w nim zamknięta i zniesiona [...]" (284).
"Procesu przebiegu tych momentów nie należy zresztą w odniesieniu do religii wyobrażać sobie w czasie. Tylko duch jako całość istnieje w czasie, i postacie, które są postaciami ducha całego jako takiego, występują w pewnym kolejnym po sobie następstwie; tylko bowiem całość ma rzeczywistość we właściwym tego słowa znaczeniu, a tym samym tę formę czystej wolności w odniesieniu do tego, co inne, która wyraża się jako czas. Natomiast [poszczególne] momenty ducha - świadomość, samowiedza, rozum i duch - nie mają, ponieważ są momentami, wzajemnie od siebie różnego istnienia (286-287).
"Różnica, która zachodziła między duchem rzeczywistym, a duchem świadomym siebie jako ducha, czyli między nim samym jako świadomością, a nim jako samowiedzą, zostaje zniesiona w duchu, który zna siebie w swej prawdzie; jego świadomość i jego samowiedza zostały ze sobą zrównane" (290). "Samowiedza ta ma jako świadomość samą siebie za przedmiot" (291).
"Trzecia wreszcie rzeczywistość ducha znosi jednostronność obu poprzednich: jaźń jest w równym stopniu czymś bezpośrednim, jak bezpośredniość jaźnią. Jeśli w pierwszej [postaci] duch występuje w ogóle w formie świadomości, a w drugiej w formie samowiedzy, to w trzeciej przybiera formę jedności obu [...]" (292).
"Duch świadomy ducha jest świadomością siebie samego i istnieje dla siebie w formie przedmiotowej; duch ten istnieje i jest zarazem bytem dla siebie. [...] Ale różnica między świadomością a samowiedzą zawarta jest zarazem w samej samowiedzy. Postać przysługująca religii nie zawiera w sobie istnienia ducha ani jako przyrody wolnej od myśli, ani jak myśli wolnej od istnienia; jest ona zarówno istnieniem, które utrzymuje się w myśleniu, jak i czymś pomyślanym, co posiada dla siebie istnienie" (294).
"Duch jako istota, która jest samowiedzą - czyli istota samowiedna, która jest wszelką prawdą i uświadamia sobie wszelką rzeczywistość jako siebie samą - duch taki jest w przeciwieństwie do realności, która nadaje sobie w ruchu swojej świadomości, dopiero tylko pojęciem ducha. Pojęcie to w przeciwstawieniu do jasnego dnia tego rozwijania się ducha jest nocą jego istoty [...]. [...] duch ten jest świadomym siebie duchem, a to znaczy, że w jego istocie zawarte jest to, iż jest świadomością i wyobraża sobie siebie jako coś przedmiotowego. [...] w swej eksterioryzacji ma w sobie jako przedmiocie ogólnym pewność samego siebie, albo inaczej mówiąc: przedmiot ten jest dlań wzajemnym przenikaniem się wszelkiego myślenia i wszelkiej rzeczywistości" (297).
"[...] zniesienia tego oddzielenia się duszy od ciała, by dusze przyodziać i nadać jej kształt, a ciało ożywić" (303).
"Odbywa się to jednak w ten sposób, że teza odwrócona nie czyni sama w sobie, czyli dla nas, z substancji podmiotu, czyli - co oznacza to samo - restytuuje substancję nie w ten sposób, że świadomość ducha sprowadzona zostaje z powrotem do swego początku, do religii naturalnej, lecz w ten sposób, że całe to odwrócenie dochodzi do skutku dla i dzięki samowiedzy samej. Ponieważ samowiedza rezygnuje z siebie świadomie, utrzymuje się w swej eksterioryzacji i pozostaje podmiotem substancji, ale jako podmiot eksterioryzowany ma świadomość substancji; albo, inaczej mówiąc, ponieważ samowiedza dzięki swemu samopoświęceniu wytwarza substancję jako podmiot, podmiot ten pozostaje jej własną jaźnią. Osiągnięte zostaje w ten sposób to, że jeśli w tych dwóch tezach [...] obydwie strony występują w każdej z nich jako strony o nierównej, przeciwstawnej sobie wartości - to teraz następuje ich zjednoczenie i wzajemne przeniknięcie się ich natury, w czym obie strony są w tym samym stopniu i czymś istotnym, i tylko momentem. Dzięki temu duch jest zarówno świadomością siebie jako swej przedmiotowej substancji, jak i prostą, w sobie pozostającą samowiedzą" (356-357).
"Tym, co ona posiada, jest raczej tylko myśl o sobie samej, albo inaczej mówiąc: pod względem sposobu istnienia oraz uświadamiania sobie siebie jako przedmiotu, jest ona tym, co nierzeczywiste. Jest tylko stoicką samoistnością myślenia [...]" (358).
"Pojęcie to zawiera w sobie obydwie strony przedstawione przez nas wyżej jako dwie tezy, z których jedna jest odwrotnością drugiej. Jedna z nich głosi, że substancja eksterioryzuje sama siebie i staje się samowiedzą, a druga, przeciwnie, że samowiedza eksterioryzuje sama siebie i staje się rzeczą [...]. W ten sposób obydwie strony wyszły sobie na spotkanie, a dzięki temu wytworzyła się ich prawdziwa jedność. [...] Toteż o duchu tym, który opuściwszy formę substancji wstępuje w postaci samowiedzy w istnienie, można powiedzieć - jeśli chcemy posłużyć się analogią do stosunków zachodzących przy płodzeniu naturalnym - że ma on matkę, która jest czymś rzeczywistym, ojca natomiast, który jest bytem samym w sobie [...] są tymi dwoma momentami ducha, których wzajemna eksterioryzacja i stawanie się jednego drugim sprawia, że duch jako ich jedność wstępuje w istnienie" (362).
"Ponieważ samowiedza w jednostronny tylko sposób ujmuje swoją eksterioryzację, przeto chociaż jej przedmiot jest już dla niej zarówno bytem, jak jaźnią, i chociaż świadoma jest wszelkiego istnienia jako istoty duchowej - nie znaczy do jeszcze, że zaistniał już dla niej duch prawdziwy, skoro byt w ogóle, czyli substancja ze swej strony nie dokonała jeszcze sama w sobie eksterioryzacji samej siebie i nie stała się samowiedzą. W tym stanie rzeczy istnienia jest czymś duchowym tylko ze stanowiska świadomości, nie zaś w sobie samym" (363).
"Dla świadomości jest coś w jej przedmiocie wtedy tajemnicą, kiedy przedmiot ten jest dla niej czymś innym albo obcym, kiedy nie uświadamia go sobie jako samej siebie. Tajemnica ta przestaje istnieć wtedy, kiedy [...] świadomość uświadamia sobie siebie bezpośrednio w przedmiocie, czyli jest dla siebie w przedmiocie jawna" (366).
"Wydaje się wprawdzie, że absolutna istota, która istnieje jako rzeczywista samowiedza, zstąpiła wskutek tego z wyżyn swej wiecznej prostej niezłożoności, ale w samej rzeczy osiągnęła ona dopiero swój szczebel istoty najwyższej" (368).
"To, co najniższe, jest więc jednocześnie tym, co najwyższe; treść jawna, która wyszła całkowicie na powierzchnię, jest właśnie w tym [swoim charakterze] czymś najgłębszym. To, że najwyższa istota jako istniejąca samowiedza jest widziana, słyszana, jest w istocie rzeczy uwieńczeniem jej pojęcia" (368).
"Różnice więc, które zostają tu ustanowione, rozpływają się równie bezpośrednio, jak zostały ustanowione, i zostają ustanowione równie bezpośrednio, jak się rozpływają, a prawda i rzeczywistość jest właśnie tym krążącym w sobie okrężnym ruchem" (377).
"Tak więc wieczny, czyli abstrakcyjny duch staje się dla siebie tym, co inne, albo inaczej mówiąc: wstępuje w istnienie, i to bezpośrednio w istnienie bezpośrednie. Znaczy to, że duch stwarza świat. To "stwarzanie" jest słowem wyobraźni dla wyrażenia samego pojęcia w jego absolutnym ruchu albo tez dla wyrażenia tego, że prosta niezłożoność, czyli czyste myślenie wyrażone jako absolutne, ponieważ jest czymś abstrakcyjnym, jest raczej negatywnością i tym samym czymś sobie przeciwstawnym, czyli tym, co inne" (380).
"Istota abstrakcyjna wyobcowała się z siebie; ma ona naturalne istnienie i rzeczywistość wyposażoną w jaźń; ten jej innobyt, czyli ta jej zmysłowa obecność zostaje [następnie] wycofana przez drugie stawanie się czymś innym i założona jako coś zniesionego, ogólnego" (386).
"Dlatego też, jeśli należy z jednej strony stwierdzić, że dobro i zło [...] są tożsame, to z drugiej strony trzeba też powiedzieć, że nie sa one tożsame, lecz bezwzględnie różne od siebie. Albowiem prosty byt dla siebie, czy też czysta wiedza są w równym stopniu czystą negatywnością, czyli absolutną różnicą w sobie samych" (389). "niesłuszność wynika stąd, że takie abstrakcyjne formy, jak 'to samo' i 'nie to samo', 'identyczność' i 'nieidentyczność', uważa się za coś prawdziwego, pewnego, rzeczywistego i na nich się polega. Prawdę [...] zawiera w sobie nie jedna czy druga strona, lecz ich ruch, to, że proste 'to samo' jest abstrakcją i tym samym absolutną różnicą, różnica zaś, jako różnica sama w sobie, jest czymś różnym od siebie samej, a więc równością ze sobą samą" (389).
"Cała trudność związana z tym pojęciem polega na tym, że trwa się przy 'jest', a zapomina o myśleniu, w którym momenty te zarówno są, jak i nie są - są tylko ruchem, którym jest duch. Ta jedność duchowa, tzn. jedność, w której różnice istnieją tylko jako momenty albo jako zniesione, jest właśnie tym, co dla świadomości wyobrażającej zaistniało w pojednaniu" (390).
zaistniało "połączenie przeciwstawnych sobie znaczeń, a nawet zniesienie takich abstrakcyjnych form, jak 'to samo' i 'nie to samo', 'identyczność' i 'nieidentyczność'" (392).
"Bezpośredni ruch wchodzenia w siebie jest w równym stopniu czymś zapośredniczonym - zakłada sam siebie jako przesłankę, czyli jest sam swoją własną podstawą; jest mianowicie podstawą tego wchodzenia w siebie dlatego, że przyroda jest już sama w sobie czymś, co weszło w siebie" (392-393).
"[...] jako ruch polegający na tym, że to, co absolutnie przeciwstawne, rozpoznaje siebie jako tożsame, oraz na tym, że poznanie to wyłania się jako oto 'tak' między tymi dwoma terminami skrajnymi [...]" (396).
LANDMANN: "Świadomość jest zawsze świadomością czegoś, czyli występuje zawsze razem ze swym przedmiotem - przezwyciężenie formy przedmiotowej jest więc również przezwyciężeniem świadomości samej. To, co nastąpi, jest właśnie rekapitulacją prowadzącej do tego drogi" (403).
"Świadomości tej brak siły eksterioryzacji, brak siły by uczynić siebie rzeczą - ścierpieć swój byt" (substancjalny) (261).
"Owo 'samo w sobie' początku jest jako negatywność naprawdę także czymś zapośredniczonym. Takim więc, jakim jest naprawdę, zakłada ono siebie dopiero teraz [...]" (413).
"Ruch ten - to ruch powracającego do siebie koła, które początek swój zakłada jako coś, co jej poprzedza i co [zarazem] osiąga ono dopiero na końcu" (419).
"Duch jedna [...] nie jest ani tylko wycofywaniem się samowiedzy w jej czysta wewnętrzność, ani tylko jej zatapianiem się w substancji i niebytem jej różnicy, lecz jest tym oto ruchem jaźni esterioryzującej samą siebie i zatapiającej się w swej substancji, jaźni, która zarazem jako podmiot wycofuje się z substancji i powraca do siebie, zarówno czyniąc z niej przedmiot i treść, jak i znosząc tę różnicę między przedmiotowością a treścią" (423).
"Uświadamiać sobie swoją granicę - znaczy umieć złożyć siebie samego w ofierze. Ten akt samoofiarny jest eksterioryzacją [...]" (426).
"Jeśli więc duch ten zaczyna znowu od początku swoje kształtowanie się, wychodząc jakby tylko z siebie, to zaczyna od jednak od wyższego szczebla" (428).
Zdecydowanie zacniejsze wydanie i (po prostu) lepsze tłumaczenie Landmana w porównaniu z nowym tłumaczeniem Nowickiego (choć przypisy tego ostatniego też są zacne).
Podkład muzyczny:
https://www.youtube.com/live/leIK1aUOF-Q?feature=share&t=10495
"Działanie prowadzi do podziału ducha na substancję i świadomość substancji oraz do podziału zarówno substancji, jak i...
Ogromne jest tej materii pomieszanie...
###
"Obecnie wiemy, że oprócz precesji gwiazdy wykonują tak zwane ruchy własne" (102).
Babilończycy sporządzili tablicę ruchu Wenus Ammi-saduki (29). Ammi-saduqa (Ammī-ṣaduqa). https://pl.wikipedia.org/wiki/Ammi-saduqa
"Astronomia matematyczna [...] zawdzięcza prawie wszystko Babilończykom" (37).
"[...] Babilończycy używali tylko metod arytmetycznych" (nie geometrycznych) (40).
"Grecy rozwinęli własną metodę geometryczną, co w późniejszych czasach stanowiło nadzwyczajne osiągnięcie. Stworzyli zatem model niebios jako sfery z Gwiazdami" (49).
"Przypuszcza się, że Tales przewidział zaćmienie Słońca, które miało miejsce podczas bitwy między Lidejczykami a Persami. Datę tę przewiduje się obecnie na dzień 28 maja 585 r. p.n.e." (50-51).
"Spośród największych starożytnych astronomów i matematyków greckich Eudoksos pochodził z Knidos, Apoloniusz z Pergi, Arystarch z Samos, a Hipparch z Nikei - wszystkie te miejscowości leżą w Azji Mniejszej lub na jej wybrzeżu; Euklides i Ptolemeusz nauczali Aleksandrii, chociaż dzielą ich ponad cztery stulecia, natomiast Archimedes żył i pracował w Syrakuzach na Sycylii" (51).
"Odkrycie, że Ziemia jest kulą tradycyjnie przypisuje się Parmenidesowi" (53).
O systemie homocentrycznym Eudoksosa: "[...] z powodu przypadku - przyjęcia jej przez Arystotelesa - była przez dwa tysiące lat instrumentem w kształtowaniu poglądów filozoficznych o Wszechświecie jako całości" (54).
"Eudoksos głosił, że najwyższym dobrem jest przyjemność i to chyba jego miał na myśli Platon, kiedy pisał o tym w swoim Filebie" (55).
"Bardzo narzucające się w tym micie [Era] jest to, że został stworzony model fizyczny wszechświata, a nie jedynie jego opis. Chcąc opisać taki wszechświat, jak przedstawił go Er, należało z pewnością wprowadzić pełne powłoki sferyczne; jakiekolwiek te spirale były, musiały być odsłonięte od góry, żeby pozwolić na wgląd w działający kosmos. [...] To, co tam opisał, stanowi prosta sferę armilarną - model sfery niebieskiej astronomów, wykonanej z obręczy" (56).
"Nie przetrwały żadne pisma Eudoksosa, lecz jego układ może być odtworzony z pism dwóch innych uczonych - niemal współcześnie żyjącego Arystotelesa oraz Simpliciusa. [....] [Simpicius] opisuje kształt krzywej wynikającej z konstrukcji Eudoksosa jako HIPOPEDĘ, figurę w postaci ósemki, oraz wspomina o ataku na Eudoksosa z powodu rozległości, jaką przez to nadał drodze planety. [....] Jest to wszechświat matematyczny, w których różnice ich rozmiarów są pomijane. [...] przyjmuje się, że do opisu Słońca potrzebne było co najmniej dwie sfery [...] W rzeczywistości zarówno dla Słońca, jak i dla księżyca Eudoksos dodał trzecią sferę. [...] Zagadkowe wydaje się, że Eudoksos dodał trzecią sferę także dla ruchu Słońca w przekonaniu, iż podczas równonocy wiosennej i jesiennej Słońce nie zawsze wschodzi w tym samym punkcie na horyzoncie. [...] Z jego wyjaśnień ruchów prostych i wstecznych planet wynikało, że obroty sfer Eudoksosa następowały same z siebie. Starał się on pokazać, jak punkt mógłby opisywać figurę ósemki, która z kolei mogła być przemieszczana wokół nieba z długookresowym ruchem planety [...] Chcąc utworzyć taką [...] HIPOPEDĘ, Eudoksos po prostu przyjął parę sfer - jedną obracającą się w jednym kierunku i drugą obracającą się z tą samą prędkością w przeciwnym kierunku wokół osi, która była unoszona przez pierwszą sferę (lecz nie pokrywała się z osią tej sfery). [...] Do tych trzech ruchów dodawało się obrót dobowy nieba, 'obrót gwiazd stałych' [po co?!]" (56-57).
HIPOPEDA JAKO PRZECIĘCIE SFERY I CYLINDRA
"Niestety bez dodania większej liczby sfer model ma tylko dwa parametry, które mogą być zmienne - względne prędkości na hipopedzie oraz rozmiar hipopedy (który zależy od nachylenia obracanej sfery). Jest to po prostu niewystarczające do zastosowania do rzeczywistych ruchów Marsa, Wenus i Merkurego. Jeśli prędkości są z grubsza poprawne, to długość łuku ruchu wstecznego będzie zdecydowanie nieodpowiednia, i na odwrót" (19).
"Istnieje wiele pytań dotyczących schematów Eudoksosa, na które nie ma odpowiedzi, i nie mniej pytań dotyczących przyczyn, dla których Eudoksos wymyślił te schematy" (61).
"Czy Eudoksos miał, czy też nie, motywy tego rodzaju, które obecnie skłonni bylibyśmy uznawać za czysto intelektualne, nie możemy rozważać jego osiągnięć jako ukończonych w sensie późniejszych ambicji astronomicznych, To, że potrafimy dopasować zachowanie Jowisza i Saturna do jego modelu, nie oznacza, że Eudoksos ocenił problem tak samo starannie. To, że my potrafimy łatwo zmieniać schemat, na przykład przez zmianę prędkości unoszonych i unoszących sfer, nie oznacza, że czyniono to w starożytności" (62).
"Kallipos był - jak widomo - uczniem Polemarcha, który z kolei był uczniem Eudoksosas; Kallipos był też następcą Polemarcha w Atenach, gdzie przebywał razem z Arystotelesem 'poprawiając i uzupełniając z jego pomocą odkrycia Eudoksosa'. Tak mówi Simplicius, który przekazuje nam, że Kallipos zwiększył liczbę sfer dwukrotnie dla Słońca i Księżyca i dodał po jednej sferze dla każdej planety - oprócz Jowisza i Saturna. Świadczy to o tym, że były to jedyne planety, które można było dobrze dopasować do systemu Eudoksosa. [...] Zazwyczaj podaje się, że całkowita liczba sfer Eudoksosa wynosiła dwadzieścia sześć, a Kalliposa - trzydzieści trzy, lecz z cytowania wszystkich w ten sposób nie wynika, że był to jednolity schemat - jedyny schemat" (62-63).
"Tak długo, jak to możliwe, ci dwaj uczeni byli zwolennikami oddzielnych schematów dla każdej z planet bądź świateł (niebiańskich). Jakiegokolwiek postępu dokonał Kallipos, dobrze wiemy, że Arystoteles rozszerzył jego idee i zmienił to, co przypuszczalnie było zbiorem abstrakcyjnych teorii geometrycznych, w jednolity system mechaniczny. Jeśli tak było, to teoria zajęła ważne miejsce w naturalnej filozofii na przeciąg dwóch tysięcy lat" (63).
"Wydaje się, że przyjął w niej [Arystoteles] teorię Kalliposa, lecz oświadcza też, że 'jeśli wszystkie sfery zestawić razem', żeby wytłumaczyć to, co widzimy, wtedy dla ciał planetarnych [...] musi istnieć inna nieobracająca się sfera, aby przeciwdziałać efektom pochodzącym od wyżej położonych sfer i nie należącym do omawianej planety. Dla Jowisza, na przykład, jego własna sfera wystarczała do wyjaśnienia jego ruchu, poza sferą gwiazd. Dzieje się tak, ponieważ wszystkie sfery do Saturna są na zewnątrz jego własnej, które muszą być zneutralizowane przez dodanie Jowiszowi przeciwdziałających sfer z biegunami właściwymi dla sfery Saturna, lecz o równej i przeciwnej prędkości kątowej. Kiedy dotrzemy do Marsa, powinniśmy neutralizować sfery Jowisza, lecz nie Saturna, które już uprzednio zostały wzięte pod uwagę; i tak samo postępujemy z pozostałymi planetami. Sfery według Kalliposa są następujące, wraz z wymaganą liczbą przeciwdziałających sfer (w nawiasach): SATURN - CZTERY (TRZY); JOWISZ - CZTERY (TRZY), MARSA - PIĘĆ (CZTERY), MERKURY - PIĘĆ (CZTERY), SŁOŃCZE - PIĘĆ (CZTERY), KSIĘŻYC - PIĘĆ (ZERO). Razem wynosi to pięćdziesiąt pięć sfer i Arystoteles cytuje taką właśnie liczbę. Dodając zagadkową uwagę, która nigdy nie została przekonywająco wyjaśniona, o efekcie, że opuszczenie dodatkowych ruchów Słońca i Księżyca stanowi razem czterdzieści siedem sfer. Podejrzewam, że najwcześniejszym etapem etapie dodał Księżycowi cztery przeciwdziałające sfery, żeby zachować nieruchomość Ziemi" (64-65).
U Arystotelesa "ruchy nie były już [tylko] postulowane, jakby były zaledwie pozycjami w podręczniku do geometrii [...] lecz wyjaśniane w kategoriach fizyki ruchu, fizyki przyczyny i skutku. [...] Niektórzy późniejsi komentatorzy twierdzą, że pierwszy sprawca ruchu najbardziej zewnętrznej sfery jest wystarczający dla całego układu. Niemniej jednak Arystoteles mówi, że każdy ruch planetarny Eudoksosa ma własnego pierwszego sprawcę, tak iż istnieje ich razem pięćdziesiąt pięć (albo czterdzieści siedem) - i wydaje się, że Arystoteles uznał je za bóstwa" (65).
HERAKLIDES
"Herakleid [...] był człowiekiem, którego rozgłos w historii astronomii przypuszczalnie daleko przewyższa jego osiągnięcia" (65). Skąd ta niechęć?
ARYSTARCH Z SAMOS
"Z tego centrum kultury jońskiej [z Samos] pochodził w następnym wieku inny astronom i matematyk, Konon z Samos, który z kolei był przyjacielem Archimedesa. To od Archimedesa dowiadujemy się o teorii heliocentrycznej Arystarcha, ponieważ przetrwała tylko jedna praca samego Arystarcha" (66).
"Dziwne jest to, że znamy tylko jednego astronoma w starożytności, który podtrzymuje tę ideę - Seleukosa z Seleucji. Mówi się, że Seleukos próbował udowodnić tę hipotezę. [...] Seleucja leży nad Tygrysem [...] uprawiał astronomię w stylu babilońskim. Nie był człowiekiem niewiele znaczącym, ponieważ Staborn powiedział o nim, że odkrył okresowe zmiany przypływów na Morzu Czerwonym i uświadomił sobie, iż odnoszą się one do położenia Księżyca w zodiaku" (67).
APOLONIUSZ Z PERGI
"Uczynił w geometrii dla przekrojów stożkowych (parabola, hiperbola, para prostych, okrąg, elipsa) to, co Euklides dla geometrii elementarnej" (68).
"Jeden z autorów opowiada, że Apoloniusz był znany jako Epsilon, ponieważ ta litera grecka swym kształtem przypomina księżyc, bardzo wnikliwie przezeń obserwowany" (68).
"[...] Apoloniusz jest kluczową postacią na wczesnym etapie rozwoju pojęcia ruchu po epicyklu" (69).
HIPPARCH
Był "pierwszym astronomem greckim, o którym wiemy, że systematycznie stosował metody arytmetyczne [Babilończyków] do modeli geometrycznym modeli astronomicznych" (71).
"[...] postępując zgodnie z praktyką babilońską podzielił obwód na 360 stopni, każdy stopień na 60 minut łuku [...]" (72).
"Wydaje się, że jesteśmy dłużni Hipparchowi ten wynalazek [astrolabium i teorię rzutu stereograficznego]" (73).
"Wreszcie wiemy, że miał globus nieba z narysowanymi na nim gwiazdozbiorami" (74).
PRECESJA
"W naszych czasach wypowiedziano wiele nonsensów o odkryciu przez tzw. Panbabilończyków na Bliskim Wschodzie precesji. W pewnym sensie wiedza o precesji była w posiadaniu jakichś prehistorycznych obserwatorów, którzy stwierdzili, że wschody i zachody słońca nie następowały w miejscach określonych przez ich przodków. W tym sensie były one znane astronomom babilońskim, którzy pierwsi uświadomili sobie istnienie różnicy między zwrotnikową a gwiazdową długością (ekliptyczną) Słońca. Lecz nie da się powiedzieć, że owi dawni obserwatorzy mogli uzgodnić różnicę, jak to uczynił Hipparch. Jest w tym miejscu niezwykle istotne, że Hipparch osiągnął zrozumienie uniwersalności powolnego dryfu gwiazd [...]" (76).
"Istnieje powolny ruch ziemskiej osi zataczającej stożek w przestrzeni, co powoduje, iż wydaje się, że punkty równonocy przemieszczają się wzdłuż ekliptyki ze wchodu na zachód. Jak wiemy, ta precesja punktów równonocy wynosi nieco ponad 50'' na rok na jeden stopień na stulecie. Hippar przyjął, że wynosi ona co najmniej jeden stopień na stulecie, co było bardzo wybitnym odkryciem" (75).
"Ustalił z wysoką dokładnością długość roku zwrotnikowego na 365 1/4 dnia minus 1/300 doby" (75).
"Pouczające jest zobaczenie, jak nieświadomi jesteśmy następstwa, a stąd i motywacji tak wielkiej pracy astronomicznej Czy był to problem długości roku, czy położenia gwiazd, czy pomiaru czasu w nocy - co ostatecznie naprowadziło Hipparcha na trop zjawiska precesji?" (75).
"Przyjął, że wynosi ona [paralaksa Słońca] siedem minut łukowych, lecz naprawdę jest bliska ośmiu sekundom łuku" (77).
"Hipparch był odpowiedzialny za zmianę w ukierunkowaniu astronomii greckiej - od jakościowego opisu geometrycznego do w pełni empirycznej nauki. [...] współczesna opinia, że Ptolemeusz był nikim więcej jak tylko plagiatorem dzieł Hipparcha, jest trudna do podważenia" (77).
"Metody zastosowane [...] przez Hipparcha były mieszaniną elementów geometrycznych i arytmetycznych" (89).
PTOLEMEUSZ
"'Ptolemeusz' było imieniem wszystkich królów macedońskich w Egipcie" (79).
"Jego nazwisko 'Ptolemeusz' wskazuje, że był Egipcjaninem greckiego pochodzenia, lub przynajmniej miał zhellenizowanych przodków, natomiast imię 'Klaudiusz' wskazuje, iż otrzymał obywatelstwo rzymskie" (80).
"Nadzwyczaj mało wiemy o rozwoju astronomii greckiej pomiędzy czasami Hipparcha a Ptolemeusza i ponieważ Ptolemeusz traktuje Hipparcha, jak gdyby był on jego jedynym znaczącym poprzednikiem w astronomii, możemy tylko przypuszczać, że dokonał się niewielki postęp teoretyczny w ciągu tego długiego okresu" (79-80).
"Prawdopodobnie Kleomedes był odkrywcą tego bardzo ważnego zjawiska [refrakcji promieni świetlnych] i wydaje się, że Ptolemeuszowi ten autor nie był w ogóle znany" (81).
"Ci, którzy pamiętają o greckiej obsesji ruchów po okręgu, powinni zauważyć sposoby [i docenić?] dzięki którym Ptolemeusz znajdował możliwość, aby wznieść się ponad narzucone ograniczenia" (84).
"Dokładność pomiarów Ptolemeusza była długo niezrównana" (85).
EKWANT
"[...] uprzednio uważano, że epicykl porusza się jednostajnie wokół środka deferentu (nie jest wykluczone, że Apolloniusz uważał inaczej, lecz to kwestia sporna)" (85).
"Wprowadzenie pojęcia ekwantu był ze wszech miar chwalebne, gdyż oznaczało zerwanie z tradycyjnym dogmatem, że wszystko musi być wyjaśnione w dziedzinie jednostajnych ruchów po okręgu. Ptolemeusz wprowadził okrąg ekwantu [...] na którym punkt biegnie ze stałą prędkością [...]. [Opracowując model orbity Merkurego] on po praz pierwszy dostarczył astronomii planetarnej owalu jako orbity" (86). owal ściśnięty "w talii" i dla niewielkich mimośrodów nie odbiegał zbytnio od elipsy
"Astronomia ma wiele innych aspektów, lecz w tym najpoważniejszym względzie Ptolemeusz nie miał sobie równych, dopóki Johannes Kepler nie przystąpił do analizy danych astronomicznych Tychona Brahego" (88).
"Wraz z Ptolemeuszem kończy się astronomia starożytna" (89).
"[...] Hipotezy Planetarne [Ptolemeusza] stanowiły znacznie bardziej wyrafinowaną wersję kosmologii arystotelesowej. Opierała się na założeniu, że we wszechświecie nie ma pustej przestrzeni, ale materia nie może nakładać się na siebie, tak iż najbardziej zewnętrzny punkt osiągany przez planetę na jej epicyklu musi być równy najmniejszej odległości osiąganej przez następną planetę. To założenie odwróciło oddzielne modele planetarne Ptolemeusza w uniwersalny system" (89).
ARMILLA znaczy po łacinie pierścień - sfera armilarna
"Ptolemeusz w swoim Amalgeście wyjaśnił, jak sporządzić globus nieba, aby pokazać precesję. [...] Chociaż wydaje się, że Hipparch był wynalazcą astrolabium, najstarszy zachowany traktat systematycznie wykładający teorię projekcji stereograficznej pochodzi stanowiła 'Planisfera' Ptolemeusza
Astrolabium jako prototyp cyferblatu zegara: "[...] był prostą konsekwencją chęci przedstawienia obracających się niebios w wizualnej postaci. [...] Astrolabium było namacalną spuścizną greckiego geniuszu, który połączył astronomię z geometrią" (96).
"Almagest Ptolemeusza zawiera pełny zestaw tablic, które pozwalają zajmować się astronomom [...] wykonywaniem prawie wszystkim obliczeń potrzebnych im w codziennej praktyce" (129).
CHINY, KOREA I JAPONIA
"Najstarszy zachowany chiński opis niebios jako całkowicie sferycznych pochodzi Czanga Henga z I w. p.n.e. Ich obwód był podzielony na 365 1/4 jednostki, każda z nich wyrażała odległość (kątową) przebytą przez Słońce w ciągu doby, co odpowiadało długości roku znanej co najmniej od XIII w. p.n.e. Istniała szkoła [...] zgodnie z którą niebiosa były nieskończenie rozciągłe [...]" (100).
"Na początku czwartego stulecia [naszej ery] astronom Jii Hsi [...] odkrył zmiany długości ekliptycznej gwiazd, czyli precesję punktów równonocy - zdaje się, że niezależnie od datującej się od czasów Hipparcha wiedzy Zachodu o niej" (101).
"Plamy słoneczne odkryte w Europie przez teleskop w XVII wieku były już [w Chinach] odnotowane w czasach Liu Hsianga w roku 28 p.n.e. i być może o wiele wcześniej. Między tą datą a rokiem 1638 istniało znacznie ponad sto odwołań do obserwacji lam słonecznych odnotowywanych w historii oficjalnej, a jeszcze więcej w lokalnych zapiskach. Chińczycy znali sztukę patrzenia na Słońce przez kryształ mleczny, a mogli również w tym celu wykorzystywać mgłę burze pyłowe" (101).
MISJE JEZUICKIE W JAPONII
"Już w 1552 r. Franciszek Ksawery nauczał w Japonii o kulistości Ziemi i innych ideach arystotelesowskich" (107).
"Jezuicka astronomia planetarna wywodziła się z systemu Tychona Brachego z Ziemią pośrodku, ale zawierała wiele osiągnięć wcześniejszego systemu kopernikańskiego" (110).
AMERYKA PRZEKOLUMBIJSKA
"Rzeczywiście Aztecy byli znani ze składania ofiar z garbusów podczas zaćmień Słońca" (112).
"Historyk brat Bernando Sahagun opowiada, jak Aztekowie składami Wenus ofiarę z jeńców, tryskając krwią w kierunku gwiazdy" (113).
ASTRONOMIA WEDYJSKA
"Wraz z opowieścią Siddhanta z III lub IV wieku pojawia się doktryna precesji - i ponownie przyjęto tę samą długość roku zwrotnikowego, co u Hipparcha" (119).
ISLAM ORIENTU
Abu Ma'szar, Al-Chwarizmi, Al-Battani, As-Sufi, Abu'l Wafa, Ibn Junis, Ibn Al-Hajsam, Nasir ad-Din at-Tusi, Ibn Asz-Szatir
O astronomii niekosmologicznej. "Dziś w podobny przypadkach zazwyczaj odwołuje się nie do wglądu w to, co naprawdę istnieje, lecz do estetyki lub prostoty teorii dającej żądane wyniki. W przeszłości mniej kontrowersyjna teoria była zazwyczaj wysuwana przez tego, kto akceptował dla siebie pogląd arystotelesowski o tym, co istnieje, i nie życzył sobie z nim polemizować" (141).
1022 GWIAZD W 'ALMAGEŚCIE' PTOLEMEUSZA.
Przypis tłumaczy: "Autor nie wspomina o jeszcze jednym wybitnym uczonym perskim. Był nim [...] hakim Omar ibn Ibrahim Abu'l-fath Gijas ad-Din, który przyjął przydomek Chajjam" (142).
"Prawdopodobnie żaden film o Koperniku jako wybitnej osobowości nigdy nie wspomni na przykład o teorii przyrostu i ubytku [podwójnej teorii precesji], choć bawił się on tą ideą i choć to dobrze ilustruje dawną słabość do okazywania głębokiego szacunku przodkom" (156).
"Rola Hiszpanii w przetrwaniu astronomii Zachodu była dalece ważniejsza niż impuls, jaki nadszedł wprost z Bizancjum [jako łącznika Europy z Bliskim Wschodem]. [...] ostatecznie Bizantyjczycy nie zdołali tak oddziaływać na rozwój astronomii, jak to uczynili astronomowie Andaluzji" (156-157).
ŚREDNIOWIECZE
"Słowianie stosowali podział na trzy i dziewięć. Żydowski tydzień siedmiodniowy wprowadzono wraz z chrześcijaństwem" (159).
"Od pisarza łacińskiego Prokopiusza wiemy, że kiedy na północnych obszarach poza kręgiem arktycznym Słońce znikało na (jak on to ujmuje) czterdzieści dni w ziemie, to te dni były odliczane, aż nastał czas, żeby posłać obserwatorów w góry, aby na pięć dni wcześniej uprzedzili ludzi o powrocie wschodzącego Słońca, na cześć którego przygotowywano wielkie święto" (159).
"Jest to mit [...] że Kolumb odkrył, że Ziemia jest okrągła" (159).
"W istocie Boska komedia Dantego na pewno pomogła upowszechnić źródła oraz poglądy Arystotelesa. Nie jest przypadkiem, że największy ze średniowiecznych alegoryków, Dante, dostarczył moralnej osnowy dla kosmologii arystotelesowskiej. [...] Jego wszechświat to zmodyfikowany świat Arystotelesa o harmonii rozmaitego rodzaju, wbudowanego w niego, a przez cały poemat przewija się pogląd, że pomyślność ludzka jest nierozerwalnie związana z tą harmonią" (161-162).
UNIWERSYTETY
"Ostatecznym celem uniwersytetów było w istocie dostarczenie Kościołowi wykształconego kleru, ale nie można powiedzieć, że miały one te same zajęcia religijne, co dawne szkoły przyklasztorne. [...] Uniwersytety dostarczały elity z wiedzą potrzebną w służbie kościoła i państwa. Pierwszymi uczelniami zasługującymi da tę nazwę były - w kolejności założenia - uniwersytet w Bolonii, Paryżu i Oksfordzie" (164).
Albion - 'all in one', wszystko w jednym.
"To roku 1380 w Europie działało ponad trzydzieści przeważnie małych i istniejących od dawna uniwersytetów. Do roku 1500 powstało blisko pięćdziesiąt nowych uniwersytetów" (173).
[Epicykle]. Henryk z Langensteinu. "Jego 'Traktat obalający mimośrody i epicykle' (napisany w 1364 r. w Paryżu) [...] zawiera [...] krytykę dzieła 'Teoria planetarna' [Ptolemeusza]. Jego ważniejszym celem było pokazanie, że okręgi w astronomii Ptolemeusza nie mogą być rozważane jako istniejące fizycznie realne mechanizmy na niebie. [...] okręgi było po prostu konstrukcją matematyczną usprawiedliwioną jedynie opartym na niej przewidywaniem zjawisk. Henryk nie był zadowolony z dokonanych przez Ptolemeusza obliczeń odległości i rozmiarów planetarnych, czuł niechęć do ekwantu [...]" (174).
"Obecnie w ogóle nie byłoby warte wspominania, że Mikołaj [...] wyciągnął wnioski, iż skoro punkt zawiera w sobie cały wszechświat, to nie może istnieć ani ustalony środek, ani kres wszechświata. W szczególności nie można powiedzieć, że Ziemia zajmuje środek wszechświata. [...] Co się tyczy ruchu, zależy on od zasady względności: położenie czegokolwiek jest względne wobec obserwatora. Stąd wynika, że można powiedzieć, iż Ziemia się porusza. [...] Dość osobliwe z punktu widzenia świata platoników jako opisywanego matematycznie, wydaje się to, że Mikołaj z Kuzy doszedł do całkiem innych wniosków. Z obserwacji, że nic w naszym doświadczeniu nie jest dokładnie matematyczne [...] wywnioskował, iż matematyczny opis Przyrody nie jest możliwy" (175-176).
[Jeden z poprzedników Kopernika]. "Najoryginalniejsza praca d'Oresme'a dotyczyła fizyki ziemskiej i możemy na tym poprzestać, mówiąc tylko o jego sugestii, że Ziemia może nie być umieszczona w centrum wszechświata, chociaż jej centrum grawitacji dąży do tego miejsca. Rozważał starannie całość zagadnienia ruchu Ziemi. [...] W swych 'Pytaniach o Niebiosa' oraz 'Pytaniach o sferę' d'Oresme podkreślał względność zjawiska ruchu: zjawiska, które obserwujemy obecnie, mogłyby być właśnie wyjaśnione zarówno przez dobowy obrót Ziemi, jak i przez obrót niebios - dowodził. W końcu opowiedział się za tradycyjnym poglądem, że to niebo się obraca, co jest raczej sprawą przekonania niż dowodu" (184).
[Powót do Eudoksosa]. Girolamo Fracastori próbował wskrzesić astronomię Eudoksosa-Arystotelesa. "[...] w swoich 'Homocentrycznych [sferach] albo w sprawie gwiazd' [...] zaproponował metodę astronomiczną, która się nie przyjęła. [...] rozważał przejście planet przez pewien ośrodek w przestrzeni o rozmaitej gęstości [...] jako wyjaśnienie zmian ich jasności - problem dla każdego, kto propagował model stałych [...] odległości planet" (190-191).
KOPERNIK
"Ten wspólny środek nie leżał dokładnie w Słońcu, ale w centrum orbity Ziemi" (193).
"[...] każdy model jest odnoszony nie do Słońca prawdziwego, lecz do środka orbity Ziemi" (199).
"[...] jego teoria nie jest dostatecznie heliocentryczna. Ustalił, że płaszczyzny planet leżą na płaszczyznach przechodzących przez środek orbity Ziemi, a nie przez fizyczne Słońce [...]" (202).
"System kopernikowski brał się z tego, że w każdych oddzielnych modelach ptolemeuszowskich dla ruchu planet istniała pewna prosta, która przedstawiała sobą tę samą realną rzecz; z grubsza biorąc, linię łączącą Ziemię ze Słońce. Dla tych, którzy nie byli nieodwołalnie przesiąknięci filozofią Arystotelesowską, musiało to się wydawać samo w sobie bardziej wiarygodną zasadą. Rozwiewało przynajmniej tajemnice tego, o czym połowicznie wiedziano od czasów Ptolemeusza - mianowicie dlaczego średnie Słońce odgrywa ważną rolę w ruchu księżyca i planet" (196).
"[...] proporcji geometrycznych ukrytych przez czternaście wieków, niedocenionych w astronomii ptolemeuszowskiej
"[...] pomimo, że był niemal pod każdym względem kontynuatorem tradycji ptolemeuszowskiej: usunął zasadę ekwantu" (196).
"Nadal był to raczej system geometryczny niż układ fizyczny, który wyjaśnia zjawiska w kategoriach praw fizyki" (202).
PO KOPERNIKU
Digges. William Gilbert. Jego prace zawierają odniesienia kosmologiczne - promują np. ideę nieskończoności świata (203).
TYCHO BRAHE / URANIBORG / STJERNBORG
Odnośnie systemu Brahego. "[...] ponieważ orbita Marsa wydawała się krzyżować z orbitą Słońca, więc [...] sfery powinny umożliwiać przenikanie materii" (208). Albo w ogóle nie istnieć.
"[...] wielu uczonych znajdowało jakby azyl w układzie [modelu] Tychona lub pokrewnych" (208).
"W 1578 roku Tycho wpadł na pomysł, że planety dolne krążą wokół Słońca, a w 1584 doszedł do wniosku, że górne zachowują się podobnie" (208).
KEPLER
"[...] znacznie wyraźniej niż ktokolwiek inny uświadomił, jak dla ówczesnego wzrostu teorii naukowych pilna była potrzeba złączenia w jedną całość astronomii matematycznej i fizyki - filozofii przyrody. Poszukiwał przyczyn ruchów planetarnych, nie tylko zaś geometrii tych ruchów" (213).
"Do [swojego nauczyciela] Mästlin napisał, że był 'astrologiem luterańskim odrzucającym plewy, a zachowującym ziarno'" (214). "Kepler miał silną awersję do astrologii jako teorii o znakach i trochę wpłynął na zmniejszenie jej popularności w kręgach naukowych" (217).
Williama Giberta teoria magnetyzmu - kosmologia magnetyczna wprowadzona przez Keplera.
"Starożytne chińskie i średniowieczne europejsie kroniki odnotowywały plamy widoczne gołym okiem na Słońcu; Kepler zaś w 1607 r. widział dzięki camera obscura coś, co wziął za przejście Merkurego przed tarczą Słońca" (225).
GALILEUSZ
Model Ptolemeusza nie przewiduje pełni fazy Wenus. Galileusz zaobserwował ją dzięki swojemu teleskopowi i traktował jako potwierdzenie hipotezy Kopernika. Ale Kepler wyjaśnił dobrze, że równie dobrze przewiduje ją model Tychona Brahego.
"To, że komety znajdują się znacznie dalej niż księżyc, zostało starannie i prawdziwie ustalone dopiero po bardziej dokładnych pomiarach dokonanych przez Heweliusza" (230).
Simon Mayr rościł sobie pretensje do tego, że pierwszy dostrzegł księżyce Jowisza, ale nawet jeśli tak było, to nie rozpoznał on ich prawdziwego charakteru; dopiero Galileusz stwierdził, że są to satelity Jowisza (232).
"Fazy MERKUREGO [nie Wenus] zostały przypuszczalnie po raz pierwszy dostrzeżone przez jezuitę włoskiego Ionnesa Zupo w 1639 r." (233).
Co do Tytana dostrzeżonego przez Huygensa: "Jan Heweliusz i Christoper Wren widzieli go wcześniej, ale uznali że to zwykła gwiazda". Huygens zrozumiał też, że "uszy Saturna" to jego słynne pierścienie: "Otoczony pierścieniem cienkim i płaskim, nigdzie nie dotykającym, nachylonym względem ekliptyki [słowa Huygensa]" (234).
"Najbardziej wpływową z prac tego rodzaju była 'Astro-teologia' (1714) Williama Derhama. William Peley wiele jej zawdzięczał w swych mających nawet większe znaczenie pismach pochodzących z końca XVIII wieku. Dla współczesnych Newtonowi uporządkowany wszechświat niebios dawał świadectwo istnienie Boga" (256).
Flamsteed. "Jego pomiary kątów miały bezprecedensową dokładność: błąd pomiaru wynosił zazwyczaj jedną dziesiątą, a nawet jedną dwunastą błędu pomiarów Tychona" (257).
"Bradley został następcą Haleya na stanowisku astronoma królewskiego".
Wcześniej prowadził badania z Bradleyem Samuel Molyneux.
"Bradley podjął obserwacje i w 1727 r. rozszerzył je na inne gwiazdy, używając mniejszego teleskopu zenitalnego Grahama. Wysunął różne przypuszczenia; właściwą hipotezę postawił, obserwując proporzec na grotmaszcie w czasie rejsu statkiem wycieczkowym po Tamizie. Zmiana położenia gwiazd jest spowodowana [...] łącznym efektem ruchu orbitalnego Ziemi i ogromnej, lecz skończonej prędkości światła dochodzącego od gwiazd" (259).
Nutacja. "Nutacja pojawia się, gdy wirująca bryła nie ma osi symetrii, nie wiruje wokół osi symetrii bądź moment sił działających na bryłę (względem punktu zamocowania) nie jest równy zeru. Drgania nutacyjne występują np. w żyroskopach. Poddana jest im również oś Ziemi. Nutację naszej planety odkrył w 1728 roku angielski astronom James Bradley, którego to zjawiska nie wyjaśniono przez kolejnych 20 lat. Wywoływana jest głównie przez działanie Księżyca. Ponieważ dynamika planet jest bardzo dobrze znana, nutacja obliczana jest w sekundach łuku na przestrzeni wielu dekad. Wartości nutacji są przeważnie dzielone na składowe równoległe oraz prostopadłe do ekliptyki. Składowa zgodna z płaszczyzną ekliptyki (równoległa do płaszczyzny) nazywana jest nutacją na długości, a prostopadła znana jest jako nachylenie nutacji. Systemy o współrzędnych astronomicznych bazują na pojęciach równik oraz równonoc, oznaczających wielki okrąg zakreślany na niebie przez równik Ziemi, oraz linię, równonocy wiosennej przecinającą ten okrąg i określającą początkowy punkt przy obliczaniu rektascensji. Na elementy te wpływa zarówno precesja równonocy, jak i nutacja, więc zależą od teoretycznych podstaw odnoszących się do precesji i nutacji, a także od daty odniesienia względem systemu astronomicznego. Mówiąc prościej, wartości nutacji (oraz precesji) są ważne dla obliczania pozornych pozycji obiektów astronomicznych podczas obserwacji prowadzonych z powierzchni Ziemi" (Wikipedia).
RUCHY WŁASNE GWIAZD
Halley studiował m.in. Ptolemeusza i porównywał współczesne obserwacje z greckimi. "Wtedy doszedł do wniosku, że precesja i błędy obserwacji nie wyjaśniają w pełni rozbieżności. Był przekonany, że udowodnił ruch w stronę południową dla jasnych gwiazd: Aldebarana, Arktura i Syriusza; że istnieją ruchy własne słabszych gwiazd, co mogła świadczyć o tym, że [takie] gwiazdy nie znajdują się tak daleko" (266).
"W 1871 r. astronom szwedzki Hugo Gyldén pracujący w Sztokholmie [...] [badając ruchy własne gwiazd] odkrył, że [gwiazdy] nie są symetrycznie rozmieszczone, lecz zdają się gromadzić w jednej połowie nieba, oraz że biegną tam w z grubsza podobnym kierunku. Pod kątem prostym go największych ruchów gwiazdy wykazują zaniedbywalne ruchy. Zinterpretował to jako oznakę rotacji w Galaktyce. Całkowicie niezależnie od tego odkrycia Benjamin Boss, Walter S. Adams i Arnold Kohlschutter - badając spektroskopowo ruchy gwiazd, to jest wykorzystując efekt Dopplera - stwierdził podobną asymetrię w rozmieszczeniu gwiazd o dużej prędkości radialnej. W 1914 r. odłosił odkrycie, że trzy czwarte zarejestrowanych gwiazd wydaje się zbliżać do Słońca" (334).
"Co do idei, że [...] układ słoneczny porusza się poprzez system gwiazd pozostających we względnym spoczynku, Bradley sugerował - w tym samym czasie, kiedy odkrył zjawisko nutacji - że upłynie wiele stuleni, nim pojawi się dowód umożliwiający dokonanie odpowiedniego wyboru. W tym się jednak pomylił. [...] [Tobias] Mayer [który opublikował dane o ruchu własnym ośmiu gwiazd] jasno wyraził konsekwencje ruchu Układu Słonecznego wśród gwiazd: położone w ogólnym kierunku, do którego dążymy (kierunek apeksu Słońca) zdają się coraz bardziej rozbiegać - i rzeczywiście wydaje się jakby promieniowały z apeksu. Natomiast gwiazdy obecne w kierunku, od którego się oddalamy (antyapeks Słońca), wydają się zbliżać zbliżać do siebie i zbiegać w kierunku antyapeksu" - STANOWIŁO TO NOWĄ PERSPEKTYWĘ DLA ROZWAŻANIA WIELKOSKALOWEJ BUDOWY WSZECHŚWIATA (267). POCZĄTEK CAŁKIEM NOWEJ FAZY W POGLĄDACH KOSMOLOGICZNYCH.
Ruch Słońca wśród gwiazd odzwierciedla się w ich ruchach własnych; "apeks Słońca jest punktem, od którego z dala drobne ruchy wydają się jakby promieniować (promieniować); i jak antyapekt stanowi punkt, do którego gwiazdy z drugiej półkuli wydają się jakby zbiegać. Istnieje prosta zależność między ruchami własnymi [gwiazd] będących tego efektem ([...] w sekundach łuku na stulecie) a prędkością Słońca i odległością. Ruchy własne mogą być zmierzone, prędkość Słońca może zostać wyznaczona, jeśli znamy odległości gwiazd; w każdym razie jednak prędkość gwiazd i kierunek mają wyjątkowe wartości względem układu gwiazd jako całości. Pomijając ruchy lokalne, można wyobrazić sobie, że wszystkie gwiazdy muszą dawać tę samą odpowiedź na pytanie o prędkość. [...] Odwracając ten argument, dla danej prędkości Słońca można pokusić się o wyprowadzenie odległości z ruchów własnych gwiazd. [...] [Jednak] istnieją jasne gwiazdy - można spodziewać się, że są blisko położone - które nie wykazują ruchów własnych i które powinny zatem znajdować się bardzo daleko" (277). Jak wiadomo, należy raczej zakładać, że pewniejsza oznaką sąsiedztwa gwiazdy względem Ziemi jest duży ruch własny, a nie duża jasność.
"Herschel i późniejsi astronomowie znali ruch Słońca w przestrzeni oraz jego kierunek. To nadaje sąsiednim gwiazdom duży ruch własny, a odległym - mniejszy, rozpatrywany względem bardzo odległych gwiazd, tak jak obiekty bliskie, widziane z pociągu, wydają się poruszać szybciej niż odległe. Oczywiście rozpatrywane obiekty, takie jak gwiazdy, mogą mieć inne ruchy właściwe, ale jeśli użyjemy odpowiednich procedur uśredniających, a także niezależnych dociekań, jakie te inne ruchy mogłyby być, to potrafimy ocenić odległość z ruchów własnych, określanych prędkością Słońca. Ta ostatnia metoda, ze względu na konieczność uśredniania nazywana jest metodą paralaks statystycznych" (w odróżnieniu od tradycyjnej paralaksy trygonometrycznej oraz jeszcze bardziej wyszukanej paralaksy spektroskopowej) (323).
"Ruchy [własne gwiazd] są po większej części odbiciem ruchu Słońca w przestrzeni i ogólnie zakłada się, że przeciętnie nie zależą od niczego więcej, tj. że ruchy gwiazd mają przypadkowy charakter podobnie jak molekuły gazu
BUDOWA GALAKTYKI.
Jak długo niepewny był status gromad kulistych i mgławic spiralnych, otwarta kwestią pozostawała kwestia rozmiarów wszechświata i jego postać: hierarchiczna lub niehierarchiczna.
"[...] istniało silne przekonanie, że Droga Mleczna jest unikatowym obiektem we Wszechświecie. Podawano co najmniej pięć argumentów popierających ten pogląd. Po pierwsze - rozmiary mgławic były, jak myślano, nieznaczne w porównaniu z rozmiarami Drogi Mlecznej. Po drugie - gwiazdopodobne widma białych mgławic [...] mogły być wyjaśnione odbiciem światła gwiazd od mgławic dyfuzyjnych [...]. Po trzecie - dla tych, którzy byli gotowi pogodzić się z hipotezą Shapleya, Droga Mleczna była wystarczająco wielka, by zawierać w sobie co najmniej kilka białych mgławic, zgodnie z oceną ich odległości ustaloną w tym czasie. Po czwarte - białe mgławice wydawały się unikać płaszczyzny Drogi Mlecznej, sugerując tym samym, że są symetrycznie rozmieszczone względem niej. I wreszcie po piąte - nowe świadectw co do ich prędkości (radialnych) doprowadziło do podobnej sugestii występowania symetrii" (331-332).
"Wyspy wszechświata" - to wyrażenie zawdzięczamy Aleksandrowi von Humboldtowi, który posłużył się nim w książce 'Kosmos' z 1850 roku (332).
"Odległe układy gwiezdne zostały nazwane galaktykami dopiero względnie niedawno, kiedy zdobyliśmy pewność, że przypominają układ, wewnątrz którego się znajdujemy. Droga do tej wiedzy była długa i żmudna" (270).
Ptolemeusz opisywał mgławice jako obłokopodobne lub mgliste.
"Thomas Wright [...] był przekonany, że Układ Słoneczny znajduje się w ruchu względem ciała centralnego" (268).
"Nie wcześniej niż w 1743 r. [...] [Wright] utożsamił boski środek wszechświata ze środkiem grawitacyjnym, wokół którego [...] Słońce i inne gwiazdy poruszają się po orbitach. Ten ruch, dla którego ruchy własne gwiazd odkryte przez Halleya wydawały się dostarczać świadectwa, dawał pomysłowe wyjaśnienie, dlaczego wszechświat nie zapada się w sobie pod wpływem grawitacji; problem ów dręczył Bentleya" i Newtona (272).
Johann Lambert. "[...] przyjął, że Droga Mleczna ma soczewkopodobną (wypukłą) budowę, lecz także uznał, że Słońce i gwiazdy w jego sąsiedztwie stanowią jeden z wielu podukładów pewnej całości. Analogicznie zaproponował, że Droga Mleczna jest składnikiem systemu dróg mlecznych wyższego rzędu. W odróżnieniu od Wrighta i Kanta Lambert był dobrym matematykiem. [...] To zachęciło go do wizji hierarchicznego wszechświata. Choć była to wizja czysto spekulatywna, Lambert stanowi wczesny przykład astronoma próbującego wprowadzić wielkoskalowy rozkład mas we wszechświecie dzięki analizie specyficznych efektów lokalnych" (274).
"Herschel sądził, iż w środku układu drogi mlecznej znajduje się Syriusz, najjaśniejsza gwiazda na naszym niebie" (przypis, s. 329).
Shapley obstawał przy ogromnych rozmiarach Galaktyk i znacznej odległości Słońca od jej centrum.
"W 1918 r. Shapley [...] ogłosił, iż typowa gromada kulista znajduje się w odległości rzędu 50 000 lat świetlnych. Odkrył, że nie są jednak symetrycznie rozmieszczone i uznał, iż środek układu gromad kulistych jest prawdopodobnie identyczny z jądrem układu gwiazd - Drogi Mlecznej, odległego od nas o dziesiątki tysięcy lat świetlnych. Ten wynik umieszczający Słońce na skraju układu [...] wzbudził niechęć wielu astronomów [...] - z tego powodu, że odległości wydawały się źle dopasowane do istniejących założeń. Hugo von Seeliger [...] uzyskał model Drogi Mlecznej w postaci spłaszczonego dysku. Najogólniej kształt ten był podobny do modelu Herschela ze Słońcem niezbyt odległym od jego środka. W 1901 r. Kapteyn użył swej metody statystycznej do ruchów własnych gwiazd, aby dostarczyć skali odległości dla pracy Seeligera, uzyskując system o średnicy około 10 kiloparseków i grubości 2 kpc. [...] Ogólny kształt jego schematy [modelu Kapteyna] to elipsoida - raczej spłaszczona sfera niż piłka do rugby - z osiami pozostającymi w stosunku 5:1 i wielką osią liczącą około 16 kpc. [...] Słońce umieścił w odległości około 0,65 kpc od środka układu i poza płaszczyzną główną, lecz dla udogodnienia często przyjmował, że Słońce jak gdyby było w centrum układu" (329).
Harlow Shapley "zauważył, że [...] gromady kuliste, dla których uzyskał przybliżone odległości, nie są symetrycznie rozmieszczone na niebie. Wziął też pod uwagę ideę wysuniętą bez wyraźnego dowody przez Bohlina w 1909 r. Owa idea, która po prostu głosi, że położenie Słońca nie jest centralne, wydawała się wyjaśniać tę asymetrię. Nie pasowała jednak do dokonanych przez Shapleya ocen ich odległości, przyjmowanych co najmniej wraz z typową wiedza o rozmiarach Drogi Mlecznej. Do 1916 r. odkrył on dzięki pomiarom dla cefeid, że gromada kulista Messier 13 znajduje się 30kpc od Słońca, znacznie dalej niż granice Galaktyki Kepteyna. W rok później z lepiej potwierdzonymi danymi dla innych gromad kulistych powrócił do idei Bohlina i przyjął, że wszystkie gromady są związane z Galaktyką (Drogą Mleczną), a środkiem ich układu jest niewidoczne jądro Galaktyki gdzieś w kierunku gwiazdozbioru Strzelca. [...] Doszedł do wniosku, że Galaktyka musi być dziesięć razy większa niż powszechnie sądzono" (330).
"[...] Herbert D. Curtis z Obserwatorium Licka w 914 r. rozpoczął badania nad mgławicami spiralnymi; już uprzednio podejrzewał, że stanowią 'nieprawdopodobnie odległe galaktyki gwiazd lub oddzielne wszechświaty gwiezdne'. W 1917 r. odkrył gwiazdę nowa w jednej z mgławic spiralnych. [...] bardzo słabych w porównaniu z nowymi w Drodze Mlecznej. [...] doprowadziło go to do wniosku, że mgławice sto razy odleglejsze i znajdują się daleko poza granicami Galaktyki, ustalonymi czy to przez Kapteyna, czy dzięki innym przyjmowanym wtedy modelom. [...] Zatem istniały w owym czasie dwie wyraźnie różne opinie na temat mgławic spiralnych. Shapley i van Maanen umieszczali je tak blisko Słońca, że mogły być traktowane jako składniki Galaktyki. Curtis umieścił je tak daleko, że ich rozmiary fizyczne , wywnioskowane z obserwowalnych rozmiarów, musza być porównywalne z naszą Galaktyką. [...] Każdy z nich miał na ogół rację w swych ogólnych tezach: Shapley w sprawie Galaktyki, a Curtis w sprawie mgławic spiralnych" (333).
"William W. Morgan z Obserwatorium Yerkesa oraz Jason J. Nassau z Obserwatorium Warnera w Swaseya [...] ogłosili, że na podstawie 49 ocen odległości [...] wydaje się, iż nasze Słońce znajduje się na zewnętrznym skraju ramienia spiralnego Galaktyki" (338).
HUBBLE I JEGO POPRZEDNICY / UCIECZKA WSZECHŚWIATA
Hubble "do 1923 r. [...] mógł rozróżnić gwiazdy w zewnętrznych obszarach galaktyki spiralnej M31 oraz M33, spośród których ogółem 34 zmieniały jasność tak jak cefeidy. Stało się jasne, że M31 leży bardzo daleko od granic naszej Galaktyki. Pod koniec 1924 r. przyjął odległość równą 285 kpc - dziesięć razy większą od największej średnicy Galaktyki, jaką wtedy przyjmowano. [Obecnie odległość M31 określa się na 2,2 miliona lat świetlnych, tj. 675 kpc]" [341-342]
"Huggins [...] w roku 1868 dzięki temu odkrył po raz pierwszy prędkość gwiazd: ustalił prędkość oddalania się Syriusza od Słońca na 47,3 km/s (oddalania się, ponieważ stwierdził przesunięcie widma ku czerwieni, wykazywane przez zmniejszenie się częstości lub wydłużenie długości fali)" (303).
"Vesto Melvin Slipher [...] wykonał pierwsze pomiary prędkości radialnej. [...] Odkrył podówczas, że M31, Wielka Mgławica Andromedy, zbliża się do Słońca z prędkością 300 km/s - z największą prędkością radialną, jaką wtedy zarejestrowano. Do 1914 r. Slipher uzyskał trzynaście wartości prędkości lub przesunięć w widmach [...] a pod koniec roku
1925 miał już spektrogramy 45 widm. Oprócz zaledwie kilku przesunięć ku fioletowi, wskazujących na zbliżanie się, wszystkie pozostałe widma były 'poczerwienione'. Niektóre wykazywały tak wielkie prędkości, że tym, którzy zastanawiali się nad mechaniczną stroną tego przypadku, zdało się oczywiste, iż rzeczone mgławice muszą znajdować się poza zasięgiem grawitacyjnego wpływu układu naszej Drogi Mlecznej. [...] W pracy [...] Howarda Robertsona w 1928 r. znajdujemy twierdzenie o istnieniu zależności liniowej pomiędzy wyznaczonymi prędkościami a odległościami mgławic pozagalaktycznych. Jeszcze wcześniej Georges Lemaître wpadł na podobny pomysł" (351).
"Milton Humason [...] uzyskał mnóstwo nowych przesunięć ku czerwieni i - zakładając, że oznaczają naprawdę prędkości - otrzymał wartości aż do jednej siódmej prędkości światła [...]" (353).
Hubble popełnił pomyłkę w ocenie odległości galaktyk.
EINSTEIN / TEORIA WZGLĘDNOŚCI
"Centralny punkt obu teorii stanowi idea, że prawa fizyki rządzące układem ciał powinny być istotnie niezależne od sposobu, w jaki obserwator w ruchu śledzi te ciała. [...] Wszystkie te zasady zostały przewidziane w większym lub mniejszym stopniu przez dawniejszych fizyków [Fitzgeralda, Lorentza, Poincarego] lecz to Einstein połączył je w jeden zgodny system fizyczny" (343).
Równania pola stanowią ogniwo między materią a geometrią.
"W teorii grawitacji Einsteina swobodna cząsteczka podąża po geodetyce w zakrzywionej czasoprzestrzeni, równoważnej linii prostej w przestrzeni Euklidesa, najkrótszej odległości pomiędzy dwoma punktami. Stosując tu pojęcie Feynmana sum po historiach, odpowiada to wyraźnej historii pojedynczej cząstki, która dotyczy całej czasoprzestrzeni, całej historii wszechświata. W klasycznej ogólnej teorii względności opracowano rozmaite modele, które opisywały historię wszechświata następującą po jego stanie początkowym. W nowej teorii kwantowej grawitacji Hawkinga nie możemy ściśle określić sposobu zaistnienia wszechświata, chociaż prawdopodobieństwo pewnych dalszych wyników będzie większe od innych" (411).
"Hierarchiczna budowa wszechświata oznaczała, że układ niższego rzędu wchodził w skład układu wyższego rzędu, którego przeciętna gęstość była mniejsza od gęstości niższego rzędu, tak iż w granicy (w nieskończonym wszechświecie) średnia gęstość materii dążyła do zera. Pewnym odzwierciedleniem tego typu budowy mógłby być ciąg: gromady gwiazd, - galaktyki - gromady galaktyk - gromady gromad galaktyk - Metagalaktyka" (346).
"To, że występuje znaczna niejednorodność w rozkładzie gromad galaktyk, nie może ulegać wątpliwości [...]. Galaktyki w naszym sąsiedztwie znajdują się w odległości kilku milionów lat świetlnych. W 1975 G.G. Chincarini i H.R. Rood wykryli grupowanie się materii w jednostce ponad dwudziestu milionów lat świetlnych. [Natomiast] Na sympozjach Międzynarodowej Unii Astronomicznej w 1977 r. kilku astronomów donosiło o istnieniu pustych przestrzeni, bez galaktyk, o rozmiarach kilkuset milionów lat świetlnych. W rok później S.A. Gregory i L.A. Thomson podali dowód istnienia zgrupowania galaktyk znanego jako supergromada Coma, otoczonego względnie pustą przestrzenią. Stopniowo wyłaniał sie obraz świata galaktyk, który rzeczywiście jest bardzo bryłowaty. Pod koniec lat osiemdziesiątych zaczęło się wydawać, że rozkład wygląda tak, jak piana z baniek mydlanych - jednych dużych, drugich małych, każda z galaktykami na ich powierzchni i względnie pusta przestrzenią pomiędzy zgrupowaniami galaktyk" (412).
Model de Sittera. Uznał, że jego model powinien być izotropowy oraz statyczny. [...] Zarówno gęstość, jak i ciśnienie było zerowe [...]" (349-350).
"Rozwiązanie de Sittera opisuje sytuację, gdy stała kosmologiczna jest dodatnia, a gęstość materii równa zero.
W przypadku rozwiązania de Sittera nie ma miejsca na Wielki Wybuch – według tego modelu Wszechświat rozszerza się w sposób wykładniczy (gwałtowny), bez początku i bez końca.
Hipotetyczna epoka inflacji może być w przybliżeniu opisywana rozwiązaniem de Sittera" (Wikipedia).
"Ten model był oczywiście pozbawiony materii, ale Lemaître nie uznał go z innego powodu: ponieważ przestrzeń w tym modelu nie miała, by rozciągała się do nieskończoności" (352).
Rozszerzający się wszechświat wydaje się czymś bardzo naturalnym, nawet jeśli jest to rozumiane w klasyczny sposób.
Teoria stanu stacjonarnego - by ocalić doskonałą zasadę kosmologiczną. Przeciętna gęstość materii i promieniowania pozostaje ta sama oraz że rozkład wielu galaktyk pozostaje stały. Gold wpadł na pomysł, że jeśli istnieje proces ciągłej kreacji materii, to stanie się możliwe trwanie wszechświata w stanie stacjonarnym pomimo jego ekspansji, tak iż zniknąłby problem wieku i niejednorodności w czasie. (Później twierdzono, że istniejące cząstki zmieniają masę, a nie że materia powstaje).
"Edward Barnard był między innymi odkrywcą piątego księżyca Jowisza, Amaltei, a także gwiazdy mającej największy ruch własny, zwanej Strzałą albo Gwiazdą Barnarda (307).
"[...] James Jeans [...] myślał, że stosunek gwiazd nieobieganych przez planety do gwiazd posiadających planety wynosi jak sto tysięcy do jednego. W tym samym okresie Eddington poszedł nawet dalej i zaryzykował stwierdzenie, że nasz świat wraz z żyjącymi istotami mógłby być jedyny" (311).
Richard Carrington "odkrył, że okres ruchu wirowego zwiększa się z odległością plam [słonecznych] od równika słonecznego" (313).
"Wiadomo obecnie, że istnieje zawiła trójwymiarowa spiralna struktura słonecznego pola magnetycznego , która zawiera w sobie cały układ planetarny. (Kepler byłby z tego zadowolony)" (317).
Jako kuriozalne postscriptum odnotujmy: Uranos był ojcem Saturna i dziadkiem Jowisza. / Urbain Leverrier i John Adams. "Bywa to często przedstawiane jako przykład pewnej mistycznej synchroniczności" (288).
Trudności z odkryciem Plutona nie powinny być niedocenione. "Jego rozmiary widoczne z Ziemi stanową mniej niż jedną trzecią sekundy łuku, znacznie poniżej dostrzegalności jakichkolwiek szczegółów powierzchni. A istnieje na niebie dwadzieścia milionów gwiazd tak samo jasnych jak Pluton" (291). "[...] rozpatruje się to odkrycie [Plutona] jako teoretycznie przypadkowe i jako wynik zwykłych systematycznych. Obecnie wyznaczana masa Plutona okazała się po prostu zbyt mała, żeby wywołać przewidywane perturbacje w ruchu Urana i Neptuna. Masa Neptuna jest faktycznie dziesięć razy większa niż masa Plutona [...]" (290).
ZASADA ANTROPICZNA
"Brandon Carter nadał nazwę silnej zasady antropicznej regule, że wszechświat musi być poznawalny i musi na pewnym etapie dopuścić do stworzenia w nim obserwatora. Ci, którzy popierali tę silną zasadę, często starali się opisać ją szeroko, lecz w przyjętych kategoriach fizycznych wszystkich możliwych światów - niektóre bez nieuchronności życia, a niektóre zdolne do podtrzymania życia. Idea jest zatem próbą określenia z maksymalną dokładnością strukturalnych jakości koniecznych po to, aby obserwatorzy zaistnieli. Musimy koniecznie zamieszkiwać w jednej wąskiej grupie tak opisywanych możliwych światów" (417).
Ogromne jest tej materii pomieszanie...
więcej Pokaż mimo to###
"Obecnie wiemy, że oprócz precesji gwiazdy wykonują tak zwane ruchy własne" (102).
Babilończycy sporządzili tablicę ruchu Wenus Ammi-saduki (29). Ammi-saduqa (Ammī-ṣaduqa). https://pl.wikipedia.org/wiki/Ammi-saduqa
"Astronomia matematyczna [...] zawdzięcza prawie wszystko Babilończykom" (37).
"[...] Babilończycy używali tylko...