-
ArtykułyAtlas chmur, ptaków i wysp odległychSylwia Stano2
-
ArtykułyTeatr Telewizji powraca. „Cudzoziemka” Kuncewiczowej już wkrótce w TVPKonrad Wrzesiński9
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać392
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik4
Biblioteczka
2024-04-19
2023
2023
To akurat bardzo rzadki przykład wspaniałej zgodności książki i filmu. Postacie grane przez Barańską i Bińczyckiego wydają się, jakby dopiero co zeszły z kart powieści. Ale w trakcie lektury zaskoczyło mnie bogactwo myśli i refleksji o życiu i miejscu człowieka w kraju i społeczeństwie; bogactwo, które trudno przedstawić na ekranie. Poza historią rodzinną, o trudach i drobnych codziennych radościach, otrzymujemy przebogaty obraz ludzkiej gromady z przełomu XIX i XX wieku. Czy ktoś poza Dąbrowską opisał tak wnikliwie nasze społeczeństwo tamtych czasów (może troszkę Iwaszkiewicz…)? Czy pokazał tych ludzi – jakże innych niż współcześni; drobnych, zubożałych szlachetków z konieczności zajmujących się pracą zawodową, mieszczan, małych i całkiem sporych przedsiębiorców, ludzi wsi, Żydów, panien służących, ambitnych lub leniwych chłopów, energiczne, przedsiębiorcze damy z misją budowania biznesu lub działające na polu spraw publicznych czy oświaty młodzieży? Nieważne czy i kiedy Barbara przestanie ciosać kołki na głowie męża – ta szeroka panorama codziennego życia, z daleka skromna i szara a z bliska coraz bardziej fascynująca – pozostanie ze mną na zawsze.
A Basi to współczuję. Nie ma sensu zarzekać się po raz milionowy jaka to irytująca postać. Ale też smutna, nerwowa i pełna lęku kobieta, perfekcjonistka, która przede wszystkim nie kocha siebie wcale, jest zawsze bardzo niezadowolona z własnych osiągnięć i przerzuca to niezadowolenie i niedosyt na resztę świata. Nieważne, że mąż kochający i dbały, co tam, że dzieci zdrowe, rodzina życzliwa, byt jako tako zabezpieczony – Ona zawsze w neurotycznym lęku!
Ale też zaskoczyło mnie, że, mimo niespełnionej miłości i zamążpójścia z rozsądku, Barbara w wielu okresach swego pożycia, całkiem, całkiem lubiła dzielenie łoża z Bogumiłem – zawsze to mężowi pociecha, hmmm.
Abstrahując od mniej lub bardziej trudnych charakterów Niechciców i Ostrzeńskich – podziwiam ich za nastawienie wobec życia, którego dziś ze świecą szukać. I trzeba też powiedzieć, że w tych postawach nie są wyjątkowi, większość ich otoczenia wyznaje podobne wartości. Te dwie tak różne osobowości łączy przekonanie, że życie i małżeństwo to rodzaj publicznej służby (czy politycy mnie słyszą?), obowiązku i powinności. Oboje dobrze wiedzą, że człowiek nie istnieje sam dla siebie i musi dawać coś światu według własnych umiejętności. Patriotyzm to dla nich sprawa oczywista, ważna i święta – żadnemu z nich nie przyszłoby do głowy, żeby nie mieszać się w to całe Powstanie Styczniowe i uratować majątek. Czyste serca, wewnętrzna uczciwość, prawdomówność, brak ukrytych intencji skrzywdzenia drugiego człowieka, codzienna przyzwoitość, przyjmowanie wszelkich trudności z odwagą i pokorą zarazem, wielkie starania aby żyć GODNIE, nie tylko bogato, pracowitość i skrzętność – jak wiele z tych cech przydałoby się i dziś! Odeszła szlachta razem ze swoim etosem a nasza codzienność pisze się już zupełnie inaczej.
To akurat bardzo rzadki przykład wspaniałej zgodności książki i filmu. Postacie grane przez Barańską i Bińczyckiego wydają się, jakby dopiero co zeszły z kart powieści. Ale w trakcie lektury zaskoczyło mnie bogactwo myśli i refleksji o życiu i miejscu człowieka w kraju i społeczeństwie; bogactwo, które trudno przedstawić na ekranie. Poza historią rodzinną, o trudach i...
więcej mniej Pokaż mimo to2023
2024-03-11
Kolejne spojrzenie za naszą wschodnią granicę w czasy sprzed ponad dwudziestu lat, kiedy rosyjski kolos otrząsał się z szoku upadku komunizmu i utraty statusu Imperium. Pani K-R zna i czuje rosyjskie sprawy (bo rozumieć Rosji to nikt nie jest w stanie!) i potrafi o nich zajmująco opowiadać. Tu w formie krótkich impresji prosto z Moskwy a potem - przejmujących opisów wojny w Czeczenii. Daje niesłychanie trafną diagnozę przyszłości „demokratycznej” Rosji jako otwartej puszki Pandory.
Wszak po dwudziestu latach wszystko dzieje się na naszych oczach. Kiedyś czeczeńska wojna była „specjalną operacją antyterrorystyczną”, dziś jest nią Ukraina. Na szczęście światowe gremia nie uznały ukraińskiego konfliktu jako wewnętrznej sprawy Rosji – tak, jak to orzekły kiedyś wobec Czeczenii. Ale obłuda i festiwal niedomówień wobec obecnej wojny są bardzo podobne do tej czeczeńskiej. Byle nie drażnić, nie zaogniać, byle szybciej do „business as usual”… Żyjemy w Polsce w poczuciu fałszywego bezpieczeństwa i ufności, że wojenne zbrodnie i okrucieństwo, pacyfikacja cywili, tortury, dzieją się gdzieś daleko albo należą do dalekiej przeszłości i nigdy nas już nie dotkną. Tymczasem życie tuż obok narodu tak różnego od wszystkich, tak podatnego na wszelkie szaleństwa jego przywódców, tak dalekiego od demokracji jak Ziemia od Mlecznej Drogi, powinna uczyć wszystkich ostrożności.
A Rosjanin, tak właściwie nie zmienia się od stuleci, a wszystkie zawirowania historii, wojny, rewolucje polityczne czy obyczajowe, tylko wzmacniają jego „mental”. W rosyjskim świecie liczy się tylko władza. Albo władza prezydenta albo baby z brudną ścierką, którą trzeba „szanować” jako człowieka pracy i broń boże zwracać jej uwagę na niedomyte schody. Władza gardzi człowiekiem a ludzie gardzą sobą nawzajem. I nie ufają sobie za grosz. Stąd pewnie na wschodzie nigdy nie narodzi się ruch podobny do naszej niegdysiejszej „Solidarności”. Obywatel to sztuczne słowo, które nic nie znaczy, bo swobód czy zachowań obywatelskich nie uświadczysz. Rosjanin to raczej taka Wańka-wstańka – zawsze się podniesie i po chlaniu i po represjach i po łagrze. I zawsze kocha wodza – Wielkiego Hipnotyzera. A jeśli nie kocha – to biernie przygląda się bezprawiu albo udaje, że nic nie widzi.
Króluje bezwład i bezład – moskiewska przestrzeń publiczna poza turystycznymi oazami to smrodliwa pstrokacizna z dykty, eternitu, kawałków szyb i kartonów. Brakuje toalet, kawiarenek, pomocnych urzędników. Procedura uzyskania paszportu przypomina bizantyński rytuał. Wypisanie biletu kolejowego to festiwal fochów sprzedawcy i wędrówka pasażera między dziesiątkami okienek. Publiczny majątek rozkrada się na niewyobrażalną skalę, bez jakiegokolwiek poczucia winy czy nieprzyzwoitości. Religia – pozornie odbudowana po komunistycznych szykanach i zbrodniach, w praktyce jest narzędziem władzy, lojalnym tylko wobec rządu, niewiele mającym wspólnego z duchowym przywództwem narodu. Historię się zakłamuje; przesiąknięci propagandą ludzie wypierają rzeczywistość, nie przyjmują do wiadomości prawdy z dokumentów czy z ust świadków. Za to są dumni ze swego narodu i mocarstwowości. Nieważne, że Rosja od lat króluje we wskaźnikach samobójstw, nieważne, że średnia długość życia zbliża Rosjan raczej do krajów Trzeciego Świata niż rozwiniętych demokracji, nieważne, że mimo powierzchownych znamion wielkomiejskiego bogactwa i luksusu , to wciąż feudalny chanat, który nigdy nie będzie społeczeństwem ludzi sytych, zadowolonych i wolnych.
Kolejne spojrzenie za naszą wschodnią granicę w czasy sprzed ponad dwudziestu lat, kiedy rosyjski kolos otrząsał się z szoku upadku komunizmu i utraty statusu Imperium. Pani K-R zna i czuje rosyjskie sprawy (bo rozumieć Rosji to nikt nie jest w stanie!) i potrafi o nich zajmująco opowiadać. Tu w formie krótkich impresji prosto z Moskwy a potem - przejmujących opisów wojny...
więcej mniej Pokaż mimo to2012
2012
2012
2013
2013
2013
2013
2013
2013
2013
2013
2013
2013
2013
Półka "science fiction" jest doprawdy niezwykle rozległa. Ta opowieść wkracza bardziej na tereny psychologii niż fantastyki naukowej. Nie dało się inaczej być z jej bohaterem -Charliem, jak tylko śmiać się, płakać i cierpieć razem z nim i ze wszystkich sił trzymać kciuki żeby mu się udało. Charlie to młody mężczyzna z niskim ilorazem inteligencji, który wskutek eksperymentu naukowego na pewien czas doświadcza statusu wszechstronnego geniusza. Przy okazji daje czytelnikowi wgląd w całe swoje niełatwe życie i stosunki z innymi ludźmi. A te, mimo umysłowych zmian, przez które przechodzi Charlie, są złe. Od początku swojego życia chłopak był obiektem toksycznych działań- najpierw desperackich prób leczenia i wmawiania przez matkę, że jest normalnym tylko trochę leniwym chłopcem, potem bezwzględne odrzucenie i nienawiść, bo próby "naprawy" nic nie dały. W dorosłości doświadczał kpin i szyderstw ze strony kolegów, wreszcie jako obiekt eksperymentu zaczął być traktowany jak zwierzątko laboratoryjne. W końcu znielubiono go, bo stał się zbyt inteligentny. A jedyną jego przewiną było to, że on naiwnie wszystkich kochał i chciał być lubiany.
I zadajemy sobie pytania bez odpowiedzi - kiedy zaczyna się człowiek? Czy przy IQ 68 jesteśmy kłopotem a przy 69 już fajnym gościem? A co jest granicą geniuszu - IQ 150 czy może 151? Różnice ewidentnie istnieją ale granica między nimi jest płynna. A czy istnieje cokolwiek w ludzkiej jednostce, co nie pozwala innym przyznać jej pełnoprawnego statusu człowieczeństwa? Oczywiście nie, chociaż praktyka pokazuje, że osoby upośledzone bardzo często nie są traktowane jak ludzie. Nad chorym dzieckiem lituje się niemal cały świat, jednak kiedy to dziecko dorasta a zachowuje się nadal jak dwu-trzylatek, nie może liczyć na zbyt wiele. Rodziny są zniecierpliwione i zmęczone a domy opieki chronicznie niedofinansowane i zbyt ubogie w oddany personel. I chociaż opowiadanie napisano już dość dawno, te sprawy zmieniły się na lepsze w niewystarczającym stopniu.
Największym problemem Charliego nie jest w moim odczuciu jego upośledzenie. Choroba raczej tkwiła w rodzinie, a zwłaszcza w matce, która w imię ochrony młodszego dziecka bezwzględnie odrzuciła syna, znienawidziła go, a przy tym chyba i samą siebie. Nie chciała zrozumieć, że miłość i szacunek są lekiem na niemal każdą dolegliwość.
Cały proces "mądrzenia" Charliego wydaje się być poświęcony jego zrozumieniu stosunków z rodzicami, siostrą i samym sobą - i nie są to słodkie chwile. Wierzę jednak, że po wszystkim Charliemu zostało jednak wrażenie, że było warto.
Książka miała być na weekend a została pochłonięta w jeden wieczór. W trakcie lektury stawał mi przed oczami piękny, liryczny film "Fenomen" z nietypową rolą Johna Travolty, bardzo podobny w wymowie.
Półka "science fiction" jest doprawdy niezwykle rozległa. Ta opowieść wkracza bardziej na tereny psychologii niż fantastyki naukowej. Nie dało się inaczej być z jej bohaterem -Charliem, jak tylko śmiać się, płakać i cierpieć razem z nim i ze wszystkich sił trzymać kciuki żeby mu się udało. Charlie to młody mężczyzna z niskim ilorazem inteligencji, który wskutek...
więcej Pokaż mimo to