-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik242
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant17
Biblioteczka
Wren i Rose spędziły swoje dzieciństwo osobno. Wren od zawsze wiedziała, że jej celem będzie odebranie tronu swojej siostrze i zapewnienie bezpieczeństwa czarownicom. Z kolei Rose została wychowana w duchu nienawiści do czarownic. Dziewczynom przyjdzie zawalczyć o tron. Której to się uda? Oto jest pytanie!
Oczywiście w „Bliźniaczych koronach” pojawia się wątek miłosny… i to nawet nie jeden, a dwa! Każda romansiara będzie zatem usatysfakcjonowana! Miejcie jednak na uwadze, że nie ma tutaj spicy scen, jest po prostu czule, delikatnie i uroczo.
Myślę, że „Bliźniacze korony” to książka idealna dla osób, które wkraczają w świat fantasy. Magiczny świat nie jest skomplikowany, jest prosto i przejrzyście. Dla mnie - mogłoby być tutaj trochę więcej magii. Wierzę jednak, że to jest zaledwie przedsmak tego, co będziemy mogli przeczytać w kolejnym tomie.
Magia, intrygi, tajemnice i silne postaci kobiece - to nie mogło się nie udać. Za tą przepiękną okładką kryje się niezwykła historia. Nie zastanawiaj się, wkrocz do tego świata i rozkoszuj się wspaniałą przygodą!
Wren i Rose spędziły swoje dzieciństwo osobno. Wren od zawsze wiedziała, że jej celem będzie odebranie tronu swojej siostrze i zapewnienie bezpieczeństwa czarownicom. Z kolei Rose została wychowana w duchu nienawiści do czarownic. Dziewczynom przyjdzie zawalczyć o tron. Której to się uda? Oto jest pytanie!
Oczywiście w „Bliźniaczych koronach” pojawia się wątek miłosny… i...
„Dębowe uroczysko”. Och, jaka to jest wspaniała obyczajówka! Totalnie mnie zauroczyła i wiem, że koniecznie muszę przeczytać inne książki pani Tekieli!
Główna bohaterka Nina postanawia rzucić wszystko i wyjechać w Bieszczady. Autobus którym podróżuje niestety ma awarię, a Nina nie wierzy w przypadki i postanawia rozpocząć nowe życie w tym miejscu, w którym zdarzył się przymusowy postój. Na swojej drodze spotyka wspaniałych ludzi. Czy to wystarczy, żeby zacząć od nowa?
Trudno jest opowiedzieć o tej książce tak, by nie zdradzić Wam żadnych istotnych szczegółów. Uwierzcie mi zatem na słowo, że fabuła - jak to zwykle bywa w powieściach obyczajowych - jest spokojna, ale bardzo angażująca. Z każdą kolejną stroną coraz bliżej poznajemy wszystkich bohaterów, widzimy że choć ich życie wydaje się sielankowe to zmagają się z różnymi problemami i traumami. Autorka w swojej powieści podkreśla jak ogromną rolę w naszym życiu odgrywa wsparcie drugiego człowieka, bez tego trudniej ruszyć naprzód. „Dębowe uroczysko” zachwyca też opisami przyrody, które są wplecione w losy bohaterów. Spokojnie, są one krótkie, więc nie musicie się obawiać, że jest to drugie „Nad Niemnem” 😂
W imieniu właścicieli pensjonatu w „Dębowym uroczysku” chciałabym Was serdecznie zaprosić do odwiedzenia tego cudownego miejsca, które tworzą niezwykle życzliwi ludzie. Sięgając po tę książkę doświadczycie trochę smutku, ale otrzymacie również nadzieję, że z każdą przeciwnością losu można sobie poradzić. Razem, to najważniejsze.
„Dębowe uroczysko”. Och, jaka to jest wspaniała obyczajówka! Totalnie mnie zauroczyła i wiem, że koniecznie muszę przeczytać inne książki pani Tekieli!
Główna bohaterka Nina postanawia rzucić wszystko i wyjechać w Bieszczady. Autobus którym podróżuje niestety ma awarię, a Nina nie wierzy w przypadki i postanawia rozpocząć nowe życie w tym miejscu, w którym zdarzył się...
Jeżeli zastanawiacie się czy „Stay with me” jest kolejną słodką historią romantyczną to uprzedzam Was, że nie jest. Jeśli mam być szczera to nie byłam przygotowana na to, jak wielki ładunek emocjonalny niesie ze sobą ta książka. I to tych trudnych emocji, wręcz rozdzierających serce.
Myślę, że początkowo trudno polubić główną bohaterkę, która jest niezdolna do odczuwania jakichkolwiek emocji. Z czasem jednak dowiadujemy się co jest przyczyną takiego stanu rzeczy i uwierzcie mi, spojrzałam na jej zachowanie z zupełnie innej perspektywy. Jej przeciwieństwem jest troskliwy Ollie, który czuje dużo, czasem nawet za dużo. Trudno jednak go nie polubić. Wszyscy bohaterowie, nie tylko ci główni, zmagają się z problemami, traumami. Niekiedy jednak ich zachowanie było dla mnie tak dziwne, że czułam się wręcz trochę zniesmaczona.
Naprawdę trudno oderwać się od „Stay with me”, wszystko dzieje się szybko, momentami może nawet za szybko. Ciężar doświadczeń bohaterów sprawia, że nie jest to lekka lektura. Myślę, że bardzo wrażliwym osobom nie będzie łatwo przebrnąć przez tę książkę. Zakończenie trochę rozdarło mi serce. Mam nadzieję, że kolejna część będzie plasterkiem ❤️
Miłość może odnaleźć nas wszędzie. Nie wybiera też odpowiedniego momentu. Po prostu przychodzi… i tak właśnie jest w „Stay with me”.
Jeśli masz dość typowych romansów - ta książka będzie dla Ciebie idealna.
Jeżeli zastanawiacie się czy „Stay with me” jest kolejną słodką historią romantyczną to uprzedzam Was, że nie jest. Jeśli mam być szczera to nie byłam przygotowana na to, jak wielki ładunek emocjonalny niesie ze sobą ta książka. I to tych trudnych emocji, wręcz rozdzierających serce.
Myślę, że początkowo trudno polubić główną bohaterkę, która jest niezdolna do odczuwania...
Historia przedstawiona w tej książce jest przerażająca. Krzywda wyrządzana dzieciom zawsze napawa smutkiem i złością, a kiedy okazuje się, że nie jest to wyłącznie fikcja literacka lecz historia oparta na FAKTACH - odczucia te są jeszcze bardziej intensywne. Człowiek zaczyna wątpić w ludzką dobroć i przyzwoitość. Autor bardzo dobrze przygotował się do opowiedzenia tej historii, świetnie zarysowując również tło społeczne i polityczne. Przemysław Kowalewski sporo uwagi poświęcił również kreacji bohaterów, których doświadczenia i traumy życiowe dodatkowo potęgują wszystkie emocje towarzyszące czytaniu „Sierocińca”. Nie da się ukryć, że fabuła wciąga, wręcz porywa nas w odmęty tego okropnego świata dzieci porzuconych i osieroconych, które zamiast być wspierane zostają środkiem do osiągnięcia celu. Okropieństwo! Jeżeli jesteście gotowi na mocną i drastyczną historię - to zdecydowanie polecam Wam „Sierociniec”.
Historia przedstawiona w tej książce jest przerażająca. Krzywda wyrządzana dzieciom zawsze napawa smutkiem i złością, a kiedy okazuje się, że nie jest to wyłącznie fikcja literacka lecz historia oparta na FAKTACH - odczucia te są jeszcze bardziej intensywne. Człowiek zaczyna wątpić w ludzką dobroć i przyzwoitość. Autor bardzo dobrze przygotował się do opowiedzenia tej...
więcej mniej Pokaż mimo toZ wielką niecierpliwością czekałam na premierę „To, co chcemy zostawić za sobą”. Pokochałam tę serię, choć nie była to miłość od pierwszego tomu. W tej części nareszcie poznajemy historię Sloane i Luciana. Moim zdaniem, to zdecydowanie najlepsza para serii Knockemout. Łączy ich wspólna przeszłość - byli wspaniałymi przyjaciółmi, jednak wydarzyło się coś, co sprawiło, że przyjaźń nie przetrwała. I choć ewidentnie między nimi czujemy chemię, to sytuacja z przeszłości nie pozwala ich uczuciom wypłynąć na wierzch. Z czasem jednak…sytuacja zaczyna być coraz bardziej klarowna, bo prawdziwych emocji nie można tłumić na zawsze. Uwielbiam dialogi między głównymi bohaterami, te słowne przepychanki są urocze i zabawne! A sam Lucian… och to idealny kandydat na książkowego męża. Nieziemsko przystojny, z pozoru złowrogi i nieprzyjemny, ale dla wybranki serca niezwykle troskliwy i gotowy zniszczyć cały świat byleby tylko była szczęśliwa i nie spadł jej włos z głowy. IDEAŁ! Lucy Score po raz kolejny świetnie oddała klimat małego miasta, a motyw paczki przyjaciół, która zawsze się wspiera bardzo mi się podoba. Na pochwałę zasługuje również kontynuowanie wątku kryminalnego, co w moim odczuciu dodaje książce niepowtarzalnego charakteru. Nie bez powodu wiele osób pokochało tę serię! Wspaniałe historie, nietuzinkowi bohaterowi, niesamowity klimat, czyli wszystko to, co sprawia, że książka zostaje w naszych sercach na długo.
Z wielką niecierpliwością czekałam na premierę „To, co chcemy zostawić za sobą”. Pokochałam tę serię, choć nie była to miłość od pierwszego tomu. W tej części nareszcie poznajemy historię Sloane i Luciana. Moim zdaniem, to zdecydowanie najlepsza para serii Knockemout. Łączy ich wspólna przeszłość - byli wspaniałymi przyjaciółmi, jednak wydarzyło się coś, co sprawiło, że...
więcej mniej Pokaż mimo toPowiem to bez owijania w bawełnę. Rebecca Yarros ponownie zachwyciła mnie swoim kunsztem pisarskim. Myślę, że niewielu autorów potrafi pisać o miłości na wiele sposobów. A ta autorka nie dosyć, że potrafi to jeszcze robi to perfekcyjnie! „Gdyby jednak” to historia Nate’a i Izy, którzy poznają się na pokładzie samolotu. Choć katastrofy lotnicze zdarzają się niezwykle rzadko, to niestety bohaterom przydarzyła się taka historia, na szczęście z happy endem - przeżyli. Między nimi coś zaiskrzyło. Na przestrzeni kolejnych lat los krzyżuje ich drogi, lecz szczęście im nie sprzyja. Rebecca Yarros przedstawiła nam losy bohaterów w dwóch liniach czasowych. Wiemy, co dzieje się u nich aktualnie i wiemy również, jak toczyły się ich losy w przeszłości. Myślę, że ten zabieg pokazuje nam świetnie jak kształtowała się relacja bohaterów, jak się zmieniała i dojrzewała. Autorka pięknie pokazuje nam nie tylko miłość romantyczną, ale także tę siostrzaną. Nie trudno zauważyć również wątek trudnych relacji między rodzicami a dzieckiem. Rebecca Yarros naprawdę cudownie pisze o miłości na różnych płaszczyznach! „Gdyby jednak” to kolejna książka, od której trudno się oderwać. To historia pełna emocji, która uczy nas, że „to, co w życiu wartościowe, nigdy nie przychodzi łatwo”, czasem potrzeba na to trochę czasu i wysiłku. Serdecznie polecam, będziecie oczarowani tą książką!
Powiem to bez owijania w bawełnę. Rebecca Yarros ponownie zachwyciła mnie swoim kunsztem pisarskim. Myślę, że niewielu autorów potrafi pisać o miłości na wiele sposobów. A ta autorka nie dosyć, że potrafi to jeszcze robi to perfekcyjnie! „Gdyby jednak” to historia Nate’a i Izy, którzy poznają się na pokładzie samolotu. Choć katastrofy lotnicze zdarzają się niezwykle rzadko,...
więcej mniej Pokaż mimo to
To historia w której Jamie i Bea łączą swoje siły, by zemścić się na przyjaciołach, którzy próbowali ich ze sobą zeswatać. Mamy tu jeden z moich ulubionych motywów - fake dating. Pomysł był naprawdę fajny, wykonanie niekoniecznie. Dla mnie różnice między bohaterami zostały słabo zarysowane, dodatkowo niemalże już na samym początku okazuje się, że jednak więcej ich łączy niż dzieli. Chemię między nimi czuć właściwie od samego początku.
Na plus zasługuje za to poruszenie kwestii osób neuroróżnorodnych - autorka jednak tylko delikatnie zakreśliła ten problem, trochę pobieżnie.
Zatem jeśli dwa główne punkty zaczepienia (przeciwne cechy bohaterów oraz neuroróżnorodność) tej książki zostały potraktowane bardziej drugoplanowo, to co właściwie jest głównym motywem? Oczywiście miłość, romans… czyli powieść jakich wiele na rynku wydawniczym. I nie ratuje jej nawet fakt, że to retelling Szekspira.
Jeśli poszukujecie książki uroczej, cukierkowej (czasem aż za bardzo!) to ta historia na pewno przypadnie Wam do gustu. Styl autorki jest zdecydowanie lekki i przyjemny, więc ze spokojem przeczytacie tę książkę w jeden dzień.
To historia w której Jamie i Bea łączą swoje siły, by zemścić się na przyjaciołach, którzy próbowali ich ze sobą zeswatać. Mamy tu jeden z moich ulubionych motywów - fake dating. Pomysł był naprawdę fajny, wykonanie niekoniecznie. Dla mnie różnice między bohaterami zostały słabo zarysowane, dodatkowo niemalże już na samym początku okazuje się, że jednak więcej ich łączy niż...
więcej mniej Pokaż mimo to
Istnieją na tym świecie książki, o których zapominamy bardzo szybko, ale na szczęście są też takie, które zostają z nami dłużej…czasem pamięć o nich nigdy nie gaśnie. I właśnie jedną z takich niezapomnianych książek są „Zapomniane niedziele”.
To cudowna historia w której towarzyszyć Wam będzie zarówno radość jak i smutek czy wzruszenie. Przejmująca i jednocześnie otulająca jak miękki kocyk. „Zapomniane niedziele” opowiadają o miłości w sposób niezwykły i niebanalny, ale również skłaniają do refleksji nad istotą podążania za własnym szczęściem. Przeszłość przeplata się tutaj z teraźniejszością, poznajemy różnych bohaterów, ich radości i troski. „Zapomniane niedziele” to także opowieść o ludziach starych, którzy pragną kontaktu z drugim człowiekiem i opowieść o wszystkich tych, którzy zapominają o tym jak ważne są spotkania ze swoimi bliskimi. Wszystko opowiedziane delikatnie i nienachalnie. Dla mnie była to istna uczta literacka najwyższych lotów.
Valerie Perrin nie zawiodła mnie. „Zapomniane niedziele” przeczytałam szybko, zachłysnęłam się nią, ale myślę, że jeśli macie tę książkę w swoich czytelniczych planach to rozważcie czytanie jej bez pośpiechu, ze spokojem, tak by pochłonąć każde słowo, a nawet zatrzymać się na chwilę i pozwolić sobie na refleksje.
Istnieją na tym świecie książki, o których zapominamy bardzo szybko, ale na szczęście są też takie, które zostają z nami dłużej…czasem pamięć o nich nigdy nie gaśnie. I właśnie jedną z takich niezapomnianych książek są „Zapomniane niedziele”.
To cudowna historia w której towarzyszyć Wam będzie zarówno radość jak i smutek czy wzruszenie. Przejmująca i jednocześnie...
„Until you” to wspaniała opowieść o miłości (trochę zakazanej), ale również o przyjaźni i relacjach rodzeństwa. Poruszonych zostało tutaj naprawdę mnóstwo ważnych spraw - utrata rodziców w okropnych okolicznościach, wychowywanie się bez rodziców i poszukiwanie ich, zdrada, problemy z akceptacją siebie. Wiem, brzmi to jak trudna lektura, a to jest naprawdę wciągający romans! Chemię między bohaterami czuć od samego początku! Czy to wystarczy, żeby zbudować związek? Nie powiem! Musicie sami sprawdzić ;)
Bardzo cieszy mnie również to, że autorka wyraźnie podkreśliła, że kobiety także mogą być bardzo dobrymi programistkami! Jak się okazuje, czasem nawet lepszymi od mężczyzn!
Na uwagę zasługuje również Noah, który jest bratem głównej bohaterki. Och, jak ja polubiłam tego mężczyznę! A jeszcze bardziej cieszy mnie fakt, że kolejna część serii będzie się skupiała właśnie na nim!
Podsumowując, dla mnie jest to książka, którą z całą pewnością będę Wam polecać nie raz czy dwa! Niech nie zniechęcają Was słowa o nieracjonalnym zachowaniu bohaterów - no proszę Was, gdyby zachowywali się racjonalnie to byłoby nudno! Ostatecznie przecież każdy z nas czasem właśnie tak się zachowuje. Czytajcie i rozkoszujcie się przyjemną lekturą
„Until you” to wspaniała opowieść o miłości (trochę zakazanej), ale również o przyjaźni i relacjach rodzeństwa. Poruszonych zostało tutaj naprawdę mnóstwo ważnych spraw - utrata rodziców w okropnych okolicznościach, wychowywanie się bez rodziców i poszukiwanie ich, zdrada, problemy z akceptacją siebie. Wiem, brzmi to jak trudna lektura, a to jest naprawdę wciągający romans!...
więcej mniej Pokaż mimo to
Po dłuższej przerwie od czytania horrorów w końcu powróciłam do tego gatunku! W "Infekcji" znalazło się to, co powinno - ogromne ilości krwi, demony, a co za tym idzie - nastrój grozy i niepokoju. Wszystko to napisane przyjemnym stylem i z przewijającym się czarnym humorem sprawiło, że powrót do horroru, ale też pierwszą styczność z Grahamem Mastertonem mogę uznać za udane.
Harry Erskine jest jasnowidzem, a przyszłość najchętniej przepowiada starszym osobom, od których łatwo jest wyłudzać więcej pieniędzy. Pewnego razu ukazują mu się zakonnice, które ostrzegają go przed nadciągającym niebezpieczeństwem. Chcą też, żeby przekazał to swojemu narodowi, który ma stać się ofiarą demonów. Mężczyzna szybko przekonuje się, że pojawienie się zjaw nie było tylko zwykłym snem, a nad Amerykanami naprawdę czyha coś złego... Jednak Erskine nie jest jedyną osobą, która się o tym dowiaduje. Anna Grey próbuje zapobiec rozprzestrzenianiu się groźnego wirusa. Nie jest to jednak możliwe, zwłaszcza przez to, co dzieje się z ofiarami choroby już po śmierci... Kobieta jest ostrzegana, że ma nie zajmować się tą sprawą, ta jednak nie chce rezygnować. Przypadkowe spotkanie dwójki bohaterów sprawia, że chcą połączyć swoje siły i pokonać demony... Jednak czy jest to jeszcze możliwe?
Akcja w "Infekcji" jest szybka i właściwie przez cały czas coś się dzieje. Nawet kiedy zwalnia tempo, można czuć niepokój i niepewność, bo wiadomo, że bohaterom i ich narodow grozi coś niebezpiecznego... jednak nie wiemy co dokładnie i musimy czekać na rozwój wydarzeń. Każdy kolejny wątek, czy też kontynuacje już tych rozpoczętych, tylko podnosi napięcie i chęć dowiedzenia się kto wygra - demony czy nasi bohaterowie (a może jednak nikt...).
W książce pojawia się wiele opisów, które obrazują nam jak obrzydliwie wyglądały ofiary epidemii, czy też to, co działo się z księdzem, który chciał pomóc Erskinowi. I choć same w sobie nie były przyjemne (z wiadomych względów) to potrafiły zaciekawić i - przede wszystkim - spotęgowały mroczną atmosferę w "Infekcji". Mimo tego, pojawiały się elementy czarnego humoru, zwłaszcza przy obecności jasnowidza. Warto też wspomnieć, że w książce pojawił się nasz polski element - psy, które tropiły robactwo.
Po wszystkich ciekawych wątkach i opisach spodziewałam się hucznego zakończenia. Niestety takiego nie dostałam. Według mnie książka skończyła się w dość prosty sposób, brakowało w nim elementu, który bardzo zachwyciłby czytelnika.
"Infekcję" można zaliczyć do książek, które warto przeczytać, szczególnie jeśli jest się fanem horrorów. Ciekawe wątki, szybka akcja, dużo krwi i demony sprawiają, że atmosfera jest taka, jaka powinna być - budząca grozę i napięcie. Jednak jeśli ktoś nie przepada za obrzydliwymi scenami i ma raczej słaby żołądek to pozycja nie do końca będzie dla niego odpowiednia.
Po dłuższej przerwie od czytania horrorów w końcu powróciłam do tego gatunku! W "Infekcji" znalazło się to, co powinno - ogromne ilości krwi, demony, a co za tym idzie - nastrój grozy i niepokoju. Wszystko to napisane przyjemnym stylem i z przewijającym się czarnym humorem sprawiło, że powrót do horroru, ale też pierwszą styczność z Grahamem Mastertonem mogę uznać za udane....
więcej mniej Pokaż mimo to
Magda: Z wielką chęcią sięgam zawsze po thrillery wydawane przez Wydawnictwo Otwarte, bo wiem, że mogę liczyć na dobrą rozrywkę i dużo emocji. Tym razem nie było inaczej. "Bezbronne" wciągnęły mnie od pierwszych stron, a zaangażowanie w lekturę tej książki rosło wraz z każdą stroną.
Trudno jest napisać dobry thriller. Rynek wydawniczy pęka w szwach od tego gatunku. Oczekiwania czytelników rosną, bo któż po raz kolejny chce czytać książkę, w której zagadka ma podobne rozwiązanie jak w kilkunastu (jeśli nie więcej) innych? Otóż...NIKT! Niestety nie wszyscy autorzy mają tę świadomość. Całe szczęście książka Taylora Adamsa zdecydowanie odbiega od wszelkich schematów, za co szczerze mu dziękuję!
Nieprzewidywalność to główna zaleta tej książki. Autor zaskoczył mnie kilka razy, a w szczególności samym zakończeniem. Tego się nie spodziewałam! Nie chciałam, żeby ta historia skończyła się właśnie tak, nie do końca mi się to podobało, bo było może trochę absurdalne...ale...no właśnie..pojawił się na mojej twarzy wyraz ogromnego zdziwienia, co nie zdarza się w ostatnim czasie zbyt często.
Taylor Adams wysoko postawił sobie poprzeczkę ograniczając przestrzeń akcji do jednego miejsca i odcinając je warunkami pogodowymi od reszty świata. Bardzo odważne posunięcie, z którym moim zdaniem poradził sobie bardzo dobrze. Akcja nie zwalnia ani na moment, momentami wydarzenia są naprawdę brutalne. Dreszczyk emocji trwa nieprzerwanie do samego końca.
Kolejny atut tej książki to bohaterowie. Ich portrety psychologiczne zostały świetnie zarysowane. Każdy z nich ma swoją historię. Wątpliwości może jedynie budzić nad wyraz dojrzałe i spokojne jak na daną sytuację, zachowanie siedmioletniej dziewczynki oraz momentami sami porywacze, którzy sprawiali wrażenie półgłówków. To chyba moje jedyne, małe "ale" wobec tej książki.
Ze swojej strony mogę Wam szczerze polecić tę książkę, choć czuję, że będzie miała ona tyle samo zwolenników, co przeciwników. Nie mniej jednak, to wciągający i zaskakujący thriller, który z największą przyjemnością obejrzałabym na dużym ekranie.
Magda: Z wielką chęcią sięgam zawsze po thrillery wydawane przez Wydawnictwo Otwarte, bo wiem, że mogę liczyć na dobrą rozrywkę i dużo emocji. Tym razem nie było inaczej. "Bezbronne" wciągnęły mnie od pierwszych stron, a zaangażowanie w lekturę tej książki rosło wraz z każdą stroną.
Trudno jest napisać dobry thriller. Rynek wydawniczy pęka w szwach od tego gatunku....
Kiedy spojrzałam na okładkę tej książki i przeczytałam opis wydawcy, to pomyślałam sobie, że czas z nią spędzony nie będzie stracony. Głęboko wierzyłam, że taka wspaniała oprawa graficzna będzie niosła za sobą również piękną treść...że świat do którego wkroczę będzie niezwykle magiczny, bo...przecież będzie tam syrena! Dlaczego rzeczywistość okazała się zupełnie inna od moich wyobrażeń?
Pierwsza myśl, która nasuwa się już podczas samej lektury to: dlaczego tytułowa syrena gra tutaj rolę drugoplanową? To chyba największy zawód jakiego doznałam. To mitologiczne stworzenie pojawia się w książce od czasu do czasu, a to zdecydowanie za mało. Użycie motywu syreny było wspaniałym zamysłem, ale w praktyce okazało się ogromnym niewypałem. Wielka szkoda.
Kolejna sprawa, zastanawiam się co autorka tak właściwie chciała nam przekazać. Szukam sensu tej powieści. Owszem, porusza różne, ważne kwestie, ale są one dla mnie wyłącznie zahaczeniem o dany temat. I gdybym miała Wam powiedzieć o czym właściwie jest ta książka to po prostu rozłożyłabym ręce i powiedziała, że kompletnie nie wiem jak to ująć...
Gdybym miała graficznie zaprezentować Wam jak wyglądało czytanie "Syreny i Pani Hancock" to posłużyłabym się sinusoidą. Były momenty, gdzie miałam szczerze dosyć tej książki, ale pojawiały się także fragmenty, które czytałam z ciekawością. Niestety mimo wszystko jest to historia, której brak akcji, brak jakiegoś punktu kulminacyjnego, a na dodatek mnóstwo tutaj przydługich opisów (często pisanych na siłę).
"Syrena i Pani Hancock" to debiut Imogen Hermes Gowar. Czy udany? W mojej ocenie pozostawia wiele do życzenia. Wszystko zapewne zależy od preferencji czytelniczych. Jeśli marzy Wam się wspaniała historia o morskich stworzeniach - będziecie rozczarowani. Wszystko jest kwestią gustu. W przypadku niezadowolenia - książka z całą pewnością będzie się wspaniale prezentować na regale :)
Kiedy spojrzałam na okładkę tej książki i przeczytałam opis wydawcy, to pomyślałam sobie, że czas z nią spędzony nie będzie stracony. Głęboko wierzyłam, że taka wspaniała oprawa graficzna będzie niosła za sobą również piękną treść...że świat do którego wkroczę będzie niezwykle magiczny, bo...przecież będzie tam syrena! Dlaczego rzeczywistość okazała się zupełnie inna od...
więcej mniej Pokaż mimo to
"Z każdym oddechem" jest kolejnym tytułem napisanym przez Nicholasa Sparksa, który z łatwością może zawładnąć sercem i uświadomić jak może wyglądać prawdziwa miłość, mimo upływu wielu lat. Będziemy chłonąć każdą stronę, a im więcej ich przeczytamy, tym trudniejsze okaże się oderwanie się od losów głównych bohaterów.
Hope jest 36-letnią pielęgniarką, która nie jest zadowolona ze swojego życia - wszystkie jej przyjaciółki mają własne rodziny, ślub jednej z nich ma się odbyć niedługo... a ona tkwi od kilku lat w związku z mężczyzną, który od pewnego czasu nie wydaje się być szczery, sama nie jest z nim szczęśliwa, a żal jej uznać wspólnie spędzone lata za zmarnowane. Co więcej - mimo zapewnień partnera, że podobnie jak ona, chciałby wziąć ślub i mieć dzieci... nic nie zmierza w tym kierunku. Tru za to jest przewodnikiem safari w Zimbabwe. Ma kilkuletniego syna i choć nie jest już z jego matką - dobrze się dogadują. Mężczyzna nie odczuwa wielkiej potrzeby znalezienia żony, dlatego cieszy się swoją pracą, synem i hobby.
Ślub przyjaciółki i spotkanie z umierającym ojcem - właśnie to sprawiło, że Tru i Hope znaleźli się w Sunset Beach w tym samym czasie i że poznali się na pięknej plaży, do której myślami będą jeszcze wielokrotnie wracać, a w szczególności do Bratniej Duszy. Nie mają wiele czasu na poznanie się, spędzenie ze sobą cudownych chwil, jednak starają się go maksymalnie wykorzystać. Zakochują się w sobie, lecz jest to namiętna, ale i prawdziwa miłość, czego zawsze będą świadomi. Niestety, wiedzieli też, że wkrótce się rozstaną...
Historia dwójki głównych bohaterów jest piękna, ale też pełna żalu. Mimo kolejnych decyzji podjętych przez Hope, nic nie świadczy o tym, że jeszcze wróci ona do Tru. Za to spełniają się jej marzenia, choć i tak nie wszystko wygląda tak kolorowo jak myślała. Z jednej strony nie żałuje ich, ale z drugiej... wciąż rozmyśla jak potoczyloby się jej życie, gdyby nie rozstała się z Tru. W książce poznajemy na bieżąco to, co wydarzyło się u niej w przeciągu lat, jednak nie wiemy nic, co wydarzyło się u mężczyzny, którego szczerze kochała... Okazję na poznanie jego historii mamy pod koniec i warto poczekać do tego momentu...
"Z każdym oddechem" pokazuje nam jak wiele potrafi przetrwać prawdziwa miłość i przez co niekiedy musi przejść... Historia bohaterów jest naprawdę piękna i trudno się od niej oderwać, a czas spędzony przy niej można uznać za bardzo udany. Wszystko przeżywa się razem z Tru i Hope - każdą chwilę i złą i dobrą.
"Z każdym oddechem" jest kolejnym tytułem napisanym przez Nicholasa Sparksa, który z łatwością może zawładnąć sercem i uświadomić jak może wyglądać prawdziwa miłość, mimo upływu wielu lat. Będziemy chłonąć każdą stronę, a im więcej ich przeczytamy, tym trudniejsze okaże się oderwanie się od losów głównych bohaterów.
Hope jest 36-letnią pielęgniarką, która nie jest...
"Wszystkie nasze obietnice" to kolejna książka Colleen Hoover, która z każdej strony uderza nas emocjami - i tymi negatywnymi, i tymi pozytywnymi. Praktycznie niemożliwe jest obronienie się przed nimi, bo można tak się wczuć w akcję, że będzie się przeżywać wszystko razem z bohaterami.
Dzięki rozdziałom pisanym naprzemian z perspektywy czasu, gdy Quinn i Graham się poznawali, a także z teraźniejszości mamy lepszy obraz tego, jak zmienia się ich relacja. Wydawałoby się, że sytuacja, która ich połączyła przyczyni się do tego, że nigdy się nie będą zdradzać, bo sami już doskonale wiedzą jak bardzo to boli. Jednak czy na pewno zostaną sobie wierni? Czy ich coraz większe oddalanie się od siebie mogłoby w jakiś sposób wytłumaczyć ewentualną zdradę?
Historia Quinn i Grahama jest bardzo autentyczna i przede wszystkim pokazuje jak potrzebna jest rozmowa. Bohaterowie byli szczęśliwym małżeństwem, jednak w ich życiu pojawił się problem - mimo wielu prób Quinn nie zachodzi w ciążę. To z kolei ciągnie za sobą ogromny ból, rozpacz, a do tego dochodzi fakt, że nie mogą oni adoptować dziecka ze względu na przeszłość Grahama. Choć w wielu małżeństwach w tym momencie doszłoby do wzajemnego obwiniania się - u nich do tego nie dochodzi. Pomimo to, każda kolejna próba zajścia w ciążę jest dla Quinn coraz mniej przyjemna, aż w końcu każdy dotyk jej męża staje się dla niej męką. Zamiast w tej sytuacji porozmawiać ze sobą, pozwalają na to, żeby ich małżeństwo zaczęło się rozpadać...
Bohaterowie są bardzo prawdziwi i widoczne są u nich i wady i zalety, żadne z nich nie jest wyidealizowane. Czytelnik jest w stanie z łatwością zrozumieć wszystko, co w danej chwili czują i, co jest zawsze dużym plusem, przeżywa to razem z nimi. Przez rozdziały naprzemian z różnej perspektywy czasu - huśtawka emocji jest pewna - raz będziemy cieszyć się szczęściem bohaterów, żeby za chwilę czuć ogromny żal.
Według mnie sięgnięcie po "Wszystkie nasze obietnice" jest idealnym posunięciem. Książka ta potrafi wciągnąć i zapewnić nam emocje na kilka godzin w trakcie czytania, jak i po skończeniu lektury.
"Wszystkie nasze obietnice" to kolejna książka Colleen Hoover, która z każdej strony uderza nas emocjami - i tymi negatywnymi, i tymi pozytywnymi. Praktycznie niemożliwe jest obronienie się przed nimi, bo można tak się wczuć w akcję, że będzie się przeżywać wszystko razem z bohaterami.
Dzięki rozdziałom pisanym naprzemian z perspektywy czasu, gdy Quinn i Graham się...
„Głód” Almy Katsu to jedna z tych książek, o których nie mówiło się głośno w mediach przed premierą jak i po premierze - a szkoda, bo zdecydowanie jest warta większego zainteresowania. „Głód” nawiązuje do słynnej Wyprawy Donnera w 1846 roku. Żadna książka nie fascynuje przecież tak bardzo jak ta, która opiera się na faktach.
Na szczególną uwagę zasługuje język i styl autorki. Jest taki...surowy. Katsu pisze zwięźle, konkretnie, dosadnie, a to sprawia, że klimat powieści jest jeszcze bardziej niezwykły. Wszelkie opisy przyrody są raczej oszczędne w słowach, wręcz minimalistyczne, co bardzo mi odpowiadało.
Powieści towarzyszy specyficzny klimat. Jest dość mrocznie, trochę strasznie a od początku do samego końca czuć pewną atmosferę niepewności i swego rodzaju lęku. Przyznam, że nie potrafiłam przeczytać tej książki jednym tchem. Poruszona tematyka jest jednak zbyt „ciężka” by móc spędzić czas z tą książką bez wielu przerw.
Zarys postaci to kolejna ogromna zaleta tej powieści. Autorka pozwala nam poznać dokładniej każdego z nich poprzez retrospekcję, będącą ciekawą odskocznią od dramatycznych wydarzeń. Dzięki temu zabiegowi jesteśmy w stanie zrozumieć motywacje bohaterów, którzy znaleźli się w niecodziennej sytuacji.
„Głód” przeraża, zmusza do zastanowienia się nad ludzkimi instynktami. Do czego jesteśmy w stanie się posunąć, gdy znajdziemy się w naprawdę beznadziejnej sytuacji? Czy nasza wola przetrwania będzie silniejsza od wszystkiego innego? Ze swojej strony mogę Wam szczerze polecić tę książkę, jeśli tylko nie jesteście bardzo, bardzo wrażliwymi istotami.
„Głód” Almy Katsu to jedna z tych książek, o których nie mówiło się głośno w mediach przed premierą jak i po premierze - a szkoda, bo zdecydowanie jest warta większego zainteresowania. „Głód” nawiązuje do słynnej Wyprawy Donnera w 1846 roku. Żadna książka nie fascynuje przecież tak bardzo jak ta, która opiera się na faktach.
Na szczególną uwagę zasługuje język i styl...
Czekałam na tę książkę niemalże równie bardzo jak na „Nie odpuszczaj” Cobena... „Czarownice nie płoną” - tytuł, ale także opis mocno sugerowały, że będzie to genialny horror, pełen mrożących krew w żyłach momentów. Cóż, myślę, że to wszystko sprawdziłoby się idealnie, ale...w filmie. Niestety w tej książce nie poczułam mrocznego klimatu i dreszczyku emocji.
„Czarownice nie płoną” zbiera wiele pozytywnych opinii i kiedy je czytam zastanawiam się gdzie tutaj ten strach, te emocje, to przerażenie, które pojawia się u innych czytelników? Czy byłam za bardzo wymagająca? A może po prostu przeczytałam zbyt wiele horrorów by uznać tę książkę za pozbawioną cech charakterystycznych dla tego gatunku? Owszem jest tutaj postać, która może budzić strach, pojawiają się tajemnicze, zagadkowe wydarzenia - ale zdecydowanie nie czuć ich mrocznej aury. Tak jak napisałam wcześniej, w filmie zapewne wyglądałoby to o wiele efektowniej.
Język i styl autorki podobnie jak w jej poprzedniej książce bardzo przypadł mi do gustu. Z całą pewnością mogłaby stworzyć świetną historię, gdyby tylko bardziej skupiła się na wywołaniu tego dreszczyku emocji, bo samo budowanie napięcia jest na dobrym poziomie - poza momentem kulminacyjnym, który dla mnie był zbyt słaby. Mam nadzieję, że rozumiecie o co mi chodzi ;)
Zakończenie niestety mało zaskakujące, chociaż autorka pod koniec trochę próbowała zmylić czytelnika. Sądzę, że fani gatunku bardzo wcześnie domyślą się rozwiązania... Szkoda.
Czekałam na tę książkę niemalże równie bardzo jak na „Nie odpuszczaj” Cobena... „Czarownice nie płoną” - tytuł, ale także opis mocno sugerowały, że będzie to genialny horror, pełen mrożących krew w żyłach momentów. Cóż, myślę, że to wszystko sprawdziłoby się idealnie, ale...w filmie. Niestety w tej książce nie poczułam mrocznego klimatu i dreszczyku emocji.
„Czarownice nie...
"Nie odpuszczaj" to kolejna książka Harlana Cobena, którą miałam okazję przeczytać i kolejna, która jest trzyma się na wysokim poziomie. Śmiało można powiedzieć, że trudno byłoby spodziewać się słabej książki tego autora, co właściwie może tylko zachęcić do sięgnięcia po jego najnowszy tytuł.
W "Nie odpuszczaj" Coben znowu wykorzystuje zaginięcie sprzed lat i krążące wokół tego kłamstwa. Wydawałoby się, że podobny schemat wykorzystywany przez jednego autora po kilku pozycjach może się już znudzić lub jakość historii znacznie się pogorszy. Jednak w przypadku Cobena jest inaczej - w dalszym ciągu ciekawi w taki sposób, że bardzo trudno jest się oderwać od lektury.
Nap przed laty wstąpił do policji, żeby dowiedzieć się, co tak naprawdę przytrafiło się jego bratu, ale też żeby odnaleźć swoją zaginioną dziewczynę. Mimo upływającego czasu i podjętych wielu prób poznania prawdy, nic się nie udało. Przełomowy moment nastąpił, gdy policjanci zapukali do bohatera w związku z śmiercią jego dawnego kolegi. Wtedy Nap, z pomocą ojca Diany, powoli zaczął poznawać szczegóły dotyczące historii swojego brata...
Były momenty, kiedy można było pomyśleć, że rozwiązanie wielu ważnych problemów jest już bardzo blisko... a jednak okazywało się to tylko zmyłką. Pojawiające się zwroty akcji wciągały jeszcze bardziej, ale mnie najbardziej interesowały te związane z opuszczoną bazą wojskową i tym, co działo się na jej terenie. Nap wracając tam po 15 latach wspomina porozwieszane tabliczki z ostrzeżeniami, ale sam nie był świadomy tego, co mogło się wydarzyć po przekroczeniu terenu, za którym nikt nieupoważniony nie powinien się pojawić...
Zakończenie książki bardzo mnie zaskoczyło - w ten pozytywny sposób. Wydawałoby się, że śmierć Leo i Diany jest oczywista - w końcu stało się to na torach kolejowych. Jednak czy na pewno? W trakcie lektury można było mieć mnóstwo własnych wersji zakończenia, ale trudno byłoby domyślić się tego właściwiego, a w szczególności - dlaczego doszło do czyjejkolwiek śmierci. Dodatkowo po 15 latach zaczęły ginąć kolejne osoby - a to, jak były one ze sobą związane i przede wszystkim - kto je zabił - było kolejnym smaczkiem, którym uraczył nas Coben.
Według mnie warto przeczytać "Nie odpuszczaj", ponieważ jest to książka, która nie spada poniżej wysokiego poziomu, którego stale trzyma się autor. Pojawia się wiele sekretów i kłamstw, które mają znakomite rozwiązanie i zdecydowanie zostawiają za sobą pozytywne myśli.
"Nie odpuszczaj" to kolejna książka Harlana Cobena, którą miałam okazję przeczytać i kolejna, która jest trzyma się na wysokim poziomie. Śmiało można powiedzieć, że trudno byłoby spodziewać się słabej książki tego autora, co właściwie może tylko zachęcić do sięgnięcia po jego najnowszy tytuł.
W "Nie odpuszczaj" Coben znowu wykorzystuje zaginięcie sprzed lat i krążące wokół...
Na „Siostrę Perły” czekałam tak jak na każdą książkę Lucindy Riley - z ogromną niecierpliwością. Aż w końcu nadszedł ten dzień, kiedy do drzwi mojego domu zadzwonił kurier, a w ręce trzymał wymarzoną książkową przesyłkę. Niestety „Siostra Perły” musiała poczekać...aż do wieczora wtedy mogłam spokojnie zabrać się za jej lekturę. Wymagania miałam spore. Czy i tym razem jestem zachwycona powieścią Riley? Hmm...
Zacznę chyba od tego, że gdy w poprzednich częściach przewijała się postać Star to za każdym razem stwierdzałam, że jej nie lubię, tak po prostu. Myślę, że „Siostra Perły” nieco zmieniła moje podejście, może jej nie polubiłam, ale powiedzmy, że teraz ją nawet akceptuję. Mimo tej zmiany, niestety ta część cyklu „Siedmiu Sióstr” nie urzekła mnie tak bardzo jak poprzednie. Historia z przeszłości, która pojawia się zawsze w powieściach Lucindy, tym razem była tanią historią miłosną. Trochę się zawiodłam, bo autorka przyzwyczaiła mnie do tego, że zawsze jestem pod wrażeniem pomysłu na konstrukcję tych wszystkich relacji łączących bohaterów, wpływu ich zachowań na przyszłość późniejszych pokoleń. I tak się teraz zastanawiam, czy pomysł na cykl o aż siedmiu siostrach nie będzie przesadą? To znaczy nie zrozumcie mnie źle - uwielbiam książki Riley, ale czasem co za dużo to nie zdrowo, prawda? Z pewnością jednak przeczytam wszystkie pozostałe części...nie mogę się doczekać rozwiązania dwóch zagadek - jeśli czytaliście poprzednie tomy to na pewno wiecie co mam na myśli. Tak czy inaczej, mogę powiedzieć tylko jedno - sięgnijcie po Riley, mówię to ja, jedna z największych fanek.
Na „Siostrę Perły” czekałam tak jak na każdą książkę Lucindy Riley - z ogromną niecierpliwością. Aż w końcu nadszedł ten dzień, kiedy do drzwi mojego domu zadzwonił kurier, a w ręce trzymał wymarzoną książkową przesyłkę. Niestety „Siostra Perły” musiała poczekać...aż do wieczora wtedy mogłam spokojnie zabrać się za jej lekturę. Wymagania miałam spore. Czy i tym razem...
więcej mniej Pokaż mimo to
Madeline i Gaspard są samotnikami, lecz zrządzenie losu sprawia, że wynajęty zostaje im ta sama pracownia. Nie są do siebie zbyt pozytywnie nastawieni, jednak chęć poznania historii Seana Lorenza, słynnego malarza, do którego wcześniej należała pracownia, sprawia, że łączą siły, żeby odkryć sekrety mężczyzny i odnaleźć jego ostatnie obrazy. Jednak czy uda im się poznać wszystkie tajemnice? I czy będą w stanie razem współpracować?
"Apartament w Paryżu" to pierwsza książka Musso, którą przeczytałam i jestem pewna, że nie będzie ostatnią. Akcja, choć mogłaby się toczyć w szybszym tempie, jest poprowadzona bardzo ciekawie. Madeline i Gaspard starają się odkryć sekrety malarza, jednak nie jest to proste. Ze względu na to, że niekoniecznie za sobą przepadają, ale też przez zwroty akcji, które są dla nich dodatkową przeszkodą.
Bohaterowie bardzo angażują się w poznawanie historii malarza i jego rodziny, a co za tym idzie - łączą swoje siły. Mimo nieporozumień - brną dalej i dowiadują się kolejnych rzeczy o Seanie. Spodobała mi się relacja bohaterów, szczególnie w zakończeniu - kiedy muszą dzielić się odpowiedzialnością nad tym, czego się dowiedzieli i co postanowili zrobić.
Początkowo wraz z Madeline i Gaspardem chcemy dowiedzieć się o ostatnich obrazach Lorenza - czy istnieją, a jeśli tak to jak wyglądają i gdzie są ukryte. Jednak z czasem dowiadujemy się o tragedii w jego rodzinie, która mocno wpłynęła na niego, a przez to również na jego sztukę i relacje z żoną. I pomimo wszystko - w "Apartamencie w Paryżu" bardziej spodobał mi się ten pierwszy wątek, choć ten drugi również został ciekawie skonstruowany.
Musso przedstawił w swojej książce świat sztuki, w który łatwo nam wejść i również go podziwiać. Dodatkowo poznajemy sekrety malarza - związane z istnieniem jego ostatnich obrazów, ale także tych poważniejszych - ze stratą najbliższej mu osoby i tym, jak to na niego wpłynęło. Akcja w książce nie toczy się w zastraszającym tempie, ale jest ciekawa i potrafi zachęcić do dalszej lektury. Jeśli chodzi o zakończenie, to jest zaskakujące i zdecydowanie może zaplusować w odbiorze książki.
Madeline i Gaspard są samotnikami, lecz zrządzenie losu sprawia, że wynajęty zostaje im ta sama pracownia. Nie są do siebie zbyt pozytywnie nastawieni, jednak chęć poznania historii Seana Lorenza, słynnego malarza, do którego wcześniej należała pracownia, sprawia, że łączą siły, żeby odkryć sekrety mężczyzny i odnaleźć jego ostatnie obrazy. Jednak czy uda im się poznać...
więcej mniej Pokaż mimo to
„Randka w Paryżu” bardzo miło mnie zaskoczyła, choć początek wcale tego nie zapowiadał. Główna bohaterka strasznie mnie irytowała swoją niezaradnością i przede wszystkim nieporadnością. Jednak z czasem zrozumiałam jak bardzo była życiowo zagubiona. Wtedy już zupełnie inaczej odbierałam jej zachowanie.
Złośliwość losu, a może szczęśliwy traf sprawił, że bohaterka trafiła do miasta miłości. Tam wraz z nowo poznanym towarzyszem, początkowo niechętnie, eksploruje najpiękniejsze zakątki Paryża. Wraz z nią udajemy się w szybką, ale jakże wspaniałą podróż. To jednak nie jest wyłącznie zwiedzanie miasta, to także podróż w głąb siebie i odkrywanie swojego „ja” na nowo.
„Randka w Paryżu” to przyjemna, zabawna, i spokojna lektura na jeden wieczór. Bohaterowie nie ulegają pożądaniu w każdym rozdziale, co jest miłą odmianą. W przypadku jednego wątku autorka całkowicie mnie zaskoczyła, ponieważ zupełnie nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy!
Lorraine Brown pod pozorem lekkiej książki serwuje nam historię znacznie głębszą - o poszukiwaniu siebie, o istocie wsparcia ze strony drugiego człowieka i walce o własne szczęście. Wszystko to na tle romantycznego Paryża! Spodoba Wam się! :)
„Randka w Paryżu” bardzo miło mnie zaskoczyła, choć początek wcale tego nie zapowiadał. Główna bohaterka strasznie mnie irytowała swoją niezaradnością i przede wszystkim nieporadnością. Jednak z czasem zrozumiałam jak bardzo była życiowo zagubiona. Wtedy już zupełnie inaczej odbierałam jej zachowanie.
więcej Pokaż mimo toZłośliwość losu, a może szczęśliwy traf sprawił, że bohaterka trafiła do...