rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Mo Yan napisał we wstępie do jednej ze swoich książek, że powieść powinna być długa i że nie będzie ulegał tendencji do ich skracania. Jeśli mają to być powieści takie jakie pisze on i jaką napisał Yan Lianke, to popieram.

"Kroniki Eksplozji" to powieść podzielona na tematyczne rozdziały, całość jest jednak chronologicznie ułożoną i logicznie powiązaną historią. W dodatku historią wciągającą. Przemawiały do mnie wydarzenia, wyraziste postacie, metafory i realizm magiczny (lub mitorealizm jak woli autor). Nadnaturalne zjawiska, jak zima w środku lata, drzewo wydające owoce innego gatunku, ryby pływające w zupie, wietnamska dżungla wyrosła w kilka chwil na życzenie burmistrza i Amerykanów to skutki ludzkich emocji i ich postępowania. Takie elementy to coś, co bardzo lubię, wręcz uwielbiam.

Podobało mi się również wyciąganie zwykle nieistotnych szczegółów na wierzch, np w zdaniu "Pewnego dnia, gdy Mingguang wracał ze szkoły z pełną torbą warzyw, zaś Xiaocui akurat niosła z targu kilo wołowiny, wpadli na siebie na skrzyżowaniu". O tych warzywach i wołowinie już więcej nie przeczytamy.

W powieści śledzimy rozwój małej wioski, która dzięki pomysłowej kradzieży rozwija się w końcu w duże miasto. Postacie obsesyjnie dążące do osiągnięcia swoich celów pną się po drabinie zhierarchizowanego społeczeństwa, w którym człowiek bez pieniędzy i rodzinnych koneksji niewiele może. Z przywilejów korzysta jedynie władza i rodzina burmistrza. Jednak mimo że burmistrz może wiele, bo dzięki jego dekretom nawet pogoda robi się słoneczna, to w pewnych sprawach musi polegać na innych. Jego życzenia nie zawsze się spełniają. Chciwość, zemsta, szybkie bogacenie się i zdobywanie prestiżu - głównie one charakteryzują większość mieszkańców miasta.

Z mankamentów, czasem (rzadko!) alegorie były powtarzalne i przewidywalne, jakby na siłę. Chciałbym też więcej przeczytać o postaci matki burmistrza, która jest w cieniu wydarzeń.

Jest to książka wielowątkowa, a moja recenzja nie wyczerpuje tematu. Mógłbym napisać o wiele więcej. Mnie ta opowieść dostarczyła wyjątkowych przeżyć, którymi wciąż się delektuję, przechodząc tymczasem do kolejnego dzieła Yan Lianke "Czteroksiąg".

Mo Yan napisał we wstępie do jednej ze swoich książek, że powieść powinna być długa i że nie będzie ulegał tendencji do ich skracania. Jeśli mają to być powieści takie jakie pisze on i jaką napisał Yan Lianke, to popieram.

"Kroniki Eksplozji" to powieść podzielona na tematyczne rozdziały, całość jest jednak chronologicznie ułożoną i logicznie powiązaną historią. W dodatku...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Jest to zbiór opowiadań grozy w tradycyjnym stylu - duchy powracające po śmierci dręczone wyrzutami sumienia, stare domostwa, chaty, stroje, przedmioty i dawne obyczaje. Teksty powstawały w XIX wieku, warto więc po nie sięgnąć, jeśli ktoś ma ochotę przenieść się w autentyczny klimat dawnych opowieści i skrzypiących drzwi w opuszczonym pokoju, a wszystko to dzieje się w realiach znanych autorowi z doświadczenia. Nie wszystkie opowiadania mnie porwały, ale Le Fanu to jeden z moich ulubionych twórców tego typu opowieści.

Jest to zbiór opowiadań grozy w tradycyjnym stylu - duchy powracające po śmierci dręczone wyrzutami sumienia, stare domostwa, chaty, stroje, przedmioty i dawne obyczaje. Teksty powstawały w XIX wieku, warto więc po nie sięgnąć, jeśli ktoś ma ochotę przenieść się w autentyczny klimat dawnych opowieści i skrzypiących drzwi w opuszczonym pokoju, a wszystko to dzieje się w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Powieść, która dzieje się w odległej, ale nieokreślonej przeszłości.

Udajemy się do wioski, której głównym zmartwieniem mieszkańców jest zdobywanie pożywienia, a którzy zdani są na łaskę morza i tego, co przynosi w danej porze roku.

Największe nadzieje są wiązane z przybyciem "łaskawego statku". Nie będę zdradzał, czym on jest. Warto dodać, że w wiosce wytworzyła się swoista kultura i rytuały, mające pomóc taki statek sprowadzić. Niestety jeden z nich przynosi wiosce nieszczęście.

Urzekły mnie krótkie, ale bardzo sugestywne opisy przyrody - czerwonego nieba, czerwonych jesiennych liści pokrywających góry, sztormów, zamieci śnieżnych. Są to krótkie wtrącenia, które przy opisie trudów zdobywania zapasów wprowadzają chwile piękna, zadumy i zachwytu.

Lubię takie kameralne powieści, których akcja toczy się w małej zamkniętej społeczności. Spróbujcie, jeśli chcecie się przenieść daleko od zgiełku miasta i skupić na problemach małej, odosobnionej japońskiej wioski.

Powieść, która dzieje się w odległej, ale nieokreślonej przeszłości.

Udajemy się do wioski, której głównym zmartwieniem mieszkańców jest zdobywanie pożywienia, a którzy zdani są na łaskę morza i tego, co przynosi w danej porze roku.

Największe nadzieje są wiązane z przybyciem "łaskawego statku". Nie będę zdradzał, czym on jest. Warto dodać, że w wiosce wytworzyła się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Niestety mimo chęci otwarcia się na współczesne science fiction nie dałem rady wczuć się w fabułę. Czuję niechęć do technologicznych opisów, tych tzw. "męskich" wypraw i hermetycznego technicznego żargonu, który nie po raz pierwszy nie pozwolił mi skupić się na fabule. Wolę literaturę grozy i science fiction XIX wieku i początku XIX i przy tej raczej pozostanę. Moim zdaniem współczesne science fiction nie może im się równać. Po prostu nie moja bajka.

Niestety mimo chęci otwarcia się na współczesne science fiction nie dałem rady wczuć się w fabułę. Czuję niechęć do technologicznych opisów, tych tzw. "męskich" wypraw i hermetycznego technicznego żargonu, który nie po raz pierwszy nie pozwolił mi skupić się na fabule. Wolę literaturę grozy i science fiction XIX wieku i początku XIX i przy tej raczej pozostanę. Moim zdaniem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książka pokazuje jak od średniowiecza zmieniał się stosunek do otyłości i kształtu sylwetki kobiet i mężczyzn. Oceny z którymi dzisiaj spotyka się w społeczeństwie osoba z nadwagą czy otyła nie są czymś naturalnym, a wynikają z długiego procesu przemian spojrzenia na ludzkie ciało. Medykalizacja otyłości, wiązanie jej ze zdrowiem i chorobą, normy wagi w stosunku do wzrostu, wyodrębnienie tłuszczu jako osobnej materii, wysyp diet odchudzających, zalecanie sportu - to wszystko to wynik przemian społecznych w drugiej połowie XIX wieku.

Książka pokazuje jak zmieniał się stosunek do tuszy. W średniowieczu osoby otyłe kojarzyły się wygłodzonemu ludowi z dostatkiem i bogactwem. Nie ma krytyki otyłości, nie ma norm wagi. Otyłość przeszkadza o tyle, o ile nie pozwala dosiąść konia i walczyć mieczem.

W pewnym momencie otyłością zaczynają zajmować się medycy. W okresie reformacji otyłość staje się charakterystyczna dla krytykowanego kleru, choć i chudość nie jest pochwalana i kojarzy się z chorobą i niedożywieniem.

W XIX wieku rozwijający się przemysł sprawił, że ciało kojarzono z mechanizmem. Powstał termin "spalania" tłuszczu / kalorii, który funkcjonuje do dzisiaj.

Z tego naukowego opracowania dowiemy się jakie znaczenie mają pozornie błahe opisy w literaturze pięknej, jak otyłość była raz przypisywana bogaczom, a innym razem niewykształconym plebejuszom, jak zacieśniano samokontrolę i doprowadzano do społecznej obsesji na punkcie wagi i tuszy.

Warto pamiętać o tym wszystkim, kiedy słyszymy wokół kolejnych misjonarzy zdrowia, którzy pouczają innych jak mają wyglądać i co jest dla nich dobre. Świetna książka.

Książka pokazuje jak od średniowiecza zmieniał się stosunek do otyłości i kształtu sylwetki kobiet i mężczyzn. Oceny z którymi dzisiaj spotyka się w społeczeństwie osoba z nadwagą czy otyła nie są czymś naturalnym, a wynikają z długiego procesu przemian spojrzenia na ludzkie ciało. Medykalizacja otyłości, wiązanie jej ze zdrowiem i chorobą, normy wagi w stosunku do wzrostu,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Seria Nowej Biblioteki Romantycznej IBL była dla mnie odkryciem i mam już prawie całą kolekcję. Niestety "Modę polską" czytało mi się źle. Przede wszystkim bardzo narzuca się postać i język autorki, która, jak informuje ostatnia strona książki, nie wyraziła zgody na redakcję. Pomijając kwestie literówek, najbardziej odpychający dla mnie jest język autorki i maniera, która pasuje raczej do języka mówionego czy anegdotycznego wykładu. Ponadto w wielu miejscach jest wartościująca. Np. takie niezgrabne zdania: "31 lipca 1832 roku przybywa do Paryża, gdzie - z niewielkimi przerwami - spędzi resztę życia, lecz umrze nie tutaj, Adam Mickiewicz, już wieszcz, i paryska moda polska zyska zupełnie nową formę." "...co na razie może wzbudzić pewne zdumienie, jako że takich dodatków do czamary powstańskiej sam Mickiewicz by chyba nie wymyślił. Ale nie szydźmy.". Cóż, tak się składa, że nie zamierzałem szydzić i bez sugestii autorki, żeby tego nie robić. Nie lubię, kiedy zakłada się z góry, co może pomyśleć czytelnik. Wolałbym dostać profesjonalną społeczno-antropologiczną analizę mody tamtego okresu i sam wyrobić sobie opinie na jej podstawie. Nachalnie oceniająca narracja mi w tym nie pomaga, a ponadto mnie drażni. Niestety książkę odkładam na półkę i sięgam po inną, z tej samej serii. Tę zdejmę tylko, by czytać fragmenty tekstów źródłowych z epoki. Mam również drugą książkę autorki o edukacji dziewcząt w XIX wieku, z tej samej serii. Aż się boję, bo również na redakcję tej pozycji autorka nie wyraziła zgody, a temat przecież bardzo ważny i ciekawy.

Seria Nowej Biblioteki Romantycznej IBL była dla mnie odkryciem i mam już prawie całą kolekcję. Niestety "Modę polską" czytało mi się źle. Przede wszystkim bardzo narzuca się postać i język autorki, która, jak informuje ostatnia strona książki, nie wyraziła zgody na redakcję. Pomijając kwestie literówek, najbardziej odpychający dla mnie jest język autorki i maniera, która...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Medycyna" to książka bomba z serii Nowa Biblioteka Romantyczna. Czytałem ją zaraz po "Praktykach psychiatrii" z tej samej serii i równocześnie z "Historią ciała, t. II". Mnie takie czytanie pozwoliło poszerzyć wiedzę o społecznym funkcjonowaniu medycyny w Europie i Polsce XIX wieku, jako że historia społeczna tamtego okresu jest dla mnie szczególnie interesująca.

Książka Grzegorza Marca to krótkie analizy, jak w praktyce funkcjonowała medycyna, lekarze, szpitale i pacjenci w XIX wieku w Polsce. Ciekawe są teksty źródłowe. Znajdziemy tu fragmenty artykułów, pamiętników, pism oficjalnych, ale także teksty teoretyczne z epoki.

Czy gruźlica była uważana za chorobę zakaźną? Jaki był zasięg homeopatii i co o niej sądzili lekarze ją stosujący? Na czym polega magnetyzm, poprzednik dzisiejszej bioenergoterapii? Jak leczono zęby? Jak wyglądał poród z akuszerką? Jak ubiór wpływa na zdrowie? Jak szczepiono? Jak wprowadzano nowinki medyczne? Jak operowano guza piersi? (pamiętnik Klementyny Hoffmanowej przeniósł mnie do jej paryskiego mieszkania, aż z ciekawości poczytałem wersję oryginalną pamiętników w internecie). Książka nie wyczerpuje tematu i mogłaby mieć kilka tomów, jednak jako wprowadzenie i inspiracje do dalszych poszukiwań czytelniczych polecam.

Mankamentem, który mi trochę przeszkadzał w lekturze jest umieszczenie dat powstania tekstów na początku rozdziałów, a nie pod każdym tekstem, jak w "Praktykach psychiatrii". Moim zdaniem jest też zbyt dużo niepotrzebnych przypisów objaśniających niektóre terminy, np. że "haschisch" to haszysz. Wolę sam domyślać się znaczenia słów delektując się językiem epoki bez przeszkadzających cyferek na końcu słowa. Przypisy są konieczne w przypadkach trudnych do odgadnięcia. Ale może jest to rozwiązanie dla czytelników mało zaznajomionych z językami obcymi albo literaturą XIX wieku.

"Medycyna" to książka bomba z serii Nowa Biblioteka Romantyczna. Czytałem ją zaraz po "Praktykach psychiatrii" z tej samej serii i równocześnie z "Historią ciała, t. II". Mnie takie czytanie pozwoliło poszerzyć wiedzę o społecznym funkcjonowaniu medycyny w Europie i Polsce XIX wieku, jako że historia społeczna tamtego okresu jest dla mnie szczególnie interesująca.

Książka...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Ciekawa, momentami zabawna, a chwilami niepokojąca książka o polskiej psychiatrii w XIX wieku. Fragmenty odczytów naukowych z epoki, pamiętników i dokumentów sądowych są o tym, jak przemiany psychiatrii dokonywały się w praktyce.

Zaczyna się odczytem Józefa Jakubowskiego na posiedzeniu Towarzystwa Naukowego Krakowskiego w 1830, w skrócie: lekarz powinien wykazywać się empatią, "kobiecą łagodnością" i "męską surowością". Powinien uzależnić od siebie pacjenta, często stosując różnie manipulacje i chwyty. Pacjent powinien być zrozumiany, jego "niewłaściwe" zachowanie wybaczone ze względu na stan psychiczny. Jednym z podejść psychiatrii opisanym w książce jest tzw. leczenie moralistyczne, według którego lekarz powinien stanowić wzór do naśladowania dla pacjenta, ponieważ jego schorzenia nie są według tej koncepcji wrodzone, a człowiek chory psychicznie może wyzdrowieć i wrócić do normalnego radosnego życia.

Oczywiście jest też druga strona medalu. Lekarz jest empatyczny i dobrotliwy, ale też ma być surowy i za przewinienia powinien wymierzyć sprawiedliwą karę. Może także publicznie zawstydzać pacjenta, żeby w przyszłości nie powtórzył jakiegoś zachowania. Ma to znamiona kontroli społecznej i wtłaczania w społeczne normy, których nieprzestrzeganie w tamtym czasie mogło być oznaką choroby psychicznej. Według Esquirola, na którego powołują się niektórzy autorzy tekstów w książce, choroba psychiczna wynika np. z nadużywania wina, libertyńskiego stylu życia, masturbacji i łamania reguł. Łatwo wyobrazić sobie, że w szpitalach zamykano także jednostki niewygodne politycznie. W swoim tekście Jakubowski zwraca jednak uwagę na inne, społeczne i jednostkowe kwestie - potrzebę indywidualnego podejścia do pacjenta (trzeba dostosować sposób mówienia do charakteru pacjenta), poznania środowiska, w którym żyje , konieczność istnienia szpitali państwowych, bo w prywatnych właściciele unikają kontroli, oszukują inspektorów i co najważniejsze za opłatą rodziny zostawiają u nich krewnych, który są niewygodni albo bogaci. Droga do przejęciu majątku jest już potem otwarta. Poza tym choremu opuszczającemu szpital państwo powinno zapewnić dochód.

Szczegóły jak wyglądało życie szpitalne w Krakowie czy Warszawie też są w książce.

Ciekawa była antologia przypadków, np. kobieta, która przeżywała nieopanowaną żądzę, słyszała szepty szatana i stała się przy tym bardzo religijna. Wykluczono histerię maciczną, o dziwo nie pomogły bańki, pijawki na udach, środki wymiotne, moczenie nóg w ługu, więc w końcu z braku diagnozy odesłano do szpitala dla obłąkanych.

Jest też historia pomieszania zmysłów po odcięciu kołtuna, nocne bieganie po polu, nieskładne mówienie, na które nie pomagają leki. Lekarz szpitalny odtwarza więc kołtun i po jego odrośnięciu objawy znikają. Pacjentka ma zakaz ponownego odcinania włosów. Jaki z tego wniosek? Substancja kołtunowa w organizmie kobiety opuszczała ciało przez głowę i kołtun. Po odcięciu splątanych włosów nie miała jak się wydostać, powodując bóle głowy i szaleństwo. Bo kołtun to nie był tylko splot włosów, ale choroba organizmu, której splatanie włosów było objawem.

Mamy też wstrząsający tekst lekarza sądowego (1848), dla ludzi o mocnych nerwach oraz analiza przypadku dzieciobójczyni dla sądu apelacyjnego (1853). Nie będę pisał o szczegółach.

Intrygujący jest także tekst Jędrzeja Śniadeckiego, którego pacjent wrócił do zdrowia, ale lekarz nie miał pojęcia na co choruje mężczyzna. Pacjent wyzdrowiał po aplikowaniu licznych środków wymiotnych i wcieraniu maści rtęciowej w dziąsła przez cały dzień.

Jak dla mnie książka do polecania, chociaż chciałbym przeczytać więcej o konkretnych przypadkach.

Ciekawa, momentami zabawna, a chwilami niepokojąca książka o polskiej psychiatrii w XIX wieku. Fragmenty odczytów naukowych z epoki, pamiętników i dokumentów sądowych są o tym, jak przemiany psychiatrii dokonywały się w praktyce.

Zaczyna się odczytem Józefa Jakubowskiego na posiedzeniu Towarzystwa Naukowego Krakowskiego w 1830, w skrócie: lekarz powinien wykazywać się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Literatura japońska nie jest w Polsce tłumaczona masowo. W internecie krążą listy przekładów z PRL i tych z ostatnich lat.

Dzięki Karakterowi, Tajfunom czy PiWowi mamy takie książki jak "Gąsienica" Ranpo Edogawa (Tajfuny). Nie wszystkie opowiadania są oryginalne, niektóre rozważania bohaterów są zbyt rozwlekłe i tłumaczące rzeczy dość jasno wynikające z fabuły.

Opowiadania pochodzą z różnych lat i każde jest troszkę o czymś innym. Ale podsumowując, jest to mieszanka grozy i kryminału, historie ludzi znudzonych życiem, którzy szukają urozmaicenia.

Większość historii odciąga od szczegółów, które mogłyby mieć znaczenie dla rozwiązania zagadki, kieruje nas w inną stronę, a potem bierze nas z zaskoczenia, żeby wbić w fotel. Dla mnie takie było opowiadanie "Czerwony pokój" - gawęda w specjalnie przygotowanym pokoju gdzie zebrało się "siedmiu śmiertelnie poważnych mężczyzn wiedzionych pragnieniem osobliwych doznań", trochę jak u Poego (od którego imienia i nazwiska autor ułożył sobie pseudonim Ranpo Edogawa) i jeszcze jedno "W objęciach fotela" - genialna puenta!

Te opowiadania są tak skonstruowane, że z przyjemnością zadomawiałem się w ich świecie. Wszystkie zostały mi w pamięci. Tak działa na mnie większość japońskich książek. Miłośnicy tej literatury będą wiedzieć, o czym mówię.

Literatura japońska nie jest w Polsce tłumaczona masowo. W internecie krążą listy przekładów z PRL i tych z ostatnich lat.

Dzięki Karakterowi, Tajfunom czy PiWowi mamy takie książki jak "Gąsienica" Ranpo Edogawa (Tajfuny). Nie wszystkie opowiadania są oryginalne, niektóre rozważania bohaterów są zbyt rozwlekłe i tłumaczące rzeczy dość jasno wynikające z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Kultura popularna znacznie przerobiła historię młodego Frankensteina. W powieści ze świecą szukać szczegółowych opisów tworzenia "potwora", nie ma tam łapania błyskawic w laboratorium na szczycie wieży, twór nie ma śrub wkręconych w szyję. Choć jednego z bohaterów powieści ciekawi jak dokładnie Frankenstein dokonał swojego dzieła, nic z tego, nie dowiemy się. Ale na pewno miała w tym udział elektryczność.

Moim zdaniem jest to powieść filozoficzna, która stawia wiele klasycznych i od dawien dawna zadawanych pytań - o naukowca i granice jego działań, o branie odpowiedzialności za własne czyny, o skutki trzymania w sobie trudnych emocji, o sens zemsty, w której karani są bliscy winowajcy, a nie on sam, wreszcie o wagę przyjaźni czy trudność w znalezieniu bratniej duszy, która zrozumiałaby i zaakceptowała drugiego człowieka takim, jaki jest. Wszystko to warto rozważyć w kontekście pytań, jakie zadawali sobie intelektualiści na początku XIX wieku, a zapewne i Mary Shelley, która za młodu korzystała z życia, szalała z mężem i mizoginicznym lordem Byronem na wojażach po Szwajcarii. Córka anarchisty i aktywnej feministki z XVIII wieku zaczytywała się w pismach matki o wyzwoleniu kobiet. W Anglii w odpowiedzi na rewolucję we Francji umocnił się konserwatyzm, a rodzice młodej Mary w szczytnym celu niszczyli sobie w tym samym czasie reputację wśród ziomków.

W powieści są też smaczki antykolonialne (krytyka zniszczeń i wyzysku w Ameryce i krótka analiza jej przyczyn). Mary Shelley i jej mąż byli wegetarianami i nie kupowali cukru z kolonii. I wcale nie przenieśli się do przeszłości z XXI wieku wehikułem czasu. Popieranie "fair trade" i wegetarianizm jako bunt ówczesnej młodzieży nie był widocznie niczym nowym, choć pewnie u niektórych budził oburzenie.

Są też smaczki feministyczne. Bohaterki opiekują się mężczyznami i są przywiązane do domów i rodzin, ale Elżbieta, kuzynka Frankensteina, żałuje, że "nie ma możności zdobywania doświadczeń i poszerzania wiedzy o świecie" tak jak jej kuzyn. To mężczyźni studiują, jeżdżą po świecie, zachwycają się osiągnięciami nauki, krajobrazami odwiedzanych miejsc, głęboko przeżywają przyjaźń, niemal jak daj kochankowie (tu otwiera się pole do badań queerowych), ale jednak kobiety w tej opowieści marzą o innym życiu.

Chwilami była to bardzo żmudna lektura ze względu na dłużące się i powtarzające sentymentalne opisy popadania w marazm i nieszczęścia. Czasem jednego dnia byłem w stanie przeczytać jedynie kilka stron i bardzo już chciałem dotrzeć do końca. Na końcu poczułem dużą satysfakcję. Oto odczarowaniu uległ mit Frankensteina, jestem bogatszy o tekst, który stworzył jedną z najbardziej znanych i powielanych historii na świecie. I nie jest to historia tylko i jedynie o straszącym potworze.

Kultura popularna znacznie przerobiła historię młodego Frankensteina. W powieści ze świecą szukać szczegółowych opisów tworzenia "potwora", nie ma tam łapania błyskawic w laboratorium na szczycie wieży, twór nie ma śrub wkręconych w szyję. Choć jednego z bohaterów powieści ciekawi jak dokładnie Frankenstein dokonał swojego dzieła, nic z tego, nie dowiemy się. Ale na pewno...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książka opisuje destrukcję Johna Maltraversa, studenta Oxfordu, który odnajduje nawiedzone skrzypce Stradivariusa w swoim studenckim pokoju. Nikt poza nim o tym nie wie.

Piękna przyjaźń dwóch mężczyzn, życie rodzinne, miłość, wszystko to rozpada się pod wpływem opętania, a może nie do końca wyjaśnionej obsesji odgrywania tej samej melodii.

W powieści pojawia się duch i tajemnica, której rozwiązanie nie przychodzi od razu. W rozwiązanie zagadki angażują się siostra Johna, bardzo oddana, uczuciowa osoba, przyjaciel Johna - pan Gaskell oraz sam John, który niczego nie zdradza przez większość czasu i marniejąc przysparza zmartwień otoczeniu.

Powieść nie wyjaśnia wielu spraw. Czytamy, że duch za życia dopuszczał się mnóstwa niegodziwości, potomkowie nie lubią o nim wspominać, ale nikt nie wie, a jeśli wie, to nie mówi, co takiego ten mężczyzna robił.

Anglicy w powieści są bardzo pruderyjni. Przez usta nie przechodzi im to, co można nazwać rozpustą w ich mniemaniu. Główna narratorka jest też bardzo etnocentryczna. Nie mieści jej się w głowie, że we Włoszech w czasie świąt religijnych ludzie świętują na ulicy, krzyczą i bawią się. Dla niej to dzikość, która nie przystoi "ludowi chrześcijańskiemu" i która opóźnia jej przejazd powozem przez miasto.

Mamy tu też ciekawe wątki do analizy genderowej. Są tu zaskakujące zdania dotyczące mężczyzn jak na literaturę wiktoriańską, np. "Obaj byli zaskoczeni, ale żaden nie znalazł wytłumaczenia. Mój brat, który początkowo tak bardzo obawiał się powtórnej wizji, teraz był niemal rozczarowany, że nic się nie wydarzyło - tak oto zmienny potrafi być nastrój mężczyzny." albo "...gdy mówił, drżał mu głos - po części zapewne w następstwie przemożnego przejęcia , ale co bardziej prawdopodobne, z powodu oporu, który, jak zauważyłam, mężczyźni wykazują zawsze, gdy ujawniają uczucia głębsze od tych, które zwykle uchodzą za konwencjonalne w poprawnym towarzystwie".

Książka opisuje destrukcję Johna Maltraversa, studenta Oxfordu, który odnajduje nawiedzone skrzypce Stradivariusa w swoim studenckim pokoju. Nikt poza nim o tym nie wie.

Piękna przyjaźń dwóch mężczyzn, życie rodzinne, miłość, wszystko to rozpada się pod wpływem opętania, a może nie do końca wyjaśnionej obsesji odgrywania tej samej melodii.

W powieści pojawia się duch i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Powieści Saramago są tak gęste, pełne społecznych, historycznych i religijnych aluzji, sarkazmu ubranego we wspaniałe barokowe zdania, że można je czytać ciągle od początku albo w kawałkach i chwała im za to.

Jeżeli ktoś jeszcze nie zna tej książki, to warto po nią sięgnąć, bo jest to powieść dająca do myślenia. Jezus to prosty chłopak, który urodził się bez udziału Józefa, dlatego on sam podejrzewa, że Maria nie była mu wierna, zwłaszcza po tym, jak kpią sobie z niego koledzy. Przyszły mesjasz dorasta i dowiaduje się od Boga, że ma do wykonania misję, którą tamten sobie zaplanował i koniec kropka. Bóg dotąd go męczy i prześladuje, aż Jezus w końcu ulegnie. A po co Bogu Jezus? Otóż uwaga. Bóg u Saramago jest taki jak w Torze - wszechmocny, zazdrosny, okrutny i żądny władzy. Pewnego dnia stwierdza, że nie wystarczają mu już kadzidła maleńkiego narodu w Palestynie, więc za pomocą Jezusa chce pozyskać nowych wyznawców na całym świecie, ale wie, że z takim wizerunkiem, jaki ma w Pięcioksięgu na pewno mu się to nie uda. Szczegółów nie będę zdradzał. Ale w książce oprócz poważnych dialogów na różne tematy, od kwestii dobra i zła poczynając a kończąc na kwestii bezsensownie cierpiących świń, które się utopiły, bo Jezus przeniósł na nie demony, jest dużo komizmu i cudów opowiedzianych na nowo. Dodam, że Jezus mieszka i żyje z Marią Magdaleną, która jest jego mentorką.

Powieści Saramago są tak gęste, pełne społecznych, historycznych i religijnych aluzji, sarkazmu ubranego we wspaniałe barokowe zdania, że można je czytać ciągle od początku albo w kawałkach i chwała im za to.

Jeżeli ktoś jeszcze nie zna tej książki, to warto po nią sięgnąć, bo jest to powieść dająca do myślenia. Jezus to prosty chłopak, który urodził się bez udziału...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Świetna ironiczna powieść osadzona w społecznym kontekście. Dwie osoby, które na przekór wszystkiemu są razem i ksiądz, który będąc oskarżonym o herezję wyprzedza swoje czasy i w końcu osiąga niemożliwe. Powieść o społeczeństwie, które zbytnio chce ingerować w życie jednostek i narzucać im swoją wątpliwą moralność. Miłość potrafi jednak sobie z tym poradzić.

To również powieść o pałacowych intrygach, w których biorą udział duchowni - żądni korzyści materialnych manipulatorzy.

Widzimy także maskulinizm przyozdobiony religią i jest to pokazane przekomicznie już na samym początku powieści. W opowieści spotkamy arystokratów różnej maści, kobiety oskarżane o czary, mieszkańców wsi ciężko pracujących, by zarobić marny grosz.

Saramago był autorem bardzo zaangażowanym społecznie i widać to w większości jego książek. W "Baltazarze..." jest poniekąd zabawna scena, w której arystokracja dla własnej uciechy zmusza chłopów do zainscenizowania ataku na zamek wrzucając do zamku kiełbasę.

Kiedy przyzwyczaimy się do stylu autora, książka staje się przygodą z wartką akcją. Radzę się nie zniechęcać, lecz poszukać spokojnego miejsca na lekturę i dać się ponieść.

Świetna ironiczna powieść osadzona w społecznym kontekście. Dwie osoby, które na przekór wszystkiemu są razem i ksiądz, który będąc oskarżonym o herezję wyprzedza swoje czasy i w końcu osiąga niemożliwe. Powieść o społeczeństwie, które zbytnio chce ingerować w życie jednostek i narzucać im swoją wątpliwą moralność. Miłość potrafi jednak sobie z tym poradzić.

To również...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Z satysfakcją odłożyłem książkę na stolik nocny po przeczytaniu ostatniego zdania. To była świetna przygoda móc po raz pierwszy przeczytać książkę Arthura Machena. Ostatnio wracam do literatury grozy stale powiększając swoją kolekcję na półce. A literatura grozy XIX wieku jest moją ulubioną. W książce "Troje szalbierzy" wszystkie opowiadania stanowią przemyślaną całość. Czytając opowieści osób, które spotykają dwaj bohaterowie na ponad 170 stronach powieści nie spodziewałem się, że wcale nie będą to niewinne i przypadkowe ofiary nadprzyrodzonych zjawisk. To jednak wyjaśni się na końcu książki, nie zamierzam zdradzać szczegółów.

Nie wszystkie opowiadania były równie wciągające, ale przy niektórych włos jeżył się na głowie i pochłonęły mnie całkowicie. Poczułem się jakbym był w tamtym starym domu, jakbym stał obok lekarza rozwiązującego zagadkę białego proszku. Postać mądrej dociekliwej kobiety z opowiadania o czarnej pieczęci tez należy docenić jako że jest to książka z czasów, gdy studiujące kobiety były ewenementem.

Narracja jest oczywiście specyficzna, w jej klimat trzeba się najpierw wczuć. Nie zapominajmy kiedy powstała powieść. Ale może zachwycić osoby, które takiej narracji własnie poszukują i wiedzą z czym zaraz przyjdzie im się zmierzyć.

Tu należy podziękować tłumaczowi za wysiłek, a Wydawnictwu za wydanie tej książki w niskiej cenie. Wolałbym jednak ładniejsze wydanie, w innym formacie niż idealne A5 i z inną czcionką, inna okładkę i twardą oprawę. Byłbym gotowy dopłacić za takie udogodnienia, bo książka jest tego warta.

Z satysfakcją odłożyłem książkę na stolik nocny po przeczytaniu ostatniego zdania. To była świetna przygoda móc po raz pierwszy przeczytać książkę Arthura Machena. Ostatnio wracam do literatury grozy stale powiększając swoją kolekcję na półce. A literatura grozy XIX wieku jest moją ulubioną. W książce "Troje szalbierzy" wszystkie opowiadania stanowią przemyślaną całość....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Pierwsze opowiadanie pt. "Opowieść starej piastunki" zrobiło na mnie wrażenie. Lubię wczesne gotyckie opowieści umiejscowione w starych domach z historią, w których wydarzyło się coś niesamowitego. Lubię kiedy opowieść snuje starsza osoba, świadek wydarzeń, jak w "Wichrowych wzgórzach". Pozostałe opowiadania były dość przewidywalne, kończyły się za szybko. Jeśli ktoś szuka klasycznych opowiadań grozy, warto sięgnąć do tego zbioru.

Pierwsze opowiadanie pt. "Opowieść starej piastunki" zrobiło na mnie wrażenie. Lubię wczesne gotyckie opowieści umiejscowione w starych domach z historią, w których wydarzyło się coś niesamowitego. Lubię kiedy opowieść snuje starsza osoba, świadek wydarzeń, jak w "Wichrowych wzgórzach". Pozostałe opowiadania były dość przewidywalne, kończyły się za szybko. Jeśli ktoś szuka...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Miałem wielka ochotę przeczytać książkę o świecie, który na szczęście znam tylko z opowieści znajomych i z widzenia, ponieważ prowadzę kursy dla pracowników korporacji. Ten świat napawa mnie obrzydzeniem, a książka utwierdza w decyzji, żeby nigdy nie zatrudnić się w korporacji.

W powieści wiele skondensowanych urywków nasuwa obrazy jak korporacja wpływa na życie w pracy i poza pracą, na psychikę, jak wzbudza lęki, obniża poczucie wartości. W imię czego? Dlaczego ludzie czują taki strach przed byciem niewystarczająco dobrym dla szefa, na którego zarabiają? Szefa, którego może nigdy nie poznają? Korporacja działa niszcząc człowieka, jego indywidualność, wpędza go w kompleksy (nie mam modnych ubrań, mogą mnie zwolnić, nie dam sobie rady, nie podołam z wykonaniem zadań, jakie mi stawiają). Wszystko podporządkowane jest pracy, praca to mikrokosmos. Kierownictwo radzi pracownikom jak żyć, mówi im na przykład by rozwiązywać problemy z dzieciństwa, aby stawać się lepszym pracownikiem. Z jednej strony poradnictwo psychologiczne, wyjazdy integracyjne mają służyć polepszeniu jakości życia, odpoczynkowi, ale jest to wszystko podejrzane, bo pracownik ma się czuć dobrze, żeby po prostu lepiej pracować. Życie kręci się wokół pracy tak jak ta książka. Wszystko to wydarza się w szarych pomieszczeniach, daleko od natury.

Opowieść jest chwilami nużąca, mimo to pobudza do przemyśleń, nie raz wybuchałem sarkastycznym śmiechem, na przykład, gdy w firmie szefostwo wpada w panikę, kiedy do budynku dostał się ktoś spoza firmy i wprowadzono surowe środki bezpieczeństwa. Bohaterka sama się dziwi: "cóż takiego intruz chciał nam zrobić, co mógł nam wykraść?". Takich momentów w książce jest jednak niewiele.

Miałem wielka ochotę przeczytać książkę o świecie, który na szczęście znam tylko z opowieści znajomych i z widzenia, ponieważ prowadzę kursy dla pracowników korporacji. Ten świat napawa mnie obrzydzeniem, a książka utwierdza w decyzji, żeby nigdy nie zatrudnić się w korporacji.

W powieści wiele skondensowanych urywków nasuwa obrazy jak korporacja wpływa na życie w pracy i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Bardzo ciekawa powieść z linearną akcją. W tle czają się nazistowskie Niemcy, gdzie antyżydowskie ustawy wcielane są w życie. Antysemickie nastroje udzielają się ludziom. Dawni przyjaciele i znajomi unikają głównego bohatera, boją się podać mu rękę w towarzystwie, żeby porozmawiać idą na ubocze. Realia w książce nie są wyjaśniane. Autor zakładał zapewne, że czytelnik je zna. To, że Żyd może zostać aresztowany albo stracić majątek za pochodzenie, jest w powieści oczywiste. Moją złość i bunt wzbudzał fakt, że bohatera odseparował od żony jego własny szwagier, to że wczorajsi znajomi dzisiaj mogą bezkarnie oszukać i poniżyć drugą osobę, bo sprzyja im państwowe prawo i większość nie ma odwagi publicznie stanąć w jej obronie. Taki proces można odnieść do innych czasów i krajów, gdzie jedna grupa jest faworyzowana kosztem drugiej, a na wierzch wychodzi arogancja, chęć zysku, megalomania.

Akcja jest wartka. Opowieść czyta się jak thriller. Polecam, bo była pisana "na gorąco" w 1938 roku.

Bardzo ciekawa powieść z linearną akcją. W tle czają się nazistowskie Niemcy, gdzie antyżydowskie ustawy wcielane są w życie. Antysemickie nastroje udzielają się ludziom. Dawni przyjaciele i znajomi unikają głównego bohatera, boją się podać mu rękę w towarzystwie, żeby porozmawiać idą na ubocze. Realia w książce nie są wyjaśniane. Autor zakładał zapewne, że czytelnik je...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Przeczytałem tę książkę w liceum przygotowując się do olimpiady języka francuskiego. Pamiętam, że książka zrobiła na mnie ogromne wrażenie, historia płonie od emocji i uczuć. Zatopiłem się całkowicie w tamtej historii i czasach. Chciałbym do niej powrócić i ocenić ją jeszcze raz, po szesnastu latach, z innej perspektywy.

Przeczytałem tę książkę w liceum przygotowując się do olimpiady języka francuskiego. Pamiętam, że książka zrobiła na mnie ogromne wrażenie, historia płonie od emocji i uczuć. Zatopiłem się całkowicie w tamtej historii i czasach. Chciałbym do niej powrócić i ocenić ją jeszcze raz, po szesnastu latach, z innej perspektywy.

Pokaż mimo to