-
ArtykułyKsiążka na Dzień Dziecka: znajdź idealny prezent. Przegląd promocjiLubimyCzytać1
-
Artykuły„Zaginiony sztetl”: dalsze dzieje Macondo, a może alternatywna historia Goraja?Remigiusz Koziński1
-
Artykuły„Zależy mi na tym, aby moje książki miały kilka warstw” – wywiad ze Stefanem DardąMarcin Waincetel1
-
ArtykułyMagdalena Hajduk-Dębowska nową prezeską Polskiej Izby KsiążkiAnna Sierant2
Biblioteczka
Jeszcze przed lekturą najnowszej książki Bartosza Szczygielskiego, podczytywałam sobie opublikowane recenzje. Zdecydowana większość osób skupiła się na wątku dotyczącym zaniku pamięci. Czy utrata wspomnień może być wybawieniem? Czy są sytuacje, które chcielibyśmy wymazać z naszego umysłu? Wyjaśnienie: to żadne spoilery! Opisane sytuacje dzieją się na kilku pierwszych stronach powieści.
Mnie osobiście dotknął inny wątek. Jako typowemu millenialsowi, zdarza mi się iść do centrum handlowego zrobić zakupy, wypić kawę, coś zjeść. I choć nie jest to moja ulubiona forma spędzania wolnego czasu to, stety-niestety, bywa konieczna. I czasami nawet przyjemna. Serio! Szczególnie jak w pierwszym sklepie dorwę to czego potrzebuję w odpowiednim rozmiarze, po czym mogę opuścić ten przybytek z „darmową” lurą kawową w łapie wymienioną za ziarenka uzbierane w aplikacji i poczuciem odbębnienia limitu dorosłych spraw na dziś!
I w trakcie tej lektury naszło mnie typowe rozważanie: co by było, gdyby...
...gdybym w trakcie jednej z wizyt w centrum handlowym usłyszała potężny huk, a wokół mnie nastałby chaos?
...gdybym poczuła na twarzy lepką, ciepłą krew należącą do stojącej niedaleko mnie nieznajomej, której ciało osłoniło mnie od lecących w moją stronę odłamków?
...gdyby pędzący tłum zamienił się w stos martwych ciał a budynek zaczął trawić ogień?
...gdyby ostatnim widokiem, który mogłabym zobaczyć, byłoby dno jednorazowego kubka z sieciówkowej kawiarni?
Zbyt wymyślne? Nierealne? Proszę Was... Scenariusz o mutującym wirusie, który zamknie wszystkich w domach na długie miesiące jeszcze kilka lat temu też należał do tych rodem z sci-fi. Wojna za wschodnią granicą też miała nigdy się nie wydarzyć...
Bartosz w mistrzowski sposób ukazuje jedną z najgorszych wizji fikcyjnej rzeczywistości, która (o, zgrozo!) jest boleśnie realna. Choć opisane wydarzenia stanowią mix wyobraźni autora z talentem pisarskim, ich największym atutem jest przykucie czytelnika do lektury, wylanie na niego wiadra strachu i obdarcie z poczucia bezpieczeństwa, a to wszystko okraszone solidną dawką efektu WOW!
Czytajcie!
Jeszcze przed lekturą najnowszej książki Bartosza Szczygielskiego, podczytywałam sobie opublikowane recenzje. Zdecydowana większość osób skupiła się na wątku dotyczącym zaniku pamięci. Czy utrata wspomnień może być wybawieniem? Czy są sytuacje, które chcielibyśmy wymazać z naszego umysłu? Wyjaśnienie: to żadne spoilery! Opisane sytuacje dzieją się na kilku pierwszych...
więcej mniej Pokaż mimo to
Szanowni Państwo, zapraszam Was na ucztę!
Świąteczno-sylwestrowe obżarstwo dobiegło końca. Skończyła się sałatka jarzynowa, po barszczu z uszkami zostały jedynie wspomnienia, czas na karpia przyjdzie za ponad jedenaście miesięcy, a po krokiecikach pozostały tylko brudne naczynia. Zgłodnieliście? Zapraszam Was na kulinarną rozkosz!
Po wymianie uprzejmości szefowa kuchni zaserwuje Wam stek z patelni! Krwisty, średnio czy mocno wysmażony? Z frytkami, talarkami czy pieczonymi ziemniaczkami? Wszystko według uznania, nikt z Was nie wyjdzie z tej uczty niezadowolony!
Z czasem na stole zaczną pojawiać się kolejne dania. Stek z patelni tylko zaostrzył Wasz apetyt na więcej wyśmienitych potraw. Na tacy otrzymacie dzikie i krwawe fantazje doprawione nietypowym fetyszem. Bulion ze skrywanych tajemnic rozgrzeje Wasze podniebienia, a paszteciki z mrocznego zaginięcia będą idealną przekąską pomiędzy posiłkami. Czerwone wino z krwi ofiar szaleńca dopełni potrawy poczuciem wszechogarniającego niepokoju i niebezpieczeństwa. Na koniec zostanie podany deser z rozwiązaniem zagadki. Rozpływający się w ustach mrok ludzkiej duszy dotknie Was do głębi. Najedzeni i usatysfakcjonowani, wstaniecie od stołu, gdy wszystkie naczynia będą wyczyszczone... do cna.
Katarzyna Bonda to prawdziwa szefowa kuchni kryminalnej! Tutaj nie ma miejsca na makdonaldyzację literatury i serwowanie czytelnikom rozdziałów typu fast food. W restauracji Bondy każdy wątek jest odpowiednio wypieczony i doprawiony najlepszymi ludzkimi dramatami. Kasia podaje swoim odbiorcom wyborne tematy i najświeższe historie, które z każdym kęsem pogłębiają apetyt na więcej! Choć w trakcie lektury, niejeden mięsożerca zastanowi się nad przejściem na weganizm, to jedno jest pewne: o przejściu na bondową dietę nie ma mowy!
Premiera rozkosznej uczty w towarzystwie Jakuba Sobieskiego i Ady Kowalczyk już 11 stycznia 2023 r.
Razem z Autorką, życzymy wszystkim smacznej lektury!
Szanowni Państwo, zapraszam Was na ucztę!
Świąteczno-sylwestrowe obżarstwo dobiegło końca. Skończyła się sałatka jarzynowa, po barszczu z uszkami zostały jedynie wspomnienia, czas na karpia przyjdzie za ponad jedenaście miesięcy, a po krokiecikach pozostały tylko brudne naczynia. Zgłodnieliście? Zapraszam Was na kulinarną rozkosz!
Po wymianie uprzejmości szefowa kuchni...
To ostatnia (chyba) recenzja w tym roku. Ten zaszczyt trafił na książkę niebanalną, zaskakującą i... zupełnie inną od tych, które czytam na co dzień.
"Krzycz do woli" to książka, która wzbudziła moje zainteresowanie nie tylko samą tematyką, opowieścią bazowaną na prawdziwych wydarzeniach, okładką czy licznymi polecajkami. Tutaj pierwsze skrzypce zagrał przede wszystkim autor. Wystarczyło mi przeczytanie notki biograficznej, aby stwierdzić, że chcę poznać bliżej historię, którą spisał na prawie pięciuset stronach.
To, co rzuca się czytelnikowi od pierwszych stron to styl tak różny od pióra pisarzy, których twórczość jest wszystkim doskonale znana. Wykorzystane opisy i dialogi to pokłosie przeszłości autora, które byłoby ciężko odtworzyć nawet przy najbardziej żmudnym i dokładnym researchu. Nie bez powodu pisarze otaczają się informatorami i inwestują niezliczone godziny na zgłębianie interesującego ich tematu. W końcu najlepiej pisze się o tym, co dobrze się zna. A zatem kto najtrafniej opisze gangsterskie życie, jeśli nie osoba, która poznała je od podszewki?
Historia zaginięcia małej Oli stanowi fundament całej powieści, choć ilość wątków niejednokrotnie sprawiała, że zastanawiałam się jakim cudem mogą mieć związek z takim "zwykłym" porwaniem? W tej opowieści nic nie było zero-jedynkowe, każdy scenariusz mógł zakończyć się na różne sposoby, często bardzo tragiczne. Były momenty, w których zastanawiałam się, czy bohaterowie pamiętają w ogóle o poszukiwaniach dziecka, skoro po drodze ogarniają masę innych, w moim odczuciu niepowiązanych spraw.
Im dalej w historię, tym więcej wyjaśnień. Całość łączy się w gotowy scenariusz na film akcji.
Trochę zabrakło mi, tak zwanych prostych zakończeń przy kilku wątkach. Takiego jednego zdania, które określiłoby wprost, co się stało z niektórymi bohaterami. Oczywiście, wszystkiego można się domyślać, tworząc w głowie własne scenariusze, jednak czasami lubię jak autor potrafi postawić kropkę bez dyskusji.
Polecam wielbicielom niebanalnej literatury kryminalnej opartej na prawdziwych historiach.
Współpraca reklamowa: Wydawnictwo Esprit
To ostatnia (chyba) recenzja w tym roku. Ten zaszczyt trafił na książkę niebanalną, zaskakującą i... zupełnie inną od tych, które czytam na co dzień.
"Krzycz do woli" to książka, która wzbudziła moje zainteresowanie nie tylko samą tematyką, opowieścią bazowaną na prawdziwych wydarzeniach, okładką czy licznymi polecajkami. Tutaj pierwsze skrzypce zagrał przede wszystkim...
2022-11-17
2022-11-17
2022-11-17
2022-11-17
„Kiedy spotkasz kobietę, która będzie cię tak kochała, że zdoła cię uzdrowić, trzymaj się jej. Nie pozwól jej odejść, wyjść za innego, a tym bardziej jej zabić”.
Znacie to uczucie, gdy czytając książkę w pociągu, tramwaju, na przystanku, czy w innym miejscu publicznym, natrafiacie na moment, który chwyta Was za serce tak, że do oczu napływają Wam łzy? Zaczynacie mrugać i patrzeć w górę, by wróciły tam, skąd przypłynęły? Gdy przerywacie lekturę, chcąc otrząsnąć się z przeczytanego fragmentu, bo przecież rozkleić się przy obcych ludziach to wstyd i hańba? Wystarczy jedna scena, akapit, czasami jedno słowo...
„Wybacz mi, kochanie. Albo nie wybaczaj, ale zabierz ze sobą. Jestem już zmęczony. Tak bardzo zmęczony”.
„Kobieta w walizce” jest jak strzał kokainy w samo serce. W trakcie lektury następuje pobudzenie motywowane chęcią rozwiązania kolejnej sprawy. Pojawia się niepokój powodowany chwilowym brakiem głównego bohatera. Wraz z rozwojem fabuły przestają występować objawy głodu i zmęczenia. Herbata zdążyła wystygnąć, owsianka stoi nietknięta a Ty, drogi czytelniku, siedzisz z rozszerzonymi źrenicami wręcz połykając ostatnie strony książki. Euforia po rozwiązanej sprawie płynnie przechodzi w smutek i apatię. Potrzebujesz kolejnej działki...
Wachlarz skrajnych emocji w książkach o Hubercie Meyerze to znak rozpoznawczy Katarzyny Bondy. Bawi poczuciem humoru bohaterów, wkurza z premedytacją wrzucając odbiorcę na lewe sanki i trzyma w napięciu zwrotami akcji, by po chwili jednym zdaniem zmusić czytelnika do uronienia kilku wstydliwych łez. Jednym zdaniem potrafi roztrzaskać to, co uporczywie staram się posklejać od ukończenia „Balwierza”. Jednym zdaniem zmienia towarzyszące książce odczucia. I w końcu, jednym zdaniem sprawia, że nie mogę doczekać się kolejnej części.
Przy bohaterach takich jak Hubert Meyer, Grzegorz Kaczmarek czy wciąż wspominana Weronika Rudy, stwierdzenie CZYTANIE UZALEŻNIA nabiera dosłownego znaczenia. Tego typu powieści to najlepsze narkotyki, jakie ludzkość sobie wymyśliła. I w dodatku całkowicie legalne!
„Kiedy spotkasz kobietę, która będzie cię tak kochała, że zdoła cię uzdrowić, trzymaj się jej. Nie pozwól jej odejść, wyjść za innego, a tym bardziej jej zabić”.
Znacie to uczucie, gdy czytając książkę w pociągu, tramwaju, na przystanku, czy w innym miejscu publicznym, natrafiacie na moment, który chwyta Was za serce tak, że do oczu napływają Wam łzy? Zaczynacie mrugać i...
2022-11-17
2022-11-17
2022-11-17
O twórczości Roberta Małeckiego nie mam jeszcze wyrobionej opinii. Czytałam o niej dużo dobrego, na długo zanim sięgnęłam po pierwszą książkę. Niestety, po „Żałobnicy” poczułam duży zawód i rozczarowanie, co następnie przełożyło się na unikanie dalszej znajomości. Postanowiłam dać szansę przy „Najsłabszym ogniwie” i tu było znacznie lepiej! Skoro mamy tendencję rosnącą, uznałam, że nie będę skreślać tego nazwiska i zapoznam się nowością, która stosunkowo niedawno podbiła literacki rynek premier.
„Wiatrołomy” jest pierwszą książką wydaną pod szyldem nowego wydawnictwa Wydawnictwo Literackie. Nowe wydawnictwo, nowa seria, nowi bohaterowie i nowy początek – czy tym razem zaiskrzyło?
Mocny początek, czyli coś co totalnie uwielbiam w książkach. Bez zbędnego rozwodzenia się nad sensem istnienia, na dzień dobry mamy scenę, przy której dostajemy gęsiej skórki. Jedyne, czego się obawiałam, to czy pozostałe rozdziały dotrzymają jej kroku. W końcu nie sztuką jest wzbudzić zainteresowanie czytelnika, znacznie bardziej trzeba się nagimnastykować, aby je utrzymać do samego końca.
No i muszę przyznać: mamy to! Początek literackiej znajomości był trudny, jednak po raz kolejny przekonałam się, że warto dawać drugą (a nawet trzecią) szansę! Do ciekawej sprawy zaginięcia, mamy w pakiecie niebanalny duet głównych bohaterów. Trudna przeszłość i traumy, z którymi muszą się zmierzyć, to nie wszystko, co mają do zaoferowania czytelnikowi. Wraz ze swoimi demonami, próbują rozwikłać kryminalną zagadkę, która przybiera nieoczekiwany obrót, a ich życie prywatne coraz bardziej się komplikuje.
Mimo gabarytów, książka nie jest przegadana a sceny, którymi autor próbuje zmylić czytelnika nie osiągają szczytów absurdu. Ilość wątków i trudna tematyka nie są przytłaczające. Początkowe uprzedzenia zmieniają się w ciekawość i chęć rozwiązania sprawy wraz z bohaterami.
Teraz mogę śmiało stwierdzić, że to nie było nasze ostatnie spotkanie.
O twórczości Roberta Małeckiego nie mam jeszcze wyrobionej opinii. Czytałam o niej dużo dobrego, na długo zanim sięgnęłam po pierwszą książkę. Niestety, po „Żałobnicy” poczułam duży zawód i rozczarowanie, co następnie przełożyło się na unikanie dalszej znajomości. Postanowiłam dać szansę przy „Najsłabszym ogniwie” i tu było znacznie lepiej! Skoro mamy tendencję rosnącą,...
więcej mniej Pokaż mimo to
Jeden dotyk może rozpalić Twoje zmysły, jego zapach otumani i sprawi, że nie będziesz w stanie się od niego oderwać. Jest gorący, tajemniczy, zachłanny i totalnie hipnotyzujący. Lekko szorstki w dotyku a jednocześnie kruchy i delikatny. Nie będziesz w stanie skupić się na codzienności, zawładnie Twoimi myślami w trakcie i na długo po spotkaniu. Zepchnie Twoje obowiązki na drugi plan, liczy się tylko on...
Kto? Mężczyzna marzeń?
Nie, to nowy tom przygód Huberta Meyera!
Delikatnie otwierasz jego zawartość, nie zdając sobie sprawy, że już od pierwszych stron czeka Cię strzał prosto w brzuch. Kolejny, i kolejny, mocny, gniewny... oczyszczający. Przycisk SOS jest bezużyteczny, gdy przeciwnik jest szybszy od Ciebie, a magazynek pełen pocisków. Wystrzałowa akcja zamienia się w tajemnicę strawioną przez ogień. Gorąca, płomienna miłość, ognista zdrada i zemsta, która pozostawiła po sobie spustoszenie...
Nowa sprawa Meyera ma zapach lasu i spalonego rozpuszczalnika, który wdziera mu się w nozdrza w rytm „Purple Rain” i grząskiego gruntu. Zwęglone zwłoki nawet po śmierci mogą zastawić pułapkę na niczego nieświadomych śmiertelników. Hubertowi zabraknie tchu nie tylko z powodu choroby i zignorowanych zaleceń lekarza. Musi się pospieszyć, bo to nie koniec pożarów, które należy ugasić.
Katarzyna Bonda nie pozwala swoim czytelnikom tlić się bez końca. Emocje płoną żywym ogniem do ostatniej strony, pozostawiając po sobie zgliszcza tęsknoty za zakończoną historią. Seria z Hubertem Meyerem to zbiór wydarzeń, które jedną sceną potrafią zniszczyć tok myślowy czytelnika i dokonać przetasowania wrażeń. Jednak za każdym razem wiem, że przy kolejnym tomie odrodzę się z popiołów, gotowa na kolejne, palące emocje.
Lektura idealna na chłodne wieczory i mroźne poranki, które funduje w tym roku niezdecydowana wiosna i uparta zima. Rozgrzanie przy dużej dawce ognia gwarantowane!
Jeden dotyk może rozpalić Twoje zmysły, jego zapach otumani i sprawi, że nie będziesz w stanie się od niego oderwać. Jest gorący, tajemniczy, zachłanny i totalnie hipnotyzujący. Lekko szorstki w dotyku a jednocześnie kruchy i delikatny. Nie będziesz w stanie skupić się na codzienności, zawładnie Twoimi myślami w trakcie i na długo po spotkaniu. Zepchnie Twoje obowiązki na...
więcej Pokaż mimo to