-
ArtykułyCzytamy w weekend. 26 kwietnia 2024LubimyCzytać206
-
ArtykułySzpiegowskie intrygi najwyższej próby – wywiad z Robertem Michniewiczem, autorem „Doliny szpiegów”Marcin Waincetel6
-
ArtykułyWyślij recenzję i wygraj egzemplarz „Ciekawscy. Jurajska draka” Michała ŁuczyńskiegoLubimyCzytać2
-
Artykuły„Spy x Family Code: White“ – adaptacja mangi w kinach już od 26 kwietnia!LubimyCzytać2
Biblioteczka
2024-03-26
"I śmiech niekiedy może być nauką,
Kiedy się z przywar, nie z osób natrząsa".
(Ignacy Krasicki - Monachomachia, Pieśń V)
Te słowa mogłyby być mottem twórczości Iwony Banach, która jest pisarką mającą swój własny, rozpoznawalny i niepodrabialny styl, a pisze tak, że albo sięją lubi, albo nie.
Ja - lubię.
Uwielbiam jej poczucie humoru, szalone i absurdalne, wyjątkowo celne spostrzeżenia i uwagi o naszej rzeczywistości i słuszne drwiny z wszelakich przywar naszych czasów.
Lubię jej, nieraz mocno odjechane pomysły, jeśli chodzi o kreacje postaci i przebieg akcji; prześmiewcze charakterystyki pewnych typów ludzi i przedstawianie pokrętnych, często niepojętych dróg ich rozumowania.
Nie inaczej jest i w tej książce.
Gabi nie poślubiła Piotrka, mężczyzny wpisanego we wzorzec "mięśnie zamiast mózgu", który chciał mieć za żonę typową tradwife. Uznała, że się intelektualnie rozmijają i odeszła, tym samym zyskując w niedoszłej teściowej wroga numer jeden.
Zatrudniła się w bibliotece, co, jak sądziła, gwarantowało w miarę spokojne życie; ale tam znienacka pojawił się Samuel Kaszak, bohater książek Daniela Adacha, postać nierzeczywista, wymyślona przez pisarza. Przybył z prośbą o pomoc - wie, że jego twórca ma zostać zamordowany. a wtedy i on zniknie - a tak bardzo chciałby poznać pełnię życia, wziąć udział w tym wszystkim co autor dla niego szykował ...
I nie było to podejrzenie urojone przez nierealny umysł - Adach razem z trzema pisarkami, Grażyną, Martą i Gosią, chcąc zwiększyć sprzedaż swoich książek wymyślili "świetną" akcję promocyjną: on miał zniknąć, a one zostać podejrzane o jego zamordowanie!
Ale - w tym właśnie czasie w miasteczku zostało popełnione prawdziwe morderstwo ...
Do tego swoje trzy grosze dokłada grasujący w miasteczku tzw. "Upiór w moherze", którego tożsamości nie zna nikt.
Policja będzie miała pełne ręce roboty, a czytelnicy - niezłą zabawę ...
Ta książka jest klasycznie typowa dla twórczości autorki. Jest kolejną "śmiechotką", przepełnioną tak samo humorem słownym jak i sytuacyjnym, pełną spostrzeżeń genialnie zwracających uwagę na sedno rzeczy i wykpiwających bezlitośnie zdobywanie za wszelką cenę lajków i followersów, klikalność, chorobliwe już uzależnienie od internetu i social mediów, bo przecież jeśli nie ma cię chociaż na FB, to nie istniejesz ...
To naprawdę jest AŻ TAK ważne? ...
Nooo, dla zbyt wielu osób tak.
I z pewnością każdy czytelnik zna i ma w swoich otoczeniu takie osoby jak tu opisane: żyjących tylko "w sieci", bezwzględnych fascynatów mody czy "zdrowego żywienia", upiornie zachłanne matki, oddanych swej misji, ale widzących tylko czubek góry lodowej ekologów, a przede wszystkim takich, u których zanika umiejętność używania szarych komórek ...
Śmieszne to bardzo, ale i przerażające ...
"Z czego się śmiejecie? Z samych siebie się śmiejecie!" (Mikołaj Gogol, "Rewizor)
Prawda?
Książkę otrzymałam z Wydawnictwo Dragon.
"I śmiech niekiedy może być nauką,
Kiedy się z przywar, nie z osób natrząsa".
(Ignacy Krasicki - Monachomachia, Pieśń V)
Te słowa mogłyby być mottem twórczości Iwony Banach, która jest pisarką mającą swój własny, rozpoznawalny i niepodrabialny styl, a pisze tak, że albo sięją lubi, albo nie.
Ja - lubię.
Uwielbiam jej poczucie humoru, szalone i absurdalne, wyjątkowo celne...
2024-03-03
Jestem kociarą i molem książkowym; jest więc oczywiste, że zainteresuję się każdą książką "z kotem".
Opis wydawcy, mówiący, że jest to zapis "400 dni z życia przezabawnego kota malkontenta. Poznajcie Edgara i jego codzienność. Pokochacie go szczerą nienawiścią!" uznałam za zachęcający.
I słusznie, bo mamy tu interesująca treść, zabawną i dobrze napisaną, a właśnie takie książki lubię.
Zgodnie z tytułem, jest to pamiętnik zwykłego, pręgowanego kotka, który, żył "wędrując od domu do domu niczym nomada". Aż znalazł się w schronisku, a następnie trafił do rodziny z dwójką dzieci i psem.
Rodzina od razu pokochała kiciusia, uważa że jest śliczny i uroczy, zachwyca się wszystkim co robi i stara się zapewnić mu najlepsze warunki życia - dostaje zdrową karmę, dbają o jego zdrowie i rozrywki.
A kot wcale nie jest zadowolony - pobyt u nich uważa za niewolę i starannie odlicza jej dni w pamiętniku.
Bo przede wszystkim nie znosi traktowania go jak maskotki!
Bardzo trafnie zwraca uwagę, że potraktowanie niedźwiedzia, który był inspiracją do stworzenia misia zabawki, właśnie jak maskotki, niemal na 100 % zakończy się bardzo źle i dlatego prawie nikt tego nie robi; czemu więc wszyscy traktują jego, dzikiego kota, który czuje się co najmniej Attylą, jak zabawkę? Czemu bez przerwy starają się go miąchać, miziać, głaskać nie zważając na to, że on sobie tego nie życzy?! Owszem, czasem lubi być pogłaskanym - CZASEM!!!
I nikogo nie powinno dziwić, że podczas wizyt małych, piszczących z zachwytu na widoki kiciusia dzieci, chowa się na szafie!
Tłumaczy też, że podróż - zwłaszcza wielogodzinna, w samochodzie z włączoną muzyką i rozentuzjazmowanymi dziećmi i dorosłymi, bo "Hura! Jedziemy na wakacje!" - dla kota jest udręką.
Nie smakuje mu zdrowa karma, irytuje nierozumienie przez ludzi jego przekazów, intencji i postępowania.
Wyraz swej frustracji daje w pamiętniku, relacjonując różne wydarzenia i przebieg uczenia rodziny kocich zwyczajów i zasad, jakich kot przestrzega:
"Zasada nr 1: Kot nigdy za nic nie przeprasza. Przepraszanie jest dobre dla psów.
Zasada nr 2: Kot nie przestrzega żadnych zasad oprócz zasady nr 1."
Czytając jego zapiski trudno się chociaż nie uśmiechnąć - ale w tych zabawnych tekstach jest dużo mądrości, prawd i wskazówek na temat życia z kotem lub kotami pod jednym dachem.
Autorzy są mi nieznani i nie znalazłam o nich informacji w języku polskim. Ale - umieją pisać i myślę, że koty i lubią, i znają. Kot Edgar, moim zdaniem, spokojnie może "przybić piątkę" z kotami Simonem i Garfieldem ...
Książka, a właściwie książeczka, bo tekst i ilustracje zajmują tylko 144 strony, jest ładnie wydana, a rysunki autorstwa Rity Berman dokładnie pokazują to, co opisuje Edgar.
Czyta się dobrze, a humoru nie brakuje.
Tak że polecam, choć zauważyłam pewne nieścisłości w tekście - trudno mi określić kto je przeoczył, autorzy, tłumacz czy redaktor, ale że nie wpływają znacząco na całość, to i jakoś specjalnie czepiać się nie będę.
Bardziej istotne jest to, że uważnie czytając można całkiem nieźle poznać naturę kota i zrozumieć wiele jego zachowań, co może być dobrą lekcją dla chcących mieć kota w domu lub pomóc zrozumieć kota przez tych, co już go mają.
Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.
Jestem kociarą i molem książkowym; jest więc oczywiste, że zainteresuję się każdą książką "z kotem".
Opis wydawcy, mówiący, że jest to zapis "400 dni z życia przezabawnego kota malkontenta. Poznajcie Edgara i jego codzienność. Pokochacie go szczerą nienawiścią!" uznałam za zachęcający.
I słusznie, bo mamy tu interesująca treść, zabawną i dobrze napisaną, a właśnie...
2024-02-19
"W stepie szerokim którego okiem
Nawet sokolim nie zmierzysz
Wstań unieś głowę wsłuchaj się w słowa
Pieśni o małym rycerzu…"
I autor tak właśnie zrobił, choć nie tylko stanął, ale i wędrował po szerokich stepach Ukrainy, dawnych Dzikich Polach i wsłuchiwał się w to co śpiewały mu i mówiły ukraińska ziemia, miasta, zamki, kościoły i cerkwie, dwory, pola bitew, no i ludzie - nie tylko w pieśni o małym rycerzu, czyli pułkowniku Wołodyjowskim, ale i o innych postaciach znanych nam z sienkiewiczowskiej Trylogii i historii powszechnej.
Albo i nieznanych, bo o ile większość z nas wie kim są urodzeni na Kresach Zbyszek Cebulski, Jarosław Dąbrowski, Wojciech Jaruzelski, Józef Ignacy Kraszewski, Daniel Passent, Juliusz Słowacki, generał Stanisław Sosabowski, to nazwiska Franciszek Smolka, Anna Dorota Chrzanowska, Stanisław Vincenz, Karolina Sobańska większości nie mówią nic. A przecież poza wymienionymi, Polaków tu urodzonych czy związanych z Kresami swoją pracą twórczą, społeczną lub polityczną jest tylu co gwiazd na niebie ...
Z zebranego w tej wędrówce materiału powstało nowe, zmienione i rozszerzone wydanie książki, napisanej w 2011 roku, a zatytułowanej "Ukraina".
Ze względu na ilość i jakość zmian ukazała się jako odrębna pozycja pod tytułem "W stepie szerokim".
Wg autora jest ona rajzą po Ukrainie, a w moim odczuciu wędrówką w poszukiwaniu polskości, śladów po Polakach, którzy tu się urodzili, żyli i działali na terenach, które przez wieki przynależały do Polski, i wciąż są nam bliskie, a teraz są częścią Ukrainy. Wędrówką po miejscach, które znaczyły bardzo wiele dla nas jako narodu, a które mało kto poznał inaczej niż z lektur.
Napisana jest w formie relacji z podróży, wiodącej nas do najbardziej znanych i ważnych miejsc - do Lwowa, Bełzu, na Chortycę, do Żytomierza, przez Wołyń, Podole z Kamieńcem Podolskim, Pokucie, do Odessy, Kijowa i na Krym.
Nie zliczyć, ile na tej trasie jest wartych zobaczenia zabytków i miejsc pamięci; nawet hotele, restauracje i knajpy zasługują na uwagę z racji ich dawnych bywalców, możliwości posmakowania dań i napoi kuchni regionalnej.
Bardzo interesujące są też opowieści o historii tych miejsc
Np. przy Lwowskiej Szkole Matematycznej Stefana Banacha, jest mowa o matematykach dyskutujących w kawiarni o równaniach matematycznych, zapisywanych ołówkiem na marmurowych blatach; w Bełzie poznajemy ukraińską część historii jasnogórskiej Madonny, a w Stanisławowie okoliczności szarży Ułanów Krechowieckich.
Kijów to m. in. świat prawosławnych ikon, a w Kołomyi wabi Muzeum Pisanek.
Jest krótko, ale jasno i dość dokładnie opowiedziana historia wojen kozackich, w czasie których przelano ocean krwi i wymordowano setki ludzi, bez cienia litości z obu stron.
Oczywiście, są też sceny i relacje z "tu i teraz". Czasem śmieszne, jak starcie z księdzem-ochroniarzem w katedrze lwowskiej w której jest zakaz fotografowania czy nieustanne próby załatwienia wszystkiego poza kolejką, a czasem smutne i straszne jak brak dbałości o zabytki, to, że nikt z kierowców z przepisami się nie liczy, że są dziury w jezdni i chodnikach grożące wypadkami, że policję interesują głównie mandaty itp., itd.
Powstała książka tak barwna jak barwna jest kraina, o której opowiada.
Nie sposób w recenzji chociaż wspomnieć o wszystkich miejscach, ludziach i sprawach w niej poruszanych - na 456 stronach tekstu i zdjęć. A komu jeszcze mało to może skorzystać z ponad 7 stron wybranej (!) bibliografii.
Bo na razie, dopóki trwa wojna Rosji z Ukrainą, wycieczka na Kresy nie jest możliwa; a jak już będzie można wyruszyć, to z pewnością nie będzie to ten sam kraj jakim był przed wojną. Tamtego, opisanego przez autora, już nie ma i zapewne nie będzie. Wielka to szkoda ...
Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.
"W stepie szerokim którego okiem
Nawet sokolim nie zmierzysz
Wstań unieś głowę wsłuchaj się w słowa
Pieśni o małym rycerzu…"
I autor tak właśnie zrobił, choć nie tylko stanął, ale i wędrował po szerokich stepach Ukrainy, dawnych Dzikich Polach i wsłuchiwał się w to co śpiewały mu i mówiły ukraińska ziemia, miasta, zamki, kościoły i cerkwie, dwory, pola bitew, no i ludzie -...
2024-02-13
Oto mam przed sobą trzecią i, NIESTETY 😰, ostatnią część Trylogii Funeralnej.
Wszystkie trzy części same się czytają, tylko kartki trzeba obracać ręcznie 😉, serdecznie bawią, wzruszają i nie za dużo, tylko tak w sam raz, dają do myślenia.
Pięknie i zabawnie opisana piękna historia przyjaźni trzech kobiet, które poznały się nie w piaskownicy, ale będąc w wieku średnim. Kobiet samodzielnych i samowystarczalnych, pełnych pasji i apetytu na życie, inteligentnych i nieco szalonych.
Które ledwo się poznały, a już założyły konsorcjum ślubno-funeralne. Takie połączenie od razu zapowiadało, że tak zwyczajnie raczej nie będzie ...
Tym razem autorka zaprasza nas na ucztę, na której podaje aperitif, danie główne i deser.
Ale czy mogło być inaczej, skoro w tej części rządzi Magda Sandurska, właścicielka restauracji Zamieszane?
W zasadzie można było się tego domyślić, że skoro w pierwszej części najwięcej było o Jagnie, właścicielce domu pogrzebowego Było-Minęło, a w drugiej królowała Marta, właścicielka kwiaciarni Cuda-Wianki to część trzecia należała się Magdzie.
Magda od dziecka wiedziała kim chce być i co robić w życiu - marzyła o własnej restauracji. Ułożyła sobie plan i konsekwentnie go zrealizowała - zaczynając od wyboru kierunku studiów (SGGW, Wydział Technologii Żywności i Żywienia Człowieka), pracując w czasie studiów jako kelnerka, pomoc w kuchni i szatniarka, po podjęcie pracy jako menedżer w międzynarodowej korporacji zarządzającej siecią restauracji. Aż przyszedł czas na własną firmę.
A w międzyczasie stała się szczęśliwą żona i matką. No i poznała się z Jagną i Martą.
Bawiłam się i wzruszałam nie mniej niż poprzednio czytając opisy scen z pracy kelnerki, fragment "Rozmowy lirycznej" Gałczyńskiego w przysiędze ślubnej, szalony pogrzeb tancerki flamenco, apetyczne, że aż ślinka cieknie opisy potraw, rozważania klientów o zupach kremach i wycieczka do Nowego Jorku, która była jedną z tych rzeczy, które muszą zrobić przed śmiercią.
I tak sobie myślę, ze to nie może być koniec!
Może wystarczyłoby zmienić nazwę i pisać dalej Trylogię afirmującą życie? 🤔 ...
Przecież jeszcze nie zdobyły Aconcagui, nie popływały katamaranem po Karaibach, nie zrobiły tatuażu, nie nauczyły się stepować i nawet jeszcze nowych marzeń nie wymyśliły!
A mi się marzy poczytać o ich kolejnych przygodach i perypetiach ...
Z czystym sumieniem polecam tę książkę wszystkim, a przede wszystkim kochającym życie i lubiącym książki, które nie straszą czytelnika, a bawią i które nie dołują a zachęcają do działania.
I DZIĘKUJĘ autorce, że znów powstała książka, która bawi i wzrusza.
Oto mam przed sobą trzecią i, NIESTETY 😰, ostatnią część Trylogii Funeralnej.
Wszystkie trzy części same się czytają, tylko kartki trzeba obracać ręcznie 😉, serdecznie bawią, wzruszają i nie za dużo, tylko tak w sam raz, dają do myślenia.
Pięknie i zabawnie opisana piękna historia przyjaźni trzech kobiet, które poznały się nie w piaskownicy, ale będąc w wieku średnim....
2024-02-09
W sumie - naprawdę dobra.
Początek, jak dla mnie, taki sobie, ale z czasem akcja nabierała tempa i wciągała, no i świetny pomysł na całą historię.
Fajne, rzeczywiste postacie; w tym jedna po prostu straszna ...
Czytając wkurzalam się, śmialam, były momenty zgrozy i przyjemności.
I żałuję, że nie mam takich przyjaciółek - w niewielkim oddaleniu w przestrzeni i zwariowanych "po mojemu" 😁, choć nie powinnam narzekać, bo przyjaciół mam.
W sumie - naprawdę dobra.
Początek, jak dla mnie, taki sobie, ale z czasem akcja nabierała tempa i wciągała, no i świetny pomysł na całą historię.
Fajne, rzeczywiste postacie; w tym jedna po prostu straszna ...
Czytając wkurzalam się, śmialam, były momenty zgrozy i przyjemności.
I żałuję, że nie mam takich przyjaciółek - w niewielkim oddaleniu w przestrzeni i zwariowanych...
#czytamcolubię
No i mamy to! Drugą część historii Lindy i Jeremiego, mocno nietypowej pary przyjaciół.
Jeremi Organek, właściciel mercedesa 280 SL w kolorze tunis beige, 26 sierpnia wybierał się na cykliczny zlot pojazdów zabytkowych w zamku Topacz.
Miał zamiar miło spędzić czas i świetnie się bawić, mimo że Linda Miller, zbzikowana jak i on na punkcie starych samochodów, uparła się jechać razem z nim - co ze względu na jej nieprzewidywalność było stresujące.
Jako że "Nie było na tym świecie człowieka – wliczając w to samą zainteresowaną – który mógłby choćby w najmniejszym stopniu przewidzieć, co strzeli do głowy Lindzie Miller. Istniało co prawda spore prawdopodobieństwo, że kilkaset odpicowanych klasyków motoryzacji zajmie ją na tyle, żeby nie zrobiła żadnego głupstwa, jednak nigdy nie można było mieć stu procent pewności."
Dodatkowo Linda, bardzo przejęta tym, że w Topaczu mógł być również jej były, zapakowała ubrania na absolutnie KAŻDĄ możliwą okazję, czego nie mógł pojąć Jeremi, człowiek praktyczny i bez wyobraźni.
"– To po jakie licho chcesz się dla niego stroić?
– Bo nic tak nie boli jak szczęście byłej i nic tak nie cieszy jak utyty, zapuszczony i smutny były – odparła z powagą. – Dlatego ja zamierzam być piękna i szczęśliwa, żeby mu te jego czarujące gały wyszły z orbit. "
Na miejscu na Lindę czekała niespodzianka, od byłego, która wprawdzie wprawiła ją w euforię, ale tylko do momentu znalezienie przez nią na terenie wystawy zwłok. Jej wściekły krzyk "Komu zginął trup?!!!" zelektryzował wszystkich obecnych, od razu wezwano policję, a przeczucie Lindy, "że to będzie szałowy weekend!" stało się rzeczywistością ...
Miło było znów poczytać o wydarzeniach z życia Jeremiego, inspektora Bączka i Lindy, która tym razem mocno mnie irytowała. Rozumiem, że przy jej temperamencie i poglądach, perspektywa spotkania z byłym mocno wyprowadziła ją z równowagi, a niespodziewane znalezienie zwłok, które tym razem nie znikały, tylko dołożyło do ognia. Ale ja nie nie jestem tak cierpliwa jak Organek ...
Choć przyznaję, że wyciszenie Lindy ujęłoby trochę barw tej pięknej historii ...
Wszyscy znający twórczość Małgorzaty Starosty wiedzą czego się spodziewać po jej książkach i nic więcej nie trzeba pisać.
Natomiast tych, co jeszcze jej nie znają zapewniam, że dostaną towar "prima sort" - książkę napisaną pięknym językiem polskim, soczystym, żywym i barwnym. Jest w niej inteligentny humor, dowcipne dialogi, zabawa słowem i nawiązania do różnych utworów innych twórców. Jest pełna niespodzianek fabuła, a wykreowane postacie są interesujące, wyraziste i rzeczywiste. A jak ktoś lubi, to i będzie miał nad czym porozmyślać.
To czego więcej można chcieć kochając książki dobrze napisane i komedie kryminalne?
#czytamcolubię
No i mamy to! Drugą część historii Lindy i Jeremiego, mocno nietypowej pary przyjaciół.
Jeremi Organek, właściciel mercedesa 280 SL w kolorze tunis beige, 26 sierpnia wybierał się na cykliczny zlot pojazdów zabytkowych w zamku Topacz.
Miał zamiar miło spędzić czas i świetnie się bawić, mimo że Linda Miller, zbzikowana jak i on na punkcie starych...
#czytamcolubię
Przez minione cztery lata Małgorzata Starosta napisała
18 książek, każdą z nich przeczytałam przynajmniej raz.
Myślę, że wiem całkiem nieźle jak ona mówi i pisze.
A jednak, gdyby dano mi do przeczytania tę powieść wątpię bym odgadła kto jest autorem! A z pewnością nie za pierwszym razem ...
Poważny, nawet bardzo poważny ton całej historii i tylko odrobina humoru nie są cechami charakterystycznymi jej twórczości, której większość stanowią komedie kryminalne. Ale ta książka, kryminał z zagadką "zamkniętego pokoju", udowadnia, że Starosta na poważnie też umie! I to jak!
Co zresztą wcale a wcale mnie nie dziwi ...
W agencji detektywistycznej Jonatana Harpera, zjawia się jego znajoma, Ruth Roseworth, dziennikarka.
Mimo suchej informacji sekretarki agencji iż pan Harper jest niedysponowany, ale wkrótce przybędzie drugi detektyw, dziewczyna uparcie domaga się rozmowy właśnie z "Jonnym" - i osiąga cel.
Wyjaśnia Harperowi, że chce, by zbadał sprawę niedawnej śmierci jej ojca - a konkretnie, by udowodnił, że NIKT z rodziny go nie zabił ...
Lord Thadeus Roseworth, zmarł 23 sierpnia 1959 roku, w dniu przyjęcia z okazji jego 70 urodzin. Ciało odkryto wieczorem, w gabinecie zamkniętym od środka na klucz. I w pierwszej chwili trudno było powiedzieć czy popełniono morderstwo czy to jednak samobójstwo ...
Z ramienia Scotland Yardu śledztwo prowadzi nadinspektor Harper, ojciec Jonatana, który uznaje, że oto ma "od dawna wyczekiwaną szansę udowodnienia ojcu, że detektyw nie musi nosić policyjnego munduru, żeby rozwiązywać zagmatwane sprawy kryminalne."
Prowadzone śledztwo wywołuje coraz więcej pytań odkrywając nieznane fakty i informacje z przeszłości Roseworthów, ale i Jonatana - często zaskakujących i czytelnika, i tych, których dotyczą; rośnie napięcie, sprawa się gmatwa, a atmosferę tajemnicy i niepokoju potęguje ogrom domu, pełnego pokoi, korytarzy, schodów i schowków.
Wszystko jest tak, jak powinno być w klasycznym kryminale, którego sednem jest zagadka, a nie przerażanie czytelnika. I który pięknym językiem opisuje interesującą historię z niezmiernie trudną zagadką.
Tak pisali Agatha Christie i jej współcześni, członkowie Klubu Detektywów, zrzeszającego autorów powieści kryminalnych, a później wzorowało się na nich wielu innych autorów, jak chociażby Joe Alex.
Gdyby ten Klub istniał do dziś, Małgorzata Starosta z pewnością zostałaby do niego przyjęta.
#czytamcolubię
więcej Pokaż mimo toPrzez minione cztery lata Małgorzata Starosta napisała
18 książek, każdą z nich przeczytałam przynajmniej raz.
Myślę, że wiem całkiem nieźle jak ona mówi i pisze.
A jednak, gdyby dano mi do przeczytania tę powieść wątpię bym odgadła kto jest autorem! A z pewnością nie za pierwszym razem ...
Poważny, nawet bardzo poważny ton całej historii i tylko...