Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Czytałem chyba wszystkie mangi wydane w serii ekskluzywnej z wydawnictwa Waneko. Na półce zostawiłem "Ayako" i "MW", a "Tekkon Kinkreet", bez dwóch zdań, również znajdzie miejsce wśród wspomnianych wyżej tytułów!

Przede wszystkim wyjść trzeba od tego, że "Tekkon Kinkreet" stoi w opozycji do mainstreamowych, rozciągniętych na wiele tomów, mangowych tasiemców, które święcą obecnie triumfy. To pozycja zamknięta w jednym, grubym tomie, poza tym stylistycznie, tematycznie i nastrojowo, raczej daleka od gustów szerokiego odbiorcy. Zacznijmy więc od wspomnianej stylistyki, która zbliża się bardziej do prac Moebiusa czy Bertrama, z charakterystycznymi sylwetkami i podobną ekspresją. Bohaterowie funkcjonują w urbanistycznej dżungli, którą kochają i jednocześnie nienawidzą. Samo Miasto Skarbów wygląda natomiast jak ze snu jakiegoś undergroundowego punkowca, przeludnione, agresywne, niegościnne, ale jednocześnie tak bardzo pociągające. Tematem tej mangi jest relacja dwóch chłopców, którzy muszą w tym środowisku przetrwać. Nic odkrywczego, ale Tekkon jest totalnie angażujący, dzięki czemu przeczytałem praktycznie ciurkiem i kibicowałem bohaterom. Sporo tu dynamizmu, surowości, brutalności, ale również wzruszeń i emocji podanych w wersji saute.

Świetna rzecz, wręcz kapitalna.

Czytałem chyba wszystkie mangi wydane w serii ekskluzywnej z wydawnictwa Waneko. Na półce zostawiłem "Ayako" i "MW", a "Tekkon Kinkreet", bez dwóch zdań, również znajdzie miejsce wśród wspomnianych wyżej tytułów!

Przede wszystkim wyjść trzeba od tego, że "Tekkon Kinkreet" stoi w opozycji do mainstreamowych, rozciągniętych na wiele tomów, mangowych tasiemców, które święcą...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Monica" Daniel Clowes @kultura_gniewu @daniel_clowes

Czytałem dwie powieści, które tematycznie zbliżają się do najnowszego komiksu Amerykanina. A były to "Zanim Cię znajdę" Irvinga oraz "Niksy" Hilla. Wszystkie one opowiadają o poszukiwaniach matki, która odeszła, pozostawiając po sobie pustkę i egzystencjonalną dziurę. "Monica" wpasowuje się więc w podany opis doskonale, a pod względem jakości samej opowieści, nie odstaje od tychże tytułów w ogóle. Oprócz tego ma przecież do zaoferowania całe bogactwo medium komiksowego, którego Clowes jest wielkim twórcą.

"Monica" składa się z dziewięciu rozdziałów, które wzajemnie się przenikają. Każdy z nich stworzony został przy pomocy innych wrażliwości, sposobów oddziaływania na czytelnika, każdy z nich ma inny feeling, inny temperament i wywołuje inne wibracje. Clowes znowu przybliża Amerykę z całym dobrodziejstwem inwentarza, miksując różne motywy, plejadę osobowości i tworząc totalnie bizarne wydarzenia.

I k***a, jak to wygląda! Zresztą, wygląda jak zwykle u tego autora.
Clowes jest przede wszystkim estetą, tutaj nie ma zbędnych rzeczy w kadrze, jego styl jest klarowny, czysty, nastawiony na zbudowanie klimatu, oddający ducha miejsc które pokazuje i czasów o których opowiada.

Clowes to geniusz.

P.s Te dymki wzajemnie się na siebie nakładające to normalny zabieg dla tego autora, stosował go już wielokrotnie wcześniej. Wasz egzemplarz jest w 100% poprawnie wydany ;)

"Monica" Daniel Clowes @kultura_gniewu @daniel_clowes

Czytałem dwie powieści, które tematycznie zbliżają się do najnowszego komiksu Amerykanina. A były to "Zanim Cię znajdę" Irvinga oraz "Niksy" Hilla. Wszystkie one opowiadają o poszukiwaniach matki, która odeszła, pozostawiając po sobie pustkę i egzystencjonalną dziurę. "Monica" wpasowuje się więc w podany opis...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

gniewu

Komiks po przeczytaniu którego masz ochotę zadzwonić do rodziców. Te słowa wypowiedział mój szanowny kolega @kotryssylwester i które w zasadzie wystarczają za tysiąc słów. Roca jak zwykle dotyka czułych strun i ponownie robi to ze smakiem i wyczuciem. Jest coś specyficznego w twórczości tego sympatycznego Hiszpana... umiejętność patrzenia? Szacunek do wielkiego oceanu uczuć? Słuchanie i kodowanie informacji? Dobry research? Trudno powiedzieć. Fakt jest natomiast taki, że po raz kolejny dotyka bardzo wyraźnych tematów i po raz kolejny pięknie się z tego tematu wywiązuje. Tym razem bierze na warsztat starość, miłość, przywiązanie, choroby końcówki życia. Znowu wymyśla kilka retrospekcji, które po prostu zwalają z nóg (historia o chmurze). Wspaniały jest ten Roca, a Zmarszczki są (ponownie!) tego najlepszym dowodem.

gniewu

Komiks po przeczytaniu którego masz ochotę zadzwonić do rodziców. Te słowa wypowiedział mój szanowny kolega @kotryssylwester i które w zasadzie wystarczają za tysiąc słów. Roca jak zwykle dotyka czułych strun i ponownie robi to ze smakiem i wyczuciem. Jest coś specyficznego w twórczości tego sympatycznego Hiszpana... umiejętność patrzenia? Szacunek do wielkiego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie uznaję świętych krów. Nieistotne o jak ważnym społecznie temacie dane dzieło opowiada, jeśli jest słabe, to bym Wam o tym powiedział. Nie ma zmiłuj.

"W ten sposób znikam" broni się natomiast na każdym polu i jest komiksem bardzo dobrym i bardzo ważnym. Po pierwsze czuć, że nie ma tu fałszu. Autorka dotyka depresji z różnych stron; z perspektywy osoby chorej, jej funkcjonowania w społeczeństwie oraz w samotności, pokazuje różne style podejscia ludzi do osób z depresją i samej choroby. Przemyca autorka treści dydaktyczne, ale robi to totalnie nieinwazyjnie.

Myślę rownież, że główna bohaterka, która opowiada wprost o swoim stanie emocjonalnym, nazywa myśli i emocje, pozwala ludziom cierpiącym lub podejrzewającym u siebie depresję, znaleźć swego rodzaju drogowskaz i zdefiniować problem.

Podoba mi się to niczym niezmącone opowiadanie o swoich lękach. Finalnie kobieta pięknie nazywa swój ból i wówczas z kart komiksu bije wielka rozpacz, ale również wielka nadzieja.

Graficznie jest ekspresyjnie, mocno emocjonalnie, a czarno białe kadry dodają tej opowieści jakiegoś dodatkowego smutku.

Nie uznaję świętych krów. Nieistotne o jak ważnym społecznie temacie dane dzieło opowiada, jeśli jest słabe, to bym Wam o tym powiedział. Nie ma zmiłuj.

"W ten sposób znikam" broni się natomiast na każdym polu i jest komiksem bardzo dobrym i bardzo ważnym. Po pierwsze czuć, że nie ma tu fałszu. Autorka dotyka depresji z różnych stron; z perspektywy osoby chorej, jej...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Kalinka. Dżin Parszywiec Karensac, Thom Pico
Ocena 8,1
Kalinka. Dżin ... Karensac, Thom Pico...

Na półkach:

Kultura gniewu ma nosa do fajowskich komiksów dla dzieci. Tym razem rzecz ma się dokładnie tak samo. "Kalinka" to sympatyczna, przygodowa historia dla dzieci, z fajnym feelingiem oraz niezapominająca o mądrym przekazie (jak na przykład to, że nie trzeba wielu słów, żeby się dobrze rozumieć...). Autorzy bazują na znanym z popkultury motywie Dżina spełniającego życzenia, ale obracają go na swój własny sposób. Humor w "Kalince" jest w sam raz, nie jest to jakaś super-hiper ugrzeczniona rzecz, lecz również nie ocieka sarkazmem i ironią znaną chociażby z serii Diabełki (której pasjami nie znoszę). Wizualnie także jest bardzo dobrze, Karensac rysuje w kartonowym stylu, przyjemnie dla oka, dynamicznie, lecz nieprzebodźcowująco. Wszystko się ładnie w tej Kalince układa i liczę na to, że kolejne tomy będą równie fajne i że polscy czytelnicy przekonają się do tej pomysłowej dziewczynki.

Kultura gniewu ma nosa do fajowskich komiksów dla dzieci. Tym razem rzecz ma się dokładnie tak samo. "Kalinka" to sympatyczna, przygodowa historia dla dzieci, z fajnym feelingiem oraz niezapominająca o mądrym przekazie (jak na przykład to, że nie trzeba wielu słów, żeby się dobrze rozumieć...). Autorzy bazują na znanym z popkultury motywie Dżina spełniającego życzenia, ale...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Pisałem i mówiłem to już wielokrotnie, ale chętnie powtórzę, uwielbiam komiksy z Krótkich gatek (imprint Kultury gniewu dla młodszego odbiorcy). Dostarczają mi masę frajdy i takiej czystej, nieudawanej, radości czytelniczej. Podobnie rzecz się ma z "Wiedźmunem" Tomasza Samojlika. O nawiązaniach do prozy Sapkowskiego nie będę się rozpisywał, ponieważ to oczywista oczywistość, ale Samojlik nie zatrzymuje się tylko na tym jednym aspekcie. "Wiedźmun" zbudowany jest z wielu warstw, a ich odkrywanie, dostarcza wiele satysfakcji. Intertekstualność to bardzo mocna strona tego komiksu, autor oprócz nawiązań popkulturowych, przemyca również do uniwersum Wiedźmuna bohaterów swoich innych komiksów. Lubię takie zabiegi.

"Wiedźmun" jest rytmicznie napisany, ma fajnie wyważoną ilość tekstów w dymkach, jest narysowany przejrzyście, klarownie, przyjemnie dla oka. Oprócz typowo rozrywkowego zabarwienia, przekazuje również mądre treści (np ochrona środowiska).

Jest to całkiem rozbudowane uniwersum, na pewno przeczytam całość jeszcze raz, gdy już pojawi się tom 3. Serdecznie polecam, dla dzieciaków i dorosłych!

Pisałem i mówiłem to już wielokrotnie, ale chętnie powtórzę, uwielbiam komiksy z Krótkich gatek (imprint Kultury gniewu dla młodszego odbiorcy). Dostarczają mi masę frajdy i takiej czystej, nieudawanej, radości czytelniczej. Podobnie rzecz się ma z "Wiedźmunem" Tomasza Samojlika. O nawiązaniach do prozy Sapkowskiego nie będę się rozpisywał, ponieważ to oczywista...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Drnaso to jeden z moich ulubionych autorów. Bardzo utalentowany facet, wnikliwy obserwator zachowań ludzkich, tego specyficznego napięcia w relacjach, często pokazuje to, czego wielu wolałoby nie widzieć, lub co skutecznie wypiera. "Lekcje aktorstwa" są o ludziach, którzy postanawiają wziąć udział w warsztatach aktorskich. Zderzenie z własnymi "ja", będzie dla nich bardzo bolesne.

Czy podczas zwykłej gry towarzyskiej, może wyjść na wierzch ukryta, socjopatyczna osobowość?

Czy podczas spontanicznej (bez scenariusza) lekcji aktorstwa, możemy odkryć nasze prawdziwe oblicza, uszyte z podświadomych lęków, dążeń i pragnień?

Czy czujemy się dobrze w naszym codziennym życiu? Czy rutyna i narzucone z góry role tłamszą prawdziwych nas i ograniczają nasze zakwitanie? Czy i jak szybko w momencie zburzenia granic zaczynamy być prawdziwie sobą?

Lęk przed utratą więzi z dorastającym dzieckiem, trwanie w niedobranym małżeństwie, bardzo niska samoocena, choroby psychiczne, skrywane pragnienia... to wszystko tutaj jest. A Drnaso to widzi i nam pokazuje.

Po raz kolejny ubóstwiam sterylność rysunku tego autora, czyste przestrzenie, z pozoru pozbawione emocji twarze, które przecież aż kipią od ukrywanych emocji.

Lubię też ten specyficzny zabieg, który stosuje Drnaso, czyli brak mocnej puenty. Wrzuca czytelnika w sam środek problemu, obraca go na wszystkie sposoby i zostawia nas. Całkowicie bezbronnych.

Drnaso to jeden z moich ulubionych autorów. Bardzo utalentowany facet, wnikliwy obserwator zachowań ludzkich, tego specyficznego napięcia w relacjach, często pokazuje to, czego wielu wolałoby nie widzieć, lub co skutecznie wypiera. "Lekcje aktorstwa" są o ludziach, którzy postanawiają wziąć udział w warsztatach aktorskich. Zderzenie z własnymi "ja", będzie dla nich bardzo...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Festiwal Młodzieży w 1955 roku. Niesamowite wydarzenie biorąc pod uwagę czasy w jakich się odbywał. To właśnie wówczas na ulicę Warszawy wlał się cały kolorowy świat i przez chwilę, przez moment, Warszawa była kosmpolityczna. Ludzie oszaleli, władza nie ogarniała, działo się życie. Świdzińskiemu udało się oddać na kartach komiksu to specyficzne napięcie towarzyszące tamtej chwili. Są pokątne rozmowy u fryzjera, są niepewni mieszkańcy stolicy, jest ekscytacja ze spotkania z czarnoskórym mężczyzną, jest chęć powąchania nieznanych wcześniej perfum...

Oprócz Festiwalu czytałem jeszcze dwa inne tytuły Świdzińskiego i graficznie jest on inny niż to co dotychczas znałem tego autora. Oprócz zabawy z perspektywą oglądania danej sceny (różne punkty widzenia tego samego miejsca), jest tutaj również flirt z kolorem, bardziej urozmaiceni i rozbudowani bohaterowie, inspiracje socrealizmem czy kubizmem.

Ja to wszystko wiem, wszystko widzę i szanuję. Świdziński po raz kolejny dotyka naprawdę mało popularne tematy i robi to w sposób oryginalny, autorski i kompletnie niepodrabialny. Osobiście zabrakło mi natomiast emocji, jakiegoś uderzenia, czegoś co by mnie tutaj trochę podrapało. Ale za to "Lekcje aktorstwa" Nicka Drnaso, które aktualnie czytam, drapią. A drapią tak, że aż skóra schodzi. Stay tuned!

Festiwal Młodzieży w 1955 roku. Niesamowite wydarzenie biorąc pod uwagę czasy w jakich się odbywał. To właśnie wówczas na ulicę Warszawy wlał się cały kolorowy świat i przez chwilę, przez moment, Warszawa była kosmpolityczna. Ludzie oszaleli, władza nie ogarniała, działo się życie. Świdzińskiemu udało się oddać na kartach komiksu to specyficzne napięcie towarzyszące tamtej...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Jeż Jerzy #1 Tomasz Lew Leśniak, Rafał Skarżycki
Ocena 7,3
Jeż Jerzy #1 Tomasz Lew Leśniak,...

Na półkach:

Najsłynniejszy polski Jeż wraca z nowymi przygodami, tym razem w formie zeszytowej! I jest w błędzie ten, kto myśli, że stępiły mu się kolce! Leśniak i Skarżycki są cały czas w dobrej formie, wrzucają Jerzego w teraźniejszość, mocno obrywa się kościołowi, autorzy zahaczają o wiele aktualnych problemów. Jest niecenzuralnie, zaczepialsko, jest bardzo dobrze! Humor mam ostatnio dość podły, a parsknąłem śmiechem kilka razy, więc duże brawa :). Fabularnie Jeż zawsze osadzony był w czasach, w których aktualnie powstawał, jednak to, co najbardziej rzuca się w oczy, to sam rysunek! Widać, że Leśniak przeszedł długą drogę, jeśli kogoś odrzucała rozedrgana i dość surowa kreska starego Jeża, to warto dać szansę temu zeszytowi i sprawdzić aktualny stan rzeczy. Specjalnie dla porównania otworzyłem stare komiksy z Jerzym i to co rzuca się w oczy oprócz samych rysunków, to mniejsza ilość tekstu i ciutkę lepsza dynamika. Lubię bardzo i czekam na kolejne części!

Najsłynniejszy polski Jeż wraca z nowymi przygodami, tym razem w formie zeszytowej! I jest w błędzie ten, kto myśli, że stępiły mu się kolce! Leśniak i Skarżycki są cały czas w dobrej formie, wrzucają Jerzego w teraźniejszość, mocno obrywa się kościołowi, autorzy zahaczają o wiele aktualnych problemów. Jest niecenzuralnie, zaczepialsko, jest bardzo dobrze! Humor mam...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Klezmerzy to ósmy cud świata, wspaniała opowieść o czasach, które bezpowrotnie minęły, o muzyce we krwi, namiętnościach, zakochiwaniu się na zabój, długich, kolorowych nocach i szalonych dniach. To jedna z najbardziej urozmaiconych, barwnych, rytmicznie napisanych, nostalgicznych, dziko - smutno - radosnych, eklektycznych serii, jakie kiedykolwiek widziały moje oczy. Rysowana rozedrganą, trudną do pomylenia z czymkolwiek, charakterystyczną kreską Sfara. Operowanie kolorem, w zależności od nastroju, też ma Sfar w małym paluszku. Zdaję sobie sprawę, że na pierwszy rzut oka, rysunkowo, Sfar może nie być dla niektórych pociągający. Ale po chwili okazuje się, że to się po prostu wszystko pięknie ze sobą komponuje i przychodzi taka oto refleksja, że Klezmerzy są jedyni w swoim rodzaju. A nowy tom to w zasadzie constans, z tym, że chyba jeszcze więcej tu miłości, pożądania i decyzji podejmowanych na gorąco. Miłość absolutna, czekam na ostatni rozdział tej wspaniałej serii.

Klezmerzy to ósmy cud świata, wspaniała opowieść o czasach, które bezpowrotnie minęły, o muzyce we krwi, namiętnościach, zakochiwaniu się na zabój, długich, kolorowych nocach i szalonych dniach. To jedna z najbardziej urozmaiconych, barwnych, rytmicznie napisanych, nostalgicznych, dziko - smutno - radosnych, eklektycznych serii, jakie kiedykolwiek widziały moje oczy....

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Hotel na skraju lasu Magdalena Hińcza, Michał Hińcza
Ocena 6,4
Hotel na skraj... Magdalena Hińcza, M...

Na półkach:

Debiut komiksowy polskich autorów!

Nie mieliśmy z Hotelem łatwego startu we wzajemnych relacjach. Podchodziłem do niego łącznie cztery razy i dopiero ostatnie podejście skończyło się przeczytaniem go od pierwszej do ostatniej strony. Nie służyło mi w przypadku tego komiksu szarpane czytanie, wybijałem się z rytmu i traciłem zainteresowanie. Największą siłę rażenia ma on więc prawdopodobnie połknięty na raz. Rzecz jest na pewno bardzo intrygująca i z ogromnym potencjałem na rozwój świata (jest to pierwsza część historii). Na dodatek oprawa wizualna robi duże wrażenie. Brudne kolory, postrzępiona kreska, momentami czułem się jakbym oglądał szkicownik (to dobrze!). Całość sprawia wrażenie niedookreślonej, zamglonej, jest niepokojąco i tajemniczo, więc do gatunku w jaki się wpisuje (horror), taki styl pasuje wprost idealnie i tutaj duże brawa za wymyślenie takiej konwencji. Ale mam też nieodparte wrażenie, że wspomniane rysunki mogą być dla niektórych osób zarówno słabą stroną tego albumu. Przyznam, że momentami musiałem się mocno wpatrywać, żeby zrozumieć to co widziałem, ten niedbały styl jest czasami chyba zbyt podkręcony. Mam też trochę problemów z bohaterami, nie potrafiłem się z nimi zaprzyjaźnić, nikomu tutaj nie kibicowałem, a przecież w książkach/komiksach gatunkowych, fajnie jest mieć ciekawego protagonistę, na losach którego nam zależy. I na koniec... ten komiks jest jednak ciutkę za długi, wydaje mi się, że pewne kadry są tutaj zbędne lub ich obecność jest mocno dyskusyjna.

Absolutnie nie mam poczucia zmarnowanego czasu, ale z ostateczną oceną poczekam do samego końca tej historii, możliwe, że autorzy rozwieją wszystkie moje wątpliwości. Pamiętajmy też, że jest to debiut. Historia ma olbrzymi potencjał, wszystko w rękach autorów.

Warto wiedzieć co dzieje się w polskim komiksie.

Polecam!

Debiut komiksowy polskich autorów!

Nie mieliśmy z Hotelem łatwego startu we wzajemnych relacjach. Podchodziłem do niego łącznie cztery razy i dopiero ostatnie podejście skończyło się przeczytaniem go od pierwszej do ostatniej strony. Nie służyło mi w przypadku tego komiksu szarpane czytanie, wybijałem się z rytmu i traciłem zainteresowanie. Największą siłę rażenia ma on...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Lucy. Nadzieja Tanino Liberatore, Patrick Norbert
Ocena 7,2
Lucy. Nadzieja Tanino Liberatore, ...

Na półkach:

Patrick Norbert i Tanino Liberatore "Lucy, nadzieja" @kultura_gniewu

Opowiadanie o czasach sprzed prawie 4 milionów lat, jest tyleż intrygujace, co ryzykowne. Nie ma przecież wielu źródeł, dlatego można popaść w śmieszność, można odpłynąć z wyobraźnią w rejony nieakceptowalne lub osiąść na mieliznach pretensjonalności. Na szczęście autorom "Lucy" udało się uniknąć tych pułapek. Ten komiks dobrze się broni. Przede wszystkim, na szczęście, autorzy zrezygnowali z dymków (pozdro dla kumatych), a narracja offowa jest dobrze wyważona i nie ma ścian tekstu. Rdzeniem fabuły i chyba tak naprawdę clue całego komiksu, jest pokazanie rodzącej się świadomości protoplastów naszego gatunku. Budzących się instynktów, odruchów, zachowań, które towarzyszą współczesnym od urodzenia do śmierci. Nigdy nie zapomnę momentu, w którym Lucy, siedzącą na drzewie i przytulajaca dziecko, spogląda w nocne niebo i podziwia gwiazdy. Albo chwili, gdy dostrzega swoje odbicie w wodzie. To są momenty, które budują klimat, to są momenty, które powodują, że tak naprawdę dopiero po latach stwierdzasz, czy coś było dobre i warte uznania. No i Liberatore! Rysuje podobnie ekspresyjnie jak w Ranxie, kocham ten jego naturalizm, dzikie emocje, nie pomyliłbym jego stylu z żadnym innym artystą. "Lucy" to bardzo dobra rzecz, kapitalnie narysowana, z fajną poetyką wypowiedzi, oryginalnie umiejscowiona i dająca ciekawy punkt wyjścia do rozmowy.

Patrick Norbert i Tanino Liberatore "Lucy, nadzieja" @kultura_gniewu

Opowiadanie o czasach sprzed prawie 4 milionów lat, jest tyleż intrygujace, co ryzykowne. Nie ma przecież wielu źródeł, dlatego można popaść w śmieszność, można odpłynąć z wyobraźnią w rejony nieakceptowalne lub osiąść na mieliznach pretensjonalności. Na szczęście autorom "Lucy" udało się uniknąć tych...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Wcześniej czytałem "Wielką ucieczkę z ogródków działkowych" tego autora i pamiętam, że byłem zachwycony. Teraz na warsztat wpadło długo wyczekiwane wznowienie "Zdarzenia 1908" i ten album potwierdza, że Świdziński to jeden z najciekawszych obecnie polskich autorów. Na okładce nie uświadczycie żadnego blurba, całość owiana jest więc tajemnicą, a odkrycie jej, przyniesie Wam mnóstwo satysfakcji. Wyjdźmy może od warstwy graficznej, bo ta, w przypadku Świdzińskiego, zawsze jest powodem największych sporów. Przede wszystkim byłbym daleki od porównywania Świdzińskiego do Jana Mazura. Jasne, posługują się oni ultra-minimalistycznym stylem, ale wg mnie na tym podobieństwa się kończą. Świdziński rysuje inaczej, bardziej skomplikowanie, często zmienia perspektywę, nierzadko bawi się formą. Uśmiecham się, gdy widzę lub słyszę, że nawet przedszkolak narysowałby taki komiks. Nie narysowałby. I Ty też byś nie narysował. Spróbuj na przykład narysować sekwencję z tak samo wyglądającymi postaciami, żeby były rozpoznawalne na pierwszy rzut oka. Co Ci wyszło ? A jeśli zaś chodzi o warstwę fabularną, to Świdziński operuje fajnym, nienachalnym humorem, wplata do historii postacie historyczne i bawi się ich najbardziej jaskrawymi cechami osobowościowymi, tworzy zaskakującą, zabawną, niejednoznaczną historię.

Warto poznawać różne style rysowania, autorów, nie ma sensu ograniczać się do jednego nurtu czy sprawdzonych schematów. Kupcie Świdzińskiego, nie pożałujecie!

Wcześniej czytałem "Wielką ucieczkę z ogródków działkowych" tego autora i pamiętam, że byłem zachwycony. Teraz na warsztat wpadło długo wyczekiwane wznowienie "Zdarzenia 1908" i ten album potwierdza, że Świdziński to jeden z najciekawszych obecnie polskich autorów. Na okładce nie uświadczycie żadnego blurba, całość owiana jest więc tajemnicą, a odkrycie jej, przyniesie Wam...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Tillie Walden - Zawirowania @kultura_gniewu

Swoimi "Zawirowaniami" Tillie Walden wpisuje się w bardzo popularny nurt komiksów/książek autobiograficznych. Bardzo lubię ten osobisty pierwiastek w dziełach kultury, daleko nie trzeba szukać, przykłady autobiograficznych rzeczy same wypadają z rękawa, "Blankets", "Fale", "Samotność komiksiarza", "Persepolis", "Lżejsza od swego cienia", "Memento mori", "Totalnie nie nostalgia"... no mnóstwo. Swoim na wskroś osobistym komiksem Tillie Walden dołącza do tego zacnego grona i robi to w bardzo dobrym stylu. Podoba mi się przede wszystkim konstrukcja tego komiksu. Walden skupia się na dzieciństwie i dojrzewaniu, a rdzeniem fabuły jest jej półprofesjonalny, długoletni romans z łyżwiaratwem figurowym i synchronicznym. Dzieli się Walden z czytelnikami swoimi wspomnieniami, ale też angażuje do współodczuwania, w wycieńczających treningach, porannych wstawaniach, chwilach zwątpienia, sukcesach, porażkach i szukaniu swojej drogi w życiu. Jest to również komiks o szukaniu bliskości, kojących chwilach samotności i o wielkiej potrzebie zwolnienia i ustabilizowania oddechu. Ciekawy jest obraz relacji autorki z rodzicami, miażdżący z matką, podany w zaledwie kilku kadrach, ale mówiący bardzo wiele oraz kojąca i dająca nadzieję relacja z ojcem. Walden jest emocjonalna, ale w taki na poły poetycki i zarazem surowy sposób, raczej nie można jej zarzucić przegięcia i chęci grania na niskich instynktach. Wszystko jest dobrze wyważone, a Walden poprzez przywołanie ważnych i wrażliwych tematów ze swojego życia, zachęca czytelnika do zatrzymania się i sięgnięcia pamięcią wstecz. "Zawirowania" to jeden z najlepszych komiksów autobiograficznych jaki miałem w rękach od miesięcy.

Tillie Walden - Zawirowania @kultura_gniewu

Swoimi "Zawirowaniami" Tillie Walden wpisuje się w bardzo popularny nurt komiksów/książek autobiograficznych. Bardzo lubię ten osobisty pierwiastek w dziełach kultury, daleko nie trzeba szukać, przykłady autobiograficznych rzeczy same wypadają z rękawa, "Blankets", "Fale", "Samotność komiksiarza", "Persepolis", "Lżejsza od swego...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Fungae Tomasz Leśniak, Wojtek Wawszczyk
Ocena 6,7
Fungae Tomasz Leśniak, Woj...

Na półkach:

Ciemna, groźna, tajemnicza dżungla, a w niej matka, ojciec i dorastający chłopak. Idą w kierunku niesprecyzowanego celu, wędrówka nadaje ich życiu sens, żeby żyć, muszą brnąć dalej, co ich czeka na końcu drogi? I tu od razu powstaje pytanie, co jest ważniejsze, droga i nabyte podczas wędrówki doświadczenie, czy cel sam w sobie? Czy komiks odpowie na te pytanie? Przekonajcie się!

Bez dwóch zdań i w ogóle poza tematem jest sposób wykonania tego komiksu. Widać, że panowie mają doświadczenie w tworzeniu filmów animowanych, bo to się po prostu rewelacyjnie ogląda i jest to w zasadzie gotowy materiał na film. Fabuła jest dynamiczna, nieprzegadana (w komiksie pojawia się zaledwie kilkanaście dymków, więc w większości jest to komiks niemy!), dodatkowo podoba mi się oparcie scenariusza na rodzinie, dojrzewaniu, stracie, wchodzeniu w dorosłość, ja po prostu bardzo taką tematykę lubię, a Wojtek Wawszczyk potrafi takie rzeczy pięknie uchwycić (Pan Żarówka!).

Ale, ale. "Fungae" oprócz dobrego scenariusza stoi także bardzo dobrym rysunkiem! Tomasz Leśniak wszedł tutaj chyba na wyżyny swojego talentu i stworzył komiks pełen ruchu, dynamiki i emocji! Oprócz tego kapitalnie operuje kolorem i nastrojem. Duże brawa.

Do brzegu. "Fungae" to komiks bardzo dobrze zrealizowany, z ponadczasowym przeszłaniem, alegoryczny, wyśmienicie narysowany, z fajnym feelingiem, dynamiczny, emocjonujący i intrygujący. Świetna rzecz!

Ciemna, groźna, tajemnicza dżungla, a w niej matka, ojciec i dorastający chłopak. Idą w kierunku niesprecyzowanego celu, wędrówka nadaje ich życiu sens, żeby żyć, muszą brnąć dalej, co ich czeka na końcu drogi? I tu od razu powstaje pytanie, co jest ważniejsze, droga i nabyte podczas wędrówki doświadczenie, czy cel sam w sobie? Czy komiks odpowie na te pytanie? Przekonajcie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Charles Burns - Ostatnie spojrzenie wydawnictwo @kultura_gniewu

Black hole było czarne i gęste jak smoła. Niejednoznaczne, niepokojące, pełne symboli. Było doskonałe. W Ostatnim spojrzeniu Burns znowu bierze na warsztat młodość i demony dojrzewania, choć tego późniejszego, gdy ostatnie szkolne wakacje mamy już dawno za sobą, a na horyzoncie zaczynają pojawiać się kolejne, złożone problemy. Tutaj jawa miesza się ze snem, snem niespokojnym, wynaturzonym, trawionym koszmarami. Snem, z którego chciałbyś się obudzić, ale nie możesz. Nie możesz, bo pojawia się w najmniej oczekiwanych okolicznościach. Burns zastosował tutaj narrację wsteczną, choć nie jest to jej klasyczna wersja. Ostatnie spojrzenie jest mocno fragmentaryczne, niedookreślone, a dopiero na końcu, wszystko zaczyna się zazębiać. A z tego zazębiania wychodzą lęki. Lęki i obawy. Lęk przed rodzicielstwem, przemocowym partnerem, przed utratą, obawy związane z odrzuceniem społecznym, krytyką. Toksyczne relacje, narkotyki, uzależnienie, wpływ osobowości na charakter naszego związku partnerskiego. Burns jak zwykle używa surrealizmu i symboli do pokazania tak naprawdę przyziemnych i powszechnych problemów. I znowu jest gęsto, niepokojąco, dusznie, miejscami odpychająco. I znowu Burns rysuje mięsiście, mocnym, grubym konturem. I owszem, znowu jest doskonale.

Charles Burns - Ostatnie spojrzenie wydawnictwo @kultura_gniewu

Black hole było czarne i gęste jak smoła. Niejednoznaczne, niepokojące, pełne symboli. Było doskonałe. W Ostatnim spojrzeniu Burns znowu bierze na warsztat młodość i demony dojrzewania, choć tego późniejszego, gdy ostatnie szkolne wakacje mamy już dawno za sobą, a na horyzoncie zaczynają pojawiać się kolejne,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Na co dybie w wielorybie czubek nosa Eskimosa - Tadeusz Baranowski @kultura_gniewu

Nikt chyba tak bardzo nie stawia na polskich twórców oraz klasykę komiksu jak @kultura_gniewu. "Na co dybie..." długo był niedostępny, a teraz KG wznowiła ten tytuł (zresztą jak chwilę wcześniej "Bezdomne wampiry o zmroku"), w bardzo dużym formacie i na porządnym, grubym papierze. I wiecie, nie będę próbował wymyślić na nowo koła, bo Tadeusz Baranowski to legenda, człowiek, który kształtował i nadal kształtuje pokolenia komiksiarzy, więc czytelnicy odmienili już Jego twórczość przez wszystkie przypadki. A prezentowany przeze mnie album to absolutny klasyk i coś, co naprawdę warto przeczytać choć raz w życiu. Pewnie, może się Tobie nie spodobać, możesz powiedzieć, że trąci myszką, ale jestem zdania, że klasykę czytać należy, należy również wracać i nadrabiać zaległości, bo nie samymi nowościami człowiek żyje. Ja Baranowskiego uwielbiam, widzę w jego pracach mnóstwo drugiego dna, przekazu dla dorosłych, trzeźwego spojrzenia na świat. Baranowski to uważny obserwator i człowiek z niewyczerpanym poczuciem humoru. Dodatkowo te kolorowe, szalone plansze, które cieszą oko jak mało co. Kupcie, postawcie na półce i "zaliczajcie" klasykę. Poza tym do tych komiksów można wracać, nawet wybiórczo, bo każda kolejna strona to po prostu zabawa w swojej najczystszej formie. Bardzo, bardzo polecam.

Na co dybie w wielorybie czubek nosa Eskimosa - Tadeusz Baranowski @kultura_gniewu

Nikt chyba tak bardzo nie stawia na polskich twórców oraz klasykę komiksu jak @kultura_gniewu. "Na co dybie..." długo był niedostępny, a teraz KG wznowiła ten tytuł (zresztą jak chwilę wcześniej "Bezdomne wampiry o zmroku"), w bardzo dużym formacie i na porządnym, grubym papierze. I wiecie,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Na co dybie w wielorybie czubek nosa Eskimosa - Tadeusz Baranowski @kultura_gniewu

Nikt chyba tak bardzo nie stawia na polskich twórców oraz klasykę komiksu jak @kultura_gniewu. "Na co dybie..." długo był niedostępny, a teraz KG wznowiła ten tytuł (zresztą jak chwilę wcześniej "Bezdomne wampiry o zmroku"), w bardzo dużym formacie i na porządnym, grubym papierze. I wiecie, nie będę próbował wymyślić na nowo koła, bo Tadeusz Baranowski to legenda, człowiek, który kształtował i nadal kształtuje pokolenia komiksiarzy, więc czytelnicy odmienili już Jego twórczość przez wszystkie przypadki. A prezentowany przeze mnie album to absolutny klasyk i coś, co naprawdę warto przeczytać choć raz w życiu. Pewnie, może się Tobie nie spodobać, możesz powiedzieć, że trąci myszką, ale jestem zdania, że klasykę czytać należy, należy również wracać i nadrabiać zaległości, bo nie samymi nowościami człowiek żyje. Ja Baranowskiego uwielbiam, widzę w jego pracach mnóstwo drugiego dna, przekazu dla dorosłych, trzeźwego spojrzenia na świat. Baranowski to uważny obserwator i człowiek z niewyczerpanym poczuciem humoru. Dodatkowo te kolorowe, szalone plansze, które cieszą oko jak mało co. Kupcie, postawcie na półce i "zaliczajcie" klasykę. Poza tym do tych komiksów można wracać, nawet wybiórczo, bo każda kolejna strona to po prostu zabawa w swojej najczystszej formie. Bardzo, bardzo polecam.

Na co dybie w wielorybie czubek nosa Eskimosa - Tadeusz Baranowski @kultura_gniewu

Nikt chyba tak bardzo nie stawia na polskich twórców oraz klasykę komiksu jak @kultura_gniewu. "Na co dybie..." długo był niedostępny, a teraz KG wznowiła ten tytuł (zresztą jak chwilę wcześniej "Bezdomne wampiry o zmroku"), w bardzo dużym formacie i na porządnym, grubym papierze. I wiecie,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Adrian Tomine to obecnie jeden z moich ulubionych twórców komiksu realistycznego. Szczególnie albumem "Śmiech i śmierć" (który doczekał się nawet dodruku), rozbudził we mnie cały wachlarz emocji. Gość ma tak rozwinięty zmysł obserwacji życia i społeczeństwa, że czytelnik zaczyna współodczuwać razem z jego komiksowymi postaciami. Czytając Adriana Tomine, zażenowanie miesza się z chęcią przytulenia tych nierzadko zagubionych, rozsypanych bohaterów. A "Samotnością komiksiarza" (nagrodzonego Eisnerem), wchodzi na jeszcze wyższy poziom, ponieważ jest to autobiograficzny notatnik, dziennik, więc blaski i cienie (bardziej to drugie) bycia pełnoetatowym autorem komiksów, pokazuje ze swojej i tylko swojej perspektywy. Pomyślcie... jeśli Tomine patrzy tak ostro na świat i potrafi wymyślić totalnie krindżowych bohaterów, to jak bardzo krindżowo potrafi opisywać swoje własne przeżycia, których był przecież głównym aktorem? Tak, dokładnie. Bardzo to potrafi. Ale pod powierzchnią tych zawstydzających sytuacji, czai się drugie dno. Refleksja o życiu, pracy, relacjach międzyludzkich, miłości, codzienności. Nie mam wątpliwości, Tomine to jeden z ciekawszych aktualnie autorów publikowanych u nas w kraju.

Edytorsko jest to jeden z najciekawszych albumów u mnie na regale. Wydany jest w formie notatnika z gumką, a całość nadrukowana została na papierze w kratkę! Piekny zabieg, który jeszcze bardziej skraca dystans w relacji twórca - odbiorca.

Koniecznie.

A jeszcze bardziej koniecznie, jeśli lubicie na przykład opowiadania Raymonda Carvera lub Denisa Johnsona.

Adrian Tomine to obecnie jeden z moich ulubionych twórców komiksu realistycznego. Szczególnie albumem "Śmiech i śmierć" (który doczekał się nawet dodruku), rozbudził we mnie cały wachlarz emocji. Gość ma tak rozwinięty zmysł obserwacji życia i społeczeństwa, że czytelnik zaczyna współodczuwać razem z jego komiksowymi postaciami. Czytając Adriana Tomine, zażenowanie miesza...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Detektyw Miś Zbyś na tropie. Skarb kapitana Czarnofutrzastego Maciej Jasiński, Tomasz Kaczkowski, Piotr Nowacki
Ocena 7,2
Detektyw Miś Z... Maciej Jasiński, To...

Na półkach:

Jest to dodruk tej części przygód Misia Zbysia i zarazem drugie spotkanie z tym sympatycznym duetem. Na wstępie warto dodać, że w przypadku tej serii, można zacząć czytanie od dowolnego tomu. Każda część, to inne przygody, więc jeśli nie znacie pozostałych tytułów, to absolutnie nie zrażajcie się, można wejść w ten świat w dowolnym momencie. Jest to komiks dla dzieci, ale wiem, że dorośli bawią się podczas czytania równie dobrze. Bo co tu dużo gadać, jest to po prostu dobrze napisane. Maciej Jasiński (scenariusz) wie, jak utrzymać uwagę czytelnika, na równym poziomie zainteresowania, od pierwszej, do ostatniej strony. Głównie za sprawą świadomego wykorzystania możliwości, jakie daje komiks. Myślę tutaj przede wszystkim o zabawie formą; zburzeniu czwartej ściany oraz częstej interakcji z czytelnikiem. Bohaterowie angażują czytelnika, żeby ten sprawdził coś na wcześniejszych stronach, zadają mu pytania, a nawet rozmawiają między sobą o komiksie w którym występują! Myślę tu o momencie, w którym Miś Zbyś przypomina Borsukowi o mapce narysowanej kilka stron wcześniej. Bardzo mi się takie zabiegi podobają. Dodatkowo lubię ten łagodny styl, w którym ten komiks jest zrobiony. Nie ma tutaj przemocy, sarkazmu, nie ma żadnych wątpliwości, że jest to komiks dla dzieci i można go dzieciom z czystym sumieniem pokazywać.
A jak spisali się odpowiadający za stronę graficzną Piotr Nowacki (rysunek) i Tomasz Kaczkowski (kolor)? Piotr Nowacki to profesjonalista, rysownik o bardzo charakterystycznym, rozpoznawalnym stylu. To się po prostu dobrze ogląda i chce do tego wracać. Jego grafiki są zawsze idealnie skomponowane. Nie mam wrażenia zbytniego przebodźcowania wizualnego, ale też nie nazwałbym tych rysunków skromnymi. Fajnie wyglądają też te duże, szerokie plansze, na których sporo się dzieje. A wprawne oko po raz kolejny wyłapie nawiązania do innych popkulturowych dzieł. A kolorysta, Tomek Kaczkowski, zdaje się rozumieć z kolegami bardzo dobrze. Dobra robota! Fajnie, że takie serie powstają.

Jest to dodruk tej części przygód Misia Zbysia i zarazem drugie spotkanie z tym sympatycznym duetem. Na wstępie warto dodać, że w przypadku tej serii, można zacząć czytanie od dowolnego tomu. Każda część, to inne przygody, więc jeśli nie znacie pozostałych tytułów, to absolutnie nie zrażajcie się, można wejść w ten świat w dowolnym momencie. Jest to komiks dla dzieci, ale...

więcej Pokaż mimo to