-
ArtykułyOto najlepsze kryminały. Znamy finalistów Nagrody Wielkiego Kalibru 2024Konrad Wrzesiński1
-
ArtykułyLiteracki kanon i niezmienny stres na egzaminie dojrzałości – o czym warto pamiętać przed maturą?Marcin Waincetel25
-
ArtykułyTrendy kwietnia 2024: młodzieżowy film, fantastyczny serial, „Chłopki” i Remigiusz MrózEwa Cieślik3
-
ArtykułyKsiążka za ile chcesz? Czy to się może opłacić? Rozmowa z Jakubem ĆwiekiemLubimyCzytać2
Biblioteczka
2018-03-26
Motyw podróży w czasie, przemieszczania się ze współczesności w realia bliższe średniowiecznym, bądź w ogóle do światów wyimaginowanych, występował w popkulturze na przestrzeni ostatnich lat bardzo często. Trudno się temu dziwić – ile razy bowiem sama, jako przeciętna czytelniczka odnajdująca się najlepiej w tematyce fantasy myślałam, że lepiej byłoby mi tam, wśród dam, rycerzy, elfów, magicznych istot i praw tyleż prostszych, co o wiele bardziej urokliwych? Rzeczywistość nie rozpieszcza, ale należałoby pewnie wspomnieć, że tamtejsza, średniowieczna czy też quasi-średniowieczna, też do najpiękniejszych nie należała. I to nie tylko dla tych najbiedniejszych… No dobrze, ale nie o tym miało być, a o nowej książce Katarzyny Grabowskiej pod tytułem „Magia ukryta w kamieniu”, która ukaże się czternastego marca nakładem wydawnictwa Videograf. I w niej zastosowano podobny motyw, co może wywołać mieszane uczucia na początku lektury. Czy jednak można przez to uznać ją za wtórną i banalną? Zdecydowanie nie.
Julia została postawiona przed faktem dokonanym. Ta nienawidząca zmian porządnisia musi bowiem zrezygnować z pieczołowicie zaplanowanych wakacji na Costa Brava, by w zamian pojechać na wieś, a tam zająć się chorującą na serce babcią. Inni pracują, są zabiegani, nie mają czasu… czas ma Julia, w końcu to tylko wakacje. Cóż, ona sama myśli nieco inaczej, a do domku starszej pani dociera w nie najlepszym nastroju… Który jednak ulatnia się po pierwszym kontakcie z dawno niewidzianą, przekonaną o swojej nieważności i kłopotliwości krewną. Kochana babcia, tak typowa w swojej babciowości, ma jednak w zanadrzu kilka sekretów i opowieści z młodszych lat, które dla zafiksowanej na chwili obecnej Julii będą jak powiew świeżości. Tym bardziej, że niedaleko pomieszkuje pewien starszy pan, będący dawnym ukochanym pani Antoniny… i powiernikiem innych jej tajemnic, które jednak chętnie, przy przypadkowym, zdawałoby się, spotkaniu, przekaże wnuczce swej młodzieńczej miłości. Korzystając z chwili nieuwagi starszej pani Julia wymyka się na opisywaną przez Mateusza polanę, by odnaleźć kamień, którego dotknięcie… przeniesie ją do zupełnie innego świata.
Całość recenzji dostępna pod tym linkiem: http://www.kotwbookach.pl/2018/03/magia-ukryta-w-kamieniu-katarzyna.html
Motyw podróży w czasie, przemieszczania się ze współczesności w realia bliższe średniowiecznym, bądź w ogóle do światów wyimaginowanych, występował w popkulturze na przestrzeni ostatnich lat bardzo często. Trudno się temu dziwić – ile razy bowiem sama, jako przeciętna czytelniczka odnajdująca się najlepiej w tematyce fantasy myślałam, że lepiej byłoby mi tam, wśród dam,...
więcej mniej Pokaż mimo to
„Śpiąca królewna” to baśń, która została nie tak dawno, bo w 2014 roku, odświeżona w pięknym filmie Disneya, „Maleficent”. Tam jednak przedstawiono wydarzenia z zupełnie innego punktu widzenia, sprawiając, że trudno było nie zastanowić się nad tym, jak perspektywa zmienia sposób postrzegania kwestii dobra i zła. Wersja podstawowa tej opowieści była z drugiej strony jedną z najbardziej infantylnych i naiwnych bajek mojego dzieciństwa, nie niosąc ze sobą żadnego przesłania oprócz oklepanego sloganu o prawdziwej miłości. Nawet wersja dla czytelników pełnoletnich nie oferuje zbyt wiele, zamieniając jedną wartość na jej zupełne przeciwieństwo. Czy to nie prosi się o więcej, o dalsze próby zgłębienia tematu i pokazania, że rzecz ma potencjał większy, niż by się to mogło wydawać? Na szczęście mamy jeszcze serię komiksów „Grimm Fairy Tales”, która podjęła ten wątek w zeszycie piątym.
Współcześnie. Brett jest jednym z wielu przeciętnych, ale dobrze uczących się nastolatków, którzy źle ulokowali swoje uczucia. Haley Tarlo za to jest piękna, przebojowa, ale też wyrachowana i egoistyczna, a zauważywszy zainteresowanie chłopaka, nie waha się go wykorzystać. Kiedy jednak nie kończy się już na ściąganiu na testach, a panna prosi o dostarczenie jej narkotyków na imprezę, Brett zaczyna mieć wątpliwości, ale i tak decyduje się „pomóc” swojej miłości. Siedząc w samochodzie, w jednej z bardziej niebezpiecznych dzielnic miasta i czekając na umówione spotkanie z dilerem, widzi kobietę, która przy wsiadaniu do auta gubi książkę. Cóż robić, można chociaż poczytać w wolnej chwili…
Cały tekst dostępny na stronie: http://www.kotwbookach.pl/2016/10/grimm-fairy-tales-05-spiaca-krolewna.html
„Śpiąca królewna” to baśń, która została nie tak dawno, bo w 2014 roku, odświeżona w pięknym filmie Disneya, „Maleficent”. Tam jednak przedstawiono wydarzenia z zupełnie innego punktu widzenia, sprawiając, że trudno było nie zastanowić się nad tym, jak perspektywa zmienia sposób postrzegania kwestii dobra i zła. Wersja podstawowa tej opowieści była z drugiej strony jedną z...
więcej mniej Pokaż mimo to
Po trzech zeszytach serii „Grimm Fairy Tales”, które reprezentowały dość nierówny poziom, zdecydowanie jednak wykazując tendencję do poprawy, przyszła pora na część czwartą - najbardziej jak dotąd przeze mnie wyczekiwaną. Nie przedłużając: przedstawiam Wam „Rumpelsztyka”.
Milly zaszła w ciążę z niewłaściwym facetem. Na wieść o mającym przyjść na świat dziecku, jej chłopak proponuje aborcję, a kiedy pomysł nie znajduje aprobaty, dochodzi do wniosku, że na żywym niemowlaku można nawet zarobić sprzedając go bogatej, bezdzietnej rodzinie. Młodzi nie dochodzą do porozumienia w klasycznym przypadku próby uniknięcia odpowiedzialności przez przyszłego ojca. Ich głośnej dyskusji w parku przysłuchuje się znana nam już z poprzednich części bajarka – i, wykorzystując chwilę, w której Milly zostaje sama, opowiada jej jedną ze swoich historii...
Młynarz nie jest najrozsądniejszą osobą, zwłaszcza kiedy wypije. W karczemnych przechwałkach, chcąc być lepszym od towarzyszy chwalących się swoimi pociechami, mówi, że jego córka potrafi uprząść ze słomy czyste złoto. Oczywiście nikt w to nie wierzy, ale słowa zostały wypowiedziane w złą godzinę: ktoś postanawia donieść królowi o zasłyszanym zjawisku. W wyniku tego oboje - niefortunny chwalipięta i jego córka - trafiają na dwór, gdzie dziewczyna ma pozostać, by udowodnić swoje zdolności ku chwale królestwa i przyszłemu bogactwu ojca... lub zginąć. Załamana płacze w ciemniej piwnicy, jej żale zostają jednak wysłuchane: tajemniczy stwór obiecuje pomoc w zamian za kolejne korzyści czy kosztowności, aż do momentu, w którym dziewczyna przyrzeka, że odda mu swoje pierwsze dziecko.
Cały tekst dostępny tu: http://www.kotwbookach.pl/2016/09/grimm-fairy-tales-04-rumpelsztyk.html
Po trzech zeszytach serii „Grimm Fairy Tales”, które reprezentowały dość nierówny poziom, zdecydowanie jednak wykazując tendencję do poprawy, przyszła pora na część czwartą - najbardziej jak dotąd przeze mnie wyczekiwaną. Nie przedłużając: przedstawiam Wam „Rumpelsztyka”.
Milly zaszła w ciążę z niewłaściwym facetem. Na wieść o mającym przyjść na świat dziecku, jej chłopak...
http://asafewarmplacewithbooks.blogspot.com/2016/03/patronat-medialny-geniusze-fantastyki.html
Jaki prezent urodzinowy może sprawić sobie i swoim czytelnikom wydawnictwo? Nową powieść, czy może zbiór opowiadań? Rzecz jest dość łatwa do przewidzenia. A co, jeśli taka okazjonalna pozycja będzie nie dość, że złożona z ponad 1000 stron tekstu, ale i dostępna zupełnie za darmo? „Geniusze fantastyki”, bo o tym zbiorze mowa, został wydany z okazji drugiej rocznicy powstania wydawnictwa Genius Creations. Jak na prawdziwy prezent przystało, jest nie tylko obfity w treść, dostępny dla każdego, ale – przede wszystkim – tak urozmaicony, że powinien przypaść do gustu nawet najbardziej wymagającemu czytelnikowi fantastyki.
Skąd jednak pomysł na taki, a nie inny tytuł? Nawiązanie do nazwy wydawnictwa jest oczywiste, jednak, mimo wszystko, ta kwestia zastanawia i budzi różne reakcje. Wątpliwości powinien rozwiać już pierwszy kontakt z samą antologią: począwszy od liczby stron, która szacowana jest na około 1600 (do 1825 w przeliczeniu na druk, jak podaje strona wydawnictwa), przez różnorodność gatunkową, aż do zgromadzonych w niej, mniej lub bardziej znanych, nazwisk. Wśród tych wszystkich cudów nie znajdzie się żaden klucz, żaden motyw przewodni: antologia jest tworem spójnym, ale poszczególne teksty powiązane są ze sobą jedynie w ramach gatunku, jakim jest szeroko pojęta fantastyka oraz faktem, że zawiera ona twórczość wyłącznie polskich autorów. Znajdziemy w niej więc zarówno fantasy, jak i science-fiction wraz z szerokim wachlarzem podgatunków; opowiadania o różnej tematyce, poważnej i lekkiej, ponurej bądź humorystycznej, o różnej długości i natężeniu akcji.
Zbiór rozpoczyna tekst Michała Chmielewskiego „Pierwsze zdanie”, w klimacie, który określić można by luźno jako urban fantasy. Warte przeczytania jest ze względu na jeden, ważny fakt: każdy, kto pisze bądź próbował pisać, spotkał się przynajmniej raz z „klątwą czystej kartki”, stanem, w którym napisanie pierwszego zdania wydaje się być po prostu niemożliwe ze względu na absolutną pustkę w głowie. Co można zrobić w takiej sytuacji? Pójść na spacer, napić się czegoś, pobiegać, walnąć głową w mur? A jeśli to nie zadziała? Pozostaje jedno: sprzedać duszę Diabłu. Diabeł więc przyszedł, rzeczone pierwsze zdanie napisał, jednak to, co nastąpiło potem, zdecydowanie nie przypadło młodemu pisarzowi do gustu. Na uwagę zasługują też pozostałe teksty Chmielewskiego, zawarte w antologii: „Wszystkich Świętych”, „Zachwianie równowagi emocjonalnej” oraz „Zombie w naszym mieście”.
W dość szczególny sposób spodobał mi się „Bunt maszyn” Michała Cholewy. To bardzo krótki utwór, należący do szeroko pojętego gatunku science-fiction, traktujący, jak sama nazwa wskazuje, o odmawiających posłuszeństwa dokonaniach technologicznych ludzkości. Kwestia owego buntu wygląda jednak inaczej, niż przywykliśmy to oglądać w mediach: maszyny pomagają nadal. Pomagają tak, że bardziej się nie da: pilnują praw i regulaminów co do joty, karząc nawet wysoko postawione osoby za próby ich ominięcia. Jak się okazuje, kompletna eliminacja możliwości popełnienia błędu jest dla ludzkości nie do zniesienia, świat pogrąża się więc w chaosie – ale ściśle kontrolowanym! Morał tej historii jest poruszający, w ten szczególny, pozytywny sposób – polecam więc po prostu zapoznać się z tym tekstem jako jednym z pierwszych.
Wielbiciele absurdalnego humoru poczują się jak w domu, czytając „Innego Zabójcę Smoków” Marcina A. Guzka. Pozwolę sobie zacytować jakże chwytliwy początek opowiadania:
„– Prawdziwa sztuka wymaga cierpienia – stwierdził Juri i wepchnął sobie kij do tyłka.”
Spokojnie, smok się w całości pojawia, nawet niejeden, a tytułowy bohater – „Inny” to jego imię – jest niezbyt rozgarniętym (z czego sam zdaje sobie sprawę) mieszkańcem wioski, która miała być przez bestię odwiedzona i spopielona. Młodzieniec zgłosił się na ochotnika, wyruszył w drogę, do smoczego leża dotarł bez przeszkód, uzbrojony w kosę zaszarżował na potwora i… obudził się w zupełnie innym świecie, całkowicie odmieniony. Nie będę próbowała tłumaczyć sensu tego opowiadania, jako że sama go wiele nie widzę, a czytanie Guzka w tym wydaniu powoduje wrażenie srogiego upojenia alkoholowego. Ostrzegam jednak – rzeczy takie jak kije w tyłkach są tam na porządku dziennym.
Dla równowagi, podczas czytania nie zabraknie też okazji do wzruszeń. „Daję życie, biorę śmierć” Marty Krajewskiej jest już pewnie znane niektórym z czytelników, jeśli jednak ktoś jeszcze nie miał styczności z tym utworem, polecam zapoznać się z nim czym prędzej, bo zarówno on, jak pozostałe trzy teksty autorki w tym zbiorze są tego warte. W przejmujący, poruszający do głębi sposób Krajewska przedstawia dzieje prostej, wiejskiej rodziny w dawnych czasach, na nawiedzanej przez upiory i duchy słowiańskiej ziemi. Narodziny dziecka wiążą się często z wieloma komplikacjami, ze śmiercią matki włącznie, jeśli jednak nie dopełni się odpowiednich obrządków, zmarła może powstać z grobu, ciągnąc znów do swojej rodziny, by nieświadomie uczynić im krzywdę; o czym przekonała się bohaterka opowiadania, młodziutka Renka. „Daję życie, biorę śmierć”, chociaż jest krótkie, zawiera w sobie duży ładunek emocjonalny, stanowiąc tekst zarówno piękny, jak i straszny.
Ostatnim tekstem w zbiorze jest „Traktat o transmechanizmie” Jacka Wróbla, utrzymany w konwencji steampunkowej, przedstawiający krótką historyjkę doktora Wysockiego i jego dzieła, robota InProp (Inteligentny Projekt na Parę). Bohatera – bądź też bohaterów – poznajemy podczas konferencji prasowej, mającej na celu przedstawienie mechanizmu szerszej publiczności. Jak się okazuje, nie jest to pierwsza próba: poprzednie zakończyły się awarią robota. Tym razem wszystko musi się udać, i udaje się, do czasu, gdy na pytania o osobiste preferencje oczom widzów ukazuje się na robocim wyświetlaczu klasyczny i przez wszystkich kochany blue screen. Nie dajmy się jednak zwieść – sprawa nie jest tak prosta, jak się wydaje, a pozornie lekkie i humorystyczne opowiadanie kryje w sobie głębszy, mroczniejszy przekaz, a czytelnik natknie się w nim na wątki dość… wstrząsające. Jacek Wróbel pojawia się zresztą w antologii aż pięć razy, w tym ze znanym już czytelnikom opowiadaniem „Cuda iDziwy Mistrza Haxerlina”.
Opowiadań jest oczywiście o wiele więcej, o każdym można by napisać coś ciekawego, każde jest interesujące na swój sposób, na dokładniejsze przyjrzenie się im w jednej recenzji nie pozwala jednak ich ilość. Poza wyżej wymienionymi, w antologii znajdziemy dzieła takich autorów, jak Rafał Cuprjak („Po drugiej stronie”), Maria Dunkel, Agnieszka Hałas, Marcin Jamiołkowski („Okup krwi”, „Order”), Dawid Kain („Kotku, jestem w ogniu”), Anna Kańtoch, Anna Karnicka, Tomasz Kilian, Iza Korsaj, Magdalena Kubasiewicz („Spalićwiedźmę”), Artur Laisen („CK Monogatari”, „Studnia zapomnianych aniołów”), Paweł Majka („Pokój światów”), Anna Nieznaj („Błąd warunkowania”), Daniel Nogal („Malajski Ekskalibur”) i wielu innych. Jak wspomniałam, o wielu z nich czytelnik obeznany z fantastyką polską już słyszał, niektóre z ich tekstów ukazały się już na łamach różnych portali tematycznych, spora część będzie jednak nowa. Osobiście polecam zapoznać się z każdym, jako że różnią się bardzo stylem i podejmowaną tematyką.
„Geniusze fantastyki” to pozycja wyjątkowa na polskich rynku, stanowi bowiem doskonały przekrój polskiej fantastyki takiej, jaka jest ona obecnie: prężnie rozwijającej się, mającej sporo do powiedzenia głosami wielu młodych autorów i zdecydowanie będącej dopiero u progu swojej świetności. Almanachów fantastyki, polskiej i obcej, powstaje wiele, tym, co wyróżnia „Geniuszy…” jest forma, w jakiej ta pozycja została przekazania czytelnikom: jako darmowy ebook. To sprawia, że owa antologia jest pozycją obowiązkową dla każdego czytelnika, czy jest on fanem naszej rodzimej twórczości, czy też nie; a jeśli nie jest, to jest dla niego spora szansa, że nim zostanie. Można by pomyśleć, że ilość i objętość zbioru pozwoli na powolne, spokojnie wczytywanie się przez bardzo długi czas, wystarczy jednak zacząć czytać, by przekonać się, że nic z tego: nie sposób oprzeć się pokusie sprawdzenia, o czym jest kolejny tekst, a będąc przy pierwszych jego zdaniach, niemożliwym wydaje się przerwać i odłożyć rzecz na później. Polecam więc i życzę wielu miłych, nieprzespanych nocy z geniuszowym ebookiem w czytniku bądź na ekranie komputera.
http://asafewarmplacewithbooks.blogspot.com/2016/03/patronat-medialny-geniusze-fantastyki.html
Jaki prezent urodzinowy może sprawić sobie i swoim czytelnikom wydawnictwo? Nową powieść, czy może zbiór opowiadań? Rzecz jest dość łatwa do przewidzenia. A co, jeśli taka okazjonalna pozycja będzie nie dość, że złożona z ponad 1000 stron tekstu, ale i dostępna zupełnie za darmo?...
Inspektor Franco Fog to żywa legenda Warszawskiej policji – twardy, nieustraszony i przenikliwy, a jednocześnie alkoholik i nieuleczalny kobieciarz, zasłynął już jako protagonista „Zemsty Kobiet”, ścierając się na przemian z pomylonymi faszystami i wojującymi feministkami, a wszystko po to, by dotrzeć do rozwiązania sprawy zagadkowych zaginięć. Jego wytrwałość i skrupulatność będą wkrótce poddane kolejnej próbie – oto wysoko postawieni członkowie półświatka na całym globie zaczynają masowo popełniać samobójstwa, w dodatku w przeddzień swojego wielkiego święta... Tak w skrócie przedstawia się fabuła „Międzynarodowego Dnia Mafii”, nowej powieści Marcina Brzostowskiego, dobrze znanego stałym bywalcom naszego bloga mistrza absurdu.
Tak więc mafiozi na całym świecie postanawiają ze sobą skończyć. Przeciętny łaps pewnie rozsiadłby się w fotelu ze szklanką czegoś mocnego, po prostu patrząc, jak jego największe zmartwienia rozwiązują się same – jednak nie Fog! Nieustraszony detektyw, weteran policji konnej obecnie przeniesiony do wydziału zabójstw, będzie musiał dołożyć wszelkich starań, aby dotrzeć do dna tej zagadki, jednocześnie próbując okiełznać swoje szalone życie uczuciowe i nałóg. Zwłaszcza że zostało mu niewiele czasu, zanim tajemniczy sprawcy całego zamieszania osiągną swój cel. Jaki to cel? Nie wiadomo prawie aż do samego końca, choć domyślny czytelnik, zwłaszcza ten, który ma za sobą lekturę „Zemsty Kobiet”, być może zorientuje się, co się święci...
Cała recenzja dostępna tu: http://www.kotwbookach.pl/2019/03/miedzynarodowy-dzien-mafii-marcin.html
Inspektor Franco Fog to żywa legenda Warszawskiej policji – twardy, nieustraszony i przenikliwy, a jednocześnie alkoholik i nieuleczalny kobieciarz, zasłynął już jako protagonista „Zemsty Kobiet”, ścierając się na przemian z pomylonymi faszystami i wojującymi feministkami, a wszystko po to, by dotrzeć do rozwiązania sprawy zagadkowych zaginięć. Jego wytrwałość i...
więcej Pokaż mimo to