-
ArtykułyKulisy fuzji i strategii biznesowych wielkich wydawców z USAIza Sadowska5
-
Artykuły„Rok szarańczy” Terry’ego Hayesa wypływa poza gatunkowe ramy. Rozmowa z autoremRemigiusz Koziński1
-
Artykuły„Nie ma bardziej zagadkowego stworzenia niż człowiek” – mówi Anna NiemczynowBarbaraDorosz4
-
ArtykułyNie jesteś sama. Rozmawiamy z Kathleen Glasgow, autorką „Girl in Pieces”Zofia Karaszewska2
Porównanie z Twoją biblioteczką
Wróć do biblioteczki użytkownika2012-08-12
2014-03-18
2013-01-26
Genevieve Pasquier, jedna z wiodących postaci powieści ma wyjątkowo niezrównoważone dzieciństwo. Matka znienawidziła ją w dniu narodzin, kiedy okazało się, że jest nie w pełni sprawna fizycznie, oddała niemowlę na wychowanie obcym ludziom, a męża poinformowała bez cienia skruchy o rzekomej śmierci córki. Pięć lat później wraca do domu rodzinnego na życzenie swego ojca dowiadującego się o haniebnym oszustwie żony. Nieodrodna "córeczka tatusia" rozumiała się z nim nad wyraz dobrze, byli ulepieni z tej samej gliny, udzielał jej nietypowych lekcji, będących celem bezustannej krytyki ze strony pozostałych członków rodziny.
Wkrótce ukochany ojciec zapada na dziwną, nieuleczalną chorobę siejącą spustoszenie w jego organizmie. Umiera niemal w tym samym czasie, co babcia Genevieve. Zbieg okoliczności? Niestety, to tylko pozory, po pewnym czasie wychodzi na jaw prawdziwy szokujący powód obydwu zgonów.
Bohaterka jest zasmucona zdarzeniami ostatnich dni i przerażona perspektywą własnej niepewnej przyszłości. Gdy stoi na moście, z którego próbuje skoczyć w mętny nurt rzeki pragnąc pozbyć się tym samym wszelkich trosk, z opresji wybawia ją spotkanie czarownicy La Voisin. Czy aby rzeczywiście pomoc tej kobiety jest dla niej pomyślnym zbiegiem okoliczności? Raczej wykorzystuje ją do swoich celów, czerpiąc z ich współpracy na ściśle określonych warunkach krociowe zyski. Kiedy proceder, którym się zajmuje ukazuje cały ogrom szaleństwa, jak spędzanie płodów, czarne msze, trucizny, Genevieve próbuje się z tego wycofać. Jak daleko sięgają macki czarownicy, która postawiła sobie za cel zamordowanie króla? Czy spod takiej władzy istnieje prawdopodobieństwo wyzwolenia?
Judith Markle Riley stworzyła niezwykły klimat siedemnastowiecznego Paryża, w którym za przyzwoleniem najwyższych władz, działo się tragicznie wiele zła. Czarownice panoszyły się i rosły w nieobliczalną siłę, bez pardonu usuwając jednostki dla nich czy ich klienteli niewygodne. Aby przyspieszyć sprawy spadkowe czy pozbyć się niechcianego dziecka, wystarczyło jedynie za odpowiednią opłatą nabyć jeden z licznych specyfików. Tyle się naczytałam o pogromie czarownic, o licznych stosach, które dla nich zapłonęły, często dla niewinnych, tym bardziej zdumiewa mnie fakt ich bezkarności w tym okresie. A jako, że autorka podpiera się dokumentami oraz postaciami historycznymi nasuwa się wniosek, że to w większości prawda.
"Czara wyroczni" to powieść historyczna, która odzwierciedla faktyczny stan rzeczywistości. Bohaterowie zostali opisani bardzo precyzyjnie, tworząc przy okazji barwny ówczesny światek. Główną bohaterkę cechowała pomimo młodego wieku pewna stanowczość i buta, która pomagała wychodzić zwycięsko z każdej potyczki słownej. Czarny humor pozwalał na chwilę uśmiechu, kiedy opisywała własne ograniczenia, z dużą dozą zdrowego dystansu do siebie samej. Powieść otrzymuje w mojej ocenie najwyższą notę za niebanalność, frapującą akcję oraz mistrzostwo w kreowaniu postaci zarówno historycznych, jak i fikcyjnych.
Naprawdę warto przeczytać! Smakowity kąsek dla miłujących gatunek literacki, jakim są powieści historyczne. Nadmienię, iż zaliczam się do tej licznej grupy :)
Genevieve Pasquier, jedna z wiodących postaci powieści ma wyjątkowo niezrównoważone dzieciństwo. Matka znienawidziła ją w dniu narodzin, kiedy okazało się, że jest nie w pełni sprawna fizycznie, oddała niemowlę na wychowanie obcym ludziom, a męża poinformowała bez cienia skruchy o rzekomej śmierci córki. Pięć lat później wraca do domu rodzinnego na życzenie swego ojca...
więcej mniej Pokaż mimo to2012-08-29
2012-08-28
2012-08-18
2013-07-01
Akcja powieści zaczyna się w dniu, w którym główna bohaterka Tess Angel otrzymuje list informujący o zapisie na jej korzyść w testamencie tajemniczego Edwarda Westermana. Po dłuższym namyśle dochodzi do wniosku, że nic jej to nazwisko nie mówi, w związku z czym telefonuje do kancelarii prawniczej w Londynie, będącej nadawcą korespondencji i wyjaśnia wszelkie wątpliwości. Zgodnie z wolą zmarłego nabywa w spadku dom na Sycylii pod pewnymi warunkami.
Jej mamma - Flavia była Sycylijką z krwi i kości, ale w młodości opuściła wyspę i rodzinę odcinając się całkowicie od korzeni. Do dziś nie lubi opowiadać o tym okresie życia, jest w tej kwestii zwyczajnie uparta. Na każde pytanie dotyczące drażliwej tematyki odczuwa smutek albo gniew. Na nieoczekiwany spadek reaguje zaskoczeniem i potwierdza znajomość z panem Edwardem, jako pracodawcą zarówno własnym, jak i rodziców. Jakie motywy kierują decyzjami byłego właściciela willi?
Tess to trzydziestodziewięcioletnia pracownica działu obsługi klienta firmy wodociągowej, samotna matka Ginny, bystrej i spostrzegawczej nastolatki przechodzącej trudny okres związany z dorastaniem oraz podjęciem decyzji o studiach, od których bardziej interesują ją podróże. Tess aktualnie znajduje się w niezobowiązującym związku z żonatym Robinem, któremu brak odwagi do porzucenia żony. Obiecuje kochance wspólny wyjazd na Sycylię, z którego niezwykle szybko się wycofuje podając powody rodzinne. Bohaterka pragnie zmiany podświadomie wyczuwając, że takie niepewne życie u boku wiecznie zajętego inną żoną partnera, to nie dla niej. W skrytości ducha pragnie czegoś lepszego, bardziej wartościowego i stabilniejszego. Przed wyjazdem rozstają się, co wywołuje rozczarowanie i z żalem zmieszany zawód.
Villa Sirena, bo taką nazwę nosił dom, którego stała się właścicielką, miała najpiękniejszy widok na świecie, który Tess zauroczył od pierwszego momentu, podobnie, jak cała willa. Okazała się być w lepszym stanie, niż wstępnie zakładała, nie wymagała generalnego remontu. Dwóch sycylijskich przystojniaków, artysta Tonino oraz przedsiębiorczy Giovanni, zabiega o jej względy.
Sycylia to piękna, malownicza wyspa, a jednocześnie mroczna i niebezpieczna. Połączenie to jest po prostu fascynujące. Poznajemy mentalność Sycylijczyków, gdzie podejrzliwa mafia rządzi każdym obywatelem i otrzymuje zapłatę za ochronę mienia. Mieszkańcy są honorowymi bałaganiarzami z wielopokoleniowymi waśniami rodzinnymi, których powodów nie do końca pamiętają. Autorka wiernie oddała mroczny klimat Sycylii.
Rosanna Ley stworzyła intrygującą, nietypową powieść obyczajową, bo z domieszką sensacji niebezpiecznego świata mafii, przygody detektywistycznej, poszukiwania skarbów oraz romansu. Zawiera połączenie najlepszych cech wspomnianych gatunków literackich. Ciekawy dodatek stanowią przepisy na kulinarne specjały, które tradycja nakazuje przekazywać z pokolenia na pokolenie. Notes Flavii pisany dla Tess w celu wyznania tajemnicy przeszłości zawiera mnóstwo przepisów. Bohaterkę charakteryzuje niesamowite poczucie humoru. Narracja przeplata na przemian aktualne wydarzenia oraz odkrywanie sekretów. Autorka wykreowała ciekawe relacje emocjonalne na linii matka - córka. Z jednej strony znajduje się problematyczna nastolatka, z drugiej zaś mądra, pełna tajemnic babcia. Pomiędzy nimi ulokowana zostaje Tess - matka, a tym samym córka - scalająca godnie to ogniwo, pragnąca zadowolić pierwszą, jak i drugą oraz osiągnąć pewien rodzaj stabilizacji, co udaje się dopiero pod koniec książki.
"Dom na Sycylii" to wielowątkowa, cudownie wydana z dbałością o każdy szczegół, powieść. Sama okładka na wstępie zachęca, aby z okien willi obserwować bezkresne morze, czasem spokojne, innym razem wzburzone, ale nieprzerwanie piękne. Spodobał mi się watek poszukiwania zaginionego, uważanego za skradziony, skarbu o dużej wartości materialnej. Tonino i Tess rozwiązują tajemniczą zagadkę sprzed wielu lat, która skłóciła trzy sycylijskie rodziny, jak się okazało, bezpodstawnie. Mogłoby się wydawać, że szczęśliwe zakończenie trąci banałem, jednak tej książce daleko do tego. Doceniam pomysł na powieść, ale jego realizacja przeszła moje najśmielsze oczekiwania, czym zasługuje na najwyższych lotów uznanie. Żałuję, że skala ocen, którą się posługuję ma jedynie 5 stopni, bo zabrakło oceny, jaką powieść powinna otrzymać za całokształt. Autorkę wpisuję na listę ulubionych i z pewnością przeczytam inne jej powieści. Namawiam do lektury wszystkich, bo jestem przekonana, że każdy znajdzie w niej coś dla siebie! Świetna książka na lato :)
Moja ocena: 5/5
Akcja powieści zaczyna się w dniu, w którym główna bohaterka Tess Angel otrzymuje list informujący o zapisie na jej korzyść w testamencie tajemniczego Edwarda Westermana. Po dłuższym namyśle dochodzi do wniosku, że nic jej to nazwisko nie mówi, w związku z czym telefonuje do kancelarii prawniczej w Londynie, będącej nadawcą korespondencji i wyjaśnia wszelkie wątpliwości....
więcej mniej Pokaż mimo to2013-03-20
"Dom na Wyrębach" to debiut literacki Stefana Dardy nominowany do Nagrody Fandomu Polskiego im. Janusza A. Zajdla, do Nagrody Sfinks 2008 oraz w kategorii Najlepsza Książka na Lato w konkursie portalu Granice.
Powieść porównuje się do klimatu prozy Stephena Kinga, jednak moim skromnym zdaniem Darda ma znacznie większe predyspozycje, co udowadnia całokształtem swojej twórczości.
Główny bohater to czterdziestoletni doktor prawa Marek Leśniewski, który wplątał się w romans ze studentką, został przyłapany w niedwuznacznej sytuacji przez koleżankę żony. Po rozwodzie przeprowadził się do wymarzonego domku na wsi - Wyręby niedaleko Lublina. Był to parterowy budynek do remontu, w który nowy właściciel włożył serce i dosyć sporo gotówki. Odcięty o kilometry od cywilizowanego świata był zdany wyłącznie na towarzystwo sąsiada Antoniego Jaszczuka, dziwaka z niewyjaśnioną sprawą kryminalną z przeszłości na koncie, sprawiającego na początku niesympatyczne wrażenie, co z biegiem czasu uległo zmianie na lepsze. W domku odwiedzał Marka jedynie przyjaciel ze studiów Hubert Kosmala, który okazał się być szalenie barwną postacią.
Wydawało się, że sprawy zmierzają w dobrym kierunku do czasu nocnej wizyty strasznej osobowości - ducha kobiety. Bohatera przerażała groza sytuacji, w jakiej się znalazł. Jak się zachowa? Czy stawi czoła niebezpieczeństwu? A może zwyczajnie spakuje walizki i wróci do miasta?
Stefan Darda napisał fantastyczny horror trzymający w najwyższym stopniu napięcia. Odczuwałam strach Marka towarzyszący mu każdego dnia, utożsamiałam się z nim i polubiłam. Autor stworzył ciekawe sylwetki bohaterów drugoplanowych i utrzymywał ich charakterystyczne cechy do finiszu. Rozbawił mnie opis fatalnych zdolności prowadzenia samochodu przez Huberta, poza tym ataki słowne w jego wykonaniu były rozbrajające, że już nie wspomnę o wulgaryzmach, które w jego ustach wcale nie brzmiały obraźliwie:)
Narratorem w powieści jest Marek. Zaplanował pisanie pamiętnika dokumentującego zmianę na lepsze, który stał się formą pożegnania i wyznania prawdy przyjacielowi o sprawach, które go dotyczyły, a obawiał się z różnych przyczyn opowiedzieć. Obserwacja leśnych zwierząt, ptaków a zarazem same opisy przyrody były piękne. Przebogata uczta dla miłośników natury. Autor sprawnie wplótł wątek wierzeń ludowych w życie pozagrobowe, zjawiska paranormalne, duchy, zjawy, strzygi powodując obawy u czytelnika przed podobnymi zdarzeniami.
"(...)Wartka, trzymająca w napięciu akcja i lekkie pióro Autora sprawiają, że książkę trudno odłożyć przed poznaniem jej zakończenia" - Andrzej Pilipiuk (z okładki).
"Dom na Wyrębach" zaczyna się zwyczajnie, jako opowieść o nowym rozdziale życia, w innym domu, wręcz sielankowej scenerii, a potem z zaskoczenia wszystko zaczyna się komplikować. To dopiero złośliwość losu, aż włos jeży się na głowie. Zachęcona lekturą "Czarnego Wygonu" sięgnęłam po "Dom na Wyrębach" z ogromną nadzieją na ciekawą powieść grozy i nie zawiodłam się. Rozczarowało mnie jedynie zakończenie skonstruowane przez autora. Byłam zła, że Marek tak długo dzielnie opierał się zagrożeniom, a na koniec zabrakło mu determinacji. Polecam wszystkim poszukującym silnych wrażeń, bo takie znajdą bez cienia wątpliwości w tej książce.
Moja ocena: 5/5
"Dom na Wyrębach" to debiut literacki Stefana Dardy nominowany do Nagrody Fandomu Polskiego im. Janusza A. Zajdla, do Nagrody Sfinks 2008 oraz w kategorii Najlepsza Książka na Lato w konkursie portalu Granice.
Powieść porównuje się do klimatu prozy Stephena Kinga, jednak moim skromnym zdaniem Darda ma znacznie większe predyspozycje, co udowadnia całokształtem swojej...
2013-09-06
Nora Roberts należy do niebywale płodnych pisarzy, z powodu stworzenia ponad dwustu powieści, co przyznaję bez wahania, jest sprawą wyjątkową i niespotykaną na szerszą skalę. Przetłumaczono je na ponad dwadzieścia pięć języków i wydano na całym świecie w łącznym nakładzie czterystu milionów egzemplarzy, zaś część z nich zekranizowano. Proza autorki to nie ckliwe romanse, ale połączenie wielu gatunków literackich, co zdecydowanie podnosi wartość każdej książki. 'Dom na Skarpie' zawiera taką właśnie mieszankę wybuchową romansu w roli głównej, w pobocznej zaś przygody, sensacji i mojej ukochanej genealogii.
Dom na Skarpie należy do rodziny Landonów od wieków. Majestatycznie dominuje nad miasteczkiem Whiskey Beach. Eli Landon szukał w nim schronienia po nieudanym małżeństwie z Lindsey. Do niedawna piastował stanowisko adwokata specjalizującego się w sprawach kryminalnych, aktualnie jest pisarzem. Jego żona była niesłychaną intrygantką romansującą z innym mężczyzną, zainteresowaną jedynie majątkiem męża. Po głośnej kłótni małżonków rozwód stał się tylko kwestią czasu, ale zanim zdążyli rzucić się sobie do gardeł w sądzie, Lindsey została brutalnie zamordowana w ich wspólnym domu, a Eli podejrzany o popełnienie zbrodni. Z braku jednoznacznych dowodów przeciwko niemu wstrzymano się z nakazem aresztowania, a sprawa nie została rozwiązana. Eli postawił sobie za punkt honoru odnalezienie zabójcy żony i oczyszczenie się z zarzutów, jednak początkowo chowa się w skorupie, wycofuje z towarzystwa, gdzie wątpliwi przyjaciele odwrócili się od niego. Idealnie się składa, że ukochana babcia po wypadku potrzebuje, aby zaopiekował się domem pod jej nieobecność na czas rekonwalescencji.
Na miejscu poznaje sąsiadkę Abrę Walsh, która na podstawie umowy z właścicielką sprząta oraz robi zakupy. Jest energiczna, żywiołowa i bardzo atrakcyjna. Na początku niewiele zdradza na temat własnej przeszłości, najwidoczniej skrywa jakąś tajemnicę. Robi świetny masaż, prowadzi zajęcia z jogi, dobrze gotuje, w weekendy pracuje jako kelnerka w miejscowym barze. Czy istnieją w ogóle takie ideały? Jest ciągle aktywna, nie pozwala sobie na odrobinę lenistwa czy zapomnienia. Zachęca Elego do walki o swoją godność i postawę. Pod jej wpływem zmienia nastawienie do życia i postanawia nie dać za wygraną, nie poddawać się. Wynajmuje prywatnego detektywa, aby znalazł prawdziwego zabójcę żony. Historia w tym momencie osiąga apogeum. Lawina wydarzeń dopiero zaczyna nabierać pędu, a pomiędzy dwojgiem ludzi rodzi się niespodziewane uczucie.
Nora Roberts z prawdziwym zaangażowaniem stworzyła iście niezwykłą powieść, która trzyma w ogromnym napięciu od początku, aż do końca. Ukazała przywiązanie do kultywowania genealogii, wartość znajomości swoich korzeni. Przedstawiła tajemniczą historię niejakiej Violety Landon, wydziedziczonej z powodu miłości do nieodpowiedniego mężczyzny [czytaj poniżej jej stanu]. Fascynujące retrospekcje wciągają czytelnika w przeszłość. Stworzyła szereg charakterystycznych bohaterów, stawiając ich czasem w fatalnej życiowej sytuacji. Z ogromną łatwością kreuje wątki, lekko rozwija narrację w typowym dla siebie stylu, interesująco prowadzi dialogi, co sprawia, że powieść czyta się rewelacyjnie szybko.
"Dom na Skarpie" to fantastyczne połączenie różnych gatunków literackich, jak romans, kryminał, przygoda. Historia miłosna to podstawowy kręgosłup powieści. Zagadka kryminalna rozwiązywana jest stopniowo na oczach czytelnika, autorka zaledwie uchyla rąbka tajemnicy, sekretów, aż cała prawda wychodzi na jaw. Wątek przygodowy stanowi poszukiwanie Posagu Esmeraldy, osławionego legendą skarbu piratów. Książka jest pięknie wydana, w twardej oprawie, a duży, wyraźny druk ułatwia czytanie. Opowiada o namiętności, obsesji i gorących uczuciach oraz relacjach rodzinnych. Przedstawia wartość pomocy członków rodziny w trudnych sytuacjach życiowych, ukazuje znaczenie wsparcia najbliższych osób. Na mnie powieść wywarła duże wrażenie, dlatego szczerze polecam głównie fanom prozy Nory Roberts, ale nie tylko.
Moja ocena: 5/5
Nora Roberts należy do niebywale płodnych pisarzy, z powodu stworzenia ponad dwustu powieści, co przyznaję bez wahania, jest sprawą wyjątkową i niespotykaną na szerszą skalę. Przetłumaczono je na ponad dwadzieścia pięć języków i wydano na całym świecie w łącznym nakładzie czterystu milionów egzemplarzy, zaś część z nich zekranizowano. Proza autorki to nie ckliwe romanse,...
więcej mniej Pokaż mimo to2012-09-17
2012-03-14
2017-04-05
Pierwsze słowa wstępu do powieści już powalają. Wprowadzają czytelnika w drżenie całego ciała i zmuszają do bezzwłocznego zapoznania się z resztą.
Alex Cormier mieszka w Sterling, a pracuje w sądzie okręgowym hrabstwa Grafton. Blisko czterdziestoletnia kobieta niedawno awansowała w prawniczej hierarchii, gdyż wcześniej była sędzią sądu dystryktowego, gdzie doskonale się sprawdzała, a teraz po awansie nadal jest najmłodszym sędzią wyższej instancji w całym stanie New Hampshire. Od nowa musi pokazywać wszystkim, a także sobie, że jest świetna w tym co robi. Ma siedemnastoletnią córkę Josie, uczącą się w liceum. Dawniej łączyły je świetne relacje, ale odkąd nastolatka wkroczyła w trudny wiek, to zaczął się tworzyć jakiś mur pomiędzy nimi, nie do obalenia.
Josie czuje się w swoim bogatym świecie, jak w potrzasku. Z nieobecną stale matką, zewnętrznie - jedynie na pokaz dla innych, aby nie odstawać od reszty - ubierała się, czesała i wyglądała tak, żeby ją akceptowano. Jednak sama, wewnątrz tej otoczki jest całkiem inną osobą. To dobra uczennica, choć czuje, że najlepiej by było, gdyby nie musiała osiągać perfekcji, aby zadowolić wszystkich. Od pewnego czasu podbierała matce tabletki nasenne i planowała zażyć je wszystkie popijając alkoholem, chciała po prostu umrzeć. Spotyka się z Mattem, który gra w szkolnej drużynie hokejowej. Chłopak twierdzi, że ją kocha, ale zdarzają mu się napady zazdrości i niekontrolowane wybuchy złości.
Patrick Ducharme pracuje jako jedyny oficer śledczy w siłach policyjnych Sterling. Bycie detektywem w niedużym mieście oznacza, iż musi działać na wielu frontach jednocześnie i dawać z siebie dosłownie maksimum. Pomimo tego nie był do końca usatysfakcjonowany, zwłaszcza w momentach, w których nie zdążył na czas na miejsce zbrodni i nie udawało mu się pomóc. Zawsze był o krok za sprawcą, co przeżywał bardzo osobiście.
Dnia szóstego marca 2007 roku liceum wstrząsnął wybuch. Patrick przyjął zgłoszenie o oddanych strzałach, a dyspozytor wzywał jednostki z innych miast podając dwa słowa: "Kod tysiąc". Oznaczał on, że każdy ma natychmiast zwolnić radio do wyłącznej dyspozycji koordynatora akcji, gdyż nie jest to codzienna, policyjna rutyna, a sprawa życia i śmierci. Na terenie szkoły wszędzie panował chaos. Było za mało karetek, niedostateczna liczba policjantów oraz totalny brak planu działania w sytuacji, kiedy znany dotąd świat zaczyna rozpadać się na kawałki. Rannych osób jest tak wiele, że nie ma dla nich miejsca w szpitalach, ponieważ są już przepełnione wcześniej przywiezionymi poszkodowanymi uczniami. Co dalej? Jakie podjąć działania, aby jeszcze bardziej nie zaszkodzić?
Sprawcą okazuje się jeden z uczniów. Co zmusiło go do tak drastycznych działań? Czy to chęć zwrócenia na siebie uwagi? Albo pragnienie zemsty i odwetu na koleżankach oraz kolegach? Bo przecież wszyscy dobrze się znali. Dlaczego w ogóle doszło do tego tragicznego w skutkach zdarzenia? Matka mordercy zadaje sobie szereg pytań. Począwszy od tego, co zrobiła, albo być może nie zrobiła? Co powiedziała, albo czego właśnie nie powiedziała swojemu dziecku, aby temu zapobiec? Oczywiście, iż czuje się współodpowiedzialna za to całe piekło, podobnie jak ojciec chłopaka. Jednak to już niczego nie zmieni, nikt bowiem nie jest w stanie cofnąć czasu.
"Dziewiętnaście minut" to powieść obyczajowa z elementami sensacji, która pokazuje zachowania ludzi w obliczu nadciągającego kryzysu przypominającego kataklizm na światową skalę. Nieraz ich postępowanie jest irracjonalne w chwilach kiedy wszystko dosłownie się wali, a nigdzie nie widać nawet cienia, najmniejszej szansy na ratunek. Autorka bardzo wiarygodnie przedstawiła klimat miasteczka Sterling, w którym każdy wie o drugim mieszkańcu wszystko, co ma zarówno swoje zalety, jak i wady. Postacie dopracowała w najdrobniejszych szczegółach, wprost perfekcyjnie, czytelnik wie dokładnie tyle ile powinien, a nie zalewa informacjami, które nie mają nic wspólnego z książką. Zastosowała retrospekcje czasowe, cofając się do wydarzeń sprzed kilkunastu lat, aby ukazać dzieciństwo mordercy, szukając jakiejś wskazówki, która dziś pozwoliłaby łagodniej spojrzeć na nastolatka o zbrodniczych zapędach. A może on sam był ofiarą? Kocham bogaty warsztat pisarski Picoult, ale sądzę, iż nie jestem w tych uczuciach osamotniona. Każdy kto choć raz spotkał się z tą twórczością, na zawsze zostanie jej wiernym fanem. Gorąco polecam!
Pierwsze słowa wstępu do powieści już powalają. Wprowadzają czytelnika w drżenie całego ciała i zmuszają do bezzwłocznego zapoznania się z resztą.
Alex Cormier mieszka w Sterling, a pracuje w sądzie okręgowym hrabstwa Grafton. Blisko czterdziestoletnia kobieta niedawno awansowała w prawniczej hierarchii, gdyż wcześniej była sędzią sądu dystryktowego, gdzie doskonale się...
2012-03-10
2017-03-12
Dwie główne bohaterki powieści zostały postawione przed niezwykle trudnym wyzwaniem, z którym naprawdę ciężko się uporać. Choć kiedyś były sobie kompletnie obce, dzisiaj są serdecznymi przyjaciółkami, a jedna z nich dosłownie i w przenośni uratowała drugą.
Beth to trzydziestoośmioletnia mama oraz żona. Małżeństwo istnieje już od czternastu lat, w związku z czym z przykrością obserwuje, iż zaczęli się sobą nudzić, a pewne rzeczy, które na początku były akceptowane, obecnie są nie do przyjęcia. W skrzynce pocztowej znajduje kartę z życzeniami z okazji urodzin, choć doskonale wie, że w najbliższym czasie wcale ich nie obchodzi. O co chodzi nadawcy? Dopisek na dole wywraca jej cały świat do góry nogami:
"(...) Sypiam z Jimmym.
P.S. On mnie kocha. (...)" - [str.22]
Odczuwa strach, nieopisaną wściekłość, jest spanikowana i w najwyższym stopniu upokorzona. To po prostu nie do przyjęcia. Mąż pod naciskiem pytań z jej strony przyznaje się do romansu i wyprowadza z domu, a Beth zostaje sama z dziećmi i własnymi obezwładniającymi przeżyciami. Z opresji ratują ją spotkania w klubie książki, gdzie przyjaciółki robią wszystko, aby ją wesprzeć. Nie jest to łatwe na małej wyspie Nantucket, gdzie diabeł mówi "dobranoc" i wszyscy się znają.
Olivia mieszka w domku na plaży, który kupili z byłym mężem jako inwestycję. Przestali przyjeżdżać razem już dawno, choć wcześniej spędzali tu tydzień lub dwa pod koniec sezonu, a poza nim wynajmowali turystom. Pięć lat temu pracowała jako redaktorka w wydawnictwie, obecnie fotografuje. Po tragicznych przeżyciach związanych ze śmiercią własnego dziecka, próbuje nadać jakikolwiek sens swojemu życiu, tylko egzystuje i oddycha, nic więcej. Myśli samobójcze dopadają ją w każdej sekundzie dnia. Synek zaczął chorować w wieku trzech lat, co było dla rodziców prawdziwą traumą.
"(...) Był różowofioletowy jak petunia, spokojny i miał wielkie oczy. Od razu go pokochała. Był piękny i taki obiecujący. Jej mały synek miał kiedyś grać w małej lidze bejsbolowej, występować w szkolnych przedstawieniach i być dobry z matematyki. Wtedy nie wiedziała jeszcze, że powinna marzyć o dużo prostszych osiągnięciach. - Mam nadzieję, że nauczysz się mówić i samodzielnie korzystać z toalety, zanim skończysz siedem lat. (...)" - [str.49]
Anthony był autystycznym dzieckiem. Co się z tym wiąże, trudno żyć z nim każdego dnia i wiele małżeństw z tego powodu po prostu się rozpada, pomimo najszczerszych chęci oraz podjętych prób całkowitej akceptacji rzeczywistości. Olivia odczytuje swoje pamiętniki, w których zapisywała wszystkie obserwacje oraz uwagi i inne spostrzeżenia. Pierwszy wpis miał miejsce w rok po urodzeniu synka, kiedy jeszcze rozwijał się normalnie, chociaż już wtedy matka zamartwiała się faktem, że chłopczyk nie mówi, jednak lekarz pediatra uspokaja ją. Podobno dziewczynki zaczynają rozwijać się wcześniej niż chłopcy i wcale nie uważa tego za nieprawidłowość. Rodzice oddaliby wszystko, aby wówczas miał rację, niestety czas wskazuje inne rozwiązanie.
"Kochając syna" to niezwykle piękna i wartościowa powieść obyczajowa, która przedstawia wizję własnego, wewnętrznego świata z perspektywy autystycznego chłopca. Dzięki tak oryginalnemu rozwiązaniu każdy człowiek z odrobiną empatii potrafi sobie wyobrazić, na czym polega jego egzystencja, z czym sobie nie radzi, a także w jaki sposób szuka odpowiedniej i do przyjęcia dla siebie samego interpretacji zdarzeń. Trudną rolę otrzymali od życia rodzice, którzy są zmuszeni przez chorobę swojego dziecka obserwować dzień po dniu, jak prawie wcale się nie rozwija, nie nabywa żadnych nowych umiejętności, a jeżeli takowe się zdarzają, są prawie niezauważalne. Książka posiada również drugi, przeciwległy biegun, mianowicie zdradzaną przez męża Beth, która przechodzi własny kryzys. Odnosi wrażenie, że już nigdy nie będzie lepiej. Lisa Genova to mistrzyni w opisywaniu uczuć. Zawsze daje czytelnikowi nadzieję, że pomimo najgorszego życiowego scenariusza trzeba znaleźć te dobre elementy i na nich bazować. W genialny sposób stawia swoich bohaterów przed niewyobrażalnym problemem, który tylko wydaje się nie do rozwiązania. Trzeba odrobinę wysiłku i dobrej woli, aby było lepiej, takie wydaje się być motto zawarte w jej powieściach. Przeczytałam 'Motyla' i 'Lewą stronę życia', które wywarły na mnie ogromnie pozytywne wrażenie. Teraz do kompletu dołączyła kolejna, 'Kochając syna' w niczym nie ustępuje poprzedniczkom. Niecierpliwie czekam na najnowszą, z którą koniecznie muszę się zapoznać ;) Was również do tego namawiam!
Dwie główne bohaterki powieści zostały postawione przed niezwykle trudnym wyzwaniem, z którym naprawdę ciężko się uporać. Choć kiedyś były sobie kompletnie obce, dzisiaj są serdecznymi przyjaciółkami, a jedna z nich dosłownie i w przenośni uratowała drugą.
Beth to trzydziestoośmioletnia mama oraz żona. Małżeństwo istnieje już od czternastu lat, w związku z czym z...
2013-05-04
Sandra Gulland należy do grona moich ulubionych Autorów i z ogromną radością stwierdzam, że tworząc "Kochankę Słońca" umocniła swoją pozycję jeszcze bardziej. Wcześniej trylogia o żonie Napoleona Bonaparte wywarła na mnie pozytywne wrażenie i od tej pory jestem fanką Autorki.
Ludwika de la Valliere, zdrobniale nazywana Petite to główna bohaterka powieści, a zarazem narratorka opowiadająca o swoich życiowych zmaganiach. Jest córką Wawrzyńca, który leczył ludzi, Franciszki zajmującej się między innymi suszeniem ziół oraz siostrą starszego o dwa lata Jana. Petite potrafi czytać w wieku sześciu lat, jest niezwykle bystrym dzieckiem kochającym księgi ojca oraz trudne w obyciu i narowiste konie. Tym sposobem zaprzyjaźnia się z Diablo - dzikim koniem, który nikomu nie pozwala na zbliżenie a tym bardziej osiodłanie. Rodzice decydują o zastrzeleniu jej ulubieńca, ale nasza mała bohaterka jest zdesperowana i nieustępliwa w tej kwestii, a przy pomocy czarnej magii osiąga cel. Nieokiełznana natura Petite jest przyczyną wielu nieprzyjemnych scen. Uraz po złamaniu nogi unieruchamia ją na dłużej, jedna noga pozostała krótsza od drugiej, co pozostało jej do końca życia.
Ojciec Wawrzyniec umiera na zawała serca, a Diablo ucieka z boksu i przez lata Petite nie potrafi wpaść na jego ślad. Po tych wydarzeniach Ludwika traci mowę i matka postanawia wysłać ją do klasztoru urszulanek w celach edukacyjnych oraz wychowawczych. Franciszka przyjmuje oświadczyny markiza de Saint - Remy i odbiera córkę z murów klasztornych, które dawały jej poczucie bezpieczeństwa i odrobinę spokoju. Odzyskuje mowę równie niespodziewanie, jak straciła uprzednio. Po pewnych perypetiach zostaje damą dworu i przenosi się na dwór królewski, gdzie zakochuje się z wzajemnością w żonatym królu Ludwiku XIV. Petite należy do niższej szlachty i ma niewielkie szanse na zamążpójście. Zdobycie serca francuskiego monarchy Ludwika XIV, zwanego Królem Słońce stanowi dla niej szansę na awans społeczny, jako konkubinie króla otwiera się przed nią szereg możliwości. Ich romans kwitnie, ale jak długo będzie im pisany idealny związek? Czy coś stanie na przeszkodzie szczęściu zakochanych?
"Kochanka Słońca" to piękny historyczny romans ukazujący dworskie obyczaje panujące w siedemnastowiecznej Francji. Autorka wiernie oddała charakter Paryża nie zapominając w relacjach nawet o jego przykrym zapachu. Opisała piękną i majestatyczną katedrę Notre - Dame, co świadczy o znajomości szczegółów. Stworzyła szereg postaci zarówno historycznych, które można znaleźć w literaturze faktu z tego okresu, jak i postaci fikcyjnych, które perfekcyjnie wkomponowała w całość. Dzięki temu każdy bohater wydaje się być prawdziwy. Sandra Gulland sprawnie pokierowała ich losami. Styl pisowni charakterystyczny dla epoki. Na uznanie zasługuje także okładka, która prezentuje się wyjątkowo. Jestem oczarowana całokształtem powieści i z pełną odpowiedzialnością zachęcam do czytania, bo naprawdę warto!
Moja ocena: 5/5
Sandra Gulland należy do grona moich ulubionych Autorów i z ogromną radością stwierdzam, że tworząc "Kochankę Słońca" umocniła swoją pozycję jeszcze bardziej. Wcześniej trylogia o żonie Napoleona Bonaparte wywarła na mnie pozytywne wrażenie i od tej pory jestem fanką Autorki.
Ludwika de la Valliere, zdrobniale nazywana Petite to główna bohaterka powieści, a zarazem...
2017-05-17
Pani piekarzowa w ramionach szaleńca - Kaligula i Cezonia
Gajusz urodził się jako piąte dziecko Agrypiny i Germanika 31.08.12 roku. Po śmierci ojca nastały dla rodziny trudne czasy. Agrypina chora w swoich ambicjach nie uznawała zwyczajnych rzeczy, zawsze sięgała na wysoką półkę. Uznała, iż jeden z jej najstarszych synów powinien zostać następcą cesarza, a z powodu zgonu większości dzieci, przy życiu pozostał tylko Kaligula. Tak więc wybór był jeden. Mianowano go na cesarza, co zbiegło się z chorobą mózgu, w wyniku której powstały takie zmiany, iż stał się zupełnie innym człowiekiem. Wydawał pieniądze na wystawne życie, uznawał się za boga, stawiał dla siebie świątynie, itp. Każdy się go bał, gdyż był nieobliczalny, zdolny do wszystkiego, jego pozycja pozwalała na liczne romanse i skandale. Sypiał przecież z własną siostrą, mężczyznami oraz żonami bogatych obywateli Rzymu. Po pierwszym małżeństwie w 33 roku z Junią Klaudyną, która zmarła przy porodzie znów był wolnym mężczyzną. Kolejna ważna kobieta w jego życiu to Cezonia, wdowa po piekarzu, dużo starsza od niego. Nie wiadomo dokładnie jak i gdzie się poznali, ale cesarz zapałał do niej szczerym i trwałym uczuciem. Podobno wcale nie była ładna, do tego obarczona trzema córkami z poprzedniego związku. Kiedy zaszła z nim w ciążę poślubił ją w 39 roku, a na świat przychodzi córeczka, która zostaje nazwana na cześć jego zmarłej siostry Julia Druzylla. Na życie i rządy Kaliguli zawiązano aż cztery spiski, z których jeden doprowadzono do skutku, w wyniku czego Kaligula umiera 24.01.41 roku.
"Zakała rodu niewieściego i całej ludzkości" - Teodora, żona Justyniana Wielkiego
W VI w n.e. miasto Konstantynopol zamieszkiwało od pięciuset tysięcy do miliona ludności różnych narodowości. Obecny cesarz Justyn I miał sześćdziesiąt osiem lat, objął tron w 518 roku, a kiedy zdobył władzę miał za sobą długą karierę wojskową. Od dawna żonaty, jednak bezdzietny, dlatego postanowił zaadoptować syna swojej siostry - Flaviusa Petrusa Sabbatiusa, który przyjął imię po przyszywanym ojcu, przeszedł do historii jako Justynian. Był niestety człowiekiem niegodziwym, zepsutym do szpiku kości, głupim, próżnym, bezlitośnie grabił i mordował, zaś Teodora okazała się godną jego partnerką. Przede wszystkim to silna i ambitna kobieta. Urodziła się około 500 roku w rodzinie Aktiosa, dozorcy dzikich zwierząt w cyrku. Ojciec zmarł około 504 roku, a matka musiała sama zająć się wychowaniem trzech córek. Teodora w młodości, zanim występowała na scenie, sypiała z niewolnikami, spędzała czas w burdelach, miała niebywale rozpustny charakter. Była najzwyklejszą, najpodlejszą dziwką, bez oporów i zahamowań nimfomanką, ale to właśnie jej udało się zdobyć serce cesarza. Po ślubie wspólnie rządzili imperium. Teodora zmarła na raka w czerwcu 548 roku, a zrozpaczony Justynian przeżył ją o siedemnaście lat i nigdy nie ożenił się ponownie.
Miłość nie liczy lat - historia Elżbiety Granowskiej, trzeciej żony króla Władysława Jagiełły
Los dał Władysławowi cztery żony, z których w pamięci potomnych przetrwała właściwie tylko pierwsza, młodziutka Jadwiga Andegaweńska, której władca zawdzięczał koronę Polski. Elżbieta kiedy zainteresowała sobą króla miała czterdzieści pięć lat i była trzykrotną mężatką. Mimo tego, że nie wyglądała zjawiskowo, Jagiełło dosłownie oszalał na jej punkcie. W tym czasie władca zdążył już po raz drugi owdowieć. Pierwsza żona Jadwiga zmarła w 1399 roku przy porodzie córeczki Elżbiety Bonifacji, która również go nie przeżyła. Na łożu śmierci przykazała, żeby monarcha poślubił wnuczkę Kazimierza Wielkiego - Annę. Tak też się stało, jednak to małżeństwo nie było udane i skończyło się po czternastu latach wraz ze śmiercią Anny. W 1416 roku zaczęto szukać nowej żony, tym razem jego decyzja wywołała międzynarodowy skandal, kiedy oznajmił, iż poślubi właśnie Elżbietę Granowską, majętną wdowę z czwórką dzieci, na dodatek nieuleczalnie chorą na gruźlicę. Para po ślubie zamieszkała w Sanoku i wyglądało na to, że byli ze sobą szczęśliwi. Królowa zmarła 12.05.1420 roku.
W pogoni za następcą tronu, czyli smutne losy Anny Boleyn
Anna pochodzi z prawdziwej szlacheckiej rodziny, jej matka - lady Elżbieta Howard wywodziła się od króla Edwarda I i jego drugiej żony Małgorzaty Francuskiej, za to ojciec - Geofrey Boleyn był zwykłym, choć bogatym kupcem. Biografowie spierają się co do daty jej urodzenia, gdyż przyjęto dwie wersje 1501 albo 1507 rok. Anna była dwórką królowej Katarzyny Aragońskiej będącej wciąż żoną Henryka VIII. To niezbyt udane małżeństwo po wielu poronieniach pozostawało nadal bezdzietne, z wyjątkiem jedynej córki Marii, więc król zaczął szukać dla siebie innej alternatywy. Znalazł ją u boku Anny, która wcześniej zmusiła go do odsunięcia Katarzyny, a także oderwania Anglii od Kościoła. Wzięli ślub 25.01.1533 roku, a Anna szybko zaszła w ciążę, ale zamiast upragnionego syna urodziła córeczkę Elżbietę. Została skazana na śmierć, a w jedenaście dni po egzekucji Henryk poślubił następną kobietę, mianowicie Jane Seymour.
Kopciuszek w wersji męskiej - hrabia Bothwell, mąż Marii Stuart
Maria zaledwie w wieku szesnastu lat wyszła za mąż za delfina Franciszka (29.04.1958 r.). 17.11.1558 roku umiera władająca Anglią Maria I Tudor, córka Henryka VIII i jego pierwszej żony Katarzyny Aragońskiej. Po jej śmierci tron obejmuje jej przyrodnia siostra Elżbieta, córka monarchy i Anny Boleyn. Jednak katolicy znaleźli dowody świadczące o tym, iż była z nieprawego łoża, dlatego nie może rządzić Anglią. Jedynie Maria Stuart ma do tego pełne prawo. Z tych powodów została uznana za królową Anglii, Irlandii oraz Szkocji. Franciszek był słabowity i wymagał coraz większej opieki, a już na pewno nie było mowy o spełnianiu małżeńskich obowiązków, aby spłodzić potomka. Jego ojciec w wyniku wypadku umiera, po czym jego miejsce na tronie zajmuje schorowany Franciszek (10.07.1559 roku). Młody monarcha bardzo szybko idzie w ślad za swoim ojcem, bo już 6.12.1568 roku nie żyje. Pozycja Marii jako wdowy zostaje mocno obniżona, ostatecznie zmuszono ją do powrotu do Szkocji, której w dalszym ciągu była władczynią. Drugim mężem został Henryk Darnley (29.07.1565 roku), ale przez pierwszy miesiąc układało się dobrze, a potem było już tylko gorzej. Pokazał swoje prawdziwe oblicze, które dalekie było od ideału. Urodziła syna Jakuba (19.06.1566 roku), ale mąż był dla niej skończony, nie mogła mu ufać i zaczęła szukać kogoś odpowiedniego dla siebie. Poznaje hrabiego Hepburn'a James'a Bothwell'a, żołnierza z krwi i kości, tylko istnieje drobna przeszkoda, mianowicie jest już żonaty. Pomijając wszystko wzięli ślub 15.05.1567 roku zgodnie z obrządkiem protestanckim. Niepokoje w państwie spowodowały, że została aresztowana przez Szkotów i zmuszona do abdykacji, którą oczywiście podpisała. Królem został jej roczny synek Jakub VI, a jego regentem Jakub Moray, Marię zaś umieszczono w zamku Lochleven. Po czasie odwołała abdykację, prosząc przyrodnią siostrę Elżbietę o możliwość przyjazdu do kraju. 24.07.1657 roku ginie z ręki kata za wzięcie udziału w spisku na życie Elżbiety I, co oczywiście było jedynie pomówieniami. Losy Bothwella nie układały się pomyślnie, zmarł w lochach duńskiego zamku Dragsholm 14.04.1578 roku.
Karin i szalony król Eryk XIV
Karin Mansdotter to kobieta dobrego serca, łagodna, która nic nie robiła sobie z korony. Najważniejsze dla niej było, że dzieli życie z ukochanym mężczyzną. Eryk to najstarszy syn Gustawa Wazy, który królował przez trzydzieści siedem lat, a jego matką była Niemka, Katarzyna Saska, córka księcia Magnusa I, władcy niewielkiego księstwa Saksonia - Lauenburg. Eryk urodził się w 1533 roku, jego matka zmarła kiedy miał dwa latka, a ojciec ożenił się w sumie jeszcze dwa razy. Chłopiec był dobrym uczniem, a kiedy dorósł ojciec przepisał mu we władanie księstwo w południowej części kraju ze stolicą w Kalmarze. Gustaw podziałem majątku między synów nie przyczynił się dobru państwa. Nic dziwnego, że po jego śmierci Eryk koronował się na króla, a zarazem narzucił swoje zwierzchnictwo księstwom będących we władaniu braci. Król Szwecji był ambitny, marzył o stworzeniu wielkiej potęgi, ale był człowiekiem pełnym sprzeczności. Jedni widzieli w nim chorego psychicznie tyrana, a inni doceniali jego demokratyczne poglądy. Poznanie Karin zupełnie go odmieniło, gdyż przy niej stał się kochający i troskliwy. Dziewczyna wywodziła się z nizin społecznych, urodziła się 6.11.1550 roku w Sztokholmie w rodzinie Mansa, żołnierza zaciężnych formacji piechoty. Jej matka Ingrid była zwykłą chłopką pochodzącą z Uppsali, dlatego Karin nie miała szansy na dobre małżeństwo. Pracowała fizycznie jako służąca, gdzie zdobyła sobie sympatię królewskiej siostry Elżbiety, która zażyczyła sobie, aby Karin została jej pokojówką. Tutaj zainteresowała sobą Eryka XIV, a poznali się wiosną 1565 roku. On wciąż był kawalerem. Karin urodziła córeczkę Sygrydę będąc jeszcze jego nałożnicą. Wzięli ślub 4.07.1568, a ona została matką jeszcze dwa razy. Król miał napady szału, które prawie każdy tłumaczył w ten sposób, iż zostały wywołane przez czary z jej strony. Została koronowana, choć doskonale wiedziała, że nie jest akceptowana przez arystokrację. Pod koniec września 1568 roku do stolicy Szwecji wkroczyły oddziały powstańcze i Eryk oddał się w ich ręce oraz zrzekł korony na korzyść księcia Jana. Umiera w 1577 roku prawdopodobnie otruty. Karin zaś kończy życie po krótkiej chorobie w 1612 roku.
Ze służącej na cesarski tron - słodko - gorzkie życie Marty Skowrońskiej
Marta urodziła się w 1683 albo w 1684 roku jako kolejne dziecko w domu pary łotewskich chłopów. Niestety nie udało się ustalić gdzie i w jakiej rodzinie dokładnie przyszła na świat późniejsza caryca Rosji, sama Katarzyna. Nie ułatwia tego fakt, iż na ten temat dosłownie milczała. Ojciec Marty zmarł na dżumę, osierocając dzieci, a zaraz potem zmarła matka. Zaopiekowała się nią rodzina pastora z Marienburga, ale opiekunowie niedługo potem również zmarli na tę samą chorobę, co rodzice, więc trafiła do domu sławnego później pastora Johanna Ernsta Glucke, który w 1689 roku przetłumaczył Biblię na język łotewski. Kiedy osiągnęła odpowiedni wiek wyszła za mąż za szwedzkiego dragona Johanna Rabe, który zginął na wojnie, a ona została bez środków do życia i zaczęła pracować jako praczka w obozie wojskowym. Tu zainteresował się nią hrabia Borys Szeremietiew, który wziął ją do siebie, gdzie oficjalnie pracowała jako służąca, a nieoficjalnie była jego kochanką. Za jego pośrednictwem poznała Aleksandra Damiłowicza Mienszykowa, bliskiego współpracownika cara Piotra I, który objął władzę w Rosji po bezpotomnej śmierci swego przyrodniego brata Fiodora III. Miał wówczas tylko dziesięć lat, a regencja złożona z jego matki Natalii Kiryłowej Naryszkiny oraz członków jej rodziny. Piotr miał żonę Eudoksję Fiodorównę Łopuchiną, ale rozczarowała go, pomimo spełnienia swojego obowiązku obdarowania go synem. Skazał ją na życie w klasztorze, a carewicza Aleksjeja zatrzymał u siebie na wychowanie. Zmieniał metresę za metresą, aż poznał Martę, w związku z którą miał inne plany. Kobieta musiała przejść z luteranizmu na prawosławie, a jej imię z chrztu to Katarzyna Aleksjejewna. Poślubił ją potajemnie w 1707 roku, rodzą się ich córki - Anna (ur. 1708 roku) i Elżbieta (ur. 1709 roku). Jednak Piotr miewał kochanki, a Katarzynie zaczęło się to nudzić i doszła do wniosku, że też jej wolno. Miała romans z niejakim Monsem, a kiedy zdrada się wydała postawiono go przed sądem, potem został ścięty na placu Trockim. Piotr okazał swojej żonie litość i pozwolił żyć, a także zgodnie z jego wolą nie była już regentką i to właśnie ona miała przejąć po śmierci cara władanie w Rosji. Piotr zmarł 28.01.1725 roku w mękach na skutek uremii, czyli przewlekłej choroby nerek. Według jego woli praczka została carycą Wielkiej Rosji. Panowała tylko dwa lata, gdyż zmarła 5.04.1727 roku bardzo młodo.
Mezalians stulecia - Zofia von Chotek i Franciszek Ferdynand
Arcyksiążę Franciszek Ferdynand stał się następcą tronu Austro - Węgier na skutek splotu nieszczęśliwych okoliczności, kiedy państwo zostało pozbawione następcy. To syn z drugiego małżeństwa z Marią Annunziatą Burbon, który właśnie szuka odpowiedniej kandydatki na żonę na europejskich dworach, ale żadna mu się nie podoba, bo są zbyt młode. Jednak znajduje na dworze kuzyna Ferdynanda idealną kobietę dla siebie, wśród dam dworu jego żony Izabeli do Croy - była to właśnie Zofia von Chotek. Dwudziestoletnia, pełna uroku osobistego, z dojrzałymi poglądami. Była arystokratką wywodzącą się z czeskiej rodziny szlacheckiej - Chotek von Chodkowa und Wogin, ale nie wychowała się w luksusach. Jej ojciec Bogusław Chotek był dyplomatą, a jego zarobki musiały wystarczyć na utrzymanie całej rodziny. Matka Wilhelmina z Kińskich na Tetowie nie wniosła żadnego posagu, a musieli wyżywić siedmioro dzieci. Zofia i Franciszek spotkali się po raz pierwszy na balu maskowym w Wiedniu w 1894 roku. Po wielu perypetiach dnia 1.07.1900 roku wzięli ślub, doczekali się trójki dzieci - Maksymiliana i Ernsta oraz córeczki Zofii. Wizyta małżonków w Sarajewie położyła kres ich życiu. Podczas jazdy limuzyną ulicami miasta w tłumie czaił się zamachowiec (28.06.1914 roku) Gavrille Principow, oddał w kierunku księcia dwa strzały, trafił w tętnicę szyjną, a Zofię w brzuch.
"Kopciuszki na tronach Europy" to krótkie opowiadania historyczne połączone jednym tematem, mianowicie powtarzającym się schematem Kopciuszka. Choć w historii trudno odkryć takie przypadki, kiedy świat naszpikowany był schematem, z którego ciężko się wyrwać. To czasy, w których biedna jednostka nie miała wstępu na królewski tron, gdyż z każdej strony obowiązywał szereg twardych reguł, do których trzeba było się po prostu dostosować. Jak udowodniła autorka zdarzały się wyjątki od reguły. Do policzenia na palcach jednej ręki, ale jednak. Pani Kienzler ma lekki styl i intrygujące pióro, którym dosłownie porywa czytelników, dodaje przy tym osobiste wrażenia i subiekcje. Pokazuje jak widzi dany historyczny problem, podaje swoją interpretację, często z osobliwym, ironicznym wręcz poczuciem humoru. Sprawia to, że książkę czyta się bardzo dobrze i szybko. To jest moja pierwsza powieść pisarki, którą przeczytałam i muszę przyznać, że wywarła na mnie ogromne wrażenie. Sam pomysł okazał się strzałem w dziesiątkę, niezwykle oryginalny, a Pani Kienzler dokonała czegoś niezwykłego poprzez sposób realizacji tego zamierzenia. Z pewnością sięgnę po inne jej książki, bo wspaniale odnajduję się w tego typu literaturze. A tu w zacnym gronie Philippy Gregory i Renaty Czarneckiej, czyli moich ulubionych autorek powieści historycznych pojawia się zupełnie ktoś nowy, ktoś kto zaskakująco dobrze radzi sobie z przedstawieniem świata z różnych epok. Tym bardziej miłe dla mnie odkrycie, iż to polska pisarka, która naprawdę jest świetna w tym, co robi, a ja od teraz zostaję jej wierną fanką. Liczne przypisy, bogata bibliografia, na której bazowała wywierają ogromne wrażenie. Widać, że starannie rozpoznała każdy temat, aby ująć go w książce rzetelnie. Jak najbardziej polecam!
Pani piekarzowa w ramionach szaleńca - Kaligula i Cezonia
Gajusz urodził się jako piąte dziecko Agrypiny i Germanika 31.08.12 roku. Po śmierci ojca nastały dla rodziny trudne czasy. Agrypina chora w swoich ambicjach nie uznawała zwyczajnych rzeczy, zawsze sięgała na wysoką półkę. Uznała, iż jeden z jej najstarszych synów powinien zostać następcą cesarza, a z powodu zgonu...
2013-06-21
Lisa Genova wywarła na mnie ogromne wrażenie poprzez napisanie swojej pierwszej wyjątkowej powieści pt. "Motyl". Czekałam niecierpliwie na kolejną książkę jej autorstwa i zastanawiałam się z domieszką niepewności, czy "Lewa strona życia" spełni moje wygórowane oczekiwania. Moje wątpliwości okazały się zupełnie bezzasadne, gdyż zmierzyła się z następną książką w sposób profesjonalny. Jest dla mnie mistrzynią w dziedzinie emocji. Po prostu "czapki z głów"!
Bohaterką powieści jest trzydziestosiedmioletnia Sarah Nickerson, będąca pracującą na stanowisku wiceprezesa do spraw zasobów ludzkich, matką trójki dzieci, bezustannie odczuwającą wyrzuty sumienia z powodu wiecznego braku dla nich czasu. Choć stara się, jak może najlepiej, pomimo tego zdarzają się niezaplanowane trudności. Sarah potrafi robić maksymalnie dużo rzeczy jednocześnie, wykorzystując każdą wolną minutę na dodatkowe obowiązki. Nawet na płacz ma wyznaczony odpowiedni czas, jednak dla siebie samej nie potrafi go znaleźć. Nieustannie spóźniona, zawsze w biegu, świetnie zorganizowana. To perfekcyjna kobieta, silna i ambitna, żądna sukcesów. Z mężem Bobem tworzy idealnie zgrane małżeństwo, zdolne do kompromisów i poświęceń, dzięki czemu udawało im się do tej pory oddalić niejeden kryzys. Wypadek samochodowy, którego Sarah była sprawcą a zarazem ofiarą, zmienia absolutnie wszystko. Doznaje w jego wyniku urazu mózgu o nazwie zespołu nieuwagi stronnej, który przejawia się tym, że nie dostrzega niczego po swojej lewej stronie, nie jest jej świadoma. Nie potrafi sama jeść, pisać, czytać, ani się ubrać. Próbuje nie dopuszczać do siebie beznadziei i przerażenia, poddaje się rehabilitacji i pomimo wszystkich negatywnych aspektów, myśli pozytywnie i motywuje do szybkiego powrotu do zdrowia. Jest naprawdę dzielną kobietą. Wychodzi na jaw informacja, że współczesna medycyna niewiele wie o tej chorobie i nie potrafi odpowiedzieć jednoznacznie na pytanie Sary, jak długo będzie trwało leczenie oraz, co dla niej niezwykle istotne, czy w stu procentach wyzdrowieje i wróci do pracy?
"Znowu to samo. Zaakceptuj sytuację. (...) Przystosuj się. Te słowa zupełnie mi nie leżą." [str.108]
Wyobraźcie sobie, że ta silna, niezależna dotychczas kobieta, staje się uzależniona od pomocy męża oraz mamy, która celowo przyjeżdża, aby się nią opiekować. W przeszłości wydarzyła się w ich życiu tragedia rzutująca na obecne relacje, jednak udało im się porozumieć, zażegnać dawne urazy, zanim będzie za późno. Sarah nie wie, co zrobić z nadmiarem wolnego czasu. Zastanawia się więc nad swoim życiem, przewartościowuje każdą jego dziedzinę i dochodzi do nieoczekiwanych, zaskakujących wniosków. Zauważa, że pomijając pechowe okoliczności zdarzenia i tak dopisało jej szczęście. Wypadek pozmieniał priorytety całej rodziny. Czy dla bohaterki zaświeci światełko nadziei w ciemnym tunelu pełnym wątpliwości i strachu?
"Lewa strona życia" to powieść obyczajowa, którą szczerze polecam każdemu, ponieważ zawiera niezwykły ładunek emocjonalny, skłania do refleksji, głęboko porusza. Uczy nas, że nie powinniśmy odkładać dobrych rzeczy w nieskończoność, będąc stale w biegu. Lisa Genova podejmuje w swych książkach bolesne i traumatyczne tematy. Stworzone przez nią autentyczne psychologicznie postaci stawia na rozdrożach i wymaga podejmowania skomplikowanych decyzji. Nie boi się prawdziwych wyzwań i rewelacyjnie się sprawdza. Jej proza niesie przesłanie, aby w najtrudniejszym okresie życia zauważać pozytywne aspekty i zdawać sobie sprawę z tego, co tak naprawdę jest najważniejsze. To książka o tym, jak można dokonać transformacji swojego życia na lepsze, wykorzystując nieszczęście, które nas spotyka. Sarah jest narratorem z ogromnym poczuciem humoru i dystansem do własnej osoby. Uśmiałam się czytając o tym, jak sięgając po puszkę z colą, utknęła w lodówce, albo świętując z mężem rocznicę ślubu w restauracyjnej ubikacji zakleszczyła się w sedesie.
"Lewa strona życia" taka właśnie jest, że w jednym momencie się śmiejemy, by po chwili zapłakać. Nie możecie przegapić tej lektury. Zachęcam gorąco!
Moja ocena: 5/5
Lisa Genova wywarła na mnie ogromne wrażenie poprzez napisanie swojej pierwszej wyjątkowej powieści pt. "Motyl". Czekałam niecierpliwie na kolejną książkę jej autorstwa i zastanawiałam się z domieszką niepewności, czy "Lewa strona życia" spełni moje wygórowane oczekiwania. Moje wątpliwości okazały się zupełnie bezzasadne, gdyż zmierzyła się z następną książką w sposób...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-03-12
Simonetta di Saronno jest młodziutką, bardzo pobożną wdową, obdarzoną zjawiskową urodą. Z bitwy pod Padwą nie wraca Lorenzo, tylko jego giermek. Małżonkowie nie mieli dzieci, więc kobieta zostaje zupełnie sama. Najbliższa rodzina poniosła śmierć w wyniku panującej zarazy. Teraz zastanawia się czy Bóg naprawdę istnieje? Chciałaby dołączyć do zmarłego męża, bo uważa, iż własna śmierć ukoi nieznośny ból i przyniesie wybawienie. Mama dziewczyny próbowała ją przestrzec przed przeznaczeniem:
"(...) Twoje życie jest beztroskie i szczęśliwe, byłaś kochanym dzieckiem, obdarzonym przez Boga urodą i wszelkimi innymi darami, zostajesz szczęśliwą żoną bogatego męża, ale niczyje życie nie upływa w wiecznej pomyślności. Któregoś dnia poznasz smak cierpienia i wówczas przypomnisz sobie to zdarzenie. Bo dopiero wtedy poznasz całą prawdę o swojej naturze i o życiu, jakie Bóg dla Ciebie zaplanował (...)" - [str. 15]
Bernardino Luini to młody, niezwykle utalentowany malarz, ale nie posiadający żadnych zasad moralnych, wyuczony przez samego Leonarda da Vinci, przez niego również wskazany do wykonania fresków w kościele w Saronno. Po przybyciu na miejsce spotyka modlącą się Simonettę, od pierwszego spojrzenia rzuca mu się w oczy niebiańska, niecodzienna uroda kobiety. Gorąco pragnie ją namalować, uwiecznić na malowidle przedstawiającym Najświętszą Marię Pannę. Proponuje zapłatę za pozowanie, jednak ona wzburzona wybiega z kościoła nie przyjmując propozycji, gdyż uważa ją za poniżającą dla osoby z jej sfery.
Simonettę odwiedza notariusz, który przedstawia stan finansowy majątku. Nie ma dla niej dobrych wiadomości, sytuacja jest krytyczna. Kiedy kobieta stwierdza, że rodzinny skarbiec świeci pustkami i nie ma czym opłacić najpilniejszych wydatków, jest przerażona. Jednak zależy jej głównie na zachowaniu domostwa przez wzgląd na pamięć męża, należał bowiem do jego przodków. Część przedmiotów przygotowuje do sprzedaży, zatrudnia tylko jedną pokojówkę i giermka Lorenza. Ale nawet to nie ratuje beznadziejnej sytuacji, zwraca się o pomoc do Żyda, co w normalnych okolicznościach jest nie do przyjęcia. Jest zmuszona również rozważyć propozycję malarza. Po pewnym czasie szaleńczo zakochują się w sobie, jednak los postanowił ich rozdzielić na kilka lat. Co zyskali dzięki tej rozłące? W tym czasie powraca Lorenzo, który w wyniku odniesionych ran stracił pamięć. Czy ujawni swoje istnienie wszystkim zainteresowanym?
"Migdałowa Madonna" należy do gatunku powieści historycznej. Trzeba pamiętać, że to przede wszystkim fikcja literacka, z wyjątkiem faktu istnienia fresków namalowanych przez Bernardina. Książka porusza wiele tematów bliskich sercu każdego człowieka. Niespotykana przyjaźń między Simonettą a Manodoratą, gotowymi w każdej sytuacji do udzielenia pomocy i wsparcia. Nawet wbrew zdrowemu rozsądkowi, w obliczu najwyższego ryzyka, nie zawodzą. Szeroko opisana sprawa prześladowania Żydów, gdzie głównie chrześcijanie w imię Boga byli sprawcami samego zła. Wspomnieć trzeba jeszcze o miłości, być może dla niektórych rzecz banalna, a dla innych kwintesencja życia. Tutaj ukierunkowana na dzieci oraz uczucie pomiędzy kobietą a mężczyzną nacechowane trudnościami do przezwyciężenia. Autorka trafiła na listę moich ulubionych przez wzgląd na szeroką gamę wrażeń jakie wyniosłam z lektury. Bardzo podoba mi się styl pisania oraz sposób budowania historycznego tła, a także charakterystyka postaci. Wydanie powieści jest staranne, dokładnie przemyślane, nie wyłączając pięknej okładki. Tu ukłon w stronę wydawnictwa. Nie sposób się od niej oderwać. Z tego powodu szczerze polecam głównie miłośnikom prozy historycznej.
Simonetta di Saronno jest młodziutką, bardzo pobożną wdową, obdarzoną zjawiskową urodą. Z bitwy pod Padwą nie wraca Lorenzo, tylko jego giermek. Małżonkowie nie mieli dzieci, więc kobieta zostaje zupełnie sama. Najbliższa rodzina poniosła śmierć w wyniku panującej zarazy. Teraz zastanawia się czy Bóg naprawdę istnieje? Chciałaby dołączyć do zmarłego męża, bo uważa, iż...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-03-16
Laura Ulloa znajduje się w sali Generalnego Archiwum Indii Zachodnich i odkrywa rękopisy zdumiona, iż zachowały się w tak świetnym stanie. Od pewnego czasu szukała informacji na temat pieniędzy, które markiz de Mancera, wicekról Meksyku przesłał w XVII wieku królowej Mariannie Austriackiej wkrótce po śmierci jej męża, króla Filipa IV, pomiędzy 1665 a 1666 rokiem. Wspominał o tym książę de Maura w jednej ze swoich rozpraw, a także inne źródła, ale nigdy nie został odnaleziony żaden dokument, który by potwierdzał ten fakt. Podobno markiz przesłał królowej dużą sumę, którą uzyskał z biednego już wówczas skarbca meksykańskiego, a królowa przekazała je swojemu protegowanemu, ojcu Everardo Nithardowi. Tak przynajmniej głosiła plotka, jednak źródła nie były zgodne co do wysokości tej kwoty. Mówiono o sumie pomiędzy czterema, a szesnastoma tysiącami pesos w złocie. Było to na tyle dużo na ówczesne czasy, że musiało gdzieś zostać zaksięgowane, a nie trafiono na żaden ślad tego zapisu.
Młoda doktorantka przeglądając dokumenty księgowe z tego okresu znajduje wśród innych dokumentów dwa zeszyty zapisane ręcznym pismem pochodzące z XVII wieku, które wyglądały na pamiętnik jakiejś zakonnicy. Nie rozumiała dlaczego znalazły się tutaj, pośród zapisów dotyczących zupełnie innej sprawy? Zwróciła uwagę na tekst rękopisu, który był napisany siedemnastowiecznym kastylijskim, nie został podzielony na żadne części. Odnosiła wrażenie, że jako badacz trafiła na prawdziwą żyłę złota. Autorką manuskryptu jest siostra Isabel Maria de San Jose, zakonnica profeska w Klasztorze Świętej Pauli Zakonu Świętego Hieronima na przełomie XVII i XVIII wieku i obejmuje okres około dwudziestoletni. Była ona siostrzenicą sławnej siostry Juany. Laura nastawiła się na odkrycia w sprawie dotyczącej samej siostry, ale przede wszystkim liczy na to, że poprzez owe zapiski liczne hipotezy stawiane na jej temat być może zostaną udowodnione, albo obalone. Z pewnością wyjaśnią wiele wątpliwości, jakie budziła niezwykła historia jej życia.
W tamtych czasach w klasztorach panował zwyczaj, że testamenty zakonnic spisywane w chwili wstąpienia do zakonu przechowywano w zakonnych archiwach. Zazwyczaj dotyczyły jedynie podziału tego, co było prywatną własnością siostry i w żadnym wypadku nie były przeznaczone do publicznej lektury. To, że osobiste zapiski znalazły się wśród starych dokumentów, które trafiły do archiwum graniczyło z cudem, bo większość z nich unicestwiał czas, albo gdzieś zaginęła. W Meksyku wiele cennych dokumentów zostało zniszczonych po wprowadzeniu przez Benito Juareza w XIX wieku 'Praw Reformy', na mocy których państwo wysprzedawało majątek kościoła katolickiego. Podczas wprowadzania ich w życie powstał taki chaos, że większość archiwaliów i przedmiotów o wartości historycznej zostało utraconych.
Z pamiętników wyłania się wyrazisty obraz siostry Juany, która była niebywale inteligentna, jak na czasy, w których przyszło jej żyć. Dzięki światłości umysłu osiągnęła spory sukces, nawet wpisała się w historię jako wykonawczyni jednego z dwóch łuków alegorycznych w mieście na cześć nowej władzy, choć zdawała sobie sprawę z faktu, iż jako mężczyzna osiągnęłaby znacznie więcej. Poznała, co znaczy prawdziwa miłość, pomimo, że doświadczyła jej w murach klasztoru, w pełni doceniała tę moc. Jakie skrywa jeszcze sekrety pod zakonnym habitem? Które grzechy z jej życia koniecznie muszą pozostać tajemnicą? Czy to na tyle ważne, aby ktoś w imię tej idei był w stanie podłożyć bombę w mieszkaniu Laury?
"Niewyznane grzechy siostry Juany" to połączenie powieści historycznej z elementami obyczajowymi, gdyż świat został przedstawiony z perspektywy klasztornego życia oraz współcześnie poprzez ukazanie losów Laury. Nadaje to książce zupełnie inny, pełniejszy wymiar, wszystko łączy się ze sobą w jedną, spójną całość. Zapiski siostry Isabel pokazują, jak niewiele znaczyły kobiety w tamtym okresie, a także ile jednak na przestrzeni wieków zmieniło się na lepsze. Sama Juana miała w sobie wiele siły, pomimo wszelkich trudności i przeciwności losu czerpała z życia pełnymi garściami, dopóki jej na to pozwolono. Poprzez sny przenikała do podświadomości Laury, aby wskazać jej wyjście z ciężkiej dla niej osobiście sytuacji. Od razu nasunęło mi się skojarzenie, że zakonnica przypomina swoim kształtem postać Marii Magdaleny, kochanki Jezusa, której temat wprost uwielbiam. Podobnie najeżona tajemnicami, niedopowiedzeniami, zmusza czytelnika do wysnucia własnej interpretacji oraz opowiedzenia się po jednej ze stron. Polecam każdemu, gdyż z tą lekturą nie można się nudzić! Autorka z niebywałą gracją zaprasza nas za kurtynę własnej, niezmierzonej wyobraźni.
Laura Ulloa znajduje się w sali Generalnego Archiwum Indii Zachodnich i odkrywa rękopisy zdumiona, iż zachowały się w tak świetnym stanie. Od pewnego czasu szukała informacji na temat pieniędzy, które markiz de Mancera, wicekról Meksyku przesłał w XVII wieku królowej Mariannie Austriackiej wkrótce po śmierci jej męża, króla Filipa IV, pomiędzy 1665 a 1666 rokiem. Wspominał...
więcej mniej Pokaż mimo to2012-11-11
Bycie matką, to najbardziej zaszczytna rola w życiu kobiety. Wiąże się z nią wielka odpowiedzialność, a zarazem szczęście; obowiązek, a także przywilej. Niestety nie każda otrzymuje od losu ten wspaniały dar. Zdarza się, że droga do osiągnięcia celu jest kręta, wyboista, niejednokrotnie pokonywana bez pomyślnych efektów końcowych, ku rozpaczy starającej się o dziecko przyszłej, bądź niedoszłej matki. Zdeterminowane decydują się na sztuczne zapłodnienie lub w ostateczności na adopcję. Podobne wybory nigdy nie należą do łatwych, nie gwarantują sukcesu. In-vitro w sposób selektywny traktuje zarodki, które od samego początku są przecież dziećmi, a w tym wypadku wiele z nich ginie. Z kolei adopcja także niesie pewne ryzyko, że dziecko nie spełni oczekiwań przyszywanych rodziców i cierpią wtedy obie strony.
Poronienie czyni spustoszenie w psychice kobiety, powoduje bolesną traumę, z której niewoli trudno się wyzwolić. Otoczenie kobiety dotkniętej tą osobistą tragedią nie potrafi stawić czoła brutalnej rzeczywistości, ani tym bardziej skutecznie pocieszyć, wesprzeć, używając odpowiednich słów. Czasem nie można ich znaleźć we własnym wnętrzu, a w innych wypadkach po prostu niektórym osobom nie chce się nawet szukać. Tragedia poronienia stała się udziałem bohaterek, które w wirtualnym świecie szukają pomocy, wsparcia i wreszcie znajdują zrozumienie pośród kobiet o tożsamych przejściach.
"(...) - Dziecko! Mamo, na litość boską, to było... to jest moje DZIECKO!
- Przepraszam, masz rację. A więc jeśli dziecko nie żyje od dłuższego czasu, to może się wdać jakieś zakażenie i jeszcze twoje zdrowie będzie zagrożone.
- Wiesz, gdzie to mam? Mnie i tak już nie ma. Jestem tylko chodzącą trumną dla mojego Okruszka! (...)" - [str.22]
Wątek na forum portalu matecznik.pl zakłada Pis-anka, czyli trzydziestoletnia Anna, prowadząca księgowość kilku niedużych firm. Pobożna mężatka oraz mama kilkuletniego Pawełka, zaś poronienie drugiej ciąży nastąpiło w 12 tygodniu. Zazdrości innym matkom, które mija na ulicy pchające wózek z dzieckiem lub ciężarnym.
W następnej kolejności dołącza kotusiek, a w realu dwudziestotrzyletnia Mariola; pracuje w drogerii, ale marzy o rozkręceniu własnego biznesu. Jest żoną starszego o dziewięć lat Wieśka. Poroniła wczesną ciążę biochemiczną, ale Kruszyna na zawsze pozostanie w jej sercu.
Potem loguje się Kapibara75, prawdziwie trzydziestoczteroletnia Dominika, której Okruszek zmarł w jedenastym tygodniu ciąży. Żyje w związku partnerskim z Maćkiem i jest niezależną tłumaczką języka hiszpańskiego. Poza tym jej macocha w tym samym czasie oczekuje dziecka, co trudno zaakceptować w sytuacji, w której straciła swoje.
Dołącza ghij, dwudziestoczteroletnia Ewa, która uprawia seks bez zabezpieczeń i zachodzi w ciążę z przygodnym mężczyzną. Nie chce tego dziecka, rozważa nawet dokonanie aborcji, jednak biologiczny ojciec pragnie stworzyć im normalny dom. Wszystko zaczyna się dobrze układać, do czasu feralnego wypadku drogowego, w wyniku którego traci dziecko w dziewiątym tygodniu.
W skrócie poznajemy także historie innych pań, Kombinatorki, Zeze77, Majanny, mauzonki, zrozpaczonejmatki, słonecznikowej, Cyklistki, MatkiFrankensztajna, Zrozpaczonej42. Za tymi nickami kryją się prawdziwe, ludzkie dramaty. Postawy skrzywdzonych kobiet charakteryzuje bunt wobec woli Pana Boga. Niektóre posiadają domowe zwierzęta, na które przelewają nadmiar niewykorzystanego uczucia. Pod koniec książki następuje wewnętrzna przemiana bohaterek, a także ich życiowych partnerów. Pomimo przeciwności stale podejmują próbę ponownego zajścia w ciążę.
"Cisza pod sercem" to wzruszająca powieść obyczajowa, ukazująca problem wielu kobiet, pragnących zostać matkami, a którym los poskąpił tego przywileju. Niestety bardzo często dzieci przychodzą na świat w rodzinach, które nie chcą potomstwa, albo nie potrafią zagwarantować miłości, troski, czy odpowiednich życiowych warunków. Książka pokazuje bezlitosne oblicze przedstawicieli służby zdrowia, którym totalnie obce jest uczucie współczucia i zrozumienia. Poznałam znaczenie wielu stricte medycznych nazw, czy rodzaje przeprowadzonych badań. Osobiście nie byłam zmuszona, aby wiedzieć o podobnych szczegółach, za co dziękuję opatrzności oraz doceniam ten fakt w całej jego wzniosłości. Powieść po mistrzowsku gra na emocjach, jest niebanalna, a poruszony w niej temat stale aktualny. Podzielona jest na cztery części, od czterech pór roku - wiosnę, lato, jesień oraz zimę. Niezwykle starannie wydana, z piękną okładką w pełni nawiązującą do fabuły. Została laureatką Ogólnopolskiego Konkursu Literackiego ŚWIAT KOBIETY 2011. Uważam, iż jest to wyjątkowo udany debiut Pani Moniki. Z radością sięgnę po dwie następne powieści jej autorstwa. Spodobał mi się całokształt książki, dlatego gorąco namawiam do lektury, przede wszystkim empatyczne panie. Musicie się z nią zmierzyć.
Bycie matką, to najbardziej zaszczytna rola w życiu kobiety. Wiąże się z nią wielka odpowiedzialność, a zarazem szczęście; obowiązek, a także przywilej. Niestety nie każda otrzymuje od losu ten wspaniały dar. Zdarza się, że droga do osiągnięcia celu jest kręta, wyboista, niejednokrotnie pokonywana bez pomyślnych efektów końcowych, ku rozpaczy starającej się o dziecko...
więcej Pokaż mimo to