-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać189
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
-
Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik11
-
ArtykułyMamy dla was książki. Wygraj egzemplarz „Zaginionego sztetla” Maxa GrossaLubimyCzytać2
Biblioteczka
2023-12-30
2023-12-27
Wydanie, które czytałam miało dwa tomy, ale jako że jest to jedna i spójna historia podzielona dla wygody czytelnika, postanowiłam zrecenzować obie części jako całość. Brnę dalej, zainwestowałam już tyle czasu na czytanie o “Obcej”, że postanowiłam kontynuować. Tym bardziej, że zbliżam się do momentu w którym mniej więcej kończy się serial (w momencie, w którym to piszę oczywiście), także nie mam zielonego pojęcia co dalej czeka Claire, Jamiego, Briannę i Rogera. Przypuszczam jedynie, że będzie to skomplikowane, trudne, burzliwe i prawdopodobnie nieprzyjemne dla postaci, bo autorka najwyraźniej ich nie lubi ;)
Skupiając się jednak na tym tomie, nadal mieszkamy z Claire i jej rodziną oraz ich znajomymi w Ameryce Północnej, w czasie kiedy tworzyły się podwaliny dzisiejszej formy tego kraju. Jakimś sposobem Jamie znowu zostaje wplątany w polityczno - militarne zawiłości, które nie do końca pojmuję. To znaczy pojmuję zawiłości, ale nie wiem czemu akurat on jest ciągle w takim centrum zainteresowania i nieustannie bierze na barki losy masy szkockich imigrantów. Ma to gigantyczny wpływ na całą jego rodzinę, bo przez to los ich nie oszczędza i wcale nie pomaga fakt, że mniej więcej wiedzą co się ma wydarzyć. Szczególnie obrzydliwie potraktowano w tym tomie Claire, nie podoba mi się że autorka postanowiła tak poprowadzić jej historię, dokładając jej kolejną traumę. Każda osoba na jej miejscu już dawno by się załamała, leżała w łóżku z atakami paniki albo przynajmniej straciła chęć do życia. A mam wrażenie że po naszej bohaterce trochę to jednak za bardzo spłynęło, jednak w serialu poświęcono tej sytuacji dużo więcej czasu i wyszło to bardziej ludzko niż w książce. W każdym razie byłam mocno zaskoczona sytuacją, ale coś chyba trzeba było wymyślić żeby zapełnić to tysiąc stron, na których napisanie upiera się autorka w każdym z tomów.
Dużo tutaj mamy lania wody i niepotrzebnych, randomowych faktów które chyba mają robić klimacik i tło historyczne książki, ale są tak niekonsekwentnie prowadzone że wypadają dość dziwnie. Autorka nie omieszka również w kółko podkreślać szkockości Jamiego, jego pomruków, wpaniałego ciała i wiecznej ochoty na swoją żonę (niezależnie od warunków, w których się znajdują, psychicznych czy to fizycznych). Może zdawało to egzamin w pierwszych tomach i pewnie dla wielu czytelników dodawało to smaczku i pikanterii (osobiście akurat mogłam się bez tego obyć), ale w tym jest to sztuczne i już oklepane. A co do samego Jamiego, chyba obecnie jest to jednak moja ulubiona postać, lubię jego spokój i zgodę na to co przynosi los, a także hart ducha (Szkocki, pamiętajmy ;D). Nie żeby Claire nie miała podobnych cech, ale w jej przypadku czuję jakby jechała na jakimś wyparciu i wmawiała sobie że wszystko jest ok, rzucając się w wir pracy. Książkowy Roger mnie dalej odstręcza, natomiast nareszcie zaczęłam widzieć przebłyski Brianny w tym tomie, takiej jaką chciałabym widzieć. Tyle się mówiło wśród bohaterów o tym jaka to nie jest podobna do ojca, wreszcie to widać i aż przyjemnie patrzeć że nareszcie jej zachowanie i decyzje są konsekwentne i rozważne. Nie jest też już taka rozmemłana i nijaka jak w poprzednich częściach. Reszta bohaterów natomiast traktowana jest jak zwykle po macoszemu, jako tło do dramatów które tej rodzinie przytrafiają się non-stop. Wydarzenia są dość chaotyczne, przypadkowe. Czasami ma się wrażenie że autorka buduje napięcie, coś się będzie zaraz poważnego działo, ale koniec końców rozwiązanie sytuacji jest jakieś takie banalne i szybkie. Ale zamiast dobrze napisanej fabuły mamy opisy włosów Jamiego czy Brianny, najwyraźniej to powinno czytelnikowi wystarczać :D
Przyznam, że nie była to najgorsza część, bo mimo wszystko momentami wciąga i nie dłużyła mi się tak jak jej poprzedniczka. Tutaj ruszyliśmy trochę do przodu z fabułą, sporo się pozmieniało, widzieliśmy dramaty poszczególnych bohaterów i kilka tematów zostało zamkniętych (i to z plot twistami). Jestem dość ciekawa co dalej, ale znowu muszę zrobić sobie przerwę na inną lekturę w międzyczasie, żeby wrócić do historii z większym zainteresowaniem niż odczuwam obecnie. Ale ponownie - polecam czytanie tylko gigantycznym fanom tej serii albo osobom takim jak ja, które muszą doczytać rozpoczęte serie do końca ;)
Wydanie, które czytałam miało dwa tomy, ale jako że jest to jedna i spójna historia podzielona dla wygody czytelnika, postanowiłam zrecenzować obie części jako całość. Brnę dalej, zainwestowałam już tyle czasu na czytanie o “Obcej”, że postanowiłam kontynuować. Tym bardziej, że zbliżam się do momentu w którym mniej więcej kończy się serial (w momencie, w którym to piszę...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-12-22
Wydanie, które czytałam miało dwa tomy, ale jako że jest to jedna i spójna historia podzielona dla wygody czytelnika, postanowiłam zrecenzować obie części jako całość. Brnę dalej, zainwestowałam już tyle czasu na czytanie o “Obcej”, że postanowiłam kontynuować. Tym bardziej, że zbliżam się do momentu w którym mniej więcej kończy się serial (w momencie, w którym to piszę oczywiście), także nie mam zielonego pojęcia co dalej czeka Claire, Jamiego, Briannę i Rogera. Przypuszczam jedynie, że będzie to skomplikowane, trudne, burzliwe i prawdopodobnie nieprzyjemne dla postaci, bo autorka najwyraźniej ich nie lubi ;)
Skupiając się jednak na tym tomie, nadal mieszkamy z Claire i jej rodziną oraz ich znajomymi w Ameryce Północnej, w czasie kiedy tworzyły się podwaliny dzisiejszej formy tego kraju. Jakimś sposobem Jamie znowu zostaje wplątany w polityczno - militarne zawiłości, które nie do końca pojmuję. To znaczy pojmuję zawiłości, ale nie wiem czemu akurat on jest ciągle w takim centrum zainteresowania i nieustannie bierze na barki losy masy szkockich imigrantów. Ma to gigantyczny wpływ na całą jego rodzinę, bo przez to los ich nie oszczędza i wcale nie pomaga fakt, że mniej więcej wiedzą co się ma wydarzyć. Szczególnie obrzydliwie potraktowano w tym tomie Claire, nie podoba mi się że autorka postanowiła tak poprowadzić jej historię, dokładając jej kolejną traumę. Każda osoba na jej miejscu już dawno by się załamała, leżała w łóżku z atakami paniki albo przynajmniej straciła chęć do życia. A mam wrażenie że po naszej bohaterce trochę to jednak za bardzo spłynęło, jednak w serialu poświęcono tej sytuacji dużo więcej czasu i wyszło to bardziej ludzko niż w książce. W każdym razie byłam mocno zaskoczona sytuacją, ale coś chyba trzeba było wymyślić żeby zapełnić to tysiąc stron, na których napisanie upiera się autorka w każdym z tomów.
Dużo tutaj mamy lania wody i niepotrzebnych, randomowych faktów które chyba mają robić klimacik i tło historyczne książki, ale są tak niekonsekwentnie prowadzone że wypadają dość dziwnie. Autorka nie omieszka również w kółko podkreślać szkockości Jamiego, jego pomruków, wpaniałego ciała i wiecznej ochoty na swoją żonę (niezależnie od warunków, w których się znajdują, psychicznych czy to fizycznych). Może zdawało to egzamin w pierwszych tomach i pewnie dla wielu czytelników dodawało to smaczku i pikanterii (osobiście akurat mogłam się bez tego obyć), ale w tym jest to sztuczne i już oklepane. A co do samego Jamiego, chyba obecnie jest to jednak moja ulubiona postać, lubię jego spokój i zgodę na to co przynosi los, a także hart ducha (Szkocki, pamiętajmy ;D). Nie żeby Claire nie miała podobnych cech, ale w jej przypadku czuję jakby jechała na jakimś wyparciu i wmawiała sobie że wszystko jest ok, rzucając się w wir pracy. Książkowy Roger mnie dalej odstręcza, natomiast nareszcie zaczęłam widzieć przebłyski Brianny w tym tomie, takiej jaką chciałabym widzieć. Tyle się mówiło wśród bohaterów o tym jaka to nie jest podobna do ojca, wreszcie to widać i aż przyjemnie patrzeć że nareszcie jej zachowanie i decyzje są konsekwentne i rozważne. Nie jest też już taka rozmemłana i nijaka jak w poprzednich częściach. Reszta bohaterów natomiast traktowana jest jak zwykle po macoszemu, jako tło do dramatów które tej rodzinie przytrafiają się non-stop. Wydarzenia są dość chaotyczne, przypadkowe. Czasami ma się wrażenie że autorka buduje napięcie, coś się będzie zaraz poważnego działo, ale koniec końców rozwiązanie sytuacji jest jakieś takie banalne i szybkie. Ale zamiast dobrze napisanej fabuły mamy opisy włosów Jamiego czy Brianny, najwyraźniej to powinno czytelnikowi wystarczać :D
Przyznam, że nie była to najgorsza część, bo mimo wszystko momentami wciąga i nie dłużyła mi się tak jak jej poprzedniczka. Tutaj ruszyliśmy trochę do przodu z fabułą, sporo się pozmieniało, widzieliśmy dramaty poszczególnych bohaterów i kilka tematów zostało zamkniętych (i to z plot twistami). Jestem dość ciekawa co dalej, ale znowu muszę zrobić sobie przerwę na inną lekturę w międzyczasie, żeby wrócić do historii z większym zainteresowaniem niż odczuwam obecnie. Ale ponownie - polecam czytanie tylko gigantycznym fanom tej serii albo osobom takim jak ja, które muszą doczytać rozpoczęte serie do końca ;)
Wydanie, które czytałam miało dwa tomy, ale jako że jest to jedna i spójna historia podzielona dla wygody czytelnika, postanowiłam zrecenzować obie części jako całość. Brnę dalej, zainwestowałam już tyle czasu na czytanie o “Obcej”, że postanowiłam kontynuować. Tym bardziej, że zbliżam się do momentu w którym mniej więcej kończy się serial (w momencie, w którym to piszę...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-12-14
Cóż za pokręcona książka - to chyba moje początkowe, jak i końcowe zdanie o niej. Pomimo że nadane zostało z innych przyczyn przy rozpoczęciu, i z innych już po zakończeniu czytania. Jest na tyle nierówna, że momentami się wręcz podczas niej nudziłam i zastanawiałam się, czy czytanie jej było na pewno dobrym pomysłem. Potem znowu mnie totalnie wciągała i nie mogłam się oderwać. Myślę, że dodatkową przyjemnością był dla mnie fakt, że nigdy nie staram się wyjaśnić zagadek kryminalnych prezentowanych w dowolnym medium. Podążam po prostu za historią i czekam co z niej wyniknie, chyba że rozwiązanie nasuwa się samo bo jest oczywiste, albo wyjaśnione z początku opowieści. Tutaj tak nie było, zdanie mogłam zmieniać co chwilę i nie skupiając się na zagadce, nie wpadłam nawet na to kto zawinił i po co, oczywiście aż do pewnego momentu. Dałam się zatem ponieść historii, i myślę że jest to rozsądne wyjście w tym przypadku, bo inaczej można się zawieść (jak wnioskuję z licznych komentarzy i recenzji).
Zacznę może od tego, że sam pomysł uważam za świetny, gorzej jest natomiast z jego realizacją. Autor chyba porwał się z motyką na słońce i nie przemyślał za bardzo jak ta historia ma się zakończyć, żeby mieć jakiś sens czy wiarygodność. I to moim zdaniem jej największa wada - zakończenia absolutnie nie kupuję, zostało napisane brzydko i na kolanie po naprawdę interesującej i wartkiej akcji środka książki. Podobał mi się też jej klimat (oprócz niepasujących elementów fantastycznych), wystrój, samo stare domostwo i jego okolica budząca ciarki, a także jego domownicy i ich goście. Mam wrażenie że poszczególne wcielenia potraktowane zostały po macoszemu i nie wniosły do historii aż tyle, ile by mogły - sprawiła to zawiłość fabuły i zasad świata przedstawionego, które zdecydowanie mogłyby być bardziej uproszczone, albo chociaż przedstawione w jakiejś przystępniejszej formie. Mam wrażenie że to w ogóle nie był kryminał tylko walka z czasem, pełna stresu i napięcia pochodzącego nie wiadomo skąd. Rozwój głównego bohatera też był dziwaczny, chociaż to i tak jeden z elementów najbardziej sensownych i tych, które zdecydowanie przypadły mi do gustu. I jak się okazało, był kluczowy dla całej historii chociaż zupełnie się na to nie zapowiadało.
Jest to jedna z tych książek, o których ciężko coś napisać bez spoilerowania. Jedyne co mogę powiedzieć to to, że autorowi zabrakło albo pomysłu albo doświadczenia w prowadzeniu tak szybkiej i skomplikowanej historii, przez co momentami było zbyt nudno lub zbyt chaotycznie. Nie jest to książka którą można sobie czytać wyrywkowo w podróży do pracy, bo jednak wymaga skupienia i możliwości poukładania sobie rzeczy w głowie. I nie ma w tym nic złego, jedyne co mogę skomentować to to, że nie każdemu czytelnikowi taka praca nad tą książką wyda się opłacalna. Mnie nie rozczarowała bo, po prostu szłam za Aidenem i całą resztą ferajny nie zastanawiając się tak naprawdę nad Evelyn czy kimkolwiek innym. I myślę, że to nie był błąd bo mimo wszystko książka wydała mi się interesująca i w pewien sposób wyjątkowa, mimo jej licznych niedociągnięć. Co bardziej krytycznym albo dociekliwym czytelnikom, lubującym się w zagadkach pokroju Agathy Christie radziłabym być ostrożna, żebyście się nie rozczarowali po tych hucznych opisach z okładki. Ja się bawiłam całkiem dobrze i polecę każdej osobie, która nie boi się połączenia dwóch gatunków literackich w dość dziwny sposób. Albo nie czyta książek dla doskonałych zakończeń, bo tu takowego nie znajdziecie ;)
Cóż za pokręcona książka - to chyba moje początkowe, jak i końcowe zdanie o niej. Pomimo że nadane zostało z innych przyczyn przy rozpoczęciu, i z innych już po zakończeniu czytania. Jest na tyle nierówna, że momentami się wręcz podczas niej nudziłam i zastanawiałam się, czy czytanie jej było na pewno dobrym pomysłem. Potem znowu mnie totalnie wciągała i nie mogłam się...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-12-05
Przyznam szczerze, że ta książka mnie dość mocno zszokowała bo kompletnie nie tego się spodziewałam biorąc ją do rąk. A trafiła w nie zupełnie przypadkowo, i z jakiegoś powodu nastawiłam się że to będzie romans. Zatem wyobraziłam sobie, że siądę sobie wygodnie i odpocznę, wyrywając się z codzienności - zdecydowanie nic bardziej mylnego. Dlatego na wstępie ostrzegam każdego, kto tak jak ja dał się nabrać, TO NIE JEST MIŁA KSIĄŻKA.
Pomysł mnie zaskoczył z wielu powodów. Sam wątek dotyczący kliniki pamięci (dość sci-fi), z początku wydawał mi się jakimś dziwnym i niezrozumiałym wrzutem autora. Rozwinął się natomiast w pewnym momencie tak dynamicznie, że aż szczęka mi opadła. Akcja płynie w książce wartko, dialogi są takie sobie bo momentami wypadają bardzo sztucznie i infantylnie, no ale po tym autorze raczej nie spodziewałam się wybitnej literatury, także się nie zawiodłam w tym względzie. Główny bohater stanowił dla mnie bardzo długo zagadkę. Jak na kogoś, kto potrafi tak po prostu zaufać i zaprzyjaźnić się z randomowym gościem poznanym na ulicy, a więc jak mniemam z łatwością nawiązuje wszelkie kontakty, to bardzo dziwnie dobiera sobie najbliższych przyjaciół. O ile można tak nazwać (wszystkich co do jednego) patologicznych kolesi opisanych w tej książce. To jest tak nierealistyczne, że aż śmieszne, bo nasz bohater wychodzi przez to na jakiegoś wyjątkowego płatka śniegu, którym zwyczajnie nie mógłby być dorastając wśród takich osób. Także autorowi coś nie poszło, mam wrażenie że zabrał się za opisywanie sytuacji, o których średnio miał pojęcie a jedynie jakieś mętne wyobrażenia.
Zaskoczyło mnie natomiast samo rozwinięcie historii Aarona, bo chociaż motyw nie jest jakiś wymyślny to bardzo mnie zaskoczył bo najzwyczajniej w świecie nie spodziewałam się takiego rozwoju wydarzeń. Może to moja nieuwaga, a może autor zgrabnie poprowadził wszystko tak, żeby było zaskakująco i boleśnie. Wszystko w tej książce jest przykre, smutne i nie sposób nie współczuć dosłownie każdemu z bohaterów, nawet jak nie do końca da się ich lubić. Uważam też, że to jedna z tych książek które mimo nie za wysokiego poziomu są jednak ważne jeśli chodzi o treść i przekazywane emocje, na tyle że nie wahałabym się jej polecić komuś do przeczytania. Na pewno nikomu nie zaszkodzi, a część osób poruszy i da do myślenia. Koniec końców jest też całkiem zgrabnie poprowadzona i zakończona co się chwali, zważywszy na trudny temat i jego wielowarstwowość. Dlatego byłam nawet przyjemnie zaskoczona po jej zakończeniu mimo początkowego zagubienia tą treścią i światem przedstawionym. Myślę, że warto aby każdy sam sobie wyrobił o niej opinie bo w zależności od tego kim jesteśmy i w jakim momencie życia (jako nastolatka zdecydowanie mocniej bym ją przeżyła, wiem to na pewno) inaczej na nią spojrzymy. Dlatego mimo opisanych mankamentów, polecam ją :)
Przyznam szczerze, że ta książka mnie dość mocno zszokowała bo kompletnie nie tego się spodziewałam biorąc ją do rąk. A trafiła w nie zupełnie przypadkowo, i z jakiegoś powodu nastawiłam się że to będzie romans. Zatem wyobraziłam sobie, że siądę sobie wygodnie i odpocznę, wyrywając się z codzienności - zdecydowanie nic bardziej mylnego. Dlatego na wstępie ostrzegam każdego,...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-12-01
Kto by pomyślał, że tak się wkręcę w tą historię? Na pewno nie ja po pierwszym tomie, który nie zachęcił mnie bynajmniej do dalszego czytania. Niezmiennie znajduje w tej historii sporo naiwności, uproszczeń i wyidealizowanych zwrotów akcji, ale mimo tego historia jest zaskakująca i ciekawie ewoluuje z rozdziału na rozdział. Autor zafundował niezłą jazdę czytelnikowi, spodziewałam się wielu opcji rozwinięcia akcji i zakończenia całości, ale autor przekroczył moje wszelkie wyobrażenia, całkiem zgrabnie domykając coś, co zapowiadało się na jakąś historyczną epopeję. A przynajmniej takie robiło wrażenie.
Szczerze mówiąc, zabrakło mi tutaj trochę jeszcze jednego tomu, albo i dwóch. Dalej mam poczucie niedosytu jeśli chodzi o świat przedstawiony. Kosodomy, ich rodzaje, charakterystyka, mieszkańcy i zasady zostały zaledwie muśnięte a wielka szkoda, bo pomysł przedni i warty moim zdaniem rozwinięcia. Znowu nie poczułam też zbytnio styczności z bohaterami, nie bardzo rozumiałam momentami ich pobudki i decyzje, zdecydowanie niepopularne wśród tak młodych ludzi. Ale za to akcja i rozwój fabuły płynęły niezwykle gładko i przyjemnie dla oka. Nie była to książka przez którą zarwałabym noce, ale przyznam szczerze że zabierałam się za nią w każdej wolnej chwili, ciekawa co tam się teraz wydarzy. A przede wszystkim, jak autor zdecyduje się zamknąć tak skomplikowaną i wielowątkową opowieść w niezwykle dynamicznym czasie dla tego świata, o tylko z pozoru prostych zasadach. Uważam, że poradził sobie całkiem nieźle chociaż rozumiem niepochlebne opinie bo trochę poleciał w kosmos z co niektórymi rozwiązaniami ;) Bardzo podobał mi się wątek Faradaya i Muniry, trochę przykro że nie został jakoś lepiej albo szerzej rozwinięty, pasowałoby go trochę więcej widzieć w tej książce. Podobne mam odczucia do akcji dziejącej się na tym tajemniczym archipelagu, miało się wrażenie że odwiedzamy to miejsce tylko po to, żeby zauważyć upływ czasu, potraktowano ten moment bardzo po macoszemu, a przecież miał doskonały potencjał. Aż mi się przypomniał “Lost” z tym tajemniczym bunkrem i dziwnymi instrukcjami, niestety nie dane nam było tam za bardzo poprzebywać w tej książce.
Mieliśmy w tym tomie zdecydowanie więcej postaci, niektóre były jak dla mnie albo niepotrzebne, albo powinny nam zostać jakoś mocniej przybliżone. Bo znowu miałam wrażenie, że pozbawiono je duszy czy większego sensu, stanowiły zaledwie tło albo jakieś meble, mimo pojawiania się w ważnych, często krytycznych wręcz scenach. Może się czepiam i młodszym czytelnikom to wystarczyło, w końcu to nie miała być jakaś epicka powieść na miarę Tolkiena, ale przyjemne i interesujące fantasy. I myślę, że koniec końców autor dowiózł, to co miał dowieźć. Nie była to taka typowa historia ratowania świata z romansem w tle, zamiast tego było w niej wiele zaskakujących momentów. Autor postanowił zagrać też modnym obecnie motywem sztucznej inteligencji i świata “po niej” lub z nią, zależy jak a to spojrzeć. Porwał się na naprawdę poważne tematy, zachęcił do przemyśleń i puszczenia w ruch wyobraźni, jak żyłoby się w świecie przez niego przestawionym. Mi to zajęło głowę, nie powiem, i zapoczątkowało parę ciekawych dyskusji. Także jeśli to był zamysł autora (a tak to odczytuję, mam wrażenie że jego ambicją było jednak wniesienie do tej książki sporo więcej niż planuje to zazwyczaj ktoś piszący dla young adults), to zdecydowanie mu się udało. Zresztą polecam zapoznać się samemu i ocenić wartość tej serii na własną rękę :)
Kto by pomyślał, że tak się wkręcę w tą historię? Na pewno nie ja po pierwszym tomie, który nie zachęcił mnie bynajmniej do dalszego czytania. Niezmiennie znajduje w tej historii sporo naiwności, uproszczeń i wyidealizowanych zwrotów akcji, ale mimo tego historia jest zaskakująca i ciekawie ewoluuje z rozdziału na rozdział. Autor zafundował niezłą jazdę czytelnikowi,...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-11-18
Ok, po pierwszym tomie, który mnie deczko zawiódł, ten był naprawdę niezły. Szczególnie jego zaskakujące zakończenie, nie zazdroszczę ludziom którym nie było dane od razu sięgnąć po kolejny tom bo czekali na jego wydanie - naprawdę w kolejnym można spodziewać się wszystkiego. Mam wrażenie, że akcja nabrała tutaj jeszcze bardziej tempa, czytelnik nie ma dosłownie ani chwili wytchnienia bo autor szykuje coraz to nowe sytuacje, przeszkody i ciekawe rozwiązania. Poznajemy też trochę więcej świata w którym się znajdujemy razem z bohaterami, oraz zasad rządzących Kosodomem, Thunderheadem i resztą mieszkańców Ziemi, które są proste z założenia, ale jak się okazuje już nie tak łatwe do przestrzegania w praktyce.
Zacznę może od tego, że nic się nie zmieniło jeśli chodzi o poziom naiwności niektórych rozwiązań i sposobu w jaki prowadzone są postacie Citry i Rowana. Nie kupuję ani trochę ich relacji, bo zwyczajnie nie miała kiedy się rozwinąć. Tak samo jak ich niesamowite wyszkolenie i umiejętność radzenia sobie z każdą, niełatwą sytuacją są mało wiarygodne. Szczególnie patrząc na sposób bycia i wartości moralne tak wielu Kosiarzy, których nam tu opisano. Nasi bohaterowie zdają się być naprawdę wyjątkowi, co jest zdecydowanie dziwne zważywszy na to że są nastolatkami urodzonymi w świecie bez umierania (jedynie z rąk Kosiarzy a nie wypadków, chorób czy z przyczyn naturalnych), a zatem ich wartości i zachowanie raczej byłoby zgoła inne i myślę że zdecydowanie bardziej lekkomyślne. Nie klei się to za bardzo, ale na szczęście autor wprowadził masę innych postaci. Niektóre z nich są naprawdę interesujące i znacznie lepiej prowadzone, cieszę się że dzielą część tej opowieści. Podoba mi się też to, że autor jednak umie dostosować treść do wieku swoich potencjalnych czytelników. Nie spojlerując, ładnie wplata w fabułę uśmiercanie niektórych postaci, nie bacząc przy tym trochę na to co faktycznie byłoby możliwe a co nie. Jest to w pewien sposób urocze i tym bardziej jestem ciekawa w jaki sposób potoczą się dalsze losy tego świata i jego mieszkańców.
Przyznam się też szczerze, że w tym tomie znalazłam zdecydowanie więcej tematyki około filozoficznej, ciekawych rozkmin i rozwiązań które momentami dawały mi do myślenia. Nie umiem wyobrazić sobie tak do końca życia w świecie przedstawionym w tej serii, autor chyba też nie do końca to potrafi, ale robi co może. Myślę, że wiele z jego obserwacji jest jak najbardziej trafnych, szczególnie tych o naturze ludzkiej i specyficznym obchodzeniu się z nią przez Thunderheada. W tej książce bardzo dobrze płynie narracja i opisy, natomiast dialogi nieco leżą, bo niekiedy są takie pustawo-pompatyczne. Zdecydowanie skupiono się na akcji i budowie świata przedstawionego a mniej na bohaterach, stąd ich rozmowy nie mogły być fantastyczne, bo najzwyczajniej nie widać ani nie czuć relacji między nimi. Ale nie czepiam się o to jakoś zbytnio, to niesamowicie trudny balans do osiągnięcia, a książka nie pretenduje przecież do zdobycia Nobla z fantastyki. A jest naprawdę dobrą rozrywką i miło mnie zaskoczyła po poprzednim, słabszym według mnie tomie.
Zawiedzionym pierwszym tomem proponuję dać szansę drugiemu - myślę, że możecie się przyjemnie zaskoczyć. A na pewno nie rozczarujecie się aż tak, jak tomem poprzednim, to już za Wami ;) Fanów namawiać nie muszę, mimo wszystko to wciągająca historia która właśnie nabrała więcej tempa i sensu. Nie nudziłam się przy niej i chociaż nie wciągnęła mnie na tyle że zarwałabym dla niej nockę, to naprawdę była przyjemna. Chociaż nie tak do końca relaksująca jakby się mogło wydawać, ostrzegam. Biorę się za finał historii, jestem autentycznie ciekawa co mnie w nim czeka za niespodzianka bo “Thunderhead” narobił mi smaka.
Ok, po pierwszym tomie, który mnie deczko zawiódł, ten był naprawdę niezły. Szczególnie jego zaskakujące zakończenie, nie zazdroszczę ludziom którym nie było dane od razu sięgnąć po kolejny tom bo czekali na jego wydanie - naprawdę w kolejnym można spodziewać się wszystkiego. Mam wrażenie, że akcja nabrała tutaj jeszcze bardziej tempa, czytelnik nie ma dosłownie ani chwili...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-11-11
Bardzo się ucieszyłam na wieść, że autorka jednego z podcastów który na bieżąco słucham i go sobie cenię postanowiła wydać je w formie książki. Zdecydowanie bardziej podchodzi mi słowo pisane, na którym łatwiej mi się skupić i coś z niego wyłuskać. Mam wrażenie że trudna i skomplikowana tematyka poruszana w “O zmierzchu” w formie audio mi często umyka, bo słucham jej robiąc coś innego - a książka stanowi swego rodzaju podręcznik i źródło sporej, uporządkowanej i współczesnej wiedzy o naszych głowach, emocjach, reakcjach i sposobami radzenia sobie w kryzysach. Nie wiem czy wydanie to będzie miało jakąś formę serii, czy jak autorka to sobie zaplanowała i nie wiem też czy będę skłonna zebrać całą potencjalną serię, ale bardzo cieszę się że ta książka wpadła w moje spragnione wiedzy psychologicznej ręce. I nie omieszkam jej polecać i się nią dzielić z bliskimi ;)
Panią Niedźwiecką od samego początku cenię za specyficzny język, obrazowość, szczerość i mroczne podejście do życia, które chcąc nie chcąc z nią podzielam. I mimo że nie zawsze zgadzam się z jej poglądami (ale to chyba normalne wśród ludzi), to słucha mi się jej niezwykle przyjemnie i już masę rzeczy dzięki niej sobie naprawiłam, albo chociaż zdążyłam u siebie zaobserwować, a to ważny etap roboty nad sobą. Forma książki siadła mi dużo, dużo bardziej bo mam w niej szansę momentami zwolnić, cofnąć się, przemyśleć pewne kwestie czego podcast mi akurat nie daje, bo leci zbyt szybko i trudno mi się w nim cofnąć. A poruszane tematy nie należą do bagatelnych, są bardzo ludzkie i uniwersalne ale przez to też trudne. Myślę że widać to w popularności podcastu, chyba jesteśmy głodni takiej wiedzy której nikt nam nigdy nie podsuwał w procesie edukacji. A jest tak szalenie ważna, poza tym niekiedy naprawdę banalna i oczywista gdy się nad tym zastanowić. Czytanie Pani Marty jest dla mnie osobiście nawet przyjemniejsze, nie traci ona na ostrości mimo że to zupełnie inna forma przekazu, a faktycznie wyłapałam więcej rzeczy niż z audycji chociaż tematy już oczywiście kojarzyłam. Dobrze sobie było je jednak odświeżyć i poukładać, myślę że to jednak z tych książek do których można raz na jakiś czas wracać bo są ponadczasowe. Dodatkowo mimo ciężkości tematyki czyta się ją lekko i naprawdę szybko, nastawiałam się że jej czytanie zajmie mi sporo czasu i planowałam wplatać sobie coś lekkiego pomiędzy poszczególne rozdziały, ale okazało się że nie ma wcale takiej konieczności. Poszło mi z nią naprawdę szybko, nie potrzebowałam żadnych odkoczni, jest też sensownie poukładana i chociaż przechodzimy za jej pomocą przez naprawdę różne rzeczy to nie miesza w głowie. Nie budzi jakiegoś lęku czy przytłoczenia albo potrzeby natychmiastowego działania jak robią to niektóre tego typu książki, te nieco bardziej coacherskie.
Po prostu polecam tą książkę, myślę jednak że warto przesłuchać najpierw kilka podcastów żeby poznać lepiej autorkę i czy odpowiada nam jej styl, bo jest dość specyficzny, nie ma co ukrywać. Ale jeśli Wam siądzie to nie ma się co zastanawiać, po książkę warto sięgnąć. Będzie też idealnym prezentem dla fanów podcastu, albo osób które czują się źle w życiu ale nie wiedzą czemu czy jak zacząć to powolutku naprawiać. Różnorodność treści poruszanych w książce jest moim zdaniem odpowiednia i każdy znajdzie w niej coś dla siebie i o sobie. Myślę że nawet w kilku rozdziałach ;) Pozostaje mi życzyć miłej lektury, szczerze zachęcam.
Bardzo się ucieszyłam na wieść, że autorka jednego z podcastów który na bieżąco słucham i go sobie cenię postanowiła wydać je w formie książki. Zdecydowanie bardziej podchodzi mi słowo pisane, na którym łatwiej mi się skupić i coś z niego wyłuskać. Mam wrażenie że trudna i skomplikowana tematyka poruszana w “O zmierzchu” w formie audio mi często umyka, bo słucham jej robiąc...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-11-05
Nie ukrywam, że w pewnym sensie poczułam przymus przeczytania tej książki. Internet od niej huczał po prostu (a może moja bańka, chociaż mam wrażenie że tym razem hype wyszedł za nią), dlatego nie miałam wyjścia i musiałam się z nią zaznajomić. I rozumiem dlaczego jest tak lubiana i popularna, na mnie jednak nie zrobiła piorunującego wrażenia. Bawiłam się dobrze czytając ją, ale nie jestem w stanie zachwycić się nią tak jak spora część czytelników. Postaram się wyjaśnić, co wpłynęło na moją ocenę.
Zacznę od pozytywów - świat przedstawiony i pomysł na niego są genialne. Autor ma fantastyczną rozkminę na temat nieśmiertelności i tego jakby wyglądało, jak reaguje na nią ludzka natura i kto tym nowym rodzajem bajzlu mógłby zarządzać. W książce było sporo informacji, detali i rozwinięć na ten temat, ale chciało się cały czas wiedzieć znacznie więcej a wyobraźnia nieustannie pracowała. Liczę na to, że w pozostałych częściach będzie podobnie i będziemy dowiadywać się coraz to więcej o Kosiarzach, Thunderheadzie i życiu nieśmiertelnych ludzi. Autor uwzględnił wiele aspektów, o których sama myślałam zazwyczaj w kontekście wiecznego życia i ujął je w prosty, przystępny sposób. Niekiedy może trochę naiwny, ale w końcu to nie jest traktat filozoficzny a książka rozrywkowa. No dobrze, to co mi w książce nie pasowało w takim razie? No niestety serce, czyli bohaterowie i sposób ich prowadzenia. Także sama akcja, która niby rozwijała się dość dynamicznie ale momentami czułam się lekko znudzona i nic nie sprawiało, że czytałam tą historię z wypiekami na twarzy. Co do bohaterów, Citra i Rowan zostali nam podstawieni dość gwałtownie pod nos i z pary niepozornych, zupełnie zwyczajnych dzieciaków zrobiono z nich wybitnych Kosiarzy. Trochę mi nie leży sposób w jaki została opisana ich przemiana, w tych niezwykle moralnych twardzieli, bo cóż, właściwie to nie została opisana. Dostawaliśmy zaledwie urywki z ich codzienności, randomowych treningów i rozmów (czasami zdecydowanie zbyt pompatycznych), które niezbyt wyjaśniały czemu stali się tak moralnymi i wspaniale uzdolnionymi fizycznie nadludźmi. Nie dostaliśmy żadnych wskazówek z ich poprzedniego życia dlaczego tak miałoby się stać. Wisienką na torcie była zasada brania sobie na uczniów dzieciaków zamiast jakichś długo żyjących, ogarniętych dorosłych. Takich, którzy przeszliby przez długotrwałe szkolenia a nie stosunkowo krótkie szkolenia, tak aby godnie i prawilnie piastować to jakże ważne i odpowiedzialne stanowisko. Decyzja autora w tym względzie jest dość kuriozalna i nielogiczna. Wiem, że to idealnie pasuje do kanonu w którym książka powstała i jej potencjalnych odbiorców (bohaterowie to nastolatkowie, łatwiej się z nimi utożsamić), ale strasznie to zgrzyta. Książka ma bardzo inteligentne ale też bardzo głupie momenty przez co jest mocno nierówna.
Kosodom też jest dość dziwny, postacie przypominają mi bardziej znużone życiem wampiry niż strażników ilości populacji. Czytamy sporo o tym jakie to odpowiedzialne, ważne i trudne zajęcie, a połowa z wykonujących je osób robi je niechlujnie, źle czy obrzydliwie i nikt tego nie egzekwuje. Autor prawdopodobnie chciał pokazać, że czego człowiek się tknie to to zepsuje i być może jest to wstęp do wydarzeń z następnych tomów, ale zwyczajnie źle mi się o tym czytało. I ostatnia rzecz która mi nie siadła to chyba samo pióro autora. Są takie książki, które niekoniecznie mają porywającą treść ale wciągają mnie dogłębnie ze względu na piękno literackie albo po prostu ładny język. Ta z pozoru powinna mnie wciągnąć bo przecież jest przyjemna i prosta w odbiorze plus napisana z zacnym pomysłem, ale zabrało jej jakiejś iskry. Może czytałam ją w złym momencie życia? Nie wiem, ale nie po raz pierwszy jestem nieco rozczarowana czymś, czym zachwyca się pół świata.
Myślę, że polecam się z tą książką zapoznać na własną rękę i ocenić czy faktycznie jest dobra, a może tylko przeciętna. Zdecydowanie lepiej by mi się ją pewnie czytało gdybym była jakieś 10 lat młodsza. Może to jest mój problem że straciłam otwartość i naiwność potrzebną do dobrej zabawy przy tego typu lekturach. W każdym razie nie jest to jakaś porażka wydawnicza, co to to nie, osobiście sięgnę po kolejne tomy bo jestem ciekawa w jakim kierunku pójdzie ta historia. Ale nie jaram się nią tak bardzo jakbym chciała i znajomym polecać jej nie będę ;)
Nie ukrywam, że w pewnym sensie poczułam przymus przeczytania tej książki. Internet od niej huczał po prostu (a może moja bańka, chociaż mam wrażenie że tym razem hype wyszedł za nią), dlatego nie miałam wyjścia i musiałam się z nią zaznajomić. I rozumiem dlaczego jest tak lubiana i popularna, na mnie jednak nie zrobiła piorunującego wrażenia. Bawiłam się dobrze czytając...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-10-31
Ale mnie ta książka zaskoczyła. Nie wiem czego się spodziewałam, ale na pewno nie pięknie i przy tym niesamowicie dosadnie opisanego procesu powstawania nazizmu. Żeby nie było, nie jest to jakaś rozprawa historyczna gdzie mamy podane przyczyny i skutki, nie nie. To raczej szybki wgląd w prywatne spotkania, rozmowy, decyzje które zaważyły na tym jak potoczyła się historia. W przerażający sposób ukazuje, że pewni aktorzy ówczesnej sceny mogli ją zatrzymać, a już na pewno domyślali się ku czemu to zmierza i że nie wygląda to za dobrze, nie ważne z jakiej perspektywy patrzeć na Hitlera i jego popleczników. Ale nie zrobili nic, żeby ten nadchodzący koszmar zatrzymać - z wygody, ignorancji czy ze strachu, ale na pewno z własnego wyboru.
Zaskoczyło mnie pióro autora - barwne, kwieciste, ale umiejące wbić momentalnie szpilę przy opisie sytuacji czy postaci. Miałam momentami wrażenie, że tekst był edytowany tak wiele razy że został z niego sam ostry rdzeń, przez co jest tak krótka i dosadna. Nie ma w niej miejsca na niepotrzebne słowa, opisy czy dialogi. Przez to też chyba czyta się ją szybko i z zapałem, ciężko było mi ją odłożyć bo chciałam wiedzieć co dalej. Mimo że fabuły tam jakiejś wielkiej nie ma, a umówmy się że zakończenie historyczne wszyscy znamy. Ciekawe dla mnie było (i w sumie zaskakujące) jakie to znane nam obecnie koncerny i korporacje wspierały Trzecią Rzeszę w jej piekielnych dążeniach i ambicjach. Nie byłam jakoś bardzo zdziwiona bo tego typu przedsiębiorstwa mają długą historię szkodzenia ludzkości (i nadal ją niezmiennie tworzą), tutaj jednak mówimy o czymś naprawdę przekraczającym ludzkie pojęcie, co myślę należałoby częściej przypominać. Mamy krótką pamięć, a naprawdę niektóre wydarzenia są tak pouczające w swoim tragizmie i bezsensie, że nie powinniśmy o nich nigdy zapomnieć.
Ciężko napisać o niej coś więcej, polecam przeczytać na własną rękę bo to kawał naprawdę dobrej literatury pięknej bazującej na prawdziwej, tragicznej historii na którą nie ma wyjaśnienia i myślę że nadal w głowie się nie mieści. Autor potrafił zawrzeć w tym małym tomiku chłodny reportaż, dogłębny smutek i rozczarowanie z domieszką obrzydzenia i wściekłości okraszonych ironią. Uważam że wyszło mu to doskonale. Nigdy nie czytałam podobnej książki o tematyce nazistowskiej, nie wiem czy nie jest jedyna w swoim rodzaju i podchodzi do niego w nieco inny sposób do którego nawykłam. I jest to bardzo dobry sposób, polecam się z nim zapoznać.
Ale mnie ta książka zaskoczyła. Nie wiem czego się spodziewałam, ale na pewno nie pięknie i przy tym niesamowicie dosadnie opisanego procesu powstawania nazizmu. Żeby nie było, nie jest to jakaś rozprawa historyczna gdzie mamy podane przyczyny i skutki, nie nie. To raczej szybki wgląd w prywatne spotkania, rozmowy, decyzje które zaważyły na tym jak potoczyła się historia. W...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-10-29
Już od dłuższego czasu śledzę internetową działalność doktor Joanny i przyznam że niezwykle mi ona przypadła do gustu. Lubię jej słuchać, lubię czytać prezentowane przez nią treści, dlatego w zasadzie bez większego namysłu zakupiłam jej książkę. Potem do mnie jednak dotarło że być może będę miała problem z jej odpowiednim zrozumieniem, w końcu daleko mi wiedzą od niej i wielu jej obserwujących. Na szczęście były to nietrafione obawy i koniec końców nie tylko sporo się dowiedziałam, ale także nawet nieźle bawiłam czytając książkę, co chyba jest jej najlepszą reklamą.
Po pierwsze chciałam zwrócić uwagę na samo wydanie, które mnie absolutnie urzekło. Pięknie skomponowana, tłoczona okładka plus grafiki pomiędzy rozdziałami sprawiały że przyjemnie się ją trzymało w rękach i na nią patrzyło, tak po prostu. Sama treść natomiast poukładana jest spójnie, w rozdziały traktujące o podstawach podstaw neurobiologii przechodząc płynnie przez tematy związane z tym jak właściwie zadbać o swój mózg. Szłam przez nie z ciekawością, nie mogąc się doczekać konkretnych wskazówek i porad z których autorka w zasadzie słynie. Jednak pierwsze rozdziały to była naprawdę porządna powtórka ze szkolnych lat i lekcji biologii oraz chemii, wraz z najnowszymi odkryciami i zdecydowanie poszerzonym zakresem tematycznym. Mózg jest absolutnie fascynującym i przerażającym wręcz organem, o którym wiemy zaskakująco mało. Śmiesznie, że zabieramy się za podróże w kosmos nie znając nawet dobrze własnych ciał. Mam wrażenie, i książka je spotęgowała, że z roku na rok słyszę o jakimś przełomie i nowościach jeśli chodzi o nasze organizmy i to jak funkcjonują. Daleko nam jest do osiągnięcia nieśmiertelności, ale doktor Podgórska i jej podobni fascynaci neurobiologii pokazują jak można sobie pomóc i żyć długo w zdrowiu. A myślę że jest to kluczowe dla coraz dłużej żyjącego społeczeństwa. W końcu kto chce żyć 100 lat podczas których przez ostatnie 40 zmagać się trzeba z Alzheimerem albo Parkinsonem? A jak się okazuje, można temu zapobiec a przynajmniej szybciej zareagować na postępującą chorobę, jakakolwiek by ona nie była.
Książka ta jest tak naprawdę solidnym podręcznikiem, z którego można dowiedzieć się sporo o chemii mózgu i usystematyzować sobie posiadaną do tej pory wiedzę (albo przyswoić ją od nowa). Myślę że wrócę do niej jeszcze raz za jakiś czas bo warto, i z pewnością zostanie na mojej półce. Dodam że język, mimo wagi i skomplikowania tematu, jest prosty i przyjemny w odbiorze. To co musi być dodatkowo wyjaśnione jest wyjaśnione czytelnikowi w przystępny sposób, nie czułam że czegoś mi brakuje. W książce nie da się też odczuć bariery jaką często daje się odczuć między naukowcem a odbiorcą/zwykłym śmiertelnikiem. Autorka ma sporo dystansu i poczucia humoru ale także pokory, nie daje się ponieść swojemu ego czując się lepszą od innych co naprawdę daje się czasem odczuć w podobnych pracach. Serdecznie polecam fanom tematu, ale także każdej osobie która ceni doktor Podgórską, czy po prostu szuka książek samopomocowych. Bo szczerze mówiąc to jedna z tych pozycji, która zgrabnie łączy medycynę konwencjonalną z alternatywną, budując elegancko most pomiędzy nimi. Nie znudzicie się czytając ją, nawet jeśli jesteście średnio zainteresowani tematem, więc w zasadzie zapraszam każdego do zapoznania się z nią :)
Już od dłuższego czasu śledzę internetową działalność doktor Joanny i przyznam że niezwykle mi ona przypadła do gustu. Lubię jej słuchać, lubię czytać prezentowane przez nią treści, dlatego w zasadzie bez większego namysłu zakupiłam jej książkę. Potem do mnie jednak dotarło że być może będę miała problem z jej odpowiednim zrozumieniem, w końcu daleko mi wiedzą od niej i...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-10-15
Jakie to były bezdenne nudy. Przepaść jakościowa między tą częścią a pierwszą, która była energetyczna, dobrze zaplanowana z ciągłą akcją i dialogami, jest gigantyczna. I mam wrażenie, że z każdym tomem przepaść ta będzie wzrastać bo autorka ewidentnie nie zna umiaru i musi klecić książki na tysiąc stron plus. Gdyby zdecydowała się zawrzeć całą akcję na 400 stronach czytałoby się to o niebo lepiej i miałabym poczucie, że czytam coś spójnego a nie w kółko tą samą historię w deczko innej aranżacji.
Skupiamy się tutaj na wszystkim i na niczym. Claire gdzieś całkowicie zniknęła, na pierwszy plan wysunął się Jamie tylko jakoś wyjątkowo płaski i niepodobny do siebie. Gra główne skrzypce na czele z córką i zięciem. Jestem nadal zniechęcona i zniesmaczona sposobem w jaki prowadzona jest postać Bree - z przebojowej i otwartej na świat dziewczyny stała się smutną i zmęczoną życiem snującą się po kartach książki kobietą bez wyrazu. Nie wiem czy to celowy zabieg czy brak umiejętności pisarskich i planu na tą epopeje, ale wyszło bardzo słabo. Roger dalej jest dla mnie dość paskudny pod wieloma względami, zupełnie inaczej wyobrażałam sobie rozwój tej postaci. Gabaldon nie umiała też za bardzo poradzić sobie z jego traumą i tym co go spotkało (to samo zresztą z Brianną…), rzuciła tak ważny i skomplikowany temat nie zagłębiając się zbytnio w psychikę bohatera, ale postanowiła rozwiązać problem w najprostszy i najbardziej idiotyczny sposób czyli przez łóżko, co w tym przypadku jest dość obleśne i prostackie. Scen erotycznych jest na szczęście coraz mniej, najwyraźniej starsza Claire i Jamie już tak nas mają nie obchodzić, a chemi między Bree i jej mężem nie ma bo nie miała jak się wytworzyć.
W zasadzie tyle o tej książce mogę napisać, bo szkoda więcej gadać. Jestem naprawdę zawiedziona i przysięgam że autentycznie się nad nią wynudziłam. Mimo że naprawdę lubię tą historię i klimat, który udało się utworzyć z powodzeniem w serialu a tutaj po prostu umarł. Chodź przyznam że sezon z opisywanymi w tym tomie zdarzeniami też był najsłabszy, więc być może tekst źródłowy jest naprawdę do niczego i to nie tylko moje odczucie. Serii nie zarzucam całkowicie bo mimo wszystko jestem ciekawa co dalej, ale zdecydowanie muszę od niej odpocząć póki co. Jeśli ktoś nie ma samozaparcia i poprzednie tomy mu nie podeszły, to tego absolutnie nie polecam - nie idźcie w to bo szkoda czasu. Mówimy tu o cegle mającej 1200 stron, to prawie dobra czytania i zdecydowanie można poświęcić ją na kilka lepszych książek.
Jakie to były bezdenne nudy. Przepaść jakościowa między tą częścią a pierwszą, która była energetyczna, dobrze zaplanowana z ciągłą akcją i dialogami, jest gigantyczna. I mam wrażenie, że z każdym tomem przepaść ta będzie wzrastać bo autorka ewidentnie nie zna umiaru i musi klecić książki na tysiąc stron plus. Gdyby zdecydowała się zawrzeć całą akcję na 400 stronach...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-09-23
Ta książka była dla mnie czystą niespodzianką, spontanicznie wybraną w Empiku ze względu na jakąś promocje. Zwykle nie decyduje się na takie spontaniczne zakupy, bo gigantyczny wybór książek w księgarniach nie ułatwia sprawy i można nieźle wtopić pieniądze. “Proste równoległe” wylądowały w moim koszyku przez czysty przypadek - bliskość półki i ciekawą okładkę. Byłam sceptyczna i podeszłam jak do niej jak do jeża, pragnę zatem oznajmić że zaskoczyła mnie niezwykle przyjemnie i co więcej, okazuje się że z autorką miałam już kiedyś styczność i byłam równie z tego zadowolona.
Historia, z którą miałam okazję się tym razem zapoznać była w pewien sposób dość prosta, a jednak przez to jak autorka ją poprowadziła, ile na nią nałożyła warstw i czasów, nie tylko mnie wciągnęła ale momentami też wzruszyła. Marta jest nie tylko wspaniałą narratorką ale też odważną dziewczyną, która w dodatku ma talent muzyczny (okupiony ciężką pracą). Przyszło jej się zderzyć nie tylko z oczekiwaniami własnymi jak i dość specyficznej matki, dorastaniem które jest tak trudnym etapem, ale także chłodną i kapryśną nauczycielką gry na skrzypcach. Ta ostatnia to osoba nie tyle tajemnicza, co przede wszystkim smutna - już na pierwszych kartkach książki czułam ten smutek bijący z jej postaci, który później spotęgował i przeplatał się ze zmęczeniem i rozczarowaniem. Szczególnie właśnie jej historia była dla mnie niesamowita, ale też przygnębiająca. Wraz z kolejnymi rozdziałami czytelnik może lepiej zrozumieć tą postać i wczuć się w nią. Dawno nie czytałam książki, która miałaby tak wolne tempo nie nudząc mnie ani przez chwilę. Nie oczekiwałam niczego od zakończenia, wiedziałam że dane mi jest zobaczyć po prostu urywek z życia obu pań i ich bliskich, to jak radziły sobie obie na własnych warunkach z kłodami rzucanymi przez los i jakie miejsce w ich życiach zajmowała muzyka. Jak się można domyślić, było to miejsce bardzo priorytetowe, ale tak różnie podeszły do swojej ambicji i talentu że to aż zabawne - jak wiele można mieć ze sobą wspólnego, a dalej się tak diametralnie różnić jeśli chodzi o podejmowane decyzje.
To nie jest książka sensacyjna, nie będzie tu kolosalnej ilości akcji (miło malutkiej zagadki kryminalnej, o ile tak szumnie można nazwać zaginięcie instrumentu) ale za to znajdziecie w niej dużo emocji, historii płynących wolnym strumieniem, sporo przemyśleń i zaskoczeń a także zrozumienia dla postaci. Bardzo ludzka książka, pokazująca różne podejścia do podobnych problemów, toksyczne relacje i sposób radzenia (albo nieradzenia) sobie z nimi. Polecam zapoznać się na własną rękę, na mnie ta książka zrobiła bardzo dobre wrażenie i śmiało mogę ją polecić w zasadzie każdemu, właśnie ze względu na jej mocny komponent obyczajowy. I świetne przedstawienie postaci, bardzo mnie to osobiście angażuje w lekturę :) Polecam!
Ta książka była dla mnie czystą niespodzianką, spontanicznie wybraną w Empiku ze względu na jakąś promocje. Zwykle nie decyduje się na takie spontaniczne zakupy, bo gigantyczny wybór książek w księgarniach nie ułatwia sprawy i można nieźle wtopić pieniądze. “Proste równoległe” wylądowały w moim koszyku przez czysty przypadek - bliskość półki i ciekawą okładkę. Byłam...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-09-15
Strasznie ciężko jest mi recenzować tą książkę, bo mam wrażenie że polemizuję o jakimś pomniku literatury. Absolutnie wszyscy się tą książką zachwycają i polecają do przeczytania, a mnie ona nie tylko nie uwiodła, ale też w zasadzie w żaden sposób nie poruszyła. Już śpieszę wyjaśnić co mi w niej nie zagrało.
O piórze pani Krall słyszałam wiele, głównie w kontekście że jest wybitna i potrafi niesamowicie pisać o rzeczach które są trudne i bolesne dla rozmówców z jej reportaży, ale też dla czytelników. Podeszłam więc do tej książki na spokojnie, z otwartą głową i sercem, spodziewając się że będzie dla mnie może nie tyle szokująca lektura, co na pewno wzbudzi we mnie fale emocji i to raczej tych przykrych. Kompletnie tak się nie stało, tematyka jest oczywiście straszna, suche i zimne opisy wydarzeń przytaczane przez narratorkę i jej rozmówców uderzają brutalnością, ale niestety forma w jakiej zostały przekazane całkowicie psuje efekt. To ile mogliśmy się dowiedzieć od Edelmana na temat jego życia i pracy w tak strasznych i niemożliwych do wyobrażenia sobie warunkach i punkcie polskiej historii, zostało całkowicie zniwelowane na rzecz sama nie wiem czego - chaosu? W formie dziwnie prowadzonej, urywanej i momentami ciężkiej do śledzenia rozmowy, poprzetykanej licznymi dygresjami i przypadkowymi nazwiskami. Czyta się to fatalnie, nie byłam w stanie należycie skupić się na samej treści próbując w tym samym czasie nadać jakiś sens i kontekst temu co czytałam. Strasznie mnie to zdziwiło i zupełnie nie tego się spodziewałam. Było tam kilka naprawdę mocnych i ważnych fragmentów czy wypowiadanych przez bohaterów słów, ale tonęły one jak dla mnie w morzu chaosu, który zafundowała nam autorka.
Nie rozumiem za bardzo dlaczego taka forma pisania została wybrana przy reportażu (bo tym ta książka chyba z założenia miała być), pasuje ona bardziej do czegoś lekkiego i fikcyjnego. Nie uważam żeby czytelnikowi potrzebna była dodatkowa praca podczas czytania na tak kolosalny i tragiczny temat, wystarczy sama treść napisana w chronologiczny i sensowny sposób, tak aby jak najwięcej z niej wynieść i ją poczuć. A jak dla mnie wyszło to dość pretensjonalnie i patetycznie, strasznie szkoda bo wiele osób przez to po nią nie sięgnie a jak dla mnie temat jest warty ciągłego przypominania młodym pokoleniom. Cóż, autorka wybrała taki styl jak jej pasował, zdziwiłam się tylko że tak wiele osób uważa tą książkę za arcydzieło. Może za mało wiem i jestem niedojrzała, dlatego nie potrafię w niej zobaczyć tego co inni, w każdym razie polecam ją przeczytać z odpowiednim nastawieniem żeby się nie zawieść jak ja.
Strasznie ciężko jest mi recenzować tą książkę, bo mam wrażenie że polemizuję o jakimś pomniku literatury. Absolutnie wszyscy się tą książką zachwycają i polecają do przeczytania, a mnie ona nie tylko nie uwiodła, ale też w zasadzie w żaden sposób nie poruszyła. Już śpieszę wyjaśnić co mi w niej nie zagrało.
O piórze pani Krall słyszałam wiele, głównie w kontekście że jest...
2023-08-30
Jaka to była koszmarna książka. Miałam w sobie naprawdę dużo siły woli i samozaparcie, starałam się ignorować w niej wszystko co mnie irytuje (czyli większość rzeczy na podstawie których oceniam wartość książki…) i skupić się na treści. Ale tu nie ma treści, autor nie tylko nie umie pisać i stara się być jakiś taki ironicznie śmieszny (co chwile puszcza do czytelnika takie boomerskie oko, aż miałam ciary żenady), ale dosłownie wydał książkę o niczym. Nawrzucał tam dziwnych definicji niezwiązanych z testowaniem, swoje osobiste komentarze na temat zawodu i przedziwne, wyrwane z kontekstu grafy czy rozbudowane opisy. A wszystko po to, żeby potem zakończyć rozdział komentarzem, że w sumie to tego się nie używa w zawodzie i to tylko tak wrzucił żeby była jakaś teoria. Serio?
Może autor jest jakimś wybitnym testerem, ale skutecznie zniechęcił mnie do zmiany zawodu. Widać też w nim jakąś taką gorycz i poczucie niższości, te wszystkie fragmenty o tym jak to testerzy są traktowani przez innych członków zespołu były kuriozalne, miałam wrażenie że nigdy nigdzie wcześniej nie pracował albo mieszkał pod jakimś kamieniem. Uwaga, podaje teraz absolutnie unikatową wiedzę, której nigdzie indziej się nie dowiecie: w każdym zawodzie, gdzie pracuje się w zespole złożonym z ludzi o różnych kompetencjach są kwasy, bo każdy chce robić własną robotę jak najlepiej, a inni mu w tym przeszkadzają bo chcą tego samego, ale ze swojego punktu widzenia. Normalnie eureka! Więc jęczenie nad tym zamiast opisanie w konstruktywny sposób jak można sobie w takich sytuacjach radzić (o ile w ogóle taki rozdział jest potrzebny w książce mającej dać bazowe pojęcie o testowaniu…), było tak infantylne i smutne, że musiałam przerywać czytanie bo nie mogłam uwierzyć w to co widzę. Nie wiem też gdzie to odwoływanie się do trendów i sytuacji na rynku pracy, bo nie dość że to jest tak dynamiczne że momentami wręcz nieuchwytne, to jeszcze absolutnie czegoś takiego tu nie znajdziecie. Jedynie utyskiwanie i zalewanie randomową treścią bez ładu i składu, oraz liczne powtórzenia coby zapełnić czymś te 300 stron.
Nie mam pojęcia dlaczego ta książka ma takie wysokie noty, może jest jedyna na rynku w tej tematyce? Nie szukałam innych bo nadal póki co trzyma mnie wstręt do tematu dzięki autorowi, więc wspaniale się spisał z tym poradnikiem, genialnie. Serio nie polecam się za to zabierać, strata czasu i tona face palmów po drodze, oszczędźcie sobie tego.
Jaka to była koszmarna książka. Miałam w sobie naprawdę dużo siły woli i samozaparcie, starałam się ignorować w niej wszystko co mnie irytuje (czyli większość rzeczy na podstawie których oceniam wartość książki…) i skupić się na treści. Ale tu nie ma treści, autor nie tylko nie umie pisać i stara się być jakiś taki ironicznie śmieszny (co chwile puszcza do czytelnika takie...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-08-23
Zatem kontynuuję swoją podróż przez szalony świat wykreowany przez panią Gabaldon. To czego w poprzednim tomie mi mocno brakowało, czyli jakiejś głębszej interakcji między różnymi postaciami, tutaj jak dla mnie zostało zdecydowanie lepiej poprowadzone. Dalej jedziemy z akcją jak szaleni, ale tempo jest nieco ostrożniejsze, więcej dzieje się w życiu bohaterów niż tylko pęd z miejsca na miejsce (chociaż nie myślcie sobie że jesteśmy dla odmiany w jednej lokalizacji, co to to nie). Widzę też coraz więcej różnic między książką a serialem na korzyść tego drugiego medium, szczególnie jeśli chodzi reakcje czy ustosunkowanie się Claire do tematu niewolnictwa czy przebywania w otoczeniu osób z innych kultur (książka wypada tutaj momentami komicznie albo smutno, co jest zaskakujące bo to wcale nie jest przecież jakaś stara literatura). Ponownie wychodzi tutaj trochę nieumiejętność prowadzenia i budowania charakterów głównych postaci, którzy są co prawda w centrum ale opisywani bardzo płytko tak naprawdę - znamy ich tylko i wyłącznie z reakcji na szybkie zwroty akcji, a nie ze względu na ich przeżycia wewnętrzne czy opisy przyczyn dla których podejmują takie a nie inne decyzje. To trochę kuriozalne, zważywszy na gabaryty tomiszczy które płodzi autorka, ale tak jest. Woli opisać kolejne sceny seksu niż pogłębić nieco nasze zrozumienie Jamiego i Claire na czym książka zdecydowanie traci.
Mimo to, w tej części czeka czytelnika sporo wzruszeń, naprawdę sporo. Mnie cały wątek rozdzielenia naszej głównej pary i ich powrotu, wątpliwości, uczenia się siebie na nowo był naprawdę niezwykły. Dlatego szkoda że autorka nie postanowiła skupić się na nim bardziej, tylko leciała z historią do przodu, jakby coś ją goniło. Niemniej jednak to dotychczas jedne z najbardziej poruszających i pięknych momentów tej historii, dających nadzieję na to że wiele rzeczy które potencjalnie w życiu skreślamy jako stracone albo niemożliwe jednak udaje się zrealizować. Wiadomo że nie podróże w czasie, ale już relacje międzyludzkie czy własne pasje jak najbardziej, to było w tym tomie dla mnie mocno budujące. Tak samo jak to że mimo bolesnych i szarpiących serce wspomnień i Jamie i Claire byli sobie w stanie ułożyć jakoś życia po Culloden i odzyskać spokój na własnych warunkach. Nie są to osoby, które mogłyby spocząć na laurach więc ich życia również osobno były dość zagmatwane i barwne, ale to też jest pocieszające że wstali po ciosach które zgotował im los i okoliczności.
Dostaliśmy też wgląd w kiełkującą relację Rogera i Brianny, której nigdy jakoś nie lubiłam i za pomocą książki nadal nie polubiłam. Jest jakaś taka sztuczna i wymaga od nich strasznie dużo pracy, którą oboje chcą wykonać nie wiedzieć czemu. A Roger to już w ogóle jest postać której zwyczajnie nie trawię, jest strasznym dupkiem który wierzy tylko i wyłącznie w wielkie gesty, a po ich realizacji czeka na oklaski. Bardzo dziwne są też opisy Claire w jego wykonaniu, tak jakby go pociągała albo czuł coś do niej i przed rzuceniem się nad nią broni go tylko jej wiek…strasznie to dziwne i takie niesmaczne. I to mi przypomina o dość ciekawej decyzji autorki żeby narrację prowadzić z perspektywy różnych bohaterów albo wszechwiedzącego narratora - całkiem na plus, wyszło to jakoś tak naturalnie, nie plątało wątków ani rozumienia tego co się dzieje, a dawało trochę więcej perspektywy.
Koniec końców jednak, mimo wielu wad które powtarzają się z tomu na tom, czyta mi się ten cykl zdumiewająco dobrze i nie mam zamiaru przestawać ;) To przyjemna i wciągająca rozrywka, momentami przewracam oczami czytając ją, ale mimo wszystko ma w sobie jakąś magię i niezaprzeczalny urok. Podoba mi się też to, że tajemnica kamiennych kręgów jest powolutku przed nami odsłaniana, autorka nie dopisuje do tego żadnej filozofii, nie buduje na tym historii, ale to interesujący motyw w tle do którego będziemy na pewno nie raz jeszcze wracać. Ponownie polecam sprawdzić serię na własną rękę, na pewno nie każdemu podejdzie ale rozumiem w pełni skąd rzesze jej fanów. Jest w niej po prostu coś epickiego, a to wcale nie jest częsta ani prosta do osiągnięcia rzecz.
Zatem kontynuuję swoją podróż przez szalony świat wykreowany przez panią Gabaldon. To czego w poprzednim tomie mi mocno brakowało, czyli jakiejś głębszej interakcji między różnymi postaciami, tutaj jak dla mnie zostało zdecydowanie lepiej poprowadzone. Dalej jedziemy z akcją jak szaleni, ale tempo jest nieco ostrożniejsze, więcej dzieje się w życiu bohaterów niż tylko pęd z...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-08-15
Nauczona na błędzie, każdej osobie która zamierza się brać za ten tom czy w ogóle całą serię, radzę zrobić to podczas urlopu. O pisarstwie Gabaldon można powiedzieć tyle samo złego co dobrego, nie ulega to wątpliwości, jednak historia którą nam tak barwnie przedstawia jest szalenie, żeby nie powiedzieć okrutnie wciągająca. Mimo że ją znam bo oglądałam serial (zrobiony naprawde wiernie, chociaż widać już nieco inne sposoby prowadzenia fabuły czy wykorzystywania postaci co jest dość naturalne), to dałam się złapać na haczyk i łapałam się na tym, że wolę zostać w domu z nosem w książce niż wyjść z domu w piękne, letnie dni. Jak to nie jest świadectwo na udaną opowieść, to ja już nie wiem co innego może nim być ;)
Nie ukrywam że dostrzegam coraz więcej wad, zarówno w samym piórze autorki ale przede wszystkim tłumaczeniu, o którym to wspomniałam już nieco przy pierwszym tomie. Jest to drażniące, ale nie będę się na tym rozwodzić bo nie mam wyboru tłumaczenia skoro jest jedno na polskim rynku. Być może kiedyś wrócę do książek w oryginale i zobaczę jak mi się to czyta. Faktem jest jednak, że autorka też czasem niezbyt sobie radzi, postacie nie są tak fajnie prowadzone jak w pierwszym tomie bo zwyczajnie w książce dzieje się zbyt dużo. Przypomina to momentami jakąś książkę akcji a nie romans, tym bardziej że Claire i Jamie nie mają zbyt wiele czasu na gojenie ran czy zaleczanie traum, większe przemyślenia czy spokojne podejmowanie pewnych decyzji, które na każdym kroku są od nich wymagane. Powiedzmy że szczególnie od Jamiego bo są zdecydowanie tradycyjną parą gdzie mężczyzna ma więcej do powiedzenia (Claire się jakoś przeciw temu nie buntuje, żeby nie było). A im dalej w las tym więcej czeka ich ludzkich tragedii, z ich udziałem czy w ramach bycia biernymi obserwatorami. Jest to dla mnie troszkę mniej wiarygodne, ale ilość trudności jakie napotykają nie przekracza jeszcze granic absurdu. Czytelnik dostaje też od kopa spory spoiler - co kto lubi, być może ciekawiej się czyta historię wiedząc jak się ona zakończy, ciągle mając nadzieję, że to co już wiemy że się wydarzyło wcale nie nadejdzie? Mi się taki zabieg w przypadku tej książki dość spodobał, zresztą nie był dla mnie niespodzianką. Nie sposób jednak nie zauważyć, że bez niego jednak historię tę czytałoby się zupełnie inaczej.
Sam pobyt Jamiego i Claire w Paryżu był dość dziwny, miało się wrażenie że starają się zapobiec historycznej katastrofie w dość pokrętny, powolny sposób. Myślę, że w sytuacji wiedzy o pewnej zagładzie całego narodu w wyniku bardzo jasno określonego zdarzenia, ich decyzja co do tego jak rozwiązać sprawę byłaby tak naprawdę zgoła inna… ale autorka wybrała z oczywistych względów taką romantyczną, czystą wizję tego jak można starać się zapobiec nieszczęściu. Nierealne i nielogiczne, ale wiele takich elementów w tej książce jest i nie ma co tego ukrywać. Mnie najbardziej smucił ogrom niewykorzystanych postaci, choćby Murtagh książkowy to zaledwie słabiutki cień tego serialowego. Strasznie brakowało mi jakichś konkretnych interakcji bohaterów z kimś innym niż między sobą, świat przedstawiony i relacje postaci wyszły koniec końców słabiutko i bez wyrazu, dostaliśmy zaledwie kontur z tego co mogło być fantastycznym obrazem. Nie wiem czy to kwestia braku lub niewyszlifowanych umiejętności pisarskich autorki, czy może zaplanowania tylko i wyłącznie fabuły zamiast budowy jej oprawy, ale cały czas miałam wrażenie zmarnowania olbrzymiego potencjału.
Wiem że wiele osób narzeka na sceny seksu, ja też nie jestem jakoś szczególną fanką tego jak są one przedstawione - typowo, zawsze i wszędzie są chętni, sytuacje są mocno wyidealizowane, ogólnie słabo się to odbiera czytając taką scenę co jakiś czas. Ale jestem skłonna to wybaczyć, jednak jest to urocza para połączona w nieco mniej uroczych okolicznościach, ale kopulująca w otoczeniu cudownych krajobrazów (w których opisywaniu akurat Gabaldon jest naprawdę dobra!) - nie jest to wybitne arcydzieło literatury erotycznej i o tytuł taki bynajmniej nie zabiega, więc nie będę się czepiać. Mi osobiście ta historia zwyczajnie siadła - jest romans, jest przygoda, są wzruszenia ale i klęski, ogólnie niezły emocjonalny rollercoster. Przywiązałam się mocno do Claire i Jamiego, z chęcią sięgnę po kolejne tomy bo jestem ciekawa wielu rzeczy które ich i mnie jako czytelnika czekają. Urlopu już mieć nie będę, także pozostało mi czytanie w przerwach w pracy i po nocach, ale jak dla mnie mimo wszystko warto ;) Polecam zapoznać się na własną rękę!
Nauczona na błędzie, każdej osobie która zamierza się brać za ten tom czy w ogóle całą serię, radzę zrobić to podczas urlopu. O pisarstwie Gabaldon można powiedzieć tyle samo złego co dobrego, nie ulega to wątpliwości, jednak historia którą nam tak barwnie przedstawia jest szalenie, żeby nie powiedzieć okrutnie wciągająca. Mimo że ją znam bo oglądałam serial (zrobiony...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-08-05
Nie jestem wielką fanką biografii, już nieraz przekonałam się że mogą one mniej lub bardziej zakrzywiać rzeczywistość. Jeszcze bardziej niezręczne są autobiografie, często stronnicze, kolorowane i cukierkowe. Ich kolejną słabością może słaba redakcja i dziwny chaos, albo skupianie się na rzeczach które kompletnie nie będą nikogo interesować, pomijając tym samym tematy dla których przeciętny czytelnik byłby skłonny do zakupu takiej pozycji. I tutaj niestety mamy do czynienia z takim combo zawierającym wszystko powyższe, okraszonym w dodatku nieszczęsnym i przykrym samomarketingiem. I tak powstał ten książkowy potworek pana Rossmanna.
Książka od początku mi nie podeszła, napisana jest takim butnym, a przy tym infantylnym językiem. Gdyby miała więcej stron i mniejszą czcionkę to z pewnością bym z niej zrezygnowała, ale tak to postanowiłam poświęcić to kilka godzin na jej przeczytanie. Rossmann skacze po tematach i często się powtarza, często za bardzo zagłębia się w dany temat i rzuca nazwiskami z branży po to żeby zaraz przeskoczyć do innej historii. Jest to szalenie męczące i nic z tego się nie da wyciągnąć. Spodziewałam się raczej, że w sporej części będzie to historia powstawania jego imperium co jest naprawdę imponujące i interesujące. Faktycznie nieco o tym wspomniano ale w jakiś taki poszatkowany i pompatyczny sposób, zalatujący samouwielbieniem. I to jak Rossmann przedstawia siebie jako pracodawcę było śmieszno-żenujące… ta historyjka o tym jak to spontanicznie zabrał pracowników na gokarty i oni potem z radością odpracowywali ten czas w nadgodzinach sprawiła, że książka straciła dla mnie jakąkolwiek wartość i wierzytelność. Zrobił sobie tutaj wizerunek cool szefa będącego jednocześnie dobrotliwym papą, z którym każdy chce zrobić selfie. Coś strasznego.
W biografii też znalazło się miejsce na promowanie własnych marek, co miałoby jak najbardziej sens gdyby książka skupiała się na historii powstawania tej znanej sieci drogerii. Ale przez ogólny misz masz tematyczny wypadło to słabo, zaskoczyły mnie również niektóre z poglądów i działalności charytatywne tego pana (śmiechłam na opis jego spotkania z papieżem, po co to w ogóle było tu opisane nie wiem do dzisiaj :D), bo mam wrażenie że niestety jest kolejną osobą która chce działać w wielu modnych tematach na siłę, nie zagłębiając się zbytnio w cały obraz rzeczywistości. Nie ukrywam, że deczko zniechęciło mnie to zakupów w jego sklepach. Nie była to zatem ani przyjemna ani informatywna lektura, zdecydowanie jej nie polecam.
Nie jestem wielką fanką biografii, już nieraz przekonałam się że mogą one mniej lub bardziej zakrzywiać rzeczywistość. Jeszcze bardziej niezręczne są autobiografie, często stronnicze, kolorowane i cukierkowe. Ich kolejną słabością może słaba redakcja i dziwny chaos, albo skupianie się na rzeczach które kompletnie nie będą nikogo interesować, pomijając tym samym tematy dla...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-07-31
Chyba mogłabym się nazwać fanką serialu “Outlander”, chociaż zdecydowałam się na jego oglądanie dopiero w zeszłym roku, kiedy szał i moda nieco już minęły. Spodobał mi się pomysł, wykonanie jest niczego sobie a na pewno bardzo staranne i zawsze miło się oderwać od codzienności i dać porwać przygodzie, która tutaj po prostu pączkuje w każdej scenie. Nie sposób mi było pominąć w tym wszystkim książek, czyli pierwowzoru serialu, ale bardzo się tego obawiałam ze względu na kiepskie doświadczenia adaptacji serialowych/kinowych w ostatnich latach. W końcu się jednak za temat ostrożnie zabrałam i aż mi się oczy świeciły, kiedy zamknęłam pierwszy tom - okazuje się że da się nadal robić doskonałe seriale na podstawie gotowego scenariusza, którym jest książka, wystarczy chcieć i mieć wystarczającą pokorę i umiejętności.
Książka mnie momentalnie wciągnęła. Mam trochę uwag do pióra pani Gabaldon, ale absolutnie nie można odmówić jej umiejętności budowy postaci (zaznaczę że tych głównych) i ich relacji. Jamie to chłopak którego lubi się od razu, prawilny gość którego życzyłabym każdej kobiecie w życiu jako partnera, syna, obojętne kogo. Uczciwy, solidny, szczery, ugodowy ale przy tym charakterny kiedy sytuacja tego wymaga, no książe z bajki, ale takiej wcale nie disneyowskiej. Bo przed nim sporo wyzwań i weryfikowania osobowości, zmiany poglądów i nauki na podstawie skomplikowanych doświadczeń. Taki trochę bad boy o dobrym serduszku, który ma pecha ale z nim walczy. I to jest to, co właśnie mnie w tej książce urzekło, że wraz z upływem czasu postacie się uczą i zmieniają ale razem - Jamie z Claire to jedna z tych par których losy z przyjemnością się ogląda dorosłej osobie, bo oboje uczą się nawzajem co jest prawdę mówiąc strasznie rzadkim motywem w popkulturze. Dostajemy raczej zazwyczaj burzliwe początki, a potem ślub czy po prostu rozpoczęcie związku i koniec, żyli długo i szczęśliwie. A tutaj widzimy ciągłą pracę i życiowe zawirowania za co szczególnie cenię tę serię.
A co do Claire, mam do tej bohaterki mieszane uczucia i książka mi bardziej wyjaśniła dlaczego tak jest. Nie wiem czy to był celowy zabieg autorki czy nie, ale Claire to dość niejednoznaczna postać. Z jednej strony posiada te fajne cechy Jamiego, bo co by o niej nie powiedzieć to jest naprawdę dobrą osobą, jest do tego szalenie wytrzymała ale przy tym impulsywna i uparta do granic możliwości. Nie powiem, wiele razy ją to wyratowało z mniejszych lub większych opresji, ale także na nie naraziło. Jest to kobieta inteligentna, która uczy się na własnych błędach, uwielbiam też origin jej postaci i wyjaśnienie czemu odnalazła się z mniejszą lub większą łatwością w tak odmiennych czasach. Ale potrafiła mnie też nieźle zaskoczyć dziecinnym i irracjonalnym zachowaniem czy kuriozalną odpowiedzią choćby do Jamiego. Myślę jednak, że to też czyni ją dla mnie tak ciekawą postacią i stanowi solidny wzór dla kobiet, dość nietypowy w literaturze czy na ekranie, plasując ją gdzieś pomiędzy praktyczną i pewną siebie a z drugiej strony szalenie kochającą i gotową do poświęceń dla bliskich, jeśli wymaga tego sytuacja.
To co mnie momentami w książce irytowało, to na pewno tłumaczenie. Nie dość że Jamie nazywa Claire “Angielką” (zamiast jak w serialu: Sasanach) co jest dla mnie kompletnie niezrozumiałe i strasznie mierzi gubiąc cały sens tego zwrotu, (tym bardziej, że książka ma pełno wtrętów z przeróżnych języków obcych i nie wiem czemu to słowo tak na siłę przetłumaczono), to ewidentnie niektóre dialogi wypadają kwadratowo i chwilami nawet bezsensownie. W tym tomie i tak nie było z tym tak źle, kolejne wypadają znacznie gorzej na jego tle. Autorka (albo tłumacz) czasem gubi się też w niektórych scenach, kiedy ktoś coś nagle ma w rękach albo ktoś coś pije czy je, a nic by nie wskazywało na to że tak się ma stać (ciężko to opisać ale to wyraźne luki które łatwo zauważyć). Możliwe że to jakieś korekcyjne cięcia książki, które sprawiły że chwilowo opisy nie są spójne. Nie jest to jakaś straszna wada ale skoro zwróciłam na to uwagę nie będąc krytyczką literacką czy osobą wykształconą w tym kierunku, to znaczy że jest to widoczne ;)
Ogólnie jednak książkę jak najbardziej polecam. Dla mnie to połączenie idealne - trochę fantasy, trochę romansu (no dobra, dużo romansu), kostiumy, piękne krajobrazy i ich opisy, wartka akcja, ładnie wykreowane postacie i ich różnorodność plus w pewnym sensie epickość historii - jestem na tak z tym wszystkim. Jest ona napisana na tyle dobrze, że wszelkie niedostatki, niedociągnięcia i zgrzyty mi nie przeszkadzają, bo historia ma w sobie tyle uroku, wzruszeń i uniesień, że przymykam oko. Polecam zapoznać się samemu, tomów jest kilka, ale myślę że już po pierwszym będzie wiadomo czy to coś dla nas czy nie warto kontynuować tej przygody. Ja kontynuuję i tą książkową podróż z radością :)
Chyba mogłabym się nazwać fanką serialu “Outlander”, chociaż zdecydowałam się na jego oglądanie dopiero w zeszłym roku, kiedy szał i moda nieco już minęły. Spodobał mi się pomysł, wykonanie jest niczego sobie a na pewno bardzo staranne i zawsze miło się oderwać od codzienności i dać porwać przygodzie, która tutaj po prostu pączkuje w każdej scenie. Nie sposób mi było...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-07-27
Tytuł tego reportażu wydawał mi się maksymalnie zachęcający - szczucie przeróżnych mediów na modne i pasujące politycznie w danym momencie grupy społeczne to proceder obrzydliwy i nagminny, mający się świetnie nie tylko w Stanach. Z oczywistych powodów żaden dziennikarz nie chce się zająć tak niewygodnym i szalenie skomplikowanym tematem, bo bardziej opłaca się płynąć z tym szambem niż z nim walczyć. Dlatego w pewien sposób szanuję osoby z branży otwarcie wskazujące na ten problem, jak i jawną wręcz współpracę mediów z politykami. Po tej książce spodziewałam się opisu sytuacji i jej analizy na mniej lub bardziej głośnych przypadkach (stawiałam na Brexit i Trumpa, nie pomyliłam się) i może jasnym ostrzeżeniu, żeby trzymać się od mediów z daleka. To ostatnie otrzymałam, autor wprost daje nam do zrozumienia że czytanie newsów może być uzależnieniem, szalenie toksycznym. Jednak cała reszta książki była dla mnie raczej rozczarowaniem, nad czym ubolewam.
Siłą rzeczy autor skupia się na sytuacji amerykańskiej i nie ma w tym nic złego ani dziwnego. W końcu nie od dzisiaj Amerykanie są niestety wzorem do naśladowanie i większość państw europejskich bezkrytyczne przejmuje amerykańskie rozwiązania. W zakresie mediów jest to o tyle bardziej kuszące, że stanowią one szczekaczkę o gigantycznym zasięgu, której dowolna partia polityczna może sobie bez trudu używać za określone korzyści. Brzmi przesadnie i melodramatycznie? Nie tylko treść tej książki dostarcza przykładów i absurdów na to jak łatwo można ludzi okłamywać i wyrabiać im opinie. Sytuacja dawno wymknęła się spod kontroli (autor zaskoczył mnie tym, jak dawno), wystarczy włączyć na chwilę telewizor na byle jakie wiadomości w kraju żeby załapać retorykę, klepanie po główkach jednych i besztanie drugich grup politycznych czy społecznych. Autor książki radzi telewizor wyłączać (i telefon, to jest dopiero skaranie boskie) i stara się wyjaśnić dlaczego. Większość rozdziałów jest to niestety chaotyczna mieszanka nazwisk ze amerykańskiego podwórka, ich wypowiedzi, decyzji, skandali z ich udziałem - dla przeciętnej osoby kompletnie nieczytelna. Trzeba naprawdę siedzieć po uszy w tamtejszej polityce i sprawach żeby rozumieć, o czym autor w ogóle pisze. A ma tendencje do skakania z tematu na temat. I jest to straszna szkoda, bo ta książka miała gigantyczny potencjał żeby stać się podręcznikiem dla laika, tłumacząc co media robią z naszą rzeczywistością. A nic z tego nie wyszło, czułam się bardziej jakbym czytała czyjś pamiętnik albo plotkarską gazetę z celebrytami, o których nie słyszałam. Książka była też bardzo nierówna, autor często się powtarzał i w niektórych momentach wręcz nudził, żeby potem znowu czymś przyciągnąć moją uwagę. Czytało się to naprawdę ciężko i myślę że zniechęci to wiele osób, które z tej tematyki w innym wydaniu naprawdę sporo by wyciągnęły.
Sama nie wiem czy polecam tą książkę. Dla osób śledzących na bieżąco tamtejsze wydarzenia czytało się ją pewnie z łatwością, dla nich książka może faktycznie wnieść jakieś nowe przemyślenia. Dla kompletnych laików warto zdać sobie sprawę z problemu, jaki jest złożony i gigantyczny, a także w czym się mniej więcej przejawia - w tym lektura może pomóc. Jednak dopiero po wyłuskaniu konkretnych informacji z całej tej gmatwaniny - sami musicie ocenić, czy się to Wam opłaca czy nie. Książka na pewno do rozrywkowych nie należy i bardzo dobrze, problem jest przytłaczający i oburzający, warto o nim wiedzieć i go rozumieć żeby się nie łapać na te wszystkie fałszywe narracje, których można się w szeroko pojętych mediach nasłuchać. Ja osobiście biorę radę autora do serca i jeszcze bardziej odklejam się od telefonu, bo szkoda życia i relacji z ludźmi na czytanie pierdół w internetach które mają mnie tylko denerwować i smucić albo budzić mój strach (co świetnie im się udaje).
Tytuł tego reportażu wydawał mi się maksymalnie zachęcający - szczucie przeróżnych mediów na modne i pasujące politycznie w danym momencie grupy społeczne to proceder obrzydliwy i nagminny, mający się świetnie nie tylko w Stanach. Z oczywistych powodów żaden dziennikarz nie chce się zająć tak niewygodnym i szalenie skomplikowanym tematem, bo bardziej opłaca się płynąć z tym...
więcej mniej Pokaż mimo to
Przyznam, że powrót do tej lektury z czasów dziecięcych to była czysta frajda. Słyszałam garść pochlebnych opinii o nowym tłumaczeniu, dlatego postanowiłam się zaopatrzyć w całą serię bo nie miałam w domu żadnego jej wydania. A jednak jest to coś, do czego z przyjemnością zaglądnęłam z czystego sentymentu i wiem, że nie jestem w tym odosobniona bo wiele z nas “wychowało” się na tej lekturze. Nie czytałam historii Ani/Anne od kilkunastu lat, dlatego wiele mnie w niej zaskoczyło i co ciekawe - rzeczą, która zrobiła to najbardziej nie było bynajmniej tłumaczenie.
Przygody rudowłosej Anne okazały się zaskakująco krótkie i treściwe. Niegdyś wydawało mi się każdy rozdział był dość długi, opisywane zdarzenie skomplikowane i pełne niuansów, więc czekał mnie dość zabawne zderzenie z rzeczywistością. Jednak tego typu lektury odbiera się w kompletnie inny sposób jak się jest dorosłym. Nadal było to przyjemne w odbiorze ale niesamowicie prościutkie, już nie czytałam tego z wypiekami na twarzy zastanawiając się co dalej i w co Anne się wpakuje tym razem. Byłam też w szoku, że w tym tomie minęły w zasadzie całe lata, a byłam przekonana że zawiera on może rok, dwa z życia naszej bohaterki i jej najbliższych. Egzaltowanie, wrażliwość i cała ta otoczka jej towarzysząca, która niegdyś mnie tak zachwycała teraz wydaje się śmieszna i zdecydowanie bardziej utożsamiam się z Marillą i podśmiechuję się wraz z nią z jej podopiecznej, która momentami jest po prostu niemożliwa. Zdawało mi się też, że postacie tak kluczowe jak Mateusz, Diana czy pani Linde zajmują sporo miejsca w tej książce, a zupełnie tak nie jest. Zdumiał mnie też jej dziwaczny konflikt z Gilbertem, zapamiętałam go jako coś bardziej znaczącego i istotnego, ale okazuje się że Anne jest bardziej pamiętliwa i zawzięta niż mi się wydawało. Noi autorka nie omieszka robić z niej swego rodzaju geniuszki, co jest urocze acz deczko nierealistyczne. Chociaż podoba mi się jak bardzo podkreśla też jej ciężką pracę, bez której nici by były z tych wszystkich wyróżnień, wygranych i innych zaszczytów, których Shirley doświadcza non stop w drugiej połowie książki.
Opowieść ta jest niezwykle klimatyczna, opisywane sytuacje są bardzo naturalnie wpisane w sielskie tło sennego, kanadyjskiego miasteczka. Poszczególni bohaterowie chociaż opisywani dokładnie kiedy na nich skupiamy uwagę po raz pierwszy (a czasem ostatni), występują tam raczej w roli narratorów bądź niekiedy nawet tła dla Anne. Ale jakoś mi to tym razem nie przeszkadza, bo całość jest tak prościutka i prowadzona w ekspresowym tempie, że nie odbieram tego jako zaniedbanie czy niechlujstwo autorki a jedynie sposób prowadzenia przez nią fabuły. Całą tą książkę odebrałam tym razem raczej jako zbiór opowiadań czy anegdot skupionych na jednej, centralnej postaci niż jako powieść. Nadal jednak absolutnie rozumiem fenomen tej lektury i sama polecałabym ją początkującym nastolatkom, bo jest to tak ciepła i wesoła lektura, pełna różnorakich emocji, zachwytów, wzlotów i upadków, a także doświadczania trudnych momentów, że można się przy niej bawić ale także z niej coś mądrego wynieść.
Na koniec zostawiłam kwestię tłumaczenia, która była tak głośna swego czasu. Byłam zdumiona wyborem nazw własnych czy imion postaci przez poprzednich tłumaczy. Dlaczego Rachel zmieniono w Małgorzatę? Jest to dla mnie spora zagadka, podobnie niektóre miejsca całkowicie się przestawiły w mojej głowie i nabrały nowego wyglądu, co było dość interesujące. Co do reszty, na pewno zwraca uwagę schludność i dokładność tłumaczki - faktycznie znając język angielski jestem w stanie idealnie wyobrazić sobie jak pisany był oryginał. Pani Anna umiała oddać ducha powieści, nie spłaszczyła dialogów i miałam wrażenie, że całość odebrałam jako nieco bardziej poważną w tonie niż poprzednie wydania. Może to kwestia wieku, ale myślę że sposób przekładu i formułowania zdań też zrobił swoje.
Niezmiennie polecam tę książkę każdemu, kto ma ochotę na lekką i przyjemną lekturę w celu oderwania się od rzeczywistości. Miło było do tego wrócić i na pewno będę kontynuować przygodę z tą odświeżoną wersją Anne Shirley. Jeśli ktoś się waha albo obawia czy zrobić to samo, to serdecznie zachęcam, myślę że się nie zawiedziecie. A już na pewno nic nie zostanie Wam z dziecięcych wspomnień zabrane czy zepsute, po prostu je sobie uaktualnicie ;)
Przyznam, że powrót do tej lektury z czasów dziecięcych to była czysta frajda. Słyszałam garść pochlebnych opinii o nowym tłumaczeniu, dlatego postanowiłam się zaopatrzyć w całą serię bo nie miałam w domu żadnego jej wydania. A jednak jest to coś, do czego z przyjemnością zaglądnęłam z czystego sentymentu i wiem, że nie jestem w tym odosobniona bo wiele z nas “wychowało”...
więcej Pokaż mimo to