Porównanie z Twoją biblioteczką
Wróć do biblioteczki użytkownika
Za „Czas niedokonany” wziąłem się mając w pamięci „Dolinę nicości”, czyli książkę w mojej ocenie bardzo słabą. W „Dolinie” Wildstein nie pokusił się nawet o stworzenie własnej historii. Po prostu garściami czerpał z wielu afer politycznych medialnych ostatnich dwóch dekad zmieniając jedynie poszczególne słowa. Praktycznie każdy czytelnik bez większego trudu odcyfrował kto w „Dolinie...” jest odpowiednikiem Michnika, pod jakim nazwiskiem występuje Jerzy Urban itd. Wulgarne sceny łóżkowe, zbliżone marnością do ziemkiewiczowskiego utworu „Ciało obce” również zniechęcały do zabrania się za „Czas niedokonany”. Jak się okazały obawy te nie znalazły potwierdzenia i „Czas niedokonany” pozbawiony jest większości wad, którymi najeżona była wcześniejsza książka.
Bronisław Wildstein napisał powieść której w naszej literaturze bardzo brakowało. Przez ponad 500 stron mamy więc do czynienia z sagą opisującą dzieje rodziny Broków. Opowieść rodzinna jest jednak również opowieścią o Polsce i przemianach w niej zachodzących. Bohaterowie powieści są niezwykle intensywnie zaangażowani w życie polityczne PRL-u. Jedni starając się zajmować pozycje konformistyczne drudzy zaś ustawiają się w całkowitej opozycji do systemu. Wildstein nie idealizuje żadnej z postaci, nie są to herosi lecz śmiertelnicy z krwi i kości, którzy podejmują w swoim życiu również błędne decyzje.
Na uwagę zasługuje fakt, iż autor użył różnych zabiegów narracyjnych. Mamy więc tutaj do czynienia z licznymi retrospekcjami prowadzonymi poprzez opowieści bohaterów jak również poprzez pamiętniki, których treść poznajemy wraz z głównym bohaterem. Sposób narracji oraz treść książki, której akcja jest tak mocno zanurzona w polską rzeczywistość sprawia, że powieść czyta się praktycznie jednym tchem.
To co u Wildsteina niezmiennie kuleje to dość ciężki styl. Jego bohaterowie są niezmiennie rozgadani, mający masę przemyśleń. Niezależnie od wykształcenia czy życiowego doświadczenia prowadzą rozbudowane życie wewnętrzne, które uzewnętrzniają przed innymi bohaterami. Ich wynurzenia są interesujące jednak sama postać traci na realności.
Wypada jedynie żałować, że na mapie polskiej literatury współczesnej „Czas niedokonany” stanowi samotną wyspę. Inni autorzy dalej uważają, że w nasze najnowsze dzieje i problemy zbiorowości nie są warte opisywania.
Za „Czas niedokonany” wziąłem się mając w pamięci „Dolinę nicości”, czyli książkę w mojej ocenie bardzo słabą. W „Dolinie” Wildstein nie pokusił się nawet o stworzenie własnej historii. Po prostu garściami czerpał z wielu afer politycznych medialnych ostatnich dwóch dekad zmieniając jedynie poszczególne słowa. Praktycznie każdy czytelnik bez większego trudu odcyfrował kto w...
więcej mniej Pokaż mimo to
Orwell tworzył świetne dzieła piętnujące totalitarny system. W tej krótkiej książce moją uwagę zwróciły przede wszystkim dwa elementy. Początek całej historii wziął się od rewolucji, w czasie której obalono niegodziwego człowieka. Ludzie zostali obaleni przy udziale całej masy zwierzęcej. Masa ta jednak dalej była politycznie nieuświadomiona dzięki czemu bardzo szybko zaczęła służyć interesom nowo panującej łże-elity. Zawarta jest w tym trafna przestroga przed rewolucją, która zdecydowanie częściej prowadzi tylko do wyniesienia na plecach ludu nowego tyrana w miejsce starego.
Wątkiem z reguły zupełnie pomijanym w omówieniach jest postać pracowitego konia – Boxera. Poczciwiec ów – prawdziwy Stachanowiec – na każde pogłoski o coraz większych sprzecznościach, deficytach i problemach ujawniających się w systemie panującym na folwarku odpowiadał spokojnie „będę pracował jeszcze więcej i jeszcze lepiej”. Ta prosta filozofia życiowa zaprowadziła go ostatecznie do rzeźni, a następnie na pańskie stoły – niestety w charakterze potrawy. Według mnie Boxer stanowi doskonały obraz wielu naszych obywateli, którzy kwestie polityczne zbywają machnięciem ręki skupiając się na mozolnej pracy, która z reguły i tak nie zapewnia im należytych owoców. Z losu Boxera płynie prosta nauka „zainteresuj się polityką, bo inaczej polityka zainteresuję się Tobą!”.
„Folwark zwierzęcy” jest już obecnie absolutną klasyką XX-wiecznej literatury a zważywszy na objętość tej książki nawet największy leń powinien zdobyć się na wysiłek jej przeczytania.
Orwell tworzył świetne dzieła piętnujące totalitarny system. W tej krótkiej książce moją uwagę zwróciły przede wszystkim dwa elementy. Początek całej historii wziął się od rewolucji, w czasie której obalono niegodziwego człowieka. Ludzie zostali obaleni przy udziale całej masy zwierzęcej. Masa ta jednak dalej była politycznie nieuświadomiona dzięki czemu bardzo szybko...
więcej mniej Pokaż mimo to
Prawdziwe arcydzieło, zarówno jeśli chodzi o formę jak i historię. Fenomenalne dialogi. Polski tytuł tej książki sugeruje, że mamy do czynienia z powieścią polityczną. W istocie tak jest jednak tytułowego gubernatora nie ma tutaj w zasadzie aż tak wiele. Centralna postać dziennikarz Jack Burden, który jest jednocześnie narratorem. Powieść zawiera dużo jego przemyśleń i dużo retrospekcji z jego lat młodzieńczych. Styl tych fragmentów jest znakomity i dobrze się je czyta. Niemniej tytułowa postać i tak zawłaszcza sobie książkę ilekroć tylko pojawi się na jej stronach.
Podczas lektury warto spróbować spojrzeć nieco szerzej i nie oceniać gubernatora poprzez to czy prowadził politykę lewicową czy prawicową. Moim zdaniem nie prowadził ani takiej, ani takiej. Może dążył do poprawy życia ludności, może walczył z zastanym porządkiem, przede wszystkim jednak chodziło mu o posiadanie kontroli i podporządkowanie sobie wszystkich dotychczasowych władców tego stanu. Był ich osobistym przeciwnikiem, a jego polityka w zasadzie dążyła do bycia zaprzeczeniem ich dotychczasowych rządów. Mamy więc tu do czynienia ze znakomitym studium władzy i polityki w jej najbardziej nagi wydaniu.
Książkę polecam wszystkim, ze szczególnym uwzględnieniem tych, którzy interesują się polityką. Warto, zwłaszcza z uwagi na przenikliwość z jaką autor podszedł do istoty władzy i tego jak działa na naturę człowieka.
Prawdziwe arcydzieło, zarówno jeśli chodzi o formę jak i historię. Fenomenalne dialogi. Polski tytuł tej książki sugeruje, że mamy do czynienia z powieścią polityczną. W istocie tak jest jednak tytułowego gubernatora nie ma tutaj w zasadzie aż tak wiele. Centralna postać dziennikarz Jack Burden, który jest jednocześnie narratorem. Powieść zawiera dużo jego przemyśleń i dużo...
więcej mniej Pokaż mimo to
Zdecydowanie jeden z najlepszych utworów Balzaca. Motyw magii, tak nietypowy dla autora, świadczy tylko o jego wszechstronności. Początkowo Balzakowskie opisy dzieł sztuki mogą znużyć. Jednak gdy zaczęła się już właściwa opowieść (początkowo w narracji Rafaela) czytałem jak zahipnotyzowany.
Obsesyjna, wyniszczająca miłość do kobiety bez serca, dążenie do szczęścia, chęć zachowania życia nawet jego kosztem - Balzac bierze to wszystko na warsztat i jak zwykle poddaje drobiazgowej i dającej do myślenia analizie.
Dla fanów całego cyklu "Komedii ludzkiej" nie bez znaczenia powinien być również fakt, że w "Jaszczurze" dość często przewija się jedna z istotniejszych postaci cyklu - Eugeniusz de Rastignac.
Jeśli ktoś lubi Balzaca to "Jaszczur" jest pozycją obowiązkową!
Zdecydowanie jeden z najlepszych utworów Balzaca. Motyw magii, tak nietypowy dla autora, świadczy tylko o jego wszechstronności. Początkowo Balzakowskie opisy dzieł sztuki mogą znużyć. Jednak gdy zaczęła się już właściwa opowieść (początkowo w narracji Rafaela) czytałem jak zahipnotyzowany.
Obsesyjna, wyniszczająca miłość do kobiety bez serca, dążenie do szczęścia, chęć...
Książka wchodzi w skład cyklu „Komedia Ludzka” w ramach którego autor stworzył grubo ponad 100 powieści i opowiadań. W powieści przewijają się bohaterowie wielu innych utworów Balzaca jednak nieznajomość innych pozycji cyklu nie przeszkadza w lekturze. Balzac w większości ze swoich dzieł bierze na warsztat jakąś ludzką pasję, pragnienie bądź cechę osobowości po czym pokazują urosłą do rozmiaru obsesji. W tej powieści Balzac nie ograniczył się jednak tylko do jednej z ludzkich słabości. Mamy więc tu przedstawioną zarówno bezgraniczną miłość żony do męża, która za odpłatę otrzymuje posuniętą wręcz do absurdu mężowską niewierność. Do tego dochodzi chorobliwa nienawiść innych postaci utworu.
Co ważne, zwłaszcza z punktu widzenia prawicy, autor „Komedii Ludzkiej” nie próbuje obarczać społeczeństwa odpowiedzialnością za błędy i ułomności swoich bohaterów. W „Kuzynce Bietce” podobnie jak zresztą w wielu innych dziełach (choćby w opowiadaniu „Poszukiwanie absolutu”) Balzac pokazuje, iż chorobliwe obsesje, zwłaszcza raz już ujawnione nie są do przezwyciężania bez względu na zmiany zachodzące w życiu bohaterów. Ludzkie pragnienie okazuje się być silniejsze niż wysiłki podejmowane przez najbliższych, wstrząsające tragedie czy wreszcie zmiana sytuacji materialnej tak często mylnie brana przez lewicę za główną przyczynę błędów człowieka.
Dla polskiego czytelnika atrakcyjnym smaczkiem będzie również to, iż jednym z głównych bohaterów jest „niby-Polak”, czyli pochodzący z Inflant Wacław. Da to jednak pretekst Balzacowi do rozważań na temat natury typowych Polaków, które w przeważającej części pozostają aktualne również w dzisiejszej rzeczywistości.
Sama konstrukcja powieści różni się nieco od większości z jego utworów. Przede wszystkim jak na Balzaca jest to jedna z dłuższych prac (około 330 stron). Dzięki temu Balzac miał miejsce na szczegółowe odmalowanie głównych aktorów i ich psychologicznych motywacji jak również drobiazgowy opis wszystkich ważniejszych domów i miejsc schadzek oraz kosztu ich prowadzenia.
Tak więc jeżeli ktoś chce sięgnąć po książkę Balzaca licząc na tzw. wartką akcję może się szczerze rozczarować. Jeżeli jednak ktoś chce podczas lektury również się czegoś nauczyć to sięgnięcie po to dzieło będzie dobrym wyborem.
Książka wchodzi w skład cyklu „Komedia Ludzka” w ramach którego autor stworzył grubo ponad 100 powieści i opowiadań. W powieści przewijają się bohaterowie wielu innych utworów Balzaca jednak nieznajomość innych pozycji cyklu nie przeszkadza w lekturze. Balzac w większości ze swoich dzieł bierze na warsztat jakąś ludzką pasję, pragnienie bądź cechę osobowości po czym...
więcej mniej Pokaż mimo to2011-01-01
Powieść, którą Raspail wydał w latach 70. ubiegłego stulecia doczekała się już największego komplementu na jaki może zasłużyć książka tego typu. Mianowicie, „Obóz Świętych” określa się jako powieść „proroczą”. Nawet osoby niechętne francuskiemu pisarzowi często przyznają, iż trafniej od innych przewidział on skutki konfliktu związanego z napływem imigrantów, zwłaszcza tych pochodzących z innego niż nasz kręgu cywilizacyjnego i religijnego.
Powieść oprócz tego, że prorocza jest przede wszystkim szalenie ciekawa. Raspail nie poszedł na łatwiznę – nie zdecydował się na prostą historyjkę o powstaniu imigrantów przeciwko miejscowej ludności. Wybrał drogę trudniejszą, mówiąc dzięki temu więcej o kondycji Zachodu.
W Indiach na wszelkiej maści statki wsiada ogromna rzesza biedoty, która – przez nikogo nie zapraszana – wyrusza w kierunku zachodniej cywilizacji. Tym samym nie próbują nas skolonizować poprzez odwołanie się do przemocy, lecz poprzez odwołanie się do naszej litości.
Raspail w ciągu całej historii poszukuje odpowiedzi na pytanie dlaczego nasza cywilizacja zupełnie bezwarunkowo godzi się na wzięcie odpowiedzialności za tych intruzów. Kolejne koncepcje są podsumowane znamiennym „może to jest jakieś wyjaśnienie...”. Autor „Sire” jako przyczyny wskazuje mass media głównego nurtu narzucające uporczywie permisywizm. Dla tych mediów – uosabianych wtedy jeszcze przez radio – nie istnieje żadna realna przeciwwaga. Stary redaktor naczelny konserwatywnej gazetki mimo iż ma słuszność co do diagnozy to nie ma żadnego sposobu na jej zaprezentowanie szerszej publiczność. System akceptuje go tylko do tego momentu do którego nie stanowi prawdziwego zagrożenia dla głównego przekazu. Innymi wyjaśnieniami, – które nie wykluczają się wzajemnie – mogą być zinfantylnienie dorosłych, zanik utożsamiania się z państwem czy zupełna pogarda dla armii, która bezpowrotnie utraciła swoją powagę i prestiż.
„Obóz Świętych” w żadnym wypadku nie jest jednak traktatem politycznym czy filozoficznym. Raspail jak żaden inny współczesny pisarz potrafi wykładać swoje myśli bez uszczerbku dla fabuły, którą snuje. Historia trzyma w napięciu, zaś tempo akcji wzrasta wraz ze zbliżaniem się tej flotylli biedaków do brzegów owej Ziemi Obiecanej.
Szczerze polecam tę powieść, która nie tylko jest ciekawa i dobrze napisana, ale również dająca do myślenia.
Powieść, którą Raspail wydał w latach 70. ubiegłego stulecia doczekała się już największego komplementu na jaki może zasłużyć książka tego typu. Mianowicie, „Obóz Świętych” określa się jako powieść „proroczą”. Nawet osoby niechętne francuskiemu pisarzowi często przyznają, iż trafniej od innych przewidział on skutki konfliktu związanego z napływem imigrantów, zwłaszcza tych...
więcej mniej Pokaż mimo to
Po przeczytaniu rewelacyjnego „Paktu Ribbentrop-Beck” kolejna książka Zychowicza była dla mnie pozycją obowiązkową. O ile z tezą pierwszego jego głośnej książki było łatwo polemizować i zbywać ją pogardliwymi określeniami typu „gdybologia” o tyle w „Obłędzie” mamy do czynienia z oceną wydarzeń i decyzji podejmowanych przez polskie dowództwo. Proponowane alternatywy mają zaś znaczenie drugorzędne.
Choćby z tego powodu „Obłęd 44”, mimo iż wywołał większe oburzenie niż poprzednia książka, łatwiej broni się sama. Większość bowiem decyzji podejmowanych w czasie wojny przez nasze nieudolne decyzji nie wytrzymuje podstawowej krytyki. Nie sposób bowiem uzasadnić pomysłu wydania Niemcom bitwy w stolicy nie mając szans na wsparcie pancerne i lotnicze. Nie sposób usprawiedliwić zasadności akcji „Burza” jeśli już wtedy dowództwo wiedziało o szeregu okoliczności, które dobitnie pokazywały naturę Sowietów.
Zychowicz, do czego już przyzwyczaił, oprócz analizy tez głównych poświęca sporo miejsca wielu argumentom obrońcom polskich władz. Z reguły (wyjątek stanowi płytka ocena układu Sikorski-Majski) polemizuje on z tymi argumentami w sposób rzeczowy i trafny zawsze posiłkując się wieloma źródłami.
Tym co razi jest mocno efekciarski styl Zychowicza. Z jednej strony rozumiem, że tego typu zabiegi w książkach popularyzujących historię podnoszą sprzedaż z drugiej jednak strony bardziej wyrobiony czytelnik reaguje na nie z niesmakiem. Szczególnie irytującą manierą autora jest odmieniania przez wszystkie przypadki i rodzaje słowa „Polacy”. Czytając ma się wrażenie, że autor, pomimo licznych, powtarzanych co kilka stron zapewnień nie czuje się częścią narodowej wspólnoty i sam stawia się poza (nad?) nią.
W gazetach ukazało się już kilka krytycznych recenzji książki. O ile z wyważoną polemiką Wildsteina można się sensownie spierać o tyle tekst Gontarczyka w „Do rzeczy” jest zwyczajnym paszkwilanctwem. Gontarczyk czepia się stylu, pojedynczych zdań i nawet nie próbuje polemizować z głównymi tezami. Skoro zaś ktoś wszystkie epitety i energię zużywa na kwestie poboczne to tym lepiej świadczy to o głównych tezach książki na które atak nie został nawet przypuszczony.
Tym bardziej radzę więc nie polegać na gazetowych polemikach tylko przeczytać tę książkę samemu najlepiej choć na chwilę dystansując się od patriotycznej egzaltacji, w której tresują Polaków hagiografowie udający historyków.
Po przeczytaniu rewelacyjnego „Paktu Ribbentrop-Beck” kolejna książka Zychowicza była dla mnie pozycją obowiązkową. O ile z tezą pierwszego jego głośnej książki było łatwo polemizować i zbywać ją pogardliwymi określeniami typu „gdybologia” o tyle w „Obłędzie” mamy do czynienia z oceną wydarzeń i decyzji podejmowanych przez polskie dowództwo. Proponowane alternatywy mają zaś...
więcej mniej Pokaż mimo to
W innym ze swoich dzieł Balzac pisał, iż "Szlachetność uczuć posunięta poza pewną granicę daje wyniki podobne co największe występki". Losy Ojca Goriot są dobitnym potwierdzeniem tych słów.
Bezwarunkowa lecz również bezgraniczna miłość jaką okazywał córkom nie rodzi nic dobrego zarówno dla niego jak i rozpuszczonych latorośli. Z obsesji jakie Balzac brał na swój warsztat z tą stykamy się chyba najczęściej w naszym codziennym życiu.
W innym ze swoich dzieł Balzac pisał, iż "Szlachetność uczuć posunięta poza pewną granicę daje wyniki podobne co największe występki". Losy Ojca Goriot są dobitnym potwierdzeniem tych słów.
Bezwarunkowa lecz również bezgraniczna miłość jaką okazywał córkom nie rodzi nic dobrego zarówno dla niego jak i rozpuszczonych latorośli. Z obsesji jakie Balzac brał na swój warsztat z...
Obie komedie Gogola są śmieszne i ponadczasowe. W każdej z nich autor bierze na celownik ludzkie przywary, z których na pierwszy plan w obu przypadkach wysuwa się nałogowe kłamanie, które najlepiej obrazuje szelmowski charakter wielu bohaterów. W Ożenku największymi szelmami jest Fiokła (zawodowa swatka) i Koczkariow – swat amator próbujący namówić do ożenku swojego przyjaciela. Oboje są gotowi z pasją udowadniać każdą bzdurę i oczywistą nieprawdę byle dowieść swoich racji i zeswatać według swojego planu. „Rewizor” również roi się od szelmów, arcyszelmą jest zaś Chlestakow, który świetnie wyzyskuje szczęśliwy zbieg okoliczności.
„Rewizor” jest komedią, którą cenię wyżej z uwagi na fakt, iż w większym stopniu jej treść pozostała aktualna do dziś. O ile w dzisiejszych czasach zacna instytucja swatów od dawna leży w grobie o tyle serwilizm wobec wszelkiej maści kontrolerów i przełożonych wciąż kwitnie. Wprawdzie malowanie trawy na zielono jest chwilowo de mode to jednak wciąż kontrolowani na wiele sposób uśmiechają się i wdzięczą do kontrolujących. Świadkiem tego był na pewno każdy. Nie trzeba nawet mieć bliższej styczności z instytucjami publicznymi, wystarczyło chodzić do szkoły, aby zobaczyć jak nauczyciel spręża się na lekcjach, na których akurat jest tzw. hospitacja prowadzona przez dyrektora-rewizora. Gdy jakiś Urząd wizytuje dygnitarz bądź wizytator panika jest często nie mniejsza niż ta, która dotknęła bohaterów „Rewizora”.
Gogol, z uwagi właśnie na powszechnie panującą usłużność wobec rewizorów pod koniec sztuki zawarł znamienne napomnienie pod adresem publiczności wygłoszone przez Horodniczego: „Z czego się śmiejecie? Z siebie samych się śmiejecie! Uch, wy!!!...”
Komedie Gogola z pewnością warto przeczytać, nie zaszkodzi też zadać sobie w trakcie lektury pytanie czy przypadkiem nie śmiejemy się z samych siebie.
Obie komedie Gogola są śmieszne i ponadczasowe. W każdej z nich autor bierze na celownik ludzkie przywary, z których na pierwszy plan w obu przypadkach wysuwa się nałogowe kłamanie, które najlepiej obrazuje szelmowski charakter wielu bohaterów. W Ożenku największymi szelmami jest Fiokła (zawodowa swatka) i Koczkariow – swat amator próbujący namówić do ożenku swojego...
więcej mniej Pokaż mimo to
Znakomita książka. W Polsce mało kto kiedykolwiek snuł rozważania na temat tego czy Polska miała szansę uniknąć wejścia do II Wojny Światowej jako pierwsza. Zychowicz stawia śmiałą tezę i w solidny sposób broni jej analizując po kolei scenariusze zarówno optymistyczne z punktu widzenia jego hipotezy jak i te, które w jego tezę starają się godzić.
Tytuł książki jest niestety mylący. Treść nie kręci się bowiem tylko wobec możliwości zawarcia sojuszu z III Rzeszą, ale również wokół inny możliwych scenariuszy. Zychowicz trafnie analizuje m.in. scenariusz odwleczenia wybuchu wojny poprzez „oddanie” Gdańska czy możliwość wejścia do gry Sowietów w momencie gdy Hitler (będąc w sojuszu z Polską) zaatakowałby wiosną 1940 roku Francję. Główną tezą tej książki nie jest zaś zbawienny wpływ paktu z państwami Osi, ale zbawienny wpływ polityki, która Polskę do wojny wprowadziłaby jak najpóźniej. Tę tezę znacznie łatwiej obronić niż szanse powodzenia wspólnej wyprawy na Moskwę.
„Pakt” jest atakowany zarówno przez prawicę jak i lewicę. Ludzie atakujący Zychowicza często mają po prostu problem z pojmowaniem historii. Nie rozumieją, że na historię składa się ciąg powiązanych ze sobą zdarzeń i w przypadku zmiany jednego arcyważnego czynnika wiele kart historii zostałoby zapisanych zupełnie inaczej. Jeden z koronnych argumentów przeciwko paktowi z Hitlerem sprowadza się do zarzutu, że wówczas Polska wzięłaby udział w Holocauście. Zychowicz udowadnia, że wręcz przeciwnie! Państwa, które były sprzymierzone z Hitlerem zarówno te bardziej liczące się jak Włochy jak i te mniejsze (Węgry), a nawet „życzliwie neutralne” jak Hiszpania generała Franco nie tylko nie musiały wydawać ludności żydowskiej zamieszkującej na ich terytorium, ale stały się azylem dla żydowskich uchodźców z innych państw. O tworzeniu obozów zagłady na terytorium sojusznika również nie mogłoby być mowy. Paradoksalnie więc udział Polski w wojnie po stronie III Rzeszy uchroniłby ludność żydowską II RP od zagłady.
Kwestia szoah jest chyba najlepszym przykładem na zobrazowanie bezmyślności licznych krytyków Zychowicza, bowiem argument zagłady jest wykorzystywany jeszcze w inny sposób. Osoby popierające decyzję Becka wskazują, że Polska nie mogła pójść na sojusz z „ludobójcą” Hitlerem. Zychowicz celnie obala ten argument. Przede wszystkim wskazuje, że w momencie podejmowania przez Becka decyzji o „nie oddaniu Niemcom nawet guzika” nikomu w Europie nawet się nie śniło, że III Rzesza może dopuścić się takich zbrodni. Po drugie autor wskazuje na niekonsekwencję tej argumentacji podnosząc, że ostatecznie alianci – w tym Polska – związały się sojuszem z jeszcze bardziej ludobójczym totalitaryzmem jakim były stalinowski Związek Sowiecki.
Zychowicz w swojej książce starał się oceniać decyzje przywódców II RP przez pryzmat wiedzy jaką dysponowali oni wtedy. Kilka razy tej trudnej sztuce nie do końca sprostał jednak generalnie rzecz biorąc oddał Beckowi i Śmigłemu-Rydzowi sprawiedliwy, surowy osąd.
Nawet jeśli ktoś uważa, że teza Zychowicza jest dla niego nie do strawienia to wciąż zachęcam do jej lektury choćby po to aby zapoznać się z licznymi przykładami podłego potraktowania nas przez Francję i Wielką Brytanię, nie tylko podczas Kampanii Wrześniowej czy konferencji w Jałcie, ale również bezpośrednio przed wybuchem wojny jak i po internowaniu polskich władz w Rumunii. Nie twierdzę, że w polityce należy postępować szlachetnie. Wręcz przeciwnie – uważam że w polityce honor nie powinien być drogowskazem. Chodzi jedynie o to aby pozbyć się wrażenia, iż Francja i Wielka Brytania postępowały wobec II RP przyzwoicie.
Znakomita książka. W Polsce mało kto kiedykolwiek snuł rozważania na temat tego czy Polska miała szansę uniknąć wejścia do II Wojny Światowej jako pierwsza. Zychowicz stawia śmiałą tezę i w solidny sposób broni jej analizując po kolei scenariusze zarówno optymistyczne z punktu widzenia jego hipotezy jak i te, które w jego tezę starają się godzić.
Tytuł książki jest...
2012-01-01
„Pierścień Rybaka” jest reklamowany jako katolicka odpowiedź na „Kod Leonarda” Dana Browna. Na pewnym poziomie jest to oczywiście trafne zestawienie jednak sądzę, że wielu czytelników poczuje się zwiedzionych tego typu reklamowaniem. „Kod Leonarda” to taka typowa literatura fast foodowa. Czytelnik brownowych książek chce szybkiej akcji i odkrywaniu tajemnic a Dan Brown jak mało kto potrafi mu ją zapewnić produkując książki sensacyjne złożone z prawd, półprawd i przeinaczeń.
Powieść Jeana Raspaila przede wszystkim nie jest książką sensacyjną. Tajemnice w niej zawarte sprowadzają się głównie do odkrywania przed czytelnikiem zapomnianych faktów z dziejów Kościoła. Sposób w jaki autor „Obozu Świętych” posługuje się jednak tymi faktami sprawia, że od książki wprost nie sposób się oderwać. Raspail snuje więc równolegle dwie opowieści. Pierwsza rozpoczyna się w średniowieczu gdy Kościół przeżywał schizmę, druga toczy się współcześnie, za pontyfikatu Jana Pawła II i jest dopełnieniem historii rozpoczętej w średniowieczu. Oba wątki prowadzone są z prawdziwą wirtuozerią. Mimo że wątek współczesny nie ma żadnych szans na przekształcenie się w coś o zabarwieniu sensacyjnym to jednak czytelnik w napięciu śledzi wędrówkę samotnego bohatera. Wątek historyczny, najczęściej traktowany w podręcznikach szkolnych bardzo marginalnie, jest niemniej ciekawy. Jednocześnie Raspail unika jednoznacznych ocen i odpowiedzi na kluczowe pytanie: „Kto jest prawdziwym papieżem?”. Czytelnik korzysta na fakcie, że narracja nie jest prowadzona z punktu oskarżenia tego lub innego papieża o bycie nieprawowitym następcą świętego Piotra.
Na uwagę zasługuje również wyjątkowy styl. Czytając Raspaila ma się wrażenie, że żadne zdanie, żadne sformułowanie nie zostało użyte na siłę. Zarówno bohaterowie jak i narrator nigdy nie popadają w przydługie tyrady z czego wcale nie wynika, że nie mają niczego do powiedzenia. Przeciwnie, z powieści Raspaila możemy dowiedzieć się znacznie więcej niż z niejednego przegadanego dzieła. Może więc problem większości innych współczesnych pisarzy polega nie tylko na tym, że mają problem z opowiedzeniem ciekawej historii, ale że mają problem również z pisaniem?
„Pierścień Rybaka” jest reklamowany jako katolicka odpowiedź na „Kod Leonarda” Dana Browna. Na pewnym poziomie jest to oczywiście trafne zestawienie jednak sądzę, że wielu czytelników poczuje się zwiedzionych tego typu reklamowaniem. „Kod Leonarda” to taka typowa literatura fast foodowa. Czytelnik brownowych książek chce szybkiej akcji i odkrywaniu tajemnic a Dan Brown jak...
więcej mniej Pokaż mimo to
Książkę szczerze polecam. Jeśli ktoś ma alergię nawet na malutkie spojlery niech pominie dalszą część tekstu :).
Tytułowy raj nie został utracony jedynie przez pierwszych ludzi. Niebo było bowiem rajem aniołów, którzy dowodzeni przez Szatana zbuntowali się przeciwko Stwórcy chcąc mieć status Bogów. Pragnienie, które zgubiło Szatana posłużyło mu jako pokusa, którą skutecznie przywiódł do zguby również Ewę.
Szatan nie pragnie jednak przebaczenia za wystąpienie przeciwko Bogu. Mimo, iż zdaje sobie sprawę z nędzy swojego położenia postanawia uciec do umysłu, który „jest dla siebie Siedzibą, może sam w sobie przemienić Piekło w Niebiosa, a Niebiosa w Piekło”. Milton wskazuje w ten sposób jak zgubna może być ucieczka w racjonalizację, stanowiącą w tym przypadku odejście od Prawdy. Szatan zdaje sobie sprawę z tego jak paskudnym miejscem jest piekło jednak dzięki swojemu pokrętnemu umysłowi potrafi dojść do przekonania, że „warto władać w piekle, bowiem lepiej Być władcą w piekle niż sługą w Niebiosach”. XX Wiek pokazał z kolei najdobitniej jak wyklute w umyśle projekty zbudowania nieba na ziemi dały podbudowę pod powstania zbrodniczych systemów totalitarnych jakimi były komunizm i narodowy socjalizm. Warto pamiętać, że Milton przestrzegał o tym, już w XVII wieku.
Pierwsi ludzie, mimo utraty swojego Edenu nie decydują się pójść drogą Szatana – żałują popełnionego grzechu i błagają o przebaczenie. Adam pocieszony wizją nadejścia Mesjasza, który odkupi grzech ludzkości opuszcza raj ze spokojną duszą. Archanioł Michał przypomina mu zaś, że „Raj będzie w tobie, Podobny, jednak o wiele szczęśliwszym”. Przywódca Zastępów Anielskich nie ma jednak na myśli umysłu – miejsca ucieczki Szatana – ale duszę.
Przestroga przed – parafrazując Hayeka – zgubną pychą rozumu pojawia się na kartach poematu jeszcze wiele razy. Najczęściej wypływają one z ust aniołów bądź też z zachowania upadłego anioła, chcącego wywrzeć zemstę na ludziach za krzywdy, których miał zaznać od Boga. Nie bez przyczyny to właśnie owoce z drzewa poznania dobra i zła były jedynymi, których człowiek nie powinien spożywać.
Bez wątpienia „Raj utracony” wielkim dziełem jest. Niestety, mimo iż ten epicki poemat nie był pisany wierszem to i tak traci on wiele gdy jest czytany w przekładzie. W żadnym razie nie jest to oczywiście wina tłumacza, po prostu poematy ze swojej natury najjaśniej lśnią w oryginale, gdzie wersy tworzą prawdziwą harmonię. Niemniej, dzieło życia Johna Miltona, nawet przełożone na polski zasługuje na uwagę.
Książkę szczerze polecam. Jeśli ktoś ma alergię nawet na malutkie spojlery niech pominie dalszą część tekstu :).
Tytułowy raj nie został utracony jedynie przez pierwszych ludzi. Niebo było bowiem rajem aniołów, którzy dowodzeni przez Szatana zbuntowali się przeciwko Stwórcy chcąc mieć status Bogów. Pragnienie, które zgubiło Szatana posłużyło mu jako pokusa, którą...
„Rewizor” jest komedią, którą cenię wyżej z uwagi na fakt, iż w większym stopniu jej treść pozostała aktualna do dziś. O ile w dzisiejszych czasach zacna instytucja swatów od dawna leży w grobie o tyle serwilizm wobec wszelkiej maści kontrolerów i przełożonych wciąż kwitnie. Wprawdzie malowanie trawy na zielono jest chwilowo de mode to jednak wciąż kontrolowani na wiele sposób uśmiechają się i wdzięczą do kontrolujących. Świadkiem tego był na pewno każdy. Nie trzeba nawet mieć bliższej styczności z instytucjami publicznymi, wystarczyło chodzić do szkoły, aby zobaczyć jak nauczyciel spręża się na lekcjach, na których akurat jest tzw. hospitacja prowadzona przez dyrektora-rewizora. Gdy jakiś Urząd wizytuje dygnitarz bądź wizytator panika jest często nie mniejsza niż ta, która dotknęła bohaterów „Rewizora”.
Gogol, z uwagi właśnie na powszechnie panującą usłużność wobec rewizorów pod koniec sztuki zawarł znamienne napomnienie pod adresem publiczności wygłoszone przez Horodniczego: „Z czego się śmiejecie? Z siebie samych się śmiejecie! Uch, wy!!!...”
Komedie Gogola z pewnością warto przeczytać, nie zaszkodzi też zadać sobie w trakcie lektury pytanie czy przypadkiem nie śmiejemy się z samych siebie.
„Rewizor” jest komedią, którą cenię wyżej z uwagi na fakt, iż w większym stopniu jej treść pozostała aktualna do dziś. O ile w dzisiejszych czasach zacna instytucja swatów od dawna leży w grobie o tyle serwilizm wobec wszelkiej maści kontrolerów i przełożonych wciąż kwitnie. Wprawdzie malowanie trawy na zielono jest chwilowo de mode to jednak wciąż kontrolowani na wiele...
więcej mniej Pokaż mimo to
Orwell stworzył powieść wybitną. Zarówno jeśli chodzi o warstwę literacką jak i warstwę filozoficzną. Podzielając zachwyty nad warstwą literacką wyrażane przez innych wypowiadających się pozwolę sobie spisać parę luźnych impresji odnośnie uniwersalnego przekazu płynącego z tej książki.
Wiele z metod, które służyło do zniewolenia społeczeństwa z orwellowskiej antyutopii współcześnie jest w obiegu w podobnej lub wręcz udoskonalonej formie. Współcześnie praca jaką wykonywał Winston nie byłaby już potrzebna żadnej władzy ludowej. Po co skrupulatnie usuwać wszelkie informacje skoro można je po prostu przykryć nowymi? Nikt nie zada sobie trudu aby skonfrontować dzisiejszy news z newsem sprzed tygodnia. Poza tym zawsze można odwrócić uwagę opinii publicznej poprzez zaserwowanie tematu zastępczego.
Wciąż na czasie pozostają też seanse nienawiści z tym, że ich przedmiot zmienia się częściej niż u Orwella. Media co jakiś czas muszą typować nowego Emanuela Goldsteina. Nie zmienia się jednak to, że ludzie biorący udział we współczesnych seansach nienawiści nie potrafiliby konkretnie wskazać czym sobie zasłużył dany polityk, duchowny czy celebryta na takie traktowanie.
Regularnie – wraz z postępami politycznej poprawności – poszerza się katalog myślozbrodni. Coraz więcej zupełnie absurdalnych poglądów zyskuje miano dogmatów. Jedynym pocieszeniem jest chyba fakt, że współcześnie myślozbrodniarzom nie grozi już ewaporacja a jedynie ostracyzm bądź medialna nagonka.
Współcześnie marnuje się tyle ton jedzenia, ubrań, wszelkiej maści sprzętu, że raczej nie grozi nam tak brudna, parszywa i głodząca obywateli dyktatura jak ta z kart powieści. Całkiem możliwe, że przy następnej odsłonie dyktatury znów stracimy wolność, ale przynajmniej będziemy syci. Kto wie czy to nie będzie główną przeszkodą na drodze do odzyskania wolności.
Orwell stworzył powieść wybitną. Zarówno jeśli chodzi o warstwę literacką jak i warstwę filozoficzną. Podzielając zachwyty nad warstwą literacką wyrażane przez innych wypowiadających się pozwolę sobie spisać parę luźnych impresji odnośnie uniwersalnego przekazu płynącego z tej książki.
Wiele z metod, które służyło do zniewolenia społeczeństwa z orwellowskiej antyutopii...
„Biesy” na tle pozostałej twórczości Dostojewski wyróżniają się przede wszystkim z uwagi na dwie rzeczy.
Pierwszą jest nadzwyczaj duże tło polityczne i społeczne na którym rozgrywa się historia. Powieść Dostojewskiego stanowi poniekąd akt oskarżenia przeciwko socjalistycznych i anarchistycznym ruchom, które dążyły do wzniecenia w Rosji rewolucji. O ile w „Braciach Karamazow” środowisko młodych anarchistów jest pokazane poprzez pryzmat dziecięcej smarkaterii, która w głowie ma wyłącznie szczytne ideały o tyle w „Biesach” za robotę rewolucyjną wziął się prawdziwy fachowiec od podpalania świata, póki co tylko w wymiarze lokalnym.
Drugą cechą szczególną jest sposób narracji. Autor swobodnie zmienia techniki od powolnej narracji prowadzonej przez uczestnika wydarzeń by potem przejść na pozycję narratora wszechwiedzącego. Podobnie jak narracja tak i tempo akcji jest mocno zróżnicowane. Początek jest dość senny, a postacie nieustająco paplające, później Dostojewski przyspiesza tak mocno, że widz ma niemały problem z dotrzymaniem kroku będąc jednak przyzwyczajony przez autora do innego tempa.
„Biesy”, obok „Braci Karamazow”, stanowią najwybitniejsze dzieło w dorobku Dostojewskie, w którym autor przedstawił nie tylko zajmującą historię, ale również w możliwie najpełniejszy sposób przedstawił swoją filozofię. Niektórym czytelnikom może być ciężko przebrnąć przez pierwsze 100-150 stron jednak jeżeli zdobędzie się ten wysiłek to druga część powieści w pełni mu ten trud zrekompensuje.
„Biesy” na tle pozostałej twórczości Dostojewski wyróżniają się przede wszystkim z uwagi na dwie rzeczy.
więcej Pokaż mimo toPierwszą jest nadzwyczaj duże tło polityczne i społeczne na którym rozgrywa się historia. Powieść Dostojewskiego stanowi poniekąd akt oskarżenia przeciwko socjalistycznych i anarchistycznym ruchom, które dążyły do wzniecenia w Rosji rewolucji. O ile w „Braciach...