Oficjalne recenzje użytkownika

Więcej recenzji
Okładka książki Dziedzictwo Christi Daugherty
Ocena 7,9
Recenzja Jedna sroczka smutek wróży…

„Wybrani” zrobili na mnie naprawdę dobre wrażenie. Szybko zżyłam się z bohaterami i z zapartym tchem śledziłam ich losy w Akademii Cimmeria. Dlatego, gdy tylko wzięłam w ręce „Dziedzictwo”, drugą część cyklu autorstwa C. J. Daugherty , od razu zabrałam się za czytanie, licząc na dwie...

Okładka książki Lewa strona życia Lisa Genova
Ocena 7,5
Recenzja Lewa strona życia

Dawno żadna książka nie wzbudziła we mnie tak ogromnych emocji. „Lewa strona życia” Lisy Genovy, to powieść, która potrafi nie tylko wzruszyć, ale też rozbawić czy skłonić do przemyśleń. Tak bardzo, że napisanie tej recenzji zajęło mi zdecydowanie więcej czasu niż jakiejkolwiek...

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Jestem typem osoby, która bardzo wysoko ceni sobie literaturę fantastyczną (nie mylić jednak w moim przypadku z science fiction). Uwielbiam dobrze wykreowany świat, ciekawą intrygę, poruszającą fabułę i głównego bohatera, który od pierwszych stron wzbudza moją sympatię. Takie właśnie fantasy proponuje australijska pisarka Alison Goodman.

Eona poznajemy w przededniu wielkiego wydarzenia. Jest on bowiem jednym z dwunastu kandydatów, którzy startują na ucznia lorda Smocze Oko. Nie jest to jednak jakiś tam przeciętny kandydat. Choć jest mizerny nie ma dwunastu a szesnaście lat, jest kaleką, która według wierzeń przynosi pecha, aha, i jest dziewczyną. A one w Imperium Niebiańskich Smoków nie mogą pełnić tak ważnej roli, jaka przypada tym, którzy zjednoczyli się ze smokami. Wie o tym zarówno sama Eona, jak i jej mistrz, który wybrał ją na nauki. Wiedzą oni również, że to ostatni kandydat mistrza, którego nie będzie stać na kolejnego ucznia. Jednak Eona jest wyjątkowa - widzi wszystkie smoki, nie tylko ascendenta, czyli tego, którego znak zodiaku góruje obecnie na niebie. Jak to w fantasy bywa jednak, wybory na ucznia lorda Smocze Oko to dopiero początek... zarówno przygód, jak i wielkich nadziei oraz bolesnych upadków.

Poza Eonem, czy jak wolicie Eoną poznajemy cały wachlarz intrygujących postaci, wśród których prym wiedzie swego rodzaju ochroniarz - eunuch Ryko oraz jego Pani - Lady Dela, która jest odmieńcem, czyli dla nas transwestytą. Tak więc poza dziewczyną udającą chłopca mamy mężczyznę udającego kobietę oraz takiego, który został pozbawiony swojej męskości. Czy może z tego wyjść coś dobrego? Może! Postaci są fascynujące. Możemy śledzić ich rozterki oraz obserwować, jak wraz z postępem akcji, zmieniają się. Ich wprowadzenie porusza również dość drażliwy temat tolerancji, jak choćby w przypadku Lady Deli, która w jednej części świata była uznawana ze dar z niebios, w innej zaś za cudaka, z którym znajomość przynosi hańbę.

Przyznam, że już dawno nie miałam możliwości czytania tak dobrej powieści ze starego, klasycznego fantasy. Mowa oczywiście o gatunku, bo powieść jest dość świeża - wydana została trzy lata temu. Choć Świat wykreowany przez panią Goodman jest autorskim pomysłem, już na pierwszy rzut oka widać, że garściami czerpała z kultury azjatyckiej, głównie Chin. Zresztą sama się do tego przyznaje. Imperium Niebiańskich Smoków to fenomenalnie stworzona kraina.

Cała powieść jest stworzona ze smakiem i finezją. Alison Goodman to jak najlepszy szef kuchni, który dodaje wszystkiego po trochu, ale w takich proporcjach, by idealnie się ze sobą komponowało, tworząc arcydzieło smaku literackiego.

Nie mam większych zastrzeżeń, co do powieści i polecam ją wszystkim, ale przede wszystkim kobietom, które stronią od fantasy uważając, że tego rodzaju literatura może się podobać jedynie mężczyznom. Autorka przy pomocy swojej bohaterki pokazuje, że jest tutaj też miejsce dla kobiet. A ja sama nie mogę się doczekać, aż moja rezerwacja dojdzie do skutku i otrzymam do czytania drugą część przygód Eony. Polecam!

Jestem typem osoby, która bardzo wysoko ceni sobie literaturę fantastyczną (nie mylić jednak w moim przypadku z science fiction). Uwielbiam dobrze wykreowany świat, ciekawą intrygę, poruszającą fabułę i głównego bohatera, który od pierwszych stron wzbudza moją sympatię. Takie właśnie fantasy proponuje australijska pisarka Alison Goodman.

Eona poznajemy w przededniu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Wspominałam już nie raz, że oczarowały mnie audiobooki i możliwość "słuchania książek". Nie zwlekając zatem długo sięgnęłam po kolejny tytuł w tej formie. Mój wybór padł na "Cyrk nocy". Powieść ze świetnymi recenzjami, którą bardzo chciałam poznać.

Chandresh Lefevre, ekscentryczny reżyser teatralny, słynie ze swoich nietuzinkowych pomysłów oraz kolacji o północy - przyjęć pełnych niebanalnych gości i również egzotycznych dań. Podczas jednego z takich przyjęć powstaje pomysł stworzenia Le Cirque des Rêves - cyrku snów. Pojawiającego się bez zapowiedzi, otwieranego tylko nocami, miejsca pełnego magii i niesamowitych występów, charakteryzującego się monochromatycznością barw. Niestety, ani twórcy cyrku, ani jego goście, ani nawet spora część z występujących w nim osób, nie zdaje sobie sprawy, że cyrk to tylko przykrywka, dla areny, na której bój toczy ze sobą dwójka, zakochanych w sobie, magików. Zostali oni uwikłani w ten pojedynek bez swojej zgody, na długo przed swoim pierwszym spotkaniem. Nie są oni jednak świadomi, jakie skutki niesie ich walka, ani jaką cenę będą zmuszeni za niego zapłacić.

"Cyrk nocy" to powieść magiczna. Pełna iluzji, nie tylko tworzonych przez dwójkę głównych bohaterów, ale również samą autorkę. Która opisuje swoją historię z pozycji różnych osób, różnych miejsc i w różnym czasie. Nie można jednak powiedzieć, że nie uwodzi i nie czaruje swego czytelnika. Od dość szczegółowych opisów cyrku, opowiadanych z perspektywy czytelnika, poprzez cytaty z dzieł reveurs, czyli fanów cyrku, którzy podążają za nim po świecie, a ich znakiem rozpoznawczym są czarne płaszcze z czerwonymi akcentami, aż do dialogów bohaterów: Celii, Marca, twórców cyrku czy bliźniaków narodzonych w dniu jego premiery - wszystko uwodzi i splata się w niebanalną całość.

Niestety ta zaleta staje się sporą wadą w przypadku audiobooka. wszystko staje się bowiem chaotyczne i wymaga ogromnej uwagi od słuchacza, by nadążać za fabułą, dość mocno rozrzuconą w czasie. Jednak plastyczność języka, jakim posługuje się autorka ma również ogromną zaletę. Wystarczy przymknąć oczy, by widzieć cyrk, jego bohaterów, magiczne namioty...

Sama fabuła naprawdę mnie oczarowała. Cyrk nocy jest naprawdę niesamowity i jako miejsce i jako historia. Gdybym powiedziała, że nigdy nie lubiłam cyrku, skłamałabym. Nie przepadałam za cyrkiem, który przyjeżdżał do mojego miasta, nie znosiłam i właściwie do tej pory nie znoszę klaunów, którzy przyprawiają mnie o gęsią skórkę, ale cyrk w Monako, z którego występy często emitowała telewizja kochałam za jego magię, olbrzymie umiejętności występujących w nim osób oraz niezwykłość. I za to samo, od pierwszych stron pokochałam powieść Erin Morgenstern.

Bohaterowie są niebanalni. Wzbudzają olbrzymią sympatię, a ich losy, i to nie tylko dwójki głównych bohaterów, ale i wielu innych postaci wzruszają i bawią, pochłaniając czytelnika, który przenosi się do cyrku i czuje się z nim związany. Tak, jak jego twórcy, jego aktorzy czy w końcu tak, jak reveurs. Moją sympatię szczególnie wzbudziły młodziutkie i uzdolnione bliźnięta Murray: Szkrab i Gizmo oraz ich znajomy Bailey.

Można jednak miejscami mieć wrażenie, że autorka tak skupiła się na tworzeniu iluzji, że zapomniała o najważniejszym. Fabuła jest, zwłaszcza pod koniec, lekko niedopracowana, sprawiająca wrażenie lekko niechlujnej, zaś głośno obwieszczana miłość między Celią a Marco, objawia się bardziej w aurze elektryczności i wirowania otaczających ich przedmiotów. Brak jej za to w samych wypowiedziach czy działaniach bohaterów.

Przyznam, że tak, jak w przypadku "Cinder" byłam mile zachwycona lektorką audiobooka, tak Maria Peszek mnie zawiodła. Czytała dość chaotycznie, często w złych i nienaturalnych miejscach robiła pauzy, a jednym słodkim głosem czytała wypowiedzi co najmniej piątki bohaterów. Powinnam zatem stwierdzić, że Le Cirque des Rêves oczarował mnie, mimo usilnych prób lektorki na zepsucie mi odbioru tej powieści. Oceniając jednak samą historię, nie zaś jej wykonanie audio, powieść zdecydowanie zasługuje na uwagę.

"- (...)Biorę fragmenty przeszłości i łącze je w historie. To nie jest takie ważne i nie dlatego tu przyszedłem.
- To jest ważne - przerywa mu mężczyzna w szarym garniturze - ktoś musi opowiadać te historie. Kiedy toczy się boje, wygrywa się je i przegrywa, gdy piraci znajdują swoje skarby, smoki zjadają swoich wrogów na śniadanie i popijają ich filiżanką Lapsang Souchong. Ktoś musi opowiedzieć kawałki ich splątanych opowieści. W tym jest magia. Jest ona w słuchaczu i dla każdego ucha będzie ona inna. I będzie miała na niego wpływ, którego nie da się przewidzieć. Niekiedy nieznaczny, niekiedy ogromny. Możesz opowiedzieć historię, która zagnieździ się w czyjejś duszy, wniknie do krwi, zarazi sobą osobowość, stanie się sensem życia. "

http://ogrodwkieszeni.blogspot.com/2013/02/erin-morgenstern-cyrk-nocy.html

Wspominałam już nie raz, że oczarowały mnie audiobooki i możliwość "słuchania książek". Nie zwlekając zatem długo sięgnęłam po kolejny tytuł w tej formie. Mój wybór padł na "Cyrk nocy". Powieść ze świetnymi recenzjami, którą bardzo chciałam poznać.

Chandresh Lefevre, ekscentryczny reżyser teatralny, słynie ze swoich nietuzinkowych pomysłów oraz kolacji o północy - przyjęć...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zgodnie z zapowiedzią sięgnęłam po trzeci tom kontrowersyjnej serii "Pięćdziesiąt odcieni". Szczerze mówiąc mam ochotę powiedzieć "Oops, I did it again". Bo o ile druga część była lepsza od pierwszej, o tyle trzecia to powrót dna i trzech metrów mułu. Jednym słowem, fatalna.

Trzecia część zaczyna się tam, gdzie zwykle romanse się kończą, czyli podczas miesiąca miodowego. Christian i Ana stworzyli sobie swego rodzaju "bańkę", w której nie ma trosk dnia codziennego, jest za to dużo seksu i alkoholu. Jednak pragnący się zemścić były szef Any, wyrywa ich z powrotem do realnego życia, stawiając po drodze przeszkody.

Tak, jak w poprzedniej części wątki kryminalne, związane z prześladowaniem i żądzą zemsty, były dobre... w zamyśle, Lecz znowu tendencja Eriki Leonard do spłycania każdej lepszej akcji, za to rozciągania w nieskończoność tych nudnych, mogła zabić całą radość czytania. Przyznam, że tę część czytało mi się najgorzej ze wszystkich. Pierwsza była nowością, a opisy "perwersyjnego bzykanka" (ja serio cytuję to wyrażenie?! Schodzę na psy...) naprawdę potrafiły przyprawić o rumieńce, druga część wprowadzała wielowątkowość i była naprawdę lepsza pod względem stylu. Trójka jednak przedstawia już utarte schematy stosunków głównej pary - byle gdzie, byle kiedy - oni wszędzie i w każdych okolicznościach mogą uprawiać seks. Wszystko to ubrane w znane już wszystkim schematy, które nie wnoszą nic nowego.

Ana Steele, tfu Grey, nadal rozpada się na milion kawałków i szczytuje na zawołanie. Najgorsze jest jednak to, czego obawiałam się przy sięganiu po drugą część. Wewnętrzna bogini wyczerpała limit swoich umiejętności i w "Nowym Obliczu Greya" nie ujawniała się praktycznie w ogóle, natomiast Podświadomość zakopała się w klasycznej literaturze i ledwo wychylała głowę zza kolejnych "Dzieł zebranych Dickensa". Ogółem koszmar - zabrakło mi ich strasznie, a książka straciła na wartości, której bądź co bądź nie ma za wiele.

Nie wiem, cóż więcej mogę powiedzieć, a czego nie powiedziałam przy poprzednich recenzjach. Trylogia ta jest tragicznie napisana, porusza się wokół ciągle tych samych schematów, a czytając dialogi i opisy hmmm... "uniesień" głównych bohaterów, mamy nieustające wrażenie deja vu. Chciałoby się rzec, na szczęście to już koniec. A patrząc z perspektywy czasu, mogę pokusić się o podniesienie oceny "Pięćdziesięciu twarzy Greya" na dwa, zaś "Ciemniejszej strony..." na słabe trzy, żeby podana przy tej części jedynka miała jakąkolwiek rację bytu. Jestem w stanie zrozumieć, co sprawia, że wszyscy dookoła zachwycają się tą serią. Jednak nie sądzę, by spośród osób, które czytają więcej niż statystyczną jedną książkę rocznie znalazło się choć kilku fanów pisaniny Eriki Leonard. Ja na pewno do nich nie należę.

Zgodnie z zapowiedzią sięgnęłam po trzeci tom kontrowersyjnej serii "Pięćdziesiąt odcieni". Szczerze mówiąc mam ochotę powiedzieć "Oops, I did it again". Bo o ile druga część była lepsza od pierwszej, o tyle trzecia to powrót dna i trzech metrów mułu. Jednym słowem, fatalna.

Trzecia część zaczyna się tam, gdzie zwykle romanse się kończą, czyli podczas miesiąca miodowego....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Chyba każdy posiada listę książek, które praktycznie wszyscy, poza nim, znają. Na mojej prywatnej liście znalazła się seria "Szeptem". Okładka jednak kusiła mnie bardzo długi czas i mimo strasznie sprzecznych recenzji, postanowiłam jej ulec.

"Szeptem" to opowieść o szesnastoletniej Norze Grey (to nazwisko dziwnie mi się kojarzy ;)). Dziewczyna próbuje ułożyć sobie życie po śmierci ojca, który zginął zastrzelony w niewyjaśnionych okolicznościach. Prowadzi spokojne życie do czasu (O, ironio!) lekcji biologii dotyczącej rozmnażania. Jej nauczyciel postanawia poprzesadzać uczniów i Nora trafia na przystojnego Patcha. Mimo, że nie zna nawet jego nazwiska, okazuje się, że on wie o niej zaskakująco wiele. Cała sytuacja z nim wywołuje w niej irytację i nie chce się przed sobą przyznać, że czuje do Patcha dziwne przyciąganie. Od momentu poznania chłopaka jej życie staje się biegiem niewyjaśnionych przypadków, prześladowań i dziwnych snów. Nora wie, że kluczem do wyjaśnienia wszystkiego jest Patch. Nie zdaje sobie sprawy jednak, jak wielką tajemnicę skrywa.

Czytając "Szeptem" nie sposób nie porównywać tej książki do innej sagi z jabłkiem na okładce. Główni bohaterowie nawet poznają się na tej samej lekcji. Nie będę jednak ukrywać, że tak jak swego czasu zafascynował mnie "Zmierzch" tak i ta seria ma w sobie coś wyjątkowego. Owszem, można ją uznać za dość wtórną, za płytką czy nijaką. Jednak paranormale mają w sobie coś, co nie pozwala ich odłożyć na półkę. Te historie wciągają, pochłaniają czytelnika, który pragnie odkryć ten nienaturalny świat.

W moim przypadku tak było z "Szeptem". Pochłonęłam tę książkę w jeden wieczór. Nora, w przeciwieństwie do Belli jest dużo bardziej "ogarnięta". Jej świat nie wiruje wokół nowo poznanego Patcha. Nie biegnie jak szalona w jego ramiona. Chodzi na zakupy, do kina, prowadzi z przyjaciółką szkolny e-zin, zagląda do biblioteki, a nawet umawia się z innym chłopakiem. Chyba ta naturalność sprawia, że w jej historię łatwiej jest uwierzyć.

Patch... Poza tragicznym imieniem, które nieustannie kojarzyło mi się z pewnym zdjęciem kota (dla niedoinformowanych: "Co ja paczę?") lub paczką aktualizującą grę, jest w pewnym sensie pociągający. Nie targają nim skrajne emocje, nie miota się jak antyczny bohater tragedii. Choć autorka nie odkrywa od razu wszystkich kart, widać, że dąży prosto do wyznaczonego przez siebie celu.

Tajemnicze wydarzenia, zakrawające o thriller oraz kwitnący romans bohaterów, sprawiają, że "Szeptem" czyta się bardzo przyjemnie. Oczywiście, nie jest to powieść najwyższych lotów (bo właściwie, który paranormal jest?), ale miła lektura na odprężenie, która wciąga i fascynuje. Ze względu na poziom zaczytania i miłą historię, wbrew obiegowej opinii, zasługuje u mnie na całkiem wysoką notę. Z miłą chęcią sięgnę po dalsze dzieje Nory i Patcha.

http://ogrodwkieszeni.blogspot.com/2013/01/becca-fitzpatrick-szeptem.html

Chyba każdy posiada listę książek, które praktycznie wszyscy, poza nim, znają. Na mojej prywatnej liście znalazła się seria "Szeptem". Okładka jednak kusiła mnie bardzo długi czas i mimo strasznie sprzecznych recenzji, postanowiłam jej ulec.

"Szeptem" to opowieść o szesnastoletniej Norze Grey (to nazwisko dziwnie mi się kojarzy ;)). Dziewczyna próbuje ułożyć sobie życie po...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Wydawać, by się mogło, że temat wampirów został już wyczerpany na wszelkie możliwe sposoby. Były już wampiry przerażające, jak w Draculi, wiecznie piękne, młode i z długą historią rodzinną, jak te u Anny Rice. Były też wampiry świecące się jak choinka - jak w Zmierzchu, dostojni moroje i waleczne dampiry w Akademii Wampirów czy w końcu snobistyczne, jak te znane z Błękitnokrwistych. Każdy mógł sobie wybrać takie, które najbardziej mu odpowiadały. Do wyboru, do koloru, jak to się mówi. Izabela Degórska po części wraca do korzeni, po części tworzy coś własnego. A z jakim efektem?

"Pamięć krwi" to historia o młodej dziennikarce - Milenie, pracującej w lokalnym dzienniku w Szczecinie. Dziewczyna jest dość samotna: nie może dogadać się z matką, jej przyjaciółka jest dewotką w trakcie rozwodu. W dodatku niedawno rozstała się z chłopakiem, a szefowa nie daje jej spokoju. Wszystko się jednak zmienia, gdy siostra jej byłego prosi o pomoc. Darek zachowuje się dziwnie, a Milena zawsze miała na niego dobry wpływ. Dziewczyna decyduje się go odwiedzić, niestety spotkanie nie toczy się po jej myśli. Darek praktycznie rzuca ją na łóżko, przez co bohaterka traci przytomność. Po ocknięciu już nic nie jest takie samo.

Przyznam szczerze, że spotkałam się z wieloma pozytywnymi opiniami o tej książce. Zachęcona zarówno nimi, jak i urzekającą okładką szybko usiadłam do czytania. Niestety, mocno się zawiodłam. "Pamięć krwi" nie jest ani bardzo dobra, ani bardzo słaba. Jest nijaka. Niby ciekawa fabuła, ale akcja powieści nie bardzo potrafi nabrać rozpędu. Jest dość jednostajna, dopiero przy końcu nabiera lekkich rumieńców, jednak nie na tyle, by zwalić czytelnika z nóg. Wszystko jednak jest dość spójne i mimo wielowątkowej narracji, potrafi spleść się w całość. Niestety - nie urzeka.

Autorka miała kilka świetnych pomysłów, jak choćby tytułowa "Pamięć krwi". Problem jest taki, że to, co mogłoby wywrzeć ogromne wrażenie na czytelniku zostało potraktowane po macoszemu i tylko zarysowane, często bez głębszego wdrożenia się w temat i rozwinięcia. Choć wątki się przeplatają i tworzą całość, to niestety, nie wszystkie zostały poprowadzone do końca. Zabrakło mi istotnych wyjaśnień kilku kwestii, które również miałyby pozytywny wpływ na całą powieść.

Izabela Degórska stworzyła swoje własne wampiry. Żyją, oddychają, a nawet bije im serce. Są niczym zwykli ludzie, tylko trochę ładniejsi niż przed przemianą. Bohaterowie to silny atut "Pamięci krwi". Nie są schematyczni i tak, jak w życiu nie dzielą się na dobrych i złych. Każdy ma swoje motywy i każdy kieruje się prywatnymi pobudkami, często zmieniając strony barykady. Można powiedzieć, że są naprawdę ciekawi. Wszyscy - poza główną bohaterką. Niby po Belli powinnam się uodpornić na mdłe postaci pierwszoplanowe, ale nie potrafię. Nie tylko te drugoplanowe, ale i epizodyczne charaktery były ciekawsze od Mileny. Zadziwiający jest zatem fakt, że mimo swojej bylejakości, bohaterka dorobiła się na tych trzystu stronach aż czterech adoratorów! Oczywiście bardziej interesujących od niej.

Powieść ratuje lekki styl autorki. Nieco ironiczny sprawia, że "Pamięć krwi" czyta się łatwo i przyjemnie. Kilka aluzji do "Zmierzchu" oraz zabawne dialogi są miłymi smaczkami, które kilkukrotnie wywołały uśmiech aprobaty na mojej twarzy.

Ciężko jednak sprecyzować o czym jest "Pamięć krwi" oraz do jakiego gatunku ją zaliczyć. Posiada odrobinę fantasy, horroru, powieści sensacyjnej oraz sporo paranormalu. Do tego ostatniego jest jej najbliżej, choć brak jasno zarysowanego romansu. i właśnie ten brak jasnej klasyfikacji również nie sprzyja pozytywnej ocenie. Bo na fantastykę jest zdecydowanie za kiepska, na horror kompletnie nie straszna, a sensacji jest za mało. Natomiast najciekawszy bohater, który mógłby się klasyfikować do powieści romantycznej, został gdzieś tak od połowy pominięty i praktycznie stał się postacią epizodyczną.

Nie mogłam jednak nie sięgnąć po szczecińską opowieść o wampirach. Niestety, nie było to udane spotkanie. Przyznam szczerze, że w ogólnym rozrachunku, nawet potępiany przez wiele osób "Zmierzch" był dla mnie ciekawszy w odbiorze. Szkoda, bo zamysł był świetny, jednak brak dopracowania lektury jest tutaj bardzo widoczny.

http://ogrodwkieszeni.blogspot.com/2013/01/izabela-degorska-pamiec-krwi.html

Wydawać, by się mogło, że temat wampirów został już wyczerpany na wszelkie możliwe sposoby. Były już wampiry przerażające, jak w Draculi, wiecznie piękne, młode i z długą historią rodzinną, jak te u Anny Rice. Były też wampiry świecące się jak choinka - jak w Zmierzchu, dostojni moroje i waleczne dampiry w Akademii Wampirów czy w końcu snobistyczne, jak te znane z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Coś w tym jest, że lubimy czytać książki, w których opisane są ciężkie losy innych ludzi. Bierze się to po części z egoistycznego nastawienia naszego społeczeństwa, że "ze mną nie jest tak źle, inni mają dużo gorzej". Ja osobiście lubię czytać o kobietach, w trudnych życiowych sytuacjach, bo te powieści udowadniają niesamowitą siłę psychiczną, drzemiącą w tej słabej płci.

"Miss Bangkok. Wyznania tajskiej prostytutki" to opowieść o kobiecie, której trudna sytuacja życiowa, zmusiła ją, by podjęła się pracy w dzielnicy czerwonych latarni w stolicy Tajlandii. Kraj ten od lat słynie z prostytucji i porno biznesu. Niewiele osób zdaje sobie jednak sprawę z tego, co popycha dziewczyny do tego rodzaju pracy. Bua Boonmee wyjaśnia to w swojej biografii, przytaczając przy okazji swojej historii, opowieści innych kobiet, które poznała w nocnych klubach.

Bua Boonmee to nie jest prawdziwe imię i nazwisko, lecz pseudonim, który ma na celu ochronę prywatności. Bua to lotos, który rozkwita na bagnach, natomiast Boonmee można przetłumaczyć, jako "szczęśliwy los, mająca szczęście". Jest to olbrzymi kontrast do prawdziwego życia autorki, które zmuszona jest prowadzić.

Historia jej życia jest poruszająca: rozstanie rodziców, później ciężka praca w fabryce i brak szczęścia do mężczyzn, którzy nadużywali alkoholu i często bili ją bez uzasadnionych powodów. W końcu dzieci na utrzymaniu i brak środków do życia popychają ją do ostateczności - pracy jako prostytutka w jednym z klubów go-go, w tajlandzkiej dzielnicy czerwonych latarni.


"Niezależnie od tego, jak bardzo nienawidzę tego, co robię, nie mogę sobie wyobrazić pracy gdziekolwiek indziej niż w Patpong. Poza nim dla takich słabo wykształconych dziewcząt jak ja istnieje tylko marnie płatna praca. To miejsce może być niebem albo piekłem, w zależności od tego, po której stronie jesteś. Farangowie, którzy odwiedzają tę dzielnicę czerwonych latarni, twierdzą, że jest to utopijny, równoległy wszechświat. Natomiast prostytutki, które tu pracują, widzą to jako ich osobiste piekło. Rozpacz, zdrady, sekrety i obelgi możemy spotkać na każdym kroku. Nikomu tu nie można ufać - czy jesteś prostytutką, czy farangiem".

Nie jestem w stanie ocenić tego typu książki. Powiedzenie, że czytałam lepsze czy bardziej emocjonalne, nawet jeśli taka jest prawda, nie jest na miejscu. Bo jak można oceniać czyjeś życie? "Miss Bangkok" uderza, przybliża ciężki świat prostytucji i stanowi przestrogę dla wszystkich, którzy uważają, że jest to szybki i łatwy sposób na dobry zarobek. Bo może i szybki jest, ale czy łatwy?

http://ogrodwkieszeni.blogspot.com/2013/01/bua-boonmee-miss-bangkok-wyznania.html

Coś w tym jest, że lubimy czytać książki, w których opisane są ciężkie losy innych ludzi. Bierze się to po części z egoistycznego nastawienia naszego społeczeństwa, że "ze mną nie jest tak źle, inni mają dużo gorzej". Ja osobiście lubię czytać o kobietach, w trudnych życiowych sytuacjach, bo te powieści udowadniają niesamowitą siłę psychiczną, drzemiącą w tej słabej płci....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

W ramach relaksu i odpoczynku od poważniejszych lektur, postanowiłam sięgnąć po kontynuację "Pięćdziesięciu twarzy Greya". Zadziwiające jest to jaką burzę wywołuje cała seria. Internet aż huczy od skrajnych opinii, choć z przewagą tych fatalnych. Nie zmienia to jednak faktu, że większość osób prędzej czy później sięga po kontynuację i zna dalsze losy bohaterów.

Żeby nie ujawniać szczegółów fabuły z pierwszej części, pozwolę sobie krótko przypomnieć o czym mowa w serii "Pięćdziesiąt odcieni". Młodą studentkę oraz miliardera połączył niecodzienny układ, pełen seksu, napięcia, bólu i perwersji. Gdy okazuje się, że Ana nie chce go już tolerować, Christian Grey proponują nową, głębszą i spokojniejszą relację. Wszystko zaczyna się pomału układać, kiedy odzywają się demony z przeszłości tytułowego bohatera, którą burzą nowo zbudowany ład.

Czuję się miło zaskoczona, bo ta część jest lepsza niż "Pięćdziesiąt twarzy Greya". Nie chcę jednak być źle zrozumiana. Nadal roi się od powtórzeń, ubogiego języka i kiepskich bohaterów, którzy niewiele ruszyli naprzód i nadal są podobni do swoich pierwowzorów literackich. Jednak Erica Leonard wprowadziła wątki poboczne i elementy thrillera, które nadały powieści nową świeżość. Niestety ujawniły też słabe strony jej pisarstwa. Wątki te nie bardzo komponują się w całość, a od pojawienia się problemu do jego rozwiązania, autorka pędzi galopem, spłycając naprawdę fajne pomysły, które miałyby szansę na świetną powieść, gdyby zabrał się do niej ktoś bardziej doświadczony.

Ogromnym plusem jest natomiast rezygnacja z głupich wstawek, o których wspominałam przy pierwszej części ("święty Barnaba" i "rany Julek"), zdarzyły się one jedynie w dwóch momentach, co traktuję jako niemały sukces autorki. Za to tej części przyświeca wszechobecna "foliowa paczuszka". Ogółem braki językowe autorki jakie były, takie są, choć strona fabularna naprawdę się poprawiła. Nadal pojawiają się powtórzenia i to nie tylko wyrażeń, ale i całych dialogów, sprawiając że czytelnik ma efekt deja vu.

Przyznam się, że byłabym zawiedziona, gdyby autorka zrezygnowała z rozszczepienia jaźni Any Steele. Przyzwyczaiłam się już do jej wrednej podświadomości, która w "Ciemniejszej stronie Greya" pokazała czytelnikom niesamowitą rewię mody od najlepszych projektantów. Wewnętrzna bogini natomiast poprawiła swój warsztat taneczny, serwując coraz to bardziej spektakularne wygibasy. Ich brak mógłby już do końca zniszczyć postać Any, której i tak ma się wiele do zarzucenia.

Scen erotycznych jest, podobnie jak w "Pięćdziesięciu twarzach Greya" mnóstwo. Są one jednak zdecydowanie delikatniejsze i spokojniejsze. Pobudzają jednak wyobraźnię. Bazując na tytule myślałam, że ta część będzie miała w sobie zdecydowanie więcej pikanterii i nieprzyzwoitych zabaw, okazała się jednak, cytując Pana Szarego - waniliowa.

Podsumowując, powieść "Ciemniejsza strona Greya" pod kątem warsztatu literackiego autorki jest nadal bardzo słaba. Posiada jednak pewien dar, który sprawia, że czytelnicy po nią sięgają i czytają z zapartym tchem do samego końca. E. L. James potrafi uderzyć w czułe kobiece struny i rozpalić wyobraźnię. Prawda jest również taka, że czasami potrzebujemy takiego "czytadła", do którego czytania nie trzeba używać rozumu. Książka działa na najniższych instynktach i tak ją należy odbierać, nie szukając przy tym drugiego dna.

http://ogrodwkieszeni.blogspot.com

W ramach relaksu i odpoczynku od poważniejszych lektur, postanowiłam sięgnąć po kontynuację "Pięćdziesięciu twarzy Greya". Zadziwiające jest to jaką burzę wywołuje cała seria. Internet aż huczy od skrajnych opinii, choć z przewagą tych fatalnych. Nie zmienia to jednak faktu, że większość osób prędzej czy później sięga po kontynuację i zna dalsze losy bohaterów.

Żeby nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Do audiobooków podchodziłam ze sporą rezerwą. Bałam się, że nie będę się mogła skupić na fabule,nie przypadnie mi do gustu głos lektora, że jako wzrokowiec nie poradzę sobie z nimi. Mogłabym wyliczać bez końca. W końcu musiałam się przełamać. Brak rozwiniętej komunikacji miejskiej nie pozwalał mi już na czytanie w drodze, a audiobook wrzucony na telefon, zaczął się jawić jako całkiem ciekawa alternatywa. Sięgnęłam zatem po "Sagę księżycową" w interpretacji znanej polskiej aktorki Doroty Segdy.

Minęło ponad sto lat od IV Wojny Światowej, której głównym skutkiem było połączenie świata na sześć dużych krajów, władanych przez sześciu różnych władców. Jednym z nich jest Wspólnota Wschodnia z pałacem cesarskim w Nowym Pekinie. Nowy świat, oprócz ludzi, zamieszkują androidy oraz cyborgi, uważane za niższą klasę, szykanowane i potępiane na każdym kroku. Jednym z nich jest Cinder. Po śmierci swojego opiekuna trafia pod opiekę Adri, która jej nienawidzi i obwinia o śmierć ukochanego męża. Cinder, szykanowana przez macochę i przybrane siostry, zarobia na swoje utrzymanie, pracując jako mechanik. Pewnego dnia do jej stoiska na rynku przybywa książę Wspólnoty - Kaito, z prośbą o naprawę jego androida. Wszystko mogłoby się potoczyć jak w romansie, gdyby nie fakt, że Cinder jest cyborgiem, uważanym za człowieka drugiej kategorii, Światem wstrząsa tajemnicza choroba - błękitna gorączka, na którą nie ma lekarstwa, a cała Unia Ziemska stoi przed groźbą wojny z Lunarami - mieszkańcami księżyca, których królowa ma olbrzymie wymagania co do warunków traktatu pokojowego.

Na pierwszy rzut oka widać, że główna bohaterka ma wiele wspólnego ze znanym wszystkim Kopciuszkiem. Mogłoby się wydawać, że to jego kolejna wersja, lecz świat przyszłości pełen dziwnych machin, odrobiny magii oraz rozwiniętej techniki nie bardzo należy do utartego schematu. Jednak jako fanka wszelkich odmian książkowo - filmowych tej historii, z radością sięgnęłam po "Sagę księżycową", by poznać i tę wersję. Każda z czterech ksiąg powieści zaczyna się od cytatów z oryginału "Kopciuszka", wprowadzając czytelnika w klimat opowieści, która choć od początku dość schematyczna i przewidywalna, zaskakuje detalami i niesamowitym urokiem bohaterów.

Wyjątkowo do gustu przypadł mi android, pomagający Cinder w pracy o imieniu Iko. Jej żywotna osobowość, lekka naiwność i ogromna dawka entuzjazmu sprawiają, że łatwo jest zapomnieć, że to tylko machina. Ogromna dawka humoru, płynąca z dialogu głównej bohaterki z androidem sprawia, że powieść nabiera lekkości i świeżości.


" - Myślisz, że to może być kwestia wirusa?
- Może zawiesiła się z powodu nieprawdopodobnego czaru księcia?
- Czy mogłybyśmy przestać mówić o księciu?
- Nie sądzę, by to było możliwe. W końcu pracujemy nad jego androidem. Pomyśl tylko o rzeczach, które ona wie, o rzeczach, które widziała, i... - Iko zawiesiła głos. - Myślisz, że widziała go nago?
- Och, na litość boską! - Cinder zdarła rękawiczki i rzuciła je na stół. - Nie pomagasz mi."


Nie jest to może książka wysokich lotów. Nie jest napisana przez wielkiego mistrza, ale debiutantkę, która znaną wszystkim bajkę przedstawiła w zupełnie innym świetle. I choć nie można zachwalać górnolotnej fabuły, precyzyjnie przedstawionych charakterów postaci, to przyciąga do siebie olbrzymią rzeszę fanów, do których przyłączam się i ja. Powieść jest humorystyczna, przyjemna, a pani Meyer ma niesamowitą lekkość pióra, która sprawia, że "Cinder" umiliła mi wolne chwile.

Przyznam, że strasznie się bałam kwestii lektorki. Dorota Segda, znana przeze mnie, głównie z roli psychicznie chorej matki z filmu "Tato", nigdy nie wzbudzała mojej sympatii. Uważam jednak, że wspaniale sobie poradziła, a dzięki jej czytaniu, postacie nabrały dodatkowego charakteru. Nie wiem, jak jest w przypadku innych audiobooków, ale aktorka zmieniała głosy innych postaci, co sprawiało, że łatwo było nadążyć za dialogami i fabułą powieści.

Podsumowując muszę przyznać, że moje pierwsze spotkanie z audiobookiem wypadło nad wyraz pomyślnie. Zarówno sama powieść, jak i lektorka uwiodły mnie i rozkochały w świecie Nowego Pekinu. Dlatego niezmiernie się ucieszyłam, dowiadując się, że "Saga księżycowa" będzie miała dalsze części. Po Kopciuszku przyjdzie pora na Czerwonego Kapturka (autorka wydaje go już w lutym 2013 roku), Roszpunkę oraz Królewnę Śnieżkę. W kolejnej części na pewno nie zabraknie Cinder i księcia Kaito, zatem dla wszystkich, których urzekła ta powieść, czeka nie lada gratka. Osobiście już nie mogę się doczekać.

Źródło: http://ogrodwkieszeni.blogspot.com/2012/12/marissa-meyer-saga-ksiezycowa-cinder.html

Do audiobooków podchodziłam ze sporą rezerwą. Bałam się, że nie będę się mogła skupić na fabule,nie przypadnie mi do gustu głos lektora, że jako wzrokowiec nie poradzę sobie z nimi. Mogłabym wyliczać bez końca. W końcu musiałam się przełamać. Brak rozwiniętej komunikacji miejskiej nie pozwalał mi już na czytanie w drodze, a audiobook wrzucony na telefon, zaczął się jawić...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki O, choinka! Czyli jak przetrwać święta Ewa Bauer, Karolina Dyja, Witold Klapper, Anna Klejzerowicz, Monika Knapczyk, Antonina Kostrzewa, Rafał Kuleta, Krzysztof Maciejewski, Magdalena Mikoś, Anna Pasikowska, Kornelia Romanowska, Anna Rybkowska, Marek Ścieszek, Michał Stonawski, Katarzyna T. Nowak, Agnieszka Turzyniecka, Karolina Wilczyńska, Magdalena Witkiewicz
Ocena 5,3
O, choinka! Cz... Ewa Bauer, Karolina...

Na półkach:

Czytanie antologii tematycznych chyba wchodzi mi w krew. Brak śniegu za oknem oraz zbliżające się święta, sprawiły, że sięgnęłam po ten, wydany rok temu, tom, żeby choć troszkę poczuć świąteczny nastrój. Zresztą, jak wspominałam przy antologii "31.10 Wioska Przeklętych" podobają mi się takie odautorskie inicjatywy i spodziewałam się naprawdę dobrej lektury.

Książka składa się z 22 opowiadań, stworzonych w sumie przez 18 autorów. Jak łatwo się domyślić opowiadania te traktują o świętach. Przedstawiają ten wyjątkowy czas na różne sposoby: są opowiadania wzruszające, zabawne, a nawet z dreszczykiem. Wielu autorów znam z edycji halloweenowej i niestety pisząc tę recenzję nie mogę zapobiec pewnym porównaniom.

Przyznam szczerze, że jestem odrobinę zawiedziona, bo "Wioska przeklętych" trzymała jeden, bardzo wysoki poziom. Ta antologia natomiast jest bardzo nierówna i obok perełek znalazły się przeciętne, a nawet słabe opowiadania. Miałam wrażenie, że część z nich była pisana na szybko, na kolanie. Brakowało odpowiedniego rozwinięcia, sprawiały wrażenie niedopracowanych.

Postanowiłam wyróżnić kilka opowiadań, które naprawdę utkwiły mi w pamięci. Kolejność odnosi się do ich kolejności w antologii:

"Cud narodzin" Ewy Bauer - historia młodego małżeństwa, które ze względu na obowiązki zawodowe jest zmuszona spędzić wigilię oddzielnie: mąż w pracy, a ciężarna żona u koleżanki. Jednak Los zgotuje im inną niespodziankę. Opowiadanie jest dopracowane i jako pierwsza wyróżnia się, pozostając w pamięci.

"Najcenniejszy prezent" Michała Stonawskiego - opowieść o Mikołaju na zlecenie, który jedzie do biednej rodziny z prezentami sponsorowanymi przez miasto. Jedyne opowiadanie z dreszczykiem, zaskakujące i niecodzienne. Autor po raz kolejny zasłużył na moje wyróżnienie.

"Gwiezdne życzenie" Kornelii Romanowskiej - historia o dziewczynce, która osierocona mieszka w domu dziecka. Choć historia jest przewidywalna idealnie wpisuje się w świąteczny klimat, a dobry styl i emocjonalność całej historii, wywołuje wzruszenie.

"Opowieść wigilijna, czyli święta nie istnieją" Antoniny Kostrzewy - opowieść o dziewczynce, która orientuje się, że nie ma świąt i nikt nigdy o nich nie słyszał. Historia kojarzy mi się ze świątecznymi filmami, pozwala na zastanowienie się, co lubimy w świętach i przekonuje, że nie jest to stracony czas.

"Niebieskie oczy" Moniki Knapczyk - opowiadanie o młodej dziewczynie, która postanawia spędzić święta samotnie, gdy nagle z kuchni kawalerki dobiegają dźwięki, świadczące o obecności jeszcze kogoś. Klasyczna historia oparta na opowieści wigilijnej. Mój numer jeden z całej antologii. Tutaj mogę być stronnicza, gdyż uwielbiam magię opowieści wigilijnej, choć z drugiej strony kto jej nie lubi?

Kilka innych opowiadań, jak "Polowanie" czy "Elfy są na świecie" zatrzymują czytelnika na dłużej, by miał okazję pomyśleć. Nie chcę pisać za dużo, więc wspomnę, że pierwsze z nich idealnie oddaje święta oczami dziecka, a drugie pozwala przypomnieć sobie, co w Bożym Narodzeniu jest najważniejsze.

Nie podobało mi się natomiast opowiadanie o długim tytule: "Iglaste tęcze we mgle z kwiecistych płatków śniegu". Być może znajdą się jego zwolennicy, dla mnie jednak było zbyt surrealistyczne i kompletnie niezrozumiałe, choć napisane dobrze.

Na szczególną uwagę zasługują ilustracje, które zdobią antologię. Są humorystyczne, adekwatne do treści opowiadań, które je okalają. Brawa dla ich autora.

Książka "O, choinka! Czyli jak przetrwać święta" otrzymuje ode mnie czwórkę. Swoją główną funkcję spełniła, gdyż wprowadziła mnie w świąteczny nastrój i przygotowała na wyjątkowy czas, który zbliża się do nas wielkimi krokami. W dodatku jest lekką, mało wymagającą lekturą, po którą miło się sięga. Niestety spodziewałam się czegoś zdecydowanie lepszego i lekki zawód pozostał. Żeby zakończyć jednak pozytywną nutą, jeszcze raz pragnę pogratulować autorom wyróżnionych opowiadań, gdyż te czytałam z olbrzymią przyjemnością i tylko dzięki nim, w ogólnym rozrachunku, książka otrzymuje tak dobrą ocenę.

Czytanie antologii tematycznych chyba wchodzi mi w krew. Brak śniegu za oknem oraz zbliżające się święta, sprawiły, że sięgnęłam po ten, wydany rok temu, tom, żeby choć troszkę poczuć świąteczny nastrój. Zresztą, jak wspominałam przy antologii "31.10 Wioska Przeklętych" podobają mi się takie odautorskie inicjatywy i spodziewałam się naprawdę dobrej lektury.

Książka składa...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

http://ogrodwkieszeni.blogspot.com/2012/12/lew-tostoj-anna-karenina.html

http://ogrodwkieszeni.blogspot.com/2012/12/lew-tostoj-anna-karenina.html

Pokaż mimo to


Na półkach:

Już od dawna chciałam przeczytać tę książkę. Powód jest prosty - uważam, że klasyka jest warta poznania, by móc wyrobić sobie odpowiednie zdanie o pozostałej części literatury. Zresztą filmy i inne książki, uwielbiają odniesienia do starych, dobrych lektur.

"Anna Karenina" to powieść, która opowiada o losach trzech rosyjskich rodzin z wyższej klasy. Tytułowej Anny Kareniny, która w odwiedzinach u brata pojawia się na salonach, zachwycając wszystkich wokół swoją radością życia i urodą. Poznaje przystojnego wojskowego - Aleksego Wrońskiego, który zauroczony jej wdziękami chce zbliżyć się do Anny. Kobieta jest niestety w związku z dużo starszym mężczyzną, z którym ma swojego jedynego syna. Zdaje sobie sprawę, że gdy ulegnie awansom Wrońskiego straci swoją pozycję oraz dobre imię.

Drugi wątek opowiada o hulaszczym życiu brata Anny - Stiepana Obłońskiego. Mężczyzna nie stroni od uciech miejskiego życia - gry w karty, inne kobiety... Jego żona Dolly nie ma siły dłużej tego znosić, jednak wiele jest w stanie znieść dla swoich dzieci.

Ostatni wątek opowiada o Lewinie, właścicielu ziemskim, zakochanym w Kitty - siostrze Dolly. W tym wątku autor zawarł swój manifest - potępienie dla stosunków feudalnych czy potrzeba zmian w prowadzeniu gospodarstw wiejskich. Lewin pisze książkę o tej tematyce, poszukuje również naukowych dowodów, które pozwolą mu wierzyć w Boga.

Losy wszystkich bohaterów nieustannie się splatają poprzez rodzinne koniugacje. Choć wymieniłam ich tylko kilkoro, przez całą powieść przewija się mnóstwo bohaterów o odmiennych charakterach. Chylę czoła przed autorem, ponieważ każda z napotkanych osób jest wyjątkowa i postępuje na swój, zgodny z charakterem, sposób. Nie muszę chyba dodawać, że tak doskonała znajomość psychiki ludzkiej, ożywia bohaterów "Anny Kareniny" i możemy mieć wrażenie, że są to osoby współczesne autorowi, które postanowił utrwalić na kartach powieści.

Wiele osób twierdzi, że jest to romans. Owszem, tytułowa bohaterka jest uwikłana w "miłosny trójkąt", ale określenie w ten sposób powieści, zdecydowanie by jej uwłaczało. Wątki rodzinne i miłosne przeplatają się niestannie z wątkami politycznymi i społecznymi, co sprawia, że powieść jest doskonałą charakterystyką rosyjskiej arystokracji XIX wieku. Doskonale obrazuje, jak ważne w tamtych czasach były opinie innych i jak wielkie znaczenie miało "bywanie" w towarzystwie. Praca stanowiła tylko tło, zaś życie rodzin książęcych i hrabiowskich toczyło się wokół bali, obiadów, spotkań w klubach, wyścigów konnych czy polowań. Wszystko to spycha wątek romansu na dalszy plan.

Muszę przyznać, że "Anna Karenina", zwłaszcza wątek Lewina (oparty ponoć na życiu Lwa Tołstoja) mocno mnie zmęczyła. Rozmyślania nad religią czy opis XIX wiecznej wsi sprawiały, że kilka razy miałam ochotę powieść zostawić i więcej do niej nie wracać. Sprawiło to, że czas czytania powieści niewyobrażalnie się wydłużył. Jednak później znów wracałam do wątku Anny, Karenina i Wrońskiego, i wręcz nie mogłam się doczekać, by odkrywać dalej ich perypetie.

Anna to bohaterka, którą można lubić i niecierpieć jednocześnie. Ciężko jednak zdecydować się na jedno uczucie. Jej zachowanie w dużym stopniu tłumaczy sytuacja, w jakiej się znalazła. Niezależnie jednak od tego, jakie uczucia w nas wywołuje, jest to postać, która niezmiernie daje do myślenia. Pokazuje, jak wiele potrafi poświęcić kobieta w imię miłości oraz jak zgubne może to dla niej być. Zadziwiające, że tak pięknie zarysowaną psychikę kobiecą, znajdujemy w powieści autorstwa mężczyzny. Zdecydowanie wyróżnia się na tle innych bohaterek literackich, ze względu na wspomniane przeze mnie niejednokrotnie, idealne studium charakteru. Jest to postać, którą należy znać.

Sama powieść, choć mistrzowsko napisana, nie zrobiła na mnie wrażenia. Nie mogę jednak powiedzieć, że w jakimkolwiek stopniu jest zła. Jest doskonała i stanowi prawdziwą perłę literatury. Moim problemem było przede wszystkim małe zainteresowanie fedalizmem chłopskim i polityką Rosji w XIX wieku, które jakby nie było, stanowiły ogromny trzon książki. Opisy wyborów politycznych czy sprawy chłopskiej ciągnęły się przez wiele rozdziałów, sprawiając że niejednokrotnie usnęłam podczas czytania. Nie żałuję jednak, że przeczytałam tę powieść. "Anna Karenina" to klasyka w najlepszym gatunku i bez wątpliwości zasłużyła na to, by znaleźć się na wszelkiego rodzaju listach powieści, które powinno się przeczytać przed śmiercią.

http://ogrodwkieszeni.blogspot.com

Już od dawna chciałam przeczytać tę książkę. Powód jest prosty - uważam, że klasyka jest warta poznania, by móc wyrobić sobie odpowiednie zdanie o pozostałej części literatury. Zresztą filmy i inne książki, uwielbiają odniesienia do starych, dobrych lektur.

"Anna Karenina" to powieść, która opowiada o losach trzech rosyjskich rodzin z wyższej klasy. Tytułowej Anny...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Wiele osób nie ma zbyt wysokiego mniemania o stanie polskiej literatury. Najczęstszym argumentem jest znacznie niższy poziom ojczystych powieści w stosunku do tych zagranicznych. Jednak wszystkim, którzy tak uważają, polecam przeczytanie "Hikikomori" Tomka Przewoźnika. Powieść właśnie doczekała się swojego papierowego wydania, które można zakupić na Allegro.

Świat, w którym przyszło żyć Jonaszowi Hosali jest pełen chorób cywilizacyjnych. Praktycznie w każdej rodzinie istnieje chora osoba, która ma fobie społeczne i bez odpowiednich leków nie opuści bezpiecznej przestrzeni swojego domu. Zresztą pigułki są zażywane praktycznie na wszystko. Dodatkowo wprowadzone projekty rządowe sprawiają, że dzieci bez rodzeństwa rozwijają się w kilku różnych rodzinach. Jonasz jest kuzyńcem, czyli jednym z takich dzieci. Jednak już niedługo ma się to zmienić, gdy jego siostra ukończy trzeci rok życia. Wtedy w końcu będzie mógł mieszkać z nią i rodzicami, jak prawdziwa rodzina. Jednak wcześniej czekają go testy adolescencyjne, które mają wskazać mu zawód, którym zajmie się w przyszłości. Ze względu na chorobę siostry, Jonasz decyduje się na zawód gejszy i wyjeżdża do okiya, w którym ma przejść szkolenie.

To nie pomyłka! W świecie, w którym żyje Jonasz, gejsza to zawód przeznaczony dla mężczyzn. Zajmują się oni leczeniem duszy i ciała. Pomagają uporać się z chorobami cywilizacyjnymi, w tym z tytułowym hikikomori. Powieść opowiada o niezwykłej drodze, jaką będzie musiał przejść chłopiec. O kolejnych etapach szkolenia w domu gejsz i o poszukiwaniu oświecenia. Jednak przede wszystkim o dorastaniu i poznaniu samego siebie.

"Hikikomori" to powieść obok której nie da się przejść obojętnie. Koncepcja świata, którą przedstawia Tomasz Przewoźnik jest dopracowana. Co ciekawe i smutne, jest również dość prawdopodobna. Większość zmian, które według powieści, doprowadziły do takiego stanu rzeczy, już się zaczęła. Samo hikikomori (czyli zaburzenie, polegające na wycofaniu społecznym i odizolowaniu od kontaktu z innymi) również zbiera swoje pierwsze ofiary. Najczęściej w krajach, w których system szkolnictwa stawia na wyższość grupy od jednostki, głównie Japonii.

Już od pierwszych stron zżywamy się z głównym bohaterem. Autor w sposób niedostrzegalny, ale bardzo pewny i nieuchronny, przywiązuje nas do Jonasza i zabiera w drogę ku jego dorosłości. Wspieramy decyzję głównego bohatera, czasem się na niego wściekamy. Powieść wywołuje emocje, a co ważniejsze stawia przed nami pytania. Wciąga w rozmyślania i przekazuje olbrzymią dawkę wiedzy. Nie tylko o świecie kreowanym, ale również o prawdziwych zjawiskach, zdarzeniach i aspektach psychologicznych. Z każdej strony bije ku nam olbrzymia wiedza, którą Pan Tomasz posiada i postanowił się nią podzielić.

Niesamowite, że autor, znany głównie z krótkich opowiadań, stworzył powieść, która wwierca się w duszę i odciska trwałe piętno. Niesamowite jest również to, że Tomasz Przewoźnik z tą samą łatwością opisuje wykreowany świat science - fiction, rygorystyczne zasady domu gejsz, jak i duchowe aspekty ścieżki oświecenia, na którą wkroczył główny bohater.

Jednak, żeby nie było, że jestem całkowicie bezkrytyczna, nie obyło się bez małych "zgrzytów". Przede wszystkim słownictwo. Mam wrażenie, że autor się czasami gubił. W niektórych miejscach wydaje mi się ono zbyt wydumane, w niektórych scenach erotycznych znowu zbyt wulgarne. Pod tym kątem powieść często bywa nierówna. Mogłabym się również przyczepić, skąd dorastający chłopcy bez wzorców z zewnątrz, nauczyli się nagle przeklinać. Choć, faktem jest, że tutaj dobór słownictwa, podkreśla aspekt dojrzewania i mężnienia chłopców.

Powieść "Hikikomori" jest świetna. Na tyle świetna, że spokojnie dorównuje, a nawet przebija poziom powieści zagranicznych. I choć ciężko sprecyzować do jakiej kategorii literatury należy, ma ona wszystkiego po trochu. "Hikikomori" to dobrane w odpowiednich proporcjach: science fiction, ezoteryka, duchowość, erotyka, powieść obyczajowa oraz powieść psychologiczna. Każdy znajdzie w niej coś dla siebie. Mnie na pewno pozostanie w głowie na dłużej, a wiedzę, którą powiększyłam, dzięki powieści, być może na całe życie.

------------
http://ogrodwkieszeni.blogspot.com/2012/11/tomasz-przewoznik-hikikomori.html

Wiele osób nie ma zbyt wysokiego mniemania o stanie polskiej literatury. Najczęstszym argumentem jest znacznie niższy poziom ojczystych powieści w stosunku do tych zagranicznych. Jednak wszystkim, którzy tak uważają, polecam przeczytanie "Hikikomori" Tomka Przewoźnika. Powieść właśnie doczekała się swojego papierowego wydania, które można zakupić na Allegro.

Świat, w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Grupa przyjaciół ze szkoły postanawia udać się na biwak. Planują zejść do Piekła - niedostępnego miejsca w górach, owianego licznymi legendami. Spędzają tam kilka dni, odpoczywając i bawiąc się. Po powrocie okazuje się, że ich domy są opustoszałe, zwierzęta martwe, zaś ludzie zniknęli. Nie działa elektryczność. Z biegiem czasu dowiadują się, że ich kraj został zaatakowany, mieszkańcy uwięzieni, a oni są jednymi z niewielu osób na wolności. Muszą stworzyć swoje zasady, by przeżyć w nowym świecie. Przede wszystkim zaś muszą szybko dorosnąć, by sprostać nowym realiom.

Wiele oczekiwałam od tej powieści. Może dlatego ciężko mi coś o niej napisać. Z jednej strony podobała mi się, ale z drugiej spodziewałam się czegoś lepszego. Nie zniechęca mnie narracja pierwszoosobowa, zwłaszcza w tego typu książkach. Pozwala bowiem wczuć się w emocje bohaterów. Powieść napisana jest lekkim, potocznym językiem z wieloma młodzieżowymi odzywkami - wszak bohaterowie mają te kilkanaście lat, zatem jest to pozytywny zabieg. Działania bohaterów są infantylne i przewidywalne, ale po raz kolejny - może właśnie w tym jest urok tej powieści. John Marsden podjął się dość trudnego zadania wcielił się w rolę nastolatki - Ellie, która jest tutaj narratorem i mogę mu przyznać, że pod tym względem się obronił.

Nie zabrakło jednak wad. Przede wszystkim już od pierwszych stron byłam, jakby oderwana od rzeczywistości. Raczej nie czytam biografii autora przed sięgnięciem po jego dzieło i w tym miałam spory problem. Nazwy lokacji nic mi nie mówiły. Dopiero po kilku informacjach o kangurach oraz zajrzeniu do noty biograficznej byłam w stanie określić, gdzie rzecz się dzieje. Kolejnym negatywem jest brak informacji o agresorach. Jakoś nie wydaje mi się wiarygodne, żeby nikt z ośmiu osób nie oglądał wiadomości, nie interesował się, tym co się dzieje w świecie, ani nie potrafił choć w przybliżonych stopniu rozpoznać języka wrogich oddziałów. I nikt nie zapytał o to napotkanych ludzi? Mało prawdopodobne...

"Jutro" wydaje się być powieścią całkowicie oderwaną od rzeczywistości, choć silącą się na pewien stopień realizmu. Coś, co mnie zdziwiło to "wygadanie" głównej bohaterki. Już na pierwszych stronach dowiadujemy się, że jest to spisanie przygody ich wszystkich, całej grupy, nie zaś intymny dziennik jednej z nich. Raziły zatem opisy jej snów o erotycznym zabarwieniu czy relacje z "miziania się". Ellie z jednej strony chce zataić niektóre swoje przemyślenia, odkrycia, a z drugiej radośnie opisuje je na stronach ich relacji...

Może po prostu się czepiam, bo wbrew wszystkiemu powieść czytało mi się całkiem nieźle. Pomysł osadzenia nastolatków w trudnych realiach i to bez mieszania do tego sił paranormalnych jest miłą odmianą. Zapewne sięgnę też po kolejne części "Jutra". Choć nie ukrywam, że raczej ze względu na ciekawość, co się dalej wydarzy niż z powodu oczarowania powieścią. Zobaczymy czy kolejne części uratują pierwszą ocenę, czy jeszcze bardziej jej zaszkodzą...

http://ogrodwkieszeni.blogspot.com/2012/10/tytu-jutro-kiedy-zaczea-sie-wojna-autor.html

Grupa przyjaciół ze szkoły postanawia udać się na biwak. Planują zejść do Piekła - niedostępnego miejsca w górach, owianego licznymi legendami. Spędzają tam kilka dni, odpoczywając i bawiąc się. Po powrocie okazuje się, że ich domy są opustoszałe, zwierzęta martwe, zaś ludzie zniknęli. Nie działa elektryczność. Z biegiem czasu dowiadują się, że ich kraj został zaatakowany,...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki 31.10 Wioska przeklętych, Halloween po polsku II Szymon Adamus, Ewa Bauer, Kamil Czepiel, Grzegorz Gajek, Marek Grzywacz, Marcin Janiszewski, Chepcher Jones, Anna Klejzerowicz, Antonina Kostrzewa, Daniel Koziarski, Tomasz Krzywik, Krzysztof Maciejewski, Paweł Mateja, Piter Murphy, Kinga Ochendowska, Andrzej F. Paczkowski, Tomasz Percy, Marcin Podlewski, Tymoteusz Raffinetti, Kornelia Romanowska, Marek Rosowski, Anna Rybkowska, Marek Ścieszek, Arkadiusz Siedlecki, Sylwia Skorstad, Michał Stonawski, Karolina Wilczyńska, Magdalena Witkiewicz
Ocena 5,8
31.10 Wioska p... Szymon Adamus, Ewa ...

Na półkach:

"31.10 Wioska Przeklętych" to druga odsłona eksperymentu polskich autorów, który swój żywot rozpoczął w zeszłe Święto Duchów. Sprawdzian ten o tytule "31.10 Halloween po polsku" miał na celu sprawdzenie odzewu czytelników na tego rodzaju publikacje. Zakończył się pełnym sukcesem. Zatem autorzy postanowili iść dalej tym tropem i wydać kolejną część. W projekcie oprócz znanych autorów wzięło udział również kilku blogerów. Całość została wydana w formie elektronicznej i, wraz z pierwszą odsłoną, jest do pobrania bezpłatnie z serwisu Virtualo.pl

Zastrzeżenie było jedno. Wszystkie opowiadania powinny odnosić się do wsi w południowej Polsce, zwanej Strzyżewem, której próżno szukać na mapach. Dodatkowo autorzy mieli bardzo ograniczone informacje o tym, co piszą inni. Efekt przerósł moje oczekiwania. Książka zawiera 27 opowiadań, ale całość okazała się naprawdę spójna. Umieszczone w niektórych miejscach ilustracje dodawały klimatu całej antologii.

Co do samych opowiadań, tematyka jest naprawdę szeroka. Od wywiadów z wiedźmą, poprzez wyjazdy na wakacje, poszukiwanie zemsty czy inspiracji, a na dziejach mieszkańców Strzyżewa kończąc. Wszystkie mają swój urok i wpisują się atmosferą w grozę, nie tylko halloweenowej nocy.

Na szczególne wyróżnienie zasługuje jednak kilka opowiadań, kolejność zgodną z tą, którą zastajemy w książce:
* Zbłąkana dusza (Andrzej Paczkowski) - krótkie i wzruszające opowiadanie o małej, chorowitej dziewczynce
* Wioska przeklętych (Michał Stonawski) - opowiadanie o małżeństwie, które wyjeżdża w celu poprawienia swoich stosunków. Miałam niesamowite dreszcze i wpisało się w nastrój japońskich horrorów, które uwielbiam
* Przyjaciel z dzieciństwa (Szymon Adamus) - choć tematyka dość znana, pokazana w zupełnie nowej odsłonie
* Voodoo (Magdalena Witkiewicz)- dziewczyna porzucona tuż przed ślubem wyjeżdża, żeby odpocząć. Tematyka zemsty poprzez rytuały voodoo idealnie pasuje do antologii grozy. Dodatkowo brawa dla autorki za wplecienie "31.10 Wioski Przeklętych" do opowiadania. Idealne podsumowanie całej książki!

Niestety, żeby nie było za różowo, w niektórych miejscach jest sporo błędów. Najbardziej nimi naszpikowane jest opowiadanie "O jedną noc za dużo". Jego tematyka miała spory potencjał, ale ogromna ilość pomyłek sprawiała, że ciężko mi się je czytało. Mam nadzieję, że przed wydaniem papierowym (o ile oczywiście jest w planach), zostaną wprowadzone w tym miejscu poprawki.

Całość jednak wypada świetnie. "31.10 Wioska Przeklętych" w niektórych miejscach bawi, wzrusza lub przyprawia o szybsze bicie serca, choć niekoniecznie ze strachu... Jeśli ktoś miałby ochotę na odrobinę grozy to zapraszam do pobierania. Myślę, że warto. Od siebie dodam, że mam nadzieję, że w przyszłym roku odbędzie się trzecia odsłona tego, jakże udanego, eksperymentu.


http://ogrodwkieszeni.blogspot.com/2012/11/antologia-3110-wioska-przekletych.html

"31.10 Wioska Przeklętych" to druga odsłona eksperymentu polskich autorów, który swój żywot rozpoczął w zeszłe Święto Duchów. Sprawdzian ten o tytule "31.10 Halloween po polsku" miał na celu sprawdzenie odzewu czytelników na tego rodzaju publikacje. Zakończył się pełnym sukcesem. Zatem autorzy postanowili iść dalej tym tropem i wydać kolejną część. W projekcie oprócz...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

http://ogrodwkieszeni.blogspot.com/2012/10/meg-cabot-woskie-szalenstwo.html

http://ogrodwkieszeni.blogspot.com/2012/10/meg-cabot-woskie-szalenstwo.html

Pokaż mimo to


Na półkach:

http://ogrodwkieszeni.blogspot.com/2012/10/wojciech-cejrowski-rio-anaconda.html

http://ogrodwkieszeni.blogspot.com/2012/10/wojciech-cejrowski-rio-anaconda.html

Pokaż mimo to


Na półkach:

http://ogrodwkieszeni.blogspot.com/2012/10/carlos-ruiz-zafon-ksiaze-mgy.html

http://ogrodwkieszeni.blogspot.com/2012/10/carlos-ruiz-zafon-ksiaze-mgy.html

Pokaż mimo to


Na półkach:

"Dziewiętnaście Minut" to naprawdę dobra książka. Wciągająca, z zadziwiającymi zwrotami akcji, wartka, ale pozostawiająca czas na refleksję. Nie można się opowiedzieć po stronie żadnego z bohaterów lub właśnie można poprzeć ich wszystkich. Nie dzielą się oni na tych co mają rację i tych co jej nie mają. Jodi Picoult przedstawia swoich bohaterów z całym wachlarzem zalet oraz wad, co sprawia, że stają się tak prawdziwi i rzeczywiści, że odnajdujemy w nich siebie, swoich bliskich... Książka zdecydowanie skłania do refleksji nad trudnym tematem prześladowań w szkole. Naprawdę warto przeczytać.

"Dziewiętnaście Minut" to naprawdę dobra książka. Wciągająca, z zadziwiającymi zwrotami akcji, wartka, ale pozostawiająca czas na refleksję. Nie można się opowiedzieć po stronie żadnego z bohaterów lub właśnie można poprzeć ich wszystkich. Nie dzielą się oni na tych co mają rację i tych co jej nie mają. Jodi Picoult przedstawia swoich bohaterów z całym wachlarzem zalet oraz...

więcej Pokaż mimo to