-
Artykuły„Spy x Family Code: White“ – adaptacja mangi w kinach już od 26 kwietnia!LubimyCzytać1
-
ArtykułyBracia Grimm w Poznaniu. Rozmawiamy z autorkami najważniejszego literackiego odkrycia tego rokuKonrad Wrzesiński2
-
Artykuły„Nowa Fantastyka” świętuje. Premiera jubileuszowego 500. numeru magazynuEwa Cieślik4
-
ArtykułyMaj 2024: zapowiedzi książkowe. Gorące premiery książek – część 2LubimyCzytać5
Biblioteczka
Po raz pierwszy przeczytana biografia tak radykalnie zmieniła postrzeganie przeze mnie zespołu, którego jestem fanem ponad połowę swojego życia. „LED ZEPPELIN. Kiedy Giganci chodzili po Ziemi” Mick’a Wall’a to przejmująca historia drogi na szczyt i z powrotem ludzi, którzy w pierwszej połowie lat 70 XX w. tworzyli największy rockowy band na świecie, którego wpływ na współczesną muzykę hard’n’heavy słychać do dziś. Autor nie stworzył słodziutkiej, kolorowej laurki na której czterej fantazyjnie ubrani goście ze łzami w oczach grają dla tysięcy uśmiechniętych fanów „Stairway to Heaven”. Mick Wall stara się pokazać czytelnikowi kim byli naprawdę legendarni Zeppelini. Bez owijania w bawełnę przedstawia oblicza muzyków i ludzi blisko z nimi związanych. Jimmi Page to jednocześnie genialny gitarzysta i kompozytor, ale także muzyk który niejednokrotnie nie wahał się podpisać na płycie cudzy utwór swoim nazwiskiem. Roberta Planta poznajemy jako miłego i trochę zakompleksionego hippisa z Black Country, ale również jako narcystycznego „Złotego Boga”, jak sam o sobie mówił. Najbardziej tajemnicza i skryta w cieniu postać – John Paul Jones. Zawsze trochę na uboczu i zdystansowany od reszty zespołu, błyskotliwy aranżer, doskonały muzyk sesyjny który współpracował z największymi zanim dołączył do Zeppów. I wreszcie John Bonham. Z jednej strony GENIALNY perkusista, wspaniały ojciec, przyjaciel i kompan, z drugiej wiecznie pijany, agresywny sk...el. Poznajemy również sylwetkę Petera Granta, menadżera zespołu, który doszczętnie zrujnował ówczesny management wytwórni płytowych i pozwolił grupie zarobić prawdziwe pieniądze. Dzięki niemu zespół funkcjonował jak świetnie prosperujące przedsiębiorstwo.
Jest też najbardziej mroczny fragment historii Led Zeppelin. To fascynacja muzyków, a głównie Page’a okultyzmem i postacią Aleistera Crowleya z jego teorią synkretycznego mistycyzmu – Thelema. Wpływ tej kontrowersyjnej postaci i okultyzmu w ogóle na muzykę, teksty, okładki płyt był ogromny. Okazuje się że większość dzisiejszych kapel death i black metalowych ze swoim „satanizmem” to w porównaniu z Led Zeppelin „mały pikuś”. Wielu, w tym także Page, Plant i Jones upatrują w tej fascynacji przyczynę upadku zespołu.
Książka wydana jest wspaniale, uzupełniona licznymi, często rzadkimi fotografiami. Autor posłużył się również ciekawym zabiegiem literackim –„wspomnieniami” Page’a, Planta, Bonhama Jonesa’a i Granta pisanymi w drugiej osobie. Jednak wszystkie te fragmenty są napisane przez Mick’a Wall’a na podstawie badań materiałów źródłowych. Jedyne zastrzeżenia można mieć do tłumaczenia i redakcji. Indiańskie to nie to samo co indyjskie, „zważywszy na…” nie piszemy przez „rz” itp. Niestety, kilka razy trafiamy na podobne kwiatki w trakcie lektury. Mimo to „LED ZEPPELIN. Kiedy Giganci chodzili po Ziemi” to arcyciekawa biografia zespołu, który prawdopodobnie już nigdy nie pojawi się na scenie, a po jej lekturze w pełni rozumiem niechęć muzyków do reaktywacji. „To be a rock and not to roll.”
http://pijewoda.blog.pl/
Po raz pierwszy przeczytana biografia tak radykalnie zmieniła postrzeganie przeze mnie zespołu, którego jestem fanem ponad połowę swojego życia. „LED ZEPPELIN. Kiedy Giganci chodzili po Ziemi” Mick’a Wall’a to przejmująca historia drogi na szczyt i z powrotem ludzi, którzy w pierwszej połowie lat 70 XX w. tworzyli największy rockowy band na świecie, którego wpływ na...
więcej mniej Pokaż mimo to
UWAGA! Czytać po ZMIERZCHU!
Odzwyczaja nas Towarzysz Pilipiuk, odzwyczaja. Od dłuższej formy nas odzwyczaja mianowicie. Liczyłem na to, ba! byłem pewien że „Wampir z MO” powieścią będzie, jak poprzedni tom krwiopijczy. Zakupiłem, zasiadłem wygodnie, browara otworzyłem, zapaliłbym, ale rzuciłem i przeczytałem pierwszy rozdział, który okazał się opowiadaniem. Szkoda. Kolejne krótkie historie, co prawda dość spójne fabularnie nieco zrekompensowały moje rozczarowanie, ale….
Niespodzianek nie było. Narodowy Artysta Pilipiuk uraczył kolektyw czytelniczy jedenastoma opowiadaniami będącymi bezpośrednią kontynuacją (modnie czyt. sequelem) wydarzeń zawartych w „Wampirze z M3”. Spotykamy wszystkich starych bohaterów w starciu z przaśną rzeczywistością PRL za rządów generała w Ray Banach, gdzie o papier toaletowy było trudniej niż o „byty nekrobiotyczne”. Życie zwyczajnych ludzi w latach 80 samo w sobie było absurdalne i groteskowe, co dopiero w konfrontacji z wampirami, wilkołakami, zombi. Co prawda u Autora Pilipiuka aparat nacisku nie jest tak bezwzględny, a codzienność jakby bardziej znośna, ale w końcu mamy do czynienia z humorystyczną wersją historii.
Opowiadania zawarte w tomie trzymają styl, formę i poczucie humoru za który wszyscy lubimy i cenimy Artystę Pilipiuka. Podobnie jak w cyklu Jakubowym mamy całą furę pop-kulturowych odniesień, przede wszystkim do własnej twórczości, ale również do arcy-modnego romansu paranormalnego, japońskich horrorów i miejskich legend. Wyjątkową rolę odgrywa też warszawska Praga, tamtejsze szemrane środowisko, a głównie Bazar Różyckiego bez którego bohaterzy nie mogą się obyć.
„Wampir z MO” nie jest może wybitnym osiągnięciem Autora Pilipiuka, ale tchnie odrobiną świeżości po ostatnich jakubowych opowiadaniach świeżości drugiej lub trzeciej. Książka daje kilka godzin dobrej zabawy i nie pozostaje nic innego jak tylko czekać na nieunikniony ciąg dalszy.
http://pijewoda.blog.pl/
UWAGA! Czytać po ZMIERZCHU!
więcej Pokaż mimo toOdzwyczaja nas Towarzysz Pilipiuk, odzwyczaja. Od dłuższej formy nas odzwyczaja mianowicie. Liczyłem na to, ba! byłem pewien że „Wampir z MO” powieścią będzie, jak poprzedni tom krwiopijczy. Zakupiłem, zasiadłem wygodnie, browara otworzyłem, zapaliłbym, ale rzuciłem i przeczytałem pierwszy rozdział, który okazał się opowiadaniem. Szkoda. Kolejne...